Skocz do zawartości

Baśnie Soli i Wichru [seria][fantasy][dark][sad][NZ]


Cahan

Recommended Posts

break_art__siren_song_by_shrineheart-d82  

 

Ostatnio słuchałam pewnego kawałka od Carbon Maestro i poczułam jak spływa na mnie pisarskie natchnienie. Oczywiście ja to ja, więc pomysł był dość nietypowy, ponieważ postanowiłam napisać serię wzorowaną na baśniach. Jeśli nie rozumiecie dlaczego baśń, to posłuchajcie tego: https://www.youtube.com/watch?v=ySkGlUVNfu0

 

Póki co popełniłam pierwszy fanfik z serii:

 

Trzy pieśni

Edytowano przez Cahan
  • +1 8
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, interesujące. Trochę śmierdzi braćmi Grimm, ale tylko trochę. Poza tym tekst fajny, przyjemny, lecz dość przewidywalny. No ale czego się spodziewać po baśni. Jak dla mnie możesz pisać dalej, chętnie poczytam.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tego co przeczytałam wnioskuję, że autorka odkryła Pieśń Słów. Jedna z najlepszych baśni jakie kiedykolwiek czytałam, a mam ich za sobą trochę. Nie wiem nawet co mam napisać na ten temat. Ukazanie historii syren jest tu po prostu piękne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako, że na pisaniu znam się jak nasi politycy na ekonomii nie powinienem nic pisać, ale....

Ogółem fajnie się czyta. Przyjemna treść, fajny styl itd. Jednak są pewne zdania które mnie osobiście rażą. Ich struktura ni jak nie pasuje do reszty i zaburza całokształt, ale to tylko moje odczucie i mało znacząca pierdółka.  

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane

 

Sun stwierdził, że "trochę śmierdzi" twórczością Braci Grimm. Nie mogę się zgodzić - to jest niesamowicie podobne do ich baśni. A jak wiadomo są oni wśród mistrzów gatunku.

 

Nie chcę przez to powiedzieć, iż Cahan udało się za pierwszym podejściem stworzyć baśń idealną, ale czytało się to naprawdę przyjemnie. I jak niemal każdą baśń, od początku lektury można było przewidzieć jak się fabuła potoczy i jak skończy. Co w niczym nie ujmuje uroku temu fanfikowi - czytanie go było jak miły powrót do czasów dzieciństwa kiedy tego typu historyjki były na porządku dziennym.

 

Przeczytałem z przyjemnością, czekam na kolejne.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieskrywaną przyjemnością było czytanie tej fanfiko-baśni, a teraz pozostawię tu adekwatny komentarz, żeby wszyscy widzieli, że ja, Zodiak, aprobuję.

 

Tylko co ja mam tu napisać...

 

Nie miałem wielkiej styczności z baśniami. Nigdy ich nie czytałem, ani nikt nie czytał ich mi, kiedy jeszcze nie posiadałem tej umiejętności. Dlatego moje wyobrażenie o nich i oczekiwania mogą być trochę wypaczone. Krótka historia, okraszona bajkowym klimatem i pisana specyficznym językiem. To się tu zgadza i tyle mi wystarczy, Niemniej czegoś brakuje, czegoś w opisach. Takiego... malowania słowami. Wiem doskonale, że nie każdy może to potrafić, czy też lubić, ale akurat tutaj pasowałoby idealnie. 

Niemniej czytanie historii Adaigo jest przyjemne, nie dłuży się, ma swój klimat. Sama historia jest dość przewidywalna pod pewnymi względami, ale czy to przeszkadza? Mi nie. No i zakończenie jest urocze i w pełni pasujące do konwencji klasycznych baśni. (Wiem, co powiedziałem wcześniej, jednak jako taką wiedzę na temat baśni w ogóle posiadam). 

 

Tekst jest krótki, zatem i komentarz nie będzie szczególnie rozwinięty. Zawsze, zresztą, powtarzam, że nie jestem miszczem komentarzy. Słowem podsumowania: czytało się fajnie, czekam na kolejne baśnie. 

 

Pozdrawiam

Słowo i Poezja

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Lektura „Trzech pieśni” była, że tak zacytuję klasyka, szybka, łatwa i przyjemna. Jest to tego typu opowiadanko, które można sobie przeczytać dla zabicia czasu w komunikacji miejskiej albo przy porannej herbacie. Nie wymaga wielkiego wysiłku ani zagłębiania się w zawiłości, których tutaj zwyczajnie nie ma. Historia jest prosta, może nieco przewidywalna ale takie właśnie chyba są baśnie i takie określenie pasuje idealnie do „Trzech pieśni” – baśniowe, urokliwe, może ciut (ale tylko ciut) dziecinne. Ładnie tłumaczy genezę jednej z syren i ogólnie całość czyta się naprawdę bardzo miło. Forma opowiadania i sam styl pisania sprawia dodatkowo że nie jest to coś o czym można szybko zapomnieć. Przeciwnie, ja chętnie wróciłbym do tej bajki raz na jakiś czas a jeszcze bardziej bym się ucieszył gdyby tego typu opowiastki pojawiały się częściej.

 

Świetnie się spisałaś, autorko. Z mojej strony naprawdę solidna okejka.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Specjalnie wczoraj planowałem zarwać nockę, aby przeczytać tego fika, a tu się okazało, że był króciutki i nawet się mogłem wyspać. Pierwszy plus ;)

Do tego tag [dark fantasy], który uwielbiam. Narracja pierwsza klasa, te zdania z lekko przestawionym szykiem, barwne opisy, użyte słowa (choćby "koncha"), wszystko elegancko oplatało może nieszczególnie odkrywczą, ale ciekawą i smutną historię. Czekam na dalsze części.

Dopiero po przeczytaniu komentarzy wyłapałem, że chodzi o jedną z syren z EqG. Ale to wyłącznie moja wina, bo nawet nie pamiętałem, jak się nazywały :P Czy wobec tego można się spodziewać, że w kolejnych epizodach bohaterkami będą pozostałe syreny?

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 years later...

Bardzo zachęcająca kombinacja tagów, do tego najwyraźniej opowiadanie z Syrenką... W dodatku napisane przez Cahan? Nie mam pojęcia jak to się stało, że ów fanfik musiał czekać aż na ten maraton, bym wreszcie się za niego wziął. Może tytuł wzbudził skojarzenia z „Pieśnią Lodu i Ognia”, czyli z czymś, z czym mam zerowe doświadczenie, więc pewnie sobie kiedyś pomyślałem, że co ja się będę pchać w coś, o czym nie mam pojęcia?

 

A może pod koniec 2015 byłem zbyt przybity, a potem sprawy powylatywały mi z głowy. No cóż, tak czy owak, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, ale nad tym, że seria urwała się po pierwszym opowiadaniu i do dzisiaj nie doczekała się kontynuacji, być może już tak, bowiem to niedługie opowiadanie okazało się dla mnie niemałym zaskoczeniem, ba, to wręcz perełka, którą każdy powinien sprawdzić. Oceniając po jakości jedynego z opowiadania z serii, możemy jedynie się domyślać, jak mogłyby prezentować się kolejne. W każdym razie, nie ulega wątpliwości, że mogłoby to być coś wielkiego. Dlaczego?

 

Przede wszystkim, forma. Z jednej strony czuć, że to opowiadanie piórem Cahan pisane, zaś z drugiej, od razu idzie się zorientować, że to coś innego, coś, nad czym autorka wykonała dodatkową pracę, głównie poprzez zmianę stylistyki, po to, by perfekcyjnie oddać wrażenie baśni. Rzeczywiście, tekst wzbudził silną nostalgię, skojarzenia z dzieciństwem (miałem trochę baśni i bajek nagranych na kasetach magnetofonowych, słuchanie ich do poduszki w grudniowe wieczory miało iście magiczny klimat), przy czym nie brakuje mu pewnej nuty wzniosłości, cały czas miałem wrażenie, że mam do czynienia z czymś wielkim, profesjonalnym. Jest czego pozazdrościć, naprawdę. Ciekaw jestem, ile czasu zajęło pisanie, w ogóle, jak to wyglądało, czy też całość sprowadziła się do wymienionego w pierwszym poście natchnienia. Bo nie wydaje mi się, by coś podobnego mógł napisać każdy, o dowolnej porze, spontanicznie. Ja na pewno nie.

 

Jasne, przyglądając się bliżej, da się zauważyć, że różne zabiegi stylistyczne, to w gruncie rzeczy zmiany szyku oraz celowe powtórzenia, jednak rzeczy te wymagają umiejętności i wyczucia, i chociaż wydają się małe, ich wpływ na formę, na odbiór tekstu, okazał się kluczowy.

 

Fabuła okazuje się dość prosta, lecz idealnie wpisuje się w klimaty baśniowe, została zrealizowana wyczerpująco, z polotem, charakterem, pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że z pasją też. Historia posiada baśniowy urok, który wciąga i nie pozwala się oderwać, zaś po skończonej lekturze czytelnikowi towarzyszy poczucie, że właśnie zapoznał się z czymś wyjątkowym, w ogóle, myślę, że tekst jest w stanie zainspirować. Co cieszy mnie tym bardziej, nie zestarzał się ani trochę i myślę, że dziś jak najbardziej jest dla niego miejsce, nie tylko wśród klasycznych oneshotów z 2015 roku, ale wśród kucykowych fanfików osadzonych w klimatach fantastycznych w ogóle.

 

Spodobało mi się to, że miejsca akcji wydają się być odizolowane od świata. Nie, złe określenie. Chodzi o to, że ponieważ to jakaś wieś, jakaś knieja i jakieś klify, morze, itd. uzyskuje się ciekawe wrażenie odosobnienia, chociaż nie da się zapomnieć, że jest to opowiadanie tematycznie wpisane w kucykowe uniwersum, zważywszy na formę, w jakiej występuje Adagio. Niemniej, lokacje wydają się być odległe od znanych z serialu miejsc, w ogóle od Equestrii, intrygujące jest to, że nic o nich nie wiadomo. Zapewne normalnie potraktowałbym to jako wadę, zaniechanie światotworzenia, ale z uwagi na konwencje baśniową oraz długość opowiadania, uznaję to za element współtworzący nastrój. Poszczególne wydarzenia, opisy, wykonane zostały w znakomitym stylu, także kreacja Adagio, wszystkie te elementy sprawiają, że poza odosobnieniem, czuje się chłód, niepewność, jest dość ponuro, poważnie. Co do chłodu, przychodzi mi na myśl chłód wichru znad morza, dotyk spienionych, zimnych fal morskich. Autentycznie nie mogę wyjść z podziwu jak doskonale został stworzony klimat w tym opowiadaniu, a to zaledwie trzy strony (dokument wskazuje inaczej, ale stosując mniejszą przerwę między tytułem, a treścią, idzie zmieścić cały tekst na trzech stronach).

 

Naprawdę, świetnie się to czyta. W ogóle, cały czas miałem wrażenie, że autorka, w ramach tytułowych trzech pieśni, operuje na jakiejś symbolice, na nawiązaniach, o których niestety nie mam pojęcia, gdyż jestem istotą kompletnie niewykształconą w tym kierunku. Pochylając się nad kreacją Adagio, tutaj także były pewne rzeczy, które zaskoczyły. Początkowo poznajemy ją z opisów, z których dowiadujemy się o jej nieprzeciętnych zdolnościach wokalnych, próżności, zniewalającym pięknie oraz gronie adoratorów, których konsekwentnie odrzuca. Odpowiednio szybko poznajemy jej matkę, która akurat po ostrym sporze z jedyną córką zapada na chorobę, przez co Adagio decyduje się wyruszyć do chaty wiedźmy (Wydrążonej w drzewie, o ile dobrze pamiętam. Coś mi to przypomina :D), lecz zanim przepuści ją brytan, musi odnaleźć tytułowe trzy pieśni. Generalnie, od tej pory poznajemy bohaterkę z innej strony. Okazuje się, że potrafi być emocjonalna, zna smutek, zwątpienie, bezsilność, nie da się jej również odmówić determinacji, gdyż swego celu dokonuje... ale deczko za późno. OK, można się było tego spodziewać, ale utrzymuje się to w konwencji baśni, toteż nie zamierzam narzekać.

 

Zresztą, gdybym miał pominąć ten szalenie istotny szczegół, równie dobrze powinienem się czepiać, że skąd miała siłę śpiewać całą dobę, jak to się stało, że przez łącznie sześć dni i sześć nocy, plus czas poszukiwań trzech pieśni, nikt z wioski najwyraźniej się nie przejmował chorą wdową, ale akurat jak Adagio wróciła i odnalazła matkę martwą, to zleciała się cała wieś, żeby ją zlinczować? Nie ma co narzekać, to są rzeczy, które muszą się znaleźć w baśni, bez których nie ma fantastycznego, bajkowego klimatu i bez których nie da się mówić o dziecinnym uroku takich oto opowiastek :D

 

Ciekawe podejście – Adagio na początku przejawia dokładnie te cechy, których należało się spodziewać, mając w pamięci jej kanoniczny występ, lecz potem przejawia zupełnie inne, przeżywa określone emocje, a pod koniec jawi się jako postać tragiczna, której los dał jednak szansę na drugie, długie życie, lecz w innej, dużo silniejszej formie. Nie uratowała matki, ale przynajmniej trzy pieśni się nie zmarnowały. No i jakoś fajnie dowiedzieć się, że zamiast czerpać złe emocje po to, by móc kogokolwiek otumanić śpiewem, Adagio sama z siebie śpiewa, wabi, a potem ciągnie na dno i pożera. Przypomniało mi to poszczególne sceny z „Piratów z Karaibów”.

 

W ogóle, ciekawy pomysł na genezę. Do tej pory tłumaczyłem to sobie tak, że syreny po prostu istniały w tym świecie i taką miały moc (kto by się tam przejmował jak i dlaczego), ewentualnie zostały przez kogoś powołane do życia i obdarzone mocą, najmniej prawdopodobne, że w głębinach serio czai się społeczność syren i trytonów, a te trzy znane z kanonu akurat były wyjątkowe i nie żarły kucyków, tylko kłóciły w zamian za extra moc. A może jednak żarły?

 

Tutaj sprawa jest prosta – Adagio była kucykiem, lecz w określonych okolicznościach, zdobywając określone rzeczy, stała się syreną i zyskała moc, która pozwoliła jej zemścić się na niedoszłych oprawcach i przetrwać. Nie wiem, który to już raz piszę, ale kłania się twierdzenie, że siła tkwi w prostocie. I do tego ta baśniowa otoczka...

 

Opowiadanie z czystym sercem polecam każdemu. Jest to coś innego, niezwykle klimatycznego, ale przystępnego w odbiorze, na swój sposób intrygującego i rozbudzającego nostalgię. Nie zestarzało się ani trochę, imponująca próbka możliwości Cahan. Tagi zmiksowane i zrealizowane doskonale, najbardziej daje się odczuć [Fantasy], ale ogólne odosobnienie, chłód, sprzyjają [Sad], jest lekka domieszka [Dark], ale akurat w tym przypadku bardziej po to, by dopełniać smutek, poprzez brak nadziei. Niniejszej baśni niczego nie brakuje, jest po prostu doskonała!

 

 

PS: Opowiadanie jest dwukolorowe. Nie wiem, jak to się dzieje, ale tak jest. Tak tylko wspominam.

 

PS2: A oto i forma, o której pomyślałem przy okazji „Szeptu Mgły”. A gdyby tak napisać ów tekst właśnie w formie baśni? Ciekaw jestem, jak by to było :twilight3:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Hoffman napisał:

Ciekaw jestem, ile czasu zajęło pisanie, w ogóle, jak to wyglądało, czy też całość sprowadziła się do wymienionego w pierwszym poście natchnienia. Bo nie wydaje mi się, by coś podobnego mógł napisać każdy, o dowolnej porze, spontanicznie. Ja na pewno nie.

Nie pamiętam ile, ale to był jeden z tych szybkich tekstów, jeśli chodzi o samo pisanie. Wieczór? Popołudnie? Coś takiego.

 

Ale masz rację, wykonałam pewien risercz. Natchnienie natchnieniem, forma sama się nie zrobi. Wygrzebałam z półki "Baśnie Andersena" i zaczęłam je czytać, skupiając się na tym jak autor i tłumacz operują słowami, jakich środków stylistycznych używają, etc. I to zajęło parę minut. Spory wpływ miały też "Bursztynowe baśnie", które czytałam za młodu.

 

Cała seria miała być o syrenach - ich genezie, życiu i upadku. Ale nie pamiętam, co w niej chciałam zawrzeć. Miałam parę luźnych pomysłów. Przez te wszystkie lata zawsze myślałam o powrocie do tej serii. Bądźmy realistami - pewnie do tego nie dojdzie, ale nie wykluczam. Odpowiedni wiatr będzie musiał zaśpiewać swoją pieśń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

„Trzy pieśni” to interesujący fanfik... i tyle.

 

Ale muszę napisać więcej, bo mi punktów nie policzą. „Trzy pieśni” to utwór naśladujący swoim stylem baśni. Co prawda nie wiem które dokładnie, ale trochę mi to przypomina poemat „Witeź”, napisany chyba przez Adama Mickiewicza. Nawet końcówka trochę mi ją przypomina, poprzez motyw przemiany w wodzie. Co prawda jest to bardzo ogólna zbieżność i nie mam żadnej pewności, że właśnie tym się inspirowała autorka.

 

Tak jak w baśni, tekst wymyka się racjonalnemu pojmowaniu świata, wszystko jest zrozumiałe tylko, jeśli zaakceptujemy swoistą logikę zachodzących wypadków. Chociaż nie zgodzę się z autorką w jednej sprawie.

 

Cytat

I płakała Adagio, bo zrozumiała, że się spóźniła. Za długo szukała trzech pieśni, za długo przemierzała knieję. A lament jej był tak głośny, że zwrócił uwagę mieszkańców osady. Przyszli do chaty starej wdowy, a gdy odkryli jej zwłoki i zapłakaną klacz ich sąd był rychły i okrutny. Bowiem w srogich umysłach wieśniaków narodził się pomysł iż to córka jest winna śmierci matki. A kara za to istnieć mogła tylko jedna.

 

Jak jednak wiemy z wcześniejszego fragmentu:

 

Cytat

Oburzyła się Adagio na te słowa i tak na matkę krzyczała, że cała wieś o sprawie usłyszała. Zaś stara klacz następnego dnia ciężko zaniemogła. Przeraziła się wdowia córka i nikomu nic nie mówiąc ruszyła w leśne ostępy, gdzie swą chatkę miała wiedźma, która to znała się na ziołach.

 

Może nieintencjonalnie, ale była jednak odpowiedzialna za jej śmierć. Można też wspomnieć, że w tłumie pewnie było wielu zalotników, którzy mieli wobec dziewczyny wyrzuty. Długo sobie Adaggio pracowała na swój los. Mam wrażenie, że autorka nie chciała tutaj pisać drugiej „Balladyny”.

 

Ważniejsza w tekście jest natomiast strona formalna. Niestety, nie wiem czy autorka pisze utwór w jakiś określony sposób aby coś naśladować czy też nie. Jednak tekst się bardzo dobrze czyta. Jest klarownie napisany, zrozumiały i sprawia wrażenie... pięknego? Autorka szuka słów a nie sięga po pierwsze lepsze, które przyszły jej do głowy.

 

Dlatego polecam „Trzy pieśni” tym, którzy szukają oryginalnych opowieści napisanych w niebanalny, a jednak też nie eksperymentalny sposób. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...