Skocz do zawartości

Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]


Elizabeth Eden

Recommended Posts

[Jennefer]
Słońce zaczęło lizać bladą cerę czrnowłosej dziewczyny. Mimo tego ona spała, choć nie spokojnie to jednak jakoś. Po kilku minutach jednak lekko otworzyła swoje ślepia. Ziewnęła przeciągając się. Wygrzebała się z pod miękkiej kołdry. Kichnęła, katar dokuczał jej od jakiegoś czasu. "Przydałoby się iść do apteki kupić coś na to kiechanie..."  pomyślała. Przetarła lewe oko. Podeszła do lustra by przeczesać swoje kruczoczrne włosy. Gdy tylko ujrzała swoje odbicie uderzyła pięścią w ścianę obok lustra. Zabolało. Ale nic nie powiedziała. Ale co ją tak zdenerwowało? Oczy, kolor jej oczu. Tak bardzo pirzypominał jej kolor oczu matki. Tej nic niepotrafiącej, słabej kobiecie. Jennefer znienawidziła ją zaraz potym jak zginął ojciec. Sięgnęła po pudełko z soczewkami lerzące na półce obok. Sięgając je upadła jej buteleczka z płynem do soczewek. Podniosła je i odłorzyła na miejce ale nic tam już nie było. "Super, czyli płyn do soczewek też trzeba kupić" pomyślała. Załorzyła soczewki i przeczesała włosy złamaną szczotką. Odeszła od lustra i ubrała się. Zabrała swoją torebkę w odcieniu jasnego pomarańczu i wyszła na zwenątrz. Padało więc założyła kaptór. Zaczęła iść w stronę optyka.

 

[Cirilla]
Wstała i zjadła śniadanie. Postanowiła wyjść na miasto by zarobić parę groszy. W końcu z czego miała zarabiać jak nie z głosu? Tu raczej nie było potworów. Bo zabijanie ich stanowiło jej głwny dobytek w Equetrii. Ale nie tu. Tu żyło się inaczej. Miałeś ręcę, nogi. I inne tego typu rzeczy. Choć życie różniło się powłoką to niekiedy dawało jej w kość. Po prostu denerwowało. Zabrała swój kapelusik i wyszła na miasto by dotrzeć do miejsca w którym stała. Gdy tam dotarła połorzyła kapelusz na ziemi, rozgrzała się i zaczęła śpiewać delikatną melodię piosenki "Soleil".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Golding Shield/Karol Patris

Stanąłem jeszcze pod gabinetem Crystal kręcąc lekko głową patrząc na zamknięte drzwi. Co jest z tą kobietą? Pomyślałem. Najwyraźniej moją reakcje zauważyła dziewczyna za biurkiem, która siedziała koło gabinetu Crystal.

- Znów cię zdenerwowała? - spytała z wyraźną troską. Na co znów pokręciłem głową i tylko wzruszyłem ramionami.

- Nic, o czym warto mówić - powiedziałem od niechcenia kierując się do windy.

 

Będąc w środku wyjąłem telefon komórkowy z kieszeni. Całkiem przydatne urządzenie. Jednak nie mogło się równać z naszą magią. Tym razem posłużył mi za zegarek. Najwyraźniej nadszedł koniec mojej zmiany. Nie wiedziałem czy bardziej mnie to cieszyło czy dołowało. W końcu dojechałem na parter gdzie już była nowa zmiana. Sam poszedłem do szatni by się przebrać. Strasznie było to męczące. W Equestrii nosiłem zwykle tylko zbroje a tak rzadko coś wkładałem. A teraz gdybym wyszedł nago na ulicę wzięto by mnie za chorego psychicznie zboczeńca. Jak zwykle ubrałem się w zwykłe jeansy, czarną skórzaną kurtkę i czarną bluzę. Gdy skończyłem zacząłem się kierować do innych, którzy stali koło naszego wozu terenowego. Był duży i mieliśmy w nim również coś gdyby ktoś nas nagle zaatakował. Nagle jeden z mężczyzn podszedł do mnie.

 

- Crystal nie męczyła cię dzisiaj? - spytał zaciekawiony.

- Na to wychodzi - burknąłem pod nosem.

- Więc może pójdziesz z nami dziś w końcu do naszego baru w bazie a nie tylko będziesz siedział z tym ptaszyskiem w swoim pokoju. Co ty na to Golding? Wiem, że gwardziści lubili wypić trochę cydru po służbie - przekręciłem tylko oczami na jego prośbę. Nie miałem na to ochoty chciałem tylko dziś zostać sam na sam ze swoimi myślami nic więcej.

- Innym razem - powiedziałem od niechcenia. - A teraz jedźmy do bazy - stwierdziłem i wsiadłem do samochodu na tylnym miejscu. Umiałem prowadzić, ale nie bardzo lubiłem to robić. Inni poszli w ślad za mną i wkrótce budynek opuściło 5 takich samochodów.

 

Crystal/Felicja Romanis

Kobieta siedziała wpatrzona w szachownicę nie mogąc zrozumieć jak do tego doszło. Gdy jeszcze wczoraj na nią patrzyła wszystko wyglądało dobrze. A teraz? Co to w ogóle miało znaczyć. Nie miała problemu by dowiedzieć się, kto jest z Equestrii a kto nie. Czarna figura wskazywała człowieka. Biała kogoś, kto pochodzi z Equestrii. Im figura wyższa tym była ważniejsza dla samej Crystal. Teraz wpatrywała się w białego króla, który miał na sobie kilka czerwonych plam nie trudno było się domyślić, że oznaczała Goldinga.

 

Od figury króla leciały dwie czerwone linie ku innym figurą. Które były bardzo daleko od niego. Nie trudno jej było zgadnąć, co to oznaczało. Ktoś bliski sercu Goldinga wciąż żył. Ale on o tym najwyraźniej nie wiedział. Były to 2 rodzaje różnej miłości. Nie było to nic dobrego. Golding był zbyt ważny w jej planach by mogła go tak po prostu stracić. Gdy jest zrozpaczony łatwiej go kontrolować. Jeśli spotka te dwie osoby może zacząć się wyłamywać. A na to nie mogła sobie pozwolić. To by było za duże zamieszanie w jej planach.

 

- Pokaż mi mapę - powiedziała twardo a szachownica nagle się zmieniła w wielką mapę, na co się trochę uspokoiła. Dwie osoby ważne dla Goldinga były w Polsce. A on był w Chinach. Szanse, że się z nimi spotka są niemal zerowe. A ona dopilnuje by tak zostało. Jednak lepiej nie poddawać się ślepemu szczęściu. Trzeba znaleźć te 2 osoby i zabić je szybciej. Jednak to będzie dosyć trudne...

 

Nagle ponownie zmrużyła oczy. Gdyby tylko była w pełni mocy. Niestety po przemianie w człowieka została jej tylko szachownica, która na zawsze będzie częścią niej dopóki żyje. Miała coś jeszcze pomyślała, gdy włożyła dłoń za sweter i wyjęła  zza niego czerwony jakby skrzywiony kamień. Bardzo się natrudziła by go znaleźć w Crystal Empire. Jednak nie zdążyła go wykorzystać, bo gdy go znalazła zmieniła się w tą żałosną słabą postać. Teraz musiała czekać by odzyskać pełnie mocy.

 

Znów spojrzała na szachownicę kolejne rzeczy martwiły ją coraz bardziej. Zagrożenie, jakie pokazywała szachownica. Mogła dostrzec, że zagrożenie dla niej jest niemal z każdej strony. Ale niby jak? Coś tak słabego i żałosnego jak człowiek nie może jej zabić, gdy nagle jej oczy zwróciły się na figurę, której szachownica nie mogła określić. Wiedziała, co to znaczy. Był tu ktoś potężny może jeszcze potężniejszy od niej.

 

Abominacja. Najwyraźniej to coś było daleko od niej i nic o niej nie wiedziało. To dawało pewną przewagę Crystal. Musi znaleźć to coś i zniszczyć nim stanie się zbyt groźne. W Equestrii tylko kilka bytów opierało się szachownicy. Equestrii niema a jest jakieś zagrożenie w tym świecie i nie jest to człowiek ani nic, z czym wcześniej się spotkała.

 

A może widziała coś podobnego wcześniej? Jej oczy zaczęły szukać innej figury, gdy w końcu się zatrzymała. Jest tutaj kolejna abominacja. Wskazała palcem figurę, która był trochę przezroczysta, czarna i czerwona. Jednak ta abominacja pracowała dla niej. Szachownica nie wskazywała by ta dwójka miała ze sobą jakieś relacje, więc najpewniej się nie znają. Ale wydaje się, że źródło ich mocy ma pewien związek. A jeśli o tym mowa to chyba czas by dać nowe zadanie panu Rasonowi...

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Gdy kobieta wspomniała, że pracuje pomagając dawnym kucykom. Snow lekko przełknęła ślinkę. Czy ta kobieta znała już prawdę o jej przeszłości? Głupie pytanie na pewno już się czegoś domyślała. Dziewczyna nie wstydziła się tego skąd pochodzi. Jednak bała się, dlatego nie mówiła, kim tak naprawdę jest.

 

- Czyli już się pani domyśla? - powiedziała załamana i nagle opuściła głowę a na podłodze zaczęły pojawiać się niewielkie krople łez. - Proszę - mówiła łkając dalej. - Ja nie zrobiłam nikomu nic złego. Ten sklep to wszystko, co mam. Utraciłam wszystko. Błagam niech pani nie mówi, że byłam kucykiem. Nie mam już nic. Straciłam wszystko. Nawet nie mam już rodziny. Mój kuzyn, który był mi niczym brat umarł broniąc Equestrii. Nie był złym kucykiem. Robił to tylko po to by chronić innych. Nie wstydzę się go. Jestem z niego dumna. Jednak nie jestem tak odważna jak on. Jeśli ktoś się dowie, że jestem spokrewniona z kimś z gwardii moje życie dobiegnie końca. Stracę wszystko. Proszę zrobię, co pani zechce tylko niech nic pani nikomu nie mówi - mówiła załamana z głębokim żalem. Bała się. Wiedziała, że jeśli coś się wyda to wszystko się dla niej skończy. Patrzyła teraz na kobietę ze łzami w oczach.

 

Thomas Carlson

Mężczyzna pokręcił głową na reakcje Elizabeth. Miał tylko nadzieje, że nie mówiła poważnie, jeśli chodzi o te zazdrość. Czasem się zastanawiał na temat swojego gustu, co do kobiet. Zresztą dzieciaki nie powinny cały dzień latać po laboratorium. Może o tym też powinien pogadać z Elizabeth jak wrócą? Można by je przecież zapisać do jakiegoś przedszkola gdzie bawiłyby się z rówieśnikami. Thomas zdjął kapelusz i założył go Alexandrowi na głowę, po czym się schylił i lekko uśmiechnął do swoich dzieci.

- Mama dała nam trochę czasu, który powinniśmy wykorzystać jak najlepiej. Więc co chcecie robić? Spacer, lunapark wybierajcie, co chcecie. Na rodeo jesteście chyba jeszcze za mali, ale kiedyś was na pewno zabiorę na pokazy - powiedział z uśmiechem.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Użytkowniczka ThePolishVinyl dołączyła do gry. Jej karty jeszcze dziś pojawią się w Księdze. Życzę miłej gry! :)

_____

Magda

Magdallene nie okazała zdziwienia, kiedy dziewczyna przed nią rozpłakała się, nie raz już spotykała się z taką reakcją w swoim biurze. Mówiąc szczerze była nawet zadowolona, że właścicielka sama domyśliła się jej odkrycia. Kiedy słyszała jej prośby można powiedzieć, że uaktywniła się w niej trochę nabyta w pracy empatia, oraz nieświadomie przejęta od Natalii troska o słabszych.

- Nie płacz - powiedziała cicho i podeszła do dziewczyny. Nie wiedziała, czy była Equestrianka ma ochotę na jakiś większy kontakt dotykowy, więc tylko położyła jej rękę na ramieniu. - Na pewno nic złego ci się przy mnie nie stanie - wspomniała na początek, by wszystko było jasne.

Zastanowiła się chwilę.

- Rozumiem. Twój kuzyn był gwardzistą? - dziewczyna naprawdę wyglądała na słabą i zrozpaczoną, więc Magda zdecydowała się jednak, żeby ją delikatnie objąć. - Ale chyba nie myślisz, że nasz rząd będzie cię z tego powodu atakował? Nie robimy tak, nigdy, na pewno nie w Polsce. Chciałabym dla ciebie jak najlepiej, ale jeśli tak jest, to uważam, że byłabyś bezpieczniejsza, gdybyś zarejestrowała się jako były kucyk. Takich zarejestrowanych jest tysiące, a my im pomagamy, odwiedzamy ich i pilnujemy by nie byli przez nikogo prześladowani.

Zastanowiła się przez chwilę, odsuwając się patrząc na nią z w miarę beztroskim uśmiechem.

- Może zróbmy tak, że zaprowadzę cię później do Natalii, chyba wiesz kim jest, prawda? Twoje stroje są przepiękne i eleganckie, a jeśli naprawdę tak się boisz, to myślę, że mogłabym zapewnić ci pracę w naszym rządzie. Byłabyś wtedy przez cały czas przy ludziach, którzy będą cię szanować i pilnować twojego bezpieczeństwa. Ale, moja droga, nie musisz płakać. To twoja decyzja, jeśli zdecydujesz się, że nie masz na to ochoty to nie będę cię do niczego zmuszać. Po prostu jak dla mnie... - rozejrzała się po sklepie, spojrzała też na zalane deszczem okna - to nie jest miejsce w którym czułabym się bezpiecznie, jeśli byłabym zagrożona. Poza tym, jestem pewna, że byłoby ci miło, gdybyś miała okazję ubierać wszystkich najważniejszych przedstawicieli państwa. Zdradzę ci sekret, Natalia bardzo lubi kolorowe, Equestriańskie stroje - dodała z uśmiechem, chcąc skończyć przygnębiający temat. - Ale zanim się zastanowisz, to niestety muszę przyznać, że nadal nie mam swojej marynarki - odeszła krok od dziewczyny i zaczęła się pogodnie rozglądać.

Do byłych kucyków zawsze trzeba było podchodzić w pogodny i wesoły sposób, nigdy nie lubiły przygnębiającej atmosfery ludzkiego świata. Tak naprawdę sama nie była pewna dlaczego zaproponowała jej tę pracę, w końcu nie skonsultowała tego z nikim, to była zbyt spontaniczna decyzja. Ale raczej wątpiła, by Natalia miała odmówić posady i pomocy jakiemukolwiek bojącemu się o swoje życie byłemu kucykowi. Poza tym i tak nie mają żadnego stylisty(i właśnie dlatego Magda musiała jeździć po sklepach, zamiast zająć się czymś pożytecznym...)

***

Alexander i Anne

- Lunapark brzmi fajnie - stwierdził Alexander, któremu kapelusz opadł na oczy i musiał go poprawiać.

- Ale mama mówi, że najfajniej jest w laboratorium i wszystko inne to besenesowne marnowanie czasu - dodała Anne nie zdając sobie sprawy, że przekręciła trochę nieznane jej słowo.

Mimo wszystko oboje podskakiwali z radością na myśl o tym, że będę mogli gdzieś wyjść razem z tatą, którego przecież poznali stosunkowo nie dawno.

 

EDIT:
Elizy nie będzie do jutra, bo wyjeżdża na sylwestra.

 

 

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Natalia Romanova]

Widziała że w kartach ktoś zwrócił na nią uwagę... Intrygowały ją te oczy ~ myśli które się w nich pojawiały. Nie wiedziała skąd wzięło się w nich to obrzydzenia ku jej osobie. Przecież nikomu nic nie zrobiła odkąd pojawiła się na ziemi więc... Skąd mogły się wziąć u kogoś te myśli i kto mógł na nią patrzeć właśnie w ten sposób. Przecież nikomu się nie pokazywała... Ktoś na zewnątrz. Wyjrzała przez okno próbując kogoś znaleźć ~ bezskutecznie. Westchnęła zniechęcona.

Czasami przychodziły do niej stałe klientki o które niespecjalnie dbała... W sklepie zwrócił ktoś na nią uwagę? Przecież była w nim ponad tydzień temu. To nie miało prawa bytu. Nie po takim czasie. Więc jak? Zaczęła dalej rozkładać srebrne karty w których połyskiwała rtęć układająca się w różne znaki i kontury... Nie była jedyna która stała się obiektem zainteresowania tych oczu. Jednak na reakcje musiała poczekać.

Oczy też czekały... Ona też mogła w ten sposób grać. Wiedząc jednocześnie nie mając żadnej pewności oprócz tego że ktoś zaczął wpływać na jej los samą myślą. To było trochę za mało by próbować coś z tym zrobić jednak moc... Od niej przeszły ją ciarki. Wcale się jej to nie podobało.

Wyciągnęła ciężkiego laptopa którego obudowa stanowiła aluminium z domieszkami innych metali... Stara produkcja... Tani zakup i niezawodność. Odpaliła ekran po wpisaniu parudziesięciu znaków po czym pojawiła się ledwo nadbudówka biosu... Zaczęła czytać po rosyjsku parę słów... Dla niej nic nowego. Miała czekać. Dalej miała w ręce swe karty które zaczęła tasować. Może mogły jej coś jeszcze powiedzieć?

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Powoli pokonywaliśmy kolejne miejsca. Nic nie mówiłem siedząc z tyłu i mając zamknięte oczy. Sprawiałem wrażenie śpiącego, lecz były to tylko pozory. Cały czas pozostawałem czujny. Zawsze tak było. Nie mogłem sobie pozwolić na brak czujności. Dochodziły do moich uszu rozmowy innych w samochodzie.

- Mówię wam, gdy odzyskam dawną postać wrócę na farmę. Tam miałem świetne życie i żadnych zmartwień, gdy pracowałem w polu. A wiecie, co jest  jeszcze lepsze? - spytał a wszystkie oczy zwróciły się ku niemu za wyjątkiem moich, które cały czas pozostawały zamknięte. - Crowned obiecała, że zamieszka ze mną. Czekam tylko aż wrócą nasze prawdziwe postacie wtedy na pewno poproszę ją o kopytko. Tylko nie wiem, kto nam udzieli teraz ślubu...

- Ty to masz problemy - stwierdził inny głos. - Jestem pewny, że problemy ślubów szybko rozwiążemy. Najpierw jednak musimy odzyskać nasze życia i znaleźć nowy dom

- Tak to prawda. Jednak możemy już planować, co będziemy tam robić - powiedział rozmarzonym głosem i nagle jego wzrok zwrócił się na mnie. - Golding a ty, co będziesz robił w nowym domu? Odtworzysz dawną gwardię? - Nagle wszystkie oczy w samochodzie skupiły się na mnie poza kierowcą, który patrzył na drogę.

 

- Nie. W gwardii niema już dla mnie miejsca - powiedziałem nie otwierając oczu. Jednak czułem ich spojrzenia na sobie. - Chyba w końcu odpocznę i podążę drogą mych przodków. Wydaje mi się, że moja obecna przygoda z wami jest moją ostatnią - powiedziałem znużonym głosem.

- Nawet tak nie mów Golding - powiedział z lekkim zdenerwowaniem. - Jesteś jeszcze w pełni sił. Młody i silny. Musisz nas poprowadzić, gdy w końcu znajdziemy nowy dom - mówił dalej chcąc w ten sposób zmienić mój tok myślenia.

- Dla oczu być może - powiedziałem dalej nie otwierając oczu. - Jednak wewnątrz czuje się rozerwany na kawałki i porozrzucany w różnych miejscach - stwierdziłem i nagle otworzyłem oczy. - Nie będę z wami wiecznie. Sami musicie się nauczyć o siebie zadbać. Jeśli powierzycie mi swoje życie to będzie popełnienie dawnych błędów. Powierzyliście życie księżniczką wierząc w ich mądrość i widzicie jak się to dla nas skończyło? - Nagle w samochodzie zapanowała cisza a na twarzach wszystkich pojawiło się zmartwienie. Jednak w pewnym momencie jeden z nich przerwał ciszę chcąc zmienić temat.

 

- Golding, co jest między tobą a Crystal? - spytał z zaciekawieniem i nagle wszystkie oczy skupiły się na mnie. Sam je otworzyłem słysząc pytanie.

- A co ma być? - spytałem niechętnie.

- No wiesz ona tylko z tobą niemal zawsze rozmawia. Tylko ciebie wpuszcza do swojego gabinetu...

- Chyba macie za mało zajęć, że zaczynacie się interesować moim życiem towarzyskim. Zawsze można to zmienić - powiedziałem nagle przerywając ten wykład. - Nic między nami niema. Był kiedyś dla mnie ktoś bardzo ważny. Jako jedyna potrafiła na mnie wpłynąć czy przywrócić mi zdrowy rozsądek, gdy mi go brakowało. Jako jedyna widziała zagrożenie w ludziach i podzielała moje zdanie, co do zagrożenia z ich strony. Myślałem, że wspólnie zdołamy to zatrzymać, ale...

- Ale co? - spytali wszyscy zaciekawieni patrząc na mnie.

- Myślę, że to opowieść, na kiedy indziej. Teraz skupmy się na podróży wjeżdżamy już na nasze tereny - taka była prawda wjeżdżaliśmy na nasze prywatne tereny. Cała okolica należała do naszej firmy farmaceutycznej i była własnością prywatną. Intruzi nie mieli prawa się tu kręcić. Mieliśmy zgodę by usuwać ich jak nam się tylko podoba. W końcu wszyscy myśleli, że w okolicy są trzymane niebezpieczne wirusy. A co by się stało jakby jakiś idiota się do nich zbliżył? Kiedyś ktoś próbował tu wejść więcej tego błędu nie powtórzył, gdy wylądował w szpitalu z postrzeloną nogą.

 

Cieszyłem się przy okazji, że skończyliśmy ten temat. Wciąż czułem się winny śmierci Lust. Obiecałem ją chronić a zawiodłem. To ona powinna żyć a nie ja. Do tej pory nie wiem jak to przeżyłem. Cała seria z karabinu a ja żyje. Jeśli można to nazwać życiem. Nie wiem czy kiedykolwiek sobie wybaczę.

 

Crystal/Felicja Romanis

Crystal dalej obserwowała szachownicę w milczeniu, gdy ta nagle zapulsowała. Była w szoku widząc to. Kolejna nieznana jej figura się pojawiła. Nie była ani czarna ani biała. Jednak wiedziała, że stanowi dla niej niebezpieczeństwo i to tak realne, że niemal mogła to wyczuć. Zacisnęła wściekle zęby i zaczęła uderzać pięścią w szachownicę.

 

- To nie możliwe! - Wrzeszczała wściekle a pomimo uderzeń figury nie zmieniały swojej pozycji. Musiała coś sprawdzić. Powoli sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej dziwną figurę większą od pozostałych. Była cała żółta i nie przypominała typowej figury otaczały jej górę ostre kolce. Powoli położyła figurę na szachownicy a ta ku jej przerażeniu w jednym momencie odskoczyła i potoczyła się pod ścianę. Patrzyła to na figurę to na szachownicę i zaczęła zagryzać palca w skupieniu. Jak mogło do tego dojść? Po śmierci Celestii i zaginięciu innych księżniczek była to idealna okazja, aby ona objęła władzę. Więc dlaczego jej szachownica pokazuje tyle nieznanych zagrożeń?

 

Największe zagrożenia są w Polsce. Dlaczego właśnie tam? Czemu tak mało znaczące miejsce może przyciągać tyle sił? Wiedziała, co musi zrobić. Obecnie jest zbyt słaba by móc walczyć z tymi bytami. Musi odzyskać swą dawną postać by móc pozbyć się tych zagrożeń raz na zawsze. Jednak by cały plan się powiódł nie może sobie pozwolić na utratę Goldinga. Był zbyt ważny w jej planach. Na dodatek w całej ich organizacji to najbardziej za nim wszyscy idą. Podmieńce, zebry czy gryfy mogły zniknąć z bazy, ale na stratę dawnych kucyków nie mogła sobie pozwolić.

 

Golding musi zginąć w odpowiednim momencie by jej plan się powiódł. Na początek musi go trzymać jak najdalej od figur bliskich jego sercu. Najlepiej jak najdalej od całej Polski. Nagle zauważyła jak szachownica pokazała kolejne miejsce całkiem niedaleko. Było tam coś, co mogło jej być przydatne w przyszłości. Chroniło je tylko kilka czarnych pionków ze 20 na oko. Goldinga nie mogła wysłać. Zadawał za dużo pytań i znów by nikogo nie zabił. Zresztą teraz musi go mieć na oku. Tak to zadanie w sam raz dla pana Rasona.

 

Powoli podeszła do biurka, na którym miała laptopa i zaczęła na nim pisać dwa komunikaty. Sygnał był odpowiednio zabezpieczony, więc nie bała się, że ktoś przechwyci wiadomości. Nie było takiej możliwości.

"Wiadomość o największym priorytecie. Nakazuje całodobowe obserwowanie Golding Shielda. Chce znać każdy jego krok. Macie być ze mną w stałym kontakcie. Gdy powiem, że ten, kto się do niego zbliża ma zginąć. To tak ma się stać. Niezależnie, kto by to nie był"

"Druga wiadomość o mniejszym priorytecie. Powiadom czerwono okiego, że ma zdobyć dla mnie pewną płytę. Jego cel znajduje się w magazynie portowym. Nie dbam, co zrobi ze strażnikami. Przekaż mu wiadomości, że będzie ich około dwudziestu i byli po części odpowiedzialni za upadek Equestrii."

Nagle nadeszła odpowiedź niemal w ułamku sekundy.

"Jak sobie życzysz pani."

Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Szach i mat tylko to sobie teraz pomyślała. Wszystko powinno pójść gładko.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna była w szoku reakcją kobiety. Zwłaszcza, gdy ta ją przytuliła. Nikt nie był dla niej tak miały od czasu, gdy została człowiekiem. Na dodatek chciała jej pomóc. Chciała by pomagała przy kreacjach samej pani premier. Kiedyś w Crystal Empire kilka razy dawała swoje projekty do pałacu, ale myślała, że to odległa przeszłość. A teraz ktoś chce jej dać szanse, chociaż wcale jej nie zna. Czy ta kobieta też była kiedyś kucykiem? Snow powoli przetarła oczy chustką i bez słowa skierowała się w głąb sklepu gdzie wyciągnęła elegancką delikatnie zieloną marynarkę.

 

- Myślę, że w tym będą brali panią zarówno poważnie jak i będzie się mogła pokazać od tej delikatniejszej strony - powiedziała dając kobiecie strój. Uznała, że ten odcień zieleni będzie tu najlepiej ją wyrażał. Nie był bardzo ciemny, ale i nie jakoś bardzo jasny by można było się śmiać. Miał w sobie łączyć obie rzeczy, które kobieta tak bardzo chciała.

 

- Mam nadzieje, że będzie pasowała - powiedziała z uśmiechem. - Dziękuje pani za propozycje. Bardzo chętnie poznam panią premier. Ale musi pani zrozumieć, że nie mogę się zarejestrować. Nie jestem wrogiem ludzi. Wiem, że rząd nie ścigałby mnie za to, że mój kuzyn był gwardzistą. Jednak nie wszyscy ludzie by na to patrzyli przychylnie. Jestem pewna, że część z nich by się chciała na mnie wyżyć za to, co się działo podczas wojny. Ale mogę panią zapewnić, że choć Golding był gwardzistą i w oczach ludzi zawsze będzie wrogiem. To nie był złym kucykiem. Gdyby go pani poznała sama by pani to przyznała - powiedziała spokojnie. Smutek z jej twarzy powoli zanikał. Kobieta wydawała się całkiem godna zaufania. Nie wyglądało by chciała ją oszukać. Zresztą, po co by miała to robić?

 

Thomas Carlson

Mężczyzna pokręcił głową. Eh ta Elizabeth. Mogłaby, chociaż darować dzieciakom to przesiadywanie w laboratorium. Jak tam zaczynam o tym myśleć to jestem ciekawy jak ona żyła bez tego w Equestrii. Uśmiechnął się lekko do dzieciaków.

- Każdy ma swoje zdanie, jakie miejsce jest najlepsze. Mamie się może tu podobać, co nie znaczy, że i wszystkim Anne. Zresztą sami niedługo ocenicie gdzie się lepiej bawicie - powiedział z delikatnym uśmiechem łapiąc oboje za dłonie i prowadząc do samochodu. Zabawa w lunaparku na pewno wyjdzie na dobre dzieciom i Elizabeth, która będzie mogła się skupić na pracy tak jak lubi.  Gdy dotarli do samochodu powoli otworzył drzwi.

- No to siadajcie  z tyłu i zapnijcie pasy wtedy ruszymy - powiedział zadowolony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra]

Droga z pokoju sztabowego do hangaru nie była krótka, na szczęście długa też nie. Szybkim krokiem marszowym w 10-20 minut można było dojść, nie inaczej było w tym wypadku. Spotykałam po drodze głównie wyższych którym salutowałam, po czym szłam dalej. Nieco to wydłużyło drogę jednak pod koniec drogi, to większość to byli niżsi stopniem i mi salutowali. Więc na szczęście długo nie szłam. Po wejściu do hangaru przywitało mnie chłodne powietrze, jednak szybko wypatrzyłam interesujący mnie pojazd. Samolot VTOL transportowy, pierwotnie ten model był 16 osobowy, jednak został zredukowany do 10, bo trzeba było zainstalować zaawansowane systemy Stealth, tak bardzo nam niezbędne.

- Witamy Kapitanie! - zameldował pilot stojący obok maszyny, reszta oddziału też się podniosła. Wypatrzyłam też swego częstego wspólnika Simona.

- Spocznijcie. - odparłam, patrząc na niego.

- Jeśli mogę zaproponować, powinniśmy pominąć drogę na Ural. Przy locie od razu do Polskim, prawdopodobnie będziemy musieli tankować dopiero w południowej Polsce a nie gdzieś Białorusi lub Rosji. - rzucił rozsądną propozycje pilot, będąc nieco zdenerwowany co wywnioskowałam po szybkim unoszeniu i obniżaniu klatki piersiowej. Nic do stracenia nie mieliśmy, zahaczyć o Ural a raczej posterunek tam chciałam tylko w własnych sprawach.

- Niech więc tak będzie. Wsiadać! - rozkazałam reszcie, wszyscy zrobili to co kazałam. Zajęliśmy miejsca, obok mnie siedział mój "ulubiony" towarzysz Simon, westchnęłam tylko cicho na to. Jedynie spojrzałam na swego zaufanego P90, był dość mocno zmodyfikowany jednak miał jedną mocną zaletę. Budził uśmiech politowania na twarzy wrogów. Chwilę skupienia się na broni, przerwał dźwięk włączanych silników i unoszącego się pojazdu. Po chwili dołączył dźwięk otwieranych bram, na zewnątrz. Po ustaniu było słychać a raczej czuć jak nasz transport się porusza, jednak wróciłam do patrzenia na swą broń, którą zaczęłam polerować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]
Gabinet pani minister wyglądał jak większość jemu podobnych... Zrobionych pod indywidualne preferencje ścian, reszta była podobna jak w każdym pomieszczeniu tego typu.

 

Jasno zielone ściany i biały sufit... Ciemne, drewniane biurko pośrodku za nie wiadomo ile z pieniędzy zwykłych podatników... Meblościanka na zwykłe dokumenty za nim. Jednak te naprawdę istotne znajdowały się tylko w trzech miejscach... W czyichś głowach... Były zniszczone lub po prostu spoczywały gdzieś głęboko w archiwach, gdzie dostęp mieli nieliczni. To za nią nie było niczym innym jak podrzędną dekoracją z której nie wiedziała czy ma być dumna czy nie ale z pewnością ten widok gdy usadowiła się w skórzanym, jeszcze nie wyrobionym, fotelu nadawał jej pewnej powagi i wielkości.

 

Co jednak mogła z tym wszystkim zrobić skoro nie miała z kim porozmawiać? Nie mogła znaleźć sobie zajęcia po tym jak wykonała swój grafik parę godzin do przodu, tak na zapas, i przez to cierpiała... Wstawała wcześniej. Nie umiała się przystosować do snu nawet po takim czasie bycia człowiekiem. Kiedyś wcale go nie potrzebowała. W tamtej chwili każde dłuższe zamknięcie oczu ją przerażało... Nie tyle sam fakt nie mocy reakcji po przez unieruchomienia ciała na okres nieaktywności a jej własna przeszłość co ją systematycznie nachodziła raz za razem odbierając to co przyjemne ze snu. To z kolei wzmagało w niej chęć pracy by zapomnieć i w ten sposób stawała się pracoholikiem bez większych nałogów...

 

Kiedyś paliłaby jak smok gdy tylko miała ochotę... Nie robiła tego mając w trosce własne ciało. Wiedziała że mogła to zrobić. Znów zacząć się relaksować w ten sposób tylko czy naprawdę było jej to potrzebne? Wiedziała że nie. Nie chciała sobie na to pozwolić... Nie...

 

[Natalia Romanova]
Kolejne karty odkrywały przed nią kolejne historie. Jednak wielce niezrozumiałe, bo nie umiała się w nich odnaleźć... Od tak. To brzmiało dla niej naprawdę fantastycznie i nierealnie... Schowała karty jednym ruchem do jedwabnego woreczka zawieszonego na szyi. Nigdy się z nimi nie rozstawała tak jak z prawdziwym tarotem. Lubiła właśnie w ten sposób nazywać swoje karty co w przeciwieństwie do oryginału nie posiadały numerów a każda mogła mieć swoją przypisaną wartość w trakcie trwania opowieści, którą sama tworzyła i stawała się z miejsca jakąś większą częścią prawdy. Nie musiała od tak zgadywać ona po prostu starała się wiedzieć to co chciała.

 

Ubrała się w skórzany płaszcz do kolan przykrywając tym swoje dżinsy i resztę swojego ubrania... Pochwyciła kapelusz i wyciągnęła parasol... Właśnie tak wyszła na miasto... Licząc że znajdzie coś co pozwoli jej... Odwrócić los. Może naprawdę nie potrzeba było wiele by odwrócić od siebie ten wzrok... Musiała tylko znaleźć odpowiednie osoby, Doskonale wiedziała że cały świat uzależniony jest zależnościami nieoczywistymi. I nawet nieprzejechanie na jednym czerwonym mogło zmienić dosłownie wszystko inne. Coś się nie wydarzyło i z tego wynikała cała zmiana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Jechaliśmy dalej po dość nieprzyjemnym terenie. Wokół były tylko drzewa a na dodatek droga była bardzo nierówna. Czułem jak lekko podskakiwałem na swoim miejscu. Jednak już zdążyłem się przyzwyczaić. Przeżywałem o wiele bardziej spartańskie warunki w moim dawnym życiu. Jednak cieszyło mnie, że teren był tak trudny do pokonania. Z powietrza ciężko było coś dostrzec przez gęsty gąszcz drzew a wjechanie zwykłym samochodem mogło się skończyć rozwaleniem całej osi.

 

Na kilku drzewach były odpowiednio zakamuflowane kamery. Nasz monitoring działał całodobowo. Nie mogliśmy sobie pozwolić na zaskoczenie. W innych miejscach byli ukryci wartownicy. Całkiem przydatne urządzenia do obrony. Wieże, na których umieszczaliśmy karabiny o dużej sile ognia. Reagowały na ruch. Jedyne, czego potrzebowały to zapasu amunicji i przeglądu, co jakiś czas. Były bardzo skuteczne, jako obrona. Na szlaku, który obecnie pokonywaliśmy byli chwilowo wyłączone. Wiedzieli, że się zbliżamy i nie chcieli nas przypadkowo ostrzelać.

 

Jednak zabezpieczyliśmy się również w skuteczną obronę przeciwlotniczą. Daleki krewny naszych wartowników czekał w gotowości z pociskami przeciwlotniczym. Wystarczy by ktoś spróbował ataku a szybko by tego pożałował.

 

- Przetestujcie ich - powiedziałem znużonym głosem wciąż patrząc przed siebie i czekając na koniec podróży.

- Znowu? - powiedział jeden z głosów w samochodzie.

- Muszę być pewny, co do naszych zabezpieczeń jak i ludzi, których wyznaczam do pilnowania - powiedziałem twardo.

- Jak sobie życzysz Golding - powiedział spokojnie mężczyzna jadąc dalej. Byliśmy już blisko celu. Cel naszej podróży był już niemal widoczny. Był to ogromny budynek. Wyglądał niczym willa. I tak miało być. Miał nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Cały był otoczony wielkim płotem, którego nie można było przeskoczyć czy się na niego wspiąć. Był też za ciasny by się przecisnąć. Poza tym na jego szczycie był drut kolczasty i cały płot był pod napięciem. Jedyne wejście prowadziło przez bramę, której pilnowali uzbrojeni strażnicy. Każdy, kto chciał wejść musiał przejść ich kontrolę. Z okolicy już było słychać szczekanie psów, które dawały sygnał, że ktoś się zbliża.

 

Crystal/Felicja Romanis

Kobieta z powrotem usiadła przy biurku. Była już trochę zmęczona używaniem mocy szachownicy. Co ją niezmiernie irytowało. W obecnej formie miała zbyt wiele ograniczeń. A najgorszym z nich jest czas. Gdy była kucykiem nie zwracała na niego uwagi, bo wiedziała jak walczyć z jego wpływem. Obecnie nie miała tej możliwości. Musiała działać szybko. Obecnie nie jest w stanie namierzyć dokładnego położenia figur, które zagrażają zarówno jej jak i planom, które knuje. Gdy jednak odzyska dawną postać będzie miała dość mocy by odnaleźć wszystkich. Nikt się przed nią nie ukryje.

 

Gdy pozbędzie się wszystkich zagrożeń. Przyjdzie czas na wszelkie abominacje. Tylko kucyki są jedynym prawdziwym gatunkiem. Wszyscy inni to błędy natury, które ona naprawi. Próba ponyfikacji tych stworzeń to herezja. Na początku miała nieco inne plany. Jednak jakby nie próbowała nie była w stanie przekonać Goldinga do swej wizji idealnego świata. Wielka szkoda zmarnować taki potencjał, jaki on posiadał. Cóż, gdy tylko on odzyska dawną postać będzie musiała działać.

 

Jednak teraz musi trzymać go z daleka od Polski. Jeszcze przyjdzie czas, gdy zajmie się wszystkimi problemami tego miejsca. Władza się należy tylko jej. Bo tylko ona miała odpowiednią wizje. Poprzednie władczynie Equestrii były słabe i żałosne. Ukradkiem spoglądała na szachownicę. Obserwując wszystkie ważne dla niej figury. Zarówno te, które niosły sobą zagrożenie jak i te, które były ważne dla jej planów.

 

Striding Rason/Jim Grayson

Mężczyzna powoli poruszał się slumsami najpewniej nikt by tu nie puścił psa patrząc na te okolice. Ukrywał charakterystyczne czerwone oko za soczewką. Wolał nie wzbudzać podejrzeń. Teraz ubrany był w długi płaszcz i kapelusz. Oba elementy stroju dobrze ukrywały jego twarz. Nigdy nie lubił Chin. Ale skoro jego tajemniczy zleceniodawca opłacał mu willę i dawał nie małe wynagrodzenie to, czemu się nie przemóc?

 

Miał już nigdy nie zabijać i nie chciał tego robić. Jednak ta zasada obowiązywała w Equestrii. Obecnie jej już niema. Więc jego obietnica go nie wiąże. Na Ziemi umiał robić tylko to. A skoro ludzie odebrali mu jego nowe piękne życie to szybko zaczną tego żałować. Czasem miał wrażenie jakby w jego głowie była druga osoba, która podsuwała mu dziwne pomysły. Czy to były skutki chaosu, który uratował mu kiedyś życie? Tego nie wiedział. Jednak bał się, że kiedyś to coś go zdominuje. Musiał znaleźć sposób by zachować kontrolę.

 

Powoli dotarł na miejsce, którego szukał. Upewnił się, że nikt go nie obserwuje, po czym wyjął z walącego się filaru 1 kamień, za którym była skrytka. Na miejscu znalazł tylko kartkę. Na której treść się uśmiechnął. Dziś czekała go robota, więc trzeba było się przygotować. Sprawa nie wyglądała skomplikowanie.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magda

Magda spoglądała zadowolona za właścicielką, wiedząc, że udało jej się zdobyć jej choć cząstkowe zaufanie. Właśnie dlatego tak lubiła nieagresywne i wrażliwe kucyki -  o wiele łatwiej do nich dotrzeć. Uśmiechnęła się na widok stroju.

- Myślę, że będzie idealna. Czy mogę ją przymierzyć? - chciała się jeszcze zapytać o imię dziewczyny, w końcu do tej pory go nie poznała, ale ta zaczęła mówić coś zbyt ciekawego, by jej przerwać.

Słuchała jej słów z uwagą, a potem przechyliła głowę.

- Jestem pewna, że Golding nie był złym kucykiem, po prostu bronił swojego państwa, to oznaka wielkiej odwagi. Co do rejestracji... - zawahała się na chwilę, zastanawiając się, czy sama podjąć decyzję, czy zostawić to Natalii. Wygrało to drugie. - Myślę, że będziesz mogła o tym porozmawiać z Natalią, ale uwierz mi, nic złego by ci się nie stało po rejestracji, w końcu już ustaliłyśmy, że w nowej pracy twoje bezpieczeństwo będzie na bardzo wysokim poziomie - dodała, a potem zadała porzucone wcześniej pytanie:

- Tak w ogóle, to czy mogę zapytać o twoje imię? Trochę głupio tak ciągle myśleć o tobie po prostu jako o "dziewczynie" - dodała pogodnie.

Sama Magda była trochę zdziwiona tym, jak bardzo miła i wyrozumiała potrafi być, kiedy rozmawia z byłymi Equestrianami.

 

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Samochód powoli zaczął się zatrzymywać przed bramą a z domofonu odezwał się męski głos.

- Hasło? - Codziennie zmienialiśmy hasło by ktoś mógł tu wjechać. Głównie hasło polegało na naszym dawnym życiu. Jeśli ktoś nie podał hasła nie mógł wjechać pod żadnym pozorem. Takie były zasady, które sam wymyśliłem. Nie ważne jak napięta by była sytuacja.

- Nie mamy na to czasu - powiedział zgorączkowanym głosem kierowca. Tak jak kazałem sprawdzał go teraz. - Golding jest ciężko ranny. Potrzebuje pomocy medycznej wpuść nas szybko - dalej mówił zgorączkowanym tonem próbując wszystkiemu nadać realizmu. Przez krótką chwilę nikt nic nie powiedział, ale nagle głos ponownie się rozległ.

- Jeśli nawet to prawda to musisz podać hasło. Golding samby tego chciał. Mów, więc szybko, bo tracimy każdą cenną chwilę, kiedy moglibyśmy mu pomóc

 

Kierowca spojrzał na mnie a ja się lekko uśmiechnąłem i kiwnąłem głową, że ma powiedzieć hasło tak jak prosili. Kierowca również kiwnął mi na oznakę, że rozumie i znów zwrócił się do domofonu.

- Niechaj słońce ma nas w opiece

- Hasło prawidłowe możecie wjechać - nagle brama stanęła otworem a my zaczęliśmy powoli wjeżdżać. Gdy tylko znaleźliśmy się na terenie posiadłości nasz samochód został otoczony przez uzbrojonych w karabiny strażników. Co niektórzy mieli psy na smyczy.

- Dobra wysiadać szybko! - Wrzeszczał jeden ze strażników. Wszyscy zaczęli zgodnie z poleceniem opuszczać samochód a psy węszyły czy nikt nic niema. - Dobra a gdzie Golding? - spytał zupełnie innym tonem. Gdy nagle opuściłem spokojnie samochód.

- A gdzie mam być? - spytałem znużony rozprostowując mięśnie

- Cholera Golding czy kiedyś ci się to znudzi? - pytał ze zrezygnowaniem strażnik.

- Być może jak będę pewny, co do zabezpieczeń - stwierdziłem spokojnie kierując się do wnętrza budynku. Nawet na posesji było kilku wartowników, których włączaliśmy w nocy. W dzień nie było potrzeby ich uruchamiać. Pełno kamer, które obserwowały każde miejsce. No i oczywiście pełno psów. Mieliśmy świetnych treserów do tego zadania wybieraliśmy tych, którzy mieli dobry kontakt ze zwierzętami jeszcze, jako kucyki.

 

- Czy inni już czekają? - spytałem strażnika, który szedł obok mnie.

- Chyba tak poinformowaliśmy przywódców innych ras, że wracasz. Chyba też są chętni do rozmowy z tobą

- To dobrze - powiedziałem dalej idąc. Musieliśmy sporo zaplanować. No i muszę ich chyba ostrzec, jeśli chodzi o Crystal, że wciąż nie cieszy się z ich obecności wśród nas.

 

Crystal/Felicja Romanis

Dziewczyna znów spojrzała na szachownicę. Jej abominacja znalazła się na miejscu. W sumie mogła chwilę popatrzeć na to przedstawienie. Śmierć ludzi ją zawsze cieszy. Gdyby tak o tym pomyśleć to, co się może stać przez tą chwilę, gdy popatrzy na popisy tej marionetki. Golding był daleko od Polski i wpływów tego miejsca. A wszelkie zagrożenia były tam. Jeszcze raz spojrzała na szachownicę. Nic nie wskazywało by przez tą chwilę mogło się stać coś, co zakłóci cały jej plan.

 

Machnęła dłonią nad szachownicą a ta nagle zaczęła pokazywać tylko jeden rejon gdzie było 20 czarnych pionków i jeden w różnych barwach. Była ciekawa czy znów mu się powiedzie. Jeśli zginie płakać nie będzie. Jednego zagrożenia zawsze mniej. Niezależnie jak to się skończy ona wygra, czyli w sumie jak zawsze.

 

Striding Rason/Jim Grayson

Mężczyzna siedział na kontenerze w cieniu obserwując swoje cele. Tak jak powiedział zleceniodawca było ich tu ze 20. Wcześniej się upewnił, że nikt mu nie będzie przeszkadzał przy zabawie. Świadków żadnych tu niema. No i upewnił się, co do policji. Był tu tylko on i jego cele. Teraz był ubrany zupełnie inaczej. Jego twarz zasłaniała metalowa maska. Tylko w okolicy oczu dochodziło czerwone światło. Całe jego ciało pokrywał pancerz a na nadgarstkach miał dwa pokaźne noże.

 

Nagle zobaczył jeden z potencjalnych celów. Czas by nadać temu miejscu nieco chaosu. Czerwono oki demon tak go teraz określano. Stare przezwisko odeszło. Upewnił się, że nikt nie pomoże ofierze, gdy zacznie zabawę. Nagle sięgnął po grubą linę zakończoną ostrzem. Zamachnął się porządnie. Po czym rzucił w ofiarę. Ostrze bez problemu przebiło się przez ciało ofiary. Nie było krzyku. Nic, co by wskazywało, że właśnie nadeszła śmierć. Zgon był natychmiastowy. Po ziemi zaczęła rozlewać się czerwona posoka.

 

Mężczyzna zaczął ciągnąć linę ku sobie z ciałem nabitym na nią. Zostało jeszcze 19 pomyślał zadowolony. Zupełnie jak na rybach, na które tatko mnie nigdy nie zabrał pomyślał wciągając mężczyznę do góry. Trafiła mi się całkiem duża sztuka. Chyba sporo za nią dostanę. Pomyślał zadowolony.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna wciąż nie była pewna czy powinna się w to wszystko mieszać. Do tej pory jakoś jej się układało. Jednak czy może tak dłużej? Każdy dzień w strachu, że ktoś odkryje, kim była dawniej. Niema już rodziny i przyjaciół. Nikogo, kto mógłby jej pomóc. Została sama czy powinna odrzucać pomoc? Może, chociaż spróbować porozmawiać z panią premier. Nie zmuszą jej tam chyba do rejestracji? Jeśli dostanie pomoc i będzie mogła pracować spokojnie to chyba będzie warto. Gdy dziewczyna spytała o przymierzenie marynarki Snow nagle oprzytomniała i zaczęła prowadzić kobietę do przymierzalni. Była całkiem duża. Było tam lustro i czerwona zasłonka, która miała dostarczać prywatności klientom.

 

- Tu może ją pani przymierzyć - odparła radosnym tonem dając kobiecie marynarkę do rąk. - Zaufam pani i pójdę z panią być może to naprawdę pozwoli mi poprawić moje obecne życie, które już nie jest tak łatwe jak dawniej - na pytanie o imię rozejrzała się nerwowo czy nikt ich nie podsłuchuje. Gdy była pewna złapała powietrze i znów przemówiła.

- Dawniej nazywano mnie Snow Night. Obecnie wszyscy znają mnie, jako Ewelinę Szymańską - powiedziała z delikatnym uśmiechem. Radośnie mrużąc oczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

Ostatnie drzwi zamknęły się przede mną po standardowym "zadzwonimy do pana". Sprawdziłem wszystkie adresy ze słupa ogłoszeniowego, niestety żaden ogłoszeniodawca nie chciał mnie do roboty nająć. Cholera wie czemu. Może to przez łachy, no bo gdzie teraz kupię gajer, może akcent słyszeli, chociaż język polski znałem naprawdę bardzo dobrze. Tak czy inaczej, pracy nie znalazłem. Bywa. No ale jak nie w tę stronę, to w drugą spróbuję. Pozbierałem trochę złomu, by mieć za co przespać się jedną noc. Następnego dnia naszykowałem się solidnie, wziąłem ładne pudełko, wymyłem w motelowej umywalce, zabrałem gitarę. Staję sobie na lubelskim rynku, zaczynam grać, odchrząkam. Śpiewam. Piosenki które znam, piosenki własne - o wojnie i zwycięstwie, o niedoli. Gram od tego. No i po kilku godzinach oraz kilku groszach podchodzi ktoś, tak jak przewidziałem, i pyta czy nie szukam może jakiejś pracy, bo tak się składa, że ma firmę budowlaną i by kogoś przyjął. Powiedziałem, że dobrze, bardzo chętnie, jedną robotę albo dwie wezmę, ale uprzedziłem, że nie na stałe. Facet był uprzejmy, to się zgodził, choć wspomniał, że chciałby kogoś do pracy na dłużej, obiecałem sprowadzić w razie potrzeby. To, co uzbierałem na graniu wydałem na kolejny nocleg, rano poszedłem do pracy, remontować mieszkanie.

 

Iwan

- ... bezpieczeństwa narodowego. Ten wykaz dobrze to pokazuje, proszę spojrzeć. Dlaczego mamy pozwalać im zajmować stanowiska administracyjne, skoro ich współziomkowie prowadzą swoje akcje bezkarnie? - Iwan skończył swój długi wywód pytaniem zasadniczym. Spojrzał na mężczyznę w średnim wieku, choć starszego od niego, serwując mu swój firmowy wręcz ciężki wzrok. Milicyjny raport spoczywał na dużym mahoniowym biurku. Po chwili ciszy Gierojew obrócił się w stronę okna. - Nie atakuję pana, panie prezydencie. Wręcz przeciwnie, sądzę, że pan jest najlepszą rzeczą jaka mogła przytrafić się Rosji po jej niespodziewanym powrocie. Jednak każdy z nas jest teraz zagubiony. Ja, pan, pana żona, przeciętny Wania pod sklepem. Wszyscy. Potrzebują przewodnika, człowieka, który ich poprowadzi. I pan jest właśnie takim człowiekiem.

 

Jurij Barankin, następca samego Władimira Putina na stanowisku prezydenta Federacji Rosyjskiej, lekko się stropił. Niewielu miało przywilej widzieć tę emocję na jego zawsze stanowczej, jakby wyblakłej twarzy, jeszcze mniej mogło o tym mówić bez groźby wizyty bezpieki. Niestety Gierojew należał tylko do tej pierwszej grupy. Prezydent wyszedł zza biurka, zdusił peta w popielniczce i podszedł do przewodniczącego Rodziny. Położył dłoń na jego ramieniu.

- Wiesz, Iwan - zaczął lekko zachrypłym głosem. - Mówisz mądrze. W ogóle mądry z ciebie człowiek.

 

Iwan spiął się w oczekiwaniu na aprobatę i pochwałę, te jednak nie nadeszły. Trzeci najważniejszy człowiek na świecie uśmiechnął się tylko, założył ręce za plecami.

- Ale jednak straszna z ciebie gorączka. Rosja... Rosja to potężny kraj. Taaak, silny, zdolny do ataku i do obrony. Jednak... spójrz na naszą ekonomię, spójrz to, na co patrzy zwykły Rosjanin. Co widzisz?

- Regres, nieudolność - odrzekł Iwan.

- Widzisz więc to samo co ja. Rosji potrzeba reform. Potrzebujemy skończyć konflikt z Czeczenią, ciągnący się od dziesiątek lat, potrzebujemy zwiększyć wpływy w dawnych republikach. Potrzebujemy chleba, wołowiny i papieru do dupy. Potrzebujemy pomocy.

- I szukacie, panie prezydencie, tej pomocy gdzie?

Po raz pierwszy od początku spotkania Jurij spojrzał gdzieś indziej niż w oczy rozmówcy, w bok.

- U Nataszy...

- Kogo?

- Pani premier Natalii. To zdumiewająco doświadczona osoba, pełna pomysłów i energii...

- ... która jest Polką i FSB nic o niej nie wie - dokończył Iwan, podnosząc brew. - Nic. Powierzanie się opiece przywódcy obcego państwa jest co najmniej nieodpowiedzialne.

- Zdaję sobie sprawę, Iwanie, nie musisz mnie pouczać. Jednak człowiek powinien się uczyć od najlepszych, a Natasza dobrze wie, co robi.

- Oczywiście, panie prezydencie - Gierojew uśmiechnął się bardzo lekko. Barankin spojrzał na niego i zmarszczył brwi, wzdychając ciężko.

- Proszę dopilnować, aby wypisano prikaz dla milicjantów Federacji. Zero niepotrzebnej łagodności, redukcja etatów. Zwalniać należy elementy potencjalnie groźne, związane z dawną Equestrią. Tych, którzy doszli do stanowiska komendanta, pokrewnego lub wyżej, objąć po zwolnieniu kuratelą.

- Jesteście bardzo rozumni, panie prezydencie. Nie wolno dopuszczać obcych do tajemnicy państwowej. Dopilnuję wszystkiego.

 

Dalej wszystko toczyło się już dość szybko. Sekretarka przygotowała list od prezydenta do Dumy Państwowej, choć widać było po niej, że czyta go z mieszanką namysłu i strachu. Widocznie nie podobało jej się co wysyła, Iwan postanowił, że może dla pewności sprawdzić jej przeszłość. Rozmowa z prezydentem była trudna aż do ostatnich chwil, więc mężczyzna od razu po wyjściu z Kremla podjechał do jakiegoś średniego baru na piwo czy dwa. Wracał oczywiście piechotą. Dzięki temu mógł zobaczyć Moskwę taką, jaka była naprawdę - rozdartą na trzy części. Jedna pomazana graffiti w stylu 'kuce won', jedna zadbana, choć nie najbogatsza i ostatnia, powstała przez przydział socjalu. Też taka sobie, ani za bogata, ani za biedna, lecz posprzątana, poukładana. Byłe kuce radziły sobie z życiem... za cudze pieniądze. Liczyły ruble wypracowane przez uczciwego Rosjanina. Wkrótce Gierojew dotarł do domu, gdzie zjadł, przejrzał listy i zasnął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra i Simon]

Po jakimś czasie już lecieliśmy nad naszą "kochanym" kontynentem. Baza idealna. Nikt nie wykryje, bo głównie podziemna, nikt nie zaatakuje bo zimno. Same zalety. Nasz najdroższy przywódca okazał się świetny wybierając tak rozsądnie lokację naszej siedziby. Wyrywając się z krótkiego zamyślenia spojrzałam na żołnierzy, którzy siedzieli drętwo na miejscu i tylko patrzyli na siebie. Wiedziałam, że stresuje ich moja obecność. Można się przyzwyczaić.

- Nie krępujcie się. Rozmawiajcie ze sobą. - powiedziałam, by ich uspokoić. Jednak usłyszałam głos obok siebie.

- Do jakiego konkretnie miejsca lecimy pani... Kapitan. - odwróciłam się, aby zobaczyć mojego wspólnika. Simona. Ciekawa persona, uwielbia szczególnie wybuchy. Choć tu nie będą tak wymagane.

- Wylądujemy niedaleko Warszawy. - odparłam, jednak po chwili zdałam sobie z czegoś sprawę. - Nie czytałeś wytycznych? - zapytałam z pewnym wyrzutem, na co ten się roześmiał.

- Tylko kapitan sprawdzałem. - wziął głośny wdech aby się uspokoić, cóż czas szybciej przejdzie. Także reszta zaczęła rozmawiać widząc, że ja też to robię. Z tego co usłyszałam rozmawiali głównie o Polsce. Cóż. Mnie ciekawi co nas będzie czekało w Polsce. Wykryć nie wykryją, mamy zbyt dobre systemy Stealth. Jednak jak dostaniemy rozkaz zrobienia jakieś akcji to trudno będzie czegokolwiek się spodziewać, wiele jest stereotypów o Polsce i Polakach i nie wiem czy wśród nich nie ma ziarnka prawdy. Choć skłaniam się ku temu, że ochrona jest na tyle wyszkolona, że każdy z tych stereotypów w tym przypadku jest bzdurą.

- Będziemy za około 6 godzin, przy utrzymaniu obecnej prędkości. - odezwał się głos pilota z głośników, więc tak długo trwać nie będzie. Bardzo dobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pogoda: temperatura na północnej półkuli spada, ale w Polsce przestało lać.

W Chinach nadal leje jak z cebra,

Na najbardziej północnych obszarach ziemi pada śnieg.

Europę czeka raczej ciężka zima

______

Natalia

Po chwilowym odpoczynku kobieta stwierdziła, że nie jest w stanie dłużej nic nie robić. Taka już po prostu była, nienawidziła lenistwa i najchętniej nigdy nie kładłaby się spać. Wiedząc, że spotkanie z dziennikarzami w holu będzie dopiero za kilkanaście minut zaczęła przekładać dokumenty w szufladach, byleby tylko nie siedzieć bezczynnie. W środkowej szufladzie trzymała najczęściej listy od przywódców krajów z którymi utrzymywała relacje, najczęściej mające na celu utrzymanie światowej równowagi. Wprowadzała wszędzie swoje zasady, była na tyle sprytna, że potrafiła różnymi sposobami przekonać tamtejsze ludności, że jej pomysły są świetne i odnawiające nie tylko gospodarkę, ale i działanie całego rodzaju ludzkiego. Ale w końcu przecież naprawdę tak jest. Listy z nadawcami w Japonii, Rosji, Niemczech, Wielkiej Brytanii, we Włoszech, czy w Brazylii były listami zawierającymi pytania, prośby o radę, czy propozycje nowych spotkań. Do tego jeden z najnowszych listów - od prezydenta Smitha z podziękowaniami za wizytę i wyrażeniem prawdziwej chęci nawet sojuszu. Natalia wcale nie była tym zaskoczona. Przerzucając długimi palcami koperty nie mogła też nie zastanawiać się, po raz kolejny, nad sprawą Rosji. Tak naprawdę dla niej ta relacja była jednym wielkim znakiem zapytania. Miała swój cel w porozumiewaniu się i pomaganiu tamtejszym władzom. Musiała pokonać tamtą barierę emocjonalną i wprowadzić wolność i równość. To nie było łatwe. Czasami nawet zastanawiała się, czy większego sensu nie miałoby po prostu okrzyknięcie Rosji "państwem nienawiści" i zostawieniu ich samych sobie, znienawidzonych przez inne państwa. Ale to nie był dobry wybór. Nie mogła się poddać po pierwsze dla mieszkających tam byłych Equestrian, po drugie dlatego, że niewskazane teraz było tworzenie międzypaństwowych napięć. Nikt już tego nie chciał, wszyscy chcieli spokoju i powierzono jej zadanie, by go utrzymać. Uśmiechnęła się, może trochę zbyt niebezpiecznie i przesunęła paznokciem po blacie biurka. Miała w planach zapewnić wszystkim pokój, co do tego była pewna. Pobawiła się przez chwilę łańcuszkiem przy szyi, prowadził ona za jej marynarkę i koszulę. Potem wstała i wyszła z gabinetu, po drodze mijając ochronę i swoją sekretarkę. 

Spotkanie z dziennikarzami odbywało się w pięknym holu budynku. Gdzie się człowiek nie obrócił mógł zobaczyć uzbrojonych strażników. Okna były tutaj, jak w każdym pomieszczeniu, wzmocnione i kuloodporne. Natalia stanęła skromnie na schodach, a tłum ludzi z kamerami i mikrofonami sam zbiegł się wokół niej zadając miliony pytań i oczekując tyle samo odpowiedzi. Tak jak się spodziewała, większość pytań dotyczyła spotkania w Ameryce. Z pogodą odpowiadała zgodnie z prawdą, o tym, że zawarła kilka kontraktów i o podejrzewanym sojuszu. Potem temat zszedł na plany dotyczące przyszłych wyjazdów.

- Już wczoraj wysłane zostały listy do przedstawicieli władzy w Hiszpanii i w Chinach. Proponowałam im spotkanie. Jestem bardzo dobrej myśli, ponieważ przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej już wcześniej wyrażał chęci zawarcia pozytywnych relacji z Polskim Rządem. Duża ilość byłych Equestrian powoduje, że zachodzi tam potrzeba szerzenia naszych idei pokoju, co szanowny pan przewodniczący zaznaczył. Nie widziałam tam jednak potrzeby drastycznych działań wobec skrajnych byłych Equestrian i osób walczących w imię zmarłej Księżniczki Celestii. Jestem pewna, że jeśli uda nam się dojść do porozumienia wprowadzimy w Chinach spokój i porządek bez użycia zbędnej przemocy. I zrobimy to wspólnie z korzyściami nie tylko dla Chin, ale również dla Polski - jej oczy świeciły, nie zająknęła się też ani razu, tak jakby przemawianie miała we krwi. Kilka osób zdecydowało się na krótkie brawa, ale Natalia tego nie oczekiwała. 

Po zakończeniu spotkania zamieniła kilka uprzejmych zdań z pojedynczymi dziennikarzami, a potem, pełna entuzjazmu, wróciła do swojego gabinetu.

***

Magda

Magda kiwnęła z uśmiechem głową dochodząc do rozsądnego wniosku, że nie potrzeba dodawać nic więcej. Przymierzyła marynarkę i przejrzała się kilka razy w lustrze. Może i nigdy nie była strojnisią, nie interesuje się też modą, ale musiała przyznać, że stroje tutaj szyte są zrobione z najwyższą starannością i wspaniale dopasowują się do urody klienta. Wyszła z przymierzalni, żeby pokazać się Snow i z delikatnym uśmiechem skomentowała:
- Muszę przyznać, że naprawdę mi się ta marynarka podoba. Jest dokładnie taka, jak oczekiwałam.

Jeszcze przez chwilę pochodziła po sklepie, żeby zobaczyć jak ubranie układa się podczas ruchu, a potem wróciła do przymierzalni i złożyła je ostrożnie.

Kiedy wyszła nie mogła się powstrzymać od zadowolonego wpatrywania się w Snow, bo wiedziała, że jest to nie tylko pomoc dla byłej Equestrianki, ale również coś świetnego dla ich rządu, jej stroje miały w sobie coś takiego, że wywoływały od razu pozytywne wrażenie.

- Jestem w stu procentach zadowolona. Ile płacę? - zapytała pogodnie i wyciągnęła z torebki ciemny portfel.

____

Co nowego w gazetach?

- Najnowszy wywiad z Polską panią premier Natalią Androwicz. Oprócz sprawozdania z wizyty w Ameryce możemy też usłyszeć o przyszłych planach dotyczących między innymi Chin i Hiszpanii!

 

 

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield

Powoli zacząłem kierować się coraz głębiej do budynku. Wewnątrz było tu bardzo dużo miejsca. Było nawet zejście do podziemi, które mieliśmy odpowiednio ukryte. Tam znajdował się nasz projekt o prostej nazwie "dom". Nie mieliśmy już magii, która mogłaby nam pomóc. Mogliśmy polegać tylko na technologii. Wiele miesięcy temu ukradłem z wojskowego centrum badawczego projekty, które miały nam pomóc. Plany opierały się na stworzeniu wrót do innego świata. Jak na razie była to tylko teoria. Ale czy księżniczki nie zrobiły czegoś podobnego w Equestrii? Teraz my chcieliśmy zrobić coś podobnego. Equestria była stracona. Jednak nie mogliśmy zostać na Ziemi to nie jest nasze miejsce nie pasujemy tutaj. Chcieliśmy zostawić ludzi w spokoju z ich problemami i się do nich nie mieszać.

 

To był pierwszy projekt, nad którym pracowaliśmy. Drugi opierał się na odtworzeniu eliksiru. Jednak nie miał to być zwykły eliksir ponyfikacyjny. Nie chcieliśmy losowej postaci, jaką nam nada. Wszyscy pragnęliśmy odzyskać dawną postać. Jednak brakowało nam składników dawnego eliksiru ponyfikacyjnego. Miałem tylko 1 w postaci włosów kucyka i to nie byle, jakiego a samej księżniczki Celestii. Jednak musieliśmy nie tylko odzyskać naszą postać a i zwrócić ją innym dawnym mieszkańcom Equestrii.

 

Mieliśmy nadzieje, że w krwi, która nas płynie być może znajdziemy odpowiedź jak tego dokonać. Dlatego każdy z nas oddawał krew do naszych laboratoriów by móc ją badać i szukać odpowiedzi. W całej bazie pełno było zarówno zwykłych ludzi jak i tych o ciemniejszej cerze z kłami. Tak samo jak dawnych gryfów czy zebr. Wszyscy zakopaliśmy tu topór wojenny i podjęliśmy wspólne wysiłki by odbudować nasz dom.

 

Powoli otworzyłem jedne z drzwi, które prowadziły do ogromnego pomieszczenia. Wewnątrz była już trójka ludzi. Kobieta o szczupłej sylwetce z długimi ciemnymi włosami o charakterystycznej czarnej skórze i kłach. Dobrze zbudowany mężczyzna o długich szponach. Jak i kolejna kobieta o całkiem zgrabnej sylwetce i dosyć egzotycznej urodzie. Widać było, że czekali. Drzwi za mną się zamknęły a gdy została tylko nasza czwórka zacząłem kierować się ku swojemu miejscu by zacząć rozmowę.

 

Crystal/Felicja Romanis

Uśmiech na twarzy kobiety robił się coraz szerszy widząc to, co się obecnie działo na szachownicy. Widziała jak kolejne czarne pionki pękają na szachownicy i zmieniają się w pył a na koniec ulatywało z nich małe światełko. Nie trzeba było geniusza by się domyślić, co to oznaczało. Dziś została przelana krew. Jednak była to brudna krew, bez której światu będzie lepiej. Sama nie lubiła zabijać kucyków uważała to za marnotrawstwo. Ale czasem musiała to robić tak jak chce to teraz zrobić z Goldingiem w swoim czasie. Jeśli chodzi o ludzi. Cóż, kto by za nimi płakał? Dlatego była wręcz zadowolona widząc jak jej marionetka usuwa te błędy z tego świata.

 

Striding Rason/Jim Grayson

W porcie słychać było wystrzały broni i wrzaski bólu. W miarę, gdy dochodziło do kolejnych krzyków broń się wyciszała. Nie robiło to wrażenia na mężczyźnie. Życie jego ofiar obchodziło go tyle, co zeszłoroczny śnieg. Sami byli sobie winni. Zniszczyli Equestrie, więc muszą za to zapłacić. Jednak im więcej zamieszania i chaosu tu wprowadzał odczuwał dziwną satysfakcje. Sam nie wiedział, z czego się to brało i trochę się tego bał. Powoli wyciągał zakrwawione ostrze z ciała kolejnego celu. Ile ich jeszcze zostało? Na oko z 7. Całkiem szybko mu to szło. Był prawdziwym artystą w tym fachu. Zabić może każdy głupi, ale zabić tak by przerazić innych i zszokować to już trzeba umieć.

 

- To czerwono oki demon! - Krzyczał mężczyzna strzelając z pistoletu do napastnika, gdy jego towarzysze uciekali do magazynu by się schronić. Jednak nie był w stanie dobrze wycelować. Nie widział gdzie cel jest dokładnie strzelał tylko mając nadzieje, że trafi. To był jego ostatni błąd. Zabójca tylko poczekał aż zabraknie mu pocisków a gdy ten próbował zmienić magazynek pojawił się w jednej chwili przed celem zanim zdążył coś zrobić złapał go za kark i nabił na swoje ostrze na nadgarstku przebijając go na wylot. Jego oczy zwróciły się na magazyn. Myślą, że tam się ukryją? Głupia myśl on już wiedział jak tam wejść. Poza tym tam była płyta, którą miał zdobyć dla kontrahenta.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna się bardzo ucieszyła, gdy kobiecie się spodobała marynarka. To był dla niej zawsze największy sukces widzieć radość w oczach klienta. Pieniądze pomagały jej przetrwać. Jednak największą radość zawsze jej sprawiało, gdy klient był usatysfakcjonowany jej pracą. Na pytanie o cenę marynarki nie wiedziała, co powiedzieć. Po tym jak ta dziewczyna była dla niej tak miła i zaoferowała jej pomoc. Nikt nie był dla niej tak miły od czasu upadku Equestrii. Nagle uśmiechnęła się ciepło do kobiety.

- Proszę weź ją w prezencie. Tak wiele chcesz dla mnie zrobić. Chociaż tak będę mogła się odwdzięczyć. Niech to będzie prezent na cześć naszej nowo nawiązanej przyjaźni - powiedziała radośnie Snow i przyjaźnie zamykając oczy.

 

Thomas Carlson

Mężczyzna powoli jechał z powrotem do laboratorium. Był to całkiem męczący dzień. Nie pamiętał, kiedy się tak ostatnio zmęczył. Jednak cieszył się, że spędził go wspólnie z dziećmi. Miał nadzieje, że dobrze będą wspominać ten wspólny dzień z nim. Teraz musieli jednak już wracać do laboratorium nim Elizabeth się wścieknie. Chyba dzieciaki też już były zmęczone tym dnie pełnym rozrywek. Zresztą po tych ilościach waty cukrowej i popcornu dziś już raczej głodne nie będą. Należało im się trochę rozrywki. Powoli zaczął dojeżdżać do laboratorium i parkować samochód.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra i Simon]

Rozmowy w VTOLu trwały najlepsze, żołnierze głównie wymieniali się opiniami na temat Polski. Jednak większość była negatywna, nawet znalazł się jeden Polak w oddziale który zacytował Piłsudskiego, by skomentować ludzi i kraj. Na chwilę wstałam i ruszyłam zobaczyć jak idzie pilotowi. Nikt mnie nie powstrzymywał co było do przewidzenia. Szybko go zobaczyłam, wciskał coś na panelach.

- Jak idzie? - zapytałam nieco go zaskakując, widocznie nie spodziewał się, że ktoś go zaczepi. Nie odwrócił się jednak z uwagi na to, że nie chciał rozbić tej maszyny.

- Dobrze. Lot jest niezwykle szybki, niedługo pokonamy Saharę i będziemy nad północną Afryką a potem nad Morzem Śródziemnym. - odpowiedział rzeczowo.

- Więc nasze systemy Stealth zdały egzamin? - zapytałam znając doskonale odpowiedź. Oparłam się o zamknięte drzwi.

- Oczywiście. Nikt nas nie wykrył, a nawet jakby to jestem przygotowany na taką ewentualność. Oficjalnie jesteśmy zbrojnym ramieniem jakieś Korporacji. - powiedział wciskając kilka przycisków, kiwnęłam głową i go opuściłam. Po tej krótkiej chwili usiadłam znowu na swym miejscu. Nasza maszyna była piekielnie szybka, czasami mam przeczucie, że kiedyś nam urwie skrzydła. Jednak nie narzekam. Wady swoje miał nasz pojazd, jak chociażby brak cięższego uzbrojenia ale łatwo można było to zmodyfikować. Jednak teraz postanowiłam się zdrzemnąć w oczekiwaniu na dotarcie na miejsce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Część postaci epizodycznych zostanie wkrótce uzupełniona.

____

Magda

Kobieta spojrzała na Snow z lekkim rozbawieniem. To nie tak, że się tego nie spodziewała, chociaż naprawdę miała chęć zapłacić, bo naprawdę rzadko zdarzało się tak, że jakiś strój wywoływał jej zadowolenie. Zwykle była to dla niej pusta formalność i coś kompletnie nie mającego znaczenia.

- W porządku, niech i tak będzie, ale mimo wszystko jest mi trochę głupio - powiedziała zgodnie z prawdą, ale pogodnie i spakowała potrzebny jej na jutro strój.

Poprawiła trochę swój płaszcz, a potem westchnęła znów spoglądając na zewnątrz. Co prawda przestało już tak koszmarnie padać, ale wątpiła by jakoś znacząco wpłynęło to na temperaturę. W sklepie było jej bardzo przyjemnie, ale przyszła pora w końcu zająć się formalnościami.

- Cóż, więc myślę, że pora iść. Radzę się ciepło ubrać, na dworze jest naprawdę zimno. Jeśli zdecydujesz się przystać na ofertę Natalii to jestem pewna, że pani premier zadba o transport tych wszystkich pięknych ubrań, byłaby wielka szkoda nie wziąć ich ze sobą - rozejrzała się po sklepie.

***

Kleopatra

Za ladą stała kobieta o niesamowitej, egzotycznej urodzie. Rzadko kiedy ma się szansę spotkać w Polsce kogoś tak pięknego. Jej długie, idealnie czarne włosy spływały jak aksamit na jasnozieloną bluzkę i biały fartuch, a tak samo ciemne oczy były kusząco wydłużone i otoczone równą, czarną kreską, która przy kąciku szła do góry, tworząc zgrabny zawijas. Opalona skóra kobiety miała w sobie coś takiego, że już z daleka odnosiło się wrażenie, że jest ona idealnie gładka i miękka w dotyku. Jednak Kleopatra nie była teraz zadowolona z ani jednej z tych rzeczy. Jej wygląd przyciągał tylko śmierdzących i brudnych pijaków i meneli spod bloku, którzy uważali, że ich rynsztokowe słownictwo i sprośne żarty zostaną odebrane jako atrakcyjne. Patrząc z perspektywy czasu nie miała pojęcia jak do tego doszło. Wszystko miało być idealnie. Jej skromna pomoc buntownikom w odzyskaniu Ziemi miała być dla niej powrotem chwały i nieprzemijającego Królestwa Egiptu, daru Nilu. Chciała swoich poddanych, swoich licznych kochanków, pałacu i kapłanów, ciepłego piasku i słońca, przed którego żarem osłaniały ją aksamitne tkaniny lektyki. Gdzie to wszystko się podziało? Kiedy po powrocie Ziemi wróciła do swojego państwa odkryła tylko, że jej dziedzictwo zostało zniszczone, zbezczeszczone, na miejscu królestwa powstały plebejskie miasta, a wszystkie najważniejsze miejsca zamienione w zabawy dla turystów. Nienawidziła tego. A nawet jeśli próbowałaby objąć władzę w swoim dawnym państwie to i tak nikt już tego nie chciał. Nikt nie chciał władzy faraońskiej, nikt nie chciał powracać do przeszłości, a próby przekonania ich o swoim majestacie, o swojej historii były odbierane ze śmiechem i machnięciem ręką. "Jeśli chcesz tu rządzić, nie dasz rady tego osiągnąć kłamstwami" "Kleopatra, też mi coś" "Większej bujdy dawno nie słyszałem". I teraz jest tutaj. W Polsce, kraju teoretycznie jednym z najpotężniejszych teraz. I co robi? Pracuje na kasie w osiedlowym sklepiku w Warszawie. Nie ma słów, którymi mogłaby opisać skazę na honorze, którą jej to stworzyło. Gdzie są jej poddani? Jeśli nie egipscy, to z Saddle Arabii? Gdzie są? Dlaczego nie obchodzi ich los ich wspaniałej Księżniczki? "Trzeba było pomagać Celestii" - pomyślała Kleopatra z rozdrażnieniem. Kontemplowanie jej żałosnej pozycji zostało przerwane przez jakiegoś głupiego człowieka w niebieskiej, polarowej bluzie. 

- Ile zapłacę za pięć bułek, tych większych? - zapytał patrząc na pieczywo.

- A jakie to ma znaczenie? Myślisz, że te bułki jakoś zmienią twoje żałosne życie? - syknęła w odpowiedzi zachowując dumną i wyprostowaną postawę, której przeczył biały fartuch z wygrawerowanym na piersi logiem sklepu.

- O co ci chodzi? Uspokój się. Co za ludzie... - wymamrotał mężczyzna i wyszedł obrażony. 

Kleopatra doszła do wniosku, że musi się opanować. Nie może stracić kolejnej pracy, bo wtedy wyląduje na ulicy. Tylko czy jest w stanie upaść jeszcze niżej?

***

Paulina

Szła bardzo szybko, nadal z rozłożonym parasolem, mimo że przed chwilą przestało padać. Było zimno, okropnie zimno, więc jedyne czego teraz chciała to dojść w końcu do ciepłego budynku. Nie miała pojęcia dlaczego nie skusiła się na autobus. Przestudiowała dokładne jego działanie kilka dobrych miesięcy temu, ale i tak ciągle nie ma do takich pojazdów zaufania. Miała na sobie ciepły, fioletowy sweter, krótki, zielonkawy płaszcz oraz długie spodnie, na które ludzie zwykli mówić "jeansy" od materiału z jakiego zostały zrobione. Wbiegła do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i dopiero wtedy złożyła mokry parasol, czując odrobinę wstydu z powodu śladów wody, które zostawiła na posadzce. Pociągnęła zmarzniętym nosem i pilnując torebki, którą miała na ramieniu zaczęła wspinać się na trzecią kondygnację. To tam znajdował się gabinet pani premier, chociaż najpierw trzeba było przejść przez mały gabinet jej sekretarki. Po drodze uśmiechała się do wszystkich, a oni odpowiadali jej tym samym. Co prawda większość ludzi tutaj, to byli Equestrianie, ale nadal można było tu znaleźć trochę prawdziwych przedstawicieli gatunku. Kiedy już weszła do gabinetu sekretarki przestała się w końcu trząść z zimna.

- Witaj, Cloud - rzuciła pogodnie do dziewczyny za biurkiem, który robiła coś przy laptopie. - Jest może, no wiesz, Natalia? - zapytała grzecznie.

Dziewczyna, przez ludzi znana jako Hanna Julkowska, podniosła głowę i uśmiechnęła się.

- Witaj, Twilight. Jest, jest. Niedawno skończyła rozmowy z dziennikarzami - dodała i z uśmiechem wróciła do pracy.

Paulina, znana tutaj jako Twilight Sparkle, zapukała delikatnie do wielkich drzwi, a potem weszła do środka. Pani premier siedziała za biurkiem i pisała coś bliżej nieokreślonego w notatniku. Kiedy zobaczyła kto przyszedł, zamknęła go jednak i powiedziała:

- Witaj, Twilight - tak jakby jej niezapowiedziane przyjście było czymś najnormalniejszym w świecie - Usiądź, proszę - dodała z uśmiechem i schowała notatnik do zamkniętej szuflady. Sama Twilight obserwowała jak odgarnia długie, blond włosy, a potem usiadła na jednym z wygodnych krzeseł i otworzyła torebkę z uśmiechem.

- 568 - powiedziała po prostu i wyciągnęła małą, naprawdę małą, jedwabną saszetkę, a potem położyła ją na wyciągniętą rękę Natalii. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i przez chwilę patrzyła nieobecnie na woreczek, zanim włożyła go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Z zewnątrz nie było go kompletnie widać. 

- Dziękuję, jestem ci bardzo wdzięczna - mruknęła cicho.

- To nic takiego. Tak poza tym to nic nowego się nie dzieję, ale znalazłam chwilę czasu, żeby poczytać o rozbiorach Polski. Coś strasznego - odpowiedziała ze zmarszczonymi brwiami, ale też z nutą naukowego zaciekawienia.

Natalia po prostu pokiwała głowę patrząc na nią z uśmiechem i podpierając brodę na chudych palcach. Twilight przez chwilę milczała, ale nie było to milczenie niekomfortowe, była bardzo spokojna i sprawiała wrażenie zrelaksowanej. Natalia je jednak przerwała.

- A czy oprócz tego wszystko u ciebie w porządku? - zapytała opierając się na fotelu.

- O tak, jest świetnie. Bardzo tęsknię za Equestrią - dodała spoglądając nagle na okna w gabinecie - Ale jak na razie dobrze mi się wiedzie. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o Niemcy, jutro jadę do Włoch. Mówiąc szczerze jest to fajna przygoda, dziewczyny też tak twierdzą. Bądź co bądź ludzka kultura jest ciekawa, szkoda tylko, że są tak często agresywni i dążą do własnej zagłady, bo gdyby nie to, to są całkiem porządną rasą. Poza tym nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć Rzym - westchnęła, ale nadal nie wykazywała śladów napięcia. Lubiła tu przebywać, nigdzie nie czuła się bezpieczniej niż w Polsce, w Warszawie, w tym właśnie budynku. Niestety, czas ją gonił, kilka osób na nią czekało. - Niestety, muszę już iść. Nie mogę się doczekać, żeby się ponownie z Panią spotkać - powiedziała z uśmiechem pełnym ciepła.

Jeszcze zanim wyszła chwyciła z niepewnością chudą dłoń kobiety, ale ta wcale nie uważała tego za coś niegrzecznego, czy dziwnego.

 

Twilight Sparkle rozglądała się jeszcze po korytarzach, kiedy zmierzała do wyjścia. Oficjalnie pracowała tutaj w księgowości i rzeczywiście tak było, kiedy tylko znalazła czas. Obecnie wyjeżdżała na częste wyjazdy służbowe do państw, które zgodziły się na sojusz z Panią Natalią i Polską. To co robiła rzeczywiście można było nazwać księgowością i o wiele bardziej lubiła tę księgowość, niż siedzenie za biurkiem przy komputerze. Na pewno wpływ na to miało to, że tą drugą księgowość mogła wykonywać razem z przyjaciółkami.

 

____

Nie mam pojęcia, jak wygląda wyżej wspomniany Gmach Kancelarii w środku, więc jest to całkiem moja wizja.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Jennefer] 
Wracała nieco zdenerwowana z zakupów. Czemu zdenerwowana? Ta... Płyn do soczewek zdrożał. Tylko tego jej brakowało. Tabletki które kupiła na katar były całkiem tanie, nie kupiła jakiś super wymyślnych. Po prostu chciała się wyleczyć.

-Jak ceny płynu do soczewek będą tak rosły to niedługo przestanę je nosić.-Wymamrotała pod nosem. Włorzyła ręce do kieszeni. Poczuła w nich kształt dwóch całkiem znajomych przedmiotów. Wiedziała co miała w schowku. A raczej ta druga część niej wiedziała. Niewielki walec ze sznórkiem... Ale nie teraz. Teraz nie mogła pozwolić opanować się przez szaleństwo drugiej strony. Nie na ulicy... Wyjęła z kieszeni drugi przedmiot o nieco innym kształcie. Zapalniczkę... Rzuciła nią o ziemię a ta rozbiła się na kawałki uwalniając gaz. Jennefer zaczęła biec. Teraz jej drugi charakter nie mógł nic zrobić. Bo jak? Jednak słyszała w swojej głowie szepty drugiej siebie. Z jednej strony dziewczyna była zadowolona, że zniszczyła zapalniczkę ale część jej mówiła, że zrobiła źle. Próbowała nie zwracać na to uwagi ale nie mogła. To ją przerastało. Dobrze, że była blisko swojego domu. Wbiegła do niego i zamknęła drzwi. Dyszała... Była zmęczona biegiem. Zaśmiała się.

-To wszystko jest takie głupie...-Wymamrotała i jeszcze raz się zaśmiała.

Edytowano przez ThePolishVinyl
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

- Witam wszystkich obecnych przedstawicieli swoich gatunków - odparłem oficjalnym tonem siadając na swoim miejscu.

- Spóźniłeś się - odparła wrednie kobieta o ciemnym umaszczeniu i pokaźnych kłach.

- Tak wiem. Crystal mnie zatrzymała - powiedziałem znużonym głosem kładąc dłonie pod brodą.

- Tak? I co tym razem chciała nasza księżniczka? - spytała znużonym tonem, gdy inni się nie wtrącali tylko się przyglądali naszej rozmowie.

- To, co zwykle - stwierdziłem spokojnie - Jednak nie o tym mieliśmy rozmawiać a o postępach, jakie dokonujemy w naszych badaniach...

- No właśnie - stwierdził twardo mężczyzna. - Wy macie włos Celestii, ale jak niby przywrócicie nam naszą postać? Nie mam zamiaru być kucykiem Golding Shield. Równie dobrze mogę pozostać człowiekiem - stwierdził wściekle uderzając dłonią w stół.

- Ciekawe czy w którejkolwiek formie dbałeś o higienę osobistą - powiedziała wrednie do mężczyzny przedstawicielka, podmieńców.

- My przynajmniej nie straszymy wszystkich wokół w żadnej formie. Za to patrząc na was myślę, że w każdej formie jesteście równie obrzydliwe - nagle po pomieszczeniu rozegrał się głośny dźwięk uderzenia. To byłem ja właśnie uderzyłem pięścią w stół.

- Uspokójcie się! - Wrzasnąłem wściekle i nagle się uspokoiłem, gdy wszystko ucichło. - Nie możemy teraz myśleć jak dawniej. Musimy pomóc sobie nawzajem - powiedziałem spokojnie. - Odpowiadając na twoje pytanie. Wiem, że mamy tylko włos naszej dawnej władczyni. Jednak nie ustajemy w staraniach byście wszyscy odzyskali dawną postać. Zaufaliście mi a ja zrobię wszystko by was nie zawieść

- A co z Crystal? - spytała druga kobieta.

- Nie ufam jej. Jednak nie mam dowodów, że coś knuje - odrzekłem spokojnie. - Jeśli teraz wykonam ruch tylko na podstawie przeczucia  być może skrzywdzę kogoś całkiem niewinnego, ale o niezbyt przyjemnym charakterze. No i wciąż jest nam potrzebna. Bez niej nie mielibyśmy obecnych możliwości...

- A co zrobimy z tym? - ponownie spytała przedstawicielka podmieńców rzucając mi gazetę pod oczy. Przeczytałem spokojnie artykuł i znów spojrzałem na innych.

- Nic. Nie mieszamy się w sprawy ludzi i nie przyjmujemy ich pomocy. Sami sobie radzimy. Niech ta cała Natalia bawi się w pomoc. Jednak ona nie jest w stanie jej nam zapewnić. Tylko sami możemy sobie pomóc. Ludzie nie są w stanie nas zrozumieć - stwierdziłem twardym tonem. - Co do Crystal mam pewien pomysł dosyć ryzykowny dla mnie. Ale jeśli trzeba poświęcę się dla dobra naszej sprawy - stwierdziłem i zacząłem wyjaśniać cały plan by tylko te wąskie grono go poznało. To miało świadczyć o moim zaufaniu do nich.

 

Crystal/Felicja Romanis

Kobieta lekko ziewnęła dalej obserwując zabawę jej marionetki i chociaż te popisy ją bawiły to czuła się coraz bardziej zmęczona. W pewnym momencie machnęła dłonią a szachownica wróciła do dawnego trybu. Wiedziała już jak to się skończy. A marnowanie energii nie miało sensu. Musiała odpocząć. Jutro zapłaci tej abominacji i dostanie, co jej potrzebne. Jednak teraz musiała odpocząć. Podeszła do szachownicy dotykając ją delikatnie a ta w jednym momencie zniknęła. Podeszła następnie spokojnie do telefonu.

- Przygotujcie samochód. Chce wracać do domu odpocząć - powiedziała lekko ziewając.

- Jak sobie pani życzy powiedział męski głos - Crystal się rozłączyła, po czym zaczęła opuszczać swój gabinet kierując się do windy by opuścić budynek. Na dziś starczy jej zabawy.

 

Striding Rason/Jim Grayson

Mężczyźni dalej ukrywali się w magazynie mając nadzieje, że napastnik da im spokój. Mierzyli w stronę drzwi myśląc, że ten je wyważy jakoś by się do nich dostać. To był ich ostatni błąd nagle można było usłyszeć dźwięk tłuczonego szkła. A zanim tamci zdążyli zareagować niemal wszyscy padli martwi, gdy w ich gardła wbiły się kunaie. W rezultacie przeżył tylko, 1 który oberwał w dłoń. Wrzasnął wściekle z bólu, gdy nagle napastnik złapał go za gardło i przycisnął do ściany. Po czym odezwał się ponurym głosem niczym z koszmaru.

- Płyta? - powiedział i wbił mu nagle nóż na nadgarstku w bark a tamten zaczął wrzeszczeć. - Nie rozumiem wrzasków

- Jeśli ci powiem puścisz mnie wolno? - spytał jęcząc z bólu.

- Zobaczę, jaki będę miał humor - stwierdził ponuro patrząc mu w oczy.

- Tam na szafce - wskazał palcem.

- Grzeczny chłopiec. A teraz twoja nagroda - powiedział, po czym się nagle zamachnął.

- Ale... - nie zdążył dokończyć, gdy został nagle, zdekapitowany. Zabójca powoli podszedł do wskazanego miejsca. Niema jak łatwa forsa pomyślał. Niema świadków niema odcisków. Czas się zmywać pomyślał i szybko zniknął z tego portu. Musiał dostarczyć przesyłkę i zabrać swoją nagrodę.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna jeszcze raz rozejrzała się po sklepie. Dalej nie mogła uwierzyć, że chce to zrobić. Odkąd straciła dawne życie i wszystkich, których znała ten sklep to był całe jej życie. Jednak teraz pojawiła się nadzieja. Ta kobieta chciał dać jej szansę. Być może dzięki niej znowu zdoła odnaleźć radość życia, którą utraciła wraz z upadkiem Equestrii.

- Zaczekaj. Zaraz będę gotowa - powiedziała radośnie i nagle pobiegła na zaplecze by zaraz wrócić w długim szarym płaszczu i czerwoną parasolką. - Jestem już gotowa możemy iść - Wyciągnęła klucze by zamknąć sklep, gdy nagle znów spojrzała na kobietę. - Przepraszam. Nadal nie wiem jak masz na imię a tak wiele ci zawdzięczam czy zechcesz mi je zdradzić? - spytała spoglądając na kobietę.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

Dobrze, że rano już nie padało, nie wiem jakbym dotłukł się do roboty w tej ulewie. Wczoraj udało mi się stanąć pod jakimś daszkiem, kiedy grałem, lecz i tak nieźle zmokłem łażąc od miejsca do miejsca pytając o pracę. Zjadłem coś, ubrałem się, poszedłem pod umówiony blok. Sprawa była dość prosta, spotykamy się, przebieramy w ciuchy robocze, no i wio. Było nas trzech, ja, taki grubawy Michał oraz Staszek. Aha, zapomniał bym o Józefie, naszym szefie, który tylko wpadł, powiedział co mamy dzisiaj zrobić, a potem wypadł. Praca była całkiem prosta, w miłym towarzystwie robiło się dobrze, do tego nikt nas nie opieprzał ani nie popędzał. Rozwaliliśmy te meble, które właściciel zostawił, skuliśmy stary tynk w kuchni, starliśmy farbę z korytarza, łazienki i dużego pokoju. Nic strasznego, tylko znoszenie tego wszystkiego do kontenera z trzeciego piętra było nieco męczące. W końcu jednak dzień przeszedł, pożegnaliśmy się i umówiliśmy na jutro. Wróciłem do motelu, umyłem się, następnie ruszyłem w miasto, by wywiedzieć się co ciekawego dzieje się w Polszy i coś zjeść.

 

Iwan

Dzień mężczyzny zaczął się do bólu standardowo. Golenie twarzy poza bródką, jedzenie. Potem odebranie samochodu spod baru, gdzie tak lekkomyślnie go zostawił. Na całe szczęście jakim cudem go nie ukradziono, nie włamano się do niego, ba, nikt nawet kół nie odkręcił. Widać potencjalni złodzieje woleli zachować wszystkie swoje zęby. Po załatwieniu tej sprawy Gierojew podjechał do swojego biura, gdzie już czekały na niego kolejne papiery do przeczytania i odfajkowania. Nie było w nich właściwie nic ciekawego, poza wspomnieniem o pobiciu w Tobolsku oraz tym, że jakieś miasteczko odcięto złośliwie od prądu na dziesięć godzin. Miasteczko było rasowo mieszane. Była też notka, że pierwsze ulotki z nowej serii krążą już po mieście, a niedługo rozejdą się po całej Rosji. I dobrze.

 

Wydawało się, że dzień upłynie całkowicie spokojnie, dopóki Iwan nie dostał telefonu. Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki dzwonił z wieścią, iż zaproponowany przez prezydenta Barankina projekt spotkał się z oporem części parlamentarzystów. Niektórzy, jak to na rozgorączkowanych polityków przystało, przeszli do rękoczynów. Jednemu z przedstawicieli Jednej Rosji obito pysk, któryś z członków Rodziny rzucił laptopem - trzeba będzie go upomnieć - a Equestrianin, który jakimś cudem dostał się do Dumy przy pierwszych wyborach prawie spadł z balkonu. Musiała wkroczyć ochrona.

 

Po tym telefonie Iwan szybko włączył telewizor, by upewnić się jak to wyglądało i faktycznie, najświeższe wiadomości pokazywały scenki z parlamentu, czerwonych facetów w garniturach, kłótnie. Ustawa jednak przeszła i za kilka dni dawne kuce oraz inne dziwne stwory mają być zwalniane z milicji i wojska. Co ciekawe, postanowienie o wznowieniu negocjacji z Czeczenami przeszło prawie bez echa.

- Gienek? - Gierojew zawołał jednego ze swoich towarzyszy, dobrze się składało, że ten był akurat wolny - Słuchaj, miałbym sprawę do ciebie. Potrzebowałbym zwołać naradę, a i jeszcze przydałoby się ustosunkować do bijatyki w Dumie.

- Zrobi się, panie przewodniczący. Coś jeszcze?

- Nie, to byłoby tyle. A, zaraz. Chciałbym, by jutro zatelefonowano do prezydenta. Muszę się z nim zobaczyć, jak znajdzie czas.

- Oczywiście.

 

Z tym słowem Jewgienij odwrócił się i rozpoczął wykonywanie wydanych mu poleceń, znikając Iwanowi z oczu. Tak, narada to dobry pomysł. Sytuacja w kraju była dość napięta od jakiegoś czasu, lecz dzisiejsza awantura to jak dotąd szczyt wszystkiego. Niestety wszystko, co Gierojew próbował przeforsować dla dobra państwa, poza takimi mniej ważnymi i bardzo neutralnymi projektami przechodziło dość ciężko. Prezydent Barankin był bystry, miał jasny umysł, ale nie zawsze myślał w dobrym kierunku. No i trudno było go przekonać do czegokolwiek. Był w pewnych kwestiach za mało stanowczy, zapewne przez panią premier Natalię. Omotała go, mówił o niej w superlatywach, wzrok mu błądził. A obowiązkiem Iwana jest prezydenta z tej sieci uwolnić.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Siedziałem w milczeniu patrząc jak inni przedstawiciele swoich gatunków wychodzą w milczeniu z pokoju obrad. Nie byli do końca przekonani, co do mojego planu względem Crystal. Jedynie kobieta reprezentująca dawne podmieńce wyglądała na lekko zadowoloną. Wiedziałem, czym się może skończyć mój pomysł. Jeśli się mylę, co do Crystal najpewniej już na zawsze pozostanę wygnany i zapomniany. Jeśli jednak mam racje to być może zdołam ocalić ich wszystkich. Patrząc z mojej perspektywy ten plan nie miał żadnych wad. Nic mnie nie obchodziło, co się ze mną stanie. Dawno już straciłem sens i radość życia i nie sądzę by kiedyś powróciły. Powoli wstałem by opuścić salę.

 

Kierując się do swojego gabinetu omijałem jak zwykle innych zajętych swoimi sprawami. Wielu z nich się bawiło tańcząc ze sobą czy pijąc cydr. Starali się bawić jak w dawnej Equestrii. Tylko ci, którzy zajmowali się ochroną, badaniami lub ćwiczyli się tu nie bawili. Cóż nie każdy mógł sobie na to pozwolić. Jednak nikt nie miał nikomu tego za złe. W końcu wiedzieliśmy, że ktoś musi czuwać by inni mogli spokojnie żyć. Zresztą mieliśmy swoje grafiki i każdy mógł liczyć na wolne dni no może poza mną, bo nie interesowały mnie jakoś specjalnie. I tak nie miałem żadnych rozrywek poza zagłębianiem się w przeszłość.

 

Powoli otworzyłem drzwi do mojego gabinetu. Był całkiem duży, ale nie urządzałem go jakoś specjalnie. Pod ścianą stało zwykłe łóżko bym miał gdzie spać. Pod kolejną ścianą stała szafa gdzie trzymałem jak każdy ubrania. Cóż, jako człowiek musiałem się dość często przebierać uroki tego ciała. Pod oknem za to stało coś ciekawego mianowicie relikty mego dawnego życia. Była tam zbroja gwardzisty, która pasowała na mnie, gdy jeszcze byłem kucykiem. Obecnie była bezużyteczna i podziurawiona po ostatnim ostrzale, który dostałem w komnacie zaginionego miasta. Obok leżała włócznia z grotem z kryształu, który stracił swój blask. Włócznia była połączona z moją magią a ja ją straciłem. Obecnie była bezużyteczna i bardzo krucha. Ciężko uwierzyć, że dawniej wchodziła w skały niczym nóż w masło.

 

Kolejną ciekawą rzeczą był niezwykły ptak stojący na stojaku i czyszczący sobie pióra. Musiałem ukrywać jego istnienie. Wciąż nie rozumiałem tego jak to możliwe, że Arrow wciąż pozostał feniksem, podczas gdy my się zmieniliśmy w ludzi a inne stworzenia w zwykłe ziemskie zwierzęta. Miałem nadzieje, że w nim też może być odpowiedź jak odzyskać naszą dawną naturę. Powoli skierowałem się do biurka, które stało na środku pokoju i spokojne usiadłem na krześle wpatrując się w fotografię na biurku. Była na nim Forest Song. Wciąż mi jej brakowało przejechałem lekko palcem po fotografii. Byłem ciekawy, co ona by mi doradziła. Jednak teraz musiałem myśleć samemu. Nie mogłem już liczyć na nikogo a tylko na siebie. Ciężko westchnąłem i nagle otworzyłem szufladę biurka i wyjąłem z niej kluczyki. Musiałem się przewietrzyć nie mogłem wciąż tu siedzieć i zagłębiać się we wspomnieniach a w tym pomieszczeniu było ich za dużo.

 

Gdy wstałem Arrow natychmiast podniósł głowę mając nadzieje, że pójdzie ze mną. Na ten widok tylko pokręciłem głową.

- Wybacz nie możesz iść ze mną. Ludzie by nie zrozumieli. A kto wie może okażesz się kluczowy w rozwiązaniu zagadki by odzyskać naszą dawną postać - powiedziałem spokojnie kierując się do wyjścia.

 

Crystal/Felicja Romanis

Dziewczyna powoli wsiadła do dużego eleganckiego samochodu, który zatrzymał się pod jej budynkiem. Kierowca wcześniej jej otworzył drzwi tak jak należało. Niewiele ją obchodziło to wszystko. Cały ten luksus, który ją otaczał był tylko częścią jej większych planów. Jednak lepiej było jej żyć w ten sposób niż udawać jakiegoś biedaka. W przeciwieństwie do innych nie mieszkała w bazie. Jako tak wpływowa osoba musiał pokazywać się z lepszej strony by nie wzbudzać sobą podejrzeń. Dlatego niemal wszystko wokół niej opiewało w luksus. Teraz tylko marzyła by wrócić do domu.

 

Patrzyła w okno na tych bezwartościowych ludzi jak omijali ich jadąc na przód. Nie mogła się doczekać aż w końcu ich gatunek zniknie. Ona tego dokona. Zrobi coś, czego nie zrobił nikt wytępi cały ich parszywy gatunek. Nagle jej oczy zwróciły się na gazetę obok i zmarszczyła brwi czytając artykuł. Zbieg okoliczności? Pomyślała dokładnie studiując artykuł. Nie dawno szachownica pokazała jej zagrożenie ze strony Polski. Zignorowała je uważając, że Polska jest daleko i jej nie zagraża a teraz nagle okazuje się, że ich premier może mieć wpływ w przyszłości na rząd Chin. To jest wyjątkowo niepokojące. Być może nadszedł czas by niedługo wykonać jakiś ruch nim wszystko wymknie się jej spod kontroli.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magda

Kobieta uśmiechnęła się delikatnie patrząc na Snow. Była urocza, tak jak większość spokojniejszych byłych kucyków. Mówiąc szczerze każdy były kucyk był uroczy, jeśli się przypomni spotkania z byłymi gryfami, czy podmieńcami. Co prawda już nie padało, ale nie zamierzała nic jej mówić, bo pogoda była tak w kratkę, że w każdej chwili mogło się to zmienić. Na jej pytanie zdziwiła się trochę, może dlatego, że nie była przyzwyczajona do ludzi, którzy nie znają jej imienia. To było trochę aroganckie, mimo wszystko. W pewien sposób to bardzo dobrze, że się jej zapytała, może w końcu przestanie brać zawsze takie rzeczy z góry.

- Magdallene Wisdome - odpowiedziała pogodnie. - Ale możesz mówić do mnie Magda - dodała, bo jej pełne imię było na tyle pełne elegancji, że trochę głupio było go używać poza oficjalnymi rozmowami.

Potem kobieta wyszła za Snow, starając się w pewien sposób zasłaniać ją sobą. Nie wiedziała dlaczego, może to po prostu taki odruch, potem jak nasłuchała się o ludziach, którzy podobno chcą ją zabić.

- Tam jest moje auto - wspomniała spokojnie i podeszła do tego srebrnego czterokołowca.

Problem pojawił się jednak już wkrótce, bo, jak się okazało, paliwa było już na tyle mało, że było raczej mało prawdopodobne, że dojedzie nim do Kancelarii. Mimo że było to teoretycznie blisko. Westchnęła, wcale nie jakoś specjalnie zdenerwowana. Takie rzeczy nie wyprowadzały ją z równowagi, spojrzała jednak z zażenowaniem na Snow.

- Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać piesza przechadzka. Kancelaria nie jest tak daleko. Wyślę potem kogoś, żeby mi go zabrał. 

***

Natalia = Rosja

List do prezydenta Barankina.

 

Szanowny Panie Prezydencie

 

W imieniu swoim, oraz polskiej Rady Ministrów chciałabym potępić niedawne działania rosyjskiego parlamentu. Wprowadzanie ustaw o tak rażąco rasistowskiej treści wywołuje oburzenie nie tylko w Europie, ale i na świecie. Serdecznie apeluję o ponowne zastanowienie się nad kierunkiem do którego zmierza Rosja. Nie tędy droga, jeśli chce Pan naprawić sytuację gospodarczą w swoim kraju. Podejrzewam, że pomaganie państwu w którym krzywdzi się niewinnych ludzi będzie dla mnie bardzo trudne i podlegające pod ponowne rozważenie.

 

Wszyscy jesteśmy ludźmi

 

Z serdecznymi pozdrowieniami,

Premier Rzeczypospolitej Polskiej,

Natalia Androwicz

***

Elizabeth

Elizabeth siedziała obecnie w pokoju dla pracowników i piła szybką kawę na dodanie energii. Miała już co prawda trochę podkrążone oczy, ale to było tak bardzo nieistotne, że aż nie warte wspomnienia. Na nikogo nie czekała, przez czas ostatniego eksperymentu na poziomie A już naprawdę zapomniała o wszystkich i jedyne, co jej teraz zaprzątało głowę to Obiekty. No i może trochę krótkie rozważenie, czy zostawienie tam Klary samej było na pewno dobrym pomysłem. Ale jak na razie kobieta dawała radę powstrzymywać swoje dziwactwa, Eliza musiała to przyznać. Ogarnęła się trochę podczas pobytu Equestrii na Ziemi. Czasami nawet przychodziła tu Konstancja, jej czternastoletnia córka, którą brała, jak to mówiła "na staż". Elizabeth tak bardzo wierzyła w ten "staż", że tylko czekała aż dziewczyna pewnego razu po prostu nie wróci już na górę. Co było dziwne, do tej pory się to jeszcze nie stało. Zmrużyła oczy, kiedy zobaczyła auto za oknem, przypominając sobie o dzieciach i Thomasie. Mruknęła do jednego z laborantów, który również miał przerwę, żeby poszedł po Franciszkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Powoli kierowałem się do garażu. Poza firmowymi samochodami, którymi jeździliśmy, na co dzień niektórzy mieli też własny pojazd. W moim przypadku był to motor, który już na mnie czekał. Musiałem się przejechać i zebrać myśli. Gdy powoli się do niego zbliżałem nie spostrzegłem, że nie byłem tu sam. Była tu również dziewczyna w młodym wieku ubrana w strój mechanika ubrudzona olejem, która natychmiast zwróciła na mnie uwagę.

- Znów jedziesz na samotną przejażdżkę Golding? - spytała zaciekawiona grzebiąc przy jednym z samochodów.

- Jak widać - stwierdziłem nie chcą kontynuować tej rozmowy.

- Może powinieneś jechać z kimś. Jesteś tu zbyt ważny by się kręcić wciąż samemu...

- Nie potrzebuje niańki - warknąłem oburzony. - Nauczycie się w końcu, że sam potrafię o siebie zadbać? - Dziewczyna najwyraźniej chciała coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnowała. Sam też już nic nie powiedziałem, gdy nagle włożyłem kask na głowę i ruszyłem. Strażnicy nie robili problemu by mnie wypuścić. Więcej problemu zawsze było z wejściem niż wyjściem. Jednak widać było, że nie byli do końca zadowoleni najwyraźniej tym, że jadę sam.

 

Crystal/Felicja Romanis

Samochód nareszcie dojechał pod jej bardzo duży i pokaźny dom, który podobnie jak baza był chroniony. Wolała być pewna swego bezpieczeństwa. Jednak w tym wypadku była to zwykła ochrona. Nie potrzebowała tu poligonu, który będzie zwracał niepotrzebną uwagę. Powoli wkroczyła do wnętrz budynku. Cały dom był piękny i niezwykle okazały. Było tu pełno drogich mebli sam był bardzo elegancko zabudowany marmurem. Ona jednak nie zwracała na to wszystko uwagi. To było zwykłe miejsce. Skierowała się po schodach na piętro i poszła wprost do dużej sypialni gdzie już na nią czekało miękkie i wygodne łóżko z jedwabną pościelą. Mieszkała tu sama. Nie potrzebowała nikogo.

 

Machnęła dłonią koło łóżka a szachownica wróciła stojąc koło łóżka. Sama ściągnęła z siebie sweter i spodnie by przebrać się w koszulę nocną, gdy już skończyła powoli położyła się do łóżka. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem teraz musiała tylko trochę odpocząć. Miała nadzieje na piękne sny i na to, że w końcu zdobędzie to na to czeka już tak długo. Powoli zamknęła oczy i zaczęła odpływać.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

- Miło mi cię poznać Magdo - powiedziała radośnie, Snow kierując się cały czas za nią. Zauważyła, że dziewczyna się stara ją jakby chronić to było naprawdę miłe z jej strony. Dawno nie spotkała kogoś tak miłego. Starała się jednak zachowywać jak każdy człowiek wokół. Nie chciała się wyróżniać czymś. Dalej bała się ujawnić. Powoli wsiadła za Magdą do samochodu zdziwiła się, gdy ci nie ruszyli. Spojrzała znów na Magdę i się lekko uśmiechnęła.

- Ani trochę - powiedziała radośnie. - Przyzwyczaiłam się już do pierwszych marszów - taka była prawda sama nie miała samochodu ani prawa jazdy, więc zawsze pieszo pokonywała drogę ze sklepu do domu.

 

Thomas Carlson

Mężczyzna powoli wysiadł z samochodu a następnie podszedł do tylnych drzwi i otworzył dzieciakom by mogły wysiąść.

- No to wysiadamy - powiedział spokojnie z uśmiechem. - Musimy zobaczyć jak tam radzi sobie mama - znów spojrzał na laboratorium. Miał tylko nadzieje, że nic się nie stało Elizabeth pod jego nieobecność. Zawsze się o nią niepokoił, gdy pracowała z tymi stworami. Jednak wiedział, że ona nigdy nie opuści tego miejsca. A nie chciał się z nią o to kłócić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

Gdy przyniesiono do niej informacje na temat wysłanego dopiero co listu do Rosji... Nie musiała go wcale mieć w ręce, by wiedzieć co zostało w nim zawarte. Postępowanie tego państwa, które do niej dotarło, było po prostu złe, a wiedziała że Pani Premier płazem im tego nie puści od tak... Spodziewała się po niej pewnych restrykcji dla nich ale czym chciała ich obciążyć, nie bardzo ją interesowało. Liczył się sam fakt ostrej zagrywki politycznej, która jak jej wiadomo było zwykle była tyle warta co papier na niej napisany... Nigdy więcej. To ludzie lubili lekceważyć. A P. Natalia ściągała na siebie po raz kolejny niebezpieczne oczy.

 

Dla niej liczyło się tylko bezpieczeństwo. Wysłała parę rozkazów by uważać na Rosjan przekraczających granicę i kontrolować ich dokładniej niż wcześniej. Zwróciła się też o wzmożoną aktywność ochrony punktów kluczowych jak na przykład parlament. Nie miała ochoty potem płakać że zaprzepaściła swą szansę na życie. Na ten wielki plan.

 

[Natalia Romanova]

Szła przez miasto aż coś ją tknęło... Los. Ktoś go mocno zakrzywiał w jej okoli. Jej los wpływając na jej prawdopodobieństwo. Na jej śmierć w przyszłość. Za dużo było dla niej tych zbiegów okoliczności w ciągu niecałych 40 minut co się wcale jej nie podobało. Po raz kolejny przeszły ją niepotrzebne ciarki.

Jakim cudem mogły być tam dwie osoby... Dwie kobiety które dojrzała gdy wchodziły do samochodu. Co było z nimi nie tak. Wzmagała się w niej złość że nie mogła tego wiedzieć natychmiast. Miała je puścić wolno skoro tarot nie mógł jej tego powiedzieć w tym momencie. Nie miała na to czasu.

Stała tam w miejscu, parędziesiąt metrów od nich, pożerając je wzrokiem aż miały  zacząć odjeżdżać, co nie nastąpiło. Los naprawdę musiał z niej tak drwić. Nie mogły uciec od niej jak najszybciej? Musiały kusić wydarzenia... Ręka jej zadrżała gdy zaczęły oddalać się na piechotę miała iść za nimi i im coś zrobić. Mogła to zrobić. Tylko co by się stało zaraz potem. Co zrobiłyby oczy? Jak zareagowały...

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iwan

Przez ostatnie kilka godzin większość spraw została już pozałatwiana, przynajmniej tych najbardziej bieżących, ważnych. Gienek obdzwonił lwią część terenowych delegatur, przygotowując wszystko do plenarnego zebrania Rodziny. Rozpogodziło się nieco, dało się nawet niżej skręcić kaloryfery, tak więc i oblicze Iwana nieco pojaśniało. Może nie będzie tak źle, wystarczyło już tylko pogadać z prezydentem o tej bijatyce i...

Drrrryyyń. Drrrryyyń.

Staromodny telefon z tarczą - trzymany tu głównie przez sentyment - zaterkotał, słuchawka prawie spadła z widełek. Mężczyzna uratował ją przed tym, podnosząc i przykładając szybko do ucha. Nie spodziewał się, że ktoś trafi na akurat ten numer, podobno już dawno poza ewidencją. A jednak po drugiej stronie odezwał się śmiały głos.

- Zdrastie, tu Sekretariat Prezydenta Federacji Rosyjskej. Pan Iwan Gierojew - kobieta po drugiej stronie bardzej stwierdziła fakt, niż zapytała. - Pan prezydent bardzo chciałby się z wami zobaczyć najszybciej, jak to tylko jest możliwe. Najlepiej bezzwłocznie.

W jej głosie, mimo lekkich poświstów w słuchawce, dało się usłyszeć jakąś taką mściwą satysfakcję. Iwan pokiwał powoli głową, choć nie mogła przecież tego widzieć. Chciałby mieć jakieś ale, przecież i tak zamierzał się do sprawy burdy ustosunkować, lecz kobieta po drugiej stronie niespodziewanie odchrząknęła głośno.

- Pan prezydent nalega.

 

Na takie dictum już nic nie można było poradzić. Gierojew ponownie kiwnął głową, odłożył słuchawkę. Następnie powoli wstał, naciągnął płaszcz, później wyszedł, po drodze uprzedzając któregoś ze swoich towarzyszy o niespodziewanym biegu rzeczy oraz polecając kontynuować pracę jak gdyby nigdy nic. Łada ruszyła spod bloku z całkiem niezłym pomrukiem, niestety Iwan nie zaszpanował już piskiem opon. Stary, dobry samochód ponownie dostarczył go pod czerwone mury dawnej moskiewskiej fortecy. Mężczyzna poświęcił krótką chwilę, jaką dał mu spacer oraz standardowe procedury ochrony na wyciszenie się, uspokojenie oddechu. Gierojew zdecydowanie wolał stawać przed Barankinem tak, jak tego oczekiwano po jego nazwisku.

 

Pierwszym, co przywitało go przed gabinetem prezydenta był wredny uśmiech jego sekretarki. Kobieta była zdecydowanie rada temu, że sytuacja przybrała taki a nie inny obrót. Skrzypnęły ciężkie drzwi. Znajome pomieszczenie z mahoniowym biurkiem oraz wysokim fotelem było już odcięte od resztek światła z zewnątrz grubymi kotarami, a jego mieszkaniec zajmował się właśnie swoim niedużym laptopem i rżniętą w krysztale szklanką bursztynowego płynu. Prezydent Barankin odstawił naczynie, laptopa zostawił otwartego.

- Witaj, Iwanie. Usiądź, proszę - rzekł, wskazując gościowi fotel nieco z boku biurka. Zapadła cisza.

- Wzywaliście, panie prezydencie? - po kilku minutach Gierojew przerwał ją głupim pytaniem, nie mogąc wytrzymać.

- Ano wzywałem. Widziałeś telewizję. Burda w Dumie Państwowej, politycy, poważni ludzie, biją się jak dzieciarnia. Wszystkie gazety od Rosyjskiej, Kommiersantu, aż do Prawdy się za to wzięły. Niestety, nie można było puścić tam FSB by porządek zrobiło, to już nie te czasy. Nawet decyzja o negocjacjach z Czeczenami została zepchnięta przez to w cień, wszyscy tylko jęczą, że z sił porządkowych nieludzie wylatują. Ah, jeszcze wybryk jednego z twoich zauszników.

Iwan spuścił niego głowę pod chłodnym spojrzeniem pana Barankina, który po chwili kontynuował.

- Rzucanie laptopem może byłoby zabawne, ale na pewno nie po okrzyku "kuce do gazu". No i laptop był przecież państwowy. Nie muszę chyba dodawać, że incydent wydostał się poza Rosję dużo wcześniej, niż wszyscy byśmy chcieli, a do tego niektórzy rozumieją go trochę opacznie. Bo przecież twój pomysł o niedopuszczaniu obcych do wojska i milicji miał służyć tylko bezpieczeństwu, nie miał żadnych rasistowskich podtekstów, prawda?

- Oczywiście, że nie, panie prezydencie. Moje osobiste poglądy, z którymi się nie kryję, nie stoją mi na przeszkodzie w dbałość o rozwój naszego państwa pod wszystkimi kątami - odparł Iwan bez zająknięcia i mrugnięcia okiem, dbając o to by wyuczona formułka brzmiała bardzo szczerze.

- Wspaniale. Zatem może teraz zaprzęgniesz swój mózg do roboty i pomożesz mi odkręcić to? Podesłał mi minister spraw zagraniczych - z tymi słowami Jurij odwrócił laptopa tak, by Iwan go dobrze widział. - Myślę, że jako pomysłodawca poprzedniego projektu potrafiłbyś go uzasadnić przez innymi krajami? Oburzonymi, zakładam, zupełnie bez powodu?

- Spróbować można... - wymruczał Gierojew.

- Słucham?

- Oczywiście, panie prezydencie!

 

List do Natalii Androwicz.

 

Szanowna Pani Premier

 

Zgadzam się ze stanowczością pani reakcji na nieodpowiedzialne zachowanie naszych parlamentarzystów, kiedy zostali postawieni przed tak ważką kwestią, jaką była ostatnia ustawa. Jednak nie należy owej stanowczości stosować ani wobec samej ustawy, ani wobec Rosji jako całości. W tej chwili spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność. Muszę dbać zarówno o bezpieczeństwo kraju z jego mieszkańcami, jak i integralność Federacji. Decyzja o redukcji etatów podjęta została właśnie z myślą  o tych dwóch punktach i nie ma w niej nic rasistowskiego. Tym bardziej, iż zwolnieni nie zostali bynajmniej porzuceni, nie są zdani na siebie. Rząd rosyjski zadba o to, by nie działo się im źle.

 

Pragnę dodać, że zachowanie w stanie nienaruszonym współpracy gospodarczej między naszymi państwami, a także dobrych relacji leży w interesie zarówno moim, jak i Pani. Duża część napięć i niepokojów jest bowiem wywołana niepewną sytuacją na rynku oraz dysproporcją różnych dóbr.

 

Z poważaniem

Jurij Romanowicz Barankin, Prezydent Federacji Rosyjskiej, Naczelnik Sił Zbrojnych Rosji

 

- Wysłało się już? - zagadnął Iwan, ocierając pot z czoła. Czasami myślenie było niemal tak trudne i wymagające, jak praca fizyczna. W takich momentach jak ten delikatnie żałował, że zaczął się babrać w polityce.

- Tak, przejdzie przez Sekretariat i MSZ, potem trafi do Polski. Skoro tę nieprzyjemną część dnia mamy już za sobą, możemy przejść do bardziej ciekawych zajęć - Barankin przechylił szklankę opróżniając ją jednym, imponującym haustem. - Gdzie chcesz dać pracę tym wszystkim kucom?

- Przemysł lekki, spożywczy, rolnictwo... - zaczął Iwan, pokazując palce za każdą dodaną formą zatrudnienia. - Paru z nich, takich mądrych można wysłać na prawników i lekarzy, pokazać ich przed kamerami.

- A reszta?

- Rosja potrzebuje też rozbudowy swojej bazy surowcowej. Kopalni akurat mamy w cholerę. Najbardziej zacięci będą dziobać skały za ołowiem i uranem.

- Nie uważasz, że to trochę brutalne? - prezydent uśmiechnął się, lecz nie był to przyjemny uśmiech, nie był nawet ironiczny. To był zimny, pozbawiony emocji ruch samych warg. - Ktoś się dowie, nałożą sankcje, my nałożymy sankcję na nich i będę miał na głowie tłum głodnych ludzi z widłami.

- Dlatego trzeba dopilnować, by nie dowiedział się nikt.

- Oraz sprawić, by tym biedakom nie przydarzały się tajemnicze wypadki, przynajmniej zbyt często - przywódca Rosji spojrzał na Gierojewa znacząco. Ten pomyślał, że tłum z widłami byłby mu chyba na rękę w pewnych sytuacjach. - Możesz odejść. Mam jeszcze kilka propozycji umów handlowych do spisania.

 

Pawło ma dziś pominiętą turę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra i Simon]

- Pani Kapitan! - usłyszałam głos obok siebie i poczułam dźganie palcem w ramię. Otworzyłam oczy, chwilę musiały się przyzwyczaić do światła w czym jednak pomogły systemy elektroniczne w hełmie, jak i w moim kombinezonie. Spojrzałam w prawo, bo stamtąd słyszałam głos. Co mnie nie zdziwiło zauważyłam swego podwładnego, nic mu robić nie miałam zamiaru za używanie słowa "Pani" przy moim stopniu. Można się przyzwyczaić, bo to jest dość pospolite z tego co zauważyłam.

- Co się stało? - zapytałam nieco jednak zdziwiona wybudzeniem.

- Jesteśmy już nad Bałkanami. Według protokołów w przypadku bycia blisko celu, każdy członek oddziału musi być gotowy do akcji! - odpowiedział. Do tego druga część jego słów mnie zadowoliła, miło widzieć, że ktoś zna protokoły.

- Spisaliście się żołnierzu. - odparłam strzelając kościami. Jednak fakt, że byliśmy już nad Bałkanami był świetną wręcz wiadomością. Tylko potem będzie trzeba tankować, ale wszystko mamy. Nie spodziewam się żadnych problemów, moją pewność siebie powiększał fakt, że radary różnych państw nas nie wykryły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...