Skocz do zawartości

Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Golding Shield/Karol Patris

Powoli ciężkim krokiem wszedłem do pomieszczenia, które niewiele się różniło od typowego pomieszczenia lekarskiego. Zwykłe lekarskie łóżko czy liczne szafki i biurko. Moje oczy na chwilę zwróciły się na liczne próbówki na jednej z szafek. Były w nich duże ilości obrzydliwej czerwonej substancji. Każda probówka była podpisana naszymi Equestriańskimi imionami. Oddawać krew musiał każdy z nas. Mieliśmy nadzieje, że to ona będzie rozwiązaniem by pomóc odzyskać nam naszą dawną postać. Nikt, więc nie miał problemów by ją tu oddawać. No może ja nie bardzo lubiłem tu przychodzić. Jednym z powodów było to, że nie lubię lekarzy. Nawet w Equestrii nie lubiłem chodzić na żadne badania. Kolejną sprawą było to, że nie przepadałem za igłami.

 

Gdy tak nad tym rozmyślałem moje oczy znów zwróciły się na próbówki. W jednej z nich było coś innego niż nasza krew. Był to jeden samotny włos księżniczki. Wszystko, co nam po niej pozostało. Nie bez powodu tu był. Wciąż mieliśmy nadzieje, że on również może nam pomóc odzyskać dawną postać.

- O już myślałam, że zapomniałeś o badaniach - stwierdziła kobieta w średnim wieku o dość krótkich włosach i typowych siwych pasmach charakterystycznych u zebr. Nie było to nic dziwnego. Głównie zebry zajmowały się medycyną w naszej  bazie. Właśnie kończyła coś zapisywać i powoli podniosła się od biurka by podejść do szafki i przygotować igłę, na której widok lekko się skrzywiłem.

- Jak mógłbym zapomnieć - stwierdziłem od niechcenia ściągając kurtkę by móc odsłonić rękę. Mięśnie miałem strasznie spięte. Nigdy nie lubiłem patrzeć na pobieranie krwi, dlatego miałem odwróconą głowę. Co jest dosyć dziwne. Widziałem już tyle krwi w życiu a tej w czasie pobierania nie lubiłem.

- Rozluźnij trochę mięśnie - powiedziała spokojnie dziewczyna kończąc wkładać rękawiczki i kierując się do mnie. - Tylko nie mów, że taki twardziel boi się małej igły - stwierdziła kpiąco.

- Nie boję się ich, ale też ich nie lubię - stwierdziłem nie patrząc na nią, gdy nagle poczułem charakterystyczne ukłucie.

- No to tyle - powiedziała i rzuciła mi wacik. - Dociskaj, bo wiesz jak to będzie - stwierdziła nie odrywając oczu od próbki by wrócić za biurko i znów zacząć coś pisać.

- Cieszy mnie to - powiedziałem dociskając wacik do rany. - Jakieś zmiany?

- Nie. Jesteś okazem zdrowia. Przynajmniej fizycznie. Jeśli chodzi o problemy w psychice to już gorsza sprawa. Wciąż się od wszystkich izolujesz. To nie jest dobre dla zdrowia. Poza ty to dosyć dziwne jak na rodowitego kucyka. Z tego, co wiem to wy lubiliście zabawy i przebywanie wśród pobratymców a tu jesteś w końcu nimi otoczony

- Być może jestem nietypowym kucykiem sam nie wiem i nie bardzo mnie to interesuje - stwierdziłem od niechcenia. - Jeśli to już wszystko to pozwól, że wrócę do siebie i własnych rozmyślań

- Cóż to twoje życie sam decyduj, czego chcesz - powiedziała i na chwilę na mnie spojrzała. - Myślę, że już nie będziesz mi potrzebny. Czego potrzebowałam już dostałam. Jeśli zostaną poczynione jakieś postępy w naszych badaniach na pewno ty się o tym dowiesz pierwszy

- Bardzo mnie to cieszy - powiedziałem powoli wstając i ubierając kurtkę. Cieszył mnie fakt, że opuściłem ten gabinet. Nigdy nie lubiłem tam chodzić a dochodzące tam zapachy były bardzo nieprzyjemne przynajmniej dla mnie.

 

Crystal/Felicja Romanis

Kobieta w milczeniu oczekiwała na dotarcie jej przesyłki. Aktualnie i tak nie miała nic ciekawszego do roboty. Jak do tej pory z bazy nie dotarły informacje o jakiś postępach w badaniach. Jak o tym pomyślała to dość dawno jej tam nie było. Jednak nie bardzo miała ochotę tam jechać i patrzeć na te błędy natury, które ściągnął Golding. Ale wiedziała, że wcześniej czy później musi tam pojechać. Obecnie dla zabicia czasu robiła tonę papierkowej roboty. Nie lubiła tego jednak obecnie i tak nic ciekawszego do roboty nie było a jednak musiała przeglądać, co jakiś czas jak idą interesy firmy.

 

Gdy coraz bardziej się w to wszystko zagłębiała nagle odezwał się jej interkom na biurku i usłyszała charakterystyczny głos swojej sekretarki.

- Panno Romanis jakaś paczka przyszła do pani

- Co jest w jej wnętrzu? - powiedziała do interkomu. Mimo wszystko wolała, aby to już zginęła ta młoda dziewczyna niż ona, jeśli to jakaś pułapka. Co prawda szkoda było stracić kolejnego szlachetnie urodzonego kucyka. Jednak to jej życie było najcenniejsze. Każdego innego zawsze można jakoś zastąpić. Nagle usłyszała charakterystyczne otwarcie koperty.

- Wygląda na jakąś płytę

- Dobrze zaraz po nią przyjdę - powiedziała spokojnie wstając od biurka. Nareszcie się doczekała. Chwilę to jednak trwało.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna widząc pierwszą reakcje pani premier nie wiedziała, co miała myśleć. Na pewno bała się trochę tego jak zaraz zareaguje. W głowie chodziły jej różne myśli. Jednak doznała pewnego szoku widząc smutne oczy Natalii a i kolejne jej słowa. Być może nią kierowały uprzedzenia? Zarówno Magda ani Natalia nie były złe, że jej kuzyn był w gwardii i na dodatek nie uważały go za złego kucyka. Może pomyliła się w stosunku do ludzi a jej strach był nieuzasadniony.

 

Na propozycje Natalii znów lekko opuściła wzrok. Propozycja pracy w tym miejscu wydawała się być dla niej szansą i mogłaby żyć spokojnie nie martwiąc się o kolejny dzień. A na dodatek przebywanie z kimś tak miłym jak Magda i Natalia sprawiało, że czuła się znów jak w domu. Jednak bała się tej rejestracji nadal. Nie była wciąż do końca do tego przekonana. Jednak Natalia mówiła słusznie o tym, co się stanie jak przyjmie ją bez rejestracji. Czy może żyć dalej tak jak do tej pory? Magda już odkryła, kim jest. To kwestia czasu nim znów ktoś to odkryje. A nie wiadomo czy będzie też tak miły jak Magda. Jej wzrok znów się lekko podniósł na panią premier.

 

- To będzie dla mnie zaszczyt móc tutaj pracować. Postaram się by moje stroje były jak najlepsze dla każdego z ministrów. Jeśli chodzi o rejestracje... - jej głos znów stracił trochę pewności siebie. - Jeśli niema innego wyjścia to zrobię to. Ufam pani - powiedziała z uśmiechem. - Pani i Magda wydajecie się naprawdę miłe od czasów Equestrii nie spotkałam tak miłych osób, dlatego chce wam zaufać - powiedziała z promiennym uśmiechem.

 

Thomas Carlosn

Mężczyzna spojrzał na kobietę i lekko się do niej uśmiechnął. Był już przyzwyczajony do tego typu spojrzeń w laboratorium. Nie sądził by ktoś go tu specjalnie lubił. Zawsze miał wrażenie, że są wściekli, że Elizabeth pozwala mu się kręcić po tych poziomach, pomimo że nie miał takiego wykształcenia jak oni. Tylko, czego tu zazdrościć? Jego oczy zwróciły się na obiekt nie wydawał się groźny a to go trochę drażniło. Myśl by znęcać się nad czymś takim? Na dodatek te dodatkowe kończyny, Pomysły tych laboratorantów zawsze go trochę odstraszały.

 

- Nie moglibyśmy tego przetestować na jakimś, bo ja wiem solidniejszym okazie? No wiesz jak coś typu ten z piramidą na głowie? Nie wiem czy to stworzenie tutaj - wskazał palcem na stwora. - Nie umrze nam po pierwszym zastrzyku patrząc na jego mizerność. Nie szkoda ci stracić tak głupio okaz? - spytał wpatrując się w Elizabeth.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natalia

Natalia wpatrywała się pogodnie w Snow rozpatrując jeszcze w głowie swoją decyzję. Nie wątpiła w to, że postąpiła słusznie, bo nie dość, że pomoże kolejnemu wystraszonemu byłemu Equestrianowi, to jakoś była pewna, że stroje w stylu właśnie Equestriańskim będą idealnie pasować do wszystkich pracowników ich Kancelarii. Powstrzymała ochotę na cichy śmiech i złożyła ręce na biurku, co oznaczało mniej więcej przejście do oficjalności.

- Proszę cię, nie stresuj się tak tą rejestracją, wszystkie kucyki biorą w niej udział. Myślę, że mogłabyś się nawet zarejestrować w naszej Kancelarii. Normalnie działoby się to na parterze, ale cóż... - było to krótkie przypomnienie dość nieprzyjemnej sytuacji w budynku. - Myślę, że będziesz to mogła zrobić w jednym z gabinetów. Myślę, że Edmund znajdzie czas, Magda cię tam zaraz zaprowadzi - dodała.

Nie wspomniała nic o jej słowach dotyczących zaufania i ich uprzejmości. Po prostu uśmiechnęła się odlegle i skinęła głową.

- Jeśli masz ochotę możesz ze mną jeszcze o czymś porozmawiać. Cokolwiek cię gryzie mam nadzieję pomóc - powiedziała.

***

Elizabeth

Elizabeth skończyła akurat przypinać Obiekt do zimnego stołu. Nadal był on bardzo spokojny i wodził leniwie wzrokiem po suficie.

- Ha - mruknęła Eliza bez wesołości na słowa Thomasa. - On jest bardzo delikatny i bardzo wrażliwy - dodała z wyraźną ironią. - Poza tym nie rozumiem twojego podejścia, naszych Obiektów nie można nazwać ludźmi, powinieneś już dawno to zrozumieć.

Potem podniosła jedną ze strzykawek z pomarańczowym płynem i wpatrywała się w nią, przy okazji rzucając nawet trochę rozbawione spojrzenia Thomasowi.

- Piramiś należy tylko do Klary, nie będę jej odbierać przyjemności związanych ze spędzaniem z nim czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Siedziałem w swoim pokoju w milczeniu wpatrując się w zegarek. Musiałem poczekać aż organizm odpocznie po tym pobraniu krwi. Nienawidziłem tak siedzieć bezczynnie jednak obecnie nie mogłem sobie pozwolić na to, co zaplanowałem. Chciałem dziś jeszcze potrenować. Nie mogłem sobie pozwolić by osłabnąć. Chciałem trenować tak jak dawniej jednak bez mojej magii i z obecnym ciałem skończyłbym na intensywnej terapii w najlepszym wypadku.

 

Kolejnym problem było to, że nie miałem już, z kim trenować. Mój dawny partner Swift już dawno nie żył. Zginął w czasie walk z buntownikami dowiedziałem się o tym zaraz po tym jak Equestria zniknęła. Szczerze mówiąc w gwardii tworzyliśmy dobry zespół. On miał szybkość i zwinność ja magię i siłę. Wspólnie wiele potrafiliśmy. Obecne tu dawne kuce były wytrenowane przeze mnie, więc nie były mnie w stanie niczym zaskoczyć. Cóż pozostały mi samotne treningi. W końcu mogłem ruszyć, gdy zegarek wskazał odpowiednią godzinę uznałem, że czas odpoczynku się skończył i czas się ruszyć. Powoli się podniosłem zza biurka i ruszyłem w kierunku naszych sal treningowych.

 

Crystal/Felicja Romanis

Kobieta powoli opuściła swe biuro i skierowała swe kroki do swojej sekretarki, która już przygotowała płytę dla Crystal. Ta nic nie mówiąc do dziewczyny po prostu zabrała płytę i wróciła do swojego biura by znów usiąść za biurkiem i załadować płytę. W miarę, gdy płyta się ładowała nie mogła się nadziwić tym, co było na niej zawarte. Kto by pomyślał, że ludzie tak sporo tam wiedzieli. Dane na płycie miały zawierać badania na temat Equestriańskiej magii zanim jeszcze Equestria zajęła Ziemie. Wiedziała, że dzięki tym danym będzie mogła znacznie bardziej przyśpieszyć swe plany. Teraz chwilowo przestała się skupiać na szachownicy czy na czymkolwiek innym starając się jak najwięcej zgłębić z tej płyty.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Miała się już teraz zarejestrować? Wszystko działo się tak szybko. Dopiero tu przyszła a już miała się natychmiast rejestrować. Wszyscy będą wiedzieli, kim jest. Nie będzie już odwrotu, ale Natalia obiecała, że zapewni jej bezpieczeństwo i nic się jej nie stanie. Jednak wciąż kierowała nią mała niepewność, gdy przyglądała się swoim dłonią. Prawda była taka, że została sama. Teraz mogła już tylko liczyć na to, że Natalia dotrzyma słowa a ona nie będzie się już musiała o nic martwić. Znów podniosła głowę.

 

- Jestem gotowa - powiedziała z uśmiechem. Jednak jej oczy wciąż zdradzały niepewność. - Chciałam też podziękować pani, że nie patrzy pani pryzmatem przeszłości i nie uważa pani, że mój kuzyn był zły. Być może jednak to ja źle oceniłam ludzi i nikt nie zwróciłby szczególnej uwagi na to, co było w przeszłości. Żałuje jednak, że nie został pochowany jak należy mogę się tylko domyślać gdzie zostało porzucone jego ciało. Jednak myślę, że on też by chciał abym nie rozmyślała tylko przeszłości a ruszyła w przyszłość. Może tutaj odnajdę swoje miejsce

 

Thomas Carlson

- Wybacz, że pozostały we mnie resztki ludzkich uczuć. Wiesz niedawno sam byłem mutantem, który jadł siano i trawę - powiedział z grymasem. - Ciekawe czy gdyby mnie wtedy tylko zmieniło a ty byś pozostała sobą to czy też byś mnie przywiązała do stołu by sprawdzić jak silne mam odruchy i czy czuje ból jak ludzie - stwierdził przyglądając się mutantowi.

- Wiem, że to nie jest człowiek jednak wiesz, że dawniej likwidowałem tylko tych, bez których świat byłby lepszy. Ciężko mi od tak zmienić punkt widzenia. Dla mnie wciąż to wszystko pozostaje nowe - powiedział kręcąc głową. - Nie wiem być może jestem nienormalny, że się lituje nad tą istotą - powiedział wskazując na nią palcem chodząc w kółko i lekko kręcąc głową.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natalia

Jej wzrok złagodniał jeszcze bardziej, gdy słuchała Snow. Och, gdyby tylko wiedziała... . Natalia nie mogła w tej chwili zrobić jednak nic więcej niż wyciągnięcie rąk przez biurko i objęcie tych drobnych dłoni w dość opiekuńczym geście, jakiego nie można się chyba było spodziewać po pani premier.

- Nigdy bym nawet nie pomyślała, że twój kuzyn był zły - powiedziała jakimś dziwnym tonem, potem znów uśmiechnęła się lekko i mocniej ścisnęła te kruche dłonie. - Jestem mimo wszystko pewna, że bardzo chciałby, żebyś była szczęśliwa.

Potem pani premier zabrała ręce i przeniosła wzrok na Magdę, która, jakby czytała w jej oczach, natychmiast wstała i uśmiechnęła się do Snow, kładąc jej rękę na ramieniu.

- Myślę, że możemy już iść. Wszystko powinno pójść sprawnie i lekko, nie masz co się przejmować - Magda, jak zauważyła Natalia, nadal zachowywała się jak z chorym i bardzo strachliwym dzieckiem. Przynajmniej tak nazwaliby to ludzie. Tak naprawdę była to po prostu empatia, której Snow naprawdę teraz potrzebowała.

Pani premier wciąż uśmiechała się szeroko i przesuwała paznokciami po blacie stołu, kiedy dwie kobiety wychodziły. Cóż za pełen niespodzianek dzień...

***

Elizabeth

Można powiedzieć, że Elizę tknęło to, co powiedział Thomas. Przez chwilę. Krótką i dziwnie bolesną, zanim zdenerwowała się tak mocno, że aż okulary zjechały je na kraniec nosa. Co prawda szybko opanowała swoje odruchy i je poprawiła. Miała zadanie do wykonania, musiała się wyciszyć, inaczej może popełnić niewybaczalne błędy. Obrzuciła swojego chłopaka dość pogardliwym spojrzeniem, zanim powiedziała przez zaciśnięte zęby:

- Dobrze wiesz, że wzięłabym kogoś innego, poza tym wtedy kuce już mnie nie interesowały - nie miała zamiaru się w tej chwili z tego tłumaczyć, więc dodała tylko, miała nadzieję, że pogodniej: - Więc zrozum w końcu, że to nie są ludzie i gdyby tylko mieli możliwość i nie byli pod środkami, to pewnie już dawno zostałbyś uduszony przez cztery, wbrew pozorom naprawdę silne ręce.

Obiekt na łóżku wyglądał nadal na tyle niewinnie, że może i trudno było w to uwierzyć, ale Eliza wiedziała swoje.

___

Co nowego w gazetach?
Zamieszki w Brazylii, grupa sześciu uzbrojonych ludzi zaatakowała pięcioosobową rodzinę, zginęło jedno z dzieci(7l.). Powodem mogło być skrajnie rasistowskie podejście do Equestriańskiego pochodzenia rodziny. Dla winnych przewiduje się karę dożywocia w więzieniu.

- W Ameryce aresztowano dwóch młodych ludzi(19l. i 22l.), którzy rozdawali na ulicy anty-Equestriańskie ulotki.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Sam się czasem dziwiłem jak rozległa była nasza siedziba. Jednak przy dostępności terenu, który był własnością korporacji a zarazem naszym nie mieliśmy problemów by naprawdę porządnie przez te lata rozbudować naszą siedzibę. Miała nam w końcu dostarczać wszystkiego, co niezbędne by móc izolować się od ludzi i ich problemów a żebyśmy mogli jednocześnie żyć spokojnie. Kierowałem się coraz dalej spokojnie rozmyślając. Słyszałem jak w jednej z sal grała przyjemna muzyka klasyczna. Cóż zapewne znów część naszych zorganizowała jakieś przyjęcie.

 

Pomimo że nie byliśmy w stanie dokładnie odwzorować naszych Equestriańskich świąt czy tradycji to się staraliśmy. Przykładowo przyjęcie, z którego do mych uszu dochodziła muzyka miała odzwierciedlać naszą galę grand galopu. Jednak była to tylko marna podróbka do tego, co się działo w naszym dawnym domu. Zamiast ludzkiego Halloween czy Gwiazdki my dalej nazywaliśmy to Nightmare Night czy Wigilią ciepłych serc. Jednak świętowaliśmy to jak w Equestrii tylko w bazie. Poza nią nie wyróżnialiśmy się niczym od ludzi. Nauczyliśmy się mówić jak oni czy chodzić. Obserwowaliśmy ich zachowania i się idealnie wmieszaliśmy. Nie sposób było nas odróżnić od rodowitych ludzi.

 

Powoli zacząłem dochodzić do naszych sal treningowych. Było ich kilka, bo mieliśmy różne rodzaje treningów. Przykładowo mieliśmy strzelnicę, na której mogliśmy uczyć się panować nad ludzką bronią. Salę walk gdzie zarówno ćwiczyliśmy zwykłą walkę jak i walkę bronią białą. No i siłownie, na którą się właśnie kierowałem. Dziś postanowiłem na niej potrenować. Prawda była taka, że z powodu braku odpowiedniego partnera do treningów tylko ona mi została. Tak bardzo żałowałem, że nie mam już swojej magii, na którą mógłbym popracować. Cóż nie można mieć wszystkiego pomyślałem kładąc się na ławce i zaczynając podnosić sztangę. Nie mogłem sobie pozwolić jeszcze na utratę moich zdolności fizycznych. Chociaż i tak zdecydowanie osłabły odkąd przybrałem ludzką postać.

 

Crystal/Felicja Romanis

Spokojnie przeglądała wszelkie informacje, jakie były zawarte na tej płycie. Niestety nie było tego tak wiele by mogło w pełni urzeczywistnić jej plany, ale jednak na tyle dużo, że choć częściowo mogło przyśpieszyć jej działania. Gdyby możliwe było odtworzenie zaklęcia Celestii tego, którym wybiła niemal wszystkich ludzi jej problemy by się same rozwiązały. Jednak, po co ograniczać się tylko do ludzi? Jej plany były znacznie większe. Chciała odtworzyć te energię, ale nadać jej jeszcze większą siłę. Miałaby zniszczyć każdą istotę, która nie jest kucykiem. Wtedy za jednym razem pozbyłaby się wszelkich błędów natury. Czy to nie ułatwiłoby znacznie życia wszystkim?

 

Jednak na wszystko przyjdzie czas. Obecnie nie było magii, którą można by wykorzystać do odtworzenia tej energii a nawet gdyby była to użycie jej oznaczałoby samobójstwo. W końcu i ona obecnie jest człowiekiem. Dlatego musiała najpierw zająć się odzyskaniem swojej postaci. Potem, gdy już się wydostaną z tego świata do nowej Equestrii, którą mają zamiar stworzyć będzie mogła zacząć realizować swoje plany zniszczenia tego żałosnego gatunku.

 

W pewnym momencie ciężko westchnęła i wyłączyła dane, która przeglądała. Uznała, że na razie jej to wystarczy. Teraz musiała zająć się sprawami firmy, choć nie bardzo miała na to ochotę. Powoli otworzyła skrzynkę mailową gdzie pełno już było życiorysów osób, które chciały spróbować swych sił w jej korporacji. Ponownie ciężko westchnęła widząc to wszystko. To z pewnością będzie długi dzień.

 

Striding Rason/Jim Grayson

Mężczyzna w końcu opuścił łazienkę, gdy jego zmysły zaczęły wracać do pewnej normalności. Jednak wciąż było daleko do tego by można je było określić za w pełni normalne. Postanowił jeszcze raz przebadać dane z płyty, którą skopiował. Powoli rozsiadł się w fotelu przynosząc sobie do popicia sok pomidorowy. Dawniej zapewne uraczyłby się szklanką whisky, ale pozostało mu przyzwyczajenie z Equestrii do tego typów napojów. Poza tym od czasu, gdy był kucem alkohol przestał mu smakować i tak mu pozostało nawet po zmianie w człowieka. Pomimo że te soki nie mogły się równać z tymi z Equestrii gdzie z pewnością nie używano chemii tak jak w tym, co teraz pije było to lepsze niż nic.

 

Zmrużył lekko oczy widząc wszystkie te dane. Zazwyczaj nie interesował się, jaki jego kontrahent ma cel dając mu zlecenie. Jednak to zainteresowanie magią, Equestrii było dość nietypowe. Zaczął się poważnie zastanawiać nad tym, kim jest jego tajemniczy zleceniodawca. W końcu magii już nie było od czasu, gdy Equestria przepadła. No chyba, że liczyć go i chaos, który wciąż w nim pozostał. Ale tego to raczej magią nie można nazwać a bardziej utrapieniem gościa, który preferował dziwne zabawy takie jak dawanie części swej mocy prymitywnemu człowiekowi. Do tej pory był wściekły na Discorda za to, że dał mu to.

 

Myślami znów wrócił do swojego zleceniodawcy. Czy to właśnie mogło być to, czego szukał? Czy ta osoba chciała odtworzyć eliksir? Być może pojawiała się iskierka nadziei, że znów odzyska, kucą postać a wtedy jego zmysły zdołają jakoś wrócić do normalności. Musiał się nad tym wszystkim poważnie zastanowić. Na początek potrzeba mu więcej danych jak choćby, kim jest jego kontrahent i do czego tak naprawdę mu są potrzebne te dane. Jednak nie będzie to łatwe skoro nawet nie zna płci zleceniodawcy i na dodatek ta osoba skutecznie maskuje ślady. Cóż będzie potrzebna cierpliwość w końcu na pewno na coś natrafi.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna dobrą chwilę wpatrywała się w panią premier z dużym zdziwieniem. Naprawdę wydawała się być miłą i dobrą osobą. Nie pamiętała, kiedy ostatnio kogoś takiego spotkała. Zdziwiła się, gdy nagle ją złapała za dłonie. Zupełnie się tego nie spodziewała, gdy tu szła. Jednak teraz bardzo się cieszyła, że przyszła tu i że spotkała Magdę, która ją tu przyprowadziła. Również ton Natalii był jakiś dziwny, gdy się wypowiadała o Goldingu. Może pani premier nie uważała gwardii, Equestrii za zło wcielone? Sama nie wiedziała, co o tym myśleć.

 

Nagle jej oczy skierowały się na Magdę, do której Snow lekko się uśmiechnęła, gdy ta położyła jej rękę na ramieniu. Jej wzrok znów na chwilę skupił się na pani premier, po czym się i znów się lekko uśmiechnęła kiwając potakująco głową.

- Naprawdę się cieszę, że panią poznałam - powiedziała radośnie Snow i powoli odwracając głowę by wstać i pójść za Magdą. Jej wątpliwości, co do rejestracji niemal całkowicie zniknęły.

 

Thomas Carlson

Widząc reakcje Elizabeth mężczyzna cofnął się o krok do tyłu. Nie wiedział, że to, co powiedział tak ją urazi. Jego oczy znów zwróciły się na ten obiekt. Czy Elizabeth mówiła prawdę o tym, że to coś jest tak niebezpieczne? Tego nie wiedział. Prawda była taka, że nie wiedział niemal nic o tych obiektach. Jednak to nie to go teraz interesowało a najwyraźniej to, co powiedział wcześniej. Nie powinien był tego robić i ugryźć się w język. Znów pokręcił lekko głową.

 

- Ja przepraszam Elizabeth - powiedział z pełną pokorą w głosie i kontynuował. - Ja tak wcale nie myślę o tobie. Nie wiem, dlaczego to powiedziałem - stwierdził wbijając wzrok w ziemie i nagle znów podniósł wzrok na nią. A jego ton spoważniał. - Dobrze, więc co mam dokładnie teraz zrobić?

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

No i nic się nie stało. Znaczy, prawie nic. Wiadomo, że młodzież i alkohol często idą ze sobą w parze, choć w mojej opinii raczej nie powinny. Przynajmniej nie tak często, jak miało to miejsce w tych czasach - ludzie od upadku Ziemi jakby się zmienili. Z jednej strony zgnuśnieli, z drugiej stali się bardzo niepewni tego, co przyniesie jutro, następny tydzień, przyszły rok. Wyrażali tę niepewność różnym zachowaniem: piciem, agresją, ciężką pracą, czasem nawet działalnością artystyczną lub... wędrówkami.

 

Tym razem chodziło o picie i agresję. Do mojego motelu można było się dostać na dwa sposoby. Głównymi, dobrze oświetlonymi ulicami, co trwało całkiem długo, albo skrócić tę drogę wybierając ciemniejsze oraz mniej ludne osiedlowe alejki. W jednej z takich alei natknąłem się na ciekawą scenę. Dwóch wyrostków w dresikach było radośnie zajętych okładaniem jakiegoś innego gówniarza, ubranego dość... krzykliwie, bym powiedział. Oczywiście nie trzeba było się przypatrywać, by dostrzec stojące na ławce brązowe butelki.

- We dwóch na jednego to każdy głupi potrafi wygrać - zagadnąłem od niechcenia, chwytając jak gdyby nigdy nic jedną z owych butelek. Natychmiast zebrałem na sobie wszystkie trzy spojrzenia. - Dalibyście mu chociaż szansę, a nie tak flekować bez niczego. Chyba przydałoby się wyrównać trochę szanse.

 

Cholera, gadka mi nieco zardzewiała przez te wszystkie lata. Nie wyszło dokładnie jak chciałem, brzmiało jak z kiepskiego filmu. Mimo to jednym płynnym ruchem stuknąłem butelką o kant oparcia ławki, zmieniając ją w śmiercionośną broń. Może to i lepiej, że nie było tu gdzieś gliniarzy, zrobiłoby się naprawdę niefajnie. Zapewne moja siła perswazji była tym razem wystarczająca, bo chłopaczki popatrzyły po sobie i spłynęły. "Koniojeb!" usłyszałem jeszcze na pożegnanie, kiedy znikali między blokami.

 

Aha.

 

Pomogłem poturbowanemu dzieciakowi zebrać się do kupy. Chyba za dużo mu nie zrobili, obejrzałem ze wszystkich stron, popytałem czy boli, takie tam pierdoły. Cichy był jakiś.

- Nie bój się, mały, z deszczu pod rynnę nie wpadłeś - powiedziałem. Niestety, jeszcze nie umiałem całkiem normalnie gadać z innymi, z dziećmi to w ogóle był problem. - Podprowadzę cię pod dom, niech ci mama spirytusem te zadrapania.

Po tym faktycznie odprowadziłem go pod jego klatkę schodową. Było mi "nieco" nie po drodze, jednak nie chciałem ryzykować, że młody zbierze jeszcze od kogoś po drodze. Kiedy otworzył drzwi zewnętrzne kluczem, odwrócił się na chwilę, podbiegł i mocno mnie przytulił.

- Dziękuję panu... - powiedział tak nieśmiale, jak to tylko było możliwe. Aż dziw, że nie był dziewczynką. Spojrzał na mnie, swoimi najzwyklejszymi w świecie, brązowymi oczkami.

- Wiesz, nie ma za co - odparłem, oddając uścisk. Jeszcze nigdy nie dotknąłem kucyka inaczej niż pięścią albo sztachetą. Czy teraz mogłem to policzyć, skoro był wciąż lekko zestrachanym chłopczykiem, a nie źrebakiem? Pewnie tak. - No już, zmykaj. Niech twoja mama albo tato pójdzie na policję. W waszym kraju jest z tym lepiej niż u nas.

 

Potem po prostu odwróciłem się i odszedłem, nawet się nie oglądając.

 

Dlaczego, skoro odzyskaliśmy nasz świat, wciąż się z nimi bijemy? Są ludźmi, powinni być akceptowani. Kto tym razem zaczął rozkręcać spiralę niechęci? Czy może ta spirala nigdy się nie zatrzymała, odkąd Ziemia i Equestria spotkały się razem? Położyłem się do łóżka, lecz długo nie mogłem zasnąć.

 

Iwan

Ostatnie kilka rąk powoli, stopniowo wzniosło się w powietrze. Mężczyzna poprawił swoje okulary, przygładził włosy, spoglądając z galerii w dół, na salę obrad. Poruszał delikatnie ustami, w myślach licząc widoczne dłonie, rozcapierzone, płasko uniesione lub zaciśnięte w pięść. Stojący obok niego przyjaciel i współpracownik, Jewgienij, skrupulatnie zanotował coś w niewielkim kajeciku. Nieco ponad trzy setki rąk w powietrzu. Ustawa, przedstawiona przez deputowanych Rodziny oraz poddana pod głosowanie w kilka dni po zebraniu plenarnym tejże partii, właśnie stawała się obowiązującą, przynajmniej częściowo. Niechętny grymas wykrzywił na chwilę twarz młodego polityka, kiedy spojrzał na przewodniczącego, który siedział na swoim tłustym dupsku "wstrzymując się od głosu". Każdy wiedział, że robi co może, by większość projektów nie przechodziła, lub przechodziła zmieniana na korzyść tych kretów, ukrytych agentów. Przez niego rząd zobowiązał się znaleźć każdemu zwolnionemu obcemu nową pracę, a prezydent zsyłał do kopalni uranu tylko naprawdę kłopotliwe przypadki. Przez niego żołnierze Celestii nie stanęli jeszcze przed sądem. I przez niego także teraz usunięty został punkt o jedynym rosyjskim, zamiast niego wstawiono  zapis "każdy Equestrianin może wybrać język jednego z narodów Federacji i posługiwać się nim jak własnym, PONADTO wskazane jest, by znał język rosyjski jako urzędowy". Zamknięcie prywatnych szkół też skrytykował jako bezprawne, zamiast tego wprowadzono odgórny zarys obowiązującego w nich programu eduacji, niestety modyfikowalnego na korzyść dyrektorów tych placówek.

 

Jednak były też i dobre wieści. W końcu udało się pozyskać dla sprawy większość członków dawnej putinowskiej Jednej Rosji, teraz służącej jako partia koncentrująca się tylko na dobru kraju oraz jego, cóż za niespodzianka, jedności. Po stronie Gierojewa stanęli też Czeczeni, którzy uzyskali mnóstwo ułatwień, wypuszczono ich więźniów politycznych, bojownikom przyznano amnestię oraz zastąpiono Kadyrowa inną osobą na stanowisku Prezydenta Republiki. Wydawało się to niemożliwe, jednak było rzeczywistością. Może i oni poczuli, że nie mają szans inwigilowani z każdej strony. Do tego wyglądało na to, że i inne kraje powoli zaczynają się budzić, o ile można ufać mediom. Wewnątrz Rosji wszystko dopiero się rozkręca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magda

Kiedy wychodziły z gabinetu Natalii, przy okazji po raz kolejny wymieniając uprzejmie skinięcie głową z Hanną, Magdallene zastanawiała się co więcej może wyniknąć z tego, że przyprowadziła dzisiaj Snow do Kancelarii. Co prawda bardzo prawdopodobne było, że nie stanie się nic, poza tym, że polski Rząd zostanie wyposażony w bardzo uzdolnioną krawcową. Maga jednak miała przeczucie, przeczucie, które gnębiło ją od kiedy tylko wyszła z tą kruchą dziewczyną z jej sklepu. Nie miała pojęcia co może się wydarzyć, co ją okropnie denerwowało.

Wyszły na korytarz i wspięły się piętro wyżej. Normalnie Snow byłaby zarejestrowana na parterze, ale nie było to jak na razie możliwe. Z tego co słyszała od jednego z przechodzących ministrów, to sytuacja na dole była już praktycznie opanowana, teraz po prostu potrzebne będą małe remonty. Mimo wszystko większość gabinetów została tam wyłączona z użytku i księgowość chwilowo przeniosła się na górę. 

Magda zaprowadziła Snow do małego, ale przytulnego gabinetu. Po drodze raczej się nie odzywała, ale cały czas rzucała dziewczynie ciepłe i pełne zrozumienia uśmiechy.

Pomieszczenie w którym się znalazły miało panele na podłodze i pomarańczowe ściany, których prawie nie było widać za różnymi półkami. Na co dzień było to miejsce w którym pracowała Twilight, która mimo że była z księgowości, to pracowała w odosobnieniu. Obecnie siedziała tu kobieta z jasnym kokiem, okularach na nosie i w typowym stroju biurowym.

- Witam, chciałabym zarejestrować tę oto dziewczynę. To chyba nie potrwa długo, prawda? - zagadnęła Magda.

- Nie, oczywiście, że nie. Usiądź proszę - powiedziała do Snow z uprzejmym uśmiechem, wskazując na miękki fotel. - Najpierw podaj mi swoje ludzkie i Equestriańskie imię i nazwisko.

***

Elizabeth

Eliza westchnęła w duchu, zachowując jednak na zewnątrz kamienną minę.

- Nic się nie stało - powiedziała swoim typowym głosem. Czyli pustym i wypranym z emocji. - Lepiej przejdźmy już do pracy.

Podała Thomasowi metalową miskę pełną jakiegoś brązowawego płynu. Było do tego kilka idealnie białych chusteczek. Płyn śmierdział nieprzyjemnie bardzo intensywnymi środkami dezynfekującymi.

- Jeśli możesz przemyj Obiektowi wszystkie cztery zgięcia łokcia. Rozumiesz, tam gdzie będziemy się wkłuwać.

Sama Elizabeth wzięła jedną z pustych strzykawek i bardzo uważnie zaczęła wlewać do niej specyfiki z dwóch innych. Odmierzała jednak dokładnie ile czego wlała, żeby nie przesadzić z ilością.

***

Stanisław

Stanisław był już prawie na miejscu. Siedział w samolocie jednej ze zwykłych, cywilnych linii lotniczych. Był on pełny różnego rodzaju ludzi, za nim siedziała nawet kobieta z dzieckiem, które chyba przez całą drogę wlepiało nos w szybę okna i komentowało każdą jedną chmurkę, którą mijali. Stanisław tylko uśmiechał się wtedy do siebie. Może i innym by to przeszkadzało, dla niego było to tylko typowe, urocze zachowanie dziecka. Słysząc od stewardessy, że do Moskwy zostały może jakieś trzy minuty spakował do swojej teczki książkę, którą poczytywał po drodze i zaczął sprawdzać, czy ma wszystko co potrzebuje. Oczywiście nie miał przy sobie bagażu z ubraniami, odbierze go na lotnisku, jednak najważniejsze dokumenty wolał mieć zawsze pod ręką.

***

Ogłoszenie sklepiku w którym pracuje Speciosa*

 

Poszukiwany tani elektryk do zajęcia się uszkodzeniem kabli w sklepie na osiedlu Sienkiewicza, pod numerem 10

Zapłata od ręki 150 złotych

 

Numer telefonu: 893 294 210

____

Co nowego w gazetach?

To już pewne. Polskie szkoły podstawowe dla Equestrian ruszą od września.

- Zdementowane plotki o nielegalnej wytwórni eliksiru ponyfikacyjnego. Głupi żart ludzi sprzedających nielegalnie środki na przeczyszczenie.

____

*Wyszłam z założenia, że osiedlowy sklepik może nie mieć funduszy na profesjonalnego elektryka przy takiej awarii. Skierowane głównie do Pawła. Numer telefonu przypadkowy.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

W pewnym momencie zakończyłem swój trening odkładając delikatnie sztangę a samemu wstając. Przetarłem lekko pot z czoła. Musiałem się doprowadzić do porządku po tym treningu. Mimo wszystko nie bardzo chciałem by przez mnie po naszej siedzibie unosił się nieprzyjemny zapach. Gdy kierowałem swe kroki w stronę prysznica w oczy rzuciła mi się gazeta. A tak naprawdę to artykuły, które były w niej zawarte.

 

Najpierw moje oczy skupiły się na konferencji prasowej Crystal. To było dość niecodzienne jak na nią. Wniosek był jeden. Ona coś kombinowała. Mimo wszystko nie sądzę by którykolwiek Equestrianin z naszej siedziby, który nie jest kucykiem chciał się zapisać do naszej firmy. Oni już mieli wyrobione zdanie na temat Crystal. Kolejny artykuł mówił o eliksirach ponyfikacyjnych. Głupi nie byłem wiedziałem, że zdobycie eliksiru jest w tej chwili niewykonalne i to musiał być głupi kawał. Nie wiem jak inne grupy z chwały Equstrii chcą go odtworzyć, ale wydawało mi się, że my mieliśmy największe szanse. W końcu posiadaliśmy włos władczyni kucyków. Jednak bardziej zaniepokoiły mnie informacje o ulotkach zachęcających do nienawiści i zabójstwie dziecka. W jednej chwili zgniotłem gazetę i rzuciłem nią z furią o ścianę.

 

Dlaczego? Gdybym mógł coś zrobić by ocalić tamtą rodzinę. Starałem się ratować tylu ilu mogłem. Zachęcałem każdego bezpieczeństwem i możliwością powrotu do dawnego życia. Czy powinienem się czuć winny temu, że nie zdołałem zatrzymać tej rzezi? Jestem sam i nie mogę być wszędzie taka była smutna prawda. Niezależnie ilu ocalę i tak nie będę w stanie zapobiec takim sytuacją. Tylko, dlaczego ludzie atakują cywili? Rozumiem polować na takich jak ja dawnych gwardzistów. Jednak zwykli szarzy Equestrianie nic im nie zrobili. Pokręciłem lekko głową. Musimy wydostać się z tego świata tu nie jest nasze miejsce pomyślałem kierując się powoli pod prysznic.

 

Crystal/Felicja Romanis

Kobieta ze znużeniem przeglądała kolejne życiorysy chętnych, którzy chcą się zatrudnić w jej korporacji. Pomimo że było to nudne i denerwujące zajęcie to musiała się skupić w czasie całej tej procedury. Jako pracowników musiała wybierać tylko Equestrian o odpowiednich kwalifikacjach. Rodowitych ludzi natychmiast odrzucała. Byli jej całkowicie zbędni. Nagle w pewnym momencie poprzestała dalszego przeglądania życiorysów, gdy jej oczom ukazały się nowe artykuły w gazetach.

 

Zacisnęła wściekle zęby widząc to. Ten parszywy niski ludzki gatunek sądził, że od tak można było mordować takich jak ona i nikt nie zwróci na to uwagi? Nie obchodziło jej, że sprawcy dostali więzienie. To było zdecydowanie za mało. Musieli również zapłacić krwią. Może teraz w organizacji również zrozumieją, że to ona ma racje a Golding się myli. Z ludźmi nie można się było patyczkować. Powoli wyjęła swój telefon ze specjalnym numerem, którego nie sposób było namierzyć. Dodatkowo użyła modulacji głosu. Na szczęście wiedziała gdzie znaleźć dobrego zabójcę wszędzie dla czerwono okiego to za daleko poza tym nie była pewna czy zrobiłby to tak jak ona chciała a Golding nie zabija, więc wysyłanie go tam to strata czasu.

 

Striding Rason/Jim Grayson

Mężczyzna dalej w milczeniu przeglądał dane, które wcześniej skopiował. Nagle jednak jego oczy zwróciły się na okoliczną gazetę. Nagle poczuł iskierkę nadziej, gdy zobaczył informacje o fabryce, która miała produkować eliksir ponyfikacyjny jednak  mina szybko mu się zmieniła, gdy okazało się to wszystko było głupim żartem. Kolejne artykuły tylko potwierdzały to, co myślał o swoim gatunku. Ludzie są straceni, jako gatunek musiał jak najszybciej uwolnić się od swej ludzkiej formy to była jego jedyna nadzieja.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna nic nie mówiła idąc cały czas za Magdą a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Na dodatek obecność nowej przyjaciółki dodawała jej siły i wiary. Idąc dalej przez korytarze przyglądała się wszystkiemu w zaciekawieniu. Mimo wszystko chciała poznać ten budynek. Rozmowa, którą odbyła z panią premier i dalsza obecność Magdy przy niej dawały jej wiarę, że w końcu nadszedł lepszy czas i już nie będzie się musiała martwić, co będzie jutro.

 

W pewnym momencie nareszcie dotarły na miejsce. To tutaj wszystko się miało zmienić. Już nie będzie się ukrywać. Otwarcie się przyzna, kim jest. Nigdy nie myślała, że odważy się to zrobić. Ale teraz była już pewna, że chce to zrobić. Snow z zaciekawieniem spojrzała na dziewczynę, która prosiła by ta usiadła. Nic nie powiedziała tylko spełniła jej życzenie. Na pytanie o swoje ludzkie imię znów na chwilę spojrzała na Magdę by się upewnić czy słusznie robi. Jednak jej uśmiech wystarczył jej za odpowiedź i znów odwróciła głowę w stronę kobiety.

- Obecnie nazywają mnie Ewelina Szymańska. Jednak dawniej nazywano mnie po prostu Snow Night gdy jeszcze zamieszkiwałam Equestrie - powiedziała spokojnie jednak już bez strachu, który powoli znikał.

 

Thomas Carlson

Mężczyzna w sumie nie spodziewał się innej reakcji po Elizabeth za dobrze ją znał i wiedział, że ta jak zwykle nie pokaże głębszych emocji. Na polecenie dziewczyny lekko kiwnął głową. Spojrzał na ten nieprzyjemnie pachnący płyn i na obiekt. Następnie znów spojrzał na Elizabeth, która już szykowała zastrzyki. Ciężko westchnął widząc to wszystko. To będzie długi dzień. Zgodnie z poleceniem Elizabeth wziął waciki i zaczął przemywać wgięcia łokciowe stworzenia. Wciąż jednak miał wrażenie, że to, co się zaraz stanie nie bardzo mu się spodoba, ale już nic nie powiedział.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra]

Robota szybko zleciała. Spojrzałam na nasz środek transportu, był zakamuflowany a elektronika była gotowa do użycia. Jeden z moich podwładnych o identyfikatorze ETS-9941, właśnie zajmował się znajdywaniem najciekawszych wiadomości politycznych w internecie. Zmierzyłam wzrokiem dwójkę swych żołnierzy, po krótkim milczeniu i przewiercaniu ich wzrokiem, kaszlnęłam.

- Dla was mam specjalne zadanie... - mruknęłam niezbyt przyjemnym tonem. - Spotkacie się z Naszym agentem w Warszawie. Dopiero przed chwilą dowiedziałam się o jego obecności w tym kraju. Będzie waszym przełożonym przez jakiś czas, zrobicie mu coś złego to wtedy osobiście ja się z wami policzę... - warknęłam ostrzegawczo dźgając jednego z nich w pierś. - Przebierzcie się teraz... Ubrania się w skrzyni numer 22131. - dodałam odchodząc w kierunku reszty żołnierzy. Chciałam usłyszeć meldunek. ETS-9941 zauważył mnie, szybko się wyprostował i zasalutował.

- Kapitanie! Jedyne czego się na razie dowiedziałem to, że w tym kraju szkoły dla dawnych Equestrian będą od września oraz jacyś żartownisie tworzyli "eliksir ponyfikacyjny", oczywiście to nieprawda. - kiwnęłam głową i gestem ręki kazałam mu spocząć.

- Dobrze... Szukaj dalej, potem znajdź informacje u sąsiadów. - poleciłam, chcąc zobaczyć czy się tamta dwójka przebrała. Szybko do nich doszłam, byli ubrani w garnitury i długie płaszcze, pantofle, skórzane rękawiczki i oczywiście koszula, na głowach spoczywały fedory. Wyglądali jak jacyś gangsterzy, ale to jedno z najskuteczniejszych przebrań. Pokazałam im palcem kierunek w którym mają iść, ci kiwnęli głową i ruszyli.

 

[Baza Nowego Porządku/Generał Winston]

Oficerowie jak i zwykli żołnierze krzątali się po magazynie w którym stała dziwna maszyna. Przyglądał się temu generał Winston. Niski, szczupły, wiecznie chodzący w eleganckim mundurze, na jego nieco starej już twarzy było widać prosty, siwy wąs a w oczach było widać... Zadowolenie. Był niezwykle zadowolony. Jego wzrok na chwilę spoczął na kieszeni munduru, z której wyjął fajkę. Szybko ją zapalił i zaczął się przyglądać maszynie. A konkretniej satelicie szpiegowskiej o niepowtarzalnym wyglądzie... Kształt był podobny do kałamarnicy. Cała satelita nazywała się ASS-1, prawdopodobnie będzie najnowocześniejszym obiektem na orbicie Ziemi. Żadna usterka gdy tam dotrze nie jest prawdopodobna, wszyscy którzy popełnili jakiś błąd podczas budowy byli wysyłani w letnim ubraniu na zewnątrz, po powrocie szybko naprawiali swój błąd. A jak teraz wszystko się nie uda przez najdrobniejszą wadę... Osobiście będzie topił odpowiedzialnych za to w lodowatych wodach Oceanu Południowego.

Jednak nie boi się wykrycia satelity jak i bazy Nowego Porządku, o nie! Jego żołnierze tak samo jak innych generałów będą walczyć za swe ideały. Bo w przeciwieństwie do reszty świata, Nowy Porządek jest zbudowany na oddaniu, braterstwie i bohaterstwie!

Edytowano przez Komputer
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

Popatrzyła na szufladę wzdychając dość ciężko... Kiedyś powiedziałaby, że nie jest się wstanie uzależnić od niczego. Uciec w coś, bo nawet inne postacie wokół niej znikały tak szybko jak się pojawiały. Czy to z jej powodu czy też wolnego wyboru. Działo się tak, a nie inaczej.

Przywiązała się raz do innej osoby ~ kucyka... Bolało ją w piersi do tej pory... Że nie mogła zapomnieć o tym wszystkim tak jak zawsze wcześniej... Jakby to się wcale nie wydarzyło, a zawartość szuflady... Nie kłóciła się z niczym. Z żadną z jej zasad. To nie mogło jej zaboleć czy skrzywdzić... Tam też trwało życie... Płynęła informacja... Ona pragnęła tego wszystkiego, gdy otworzyła szufladę wyjmując z niego pudełko ze swoim sprzętem bezprzewodowym popularnie nazywanych po prostu KWRem.. Ile firm tyle powstało modeli i rozwiązań technicznych...

Anna założyła zestaw specjalnych soczewek kontaktowych i słuchawek dousznych. Potem przymknęła oczy i przycisnęła przycisku start. Wtedy zaczęła się zagłębiać w tym wszystkim. Na jej źrenicy pojawił się ekran logowania... z pomocą ruchów gałkę ocznych zaczęła się przemieszczać po całym menu. Nie pasowały jej rękawice dostarczone do zestawu... Nie umiała z nich korzystać... Ograniczyły ją. Oparła się w fotelu robiąc sobie wolne... Próbując zapomnieć o swej pracy... Chodź na moment. Co złego mogło się stać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pogoda: Na obszarach północnych coraz intensywniej sypie śnieg.

____

Magda

Mimo tego, że powinna już dawno zabrać się do pracy i udać się na spotkanie z ministrami i Natalią, Magda położyła ręce na oparciu fotela Snow i przy niej została. Joanna na pewno świetnie poradziłaby sobie z załatwieniem Snow miejsca pracy i swego rodzaju "dachu nad głową", ale Magda przeczuwała, że strachliwa dziewczyna, którą przyprowadziła dzisiaj do Kancelarii, zaczęłaby się stresować, gdyby zostawiła ją tu samą. Snow ewidentnie zaufała Magdzie i czuła do niej sympatię. Sama Magda również nie mogła zaprzeczyć, że była Equestrianka miała swój urok.

- Dziękuję - powiedziała Joanna zapisując coś na specjalnie przygotowanej przed chwilą karcie. - Teraz potrzebuję twojego wieku, Equestriańskiego i szacowanego ludzkiego. Do tego byłego i obecnego zawodu, rasę, oraz byłe i obecne miejsce zamieszkania. Jeśli możesz dobrze by było, gdybyś podała też imiona rodziców oraz swój PESEL. Jeśli jeszcze go nie masz, mogę ci wystawić.

Magda była szczęśliwa, że Joanna wyłożyła to wszystko na raz, zdecydowanie zaoszczędzi im to czas.

***

Elizabeth

Kiedy Thomas skończył ze wszystkimi łokciami Eliza miała już akurat gotową pierwszą substancję. Odgarnęła z czoła kilka kosmyków jasnych włosów, które wyrwały się z jej koka. Cóż, to może być ryzykowne. Zaczynanie od tak mocno toksycznych substancji. Ale wstępne badania wykazały niesamowitą odporność Obiektu na wszelkie substancje toksyczne, tak jakby jego organizm całkowicie wytłumiał ich działanie. Cóż, warto spróbować.

Nie mówiąc Thomasowi ani słowa złapała dwoma palcami nadgarstek Obiektu. Większa ostrożność nie była potrzebna, był związany i otumaniony. Bardzo precyzyjnie wkłuła się w jego żyłę. Potem odczekała chwilę, milcząc, cały czas wpatrując się w Obiekt. Nic. Zero reakcji.

- No proszę - mruknęła i uśmiechnęła się lekko do Thomasa zadowolona. - Sarin, jeszcze dodatkowo wzmocniony. I nic - skomentowała, jakby to wyjaśniało całą sytuację.

Potem zabrała się za sprawdzanie Obiektu. Oddechu, pulsu, odsłuchu serca i reakcji źrenic na światło.

***

Natalia

Wieczorne, krótkie spotkanie ministrów zbliżało się wielkimi krokami. Miało się ono odbyć w sali konferencyjnej znajdującej się na drugim piętrze. Za jakieś piętnaście minut wszyscy powinni się tu zebrać. Natalia wiedziała, że nikt się nie spóźni, być może poza Magdą, ale jej zachowanie jest usprawiedliwione. Mówiąc szczerze pani premier zdziwiłaby się, gdyby Magda była na tyle nierozważna, by opuścić teraz Snow. Hanna rozkładała obecnie dzbanki z wodą i szklanki na wielkim, idealnie czystym i lśniącym stole. Natalia uśmiechnęła się do niej lekko, jednak zaraz odwróciła wzrok z powrotem na okno. Pogoda była okropna, jak przez cały ostatni czas, ale pani premier zdawała się tego nie zauważać, pogrążona we własnych myślach. Prawdopodobnie gdyby ktokolwiek miał możliwość czytania w umysłach innych ludzi doznał by szoku, gdyby odkrył czego one dotyczyły.

***

Mieszkanie gdzieś w południowej Warszawie

- Na słońce Celestii, no wiesz ty co? Nawet teraz nie masz gustu - te oburzone słowa były wypowiedziane na tyle głośno, że prawdopodobnie usłyszeli je sąsiedzi i z góry i z dołu.

Młoda dziewczyna o jasnych jak słoma włosach i mnóstwem piegów na twarzy przewróciła oczami, a potem zabrała się ponownie do składania szortów. Może i rzeczywiście nie były one najpiękniejsze, w wielu miejscach wytarte i pełne plam. Jednak dlaczego Applejack, albo jak na nią teraz wołali, Agnieszka, miałaby się tym przejmować? W końcu to nie było tak, że jedzie na wakacje nad morze. Miały pomagać Twilight. Dla Rarity, zwanej Rozalią, nie był to jednak powód do tego, żeby nie upchać w dwóch zgrabnych walizkach mnóstwa białych i niebieskich sukienek, różnokolorowych żakietów i chyba z osiem par okularów przeciwsłonecznych.

- Nie drzyj się tak. Będę ubierać to co chcę. Poza tym nie jedziemy tam, żeby wypoczywać - skomentowała krótko Apple.

Zanim Rarity zdążyła rzucić jej zbulwersowaną odpowiedź do obszernego pomieszczenia, w którym znajdowały się trzy piętrowe łóżka, weszła kolejna dziewczyna. Miała ona bardzo rozczochrane ciemne włosy i agresywny wyraz twarzy.

- Może byście się tak pospieszyły? Już dawno byśmy wyszły, gdyby nie wy i wasze odzieżowe problemy.

- To nie są żadne moje problemy. To nie moja wina, że Rarity krytykuje wszystko co spakuję - odpowiedziała Apple, ale rzeczywiście nabrała większego tempa i już niecałe dwie minuty potem jej wyświechtana torba na ramię była spakowana.

- Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć Włochy. Mam dość tej okropnej, polskiej pogody. Dużo się nasłuchałam o tym kraju. Słońce, błękitne niebo i plaże - paplała Rarity, kiedy sześć przyjaciółek opuszczało mieszkanie. Jej gadaniu towarzyszyły prychnięcia Apple, powarkiwania ciemnowłosej Rainbow, ciche pomruki Fluttershy, oraz cisza ze strony Twilight pogrążonej w rozmyślaniach. Nie można oczywiście zapomnieć o rudej, rozczochranej Pinkie, która swoim zjeżdżaniem po poręczy na klatce schodowej wywoływała takie emocje u przechodzących akurat ludzi, że wymaga to wyodrębnienia jej w osobnym zdaniu.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Stałem pod prysznicem czując jak woda spływa po mojej głowie. Znów zaczęły mi powracać wspomnienia z czasów, gdy jeszcze byłem kucykiem. Przypomniałem sobie czasy, gdy ukończyłem akademię i miałem nareszcie wstąpić do gwardii. Dokładnie pamiętałem ten dzień. Szedłem po czerwonym dywanie wraz z innymi absolwentami akademii wokół otaczali nas gwardziści ubrani już w zbroje a na tronie czekała księżniczka. Każdy, kto wstępował w szeregi gwardii musiał złożyć jej przysięgę a wtedy dopiero można było doznać zaszczytu służbie jej i królestwu.

 

Czy ta przysięga dalej mnie wiązała? Czy to, dlatego wciąż chciałem pomóc tym nieszczęśnikom? A może to moje poczucie winy nie dawało mi spokoju, bo wciąż czułem się winny, że nie zatrzymałem tamtego dnia upadku naszej krainy. Wiedziałem jedno cokolwiek mną kierowało mym celem wciąż pozostało by tylko pomóc tym nieszczęśnikom. Czasy się zmieniły i teraz muszę działać inaczej. Pomimo że księżniczka tym, co zrobiła wiele straciła w mych oczach to jednak ona utrzymywała naszą krainę by się nie rozpadła bez niej nie mamy już, po co tam wracać. Tak samo i nie możemy zostać tutaj. Jedyną naszą nadzieją pozostał nasz projekt, dzięki któremu być może odnajdziemy nowy dom.

 

W końcu opuściłem prysznic. Chyba czas zająć się jakimiś poważniejszymi zadaniami. Przydałoby się poszukać kolejnych Equestrian, którzy unikają rejestracji i zaproponować im bezpieczeństwo z naszej strony.

 

Crystal/Felicja Romanis

- Halo? - spytał męski głos z drugiej strony telefonu.

- Mam dla ciebie zadanie - stwierdziła Crystal. Przez modulacje głosu nie sposób było poznać czy to kobieta czy mężczyzna.

- Więc zamieniam się w słuch - stwierdził męski głos.

- Czytałeś ostatnio gazetę? - spytała spokojnie czekając na odpowiedź rozmówcy po drugiej stronie.

- O tym kawale z środkami przeczyszczającymi czy o tym zabójstwie?

- A jak myślisz geniuszu? - spytała z wyraźną frustracją

- Tylko bez takich. Mów, czego chcesz lub kończ rozmowę - stwierdził oburzony mężczyzna.

- Wynagrodzenie dostaniesz po robocie. Chce abyś zlikwidował rodziny tych morderców. To, że siedzą to zdecydowanie za mało. Skoro tak bardzo chcą przelewać krew to będzie pierwsze ostrzeżenie, co grozi za kolejne tego typu próby

- Czyli mam namierzyć rodziny tych zabójców dawnych Equestrian i zlikwidować?

- Niema potrzeby byś ich namierzał. Już ja wiem gdzie ich znaleźć - powiedziała z chytrym uśmiechem powoli podchodząc do swojej szachownicy. - O ja już wiem

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna na kolejne pytania opuściła lekko głowę w zamyśleniu. Nie spodziewała się tak wielu pytań i to tak bardzo dotyczących jej życia obecnego jak i przeszłego. Na chwilę znów skierowała swój wzrok na Magdę, do której się lekko uśmiechnęła. Bardzo cieszyła ją jej obecność przy niej. Dawała jej więcej odwagi. Znów spojrzała na kobietę, która zadawała te wszystkie pytania i lekko się uśmiechnęła.

 

- Aktualnie mam 27 lat. Taki wiek miałam, w Equestrii gdy byłam kucykiem i tutaj też takiego używam - powiedziała delikatnie się uśmiechając. Nie widziała powodu by kłamać, co do wieku. - Dawniej pracowałam prowadząc sklep ze strojami od najlepszych projektantów w Equestrii w Crystal Empire. Obecnie również prowadzę sklep w Warszawie jednak teraz sama szyje ubrania, bo kontakty przepadły - stwierdziła z lekkim smutkiem. - Dawniej mieszkałam w Crystal Empire. Obecnie zamieszkuje w Warszawie w niewielkim domku sama - powiedziała spokojnie. - Moi rodzice nazywali się Ruby Style i Black Blaze. Jednak od dawna już nie żyją. Nie dożyli przemiany w człowieka - powiedziała z lekkim smutkiem w głosie opuszczając wzrok, gdy najwyraźniej wróciły bolesne wspomnienia. Nagle jednak znów podniosła wzrok i zaczęła powoli do siebie wracać.

- Jeśli chodzi o mój pesel to jest 51290515826 - powiedziała spokojnie cały czas patrząc na kobietę i ukradkiem na Magdę.

 

Thomas Carlson

Mężczyzna w milczeniu przyglądał się całej sytuacji. Nie wiedział, co właściwie może zrobić. Jego wykształcenie jednak nie pozwalało mu na jakąkolwiek ingerencje. Na słowa Elizabeth tylko lekko kiwnął głową. Nie wiedział jak inaczej właściwie może na to wszystko zareagować. Bo jak miał to skomentować? Jednak cieszył go fakt, że obiekt nie wykazywał odczucia bólu, więc chyba większa krzywda się mu nie działa.

 

- Czy to już wszystko, co mamy do zrobienia? Czy chcesz coś jeszcze zrobić? - spytał patrząc na Elizabeth. Czuł się trochę jak, 5 koło u wozu gdy Elizabeth to wszystko robiła a on nie mógł w sumie nic. Miał tylko nadzieje, że nie obrazi się na niego lub źle nie zinterpretuje tego pytania. Po prostu nie wiedział, co jeszcze może zrobić.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra]

Teraz co mam zrobić? Jedyne co przychodzi mi na myśl to oczekiwanie na rozkazy, nic więcej. Miałam szczerą nadzieję, że moi podwładni dowiedzą się czegoś w stolicy, bo jak na razie w tym lesie jest nudno. A porwań czy innych takich nie mam zamiaru robić, nie ma to sensu większego. Zaczęłam przechadzać się obok moich żołnierzy, którzy grali po prostu w karty. Nie zabraniałam im tego, sama miałam ochotę to robić ale obowiązki utrzymywania tego w kupie i bycia spostrzegawczą oraz przygotowaną na wszystko nie pozwalają mi.

Westchnęłam cicho rozglądając się, cisza i spokój. Choć dzień nie należał do najlepszych, głównie przez pogodę dlatego wszyscy z nas siedzieli w VTOLu i nie opuszczali go.

- Współczuję tamtym. - stwierdził jeden z żołnierzy, choć nie zareagowałam na te słowa. Ale fakt, tamta dwójka będzie miała ciężko.

 

[Zwiadowcy]

Dwóch mężczyzn przebijało się przez las niezbyt zadowolonych faktem, że leje. Przynajmniej byli elegancko ubrani, oboje ściskali swoje teczki choć mieli nadzieję jak najszybciej dotrzeć do Warszawy.

- Psia mać! - zaklął jeden z nich, drugi spojrzał na niego ale nie zaśmiał się z powodu irytacji towarzysza. Sam się denerwował już. - Gdzie my mamy iść tak właściwie?! - zapytał z wyczuwalną złością w głosie.

- Adres pokażę jak będziemy gdzieś gdzie nas nie zaleje! - warknął drugi przyśpieszając kroku. Jednak miasto majaczyło się już na horyzoncie, więc niedługo dotrą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

Minął już jakiś czas od tamtego wypadku z kucodzieciakiem, i w sumie nie przywiązywałbym do niego jakiejkolwiek wagi - ot, zdarzyło się komuś pomóc, to przecież nic wielkiego, odruch - gdyby nie to, iż od tamtej pory mój ciasny i z leksza obskurny pokoik w motelu wydał się nagle ludziom bardzo interesujący. Wpierw odwiedziła mnie Policja. Podobno wygrażałem jakimś dzieciakom śmiercią, czy kogoś pobiłem. Oczywiście przyjąłem ich, czym chata bogata, i pogadaliśmy. Nie przyznałem się do niczego, no bo w końcu przecież nikomu nie groziłem. Postraszyć zawsze można, tego jednak nie powiedziałem. Nikt nic nie widział, więc niestety nie mogli mnie bezpodstawnie zwinąć. Jednak Polska to całkiem fajny kraj jest, u nas by zabrali na spytki, a w Rosji... Chcieli ode mnie karty pobytu, to im pokazałem. Wszystko było w porządku, to zabrali się i poszli.

 

Druga wizyta, kilka dni później, to taka trochę śmieszna sprawa. Jest jeszcze całkiem wcześnie, w motelu pustawo. Ktoś mi się do drzwi dobija, jakby zaraz miał je porąbać na szczapki, no to wstaję, podchodzę i zaglądam w judasza. W samych szortach. Judasz jakiś taki ciemny, myślę sobie - zablokowany. Oho, to ładnie będzie. Otwieram z rozmachem, a facet jak nie przypieprzy! Taki sobie łysawy młody. Jednak na jego nieszczęście miałem trochę praktyki, więc jakoś się wywinąłem. Walnął w półkę na płaszcze i buty, znaczy sam się załatwił. Łapię go za kaptur bluzy, po czym szepczę mu jakieś losowe przekleństwa i groźnie brzmiące zdania, oczywiście w swoim języku. O dziwo, zadziałało. Popatrzył się tylko przez ramię jak go puściłem, prysnął jak otworzyłem szerzej drzwi.

 

Robotę też już skończyliśmy, jedną, drugą. Ta druga była naprawdę krótka, trzy czy cztery dni takiej mocnej pracy i już, zrobione. Ogłosiłem to, co każdy w sumie i tak już wiedział. Dziękuję za współpracę, ale pora na mnie. Oględnie powiedziałem też ostatnie akcje. Pożegnaliśmy się wszyscy przy wódzie w domu Michała. Opiliśmy też to, że Stachu pogodził się z tą swoją nieszczęsną żoną. Na dowidzenia zrobiliśmy jej niespodziankę i kupiliśmy chomika oraz bombonierę. Na ostatnim prezencie Michał naciaprał arabskie ślaczki, taki żarcik. W sumie to bardzo miła kobieta była, ale jak tylko by ktoś spróbował nią kierować...

 

A teraz byłem w Warszawie, po paru godzinach jazdy Polskim Busem. Komfort, wi-fi, kibelek, żyć nie umierać. Bilet też niedrogi, choć po przeliczeniu na hrywny człowiek niby to się uśmiechał, ale jednak płakał w duchu. O, ty popatrz. Nawet się dobrze po nowym mieście nie zakręciłem, a praca z nieba mi właściwie spada. Wykręciłem numer znaleziony na nieco zużytym już ogłoszeniu, jakie znalazłem na słupie, modląc się by a) mój stary jak świat telefon wygrzebany w lombardzie zadziałał oraz b) by ogłoszenie było aktualne. Musiało już tu jakiś czas wisieć.

- Alo? - zacząłem, kiedy tylko ktoś odebrał, nawet nie starając się ogarnąć akcentu. - Ja w sprawie pracy...

 

Iwan

Świeża gazeta, lekko pachnąca jeszcze tuszem, szeleściła w rękach usadowionego na swoim krześle Gierojewa. Zima powoli rozgaszczała się już na łonie Matuszki Rosji, przy okazji doprowadzając wszystkich pracowników i interesantów mieszczącego się w starej chruszczowce biura do tkwienia w swetrach, lub chociaż grubszych bluzach. W tym roku nie udało jej się zaskoczyć drogowców, którzy nie wypadli z wprawy, choć equestriańska zima była sporo łagodniejsza od rosyjskiej, szło się odzwyczaić. Mężczyzna poprawił okulary odruchowo, choć nie było to potrzebne. Mijały minuty, a on po prostu czekał. Na co? Na kumpla, który miał go niezauważenie podrzucić na lotnisko. Niezauważenie, bo Iwan wolał poobserwować to, co zrobi przybysz i jak będzie zachowywać się prezydent z ukrycia. Zresztą, pokazywanie się odrapaną ładą zapewne będzie stało w sprzeczności z tym, co zamierzał Barankin. Jak Iwan go znał, przywódca Rosji będzie chciał pokazać ją od tej lepszej, dostatniejszej strony. A jeśli to nie wyjdzie... oby Rozow tym razem nie skrewił.

 

Wkrótce nowszy model mercedesa sunął w stronę lotniska Domodiedowo, rozchlapując śnieżne błoto dookoła

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magda

Magda obserwowała spokojnie jak Joanna zapisuje po kolei wszystko co mówiła jej Snow. Mówiąc szczerze ona też po raz pierwszy słuchała jej pełnych danych i historii, chociaż części rzeczy się mimo wszystko domyślała. 

- No dobrze, została jeszcze rasa i myślę, że możemy kończyć - powiedziała kobieta o jasnych włosach, która postanowiła nie przerywać Snow, mimo że ta ominęła wtedy tą jedną część pytania. 

- Widzisz, to nie jest nic złego - szepnęła Magda kładąc Snow rękę na ramieniu w pocieszającym geście. W momencie w którym dziewczyna skupiła się z powrotem na odpowiedzi, a Joanna spuściła wzrok, żeby przyjrzeć się swoim dokumentom, Magda chwyciła lekko jeden z włosów Snow i wyrwała go. Było to niezauważalne i na pewno nieodczuwalne, w końcu kto by mógł zauważyć, że stracił jednego włosa? Kobieta zdjęła rękę z ramienia dziewczyny, niby nonszalancko, a jednak chwilę potem włożyła ją do bocznej kieszeni spódnicy, razem z włosem między palcami.

***

Stanisław

Kiedy samolot w końcu wylądował Stanisław udał się żwawo po odbiór bagażu. Można o nim mówić różne rzeczy, ale mimo swojego wieku świetnie radził sobie kondycyjnie i cechował go typowo Equestriański wieczny zapał do pracy. Oprócz trzymanej przez cały czas przy sobie teczki miał tylko małą, ciemnoniebieską walizkę na kółkach, która wyglądała na taką, w której nie zmieści się zbyt wiele. Mimo wszystko Stanisławowi udało się upchnąć tam ubrania i wszystkie inne niezbędne rzeczy, których na dobrą sprawę nie miał wiele. Doskonale widział różnicę pomiędzy pracą, a wyjazdem wakacyjnym. Wszystkie najważniejsze dokumenty przez całą podróż miał pod ręką. Wyszedł do głównej hali lotniska, wypatrując kogoś, kto mógł przyjechać go odebrać. Oczywiście, że liczył na jakieś powitanie, w końcu byłoby bardzo nieeleganckie ze strony rosyjskiego rządu, gdyby pozostawiono go samemu sobie.

***

Kleopatra/Sklep

Kiedy Kleopatra wstukiwała swoimi idealnie obciętymi i czystymi paznokciami kilka kodów do kasy w sklepie pojawił się właściciel. Piękna kobieta nie zamierzała się skrzywić, ale bardzo prawdopodobne, że to zrobiła. Nie był to człowiek ani szczególnie bogaty ani zbyt urodziwy. Ot typowy chłopek(niczym ci pracujący w polu) ubrany w koszulę w kratę i z obleśnymi wąsami.

- Przyjdzie elektryk do tych lodówek. Całą instalację w kontaktach trzeba będzie chyba naprawiać. Ja tam się nie znam. Myślałem, że już będę musiał wzywać prawdziwego elektryka, a to drogo w cholerę, ale się jednak jakiś tani znalazł...

Kleopatra już dawno przestała go słuchać, zajęta przyglądaniem się sobie w małym lusterku, które zawsze leżało przed kasą, ukryte przed widokiem klientów. Kiedy już naprawdę miała dość swojego żałosnego położenia, to zaglądała na to malutkie zwierciadło i myślała "Chociaż uroda ci jeszcze została". Kiedy ten stary obleśny mężczyzna, zwany jej pracodawcą w końcu wyszedł znów rozejrzała się po tym idiotycznym, małym sklepiku. Coś się zepsuło w kontaktach i wszystkie lodówki i zamrażarki przestały działać. Na szczęście lampy nie odmówiły jeszcze posłuszeństwa i ciągle miała jeszcze na tyle światła, by podziwiać swoje odbicie. Miała tylko szczerą nadzieję, że ten cały "elektryk" nie okaże się takim samym zboczeńcem i brudasem, jak większość tutejszych klientów.

______

Co nowego w gazetach?

Polski urzędnik w Moskwie, premier Natalia Androwicz chce skontrolować sytuację gospodarczą i społeczną w ramach polsko-rosyjskiego sojuszu. Co z tego wyniknie?

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Zacząłem się kierować powoli z powrotem do swojego pokoju. Miałem tam coś, co miało nam pomóc w naszym zadaniu. W organizacji mieliśmy pewne zasady, które osobiście nałożyłem. Zwłaszcza, jeśli chodzi o kontakt ze światem zewnętrznym z tego miejsca. Dlatego też nikt nie mógł tu choćby korzystać z internetu. Było tylko jedno miejsce w całym naszym budynku gdzie była taka możliwość. A była ona w moim pokoju. Jako jedyny posiadałem tu laptop. Jednak korzystanie z niego musiało odbywać się ściśle pod moim nadzorem. Musieliśmy uważać, co przeglądamy w internecie. Nie chcieliśmy by ktoś podczas poszukiwania informacji zostawił jakiś trop, który by mógł naprowadzić obcych na naszą organizacje. Dlatego głównie jak przeglądaliśmy sieć to poszukiwaliśmy tam rzeczy, które wydają się przeciętne dla każdego. Tym samym oddalaliśmy zainteresowanie nami. Teraz internet miał mi być po raz kolejny pomocny w poszukiwaniu dawnych Equestrian, którzy unikali rejestracji. Wiedziałem jak to zrobić tak by nikt się nawet nie domyślał, czego w nim szukam.

 

Nim jednak dotarłem do pokoju drogę zastąpił mi młody chłopak. Widać było, że miał nie więcej niż 19 lat. Był przeciętnej budowy i krótko ostrzyżony. Niedawno został wyszkolony przeze mnie i obecnie służył, jako część naszej "ochrony". Tak przynajmniej określiliby to ludzie. Nagle pod nos dał mi gazetę.

- Nic z tym nie zrobimy Golding? - spytał ze wściekłością w głosie zaciskając zęby. Spojrzałem na artykuł o niedawnych zabójstwach w Brazylii, które już zdążyłem przeczytać jakiś czas temu.

- A co mamy zrobić? - spytałem mrużąc lekko oczy i nagle wbiłem swój wzrok w jego, na co ten lekko opuścił głowę. Prawda była taka, że nikt obecnie nie lubił się wpatrywać w moje lodowate pozbawione uczuć oczy.

- Oni zabijają takich jak my a ty nie chcesz nic zrobić? - powiedział już nie tak pewnym siebie głosem. Jednak ręce wciąż trzęsły mu się w gniewie. Dobrze wiedziałem, co mu teraz siedzi w głowie. Jednak wykonanie jakiegokolwiek ruchu byłoby głupotą i narażeniem wszystkiego, co do tej pory osiągnęliśmy.

- Jesteś młody - powiedziałem twardo. - A przez to pochopny i głupi. Takim działaniem ściągniesz śmierć na siebie jak i na wszystkich w tym budynku. Ponadto to nakręci nową spiralę nienawiści, jeśli zaczniemy się mścić. Większość ludzi jednak chce żyć w przyjaznych stosunkach z Equestrianami. Jeśli teraz zaczniemy z nimi wojnę kierowani zemstą przez kilku idiotów, którzy nawet nie reprezentują imponującego procentu ich gatunku zachowamy się głupio. Wojna sprawi, że takich śmierci będzie więcej a zabite rodziny Equestrian czy ludzi będą na porządku dziennym. Naprawdę tego pragniesz? - spytałem i nagle położyłem dłoń na jego ramieniu. - Wiem dobrze, co czujesz, ale zrozum, że nie możemy zacząć działać pochopnie i głupio, bo znacznie więcej z nas przypłaci to życiem - powiedziałem już teraz dosyć spokojnym głosem. Chłopak się jakby lekko uspokoił a jego ręce zaczęły powoli przestawać popadać w drgawki.

- Wybacz Golding. Masz racje jak zwykle z resztą - powiedział z pokorą w głosie.

- Nie przejmuj się tym i spróbuj o tym nie myśleć. Każdego kiedyś dosięgnie sprawiedliwość. Tak samo będzie i w tym wypadku wcześniej czy później. A teraz wybacz mi muszę coś załatwić - chłopak kiwnął lekko głową i odszedł dalej w swoim kierunku.

 

Stałem jeszcze chwilę w milczeniu rozmyślając nad tym wszystkim. Wiedziałem dobrze, co kierowało tym chłopakiem. Jednak nie mogliśmy sobie pozwolić na akty głupiej zemsty. To nic by nie dało a jeszcze więcej byśmy stracili. W końcu ruszyłem dalej w kierunku swojego pokoju. Musiałem się zając tym, co zaplanowałem wcześniej a czas nie był po naszej stronie mimo wszystko. Każda chwila zwłoki narażała, Equestrian którzy wciąż się ukrywali.

 

Crystal/Felicja Romanis

Kobieta zaczęła przyglądać się szachownicy z dużym zainteresowaniem. W jednej chwili wszystkie pola zmieniły się na mapę Brazylii. Nie martwiło ją jak długo będzie trwać rozmowa wciąż się nie rozłączała. W końcu stać ją na to było. Nie bardzo lubiła Brazylię. Zwłaszcza, dlatego że było tam dużo tych słabych i żałosnych dawnych koni. Nic dziwnego, że woleli pozostać w większości ludźmi. W końcu zawsze byli żałośni, więc mogą również pozostać słabymi żałosnymi ludźmi. Zastanawiał ją czasami fakt, że figura ich dawnej władczyni tak jak i władczyni podmieńców niczym szczególnym nie wyróżniały się na szachownicy. Wniosek był 1. Po przemianie w człowieka stały się po prostu tak słabe, że są już nic nie warte. To dobrze mniej konkurencji do jej przyszłego tronu.

 

- Gdzie teraz mam jechać? - spytał męski głos po drugiej stronie telefonu.

- Skręć w następną uliczkę - powiedziała bez emocji. - Tam dojedziesz na główną ulicę. Następnie skręć w prawo pierwszym zjazdem. Tam znajdzie szereg domów. Tam też jest twój cel

- Cholera skąd ty to wszystko wiesz? Jesteś lepszy niż GPS. Mam wręcz wrażenie, że mnie obserwujesz...

- Nie interesuj się mną. Nie za to ci płacę. Masz zadanie i je wykonaj lub znajdę kogoś innego - stwierdziła beznamiętnie.

- Spokojnie załatwię to obiecuje - mimo wszystko mężczyzna nie chciał stracić tak hojnego zleceniodawcy. Nie wiedział, kim jest, ale za to wiedział, że dobrze płaci. To nie pierwszy raz, gdy coś robił dla tego tajemniczego głosu. Sama Crystal ze znużeniem przyglądała się szachownicy skupionej na Brazylii. Tacy jak ten człowiek byli tylko dowodem jak żałosny i bezwartościowy jest ten ich gatunek. Mimo wszystko krew za krew.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna lekko się uśmiechnęła do Magdy, gdy ta położyła jej dłoń na ramieniu. Domyślała się, że chciała dać jej wsparcia. Z tego wszystkiego sama spostrzegła, że zapomniała podać, jakim dawniej była kucykiem. Zwykle nie zapominała o tego typu pytaniach. Najwyraźniej nadal była trochę zdenerwowana całą tą sytuacją.

- Dziękuje ci za wszystko Magdo. Nie wiem czy zdołam ci się kiedykolwiek odwdzięczyć - powiedziała lekko przyciszonym, ale dosyć radosnym głosem, gdy kobieta zabrała jej dłoń z ramienia. Jej wzrok znów skierował się na rozmówczynie.

- Przepraszam zupełnie zapomniałam na to odpowiedzieć - powiedziała z lekką pokorą w głosie. - Nie jest to żadna tajemnica. Urodziłam się jednorożcem - powiedziała z uśmiechem. Zastanawiała się, co teraz będzie dalej i czy jej życie po tym wszystkim się jakoś zmieni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

Jak się okazało po rozmowie, robota dotyczyła jakiegoś małego sklepiku zagubionego gdzieś wśród bloków na do bólu typowym socjalistycznym osiedlu. Facet, zapewne właściciel opowiedział oględnie o co chodziło, każąc po prostu samemu obejrzeć sobie miejsce pracy i w razie czego dopytać. Ruszyłem więc w drogę, oczywiście piechotą, bo szkoda mi było na bilety, a już nie takie trasy w swoim życiu przełaziłem. Wspinaczka z połową dobytku na plecach wyrabia kondycję jak cholera, a Warszawa przecież była nadrzecznym miastem, powinno pójść jak z płatka...

 

Okej, w porządku. Zgubiłem się, przyznałem po cichu, rozglądając się bezradnie po otaczających mnie budynkach. Jednak moje obycie w dziczy nie przydawało się do niczego, kiedy tylko opuszczałem główne ulice jakiegoś miasta. Mogłem się tego, kurde, spodziewać, przecież jak w Kijowie trzeba było potwierdzić zameldowanie - to znaczy nanieść nasze sioło na mapę - to też się trochę pogubiliśmy. Tylko starsi ludzie dobrze pamiętali, gdzie co było i uratowali nas z opresji. Tutaj starszych niestety nie było. Za to byli przechodnie. Rozpytałem tu i tam o to całe osiedle, w końcu ktoś wskazał mi drogę. Wkrótce stałem już przed sklepem, wyglądającym jak dobrze wszystkim znana krzyżówka spożywczego i monopolowego, w którym można było kupić dosłownie szwarc, mydło, a i powidło też by się znalazło.

 

Poprawiłem portki, przygładziłem mundurową kurtkę, pogładziłem się po i tak zmierzwionej brodzie, mocniej nasadziłem czapkę na łeb. Trzeba się jakoś ogarnąć przed wejściem, jeszcze się przestraszą. Po krótkiej chwili wszedłem raźno do sklepu, od razu rozglądając się za jakimś znakiem awarii, czy coś. Nie znalazłem nic takiego, za to za ladą siedziała sobie sklepowa z miną tak pełną nudy i pogardy, że człowiek prawie widział w niej urzędniczkę jakiegoś górnego szczebla. Co ciekawe, nie była wyblakła jak babki z okienek, o nie. Gdyby nie jej grymas, mogłaby być nawet urodziwa. Oliwkowa cera, ładny, jakiś taki arabski krój oczu, usta jak jagody. Nie do uwierzenia, że takie cudeńko kisiło się za ladą w sklepie, zamiast ruszyć na salony. Szkoda, że pewnie miała charakter jeszcze bardziej interesujący jak wygląd. Słodki Boże, to będzie ciekawy dzień.

- Dobryj deń, ja do praci. Ta gdzie trzeba, bo nie kazały? - przywitałem się jak najgrzeczniej, uchylając czapki. Wolałem od razu przejść do rzeczy. Lepiej wpierw zrobić, potem gadać.

 

[Specjalnie napisałem w taki sposób, żeby Elizka mniej więcej wiedziała, co słyszy Kleo.]

 

Iwan

Mercedes zaparkował z boku, tak, by nie rzucać się specjalnie w oczy. Parking, zwykle zapełniony choć w części przez wszelkiej maści kołowy złom, trzymany w kupie tylko przez pobożne życzenia, dziś prezentował się o niebo lepiej. Dzisiaj zdobiły go fiaty, merole, fordy, volkswageny i podobne kwiatki, by nie wspomnieć o pustych plackach gołego asfaltu. Widać w Moskwie nie było dość dużo aut, które spodobałyby się prezydentowi. Gierojew i jego towarzysz umieścili maszynę tak, by pasowała do całej reszty wystroju i ruszyli ku postawnemu, błyszczącemu szkłem nowoczesnemu budynkowi terminalu.

 

Wewnątrz natychmiast skierowali się ku znanemu tylko im oraz oczywiście ochronie przejściu, którym mogli dostać się na przeszkloną pancernymi, ciemnymi szybami galeryjkę, od zewnątrz wyglądającą jak część nowoczesnego wystroju ogromnej hali. Tam rozstawili się wygodnie, obserwując, co też działo się w dole. Urzędnik już czekał, łatwo było go wypatrzyć. Obcy w nowym miejscu, za to dobrze znający swój cel dżentelmen, zdalna kamera pokazała go w całej okazałości. Coby nie powiedzieć, Androwicz wiedziała, kogo słać. Gostek sprawiał sympatyczne wrażenie.

 

Barankin i jego świta, czyli kilku prominentnych polityków wraz z tym gnojem przewodniczącym Dumy, także już na faceta czekali. Podeszli trochę bliżej, przywitali się formalnie, ale uprzejmiej niż zwykły savoir-vivre. Gierojew skrzywił się lekko, widząc jak wszyscy poza prezydentem starali się jakoś podlizać przybyłemu, zapewne gadając o jakichś pierdołach. Tylko przywódca był zdecydowanie bardziej oszczędny w słowach i gestach. Wkrótce przed całym komitetem pojawił się szofer. I tutaj sukces - był to ugadany przez Rodzinę Tatar, który zgodził się współpracować w razie potrzeby. Nie za darmo oczywiście, choć podobno miał własne porachunki z Equestrią i jej pochodnymi. Pojechali na Kreml.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rodzina Costa, Rodzina Herrera i Rodzina Portali

Na przedmieściu miasta Salvador znajdowała się ładna i zadbana uliczka domków jednorodzinnych. Było to takie sielankowe miejsce, gdzie każdy miał duży ogród i sąsiedzi byli dla siebie w miarę przyjemni. Co prawda nie każdy ogród był tak zadbany jak inne, ale nigdzie nie było widać śladów niechlujstwa. Zdecydowanie na spokój wpływało to, że mieszkali tu praktycznie sami ludzie, od dawien dawna, jeszcze zanim Equestria przejęła Ziemię. Obecnie w ogródkach znajdowało się wielu ludzi, albo dziadkowie siedzący sobie w altanach, albo dzieci biegające po trawniku. W Brazylii było mimo wszystko dość ciepło. Oczywiście wszyscy już wiedzieli o tym, że kilku nieokreślonych (teraz już określonych) mężczyzn i chłopaków spotykało się potajemnie by obrażać i oczerniać kuce, ale nikt nie spodziewał się,  że tak bardzo się to rozwinie. Cóż, teraz dla wielu ludzi zostało tylko mówienie "Ale oni to z takiej dobrej rodziny", bo co więcej mieli zrobić? Mimo wstrząsów wiedli nadal normalne, spokojne życie, w końcu to nie tak, że wśród ludzi nie zdarzały się zabójstwa, nawet przed pojawieniem się Equestrii. Może i część napastników była z dobrych rodzin, ale raczej nie pan Costa z synem, którzy to właśnie sami zapoczątkowali tamte tragiczne w skutkach spotkania.

Rodzina Costa

Rodzina Costa to byli tacy ludzie, co od początku nienawidzili kucyków, jeszcze zanim Equestria przejęła planetę. Uprzedzeni do granic możliwości, zupełnie jakby przeczuwali co może się kryć pod tymi pastelowymi pyszczkami. Pan Jose Costa, wysoki, barczysty i ciemnowłosy mężczyzna, był swego czasu nawet w organizacji nazywanej FOLem. Na spokojnym osiedlu również mieli dość nieprzyjemną opinię, chociaż zwykle byli akceptowani. Część sąsiadów się ich po prostu bała albo podziwiała, bo wszyscy widzieli, że są pewni siebie i nigdy nie dają sobie w kaszę dmuchać. Gisele, smukła i wysoka kobieta, o ciemnych oczach i czarnym, skaczącym kucyku na głowie, potrafiła samym swoim wyrazem twarzy i energicznym chodem sprawić, że inne matki schodziły jej z drogi na chodniku. Kiedy patrzyło się jak wraca z zakupów od razu przychodziło na myśl - kobieta atletka, ponieważ w jej szarej, przylegającej do ciała koszulce na ramiączkach doskonale widać było porządne, ale nadal kobiece bicepsy. Na jej twarzy gościł zwykle nieprzyjemny wyraz, sprawiała wrażenie osoby agresywnej. Państwo Costa mieli dwoje dzieci - prawie dorosłego Eduarda, który razem z ojcem i jego przyjaciółmi zaatakował tamtą rodzinę i obecnie siedział w więzieniu, oraz dziewięcioletnią córeczkę Ritę. Eduardo był małą kopią ojca, nienawidził Equestrii i marzył o tym, by istnienie kucyków okazało się głupim snem. Rita była kopią matki, która jednak jak do tej pory ukrywała się za dwoma kucykami i sukieneczką z falbankami. Gisele zawsze ubierała swoją córkę na małego aniołka, ale Rita była okropnie wredna i rządziła w szkole do której chodziła. Zabieranie słodyczy przedszkolakom to dla tej małej wredoty codzienność. Obecnie Gisele siedziała w szkarłatnym fotelu i ze złośliwym wyrazem twarzy oglądała telewizję. Z jednej strony była wściekła z powodu tego, że jej mąż i syn zostali zamknięci w więzieniu, ale z drugiej nie mogła się nie cieszyć z pognębienia koni. Co chwila sięgała do miski z bananami, pomarańczami i kawałkami arbuza, która stała na szklanym stoliku w salonie. Rita w tym czasie bawiła się w ogrodzie razem ze swoją koleżanką Pią. Pia była przez cały czas obserwowana przez babcię zza płotu, w końcu była dobry rok młodsza od Rity. Do starowinki dotarły co prawda informacje o tym, co zrobił ojciec i brat koleżanki Pii, ale przecież nie winiła za tego tego biednego dziecka.

Rodzina Portali

W przypadku rodziny Portali sytuacja wyglądała odrobinę inaczej. Tak naprawdę obecnie w tym piętrowym domku mieszkała tylko jedna osoba. Stara babka Portali, której imię brzmiało Fabia, ale i tak była zawsze nazywana "babką Portali". Sąsiedzi ją lubili, zawsze częstowała wszystkich wiśniami z drzew rosnących w jej ogrodzie i była po prostu taką stereotypową kochaną staruszką. Babka Portali miała już pełno siwych włosów i problemy z kolanami, więc raczej rzadko ruszała się poza dom. Jej trzej synowie byli czasami obiektem kpin, ponieważ mieszkali nadal z mamą, chociaż już dawno byli dorośli. Dla babki Portali nie był to problem, po śmierci męża podczas przymusowego przejęcia Ziemi, tylko oni jej zostali i bardzo cierpiała przez to, że ich teraz nie ma. Jej dobre serce nie mogło pojąć jak to się stało, że jej trójka ukochanych synów zrobiła coś tak okropnego i to jeszcze siedmioletniemu dziecku. Zdawała sobie sprawę, że mogli chcieć zemsty za ojca, ale przecież... . Babka Portali tęskniła za swoim mężem, ale nigdy nie czuła wielkiej niechęci do kucyków. Pan Portali i tak by umarł, raczej prędzej niż później. A teraz Antonio, Carlos i Marco siedzą w więzieniu za okropny czyn i została sama. Na szczęście byli jeszcze sąsiedzi, ludzie dobrej woli, którzy jej pomagali. Obecnie siedziała w bujanym fotelu i pracowała nad szydełkiem ze skupieniem wpatrując się przez okulary w czerwone kawałki włóczki.

Rodzina Herrera

Jeśli jest jakaś rodzina po której nie można się było spodziewać, że może zdarzyć się coś takiego, to na pewno jest to wielodzietna rodzina Herrera. Och, gdyby tylko Sonia wiedziała, co jej mąż wyrabia na tych swoich spotkaniach z przyjaciółmi z sąsiedztwa. Jakieś plany, nienawistne rozważania. Sonia była strasznie zmęczona bo od dawna nie zmrużyła oka ciągle płacząc, nie tylko z powodu utraty męża i głowy rodziny, ale też z powodu tego, że mógł zaatakować dzieci, chociaż sam miał ich tak wiele. Aloiso był ogólnie dobrym człowiekiem, wesoły mężczyzna z ciemnymi włosami i w niebieskiej koszuli, zawsze chętny do pomocy, wspaniały mąż i ojciec. Jedna rozmowa z Costem na chodniku i coraz większe wkręcanie się w spiralę nienawiści do istot, które odebrały ludziom Ziemię na aż cztery lata. A teraz więzienie i zniszczone sumienie. Sonia to drobna kobieta, pracująca raczej jako gospodyni domowa, chociaż czasami pomagała sąsiadom w opiece nad ogrodem za drobną opłatą. Ta kobieta, o dość jasnobrązowych  jak na te rejony włosach, była świetną ogrodniczką, w końcu opieka nad roślinami to to, co uwielbiała. W jej domu było pełno różnych doniczek, nie mówiąc już o tym pięknym ogrodzie! Najczęściej ubrana w niebieską sukienkę w kwiecisty wzór często widziana jest właśnie w ogrodzie albo na chodniku ze swoim małym domowym przedszkolem. Najstarszy syn - Estevo -  miał czternaście lat, był dobrym uczniem i wielkim fascynatem samolotów i tych nowych i starych. Na półkach w swoim pokoju miał pełno tekturowych modeli. Był bardzo podobny do matki, tak więc jego włosy były raczej w jasnej tonacji mlecznej czekolady. Zaraz potem były bliźniaczki - Eugenia i Elisabeth - o dwóch ciemniejszych już warkoczach i brązowych oczach. Miały jedenaście lat i były ulubienicami sąsiadów, zawsze dla wszystkich uprzejme, kiedy przechadzały się z lodami albo soczkami po chodniku uliczki. Potem dwa małe rozrabiaki, buszujące często pomiędzy kolorowymi krzewami w ogrodzie - pięcioletni Gustavo i trzy i pół letnia Constancia. W ramionach matki można też było często zobaczyć malutką pięciomiesięczną Glorię. Co więcej, po brzuchu Sonii widać było, że jest w ciąży z kolejnym maluchem, jak zapowiedział ginekolog, tym razem chłopcem. Razem państwo Herrera mieli 7 dzieci, w tym jedno nienarodzone i Sonia naprawdę nie mogła zrozumieć jak jej ukochany i zawsze dbający o rodzinę mąż mógł się na coś takiego zdobyć. Czy naprawdę uczestnicząc w zabójstwie nie widział w tym siedmioletnim chłopczyku kogoś takiego jak Gustavo? Nie dodawał otuchy wstrząsający list z więzienia, w którym Aloiso tłumaczył, że nie miał pojęcia o tym, co zamierza Costa z synem i tamtymi trzema mężczyznami. To miało być tylko nastraszenie, ewentualnie wybicie kilku szyb, ale kiedy wściekły Jose i Carlos rzucili się na przerażoną i próbującą uciec rodzinę, Aloiso sam miał ochotę uciec. Było już jednak za późno.

Obecnie Sonia piła herbatę rumiankową siedząc w kuchni ze swoją mamą, starszą, uczciwą kobietą, która przyjechała ją wspierać, ponieważ sama Sonia nie powinna się podczas ciąży stresować. Estevo zajmował się w swoim pokoju modelami, Eugenia i Elisabeth zrobiły sobie piknik za domem, a Gustavo i Constancia oglądali bajkę w telewizji. Najmłodsza Gloria spała słodko w kołysce postawionej obok kuchennego stołu, opatulona w mięciutką, białą kołderkę. 

Sonia nie powiedziała dzieciom nic o tym, dlaczego tata musiał "wyjechać". Nie miała na to na razie odwagi.

***

Magda

Joanna akurat skończyła wszystko zapisywać i teraz chowała dokumenty do odpowiedniej teczki.

- Nie musisz mi się za nic odwdzięczać. Samo to, że zgodziłaś się tu pracować jest wystarczającą nagrodą - szepnęła Magda, a potem pociągnęła Snow delikatnie za ramię - Chodź, pokażę ci gdzie będziesz pracować.

Rzeczywiście na trzecim piętrze było takie pomieszczenie, które idealnie nadawało się na biuro projektantki, a obecnie nie było tam nic ważnego. Co prawda może jest to trochę dziwne, że projektantka będzie miała swoje biuro w samej Kancelarii, ale Magda czuła, że musi trzymać Snow jak na razie blisko. Wyszły na korytarz i spokojnie udały się na schody, nic po drodze nie mówiąc.

***

Kleopatra

Tym razem było to pewne, Kleopatra na pewno się skrzywiła. Nie spodziewała się, że elektrykiem będzie ktoś... taki. Nie no naprawdę, czy wszyscy których spotyka muszą być brzydkimi, brudnymi i śmierdzącymi obdartusami? Poprawiła ostrożnie swoje aksamitne włosy, przy okazji prezentując wyraźnie swoje delikatne, egzotyczne i drobne dłonie. Miała nadzieję, że będzie to dla tego człowieka znak, że nie zamierza przyłożyć ani paluszka do jego pracy. 

- Czy ja pana zdaniem wyglądam na kogoś kto zna się na takich plebejskich sprawach? - zapytała wyniośle, dumnie się prostując. - Lodówki i zamrażarki nie działają, tak jak i tamte kontakty. Proszę się tym natychmiast zająć - zakończyła władczo, zupełnie jakby zwracała się do poddanego.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

W końcu dotarłem do swojego pokoju. Zacząłem spokojnym krokiem kierować się do biurka. Arrow jak zawsze przyglądał mi się siedząc na swoim miejscu. Jednak po krótkiej chwili zrezygnował z dalszej obserwacji i wrócił do czyszczenia swych piór. Ja sam rozsiadłem się wygodnie w fotelu by zaraz złapać dłonią za szufladę, gdy pociągnąłem ją moim oczom ukazał się laptop, który zaraz włączyłem. Zacząłem głównie przeglądać portale społecznościowe. Niektórym mogłoby się to zapewne wydać dziwne poszukiwać niezarejestrowanych Equestrian w takim miejscu w sieci. Jednak tak tylko mógł myśleć ktoś z niewprawnym okiem. Wystarczyło, że ktoś zrobił sobie zdjęcie a w tle za nim był tłum ludzi, na których się raczej nie zwraca uwagi na takim zdjęciu. Jednak ja potrafiłem zauważyć, gdy ktoś w tym tłumie tylko udawał człowieka.

 

Gdy znalazłem interesujące mnie zdjęcie to wycinałem taką osobę z tłumu. Następnie za pomocą specjalnego programu poprawiałem, jakość tego wyciętego zdjęcia i zaczynałem poszukiwać jakiś danych na temat tej osoby. My dawne kucyki wyglądaliśmy dokładnie jak ludzie. Jednak nie zawsze każdemu z nas wychodziło dopasowanie i przez jakąś małą głupią rzecz potrafiliśmy szybko zdradzić nasze pochodzenie. Natomiast w naszej organizacji długo się uczyliśmy jak być ludźmi zanim zaczęliśmy się mieszać z nimi w tłumie. Teraz nie sposób było nas odróżnić. Jednak ja sam potrafiłem rozpoznać, kto jest rodowitym człowiekiem a kto tylko udaje. Raczej jeszcze nie napotkałem nikogo, kto by potrafił mnie tak zwieść.

 

Inaczej sprawa wyglądała z innymi, Equestrianami którzy nie byli kucykami. Oni nie byli w stanie wmieszać się w tłum. A ci, którzy nie tolerowali swojego aktualnego życia przeważnie tworzyli grupy gdzie starali się żyć z dala od innych żyjąc tylko wśród swoich. Tak było przynajmniej z tymi, którymi ja napotkałem. Większość jednak z nich zgodziła się do nas dołączyć. Nie tylko dzięki obietnicom, które nasza organizacja im zapewniła, ale i dzięki włosowi naszej dawnej władczyni, który dawał szansę na odtworzenie eliksiru.

 

No prawie wszyscy byli chętni połączyć z nami siły. Ile bym nie próbował nie byłem w stanie przekonać do siebie dawnych smoków. Wciąż pozostały dumne i uparte i najwyraźniej bratanie się ze słabym kucykiem było dla nich czystą obrazą. Chociaż też miałem do nich niechęć. Wciąż pamiętałem jak byliśmy z Lust traktowani w smoczej krainie. Jednak teraz powinniśmy odłożyć na bok dawną niechęć. Wszyscy mieliśmy wspólny problem. Tylko jak przekonać do siebie kogoś, na kogo nie wpływają żadne logiczne argumenty?

 

Crystal/Felicja Romanis - Zabójca

Dziewczyna ze szczerym uśmiechem wpatrywała się na szachownice czekają aż show się zacznie. Czy mogło być coś lepszego niż słodka zemsta na dobry początek dnia? Tak ta godzina nareszcie nastała a niedługo istnienia tych bezwartościowych ludzi przepadną. Nagle usłyszała głos z drugiej strony telefonu.

- Czy to na pewno to zlecenie? - spytał niepewnie mężczyzna. - Mi to wygląda na normalną okolicę w dodatku są tu dzieci. Jesteś pewny, że mam ich zabić? - Z drugiej strony telefonu można było usłyszeć głośne ziewnięcie.

- Wykonaj. A jeśli nie chcesz to znajdę kogoś innego i mu oddam twoje wynagrodzenie - powiedziała z wyraźną irytacją w głosie. - Masz zabić ich wszystkich. Chce by ich krew lała się po ziemi. Zrozumiałeś?

- Tylko się upewniałem - powiedział spokojnie mężczyzna i się nagle rozłączył. Mimo wszystko nie mógł rozmawiać w czasie roboty takie były zasady. Przeszkadzało by mu to. Powoli nałożył kominiarkę na twarz i wyjął karabin z tłumikiem z bagażnika. Zaparkował tak samochód by nikt go nie widział. Chwilę zaczął się rozglądać czy ktoś go nie widzi. Stał jakiś czas w swej kryjówce czekając na odpowiedni moment by wyjść. Gdy ludzi w pewnym momencie ubyło ten wybiegł niepostrzeżony do najbliższych krzaków znów się tam chwilę ukrywając i obserwując okolice. Czekał tylko na okazje gdy nie będzie nikogo przy ofierze. Gdy nadszedł czas wybiegł szybkim krokiem w stronę budynku gdzie siedziała stara kobieta. Biegnąc w jego stronę robił to bezszelestnie. W końcu znalazł się na miejscu. Gdy tylko znalazł się przed drzwiami jej domu wyważył je z buta i spokojnym krokiem zaczął kierować się ku swojej ofierze.

- Wybacz to nic osobistego. Każdy musi jakoś zarabiać a ja robię to tak - powiedział zbliżając lufę broni do czoła starej kobiety.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna była naprawdę szczęśliwa. Wciąż zastanawiała się czy nie jest to wszystko jednym wielkim snem i zaraz się nie obudzi słysząc swój budzik. A jednak nic nie wskazywało żeby to miał być sen. Najwyraźniej rejestracja dobiegła końca, bo nagle poczuła jak została złapana i pociągnięta przez Magdę, która chciała jej pokazać gdzie będzie teraz miejsce pracy. Snow się szczerze uśmiechnęła i nic mówiąc po prostu szła za Magdą. Mimo że tamta mówiła, że nie musi się odwdzięczać za okazaną dobroć to Snow po prostu czuła, że musi to zrobić. Choćby też, dlatego że Magda była pierwszą jej prawdziwą przyjaciółką od czasu, gdy została człowiekiem.

 

 

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

No i proszę, miałem rację w stu procentach. Jaka ta sklepowa była piękna, takoż i była ostra. Ja wchodzę grzecznie, z pełną kulturą, zwrotami grzecznościowymi, a dziewucha krzywi się jakbym był dwunożnym karaluchem. A jaką mowę dowaliła, już nawet nie porównywałem jej do urzędniczki, ale cholernej carycy. Moje dobre nastawienie, a razem z nim uprzejmość na jaką potrafiłem się zdobyć, wyparowały, kiedy zmarszczyłem lekko brwi i spojrzałem kobiecie prosto w oczy, samemu nieznacznie się prostując.

- Grzecznie poprosiłem. Nie widzę innych klientów, którymi koleżanka musiałaby się niezwłocznie zająć - powiedziałem powoli, dbając o to, by głos pozostał neutralny. - Tak samo nie wiem jak naprawianie kontaktów jest bardziej... plebejskie od siedzenia cały dzień na dupie przy kasie.

 

Nie musiałem być dla niej miły, tym bardziej po tym, jak się świnia zachowała. Szczerze mówiąc, nie musiałem tu nawet być, po prostu chciałem. A skoro chciałem i przyszedłem, miałem tylko zrobić elektrykę oraz odebrać zapłatę, nie zawierać znajomości. Wygładziłem czoło by nie wyglądać już jak stereotypowy słowiański zbrodniarz wojenny.

- Koleżanka pomoże mi odsunąć cały ten badziew od ścian. I plakietkę niech będzie łaskawa przewrócić na "zamknięte", żeby mi się nikt nie pętał - powiedziałem oschle, w końcu przestając gapić się jej w oczy i rozglądając krótko po sklepiku. Zaraz po tym bez słowa zbliżyłem się do pierwszej lodówki, obejrzałem uważnie, odłączyłem i wysunąłem bardziej ku środkowi sklepiku.

 

[Piszę normalnie, bo tak każdemu wygodniej, ale Eliza wie jak to wygląda.]

 

Iwan

Polski delegat i jego komitet powitalny zwinęli się, pojechali w diabły, więc mężczyzna nie potrzebował już siedzieć na ciasnej galeryjce i podglądać co się działo. Nie było też potrzeby śledzenia ich osobiście, miał od tego ludzi, z których najważniejszym był tatarski szofer. Teraz wystarczyło tylko poczekać, aż zaczną o czymś gadać, wszystko na wszelki wypadek nagra się na laptopie gdzieś w Jakucku. Stamtąd pójdzie dalej, jeśli będzie trzeba. W razie problemów lub nieprzydatności nagranie zawsze można zniszczyć w łatwy sposób, tak więc wszystko było dobrze, a co ważniejsze bezpiecznie przemyślane. Zadowolony zarówno z siebie jak i swoich towarzyszy Gierojew oraz jego nieco mniej pełen satysfakcji kolega opuścili półtajne pomieszczenie, po czym wyjechali z lotniska, aby zająć się swoimi sprawami.

 

Jurij

Gość z Polski, przy wstępnej introdukcji przedstawiający się imieniem Stanisław, został usadzony na szerokiej kanapie z tyłu limuzyny, naprzeciw zajął miejsce prezydent Rosji, obok niego przewodniczący Dumy. Ten ostatni zdawał się aż błyszczeć zadowoleniem i szczęściem, jakby właśnie dokonał cudu. Ochroniarze w liczbie dwóch siedzieli bardziej z przodu. Szofer wiózł ich według wstępnego planu, tymi lepszymi drogami przez nieco bogatsze dzielnice, choć bez przesady i zbędnego szpanu. Limuzyna zatrzymała się na Placu Czerwonym, gdzie na gości czekał już Batalion Reprezentacyjny w pełnym rynsztunku i umundurowaniu oraz z ozdobnym, trójkolorowym sztandarem. Całą jego rolą było zasalutowanie na sygnał, odegranie dwóch hymnów narodowych oraz odprowadzenie delegacji do Kremla.

 

Rozmowy z panem Stanisławem były cały czas uprzejme, spokojne i mimo dodatkowych ozdobników dość konkretne. To zdecydowanie był mężczyzna, który wiedział co ma robić, ocenił Barankin, sącząc tradycyjną powitalną wódkę. Celem przybysza było, dokładnie tak jak podejrzewał, ocenienie sytuacji w Rosji od podszewki, czyli szwendanie się po mieście i ciągnięcie jego mieszkańców za języki. Uczestnictwo w posiedzeniu Dumy wydawało się być dodane trochę na doczepkę, ot, żeby pokazać, iż chodzi o politykę. Na całe szczęście wariant z wycieczkami po Moskwie został w planach prezydenta i jego otoczenia przewidziany oraz przedyskutowany.

- Niestety, z przykrością muszę oznajmić, iż Duma nie będzie zbierać się w najbliższych dniach - oświadczył z boku przewodniczący tego organu, po tym jak Barankin aprobująco skinął głową.

- Odbywa się teraz ważne spotkanie dyplomatyczne między Rosją a państwami Azji Centralnej oraz Europy Wschodniej - dodał prezydent. - Nie widzę jednak żadnego problemu, aby po spożyciu posiłku mógł pan przejść się po mieście, a po spacerze przespać w specjalnie dla pana przygotowanym pokoju hotelowym w InterContinentalu. Czy chciałby pan zobaczyć jakieś konkretne miejsca dzisiejszego dnia?

 

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Salvador

Babka Portali

Nuciła pod nosem bardzo starą, nawet bardziej niż ona, melodię przy okazji dziergając kocyk z czerwonej i niebieskiej włóczki. Słońce świeciło miło za dużym oknem przykrytym staroświecką koronkową firanką. W salonie czuć było wyraźnie woń typowego babcinego domu, na licznych półkach poustawiane były jeszcze liczniejsze bibeloty takie jak małe, porcelanowe figurki. Wszystko zapowiadało spokojnie popołudnie.

Nagły huk sprawił, że ze słabych babcinych rąk wypadły druty. Najpierw spojrzała zaskoczona w dół, gdzie pomiędzy jej zielonymi bamboszami leżała wypuszczona z dłoni robótka. Potem podniosła powoli głowę, w końcu chyba nikt nie spodziewał się dynamiki po siedemdziesięciolatce. Zobaczyła niespodziewanego gościa, który wparował do salonu. Jej pierwsze pytanie brzmiało "Kim jesteś?", ale nie zadała go, bo zimna lufa przy czole szybko zmieniła jej obecne priorytety. Przez pewien czas po prostu patrzyła osłupiała w oczy oprawcy. Wiele razy zdarzało jej się oglądać filmy amerykańskie albo brazylijskie, na których działy się takie rzeczy, jakieś porachunki mafii albo sytuacje w tym stylu. Nigdy nie spodziewała się, że jej też może się coś takiego zdarzyć. Nie odezwała się słowem, po prostu patrzyła z cichą prośbą na człowieka i wyciągnęła lekko do góry swoje słabe, starcze ręce w geście poddania. Zegar z wahadłem powieszony na kwiecistej tapecie tykał cicho.

Państwo Gonzales

Obok domu babki Portali mieszkało miłe małżeństwo, które często przychodziło do niej pomagać w rzeczach, z którymi sama nie dawała sobie rady. Elene i Emanuel Goznales. Trwało u nich właśnie miłe, rodzinne spotkanie. Przyjechała rodzina Emanuela, jego matka, bracia i siostra. Była to rodzina w której rzadko kiedy można było spotkać kłótnie, a często wygłupy. Zachowali radość życia nawet podczas przymusowego pobytu Equestrii. Jedyną osobą, która nie była tutaj do końca na miejscu była Marie, ich dwunastoletnia córka. No cóż, to nie była do końca ICH córka, adoptowali ją ze sierocińca w Equestrii. Była chyba jedyną z kucykowym pochodzeniem na tej ulicy i Elene i Emanuel bardzo się cieszyli, że to ukrywają, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Obecnie Emanuel wydurniał się z rodzeństwem w salonie, przy akompaniamencie śmiechów żony i matki, a Marie bawiła się w ogrodzie za domem. Oczywiście natychmiast poderwała się, gdy usłyszała huk. Chwilę potem była już w domu, rodzina nie usłyszała nic, ponieważ telewizor grał głośno na kanale z muzyką.

- Coś się stało u babci - zawsze tak nazywała swoją sąsiadkę. - Musicie to sprawdzić - zajęczała wystraszona. Tak jak większość byłych Equestrian miała w sobie ogrom empatii i strachu o innych. Rodzina posłuchała. Troje Goznalesów ruszyło zobaczyć, co się stało, natomiast Marie, Elene i jej teściowa zostały, by w razie czego zadzwonić po karetkę albo na policję.

- Wyważone drzwi - mruknął Emanuel wchodząc z braćmi na schodki. - Co się stało? Pani Portali, jest tam pani?

Rodzina Costa

- Mamo, jadę z Pią do miasta. Jej mama zabiera nas do kina - oświadczyła dumnie Rita wchodząc do salonu. Przywitało się to tylko z bardzo subtelnym uśmieszkiem matki.

- Na jaki film? Kiedy wrócicie?

- Na jakąś bajkę, nie wiem w sumie. Chyba za jakieś dwie godziny.

- Rozumiem. Mam numer do matki Pii, wiesz o tym, prawda? - rzuciła jeszcze ostrzegawczym tonem, a Rita natychmiast skinęła głową i pobiegła z powrotem na zewnątrz.

Koleżanka z mamą już na nią w końcu czekały.

***

Magda

- A oto i twoja nowa pracownia - powiedziała Magda przepuszczając Snow w drzwiach.

Pomieszczenie co prawda nie nadawało się do pracy od razu, nie było ani niezbędnych materiałów ani maszyn. Ale mimo wszystko było idealne do tego, żeby ją na pracownie przerobić. Dużo miejsca, wiele pustych biurek i szafek.

- To tylko kwestia czasu aż przywiozą tu odpowiednie maszyny i wszystkie twoje projekty i stroje ze sklepu - powiedziała Magda cicho, pozwalając Snow spokojnie obejrzeć salę. Dwa duże, pancerne okna dawały dostateczną ilość światła, do tego były przysłonięte miękkimi firankami. Do tego znajdował się tu też miękki fotel do odpoczynku, który ładnie wpasowywał się w cały wystrój, chociaż Magda nie uważała za istotne, by wspomnieć, że został tu przyniesiony tylko po to, by nie zawadzał w innych pomieszczeniach.

***

Kleopatra

Nie wiedziała, czy była bardziej oburzona, czy wystraszona. Z jednej strony po głowie kołatało jej się tylko jedno  - Jak taki obdartus śmie ją oceniać? Z drugiej strony co chwila przypominała sobie jak żałosna i bezbronna teraz jest, więc odrobinę skuliła postawę. To się jednak szybko zmieniło, gdy ten typ w końcu się odwrócił. Nie zamierzała niczego komentować. Nie zasłużył by słuchać jej majestatycznego głosu. Wstała i przeszła się niespiesznie do drzwi. Już po samym jej chodzie można było rozpoznać jej szlachetne pochodzenie. Jednak biały fartuch sklepowej psuł cały efekt. Delikatnie chwyciła dwoma paznokciami plakietkę z napisem "Otwarte/Zamknięte" i i obróciła ją tak, by nikt nie pomyślał o tym, by tu wejść. Potem stanęła na środku sklepu złożyła ręce na ramionach i zmrużyła czarne jak smoła i pociągłe oczy. Widać było po niej, że nie zamierza pomóc w odsuwaniu lodówek. Była oburzona, że ktoś w ogóle śmiał pomyśleć o tym, że mogłaby coś takiego robić.

***

Stanisław

Stanisław był nie tyle zawiedziony, co też trochę wystraszony tym, że nie będzie mógł uczestniczyć w zebraniu Dumy, mimo że dostał takie polecenie. Ale w końcu od czego jest zimna krew polityka? Skinął uprzejmie głową. Mówiąc szczerze zastanawiało go, gdzie mógłby się udać najpierw. Jego pomysły mogły wydawać się dziwne, ale z wielu względów bardzo ważne.

- Myślę, że najpierw zobaczyłbym szkołę podstawową. Niekoniecznie główną, może też być jakaś mniejsza. No i trochę przedmieść. Przejść się po ulicach, porozmawiać z przechodniami, rozumie pan - zagadnął pogodnie. - Na sam koniec z chęcią zobaczę najważniejsze budynki urzędowe. I... jeśli jest to możliwe... chciałbym też pochodzić trochę bez żadnego towarzystwa. Myślę, że sobie spokojnie poradzę bez pomocy - dodał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Po dość długim czasie zebrałem całkiem sporo informacji o osobach, które mogły być potencjalnymi dawnymi Equestrianami. W miarę im więcej się o nich dowiadywałem tym bardziej opuszczały mnie wątpliwości, że nimi nie są. Próbowali dopasowywać się do ludzi najwyraźniej, ale unikali rejestracji. Czyli nie akceptowali tego, co ich spotkało, ale też nie wiedzieli, co mogą obecnie zrobić. Problem był tylko 1. Wielu było takich, co unikało rejestracji i to nie tylko tu w Chinach, ale i na całym świecie. A my nie mogliśmy być wszędzie. Co prawda zdarzało mi się, że czasem podróżowałem po świecie szukając dawnych Equestrian. Jednak takie przedsięwzięcia zawsze były ryzykowne. Nie były to nasze tereny. Nie mogliśmy być pewni czy dawny Equestrianin będzie zainteresowany współpracą. Tak samo nie mogliśmy wiedzieć czy zdążymy na czas. Równie dobrze mogli nas uprzedzić ludzie, którzy nie pałają miłością do dawnych Equestrian. A zdarzały się już takie przypadki.

 

Na początku było łatwiej. Znalazłem wielu przerażonych tym, co się stało tak jak i tym, co ich może czekać w przyszłości. Bali się każdego przyszłego dnia po utracie księżniczki i swego domu. Teraz nasza organizacja była dla nich tymczasowym domem. Dlatego też byłem gotów ryzykować  swe życie i ruszać w te samotne podróże po świecie by odnaleźć tych, którzy się ukrywają. Nie interesowało mnie moje własne życie dopóki wciąż była szansa, że mogę kogoś ocalić.

 

Teraz musiałem zaplanować jak dotrzeć do tych, których odkryłem. Zasada zawsze była taka sama. To był tylko i wyłącznie ich wybór. Ja starałem się tylko dawać argumenty za tym, aby do nas dołączyli, jeśli mimo wszystko nie wykazywali zainteresowania do niczego ich nie zmuszaliśmy. To był ich wybór a nam pozostawało go tylko uszanować. Nieważne jak głupi by nie był.

 

Crystal/Felicja Romanis - Zabójca

Mężczyzna lekko zamknął oczy widząc reakcje kobiety jednak nie było tu miejsca na litość. Wyrok zapadł a on musiał wykonać swe zadanie. Pociągnął za spust bronią zbliżoną do czoła kobiety. Jej czas dobiegł końca jedyne, co mogło go pocieszać to fakt, że i tak niewiele życia jej zostało. Nagle usłyszał jakieś głosy od strony drzwi. Jasna cholera pomyślał. Tylko tego mu teraz brakowało. W jednej chwili wyskoczył z pokoju gdzie przebywał z martwą już kobietą i zaczął strzelać serie w kierunku nieproszonych gości. Sami tego chcieli przychodząc tutaj teraz mogła ich czekać tylko śmierć.

 

Crystal natomiast wpatrywała się w szachownicę z diabelskim uśmiechem widząc jak pierwsza figura zmienia się w pył. To był tylko dowód na to, że jej żałosna marionetka zaczęła już zabawę. Jednak dla niej i tak to było zdecydowanie za mało. Chciała by każdy tam przelał krew. To będzie dla nich ostateczna nauczka. Nie zwracała nawet uwagi na to, że jest tam ktoś z pochodzenia Equestriańskiego. Nie miało to teraz znaczenia. Jeśli zginie można by uznać te osobę za ofiarę wojny. Takie sytuacje się zdarzają.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Gdy tylko Magda otworzyła drzwi do nowej pracowni Snow ta prędkim krokiem tam weszła. Zaczęła się bacznie rozglądać po całym pomieszczeniu a w jej oczach można było zobaczyć pełne skupienie. Nie zwracała uwagi, że teraz w tym pokoju nie było niemal nic. Ona już miała wizje jak to wszystko będzie wyglądać. Widziała tu wielkie możliwości na dodatek będzie mogła się w pełni skupić na swej pracy. Jej stroje będą lepsze niż kiedykolwiek. To było dla niej wymarzone miejsce. Nagle obróciła się ponownie w stronę Magdy a w jej oczach znów pojawiły się łzy. Jednak nie wyglądała na smutną to były łzy radości. W jednej chwili objęła przyjacielsko Magdę.

 

- Dziękuje ci za wszystko tak bardzo ci dziękuje - powiedziała bardzo radośnie i w pewnym momencie puściła Magdę. Nie była pewna czy trochę nie przesadziła z tym wybuchem entuzjazmu. W Equestrii to byłoby całkiem normalne, ale jednak tutaj to już nie jest Equestria. Mimo wszystko chciała okazać, chociaż tak jak bardzo jest wdzięczna za wszystko, co dla niej do tej pory zrobiła. Nie dość, że czuła się tu jak w domu to w Equestrii by to było niemal jak praca dla księżniczki. Tu już księżniczek niema, ale czy jednak obecni tu urzędnicy czy pani premier nie są na równi z księżniczkami z Equestrii? Teraz domyślała się jak musiał czuć się Golding pracując całymi dniami w pałacu. Może to, dlatego niemal zawsze był w swej pracy by być blisko władczyń. Nigdy o tym w sumie nie myślała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Salvador

Rodzina Gonzales

Jak można się było spodziewać trzej bracia nie przygotowani na to co zastaną padli martwi. Byli oni tak naprawdę jeszcze na schodach, więc ich krew spływała teraz po jasnych stopniach. Telewizor w salonie państwa Gonzales był już wyłączony. Co prawda z domu tej rodziny nie było idealnego widoku na drzwi domu babki Portali, ale strzały i kilka urwanych szybko krzyków kobiety były w stanie usłyszeć. Elene uciekła przerażona od okna, a siostra Emanuela wyrwała telefon z roztrzęsionej dłoni matki i zadzwoniła na policję szybko informując po prostu o "strzałach". Miała tu przyjechać najszybciej jak może. Marie skuliła się pod parapetem i zasłoniła dłońmi uszy.

Rita Costa, Pia

Dziewczynki siedzące już grzecznie w samochodzie oczywiście nie usłyszały wystrzałów, mieszkały przecież na drugim końcu uliczki skąd właśnie wyjeżdżały do miasta. Miały blisko. Rita poprawiła swoje dwa czarne kucyki i wyszczerzyła się do Pii, która odpowiedziała jej tym samym wrednym uśmiechem. Pia i Rita był siebie warte, chociaż rodzina Pii nigdy nie wykazywała nienawiści do Equestrian. To było po prostu rozpuszczone do granic możliwości dziecko. Auto już wyjechało z uliczki i teraz dziewczynki dyskutowały o filmie jaki zamierzają obejrzeć.

***

Magda

- Cieszę się, że ci się podoba - powiedziała Magda odrobinę niepewnie klepiąc dziewczynę ostrożnie po plecach.

Kiedy Snow oderwała się już od kobiety, ona sama się uśmiechnęła, chociaż zrobiła to na dobrą sprawę tylko dlatego, żeby Snow nie pomyślała, że jej wybuch emocji ją zniesmaczył. Wcale tak nie było, ale w głowie Magdy układały się teraz plany i chłodne wyliczenia na wszystkie typowo techniczne sprawy związane z jej wprowadzką do nowego miejsca zamieszkania, no i oczywiście przygotowaniem warunków do pracy. Samo to, że Snow właśnie płakała ze szczęścia nie ruszyło jej ani trochę, u Equestrian takie coś było przecież na porządku dziennym.

- Nie płacz - dodała jeszcze mimo wszystko, żeby dziewczyna nie zauważyła jej zamyślenia.

***

Natalia

Spotkanie powoli się zaczynało, można to było wywnioskować po tym, że coraz więcej głównych ministrów schodziło się do sali konferencyjnej. Natalia nadal stała przy oknie i obserwowała ich pogodnie przy okazji słuchając o czym rozmawiają, jakie są ich główne dzienne tematy. Oczywiście najczęściej można było teraz usłyszeć zirytowane komentarze dotyczące zalania parteru, ale było to proste do przewidzenia. Już po chwili przy Natalii stanęła Jolanta, minister edukacji odpowiedzialna za ostatnie reformy związane ze szkołami dla Equestrian. Pani premier wymieniła z nią kilka uprzejmych słów, ale było pomiędzy nimi pewne napięcie, którego nie można było zauważyć w jej kontaktach z innymi ministrami. Po prostu... Natalia trzymała Jolantę na dystans, tak samo jak Jolanta Natalię i dla człowieka postronnego mogłoby się wydawać to dość dziwne, przecież są z tej samej partii i wyznają te same ideologie. Natalia nie zamierzała z nikim rozmawiać o powodach jej chłodnego podejścia do minister edukacji, to było coś, co nie powinno trafić do uszu wszystkich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Golding Shield/Karol Patris

Spojrzałem na zegarek. Powoli zaczynał się zbliżać wieczór. Przez napływ zajęć nawet nie zauważałem jak ten czas leci. A pozostało coś jeszcze do zrobienia. Musiałem omówić parę jeszcze rzeczy z kilkoma osobami nim ten dzień dobiegnie końca. Zaczynam ostatnio odnosić wrażenie, że moje życie stało się za bardzo rutynowe. Czegoś za bardzo mi brakowało. Wszystko było inaczej, gdy byłem z nią a teraz jest inaczej gorzej. Jednak muszę się pozbierać i dokończyć to, co zacząłem. Powoli wstałem z miejsca zabierając w folderze niedawno zdobyte informacje i zacząłem opuszczać swój pokój kierując się do kolejnego gabinetu.

 

W końcu dotarłem na miejsce. Cały pokój był przyciemniony i było dużo wolnych krzeseł skierowanych ku wolnemu biurko za samym biurkiem była ogromna biała tablica a za krzesłami spoczywał projektor obok niego położyłem informacje, które zdobyłem a sam skierowałem się ku biurku czekając na innych. Jak na razie wciąż było tu pusto. Najwyraźniej jak zwykle byłem tu najszybciej cóż wkrótce powinni przyjść tu inni a wtedy będziemy mogli przejść do dyskusji.

 

Crystal/Felicja Romanis - Zabójca

Kobieta patrzyła jak kolejne figury na szachownicy ulegają zniszczeniu w miejscu, które właśnie obserwowała. Musiała przyznać, że podobał jej się ten rozwój wydarzeń. Im więcej ludzkiej krwi zostanie przelanej tym lepiej. Zastanawiała się tylko czy jej zabawka zdoła się uratować jak zrobi się naprawdę gorąco. Zresztą, co za różnica? Płakać za nim nie będzie a na jego miejsce zawsze może znaleźć nową zabawkę.

 

- Warto było grać bohaterów? - spytał mężczyzna spoglądając na zwłoki. Cała akcja się zaczęła nieco sypać. Zadanie miało pójść gładko. Teraz dochodzą ofiary z poza umowy. Najprawdopodobniej ktoś już usłyszał strzały. Domy były za blisko by nikt niczego nie słyszał. Wniosek 1 wkrótce będzie tu policja. Spojrzał na zegarek i lekko się uśmiechnął. Godziny szczytu, więc miał nieco czasu. Mógł się wycofać bezpiecznie i zrezygnować z dalszych ofiar. Jednak to nie wchodziło w grę. Wynagrodzenie ma otrzymać za komplet a nie za 1 babcię i kilku gości. Jeśli teraz ucieknie straci reputacje i zarobek.

 

Musiał wymyślić coś by odwrócić uwagę tutejszych ludzi od tej jego akcji. Pobiegł szybkim krokiem do kuchni i zaczął grzebać pod zlewem gdzie znalazł kilka tłustych szmat. Tego właśnie potrzebował. Wyjął zapalniczkę z kieszeni i zaczął je podpalać. Nie było z tym najmniejszego problemu. Szmaty łatwo stanęły w ogniu. Nie myśląc zbyt wiele rzucił je na ziemię i zaczął patrzeć jak ogień się rozprzestrzenia w jednej chwili zaczął uciekać z domu w stronę okolicznych krzaków by nie być na widoku. Gdy się upewnił że jest bezpiecznie ruszył w stronę kolejnego domu mianowicie rodziny Costa. Jednak robił to tak by nie być na widoku.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

- Wybacz - powiedziała radośnie Snow lekko przecierając oczy chustką. Najwyraźniej nie zauważając zamyślenia Magdy. - Po prostu odkąd stałam się człowiekiem jesteś moją pierwszą przyjaciółką. Ludzie, którzy przychodzili do mojego sklepu nie byli zainteresowani ani moim zdaniem, co do kreacji ani tym ile pracy trzeba wkładać by coś powstało. Ile razy próbowałam im coś doradzić odganiali mnie od siebie z niezadowoleniem - stwierdziła Snow lekko marszcząc brwi. - Zdarzało się, że czasami niektórzy mężczyźni byli dla mnie mili, ale jak się szybko okazywało mieli nadzieje na coś w zamian - odrzekła już trochę zbulwersowana. - Nie znaczy, że mam coś przeciw związkom. Jednak teraz chce się tylko skupić na swej pracy - powiedziała dalej rozglądając się po gabinecie i znów spojrzała na Magdę.

- Przepraszam cię Magdo - powiedziała lekko opuszczając głowę. - Cały dzień się mną zajmujesz a masz pewnie jeszcze swoje plany i obowiązki. Przepraszam, jeśli popsułam ci plan dnia - powiedziała znów spuszczając lekko głowę w dół i nagle znów ją podniosła by spojrzeć na Magdę. - Czy mam już coś zacząć robić czy wolisz abym wróciła na razie do domu się spakować?

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

Cóż, kompletnie bezużyteczna baba nie była, pomyślałem sobie, zajmując się lodówkami jedna po drugiej. Dobrze, że zamknęła sklep. No, to teraz czas brać się do roboty. Zatarłem ręce i zacząłem pomalutku badać wpierw urządzenia, później gniazdka, na końcu wreszcie tak dla pewności korki. Światło w sklepie działało samo z siebie, więc musiały być co najmniej dwa różne obwody, czy coś. Dawno się nie babrałem w elektryce. Podwinąłem rękawy.

- Będę potrzebował więcej narzędzi, muszę też pogadać z szefem, jeżeli jest - powiedziałem spokojnie. Zaraz też dodałem - Bo nie liczę, że znasz się na czymkolwiek. Przynajmniej ładnie pozujesz.

 

Aż, cholera. Czasem żałowałem, że nasza wspólnota bardzo ceniła sobie, nie licząc całej gamy innych cech, bezwzględną szczerość. Z reguły chodziło tylko o to, by nie pieprzyć bezpodstawnie głupot przy okazji pouczając oraz pokazując błędy, ale tutaj... miałem pewność, że powiedziałem prawdę. Zresztą, jak wspomniałem, ta kobieta nie zasługiwała na to, by być dla niej specjalnie uprzejmym, lecz nie miałem powodu, by być wrednym. Fakty wystarczą.

 

Jurij

Mężczyzna zamrugał i zamyślił się. Nie, żeby miał coś przeciwko spacerkowi Stanisława, jednak w jego umyśle pozostawał pewien niepokój. Mniejsza jego część była wywołana przez fakt, że bez "towarzystwa" kierowanie krokami polskiego wizytatora stawało się praktycznie niemożliwe. Co za tym idzie, starannie ułożone dekoracje oraz przygotowani do wywiadów ludzie staną się całkowicie lub w większości bezużyteczni. Choć... może to i lepiej? Może Polska faktycznie coś by zrobiła, jakby ten urzędniczyna przeszedł się tu i tam? Już i tak nikły prestiż Rosji zniknąłby całkowicie, lecz czyż życie zwykłych ludzi nie jest nieco ważniejsze?

 

Druga rzecz, wprawiająca prezydenta w największe zmartwienie to ta, że pan Stanisław prawdopodobnie zrezygnuje także z ochrony, być może podejrzewając to, że wszystko było ładnie ułożone, przygotowane. Brak ochrony z pewnością ucieszyłby Polaka... póki nie oberwałby w jakiejś uliczce od kogoś bardzo przywiązanego do czasów, kiedy to Rosja rozdawała karty. Kandydatów na takich zamachowców miał całkiem sporo, zaczynając na ultranacjonalistach, poprzez rodzinników, kończąc na skrajnych komunistach i ugrupowaniach lewackich. Ci ostatni to w ogóle jak już się pojawiali, to swoimi harcami potrafili zabawić kilka ulic naokoło. Nie lubili nikogo, i choć wszystkie grupy były oficjalnie rozbite, to nie każdy ich członek siedział w więzieniu lub kopalni.

 

- Dobrze więc... - Barankin postanowił rozstrzygnąć tę kwestię po prostu pytając gościa o zdanie. Niebywałe jak na Rosję, pomyślał uśmiechając się ironicznie. - Czy wyraża pan zgodę na obecność ochrony? Jeżeli nie, czy byłby pan łaskaw napisać oświadczenie?

 

[Wybaczcie tę namiastkę posta. Jest późno, jestem chory, większość rzeczy tutaj to i tak dialogi. Nie chciałem przetrzymywać gry, poza tym sam jestem ciekaw biegu wydarzeń. Jakby coś było niejasne, zapraszam na PW.]

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...