Skocz do zawartości

Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Golding Shield/Karol Patris

Stałem w kolejce po swój bilet. Miałem tylko nadzieje, że zdążę na czas. Jeśli się spóźnię to z tego, co wiedziałem kolejny lot będzie dopiero jutro rano. Miałem chyba jednak szczęście, bo kolejka, w której stałem poruszała się całkiem szybko. Nim się obejrzałem była już moja kolej. Na szczęście wszystko już miałem przygotowane. Czyli dokumenty i paszport. Kobieta, która właśnie miała mnie obsłużyć spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.

 

- Można prosić pana dane - spytała teraz patrząc w ekran komputera i wystukując coś na klawiaturze.

- Karol Patris mam zarezerwowany lot do Polski - stwierdziłem dając swój paszport, na który kobieta chwilowo spojrzałaby zaraz spojrzeć na mnie.

- Zgadza się. Zdążył pan w ostatniej chwili. Proszę przejść przez bramkę a następnie skierować się do 3 wejścia i prosto na samolot to chyba tyle - nic nie odpowiedziałem tylko kiwnąłem głową. Położyłem swoją torbę na taśmie do sprawdzenia a sam przekroczyłem bramkę nie mając najmniejszych problemów z kontrolą. Zgodnie z instrukcjami kobiety skierowałem swoje kroki do miejsca gdzie miał czekać na mnie samolot.

 

Crystal/Felicja Romanis

Limuzyna zatrzymała się przed bramą siedziby a kierowca wysiadł pierwszy by otworzyć drzwi kobiecie. Crystal powoli opuściła limuzynę i zbliżyła się do strażników. Na chwilę musiała przestać patrzeć na szachownicę i rozmawiać ze swą zabawką przez słuchawkę by nic się nie wydało.

- Crystal? - powiedział zdezorientowany strażnik na jej widok. - Dawno tu pani nie widziałem. Czy coś się stało? - spytał cały czas na nią patrząc.

- Nie ważne - odparła znużonym głosem. - Chce rozmawiać z Goldingiem. Czy możesz go zawołać?

- Chwilkę - powiedział powoli wyciągając radio. - Crystal chce mówić z Goldingiem. Zawołajcie go - z radia można było usłyszeć potwierdzenie. - Zaraz powinien tu przyjść - powiedział spokojnie mężczyzna, gdy nagle dostał kolejny sygnał z radia. - Co znaczy, że go niema? Był tu jeszcze godzinę temu. To gdzie on jest? - gdy strażnik starał się ustalić aktualne położenie Goldinga na twarzy Crystal pojawił się gniew, jakiego jeszcze u niej widać nie było. Nie czekała już na odpowiedź strażnika. Dobrze wiedziała, co się stało.

 

Wróciła szybkim krokiem do limuzyny nic nie mówiąc. Nie było potrzeby by dalej tu była. Gdy tylko tam usiadła znów zaczęła patrzeć na szachownicę. A więc to tak Golding chcesz się dostać do Polski nawet mnie nie informując? Dopilnuje byś nie mógł ich spotkać za wszelką cenę. Ponownie włożyła słuchawkę do ucha. Natomiast drugim telefonem zaczęła pisać wiadomość do swych szpiegów.

"Gdzie jest aktualnie Golding?" Odpowiedzi nadchodziły bardzo szybko.

"Na lotnisku zmierza na samolot". Nie podobała jej się ta odpowiedź. Wiedziała, że teraz już go nie zatrzyma nie zdąży dojechać na lotnisko na czas. Postanowiła rozegrać to inaczej,

"Gdy Golding dotrze do Polski macie go zatrzymać za wszelką cenę. Możecie zrobić, co chcecie byle go nie zabić. Nie zwrócę uwagi na wszelkie uszczerbki na zdrowiu."

"Jak sobie pani życzy". Na te odpowiedź się uśmiechnęła. Golding może dotrzeć do Polski jednak nic nie zdoła tam osiągnąć ona tego już dopilnuje. Teraz jednak wróciła do ponownego przyglądania się szachownicy i wydawania poleceń swojej marionetce, gdy limuzyna się powoli oddalała.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna cała się trzęsła była przerażona. Jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji. Wiedziała, że to już koniec dla niej. Niedługo zginie i nic nie może z tym zrobić. Miała przynajmniej nadzieje, że będzie to szybka śmierć. Może spotka tam Goldinga i przekona się czy to Anna miała racje czy też ona. Nagle zobaczyła jak drzwi się otwierają a w nich pojawił się jakiś mężczyzna. Nie zwróciła na nic uwagi poza bronią, którą miał przy sobie. Na jej widok jeszcze mocniej wbiła się w oparcie. Tak przynajmniej było do czasu aż mężczyzna nie zaczął mówić.

 

Więc to wszystko zrobiła Anna by nic nie zobaczyła? Dlaczego nic jej nie powiedziała? Dlaczego jej nie ostrzegła? Gdyby to zrobiła nie byłoby tej całej histerii a ona by nie wyszła na kompletną idiotkę. Jej zaszklone oczy chwilę wpatrywały się w mężczyznę, gdy nagle wbiła swój wzrok w ziemię w zawstydzeniu.

- Ja przepraszam - powiedziała zażenowanym głosem. - Nigdy nie byłam w takiej sytuacji Anna nie powiedziała mi jak to będzie wyglądać. Przepraszam szczerze za całe to zamieszanie już będę spokojna - stwierdziła nie podnosząc wzroku z powodu całej swojej histerii bez powodu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

- Nie masz za co przepraszać... Niektórzy zwerbowani reagowali gorzej. Przy nich jesteś oazą spokoju - zamilkł na moment. - A pytałaś ją o to co się stanie? - spytał, akcentując ostatnie słowa, po czym zostawił uchylone drzwiczki, oddalając się na swoją starą pozycję. Tym właśnie zakończył tą rozmowę.

***

Anna prowadziła okrojoną wersją, elektrycznego wózka golfowego na stacje jednym z wielu dość szerokich tuneli... Spakowanie wszystkiego czego potrzebowała zajęło jej może z 15 minut, wliczając to ogarnięcie swej kwatery ze śmieci i niepotrzebnych notatek, których nikt nie powinien nigdy zobaczyć... Gdy dojechała, spojrzała na wyświetlany czas na swojej siatkówce z komputera... Ekran na soczewce w zaciemnionym pomieszczeniu był naprawdę dobrze widoczny. Miała ona nadzieję, że zdoła dojść na miejsce, zanim jej towarzyszka podróży się obudzi. Gdzieś podświadomie w głowie nie chciała zostawiać jej samej w tym miejscu, ale według siebie nie miała innego wyboru. Sama Snow wybrała sobie taki los, bo chciała podróżować tubą...

Gdy dojechała, tylko wymieniła porozumiewawczy ukłon z mężczyzną, co był na stacji, zanim wsiadła do tuby sama się przypinając do fotela... Nic nie mówiła. Czekała aż sama Snow zacznie... Nie miała głowy do rozpoczynania takich rozmów jak się nie przygotowała... a nie bardzo pragnęła tłumaczyć czegoś co i tak nie będzie nigdy potrzebne. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Powoli wszedłem na pokład samolotu. Stewardesa zaprowadziła mnie na miejsce pod oknem. Siedziałem obok jakiejś kobiety w średnim wieku ubranej jak na typowe spotkanie biznesowe, na które prawdopodobnie zmierzała, gdy wciąż coś pisała na swoim laptopie. Ja sam za to oddałem się rozmyślaniu czekając aż nadejdzie lot. Polska nie byłem tam bardzo długo. Jednak znałem to miejsce jak i język, który tam panował. Tego wymagała moja przykrywka.

 

Według wszelkich informacji Karol urodził się w Polsce  gdzie ukończył szkołę oficerską a później jakiś czas służył w wojsku. Jednak po upadku Ziemi słuch miał po nim tajemniczo zaginąć. Po powrocie na Ziemie miał przejść na szybszą emeryturę a następnie podpisać umowę z New Medica gdzie miał zarządzać jej ochroną. Dlatego często było założone, że nasze firmy pilnują dawni żołnierze, z którymi lepiej nie było zadzierać. Czy był ktoś, kto mógł zdradzić te przykrywkę? Nie było takiej możliwości. Rodzina Karola miała już dawno nie żyć. Więc ten miał pozostać całkiem sam.

 

Obecnie miałem obywatelstwo Chińskie jednak sporo podróżowałem po świecie w poszukiwaniu, Equestrian którzy się ukrywali by im pomóc. Dzięki tym wycieczkom sporo się nauczyłem a głównie języków. Aktualnie najlepiej znałem właśnie polski, bo pasował do tej postaci skoro tam się urodziła. Chiński, bo tu przebywałem i oczywiście angielski, który był dość często używany. Tak rozmyślałem, gdy do mych uszu dotarł komunikat pilota, że zaczynamy lot. Zacząłem przez okno patrzeć jak samolot wzbija się w powietrze. Zawsze było to dla mnie coś niesamowitego już, w Equestrii żałowałem, że nie mogłem latać, dlatego zawsze cieszyłem się, gdy miałem możliwość to zrobić nawet, jeśli nie o własnych siłach.

 

Crystal/Felicja Romanis

Limuzyna dalej się poruszała a Crystal wpatrywała się w milczeniu w szachownicę oddając się rozmyślaniu. Jak zatrzymać Goldinga? To żaden problem można go potrącić na ulicy i uznać to za wypadek. Może zostać postrzelony jednak nie tyle groźnie by to zagrażało jego życiu. Możliwości było pełno. Wtedy by zapewne trafił do szpitala. Jednak korporacja była nawet w Polsce, więc szybko by się nim zajęto by zaraz znów go odesłać do Chin gdzie przeszedłby dalsze leczenie. W końcu wszystko by było dla jego dobra. Golding mógł dotrzeć do Polski, ale dalej jego wędrówka już miała się zakończyć. Teraz należał do niej a ona nie miała zamiaru pozwolić się temu zmienić za wszelką cenę. Jej ludzie już zapewne czekają na niego. Dostali wszystkie informacje a gdy się pojawi ona go im wystawi. Nawet się niczego nie domyśli.

 

Jednak teraz nadal wpatrywała się na te 2 niepokojące figury. Jak na razie nie szczególnie zmieniały swoje położenie. Jak do tego w ogóle doszło? Skąd Golding wie, że choć 1 z nich żyje? To wszystko nie miało sensu. W końcu nie mogły się z nim skontaktować. Wszyscy myślą, że nie żyje. Więc jak mogła się tak pomylić? Skąd nagle się do cholery dowiedział, że jedna z nich żyje? Rozmyślała coraz bardziej marszcząc brwi, gdy nagle jej wzrok skupił się na gazecie, która leżała obok niej.

 

Krawcowa w kancelarii? Całkiem ciekawe, że rząd zatrudnia kogoś takiego. W Equestrii takie rzeczy się zdarzały, ale tutaj to było dosyć dziwne. Snow Night tak? Czyli Equestrianka skoro takie imię. Ludzie nie noszą takich imion. Czy to przypadek by Golding nagle się dowiedział, że ktoś mu bliski żyje w momencie, gdy ukazał się ten artykuł? Przejechała paznokciem po zdjęciu dziewczyny. Czyli to na ciebie poluje?

 

- Słyszysz mnie? Zaraz powinienem być na miejscu jak kazałeś - powiedział męski głos do słuchawki, którą miała na uchu, że ta nagle oprzytomniała i znów spojrzała na szachownicę.

- Tak słyszę. Jedź tak jak ci zostało przekazane za chwilę powinieneś być na miejscu. Twoje cele są coraz bliżej - jednak zmarszczyła lekko brwi szachownica pokazywała, że te nie są tam same. Gdziekolwiek były to mogło utrudnić zadanie, Zresztą nieważne, gdy dojedzie na miejsce ona już go pokieruje by uniknął wszystkie przeszkody i dotarł do celu tak jak tego chciała.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Na słowa mężczyzny kilkukrotnie mrugnęła będąc w pewnym szoku. Zwerbowani? Niby, do czego zwerbowani? Co to było za miejsce? Nic z tego nie potrafiła zrozumieć. Ona jest tylko projektantką nie jest przecież do niczego zwerbowana. Zaczęła również zastanawiać się nad kolejnymi słowami mężczyzny. W pewnym sensie miał racje. Nie spytała jej w końcu o to, co się stanie. Jednak Anna mogła ją jakoś ostrzec czy coś. Nie musiała tego nawet formułować dosłownie, ale chociaż ją jakoś naprowadzić na trop tego, co ma nastąpić. Jednak nic nie zdążyła powiedzieć, bo mężczyzna nagle zniknął zostawiając uchylone drzwi.

 

Rozglądała się z zaciekawieniem po całym tym miejscu aż nagle w drzwiach pojawiła się Anna. Snow spojrzała na nią z lekkim grymasem. Była trochę zła, bo uważała, że wyszła na kompletną idiotkę przed ludźmi, którzy tu pracują. Wciąż się nieco wstydziła swojej reakcji na to wszystko. Gdy Anna usiadła obok Snow chwilę na nią patrzyła w milczeniu aż się w końcu odezwała.

- Jeśli znowu ma nas czekać coś podobnego to proszę spróbuj mnie jakoś ostrzec - powiedziała z lekkim zarzutem. - Nie chce wychodzić ponownie na idiotkę - nagle jednak coś sobie uświadomiła. - Zapewne myślałaś, że zareaguje na to wszystko jak Golding, ale ja nie jestem nim zapewniam cię, że się zupełnie różnimy - powiedziała spokojnie czekając na to, co ma się stać i reakcja Anny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra]

Patrzyłam w milczeniu jak moi podwładni wchodzą na pokład naszego transportowca, przy okazji ukazały się zapasowe śmigła. Teraz mieliśmy lecieć do siedziby naszej marionetkowej firmy a wybicie szyb w Warszawie... Nie było na liście rzeczy do zrobienia. Zdecydowanie nie było. Większość czasu przygotowań zajęło przygotowanie kodów i schowanie wszystkiego co by wskazywało na pojazd o przeznaczeniu militarnym, efekt się udał i trzeba teraz naprawdę dobrze znać się na uzbrojeniu i lotnictwie, aby stwierdzić, że główną rolą tego pojazdu są operacje militarne.

- Wszyscy na miejscach? - spytałam wchodząc i za pomocą przycisku zamykając przejście za sobą do części transportowej, było to pytanie retoryczne bo wszyscy rzecz jasna byli oprócz naszych dwóch zwiadowców. Ruszyłam powolnym krokiem do kabiny pilota, nie spieszyło mi się. Nic nam nie grozi, bo teraz jesteśmy "maszyną prywatną transportową", tylko wylądować na lądowisku obok naszej tymczasowej bazy i tyle. Ot cała filozofia lotu nad Warszawą.

- Startuj. - rzuciłam do pilota, gdy znalazłam się już w jego kabinie. Ten wcisnął kilka przycisków na konsoli i patrzył jak duże śmigła się rozkręcają, odwrócił się na chwilę w moim kierunku, choć jego twarz zasłaniał hełm, tak samo jak każdego z nas.

- Za chwilę, kapitanie! Śmigła się muszą rozkręcić... - mruknął patrząc na ekran, gdzie pokazany był procentowo status rozkręcenia śmigieł. Po chwili doszło do 100%, już mogłam poczuć jak nasz transport odrywa się od podłoża powoli, ale jednak. Po kilku sekundach wznieśliśmy się nad linię drzew i jeszcze bardziej zaczęliśmy zwiększać wysokość, na taką by nie zahaczać o budynki podczas lodu. Trwało to dla mnie kilka minut ale wznieśliśmy się dość wysoko i ruszyliśmy do przodu, przy okazji spojrzałam na konsolę znajdującą się po lewej stronie pilota, by stwierdzić czy wszystkie sztuczki działają. Na szczęście tak było, więc nie miałam powodów do obaw.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]
- Nie... Już nie będzie dziś takich niespodzianek... Żadnych takich już nie przewiduje. Masz moje słowo. - Zamilkła na moment. - Że nie będzie czegoś takiego w przyszłości ~ nie obiecuje. Nie jestem wstanie tego dotrzymać. Obiecuje jednak że za moją sprawą włos z głowy ci nie spadnie nigdy. - Spojrzała twardo w jej oczy. Tak jakby miała przyznać się do winy której wcale się nie poczuwała. - Nie myślałam. Po prostu to zrobiłam, bo zaczęłabyś zadawać za dużo pytań, na które nie mogłabym odpowiedzieć. Tak było mi po prostu łatwiej - westchnęła przeciągle. Pozwoliła jej przecież zasłonić oczy.

- Ciesz się że jesteś wstanie się bać... Masz o co, więc nie wyszłaś na idiotkę... To zupełnie normalne... Ludzie stąd to doskonale rozumieją, bo sami tego w większości już nie potrafią. Tu nie może nam zależeć na czymś innym niż mówią zasady. Dlatego jestem sama... Tak jest zwyczajnie łatwiej. Łatwiej umrzeć za idee jak zajdzie taka potrzeba. Nikt nie chce umierać. Nie pozwolę ci umrzeć, za wiedzę którą mogłabyś przypadkiem posiąść będąc przytomną. Nawet liczba kroków byłaby niebezpieczna, czy odgłosy które byś usłyszała. - Spuściła wzrok kiedy wcisnęła przycisk informujący gotowość do odjazdu. - Nienormalny świat mniejszości zawsze zapewniał równowagę, temu który wydawał  się normalny dla większości. Jak kiedyś to zrozumiesz to znajdziesz odpowiedzi na pytania kim jestem. Golding znał odpowiedź. Nie zadawaj pytań, na które nie będę mogła odpowiedzieć. Proszę cię tylko o akceptacje tego faktu. - Znowu na nią spojrzała kiedy tuba zaczęła nabierać prędkości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Wpatrywałem się w okno obserwując jak spokojnie przebiega lot. Parę godzin to potrwa, ale na pewno się tam zjawie. Zastanawiało mnie jak będzie wyglądało moje spotkanie ze Snow. Tak długo się nie wiedzieliśmy pewnie będzie miała masę pytań do mnie. Cóż nie będzie z tym problemu. Gorzej jak zacznie pytać o sprawy, na które ciężko odpowiedzieć. Byłem pewny, że spyta mnie, co się ze mną działo lub dlaczego tak długo to trwało w tym wypadku nie będę miał problemu z odpowiedzią jednak gorzej, gdy zacznie mnie wypytywać o Forest. Sam do końca nie wiem, co się stało z Lust. Spokojnie coś na pewno wymyślę do czasu aż doleczę.

 

Nagle usłyszałem kobietę, która siedziała obok. Chyba właśnie skończyła już pisać na laptopie, bo teraz rozciągała mięśnie. Nagle usłyszałem jej głos w moim kierunku.

- 17 godzin bez snu. Tak to jest z tymi biznesowymi spotkaniami - lekko westchnęła. - Czy pan również prowadzi jakieś interesy? - spytała zaciekawiona, gdy nagle obróciłem się jej kierunku by na nią spojrzeć ze zmrużonymi oczami.

- Pani wybaczy, ale nie jestem zainteresowany nawiązywaniem znajomości z każdą okoliczną osobą. To, co robię to tylko moja osobista sprawa. A teraz chciałbym się chwilę zdrzemnąć zanim znajdę się na miejscu - powiedziałem ponownie obracając głowę w stronę okna. Widziałem oburzenie na jej twarzy zanim na powrót obróciłem się do okna jednak, co mnie to obchodziło? Miałem ważniejsze sprawy na głowie niż przypadkowi ludzie, którzy szukają nowych znajomości. Powoli zamknąłem oczy by zasnąć. Chciałem jednak dolecieć, choć trochę wypoczęty.

 

Crystal/Felicja Romanis

Samochód właśnie stanął w jakimś zaułku. Mężczyzna dostał wcześniej informacje od swojego zleceniodawcy, że tu nikt mu nie będzie przeszkadzać i może przygotować się do akcji. Samotny osobnik powoli opuścił samochód i skierował się do bagażnika by wyjąć z niego torbę gdzie miał wszystkie swoje zabawki przygotowane właśnie do tej akcji.

 

- Kogo więc właściwie mam sprzątnąć? - powiedział do słuchawki wkładając torbę.

- Głównie chodzi mi o jedną osobę - stwierdziła Crystal przejeżdżając paznokciem po figurze Snow na szachownicy. Jak na razie druga osoba nie stanowiła zagrożenia aż tak wielkiego, bo najwyraźniej Golding o niej nie wiedział, ale skoro były obie to, czemu nie pozbyć się 2 za jednym razem? - Jednak z powodu pewnej sytuacji będą to 2 osoby. Są to kobiety naprowadzę cię na nie a ty zajmiesz się resztą. Przypadkowe śmierci osób postronnych nie mają dla mnie znaczenia. Masz zabić je za wszelką cenę i zrobić to jak najprędzej

- Czyli całkiem miła praca - stwierdził z uśmiechem. - Powiesz mi, chociaż jak wyglądają? - spytała zaciekawiony

- Niema to znaczenia powiem ci, kto to jak będziesz blisko a teraz zrób swoje - stwierdziła, gdy sięgnęła po drugi telefon. Nie było na nim wiadomości, na co westchnęła z ulgą. Golding jeszcze nie doleciał. Teraz nie mogła go obserwować skoro musiała patrzeć na te 2. Jednak jej ludzie już czekają na lotnisku na jego przylot, więc szybko się dowie, kiedy się zjawi a wtedy odpowiednio szybko i sprytnie to rozegra.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Gdy Anna spojrzała w oczy Snow ta lekko spuściła wzrok. Nie, dlatego że była do niej negatywnie nastawiona tylko to spojrzenie było tak twarde, że nie potrafiła znieść dłuższego kontaktu wzrokowego z nią. Zagryzła lekko wargę na jej słowa. Teraz rozumiała, dlaczego nic jej nie powiedziała ponownie poczuła się głupio, że tak negatywnie zareagowała. Anna wydawała się być naprawdę miła, ale wyglądało tak jakby starała się zamykać wszelkie uczucia w sobie.

 

Jej kolejne słowa ponownie przypominały jej Goldinga. On też wstrzymywał się przed wszystkimi znajomościami. Odkąd wstąpił o gwardii liczył się dla niego tylko obowiązek. Zawsze gotowy zginąć za Equestrie, co mówiąc szczerze zawsze irytowało Snow. Cieszyła się, że jej kuzyn chce chronić Equestrie i bardzo poważnie traktuje swoje obowiązki jednak chciałaby myślał też trochę o sobie. Nie był tylko narzędziem, które można zastąpić tak jak to sobie wmówił. Uznała, że pojawiła się taka iskierka, gdy zaczął spotykać się z Forest, przy której zachowywał się zupełnie inaczej.

 

- Mówisz zupełnie jak Golding - powiedziała i lekko westchnęła. - On też zawsze na 1 miejscu stawiał swoje obowiązki zamykając się na innych. Tak było do czasu aż spotkał Forest. Skoro on mógł się przed kimś otworzyć i ty na pewno możesz - powiedziała z delikatnym miłym uśmiechem. - Nigdy nie jest za późno by zyskać szczęście w swym życiu jestem pewna, że poznasz kogoś tak jak on, przed kim będziesz mogła się otworzyć i ujawnić, co w tobie siedzi - powiedziała spokojnie teraz patrząc na nią. - Skoro go znałaś to wiesz dobrze, o czym mówię - dodała, gdy Anna zaczęła wciskać jakiś guzik. Jednak Snow zaczęła chwilę myśleć nad wszystkimi słowami Anny by zadać kolejne pytanie. - Dlaczego zapewniasz mi takie bezpieczeństwo czy to, dlatego że czujesz, że musisz wyświadczyć przysługę Goldingowi za to, że kiedyś uratował ci życie czy dlatego że to należy do twych obowiązków? - spytała szczerze patrząc na nią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

- Jedno i drugie nie musi być wcale fałszem. Może to wynikać z faktu posiadania długu, a może być to coś głębszego że uczucia które Golding darzył ciebie, przeszły na mnie... Mogą być to rozkazy... Nic nie wyklucza pozostałych wersji... Wszystko może wynikać z reszty. Nie jestem wstanie wskazać tej najprawdziwszej odpowiedzi - Spojrzała na nią lżej, zanim przyłożyła sobie rękę do piersi. - Podobieństwo między mną a Goldingiem, będzie się coraz bardziej uwidaczniać... Taka cena przydzielona przez los. Kiedyś nie zrobiłabym połowy rzeczy na które jestem gotowa dziś... Na które gotowy był on. - Opuściła dłoń. - Przejmuje kolejne części jego charakteru czy tego chce czy nie. To się dzieję. Dlaczego? Już podawałam powód ~ mam jego wspomnienia... Bez magii ciężko rozgraniczyć jaźnie... Wszystko zapada się do jednej ~ do Anny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Spojrzałem w miejsce, w którym powinna być moja dłoń jednak jej nie ujrzałem. Zamiast niej zobaczyłem kopyto, na którym była zbroja. Moje kopyto takie same jak to, które miałem zanim zmieniłem w tą ludzką postać. Zacząłem się rozglądać po okolicy. Byłem zupełnie sam w gąszczu drzew, które przypominały las Everfree. I tak właśnie było stałem po środku tej niebezpiecznej puszczy i zmierzałem w kierunku dawnego zamku księżniczek. Nie wiedziałem, dlaczego to robię, ale jednak coś kazało mi tam maszerować i się nie zatrzymywać.

 

W końcu stanąłem pod zrujnowanymi drzwiami zamku, które pchnąłem kopytem powoli wchodząc do środka i zaczynając się rozglądać po okolicy. Wtedy też spostrzegłem, że nie jestem sam w tym zamku a na środku sali stała samotna postać. Jednak nie byłem w stanie jej zobaczyć przez płaszcz, który ją ukrywał. Nie bałem się jednak tej postaci. Zmarszczyłem lekko brwi i zacząłem do niej pomału iść. Gdy byłem już wystarczająco blisko wyciągnąłem kopyto ku tajemniczej postaci. Jednak wtedy to spostrzegłem. Jakiś błysk w tle. Coś niesamowicie szybko zmierzało w moim kierunku. Nie miałem czasu na reakcje poza tylko jedną. Odepchnąłem tajemniczą postać z całej siły kopytem i ostatnim, co zobaczyłem był błysk, który uderzył prosto we mnie.

 

W jednej chwili otworzyłem oczy. Nadal byłem w samolocie. Pilot właśnie informował, że dolatujemy powoli do celu podróży i niedługo będziemy na miejscu. Złapałem dłonią głowę lekko ją przecierając. Ponownie ten sam sen i zawsze takie samo zakończenie. Jak długo będzie mnie to jeszcze dręczyć? Coś nie chciało mi dać spokoju a ja nie wiedziałem, co.

 

Crystal/Felicja Romanis

- Słuchaj jesteś pewny, że niema tu nikogo, kto by mnie zobaczył? - spytał mężczyzna cały czas zmierzając we wskazanym kierunku i rozglądając się po okolicy na wszelki wypadek.

- Czyżbyś wątpił w moje informacje? - spytała Crystal cały czas wpatrując się w szachownicę by widzieć ruch swojej marionetki.

- Moje zasady mówią jasno by nikomu nie ufać. Płacisz, więc robię, co trzeba - stwierdził idąc dalej. Jednak musiał stwierdzić, że coś było w tych informacjach od tajemniczego kontrahenta. Za każdym razem, gdy dostał informacje, że ma się gdzieś chować przeczekać w danym miejscu unikał wszelkiego kontaktu z ludźmi. Zastanawiał się jak się to działo. Jest obserwowany przez jakąś satelitę czy jak? Ale to by znaczyło, że ten, dla kogo pracuje pochodzi chyba z jakiegoś rządu. Jednak, jaki polityk by wysługiwał się kimś takim jak on?

 

- I na tym poprzestańmy - stwierdziła ponuro. Niewiele ją obchodziło czy ten człowiek przeżyje. Najważniejsze było zadanie. Najlepiej by zginęły obie kobiety. Jednak, jeśli zginie nawet jedna powinno wystarczyć by zasiać ogień zemsty w sercu Goldinga, gdy tylko dowie się, co miało miejsce. - Zaraz powinieneś być. Jeszcze kilka przecznic. - Nagle zmarszczyła lekko brwi. - Schowaj się na chwilę jakaś para przechodzi obok zaraz powinni odejść - denerwowało ją, że trwało to tyle czasu. Niedługo zapewne Golding znajdzie się na miejscu. Zresztą, czym się ona martwi? Przecież i tak za daleko nie zajdzie.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna zaniemówiła na wyznanie Anny. Ona i Golding stawali się sobie podobni? Chociaż brzmiało to niedorzecznie to jednak miało wiele sensu. Te wszystkie cechy, które zauważała u kobiety tak bardzo przypominały jej kuzyna.  Czy Anna mogła chcieć ukraść jego tożsamość? Nie to nie było to gdyby tego chciała to by nie wspominała, że go zna. Jednak wyznanie, w którym powiedziała, że być może ma uczucia Goldinga, którymi ten ją dawniej darzył wprawiły ją w zakłopotanie. Na czym polegało zaklęcie, którego użyła na jej kuzynie? Nigdy o czymś takim nie słyszała.

 

Przecież to niema sensu. One nie są rodziną dopiero się poznały a podobno ją i Goldinga nie łączyły głębsze uczucia. Czy to znaczyło, że mogła podobnie jak Golding poczuć coś do Forest? Dlaczego wzorowała się na nim a nie miała życia, które miała w Equestrii? Tyle pytań a odpowiedzi Anny były jakieś dziwne. Chciała się jednak czegoś dowiedzieć.

 

- Nigdy nie studiowałam magii jak mój kuzyn - stwierdziła lekko kręcąc głową. - Ale zapewne to wiesz - powiedziała poważnie na nią patrząc. - Nie wiem, na czym polegało zaklęcie, którego użyłaś na Goldingu jednak nie potrafię zrozumieć jak to możliwe by jego uczucia przeszły na ciebie - mówiła z niedowierzaniem w głosie. - Czy to oznacza, że traktujesz mnie jak kogoś z rodziny? - spytała patrząc na nią. To by miało sens skoro faktycznie przeszły na nią uczucia Goldinga. Tylko nie była pewna jak zareaguje na odpowiedź twierdzącą. Bardzo lubiła Annę, ale niemal nic o niej nie wiedziała a jej odpowiedzi były jeszcze większą zagadką. Nagle ponownie się odezwała. - Co byś zrobiła gdyby się okazało, że masz racje i on żyje? - spytała z poważnym wzrokiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra]

Skupiona patrzyłem jak nasz transportowiec ruszył do przodu na dużej wysokości, patrzyłam na to co pilot robi. Znał się na obsłudze tej maszynki, pomimo, że elektroniki było w niej na tyle dużo, że można było się pogubić. Pokręciłam głową i spojrzałam na przestrzeń przed szybko prącym naprzód pojazdem, droga nie powinna zająć długo, tego byłam pewna. Jednak nic tu po mnie na razie nie było, poradzi sobie a tak niepotrzebnie go stresuje.
Odwróciłam się i ruszyłam do przedziału transportowego gdzie siedziała reszta żołnierzy, usiadłam na pustym miejscu i założyłam nogę na nogę obserwując swych podwładnych, sprawdzali głównie swoje uzbrojenie i części elektroniczne w swoich mundurach bojowych. Nie dziwię się. Zawsze trzeba być przygotowanym na niespodzianki, co prawda my też mamy jedną ale trzeba być przygotowanym w 100%.

- Za kilka minut będziemy na miejscu! - rozległ się głos pilota z głośników, z tego co widziałam nawet nie wstali. Widać za dużą sielankę dostali, wstałam przez co przyciągnęłam ich uwagę. Szybkim ruchem ręki złapał najbliżej siedzącego za kark i próbowałam go podnieść. Ten szybko załapał o co chodzi i wstał, choć nieco zdezorientowany.

- A wy co dalej siedzicie! Pozycja do desantu! - ryknęłam na nich, ci od razu wstali i złapali broń w ręce, by po chwili ustawić się w szeregu gotowym do wyjścia. Westchnęłam... Potem będę musiała ich naprostować lub zmusić do musztrowania z SI, bo te litości nie mają dla takich błaznów. Jednak stanęłam pomiędzy szeregami swych żołnierzy trzymając karabinek w rękach, pomimo, że walczyć raczej nie będziemy to wolę być przygotowana na taką ewentualność.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

 

- Są trzy główne drogi do odzyskania wykasowanych wspomnień w zależności od sposobu pozbycia się ich z głowy... Golding doświadczył całkowitej utraty całego dnia z życiorysu po czym wrócił do punku wyjścia dnia następnego... - westchnęła w odpowiedzi. Czy ta wiedza jeszcze jej była potrzebna? - Jego pamięć została potraktowana naprawdę potężnym zaklęciem. By odzyskać te fragmenty musiałam w praktyce wcielić się w niego. Dostać się do jego istoty i wydobyć z niej to czego w niej brakowało. Nic nie znika tak całkowicie... - Spojrzała na nią.

 

- Magia zawsze zostawiała po sobie ślady... A tamta była naprawdę subtelna. Przez to wyniosłam z niego najmocniejsze cechy charakteru... Zawędrowałam naprawdę głęboko a sporo czasu spędziłam w nim. A nie istniała nigdy magia bez żadnych konsekwencji... Każdy płaci swoją cenę. Zawsze i to jest zasada chyba każdego świata w każdym nawet najmniejszym aspekcie. - Jej wzrok mógł zacząć mówić za nią że bierze te ostanie słowa naprawdę do serca.

 

- Logiczne jest to że rodziną nie jesteśmy i to doskonale wiem...  - Wszędzie tkwiło w Annie jakieś ale... Zawsze i wszędzie lubiła rozpatrywać problemy z różnych punktów widzenia przez co czasami nie umiała określić swojego zdania. - Nie odpowiadam jednak za podszepty podświadomości. Rozum mówi jedno, serce żąda drugiego. Nie robię jednak nic więcej niż to co muszę.

 

- Nie wiem... Pewnie bym się ucieszyła. Kto by się nie cieszył? - Jej spojrzenie wydało się łagodniejsze niż podczas reszty wypowiedzi, gdy tak o nim wspominała. - Mogę tylko czekać pamiętając i mając nadzieję.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Podróż strasznie mi się dłużyła, ale nareszcie nadszedł jej kres, gdy samolot zaczynał lądować na lotnisku w Warszawie. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że Snow Night moja kuzynka gdzieś tu jest. Powoli zacząłem opuszczać samolot, który wylądował kierując się w tłumie pasażerów na lotnisko. Wiedziałem gdzie muszę uderzyć. Skoro Snow pracowała teraz dla rządu, jako ich krawcowa to musiałem uderzyć do samej kancelarii. Jednak nie mogłem zrobić tego normalnie. Nie miałem ochoty na utarczki z ochroną. Tym bardziej nie chciałem nikomu mówić, kim jestem naprawdę.

 

Skończyło by się to najpewniej jakimś rodzajem sądu za dawne grzechy wobec ludzi. A nawet gdyby nie to nie miałem ochoty wysłuchiwać jakiś ludzkich specjalistów, którzy przekonywaliby mnie do rejestracji dając fałszywe obietnice, które i tak nie byłyby w żadnym wypadku na moją korzyść. Chciałem rozmawiać tylko i wyłącznie ze Snow z nikim innym od nich. Jednak wciąż pozostała niepewność czy to jest na pewno moja kuzynka a nie inna Equestrianka, która dziwnym zbiegiem okoliczności akurat do niej pasuje.

 

Rozwiązanie całego problemu pojawiło się, gdy przechodziłem koło sklepu papierniczego na lotnisku. Musiałem napisać list, który na pewno udowodni, że Snow to moja kuzynka. List, który będzie w stanie rozszyfrować osoba, która tylko mnie zna. Potem pozostaje go dostarczyć. Osobiście nie było możliwości tego zrobić, bo zaraz by mnie ochrona wzięła na przesłuchanie. Jednak, co to za problem wręczyć go przypadkowej osobie zapłacić odpowiednio dużo by nawet nie myślała o odmowie. To jest całkiem typowe, że łatwo przysłonić komuś logiczne myślenie, gdy dasz odpowiednio dużo.

 

Wszedłem do sklepu gdzie kupiłem białą kartkę i najzwyklejszą kopertę. Nie było potrzebne tu coś wyszukanego. Najważniejsza była tylko treść listu a nie to jak będzie wyglądać kartka czy koperta. Stanąłem w rogu, po czym położyłem kartkę na półce. Upewniłem się, że niema nikogo w pobliżu i zacząłem pisać. Na kopercie nie umieściłem adresu zwrotnego ani swojego pełnego imienia. Znajdował się tam tylko krótki napis "Od G.S. dla Snow Night". Nie wiedziałem potrzeby umieszczać swoje pełne imię, jeśli to naprawdę Snow to te inicjały i treść listu jej wystarczą by wiedzieć, kim jestem. Sama treść listu brzmiała tak.

 

Moja droga Snow

Zapewne już się domyślasz, od kogo jest ten list. Mogę cię zapewnić, że to jestem ja. Na początek chciałbym cię szczerze przeprosić za to, że tak długo zostawiłem cię samą jednak zapewniam cię, że szukałem cię cały czas mając nadzieje, że żyjesz. Kontaktuje się z tobą za pośrednictwem tego listu, ponieważ wiesz, że mało, kto może sobie zasłużyć na moje zaufanie. Domyślam się, że masz masę pytań w moim kierunku jednak nie odpowiem ci na nie w tym liście. Przybyłem specjalnie do Polski by się z tobą spotkać i porozmawiać tak jak dawniej. Jednak nie możemy tego zrobić normalnie. Chce rozmawiać tylko z tobą w odpowiednim miejscu gdzie niepotrzebne będą nam osoby trzecie.

 

Proszę nie bój się przyjść zapewnię ci lepsze bezpieczeństwo niż ktokolwiek, kto tam pracuje. Masz moje słowo, że nikt cię nie skrzywdzi a wiesz, że nie rzucam słów na wiatr. Jednak muszę być pewny, że to naprawdę ty, dlatego dam ci wskazówki, które cię do mnie zaprowadzą. Nie martw się będę cię cały czas obserwował jednak ty mnie nie zobaczysz do czasu aż skończysz. Zasady tej gry będą łatwe. Masz przyjść sama inaczej będę musiał ponownie zniknąć, ponieważ mogę zaufać tam tylko tobie. Jeśli nie pojawisz się w ciągu tygodnia będę musiał uznać, że nie jesteś osobą, którą tak długo szukałem i również będę musiał zniknąć. Dobrze a teraz czas na pierwszą zagadkę.

 

Dobrze mnie znasz Snow, bo razem dorastaliśmy, choć me serce mężne a sam zawsze starałem się pozostawać twardy i niezłomny to czasem ukazywałem spokojniejszą naturę zwłaszcza, gdy chciałem odpocząć w samotności. Pomimo że nie jest to już nasz świat to podobnych miejsc tu również nie brakuje. Pierwszą wskazówkę znajdziesz w miejscu, które bym wybrał na zebranie myśli. Mam nadzieje, że niedługo się spotkamy.

 

Podpisano G.S.

 

Crystal/Felicja Romanis

Mężczyzna o dość przeciętnej posturze ubrany w czarny płaszcz stał na lotnisku obserwując samoloty. Jednak interesował go tylko jeden lot. Właśnie tym lotem miał przylecieć Golding Shield a on miał o tym poinformować swoją panią. Nie bardzo wiedział, dlaczego był on tak ważny w planach jednak wiedział, że musi wykonać swój rozkaz. Poza nim w okolicy było jeszcze siedmiu ludzi około oczekujących na rozkazy. Gdy tylko samolot wyląduje muszą złożyć relacje swej pani. Nagle w jego oczy rzucił się samolot, który przyleciał prosto z Chin. To właśnie w nim musiał być ich cel. Niewiele myśląc zaczął szybko pisać wiadomość.

 

"Golding Shield właśnie wylądował w Polsce. Czekamy na dalsze rozkazy w jego sprawie." Brzmiała krótka wiadomość na telefonie wysłana na specjalny telefon Crystal.

 

Sama natomiast kobieta nadal siedziała spokojnie w limuzynie dając instrukcje swojej marionetce gdzie ma się poruszać, gdy nagle spostrzegła wiadomość na telefonie. Musiała teraz zdecydować, co jest bardziej ważne. Zatrzymać Goldinga czy zabić te dwie. Szybko jednak zdecydowała. Zatrzymanie Goldinga może być trudne, gdy zajdzie za daleko natomiast ofiary mogły chwilę zaczekać w końcu niegdzie się przed nią nie ukryją.

 

- Zatrzymaj się - powiedziała do mikrofonu, gdy nagle machnęła dłonią nad szachownicą by ta zaczęła pokazywać jej Goldinga. Jak na razie był na lotnisku, czyli za daleko nie zaszedł. Trzeba było, więc zacząć działać, gdy tylko wyjdzie. Zrobić coś na samym lotnisku nie było mądre jednak kilka ulic dalej, co za problem?

- Co jest? - mówił zirytowanym głosem mężczyzna po drugiej stronie telefonu.

- Na razie się rozłączę - stwierdziła bez emocji. - Idź do jakieś kawiarni i chwilę poczekaj wtedy też do ciebie oddzwonię byś dokończył zadanie - mówiła wpatrując się szachownicę.

- Że jak?! - wrzasnął oburzonym głosem.

- Nie interesuj się tylko rób, co każe w końcu za to ci płacę czyż nie? - spytała nie oczekując na odpowiedź tylko się rozłączając.

 

Sam mężczyzna nie był do końca zadowolony. Jednak prawdą było, że bez pomocy tego zleceniodawcy nie namierzy swych celów. No i to on mu właściwie płacił za całe zadanie. Zaczął rozglądać się po okolicy aż dostrzegł kawiarnie, do której się skierował żeby zaczekać na telefon. Miał tylko nadzieje, że skończy się to w miarę szybko. Nienawidził tak stać bezczynnie. Crystal w tym czasie zaczęła pisać odpowiedź na wiadomość.

 

"Bardzo dobrze teraz przejdźcie w tryb obserwacji. Golding właśnie kieruje się ku wyjściu. Gdy dam wam odpowiedni sygnał macie go zatrzymać za wszelką cenę. Jednak nie może zginąć." Odpowiedź przyszła bardzo szybko.

"Zgodnie z rozkazem." Kobieta lekko się uśmiechnęła. Golding nigdy jej nie przechytrzy, bo ona widzi każdy jego krok gdzie by nie poszedł ona będzie to widzieć.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna z uwagą słuchała każdego słowa Anny. Nie wiedziała dokładnie co ta musiała przeżywać. Jednak, jeśli dobrze ją zrozumiała to część Goldinga żyła w niej. Czy to, dlatego była tak pewna, co do tego, że nadal żyje? Wciąż zastanawiała się jak dokładnie odbyło się to odzyskiwanie pamięci i kto i w jakim celu pozbawił Goldinga wspomnień? Jednak, pomimo że szkoda jej było Anny i tego, co wewnątrz musiała przeżywać nie potrafiła od tak uznać jej, jako członka rodziny. Pomimo że zachowywała się po części jak jej kuzyn a jego cząstka gdzieś w niej tkwiła to nie były spokrewnione. Na dodatek zbyt mało znała Annę by móc ją za kogoś takiego uznawać. Nie byłaby nawet w stanie udawać, że są rodziną. Musiała by ją lepiej poznać na razie mogła ją uznać tylko za przyjaciółkę. Czas pokaże, co dalej.

 

Jednak Anna pozostawała zagadką dla Snow wszystkie jej odpowiedzi nie przybliżały jej do niczego. Co takiego o niej wiedziała? Znała Goldinga, prawdopodobne służyła z nim w gwardii a teraz pracuje dla rządu. Cała reszta była ukryta za kurtyną tajemnicy. Jednak zmrużyła lekko oczy, gdy ta znów zaczęła się wypowiadać o jej kuzynie. Za każdym razem, gdy o nim wspominała to albo można było dostrzec coś w jej oczach lub głębsze uczucia w jej głosie.

 

- Nie wiem, co musisz czuć Anno musząc nosić taki ciężar - powiedziała Snow patrząc na nią. - Chciałabym ci pomóc jednak nie wiem czy jestem w stanie coś zrobić - powiedziała lekko wbijając wzrok w ziemie, gdy nagle ponownie się odezwała. - Czy masz w kimś oparcie? Czy w Equestrii był ktoś, w kim je miałaś i teraz dalej cię wspiera? - spytała niepewnie. Sama wiedział, co znaczy samotność od 5 lat nie miała nikogo utraciła wszystkich, których znała czy to mogła być kolejna rzecz, która łączy 2 dziewczyny? Jeśli tak było to być może Snow, choć trochę zdoła zrozumieć ból, z którym musi zmagać się, na co dzień Anna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lotnisko w Warszawie

Było duże, jasne i przestronne. Jego bardziej zewnętrzna część przypominała jedno wielkie centrum handlowe, można było znaleźć tu praktycznie każdy sklep. Spożywczy, obuwniczy, odzieżowy, z pamiątkami... . Zamiast dachu była wielka szyba, przez którą doskonale widać było zachmurzone polskie niebo, na głównym "dziedzińcu" lotniska widać było świetnie jak ludzie poruszają się i biegają po trzech podstawowych piętrach. W głośnikach co chwilę rozbrzmiewał kobiecy głos informujący o jakimś locie, ponaglający pasażerów lub dający zwykłe ogłoszenia. Ludzi na lotnisku było dużo, ale nie koszmarnie, spokojnie można było przejść się po nim nie ocierając się co chwila o innych. Gdzieniegdzie spokojny patrol prowadziła ochrona, rozglądając się, czy na lotnisku nie pojawiają się żadne zamieszki, zresztą, kamer również było pełno. Przy samym wyjściu z lotnika stały trzy rozgadane kobiety, wśród których wprawne oko było w stanie rozpoznać jedną byłą Equestrianką. Niewinny i delikatny wyraz twarzy, oraz niezwykle żywy kolor oczu były tego dowodem. Najbardziej na jej pochodzenie wskazywało jednak to, że gdy jednej z kobiet upadła jedna z toreb(trzymała ich chyba z osiem w jednej dłoni) młoda dziewczyna zmarszczyła w skupieniu brwi wbijając wzrok w torbę. Po chwili jednak zamrugała odrobinę oszołomiona, uśmiechnęła się i pomogła pozbierać rzeczy, które z niej wypadło. Wszystko wskazywało, że kiedyś musiała być jednorożcem, który wciąż nie odzwyczaił się od dawnych odruchów.

Na dworze lekko mżyło, a na parkingu było pełno aut, gdzieniegdzie kilka rodzin pakowało się, albo wypakowywało z samochodów.

***

Magda

Kiedy tylko Brygida, kiedyś Silk Breeze, opuściła jej gabinet, spojrzała przelotnie na mały terminarz na biurko. To był mówiąc szczerze tylko odruch, bo swoje wizyty na następne 14 dni znała zawsze na pamięć. Odgarnęła włosy z twarzy, spięła je z lekko znalezioną przed chwilą w szufladzie wsuwką(dla wygody) i zadzwoniła do Natalii przeklinając się, że robi to tak późno. Mimo wszystko - nie mogła do niej dzwonić, gdy akurat rozmawiała z pacjentką, to byłby okropny nietakt z jej strony i Brygida mogłaby pomyśleć, że nie traktuje jej problemów poważnie. 

Dziesięć minut później była już jednak odrobinę spokojniejsza. Natalia wiedziała już o całej sprawie od dawna i, jak twierdziła, wszystko miała pod kontrolą. Jednak, czy Magda nie powinna się tego spodziewać? Ta kobieta zawsze dowiadywała się o wszystkim pierwsza, szczerze mówiąc bardzo prawdopodobny, że nawet Magda o artykule dowiedziała się później. Wstała, pogasiła światła i po ubraniu płaszcza wyszła na zewnątrz zamykając gabinet. Po drodze do mieszkania zastanawiała się jak to możliwe, że ostatnio tak łatwo i szybko się denerwuje. Coś było nie tak, szczyciła się przecież swoim opanowaniem. Nawet teraz, gdy szła, kilku ludzi odwracało się za nią. I to nie tylko dlatego, że jest asystentką pani premier. Jej twarz była tak pusta, że nawet przechodniów to dziwiło, w końcu, człowiek który idzie ciągle patrząc przed siebie i mając oczy jak u trupa musi wywoływać lekkie emocje, prawda? Magda jednak wcale tego nie chciała. Po prostu była zamyślona i to wcale nie była jej wina, że jej mózg podczas wzmożonej pracy całkowicie ignorował jakąkolwiek mimikę.

Do mieszkania doszła bez problemów.

***

Co nowego w gazetach

- czołowy brukowiec: Tajemniczy samolot zauważony przez kilku warszawiaków wywołuje zainteresowanie miejskiej społeczności. Czy jest to sprawa, którą powinna zainteresować się policja? Nawet jeśli nie, to dla wszystkich lotników istotnym powinno być, że wolny ruch lotniczy w stolicy będzie już wkrótce zakazany, aż do czasu zakończenia międzynarodowego spotkania.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra]

Patrzyłam właśnie na czerwoną kontrolkę w przedziale transportowym, wspomniany sygnalizator czy można wysiadać był zamontowany koło wyjścia. Pomimo, że żadnej strzelaniny nie będzie, to jednak traktowałam to niczym symulację, nie wiem dlaczego ale tak jest. Westchnęłam cicho tak, by reszta nie słyszała.
Na szczęście zaraz lądujemy, bo nawet było słychać, po kilku minutach kontrolka zmieniła barwę na zieloną i mogliśmy wyjść. Szybko w szyku wymaszerowaliśmy, ku mojemu zaskoczeniu nikogo nie widziałam koło lądowiska za budynkiem, jednak dzięki czujnikom ruchu zamontowanym w moim kombinezonie wiedziałam, że ktoś zaczął podchodzić. Odwróciłam szybko wzrok w kierunku gdzie powinien być jakiś jegomość, nie myliłam się. W kierunku mojego oddziału szedł chłopak, na oko 20 lat lub więcej, ubrany w elegancki garnitur.
- Witam was serdecznie w siedzibie Risi... - zaczął mówić, ale złapałam go za kołnierz w wyniku czego od razu się zamknął.
- Chcę rozmawiać z twoim szefem, a nie z tobą! - warknęłam puszczając go, ten spojrzał na mnie z niechęcią w moim kierunku, jednak nie przejęłam się tym zbytnio.
- Jak chcesz... - mruknął ruszając w kierunku wejścia, ja i mój oddział nieliczący dwóch żołnierzy ruszyliśmy za tym młodzikiem, zostawiłam dwóch wartowników koło transportowca, aby mieli oko na to co się dzieje dookoła. Szybko weszliśmy do budynku rozglądając się, widocznie przerwaliśmy rutynę dnia, bo patrzyli na nas jak dilerzy gdy policja wejdzie do ich mieszkania.
    

Było to dla mnie pewnym zaskoczeniem, spodziewałam się, że będą poinformowani o przybyciu pierwszych oddziałów „prywatnej armii“ a tu proszę, nic nie wiedzieli widocznie. Trudno. Nie interesowali mnie Oni, tylko obecnie osoba z którą chciałam się spotkać. Dźwięk uderzania naszych butów o podłogę był niczym muzyka dla moich uszu, „przewodnikowi“ widocznie to przeszkadzało bo widać było jak żyła aż wystaje, ten hełm dość często się przydawał w wychwytywaniu szczegółów i teraz nie było inaczej, cała ta elektronika w nim pozwalała mi widzieć naprawdę wiele, hełm ma nawet funkcję zablokowania przez co ściągnięcie go może być problematyczne, ta funkcja istnieje głównie po to, aby w razie pojmania nie dało się poznać jego twarzy.

 

Jednak po jakimś czasie doszliśmy do windy, odwróciłam się w kierunku pozostałych moich żołnierzy, zmierzyłam szybko ich wzrokiem i kaszlnęłam.
- Zostajecie tutaj. W razie czego ma być pełna gotowość bojowa. - powiedziałam dowódczym tonem, ci zasalutowali i ustawili się przed wejściem do windy.

Ja sama do niej weszłam wraz z młodym. Ten wcisnął guzik na panelu i pojechaliśmy na górę chwilę później. Cisza towarzyszyła podróży na górę, ani On ani Ja się nie odzywaliśmy do siebie słowem. Ten mnie znielubił na dzień dobry, ale trudno. Przyjemny dla ucha dźwięk informujący o dotarciu na górę wyrwał mnie z krótkich zamyśleń na temat „przewodnika“, od razu po rozsunięciu się drzwi wkroczyłam do gabinetu osoby z którą miałam rozmawiać: Łysy mężczyzna o jasnej cerze, ubrany w elegancki, czarny niczym smoła garnitur.
- Sand... - zaczął i od razu wprawiając mnie w niezbyt miły nastrój.
- Nie po imieniu. - warknęłam podchodząc do biurka i siadając na krześle przed nim, lustrowałam go wzrokiem. Nie myślałam, że już pierwszym słowem mnie zirytuje. Była to duża nowość.
- Nieważne. Witam jednak oficjalnie w siedzibie Rising Sun of Technology, zwanej też jako RSoT. Nazywam się Konrad Walizewski, jednak proszę mówić Panie Walizewski. - powiedział radosnym tonem, nie wiedziałam czy sztucznie czy naprawdę taki szczęśliwy. Wręczył mi przy okazji arkusz kartek, od razu chwyciłam je, aby się z nimi zapoznać.
- Jak pewnie wiesz, twój oddział a następnie kolejne będę wchodziły w skład armii prywatnej tej pięknej firmy! Będziemy również realizować usługi podobne do Prywatnych Firm Wojskowych, bez obaw, jest pozwolenie na takie działania. - zamilkł czekając na moje zdanie najwidoczniej, nie byłam tym zadowolona, czułam się żołnierzem w walce o sukces Nowego Porządku, a nie zwykłem najemnym żołnierzem. Jednak lepiej na razie tak grać.
- Rozumiem. - mruknęłam niezbyt zadowolona podpisując te papiery, trzeba mieć oficjalnie to rozpisane bo źle to się skończy. - Ale tylko Ja, moi ludzie i kolejne oddziały będą? Nic więcej? - zapytałam krzyżując ręce. Ten się tylko zaśmiał.
- Dojdzie jeszcze SI, planujemy produkcję maszyn o przeznaczeniu wojskowym głównie dla prywatnych osób. Plany już dostajemy od wiadomo Kogo. - klasnął w dłonie odbierając dokumenty i chowając je do szafki, wstał teraz i spojrzał na mnie.
- A teraz... Kapitanie. Możecie odejść, będziecie mieli niedługo przygotowane miejsce do spania. O wszystko zadbałem, jednak wolisz mieć wynajęty budynek mieszkalny obok czy tutaj mieszkać? - zapytał jeszcze, nie wiedziałam czy tak się liczy z moim zdaniem czy tylko udaje.
- Tutaj. - rzuciłam wstając i ruszając, ku windzie. Nie usłyszałam odpowiedzi więc wszedłszy do windy wcisnęłam na panelu odpowiedni przycisk, by zjechać do swoich żołnierzy. Szykuje się nudna służba w tym miejscu, ale co poradzić? Tylko jednak próba rozmowy ze mną po imieniu była drażniąca, skąd On zna moje imię? Pewnie zwiadowcy wszystko powiedzieli lub dowiedział się od dowództwa. Póki nie będzie tego drugi raz próbował będzie dobrze, tak myślę.

 

Edytowano przez Komputer
Korekta błędów
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Natalia Romanova]

Kiedy siedziała na parapecie, nie widziała jak upływa czas wokół niej, gdy przekładała karty, w przerwach na przeglądanie informacji z komputera... Różne zdarzenia same układały się w nowe łańcuszki... Aż do jednej kluczowej informacji. To mogło zagrozić wszystkim, a na to pozwolić nie mogła wcale. Miała praktycznie zezwolić na upadek wszystkiego co miało zaistnieć dla niej, przynosząc jej istnienie?

Z jej dłoni wypadła jedna karta, w której rtęć wręcz się gotowała... Zwróciła ją do talii po czy wszystko dziać się zaczęło samo z siebie... Stary rosyjski satelita z burzliwego okresu zbrojenia się, z pierwszej połowy dwudziestego pierwszego wieku, zaczął spalać się w atmosferze niezauważony... Obrócony bokiem siła tarcia zaczęła go spalać.. Wszystko szło by dobrze, gdyby nie zawierał wolframowych prętów o znacznej masie. Coś wybuchło wrzucając je na znaczne odległości.

Większość spadła albo do morza, czy w takie odległe regiony że nikt tego nie zauważył... Został ledwo 100 kg kawałek, który pędził jak paczka na miejsce przeznaczenie... Złe oczy miała spotkać kara. Mogło spotkać to kogokolwiek... Lüge mogła sprawić tylko tyle w kogo to miało trafić i właśnie tą władzę wykorzystała... Odłamek leciał na kursie kolizyjnym z samochodem w którym właśnie siedziała niestety Crystal,

 

a temu właśnie zgasł silnik i niestety nie chciał zapalić... 

 

[Anna Kowalska]

- Ja już nie czuje... - stwierdziła po prostu, jak gdyby to nie miało znaczenia. - Po prostu działam, gdy mam dziesięć tysięcy spraw na głowie. Nie mam czasu myśleć na swój temat, a tym bardziej czuć tego co zupełnie mi nie potrzebne. Wtedy przestaję ciążyć cokolwiek. Jest więcej ważniejszych rzeczy do zrobienia i to się naprawdę czuje... - Piknęło coś parę razy po czym odezwał się głos że za pięć minut dojadą do celu. Nie czuć było samego ruchu tuby. - Nie duszę, a ciało...

- Kiedyś potrafiłam... - westchnęła melancholijnie. - Byłam inna. Miałam zupełnie przeciwny charakter w porównaniu do tego. Cóż zmieniłam się. Czy na lepsze? Nie mi oceniać, skoro nikomu nie szkodziłam żyjąc po swojemu. - Umilkłam na moment. - Nie mam już żadnej siostry przy sobie... Nikogo kto by pomógł od tak bez użycia słów. Kogoś kto wiedziałabym co zrobi, nie wiedząc nic o jego zamiarach... Nie znam już nikogo do tego zdolnego.

- Nie umiałabym już tak żyć w niepewności. Nie w taki sposób. Co to byłoby za życie? Już lepiej pozostać samą by nikt się nie martwił o ciebie... Nie wiem czy umiałabym... - urwała. - Zaufać komukolwiek... W takim stopniu jak kiedyś, gdy nie istniały tajemnice. Nie było żadnego wstydu. Żadnych granic pomiędzy starymi nami, przeklętymi przez los.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Wyszedłem spokojnym krokiem ze sklepu pakując list do koperty by następnie ją zakleić. Jednak zanim doszedłem do wyjścia z lotniska nagle się zatrzymałem i lekko zmrużyłem oczy. Mój wyczulony instynkt dawał o sobie znać a ja zawsze mu ufałem. Nigdy jeszcze mnie nie zawiódł to dzięki niemu domyślałem się, że coś było nie tak z tymi klubami Lust, które odwiedzała gwardia. Jednak pytanie brzmiało skąd się teraz tu u mnie wzięło? Ktoś mnie śledził lub obserwował albo jedno  drugie. To samo uczucie miałem w Chinach, gdy wtedy ktoś mnie śledził jak się okazało w czasie mojej przejażdżki na motorze, gdy specjalnie wywołałem wypadek szpiega by go zgubić.

 

Ale jak to możliwe? Chiny są daleko a o moim wyjeździe do Polski wiedziało tylko czterech strażników a wyraźnie im wydałem rozkazy by nikomu nie mówili gdzie się wybieram. Czy wśród nich był zdrajca? A może to ja? Czy mogłem mieć na sobie jakąś pluskwę? Nie to raczej niemożliwe zawsze dokładnie się sprawdzam. Skoro jednak ktoś za mną chodził mógł odkryć moją prawdziwą tożsamość a to nie byłoby dobre.

 

Zacząłem się ostrożnie rozglądać tak by nikt tego nie zauważył. Niestety ten, kto za mną łaził miał przewagę. Mógł być uzbrojony, podczas gdy ja nie miałem broni, bo nie mógłbym z nią minąć kontroli na lotnisku. Kolejną sprawą było to, że on wiedział jak wyglądam ja natomiast opierałem się tylko na przeczuciu. Jednak  miałem niewielką przewagę. Ktokolwiek to był zapewne nie wiedział, że ja już wiem, że mnie śledzi. Na lotnisku nie miałem zapewne, czego się obawiać, bo tylko idiota by coś zrobił przy tej całej ochronie. Jednak nie miałem czasu tu przebywać w nieskończoność a tchórzem też nie byłem. Pozostało zrobić mi tylko jedno.

 

Zacząłem kierować się ku wyjściu z lotniska jednak nagle się zatrzymałem czekając na odpowiednią chwilę, gdy ta całkiem szybko nadeszła. Nagle ku wyjściu zaczął kierować się spory tłum ludzi, w który zaraz się wmieszałem. Miałem nadzieje, że to wystarczy by zgubić tego obserwatora. Zacząłem wraz z tłumem powoli kierować się ku wyjściu.

 

Gdy byłem blisko wyjścia moim oczom rzuciła się gruba kobiet przy samym wyjściu natychmiast rozpoznałem w jednej z nich dawną Equestriankę. Po jej zachowaniu mogłem założyć, że podobnie jak ja była dawniej jednorożcem. Jednak nie potrafiła ukrywać swojego pochodzenia. Nie mogłem niestety nic powiedzieć o tym, bo sam ukrywałem swe pochodzenie dla dobra naszej sprawy. Sytuacja, w której się tam znalazłem była dość ciekawa. Zostałem wychowany w pewien sposób i nie potrafiłem od tak ominąć kogoś, komu właśnie rozsypały się rzeczy po ziemi. Miałem jednak ku temu jeszcze jeden powód.

 

Powoli stanąłem przy kobiecie by zacząć jej pomagać zbierać rzeczy z ziemi, gdy reszta ludzi opuszczała lotnisko. Czy mogło to zdradzić, kim jestem naprawdę? Nie było takiej możliwości nawet wśród ludzi zdarzało się takie zachowanie. Jednak cała sytuacja miała pomóc też mi. Nic nie mówiłem, gdy zbierałem kolejne rzeczy jednak prawdą było to, że rozglądałem się tak by nikt nie zauważył. Wiedziałem, że jeśli moje przeczucie ma racje to najpewniej, jeśli ktoś mnie śledzi nie zaatakuje mnie tutaj ani nie zrobi nic innego. Będzie czekał aż pójdę dalej a wtedy się wyda czy miałem racje i łatwiej będzie mi zgubić ogon.

 

Crystal/Felicja Romanis

Sprytnie jednak nie dość sprytnie pomyślała z delikatnym uśmiechem patrząc jak figura przedstawiająca Goldinga opuszcza lotnisko w tłumie innych figur, które nie miały dla niej znaczenia. Jakże to było przewidywalne działanie z jego strony. Być może mógł zmylić zwykłe oczy jednak jej wzroku nie był w stanie zmylić. Na dodatek opuszczając lotnisko wszystko tylko ułatwił. Teraz nikt nie będzie przeszkadzał w jej planie. A to, co zrobił Golding można było łatwo wykorzystać przeciw niemu. Szybko wysłała wiadomość pod odpowiedni numer by wydać rozkazy.

 

"Golding jest w tłumie, który opuszcza lotnisko wmieszaj się w ten tłum. Gdy będziecie odpowiednio daleko od lotniska postaraj się zranić go nożem w nogę na tyle by go, choć na chwilę zatrzymać jednak nic ponad to." Tyle powinno wystarczyć by dać jej wystarczająco dużo czasu by zająć się tamtą dwójką. Zanim Golding doprowadzi się do porządku wszystko będzie skończone. Nie musiała go poważnie ranić wystarczyło tylko tyle by, choć na chwilę go unieruchomić a wszystko przebiegnie jak chciała.

 

Mężczyzna, który wcześniej obserwował samolot odczytał wiadomość by zaraz schować telefon do kieszeni. Zgodnie z rozkazem zaczął kierować się w kierunku tłumu. Faktycznie gdyby nie informacje, które wcześniej otrzymał mógłby go zgubić, gdy jednak wszedł już w tłum natychmiast zaczął patrzeć za swym celem, który nagle się mu rzucił w oczy. Jednak nagle się zatrzymał czekając aż jego cel ruszy dalej, bo ten akurat zaczął komuś pomagać.  Teraz wiedział, że jeśli wszystko ma się udać to musi wykazać się cierpliwością by zaatakować w odpowiednim momencie.

Wiedział również, że może liczyć na wsparcie ze strony innych, którzy teraz zapewne również opuszczali lotnisko kierując się za nim. Jak niebezpieczny by nie był oni mieli przewagę liczebną i element zaskoczenia a to zapewniało im zwycięstwo.

 

Crystal obserwowała w milczeniu całe przedstawienie z chytrym uśmiechem, gdy nagle samochód stanął, na co nie zwróciła większej uwagi. Nie miało to większego znaczenia do czasu aż plan przebiegał pomyślnie czy się ruszała czy nie, jakie to miało znaczenie? Nagle drzwi samochodu się otworzyły a z pojazdu wysiadł kierowca by spojrzeć, co się stało z samochodem. Nic nie mówiła dalej wpatrując się w szachownicę, gdy nagle stało się coś dziwnego. Golding i jej szpiedzy zniknęli z jej pola widzenia a zamiast tego pojawiła się znajoma abominacja, którą wykryła nie tak dawno w Polsce.

 

Jednak to, co się stało potem ją zszokowało. Figura świeciła się krwistą czerwienią a linia zagrożenia była skierowana bezpośrednio w samą Crystal. Jednak jak to było możliwe skoro była tak daleko? Przecież Chiny a Polska to ogromna odległość. Na dodatek miała podobny rodzaj mocy, co Rason a on przecież tak nie umiał, więc jak to możliwe? Cokolwiek to było szachownica wręcz pulsowała wykazując, że zagrożenie życia jest coraz bliżej. Normalnie być może uznała to za kiepski żart jednak wiedziała, że szachownica nigdy się nie myli. Jednak, dlaczego akurat teraz? Wszystkie jej plany były zagrożone a teraz jeszcze to?

 

Natychmiast chwyciła szachownicę w rękę i otworzyła drzwi limuzyny by wybiec na ulicę. Nic nie powiedziała do kierowcy, który właśnie grzebał w silniku. Niewiele ją interesował jego los. Najważniejszym było by sama się uratowała. Zastanawiało ją czy to przypadek, że została zaatakowana. Jeśli jednak to żałosne stworzenie chciało walki to mogła zapewnić te walkę. Nie zatrzymywała się nawet na chwilę nie oglądając się za siebie starała się dobiec do siedziby swojej korporacji wiedziała, że tam będzie mogła dalej kontynuować obserwacje Goldinga i nic jej nie przeszkodzi w tym. Potem zajmie się tą abominacją.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

- Kim jesteś Anno? - spytała, Snow jakby nie czekając na odpowiedź by zaraz dalej kontynuować. Nie zwróciła większej uwagi na komunikat, że niedługo będą na miejscu. Ciekawym było, że nawet nie czuła podróży. Jednak bardziej ją interesowała wypowiedź Anny. Za każdym razem, gdy myślała, że coś o niej już wie szybko uświadamiała sobie, w jakim była błędzie po kolejnej wypowiedzi z jej strony. Jak więc to możliwe, że ona i Golding się poznali? Jeśli Snow dobrze zrozumiała to dawniej charakter Anny znacznie różnił się od charakteru Goldinga można by pomyśleć, że byli jak ogień i woda, więc jak to możliwe, że tak dobrze się znali?

 

- Najpierw myślałam, że byłaś gwardzistką - powiedziała lekko kręcąc głową w zaprzeczeniu jakby starając się przemyśleć każde swoje słowo. - Jednak twe ostatnie słowa przeczą tej wizji. Ja nie rozumiem po prostu jak byłaś w stanie się w ogóle porozumieć z moim kuzynem. Ja go znałam bardzo dobrze lepiej niż ktokolwiek, więc musieliście się zupełnie różnić od siebie. Po prostu nie potrafię tego pojąć - nagle jednak zamilkła zauważając, że chyba wie, co wpłynęło tak na zmianę Anny. - Ja straciłam kuzyna, który był mi jak brat ty straciłaś siostry obie wiemy, co to strata. Jednak wierzysz, że Golding żyje być może twoje siostry albo, choć jedna wciąż żyją i jeszcze się spotkacie - powiedziała z delikatnym uśmiechem. Nie potrafiła nigdy specjalnie pocieszać, ale miała nadzieje, że to, choć trochę poprawi nastrój po ostatnich słowach. - Jednak nie rozumiem, dlaczego uważasz, że byłyście przeklęte? - spytała teraz patrząc na nią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra]
Stojąc z skrzyżowanymi rękami patrzyłam cały czas na panel w windzie pokazujący, na którym piętrze aktualnie się znajduje. Zaraz będzie parter i zejdę do swoich żołnierzy, wszystko lepsze niż rozmowa z tamtym... Po prostu szkoda gadać. Z moich krótkich zamyśleń wyrwał mnie dźwięk informujący o dojechaniu na parter, drzwi otworzyły się i wyszłam przed swoich podwładnych.
- Coś się działo? - zapytałam nie patrząc tylko na nich, mój głos obecnie nie należał do najprzyjemniejszych. Byłam po prostu zirytowana.
- Spokój, kapitanie! - odpowiedział, kiwnęłam głową i gestem ręki pozwoliłam im spocząć. Sama ruszyłam na zewnątrz, musiałam się dotlenić bo wyjdę z siebie jeszcze. A lepiej nie zajmować się tak odpowiedzialnymi rzeczami jak dowodzenie, w czasie gdy irytacja jest na wysokim poziomie.
Odprowadzana przez oczy większości osób znajdujących się w holu, szłam w kierunku drzwi. Szybko otworzyły się przede mną i znalazłam się na zewnątrz. Usiadłam ciężko na ławce obok i zaczęłam się zastanawiać... Co teraz? Na razie miałam dowodzić prywatnymi wojskami, które były na razie nieliczne. Przy okazji jestem odpowiedzialna za bezpieczeństwo tajnych danych, które znajdują się trzy piętra pod parterem. Oby szybko zajęli się „mieszkaniami“, bo jednak chętnie się prześpię. Tak porządnie. Spojrzałam przed siebie widząc budynki naprzeciwko, po kilku sekundach wewnętrznej walki wstałam kierując się znowu do środka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

Byłem troszeczkę w kropce. W miejscu. Miasto było duże, Polska się rozwijała, więc o pracę było łatwo... Polakom. Albo ludziom wyposażonym w zaświadczenia, obywatelstwo czy nawet gotowym pracować u danego kolesia na x lat. Nie zaliczałem się niestety do żadnej kategorii. Niby doświadczenie miałem, i to całkiem spore, ale nasz rząd kiedy się sformował miał więcej problemów niż wystawianie papierów ziomeczkom z jakiejś zapadłej wiochy pośrodku niczego. Cytuję teraz jedną babę z urzędu rajonu, dla wyjaśnienia. A teraz, po tym jak ponownie nasi władycy zdecydowali się trzymać z Rosją, problemów było pewno jeszcze więcej.

 

Niezbyt wiedziałem co mogłem ze sobą zrobić, a zasoby pieniężne się kurczyły. W końcu złożyłem papiery do pewnego sklepu w Warszawie na osiedlu Sienkiewicza, zastrzegając zarówno czasowość pracy jaki i... brak wymagań wobec świadczeń socjalnych. Może podziała.

 

Och jasna i niespodziewana zaraza. Znałem ten sklep, zdałem sobie sprawę po wysłaniu tych wszystkich papierzysk. To był TEN sklep. Z jego własną królewną.

 

[Tak, Elizo, dobrze czytajesz.]

 

Iwan

Ha! Usłuchali, Iwan dowiedział się, że przygotowywane zgromadzenie Dumy ma być otwarte. Świetnie, teraz jego marsz ku władzy mógł być skrócony do kilkuset metrów, pomyślał sobie. Westchnął też z ulgą, choć cicho, bo jednak ten kordon milicyjny cały czas napełniał go mniejszymi lub większymi - w czasie co ostrzejszych reakcji tłumu - obawami. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna od wyobrażeń Gierojewa. Choć pozwolono mu wejść do budynku należącego do Dumy Państwowej, nie dane było jego zwolennikom wiernie za nim podążyć. Zatrzymała ich ochrona budynku, wzbudzając w mężczyźnie pewien gniew, przynależny człowiekowi, któremu sprzątnięto nagrodę tuż sprzed nosa. Miał teraz do wyboru wedrzeć się do środka siłą z poplecznikami, lub grzecznie wejść tam samemu. Obie możliwości miały swoje plusy i minusy, z czego minusy siłowego rozwiązania obejmowały na przykład śmierć.

 

W końcu Iwan wybrał tę drogę, która nie wiązała się za bardzo z kładzeniem głowy pod topór. Nawet, jeśli Rodzina urosłaby w siłę zyskawszy męczenników, nie chciał stać się jednym z nich. Musiał prowadzić lud, jak pasterz owce. Miał misję do wykonania. Po chwili namysłu odprawił tłum, poprzez swych doradców, jednak zastrzegł, aby nie rozchodzili się za daleko, bo sytuacja wciąż może się zmienić i nikt nie wie, czy szturm na Dumę nie okaże się potrzebny.

 

Do budynku wszedł zwyczajnie, razem z najbliższymi współpracownikami, którzy posiadali prawo wstępu. Nie puszył się, nie usiłował sprawiać wrażenia dumnego zwycięzcy, po prostu dotarł na salę obrad i zajął swoje miejsce. Ochrony faktycznie tym razem było całkiem sporo. Pokój jako taki był obstawiony w całości, posłowie różnych frakcji siedzieli na swoich miejscach lub prowadzili zażarte dyskusje. Galeryjki za to pękały w szwach. Do pełni szczęścia brakowało tylko dziennikarzy, których nie wpuszczono, przynajmniej oficjalnie. Zapewne któryś pomysłowy pismak przemycił dyktafon albo chociaż telefon dotykowy. I w sumie dobrze.

 

Iwan Gierojew, mąż wsławiony jako jeden z pierwszych polityków odnowionej Rosji, człowiek, który mniej czy bardziej starał się kształtować ten nieszczęsny kraj po jego nagłym powrocie, stanął pośród posłów z uśmieszkiem na twarzy. I mieszaniną dumy oraz trochę niepewności i strachu w sercu.

 

Moskwa

Dumni przedstawiciele narodu rosyjskiego uśmiechnęli się radośnie widząc banknot, choć ten najbardziej ponury dość krzywo spojrzał na kolegę który wysunął tradycyjne żądanie. Jednak wszyscy oni skinęli gościowi głową w podzięce, mniej czy bardziej ochoczo. Najtrzeźwiejszy spośród nich obadał podany banknot wzrokiem, i...

- Oj blja, ale przecież to nie ruble! - oznajmił niezwykle poważnym głosem. Nie-ruble oznaczały brak najebki, jako że losowy osiedlowy bar zapewne obcych walut nie przyjmował. Zresztą, Stanisław sam potwierdził wypowiedziane zdanie. Goście przy stoliku zacukali się, ale nie wyglądali na obrażonych czy coś. Widać dobra wola Polaka zyskała niemy poklask pośród nich. W końcu jeden z nich popatrzył w kierunku ochroniarza.

 

- Młody poleci - rzekł głosem nieznoszącym sprzeciwu.

- Ale... - zaczął przydzielony do Stasia człowiek.

- POLECI.

- Ja... Jasne, już idę - co ciekawe, w oczach ochroniarza, młodego, sinego chłopa pod opieką zarówno rosyjskiego rządu jak i przebywającego w Moskwie, mieście pełnym milicji, zdjęła obawa i było to widać. Stolikowy menel musiał być bardzo, bardzo przekonujący.

 

- No więc witamy panie Radło - odezwał się jeden z pijaczków. - Jak znajdujecie Rosję? O czym to takim chcecie pogadać, że was taki kawał przywiało?

- Słyszałem, że Polsza lubi konie - dorzucił swoje trzy grosze koleś, który poprosił o postawienie, po czym pokazał na sąsiedni stolik i miskę z jakimś mięchem. - My też, hy hy hy hy.

I wyszczerzył się głupawo.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]
- Mówiłam...- Spojrzała na nią dość nieprzychylnie, bo nigdy nie lubiła się powtarzać. - Nie pytaj, jak będziesz żałować odpowiedzi, bo i tak nie zrozumiesz, tylko obrazisz się na wszystko i wszystkich... tylko ze względu na to kim jesteś i jaką wiedzę kulturową przyjęłaś... Jak bardzo inna jest od prawdy. Co jest dobre, a co złe. Za krótko żyjesz... Nie jesteś Goldingiem, by to zrozumieć, a nie zechcesz mi w nic uwierzyć... - westchnęła. - Nie wiem czy znałaś go na tyle ale Golding potrafił się porozumieć z każdym kto był z nim bezwzględnie szczery, a jeszcze potrzebowałam jego pomocy... Nie odmówił... Nie potrafił tak jak wiele z was. Z nim można było rozmawiać. Nikt inny nie potrafił zrozumieć cudzych racji. Nawet Celestia zawsze wiedziała swoje... A oszczekałyśmy. - Zamilkła na moment gryząc się w język ale kontynuowała. - Niepotrzebne uprzedzenia. Teraz jestem człowiekiem i służę Pani Premier... Tyle o tym; kim jestem... Nie ważne kim byłam. Niewłaściwe pytanie z twojej strony.  
- To nie będzie już to samo... - Pokręciła głową. - Nawet gdyby żyły, a żyją bo to bardziej niż pewne, to nigdy nie odbudowałybyśmy tych więzi... Każda poszła swoją drogą, bo nie było czego łączyć. Ja nie wybrałam inaczej. Nie mogę zmusić ich do trzymania sztucznego porządku. Nigdy nie potrafiłam zmuszać kogoś do uznawania swoich decyzji ~ wolna wola była moją dywizom... Zresztą nadal jest... Każde stado idzie rozbić. Tego nie minął inny los... Equestrie także spotkało to samo. Nie ma już jej przecież. Magia nas już nie połączy bo to o nią chodziło... o zdolności. Kto lubi tych co chociażby samym dotykiem potrafią sczytywać twoje myśli? Dar czy przekleństwo... Jeśli przynosi więcej problemów niż korzyści. Wszyscy boją się władzy, tam gdzie jej być nie powinno. Sekty... - syknęła. - Nie chcesz więcej wiedzieć... A dlaczego przeklęte? Społeczeństwo zawsze piętnowało inność. Wystarczała sama wiara w coś innego by być tym gorszym. Zwłaszcza jak ktoś nie uznawał cudzej władzy...

- Zaraz dojeżdżamy - zwróciła jej uwagę... Wierzyła że zwróci jej uwagę na inne rzeczy niż na nią... Na przykład co się stanie gdy dojadą...
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Na mojej twarzy pojawił się ledwo widoczny uśmiech. Mam cię pomyślałem widząc mężczyznę stojącego jak zamurowany. Czyli jednak przeczucie mnie nie myliło. Mój wzrok jednak nie pozostał długo na szpiegu i znów zaczął błądzić po okolicy. Nie chciałem by już wiedział, że ja wiem. Jedno było pewne nie znałem tego człowieka, ale ten z jakiegoś powodu mnie śledził. Czy to możliwe by cała ta informacja o Snow Night była tylko sztuczką by wybawić mnie z ukrycia? Nie to raczej nie to. Jeśli Snow naprawdę pracowała teraz dla rządu to oni nie musieli by robić czegoś takiego.

 

Nie można było w żaden sposób powiązać człowieka, którym teraz jestem z Golding Shieldem. Nikt nie wiedziała nawet jak wyglądam, jako człowiek. Gdybym naprawdę był ścigany aresztowano by mnie już w Chinach w końcu ta cała Natalia tak dobrze współpracuje z tamtym rządem. Więc kim jest ten gość i czego ode mnie chce? Jedno było pewne skoro ja go nie znałem ani on zapewne nie znał mnie mogłem łatwo założyć, że działał na czyjeś zlecenie. Miałem teraz wybór zająć się tym, po co tu przybyłem lub zwabić go gdzieś i odpowiednio zmusić by powiedział, kto go przysłał. Jednak grało tu zbyt wiele niepewności. Nie mogłem być w końcu pewny, że jest tu sam być może ujawnił się jeden a jest ich znacznie więcej a w takim wypadku mogę mieć problem. Mój wzrok skierował się ponownie na wyjście a na mojej twarzy pojawił się kolejny uśmiech. Wiedziałem już, co zrobię.

 

Zacząłem się podnosić, gdy skończyłem pomagać zbierać rzeczy tej kobiecie i nic nie mówiąc w jednej chwili opuściłem lotnisko idąc w kolejnym tłumie ludzi. Natychmiast spostrzegłem, że mężczyzna znów się zaczął za mną kierować. Co ciekawe coraz bardziej się zbliżał. Czy chciał mnie zaatakować? Nie miałem zamiaru tego sprawdzać. Szybkim i zręcznym ruchem wsiadłem do okolicznej taksówki. Zanim kierowca zdążył coś powiedzieć ja odezwałem się pierwszy.

 

- Pod kancelarię premiera migiem - powiedziałem twardo w kierunku mężczyzny chcąc zaznaczyć w ten sposób, że nie mam czasu na rozmowy i ma ruszać. Kierowca tak też zrobił zaczął szybko odjeżdżać bez słowa. Zanim odjechałem wystarczająco daleko spostrzegłem jeszcze jak tajemniczy mężczyzna wpatruje się w odjeżdżającą taksówkę. Małe szanse by mnie znalazł a nawet, jeśli ma samochód to zanim do niego wsiądzie powinienem być wystarczająco daleko.

 

Crystal/Felicja Romanis

Kobieta poruszała się w milczeniu powoli zbliżając się do siedziby swojej korporacji. Szachownica przestała wysyłać sygnały, więc najwyraźniej abominacja sobie odpuściła dalsze próby ataku. Przynajmniej tyle szczęścia, że samochód zepsuł się niedaleko jej budynku. Idąc cały czas sama towarzyszyły jej spojrzenia zwykłych ludzi. Jakby nie patrzeć była całkiem znana a widzieć ją na spacerze w samotności bez ochrony było naprawdę osobliwym widokiem. Jednak ona sama ignorowała te spojrzenia zajęta własnymi myślami.

 

Co takiego właściwie się stało? Czy to był zbieg okoliczności, że została akurat teraz zaatakowana? Wyglądało to tak jakby ta abominacja celowo chciała jej przerwać. Jednak jak to możliwe, że mogła zaatakować z takiej odległości nawet jej nie widząc? Czy ona posiadała coś na wzór jej szachownicy? Na czym polegała jej moc? To wszystko było niezwykle irytujące. Wiedziała, że smoki mają swoją magię jednak to, co, z czym teraz miała do czynienia było zupełnie inne. Skąd taka moc w tym świecie? Wciąż miała za mało informacji by się czegoś domyślić. Kierowca już zapewne nie żył. Jednak to nie było ważne. Musiała jak najszybciej wyeliminować te ohydną istotę nim stanie się zbyt niebezpieczna. Jednak najpierw musi skończyć sprawę Goldinga.

 

- Dzień dobry panno Romanis - powiedział mężczyzna siedzący za biurkiem, gdy wchodziła do siedziby korporacji. Zgodnie z tym, że teraz zatrudniano wszelkich Equestrian nawet z tych poza ich organizacji uznano, że będzie się teraz używało tylko ludzkich imion by cała tajemnica nie wyszła na jaw. Crystal nic nie odpowiedziała na słowa mężczyzny. Tylko wsiadła do windy w milczeniu. Poczuła wibracje swojego telefonu. To na pewno byli jej szpiedzy przez atak tej przeklętej abominacji straciła na chwilę z oczu Goldinga a to mogło strasznie jej utrudnić plany.

 

Winda w końcu dojechała na miejsce a ona ją opuściła bez słowa mijając sekretarkę by wejść do swojego gabinetu i się w nim wygodnie rozsiąść. Następnym, co zrobiła było odczytanie wiadomości, która do niej przyszła.

"Golding nas zgubił. Wsiadł to taksówki i gdzieś pojechał. Gdzie mamy go szukać?" Brzmiało pytanie. Crystal lekko zmrużyła oczy na to wszystko. Czy mógł coś podejrzewać, że zdołał ich zgubić? Może go trochę nie doceniła. Zresztą nieważne gdzie by się nie udał i tak go znajdzie. Ponownie zaczęła spoglądać w szachownicę w poszukiwaniu Goldinga.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna w milczeniu słuchała każdego słowa Anny przyglądając się jej kątem oka. Kim ona była? To jak mówiła o swych siostrach, przeklętym losie czy wypowiedź o księżniczce nie wskazywało by była kucykiem. Ale jednak znała Equestrie nie jak człowiek a jak ktoś, kto tam długo żył. Kolor skóry wskazywałby, że Anna była kiedyś podmieńcem. Jednak wiele rzeczy by nie miało tu sensu. Po pierwsze brak charakterystycznych kłów i po drugie i najważniejsze nie wierzyła by Golding kiedykolwiek chciał mieć coś wspólnego z tymi stworzeniami. Nie chodziło tu tylko o stratę jego ojca, ale o to, że był gwardzistą a te stworzenia były dla nich naturalnym wrogiem. Jednak wiedziała, że Anna i tak będzie ukrywać, kim jest. Zastanawiały ją też jej słowa, gdy powiedziała, że za krótko żyje by to zrozumieć. Anna nie wyglądała na specjalnie starszą a Golding też nie był jakiś dużo starszy od niej, dlaczego więc on mógł zrozumieć a ona nie?

 

- Znałam Goldinga jak nikt inny w końcu byliśmy rodziną - powiedziała poważnie patrząc w kierunku Anny. - Wiem, że cenił sobie szczerość i to bardzo. Jednak to też miało swoje granice - stwierdziła spokojnie. - Jestem pewna, że gdybyś poprosiła go o coś, co mogłoby w jakikolwiek sposób złamać obowiązujące prawa księżniczek sam nigdy nie podjąłby takiej decyzji - mówiła lekko kręcąc głową. - Zabrałby cię przed ich obliczę by to one oceniły sytuacje i stwierdziły, co należy zrobić. Wiem, że ufał ich mądrości - mówiła cały czas patrząc na nią. - Nie wiem, o co go prosiłaś, ale na pewno nie było to nic poważnego skoro sam podjął decyzje by ci pomóc - nagle jednak zamilkła na słowa Anny, że już zaraz będą na miejscu.

 

- Czy powinnam o czymś wiedzieć zanim tam dotrzemy? - spytała w jej kierunku. Wciąż pamiętała jednak jak nagle ocknęła się w tej tubie spanikowana i nie bardzo chciała powtórkę z rozrywki. Miała nadziej, że chociaż na to Anna odpowie jej normalnie i nie ukryje czegoś między wierszami.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

Pokręciła głową. Śmieszyła ją jej wiara w niego. Dawno czegoś takiego nie doświadczyła ~ typowej equestriańskiej naiwności, którą można było wykorzystać na wiele sposobów.

- Wiesz w co chcesz... - westchnęła. - Właśnie dlatego za krótko żyjesz... Pokładasz wiarę we wszystkich jak każda młódka... Nie mając żadnych powodów prócz wiary. - Klasnęła dłonią w kolano. - Zapytaj go, jak go kiedyś spotkasz o... tą która życiem bawiła się jak kłębkiem kot... Zamilknie na moment, ale będzie wiedział z kim rozmawiałaś. Mam przeczucie że za niedługo się spotkacie... ale kto by temu bezwzględnie wierzył. - Machnęła dłonią.

- Już mówiłam... Nie musisz nic wiedzieć, bo nic już niespodziewanego już nie szykuję. - Spojrzała na nią jakby sprawdzała czy ona jej wierzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Podróż mijała w najlepsze a ja nic nie mówiłem spoglądając cały czas w okno jakbym był turystą, którego interesuje wszystko wokół. Prawda była taka, że patrzyłem czy tajemniczy gość ponownie się nie pojawił. Dlatego też obserwowałem czy jakiś samochód nas nie śledzi. Jednak nic na to nie wskazywało. Chyba udało mi się go zgubić. Cisze, w której przebywałem przerwał taksówkarz, który odezwał się w moim kierunku.

 

- Pan jest dawnym Equestrianinem? - spytał nie spuszczając oczu z drogi. Na jego pytanie lekko zmrużyłem oczy. Wiedziałem, że pytanie miało tylko zachęcić do rozmowy w czasie jazdy. Typowe u taksówkarzy.

- A czy ktoś z nas nim nie jest? - skontrowałem jego pytanie moim pytaniem. Prawdą było to, że każdy w tym świecie, choć chwilę nim było skoro wszyscy przeszli przemianę, choć na chwilę.

- Niby prawda - stwierdził dalej jadąc w wyznaczonym kierunku. - Po prostu patrząc na pana torbę i na to, że kazał mi pan jechać pod kancelarię premiera. Pomyślałem, że jest pan Equestrianinem, który przybył z daleka szukając tu domu. Polska jest przyjazna dla wszystkich dawnych mieszkańców Equestrii - powiedział dalej jadąc i nie spuszczając oczu z drogi.

- To bardzo miłe - powiedziałem znów spoglądając w okno. - Jednak jadę w zupełnie innej sprawie - powiedziałem zgodnie z prawdą. Celowo odpowiednio dobierałem słowa by nie był w stanie domyślić się, kim jestem naprawdę. Człowiekiem czy też może Equestrianinem? Nagle samochód się zatrzymał.

- No to jesteśmy na miejscu - powiedział kierowca. Kiwnąłem tylko w milczeniu głową. Zapłaciłem kierowcy by zaraz opuścić jego pojazd.

 

Stałem chwilę na chodniku spoglądając na budynek. To tam miała być prawdopodobnie Snow Night. Byłem tak blisko. Jednak nie mogłem tam tak po prostu wejść. Nie bardzo ufałem komukolwiek by od tak wejść i powiedzieć, kim jestem. Nie. To musiało pozostać tajemnicą. Wyminięcie ochrony i być niezauważonym graniczyło z cudem. Jeśli odbywały się jakieś wycieczki po kancelarii mógłbym się w taką wmieszać i spróbować wejść. Jednak szansa, że spotkam tam Snow podczas takiej wycieczki była niemal równa zeru. Pozostało mi zrobić to, co wcześniej zaplanowałem. Zacząłem rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu osoby, która mogła dostarczyć mój list choćby do ochrony. Jeśli zauważą, że to tylko list to powinni go przekazać odbiorcy. Nawet, jeśli go przeczytają to i tak nic z tego nie zrozumieją. Miałem tylko nadzieje, że go nie zignoruje. Nagle rzucił mi się w oczy ktoś, kto mógł dostarczyć list bez zadawania zbędnych pytań. Zacząłem, więc kierować się w kierunku jakiegoś młodego mężczyzny, który siedział na ławce. Wyglądał dosyć typowo lekko przetarte spodnie. Kurtka w barwie zgniłej zieleni. Typowe lekko zniszczone buty i lekki zarost. Na oko miał ze 23 lata.

 

Crystal/Felicja Romanis

Jej oczy spoglądały jak Golding się poruszał. Zastanawiała się gdzie dokładnie się teraz kierował. Jednego była pewna nie kierował się w stronę tej figury, która była mu tak bliska a w zupełnie innym kierunku. Nagle w końcu się zatrzymał a ona lekko zmrużyła oczy widząc okolice, w której się zatrzymał. Dlaczego właśnie tam? Czyżby jednak miała racje i ta cała Snow Night była tą, której miała się pozbyć? Wszystko na to wskazywało. Jednak Golding najwyraźniej nie wiedział, że jej już tam dawno niema.

 

Powoli ponownie wyciągnęła telefon by powiadomić swych szpiegów o miejscu pobytu Goldinga. Musiała go zatrzymać za wszelką cenę. Jeśli ponownie się spotkają pojawi sie zbyt wiele niewiadomych w jej planie, na które nie mogła sobie pozwolić. Wszystko musiało przebiegać jak do tej pory i nic nie mogło jej zatrzymać.

 

"Znajdziecie go w okolicach kancelarii premiera. Plan się nie zmienił musicie go zatrzymać za wszelką cenę." Tak brzmiała wiadomość od niej. Była trochę zła, że jak zwykle ona musi się wszystkim zajmować. Jak widać Golding był za sprytny dla jej ludzi. Gdyby nie ona zapewne ponownie by zaraz go zgubili. A tak Golding może pozostawać sprytny jednak jej wzrokowi nie może umknąć.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna lekko się naburmuszyła słowami Anny. Może i nie miała imponującej wiedzy czy jakiś innych zdolności, ale co do jednego była pewna. Potrafiła trafnie ocenić innych. A swojego kuzyna znała lepiej niż ktokolwiek inny. Więc dalej nie wierzyła by ten mógł zrobić coś, co wykraczałoby poza nałożone prawa w Equestrii. W końcu był gwardzistą i powinien dawać przykład. Poza tym wiedziała jak Golding zawsze reagował na najmniejsze łamanie praw w Equestrii, więc sam miałby zrobić coś takiego? Nie to nie możliwe. Na kolejne słowa Anny wzrok Snow znów się na nią skierował.

 

- Czy to kolejne twoje przeczucie takie jak to, że żyje? - spytała nie spuszczając z niej wzroku. - Czy może uważasz, że spotkamy się na tamtym świecie? - dalej pytała w jej kierunku. Wciąć nie do końca rozumiała, dlaczego Anna tak wierzyła, że Golding żyje. Skoro nie miała żadnych głębszych uczuć w jego kierunku. Tylko, dlatego że nawzajem sobie pomogli sprawiło, że chciała by znowu żył? A może ponownie chciała jego pomocy? Jednak pewna rzecz też ją męczyła. Najpierw powiedziała, że pomogła Goldingowi odzyskać wspomnienia i tak się poznali. Potem twierdziła, że potrzebowała jego pomocy. To, kto w końcu, komu pomógł? A może Anna go zmusiła by jej pomógł to miała być taka zapłata za jego wspomnienia. Jednak to by nie miało sensu, bo kłóciło się z wcześniejszymi słowami Anny o wolnym wyborze i woli. Strasznie ją to wszystko męczyło. Zawsze myślała, że to z Goldingiem ciężko się dogadać. Tak było do czasu aż poznała Annę.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pogoda: W Polsce mżawka, zimny deszcz w Rosji i Kanadzie. Reszta Europa przeżywa istną mieszankę, pomiędzy mżawkami, deszczami i opadami śniegu. Jedynie w południowych jej częściach chmury się przerzedziły.

____

Stanisław

Stanisław spojrzał na grupę mężczyzn lekko skrępowany. Odwrócił głowę w stronę swojego ochroniarza, ale odszedł. To wcale nie tak, że poczuł się odrobinę niepewnie, w końcu wcale go nie chciał...

- Cóż. W Polsce byli Equestrianie mają dobre warunki, to normalne w końcu są ludźmi jak my wszyscy - ani razu nie spojrzał na mięso, nie dając się sprowokować. Instynkt podpowiadał mu, że rozmowa przebiegnie przyjemniej, jeśli nie będzie wspominał o swoim pochodzeniu, więc kontynuował w miarę pogodnie:

- Rosja to kraj bardzo przyjemny pełen szczerych i miłych ludzi, przynajmniej tak to odczuwam do tej pory. A wy, jak uważacie? Podoba się wam w Moskwie, czy może byście chcieli coś zmienić? - zapytał znienacka, wpatrując się w nich z lekkim uśmiechem.

***

Kancelaria

Wyglądała jak zawsze, jasna i przyjemna. Na schodach przetaczali się ludzie, co jakiś czas ktoś wychodził albo wchodził. Ludzie tutaj doskonale wpasowywali się w wygląd typowego dziennikarza, czy ministra. Kobiety garsonki, mężczyźni garnitury. Wyraźnie czuć tutaj było jednak aurę... Equestrii? Tak to dobre słowo. Wielu ludzi nie wstydziło się nosić bardzo kolorowych dodatków, które słynne były u kucyków, jedna kobieta, która zeszła po białych schodach i natychmiast zniknęła w tłumie miała nawet cechy byłego podmieńca. Co prawda nie można było zajrzeć do środka, zasłony skutecznie to uniemożliwiały, ale jako, że był środek dnia, ruch naprawdę był całkiem spory. Wszyscy tutaj z jakiegoś powodu pałali optymizmem, co było wręcz nienaturalne jak na ten świat. Ludzie uśmiechali się do siebie, zagadywali i uprzejmie witali, jeden mężczyzna, wychodząc z budynku zwrócił nawet uwagę na Goldinga, uśmiechając się szeroko i mówiąc "dzień dobry" zanim odszedł gdzieś w prawo. Cóż, jeśli nawet w Kancelarii panuje taka atmosfera nic dziwnego, że Natalia zdobywa tak wiele sympatii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

- Tamtego jestem praktycznie pewna; że żyje, a to co właśnie powiedziałam jest tylko przypuszczeniem, na które gwarantu nie mam i nie dam...- rzuciła niby złośliwie ale słychać było w jej tonie że jest to na poważnie. - Zwykła intuicja. Nic więcej. Jest coś takiego że jak się obudzisz rano... To wypełni cię uczucie szczęścia lub niepokoju że stanie się tego dnia... Coś dobrego albo złego... Nic więcej. Każdy zna to uczucie. Mnie przynajmniej często spotyka. - Przez moment czuć było jak tuba się zatrzymuje po czym zapaliło się zielone światełko nad wyjściem. Oznaczało to mniej więcej tyle ile koniec tej podróży. - Czasami ciężko z domu wyjść - westchnęła bez przekonania.

- Naprawdę śpieszno ci na tamten świat - rzuciła, jakby oskarżała ją o najcięższe możliwe wykroczenie - że tak często o nim wspominasz umieszczając go właśnie tam? Trochę więcej optymizmu. - Zmrużyła oczy. - Jesteś duchem nadal kucykiem i tak się zachowuj bo inaczej zrobisz się za przeproszeniem nudna. Wychowałaś się w Canterlot... Gdzie twoja wiara we wszystko co najlepsze tak bardzo typowa dla tamtego regiony. Zachowaj z tego co najlepsze i nie myśl o tym... Jest rzeczywistość. To cię powinno interesować, bo właśnie dojechałyśmy. - Przycisnęła guzik a drzwiczki się otworzyły.

 

[Natalia Romanova]

Nie zdziwiła się tym że tamta tego uniknęła... Za łatwo by jej poszło, gdyby faktycznie zginęła tylko dlatego że miało coś ją uderzyć z niebo... Skoro niebiosa nie podziałały... Lüge postanowiła zostać przy ziemi... Wpisała w komputer parę fraz w czym mogłaby pomóc naturze po czym trafiła na interesujący ją artykuł traktujący o dziurach w ziemi pochłaniających budynki... Gdyby uśmiechnęła się wtedy byłby to jeden z najwredniejszych uśmiechów jakie pojawiłyby się kiedykolwiek na ziemi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Dlaczego wybrałem kogoś obcego a nie poprosiłem kogoś z korporacji w naszej siedzibie w Polsce by dostarczył mój list? Odpowiedź była prosta. Ktoś obcy miał większe szanse bez podejrzeń dostarczyć ten list. Nie będzie w stanie powiedzieć, kto jest adresatem domyślą się tego albo uznają, że perfekcyjnie zgrywa idiotę. Natomiast ktoś od nas mógłby się zdradzić jakimś niewielkim szczegółem, że mnie zna a wtedy by mogli go zmusić by wskazał, kto kazał dostarczyć ten list. A ja chciałem rozmawiać tylko i wyłącznie ze Snow. Nie interesowali mnie zupełnie inni, którzy tu przebywają nie miałem, o czym z nimi rozmawiać. Tak rozmyślałem idąc powoli w kierunku mężczyzny by zaraz stanąć przed nim i się spokojnie odezwać w jego kierunku.

 

- Chcesz dużo i łatwo zarobić? - spytałem bez owijania w bawełnę i przechodząc do rzeczy. Ten nagle podniósł głowę i spojrzał na mnie.

- Jasne, kto by nie chciał - powiedział z cwanym uśmiechem. - Jednak, gdy ktoś przychodzi z taką propozycją wydaje się to zbyt piękne. Gdzie jest haczyk? - spytał spoglądając na mnie.

- Niema haczyka. Zadanie jest niezwykle proste - powiedziałem wyciągając list. - Chce abyś dostarczył ten list do kogokolwiek, kto tam pracuje - wskazałem na kancelarie premiera. - Nie dbam, komu go dasz może być to ochroniarz, polityk czy kucharz i tak w końcu zapewne trafi do odpowiedniej osoby to wszystko - ten zaczął spoglądać to na list to na mnie.

- Czemu niby nie dostarczysz go pocztą tradycyjnie? - spytał niepewnie. - Skąd mam wiedzieć czy nie jesteś jakimś świrem i że nie jest to jakaś bomba czy coś w tym guście? - pytał spoglądając to niepewnie na mnie i list.

- Możesz mi zaufać to nie jest nic w tym guście - stwierdziłem zgodnie z prawdą. - Jeśli jednak ty nie chcesz znajdę kogoś innego - powiedziałem powoli się obracając by odejść.

- Zaczekaj! - wrzasnął w moim kierunku, na co ja się tylko krzywo uśmiechnąłem. Spodziewałem się takiej reakcji po nim. Nic nowego łatwo rozgryźć ludzi. Powoli obróciłem się w jego kierunku. - Nie powiedziałem, że tego nie dostarczę - mówił znów spoglądając na mnie. - Jeśli jednak okaże się, że to coś niebezpiecznego to bądź pewny, że podam im cały twój rysopis widziałem twoją twarz. Kolejna sprawa biorę zapłatę z góry jakby nie patrzeć to ryzykowne zadanie - mówił starając się nadać pewności siebie w głosie.

- Niech, więc tak będzie - powiedziałem sięgając do kieszeni by wyciągnąć pieniądze następnie dałem zarówno je jak i list do ręki mężczyzny.

- Skąd wiesz, że nie zabiorę pieniędzy i nie wyrzucę listu do okolicznego śmietnika? - ponownie spytał licząc pieniądze, które otrzymał.

- To jest ryzyko, które czasem trzeba podejmować - stwierdziłem z krzywym uśmiechem, gdy nagle ton mojego głosu zmienił się na niezwykle poważny. - Wiedz jednak, że jeśli tak zrobisz szybko pożałujesz swojej decyzji. Ty mnie już nie zobaczysz natomiast ja będę widział każdy twój ruch do czasu aż dostarczysz list. A wiedz, że jeśli jest coś, czego nie znoszę jest to kłamstwo - powiedziałem poważnie na niego spoglądając. Ten nagle przerwał liczenie by na mnie spojrzeć i lekko przełknął ślinę by schować zapłatę i list w kieszeni.

 

Zaczął się powoli ode mnie oddalać, gdy był w połowie drogi na chwilę się zatrzymał by się obrócić. Jednak mnie już tam nie było. Chwilę się zastanawiał czy może jednak nie wyrzucić tego listu. Jednak trochę się bał ten gość nie wyglądał na takiego, z którym lepiej było igrać. Raz kozi śmierć. Chyba nikt go nie zabije za ten list. Zanim doszedł do wyznaczonego miejsca znów wyjął list by lekko go obmacać. Jednak poczuł tylko kartkę wewnątrz nic więcej. Spojrzał na odbiorcę. List był do jakieś Snow Night i były jeszcze chyba tylko inicjały tego gościa. Może to list miłosny? Tak całkiem możliwe w sumie i to by pasowało. Jednak wolał tego nie sprawdzać nie chciał się mu narazić. Gdy znalazł się w okolicy budynku spostrzegł jakąś kobietę być może ona tu pracowała.

 

- Dzień dobry - powiedział w jej kierunku. - Jakiś dziwny gość zapłacił mi bardzo dużo pieniędzy by dostarczyć tutaj ten list. Twierdził, że nie jest to nic niebezpiecznego - stwierdził wyciągając list w jej kierunku skierował go tak, że mogła zobaczyć, od kogo jest i dla kogo. Miał tylko nadzieje, że ta nie karze zaraz ochronie go wyprowadzić na jakieś przesłuchanie. Chciał w końcu tylko łatwo zarobić a nie się w coś mieszać.

 

Nie zatrzymywałem się tylko coraz bardziej oddalałem. Jednak wciąż obserwowałem mężczyznę niedaleko by mieć pewność, że list dotrze na miejsce. Kancelaria na swój sposób wyglądała przyjemnie. Niektórzy zapewne nazwaliby to miejsce rajem. Wszyscy zachowywali się jak w Equestrii, której mi brakowało. Te kolorowe stroje widok dawnego podmieńca wśród tych wszystkich ludzi przypominał nieco ideały i plany, które starałem się obecnie osiągnąć. Nie odpowiedziałem na dzień dobry obcego człowieka. Nie miałem na to czasu by wdawać się w dyskusje. Czym jednak dla mnie było to miejsce? Dla mnie była to tylko iluzja podparta fałszywymi obietnicami człowieka, który uważa, że potrafi nas zrozumieć. Prawdą było jednak, że to nie był nasz dom a to, co dawała ta cała premier Natalia nie mogło nawet zastąpić go, choć trochę. Nie potrafiła nas zrozumieć, choć bym nie wiem jak się starała nie była jedną z nas i nigdy nie będzie.

 

Crystal/Felicja Romanis
Oparła się wygodnie na swoim miejscu spoglądając w sufit. Dostała już informacje o tym, że jej ludzie niedługo będą w pobliżu kancelarii. Teraz pozostało już tylko znaleźć Goldinga. Trapiła ją trochę sytuacja, która się dzisiaj wydarzyła. Już od tak dawna nie była przez nikogo zagrożona. Nawet w Equestrii nikt nie wiedział o tym, co robiła. Więc dlaczego została teraz zaatakowana skoro się niczym nie wyróżnia? Nic w tym wypadku nie miało sensu. Jednak kolejnym pytaniem było, jakimi mocami władała ta abominacja, że mogła jej zagrozić z takiej odległości? Dlaczego ją zaatakowała skoro nic o niej nie wiedziała. Była pewna przecież, że nigdy nie spotkała tego typu stworzenia wcześniej. Nagle jednak ponownie się wyprostowała.

 

Szachownica znów przestała pokazywać Goldinga a zaczęła jej za to pokazywać znajomą abominacje. Chciała wykonać kolejny ruch? Ale jakim cudem miała to zrobić? W budynku jest ochrona i potężny system zabezpieczeń, więc jak miała to zrobić? Zmarszczyła brwi na to wszystko. Szachownica nigdy się nie myliła, więc na pewno coś jej zagrażało. Miała kilka pomysłów jak się wydostać z budynku, jeśli zajdzie taka potrzeba. Szybki ruchem wstała od biurka i podniosła szachownicę by w razie, czego być gotowym do ucieczki. Żałowała w takich momentach, że niema dawnej mocy wtedy mogłaby stawić czoła zagrożeniu. Jednak obecnie była zbyt słaba. Jeśli zagrożenie się potwierdzi będzie musiała zmienić priorytety. Co jej po Goldingu, gdy będzie martwa? Jeśli nie będzie innego wyjścia najpierw wyeliminuje abominacje by potem zająć się nim.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska
Spoglądała kątem oka na Annę, gdy ta mówiła. Czyli tym razem było to typowe przeczucie? Bardzo chciała ponownie zobaczyć swojego kuzyna. Wciąż nie była zadowolona, że on mógł nie żyć i nigdy nie wyjaśnili sobie spraw, które wpłynę chłodno na ich relacje rodzinne. Jednak choćby nie wiedziała jak się starała nie potrafiła uwierzyć tak jak Anna, że on nadal żyje. Dlaczego ona posiadała te wiarę a jej tego brakowało? Przecież to ona powinna w niego wierzyć, jako jego najbliższa rodzina. Na kolejne jej słowa Snow lekko zagryzła wargę. Wpatrywała się chwilę w zamknięte drzwi kapsuły jak na razie nie śpiesząc się by wyjść.

 

- Nikt mnie tak dawno nie określał - stwierdziła dalej patrząc na drzwi. - Zaczęłam zapominać gdzie się urodziłam. To prawda jestem kucykiem, który urodził się w Canterlocie i powinnam o tym pamiętać a jednak zaczęła zapominać - mówiła jakby o czymś rozmyślała. - Chciałabym to zwalić na to, że zostałam zmieniona w człowieka jednak prawda jest tak, że zapominałam o tym już w Equestrii. Był to jeden z powodów, dla których zaczęłam oddalać się od Goldinga. On nadal kochał nasze rodzinne miasto i chciał je chronić ze wszystkich sił. Ja chciałam iść w innym kierunku a nie tkwić w miejscu. Nim się spostrzegłam zaczęliśmy się coraz bardziej oddalać od siebie. Golding zaczął zamykać się na innych a swe uczucia zaczął zamykać w sobie. Nawet dla mnie stawał się obcy. Nie wiem czy byłby w stanie żyć w takim świecie, w jakim teraz my jesteśmy. Gdyby to zobaczył mógłby już na zawsze przestać być sobą - mówiła jakby bardziej do siebie, gdy nagle oprzytomniała i lekko pokręciła głową. - Przepraszam za te wywody Anno lepiej abyśmy chyba już stąd wyszły - powiedziała jakby starając się zamaskować niedawny smutek w głosie radością. Powoli wstała podnosząc swoje rzeczy i lekko otworzyła drzwi kapsuły by wyjść na zewnątrz. Była ciekawa jak dokładnie wygląda to miejsce.

 

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magda

Dojście do Kancelarii nie zajęło jej dużo czasu, nie tylko z powodu jej szybkiego kroku, który niektórzy mogliby nawet uznać za trucht, ale też dlatego, że po prostu miała blisko. W myślach skrzywiła się, widząc z oddali znajomy budynek. Oczywiście jak zawsze sprawiał on wrażenie bardzo miłego miejsca, ale niestety jako, że był środek dnia, było tutaj mnóstwo ludzi. To nie tak, że Magda bała się tłumów. Po prostu lubiła spokój, ciszę i porządek, a takie tabuny ludzi je bądź co bądź wykluczały. Pod samą Kancelarią przyspieszyła, lawirując zręcznie pomiędzy różnymi osobami i już miała wbiegać na schody, kiedy ktoś ją zatrzymał. Na słowa chłopaka spojrzała pusto na kopertę, nie wyglądając na osobę w jakikolwiek sposób nią zainteresowaną. W głębi ducha poczuła jednak jakiś dziwny gorąc w klatce piersiowej, kiedy tylko jej oczy spoczęły na adresacie. Zlustrowała chłopaka wzrokiem, ale kilka sekund kalkulacji dały jej początkową formę odpowiedzi. Raczej mało prawdopodobne, by mógł on być kimś więcej niż pośrednikiem. Na wszelki wypadek zapamiętała ona jednak wszystkie szczegóły jego twarzy, co przy jej rewelacyjnej pamięci nie było trudne. Dwoma palcami chwyciła kopertę i znów na nią spojrzała. G.S? Nie znała tych inicjałów, jedyne pasujące osoby jakie znalazła w swoim umysłowym archiwum to Ginevra Senderlake, dziewczyna z jej klasy w szkole podstawowej, oraz Grzegorz Sapowski, poseł z ich partii. Żadna z tych osób nie mogła być jednak nadawcą tego listu. Obdarowała chłopaka chłodnym uśmiechem, zerkając na niego po raz ostatni.

- Dziękuję. Miłego dnia - i weszła do Kancelarii.

Cholerni dziennikarze - zaklęła w myślach już któryś raz dzisiaj. Na zewnątrz wyglądała jednak na absolutnie spokojną. Co nie zmieniało faktu, że wyglądała również dziwnie, trzymając list dwoma palcami jakiś metr przed sobą. Nikt jednak jej nie zaczepił, ani nie zadawał pytań, szacunek jaki już tu uzyskała jej to zapewniał. List odniosła do jednego z pustych gabinetów na parterze. Jeszcze niedawno była tu księgowość, ale obecnie wyniesiono wszystkie dokumenty, bo zmoczone ściany i wykładzina wymagały remontu. Położyła kawałek papieru na opuszczonym biurku i wpatrywała się w niego przez chwilę z zastanowieniem. Z jednej strony najlepiej chyba byłoby to zanieść do Natalii, ale Cloud nie przepuści jej do środka z listem nieznanego pochodzenia, zresztą sama nie była taka głupia, by to zrobić. Z drugiej Natalia na pewno chciałaby się o tym dowiedzieć. A Magda nie zamierzała otwierać listu sama... . Westchnęła i znów podniosła list. Nie wyglądał groźnie. Spojrzała na niego pod światło. Wydawało się, że jest tam tylko kartka. Postanowiła wybrać się jednak na górę, ale po drodze zaczepiła jednego z ochroniarzy.

- Pójdzie pan ze mną, jeśli łaska - powiedziała bezbarwnie, kiedy mężczyzna z ciekawością patrzył na list w jej ręce.

 

Już po jakichś dwóch minutach byli pod gabinetem pani premier. Magda weszła bez pukania, ponieważ nie był to gabinet Natalii, tylko przedsionek Cloud.

- Witaj. Pod Kancelarią dostałam dziwny list. Nie przyszedł normalną pocztą - powiedziała bez dzień dobry, a ochroniarz zmarszczył brwi.

Cloud odsunęła się odrobinę od klawiatury i spojrzała na Magdę zdziwiona.

- Do pani premier?

- Nie, do nowej pracownicy - powiedziała Magda tłumiąc westchnienie. Zaraz też uprzedziła jej pytania - myślę, że pani premier akurat o tym liście chciałaby się dowiedzieć.

Cloud natychmiast zareagowała:

- Takie listy najpierw powinien obejrzeć ktoś z BORu.

Ochroniarz poruszył się i wyciągnął rękę po list. Magda oddała mu go w tym samym momencie, w którym Cloud zapukała do gabinetu pani premier. Natalia pojawiła się już po chwili, uśmiechając się łagodnie i mówiąc:

- Tak właśnie myślałam, że słyszałam tu Magdę - spojrzała na ochroniarza i list w jego ręce i spoważniała. - Co się stało?
- Witam, pani premier - powiedział ochroniarz potulnie, a potem dodał - wątpię, by były tu materiały wybuchowe, list jest zbyt mały, dobrze jednak byłoby go sprawdzić pod innymi względami, na przykład trucizn. Najlepiej będzie oddać go najpierw do laboratorium.

Magda widziała jak Natalia marszczy brwi i podchodzi bliżej, zaintrygowana przechylając głowę. Magda zauważała u niej ten odruch często i po raz kolejny zastanawiała się jak można w takiej pozie wyglądać tak poważnie.

- Ten list przekazano mi pod Kancelarią przez jakiegoś pośrednika. Nie mam żadnych informacji poza tym, że chłopakowi zapłacono sporą sumę, by dostarczył tu ten list. Zaintrygował mnie jednak adresat i postanowiłam dmuchać na zimne - powiedziała Magda intensywnie wpatrując się w Natalię i kiwając ledwo zauważalnie głową w stronę strażnika.

- Rozumiem - Natalia podeszła do niego by przeczytać co pisze na kopercie. - Chociaż bardzo prawdopodobne jest, że po prostu ktoś znalazł sobie taki sposób na dostarczenie w pełni anonimowego listu, nie musi to być coś niebezpiecznego. Cieszy mnie jednak twoja ostrożność.

Natalia umilkła i Magda patrzyła jak unosi rękę i dotyka nią koperty. Zauważyła też doskonale jak ochroniarz wzdryga się lekko, niepewny, czy może zabronić premier dotykania potencjalnie niebezpiecznego listu. Kątem oka wyłapała też Cloud, która nerwowo stukała palcami o biurko.

- Nie sądzę, by ten list był niebezpieczny. Możesz mi go dać - powiedziała nagle Natalia. 

Magdę może by i to zaskoczyło, gdyby nie była skupiona na wpatrywaniu się w nieistotny szczegół - jak paznokcie Natalii przesuwają się co chwila po dziwnych inicjałach "G.S".

- Ale pani premier, naprawdę... - ochroniarz zaczął się stawiać.

- Oczekiwałam tego listu, przepraszam, że zapomniałam wspomnieć o tym choćby Cloud - wspomniana dziewczyna poruszyła się niespokojnie na fotelu. - Możecie wrócić do swojej normalnej pracy, nie róbmy zamieszania - uśmiechnęła się do wszystkich uspokajająco i zabrała list z rąk ochroniarza. Mężczyzna wyglądał, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale kilka razy otworzył i zamknął usta, a potem wyszedł. Cloud odwróciła od nich wzrok, mając zamiar powrócić do normalnej pracy.

- Chodźmy, Magdo. Myślę, że musimy przedyskutować parę spraw dotyczących nadchodzącego szczytu. - powiedziała pani premier pogodnie.

Dała się zaprowadzić do gabinetu, ale kiedy zamknęły się za nimi drzwi, a Natalia podeszła razem z listem do biurka, zapytała:

- Naprawdę oczekiwałaś tego listu?
Krótkie zdziwione spojrzenie pani premier wystarczyło, by skarciła się w myślach. Co się z nią ostatnio dzieje? Przecież taki rodzaj uspokojenia sytuacji powinna rozpoznać!

***

Ośrodek

Ośrodek wypoczynkowy dla pracowników Rządu był jasny i przyjemny. Podłogi były praktycznie wszędzie z jasnego drewna, a ściany pomalowane na beżowo. Kiedy wyszło się na parter można było zobaczyć między innymi duże pomieszczenie, które służyć miało na recepcję. Rzeczywiście, stał tam punkt, w którym trzeba było się zarejestrować i otrzymać między innymi klucz do pokoju. Na środku stała tutaj ładna fontanna, przy której można było usiąść na ławce, natomiast na dachu pełno było pasków pancernego szkła, które pełnić miały funkcję sufitowych okien. Pogoda nie sprzyjała do końca, na dworze była mżawka, więc teraz widać przez nie było po prostu chmury. Wyjście na plażę pewnie nie będzie dziś możliwe. Nie była to jednak wielka strata, bo obiekt posiadał kryty basen, spa, saunę, siłownię i kafejkę. W oczy rzucała się też duża ilość roślin, z czego niektóre wyglądały na egzotyczne.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...