Skocz do zawartości

[Pojedynek] [C] Detonato vs Magnus


Hoffman

Recommended Posts

Przemierzając gołoborze i walcząc z suchym, gorącym powietrzem, zmierzacie w stronę wypalonego w dolinie koła. Pierwszy rzut oka sugeruje działanie potężnej, ognistej kuli. Rozglądając się dookoła, widzicie skały, lecz nie takie, jakie można odnaleźć na trudnym, skalistym terenie. Głazy wydają się być skruszone, rozproszone, jakby niegdyś stanowiąc całość, ktoś miotnął nimi z zadziwiającą energią. Od razu myślicie od zaklęciu deszczu meteorytów. Zapach siarki oraz niesione wiatrem gorące iskierki sugerują nie tylko niedawne rzucenie tego czaru, ale również ślady jakiejś innej inkantacji, najwyraźniej wciąż oddziałującej na ten obszar. Od razu rozpoznajecie, że nie jest to typowe zaklęcie iskier. Uznajecie, że ktoś po prostu rzucił czar w taki sposób, by nie atakować gorącem z rogu, lecz rozproszyć iskry w powietrzu, pozwalając wichrom na ich rozniesienie po okolicy, co zapewne miało posłużyć odstraszeniu małych zwierzątek, czy też obawiających się ognia większych istot. Uśmiechacie się pod nosem na myśl o tym, że żaden zwierz nie popsuje Wam szyków, błądząc i dekoncentrując swoją obecnością.

 

Widzicie nad sobą ciemne, zataczające spiralę chmury. Poruszają się powoli, zaś blask znajdujący się w ich centrum sugeruje, jakoby jakieś licho, skrywające się za pierzastą zasłoną, miało zaraz rąbnąć błyskawicą. Ale czujecie, że jesteście sami i żaden byt nie ma prawa Was zaatakować. Powoli stąpacie po trzeszczącej pod waszymi nogami ziemi. Obserwujecie pozostałości po rzuconych wcześniej zaklęciach, odnajdując kolejno: kości Behemotów, szczątki jednorożców, wciąż noszące na sobie spękane, strzaskane zbroje płytowe, gdzieniegdzie leży również porzucone oręże, nie brakuje wdeptanych w ziemie, osmalonych sztandarów.

 

Nie jesteście jednak zdziwieni pozostałościami po bitwie, gdyż jako doświadczeni magowie jesteście zaznajomieni z takimi widokami. Bardziej trapi Was to, dlaczego mieliście stoczyć pojedynek właśnie w tym miejscu. Z jednej strony nie jest to zbyt odpowiednie miejsce, gdyż użyźniona krwią poległych wojowników ziemia jeszcze nie ostygła po ostatnim zaklęciu, które przyniosło druzgoczący koniec, lecz z drugiej, to trochę tak, jakby ktoś wręcz sugerował użycie najczarniejszej z dziedzin magii… Nekromancji. Czyżby szykował się pojedynek nie tylko na czary, ale również na ilość ożywionych nieumarłych, czy przywołanych z zaświatów demonów?

 

Wszystko zależy od Was.

 

 

the_battle_of_self___dec_15th_by_viwrast

 

 

Czas na kolejny magiczny pojedynek! Tym razem, pierwszym z uczestników będzie Detonato, dla przyjaciół (i nie tylko), po prostu Deto. Deto jest dobrze zbudowanym, antropomorficznym psem, specjalizującym się w transformacji w różne formy, a także w zaklęciach syntezy, na razie na poziomie podstawowym. Nowe doświadczenia nie tylko rozszerzyły jego umiejętności magiczne, ale również siłę fizyczną. Jego oponent może mieć twardy orzech do zgryzienia. Mowa oczywiście o Magnusie – potężnym mężczyźnie, o surowych rysach, chętnie korzystającym z własnoręcznie wykonanego uzbrojenia. Znany z II Turnieju Magicznych Pojedynków, walczył z wieloma niezłomnymi przeciwnikami, na czele z Seroxem Vonxatianem, zwanym Cieniem, z którego to rąk Magnus poniósł porażkę. Jednakże, ta przegrana uczyniła go jeszcze silniejszym. Jego doświadczenie znacznie umocniło magię oraz siłę woli, czyniąc jego specjalną moc jeszcze bardziej groźną. Płomienne Serce jeszcze nigdy nie było tak silne, tak trwałe, zapewniające szeroki wachlarz możliwych przemian. Czy przybysz z ZitaToli sprosta temu wyzwaniu?

 

Czas się przekonać. Zgodnie z ustaleniami uczestników, walka ta nie będzie związana limitem postów, czy też czasem. To oni sami, w odpowiednim momencie zdecydują kiedy nadejdzie czas na zakończenie starcia. Ich moc zdaje się być wystarczająco wielka, by dać nam widowiskowy i długi pojedynek.

 

Jesteście gotowi? Zatem czas rozpocząć starcie!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kanita wysiadła na swojej stacji a ja zmierzałem na moją. Moim przeciwnikiem miał być uczestnik “2 turnieju magicznego” Czytałem o jego walce. Nie jest on słabym przeciwnikiem, ale nie jest też za trudnym do pokonania.

Na arenie dało się usłyszeć pisk zatrzymującego się pociągu. Koła tworzyły koleiny w zbitej ziemi, przy okazji przejeżdżając przez kości pokonanych. Ten widok nie zrobił, żadnego wrażenia na mnie. Co to jest za widok w porównaniu z walką w otchłani piekieł z Hadesem. Cały czas patrzyłem przez okno aby znaleźć przeciwnika. Niestety nie było go w polu widzenia. Wsłuchałem się w otoczenie, wyginając uszy w różne strony.

- Jest. - Usłyszałem istotę która zmierzała w to miejsce. Po odgłosach kroków domyślałem się, że ma conajmniej 2 metry. - Pora na przygotowania.

Czas się niemalże zatrzymał, a w moich łapach zaczęły się materializować miny typu “VT”. Wyglądały jak ogromne wiertła z kopułą na górze. W ciągu paru milisekund udało mi się je poumieszczać w ilości conajmniej tysiąca. Były porozsiewane na arenie. Największym ich plusem było to, że same zakopują się w ziemi, aby wyglądała czysto.

Po zakończeniu pierwszego etapu przygotowań zawisłem w powietrzu.

- Komendy popitu- :Zdalne uzbrojenie min “VT” z ustawieniem siły na maksymalną. - Powiedziałem z lekkim uśmieszkiem na twarzy. A po chwili usłyszałem piknięcie dochodzące z mojego ulubionego gadżetu. Zaraz po piknięciu popitu. Wszystkie miny odpowiedziały chóralnie jednym cichym pisknięciem. - Teraz pora na etap 3, czyli zbieranie energii i czekanie.

Zgiełem kolana i usiadłem “Po turecku”. Ręce złożyłem przed sobą a pozytywna energia zostawała zbierana z otoczenia. W powietrzu znajdowało się też bardzo dużo negatywnej energii pokonanych. Wystarczyło delikatne poruszenie nadgarstka a za mną pojawił się mój klon, zbierający negatywną energię aby przeistoczyć się w mroczną formę. Przeciwnik był coraz bliżej areny. Więc poczekam sobie na niego.

(Przepraszam za brak formatowania. Bład przy wysyłaniu)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Spośród miraży gęstego, drgającego od wciąż dość dużego gorąca powietrza, unoszącego się znad wypalonej, spękanej ziemi i dymiących jeszcze trupów, wyłoniła się pokaźnych rozmiarów sylwetka Magnusa. Mężczyzna nosił na sobie dość nietypowo wyglądający strój. Wierzchnią jego warstwę stanowił pancerz w odcieniu ciemnego szkarłatu, zaś wewnętrzną - ciemnoszary kombinezon. O ile metalowe elementy zbroi ochraniające ramiona czy nogi miały postać zaledwie kilku płyt wyprofilowanych raczej w prosty (lecz wciąż skuteczny) sposób, o tyle konstrukcja osłaniająca klatkę piersiową odznaczała się bardzo skomplikowaną budową i dowodziła też pewnego kunsztu twórcy, choć przyczyna takiego konkretnego wykonania pozostawała tajemnicą. Składała się w dolnej części z wielu wąskich płytek, przypominających żebra. Konstrukcja na barkach i piersiach była natomiast zauważalnie potężniejsza, miała bowiem chronić nie tylko ciało użytkownika, ale również zakrywać niższe i dłuższe odcinki dwóch grubych rur, wzmocnionych dodatkowo metalowymi pierścieniami. Biegły one od jakiejś kolistej konstrukcji na mostku, przypominającej na pierwszy rzut oka coś w rodzaju dziwacznego sitka, by w okolicy obojczyka wynurzyć się spod pancerza, zakręcić łukiem i wejść pod pewnym kątem, od tyłu, w strukturę "policzków" hełmu. Ten zaś osłaniał szczelnie całą głowę. Dzięki kilku prostym żłobieniom przypominał wyglądem czaszkę. Oczy użytkownika były chronione przez parę szkiełek, a miejscu skroni wyrastały zaś zeń dwa, zakrzywione do przodu rogi, osłaniające odsłonięte poza tym fragmenty rur.

   Chwilowo nie można było dostrzec wiele więcej, gdyż oprócz wymienionych wyżej elementów pancerza mężczyzna nosił dość obszerny płaszcz barwy grafitowej. Dało się jednak zauważyć, że w okolicy pleców bardzo mocno się wybrzuszał, unosząc się nawet dość zauważalnie ponad barki mężczyzny.

 

   Magnus miał nadzieję, że być może tym razem uda mu się dotrzeć na arenę pierwszemu. Gdy zaczął jednak schodzić po zboczu jednego z największych, zewnętrznych kraterów, dobiegł go charakterystyczny pisk kół pociągu, wieszczący że i tym razem przybywa drugi.

   "Niedobrze", stwierdził. Znaczyło to bowiem, że jego oponent najpewniej zdążył się już jakoś przygotować na jego przybycie.

   Z drugiej strony, wielkim nietaktem byłoby pozwolić mu czekać w nieskończoność, toteż po chwili mężczyzna skierował swoje kroki ku miejscu, z którego dobiegł usłyszany przezeń dźwięk. Po chwili, którą niemniej przeznaczył na krótkie przygotowanie. Bardzo prawdopodobne było w końcu, że szedł prosto w pułapkę.

   - Ishsha, Shekh - Wyszeptał najpierw. Był to dość uniwersalny czar, badający pobieżnie okolicę ale też zapisujący aktualny obraz terenu w umyśle Magnusa, co przy polu walki składającym się w znacznej mierze z zadymionych kraterów mogło być nader użyteczne. Zyskał więc już całkowitą pewność co do kierunku marszu po wykryciu miejsca szczególnej koncentracji mocy, gdzie spodziewał się znaleźć swojego przeciwnika.

   - Xer'Roth, Sekh - Wymamrotał po chwili, a otaczające go powietrze pełne dymu wnet zaczęło kłębić się wokół niego. Miał więc również i swego rodzaju tarczę. Jeśli coś pójdzie nie tak, powinien móc przyjąć zatem na siebie pierwszy cios.

 

   Po takim przygotowaniu wyruszył zatem przeciwnikowi na spotkanie. Gdy w końcu byli w stanie dojrzeć się wzajemnie, postanowił jednak najpierw choć krótko pozdrowić adwersarza. Bądź co bądź, zaraz miało się tu rozpętać istne piekło, a wtedy nie będzie zbyt wiele czasu na uprzejmości.

   - Witaj Detonato! - Zawołał gromkim basem. - Oby nasz pojedynek godny był uwiecznienia w pieśniach!

   To powiedziawszy, ukłonił się i przygotował się w myślach na odpowiedzi. Zarówno pod postacią słów, jak i morderczych zaklęć.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje ciało zaczęło błyszczeć złotym światłem, które było bardzo dobrze widoczne z odległości. Z kolei ciało mego klona jakoby pochłaniało wszelką światłość czy energię z otoczenia. Wyczułem przeciwnika kiedy ten zbliżał się do areny. Uśmiechnąłem się tylko pod nosem. “Witaj. Detonato” Usłyszałem od strony przeciwnika. “Witaj Magnusie” Polifoniczny głos dobiegł do głowy przeciwnika. Zdawało by się, że dochodzi zewsząd.

Obróciliśmy się w stronę przeciwnika cały czas będąc w stanie medytacji. Pstryknąłem palcami, a po chwili a za mną emitował się kolejny klon mnie. Obróciłem prawą łapę za siebie. W taki sposób, że dotykałem ciała klona i wysyłałem mu pozytywną energię, jednocześnie wyrównując poziom energii w swoim ciele. Wyprostowałem swoją lewą rękę i wycelowałem w kierunku swojej szyi. Była cała ochroniona poprzez grubą, białą, puszystą sierść

- Komendy popitu - Emituj obrożę Tolitową ze Złotym, fioletowym i białym kryształem.

Pyk, i na naszych szyjach wisiały obroże. Na mojej szyi biała. Na szyi zbierającego mrok: fioletowa, A na zbierającym pozytywną energie pojawiła się ze złotym tolitem.

Z mojej lewej łapy poleciał biały promień w stronę obroży a następnie odbił się od niej i leciał w stronę przeciwnika z ogromną prędkością.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Magnus użył całej materii swojej tarczy skupiając ją w taki sposób, by promień po trafieniu w nią uległ zakrzywieniu i zmienił choć trochę tor lotu. Jednocześnie prędko odskoczył w stronę przeciwną kierunkowi, w który miało zostać przekierowane zaklęcie. Mimo tego czar nadal minął go o zaledwie grubość ramienia.

   Mężczyzna założył, że oba klony jego przeciwnika mogą miotać zaklęcia o mocy nieustępującej tym rzucanym przez oryginał. Walka z całą trójką naraz nie bardzo mu się zatem uśmiechała przy jego obecnej postaci. Postanowił więc jeszcze przez chwilę nie decydować się na wchodzenie ze swym oponentem i jego kopiami w walkę bezpośrednią. Najpierw musiał zebrać dość sił i stworzyć odpowiednią sposobność.

 

   Nie czekając zatem na następną salwę, szybko wzmógł moc swojej wirującej osłony, przez co zaczęła ona pochłaniać znaczne ilości wszechobecnego dymu i pyłu, błyskawicznie ukrywając mężczyznę przed zmysłami przeciwników. Prędko zaczęła się ona również rozszerzać do całkiem sporych rozmiarów, choć wraz ze zwiększeniem się obszaru odziaływania traciła pierwotny charakter faktycznej tarczy.

   Magnus tymczasem, pod osłoną swojej pyłowej burzy, skrył się prędko w jednym z głębszych kraterów spośród tych znajdujących się w pobliżu. Dodatkową osłonę zapewniał mu dość pokaźny stos powykręcanych trucheł, należących chyba do jakichś opancerzonych bestii. Ciężko było stwierdzić na pewno. Kto jak kto, ale Magnus miał doskonałe pojęcie o tym, jak wielka siła i potwornie wysoka temperatura mogą zmienić kogoś nie do poznania.

   Znalazłszy się zatem we względnie bezpiecznym na daną chwilę miejscu, młodzieniec aktywował Płomienne Serce.

 

   - Shigg-Koth-Urh, Shigg-Xer'Ishsha, Sekh, Xeper! - Ledwie skończył wypowiadać te słowa, poczuł, jak jego ciało zaczyna się powoli zmieniać. Straszliwy ból wprost eksplodował wewnątrz klatki piersiowej mężczyzny. Mimo, że spodziewał się tego i podobną przemianę przechodził już wiele razy, miał ochotę krzyczeć. Nie zrobił jednak tego bo, po pierwsze, zdołał w końcu wziąć się w garść, a po drugie dlatego, że w końcu do życia z cichym jazgotem zbudziło się specjalnie skonstruowane urządzenie umieszczone pośrodku napierśnika. Zaczęło ono wpompowywać zaś dwiema wspominanymi wcześniej rurami ogromne ilości powietrza do płuc mężczyzny. Ten, początkowo wiedziony zapewne jakimś pierwotnym odruchem, począł się miotać, ale po chwili poczuł nagle falę żaru rozlewającą się po jego ciele i mimo wciąż działającego ustrojstwa wdmuchującego powietrze nie odczuwał już problemów związanych z oddychaniem.

   Teraz był zdecydowanie lepiej przygotowany na rozrywki przygotowane mu przez jego przeciwnika, który w międzyczasie z pewnością nie próżnował. Pierwsze stadium jego przemiany dobiegło bowiem końca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jesteś taki przewidywalny. - Powiedziałem z ironią w głosie. Teraz już latałem w pozycji pionowej. - Tylko szkoda, że czeka na ciebie tam mała niespodzianka.

Kiedy przeciwnik zakończył inkantacje , pod jego stopami rozległo się pikanie. Boom! Nastąpiła eksplozja która zniszczyła cząsteczki pyłu. A zaraz po niej druga której fala uderzeniowa wyrzuciła przeciwnika w powietrze.

- Mam cię. - Wyprostowałem obydwie łapy w kierunku przeciwnika. Moje klony też. - Komendy popitu: Przewidywanie ruchu.

Wystrzeliliśmy promienie które połączyły się w jeden wirujący. Ale coś było nie tak. Promień zbierającego mrok był słabszy. Czyżby? Tak.

- Komendy popitu: Dark DET transformacja. - Wypowiedział klon po czym odsunął się na bezpieczną odległość.

Nagle cała skumulowana energia wystrzeliła na zewnątrz tworząc ogromną falę uderzeniową, ale i jednocześnie tworząc fioletową kulę dookoła klona.W środku następowała transformacja. Nogi wydłużały się, całe ciało wydawało się pompować muskulaturę do niewyobrażalnych rozmiarów. A co do uszu to stały się jeszcze bardziej spiczaste a ich końce pociemniały. Uszy te przypominały teraz ostrza. Na ciele Dark Det’a materializowała się czarno granatowa zbroja z fioletowym tolitem na splocie słonecznym. A na jego głowie zmaterializował się czarny hełm z mrocznej aury.

- Dark. Det. Transformacja zakończona. - Powiedział klon i powrócił do nas.

- Klony na widownie. - Kiedy to powiedziałem klony poleciały i usiadły na jednej z trybun które sobie wytworzyły.

Za szybko. Zdecydowanie za szybko. - Pstryknąłem palcami a klony zniknęły. Za wzniesieniami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Magnus skonstruował swoją zbroję z myślą o sporych przeciążeniach, toteż udało mu się jakoś przeżyć oba wybuchy. Pancerz ochronił go dość skutecznie przed zarówno wysoką temperaturą jak i odłamkami. Niemniej po straszliwym dudnieniu w skroniach wnioskował, że gdyby nie Płomienne Serce, nagła zmiana ciśnienia nadal mogłaby go pozbawić życia.

   Mężczyzna wiedział, że będąc w powietrzu stanowił póki co łatwy cel. Widział też, że jego przeciwnik szykuje się do wystrzelenia kolejnych wiązek, a młodzieniec nie miał najmniejszego zamiaru bezczynnie czekać na trafienie. Mimo zatem wciąż nieco rozmazanego obrazu w oczach, przystąpił prędko do działania.

 

   - Koth, Urh! Roth, Xer' Sturge! - Zawołał.

   Wnet jego ciało otoczyła lekko pomarańczowa bariera, a z prawej dłoni ku ziemi wystrzelił długi, świetlisty łańcuch by się w niej błyskawicznie zakotwiczyć. To zaś spowodowało zmianę toru lotu mężczyzny, wskutek której po ułamku sekundy gruchnął o ziemię z olbrzymim impetem, przy akompaniamencie jasnego rozbłysku - był on spowodowany rozładowaniem wytworzonej wcześniej specjalnej bariery. Dzięki niej cała w zasadzie siła uderzenia została przekazana podłożu (na skutek czego powstał kolejny, niewielki krater), pozostawiając jednak Magnusa niemal nietkniętego.

 

   Po wylądowaniu prędko wyczarował drugi łańcuch, łączący go tym razem z olbrzymim głazem leżącym nieopodal. Wtem, wykazując się nienaturalnie wielką siłą, szarpnął łańcuchem w taki sposób, że gigantyczny kamulec poderwał się z ziemi i osłonił go przed wystrzeloną wiązką. Udało mu się ja powstrzymać, choć była na tyle potężna, że w mgnieniu oka rozerwała skałę na miliony żwirowych drobinek.

   Nagle, tuż obok Magnusa, rozległo się charakterystyczne pikanie.

 

   Za pierwszym razem wybuch miny go zaskoczył. Za drugim już tylko lekko zdziwił. Za trzecim natomiast wydał się mu wręcz oczekiwaną oczywistością.

   Nim więc owa trzecia eksplozja nastąpiła, dezaktywował błyskawicznie oba świetliste łańcuchy i przygotował się na to, co miało nadejść już za ułamek sekundy. Wkrótce ogarnęła go światłość. Tym razem jednak kula ognia wykwitła na pobojowisku bez charakterystycznego huku. Miast również po chwili zniknąć, pojaśniała tylko i jakby zamarła.

   Po chwili jednak odwlekana eksplozja nastąpiła i to ze znacznie większą siłą, rozrywając ziemię w promieniu kilkudziesięciu metrów od epicentrum. Spotkała się też przy okazji z potężną falą uderzeniową jaka powstała po rozładowaniu energii przez Dark Deta, wzajemnie się z nią wytłumiając na odcinku między dymiącym Magnusem a jego przeciwnikiem, do którego w konsekwencji nawet się za bardzo nie zbliżyła. Niemniej jednak nałożone efekty zarówno potężnego wybuchu jak i fali uderzeniowej spowodowały również detonację wielu pobliskich min. Takiej ilości energii natomiast młodzieniec nie zamierzał pozwolić się zmarnować.

 

   Kontrolowanie mocy wybuchów zdecydowanie nie należało do łatwych, zwłaszcza przy takiej ich ilości. Jednakże Magnusowi daleko było już do żółtodzioba, toteż choć nawet z daleka można było poznać, że kosztuje go to wiele wysiłku, udało mu się tego dokonać.

   Energia błyskawicznie pomknęła do wtóru ogłuszającego ryku ku mężczyźnie i wkrótce utworzyła wokół niego krąg wibrującego, oślepiającego światła. Wtem Magnus machnął prawicą przed siebie, wydając jakby sygnał do ataku. W tym momencie z pierścienia energii wynurzyły się jakby dwie olbrzymie macki z żywego ognia i rozwinęły się, wykonując krzyżowy zamach w kierunku Deta. Tam, gdzie zdążyły już zetknąć się z ziemią, pozostawiały po sobie głębokie, postrzępione parowy wypełniające się na wpół roztopioną skałą.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdziwiłem się kiedy przeciwnik sprytnie unikał moich pułapek. Jednak to co zrobił z falą uderzeniową przemiany i min zaskoczyło mnie niemiłosiernie. Stałem przez chwilę patrząc co się dzieje, aż tu nagle zauważyłem lecący na mnie krzyż energii. Na całe szczęście szybko poleciałem 3 metry do góry. A energia przeleciała pode mną przy okazji roztapiając miny które dotknęła. Fala którą powodowała wytrąciła mnie z kursu lecz dałem radę powrócić.

- I to by się ze mną stało. Kiepski koniec. - Powiedziałem po czym zwróciłem się w stronę przeciwnika. - Ładny ruch, muszę przyznać. A teraz pora na moją odpowiedź.

Złączyłem dłonie i powoli je rozszerzałem. Pomiędzy nimi zaczęła się tworzyć kula energii. Podobna do tej zrobionej przez Maxa. (Samocelująca kula energetyczna. ) Jej kolor zmieniał się w zależności od rozmiaru. Od fioletowego po żółty a skończywszy na czerwonym. Kiedy osiągnęła rozmiar piłki lekarskiej, sama wystrzeliła, jak z procy, w stronę oponenta. A wraz za nią kule wytworzone przez moje klony.

- Mówiłem wam, że wchodzicie dopiero kiedy będzie gorąco. - Powiedziałem lekko zdenerwowany, ale po chwili znowu byłem spokojny i patrzyłem na działania mojego rywala.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Zaklęcie, które Magnus rzucił, wymagało cokolwiek sporych ilości energii, toteż gdy tylko ogniste macki rozwinęły się na pełną długość, zarówno one, jak i otaczający mężczyznę krąg energii, momentalnie rozbłysły i zniknęły z głośnym sykiem. Skutkiem ubocznym czaru była ogromna wprost ilość gęstego, czarnego dymu wydobywająca się z powypalanych szczelin. Było go zwyczajnie zbyt dużo, aby dał się tak po prostu rozwiać w mgnieniu oka - przynajmniej nie w najbliższym czasie. Ponadto, zaczął on powoli, lecz nieubłaganie pokrywać coraz większy obszar centrum areny, co było raczej Magnusowi na rękę.

 

   Jeśli zaś o samego młodzieńca chodzi, czuł się chwilowo nie najlepiej. Moc zaklęcia dawała o sobie znać, gdy wcześniejszy łomot w skroniach przybrał na sile, a w oczach mu na chwilę pociemniało. Ponadto, czuł, jak jego ciało puchnie wewnątrz dymiącego od zgromadzonej wokół niego wcześniej energii pancerza, czemu towarzyszyło ostre pieczenie skóry oraz mocne rwanie w okolicy łopatek - oznaki zwiastujące rychłe przejście w drugie stadium przemiany.

   Dość szybko wziął się jednak w garść, wstrząsnął głową i mimo nieodzyskania jeszcze pełni sił po poprzednim czarze, ruszył przed siebie, gdy wtem spostrzegł lecące w jego kierunku trzy dość spore kule czerwonej energii.

 

   Zebrał siły i spróbował najpierw stworzyć barierę wirującego z wielką mocą powietrza, która miałaby zmienić tor lotu pędzących sfer na jemu niezagrażający. Wciąż idąc, uniósł obie dłonie, których wnętrza zapłonęły pomarańczowym blaskiem, a wkrótce uformowała się przed nim, w pewnej odległości, wspomniana osłona, rozjarzona wręcz od ilości skupionego w jednym miejscu powietrza obracającego się z wielką siłą. Ku jednak początkowemu zdumieniu Magnusa, które przeszło niebawem w lekką irytację, tor tylko jednej z kul został jakoś znacząco zmieniony. Wszystkie zostały co prawda mocno spowolnione i, przebijając się powoli przez wirującą osłonę, drżały i miotały się na boki, lecz koniec końców za każdym razem powracały jakoś na pierwotny tor, z wyjątkiem tej jednej wspomnianej, która na skutek mocnego podmuchu wewnątrz tarczy zahaczyła o pękniętą pawęż, zaklinowaną mocno między mniejszym głazem a na wpół zwęglonymi szczątkami Behemota i eksplodowała, rozrywając wspomnianą przeszkodę na strzępy. Wniosek był dość prosty - magiczne pociski same naprowadzały się na cel.

   Teraz jednak pozostały już tylko dwa, toteż Magnus nie przerywał jeszcze zaklęcia, a zamiast tego skupił jego moc już tylko na wspomnianej parze sfer, pragnąc zmusić je do uderzenia w ziemię. Zaczął też przesuwać tarczę tak, aby wciąż uwięzione w obszarze jej działania kule energii nie wydostały się z niej od razu - a były już zaledwie kilkanaście metrów od swojego celu. W końcu druga zaryła o podłoże, lecz jej wybuch porwał w powietrze chmarę skalnych odłamków. Większość zrykoszetowała od płyt pancerza mężczyzny, lecz dwa z nich trafiły w przerwy między metalowymi osłonami, przebiły kombinezon i ugrzęzły w ciele - pierwszy zagłębił się w udzie, a drugi wbił się w ramię tuż pod prawym naramiennikiem. Wytrąciło to mężczyznę  z równowagi, co z kolei spowodowało chwilową utratę koncentracji, która jednak wystarczyła, by ostatnia spowolniona, lecz wciąż śmiertelnie niebezpieczna sfera wyzwoliła się spod działania tarczy powietrznej.

   Było już zbyt późno, by uniknąć zderzenia. W ostatniej chwili udało się jeszcze Magnusowi wystrzelić ku sferze krótką biało-niebieską wiązkę z lewej dłoni. Nie zatrzymała ona pocisku, ale zmniejszyła ona w znaczącym stopniu jego energię.

 

   Pocisk trafił młodzieńca w prawą pierś. Jego wybuch rozerwał rurę dostarczającą do hełmu powietrze, wyrwał też wbity przed chwilą w ramię odłamek, co Magnus odczuł szczególnie boleśnie, a samego chwiejącego się nieco mężczyznę powalił na ziemię tak, że przeszorował on po niej kilka metrów twarzą do podłoża, znikając ponownie w chmurze rozprzestrzeniającego się dymu.

 

   W głębi czarnego obłoku Magnus, mimo ran, dziwnie szybko, niczym w transie, podniósł się na czworaki. Najpierw oderwał od pancerza strzępy nieużytecznej już rury i względnie prostym zaklęciem termicznym nadtopił nieco metal na krawędziach dwóch powstałych teraz w zbroi otworów, szczelnie je zamykając. Gdy znów zaczerpnął w płuca odpowiednio dużą dawkę powietrza, wyrwał drugi skalny odłamek z uda. Nie przejmował się jednak utratą krwi, która przybrała kolor roztopionej skały. Oto miała bowiem nadejść, choć znacznie wcześniej niż pierwotnie planował, druga faza przemiany. Wciąż pod osłoną gęstego, gryzącego dymu dowlekł się możliwie szybko do bliższego z szerokich rowów wyżłobionych wcześniej jego czarem i zanurzył dłonie w przelewającym się po jego dnie potoku mieszaniny płynnego kamienia i metalu z pancerzy poległych.

   Tym razem miast bólu ciało Magnusa doświadczyło olbrzymiego, elektryzującego wręcz przypływu energii. Po kilku chwilach drugie, najbardziej drastyczne stadium przemiany również dobiegło końca.

 

   To, co kryło się teraz pod osłoną dymu wewnątrz poszarpanego parowu przypominało człowieka już chyba tylko faktem posiadania podobnej ilości kończyn. Niemniej zachowało swój ludzki umysł i było gotowe kontynuować bój.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chyba pomoc przyda mi się wcześniej. - Pomyślałem w głowie po czym spojrzałem na Popit. Pokazywał on menu główne. - Komendy popitu: Energy STAT.

 

Popit piknął a następnie przeszedł automatycznie do innego programu. Widniały w nim dwie ikonki obok których był pasek “procentowy” pokazujący aktualny poziom danej z energii wymaganych do transformacji. Przy Dark Deto pasek ciemnej energii był ponad skalą o 20 %. Z kolei poziom energii świetlistej. jest niemal na zerze. Szybkim ruchem przewinąłem ekran w prawo. pokazywał on teraz energię drugiego klona. u niego poziom pozytywnej energii był wystarczający do przemiany. Stuknąłem palcem dwa razy w środek ekranu. Nagle popit zawibrował a mój klon wzniósł się w powietrze. Skądś zaczęła grać energiczna muzyka której wtórował chór anielski. Klon wznosił się coraz wyżej wirując dokoła własnej osi. Od klona rozbłysło silne złote światło, na które nie dało się patrzeć bo hipnotyzowało, a do chóru dołączyły skrzypce i gitara. Muzyka przyśpieszyła. Dało się usłyszeć dźwięk jakiegoś syntezatora. Klon w środku swojej złotej aury zmieniał swoją formę.

 

Czas zwolnił. Z klatki piersiowej klona wyrastał złoty Tolit. Kryształ rozbłysł jeszcze jaśniejszym światłem niż to emitowane przez samego klona. Z tolitu po ciele począł się rozlewać jakiś Biało złoty płyn. Podczas rozlewania tężał tworząc solidną zbroje na ciele klona. Owa zbroja posiadała liczne zdobienia w kształcie spiral i pasków. Kiedy płyn dopływał do pasa część popłynęła w bok materializując złoty miecz z Tolitowym ostrzem, które błyszczało białą poświatą. Na głowie klona tworzył się śnieżno-biały hełm, który zarówno chronił głowę, jak i uszy. Na jego stopach po przepłynięciu cieczy tworzyła się para złotych butów. Kiedy Tolitowy płyn otoczył klona swoją magiczną ochroną, Światło zgasło. Jasność powróciła do normalności a klon wrócił na swoje miejsce. Całość trwała około sekundy.

- Przemiana świetlistego mnie dobiegła końca. -Powiedziałem zerkając na popit. - Pora na atak.

Wysunąłem prawą dłoń w kierunku przeciwnika, ale po chwili ją cofnąłem.

- Nie to by było zbyt przewidywalne.- Powiedziałem po czym moje ciało wydawało się pulsować na przemian Ogniem, plazmą i elektrycznością. moje ciało nie mogło się zdecydować na jeden konkretny typ. Dlatego wybierało je szybko. - Kula X będzie dobrym pomysłem.

Wyciągnąłem dłonie do przodu a następnie mocno skupiając się na celu materializując kule energii o takich samych właściwościach jak moje ciało. Owe kule też zaczęły pulsować. Po chwili wystrzeliły jak z procy w kierunku przeciwnika. A ja stałem i czekałem na jego ruch.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Stwór wychylił się na chwilę z zadymionego rowu, by sprawdzić prędko, jakież to zaklęcia mogą szykować Detonato i jego klony. Przez dym dojrzał silny rozbłysk światła, któremu towarzyszyły dźwięki muzyki. Przez chwilę, gdy patrzył na jasne promienie, jego proces myślowy jakby się zatrzymał, lecz kiedy przemiana drugiego klona jego przeciwnika dobiegła końca, prędko się otrząsnął. Zakodował niemniej w swoim umyśle miejsce, z którego dochodziło owo światło i muzyka. Biorąc pod uwagę, że jego oponent póki co nie zmieniał znacząco pozycji, znajomość jego aktualnego położenia w całym tym dymie mogła być przydatna.

   Wtem zobaczył mknące dokładnie ku niemu pociski, dzięki wydzielaniu niemałej ilości światła widoczne nawet w powiększającej się stale czarnym całunie.

   "JAK" było pierwszą myślą, która przemknęła bestii przez jej łeb. Bądź co bądź, była przecież ukryta wewnątrz gęstego obłoku. Prędko jednak wydedukowała rozwiązanie tej zagadki: pamiętała, jak Detonato na początku walki powitał ją z pomocą telepatii, całkiem było wiec możliwe, że był on w stanie wciąż wykryć jakoś jej położenie. Monstrum sapnęło z irytacją. Będzie musiało coś z tym zrobić w najbliższym czasie. Teraz jednak priorytet miały trzy pulsujące sfery, zbliżające się ze sporą prędkością.

 

   I tu na Magnusa czekała w końcu względnie przyjemna niespodzianka: skupiając myśli udało mu się wyczuć, z czego zbudowane są pociski. A tak się składało, że formy przez nie przybierane bazowały na przemian na czystej plazmie, elektryczności i ogniu - żywiołach, nad którymi dzięki swoim podstawowym umiejętnością miał dość sporą kontrolę, zwłaszcza na tym ostatnim. Niemniej jednak sfery poruszały się bardzo szybko i były w liczbie większej od jednej, toteż przemieniony Magnus skupił się tylko na tej najbardziej po jego lewej. Stwór wygramolił się czym prędzej z rowu i sprężył się do skoku, bacznie obserwując pociski.

 

   Szybko spostrzegł, że pulsują one w szybkich, lecz regularnych odcinkach czasu. Poczekał więc na odpowiedni moment. Gdy jego cel znajdował się już bardzo blisko i niebawem miał zmienić formę na ognistą Magnus odbił się mocno od ziemi, a jednocześnie z jego lewego przedramienia wystrzeliło w bok coś długiego i cienkiego jak stalowa linka, podczas gdy jego prawe ramię sięgnęło ku jaśniejącej sferze.

   W momencie gdy kula przybrała płomienną formę, zacisnęły się na niej szpony stwora. W tej samej chwili bestia, jakby szarpnięta łańcuchem, zmieniła w powietrzu kierunek lotu i pomknęła w bok, unikając trafienia pozostałymi pociskami, które pomknęły dalej i eksplodując wypaliły sporą dziurę pełną jeszcze przez chwilę szalejących wyładowań elektrycznych - dokładnie w tym miejscu, w którym Magnus moment temu przebywał.

 

   Ta natomiast sfera, którą monstrum pochwyciło, przez chwilę jeszcze zachowywała się w jego uścisku niestabilnie, lecz formy już nie zmieniła. Wnet jednak uspokoiła się, a po chwili zaczęła rozładowywać się w postaci ogniście pomarańczowych błyskawic, biegnących po ramieniu stwora na jego plecy. Ten zaś pod ich wpływem skulił się, a wybrzuszenie pod tymi kilkoma strzępami, które zostały z czarnego płaszcza, poruszyło się.

   Finalne stadium przemiany Magnusa zakończyło się.

 

   Całość trwała zaledwie kilka sekund.

 

   Teraz należało pozbawić przeciwnika późniejszej możliwości łatwego wykrycia stwora.

   - Akh, Sekh-Keth, Roth... - Wydukał najpierw. Ten czar, który właśnie rzucił, ukrył jego umysł przed sensorami telepaty.

   - Keth-Koth-Sekh... - Dodał po chwili. Gdy z kolei to uczynił, pokaźna już chmura gryzącego, gęstego dymu pomknęła na niezakryty przez nią jeszcze środek areny. W ten sposób w jej objęciach znalazł się w końcu sam Detonato, jak i jego klony.

 

   Magnus natomiast już niebawem miał przejść do ataku. Potrzebował do tego tylko jeszcze jednej rzeczy, osiągalnej wprawdzie, lecz tylko bardzo potężnym zaklęciem.

   - Urh-Agg' Gurd! Sekh-Urh' Zaar! Hurh, Zorth! - Ryknął nagle potężnie, prostując się i wyciągając ramiona ku niebu.

   Wtem spomiędzy ciemnych, ciężkich chmur wiszących nad areną wystrzeliły nagle dwa łańcuchy błyskawic. Oplotły one ramiona bestii, ta zaś, jak się wydawało, nie odniosła przy tym żadnej szkody i jednym zamaszystym ruchem przyłożyła obie dłonie do ziemi. Wtedy potężne wyładowania zniknęły.

   Równocześnie rozległ się jednak potężny huk, jakby od uderzenia olbrzymiego młota, a ziemia poczęła coraz mocniej drżeć i pękać.

   Wtem nastąpił nagły, przelotny moment ciszy, a wkrótce po nim wybuchł jeszcze straszliwszy hałas, gdy nagle ziemia w wielu miejscach areny głęboko się zapadła do akompaniamentu ognistych rozbłysków, natomiast w samym jej centrum i jego okolicach z wypalonego podłoża zaczęły się prędko wypiętrzać wysokie na kilkadziesiąt metrów, masywne, nieregularne kolumny z kamienia, czemu towarzyszył deszcz osypujących się z nich kawałków skały.

 

    Magnusowi spadające odłamki nie uczyniły większej szkody. Bądź co bądź, nie po to się rzuca większość czarów, żeby samemu najmocniej od nich ucierpieć, a ten nie pozostawał tu wyjątkiem - jego użytkownik, o ile się w trakcie nie poruszył, pozostawał pod koniec na względnie niezmienionym, bezpiecznym obszarze. Inna sprawa, że stwór musiał się teraz ograniczyć do raczej prostszych zaklęć - większa liczba czarów tak potężnych jak ten, była zbyt wyczerpująca nawet dla niego w jego obecnej postaci, a po tym użyciu magii i tak czuł się przez chwilę co najmniej niedobrze. Dym jednak, zmieszany z pyłem, którego przed chwilą wielkie ilości również pokryły arenę przy wypiętrzeniu się słupów, powoli zaczął opadać i rzednąć. Od tego momentu, aby wykorzystać jeszcze resztki gęstej, drażniącej osłony, monstrum musiało przejść do agresywniejszej ofensywy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeciwnik w dość ciekawy sposób obronił się przed moim atakiem. A chwilę później zniknął i z pola widzenia dosłownego jak i telepatycznego. Gęsty dym rozprzestrzeniał się po arenie a kiedy był jakieś 3 metry ode mnie, popit zapiszczał a na jego ekranie wyświetliło się powiadomienie o zawartości żrących substancji w chmurze.

- Komendy popitu: Konwerter energetyczny aktywacja. - Powiedziałem z pewnością siebie. Zaraz potem popit zdawał się pochłaniać dym z otoczenia i pod wpływem odpowiedniego programu konwertował go na parę wodną. Wszelkie substancje trujące, pyły i inne szkodliwe substancje zostały przemienione na negatywną energię. Strumień negatywnej energii zmierzał w kierunku mrocznego mnie, ale w ten sposób tylko obroniłem się przed dymem, a przeciwnika jak nie ma tak nie ma. ……. Nagle jednak przyszła mi pewna myśl. “Umysł to jedno, ciało to drugie a AURA? Mogę go zlokalizować na podstawie Aury!“ Wyciągnąłem swoją prawą łapę do przodu i zamknąłem oczy. Delikatnie obracając ciało skanowałem teren w poszukiwaniu przeciwnika. Kiedy moja dłoń była skierowana na jeden z kraterów, wyczułem silne pole energii. Widziałem pod oczami aurę tej postaci. Nie przypominała aury któregoś z moich klonów dlatego byłem pewien, że tam siedzi przeciwnik.

- Komendy popitu: Torba -o “CutenessKiller” -e - Popit zatrząsł się delikatnie po czym poczułem jak energia z popitu płynie do mojej łapy, a z niej na zewnątrz wyleciała złota kula energii powoli zmieniająca swój kształt. Kiedy dotknęła podłoża przypominała malutkiego, słodkiego szczeniaczka. Aura znikła a na podłodze leżał piesek. Miał jasno białą centkowaną sierść a na ogonie i uszach widniał symbol (ZT), nie miał obroży, był to energetyczny szczeniak z ZitaToli. Jest strasznym pieszczochem kiedy jesteśmy u siebie, ale na polu bitwy zamienia się w wojownika. Posiada wiele super mocy, ale nie użyje ich jeżeli nie będzie pewien planu przyzywającego. Tylko niektóre istoty z mojej krainy mogą go przyzwać. Tymczasem “Rex” bo tak owy piesek się nazywał biegał za swoim ogonem aby się rozruszać.

- Rex, Noga. - Podbiegł do mnie i usiadł. - Szukaj i walcz. Cel Watmes!

Pobiegł w kierunku który mu wskazałem. nagle usłyszałem jakby dźwięk gromu. To tylko Rex użył hiper prędkości aby szybciej znaleść się przy przeciwniku. Kiedy już był przy jego kryjówce wysunął prawą lewą łapę do przodu a tylną lewą do tyłu. Następnie szkeknął! Fala uderzeniowa z ogromną siłą uderzyła o skałę otaczającą Magnusa. Krater nie wytrzymał energii z jaką musiał się zmagać! Odłamki zkalne niszczone falą leciały przed siebie przy okazji uderzając we wszycstko co napotkały na swojej drodze. Kiedy usłyszałem to szkeknięcie Pomiędzy moimi łapami zauwarzyłem tworzącą się kulę energii elektrycznej. Kula rosła i rosła, a kiedy była wystarczająco duża, wystrzeliłem promień energii w stronę od której usłyszałem szczeknięcie. Rex przybiegł do mnię, a ja drapiąc go po brzuchu czekałem na reakcję przeciwnika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Gdy psiak zaatakował, nastąpiło to tak szybko, że Magnus ledwie zdążył zareagować. Gdy więc poleciała ku niemu chmara odłamków, zdołał osłonić tylko ramionami twarz i brzuch, dzięki czemu jednak nie doznał szczególnie poważnych obrażeń - ponownie większość odłamków zrykoszetowała od jego pancerza, a reszta pozostawiła raczej niegroźne zacięcia i zadrapania, które organizm stwora mógł raczej szybko zregenerować. Wnet trafiła go dodatkowo wiązka energii elektrycznej, wywołując niemal paraliżujący ból. Dzięki swoim umiejętnościom zdołał ją jednak zneutralizować, nim wyrządziła mu większe szkody.

   Niemniej jednak monstrum było teraz mocno rozeźlone. Potężne szczeknięcie, zdolne rozrywać skały, mocno nadwyrężyło jego zmysł słuchu, wygłuszając na chwilę niemal wszystkie odgłosy poza jakimś nieokreślonym lecz irytującym, wysokim piskiem. Poza tym, jak to było możliwe, zachodziło w głowę, że jego przeciwnik wykrył je tak szybko? Jak!?

   Wtedy stwór doznał momentu oświecenia - aura! Został wykryty po swojej aurze!

   To stwarzało już większa trudność. Wytłumienie aury, charakterystycznej dla każdego maga niczym twarz lub odciski palców dla normalnych osób, i której odblask przejawiał się we wszystkich niemal zaklęciach, było zwyczajnie zbyt skomplikowane, by przeprowadzić je na zawołanie w warunkach polowych bez uprzednich badań i przygotowań. Magnus obiecał jednak sobie, że w nieodległej przyszłości takowe poczyni.

 

   Póki co, trzeba się było jednak skupić na pojedynku. Pisk w uszach powoli ustępował, dając dopływ nowym myślom. Kwestia wykrywania aury była niemałą przeszkodą w ukrywaniu się, ale z drugiej strony, póki było jeszcze dość dymu, dawała pewną nową możliwość. Stwór dostrzegł też nieco nietypową koncentrację dymu w jednym punkcie, nieopodal miejsca, w którym powinien znajdować się jego przeciwnik.

   - Ishsha, Shekh... - Cicho wymamrotał, po raz drugi już w trakcie tego pojedynku. Bądź co bądź, ogólny kształt terenu areny od momentu poprzedniego użycia tego czaru uległ znacznym zmianom, a stwór potrzebował na jego temat bardzo szczegółowej wiedzy, jeśli jego pomysł miał się powieść w stu procentach. Przy okazji, we wspomnianym wcześniej miejscu koncentracji dymu wykrył również znaczną ilość negatywnej energii.

   Póki co, wszystko pasowało do jego planu.

 

   Magnus podniósł z ziemi kilka skalnych odłamków, obejrzał je starannie, zważył w dłoniach, po czym zaintonował zaklęcie...

 

***

 

   Ktoś, kto obserwowałby aktywność aury w miejscu, w którym stał spowity dymem Magnus, spostrzegłby, że jego aura jakby nagle przybrała znacznie na mocy, a potem, o dziwo, uległa jakby rozszczepieniu na sześć części, z których każda pomknęła szybko w różne strony, prędko odbijając się od podłoża i skalnych kolumn pod różnymi kątami. Wszystkie jednakże zmierzały dość szybko w ogólnym kierunku Deta i jego klonów.

   Nagle dwa przedmioty emanujące silnie magnusową aurą wyłoniły się z gęstych obłoków dymu. Były to dwa kamienie jaśniejące ognistym blaskiem. Pierwszy przemknął nieopodal świetlistego klona i wybuchł jak jakiś granat, gdy znajdował się już od niego w pewnej odległości. Drugi pomknął ku Detonato i również ekplodował, ale tym razem znacznie bliżej, choć tym razem przed swym celem. Wnet od skalnej kolumny odbił się i trzeci, rąbnął ze sporą siłą w pierś mrocznego klona, zrykoszetował od niej i wybuchł po chwili.

   Pozostałe trzy przedmioty koncentracji aury Magnusa po ułamku sekundy również pomknęły wprost ku swoim celom, jeszcze jednak fizycznie nie widoczne: jeden z boku, pod skosem, pomknął ku świetlistej kopi Deta, drugi odbiwszy się od ziemi poleciał wprost ku niemu samemu, zaś trzeci najwyraźniej zrykoszetował od kolumn i wystrzelił ku plecom wciąż jeszcze oszołomionego poprzednim trafieniem mrocznego klona.

   Wtem...

 

***

 

   ...Za Dark Detem, z otaczającego go ciemnego obłoku, który tamten pochłaniał i przemieniał w negatywną energię, zamiast zaklętego kamienia wynurzyła się groteskowa bestia. W mgnieniu oka wylądowała mu na plecach, czemu towarzyszył nieprzyjemny, głuchy odgłos uderzenia. W tej samej chwili dwie potężne pięści wyrżnęły jednocześnie w wystające z hełmu uszy klona, a gdy ten instynktownie uniósł do nich dłonie, szpony stwora rozgięły pancerz na karku. Po zaledwie krótkiej chwili w boki wspomnianego karku, z siłą zdolną kruszyć skały, wbiły się dwa masywne kły. Stwór wnet zaczął jak pijawka wysysać energię ze swej straszliwie ranionej ofiary.

   A wszystko to trwało najwyżej sekundę.

 

   Było to dość brutalne zagranie i Magnus sam pierwszy by to przyznał. Niemniej nie miał z tego powodu jakichś większych wyrzutów sumienia - koniec końców, ten klon pozostawał tylko klonem, bezwzględnie i ślepo, jak maszyna niemal, wykonującym wolę swego twórcy. Natomiast w ten sposób, dzięki zamieszaniu wywołanym ciśniętymi przez niego kamieniami, które napełnił swoją energią magiczną i zaklął, by odbijały się z wielką siłą, oraz wciąż otaczającym mroczną kopię Deta dymowi, miał szansę zredukować przewagę liczebną przeciwnika, a nawet samemu doładować się pewną ilością mocy. Wydawało się to zatem strategicznie dobrym posunięciem.

   Nie myśląc więc wiele więcej, Magnus jeszcze mocniej bił kły w kark prędko słabnacej kopi przeciwnika.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(sterowanie postacią przeciwnika. - Nieładnie.

Czas zwolnił.

Widziałem dokładnie jak pociski przeciwnika lecą w stronę moją i moich klonów. Na całe szczęście mamy naszą tajną broń nadal w zapasie. Kule aury przeciwnika leciały w stronę mnie i moich klonów. Świetlisty ja wyczuwając zbliżający się pocisk odskoczył w górę a następnie poleciał przede mnie. Błyskawicznie wysunął swoje łapy do przodu. Natychmiast gdy to zrobił rozerwała się dookoła nas warstwa pola siłowego. Na tyle silnego aby zatrzymać pociski i zniwelować ich działanie. Tak też się stało. Pociski po odbiciu się i eksplozji przekazały swoją energię tarczy, która z kolei przekazała ją mi.

W tym samym czasie kiedy pociski leciały na nas, Rex pobiegł w kierunku Dark Deta. Szczeknął a fala uderzeniowa zniosła aurę na ścianę skalną. Kiedy przeciwnik wyłonił się z za pleców. Klon stał spokojnie. Ataki dłońmi w uszy nie ogłuszyły go a tylko zdenerwowały. Z kolei wbicie kłów i zabieranie mu mocy uruchomiły system zabezpieczeń w Popicie. Owy system nazywany przeze mnie ASWSMAiNP (AutomatycznySystemWykrywaniaSpadkuMocyAuryiNaprawianiaProblemu)

Wykrył wampirzy ruch. Klon jęknął krótko. Nagle do “wsysanej” aury klona została dodana aura bólu i cierpienia. Każda nano cząsteczka powodowała wspomniane efekty. Potęgowały się z każdą milisekundą. Ciosy przeciwnika doprowadziły klona do frustracji. Kucnął chwytając przy okazji za kły bestii i silny pewnym ruchem na boki wyrwał je z jej szczęki. Następnie obrócił się w stronę wroga i powiedział mrocznym, nieomal demonicznym głosem.

- Rozgrzewka skończona, rozpoczynamy prawdziwą walkę! MultiPopit: Super popit aktywacja. W tym momenie malutki komputerek na jego lewej ręce rozszerzał się na długość ramienia. Okalając je całe mocną osłoną. Tak samo zrobiły mój i świetlistego klona. Dark det wykonał silne i szybkie uderzenia w ciało przeciwnika. Jedni uderzenie w splot słoneczny pod kontem, uderzenie po skosie w lewą część klatki piersiowej stwora, podcięcie a następnie cios z pół-obrotu piętą w kark. Następnie splunął ciemną masą na bestię , która z powrotem zamieniła się w kamień.

Czas wrócił do normalnego biegu.

- Tak chcesz się bawić? - Zapytał demonicznym i przeszywającym dreszczem ciało głosem. - Zgoda…. Komendy super popitu : Mega przemiana!

Nagle całe światło znajdujące się do okoła klona znikło. Nie było niczego widać. Tylko czarną kulę. W środku klon przemieniał swoje ciało. Nie zmieniało swego wyglądu. Ale zmieniało swoją moc. Klon pochłonił całą, negatywną energię z otoczenia blisko jego, a nowy popit doładował się powiększając zasoby mocy. Następnie znowu było go widać.

- Teraz moja kolej na ruch! - Powiedział klon wiedząc, że mu na to pozwolę. - Komendy super ruchu: Koszmar prawdy!

Przed klonem pojawił się eliptyczny portal. Nagle jakiś cień ppsuwając się po podłodze zniknął w nim. W tym samym czasie z portalu wyłonił się mroczny kosiarz. Uścisnął dłoń klona, jakby byli dobrymi przyjaciółmi. Wskazał na krater. Jego rozmówca wiedział o co mu chodzi. Nagle zniknął pod ziemią Wtapiając się w nią. Bez problemu wyczół aurę Magnusa, miała niepowtarzalną barwę. Tak samo, jak każdy ma indywidualny kod DNA. Następnie przeniósł się za niego. Jeszcze nie zdradzając swojej obecności , obserwował Magnusa, jakby skanował go wzrokiem. Kiedy był gotów wysunął ręce w kierunku rdzenia kręgowego, ale go nie dotykał. Kiedy tylko to zrobił , wysłał energię paraliżu do jego ciała. Później włamał się do jego umysłu i powiedział do niego swoim diabelskim, mrocznym głosem.

- Jeżeli będziesz tak dalej postępował to wkrótce przyjdę po twoje ciało. - Kiedy to powiedział zaczął rysować swoją kosą na łydce Magnusa symbol Pentagramu i liczbę 666. kiedy wykonał zadanie zniknął w podziemiach i obserwował poczynania.

Kiedy Kosiarz zajmował się Magnusem, moje klony przyleciały do mnię i omawialiśmy kolejny ruch.

Przepraszam za brak formatowania. Pisane z Tapatalk'a

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   [Odpowiedź odnosząca się do pierwszego akapitu poprzedniego posta]

Spoiler

   Wobec zarzutu sterowania postacią mojego przeciwnika poczuwam się do odpowiedzialności umotywowania jakoś tego, co napisałem w swojej poprzedniej odpowiedzi. Jest to tekst bynajmniej nie najkrótszy, toteż umieszczam go w spojlerze, by nie zaśmiecał samego pojedynku.

 

   Wprzódy, w żadnym wypadku nie zamierzałem przejmować kontroli nad kimkolwiek prócz Magnusa. Jeżeli jednak rzeczywiście dopuściłem się czegoś takiego, proszę o wybaczenie i zaręczam, że uczyniłem to nieświadomie. Prawdę jednak powiedziawszy, niczym uczeń zastanawiający się nad przyczyną złej oceny, nadal nie wiem do końca, w którym fragmencie konkretnie mogłem popełnić błąd.

   Możliwe, że chodzi o fakt, że podczas ataku Magnusa połączonego z jego "skaczącymi kamieniami" nie dałem mrocznemu klonowi dość czasu na reakcję i powinienem był zakończyć wiadomość w momencie skoku mojej postaci na rzeczoną kopię - w takim wypadku był to wynik mojego założenia, że zarówno uderzenia i wybuchy (jak i nietrafienia) zaklętych odłamków wraz z atakiem bestii następowały bardzo dobrze zsynchronizowane w tak mikroskopijnych odstępach czasu, że na wspomnianą reakcję zwyczajnie go nie starczyło. Muszę dodać, że owo założenie opierało się również na elemencie pewnego zaskoczenia, które miało wynikać z chwilowej niepewności co do dokładnego położenia Magnusa, szczególnie źle widocznego (do pewnego momentu wcale, przynajmniej fizycznie) ze względu na gęstość dymu, zwłaszcza wokół pochłaniającego go (i przemieniającego w m.in. parę) klona (który stanowił cel tego ataku), a także zbudowane zostało na przekonaniu o pewnym zamieszaniu, znów wywołanym wielką prędkością następowania zdarzeń, jak i pozorną przypadkowością lotu skalnych pocisków, a także faktem, że zaczęły one wybuchać niby granaty.

   Jeżeli w tym tkwi problem, to po prostu się przeliczyłem: wspomniane założenie okazało się zupełnie nietrafne, czyli niemal pół tuzina rykoszetujących w bardzo gęstym dymie z wielką prędkością, na pozór bez ładu i składu, magicznych granatów przy jednoczesnym ataku od tyłu to zbyt mało, by choć trochę skonfundować postać mego przeciwnika i jego klony (i Rexa). Żeby wszystko było jasno napisane, nie zamierzam się z tego powodu dąsać lub skarżyć i pluć jadem - Detonato jest w końcu kimś w rodzaju superbohatera i ratował w swoim wymiarze, nieco różnym zapewne od naszego, wiele innych osób przed niebezpieczeństwami wszelkiej maści, wśród których nie zabrakło z pewnością diabolicznych łotrów, ohydnych potworów i zmyślnych a morderczych pułapek, toteż być może miał prawo zareagować w taki, a nie inny sposób - czego ja najzwyczajniej nie przewidziałem, uznając takie zachowanie w opisanej sytuacji, nawet mimo wymienionych faktów, za zbyt nieprawdopodobne (co mogło być jednak błędne).

   Być może, że mogło też chodzić o fragment wzmiankujący uniesienie dłoni klona do jego uszu po ich uderzeniu. Przyznaję, że z rozpędu mogłem napisać to w sposób nieco niejasny. Chodziło mi o wyłącznie lekkie drgnięcie ramion, wywołane czystym odruchem - nic więcej. Względnie podobny odruch jest u ludzi (wiem, że Detonato ani jego klony nie są ludźmi, ale gdyby ktoś czepiał się tego konkretnego przykładu, są antropomorficzni) bardzo powszechny, gdy na przykład ni stąd, ni zowąd dźgnąć ich palcem w brzuch, nawet bardzo lekko: zazwyczaj spinają się i wykonują ramionami nieznaczny ruch, jakby chcieli się zasłonić, choć nie ma po temu zwykle najmniejszej potrzeby. W wypadku naszego starcia nie chodziło mi o nic więcej, niż podobną reakcję. Napisałem również, że zarówno uderzenie w uszy jak i rozgięcie pancerza na karku nastąpiły bardzo szybko, a wzmianka o tym nieszczęsnym drobnym odruchu miała wyłącznie dodatkowo spotęgować wrażenie prędkości ruchów i siły przemienionego Magnusa, nie zaś sugerować wykonywanie nie wiadomo jakich czynności.

   Wygląda jednak na to, że i tym razem się przeliczyłem, choć tym razem muszę przyznać się do lekkiego zdumienia. Okazało się bowiem, że klon, który w może niespełna sekundę z mikroskopijnym ogonkiem oberwał w pierś rykoszetującym granatem (który wnet wybuchł), był ofiarą naskoku na plecy sporej, opancerzonej bestii, otrzymał jednoczesny cios w oboje uszu rękoma, które jeszcze przed drugą fazą przemiany były zdolne poderwać z ziemi olbrzymi głaz zaledwie pojedynczym szarpnięciem przyczepionego doń łańcucha i w którego kark wnet wbiła się para kłów z siłą większą od strażackich nożyc hydraulicznych, używanych m.in. do ekspresowego użynania dachów samochodów, stał wciąż niewzruszony jak pomnik Piotra I Wielkiego, ani odrobinkę nieskołowany i tylko poirytowany atakiem stwora niby naprzykrzającą się muchą.

    Ale w porządku. Po pochłonięciu znacznej ilości negatywnej energii mógł być może do tego jakoś zdolny. Nie chodzi mi zaś o narzekanie, tylko o ukazanie dlaczego miałem w moim mniemaniu prawo spodziewać się zgoła innej reakcji, w której ten nieszczęsny, drobny i naprawdę kosmetyczny dla opisu odruch miał prawo mieć miejsce.

 

   Jeżeli po tej próbie ukazania rozumowania, którym kierowałem się podczas pisania, ktoś czuje się nadal urażony, składam mu moje serdeczne przeprosiny za zaistniałe nieporozumienie i czas potencjalnie zmarnowany przez tą ścianę tekstu.

   Na odchodnym chciałbym jeszcze tylko wspomnieć, że w razie czego można najpierw w prywatnej wiadomości zwrócić przeciwnikowi uwagę z podaniem konkretnego przykładu i uzasadnieniem oraz poprosić o edycję niepasującego fragmentu tekstu tak, by odpowiadał. Powinno to w pewnym stopniu zapobiec występowaniu takich niezręcznych sytuacji w przyszłości.

   [Pojedynku ciąg dalszy]

 

   Po ustaniu efektów paraliżu, najpierw na kamiennej skorupie otaczającej ciało stwora zaczęły szybko pojawiać się pęknięcia. Po chwili skała została rozsadzona od środka i pokruszona kilkoma zdecydowanymi ruchami potwornych ramion. Dym rozwiał się już niemal zupełnie, odsłaniając monstrum w pełnej krasie.

 

   Przypominało na pierwszy rzut oka skrzyżowanie groteskowego, wynaturzonego humanoida z jakimś szkaradnym insektem. Miało łuskowatą, szarą skórę, osłanianą ciemnoszkarłatnymi płytkami. Po bliższym przyjrzeniu się można było spostrzec, że nie małą część swej aparycji zawdzięcza noszonej w swej ludzkiej formie zbroi, która teraz zrosła się z ciałem, tworząc z nim jeden organizm. Tułów i ramiona bestii były nad wymiar wyrośnięte, sprawiając nieustające wrażenie posiadania przez nią sporego garbu. Z przedramion grubych jak drewniane bele wyrastały dłonie, które zamiast pięciu palców miały po trzy masywne szpony, ostre i zakrzywione jak rzeźnickie haki, zaś spod kilku ostatnich strzępów czarnego płaszcza na grzbiecie wystawało coś jakby dwie masywne dysze. Głowa bestii natomiast przypominała najeżoną ostrymi łuskami rogatą czaszkę o wąskich zakrzywionych zębach, przywodzących na myśl piłę tarczową. Z okrywających je policzków, dawniej będących częścią hełmu, zwisały bezwładnie zmaltretowane żuwaczki. Z miejsc po wyrwanych kłach wydobywała się jasna, świecąca ognistym blaskiem krew.

 

   Gdy tylko Magnus uwolnił się z kamiennych okowów, zaczął ciężko dyszeć. Pod warstwą skały było ciężko o powietrze do oddychania. Ponadto, choć jego pancerz osłonił go częściowo przed inaczej może nawet morderczymi ciosami, specjalna pompa powietrzna wyszła ze starcia kompletnie zniszczona, o zalaniu jej kamieniejącą mazią już nie wspominając. Ze względu na chwilowe niedotlenienie i paskudny ból, niespecjalnie zwrócił uwagę nawet na słowa wypowiedziane przez Mrocznego Kosiarza. Dotarły one do niego dopiero po chwili, a i tak miał wrażenie, że czegoś nie zrozumiał. Wiedział, że tamten groził mu chyba odebraniem ciała. Ku własnemu wielkiemu zdziwieniu Magnus odkrył nagle, że możliwość jego utraty specjalnie go nie przeraziła, choć nie mógł zrozumieć jeszcze dlaczego. Miał tylko wrażenie, że to bardzo ważne.

   Czas jednak na takie rozmyślania będzie dopiero po pojedynku. Magnus raz jeszcze zatem, choć już nie bez pewnego wysiłku, wziął się w garść. Otarł skrwawioną paszczę wierzchem dłoni i spróbował się skupić.

 

   Zdziwiła go niesamowita wytrzymałość zaatakowanego wcześniej klona, który mimo potężnych ciosów zdawał się wcale nie ucierpieć. Cóż, wciąż był dość mocno zdumiony, ale wyglądało na to, że zwyczajnie znacznie przecenił swoje siły. Zdecydował się zatem skupić uwagę raczej na samym Detonato, niż na jego sojusznikach, choć trzeba było pomyśleć o jakimś sposobie ochrony przed ich atakami. Miał co prawda coś w zanadrzu, ale nie nastał jeszcze na to odpowiedni moment. Po chwili jednak wpadł na pewien pomysł.

 

   - Xe.. - W rzuceniu czaru Magnusowi przeszkodziła krew, która nagle napłynęła mu do ust, przez co omal się nie zakrztusił. Splunął, odchrząknął i zaintonował ponownie zaklęcie, tym razem już bez większych potknięć. - Xer' Roth, Sekh, Koth... Ishsha-Gurd' Roth, Sekh... Koth... Xer' Sha' Roth, Sekh...

   Gdy skończył wypowiadać tę dość długą formułkę, powietrze w kilkumetrowym promieniu wokół niego jakby nieco pojaśniało i zaczęło mocno drgać. Uważne oko mogłoby wychwycić coś jakby maleńkie błyskawice pojawiające się na obrzeżu zjawiska. Całość wyglądała jednak względnie niepozornie.

   W rzeczywistości była to jednak bardzo potężna, warstwowa tarcza, do której stworzenia Magnus zużył między innymi energię wyssaną z Dark Deta po uprzednim jej skonwertowaniu, by nie mogła zostać znów pochłonięta przez przeciwnika lub któregoś z jego klonów. Miała kilka szczególnych właściwości. Warto powiedzieć na dobry początek, że przedostać się przez nią wbrew woli rzucającego było nieprawdopodobnie ciężko, a i teleportacja do środka była wysoce odradzana.

 

   Tak chroniony Magnus ruszył w końcu na swego przeciwnika.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak. Chodzi o to. Dzięki za wyjaśnienia. ;)

Mroczny klon poleciał i stanął obok mnie i świetlistego klona. Podczas gdy przeciwnik wytworzył dookoła siebie osłonę.

- To co. - Powiedział klon głosem już nieco spokojniejszym. - Synteza?

- Nie. - Powiedziałem stanowczym tonem. - Wyrównanie energetyczne, bo przeciwnik ma więcej mocy!

- Zgoda!

- Komendy super popitu: Wyrównanie energetyczne.

Nasze popity zadziałały a do tych którzy mieli niższy poziom energii niż przeciwnik. Czyli do mnie. Wpływała energia pozytywna i negatywna w stopniu takim aby wyrównać ten poziom z poziomem przeciwnika. Następnie skupiłem się na osłonie jaką sobie stworzył. Wyglądała na standardowy typ osłony energetycznej stworzonej z mrocznej energii z domieszką pozytywnej. Dark Det i light Det wyszli przede mnie w ten sposób, że tworzyliśmy linię prostą w kierunku przeciwnika. Wszyscy wysunęliśmy dłonie na przód. I zeskanowaliśmy aurę tarczy. Popit zapiszczał z wyświetlonym komunikatem na ekranie. “Trwa skanowanie na odległość 1%”

-- Komendy super Popitu: Negacja aury. - Mroczny ja potrafił kontrolować swoją aurę nawet jeżeli została wyssana i przekonwertowana. A ruch “Negacja Aury” Powoduje kompletne zniknięcie tej energii która nie jest w nim.

Mroczny wysunął łapy w kierunku Magnusa. W tym momencie osłona wydawała się robić coraz słabsza, ale to samo działo się z przeciwnikiem. Wszelka aura którą wyssał mojemu klonowi po prostu znikła. Podobnie wszelkie właściwości które zostały dodane do osłony.

Ustawiliśmy się teraz w szeregu i tworzyliśmy kule pomiędzy łapami wyprostowanymi w kierunku przeciwnika. Nagle od strony tarczy poleciał strumień falującej energii mroku światła i krystalicznie czystej energii dobra(tej było najmniej). Energia wysysana z tarczy powodowała jej jeszcze większe osłabnięcie. Przy naszych kulach rozdzielała się i segregowała. (Negatywna do dark, światła do light, a dobra do mnie.) Nagle popit zapiszczał. “ Skanowanie aury 100%. Wykryte właściwości: 3% początkowej mocy, zalecany atak “ Promień tolitu!”. Tak też zrobiliśmy. Kule mrocznego i świetlistego mnie zniknęły z kolei z tolitów na zbrojach klonów wydobył się promień który doładował moją kulę. Kiedy była rozmiarów dużej dyni wystrzelił z niej promień! Wyglądał z przodu jak wiertło dookoła niego wiły się łuki energii mroku i światła które dodatkowo wzmacniały jego moc. Promień leciał w kierunku tarczy z prędkością światła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Gdy nastąpiło Wyrównanie Energetyczne, rzeczywiście osłabiło ono Magnusa i jego osłonę, lecz jednak nie aż w tak wielkim stopniu, jak można byłoby się tego spodziewać. Stało się tak ponieważ stwór był już wcześniej w niemałym stopniu wyczerpany dwoma potężnymi zaklęciami, których przyszło mu użyć wcześniej. Była to też jedna z przyczyn wykorzystania przekonwertowanej negatywnej energii do stworzenia osłony - tak skomplikowana tarcza do powstania wymagała niemało mocy, lecz jej podtrzymywanie było znacznie mniej wycieńczające. W konsekwencji, gdy doszło do wyrównania mocy, choć Magnusowi znów przez moment zatańczyły mroczki przed oczami, zdołał utrzymać się na nogach bez większych problemów, a tarcza, choć chwilowo osłabiona, nie uległa rozproszeniu.

   Zdziwiło stwora nieco, że mroczny klon jego przeciwnika nadal zdołał mimo przekonwertowania unicestwić tą ilość negatywnej energii, która wciąż była obecna w jego osłonie, ale prędko przestał zaprzątać sobie tym głowę. Nie ten rodzaj mocy stanowił jego specjalizację, więc oczywistym było, że nie wszystkie jego tajniki stawały przed nim otworem.

   Jeśli natomiast chodzi o sama tarczę, nie wiadomo, czy jej skan podał jakimś cudem błędne dane, czy był zwyczajnie nie w pełni precyzyjny. Możliwe, że czytnik zmyliła wspomniana wcześniej warstwowość tej osłony, która sama w sobie miała dość skomplikowaną konstrukcję. Ogólnie mówiąc, skaner, ustawiony na zbadanie osłony stanowiącej mieszankę negatywnej i pozytywnej energii, względnie prawdziwie podał informację o trzech procentach jej początkowej mocy. Haczyk tkwił w tym, że ta osłona stanowiła tylko pierwszą z kilu warstw całej tarczy i to taką, która i tak najpewniej powstała jako nieprzewidziany przez Magnusa skutek uboczny wykorzystania cząstki wyssanej z Dark Deta mocy do jej utworzenia. Co prawda, na skutek wyrównania energetycznego, całe zaklęcie osłabło, ale nie aż tak mocno - najbardziej wewnętrzna i najwytrzymalsza część tarczy trzymała się nadal szczególnie dobrze.

 

   Dzięki temu, gdy trafił w nią Promień tolitu, rozszczepiła go, znacznie osłabiając jego moc, a sam Magnus przeżył, choć ze względu na osłabienie mocy osłony był teraz cały osmolony i w niejednym miejscu nosił ślady oparzeń. Plusem tego było przynajmniej to, że rany w miejscu wyrwanych kłów po przypaleniu przestały wreszcie krwawić.

   Tarcza natomiast, która podczas trafienia rozbłysła niczym małe słońce, zaczęła przygasać i powróciła wkrótce do pierwotnego wyglądu. Niemniej jednak należało ją jakoś szybko doładować. Musiała być to energia w dość surowej postaci, aby przeciwnik nie mógł na nią wpłynąć. Poza tym, musiała pochodzić z zewnątrz. W przeciwnym wypadku okres czekania Magnusa, aż jego własny zasób w pełni się zregeneruje, byłby zdecydowanie zbyt długi.

   Przystanął więc na chwilę i wyciągnął łapy ku szczytowi pobliskiego skalnego słupa. Wtem jego ramiona przeszył krótki, silny skurcz, a spomiędzy rozcapierzonych szponów wystrzeliły długie, biczowate, czarne macki, po jednej z każdej dłoni. Prędzej niż kobra zdążyłaby zaatakować, wczepiły się w wierzchołek kolumny. W tej samej chwili Magnus przywołał z nieba kolejny łańcuch błyskawic, który w oka mgnieniu spłynął po wspomnianych mackach na tarczę. Gdy tylko osłona dała znać o pochłonięciu dostatecznej ilości mocy cichym basowym pomrukiem, czarne macki zniknęły w przedramionach stwora niemal tak szybko jak z nich wystrzeliły. Zaś niskie buczenie wywoływane przez osłonę nie miało już potrwać długo.

 

   Magnus zauważył bowiem, że jak dotąd znakomita większość czarów rzucanych przez Deta i jego klony miała postać wydawanych werbalnie komend. Domyślał się, że to, co zamierzał, raczej nie pokrzyżuje planów jego adwersarza na dłuższą metę, ale zawsze istniała pewne szansa, że choć trochę utrudni lub spowolni ich realizację. Poza tym, był wiedziony tą chorobliwą ciekawością, która nakazuje działać nawet tylko po to, by zobaczyć co się stanie.

   Na początku próbował zainicjować czar pstryknięciem, ale prędko uzmysłowił sobie, że nie jest to czynność, którą najlepiej wykonuje się masywnymi szponami.

   - Xer, Lokh - Zaklekotał zatem po chwili. Wtem po arenie, nie dając się zakłócić w żaden sposób, nagle i potężnie jak wybuch bomby roztoczyła się, niemal ogłuszajac...

   ...Absolutna cisza.

 

   Stwór znów zaczął mknąć w kierunku przeciwnika, z każdym kolejnym metrem nabierając prędkości i pochylając się coraz bardziej, niby drapieżnik przed skokiem. Gdy tak pędził, ziemia wokół niego pękała i czerniała, jak gdyby coś ją wypalało.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Próbowałem coś powiedzieć ale jedynie poruszałem ustami. Żadna wibracja powietrza, NIC nie docierało do moich uszu.

Przeciwnik chciał odciąć mnię od komend głosowych. Udało mu się, lecz popit ma neszcze pare nieznanych bajerów. Między innymi komunikację telepatyczną. Dzięki niej mogłem wysyłać informacje do Popitu nawet n8c nie mówiąc. Chwila tej analizy kosztowała mnię przebycie połowy dystansu przez opomenta.

Czas zwolnił.

- Komendy Super Popitu: Dematerializator tarcz wersja 10 chipu xxnww (20 na wiele warstw) - Wysłałem informację do popitu prostując łapę w stronę przeciwnika. Z ogromną prędkością posłałem 40 procesorów na małych poduszkach energii. Kiedy któraś z poduszek dotknęła osłony wysysała energię z niewyobrażalną prędkością. Pokolei, warstwa po warstwie osłona Magnusa traciła swoją moc. Przeciwnik przebył ¾ drogi a jego osłona słabła coraz szybciej. Zastała tylko ostatnia warstwa która też poddała się procesowi.

Przeciwnik biegł już z ogromną prędkością, a za nami była ogromna ściana skalna. Wystarczyło szybkie kiwnięcie i w ostatniej nano sekundzie przebiegliśmy z hiper prędkością za opomenta, już bez tarczy. Wyprostowaliśmy nasze łapy kierując je na przeciwnika zmierzającego na ścianę. Za łapami rosły kule energii telekinetycznej, miały fioletowo granatowy kolor będąc pół przeźroczyste. W ciągu nano sekundy osiągnęły rozmiar poprzedniego promienia. Z tych kól wystrzelił promień, który jeszcze bardziej przyśpieszył przeciwnika.

Czas wrócił do normalnego biegu a przeciwnik z impetem wleciał w ścianę tworząc tym samym 20 metrowy tunel przebijający 2 kratery. (To mogło boleć)

Nagle jednak poczuliśmy zapach smarzonego futra. Czy to nie….. TAK.. Podskoczyłem i w locie szybko ugasiłem palące się futro. Klon mroczny i świetlisty po prostu dotknęli ziemi na której stali, a ogień zniknął w obrębie metra od nich.

- Komendy Super Popitu: Osłona energetyczna klasy F20 (Przeciwnik typu ognistego. Klasa 20 - Najlepsza.) - Powiedzieliśmy telepatycznnie do Popitów, które już zaczęły materializować osłony dookoła nas. Osłony energetyczne są niewidoczne dla zwykłego oka. Da sie je zobaczyć tylko podczas głebokiego relaksu.

Patrzyliśmy teraz na miejsce gdzie wyczułem przeciwnika. Minęło jakieś 10 sekund od momenu wbicia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Leżący na dnie głębokiego tunelu, który wyryło jego ciało, Magnus nie mógł się ruszyć. Płyty jego napierśnika wgięły się nieco, ale wystarczyło to by połamać większość żeber stwora, który niebawem zaczął się powoli dusić, nie będąc w stanie zaczerpnąć dość powietrza. Mimo tego jednak, Magnus pozostał jakimś cudem w pełni świadomy. W obliczu tak znacznego zagrożenia w jakim się znalazł, jego umysł przezwyciężył obezwładniający wpływ potwornego, wszechobecnego zdawałoby się, bólu i nagle się wyklarował.

   Nie ważne było, jak potężną tarczę wytworzył, jego oponent bez większych problemów za każdym razem potrafił ją jakimś cudem zawsze dezaktywować. Gdy zaś dochodziło do walki bezpośredniej, Detonato łatwo go wymanewrowywał dzięki swojej hiperprędkości, a siła ataków, którymi przy tym dysponował, była doprawdy zatrważająca. Magnus nie widział chwilowo zatem innego wyjścia, jak jeszcze bardziej wpłynąć na swoje ciało, tak aby samo w sobie było w stanie się obronić. Od następnego zaklęcia mogło w znacznym stopniu zależeć jego życie, toteż całą swoją żelazną wolę przelał w wypowiedzenie tych sześciu sylab:

   - Shigg-Xer'Urh... Shigg-Koth-Sekh... - Wyrzęził cicho. Gdy to zrobił, z jego ciała w wielu miejscach, głównie z zagłębień miedzy mięśniami, zaczęło wydobywać się jasne światło. Wtem Magnus podniósł się na klęczki i odgiął z pomocą swych potężnych szponów płyty napierśnika do kształtu względnie przypominającego wyjściowy. Mimo jego olbrzymiej siły, zajęło to chwilę. Bądź co bądź, sam wykuł ten pancerz z myślą o tym, by jakiekolwiek odkształcenia były jak najmniej możliwe. Gdy to uczynił, najpierw chciwie zaczerpnął powietrza, próbując przezwyciężyć przy tym ogromny ból potrzaskanych żeber. Nie zwlekając jednak dłużej, wybrał ze ściany tunelu kamień wielkości ludzkiej głowy, który wydawał mu się składać z odpowiednich minerałów, prędko go wyrwał, rozkruszył w szponach na drobniejsze części, a te po chwili pożarł. Moc rzuconego zaklęcia do spółki z niewyobrażalnie potężnym metabolizmem stwora błyskawicznie przemieniły skałę i z pomocą uzyskanego materiału zregenerowały zarówno połamane żebra, jak i potężne żuwaczki, z których po chwili znów wyrosły masywne kły.

   Choć zewnętrznie niewiele się zmieniło, ciało Magnusa było teraz znacznie sprawniejsze i wytrzymalsze. Ból natomiast, który przed chwilą jeszcze paraliżował każdy jego fragment, nagle zniknął, jakby go nigdy nie było.

 

   Należało teraz możliwie prędko przejść do ofensywy. Szybki cios jednak byłby nic nie wart, jeżeli nie zostałby wyprowadzony z należną siłą. Niezwłocznie zatem zabrał się Magnus do recytowania kolejnych trzech zaklęć.

   - Xer'Lokh, Akh! Ishsha-Gurd'Roth! Sha-Sekh'Seh!

   Pierwszy z tych czarów nałożył efekt wygłuszenia dźwięku oddzielnie na samego Magnusa. Drugi otoczył go specyficznym w swej naturze całunem, mającym utrzymywać stałą gęstość powietrza w promieniu kilku centymetrów od ciała stwora. Natomiast trzeci zmieniał to, w jaki sposób Magnus zaczął postrzegać otoczenie. Widział już mianowicie przeciwnika i jego klony jako świetliste sylwetki, mimo pobytu na dnie tunelu. Widział też jakiś rodzaj osłony, choć nie był w stanie sprecyzować jej typu. Postanowił niemniej ją sprawdzić.

   Wystrzelił w jej kierunku swoją biczowatą mackę, otaczając ją uprzednio pewnym polem energii cieplnej. Ta po natrafieniu na tarczę zwyczajnie się od niej odbiła, nie wyrządzając jej najmniejszej nawet szkody.

 

   Stanowiło to pewną przeszkodę, ale nie była ona nie do pokonania. Prędko wykorzystał jeszcze te kilka chwil, które miał przed momentem reakcji przeciwnika, wyrwał ze ściany jeszcze jeden kamień i jednym tchem wyrzucił z siebie słowa zaklęć.

   - Ishsha-Koth-Sturge, Xer'Urh, Roth-Gurd! - Gdy to uczynił, zdarł z pleców resztki płaszcza i sprężył się jak do skoku.

 

   Wtem cała arena jakby pociemniała, gdy powietrze na niej nagle zbiło się w potwornie gęstą, zwartą masę, niesamowicie utrudniającą i spowalniającą każdy najmniejszy nawet ruch. Użycie hiperprędkości w takich warunkach było znacznie ograniczone i skrajnie niebezpieczne. Niedługo po tym z tunelu wyrytego przez ciało Magnusa wystrzeliła wiązka oślepiającej bieli, zdawałoby się, że średnicy małego palca. Powstała ona, gdy stwór przemienił wyrwany kamień w promień najczystszej energii. Niczym błyskawica, pojawiła się w błysku krótszym niż mrugnięcie oka i tak samo prędko zniknęła, a wraz z nią trafiona tarcza. Wtem, jak przez mgłę, w głębi tunelu można było dojrzeć jakiś ognisty blask, który zdawał się przybierać na sile z każdą chwilą. Niebawem ujawniła się i jego przyczyna.

   Oto bowiem z tunelu, niby  pocisk z lufy gigantycznego działa, wystrzelił Magnus, niesiony na płomieniach dobywających się z dwóch potężnych czarnych dysz, ukształtowanych na podobiznę zwiniętych nietoperzowych skrzydeł i pokrytych istną gęstwą lśniących płomiennie run. Same dysze, razem z ich mocowaniami, były wrośnięte w grube, mięsiste narośla na plecach stwora, przypominające dodatkową parę ramion, które umożliwiały dość sprawne poruszanie metalową konstrukcją.

   Magnus ponadto, dzięki jednemu z rzuconych wcześniej zaklęć, był w stanie poruszać się, jakby nic go nie ograniczało. Gdy był już zaledwie w odległości czterech metrów od przeciwnika, rozcapierzył szpony i nagle zakończył zaklęcie wygłuszające dźwięk na arenie. Skutkiem tego momentalnie dał się słyszeć potworny grzmot dobiegający z dysz, tym bardziej spotęgowany wielką gęstością powietrza, brzmiący w konsekwencji niczym ryk jakiegoś pradawnego, żądnego krwi boga.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwielbiam naszą technologię i jej zdolności regeneracyjne. Trafiona błyskawicą tarcza na nanosekundę znikła a w jej miejsce pojawiła się nowa znacznie mocniejsza niż poprzednia.

Przeciwnik wydawało by się, że leciał z ogromną mocą i potęgą. Kiedy był 2 metry od nas, czas zwolnił.

 

- Synteza komend super Popitu: Negacja potęgi plus powietrze tolitu! -Wysłałem telepatycznie do popitu. W ciągu nano sekundy ciało Magnusa powróciło do stanu w jakim było przed połknięciem minerałów. Wszelkie rany i złamania ponowiły swoje działania, a kły z powrotem znikły i zaczęły krwawić. Wydawało by się, że ten ruch zadziała w 100%, ale niestety tak się nie stało. Rany i inne obrażenia przywróciły się w 50%, więc zapewne nie bolało jak wcześniej. Powietrze z kolei rozbłysło niebieskawym światłem, które rozpłynęło się po całej arenie, a jego gęstość zmieniała się na to jakie jest w ZitaToli, jasność kolor i właściwości też zamieniały się na te z mojej krainy.

Czas wrócił do normalnego biegu a przeciwnik wpadł na tarczę z całym swoim impetem . Odbił się od niej i runął na podłogę. Potem otoczyliśmy Magnusa z 3 stron.

 

- Szach. - Powiedzieliśmy i wyprostowaliśmy nasze łapy w kierunku oponenta - Komendy super popitu: Kule koszmaru.

Z naszych tolitów wyleciały małe kulki które przeistoczyły się w 3 dość spore kule energetyczne o właściwościach tolitów jakie mieliśmy na zbrojach. Biała kula była czystym światłem. Jest zdolna uśpić cel. Fioletowa kula była energią koszmaru . Niebieska kula była przepełniona smutkiem i bólem po utracie kogoś bliskiego.

W mgnieniu oka znalazły się w głowie oponenta i wyświetliły w jego umyśle wizję którą nam chętnie opowie. Za pomocą telepatii wszedłem do jego umysłu aby widzieć to co on ale nie czuć emocji związanych z tą wizją.

Niestety tak potężne komendy popitu rozładowały go do zera. A jego ładowanie w tym świecie zajmuje 8 godzin. Ekran popitu pociemniał aż w końcu przestał być widoczny. Zauwarzyłem w umyśle przeciwnika chwilowy zastuj przed wizją.

Edytowano przez Detonato300
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

   Magnus potężnie wyrżnął o odnowioną zasłonę, odbił się od niej i wirując w powietrzu zarył w ziemię. Jego prawe ramię i nogi zwisały pod dziwnymi kątami, zaś kły na skutek zaklęcia Deta wypadły i żuwaczki znów zaczęły krwawić. Jakimś jednak cudem stwór wciąż miotał się wściekle na ziemi, próbując się podnieść, choć wyraźnie miał problemy nawet ze złapaniem tchu. Wtedy właśnie trafiły go Kule Koszmaru i umysł Magnusa utonął we wszechogarniającej bieli.

 

***

 

   W morzu bieli zaczęły pojawiać się z czasem ciemniejsze plamy, malując obraz w barwach intensywnego pomarańczu, czerwieni i czerni. Obraz ten zaś przedstawiał wnętrze ogarniętego pożarem domu - przybytku, który Magnus wciąż doskonale pamiętał. Płomienie strzelały wysoko pod powałę i mogłyby niemal oślepiać blaskiem. Magnus poderwał się prędko z desek podłogi na której, jak się okazało, leżał. Był w swojej ludzkiej postaci. Mocno to go zdezorientowało, podobnie jak cała ta sytuacja z pożarem. Nie zastanawiał się jednak dłużej, wydało mu się bowiem, że z głębi na wpół zawalonego płonącymi belkami usłyszał zawodzenie, a nawet przez chwilę zamajaczyła mu pośród jęzorów ognia znajomo wyglądająca sylwetka. Nie myśląc, pognał w tamtym kierunku, odrzucając na boki płonące przeszkody, ignorując przy tym oparzenia.

   Wtem natrafił na potężne drzwi wzmocnione żelazem. Z za nich dobiegł go tym razem bez wątpienia jęk. Jakiś głos, dziwnie znajomy, wołał jego imię. Czyżby to był... Nie! To nie było możliwe, coś musiało być nie w porządku...!

   Jęk powtórzył się.

   Wszystkie wątpliwości Magnusa na ten dźwięk gdzieś tajemniczo zniknęły, a on sam runął z całym impetem na drzwi, próbując je wywarzyć. Te jednak stały niewzruszone.

   - Hekhard! Wytrzymaj!... Zaraz tam będę! Hekhard! Hekhard!!!... - Wołał mężczyzna ponawiając próby wyważenia zablokowanych drzwi. Żadna z nich, mimo tego, że wkładał w nie wszystkie siły, nie przyniosła jednak oczekiwanego rezultatu.

   W desperacji Magnus zaczął się rozglądać za czymkolwiek, co mogłoby mu pomóc przedostać się na drugą stronę. Wtem zauważył wiszący na ścianie wielki miecz. Był to zdobiony flamberg o ciemnoszarej, niemal matowej barwie. Jelec broni uformowany był na kształt czerepu rogatego smoka. W jego oczodołach odbijały się delikatnie płomienie, jakby zapraszając do sięgnięcia po rękojeść. Magnus jednak prędko odwrócił wzrok jak gdyby zobaczył ducha i raz jeszcze spróbował wyważyć drzwi. Tak jak i poprzednimi razy, nic z tego nie wyszło. Ponownie więc spojrzał na miecz i po krótkiej chwili wahania chwycił za rękojeść.

   Na początku poczuł dziwne mrowienie, a po chwili miecz zaczął gwałtownie wrastać w jego nagle szarzejącą prawą dłoń, tak że po chwili stanowili jedność. Zdawałoby się, że oczodoły w smoczym łbie zabłysły na chwilę ognistym blaskiem.

   Wnet Magnus ruszył na drzwi ze wzniesionym mieczem. W zaledwie parę zamachów rozsiekał je na drzazgi i pobiegł dalej po krętych schodach prowadzących w dół, do wielkiej, okrągłej sali o kamiennych ścianach niemal w całości pokrytych setkami, jeśli nie tysiącami płonących świec. Po środku stało czarne kowadło pokryte rojem przedziwnych run. Na samym kowadle natomiast leżała z rozkrzyżowanymi ramionami jakaś postać.

   Po chwili można było jednak dostrzec, że jest to jakiś niewysoki żylasty młodzieniec, odziany w podarte łachmany. Wyraźnie cierpiał.

   Wtem, z początku cicho, zaczęły się zewsząd rozlegać jakieś nieokreślone szepty. Ich moc zaczęła narastać gdy tylko Magnus zaczął iść w stronę udręczonego człowieka. Podobnie płomienie świec pojaśniały i stopniowo rosły z każdym kolejnym krokiem.

   Gdy Magnus podszedł już na odległość ramienia, był już w stu procentach pewien tożsamości cierpiącego. Tak, taką charakterystyczna szramę na policzku miał tylko jego przyjaciel, Hekhard z Wszechkuźni.

   - Mag... nus... Pomóż... - Wyrzęził.

   - Ty żyjesz! Jak to... Nieważne...! Poczekaj, zaraz cię stad zabiorę... Zaraz... - Mamrotał Magnus, wyciągając ku Hekhardowi swoje lewe ramię.

   Wtem szepty ucichły urwane w jednej chwili, jak ucięte, a Magnus zamarł, nie mogąc się poruszyć. Jego prawe ramię, złączone z mieczem, uniosło się jednak wbrew woli mężczyzny, jakby nie należało już do niego. W tej chwili głosy wcześniej odzywające się szeptem wybuchły istną wrzawą krzyków, przekleństw i zawodzeń, a płomienie świec przybrały kształt powykrzywianych w paskudnych grymasach, zniekształconych twarzy, które ciągnąc za sobą ogniste jęzory pomknęły ku opadającemu ostrzu miecza, zwijając się i wirując wokół niego niby jakiś piekielny cyklon. Po chwili nastąpił rozbłysk bieli. Tuż przedtem jednak na obliczu Hekharda pojawił się wyraz najpotworniejszego bólu i grozy związanej z tym, co było w tamtym momencie już nieuniknione. Wyraz, który nieraz prześladował Magnusa nocami i który wypalił się żywym ogniem w jego pamięci.

    Potem nie było już nic oprócz grobowej ciszy i idealnego kręgu wypalonej ziemi w miejscu kowadła, pośrodku którego tkwił wbity w podłoże szary flamberg. W zimno i bezdusznie spoglądających oczodołach smoczego łba widać było drobne odblaski płomieni świec, które powróciły do normalnej postaci. Filigranowe odbicia, w których wnet spłonął cały świat.

 

***

 

   Niebawem cały obraz wizji powrócił do morza bieli. Można było jednak wyczuć, że coś się w nim kotłowało. Efekt Kul Koszmaru dobiegał właśnie końca, a umysł Magnusa powracał do normalnego stanu. Wykrył widać obecność obcej osoby, wkrótce bowiem zaatakował intruza ze znaczna mocą, próbując zmusić go do wycofania się. Po tym stał się nieprzenikniony i na pozór jednolity niby tarcza słońca na niebie, uniemożliwiając dalsze czytanie myśli, przynajmniej w jego obecnym stanie.

 

   Sam Magnus wnet zaczął budzić się do życia. Światło wydobywające się z jego ciała przybrało na mocy. Do taktu przyprawiających o mdłości głośnych, gwałtownych chrupnięć połamane kości zaczęły się na powrót błyskawicznie zrastać i nastawiać. Podobnie rzecz miała się też z regenerującymi się szczękoczułkami stwora, choć między innymi te fragmenty jego ciała regenerowały się zauważalnie wolniej. Najwyraźniej był to skutek rzuconej wcześniej przez Deta Negacji Potęgi, choć zdecydowanie musiały tu też działać efekty jakiegoś innego zaklęcia, dzięki czemu regeneracja Magnusa była jednak wciąż możliwa. Ono też najprawdopodobniej ograniczyło konsekwencje wcześniejszego użycia wspomnianego czaru przez Bohatera z ZitaToli, zmniejszając jego efektywną moc.

 

   Wtem jednym szybkim ruchem Magnus wpił się szponami lewego ramienia w ziemię.

   - Koth, Urh! Ishsha, Gurd! - Wycharczał.

   W tej samej chwili niemalże zdarzyły się trzy rzeczy. Po pierwsze, uczepione ziemi szpony rozjarzyły się. Najwyraźniej utrzymywały Magnusa stabilnie w jednym miejscu, bo, po drugie, natychmiast po tym mięśnie na plecach stwora obróciły czarne dysze ku stojącym nieopodal klonom, z ich zaś wnętrza wydostały się potężne strumienie gorąca, wzbudzając tym skoncentrowane na kopiach podmuchy o sile tornada. W końcu po trzecie, między Magnusem a Detem powstał tunel próżniowy. Masa napływającego doń gwałtownie powietrza porwała drugą ze wspomnianych osób do środka, pchając ją z olbrzymią prędkością ku gotowym do zadania ciosu szponom na prawym ramieniu stwora.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedziałem doskonale, że jestem za blisko przeciwnika ale pomimo tego stałem i widziałem to co on widział pod swoimi powiekami. Widziałem cierpienie jakie towarzyszyło mu przy tej sytuacji, widziałem twarze jego bliskich. Wiedziałem o tym, że widok jakiegoś koszmarnego wydarzenia może albo wzmocnić gniew opomenta albo osłabić go. Miałem tym samym pewność tego, że znajduję się zbyt blisko i , że mój opoment może w każdej chwili wyjść z wizji jaką mu podesłałem. Trzeba było działać szybko. Widziałem przed oczami już połowę wizji. Pora działać.

Mój popit był rozładowany praktycznie do zera, ale popity Świetlistego i Mrocznego mnie nadal miały ponad połowę mocy. Wystarczająco aby stworzyć klony wyglądające identycznie jak my, ale i jednocześnie niewystarczająco aby dać im odpowiednią ochronę i moce. Mogę dać im tylko podstawową zmianę materiału, i to nie wszystkim. Zdecydowałem co chciałem zrobić i kiwnąłem do świetlistego mnie. Napieliśmy mięśnie i odskoczyliśmy do tyłu. W miejscu gdzie staliśmy już znajdowały się nasze iluzje. Poprosiłem za pomocą telepatii o konfiguracje materiału klona przed Magnusem. W mgnieniu oka na powłoce zbroi klona tworzyła się silna warstwa plazmy i elektryczności. Wzmacniający efekt realności iluzji tolit leżał w sierści klona spokojnie czekając na rozwój wydarzeń.

Przeciwnik obudził się z wizji. Przytrzymując swoje ciało szykował się do ataku. Obrócił dysze w kierunku iluzji świetlistego i mrocznego mnie. Moja iluzja została jakby zasysana w kierunku szponów przeciwnika. Z kolei dwie inne iluzje dostały silnym podmuchem wiatru i poleciały na skały. Wystarczyło uderzenie iluzji o szpony i o skały spowodował dematerialzację ich na drobniuteńkie tęczowe płatki które zlatywały do siebie tworząc jakby istotę która jest zlepieniem wszystkich moich form tworząc syntezę 3 podstawowych. Syteza ta rozjaśniała silnym pomarańczowo czerwonym blaskiem, który był przyjemny dla oka i nie przeszkadzał mu. Po chwili jednak stało się coś nieoczekiwanego przeze mnie. Synteza rosła i rosła a po chwili poleciała w kierunku przeciwnika i eksplodowała znikając w powietrzu nie robiąc nic nikomu. Bezdźwięczne echo towarzyszącetemu zjawisku dało nam sygnał do kolejnego etapu naszego ruchu. Wiedzieliśmy, że pzeciwnik szybko zorientuje się o fikcyjnych formach tych istot.

Nagle dostałem wiadomość na popit. Czas zwolnił.

“Cześć Deto. Tu Kate. Max jest gotowy to przeprowadzenia manewru T-A. Co ty na to aby go teras wykonać. Osobiście jestem za. Cały stadion czeka na wasze przybycie. A z tego co widzę atmosfera jest gorąca. Zwiększy to naszą oglądalność. PS Ostatni post na twoim fanpejdżu spowodował aktywność >300 osób. Pozdrawiam. Aby przeprowadzić manewr wystarczy, że przyciśniesz Akceptuj.”

Co miałem robić. Przycisnąłem przycisk akceptacji.

Czas wrócił do normalności

Nagle moje ciało jak i ciała klonów i przeciwnika zaczęły znikać. Od stóp wyparowywały znikając z tego otoczenia. Chwilę później poczułem pod swoimi łapami bardzo dobrze znaną mi struktórę piasku tolitowego. Tak. Teleportowaliśmy na arenę w mojej krainie. Nie potrafiłem wyrazić szczęścia. Nareszcie taka bitwa w moim domu. Za pewne arena bitew w ZitaToli pękała w szwach. Kiedy znikał mój tors, zamknąłem oczy. Czwilę później słyszałem już wiwaty zagorzałych fanów tego sportu z całego wymiaru. Słyszałem też odgłosy istot które przybyły tu z innych krain.

Otworzyłem oczy, a moim oczom na początku ukazał się piękny tolitowy piasek pokrywający arenę, zaraz potem zauważyłem trybuny zbudowane z drewna i zapełnione do ostatniego miejsca. “Witaj w domu Deto” Usłyszsłem kochany głos Kanity której zbyt duża pewność siebie doprowadziła do znienawidzenia jej przez wielu fanów bitew na arenie. Po mojej prawej stronie, mniej więcej na środku areny widniała lorza komentatorów z ZitaToliTv, których głosy zawsse dodawały walczącym otuchy i chęci do kontynuacji boju. Spojrzałem na drugą stronę areny. Za grubą osłoną energetyczną przecinającą ją na dwie równe części tak aby zapob...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

zapobiedz “Fall Startom” które miały tu miejsce niejednokrotnie powodując przerwanie pojedynku i dyskwalifikację uczestników.

- Drodzy ludzie, psy i inne istoty. - Nasza kochana Kate przywitała wszystkich głosem zdradzającym ogromne podekscytowanie i chęć jak naj lepszego wyjścia w swojej roli. - Oto zaczyna się jeden z najbardziej wyczekiwanych pojedynków w ZitaToli. Jego pierwsza część miała miejsce w innym wymiarze, którego nazwy nie powiem aby nie zdradzać autora areny. Lecz dziś przed waszymi oczami rozpoczyna się jej drugi akt w którym bohaterowie dzisiejszego boju: Przez wszystkich u nas znany i lubiany heros ratujący naszą krainę przed siłami ciemności, właściciel serc nie jednej dziewczyny w naszym świecie. - Kiedy to mówiła jedna ciemno włosa niebieskooka ubrana skąpo dziewczyna zemdlała z jękiem wydobywającym się z jej pomalowanych rużową szminką ust. - O tym mowa. Oto przed wami Super Detonato wraz ze swoimi klonami. Świetlistym i mrocznym! Jego przeciwnikiem będzie potężny mag który swojego fachu uczył się we wszech kuźni. Ukazał nam już swoje umiejętności, ale czym nas jeszcze zaskoczy? Tego dowiemy się za chwilę. Oto przeciwnik Detonato, potężny i wspaniały Maaaaagggggnuuuuuus! Brawa dla na szych herosów! A teraz odliczajcie wraz ze mną. 3….2…..1…. Niech walka się rozpocznie. - Uderzono w gąg a osłona znikła .

Wraz z moimi klonami w mgnieniun oka zmieniliśmy materiał na plazmowo-elektryczny i tworzyliśmy kule samocelujące energetyczne z małym prezentem. Ich celem było zablokowanie możliwości odbudowy dysz po ich wcześniejszym zniszczeniu. Owe kule rosły do rozmiarów odpowiadającym średnicy wylotowej dysz przeciwnika. A następnie poleciały w ich stronę z towarzyszącą im ogromną prędkością i świstem. Aby unikając przypuszczanych ruchów obronnych przeciwnika, dotrzeć do celu.

(W tym samym czasie u komentatorów.)

- Jak widzimy Deto wykonuje wraz ze swoją świtą standardowy ruch blokujący. Jego celem są dwie dysze znajdujące się na plecach przeciwnika. Zobaczmy jak zareaguje na ten ruch.

 

(Możesz dawać posta @Razorhead)

Edytowano przez Detonato300
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

   Na początku, tuż po przebudzeniu się z magicznego snu, Magnusa przepełniała najzwyklejsza, tępa wściekłość. Wywołały ją zarówno obrazy z koszmarnych wizji, jak i świadomość, że Detonato udało się zobaczyć skrawek bardzo osobistego wspomnienia stwora - mocno zniekształcony przez odrealnioną formę przywidzenia, to prawda, ale jednak. Dość prędko jednak furia ustąpiła miejscu zdziwieniu, gdy po zniszczeniu, jak się okazało, kolejnych klonów nastąpiła świetlista synteza. Gdy jej efekt pomknął ku Magnusowi, który odruchowo próbował się osłonić za pomocą masywnych ramion.

 

   I wtedy stało się To.

 

   Krótko mówiąc, gdy ni stąd, ni zowąd Magnus zmaterializował się na arenie, zwyczajnie ogłupiał ze zdumienia. Co jak co, ale takiego posunięcia zwyczajnie się nie spodziewał. Jego umysł powrócił jednak prędko z powrotem na ziemię za sprawą przeszywających ciało nagłych spazmów. Pojaśniało ono jeszcze bardziej, a skóra zaczęła miejscami pękać i dymić. Coś było nie do końca w porządku z Płomiennym Sercem. Magnusowi udało się co prawda opanować sytuację poprzez jego niewielką modyfikację myślami, ale fakt, że z jakiegoś dziwnego powodu parametry mocy tego zaklęcia na krótką chwilę znacznie wzrosły skłonił go pewnych przemyśleń. Możliwe było, że podobna utrata kontroli przy jednoczesnym zwiększeniu siły mogła się przydarzyć również przy zastosowaniu innych czarów. Musiał uważać, a przede wszystkim - pozyskać nieco informacji.

   Szybko się zatem otrząsnął i tak miejsce zdumienia zajął wreszcie spokój do pary z zimną kalkulacją. Po pierwsze, dostrzegł wreszcie możliwe korzyści, jakie jego przeciwnik odniósł poprzez zmianę pola walki. Na poprzedniej arenie Magnus znacząco zmienił ukształtowanie terenu. W szczególności skalne słupy, które tam uformował, zapewniały mu znaczne możliwości między innymi gdy chodziło o poruszanie się za pomocą macek czy o prędkie znalezienie jakiejś osłony. Tutejsza arena natomiast była pod tym względem niesamowicie wprost wybrakowana, a mało prawdopodobne było, by Magnus był w stanie ponownie zmienić stan tych rzeczy w najbliższym czasie. Pewne możliwości mogła dać konstrukcja trybun, ale wątpliwym było, czy są one dostępne z samej areny - widzowie musieli być przecież jakoś chronieni przed niszczycielskimi efektami czarów. Poza tym, jak wykazał przed chwilą incydent z Płomiennym Sercem, czary mogły mieć tu nieco inne efekty. Istniały tu też pewne subtelne i niewykrywalne dla normalnych ludzi różnice w składzie powietrza i strukturze pokrywającego arenę piasku. I podczas gdy Magnus pozostawał jeszcze w sieci domysłów, jego przeciwnik znał to miejsce i bez wątpienia walczył tu już niezliczoną liczbę razy.

   Niedobrze.

   Wkrótce nastąpiło odliczanie. Nim doszło do zera, wzrok Magnusa skierował się jeszcze ku niebu i tam zatrzymał się na krótką chwilkę, by wraz z dźwiękiem gongu zwrócić się z powrotem ku oponentowi stwora i jego klonom.

 

   Plusem tej całej sytuacji było to, że przynajmniej Magnusa i Detonato dzielił najwyraźniej niemały dystans, toteż chwila upłynęła, zanim plazmowo-elektryczne pociski zbliżyły się do monstrum - nawet komentator miał dość czasu, by powiedzieć coś na ich temat. Fakt, że były wymierzone w dysze zmusił stwora do natychmiastowego działania. Co prawda ze wszystkich elementów wyposażenia stwora, które zrosły się z jego ciałem, te były najmocniejsze, ale w obecnym środowisku trafienie kulami plazmy mogło mieć znacznie dotkliwsze skutki niż normalnie - a na utratę swoich metalowych skrzydeł nie mógł sobie teraz tak po prostu pozwolić.

   Mając jeszcze chwilę, Magnus wziął w szpony pokaźną garść piachu, po czym wpakował ją do swej paszczy. W ten sposób powinien potem dysponować pewnym "zapasem materiału" i przeanalizować właściwości podłoża areny.

   Oto pociski jednak były już bardzo blisko i z każdą chwilą dystans dzielący je od celu drastycznie malał. Nie zwlekając dłużej, Magnus skierował obie dysze w ziemię. W mgnieniu oka wypluły one z siebie potężne jęzory ognia, wynosząc stwora wysoko ponad powierzchnię areny. Pociski co prawda pomknęły za nim i były nieco zbyt szybkie, by dało się przed nimi zwyczajnie umknąć, ale dzięki swemu posunięciu monstrum zyskało przed kontaktem jeszcze krótką chwilę na rzucenie zaklęcia.

    - Sturge-Zorth'Roth! - Zakrzyknął, jednocześnie wysuwając z lewej dłoni mackę i szybkim ruchem oplatając nią przedramię.

   Na te słowa powierzchnia macki mocno pojaśniała, pokrywając się potężnymi wyładowaniami. Wtem przeskoczyły one pomiędzy przedramieniem stwora a niesamowicie bliskimi już trafienia kulami energetycznymi, by wnet przyciągnąć je ku swemu źródłu z potworną mocą, uniemożliwiając trafienie dysz. Magnus próbował jeszcze jakoś naprędce zmanipulować ich materię.

   Niestety, znów napotkał te dziwne opory, utrudniające utrzymanie kontroli. Nie udało mu się.

 

   Nastąpił niesamowicie jasny rozbłysk. Gdy zaś Magnus spojrzał na swoją lewą dłoń, dostrzegł w jej miejscu tylko nadwęglony kikut. Przynajmniej wszystko nastąpiło tak szybko, że nie czuł bólu, a przypalenie rany przez plazmę zapobiegło krwawieniu. Niemniej jednak była to dość poważna rana, a jej regeneracja nie mogła być już tak szybka.

   Dla wielu wojowników podobna rana byłaby powodem szoku, a nawet rozpaczy. Dla garstki jednak, w tym i Magnusa, w tej chwili była tylko przyczyną czystej furii, kroplą, która przepełniła czarę.

   Czas na żal i otępienie miał przyjść później, teraz liczyła się tylko bitwa. Magnus natomiast postanowił zejść na ziemię - i zrobić to z hukiem.

 

   Znajdując się dość wysoko, wykręcił w powietrzu pętlę, kierując się z powrotem ku powierzchni areny, wprost na Detonato i jego klony. Z początku miał pewne problemy z utrzymaniem stabilności w powietrzu ze względu na okaleczone ramię, ale udało mu się stosunkowo szybko je przezwyciężyć. Choć wydawało się to niemal niemożliwym, płomienie wylotowe dysz przybrały jeszcze bardziej na sile, czyniąc z rozszalałego potwora istny żywy meteor. Sam Magnus natomiast wysunął przed siebie na cała długość prawe ramię i szybko wyrecytował dwa kolejne zaklęcia.

   - Roth, Xer' Sturge! Xer' Sha, Zaar!

   I znów, podobnie jak na początku starcia, ciało Magnusa otoczyła lekko pomarańczowa bariera. Przed jego dłonią natomiast uformowało się długie na około pół metra ostrze wyglądające jakby zostało stworzone z czystego światła. Jednocześnie dysze na plecach stwora zmieniły nieco kąt nachylenia, wprawiając go w niesamowicie szybki ruch wirowy.

 

   Warto wspomnieć, że oba zaklęcia, jeżeli były dobrze opanowane, były stosunkowo proste do rzucenia, toteż ich kontrola wymagała zaledwie minimalnego wysiłku, nawet w mniej stabilnych warunkach obecnego pola walki. Przy tym jeśli zostały odpowiednio wykorzystane, kryły w sobie zarówno olbrzymie pokłady wszelkiej odporności jak i iście niszczycielski potencjał.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jesteś w innym wymiarze, a nie poświęcisz chwili na przeanalizowanie składu podłoża na którym się znajdujesz. - Powiedziałem prosto do umysłu Magnusa. Było to trudniejsze niż ostatnio bo trzeba było poszukać luki w jego zmodyfikowanej aurze i ochronie. Lecz udało się. - Piasek tolitowy na którym teraz lecisz ma inne właściwości. Pod wpływem wysokiej temperatury kryształy w nim zawarte rozrastają się bardzo szybko, a ich magia osłabia nosiciela. Do tego są kompletnie niestrawne. Z kolei kule energetyczne eksplodując przesłały chip który przykleił się do twoich dysz. Im większą prędkość osiągasz tym szybciej dematerializują się twoje dysze. A z tego co widzę lecisz już dość szybko więc wkrótce twoje dysze przestaną działać poprawnie.

Cała przemowa trwała około sekundy więc mój rywal za pewne nie miał czasu na zrozumienie przekazu. Ale cóż. Nie będę mógł zaprzeczyć, że go nie ostrzegłem. Widziałem jak przeciwnik leci w moją stronę jak wiertło. Trzeba było działać szybko ale i z klasą. Czyli powtórka z rozrywki w innym wydaniu.

Czas znowu zwolnił.

- Klony manewr “Tolitowa zasadzka - model XOXHAL typu C” - Klony zrozumiały polecenie w ułamku sekundy i rozpoczęły go wykonywać. Używając popitu tworzyły ścianę zrobioną ze specjalnie zmodyfikowanego kamienia. Działanie było proste. Im silniejszy atak w niego uderzy tym bardziej zwiększa twardość i prędkość pochłaniania energii z uderzenia. Nie ważne czy uderzy w niego rakieta czy pięść. Pochłonie wszystko. Co prawda owy chip potrzebował silnego źródła energii, a piasek zawierał jej idealną ilość. Wystarczyło ją odpowiednio przekonwertować. Tym zajęła się podstawa kamienia stykająca się z piaskiem. Jak ktoś próbował by wyssać energię z owego kamienia, to spotkał by się z zabezpieczeniami. Energia którą by chciał wessać osłabiła by go. Do tego ten “kamień” jest odpprny na działanie ekstremalnej temperatury.

Za 3 sekundy przeciwnik miał uderzyć w pułapkę. Mnustwo czasu.

-Komendy SuperPopitu : Upgrade; ZitaToli v3 konfiguracja tolitowa #2 - Poleciałem za kamień, aby moja zbroja mogła w spokoju przejść kolejną metamorfozę. Z ziemi napływała do niej niebieska energia prosto z tolitów umieszczonych w piasku. Fala energii napływała do tolitu umieszczonego na klatce piersiowej w mojej zbroi. Towarzyszący temu dźwięk przypominał brzęczenie silnika w połączeniu z sykiem węża. Po chwili (ok 2 milisekundy) Tolit na mojej zbroi wybuchł niebieskim przyjemnym dla oka światłem. Moja zbroja zaczęła zamieniać się w niebieski kryształ. Zwiększając tym samym ochronę.

2 SEKUNDY.

Wszyscy polecieliśmy za przeciwnika. Jego dysze były już nieomal całkowicie zniszczone co skutkowało utratą kontroli nad lotem przeciwnika. Kiedy byliśmy za nim zostało 1,5 sekundy do uderzenia. Musieliśmy działać ekstremalnie szybko. Aby się udało. Wysunęliśmy łapy przed siebie a następnie zmaterializowaliśmy przed nimi kule energii kinetycznej które natychmiast poleciały z prędkością światła w przeciwnika, aby go jeszcze bardziej przyśpieszyć.

Kiedy Magnus uderzył swoim ostrzem w kamień, ten oświetlił cała arenę złotym światłem. Słychac było głuche uderzenie i odgłos topionego ostrza, które przekazywało całą energie kamieniu. Osłona przeciwnika uderzyła wcześniej i jej cała moc została odessana przez kamień. Jako iż ta ściana była twardsza od tej w którą uderzył ostatnio to i obrażenia (pomimo osłony która szybko została odessana przez kamień.) były znacznie większe.

Czas wrócił do normalności. Wiedziałem, że tylko chwila dzieli mnię od kontrataku przeciwnika który stał się jeszcze potężniejszy. Pora na sprawdzenie czy nadal pamiętam zaklęcia tolitu.

Wylądowaliśmy a następnie wraz z klonami wyrecytowaliśmy basem zaklęcie. Czas zwolnił.

- Wysłuchaj mnie o złoty tolicie szczęścia. Zasil moje dłonie swoim uzdrowieniem. Wysłuchajcie mnie tolicie niebieski i biały. Pomóżcie mojej telepatii i pozytywnej energii być silniejszymi! A ty czerwony tolicie wspomóź moją ciemną formę w działaniach.

Po tych słowach do naszych ciał zaczęły napływać kolorowe pasma energii. Czułem jak napływająca energia wzmacia mnię i moje klony. Następnie poleciałem na bezpieczną odległość od orzeciwnika i wylądowałem szykując się do kolejnego ruchu.

W tym samym czasię u komentatorów.

I lecii. Magnus w sprytny sposób wykorzystał swoje dysze i macki. -Powiedziała jeszczebardziej podekscytowana Kate- Stworzył z siebie latające wiertło, które leciało prosto na… Co to? Klony Detonato tworzą sześcienny blok kamienia. A on doładowywyje się za nim. W ostatniej chwili jeszcze przyśpiesza przeciwnika. Boom! Widzimy państwo tu Płapkę modelu XOXHAL. Czyli kamień chińska płapka. Im silniej w niego uderzasz tym więcej energii cię to kosztuje. A widząc z jakim impetem uderzył przeciwnik to jego osłona i mieczyk są już przeżytkiem. Ale co to? Teraz Deto i klony się doładowują energią tolitów z areny. Jak przeciwnik zareaguje na obrażenia jakie otrzymał. Jego dysze są całkowicie zdematerializowane a z kolei w jego żołądku piasek tolitowy zaczyna pęcznieć i rozrastać się. Czyżby zegar zaczynał tykać szybciej? Możliwe. O tym dowiemy się już za chwilę!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...