Skocz do zawartości

[Pojedynek] [C] Detonato vs Magnus


Hoffman

Recommended Posts

   W pewnym momencie lotu Magnus poczuł wyraźnie, że z jakiegoś powodu przyspiesza. Na chwilkę mocno go to zaniepokoiło, nie miał bowiem pojęcia, jak zareaguje na to jego tarcza. Ta jednak najwyraźniej dalej świetnie się jakimś cudem trzymała. I dobrze, bo zaraz potem trafił w jakiś dziwny kamieniopodobny sześcian, wytworzony przez Deto.

 

   Na skutek uderzenia jednak Magnusowi nic się nie stało. Osłona którą wytworzył zadziałała bowiem dokładnie jak należy i tak jak poprzednio całą energię przekazała uderzonemu obiektowi. Zdumiało jednak stwora, że na rzeczonym obiekcie tym razem nie pojawiła się nawet najdrobniejsza ryska. Jego ostrze termiczne też tylko deformowało się trochę na jego powierzchni, nawet go nie rozgrzewając. Zdawało się za to jednak minimalnie stygnąć. Czym prędzej odjął je zatem Magnus od dziwnego materiału. Konkluzja była stosunkowo prosta - kamień pochłaniał energię. Był przy tym całkiem spory i nadal zdawał całkiem nieźle się trzymać, toteż przeładowanie tym razem raczej nie wchodziło w grę. Z drugiej strony, Magnus nie słabł z każdą chwilą, toteż przynajmniej nie wysysał jej z otoczenia, a tylko pożerał to co mu zaaplikowano.

   Ciekawe.

 

   Wbrew temu co Detonato myślał, Magnus przeprowadził jednak wstępną analizę tolitowego piachu. Otrzymana wiadomość tylko potwierdziła jego domysły - połknąwszy go czuł drzemiącą wewnątrz niego niesamowitą energię o znacznym zróżnicowaniu, z jakiejś przyczyny nie mógł z niej jednak zaczerpnąć ani rozdrobnić poniżej pewnego poziomu. Również fakt rozrostu jego kryształów nie pozostawał dlań sekretem - co jak co, ale dość prędko poczuł, że coś uwiera jego wątpia, a przy tym odbiera mu drobną część jego energii.

   Innymi słowy, cały nowy dział magii stał przed nim otworem. Niestety dla niego, jeden pojedynek to raczej zbyt krótko, by zgłębić wszystkie jego tajemnice.

   Łuski na jego brzuchu zaczęły drgać, gdy mięśnie Magnusa zaczęły się zwijać i rozplatać, nie odsłaniając nic prócz oślepiającego blasku wydobywającego się z wnętrza stwora. Ten zaś dezaktywował ostrze termiczne, sięgnął do środka i wydobył zeń masę pozlepianych ze sobą różnokolorowych kryształów wielkości pięści. Tuż po tym tkanka stwora zrosła się z powrotem, jakby cały incydent nigdy nie zaszedł, a on sam zeskoczył na piach obok sześcianu.

 

   Magnus zasępił się. Jego sytuacja bynajmniej nie wyglądała różowo. Na skutek działania jednego z chipów użytych przez jego przeciwnika konstrukcja dysz na jego plecach przestała zwyczajnie istnieć. Znajdował się teraz w innym świecie, którego wszystkich zasad działania jeszcze nie do końca pojmował. Czary w których się specjalizował w obecnym środowisku były znacznie trudniejsze do kontrolowania, co znacznie ograniczyło asortyment dostępnych mu zaklęć i przez co stracił swoją choleraniechtodiablizarazchybakogośzatłukęaaargh rękę... A jakby tego było mało, na arenie nie było nic, co mógłby aktualnie wykorzystać, oprócz piachu do którego mocy i tak nie miał dostępu i... i...

   Stwór prędko przestał biadolić, otrząsnął się i zaczął w pośpiechu rozważać kolejne możliwości, które błyskawicznie pojawiały się w jego umyśle. Natrafił wnet na pomysł dość ciekawy, kryjący w sobie niemały potencjał i szalony - a to czyniło go jeszcze bardziej pociągającym. Nie zwlekając dłużej, przystąpił do wykonania jego pierwszej fazy.

   - Ishsha'Sha, Xer-Koth-Akh... - Zaintonował i skrył się za sześciennym blokiem. Nie musiał długo czekać na efekty. Już niebawem na powierzchni jego pancerza pojawiła się odrobinka szronu, gdy powietrze na całej arenie zaczęło gwałtownie się ochładzać. Proces ten postępował z coraz większą prędkością nie dając choćby znaku by mógł się zatrzymać. Magnusa jednak żaden chłód zdawał się nie imać. Z czasem jego pancerz i skóra pociemniały, stając się czarne jak węgiel, a blask dobywający się z wnętrza stwora zamigotał, osłabł i jakby zgasł. Tylko jego oczy wciąż jarzyły się delikatnym, pomarańczowym światłem. Jednocześnie mięśnie na jego plecach, zwiotczałe po zniknięciu podtrzymywanej konstrukcji dysz, zaczęły kurczyć się i przekształcać, przybierając w końcu postać gąszczu krótkich, ciemnych i ostrych jak sztylety kolców. Dodatkowo, choć niewielu byłoby w stanie dostrzec to tak po prostu, jego organizm jakby przestał wydzielać ciepło.

   Już niedługo pierwsza faza nowego planu Magnusa miała dobiec końca. Z drugą postanowił jednak poczekać, zamierzał bowiem maksymalnie wykorzystać moc właśnie rzuconego zaklęcia - jego natura była nieco bardziej przewrotna, niż można byłoby sądzić na pierwszy rzut zamrożonego na kamień oka. Szykował się na kolejny cios przeciwnika, śmiejąc się w duchu. A tymczasem wysokość temperatury żegnała się w pędzie z coraz to większą liczbą zer większości skal...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temperatura na arenie malała w zatrważającym tempie. Na całe szczęście osłona trybun robiła swoje i mieli tam przyjemne 22 stopnie. Na arenie temperatura sięgała już -100*C i ciągle maląła

-Nagły spadek temperatury zalecam aktywowanie systemu zabezpieczeń! - Wypowiadany przez syntezator tekst wyświetlił się na ekranie popitu. Pod nim wyświetlił się duży czerwony przycisk. (Aktywuj) Gdy tylko dotknąłem ekranu lekko zmrożonym palcem przestałem czuć temperaturę otoczenia. Mogło być nawet -1000*c.

- Tak ze mną pogrywasz? Dobrze. - Zaśmiałem się w głowie wiedząc, że przeciwnik szykuje 2 turowy ruch. Pora by mu to utrudnić. - Komenda: XOXHAL aktywacja chińskiej pułapki!

Po wypowiedzeniu tej komendy sześcian zaczął pobierać energię z otoczenia. Przeciwnik został przyciągnięty z ogromną siłą do ściany a cała energia zaklęcia które rzucił zaczynała maleć. Temperatura w ciągu paru sekund powróciła do początkowego stanu. Cały lód który pokrywał arenę zamienił się w wodę która szybko wyparowała poza arenę. A ciało przeciwnika rozgrzewało się.

Chwyciłem kursorem popitu kamień i obróciłem go tak, aby przeciwnik był skierowany w moją stronę. Następnie pstryknąłem palcami a chip w kamieniu szybko wykonał polecenie przejścia w stan wstrzymania. Co skutkowało opadnięciem przeciwnika na ziemie. Za pewne się zdziwicie się całość trwała tylko sekundę, może dwie. Skierowałem swój wzrok na arenę.Ta w widoczny sposób się trzęsła. Usłyszałem w głowie głos dobiegający od niej. “Za zimno dla nas. Pomożemy ci w tej walce. “ A ja jej odpowiedziałem telepatycznie. “Zgoda.” . Bardzo rzadko zdarza się aby tolity same proponowały mi pomoc. Zazwyczaj to ja proszę je. Tak jak w poprzednim zaklęciu.

Wysunęliśmy nasze wszystkie łapy w kierunku przeciwnika. Wydawało by się, że aura mrocznego klona jest jeszcze silniejsza niż wcześniej a on jeszcze bardziej zdenerwowany. Pomiędzy jego łapami w sposób niekontrolowany zaczęła się materializować fioletowo czarna kula czystej energii mroku i bólu. W moich łapach też niekontrolowanie zaczęła się tworzyć kula energii złotego tolitu. Ale jak? Na arenie jest tylko znikoma ilość tej energii. Nie było czasu na zamyślenia, bo u świetlistego mnie który stał pomiędzy mną a mrocznym. Tworzyła się biała kula światła. Kiedy kule rosły zbliżały się do siebie. Aby w końcu połączyć się w jedną kulę UDC . Tak się też stało. Kula ta emanowała energiami wszystkich tych trzech kul. W ciągu milisekundy od połączenia wystrzeliła jak z procy z prędkością światła lecąc w stronę przeciwnika.

Komentatorzy.

Brr ale zimno było na arenie. Na całe szczęście jak szybko się pojawiło tak szybko znikło. Pułapka to pułapka nigdy się za nią nie kryj. Tego chyba Magnus nie pamiętał. Ruch Detonato był błyskawiczny i miejmy nadzieję że celny. Kula energetyczna UDC to nie mały wysiłek energetyczny, ale tolity znajdujące się na arenie użyczyły jej do tego idealną ilość. Czy przeciwnik uniknie pocisku? Dowiemy się za chwilę. Pozdrawia was z całuskami reporterka ZitaToliTv wilczyca Kate.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

   Magnus był wprawdzie zdziwiony gdy jego ciało zostało przyciągnięte przez sześcienny blok, ale jednak go to nie zaskoczyło - bądź co bądź, skrywał się przecież za czymś co wytworzył jego przeciwnik. Niemniej jednak istniał pewien powód dla którego to zrobił, a dzięki tak pozornie nieznacznemu ruchowi jakim był obrót kamienia dokonał bardzo istotnych spostrzeżeń.

   Jeszcze podczas walki na pierwszej arenie stwór rzucił trzy dość specyficzne czary. O ile pierwszy, blokujący (i chroniący) słuch został rozproszony gdzieś w międzyczasie, a drugi wpływający na otaczające monstrum powietrze miał już niedługo pójść w jego ślady, to trzeci, modyfikujący zdolność postrzegania, wciąż był w pełni aktywny. I dzięki niemu był Magnus w stanie spostrzec coś bardzo ciekawego, zwłaszcza że dokonał wcześniej wstępnego badania tolitowego piasku. Mianowicie, w momencie obrotu sześcianu na moment odsłonione zostały pewne fragmenty podłoża, na których ten wcześniej się opierał, a Magnus dostrzegł, że piasek tolitowy w tych miejscach emanował znacznie mniejszą ilością energii niż reszta okolicznych drobinek, nawet po tym jak blok nibykamienia pobrał energię z otoczenia.

   Na podstawie tego odkrycia Magnus prędko wywnioskował, co sprawiało, że kamień był w stanie w ogóle funkcjonować jak i utrzymywać zgromadzoną energię w stanie równowagi - był to właśnie tolitowy piasek. A z informacji zebranych na jego temat jak i z tego co stwór czuł, gdy wysysano z niego część energii wynikało, że ów blok możliwości konwersji energii miał niemal nieograniczone, zgodnie z wcześniejszymi podejrzeniami istoty.

   I, wbrew pozorom, było to właśnie Magnusowi na rękę. Czasami bowiem to, co inni postrzegali jako coś w rodzaju sejfu o niesamowitych zabezpieczeniach, można było postrzegać jako zwyczajnie supertwardą piniatę - a kiedy jeszcze sama napełnia się cukierkami...

 

   Jego przemyślenia przerwało jednak nagłe przejście sześcianu w stan wstrzymania i opadnięcie stwora na ziemię. Znajdował się oto pomiędzy tym dziwnym blokiem a Detem i jego kopiami, którzy bez wątpienia szykowali się do rzucenia jakiegoś dość potężnego czaru i wyglądało na to, że pobierał on olbrzymią ilość energii z piasku na całym polu bitwy. Magnus jednak już w pełni doszedł do siebie po wcześniejszych zdarzeniach i miał już na podorędziu parę pomysłów. Musiał się tylko szybko upewnić co do jednej rzeczy.

   Z pomiędzy jego sierpowatych szponów wystrzeliła w blok maleńka wiązka energii. I zamiast zostać pochłoniętą, została ona rozproszona. A zatem sześcian przestał pobierać nie tylko energię z otoczenia, ale i w ogóle. To zaś stwarzało pewną komplikację. Magnus jednakże miał pewien plan jak sobie z nią poradzić, choć wymagał on użycia wspomnianego jakiś czas temu asa w rękawie, a i nadal pozostawał dość ryzykowny. Niestety, na chwilę obecną był on, przynajmniej w mniemaniu stwora, również tym, który mógł mieć największe szanse powodzenia, a czasu było już niewiele, toteż monstrum niezwłocznie przeszło do jego wykonania.

 

   Stwór nagle zaczął poruszać się z olbrzymią prędkością, jakby był w transie, podczas gdy jego ciało poczęło się robić jakby odrobinę mgliste. Z jego dłoni wystrzeliła macka, błyskawicznie owijając się wokół sześcianu, a gdy to się stało, Magnus z niemałym wysiłkiem poderwał go z ziemi, zakręcił nim nad głową i w potężnym, lecz i niesamowicie szybkim zamachu wyrzucił wysoko do góry, jednocześnie wypuszczając go z uścisku macki, która momentalnie schowała się na powrót wewnątrz ramienia istoty. Jednocześnie zaklęcie rzucane przez jego oponenta uformowało się już niemal w zupełności, przyjmując postać trzech pocisków. Stwór tymczasem jednym płynnym ruchem odłamał od na wpół metalowej powierzchni swojej głowy jeden z zakrzywionych rogów i wykonał nim szerokie, ukośne cięcie dokładnie w tym momencie, w którym rozpoznane już kule UDC pomknęły ku swemu celowi.

 

   A jednak swego celu nie sięgnęły. Oto bowiem jednocześnie przed Magnusem jak i nad mknącym w górę sześcianem nastąpił krótki, bladobłękitny rozbłysk i nagle kule UDC, z całą swoją mocą, uderzyły w ów sześcian, który, pozbawiony stałego i stabilnego źródła mocy, nie będąc w stanie przyjąć i utrzymać takiej jej ilości w jednej chwili, w mgnieniu oka zakończył swoje istnienie w potężnym wybuchu, który rozerwał go setki maleńkich kawałeczków, a przede wszystkim - uwolnił całkiem niemałą część znajdującej się wewnątrz energii. Ta objawiła się zaś w swej najczystszej postaci, wywołując wtórną eksplozję. I właśnie na ten moment Magnus czekał - oto nadchodziła chwila prawdy i zarazem jego własna próba ognia. Mimo bowiem wcześniejszej porażki przy próbie manipulowania energią, która kosztowała go rękę, zamierzał spróbować tej sztuki ponownie. Tym razem niepowodzenie mogło kosztować go znacznie więcej, ale i on sam był przygotowany. Nie był już zaślepiony wściekłością ani otępiony czy to koszmarnymi wizjami, czy zmianą pola walki. Oto w tym miejscu i w tym czasie osiągnął stan niemal absolutnej równowagi. Był spokojny. Był skoncentrowany. Był gotów.

   Sięgnął zatem ku temu nowopowstałemu słońcu, którego moc sięgnęła właśnie szczytu.

 

   I oto coś, co mogłoby uchodzić z powodzeniem za miniaturową supernową, nagle zaczęło zwijać się i pomknęło ku Magnusowi. Wir energii gdy tylko go dosięgnął, nagle w jednej chwili z nieopisanie jasnego stał się ciemniejszy od wnętrza najgłębszych otchłani, by w końcu otoczyć stwora nieprzeniknionym całunem pulsującej czerni.

   Wnet jednak i ten zaczął się stopniowo kurczyć, aż w końcu powoli zaczął odsłaniać monstrum kawałek po kawałku. Po chwili skupił się wokół kikuta jego lewego ramienia, formując coś, co wyglądało jak prymitywne kleszcze. Były one o tyle dziwne, że choć wyglądały na stworzone z jakiejś stabilnej, stałej substancji, były tak czarne, że z trudem można było rozpoznawać szczegóły ich budowy. Czasem po ich powierzchni nadto można było dostrzec jakieś maleńkie, jasnopomarańczowe wyładowanie. Ich spory rozmiar i masywność natomiast nie pozostawiały żadnych wątpliwości w zakresie ich siły i możliwości - wyglądały jak coś, co może z łatwością rozwalać ściany, a czołgi rozcina na złom w ramach porannej rozgrzewki. Sam Magnus natomiast niewiele się zmienił, poza tym, że teraz wyglądał z jakiejś przyczyny nieco mgliście. I o ile wcześniej chciwie łykał każdą odrobinę powietrza - teraz jego klatka piersiowa zamarła w bezruchu.

 

   Z pomiędzy szponów na prawej dłoni wysypała się garść prochu - pozostałości po artefakcie, który stwór ukrył wewnątrz wydrążonego rogu i dzięki któremu cały jego plan dało się w ogóle zrealizować. Przedmiot ten umożliwiał natychmiastowe otwarcie na krótką chwilę połączenia między dwoma dowolnymi punktami multiwersum. Był to owoc trzech miesięcy morderczej podróży, siedmiu miesięcy badań i dziewięciu tygodni ostrożnego nakładania skomplikowanych run we Wszechkuźni. A koniec końców mógł z niego nadal skorzystać tylko raz, nim ten rozpadnie się w proch.

   Mogło dziwić, czemu Magnus zdecydował się na użycie takiego artefaktu, a nie otworzył żadnego portalu o własnych siłach. Istniały być może pewne przyczyny tłumaczące takie postępowanie. Jeżeli jednak, jaki był prawdziwy powód takiego zachowania - to wiedział tylko Magnus. On sam zaś nie miał żadnych rozterek w związku z tym, czy było warto. Żył i mógł walczyć dalej - a to jedyne co się dlań teraz liczyło.

 

   Czasu miał już Magnus niewiele, toteż jedyne co zrobił to przeszedł do drugiej fazy swojego wcześniejszego planu - zaklęcie wysysające energię z powietrza zrobiło swoje, ochraniając go częściowo przed pochłaniającą mocą sześcianu. Teraz pozostawało mu do zrobienia jeszcze jedno.

   - Ishsha, Xer-Koth-Akh!

   Tym razem zaklęcie, choć nadal wyglądało niepozornie, mogło być bardziej niebezpieczne. Już po krótkiej chwili bowiem można było wyczuć, że powietrze na arenie robiło się jakby zauważalnie rzadsze...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielki kamień, pomimo że w kawałkach mógł cały czas wykonywać swoje zadanie. Wystarczyło tylko wysłać odpowiednią komendę. Niestety jego efektywność nie będzie już taka jak dawniej. A może jednak tak. Trzeba było jednak przeanalizować możliwy kolejny ruch przeciwnika.. Użycie artefaktu mogło utrudnić kolejny ruch.

Pułapka XOXHAL mogła znowu zacząć działać. Po pstryknięciu palcami chip znowu włączył swoje działanie i wszystkie kawałeczki zaczęły powracać na swoje miejsce. A lecąc ładowały się z powrotem energią która uciekła. Dało się zauważyć lecące do kawałków promienie światła koloru czerwonego. Kawałki te leciały na moją połowę areny. Większość energii którą udało się przeciwnikowi wessać wracała teraz do swojego głównego źródła. Wracała do toitów znajdujących się w piasku. Po chwili wszystkie kawałki znalazły się na swoim miejscu i zacisnęły się jeszcze mocniej tworząc z powrotem oryginalną pułapkę zasysając tym samym energie która była potrzebna do działania płapki. W wyniku eksplozji cząsteczki kamienia zdołały przekonwertować działania przeciwnika aby się przed nimi lepiej chronić.

Czas zwolnił.

Niestety gęstość powietrza zaczęła maleć. Poczułem jak moje płuca zwiększają swoją objętość próbując dotlenić krew. Czułem ogromny ból w klatce piersiowej a po chwili zaczęła się walka o każdy oddech. Jednak to była tylko iluzja, bowiem często zdarzało mi się podróżowanie po wszechświecie wam znanym i tym który czeka na poznanie za pomocą latania w próżni. Ileż to ja światów nie odwiedziłem, ile istot nie poznałem. Zdecydowanie za dużo by wymieniać z imienia. Poczułem jak moja łapa może teraz dużo lżej poruszać się w otaczającym je powietrzu.

W wyniku czego podczas zataczania okręgów, w środku tworzyło się coś na kształt walca emanującego silną energią. Energią z której stycznością miałem pierwszy raz do czynienia. Nie była to energia mroku ani żywiołów, bo wiedział jaki wpływ mają na otoczenie. Aura bijąca od walca przypominała tą bijącą od złotego tolitu w połączeniu z nutką aury mojego ciała. Przyśpieszyłem ruch ręki do tego stopnia, że zlewała się z powietrzem. Chwilę po przyśpieszeniu walec zaczął zmieniać swój kształt. Teraz przypomianał raczej pierścień niż walec. Wyleciał z trzymających go w powietrzu zawirowań. Leciał w kierunku popitu malejąc. Kiedy się do niego zbliżył przeszło pomiędzy nimi wyładowanie a chwilę potem pierścień wylądował na moim palcu wskazującym przekazując mi swoją moc.

W jednej chwili zobaczyłem historię innego wymiaru który spotkała zagłada z powodu smoka Mimita . Tego samego którego pokonałem ratując swój świat. Ale jak? Jak się wydostał z 4 wymiaru? Czy czeka nas jego zemsta? A może się zmienił? Nie wiem. W mojej głowie jeszcze przewijały się sceny destrukcji jakiej dokonywał ze swym bratem w tamtym świecie. Ten obraz dodał mi sił. Muszę być gotów. Muszę być silny! Musimy działać razem. Wysunąłem lewą łapę, na której znajdował się popit i pierścień, a następnie wskazałem przeciwnika.

- Rex! Pora na głos tolitu! - Powiedziałem komendę do psa o którym przeciwnik najwyraźniej zapomniał.

Czas wrócił do normalnego biegu.

W jednej chwili wybiegł zza mnie znany wszystkim piesek. Wyglądał na podekscytowanego. Kolejny raz będzie miał okazję do pokazania swoich umiejętności. Zaczął pochłaniać duże ilości energii z tolitowego piasku i pułapki. Następnie ta energia powędrowała do jego płuc i krtani aby tam zwiększyć możliwości organów. Po wchłonięciu odpowiedniej ilości Rex wygiął głowę do góry zbierając tym samym mnóstwo powietrza w swoich płucach, aby w jednym momencie wyrzucić to wszystko z siebie w kierunku Magnusa. Z pysku pieska poleciała ogromna fala uderzeniowa, która zawijała za sobą kłęby piasku onoszonego w powietrze tworzącego swego rodzaju młot piaskowy.

W tym samym czasie jak Rex przygotowywał swój atak. Ja i moje klony nie próżnowaliśmy. Po co mieliśmy się bawić w kolejne kule energetyczne, kolejne promienie które przeciwnik najpewniej by uniknął. Trzeba było działać czymś nowym i niespodziewanym. W tym momencie napadła mnię myśl aby zrobić Test Rzeczywistości będący iluzją prawdziwego testu. Więc spojrzałem na swoją łapę aby sprawdzić czy nie ma tam czegoś dziwnego. Miałem rację udawałem liczenie palców i istnienie dwóch u lewej łapy więc udaję, że to niby jest sen i mogę go kontrolować! Po chwili udawałem, że cała arena zaczęła mi się rozmazywać przed oczami, zanikały kolory i kontury.

- Nieee.- Wrzasnąłem z całej mojej mocy. Tak aby góry się zatrzęsły. Śmiejąc się w myślach by przeciwnik uwierzył, że to sen. - Głębokość razy tysiąc! Głębokość razy tysiąc! To jest sen a ja chcę zostać!

Po tych fałszywych okrzykach odwróciłem się błyskawicznie do jasnego i mrocznego mnie mówiąc po cichu aktualny plan.

- Manewr D-34 “FakeDream” - Powiedziałem tak aby tylko moje klony to usłyszały.

Wyprostowaliśmy się i skierowaliśmy nasze łapy w kierunku przeciwnika. Po milisekundzie wypowiedzieliśmy 2 słowa. “Przyśpieszenie umysłu” A nasze umysły przyśpieszyły 1000x. Widzieliśmy teraz każdą cząsteczke powietrza odpychaną przez falę uderzeniową. Pobiegliśmy do przeciwnika aby zobaczyć co szykuje. Niestety nie udało nam się przewidzkeć jego kolejnych zamiarów ale za to zdążyliśmy zrobić nim pare salt w powietrzu tak aby za każdym razem uderzał o podłoże głową, do tego dostał pare uderzeń w brzuch i w plecy. Byśmy w końcu wrócili na swoją połowę i wyłączyli przysśpieszenie.

Zdążyliśmy w samą porę, bo fala uderzeniowa już docierała do przeciwnika. Podczas samego stania przy nim poczuliśmy jak zwiększyła się jego negatywna energia. Pora na to zaradzić

- Słoneczny dzień! - Wykrzyknęliśmy wysuwając dłonie w kierunku nieba. Natychmiast po tym słońce rozbłysło jasnym przyjemnym i życiodajnym światłem którego energia wpływała w moje ciało regenerując je w zawrotnym tempie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...