Skocz do zawartości

Tajemnice [Oneshot][Dark][Violence]


Recommended Posts

Neptunie słodki. Trwało to całe wieki i kosztowało wyprucie wszystkich żył, ale w końcu udało mi się ukończyć pisanie kolejnego opowiadania - jak na moje standardy prawdziwego giganta (83 strony, to ponad trzy razy więcej, niż mój drugi pod względem długości fik!). Nigdy więcej takich molochów, ja chcę z powrotem do mojej krótkiej formy, heh (choć na razie czuję się nieco... wypalony). No i wreszcie będę mógł wrócić do oglądania serialu i czytania komiksów, bo podczas prac nad "Tajemnicami" całkowicie się od nich odciąłem.

 

"Tajemnice" powiązane są z zamieszczonym tu wcześniej opowiadaniem: Konfrontacja więc oczywiście zachęcam do przeczytania go w pierwszej kolejności. Razem z "Delirium". I ewentualnie "Pościgiem".

 

Tytuł: Tajemnice

 

Tagi: [Oneshot], [Dark], [Violence]

 

Obrazek okładkowy:

 

866263__vector_semi-dash-grimdark_backgr

 

Link: https://docs.google.com/document/d/1BRg7oRLAcNJgKf0_wpUlu9MyIhufHvFKUMqynVP47UA/edit

 

Pre-reading&korekta: Bodzio, Cyris Darkshine, Dolar84, StyxD

 

Opis: Jakie tajemnice kryją się za zamkniętymi drzwiami?

 

Dziękuję  Dolarowi za przedpremierowe przeczytanie i radę, co do działu, w którym opowiadanie powinno się znaleźć (zastanawiałem się, czy nie powinien to być Necronomicon).

 

Życzę miłej lektury.

 

 

Epic: 4/10

Legendary: 4/50

Edytowano przez Malvagio
Zmiana objętości tekstu po zmianie interlinii
  • +1 6
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem przyjemność być prereaderem tego opowiadania. O ile początkowe strony czytało mi się dosyć ciężko (w sumie nie wiem dlaczego), to później było tylko lepiej, a od około 20 wsiąkłem całkowicie i nawet nie wiem kiedy reszta tekstu przeleciala. Przejdźmy jednak do komentarza właściwego...

 

Beware the spoilers!

 

Obrany temat przypadł mi do gustu - lubię opowiadania  Sombrą, zwłaszcza kiedy są dobre, a "Tajemnice" spełniają ten warunek z wielkim naddatkiem. Motyw zagłębienia się  w przeszłość mrocznego władcy i odkrywanie jak stał się taki a nie inny... coś wyśmienitego. Można co prawda zastanawiać się, czy wyprawa w jego ******(ocenzurowano ze względu na wielkość spoilera) była czynem rozsądnym, na który Księżniczki by się zdecydowały, ale i Malvagio tak to opisał, iż wyglądało to bardzo realnie i prawdziwie - z jednej strony mieliśmy niechęć, rozważania nad stroną etyczną przedsięwzięcia a z drugiej ciekawość pchniętą na sam skraj obsesji - a może i troszkę poza tę granicę.

 

Księżniczki przedstawiono świetnie - widać w nich charaktery, nie są to postacie płaskie i bezosobowe. Są jednocześnie podobne i bardzo różne. Z innych bohaterów spodobał mi się początkowy występ zepchniętego na boczny tor Shining Armoura - napisany bez przesady w którąkolwiek ze stron, gdyż widać zarówno jego przywiązanie i zaufanie do Cadance (odwzajemnione) jak i rozgoryczenie z powodu odsunięcia go od właściwych wydarzeń. Kreacja Sombry oraz jego *******(patrzcie wyżej) jest wyśmienita. Ewolucja od niewinnego, zupełnie zwyczajnego źrebaka do mistrza zła postępuje stopniowo i płynnie. Nie ma w niej (czego się trochę obawiałem) przeskoku dobry-zły z akapitu na akapit. Fajnie wypadł też Discord w swojej krótkiej roli - a muszę powiedzieć iż w takiej jak tu jeszcze go w fanfikach nie zdarzyło mi się zobaczyć. Miła niespodzianka.

 

Fabuła jest spójna - nie zauważyłem żadnych dziur (nie żebym się ich spodziewał). Wszystko elegancko się zazębia i pasuje do siebie. Na dodatek uzupełnione jest klimatem, który w tym opowiadaniu jest dokładnie taki jak być powinien - mroczny i przytłaczający. Opisy doskonale potęgują napięcie i odmalowują ponury obraz wnętrza *****(jak wyżej) Sombry.

 

To by w sumie było wszystko co ma do powiedzenia. A nie - jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Otwieram głosowanie na Epic. W mojej ocenie "Tajmenice" bezwzględnie na ten tag zasłużyły.

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od jakiegoś czasu, z różnych przyczyn mniej lub bardziej losowych, nie przeczytałam żadnego dobrego tekstu. Stwierdziłam, że tak dalej być nie może, więc zaczęłam szukać jakiegoś fanfika. Przeglądam sobie różne mniejsze i większe dzieła fandomu, i widzę to. Obrazek ładny, tytuł dobry, tagi spoko, opis krótki, ale obiecujący. Czytam. Mija jakiś okres czasu, nie wiem, czy to godzinka,czy może trzy, zatraciłam się bez pamięci w tekście. Czytałam bez przerw na tak prozaiczne czynności jak jedzenie, sen, czy chodzenie do toalety. Przeczytałam i byłam zachwycona. Dzięki Malvagio, zrobiłeś mi dzień (a właściwie noc, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował). Następnego ranka przeczytałam to jeszcze raz, i nadal byłam zachwycona.

Co mi się tak spodobało? Właściwie wszystko, ale i tak wymienię najmocniejsze, moim zdaniem, punkty tego fika.

Spoiler

 Wędrówka po umyśle Sombry, jego historia, droga od źrebaka, niedoszłego bohatera Equestrii, do okrutnego króla z manią mordowania alikornów, siejącego strach i grozę nawet po takim czasie. Obawy Twilight, niedoceniany Shining, Nienawiść, wątek Cadence - Amary. Świetne, wyraźne charaktery postaci, zarówno księżniczek, jak i innych bohaterów (Discord, matka Sombry). Zły król nie jest zły dla zła, oszalał i myśli, że ma słuszność w tym, co robi, że zabicie alikornów naprawdę jest dobre. Księżniczki myślą, nie robią wszystkiego na hura, mają obawy i wątpliwości. Historia Nightmare Moon i kłamstw Celestii nie wyglądała niewiarygodnie, spostrzeżenie, że Luna, która mogła chodzić po snach, nie miała powodu do zazdrości, było logiczne i zarazem odkrywcze, bo nikt nigdy nie zaprzeczał temu, co opowiedziała Celestia, chyba, że na zasadzie "Luna taka biedna, Ceśka taka zła".

Potrafisz świetnie zbudować klimat, wspaniale piszesz. Wróżbita Matil wróży ci wielką przyszłość.

Spoiler

Koniec również nie odstaje jakościowo od reszty. Ucieczka Sombry sprawia, że nie mogę doczekać się kontynuacji. Ostatnie zdania bardzo zgrabne, dobrze kończą całość.

Nie ma żadnych dziur logicznych, nic, za co mogłabym cię skrytykować. Ktoś może się czepiać "alikornek", ale akcja nie pozwala na rozmyślanie o takich pierdołach. Czytasz i nie możesz się doczekać, co się stanie za chwilę. Dzieło godne najwyższych pochwał i miana epickiego (głos na Epic). Jestem zdecydowanie na tak. Oby tak dalej.

 Czy ja przypadkiem w mocnych punktach nie wymieniłam wszystkiego? Ups...

Edytowano przez Matil
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę się cieszę, że "Tajemnice" przypadły Wam do gustu (i to na tyle, że oddaliście głosy na Epic!), tym bardziej, że włożyłem w nie o wiele więcej pracy i wysiłku, niż pozostałe prace... już choćby z przyczyny samej ich długości, heh. No i przedstawiony w opowiadaniu temat jest bardzo bliski memu sercu, więc jeśli uda mu się zdobyć ten upragniony specjalny tag, to będę podwójnie, a może nawet poczwórnie szczęśliwy.

 

Spoiler

Co się natomiast tyczy kontynuacji... mam już pewne plany, ale wciąż jeszcze nie do końca ukształtowane. Chyba będę mógł jednak powiedzieć, że moje maleńkie uniwersum zostanie podzielone na okresy Przed i Po "Tajemnicach".

 

Dziękuję za przeczytanie, komentarze, no i głosy.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie, to największym problemem jest słowo wstępu, że nie zamierzasz już więcej pisać takich molochów. Wielka szkoda, gdyż właśnie taka dłuższa forma pozwoliła Ci się rozpisać i stworzyć nieco bogatszą fabułę, niż zwykle. Mnie to bardzo pasuje, gdyż dzięki temu można doświadczyć po prostu czegoś większego, gdzie po przeczytaniu 20 stron nie ma się poczucia, że właściwie zaraz koniec.

 

 

 

 

 

Daję głos na [epic]

 

 

 

 

 

Spytany, czy to Twój najlepszy tekst miałbym taki sam problem, jak przy pytaniu o przewagę II sezonu nad V lub odwrotnie. Ciężko mi uznać cokolwiek twojego za lepsze od Księżniczek, tak samo jak znaleźć lepszy odcinek od Lekcji Zerowej. Jednak jakby odłożyć na bok sentymenty… to tak, to chyba będzie Twój najlepszy, albo przynajmniej tekst z podium.

 

 

 

 

 

Po pierwsze, mamy tutaj kilka ciekawych motywów, które uwielbiam. Labirynt wspomnień, wędrówkę w ciemnościach, wzajemne szukanie wsparcia i światła w takim obłędzie. Wręcz było pod tym względem za krótko i osobiście bym to jeszcze nasycił… dobił do 150 stron :P Podobał mi się też zwrot akcji na końcu.

 

 

 

 

 

Na początku bałem się, że nie odważysz się naruszyć kanonu i wykroczyć poza niego. Na szczęście jednak cos takiego nastąpiło i choć nie zgadzam się z wieloma wizjami, to jednak bardzo doceniam je i to, że zostały konsekwentnie ukazane. Przykładowo, to nie moja Celestia, takiej nie lubię, ale grunt, że jest i jest niezła.

 

 

 

 

 

Po drugie, jak zwykle bardzo dobry warsztat, czego w wielu niezłych fikach brakuje. Plastyczne, wyczerpujące opisy, choć jednak skupiające się na akcji. Przykładowo, nie widziałbym nic złego w tym, aby niektóre wspomnienia poszerzyć, jednak i tak interesująco opisano, jak ich emocje przeplatają się z prywatnymi odczuciami księżniczek.

 

 

Tekst zdradza pewien schemat teatralny, po którym widać Twoje wykształcenie, zainteresowania. Przypomina też sesję RPG, które są oparte na heroic fantasy. Ktoś mógłby powiedzieć, że to złe i było modne w latach ’80. Moim zdaniem to nie jest wada, a po prostu wybranie pewnego szablonu przy pisaniu, może faktycznie kiedyś mocno eksploatowanego, ale dziś chyba ciutkę zapomnianego. Co więcej, jest on dobrą podstawą do budowy opowieści.

 

 

Mamy zatem grupkę bohaterów, elitarnych, którzy spotykają się i z marszu wyruszają na niebezpieczną wyprawę. Tam po kolei natrafiają na potwory i pułapki, pułapki i potwory, trochę sobie nieufają i obwiniają o różne rzeczy, ale w sumie współpraca przebiega bez zakłóceń. Każdy z tych bohaterów ma unikalne atuty, bez których wyprawa nie może zakończyć się sukcesem. Ostatecznie, aby wejść do finałowej komnaty, muszą zebrać kilka kluczy…

 

 

Tak, na tym schemacie oparto kilka książek, które zbudowało fantastykę, a który i dzisiaj się powiela w niezłych książkach. Choć oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby to rozwijać.

 

 

Podobała mi się kwestia walki. Cenniejszym i potężniejszym orężem od siły fizycznej lub nawet magicznej była sama wiedza, świadomość czegoś. To rzecz, która również często się pojawia w fantastyce, ma swoją genezę w mitologiach. Sam z tego czerpię.

 

 

Równocześnie przy tych wszystkich schematach nie można do końca opierać się na logice. Jak wielokrotnie udowadniano na przykładach Tolkiena, Rowling, Howarda… od magicznej woli i determinacji głównych bohaterów lub bohatera, prostszym rozwiązaniem problemu byłoby wysłanie odpowiednio przygotowanej drużyny wojska (jakiegoś), tak jak w rzeczywistości. Jak zależy nam na zdobyciu jakiegoś celu, lepiej wysłać tam batalion spadochroniarzy, niż jednego super agenta. Jednak to jest opowieść, a ona rządzi się swoimi prawami.

 

 

 

 

 

Tekst jest bardzo osobisty. Sądzę, że Malv idealnie wpasowuje się w prawidłowość, że ulubiony kucyk, to kucyk odpowiadający osobowości broniacza.

 

 

Co więcej, opowiadanie jest teatralne. Sądzę, że można łatwo je przerzucić na deski sceniczne. Zarówno jego pewien patetyczny styl (dialogi), epickość starć z pułapkami i przeciwnikami, a także finał. Fabulę można by inaczej poprowadzić, np. nie zgadzam się i nie uważam za logiczne

 

 

Spoiler

zachowanie Sombry na wieść, że Discorda pokonał ktoś inny. Jest to moim zdaniem bardzo przesadzone. Tak samo brakuje mi opisu tego, co rodzina Platinum tak naprawdę robiła przeciwko Discordowi i co chciała robić dalej po jego pokonaniu. Czemu Luna i Celestia były nie do pogodzenia?

Owszem, Malv mi to wyjaśnił, ale… można to opisać. Można, ale to jest teatr, a w teatrze nie wszystko musi być powiedziane z encyklopedyczną dokładnością. Tak samo brakowało postaci II planu, było dość sterylnie, akcja dotyczyła rzeczy istotnych dla fabuły (nie było dodatkowych opisów świata i kreacji autora), opisy tez skupiały się na rzeczach istotnych. To nie było jednak konieczne, choć w sumie nie zaszkodziłoby tego wydłużyć i dowiedzieć się więcej o emocjach bohaterek, np. Luny i Celestii, ukazaniu jakiejś sceny z punktu widzenia kilku postaci (odniosłem wrażenie, że narrator skupia się na Twilight).

 

 

 

W sumie, to nie napisałem, czy coś tak naprawdę mi się nie podobało. Obawiałem się, że nie spodoba mi się

pokrewieństwo TS z Sombrą

, ale na szczęście, to nie zostało wyjaśnione (a więc plus). Zatem w sumie to nie ma się czego przyczepić, jeśli dostrzeżemy i uznamy teatralność tekstu, pewne schematy, za coś dobrego, po prostu za formę.

 

 

 

 

 

Od razu odpowiadam na pytanie: czemu zatem skrytykowałem trochę podobną „Konfrontację”. W moim odczuciu te teksty są podobne formą, ale zupełnie inne treścią. Tam narzekałem na fabułę, nie dostrzegałem w niej takiej konsekwencji i rozbudowania, jak tutaj. Ponadto odsunięto pewien motyw, którego nie lubiłem. Owszem, można wciąż dyskutować, czy tysiącletnie kłamstwo Celestii naprawdę było potrzebne… ale dyskutować.

 

 

 

 

 

Zatem, podsumowując, to bardzo dobry tekst o Sombrze. Świetny technicznie, napisany z autentyczna pasją do króla, co więcej, rozbudowany fabularnie i emocjonalnie. Jest to teatr, co nie każdemu może się spodobać, ale uznałem, że w tej formie pasuje. Owszem, sam bym go jeszcze bardziej nasycił, może kilka rzeczy przebudował i zmienił charaktery księżniczek… ale nie warto się czepiać. Jak dla mnie idealnie wpisuje się w twoją markę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Po odświeżeniu sobie "Delirium" I "Konfrontacji" zawziąłem się za "Tajemnice". Zgodnie z "ostrzerzeniem" autora historia była dłuższa niż jego poprzednie dzieła. Niemniej jak już ją zacząłem to wracałem do tekstu kiedy tylko mogłem. Klimat umiejętnie zbudowany na niedopowiedzeniach jest gęsty I ciężki. Do tego wizja świata zbudowana z elementów serialowych jest spójna, spójniejsza nawet niż sam serial. 

 

Jedyne do czego mogę się doczepić to sposób "dojścia" do najważniejszego wspomnienia, "zalicz to I to, aby odblokować tamto". Wedle mnie umysł/dusza tak nie działa I zamiast "lokacji" "ogród popiołów", która była punktem zbornym po każdej wizjii, powinno być raczej bezpośredbie przechodzenie ze wspomnienia we wspomnienie, I problemem nie powinno być odblokowanie jakichś tam dzwi lecz raczej znalezienie odpowiedniej "ścieżki". Tak jak jest w umyśle, wspomnienie jednej rzeczy przypomina nam drugą. Jednakże jestem w stanie to zakceptować jako świadomy wybór mający zapobiec nadmiernemu mnożeniu się scen. Przynajmniej na "osłodę" miałem dodatkowe wspomnienie wymuszone przez "nienawiść". Zasadniczo wątek reinkarnacji jest na plus. Jest on o tyle ciekawy, że Shining stał "półobcy", ale za to mieszkańcy kryształowej krainy stali się "półznajomi".

 

Na koniec muszę wyznać, że to jest najlepsza mi znana kreacja Sombry, cudowna w swojej zwyczajności, bez zbędnego przekombinowania. 

To co? Skoro "zabili go I uciekł" to teraz będzie robił "Crystal Siege"? ;P

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rany, Xelu, zaskoczyłeś mnie, nie spodziewałem się, że wysmażysz komentarz (jakie zagęszczenie przecinków!). Nie wiem tylko, czy nie powinieneś poukrywać jego części w spoilerze, bo zdradzasz jednak dosyć istotne elementy fabuły.

 

Co do drzwi, to, no cóż, mam słabość do takiego motywu (wydaje mi się, że królują właśnie takie dwa - drzwi albo ścieżki). Tym bardziej, kiedy mowa o Sombrze, który przecież zasłynął w serialu pewnymi wrotami. Nie wspominając już o tym, że tak pięknie pasował mi do tego przyszykowanego opisu, heh.

 

17 godzin temu Xelacient napisał:

Na koniec muszę wyznać, że to jest najlepsza mi znana kreacja Sombry, cudowna w swojej zwyczajności, bez zbędnego przekombinowania. 

To co? Skoro "zabili go I uciekł" to teraz będzie robił "Crystal Siege"? ;P

 

A, dziękuję, dziękuję - miałem taką cichą nadzieję, że może ktoś nominuje go w Oskarach do najlepszej postaci kanonicznej - choć z drugiej strony, nie wiem, czy bardziej nie pasowałoby przedstawienie z "Konfrontacji", gdzie chyba dobrze oddałem jego małomówność, heh. Cóż, może w przyszłej edycji (jeśli jury nie rzuci całej imprezy w diabły), a na razie będę trzymał kciuki za nominacje w innych kategoriach.

 

No i nie, raczej nie będzie robił Kryształowego Oblężenia - zarówno w wersji Spidiego, jak i komiksowej. Mój udział w tym pierwszym ogranicza się jedynie do użyczenia naszego ulubionego dwulicowego parszywca z sesji... i jeszcze jednego nie-do-końca-milca. A co do komiksowej wersji, WCIĄŻ jej jeszcze nie nadrobiłem, więc nie mam najmniejszego pojęcia, co się tam dzieje... jakoś nie mogę się do tego zebrać. Ale tak, czy inaczej, mogę zdradzić, że ostatnio pojawił mi się głowie dosyć szalony i chyba karkołomny pomysł... może go zrealizuję, może nie - czas pokaże.

 

3.03.2016 at 18:41 SPIDIvonMARDER napisał:

W sumie, to największym problemem jest słowo wstępu, że nie zamierzasz już więcej pisać takich molochów. Wielka szkoda, gdyż właśnie taka dłuższa forma pozwoliła Ci się rozpisać i stworzyć nieco bogatszą fabułę, niż zwykle.

 

Możliwe, ale pisanie tego fika tak mnie wymęczyło, że się całkiem mocno wypaliłem - w końcu od tego czasu napisałem tylko "Sprawiedliwość Pustkowi" i jakoś nie jestem w stanie wykrzesać z siebie sił na stworzenie kolejnego dzieła. Choć może to też wina pracy, która mnie nie oszczędza. Ech. 

 

Dzięki za komentarze. I za głos Spidiego na Epic oczywiście też.

Edytowano przez Malvagio
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Czytając po kolei fiki Malvagia można zauważyć, że część z nich stanowi fragmenty pewnej układanki… układanki opisującej życie i nieżycie mrocznego króla Sombry. Poznajemy w nich jego panowanie oraz jesteśmy świadkami upadku, przy okazji spotykając też ostatnią władczynię Kryształowego Królestwa i inne ofiary obsesji jednorożca.

W „Tajemnicach” wraz z czterema księżniczkami ruszamy w niebezpieczną podróż, mającą odkryć najgłębiej skrywane tajemnice ogiera, którego motywacji ani przeszłości nie zdradził nam serial, pozostawiając spore pole popisu dla fanfikopisarzy. I Malvagio w pełni tę szansę wykorzystuje, tworząc własną wizję dzieciństwa Sombry, czasów, w jakich żył oraz rodziny, która w wielkim stopniu wpłynęła na jego dalsze losy. Wszystko to zostało opisane ładnym, literackim językiem z dużym bogactwem słownictwa, z dużą troską o poprawność formy i z poszanowaniem dla końskiej anatomii (a o to w niektórych opowiadaniach trudno). Świat wykreowany w „Tajemnicach” oraz w pozostałych opowiadaniach jest logiczny i spójny, a postać Sombry obdarzona głębią, której tak jej brakowało.

Spoiler

Podoba mi się także sekret przemiany Luny w Nightmare Moon (zasugerowany już zresztą w „Konfrontacji”). Sama już jakiś czas temu zauważyłam, że księżniczka odwiedzająca sny wszystkich poddanych powinna mieć z nimi dobry kontakt, właściwie wręcz lepszy niż jej siedząca na tronie w stolicy siostra. Fakt ten został zgrabnie wykorzystany, przy okazji zmieniając nieco nasze postrzeganie Królewskich Sióstr.

Postaci księżniczek zostały moim zdaniem przedstawione w bardzo dobry sposób. Celestia pokazuje, z jak dużą odpowiedzialnością wiąże się władza. Luna jako prawdziwa Pani Snów zna zakamarki kucykowych umysłów. Twilight jest żądna wiedzy, a Cadance pokazuje, jak wielką siłę może mieć miłość. Podobał mi się także krótki występ Shining Armora, którego uczucia są łatwe do zrozumienia i dodają dramatyzmu zakończeniu opowiadania.

Jeśli chodzi o moje uwagi, to w zasadzie mam dwie: jeśli chodzi o formę, to wydaje mi się, że można by usunąć sporą część z ponad ośmiuset wielokropków i opowiadanie tylko by na tym zyskało.

Spoiler

Druga uwaga dotyczy treści: nie spodobała mi się scena wyrywania rogu Amarze. Moim zdaniem jest on zrośnięty z czaszką i próba jego wyrwania skończyłabym się raczej uszkodzeniem szyi czy dalszym rozerwaniem nabitego na stalagmit ciała. Bardziej podobałoby mi się zwyczajne złamanie rogu, które w przeciwieństwie do wyrywania nie wydaje mi się tak absurdalnie krwawe, a z racji roli tej części ciała także przysporzyłoby przecież dużego cierpienia ofierze.

Podsumowując: za spójność wizji, za kreatywność w uzupełnianiu luk w historii oraz za całokształt twórczości Malvagia oddaję głos na EPIC.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Minęło trochę czasu odkąd zakończyłem lekturę „Tajemnic”. Od razu powiem, że po pierwszym przeczytaniu fanfika miałem dosyć wymieszane odczucia, ale skojarzyłem, że przecież jest ono tematycznie powiązane z innymi fanfikami autora - „Konfrontacją”, „Pościgiem” oraz „Delirium”, z którymi przecież miałem już do czynienia. Niewiele myśląc, postanowiłem odświeżyć sobie wspomniane opowiadania. Był to dobry ruch, ponieważ nie tylko co nieco sobie poprzypominałem, ale też przy okazji zebrałem materiał do analizy porównawczej, no i wybrane szczegóły rzuciły nieco światła na to co się dzieje w „Tajemnicach”.

Do opowiadania powracałem kilkukrotnie i przez ten czas moja ocena nieco się podniosła. Zaczynając nietypowo, bo od podsumowania - podoba mi się. Z całą pewnością nie był to czas stracony, a opowiadanie, zarówno pod kątem technicznym, jak i merytorycznym stoi na bardzo wysokim poziomie, jednakże moje odczucia, choć teraz już pozytywne, są one umiarkowane, a "Tajemnicom" bynajmniej nie pomaga fakt, że bogata (i wciąż zyskująca na nowych utworach) twórczość autora sam rzuca mu wyzwanie i stanowi poważną konkurencję.

 

 

Plot summary

„Tajemnice” stoją na dobrej pozycji – radzą sobie dobrze jako samodzielne opowiadanie, lecz gorąco zachęcam do uprzedniego zapoznania się z „Delirium”, „Pościgiem” oraz „Konfrontacją”, ponieważ w ten sposób opowiadanie wiele zyskuje, a i sam cykl jest po prostu wart uwagi. W każdym razie, w „Tajemnicach” będziemy towarzyszyć czterem doskonale nam znanym księżniczkom Equestrii, którym tym razem przyjdzie zmierzyć się z być może najgroźniejszym do tej pory przeciwnikiem, zdolnym zgnieść każdego, kto odważy się zabrnąć za daleko. Mowa oczywiście o prawdzie – o tym, co się wydarzyło w historii, o przeszłości i pochodzeniu króla Sombry, a także wydarzeniach, które ukształtowały go takim, jakim znamy go dziś. W tym wszystkim najbardziej intrygujące jest jednak to jak poznana prawda zmieni relacje między księżniczkami i jak świadomość przeszłości wpłynie na to, co nastąpi.

 

Mógłbym pisać tutaj więcej, lecz doszedłem do wniosku, że popsułoby to samodzielne odkrywanie fabuły oraz tytułowych tajemnic. To tylko taka drobna zajawka, zachęcam do lektury tekstu. Powróćcie, gdy już będziecie mieli tekst za sobą, chyba, że nie straszne Wam spoilery, zatem śmiało kontynuujcie.

 

 

Bez ryzyka nie ma zabawy

Podejmując kwestię pochodzenia i przyszłości króla Sombry, autor zdobył się na niemałe ryzyko – Sombra, jakiego znamy z kreskówki (komiksów (jeszcze?) nie czytałem) był tajemniczy i, jakkolwiek to zabrzmi w kontekście bajki o magicznych kucykach, mroczny, dlatego właśnie, że nic nie było o nim wiadomo, poza tym, że był tyranem, zastał pokonany, a teraz wraca, jest zimny i bezwzględny, a przy tym dość potężny. Zanim przyszedł ostatni sezon, wiedzieliśmy o Sombrze jeszcze tyle, że lubi mówić „Crystals...”, podobnie jak Leon Belmont lubi mówić „I see.”, takie tam.

 

Po poznaniu jego motywów, a także innych dotyczących jego postaci aspektów, włącznie z „domyślnym” charakterem, dążeniami, relacjami, siłą rzeczy opadła część otaczającej jego osobę mgły tajemnicy. W jakimś sensie Sombra staje się zupełnie nową postacią – jego imię to Silver Shade z rodu Platinum. Poznajemy też jego krewnych, czyli matkę, Golden Jewel, oraz wuja, Emeralda (aczkolwiek teraz już nie wiem, czy dobrze zapamiętałem). Nadaje to jego postaci nowego wymiaru, lecz czy to dobrze? Czy jest to coś więcej, niż znane już schematy, a może i coś wyjątkowego? Czy warto było zedrzeć pewną maskę i podjąć próbę napisania genezy króla Sombry?

 

I tak, i nie.

 

Owszem, autor do tematyki podszedł pieczołowicie i zadbał o szczegóły, szczególiki, poszczególne wspomnienia czyta się z zaciekawieniem, nie nużą, są przepełnione interesującymi motywami, ze szczególnym wskazaniem na Discorda lekceważącego sobie ród Platinum, bawiącego się małym Silver Shadem jak szmacianą lalką, czy też moment, w którym nasz bohater otrzymuje swój znaczek. Zdecydowana większość rzeczy pasuje do charakterystyki króla Sombry i można je bezproblemowo przyjąć za dobre i wyczerpujące wyjaśnienia.

 

Nie do końca, albowiem... No cóż, część rzeczy była do przewidzenia. Nowe postacie, jak się tego spodziewałem, były w opowiadaniu po to, by zginąć. Na szczęście ich obecność nie okazała się niczym nieuzasadniona, gdyż zostały nam ukazane interakcje Silver Shade'a oraz Golden Jewel, a także obserwujemy kolejne jego treningi, pod czujnym i krytycznym okiem wuja. Niemniej, ich ostateczny los (chociaż co do samego Emeralda to chyba nie wiadomo, ale można się domyślać) był do przewidzenia, toteż nic ani mnie nie zaskoczyło, ani mną nie wstrząsnęło.

 

Poza tym, aczkolwiek to moje wypaczenie po różnych killerowych gniotach, przyznam, że podniosłem brew z powątpiewaniem, gdy w jednym ze wspomnień widzieliśmy jak Sombra zostaje odrzucony przez rówieśników, czy wręcz przez nich „zaatakowany”. Na szczęście autor miał w zanadrzu zupełnie inne powody dla tych losowych kucyków. I nawet gdy bardzo, bardzo subtelnie i przez krótki moment zostało nam podpowiedziane, że jedna z księżniczek (nie wymienię któa, czytajcie opowiadanie) w ogóle mogłaby poczuć jakiekolwiek współczucie, czy zrozumienie, donikąd to nie zmierza, toteż nie ma się wrażenia, że Sombra to jakaś zagubiona, niezrozumiana postać, która jest wbrew swej woli manipulowana, a w gruncie rzeczy jest „dobra”. Czy też, że ma to być złoczyńca, z którym powinniśmy się utożsamiać przez współczucie i że jego czyny są jakkolwiek wytłumaczalne.

 

Ostatecznie, lepsze i nieco mniej absorbujące wspomnienia równoważą się, choć po kilku podejściach powiedziałbym, że pozytywy jednak uzyskują przewagę. Przy czym poprzez „mniej absorbujące”, mam na myśli to, że część scen wydaje się być czysto rzemieślnicza pracą – chociażby kolejne treningi (z wyjątkiem momentu, w którym Sombra otrzymuje znaczek), czy niektóre dialogi, momenty. Po drugiej stronie mamy chociażby występ Discorda, czy trzymającą w napięciu, mroczną scenę, w której Silver Shade postanawia „uratować” matkę, którą uprzednio pozbawił możliwości obrony, korzystając ze swego własnego talentu. Jest to chyba jedna z najlepszych scen. Ironicznie, moc, z której Golden Jewel była tak dumna, przyczyniła się do jej własnej śmierci. Ba, więcej, moc, która miała wyzwolić kucyki w tym sensie, że miała być bronią wybranego przez przeznaczenie Silver Shade'a, a w dłuższej perspektywie przysłużyła się do zniewolenia kucyków, a Silver Shade sam stał się tyranem.

 

Takich symboli, nawiązań, ukrytych smaczków jest w tekście więcej, choć niewykluczone, że trzeba go przeczytać kilka razy. Na przykład, za pierwszym razem scena śmierci Amary wydała mi się strasznie „kapkejksowa”, sama w sobie wypadła mało elegancko, czego z jakichś powodów spodziewałbym się po Sombrze. Ale później zdałem sobie sprawę, że „kapkejsowo” by było, jakby Sombra zaczął sam paradować z tymi skrzydłami, a później jeszcze wystąpił w oprawionej skórze swojej ofiary.

Odejmując jej skrzydła, a później także i róg, pozbawił ją atrybutów boskości, równając z ziemią to, w co wierzyli poddani i co stanowiło ich dumę, gdyż była to moc, która pokonała Discorda, zakończyła pewną erę. Zazębia się to wnioskiem, że przecież żadnych bogów nie ma i to Silver Shade został niesłusznie obdarty ze swojej chwały. A analizując to z innej strony – w ten sposób sam pokonał „boginię”, a więc udowodnił, że istotnie stał wyżej i to on powinien rządzić i być uwielbiany. No i co to za bóg, którego da się wykończyć? Zatem wszystko się elegancko zazębia z poprzednimi scenami, rozczarowaniem Silver Shade'a oraz protestem wobec tego jakoby jacykolwiek bogowie istnieli.

 

Szkoda tylko, że brakuje paru pomostów – czegoś między wieściami o pokonaniu Discorda i rozmową rozgoryczonego tym faktem (Serio, tyran został zdetronizowany, to chyba dobrze?) Silver Shade'a z matką, a jej zabójstwem, a także czegoś poprzedzającego krwawe morderstwo Amary. Poważnie – moją pierwszą reakcją na zachowanie Silver Shade'a było: „Straciłeś wszystko? Ziomuś, bez przesady, to tylko gra.”

A przecież mieliśmy już od jakiegoś czasu przedstawioną tajemniczą, enigmatyczną postać „Nienawiści” - dlaczego by jej nie użyć? Chociaż, ona chyba zaistniała właśnie przez to, co się wydarzyło w życiu Sombry, nie było jej wcześniej. A może istniała jako coś innego? O tym co nieco trochę później.

 

 

„Daleko jeszcze?” ~ Osioł

Mozolne przechodzenie do akcji (nie stricte punktu kulminacyjnego, ale akcji, tego, co interesuje czytelnika, ogólnie) to coś na co zwróciłem uwagę przy okazji „Konfrontacji”. Tutaj jest... nawet nie podobnie, ale pomnożone razy trzy. Zanim dotrzemy do bramy, czeka nas bodaj trzydzieści stron tekstu, który wprawdzie zaczyna się klimatycznie i interesująco, to jednak po pewnym czasie lektura zaczyna strasznie się przeciągać. Myślę, że to tutaj najbardziej udziela mi się wrażenie rzemieślniczej roboty. Postać Nienawiści, a także spekulacje, czy to jakiś demon, czy coś podobnego, to jest ciekawe. Tylko czy naprawdę musi to tyle trwać? Opisy wędrówki przez ten inny, popielaty wymiar (coś jak Chaotic Realm z „Castlevania Aria of Sorrow”), dialogi między księżniczkami, to też robi wrażenie, ale dosyć prędko zaczęło mi się to wszystko dłużyć i nie mogłem się doczekać aż dotrzemy do tych wrót i zaczniemy odkrywać tytułowe tajemnice.

 

Księżniczki zostały dobrze i solidnie wykreowane, podobnie jak w „Konfrontacji”, towarzyszy im patos, choć zdarzają się momenty, w których dają upust emocjom (np. poszczególne dialogi usiłują nam to sprzedać). Niestety, wszystkie cztery wypadają tak podobnie do siebie, że zaciera się jakikolwiek sens, dlaczego mają tam być wszystkie naraz (w końcu czasem lepiej jest jeżeli pewne informacje są znane jak najmniejszej liczbie kucyków, czyż nie?). Świetnym motywem jest świadomość Twilight, która miesza się ze świadomością Sombry we wspomnieniach, przez co momentami tej wydaje się, że to ona uczestniczy w minionych wydarzeniach i to ją dotyczą różne niuanse. Doskonały pomysł, wykonany bez najmniejszych zarzutów. Innym ciekawym motywem jest to, że Cadance jest reinkarnacją Amary (znowu, jak w „Castlevania Aria of Sorrow”), spodobała mnie się mała burza emocji, która nastąpiła po ujawnieniu tej prawdy.

 

Ale poza tym, wszystkie razem, po prostu pełnią swoje role, rozmawiają, zachowują się jak księżniczki i to... tyle. Szkoda, że wypadły tak „sztywno”, że dopiero na końcu następuje jakiś development, kiedy nie mogłem pozbyć się wrażenia, że podróż po prawdę je podzieliła, ufają sobie mniej, są niepewne, ale mają koncepcję co czynić dalej (poszukać ocalałych członków klanu Platinum/ krewnych).

Chociaż z drugiej strony, taka „sztywność” pasuje to do kreowanej atmosfery – mrocznej, tajemniczej, z definicji niedynamicznej, niesprzyjającej prężnemu rozwojowi charakterów postaci oraz tego kim są, ale skupiającej się na budowie napięcia. Konkretnie – do zbliżania się do czegoś niewypowiedzianie złego.

 

Mimo wszystko, aż do dotarcia do zapieczętowanej bramy, miałem wrażenie dłużyzny. Powracając do postaci „Nienawiści”, o ile owszem, nawiązuje ona dialog z bohaterkami i to w ten sposób dowiadujemy się o koneksjach z Sombrą oraz o tym co się stało, to jednak szkoda, że w ramach wspomnianych pomostów nie dostaliśmy wspomnień z kolejnych „kuszeń” powoli zmieniającego się Silver Shade'a przez Nienawiść. Czyli nie przydługie wędrówki i rozmowy, ale stopniowa przemiana bohatera, krok po kroku. Myślę, że autor bardzo umiejętnie wplótłby w to i filozofię Silver Shade'a (odnośnie boskości, przeznaczenia, tego kto rzeczywiście ma prawo zwać się bohaterem itp.), wyraził jego rozgoryczenie, z czasem przeobrażając go w na swój sposób przerażająca postać, którą zaczyna fascynować wizja zniewalania kucyków i siania przemocy – władania poprzez strach.

 

Aż do momentu, w którym wreszcie padłoby: „Oni muszą się nas bać.”, co byłoby, moim zdaniem, świetną paralelą do zakończenia „Konfrontacji” i tego, co przydarzyło się Lunie. Jeszcze okazałoby się, że te postacie, paradoksalnie, mają ze sobą wiele wspólnego.

A gdyby tak w pewnym momencie drzemiące w Sombrze zło okazało się tak silne, że nawet Nienawiść poczuła by się nim uwiedziona? To by mogło być ciekawe.

 

Chociaż z drugiej strony, jeszcze zanim bohaterki docierają pod bramę, Nienawiść zdradza nam, że to on dał jej życie, zatem ona dała mu moc. Czyli zanim Sombra nie skręcił na złą ścieżkę, to ona nie istniała, lub była zbyt słaba? Ale chyba od pewnego momentu powinna być w stanie wpływać na Sombrę? Ciekawe.

Jak widać, opowiadanie pozostawia nam pewne pole do snucia własnych teorii i spekulowania, co zawsze bardzo cenię. Autor wyjaśnił rzeczy logicznie i dość wyczerpująco, aczkolwiek uważam, że jakieś otwarte furtki pozostawił. No bo co to za tajemnice, kiedy wie się o nich wszystko?

 

Aha – po kilku podejściach zauważyłem, że po dotarciu do wrót, kiedy rozpoczyna się taki „drugi akt” historii, opowiadanie staje się deko schematyczne – mamy wspomnienie, potem komentarz księżniczek, potem znowu wspomnienie, znowu komentarz, i następne wspomnienie, następny komentarz i tak dalej, i tak dalej, aż do zakończenia. Nie przeszkadza to zbytnio, wręcz z czymś mi się skojarzyło. Wyobraziłem sobie, znowu, jakby był to spektakl teatralny, a postacie odgrywały swoje role na scenie obrotowej, która między wspomnieniem, a konwersacją koronowanych głów, wykonuje ruch o 180 stopni, prezentując nam kolejne scenerie.

Pytanie, czy Sombra faktycznie od pewnego momentu stał się marionetką w sztuce Nienawiści? A może to księżniczki stanęły na deskach sceny jej teatru?

 

W każdym razie, tak jak jest teraz, opowiadanie wydaje mi się troszkę zbyt długie. Nieco nużący wstęp poświęciłbym na rzecz dodatkowych wspomnień/ migawek z postępującej przemiany Silver Shade'a. Albo w ogóle z kilku rzeczy zrezygnował, a może uczynił z nich oddzielne opowiadanie i tam rozbudował, aby było ciekawiej? Istnieje kilka możliwości.

 

 

Język, konstrukcja, atmosfera

Jak nietrudno odgadnąć, „Tajemnice” są opowiadaniem stojącym na bardzo wysokim poziomie pod względem technicznym, merytorycznym, dostarcza nam też więcej tego, do czego przyzwyczaił nas autor przy okazji poprzednich tytułów – mroku, tajemniczości, powagi, króla Sombry. Należy pochwalić to, że to opowiadanie także poszerza historię Equestrii, ukazując genezę kluczowych przemian i wydarzeń, które znalazły swoją kontynuację w ramach kreskówki. Wszystko satysfakcjonująco się ze sobą zazębia. Pojawiły się nawet wzmianki o różnych językach – jednorożców, pegazich itp. co daje nam dodatkowe pojęcie jak złożony jest to świat. Małe rzeczy, a cieszą.

 

Imponuje dbałość o szczegóły, choć, jak pisałem, gdzieniegdzie miałem wrażenie dłużyzny i niekoniecznie widziałbym niektóre rzeczy w ramach akurat tego tytułu. Tępo akcji jest jednostajne, zaś klimat kreowany konsekwentnie, bez wstawek humorystycznych, czy jakichś wyciskaczy łez, wszystko wydaje się chłodne, szaro-bure. Patos jest, acz trudno mi ocenić, czy procentowo jest go tyle samo, co w „Konfrontacji”. Co do zakończenia... cóż, nie powiem, że, niczym w „Tańczącym z Herbatnikami” opowiadanie po prostu się kończy (urywa nagle?), aczkolwiek dzisiaj tak się zastanawiam, w sumie co osiągnęły księżniczki poznając tytułowe tajemnice, poza wiedzą o przeszłości? Najwięcej zyskuje chyba Cadance, odkrywszy swoją poprzednią postać, ale reszta bohaterek? Tak czy inaczej, była to godna konkluzja, choć czegoś mi w niej brakuje.

 

Dobór słów również nie zgrzyta. No, może troszkę dużo było „gryzienia wargi”, czy robienia czegoś „na powrót” (chyba, że znowu pomyliłem fanfiki -.-), ale to maleńkie drobnostki, nie ma co poświęcać im więcej czasu.

 

 

Podsumowanie

Jest to bardzo dobre, solidnie wykonane i dopieszczone opowiadanie, które ma swoje strony fenomenalne, mocne, ale także nieco słabsze, średniawe, co wynika z moich subiektywnych wrażeń oraz rzeczy, co do których podejrzewam, że wypadłyby lepiej, gdyby zrealizować je inaczej.

 

Historia, w mojej opinii, pozostaje otwarta i naprawdę możemy podążyć w wielu różnych kierunkach. Czy księżniczki odnajdą zaginionych członków klanu Platinum? Czy historia ma szanse się powtórzyć? Gdzie pośród tego wszystkiego znajdzie się Cadance i czy ostatecznie księżniczki staną się sobie obce? Zdaje się, że istnieje tylko jeden sposób, by się przekonać – wspierać autora i liczyć na kolejne opowiadania z tego cyklu.

 

Gorąco zachęcam do lektury oraz dzielenia się wrażeniami. Warto do tejże historii podejść nawet kilka razy, radość z odkrywania kolejnych szczegółów, poszlak i snucia własnych teorii jest przeogromna. Ale, co może się wydać kontrowersyjne, mam wątpliwości, czy postawić ten tytuł wyżej od „Konfrontacji”. A w zestawieniu z całą dotychczasową twórczością autora? Przekonamy się. Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko, ale czy jest ona nie do przeskoczenia?

 

 

Pozdrawiam i serdecznie gratuluję udanego fanfika :D

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Cóż, przeczytałam i w większości kwestii zgadzam się z Hoffmanem (w większości, bo jeśli chodzi o niektóre rzeczy, to nasze zdania nie mogłyby się bardziej różnić). Mam problem z "Tajemnicami". Z jednocześnie ani mi się nie podobało, ani nie nie podobało, ani nie było dla mnie obojętne. Ani nudne, ani ciekawe. No co za dziwny fanfik!

 

Najgorsze jest to, że najciekawsze dla mnie było zakończenie. Ja chcę wiedzieć co będzie dalej, co odkryją Celestia i Luna, czy Cadance da radę? Twilight jakoś mnie w tym nie obchodzi wcale, jest po prostu neutralnym obserwatorem, do którego ma się przyczepić czytelnik. Ale no... CZEMU AKURAT DO NAJCIEKAWSZYCH RZECZY W TYM FIKU NIE MA KONTYNUACJI?! Ehhhhh... Ale po kolei...

 

"Tajemnice" są długie. Wybitnie długie jak na oneshota i rzekłabym, że aż za długie jak na to, co i jak zawierały. Zaznaczę jednak, że ta długość mniej by mi przeszkadzała gdyby niektóre sceny były opisane... inaczej, nawet jeśli oznaczałoby to zwiększenie objętości. Bo matko, ale to opowiadanie serio ma strasznie jednostajne tempo. Nie ma w nim napięcia, a niektóre sceny przyjmuje się wręcz jako nudne rozczarowanie. Bo są, są długie, a informacje, które z nich uzyskujemy nie mają aż tak wielkiej wagi by to miało jakieś większe znaczenie. W całym fiku jest tak naprawdę jeden większy sekret, który faktycznie jest dużym plot twistem. A reszta? Reszta to takie "No i?", a ostatnie wspomnienie to w swojej obecnej formie wręcz lekkie "XD". Sądzę też, że wolałabym "Tajemnice" w formie wielorozdziałowca.

 

Spoiler

Ogółem, Twilight zostaje wezwana do zamku przez Lunę i zastanawia się czemu Lunę. I idzie przez ten zamek, idzie... A ja czuję nudę jakby to "Gucio, Cezar, Karolina" szli przez pustynię. Zastanawiałam się wtedy - czy akcja nie mogła zacząć się później? Kiedy coś się naprawdę dzieje? Albo skrócić ten wstęp? Bo niestety, ale za wiele on w sobie nie zawierał.

 

Potem Twilight gada z bratem i jakkolwiek uważam, że jego uczucia i emocje są tu jak najbardziej normalne, słuszne i realistyczne, tak nie jestem pewna, czy ten fragment powinien się tu znaleźć. Wydłuża "Tajemnice", a nic do nich nie wnosi. I to byłoby w porządku, przy wielorozdziałowcu, który dałby nam też aktywniejszą Twilight i pociągnął pewne wątki DALEJ. Ogółem cały wstęp odebrałam trochę "muszę napisać wstęp, jebs, odhaczone, czas na część właściwą".

 

Ale księżniczki się spotykają i Luna wraz z Celestią każą TS i Kredens dochować tajemnicy. Młode się burzą, że wcale się nie różnią od zwykłych kucyków, no i w przypadku Cadance może być niezręcznie, bo ma męża (swoją drogą, czemu pozwoliłaś na to małżeństwo, Celestio?). Przy okazji dowiadujemy się, że historia o Nightmare Moon jest kłamstwem i... Hmm... Nie jestem aż tak zachwycona jak @Rarity i w odróżnieniu od niej uważam, że "więź Luny z poddanymi podczas łażenia po snach" nie jest wyjaśnieniem. Znaczy, trochę tak, ale historia z książek to legenda. One mają to do siebie, że są uproszczone, najwyżej zawierają ziarna prawdy. I zawsze interpretowałam to bardziej jako "Luna zazdrościła Celestii nie tyle atencji, co realnej władzy nad Equestrią. Celestię postrzegano jako ważniejszą, co ma też o tyle sensu, że ile snów może obskoczyć Luna? No i sny to w większości jakieś bzdury. Celestia pławiła się we władzy i w zaszczytach, podczas gdy Luna pocieszała źrebaki, którym się śniło, że zsiusiały się na środku klasy czy coś w ten deseń.". Żeby nie było - nie uważam tego wątku za słaby, po prostu nie widzę zgrzytu w przyczynie przemiany Luny. Bawią mnie przy tym reakcje Twilight i Cadance - takie naiwne i młode. No brzmią jak smarkule, które nigdy nie musiały podejmować ważnych decyzji wagi państwowej. Chyba że powiedzenie prawdy, która wywołałaby anarchię i masowe zgony byłoby według nich lepsze niż to, co zrobiła Celestia. Celestia jako władczyni musiała przede wszystkim podjąć odpowiedzialną decyzję, niekoniecznie komfortową czy moralnie czystą.

 

Ale dobrze, po wielkich bojach dowiadujemy się o co chodzi - Celestia i Luna znalazły róg Sombry, który nie umarł i chcą mu przejrzeć duszę. Bo Luna musi wiedzieć, czy przyczynił się do jej przemiany w Nightmare Moon. I w ogóle chcą poznać odpowiedzi na różne pytania. Podzielam ich ciekawość, ale równocześnie podzielam niechęć Celestii i Luny, choć głównie z innych powodów - bałabym się, że to niebezpieczne i skończy się bardzo źle. Tajemnice sprzed tysiącleci nie są warte ryzyka. Szczególnie, że z "Konfrontacji" wiemy, że Celestia i Luna ostatecznie nie poradziłyby sobie bez Elementów, tak jak Cadance i Twilight nie wygrałyby bez armii minionów i Kryształowego Serca. A w duszy mają tylko magię Lunę. Tylko... Dusza to nie sny. Jako czytelnik myślę sobie jednocześnie "zróbcie to" i "co za idiotki".

 

Ale dobra, włazimy do umysłu Sombry. I najpierw trafiamy do Przedsionka. W którym za wiele się nie dzieje. Ogółem cały przedsionek i początkowy labirynt były... Nie chodzi o to, że za wiele się nie działo, co nawet zauważyła Twilight, tylko że... Jakoś klimat mi nie odpowiadał i przez to tekst się dłużył. Przyszliśmy po tajemnice.

 

Potem pojawia się spopielone pustkowie z Nienawiścią i statuą matki Sombry. I to już było ciekawe, tylko znowu - przydługie. Paradoksalnie to pustkowie było ciekawsze bez Nienawiści. Ona jakoś odarła je z tajemnicy, a ja już przeczuwałam z czym się to wiąże - Sombrę opętał jakiś zły, mroczny byt, który w dodatku wygląda i zachowuje się jakby urwał się z komiksów.

 

Ale mamy pierwsze wspomnienie i małego Sombrusia, któremu mamy chyba współczuć. Cały czas czekałam na jakieś WOW, coś dużego. Ale tylko dowiedzieliśmy się, że nazywał się Silver Shade i według mamusi miał talent magiczny (w co nikt inny nie wierzył), i był stworzony do wielkich rzeczy. Ogółem - nic szczególnie ciekawego, wyglądało bardziej jak przypadkowe, normalne wspomnienie, a nie coś, na co się napalaliśmy. W końcu szliśmy do centrum, bo mieliśmy dostać coś ekstra.

 

Kolejne wspomnienie, tym razem Sombra uczy się języka i już wiemy skąd mu się wzięło Sombrerowanie. Też nic szczególnego, aż do końca - dowiadujemy się, że należy do rodu Platinum. I że inne jednorożce w Canterlot uważają ich rodzinę za zdrajców. Czemu? Tylko możemy się domyślać, prawdopodobnie chodzi o pakt z Discordem. Inni nie wiedzą, że ród stoi w opozycji do tyrana. Poza tym - lepiej poznajemy jego matkę, która jest dość ciekawą postacią. No i ród - Sombra to Platinum. Całkiem spoko i ciekawe, gdyby niosło za sobą coś więcej. Historia legendarnego rodu, który potem ginie w mroku dziejów brzmi ciekawie, ale co z tego, skoro finalnie nie zagłębiamy się w ten temat?

 

Dalej, Sombra zdobywa swój Znaczek w dość drastyczny sposób. Wszystko dlatego, że jego matka była bardzo zdesperowana by młody pokazał na co go stać. Zastanawiam się, czy jego wuj to przeżył. I jak to wydarzenie wpłynęło na kaszojada. Co to za talent? Czarna Magia? I te kryształy... Golden Jewel coś wiedziała, pytanie ile wiedziała. Ta scena jest najlepszych z dotychczasowych wspomnień, ale i tak bym ją skróciła.

 

Discord, wiemy, że misją Sombry jest jego zabicie. No i matka mu mówi, że bogowie nie istnieją, co ma na niego wielki wpływ. Całą interakcję z Discordem też bym skróciła. Była naprawdę spoko, bardzo dobrze oddany Discord, tylko no... Co za dużo...

 

W końcu Nienawiść się bardziej wtrąca i zsyła ich do Kryształowego na egzekucję Amary, podczas której Sombra odwala, bawi się w tortury, itd. To wyrwanie rogu było słabe, podpisuję się pod tym, co napisała Rar. Podczas tego wspomnienia towarzyszyło mi pewne uczucie... Zdziwienia bezsensownością jego zachowania. Czemu Kryształowe Imperium? Sombra to canterlocki jednorożec, a wcześniej nawet Celestia i Luna nie wiedziały, że Kryształowe istnieje. Co sprawiło, że ruszył taki kawał na północ i po co? Czemu akurat tam? Czemu zabijać jakąś Amarę, która akurat nic nie miała do jego sprawy? Znaczy, rozumiałabym jakby zabrał się za nią później, po Celestii i Lunie, ale wcześniej? Co wydarzyło się pomiędzy.

 

I tu mamy najlepszą tajemnicę - Cadance to reinkarnacja Amary, która przypomniała sobie o tym, oglądając i odczuwając własną śmierć. To był mocny, fajny i ciekawy moment. W końcu coś naprawdę soczystego. I w końcu miałam poczucie, że dzieje się coś, godnego uwagi. Była moc, było pokazanie, że bogowie nie tylko istnieją, ale alikorny nimi są i nie można ich tak po prostu zabić. I cały misterny plan i wielka ambicja króla Tacosa Espaniola poszła się kochać. Bardzo daleko.

 

W końcu docieramy do ostatecznego wspomnienia, tego creme de la creme, które miało pokazać czemu Sombra tak nienawidził alikornów i chciał je pozabijać. Czemu zmienił się w potwora, skoro wcześniej był tylko mamisynkiem zwykłym ogierkiem? Miało być pięknie, ale już na samym początku sceny wiedziałam o co chodzi - Celestia i Luna pokonały Discorda, a całe jego "przeznaczenie" się zawaliło. I co gorsza, jego ród się cieszy, jego matka się cieszy, uznaje nową władzę i uważa, że wszystko jest okej. A Sombra? Sombra odwala jak kreskówkowy/komiksowy villain, który przeżył tak głęboki zawód, że nie spełni się jego marzenie życia, że zszedł na drogę totalnego zła. Celestia i Luna to kolejne uzurpatorki, bo są alikornami, a to bogowie, których nie ma, choć mama zmieniła zdanie, więc mama jest zaczarowana i dla niej za późno. Potem w lustrze objawia mu się nienawiść i bum, leci zabić mamę. I alikorny.

 

Jakie to było słabe. Jaki to był zawód. To tempo przemiany bohatera. Od zera do setki. I nie uważam, że Sombra powinien zaraz skakać pod niebiosa i wychwalać alikornie siostry, ale od poczucia zawodu, krzywdy i chwilowego rozczarowania do zabicia mamy (bo na pewno ją omotały) i alikornów jest dalsza droga niż pięć minut. Wyjaśnić może to tylko ta Nienawiść. Ale ja jej nie kupuję jako siły. Szczególnie, że Sombra miał te myśli wcześniej, jeszcze nim się objawiła. Ale no... Wciąż, ona aż za bardzo wydaje się czymś wyjętym z serialu. To nagłe działanie i usprawiedliwianie złych uczynków wielkich złodupów magiczną mocą, a oni nie chcieli zazwyczaj uważam za słabe. Szczególnie, kiedy nie jest to przemiana, która postępuje. Bo nie uważam, by ona była wcześniej. Wcześniej Sombra chciał zadowolić mamę i uwolnić się spod buta znęcającego się nad nimi tyrana. Po prostu nie. Nie w takim czasie. Nie bez lepszego poznania Nienawiści.

 

No i końcówka. Najlepsza, pełna emocji, ucieczki Sombry (no kto by to przewidział?) i wątków, o których chętniej bym czytała niż o tych tajemnicach Sombry.

 

Czy dowiedzieliśmy się skąd przemiana Luny w NMM? Nie, możemy się tylko domyślać, że winna jest wewnętrzna nienawiść i jak się ją czuje za mocno (czy coś), to zmienia się w wewnętrznego demona i każe zabić ci matkę. Tzn. wypacza twój cel i zaburza światopogląd.

 

Ale przynajmniej to nie jest ten sam Sombra, co wylazł z lustra!

 

Cóż, postaci były oddane okej, choć na największą pochwałę zasługują Discord i Golden Jewel. Ona była prawdziwym graczem. No i jakoś urzekło mnie jej zdanie na temat alikornów. To akurat było w tym wszystkim spoko. Sam Sombra - całkiem okej, ale dość nudno, przez więszość czasu. Podobnie z księżniczkami. Cadance i Celestia wypadły najlepiej. Zwłaszcza Celestia, jako ta gniewna, a jednocześnie najbardziej dojrzała i rozumiejąca pewne sprawy. Cadance jako idealistka, ale dość rozsądna i ostrożna. Fajnie też, że to głównie ona ratowała dzień. Luna w porządku, ale Twilight nudziła. Twilight była tu oczami czytelnika, a nie pełnoprawną postacią.

 

Forma w porządku jak zwykle.

 

Generalnie - to dobry fanfik, ale mam ekstremalnie mieszane uczucia, choć wynikają głównie z kwestii czysto subiektywnych. Mimo wszystko - czuję pewien niedosyt i rozczarowanie. Ale za to bardzo ciepło bym przyjęła kontynuację. I to najlepiej jako wielorozdziałowca.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...