Skocz do zawartości

Trzecia strona [Zapisy][Gra]


Pawlex

Recommended Posts

Spencer nic nie mówiąc przez całą drogę do pojazdu rozejrzał się, zirytowanie kierowcy ostrzeliwali transportowiec sporą dawką dźwięku klaksonów. Szczególnie ciekawe było to, że zaczęły milknąć gdy zobaczyli "Szefa" jeśli tak można go nazywać, ten miał swój humor jednak cyborga to nie śmieszyło. Wszedł tylko do środka za resztą dalej nic nie mówiąc, pierwsze to zrobił to rozejrzenie się chcąc stwierdzić jak prezentuje się wewnątrz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wnętrze maszyny prezentowało się podobnie jak w dawnych prywatnych samolotach. Oczywiście wszystko zostało na swój sposób podrasowane, ulepszone i upiększone.

Gdy wszyscy usadowili się w komfortowych siedzeniach, Szef stanął zaraz przed wejściem do kabiny pilota. Wyglądało to niczym odprawa wojskowa.

- Zasada pierwsza! - Powiedział żywa, zlepiając ręce za plecami. - Nigdy, przenigdy nie wchodzimy do pilota. Jeżeli myślicie że ja jestem psychopatą...to niech was każdy wymyślony przez ludzkość bóg broni, aby nie spotkać tego gościa na swojej drodze. Serio.

Teraz przejdźmy do sedna. Panie Maximilianie. - Wskazał na człowieka palcem. Następnie z kieszeni wyciągnął srebrny zegarek. Wyglądał na bardzo luksusowy.

- Pański pomysł z parasolką strzelającą zatrutymi strzałkami był dobry...jednak problem w tym że nie mamy na stanie parasolek. - Powiedział, chichocząc na koniec. Następnie rzucił zegarek tak aby pracownik korporacji nie miał problemu aby go złapać.

- Jednak mamy zegarki strzelające zatrutymi strzałkami. Chyba wie Pan jak to działa, prawda?

Następnie swój wzrok skierował na najbardziej zmodyfikowanego człowieka w grupie. 

- Panie Spencer. Pod Pańskim siedzeniem jest walizka. W niej natomiast znajduje się coś co powinno Pana uszczęśliwić, nawet jeżeli nie jest Pan zdolny do odczuwania emocji. 

Cóż to może być? Uwaga podpowiedź! Średnio - daleki dystans. Tryb strzałów automatyczny oraz bardziej precyzyjny, samopowtarzalny. Pluje specjalnie wykończonymi pociskami, które zdolne są spenetrować pancerz wozu transportowego bojówki Cysper. Natomiast na terenie dzikusów jeden strzał wystarczy aby przebić z trzech ludzi a stojące za nimi drzewo zamienić w drzazgi. Trzy magazynki w komplecie. Miłej zabawy! 

Oraz nasz ostatnio gość, Eto. Jak mówiłem, ty zostaniesz tutaj. - Mężczyzna zbliżył się do chłopaka i wręczył mu czarny tablet. 

- Ta zabawka jest podłączona do satelity, która na naszą korzyść obejmuje cały teren po którym będzie na dane się poruszać. Będziesz obserwować wszystko z góry i informować nas o każdym nieznanym ruchu. Zostaniesz naszym cybernetycznym aniołem stróżem. 

 

=====

 

Po godzinie lotu maszyna wylądowała na małej polanie, otoczonej drzewami. Wszyscy zostali również wyposażeni w komunikatory, tak aby stale utrzymywać kontakt.

Szef postanowił udać się razem z Maximilianem na "pokojowe" rozmowy. Spencer i Eto dostali własne zadania.

- Ruszajmy. Im szybciej załatwimy te robactwo, tym szybciej będziemy mogli wyciąć te drzewa i zamienić to pole niczego w pole postępu i nauki! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Źródło wody - jak się okazało - znajdowało się tuż pod Khadą. Spod jego stóp wyłoniły się pojedyncze krople wędrujące ku dłoni mężczyzny. Zachowywały się jakby były żywe - tańczyły wokół palców, podążając posłusznie za dłonią mulata. Jak się okazało, mógł też wskazywać im kierunek, w którym leciały.

Seintenshi póki co nie mogła jeszcze zbyt wiele zrobić na dystans, ale mogła natomiast być niebezpieczna poprzez bezpośredni dotyk. Jej dłoń rozgrzewała się do niebotycznych temperatur... Nie byłoby dobrze, gdyby kogoś dotknęła.

Sayu natomiast po kilku próbach potrafiła już zakamuflować się w otoczeniu. Nie znikała zupełnie, ale działała nieco jak kameleon. Kiedy stawała się trudna do zobaczenia, miała też wrażenie że jest szybsza...

 

Na małej polanie wylądował statek. Stało się to kilkadziesiąt minut po ćwiczeniach. Wij udał się w las, aby odpocząć. Ale kiedy tylko żelastwo wylądowało na polanie, na skraju drzew pojawił się młody człowiek - chudy i wysoki młodzieniec o zwichrowanych, białych włosach. Ludzie którzy w tym momencie skryli się w lesie wiedzieli jaka jest tożsamość 'nieznajomego'. Wystarczyło spojrzeć w jego oczy. W jaki sposób wszedł w ludzką skórę? 

Podszedł nieco bliżej, aby być widocznym dla 'gości'. Ubrany był w zwyczajne, ludzkie ubrania. Tylko oczy pozostawały nieco odmienne - w świetle ciemnogranatowe źrenice kurczyły się w wąskie szpary, ujawniając bladobłękitne tęczówki, bez białek. Też coś... Wystarczyło mieć trochę pieniędzy na koncie i każdy mógł sobie takie załatwić.

- Witam moich drogich gości - powiedział głośno. Stał wyprostowany, z rękami wzdłuż boków. - Jak mogę wam pomóc?

Edytowano przez Oksymoron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saya wolała się nie odzywać. Siedziała cicho i przyglądała się wszystkiemu. Chyba po raz pierwszy nie wiedziała co robić. W środku czuła lęk, jednak starała się tego nie okazywać. Uważnie i ze spokojnym wyrazem twarzy obserwowała wszystko z ukrycia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Się robi. - skwitował biorąc w swoje ręce tablet. Zdziwił się ,że ktoś powierza mu coś tak ważnego. Przecież kto by ufał zamaskowanemu człowieku którego widzi pierwszy raz na oczy i na dodatek nie robi kompletnie nic. Zaczął wpatrywać się w urządzenie, by wszystko w jakiś sposób zrozumieć. Cieszył się, że nie będzie musiał daleko wychodzić i robić rzeczy na które nie miał najmniejszej ochoty. Jednak w zaniepokojenie wprawiły Eto słowa o rzekomym byciem psychopatą szefa. Siedzenie w statku mogło jednak wydać się nużące.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zgodnie z rozkazem! - odpowiedział Spencer mechanicznie, przy okazji otworzył walizkę wyjmując świetną pukawkę. Co prawda miał swoją zapasową broń w zasobniku, ale ona jest niczym przy tym cudzie. Załadował a magazynki schował do innych zasobników, był gotowy do mordu. Ruszył od razu, by wykonać swe zadanie. Skoro ma wykryć podejrzane rzeczy, to będzie się trzymał z tyłu i z ukrycia będzie strzelał, jeśli będzie trzeba. Miał zamiar obserwować obok jakiś krzaków, to najlepsza kryjówka do takich celów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Człowiek zbliżył się o parę kroków do białowłosego. Patrzył na niego z cwaniackim uśmieszkiem. 

- Szukamy tutaj kogoś, kto prawdopodobnie posiada dziwaczną moc, przez co tutejsi ludzie traktują go niczym boga. - Odezwał się całkiem spokojnie, jak na niego. 

- Ja oraz mój towarzysz wyrażamy zaniepokojenie taką sytuacją. Sądzimy że ta osoba może stanowić zagrożenie dla ludzi stawiających na...postęp. Przybyliśmy tu w pokoju, aby słowami wyjaśnić parę nieścisłości. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nowocześni ludzie, tacy jak wy, wierzą w nadprzyrodzone moce? Zadziwiające. Ktoś o kim mówicie musi mieć rzeczywiście niesamowitą moc... manipulacji, jeśli skłonił tak wysoko postawionych dżentelmenów, realistów do poważnego potraktowania problemu. W dodatku pofatygowaliście się tu osobiście. Cieszę się, że stawiamy na pokojowe rozwiązania - odpowiedział, uśmiechając się jadowicie. Bardzo jadowicie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cóż, chyba zdaje sobie Pan sprawę z tego że ci postawieni dżentelmeni raczej nie dadzą się sprowokować takiemu obdartusowi? - Odparł, szczerząc zęby oraz unosząc brwi. Wyglądał teraz jak wcielenie wszystkiego co złe i straszne.

- Oczywiście że stawiamy na pokojowe rozwiązania. W końcu nie jesteśmy dzikusami, którzy zamiast postawić na bezpieczne i sprawdzone wszczepy, wstrzykują sobie truciznę która mutuje tkanki. - Mówił, próbując uspokoić niekontrolowany śmiech.

- Myślicie że o tym nie wiem? Nawet wasza odpowiedź na cybernetykę została stworzona przez nas! Przez ludzi postępu. Wszyscy wy którzy zgodzili się aby naszprycować się tym gównem, słuchajcie tego człowieka albowiem prawdę mówi! Ten o kim mówię naprawdę posiada niezwykłą moc manipulacji. Samymi słowami wasze mózgi zamienił w śmieci. Tak bardzo nienawidzicie postępu, że byliście gotowi przyjąć te śmieszne mutacje, które w zamian za to prymitywną manipulacją żywiołami skróciło wasze życie o ponad osiemdziesiąt procent?!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mężczyzna pokiwał głową w zamyśleniu.

- Wasze bezpieczne i sprawdzone wszczepy powodują bezpłodność i nowotwory. To ciała obce, nie zawsze się przyjmują. Prowadziliście obszerną dokumentację na ten temat. Zresztą, to tylko jedna z wielu nieprzyjemności. A nasza odpowiedź na cybernetykę została stworzona przez was, ale udało nam się ją udoskonalić. Jest mniej wydajna i bezpieczniejsza, ale doceniam pańską troskę. I proszę nie krzyczeć... To burzy atmosferę pokoju - odparł spokojnie, a potem na jego twarz  wstąpił wyraz zamyślenia.

- Nie pamiętam jak się nazywał ten człowiek... Na literę 'R'... No, nieważne. Wiem, że żył bardzo dawno temu i był niezwykle charyzmatyczny. I wie pan co? Zabawna sprawa... Próbowali go otruć, ale kiedy wypił zatrute wino, absolutnie nic się nie stało. Zadziałał dopiero strzał w głowę. A kiedy strzelono mu w głowę i wrzucono do rzeki, okazało się, że wciąż jeszcze żył... Jak pan uważa, co jest bardziej skuteczne, trucizna, czy kula?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Khada przyglądał się wodzie na jego palcach. Po chwili spróbował przenieść ją na palce drugiej dłoni, po prostu trochę popróbować użyć swe umiejętności. Wprawiało go to w swego rodzaju zachwyt. Po chwili spróbował poruszać wodą na około siebie, manipulować małą bańką przed sobą. 

- Hah, to ci dopiero fajna moc. - stwierdził

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<"O ja pier..." - pomyślałem słysząc prezesa i jego mało dyplomatyczne słowa. Tylko profesjonalne podejście do sprawy, pozwoliło mi zachować neutralną twarz i zapobiegło zbieraniu zębów z ziemi.>

- Szanowni Panowie.  Proponuję, abyśmy zaczęli to spotkanie od początku. Wszak przybyliśmy tu, aby rozmawiać o naszej przyszłości, która jest zależna od obu stron. Czy nie dość już przelaliśmy między sobą krwi? 

<Robię krok w stronę mężczyzny, który wyszedł nam na powitanie.>

- Proszę o wybaczenie. Mój towarzysz, jest w gorącej wodzie kąpany. Jednak zapewniam Pana, że nikt z nas nie przybył tu, aby szerzyć kolejne ziarna ślepej nienawiści. Zależy nam na dialogu i wspólnym porozumieniu, które będzie korzystne dla nas wszystkich i zapewni bezpieczną przyszłość przyszłym pokoleniom. Nikt z nas przecież nie chce, aby nasze dzieci musiały odpowiadać za błędy popełnione przez ich przodków.

<Wyciągam rękę w stronę mężczyzny, a na mej twarzy gości szczery i przyjacielski uśmiech.>

- Pozwoli Pan, że się przedstawię. Maximilian Blend. 

<"Błagam, tylko już się nie odzywaj ... narwańcu z za długim jęzorem! Nie tak!" przeszło mi przez głowę, kiedy stałem naprzeciw człowieka z lasu.> 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płomyk siedziała na ziemi, skupiając się powoli. Wyciągnęła dłoń przed siebie. Skupiła się na tym co chciała zrobić. Stworzyć ogień, stworzyć coś z niczego. Lekko przymknęła ślepia. Skupiła się jak najbardziej mogła. Czuła lekkie mrowienie w dłoni. "Chcę stworzyć ogień" powtarzała sobie w duchu. Tyle, że nie za bardzo wiedziała jak ma to zrobić. Nikt jej nie powiedział. Więc siedziała z wyciągniętą dłonią, skupiona z zamkniętymi oczami. Po chwili udało jej się stworzyć niewielki płomień. Patrzyła na niego z zachwytem. Udało się! Na prawdę się udało! Puściła luźno dłoń zadowolona, dając płomykowi zniknąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na twarzy mężczyzny również wykwitł uśmiech, ale szyderczy. Niemniej wyciągnął swoją dłoń i uścisnął dłoń polityka. 

 Witam, panie Maksymilianie Blend. Ja nazywam się Wij. Który z was przewodzi? Z którym powinienem rozmawiać? Póki co widzę tu bałagan i kompletny brak organizacji. Któryś z was podważył właśnie autorytet drugiego... - odpowiedział. 

- Swoją drogą, wydaje mi się że pańskie zapewnienia o pokojowych zamiarach są absolutnie fałszywe. Przylecieliście w pełni uzbrojeni. Nie uwierzę w to, że potrzebujecie tych rzeczy do defensywy. A zatem co naprawdę chcieliście zdziałać przylatując tutaj?

Edytowano przez Oksymoron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Bardzo przepraszam że wtrącę! - Odezwał się prezes, lekko unosząc rękę ku górze. Tak aby zasygnalizować swoją obecność.

- Nasze zabawki jak najbardziej należą do samoobrony. Oczywiście do obrony przed tymi dziwnymi postaciami schowanymi wśród drzew. Jeden strzela ogniem z rąk, drugi bawi się wodą czy tam innym płynem, ostatni po prostu siedzą czy patrzą. Wy również jesteście na swój sposób uzbrojeni. Dlaczego w takim razie my nie możemy być?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saya siedząc i obserwując to poczuła się urażona tym co usłyszała. "Siedzą i patrzą"? Saya akurat siedziała, patrzyła i rozmyślała. Chciała tam wyjść.. Jednak nie wiedziała czy to dobre rozwiązanie. Jeśli zrobi coś źle i wszystko zniszczy? Przełknęła cicho ślinę i wstała z ziemi. Z jak zawsze spokojnym wyrazem twarzy wyszła z ukrycia i podeszła do osób, które były w trakcie konwersacji. Wiedziała, że to złe rozwiązanie.. Ale teraz się nie cofnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O, widzi pan? Nie tylko siedzą i patrzą, ale i czynnie uczestniczą w rozmowie - odparł Wij i położył dłoń na ramieniu Sayu. Łagodny uśmiech nie schodził z jego twarzy.

- My mamy broń, ponieważ jesteśmy w swoim domu. Broń w rękach gościa nie jest oznaką kultury. Jeśli jednak przybyliście tylko po to, aby się kłócić jak przekupki na targu, obawiam się że będę zmuszony was rozczarować. Nie mam ochoty - powiedział. Odwrócił się w stronę lasu, prowadząc dziewczynę przed sobą i zaczął powoli iść.

Edytowano przez Oksymoron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saya ze spokojnym wyrazem twarzy obserwowała przybyszy. Śledziła ich wzrokiem.

-Dzień dobry.-Powiedziała swoim spokojnym i melodyjnym głosem patrząc na gości. Gdyby się nie przywitała, było by znakiem, że nie ma kultury. Zawsze trzeba się witać. Saya ruszyła za nim. Wyszła aby zaraz wrócić? Serio..?

Edytowano przez SayaSuu
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spencer będąc ukryty w krzakach, obserwował przez lunetę karabinu całe spotkanie. Sam uważał, aby światło się nie odbijało, bo mogło odkryć jego pozycję. Obecnie czekał na każdą podejrzaną rzecz, by mógł nacisnąć spust i zastrzelić dzikusa. Sam obecnie widział dwójkę miłośników natury, lufa karabinu przeskakiwała między jednym a drugim potencjalnym celem. Wolał być w 100% gotowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eto nie był zbytnio zadowolony z działań sprzymierzeńców. Miał nadzieję, że sytuację uratuje Maksymilian, choć zdawał sobie sprawę, że to trudne, a potencjalny wróg jest dosy inteligentny i stara się na wszystko udowodnić, że nie jest to wcale pokojowa misja. To wszystko było stresujące, lecz mężczyzna nie poddawał się obserwując wszystko na tablecie. Wiedział, że niezbyt dobrym pomysłem by było teraz użycie komunikatora, ponieważ mogło by to wzbudzi jeszcze gorsze podejrzenia ze strony ludzi natury. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Myślę że również brakiem kultury jest opuszczanie środka rozmowy. Ja również nie mam ochoty droczyć się z takim...hipokrytą. Wy jesteście uzbrojeni przez cały czas. Nawet gdybyście to wy przyszli do nas, was nawet nie da się rozbroić. Zresztą działamy tu w imię wyższego celu. Więc może nie przeciągajmy tych dziecinnych kłótni i przejdźmy do sedna? - Zapytał, zirytowany i zmęczony postawą białowłosego chłopaka.

- Jeżeli jednak pójdziesz...załatwimy sprawę inaczej. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saya słysząc to starała się nie zatrzymać. Jednak coś jej kazało.. Zatrzymać się. Nie wiedziała co to było. Wiedziała, że jej głos nic nie daje w tej konwersacji, jednak chciała spóbować. Stanęła i odwróciła się do niego. 

-W jaki sposób?-Spytała spokojnie, z jak zawsze spokojnym wyrazem twarzy. Jej twarz i oczy nie wykazywały żadnych emocji. Pustka, spokój i opanowanie.

Edytowano przez SayaSuu
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Odejdź, Koneko. Do lasu - odpowiedział dziewczynie. Cicho, aby jego głos został usłyszany tylko przez nią. Wokół nich stało jeszcze kilku ludzi. Kiedy Koneko przechodziła wgłąb lasu, zgodnie z rozkazem Wija, zauważyła niewielkie zgrupowanie - pięciu ludzi stojących lub klęczących wokół młodego chłopaka, który to nieprzytomny leżał na ziemi.

W umysłach Seintenshi i Khady odezwał się głos, który nakazał im porzucenie zabaw i trzymanie się na baczności. Mieli podejść nieco bliżej i stanąć za nim.

- Słucham więc. Jakie jest to sedno sprawy? - zapytał, odwracając się do mężczyzny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...