Skocz do zawartości

[GRA] Zagadka [Harry Potter] [~Magus]


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Lisa uśmiechnęła się, widząc, że Alan znalazł nożyce. Sama dorwała miski na chwilę nim doskoczyła do nich Margaret i wróciła na miejsce wyraźnie z siebie zadowolona. Adelia znalazła miski dla siebie i Stephanie, bo jedyną rzeczą jaką znalazła sama Stephanie było "widzieliście tego pryszcza na podbródku Judith?". 

Gdy większość uczniów wróciła do swoich grup i rozpoczęli delikatny proces wycinania dojrzałych czyrakobulw, profesor Noveny usiadła na wysokim, drewnianym krześle, umożliwiającym jej obserwację całego stołu. Biorąc pod uwagę, że nauczycielka zielarstwa była bardzo strzelista, wysoka i chuda jak patyk, ubrana zazwyczaj w ciemne szaty, wyglądały to trochę zabawnie, jakby była sępem, który przysiadł na skale. Jej oczy kryły w sobie jednak pewne ciepło i pogodę ducha. Było tak zawsze, chociaż sama profesor wydawała się być raczej z tych surowszych. 

Lisa obejrzała się ostatni raz na innych i z rozbawieniem zaobserwowała obrzydzenie i niechęć Vivienne, która trzymała swoją roślinę w taki sposób, że wciąż była ona w stanie się swobodnie ruszać.

- To co? - wyrwała ją z zamyślenia Stephanie. - Możemy się podzielić nożycami, nie? Sok szerencsét - powtórzyła za profesorką i uśmiechnęła się zawadiacko, chwytając jedną z roślin i naciągając ją tak, że dało się zauważyć jej cienką podstawę. - Zrobimy tak, że ktoś będzie trzymał, a ktoś ciął, na zmianę, tak długo, aż wszyscy będziemy mieć ile trzeba. Co wy na to? Tylko uważajcie, nie chcę skończyć oblana ropą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mieliśmy szczęście ja i Elisabeth znaleźliśmy nożyczki i miski, które z pewnością nam pomogą. Adelia i Stephanie wróciły z miskami dla siebie. Jednak słysząc słowa Stephanie pokręciłem lekko głową. Prawdą było, że niewiele mnie obchodziła cera innych. Nigdy nie zwracałem uwagi na wygląd. Bardziej spoglądałem na wnętrze. Nigdy się nawet nie zastanawiałem nad wyglądem Elisabeth. Wiem, że nie była typem dziewczyny, która pyta czy wygląda ślicznie jednak, co by było gdyby któregoś dnia zadała mi takie pytanie? Spojrzałem na nią kątem oka. Była piękna i nieważne, kto by, co niej mówił. Była naprawdę śliczną dziewczyną. Te bujne rude włosy, zielone oczy i śliczne piegi. Wszystko, co w niej widziałem było wspaniałe. Ale najbardziej kochałem ją za to, jaka była. Zawsze to będzie dla mnie najważniejsze. Nagle jednak wróciłem na ziemie słysząc propozycje Stephanie.

 

- Brzmi rozsądnie - odrzekłem z delikatnym uśmiechem. Czy przeszkadzała mi obecność przyjaciółek Elisabeth, gdy byliśmy razem? Wiedziałem, że były osoby, które nie lubiły takich sytuacji. Ja jednak już do tego przywykłem. Poza tym mieliśmy wiele czasu też tylko dla siebie, więc nie widziałem w tym nigdy problemu. - Trochę ropy jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło a kto wie może odkryjemy nowe jej właściwości przy takim wypadku - stwierdziłem głosem, który jednoznacznie wskazywał, że tylko żartuje niż mówię poważnie. Skoro ja miałem nożyce to zacząłem odcinać, jako pierwszy. Robiłem to spokojnie i niezwykle ostrożnie następnie chciałem przekazać nożyce Elisabeth.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Alan skończył ciąć i miał w swojej misce odpowiednią ilość czyrakobulw nożyce trafiły w ręce Elisabeth. Teraz to Alan powinien trzymać dla niej roślinę. Dziewczyna spojrzała na swojego przyjaciela, chłopaka z lekkim uśmiechem.

- Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest mieć maseczkę z ropy? To lepiej zacznij, jestem beznadziejna z zielarstwa - a potem z cichym chichotem zabrała się do obcinania. Oczywiście był to żart i chociaż Lisa rzeczywiście nie była najlepsza z tego przedmiotu, to wszystko robiła powoli i starannie. Jeśli nie wystarczała wizja tego, że bez dobrze zdanego zielarstwa nie zostanie uzdrowicielem, to zdecydowanie starała się bardziej, jeśli miała świadomość, że może przypadkiem skrzywdzić ukochaną osobę.

Potem przyszła kolej na Adelię, wtedy to Lisa trzymała jej roślinę, a ich cicha przyjaciółka metodycznie obcinała rośliny. Mniej więcej w tym czasie w szklarni rozległ się pierwszy, piskliwy wrzask.

- Margaret!

Wspomniana dziewczyna spojrzała wystraszona na szatę Vivienne. Na całe szczęście ropa nie dosięgła twarzy blondynki, ale za chwilę w nozdrza wszystkich uderzył ostry, nieprzyjemny zapach. Carrow spojrzała czerwona ze złości na swoją przyjaciółkę, a potem zamaszystym krokiem odeszła od stołu, żeby się przebrać.

- Dziwczyny, Dziwczyny... - pokiwała głową profesor Noveny, ale nie interweniowała.

Stephanie nie mogła przestać chichotać pod nosem, przynajmniej dopóki nożyczki nie trafiły w jej ręce, a Adelia nie spojrzała na nią wyzywająco, łapiąc za roślinę, jakby chciała jej powiedzieć "Stan mojej twarzy zależy teraz od ciebie".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli sądzisz, że to wspomoże mój wygląd jestem skłonny zaryzykować - odparłem zaczepnie w kierunku Elisabeth gdy ta miała ciąć. Na mojej twarzy widać było uśmiech. Wiedziałem, że mogę jej zaufać. Nikomu na świecie nie ufałem tak jak jej. Nawet gdyby ten żart się urzeczywistnił nie potrafiłem się na nią denerwować. Po prostu tak było, że przy niej działały we mnie tylko pozytywne emocje. Widziałem jednak jak się stara zrobić swoje zadanie bardzo dokładnie. Dobrze znałem jej pragnienie o zostaniu uzdrowicielką jednak byłem pewny, że jej starania nie były spowodowane tylko tym. Ona po prostu przede wszystkim nie chciała mi zrobić krzywdy. Robiła wszystko by tego uniknąć. Cały czas wspierałem ją uśmiechem, gdy cięła. Tak jak sądziłem nie było, czym się martwić. Ani kropla ropy się na mnie nie znalazła.

 

Zaraz jednak, gdy przyszła kolej Adelii by obcinać do mych uszu dotarł krzyk, przez który omal nie podskoczyłem. Szybko skierowałem swój wzrok na jego źródło. Pomimo że moja twarz nie wyrażała zwykle żadnych emocji to tym razem z trudem byłem w stanie utrzymać śmiech w sobie. Sama sytuacja była zabawna jednak, że stało się to jej cieszyło mnie jeszcze bardziej. Wiem, że nie było miło śmiać się z cudzego nieszczęścia jednak ta jędza cały czas dokuczała Elisabeth i to przez nią był ten szlaban, który doprowadził potem do tego wypadku. Przynajmniej w tak niewielkim stopniu los się na niej odegrał. Gdy jednak sytuacja się uspokoiła a Stephanie zaczęła ciąć ja podszedłem spokojnie do Elisabeth zbliżając usta do jej ucha by lekko szepnąć.

 

- Moja woda kolońska? Nie sądziłem, że tak ją lubisz. Muszę zapamiętać by jej nie zmieniać - pomimo że byłem zły nadal na Sophie a nawet wściekły. Miło było się dowiedzieć, że to jest jej zapach amortensji. Nigdy nie sądziłem, że tak bardzo jej się on podoba. Dobrze jednak, że ten plan się nie powiódł. Nie wiadomo jak się to by mogło skończyć. Dalej spoglądałem jak radzi sobie Stephanie przy okazji nad tym rozmyślając.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa zarumieniła się lekko, ale w jej oczach widniało też wyraźne rozbawienie.

- No tak, masz rację. Twoja woda kolońska. A już się martwiłam, że może chodzić o ciebie - mrugnęła. - Tak na marginesie to podaj mi jej nazwę, kupię sobie i sama zacznę nią pryskać.

Zanim Alan zdążyłby dać jej jakąś odpowiedź, profesor Noveny zeskoczyła zwinnie ze swojego krzesła i wyprostowała się, poprawiając szatę.

- Cas szie skończył, moi drodzy.

Stephanie odłożyła nożyce oraz swoją miskę pełną małych, czarnych i obślizgłych roślin.

- No proszę, idealnie o czasie - powiedziała zadowolona. Lisa rozejrzała się po klasie.

Vivienne wróciła już do stołu, ale wciąż była czerwona ze złości. Lestrange, Malfoy i Mulciber zdawali się doskonale poradzić sobie z zadaniem, choć czyrakobulwy Polluxa były niezbyt równo przycięte. Jedynie Hector i Tom robili to zadanie samotnie. Moon próbował jeszcze jak najszybciej przyciąć ostatnią roślinę, natomiast Riddle już od dłuższego czasu stał spokojnie obok swojej pełnej miski.

- Moon, przesztań już, bo szie zalejesz ropą - Hector westchnął i odłożył nożyce. Lisa nieco mu współczuła. Ostatnio ciągle mu się obrywało, poza tym to nie jego wina, że nie zdążył przyciąć odpowiedniej ilości roślin, skoro przecież jako praktycznie jedyny musiał robić to sam. Riddle'a w to nie wliczała. Mu się z jakiegoś powodu zawsze wszystko udawało, nie ważne, czy samotnie, czy w grupie.

Profesor przeszła się po klasie, wydając ciche werdykty. Większości poszło to bardzo dobrze, więc kobieta głównie ich chwaliła, jedynie Hectorowi położyła kojąco szponiastą dłoń na ramieniu, jakby chciała przekazać mu, że następnym razem będzie lepiej. Profesor Iren Noveny była dziwną kobietą, nieco straszną z wyglądu, ale Lisa wiedziała, że tak naprawdę nauczycielka zielarstwa jest ciepła i serdeczna.

- Dobrze. Każde zi was, poza panem Moonem, otrzymal by za to ocene powycej ocekiwań. Panie Moon, dzisiaj jest to zadowalający, ale prosze szie tym nie martwik, może pan to jeszcze wajćwiczyć. Jeszteście wolni - machnęła ręką, pokazując im, że mogą opuścić szklarnię, a potem zaczęła zbierać miski.

Choć Elisabeth, Stephanie i Adelię taka ocena zdecydowanie zadowalała, to Tom, tak jak Judith i Abraxas, nie wyglądał na zadowolonego. Chociaż zrobili wszystko idealnie nie dostali najwyższej oceny, którą profesor Noveny przyznawała rzadko. Na zielarstwie "wybitny" dostawało się tylko za coś sporo ponad program, ale dzisiejsza lekcja nie dawała takiej możliwości wykazania się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parsknąłem lekkim śmiechem na samą myśl o Elisabeth używającej mojej wody kolońskiej. Wiedziałem, że się ze mną droczy jednak obraz, na którym używa jej zrodził mi się głowie zaraz po tym, co powiedziała sprawił, że nie byłem w stanie powstrzymać śmiechu. Niestety nie byłem w stanie jej również czegoś powiedzieć na ten temat, bo ponownie zwróciła się do wszystkich pani profesor. Zacząłem rozglądać się po całej grupie i podobnie jak u mej ukochanej mój wzrok stanął na Hectorze i na chwilę kątem oka spojrzałem na Elisabeth.

 

Nadal jej nic nie powiedziałem nie było okazji. Nadal pamiętałem tamtą noc. Hector był w niej prawdopodobnie zakochany a jednak nie chciał się mieszać do naszego obecnego związku. Chciał by Elisabeth była szczęśliwa i uważał, że ze mną jest. Nadal nie byłem do końca pewny czy powinienem to wtedy słyszeć i czy chciałem o tym wiedzieć. Dlatego nadal nie byłem pewny czy i ona powinna poznać te wiedzę. Czy bałem się, że mnie zostawi? Nie. Wiedziałem, że nasza miłość była szczera. Jednak miała i tak już wiele problemów nie chciałem by miała na głowie kolejne nawet tak niewielkie wbrew pozorom. Gdy profesor zaczęła oceniać nasze prace powinienem być zadowolony, że nam się udało a jednak na twarzy byłem pochmurny i wbijałem wzrok w ławkę. Po mych oczach widać było zamyślenie. Powodem tego znowu był Hector, bo gdy tylko usłyszałem o jego zaniżonej ocenie było mi go szkoda. Gdyby nie Elisabeth ja bym tam zapewne teraz stał samemu zamknięty na wszystkich i udający, że wszystko jest w porządku a tak by wcale nie było. Byłbym po prostu nieszczęśliwy i sam siebie oszukiwał. Dopiero, gdy wszyscy zaczęli wychodzić sam również ruszyłem idąc obok swojej dziewczyny i jej przyjaciółek nadal w milczeniu rozmyślając nad tym wszystkim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy wyszli na błonia, teraz zalane słońcem, Stephanie i Adelia wyprzedziły ich, dyskutując beztrosko o głupotach. Riddle'a nie było nigdzie widzieć, wydawało się, że zniknął kiedy tylko opuścili szklarnię. Lisie w ogóle to nie przeszkadzało. Spojrzała na Alana i zmarszczyła brwi, widząc jego niemrawą minę.

- Co się stało? - zapytała cicho, łapiąc go za rękę i ściskając nieco.

Teraz wyprzedziły ich Vivienne, Judith i Margaret. Parkinson wciąż była cicha i jakby nieco obrażona. Jej rysy wykrzywiły się w grymasie, szpecąc jej i tak niezbyt śliczną twarz. Selwyn cały czas próbowała przepraszać Carrow, ale ta tylko książęcym gestem machnęła dłonią, nawet nie patrząc w jej stronę i zapytała, wydymając usta:

- Lepiej powiedz co mamy następne.

- Eliksiry z Gryfonami, za dwadzieścia minut - odpowiedziała szybko dziewczyna, poprawiając swoje puszyste, ale elegancko ułożone włosy.

Vivienne westchnęła z żalem i w tym momencie dobiegli do nich Lestrange i Mulciber. Wyglądało na to, że Malfoy również gdzieś zniknął. Pollux objął swoją przyszłą żonę ramieniem i uśmiechnął się do niej, gładząc dłonią jej jasne włosy.

- Nie przejmuj się tak, Vivienne. To przecież okazja, żeby znowu pokazać im jak słabi są w porównaniu do nas, prawdziwych czarodziei.

Blondynka skrzywiła się i odsunęła od jego ramienia. Mulciber widząc jej wysiłek, żeby uciec od jego dotyku ewidentnie spochmurniał. Judith ukryła chichot, a Margaret nawet nie zwróciła na to uwagi, zbyt zajęta obserwowaniem Lestrange'a z lekkim rumieńcem na policzkach. Jej przyjaciółka, widząc to, wydawała się zezłościć, choć nie odezwała się ani słowem do czasu w którym zbliżyli się na schody wejściowe.

Lisa jeszcze przez chwilę rozkoszowała się oglądaniem tego teatrzyku, a potem znowu zwróciła uwagę na Alana.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powinienem się domyślić, że Elisabeth zauważy, że coś jest nie tak. Znała mnie po prostu już zbyt dobrze podobnie jak ja zresztą ją. Zbyt bardzo pochłonąłem się we własnych ponurych myślach i nie ukryłem emocji, które teraz ona dostrzegła. Tylko, co miałem jej powiedzieć? Nie chciałem by teraz przeżywała kolejne rozterki. Niedawno, co wyszła ze skrzydła i nadal była zmęczona do tego stopnia, że musiałem dać jej jeden z moich eliksirów by przetrwała do końca lekcji. Cała sytuacja jednak zaczęła się zmieniać, gdy koło nas zdarzyła się zabawna scena pomiędzy naszymi "ulubionymi" znajomymi. Muszę przyznać, że w samą porę, bo teraz Elisabeth skupiła się na tym, co się działo wokół nas. Nawet mnie rozbawiały przekomarzanki Vivienne, z Mulciberem i resztą jej tak zwanych przyjaciół. Jednak, gdy tylko się wszystko skończyło znów poczułem wzrok Elisabeth na sobie. Spojrzałem na nią i uniosłem dłoń dotykając jej policzka.

 

- Po prostu przypomniałem sobie jak to było zanim spotkałem ciebie - zbliżyłem się do niej i lekko ją przytuliłem patrząc w jej oczy. - Wyobraziłem sobie, jakie byłoby moje życie bez ciebie. Gdybym nadal był związany okowami rodzinnymi - pochyliłem głowę by lekko pocałować ją w usta. Prawdą było, że nie kłamałem. Po prostu pominąłem część moich rozmyślań. Po prostu nie mogłem jej okłamać nie byłem w stanie. Nawet teraz, gdy nie mówiłem jej wszystkiego czułem się jak drań. Próbowałem sobie to wyjaśnić, że robiłem to po prostu, dlatego że się o nią bałem, ale nawet z takim wyjaśnieniem nie czułem się z tym najlepiej. Przerwałem pocałunek by chwycić jej dłoń. - Chyba powinniśmy powoli iść na zajęcia prawda? - spytałem uśmiechając się ciepło w jej kierunku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elisabeth nieco zmarszczyła brwi, słuchając słów Alana. Dotarli już na kamienne schody i wchodzili do zamku.

- Ale przecież jestem z tobą i zawsze będę, więc nie musisz sobie wyobrażać jak wyglądałoby twoje życie beze mnie - stwierdziła z naciskiem, chwytając mocniej jego dłoń. - Bo wtedy robisz się ponury, a ja nie chcę cię takiego widzieć. Lepiej, żebyś tego więcej nie robił - uśmiechnęła się, żeby pokazać mu, że nie jest to przytyk, a po prostu troska i zmartwienie. - Tak, chodźmy już, bo muszę zabrać książki z dormitorium.

Razem zeszli do lochów, mijając kilku Ślizgonów oraz nielicznych, stojących w zwartych grupach Gryfonów, którzy zdecydowali się już czekać pod klasą. Pokój Wspólny był o tej porze dnia prawie całkiem pusty, co Lisa przyjęła z zadowoleniem, nie musieli przynajmniej znosić złych spojrzeń i cichych, a momentami nawet otwartych, złośliwości.

Trochę trwało nim Lisie udało się znaleźć w kufrze odpowiednią książkę, więc z powrotem do czekającego na nią Alana wracała biegiem. Zaraz po wyjściu na mroczny korytarz lochu spotkali Toma. Zupełnie jakby los stwierdził, że ten dzień układa się zbyt dobrze - pomyślała kąśliwie Lisa, ale prefekt wydawał się być zamyślony i jedynie wymienił z nimi krótkie uprzejmości, pytając przy okazji dziewczyny jak się czuje. Kiedy odszedł zacisnęła mocno zęby.

- Co za hipokryta - mruknęła do Alana, kiedy zbliżali się do klasy eliksirów. - W ogóle gdzie on poszedł? Przecież za chwilę zacznie się lekcja - dodała i pokręciła głową. - Chociaż w sumie chyba nie powinniśmy się tym interesować.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie lubiłem niczego ukrywać przed nią. Wiedziałem, że wcześniej czy później i tak będę musiał powiedzieć jej prawdę. Jednak nie potrafiłem jeszcze teraz tego zrobić. Musiałem poczekać na odpowiednią okazje. Gdy poczułem jej mocny uścisk na dłoni zacząłem skupiać się na jej słowach. Zawsze już ze mną będzie? Czy to była obietnica? Czy nasze życie właśnie pójdzie w tym kierunku, że już zawsze będziemy razem? Miałem nadzieje, że tak będzie, bo poza nią nie byłem w stanie sobie wyobrazić nikogo innego. Tym bardziej mnie jednak bolało, gdy pomyślałem, że nie powiedziałem jej całej prawdy. Jednak z mojej twarzy zniknął ponury wyraz gdyż nie chciałem już jej tym denerwować a pojawił się już zwykły spokój.

 

Nic nie mówiąc ruszyłem za nią do pokoju wspólnego a potem zaczekałem aż wróci z książkami. Oczekiwałem w spokoju nie poganiając Elisabeth. Domyślałem się, że musi spokojnie ich poszukać. Nie każdy ma dokładnie poukładane wszystko na miejscu. Po niej się akurat tego nie spodziewałem. W końcu jednak wróciła. Gdy ruszyliśmy ponownie wpadliśmy na jeszcze kogoś. Cieszyłem się jednak, że to nie Sophie. Nie byłem pewny czy Elisabeth by wytrzymała i się na nią nie rzuciła. Jednak widok Toma też mnie nie cieszył. Musiałem jednak pamiętać radę profesora, co do niego, dlatego zacisnąłem zęby, gdy pytał ją o to jak się czuje. Gdy zaczął odchodzić czułem się jak tchórz nic nie robiąc jednak wiedziałem, że jeśli się na niego rzucę oboje nas wpakuje w kłopoty a Elisabeth będzie na mnie niepotrzebnie zła. Nie chciała bym coś takiego robił.

 

- Masz racje lepiej się tym nie interesować - stwierdziłem patrząc jak Tom odchodzi. Również byłem ciekawy gdzie idzie. Jednak im mniej wiedzieliśmy tym chyba lepiej dla nas. Zwłaszcza po tym, co niedawno się dowiedziałem o nim. Otworzyłem jednak szeroko oczy widząc, kto przechodził niedaleko szybkim krokiem. Bez problemu poznałem te fryzurę. Jednym ruchem objąłem swoją ukochaną ramieniem i zacząłem ją prowadzić w kierunku klasy. - Lepiej już chodźmy, bo się spóźnimy - powiedziałem ponaglająco.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli Alan naprawdę myślał, że Lisa nie zauważy celu jego zachowania to chyba wstał dzisiaj nie tą nogą co trzeba. Wyciągnęła szyję i złapała wzrokiem jego okropną kuzynkę, która dzisiaj próbowała otruć go amortencją. Zacisnęła zęby i spróbowała uwolnić się spod jego ramienia, ale zanim zdążyłaby to zrobić drzwi do klasy otworzyły się i oczom uczniów ukazał się wesoły jak zwykle profesor Slughorn.

- No, moi mili. Zapraszam, zapraszam.

Ślizgoni elegancko weszli jako pierwsi, zanim Gryfodni zdążyliby się chaotycznie wepchać. Kiedy pierwsza grupa, która składała się z Vivienne, Margaret i Judith, przekroczyła próg klasy, uczniowie domu Lwa z zaciśniętymi ustami odczekali z boku, jakby nie chcieli się o Ślizgonów choćby przypadkiem otrzeć. Jedynie Lisie było to wszystko na tyle obojętne, że kiedy wchodziła do środka machnęła dłonią do jednej z Gryfonek, który spuściła szybko głowę, choć na jej ustach malował się drobny uśmiech. To była Sara, mugolaczka, z którą Lisa zdążyła się zakolegować na pierwszym roku, zanim dziewczyna dowiedziała się o tym, że domy Slytherina i Gryffindoru nie powinny być ze sobą w zbyt bliskich stosunkach. Ta znajomość, choć nieszczególnie bliska, jakimś cudem przetrwała i Lisa była z tego powodu bardzo zadowolona.

Kiedy wszyscy znaleźli się w środku i zabrali za przygotowywanie swoich stanowisk, Lisa zobaczyła, że profesor rozgląda się po klasie, a potem marszczy brwi i podchodzi do stolika przy którym Lestrange starał się wyprostować zagięte rogi swojego podręcznika.

- Gdzie jest Tom? - zapytał Slughorn zmartwionym tonem.

- Nie wiem - odpowiedział szybko Gilbert, nie podnosząc wzroku znad swojej książki.

Lisa spojrzała na Alana wymownie. Miała wielką ochotę napomknąć coś o tym, że spotkała go na korytarzu chwilę przed lekcją, ale powstrzymała się przed tym. Przecież mieli się nie mieszać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy tylko spostrzegłem jak Elisabeth próbuje spojrzeć za siebie wiedziałem już, że mój pomysł się nie powiódł. Najpewniej zauważyła, że ją od czegoś odciągam i dlatego chciała to zrobić. Byłem pewny, że zauważyła Sophie, bo czułem jak już chciała się ode mnie uwolnić. Zastanawiałem się, co powinienem teraz zrobić jednak na szczęście nie musiałem nic. Nagle pojawił się profesor a Elisabeth zaczęła powoli tracić zainteresowanie moją kuzynką. Czekałem spokojnie tuż obok niej czekając aż nabierze ochoty by w końcu wejść. Nie było to spowodowane niczym innym jak tym, że po prostu chciałem wejść wspólnie z nią.

 

Gdy tylko znaleźliśmy się w klasie zacząłem zastanawiać się, co dalej? Wiedziałem, że niedługo Elisabeth zacznie ćwiczenia do quidditcha nie zważając na to, że jest osłabiona. Miałem nadzieje, że mój eliksir wystarczy by wytrzymała te treningi. Teraz jeszcze Sophie, na którą jest wściekła. Gdyby nie pojawienie się profesora to by nawet nie zważała na to, że jest osłabiona tylko by ją zaatakowała zapewne. No i wisienka na torcie w postaci Toma. A skoro o nim mowa nagle usłyszałem jak profesor o nim mówi. Tom wagarował? To nie było w jego stylu. Nagle poczułem na sobie spojrzenie Elisabeth i na chwilę chwyciłem jej dłoń pod stołem.

 

- Nie warto - szepnąłem wiedząc dobrze, o czym myśli. A jednak to zastanawiało, dlaczego krystaliczny Tom nie udał się lekcje tylko w zupełnie innym kierunku? Co takiego musiał tam zrobić? Czy mogło być coś ważniejszego niż jego reputacja? Szybko jednak zacząłem odciągać te myśli. Miałem przecież o nim nie myśleć. Musiałem skupić się teraz na lekcji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa skinęła głową Alanowi, a potem wyciągnęła z torby własną książkę. Przy okazji rzuciła też spojrzenie profesorowi, który wyglądał na nie tyle zdenerwowanego, co dotkniętego nieobecnością Toma i cicho mruczał coś pod nosem. Nie mogła nie zauważyć też jak Gilbert przechyla się nieznacznie do Polluxa i coś mu szepcze, ale z tej odległości nie miała szans, by usłyszeć co. Może to i lepiej. Również Judith rozmawiała cicho z Vivienne i Margaret, chociaż zazwyczaj na początku lekcji stała już w pełni skupiona. Nawet Gryfoni wymieniali krótkie, ale o wiele głośniejsze uwagi. Widocznie dziwne wagary prefekta Toma Riddle'a dziwiły każdego.

 

Profesor dopiero po chwili wydawał się na tyle zebrać myśli, aby móc rozpocząć lekcję. Przetarł czoło chusteczką, a potem poprawił okazałe wąsy.

- No dobrze, dobrze... o czym my to dzisiaj... a no tak. Spróbujecie uwarzyć bardzo często występujący na egzaminie eliksir... nie krzyw się tak, Warrington, wiem, że ostatnio cały czas zajmujemy się praktyką, ale jesteście już przecież w piątej klasie, na Merlina... tak... chodzi o eliksir wzmacniający, którego przepis znajduje się na stronie 42 w waszym podręczniku - przeszedł się środkiem klasy. - Pamiętacie na pewno o tym, że jest to mikstura, która musi warzyć się przez kilka dni, więc zostawicie ją po lekcji w kociołkach, oczywiście pod warunkiem, że wykonacie ją prawidłowo. Panno Sanders, jeśli poczuje się pani słabiej na jakimś etapie lekcji proszę nie wahać się o tym wspomnieć - dodał, obdarzając Lisę współczującym spojrzeniem, na co ta spuściła wzrok, bo wszyscy uczniowie nagle zaczęli się w nią wpatrywać. - Wszystkie składniki...

 

Profesor nagle urwał. Drzwi do klasy otworzyły się powoli i do środka wślizgnął się ciemnowłosy chłopak w którym dziewczyna rozpoznała Riddle'a. Prefekt przeszedł szybko pomiędzy ławkami, kierując się do profesora, który patrzył na niego niedowierzająco. Obserwowała nieco zmrużonymi oczami jak staje przed profesorem i lekko pochyla głowę. Teraz wzrok wszystkich zwrócony był na niego. Vivienne uniosła dłoń i przesunęła ręką po własnych włosach, przy okazji szepcząc coś Margaret.
- Panie profesorze... - głos Riddle'a był aksamitny i pełen skruchy. - ... proszę wybaczyć mi to karygodne spóźnienie. Na przerwie udałem się do biblioteki w poszukiwaniu lektur uzupełniających i nieco straciłam poczucie czasu. Obiecuję, że to nigdy więcej się nie powtórzy - zamknął na sekundę oczy, aby lepiej wyrazić swój wstyd.


Lisa jednak nie była w stanie powstrzymać swojego temperamentu.
- Nieprawda, chwilę przed lekcją widziałam cię w lochach - powiedziała głośno, a potem zagryzła dolną wargę, kiedy sobie uświadomiła, że przecież miała tego nie robić. Wszystkie głowy odwróciły się z powrotem w jej stronę. Gryfoni wyglądali na zadowolonych i miała nawet wrażenie, że widziała jak jej koleżanka puszcza jej oko. Chwilę później zauważyła też jednak zdegustowane spojrzenie Judith i skrzywione usta Abraxasa. 
To wszystko było jednak niczym w porównaniu do krótkiego błysku w czarnych oczach Riddle'a, kiedy ten, tak jak wszyscy, obrócił się powoli, żeby na nią spojrzeć.

 

Niezręczna cisza minęła, kiedy Tom ponownie skierował wzrok na Slughorna.

- To prawda, byłem w lochach, ponieważ spieszyłem do dormitorium po podręcznik i właśnie to było bezpośrednim powodem mojego spóźnienia. Jestem zmuszony przyznać pannie Sanders jej godną i sprawiedliwą postawę.

Pollux i Gilbert wydali z siebie ciche parsknięcia. Profesor Slughorn również wyglądał jakby wyraźnie się rozluźnił.

- No dobrze, chłopcze. Rozumiem, każdemu mogło się zdarzyć. Tym razem skończy się jedynie na słownym upomnieniu, ale wyłącznie dlatego, że jest to pojedynczy przypadek. Możesz iść do ławki, właśnie mieliśmy zaczynać - machnął na niego palcem w parodii nagany i lekcja zaczęła wracać do swojego normalnego rytmu.

 

To nieprawda - myślała Lisa. - Nie szedłeś do Pokoju Wspólnego, przecież my z niego właśnie wychodziliśmy, gdy nas mijałeś. Ale tego już nie powiedziała. Położyła lekko drżące ręce na kolanach, cały czas nie mogąc wyrzucić z głowy tamtego spojrzenia. Riddle może i wyglądał w tej chwili normalnie, wyjmując podręcznik i uśmiechając się lekko do mówiącego coś do niego Gilberta, ale Lisa czuła, że właśnie zdenerwowała go bardziej niż kiedykolwiek przez te cztery lata chodzenia do Hogwartu. Miała ochotę uderzyć głową o blat ławki, szczególnie po tym jak zobaczyła niedowierzające oczy Stephanie. Zupełnie jakby chciała zapytać, dlaczego zachowała się jak taki konfident.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie spodziewałem się w sumie innego zadania niż uwarzenie kolejnego eliksiru. To nie powinno być zbyt trudne. Przestałem już skupiać się na braku obecności Toma i powszechnemu ku temu zdziwieniu. Musiałem skupić się teraz na lekcji. Gdy jednak dotarło do mnie, jaki eliksir mamy uwarzyć nie mogłem się powstrzymać przed niewielkim uśmiechem przypominając sobie poprzednią lekcje. Nagle jednak mój wzrok znów powędrował na Elisabeth z chwilą, gdy profesor napomknął o jej zdrowiu. Nawet nie byłem sobie w stanie wyobrazić, co ta żywiołowa dziewczyna musiała teraz przeżywać, gdy wszyscy myśleli, że jest jakaś słaba a wcale tak nie było. Nie znałem nikogo silniejszego od niej.

 

Uwaga jednak wszystkich skupiła się teraz ponownie, na czym innym. Gdy tylko spojrzałem tam gdzie oni byłem w nie małym szoku widząc Toma kierującego się na swoje miejsce. Byłem pewny, że wcale się tu nie pokaże. A jednak przyszedł. Opuściłem wzrok w ławkę nie patrząc już na niego, ale wciąż słyszałem. Perfekcyjny uczeń nawet kłamał tak, że gdybym nie znał prawdy to pewnie sam bym mu uwierzył. Naprawdę nie wiedziałem, co o nim czasem myśleć. Lepiej było już nie drążyć tego tematu. Niestety ponownie musiałem podnieść wzrok jednak teraz było w nim przerażenie, gdy usłyszałem głos, którego nie chciałem słyszeć w tej chwili. Dlaczego to zrobiła? Pomyślałem patrząc na nią i przypominając sobie groźbę Toma ze skrzydła. Tak bardzo się teraz bałem o to jak bardzo się naraziła temu psychopacie. Czemu tego nie przemilczała i nie zacisnęła zębów jak ja? Głupie pytanie, bo to była ona i nie mogłem oczekiwać, że nagle stanie się kimś innym. Słysząc odpowiedź Toma moje zaniepokojenie tylko wzrosło. Wolałbym usłyszeć jakąś złość z jego strony, ale tak się nie stało. Był spokojny jak zawsze, co mnie przerażało jeszcze bardziej. Nagle ponownie skierowałem swoją dłoń na dłoń Elisabeth lekko ją ściskając i teraz patrząc na nią nie z gniewem a uśmiechem, którym chciałem dać jej wsparcie i odwagę. Wiedziałem, co teraz przeżywa. Gdy uwaga wszystkich nadal była skupiona na zamieszaniu, które wybuchło ja to wykorzystałem by do niej szepnąć.

 

- Już dobrze to nie byłabyś ty gdybyś tego nie zrobiła - mówiłem ciepło, pokrzepiająco i z niezwykłym spokojem, co biorąc pod uwagę to, co się przed chwilą stało mogło zadziwiać. - Nigdy nie powinienem był tego od ciebie oczekiwać. Cokolwiek się nie stanie stawimy temu czoła razem dobrze? - spytałem w jej kierunku nie zaprzestając uśmiechu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa zmarszczyła lekko brwi, słysząc słowa Alana. Pokręciła szybko głową i cmoknęła go w policzek, chociaż wydawała się zirytowana.

- Nie mów do mnie, jakbym była niezrównoważona psychicznie. Bardzo ci dziękuję za wsparcie, ale... - wydęła usta i szarpnęła swoją torbą. - Ja się nie boję - to nie była prawda, oczywiście, ale dziewczyna miała już dość tego, że cały czas była tą najsłabszą o którą trzeba było się martwić. - Nawet się zastanawiam, czy tym razem nie zaatakować go jako pierwsza - jej wzrok zapłonął gniewem, kiedy wbiła go w plecy czarnowłosego prefekta. - Mam już dosyć tego strachu. To tylko uczeń. Uczeń, do cholery. Jest w naszym wieku - odgarnęła splątane rude pukle do tyłu. - Idę po składniki dla nas.

I nie czekając na odpowiedź Alana podeszła do szafki, przy której tłoczyło się już kilku Gryfonów oraz Hector, Adelia i Judith. Podejrzewała, że reszta woli zaczekać, aż zrobi się tu mniejszy tłok. 

Chwilę później wróciła do stolika przy którym pracowała razem z Alanem i porozstawiała na nim fiolki z krwią salamandry, małe opakowania sproszkowanych pazurów gryfa i buteleczki soku z granatów.

- Powinno dla nas wystarczyć - powiedziała, a potem z bardzo zaciętą miną agresywnie sięgnęła do torby po różdżkę, żeby zalać swój kociołek wodą i zapalić pod nim ogień.

Większość uczniów korzystała z kranów, ale Elisabeth była świetna z zaklęć i opanowała już Aquamenti. Kiedy z końca jej różdżki błysnęło lodowato-błękitne światło i trysnął cienki strumień wody, spojrzała z powrotem na Alana.

- Możesz znaleźć przepis w podręczniku?
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otworzyłem szeroko oczy jednak nie z powodu kolejnego pocałunku ze strony Elisabeth a z powodu tego, co usłyszałem. Niestety jednak to, co mówiła było tylko zaprzeczeniem prawdy. Wiedziałem, że pod tym płaszczem ognia nadal krył się jej strach. Właśnie to mnie martwiło, bo ona nigdy nie przejawiała strachu tak przynajmniej było do czasu aż nie pojawił się on. Ponownie spojrzałem na niego dalej ją słuchając. Nie byłem pewny czy taki atak by się powiódł. Wciąż miałem w pamięci to, co zaszło, gdy rzucono na nią urok. Wtedy też miał się niczego nie spodziewać. A jednak był gotowy na każdy mój ruch. Czytał ze mnie jak z otwartej księgi wcale bym się nie zdziwił gdyby w tym momencie nie było inaczej. Uczeń to prawda, że nim był a jednak nie taki jak my, bo nie posiada naszych skrupułów. Nadal pamiętałem jego pozbawioną emocji twarz i grożenie śmiercią w skrzydle. Zwykły uczeń taki nie jest. Kiwnąłem tylko głową, gdy odrzekła, że pójdzie po składniki. Nie musiałem czekać długo aż wróciła. Jednak znalazłem przepis nim o to poprosiła gdyż zacząłem go szukać, gdy tylko odeszła czasem trzeba być przewidywalnym.

 

- Upewnij się, że pazury są odpowiednio sproszkowane a następnie wrzuć je do kociołka - powiedziałem w jej stronę samemu to robiąc. Gdy wsypywałem zawartość opakowania znów spojrzałem na Elisabeth. - Nie wszystko jest takie jak się wydaje - znów skierowałem wzrok na kociołek. - Zacznij mieszać i powoli dolewać w niewielkich ilościach krew byle nie wlała ci się cała fiolka na raz - ponownie podniosłem głowę w jej kierunku i tylko kątem oka patrzyłem na eliksir. - Strach nie jest czymś, czego trzeba się wstydzić, bo każdy się czegoś boi grunt by nie robić pod jego wpływem głupot - moje oczy ponownie skierowały się na recepturę, gdy tylko fiolka została już pusta. - Teraz wlej zawartość buteleczki z sokiem jednym chluśnięciem każdą po kolei i mieszaj energicznie przez następne 5 minut - Podwinąłem rękawy i zacząłem mieszać dalej przy tym mówiąc. - Wygląda jak każdy, ale taki nie jest. Nie każdy wygraża śmiercią jakby to nic nie znaczyło. A jeśli stracę ciebie nic mi już na tym świecie nie pozostanie - odrzekłem opuszczając wzrok.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Elisabeth słuchała Alana w ciszy, przy okazji wykonując po kolei wszystkie kroki koniecznie do uwarzenia eliksiru wzmacniające. Chociaż same opary, które unosiły się nad ławkami, wydawały się dodawać jej energii, to z gniewem i chęcią zemsty było całkowicie odwrotnie. Wciąż nie zamierzała z niej rezygnować, ale zaczynała rozumieć, że musiała to dokładniej i spokojniej przemyśleć. Wydała z siebie ostateczne westchnięcie i spojrzała w jego stronę.

- No dobrze, rozumiem. Pomyślę o tym - odpowiedziała niejasno, a potem wróciła do mieszania eliksiru.

 

Przez dłuższy czas w klasie panował spokój, dopóki od strony Gryfonów nie dobiegł do nich głośny syk. W czyimś kociołku wezbrała nagle piana i zaczęła wypływać na zewnątrz. Usłyszała chichot Vivienne, spojrzała na Riddle'a, który na chwilę tylko odwrócił głowę w tamtą stronę, a potem wrócił do swojej pracy, aż chwilę później profesor Slughorn pokręcił w końcu głową i widząc, że uczeń sobie nie radzi, podszedł do niego, żeby mu pomóc. Lisa przestała obserwować drugą stronę klasy i znów skupiła się na swoim eliksirze, który przybrał soczystą pomarańczową barwę. Chyba nie poszło jej tak najgorzej. 

Profesor zaczął przechadzać się między ławkami. Głośno pochwalił "idealny" eliskir Riddle'a, oraz "prawie idealny" Judith, pokiwał głową z aprobatą nad miksturą jakiejś Gryfonki, a potem ruszył w stronę Stephanie i Adelii.

- No no, panno Warrington, nie spodziewałbym się tego - powiedział z podziwem, przygładzając wąsy, na co Stephanie skrzywiła się śmiesznie.

- Dziękuję za wiarę.

Opiekun ich Domu zaśmiał się, a potem podszedł do stolika Lisy i Alana. Ruda dziewczyna zobaczyła jeszcze jak Adelia uśmiecha się do Stephanie i przybija jej piątkę nad kociołkami. Spojrzała wyczekująco na Slughorna, który zaglądał do ich wciąż gotujących się eliksirów.

- No proszę. I kolejne świetne prace. Idzie wam dzisiaj nadzwyczajnie dobrze - odwrócił się rozpromieniony w stronę klasy i podreptał do swojego biurka. - Macie dzisiaj chyba jakiś bardzo szczęśliwy dzień - Gryfon, w którego kociołku pływała teraz mazista, czarna masa, skrzywił się. - Doskonale. Możecie usunąć ogień i przygotować fiolki. Dzisiaj skorzystajcie z tych większych, bo jak wiadomo eliksir musi dojrzeć.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem nadzieje, że naprawdę spokojnie to przemyśli i nie da się ponieść emocjom. Tu trzeba było zrobić to inaczej. Musiał istnieć jakiś sposób by utrzeć mu nosa. Jednak obawiałem się, że zanim znajdę go on znów się zemści. Nie sądziłem by od tak zostawił na spokojnie ten wybuch Elisabeth. Na pewno znów czegoś spróbuje a po tym, co stało się ostatnio byłem pełen obaw. Nic jednak już nie mówiłem skupiając się na eliksirze przynajmniej w pewnym sensie, bo teraz każda myśl u mnie goniła kolejną. Wtedy też spostrzegłem, że profesor już zaczął sprawdzać nasze prace. Przez to całe swoje roztargnienie nie byłem pewny czy wszystko zrobiłem jak należy. Chociaż konsystencja wyglądała jak należy.

 

Któremuś z gryfonów najwyraźniej nie do końca coś wyszło pomyślałem kierując wzrok ku sykowi i widząc pianę, która wycieka z kociołka. Obserwowałem dalej jak zbliżał się coraz bardziej do nas. Słysząc ocenę Toma niczego innego się nie spodziewałem a jednocześnie to mnie przerażało. Potrafił się w pełni skupić nawet po tym, co zaszło na lekcji, co takiego kryło się w tej jego głowie? Gdy był już przy stoliku Stephanie i Adelii wiedziałem, że zaraz nasza kolej. Uśmiechnąłem się jednak lekko słysząc, że tym razem Stephanie poszło lepiej niż ostatnio. W końcu nadeszła nasza kolej, przez co trochę się denerwowałem jednak, gdy usłyszałem profesora odetchnąłem z ulgą. Najwyraźniej nie było powodu do zmartwień. Jeszcze bardziej jednak ucieszył mnie fakt, że udało Elisabeth pomimo tego, że zapewne była bardziej roztargniona ode mnie, co nie było niczym dziwnym.

 

- Jeśli będziesz chciała potem poćwiczyć mogę ci pomóc - odrzekłem chcąc rozluźnić trochę te ponurą atmosferę. Mimo że nadal nie byłem przekonany by już zabierała się za treningi to wiedziałem, że i tak jej nie powstrzymam, więc lepiej bym był przy niej. Przy okazji zgasiłem ogień jak prosił profesor i zacząłem napełniać większą fiolkę eliksirem zgodnie z instrukcjami czekając na jej odpowiedź.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa rozpromieniła się na samą myśl o Quidditchu, do tego stopnia, że rozlała nieco swojego eliksiru.

- Oczywiście, że chcę, wkrótce będzie nabór do drużyny - powiedziała energicznie i machnęła różdżką, żeby usunąć plamy. Mikstura na szczęście nie była niebezpieczna. - Możemy jeszcze poprosić Stephanie, na pewno się zgodzi.

Podeszła do biurka profesora, nieco przepychając się przez innych uczniów, żeby oddać swoją fiolkę. Po powrocie do ławki wyczyściła swój kociołek i usiadła na taborecie.

- Po południu mamy tylko Obronę przed Czarną Magią, więc byłoby idealnie.

 

Jako, że tego dnia mieli dwie godziny eliksirów, profesor zarządził krótką przerwę. Dzisiejsze zielarstwo teoretycznie również trwało tak długo, ale profesor nieco się spóźniła, a zabawa z czyrakobulwami tak ich wciągnęła, że lekcje minęły bardzo szybko. Tutaj, w ciemnych lochach było całkiem inaczej i Stephanie wydawała się być już znużona. Odwróciła się do nich i oparła policzek na ręce, a Adelia wepchnęła się zaraz obok niej.

- Wydawało mi się, że ktoś mówił coś o Quidditchu - powiedziała z uśmieszkiem, najwyraźniej decydując się nie nawiązywać do sytuacji z początku zajęć, co Lisa przyjęła z ulgą.

- Tak, powinniśmy pójść dzisiaj potrenować, żeby Yaxley'owi czasem nie przyszło do głowy nas wyrzucić z drużyny - powiedziała z zapałem.
Stephanie w odpowiedzi prychnęła.

- Wyrzucić? Nas? Przegrywaliby każdy mecz.

Przez jakiś czas rozmawiali jeszcze o błahych sprawach. Rozluźniło ich to na tyle, że Lisa całkiem przestała się czymkolwiek denerwować i co chwilę przekomarzała ze Stephanie. Nie mogła jednak mimo wszystko nie zauważyć, że Adelia zachowywała się dziwnie. Zazwyczaj była cicha, ale teraz włączała się do rozmowy jeszcze rzadziej i co chwilę wierciła na swoim siedzeniu, jakby bardzo chciała o czymś powiedzieć, ale nie mogła zdobyć się na odwagę.

W końcu Stephanie zdecydowała się to z niej wyciągnąć. Chwyciła ją pod ramię i uśmiechnęła się.

- Adelia, czyżbyś miała nam coś do powiedzenia? - zapytała ironicznie, a blada dziewczyna nieco się zarumieniła.

- Chyba tak - odpowiedziała cicho dziewczyna i wzruszyła nieśmiało ramionami. - W sumie to nic specjalnego, ale Tom Riddle... - ściszyła głos. - ...Tom Riddle zapytał się mnie, czy nie potrzebowałabym pomocy z transmutacją. To znaczy, no wiesz, powiedział, że jeśli bym chciała, to mogę się z nim spotkać w jakiś weekend i on wytłumaczyłby mi te ostatnie tematy. A ja... - zająknęła się. - ...Ja powiedziałam, że się zastanowię - przytknęła dłoń do ust w zawstydzeniu. - Myślicie, że powinnam się zgodzić? Jest naprawdę świetnym prefektem - wymamrotała.

Lisa poczuła, że znowu robi się wściekła. Czy on próbował wykorzystać jej przyjaciół, żeby zrobić jej na złość? I to do tego Adelię, najdelikatniejszą i najbardziej ufną z nich wszystkich? Zacisnęła zęby i rzuciła Alanowi szybkie spojrzenie. Jeśli okaże się, że tak było, to nic jej nie powstrzyma przez zemstą. Nie będzie nią manipulował, nie będzie jej szantażował i zastraszał. Musiała wziąć głęboki oddech, żeby się uspokoić.

Stephanie za to w ogóle nie sprawiała wrażenia zdenerwowanej.

- Jak dla mnie super, bo wtedy ty będziesz mogła pomóc mi i może uda mi się zaliczyć tego SUMa chociaż na Z, żeby rodzice się tak nie czepiali - zrobiła nieco skwaszoną minę. - Ty, tylko się czasem nie zakochaj - dźgnęła przyjaciółkę palcem w bok. - A tak w ogóle to kiedy on się ciebie o to zapytał?

Adelia zaśmiała się lekko i znowu wzruszyła ramionami.

- Kiedy ty poszłaś do łazienki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc zachwyt Elisabeth moim pomysłem byłem po prostu szczęśliwy do tego stopnia, że na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy spoglądałem w swój kociołek. Nawet zapomniałem o tym, że niedawno była w skrzydle, że musiała jeszcze rano wypić mój eliksir by poczuć się lepiej. Chociaż nadal się martwiłem jej stanem to jednak byłem szczęśliwy, że w końcu zapomniała o tym, co nie dawno zaszło na lekcji a jej gniew w końcu zniknął. To była właśnie ta Elisabeth, którą znów pragnąłem ujrzeć.

- Więc jesteśmy umówieni - powiedziałem w jej kierunku również niosąc swoją fiolkę na biurko profesora. W końcu znowu mogliśmy poczuć się lepiej i zapomnieć, choć na chwilę o tym wszystkim.

 

Chwilowa przerwa zwykle dla mnie się ciągnęła w nieskończoność. Strasznie się na nich nudziłem po prostu by zleciał mi czas musiałem coś robić a tak strasznie mi się wlekł. Jednak teraz tak nie było a spowodowane to było radością, jaką jeszcze nie dawno widziałem u Elisabeth. Nagle jednak ten temat ponownie został poruszony teraz jednak przez Stephanie, która najwyraźniej nas usłyszała niedawno. Uśmiechnąłem się ponownie delikatnie widząc jak wszyscy cieszymy się tym pomysłem. Jednak nie mógłbym się nie zgodzić ze Stephanie gdyby Yaxley je wyrzucił to nasza drużyna poniosłaby ciężką stratę. Nie widziałem naszej drużyny bez nich i to nie tylko, dlatego że kochałem Elisabeth a Stephanie traktowałem jak dobrą koleżankę tak po prostu było. Przysłuchiwałem się uważnie rozmowie jednak szybko spostrzegłem, że Adelia przez cały jej przebieg była bardziej wycofana niż zwykle. Co mogło być tego powodem? W końcu jednak Stephanie też najwyraźniej to zauważyła, bo spytała o jej zachowanie. Odpowiedź, którą usłyszałem sprawiła, że zdębiałem. To nie był przypadek. Czy Tom chciał ukarać Elisabeth tak jak do tej pory robił to ze mną? Chciał coś zrobić Adeli by pokazać jej jak jest bezbronna wobec jego machinacji? Zauważyłem spojrzenie Elisabeth i lekko przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że będzie do tego zdolna, gdy się wścieknie jednak Tom nie był taki jak inni. Wiedziałem jak to się może skończyć. Musiałem coś zrobić.

 

- To bardzo miłe z jego strony - odparłem z najbardziej udawanym spokojem, na jaki było mnie tylko stać. - Jednak jesteś pewna? Znaczy to twoje zdanie, ale myślę, że możemy we czwórkę się wspólnie pouczyć też nie najgorzej mi idzie transmutacja a to by też ułatwiło sprawę ze Stephanie - posłałem jej lekki uśmiech. - Wtedy wszyscy sobie pomożemy za jednym razem i będzie nam chyba raźniej jednak oczywiście zrozumiem, jeśli będziesz woleć pouczyć się z nim - nie byłem pewny czy moja propozycja się sprawdzi. Prawdą było, że byłem przekonany, że i tak wybierze jego. Jednak musiałem zrobić cokolwiek by jakoś to uspokoić. Nie chciałem by którejś z nich ten psychol coś zrobił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Lisa uśmiechnęła się w stronę Alana, kiedy usłyszała jego słowa i aż sama się zdziwiła, że sama na to wcześniej nie wpadła. No ale w sumie Alan zawsze był trochę bardziej mądrzejszy od niej, w każdym razie lepiej radził sobie z gniewem i potrafił zachować logikę, kiedy dochodziło do sytuacji takich jak te, które ostatnimi dniami się za nimi ciągnęły.

Adelia spojrzała na Alana, unosząc lekko brwi, a potem na sekundę odwróciła się, żeby spojrzeć na Riddle'a, który siedział odwrócony do nich plecami i z uprzejmym uśmiechem rozmawiał z Gilbertem. Wydawało się, że nie słyszy o czym rozmawiają, ale Lisa wiedziała, że w jego przypadku nie mogła być niczego pewna.

- Ja tam myślę, że to jest świetny pomysł - powiedziała Stephanie, wzruszając ramionami. - Będziemy mogli spędzić razem fajnie czas - uśmiechnęła się szeroko. - No bo przecież w szkole nie chodzi tylko o naukę. Pewnie nie będziemy tak efektywni, ale ja i tak chcę po prostu się popodciągać na jakieś znośne stopnie. A ty, Adelia? Co myślisz?

Dziewczyna zarumieniła się lekko i przechyliła głowę na bok.

- Ja też uważam, że to byłoby super... Tylko trochę się martwię, czy w ten sposób jakoś go nie urażę, wiesz... zawsze głupio jest odmawiać propozycji pomocy - wymamrotała.

- To może się go po prostu zapytamy, czy nie mógłby uczyć się z nami wszystkimi, jeśli miałby na to czas, co? To byłoby świetne, nie uważacie? - rzuciła energicznie Stephanie.

Adelia wydawała się być zadowolona z tego pomysłu.

Lisa miała ochotę nimi potrząsnąć i zapytać się ich, dlaczego są tak ślepe.

Wtedy właśnie profesor Slughorn zarządził koniec przerwy i dziewczyny zaczęły powoli odwracać się w stronę swoich ławek. Lisa sapnęła gniewnie i nachyliła się do Alana.

- Wiesz co, ja to bym nawet wolała, żeby uczył się z nami wszystkimi, jeśli już w ogóle musi. Nie chcę, żeby Adelia zostawała z nim sama - dodała buntowniczo.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo mnie zadowolił sam fakt , że Elisabeth, choć trochę zmieniła swój nastrój, na co wskazywał jej uśmiech w moim kierunku. Nie byłem jednak pewny na jak długo utrzyma się ta pozytywna zmiana. Wiedziałem, że Adelia jest zauroczona Tomem jak niemal każda dziewczyna. On również to wiedział, dlatego wybrał ją. Stephanie by się nie dała tak łatwo mu manipulować z nią byłoby mu trudniej. Czekałem na odpowiedź Adeli wciąż na nią spoglądając. Nagle jednak dostałem wsparcie ze strony, której się zupełnie nie spodziewałem, bo od Stephanie one przyszło. Mój pomysł przypadł jej do gustu, czego do końca się nie spodziewałem. Pozostała jednak jeszcze Adelia. Nadal nie była do końca zdecydowana, co mnie martwiło. Zaraz jednak całkiem mnie zatkało. Nie taki scenariusz przewidywałem. Na samą myśl spędzania czasu z Tomem zaciskałem wściekle pięści i miałem ochotę coś powiedzieć.

 

Jednak nie było mi dane tego zrobić, bo zaraz pojawił się profesor i ponownie nas wezwał do klasy. Powoli ponownie do niej wszedłem idąc tuż obok Elisabeth, gdy tylko znaleźliśmy się w klasie znów usiadłem przy niej. Chciałem z nią porozmawiać o tym, że Tom może zacząć nam towarzyszyć i nie bardzo mi się to podoba. Nim jednak zdołałem to zrobić ona mnie uprzedziła. Sama była gotowa na to poświęcenie byle dla dobrał przyjaciółki. Nigdy nie mogłem się nadziwić temu jak martwiła się o innych siebie stawiając na drugim miejscu. Jednak Tom... Wiedziałem dobrze, co może zrobić. Zmarszczyłem lekko brwi szykując odpowiedź.

 

- Zgoda - burknąłem pod nosem. - Jednak muszę cię ostrzec Elisabeth. Jeśli znów zrobi tobie jakąś krzywdę na moich oczach to się nie powstrzymam i w końcu wybije mu zęby - sam nie byłem pewny czy żartowałem czy mówiłem poważnie. Jednak miałem naprawdę wielką ochotę mu to zrobić za każdym razem, gdy ją dręczył. Jednak miała też racje. Skoro my sobie nie mogliśmy z nim poradzić to, jakie szanse miałaby cicha Adelia gdyby była sam na sam z tym psycholem? Nie wiadomo, co by jej zrobił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa uśmiechnęła się lekko pod nosem i wymruczała, wystarczająco cicho, by usłyszał to tylko Alan:
- To może ty go przytrzymasz, a ja wybiję mu zęby, co?

Przed nimi Stephanie cały czas szturchała Adelię w bok, najwyraźniej próbując coś z niej wydusić, aż w końcu drobniejsza dziewczyna zaczęła się śmiać i pochyliła do niej, żeby szepnąć jej coś na ucho. Vivienne przeczesywała palcami jasne włosy, Judith przeglądała podręcznik, a Margaret obserwowała zarumieniona jak Gilbert przeciąga się parę ławek dalej. Pollux szeptał coś ze zdenerwowaniem do Abraxasa, a Gryfoni tworzyli normalny dla nich szum niedostatecznie cichych rozmów. Jedynie Tom Riddle wydawał się być absolutnie spokojny i w pełni przygotowany do dalszych zajęć, stojąc prosto i dumnie z dłońmi złożonymi na ciemnym blacie.

Rozgardiasz przerwał dopiero profesor, który podszedł energicznie z różdżką w ręku w kierunku tablicy.

- Nasza druga godzina zajęć, moi drodzy, nie będzie już skupiała się wokół praktyki - zaczął, a Stephanie uśmiechnęła się, najwyraźniej z ulgą. - Poświęcimy ją na dokładne przypomnienie sobie zagadnień związanych ze smoczą krwią i niektórymi innymi składnikami eliksirów, ponieważ nadchodzi pora na pierwszy w tym roku większy esej, który będziecie musieli napisać - Stephanie zmarszczyła brwi, a po stronie Gryfonów rozległy się teatralne jęki. - Proszę o spokój. Praca pisemna jest ważną część egzaminu Standardowych Umiejętności Magicznych! Jak wiecie, może być to albo przepis eliksiru albo esej tematyczny - wyjaśnił profesor, odwracając się w ich stronę, po tym jak na tablicy pojawiły się świecące słowa "Smocza Krew - pozyskiwanie, właściwości i zastosowania".

Lisa miała ochotę uderzyć swoim świeżo zagojonym czołem w biurko. Nienawidziła pisania esejów, które najczęściej dotyczyły jakichś okropnie nudnych tematów.

- Mam nadzieję, że w tym roku trafi nam się przepis - powiedziała zdołowanym tonem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli tego sobie właśnie życzysz - odparłem w jej kierunku z drobnym uśmiechem. Nie wiem, dlaczego ale ta rozmowa sprawiła, że poczułem się nieco lepiej po tym wszystkim. Być może wizja Toma, który traci zęby pod silnym uderzeniem to sprawiała. Jednak sądziłem, że to po prostu towarzystwo Elisabeth. Gdy była ten cały czas w skrzydle lub nieprzytomna po prostu czegoś mi brakowało a gdy byliśmy tu znowu razem wszystko było idealnie. Poza tym nie działo się nic nadzwyczajnego bym musiał to jakoś szczególnie obserwować. Właściwie każdy skupiał się na czymś, co nie miało nic wspólnego z lekcją. A jednak nadal mnie zastanawiało jak zareaguje Tom, gdy dowie się jak popsułem mu plan, jaki by nie był. Wiedziałem jednak, że to na pewno nic dobrego.

 

W końcu jednak doszło do tego, że profesor zdecydował się przemówić. Natychmiast nie spodobała mi się informacja, którą zaczął. Nie miałem nigdy jakiś wielkich problemów z częścią pisemną eliksirów, ale praktyka była po prostu znacznie ciekawsza. Pisanie było zwykle strasznie monotonne, ale niestety nie było sposobu uniknąć tego. Jednak nie sposób było się nie zgodzić z logiką ze strony profesora. To zawsze była ważna część egzaminów niezależnie jak nudna by nie była. Więc starałem się ignorować jęki innych. Dopiero, gdy ponownie Elisabeth odezwała się w moim kierunku skierowałem  na nią wzrok.

 

- Co by się nam nie trafiło nie będzie źle, bo możemy pracować razem - odrzekłem w jej kierunku lekko się uśmiechając. Co prawda też wolałem przepis jednak nieważne jak trudne czy nudne było zadanie dopóki mogłem pracować z nią byłem pewny, że razem sobie poradzimy ze wszystkim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...