Skocz do zawartości

Dziennik arcymaga [Oneshot] [Adventure] [Dark] [Slice of Life] [Violence]


Niklas

Recommended Posts

fxZxBcy.jpg

 

DZIENNIK ARCYMAGA

autorstwa Niklasa

 

Pomoc i patroszenie: Amolek, GoForGold, Hoffman, Sosna, Souls Tornado, Zodiak

 

* * *

 

Vatar rodu Flare był jednorożcem żyjącym około 900 lat temu. Podczas swojego nadnaturalnie

długiego życia, dosłużył się stopnia arcymaga oraz miana najbardziej zaufanego doradcy Celestii.

Choć przeżył wiele przygód, nigdy nie dzielił się nimi z innymi, przez co szybko zostały zapomniane.

 

Szczęśliwie jednak, Vatar notował wszystko, co ciekawe i istotne w swoim dzienniku, który

został odnaleziony przed kilkoma laty i przywrócony kulturze tytaniczną pracą najlepszych lingwistów

i uczonych w Equestrii.

 

Oto przedstawiam Waszej uwadze trzy opowieści legendarnego Vatara rodu Flare!

 

PRZECZYTAJ TUTAJ!

  • +1 8
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy.

Tekst jest zdecydowanie wart przeczytania. Z początku wydaje się, że to tylko zbiór jakiś opowiastek. Z czasem jednak okazuje się, że wszystko jest ze sobą połączone.

Końcówka... Mistrzostwo. Czuć tutaj grozę, ten obłęd bohatera.

Co do stylu... Naprawdę nieźle. Te wszystkie przypisy, brakujące fragmenty - dzięki temu naprawdę można poczuć, że czyta się naukowo opracowany stary manuskrypt. Styl pisania bohatera w zakończeniu, te wszystkie błędy i dopiski krwią - sprawia to, że atmosfera jest naprawdę gęsta i nawet przerażająca.

Od strony technicznej nie zauważyłem żadnych uchybień, znaczy się tych niecelowych.

Przydałaby się tylko może jeszcze jedna lub dwie historie, bo czuję lekki niedosyt.

Wyczuwam w zagadce z zakończenia materiał na niezłą opowieść grozy, dziejącą się już po znalezieniu dziennika. Autorze, masz może jakieś plany?

Ocena: 9/10

Pozdrawiam i czekam na kolejne dzieła.

Wysłane z mojego LG-H440n przy użyciu Tapatalka

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oceniając to opowiadanie muszę się odnieść z osobna do każdej jego części, więc, po kolei.

Pierwsza część "Dziennika" jest moim zdaniem jednocześnie najsłabszą. Dość powiedzieć, że nie mogłem się oprzeć wrażeniu, iż właśnie czytam jakieś opowiadanie spod znaku Heroes of Might and Magic, co doprowadziło do tego, że cały czas miałem przed oczami szturm na zamek Inferno :oops:

Może inaczej. Nie jest ono złe, ponieważ fajnie się czytało i w ogóle, ale jakoś tak jakby zbyt łatwo im to wszystko szło. Po przebiciu się przez strażnika, mam na myśli. No i zawiodłem się na opisie tej demonicznej krainy. Najsłabsze w porównaniu z następnymi, dobre samo w sobie, tak napiszę. Końcówka fajna za to. Otwarta na rozwinięcie i z fajną tajemnicą. Z rzeczy, które mi się podobały natomiast jeszcze, to wpływ klejnotów harmonii na funkcjonowanie krainy. W którymś ze swoich opowiadań coś podobnego zrobiłem, ale nie tak bezpośrednio. Raczej ich wpływ na sam las Everfree.

Mimo wszystko jest ta część dobra, ale czegoś jej brakowało.

Drugi fragment natomiast budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony podoba mi się motyw podmieńca jako "wampira", ale spodziewałem się czegoś bardziej w rodzaju Draculi (może dlatego, że ostatnio strasznie dużo gram ze znajomymi w Draculę właśnie, planszówkę). Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pomysł został, niestety, zaprzepaszczony. Nie chodzi o to, że nie potoczyło się tak, jak się tego spodziewałem. Raczej fakt, że zbyt szybko i łatwo im poszło rozwikłanie zagadki. Mogło to być bardziej tajemnicze i pokrętne opowiadanie. Na plus natomiast należy policzyć, iż podmieniec nie okazał się tym złym, a jedynie narzędziem w rękach takowego. Ciekawe zagranie :) 

Ostatnia część dziennika, to jest właśnie to, co lubię. Jest tajemniczo, mrocznie, a zakończenie nie może być szczęśliwe. Nawet miejsce akcji, odległa, mroźna północ, trafia w mój gust. Podoba mi się to popadanie w szaleństwo, jakie można obserwować, utrwalone w dzienniku. Trąci nieco Lovecraftem. Jedyne co tu się może nie podobać, to długość i późniejsza, może nieco zbytnia fragmentaryczność. Taki zbyt szybki przeskok, ale to można tłumaczyć formą opowiadania. A zakończenie jest piękne i, jak napisał kolega Coldwind, zasługuje na nieco więcej uwagi w kontynuacji :interesting:

Podsumowując całość.

Jest fajnie zastosowana forma opowiadania jako dziennika. Braki i przypisy przywodzą mi na myśl "Niedokończone opowieści" Tolkiena, gdzie także brakowało fragmentów tekstu i była znaczna ilość dopowiedzeń i wyjaśnień w przypisach. Fabuła całości, jak i poszczególnych części, również jest porządna, można powiedzieć, że dla każdego coś się znajdzie. Samo opowiadanie zaś czyta się przyjemnie i potrafi wciągnąć. Minusem natomiast jest brak większej ilości opowiadań w opowiadaniu :D 

Od strony technicznej, na pewno były jakieś potknięcia, to pamiętam, ale chyba tylko literówki. I nie mam na myśli końca, lecz gdzieś bliżej początków opowiadania.

 

Tak więc, pozostaje mi jedynie polecić to opowiadanie pozostałym czytelnikom i oczekiwać na zapowiedziane zrealizowanie planów kontynuacji.

Pozdrawiam :giggle:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Arkane Whisper Dzięki zatem za przeczytanie :D 

:hug: 

 

55 minut temu Arkane Whisper napisał:

Minusem natomiast jest brak większej ilości opowiadań w opowiadaniu

 

Będą w DLC :> Na szczęście bezpłatnych :ming: 

 

I ciekawe czy na to, że najbardziej się podoba część trzecia, miał wpływ fakt, iż powstał on najpóźniej :lunathink: 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane. Styl, opisy etc. świetne. Znalazłem ze dwa czy trzy błędy, od razu je poprawiłem. Dodatkowe plusy za dobre przedstawienie głębszych relacji między  Vatarem a Celestią, a raczej sugerowanie istnienia takowych.

 

Opowiadania w kolejności od najlepszych do tych niezbyt.

1. Szaleństwo Północy

Bardzo, BARDZO dobra opowiadanie. Świetny klimat, mroczno, duszno i tajemniczo. Czytało się jak niektóre opowiadania Lovecrafta, a zakończenie ma moc. Polecam.

2. Wampir Miłości

Z jednej strony początek jest dobry, z drugiej zaś zakończenie i rozwiązanie całej zagadki rozczarowuje. Jej rozwiązanie przyszło za prosto, a i osoba sprawcy budzi tylko tyle zaskoczenia, że pojawia się dopiero wówczas. Jakby przemknął gdzieś w tle, a z całego opowiadania zrobić krzyżówkę klasycznego horroru z wampirami i kryminału... o, wtedy byłoby miodzio.

3. Do samego piekła

IMHO najgorsze z tej trójki. Klimat wahał się, w jednym momencie próbowałeś zbudować atmosferę tajemnicy, by chwilę potem dać nam skrzyżowanie Heroes z Diablo. Również zakończenie nie powala. Przeczytać-zapomnieć.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za przeczytanie, @Gandzia!

 

Czyli potwierdza się teoria, że im później pisałem, tym lepiej to wychodziło. I chyba faktycznie powinienem dodać rzekomego złodupca z drugiej części nieco wcześniej, może nawet to zrobię... Ale później :v 

 

No i cóż, im więcej opinii, tym lepszy obraz tego, do czego dążyć w przyszłości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już sam tytuł opowiadania był zachęcający, a porównując go z tagami, spodziewałem się czegoś  na kształt opowiadania fantastycznego ze szczyptą starej, dobrej, mrocznej przemocy, jakiej pełno bywa w tego typu historiach. I choć „Dziennik Arcymaga” pojawił się na forum akurat gdy miałem co czytać, złożyło się tak, że szybko dałem radę zamknąć trwające lektury i w przerwie na kolejne, zainteresować się opowiadaniem Niklasa.

 

Od razu pochwalam formę – całość rzeczywiście sprawia wrażenie opracowanego naukowo tekstu historycznego. Mnogość przypisów bynajmniej nie utrudnia przy tym odbioru, choć osobiście mógłbym się obejść bez niewielkiej ich części. Podoba mi się jednak, że owe przypisy jakby łączą opowiadanie z istniejącym kanonem serialowym i poniekąd wyjaśniają pewne jego wątki. Autor umiejętnie, czasami sposobami genialnymi w swej prostocie, wplótł postać Sunbursta, Daring Do, Discorda, minotaurów i jeszcze kilka innych smaczków, które, choć naprawdę niewielkie, mi bardzo przypadły do gustu. Zawsze byłem zwolennikiem takiego bawienia się kanonem i puszczania oczek do czytelnika.

 

No, ale skoro już mowa o formie, nie mogę nie wspomnieć o tym co nie przypadło mi do gustu, a mianowicie są to (Siara mode on) dwie sprawy: duża i mała (Siara mode off). Mała to występujące nieraz niepotrzebne powtórzenia, które, nie zrozum mnie źle, można by wyeliminować wręcz śmiesznie łatwo i prawdę powiedziawszy nie wiem jak one mogły umknąć tak licznej rzeszy pomocników. Tak samo myślę o wcale nie tak małej garstce słów, które z różnych przyczyn nie pasują moim zdaniem do tekstu. Trudno mi to opisać inaczej niż właśnie określeniem „nie pasują” ale dodałbym może jeszcze, że nie widziałbym takich wyrażeń w tekście szanowanego, dostojnego maga żyjącego ponadto w czasach językowego renesansu. Że cały tekst jest tutaj niby tylko tłumaczeniem odrobinę niweluje to wrażenie ale osobiście uważam, że tłumacze w niektórych miejscach powinni „bardziej się postarać z doborem słownictwa.” Przyznam się jednak, że w chwili obecnej nie potrafiłbym wskazać miejsc, które mi zgrzytnęły, ale to głównie dlatego, że czytałem jako „szary czytelnik” i nawet nie próbowałem wyłapywać takich niewielkich wpadek, na które jednak na pewno zwróciłbym uwagę jako prereader. No, ale na osłodę dodam, że zdecydowane większość wspomnianych powtórzeń i niepasujących słówek nie powodowała nieprzyjemnych przerw w lekturze, facepalmów ani rujnowania klimatu i dlatego nazwałem to sprawą małą.

 

Sprawa duża, której paradoksalnie poświęcę mniej miejsca, wiąże się natomiast z opisami, a mianowicie ze zdumiewająco małą ich ilością. Naturalnie, zdaję sobie sprawę, że świat Vatara jest dla niego czymś oczywistym i w swoim dzienniku nie poświęcałby zbytniej uwagi jego długim opisom, ale jednak brakuje mi tutaj tego obrazu Equestrii sprzed bez mała tysiąca lat. Określenie „martwa kraina” jest zbyt brutalne ale przytaczam je, ponieważ nie wiem jak to inaczej nazwać. W miejscach, w których akcja zwalnia, chętnie zobaczyłbym jakiś opis świata, może zwyczajów, jakichś dalej idących szczegółów, które niby są ale według mnie w zdecydowanie zbyt małej ilości. Osobiście denerwował mnie również fakt, że niemal za każdym razem gdy pojawiała się szansa na dłuższy opis, dziennik akurat okazywał się uszkodzony i nie mogłem przez to pozbyć się wrażenia, że autor poszedł tym samym nieco na łatwiznę. Sprawy nie poprawia w tej kwestii również to, że nieraz, przyznaję, zbyt długie opisy byłyby nie na miejscu, choć, jak pisałem, miałem wrażenie, że niemal za każdym razem czegoś jednak brakuje.

 

TUTAJ ZACZYNAJĄ SIĘ SPOILERY !!!

 

Przechodząc do meritum tj. fabuły, muszę, niestety, wpierw zwrócić uwagę na kolejny w mojej ocenie zgrzyt. Otóż spodziewałem się, iż wszystkie trzy opowiadania, choć zapewne każde stanowiące zamkniętą całość, będą dzieliły jakiś wspólny wątek, który pozostanie zamknięty dopiero po zapoznaniu się z całością. Tego jednak zabrakło. Każde z opowiadań jest naprawdę, naprawdę luźno ze sobą powiązane – łączy je właściwie jedynie postać głównego bohatera, lecz sam nie wiem czy to dobrze czy źle. Zbiory takich opowiadań to w literaturze nie pierwszyzna i może właśnie dlatego spodziewałem się jakiegoś innego podejścia. A może jednak pomiędzy słowami kryje się jakiś większe powiązanie, którego nie udało mi się dostrzec… czas pokaże. Tak czy owak, nie traktujmy tego jako mojego zarzutu – ot, spodziewałem się po prostu czegoś innego.

 

Tak więc na pierwszy ogień poszło „Do samego piekła”. Jest to taka historyjka w naprawdę bardzo staroświeckim stylu, w której mamy głównego bohatera kroczącego prosto jak w mordę strzelił do ustalonego z góry celu. I choć dość długo miałem nadzieję na jakiś znaczniejszy zwrot akcji, to prawdę powiedziawszy rozczarowałem się prostotą całości, żeby nie powiedzieć, pewną mdłością. Owszem, jest tutaj, co prawda co pewien czas zakłócany, klimat ale wszystko poszło zwyczajnie za łatwo, a to jak Vatar rozwiązał cały problem jest niewspółmierne do jego rozmiarów. Słabo wypadł też motyw demonów i piekła – z jednej strony widać tutaj, że Vatar próbuje wszystko wyjaśnić po swojemu, ale czytelnik raczej szybko domyśla się kim są owe nadnaturalne stworzenia, którego przedstawiciel zresztą pojawia się w kolejnym opowiadaniu. Uważam, że można by to zrobić nieco bardziej tajemniczo. Ale, ale – pochwalam za to opis pozbawionej harmonii Equestrii i sam pomysł ukazania jak bardzo równowaga zależy od kucyków, niemniej całe opowiadanie to może nie aż tak typowe, ale jednak heroic fantasy z aż nazbyt prostą fabułą. Przeczytać, spędzić trochę czasu na łatwej rozrywce, zapomnieć.

 

Drugie opowiadanie „Wampir miłości” zakrywa nieco na kryminał, lecz sam tytuł oraz to co można było wywnioskować z „Do samego piekła” psuje nieco frajdę z czekania na rozwiązanie zagadki. Od samego początku można się domyślać, że w sprawę wplątany jest podmieniec, a ta garstka poszlak jedynie utwierdza czytelnika w tym przekonaniu. Czytając, miałem nadzieję że wszystko to jest jedynie zasłoną dymną, podczas gdy ostateczne rozwiązanie leży zupełnie gdzie indziej. I niby zerwano odrobinę z całkowitą sztampą, ale zabieg, w którym winowajca pojawia dopiero w momencie jego zdemaskowania, uważam osobiście za kardynalny błąd w pisaniu jakiejkolwiek tego typu zagadki. Ponownie wszystko potoczyło się zbyt łatwo i zbyt szybko, natomiast zbytnie poleganie na magii to moim zdaniem kolejny błąd jaki można popełniać w scenach skupiających się na śledztwach. Moim zdaniem cała sprawa jest zwyczajnie i do bólu przewidywalna, choć sam fakt, że to nie podmieniec jest tutaj winowajcą odrobinę poprawia obraz całości. To jedno to jednak zbyt mało aby uratować całość i dlatego moim zdaniem to opowiadanie jest najsłabsze z całej trójki.

 

„Szaleństwo Północy” również nawiązuje do trochę wymęczonego motywu jakim jest kryjące się wśród śniegów z1agrożenie, ale podobno każdy motyw można poprowadzić dobrze. Początek jednak nie napawa zbytnio optymizmem – takie nagłe rozwiązanie sprawy podmieńca i ucięcie bez żadnego wyjaśnienia jego zdrady uważam za naprawdę cholerne pójście na łatwiznę i gdyby nie to, iż możliwym jest, że tajemnicze Szaleństwo ma coś wspólnego z Rojem, uznałbym, że opowiadanie równie dobrze można by zacząć od momentu, w którym Vatar budzi się w namiocie wodza. Jest jednak jak jest i pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że wątek podmieńca zostanie rozwinięty w przyszłych opowiadaniach. Jeśli zaś chodzi o samo opowiadanie to autorowi zdecydowanie należy się pochwała za budowę klimatu. Choć sam miejscami napisałbym scenę inaczej i może nawet jeszcze bardziej skupił się na mroku i niepewności bohatera, to jednak dawka klimatu jest w sam raz aby go odczuć. Pod koniec, kiedy szaleństwo Vatara ujawnia się już z całą mocą, być może jest tego klimatu aż trochę za dużo, a tekst jest nieco zbyt chaotyczny, ale można to tłumaczyć kolejnym zabiegiem literackim. I choć ponownie, mam wrażenie, że opowiadanie skończyło się za szybko i że potoczyło się zbyt łatwo, tym razem jest to chyba raczej poczucie pewnego niedosytu. Niczym w klasycznym opowiadaniu grozy zostałem pozostawiony bez wyjaśnień (pochwalam) ale jednocześnie jakby nie pozwolono mi zbytnio nawet domyślać się co kryje się za całą tą tajemnicą. Powiedzmy więc, że traktuję „Szaleństwo Północy” jako swoisty wstęp do jakiejś większej całości, a to co kryje się na północ od Equestrii zdąży jeszcze pokazać pazur w przyszłych opowiadaniach. Tak czy owak, za klimat daje temu opowiadaniu najwyższą ocenę w zbiorze.

 

Jeśli zaś miałbym się wypowiedzieć ogólnie na temat „Dziennika arcymaga” to powiedziałbym, że nie jest to dzieło złe, ale do wybitnego także jest mu dość daleko. Nie ma tutaj raczej niczego bardzo zajmującego, czytelnik raczej nie musi wysilać mózgownicy, a ponieważ całość czyta się naprawdę szybko, jest to coś ot na takie sobotnie popołudnie albo wieczór przy kubku kakao, babce piaskowej i mało zobowiązującej lekturze. Szybka przygódka na czas przerwy. Jednocześnie jednak liczę na jakieś rozwinięcie i kolejne opowiadania, bo świat wydaje mi się miejscem ciekawym, zaś już te trzy opowiadania zawierają pewną ilość niedomkniętych wątków, w sprawie których chętnie bym się dowiedział czy mam racje odnośnie ich rozwinięcia.

 

Tak więc, Niklas, pisz dalej, bo dobrze Ci to wychodzi, i pracuj by było tylko coraz lepiej.

 

Edytowano przez Johnny
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Przeczytałem. Kapitan Oczywisty potwierdza :D

 

Tytułowy dziennik jest... Cóż, dziennikiem. Są to zapiski arcymaga Vatara z rodu Flare, który po wygnaniu księżniczki Luny na księżyc wspierał samotną Celestię, nie tylko swą radą, ale również wiedzą oraz ciekawością świata. Dzięki wytężonej pracy lingwistów z Baltimare, a także samej Celestii, Twilight (a jakże) oraz uczonego Sunbursta, zapiski jednorożca stały się zrozumiałe dla współczesnych kucyków oraz nas – czytelników.

 

Póki co, autor zaserwował nam trzy różne przygody. Każda z nich rozgrywa się w innym miejscu, o innym czasie, a na naszego bohatera będą czekać rozmaite dziwy i istoty, które w mniejszym lub większym stopniu ukształtowały Equestrię taką, jaką dzisiaj znamy. Zanim przejdę do owych segmentów, chciałbym poruszyć kwestię tego, czy opowiadanie wnosi coś istotnego do historii Equestrii, jako że rozgrywa się przed akcją któregokolwiek odcinka serialu. Po drugie, chciałbym się zastanowić, czy zaprezentowana wizja jest czymś nowym, czy też przedstawieniem na swój sposób znanego już zbioru teorii oraz motywów.

 

Generalnie, okazuje się, że jednak do bestiariusza nie zostało dodanych zbyt wiele nowych potworów, część z nich jest nam już znana. Odnoszę jednak wrażenie, że autor poszedł bardziej w jakość, a niekoniecznie w ilość. Z nowych istot natrafimy na przywołujące na myśl słynne "Heroes of Might and Magic" diabliki, nie zabraknie również wygnanych daleko na północ kucyków (nie są to potwory, ale żyjący w odosobnieniu lud, zmuszony do walki o przetrwanie). Ze znanych już nam bestii, w opowiadaniu pojawią się Minotaury, Cerberus, czy też popularni za sprawą finału ostatniego sezonu Podmieńcy... A raczej, jeden Podmieniec. Wizja przeszłości Equestrii pełna jest niejasności i tajemnic, zaś samo państwo Celestii jawi się jako mniejsze, słabsze, niezdolne nawet do upilnowania Elementów Harmonii.

 

W ten sposób przechodzimy do pierwszej z opisywanych przygód, czyli "Do samego piekła". Pewne wrażenie deja vu jest jak najbardziej na miejscu, gdyż jest to opowiadanie znane z jednego z minionych konkursów literackich, ale w znacznie rozwiniętej formie. Ogółem, sprawa jest prosta – Elementy Harmonii zaginęły i wszystkie tropy wskazują na to, że trafiły do, zgadliście, samego piekła. Vatar podejmuje misję ich odzyskania, lecz sam jeden może ponieść bolesną porażkę. W ten oto sposób w sprawę zostają zaangażowane Minotaury.

 

Minotaury zostały przedstawione jako istoty potężne, wprawione w walce, odporne, godne zaufania, ale też średnio inteligentne. Zatem bez żadnych większych rewolucji – stworzenia te wypadły tak, jak można się było tego spodziewać. Nieco inaczej jest w przypadku Cerbera, zarówno w stosunku do jego serialowego odpowiednika, jak i oryginalnej, konkursowej wersji opowiadania. Wciąż jest on strażnikiem piekieł, ale bynajmniej nie można go okiełznać byle pieszczotami, czy surową magią. Okazał się wymagającym przeciwnikiem i przyspożył Vatarowi oraz towarzyszącym mu Minotaurom wiele trudności. Walka wypadła całkiem dynamicznie, została opisana barwnie, bez zbędnych przystanków czy skrótów.

 

W tytułowym piekle nie zabraknie ciekawych przykładów podziemnej infrastruktury oraz tajemniczości, która odgrywa istotną rolę w budowie klimatu. Czuć niepewność i zagrożenie czychające na każdym kroku, raz po raz bywa nieco goręcej, choć zakończenie tej przygody nie do końca spełnia oczekiwania czytelnika. W międzyczasie na drodze bohaterów stają diabliki, ale nie stanowią one istotnego zagrożenia. Niemniej, żywy mur oraz próby odstraszenia intruzów prezentują się pomysłowo. Szkoda tylko, że na końcu zabrakło jakiegoś silnego przeciwnika, takiego „stage bossa”, z którym to potyczka zwieńczyłaby poszukiwania Vatara. Napięcie było budowane całkiem konsekwentnie i wydawać by się mogło, że wszystko zmierza do jakiegoś punktu kulminacyjnego, którego tu jednak zabrakło. Na plus jednak trzeba zaliczyć szereg pytań bez odpowiedzi oraz tajemniczość, która końcówkę tego segmentu uratowała.

 

Drugi segment dziennika, jak można odgadnąć po tytule, poświęcony jest Podmieńcowi, dzięki któremu, również za sprawą Vatara, Equestria w ogóle dowiedziała się o istnieniu takich oto stworów. Czy to odkrycie zostało poprzedzone jakąś emocjonującą wyprawą? Walką z potężnym przeciwnikiem? A może wydarzyło się coś zupełnie innego? Owszem – rzecz dotyczyła osobistej vendetty zupełnie zwyczajnego kucyka, który wykorzystał Podmieńca w charakterze swego rodzaju broni. Plan ten opiera się na bolesnych doświadczeniach życiowych oraz nabytej w ten sposób niechęci do płci pięknej, ale także par, ogólnie. Był to nie tylko ciekawy wątek poboczny, ale także sposób na zaskoczenie czytelnika. Tytuł dosyć jasno sugerował kogo można się było spodziewać, ale nie wskazywał jakoby prawdziwym winowajcą miał być zupełnie zwyczajny kucyk.

 

Uważam, że ten fragment zawierał w sobie najwięcej typowych kawałków życia, choć wciąż wiele rzeczy było okrytych mgłą tajemnicy. Opisy wydają się lepsze niż w „Do samego piekła”, czego przykładem może być chociażby to w jaki sposób został opisany efekt przejedzenia u Podmieńca. Również wątpliwości i ciekawość Vatara, a także działania poszczególnych zaklęć cieszą, a przy okazji dodają temu fragmentowi znanej z poprzedniego segmentu tajemniczości. Ogółem druga historyjka nie jest aż tak prostoliniowa jak poprzednia, zważywszy na fakt, że otrzymujemy garść wątków pobocznych. Nie jest to nic wielkiego, ale właśnie takie drobnostki potrafią niekiedy zbudować nieco bogatsze wrażenie po lekturze. Tak właśnie było tym razem.

 

Fragment trzeci zapowiadał się doskonale i bardzo długo wiele wskazywało na to, że to właśnie on zdobędzie tytuł tego najlepszego. Świetne otwarcie, pełne wątpliwości, stanowiące zapowiedź upadku Vatara, dalej mamy kontynuację wątku odkrytego Podmieńca, który, z uwagi na poprzedni fragment, przykuł moją uwagę. I tu pierwsze potknięcie – całkowite urwanie tegoż wątku. Co prawda wszystko odbyło się w atmosferze tajemnicy i niewiedzy, może nawet grozy, jednak owe urwanie pozostawia niedosyt. I tu na ratunek już śpieszy typowo przygodowy klimat – dalsza wyprawa, wypadek i odkrycie odizolowanej od innych kucyków społeczności z własną historią, zwyczajami oraz problemami. Dodając do tego zimowe otoczenie, otrzymujemy naprawdę konkretny klimat zagrożenia, niepewności, czy pozostania daleko od swoich tak bardzo, że jest się zdanym wyłącznie na siebie. W kilku słowach: odosobnienie, nowe nieznane zagrożenie, ale także chęć przetrwania i poznania tego co nieznane.

 

Mam mieszane uczucia co do finału tego segmentu. Tytułowe szaleństwo zostało oddane dobrze, uwzględniając takie rzeczy jak stopniowe zanikanie racjonalnego myślenia, szczątki inteligencji pozwalającej jedynie na wykonywanie prostych czynności (w tym pisanie w dzienniku), ale na to by pisać sensownie, poprawnie już nie. Wciąż rosnąca ilość bezsensu, bełkotu, sprawia, że całość zyskuje nieco dramaturgii – czytelnik wie jaki był Vatar zanim padł ofiarą szaleństwa, ma świadomość jego wiedzy oraz doświadczenia i po prostu przykro patrzeć jak to wszystko zostaje przekreślone.

 

Kłopot w tym że, pozostaje pewien niedosyt, natomiast samo uleganie szaleństwu nie wydaje się odpowiednio stopniowane. Następuje trochę zbyt szybko. Być może był to sposób na zobrazowanie jak silny był wpływ nieznanej silły na Vatara, niemniej wydaje mi się, że złamanie kogoś takiego jak on powinno zająć więcej czasu. Poza tym, na uwagę zasługują jego koszmary, które dodają do całości grozy. Szkoda, że nie pojawiło się ich więcej, czy też w tych pierwszych stadiach, Vatar nie miewał halucynacji, czy nie doznawał jakiegoś „mieszania się” snów z rzeczywistością. Majaczenie i obłęd następują trochę za szybko.

 

Co cieszy dziennik został wykreowany z dbałością o każdy najdrobniejszy szczegół. Mam tu namyśli liczne i bogate przypisy, które nie tylko wyjaśniają treść, ale także jeszcze bardziej, dodatkowo rozbudowują dawne oblicze Equestrii, niekiedy również dodając coś do kreacji Vatara. Specjałem są tutaj także liczne ślady czasu i minionych wypraw - plamy, osmalenia, czy zniszczone strony. Jakbyśmy naprawdę mieli przed sobą artefakt, odnowiony, przetłumaczony przez znakomitych specjalistów, z uwzględnieniem wszystkich oryginalnych skaz. Duży plus.

 

Główny bohater stanowił siłę napędową całego opowiadania. To on był naocznym świadkiem oraz uczestnikiem rzeczy o których nie omieszkał pisać, jednocześnie posiada on wiedzę i percepcję, co czyni go wyjątkowym, nie do końca obiektywnym obserwatorem, który wśród wszystkich przeżytych dziwności może odnaleźć coś czemu byłby gotów poświęcić badania. Nie da się ukryć, że ma też w sobie coś z poszukiwacza przygód, który nie boi się tego co nieznane. Warto dodać, że jego poświęcenie jest motywowane niegasnącą wiernością swej władczyni.

 

Niestety, choć na temat Vatara można co nieco napisać, a jego spostrzeżenia interpretować tak by uzyskać dowody na złożoność jego charakteru i motywów, w praktyce okazuje się on tym elementem opowiadania, w ktorym ujawnia się czysto rzemieślnicza część natury teksty. Chodzi o to, że zdecydowaną większość tekstu Vatar jest dosyć... Standardowy. Jako nadworny arcymag jest ciekawy świata, oddany swej władczyni, stara się myśleć racjonalnie, korzystać z wiedzy i... W zasadzie tyle. Ma jednak kilka szczególnych cech, które wyróżniają go na tle innych, podobnych postaci. Po pierwsze, przeżył dużo, dużo więcej, niż przeciętny jednorożec. Taki wiek wzbudza respekt, może również podziw, że mimo tylu lat wciąż aktywnie podróżuje i nie obawia się tego co nowe, nieznane.

 

Druga rzecz, to pewne oderwanie od rzeczywistości, w sensie braku poczucia upływającego czasu. Brzmiało to całkiem interesująco, wzbudzało nieco litości wobec bohatera. Może to starość, a może bagaż wiedzy i doświadczeń, a może od początku Vatar skrywał jakąś inną tajemnicę?

 

Trzecia rzecz, zgrabnie wkomponowana w całość, ale niewykorzystana w pełni to domysł, jakoby Vatar czuł do Celestii coś większego. Choć zostaje to jedynie zasugerowane przez tłumaczy, to jednak znacznie rozbudowuje postać arcymaga, sprawia, że czytelnik, czytając kolejne wpisy, zastanawia się czy niektóre zwroty, określenia (na przykład „światłolica”) skrywają coś poważniejszego. Istaniała szansa na rozwinięcie tego aspektu, kiedy Vatara ogarniało szaleństwo. Być może ciekawym pomysłem byłoby wplecenie jakiegoś połamanego językowo monologu, pod sam koniec tekstu, który to monolog ujawniłby nieco więcej uczuć, emocji związanych bezpośrednio z Celestią, czy też opinii na temat mozolnego wspierania jej. Może wyznałby żal, może rozczarowanie, a może coś jeszcze innego? Taki obłęd na pewno dodałby mu odwagi, a może przerysował niektóre myśli, czy projekcje.

 

Generalnie, Vatar używa języka nie aż tak wyszukanego by sprawić czytelnikowi problem ze zrozmieniem jego wypowiedzi, ale też nie tak prostego by sądzić, że mamy do czynienia ze zwyczajnym kucykiem. Powiem wręcz, że sprawia wrażenie opanowanego profesjonalisty. Szkoda, żę bohater zasadniczo się nie zmienia sam z siebie, ale dopiero kiedy ogarnia go szaleństwo. Być może również przez to zakończenie wydaje się nieco przyspieszone, by nie powiedzieć wymuszone. Ostatecznie, to wciąż jest postać o ogromnym potencjale, jako iż całe jego życie to kawał historii Equestrii, nie wspominając już o szerokim polu manewru jakim jest kreowanie przeszłości tego kraju, widzianej, badanej oczami nadwornego maga.

 

Myślę, że dobrym pomysłem będzie podjęcie kwestii tego jak starzeje się tekst, tak na zakończenie. Zatem "Dziennik Arcymaga", jak się okazuje... Starzeje się dosyć szybko. Mam na myśli to, że przy każdym powrocie do tekstu bardzo szybko ucieka z niego świeżość, a czytelnik odczuwa coraz większy niedosyt. Po prostu czujemy się obeznani z przygodami, uznajemy je, ale chcemy poznać więcej. Warto dodać, że pole do popisu jest przeogromne. Możemy poznać nowe stwory, poznać pochodzenie istot przewijających się w serialu, czy też obejrzeć jakieś zjawisko z nieco innej perspektywy. Na dobrą sprawę, jest to opowiadanie, które można rozwijać niemalże w nieskonczoność, przeobrażając dziennik w bibliotekę z prawdziwego zdarzenia – wszystko o starej Equestrii co chcielibyśmy wiedzieć, a czego nie znajdziemy nigdzie indziej.

 

Zahaczając na moment o aspekt techniczny, w tekście próżno szukać czegoś, do czego możnaby się specjalnie przyczepić. Co miałem do zaznaczenia, zaznaczyłem. Ogólnie, nie znalazłem w tekście żadnych rażących błędów, poza tymi, które były zamierzone by stworzyć pełen obraz tego, co się dzieje z Vatarem. Co prawda znajdziemy kilka powtórzeń, które, wedle przypisów, zostały sformułowane przez samego Vatara, ale to już kwestia każdego czytelnika, czy to tłumaczenie kupi, czy nie ;)

 

Na pochwałę zasługuje stałe tempo akcji (przez zdecydowaną większość, pod koniec opowiadania akcja nieco „szarpie”) oraz konsekwencja, spójna kompozycja. Każdy fragment wydaje się równy rozmiarami, przy czym pomimo 37 stron ma się wrażenie, jakby było to dużo, dużo mniej. Po prostu nie czuje się upływu czasu przy czytaniu, a tekst przybliża całkiem sporo wydarzeń, rozrzuconych po osi czasu. Poza tym, tekst wciąga i wnosi trochę nowych elementów do historii Equestrii sprzed powrotu Nightmare Moon. Nie jestem pewien, czy jest to tekst dla każdego (bądź co bądź, więcej tu eksploracji i poznawania, aniżeli akcji), ale został on napisany bardzo solidnie, z klimatem, pomysłem i warto poświęcić mu trochę czasu :)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekałem, czekałem... zapomniałem, ale się doczekałem w końcu. Złoty Hoofmane popełnił recenzję Dziennika :D Dzięki!

 

I wiadomo, zawsze po fakcie odkrywa się to, że można było napisać coś inaczej. Czy lepiej, nie wiem, ale ma się to inne spojrzenie na dany problem. I chyba masz rację, powinienem lepiej rozłożyć w czasie narastanie szaleństwa Vatara. Wtedy jednakże byłem zdania, iż jest ono odpowiednio zarysowane, by też nie zanudzić czytelnika opisami w zasadzie tego samego tylko o coraz większej skali. Niemniej jednak cieszę się, że się podobało. Teraz się okaże czy zrobię z tego coś więcej, czy też nie. Potencjał jest, miejsce na to również. Tylko by weny nie zabrakło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 years later...

*kop, kop, kop*

To ja - pasiasty krecik fanfikcji. Przyszłam odkopać, bo Zodiak wspomniał o tym opowiadaniu, że ponoć fajny horror. Ficzka przeczytałam i się niestety rozczarowałam. Po pierwsze dlatego, że to nie jest horror, tylko przygodówka. Po drugie brakuje temu klimatu. Tekst jest do bólu poprawny i rzemieślniczy. Wynudziłam się, czasami wręcz podsypiałam, a fabuła mnie zwyczajnie rozczarowała. "Dziennik arcymaga" nie jest zły, ale nastawiłam się na coś zupełnie innego, czego nie dostałam. Mamy tu tak naprawdę trzy mini opowiadania i każde z nich wygląda jak pisane na jakiś konkurs literacki, na którym zajęło miejsce gdzieś w połowie stawki.

 

Forma jest całkiem ciekawa i się sprawdza, choć wiecznie urwane zapiski i kleksy mnie zaczęły w pewnym momencie irytować. Czasami wolałabym też by styl Vatara był nieco bardziej literacki, bo nie czułam tu żadnego klimatu. Jakbym czytała szkice trzech opowiadań, a nie je same. Ogółem formą przypomina mi to "Diariusz", ale trochę gorzej zrealizowany.  Bo niby wszystko pięknie, ale nic się nie rozwija. Brakuje podbudowy, brakuje czegoś, co sprawi, że kupię ten świat.

 

Sam Vatar jest okej. Nie poczułam do niego sympatii, bo się nie wybija w sumie niczym. A sądzę, że by mógł, tylko paradoksalnie nie dostał wystarczająco wiele czasu antenowego. Jeśli chodzi o jego relację z Celestią, to śmiem podejrzewać, że Jaśnie Oświecona kłamie, a arcymag był jej kochankiem. Co prawda uczucie zapewne było dość jednostronne - on się zakochał, a dla księżniczki stanowił tylko pocieszenie po stracie Luny.

 

Jeszcze pochwalę humor, bo choć żarcików nie było zbyt wiele, to były naprawdę przyjemne. Dobrze wyważone, zabawne, ale pasujące do tekstu.

 

Co do poszczególnych opowiadań:

1.  Do samego piekła - jakie to było nudne. Jako czytelnicy wiemy, że Celestia padła ofiarą ataku jakichś podmieńców czy coś. Pogoda, chaos, krainie grozi zagłada, Vatar idzie na misję. Kucykom nie idzie, więc czas ogrnąć lepszą armię niż Cygnusy  Chłopi. Wiadomo, że chłopi nadają się tylko do płacenia podatków i trzymania w zamku. Odwiedza werbbudę Lochu i rekrutuje jednostki 3 poziomu. A Loch ma bardzo wysokie ceny. Potem muszę pomóc usiec Cerbera, w ramach zemsty za teleportujące się pieski z Dark Souls 3 - a tak serio, to uśmiałam się z imienia tego minotaura. Aż w końcu nasz bohater i jego armia najemników robią rzeź Ślązakom z Tartaru, którzy są ewidentnie niewinni i nie wiedzą o co chodzi. Na końcu okazuje się, że Elementy Harmonii wróciły na swoje miejsce, a królestwo odzyskuje wszystkie bonusy, Łzę Ashy i +10 do morale.

 

Nieśmieszne? To tak jak moje wrażenia z lektury.

 

Rzecz w tym, że to mogło być ciekawe, ale jak już ktoś wcześniej zauważył, wyszedł fanfik do Heroes of Might and Magic V. Na mój osąd niewątpliwie wpływ ma to, że nie lubię serialowego Tartaru, który zawsze wydawał się czymś zupełnie od czapy. Jednak sądzę, że dałoby się coś z tego wyłuskać. Ale tu czuję się jak na generycznej epickiej przygodzie polegającej na zgładzeniu 10 impów i przyniesienia księżniczce ich czaszek. Wszystko działo się szybko, zabrakło miejsca na opisy, ciekawe detale, przeżycia.

 

Owszem, to że impy były niegroźne i niewinne to ciekawa rzecz. To co się odwaliło też. Ale... Brakuje jakiegoś łącznika. Jakiejś konkluzji. To nie jest uczucie "muszę odkryć tajemnicę", to jest "stało się, aha, ok". Myślałam, że może w kolejnych częściach czegoś się dowiem, czegoś co mnie zaskoczy, ale tak by mnie to obeszło. Czegoś co połączy je wszystkie... NIE.

 

2. Wampir miłości - "jest lepiej", to była moja pierwsza myśl podczas lektury. Pojawiła się jakaś odrobina klimatu, byłam w stanie poczuć uroczą wiochę. Oczywiście, znowu odpowiedzialny musiał być podmieniec. Ale jest plot twist, że jednak nie. Rozwiązanie zagadki trwa minutę. Nie ma za bardzo śledztwa, nie ma miejsca na rozwój napięcia i zwroty akcji, możemy się rozejść.

 

3. Szaleństwo Północy - trzecie i najlepsze z mini opowiadań. Oczywiście, dziennik musiał urywać się tam, gdzie działy się ciekawe rzeczy. Wciąż były problemy z budowaniem klimatu i rozwojem fabuły. Osobiście uważam, że za dużo czasu poświęcono historii tej wiochy, zważywszy na to jak mało istotna się okazała i jak mało mnie obchodziła. Czy raczej - autor nie sprawił by mnie obchodziła.

 

Ale hej! Tu się w końcu coś dzieje. Zmienia się forma, bohater traci zmysły i te ostatnie słowa... Niezbyt przekonujące, szczerze mówiąc. Tak jakby Pradawny z Pustkowi inspirował się przekrętem na nigeryjskiego księcia. No za mądry nie był, pisząc to w takim miejscu i nie pozbywając się obciążających fragmentów. Ale w końcu poczułam coś. Jakiś dreszcz, jakieś emocje - bardziej pod wpływem dopisków tłumacza dziennika. I tego, że został znaleziony w skrzynce. I że ktokolwiek to zrobił, to raczej nie był już Vatarem. 

No i co się stało z podmieńcem? Zew czego poczuł? Bo może to wcale nie był Rój, tylko coś całkiem innego? Ale wiecie co mi to przypomniało? Inne opowiadanie Niklasa. O to:

 

Ocena końcowa? 6/10

Cahan I Jadowita

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

„Dziennik Arcymaga” to interesujący fanfik. Nie zmienia tego nawet fakt, że treść uważam za średnią. 

 

Fanfik jest czymś z czym się do tej pory nie zetknąłem i przez to wydał mi się bardzo oryginalny. Co prawda sam pomysł na opis wydarzeń w formie diariusza czy też pamiętnika, nie jest nowy, to był z powodzeniem stosowany m.in. przez Brama Stockera oraz H. P. Lovecrafta. Nadaje się świetnie jako sposób narracji dla wydarzeń wykraczających poza rozumienie jednostki, opisującej wydarzenia w której bierze udział. 

 

Tym razem muszę zwrócić wpierw uwagę na niesamowitą wagę, jaką autor przyłożył do formy fanfika. Nie piszę tutaj tylko o formie językowej, bo i tutaj znajdują się błędy w postaci pseudo angielskich cudzysłowów. Ale o to mniejsza. Chcę podkreślić, że autor włożył mnóstwo pracy, podejrzewam wręcz, że było to jego obsesją, by tekst wyglądał jak tłumaczenie sporządzone przez jednostkę naukową. Tego rodzaju dzieła stanowią bardzo ważną pomoc dla badaczy, którzy mogą z nich korzystać podczas pisania swoich prac. Wie to każdy człowiek, który czyta jakieś opracowanie i znajduje w nim przypisy z tłumaczeniami zacytowanych fragmentów. Natomiast tłumaczenie tego rodzaju jest często odskocznią dla tych badaczy, którzy potrzebują dostępu do tekstu przełożonego przez specjalistów, by podeprzeć się w swych wywodach ich autorytetem. Stąd liczne przypisy w fanfiku służą budowaniu klimatu dzieła. Niestety muszę tutaj poczynić zastrzeżenia, że przypisu w rodzaju: zostawiamy to wyobraźni czytelnika, nie są typowe dla pracowników naukowych i raczej szkodzą niż pomagają budować klimat jaki nadaje forma. Nawet jeśli ma to być coś skierowanego do masowego odbiorcy to nadal stwierdzam, że w oficjalnych tłumaczeniach takich przypisów się nie znajdzie. 

 

Poza tym zwraca uwagę fakt, że autor stara się używać słów, które nie brzmią nadto nowocześnie, ale nie ma też tam słów uznawanych za archaizmy. Nie będę czynił autorowi zarzutów, wszak jest to tłumaczenie z języka starokucykowego a sam fakt, iż jest to tłumaczenie oznacza, że język może być dostoswany do tego, jakim posługuje się w danych czasach. Ma to uczynić tekst nie tylko przystępnym ale też zrozumiałym. 

 

Natomiast sama treść jest... średnia? Nie chodzi tutaj o fabułę, tę można by opowiedzieć w bardzo zajmujący sposób. Problemem jest raczej sposób narracji. Jest ona raczej pobieżna, nie pozwala stworzyć klimatu. To właściwie opowieść o przygodach tytułowego czarodzieja, który skupia się na sobie a nie na otaczającym go świecie. Tak, niestety z punktu widzenia historyka nie odnajdziemy tutaj zbyt dużej ilości wzmianek o czasach autora. W efekcie nie miałem wrażenia, że Equestria współczesna czymś różni się istotnie od tej sprzed 700 lat. Już lepiej to było widać w siódmym sezonie MLP:FiM. Nie będę jednak zdradzał szczegółów fabuły, gdyż jest to moim zdaniem nadal tekst warty przeczytania.

Czy polecam? Tak. Zdecydowanie polecam, gdyż pomimo krytyki, muszę pogratulować autorowi, że próbował oddać jak mogłoby wyglądać tłumaczenie starego tekstu. Są zatem wzmianki o brakujących stronach, literach, próby przekazania możliwej treści tych fragmentów i cała masa innych dodatkowych informacji. Z całą pewnością jest to jeden z najbardziej oryginalnych fanfików jakie czytałem. 
 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...