Skocz do zawartości

[Clocky] Niefortunne wypadki [Zakończone]


Recommended Posts

Ezreal zatrzymał się tak gwałtownie, że Shiro na niego wpadła. Położył dłonie na biodrach i wykrzywił się.

- 'jesteś zbyt inteligentny żeby przeklinać, czy coś'. Czy coś. Czy coś! - Teraz jego dłoń kłapała przed twarzą Shiro, imitując jej usta, bądź cokolwiek innego co gada. Kiedy już chłopak skończył ją naśladować, obrzucił Shiro groźnym wspomnieniem. 

- Coś tu za dużo gada niepytane. - Szybko, jakby ćwiczył ten ruch wcześniej zgiął się wpół, niemal rzucił na wysokość bioder dziewczyny, wytrącił ją z równowagi i przerzucił sobie przez ramię. 

- Może teraz będzie cicho. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jak się będziesz dobrze sprawować, to może i tak. A jeśli nie... To poznasz mój gniew! - powiedział. I do tego momentu świetnie pasowałoby uderzenie błyskawicy i grzmot. 

- ... A wiesz, mam go w sobie sporo, plus ognisty upiór w głowie, plus ogień. Mieszanka wybuchowa. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Masz być grzeczna, nie przeszkadzać starszym i płonącym, nie podskakiwać - odparł, idąc dziarsko dalej. -... z tego ostatniego niewiele by wyszło, bo jesteś zwyczajnie... Za krótka.

Z oddali słychać było czyjś stłumiony krzyk przedzierajacy się aż od lochów cytadeli Gangplanka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odstawił Shiro na ziemię, gdy zbliżyli się do wylotu kanału - niewielkiego przejścia zakończonego łukiem, zakratowanego i o skośnym podłożu, z którego leciał strumień wody. Obecność kanałów bezpośrednio połączonych z więzieniem stanowiła dodatkowe uniedogodnienie dla więźniów - od wody ciągnęło chłodem, którego w lochach nie brakowało. Ezreal podszedł i przyłożył świecące dłonie do krat. Te z kolei zaczęły się nagrzewać aż do czerwoności i puściły. 

- Super. Tylko zrobić wystarczająco duży otwór...

Zrobił to szybko, choć nie tak szybko jak Shiro się spodziewała. Prawdopodobnie kilka zakrętów dalej zaczynały się już lochy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mogłabyś zrobić coś takiego, żeby kryształami zablokować przejście? Zrobić tarczę, ale na cały korytarz. Wtedy, kiedy już się dostaniemy do Kayle, będziemy mogli bez większego problemu zwiać - odparł, idąc ostrożnie przed siebie. Póki co jedynymi żywymi organizmami były szczury.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po dobrych kilkudziesięciu minutach skradania się dotarli w końcu do cel więziennych. Już na wstępie, zakręt dalej siedzieli strażnicy, piraci jak widać było po ich niedbałym ubiorze i zdekompletowanych zbrojach. Oboje grali w kości. Ezreal spojrzał na Shiro. 

- Jesteś w stanie jakoś ich ogłuszyć bez zabijania?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaklęcie zadziałało, choć nie tylko ono.

Zagrzmiał potężny huk, ze sklepienia posypał się kurz. Oślepieni piraci zaczęli biec w stronę wyjścia, a huki nie ustawały. Coś trzęsło całą cytadelą, wprowadzając zamęt i zamieszanie. Więźniowie w celach zaczęli panikować i drzeć się wniebogłosy. Ezreal popchnął Shiro do przodu i skoczył za nią, nim dość spory kamień spadł im na głowę. Potem chwycił Shiro za rękę i pobiegł wzdłuż cel więziennych.

- Znajdziemy ją i spadamy - streścił plan. Ale zanim to się stało, na schodach pojawiły się dwie postacie. Jedna z nich musiała być kobietą, co rozpoznać można było po sylwetce, druga musiała być mężczyzną. Przez ciemność panującą wewnątrz ciężko było rozpoznać szczegóły.  Rozległ się dźwięk zwalnianej cięciwy i w stronę Shiro i Ezreala pomknęła fala lśniących, błękitnych strzał.

Chłopak zamknął dziewczynę w objęciach i od jego pleców odbiły się wszystkie wysłane pociski. Shiro poczuła nadmiar ciepła emanujący z jego ciała.

Z korytarza natomiast dobiegły gniewne krzyki. Dwójka ludzi nadchodziła i prawdopodobnie nie miała dobrych zamiarów.

- Królowa Ashe? - zapytał Ezreal, odwracając się w ich stronę. Kobieta podchodziła bliżej i bliżej i rzeczywiście, okazało się że to królowa i król Freljordu we własnej osobie stali przed Shiro i Ezrealem. Jedno z nich przyglądało się nieufnie, a drugie mierzyło z łuku.

- Brand? - zapytała kobieta.

 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skądś cię znam - odezwała się Ashe. Na jej ramieniu wylądowała olbrzymia ręka mężczyzny z ogromnym mieczem trzymanym w prawej ręce. Przerastał kobietę o głowę i z postury przypominał niedźwiedzia.

- Nie ma czasu- odezwał się głębokim niskim głosem.

- Potwierdzam, to ja, Ezreal. Wszystko wyjaśnię, ale teraz chyba musimy...

Kolejne łupnięcie.

- Chodźcie - rzuciła kobieta i razem z mężczyzną ruszyli wzdłuż cel. Ona zamrażała zamki, król Freljordu je niszczył. - Trzeba ratować więźniów i uciekać, bo za kilka minut cytadela runie.

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ezreal skrzywił się i dopiero wówczas spojrzał karcąco na Shiro. Groźnie nie musiał patrzeć - jarzące się niebieskim światłem oczy już wyglądały groźnie. 

- Tu nikt mnie nie pali - odparł. 

Niektórych więźniów nie dało się wyciągnąć z lochów. Innym trzeba było pomagać. Ezreal dwa razy zdecydował się na ostateczną formę pomocy tym, którzy w lochach siedzieli zbyt długo i zbyt dużo już w nich przeżyli. Ich wzrok był błędny i nie istnieli w tej samej rzeczywistości co Shiro i Ezreal. 

Odeszli od drugiego z trupów. Ezreal patrzał na niego z żalem. 

- To chyba wszyscy - oznajmił. 

- Ruszać tyłki, wszystko zaczyna się sypać! - wrzasnął król Freljordu, odprowadzając ostatniego żywego więźnia do schodów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przewodnicząca Rady nie była przechowywana w zwykłych lochach - skwitowała Ashe, wspinając się po wąskich, stromych i spiralnych schodach. Ezreal szedł przodem, służąc za pochodnię. Ledwie przekroczyli krawędź schodów i stanęli na poziomie gruntu, rozległ się huk i więzienie się zawaliło. 

Wyszli akurat na dziedziniec otoczony grubymi murami. Panował chaos. 

Na samym dziedzińcu był spokój. Dziwnie robiło się dopiero po spojrzeniu w niebo. 

Zdecydowanie zbyt nisko wirowały miniaturowe gwiazdy. Powietrze było naelektryzowane i pachniało ozonem, jak przy burzy. 

- Szybko, na zewnątrz - krzyknęła królowa Freljordu. Jej głos był z trudem słyszalny przez echo wybuchów i łupnięcia zapadającej się ziemi. Shiro czuła cały czas wstrząsy i trudno jej było utrzymać się na powierzchni ziemi prosto.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy w końcu dotarli na zewnątrz, na błotnistą i śmierdzącą ulicę Bilgewater, okazało się, że wcale nie jest lepiej niż w środku.

Miejscowi pouciekali bądź skryli się w wnętrzach swoich domów. Póki co cudem żaden z obiektów miejscowej architektury poza podziemiami cytadeli nie ucierpiał.

A na ulicach... Na ulicach panował najprawdziwszy chaos. Zewsząd strzelały najróżniejsze pociski - zarówno te magiczne jak i niemagiczne. Różnorodność świateł, barw, smród prochu i smród rozkładu, bo elementem dominującym na ulicach były zastępy nieumarłych, najprawdopodobniej z Shadow Isles. Ożywieńcy tłoczyli się wokół konkretnych celów, takich jak walcząca nieopodal grupka magów z Demacii, dzielnie stawiająca czoła mrocznym zastępom.

Żołnierzy z obu stron było jednak mnóstwo i wkrótce do boju ruszyli Ashe i Tryndamere, osłaniając się wzajemnie. Najbardziej wzrok przykuwało jednak poruszające się niebo spowite gwiazdami. Gwiazdy wiły się i skręcały, a ciemny granat co rusz przesłaniał i odsłaniał słońce.

Czymkolwiek była istota lewitująca nad Bilgewater, była ogromna i opadała coraz bliżej ziemi. A im bliżej była, tym mniejsza się stawała i tym wyraźniejszy był jej wężowaty kształt.

- Ej, patrzcie co znalazłam!

Shiro nagle powędrowała w górę, unosząc się nad powierzchnią gruntu. To samo stało się z Ezrealem.

- Vi, zostaw ich! - krzyknął Jayce walczący kilkadziesiąt metrów dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę nie wiedziała co o tym myśleć. Chaos, wojna. Chyba jedynie to. Rozglądała się dookoła szukając osoby której mogłaby pomóc. Bo od tego była, nie miała zabijać, miała wspierać. Po chwili uniosła się nad ziemię, nie wiedziała co się dzieje. Chciała jak najszybciej stanąć na gruncie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ezreal, coś ci się stało w paszczę. Ej, coś ty, przypadkowałeś? A ty coś schudłaś. Widzę, że ciocia Vi musi cię zabrać na pączki.

Bo postawiła jedno i drugie na ziemi i przywalił a dwójce ożywieńców. Rozległ się trzask łamanych kości. 

-Shiro, idź pomóż może Jayce'owi. 

Faktycznie, nieopodal walczył Jayce, którego ilość zombie nieco przytłaczała. Akurat całkiem spore ich ognisko spowodowało, że był otoczony. 

- ... A ja pójdę do Cait. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro się ożywiła. Eee tam, nie mogła schudnąć aż tak bardzo? Co, że zaraz będzie anorektyczką? No bo najpierw schudła po wyprawie w ratowaniu Ezreala no i jeszcze teraz. Dobra, to raczej nie było możliwe. 

- Tak jest sir! - zasalutowała i ruszyła w stronę Jayce'a. Szybko rzuciła mu tarczę a potem zaczęła faszerować zombie kryształami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co to, Destino? Wybrałaś się na spacer w pięknej, nadmorskiej okolicy? - krzyknął Jayce. Otarł pot z czoła o uśmiechnął się do Shiro. Mrugnął do niej. 

Kilka ożywieńców padło na ziemię, ale zaraz później zastąpiły ich nowe. To będzie większy wysiłek...

Smród rozkładu roznosił się wokół, wciskając się uporczywie do nozdrzy. Ciężko było Shiro biec, bo krew mieszała się z błotem uliczki, tworząc śliską breję. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...