Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Nikogo nie było w samym ogrodzie, ale od gościńca słychać było gwar. Nie zagłuszał go ani mały strumyk płynący przez ogród, ani liście drzew szumiące na wietrze.
Sam ogród otoczony był dwumetrowym murkiem skonstruowanym z nieregularnych kamieni. Zza niego widać było dachy sąsiednich budynków. Droga ucieczki utrudniona była przez to, że niewiele elementów składowych ogródka mogło się nadać na kryjówkę - nawet chwilową. Drzewka były małe, podobnie jak rzeźby. A oczko wodne, cóż... było oczkiem wodnym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po szybkiej ocenie terenu DeWett cicho jęknął z dość niefortunnej dla niego sytuacji. Przymknął drzwi, po czym oparł o nią głowę, aby zaraz lekko stukać o nie głową, z każdym uderzeniem klnąc. 

Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo łatwo było mu w Noxusie. Z racji jego więzów rodzinnych i statusu, jego wybryki były mniej lub bardziej ignorowane. Lecz teraz jest w Ioni. Tutaj nikt się nie powstrzyma aby go zabić lub zamknąć, gdy ten za bardzo przeholuje. W zasadzie to że pochodził z Noxusu było dla niego wyrokiem śmierci. Nawet jeżeli zachowałby życie a zamknięto by go w lochach, nie miał co liczyć na pomoc ze strony swojego rodu. Ci prędzej zorganizowali by wielką imprezę na wieść że rodzinna czarna owca już nigdy do nich nie wróci.

Kiedy Rennardowi znudziło się stukanie czołem o drzwi, naciągnął kaptur tak aby nieco zakrywał jego tożsamość. Pewnie wyszedł na zewnątrz, po czym zamknął drzwi na klucz który dostał od dziewczyny. Następnie wyrzucił go do oczka.

Zamierzał wrócić do swojego wynajętego pokoju i jak się wydawało raczej nie będzie musiał już za niego płacić. Musiał poważnie zastanowić się nad tym co dalej. Miał w końcu swoją misję do zrobienia, jednakże nie zamierzał zostawić tego kogoś, kto właśnie zamordował mu kochankę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W środku nie było już gości, był natomiast gospodarz razem z dwójką młodszych ludzi - zapewne pracowników gościńca. Najstarszy mężczyzna z wyłysiałą głową darł się, żywo gestykulując - to po tym Rennard poznał, że jest gospodarzem. Pozostała dwójka, mężczyzna i kobieta w szarych, prostych szatach kiwali głową, przytakując mu.

- ...I wezwij strażników, ale natychmiast, Mii! - warknął, a kobieta oddaliła się pospiesznie z przerażeniem na twarzy i wyszła z lokalu.

A oto, czym spowodowane było zamieszanie.

Gospodarz stał nad zdekapitowanymi zwłokami yordla. Po ubraniu Rennard poznał, że był to jeden z klientów gościńca. Stary mężczyzna dopiero teraz zwrócił uwagę na zabójcę.

- Czego pan tu szuka? - zapytał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DeWett przyjrzał się kolejnej ofierze. Ktokolwiek to był, działał szybko.

- Widzę staruszku że wasza wioska cierpi na bardzo poważną chorobę. - Odpowiedział, obdarowując starca niezbyt przyjemnym wzorkiem. Przy okazji wyjął swój klucz do pokoju po czym pomachał nimi przed gospodarzem. - Cierpi na niebezpiecznego morderce który naprawdę, naprawdę wie jak to robić. 

Chłopak chciał wykonać krok do przodu, jednak zatrzymał się w połowie, aby odwrócić głowę w stronę wyjścia.

- Dziadku... myślę że posłałeś tę dziewczynę na śmierć. - Rzucił pośpiesznie po czym wybiegł z budynku. Miał mocne przeczucie że ta pracownica nie dojdzie żywa do strażników. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na zewnątrz panował spory ruch.

Z dachów domów zwisały ozdobne latarnie oświetlające uliczki. Przechodnie chodzili jak gdyby nigdy nic, nie było śladów terroru. Atmosfera w porównaniu do uciętych głów które pozostawił za sobą była wręcz sielankowa.

Na prawo droga prowadziła do portu, na lewo zaś wiodła uliczka prowadząca do drogi wgłąb lądu i zapewne do innego miasta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyłożona brukiem uliczka wiodła między niskimi murkami aż do niewielkiego jeziorka, które omijała by wić się dalej między wzgórzami. W każdym razie tam, gdzie kończyły się domy zaczynały się pola i niskie tarasy ryżowe. Tam też mniej było ludzi, a zabudowania pojawiały się z rzadka i raczej w postaci farm bądź pojedynczych budynków.

Znalezienie mordercy w mieście pełnym ludzi, nawet jeśli niewielkim, graniczyło z cudem. Zwłaszcza, jeśli morderca był wyszkolony w tym, co robił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DeWett szedł z markotnym wyrazem twarzy. Z każdą kolejną chwilą czuł się coraz bardziej zazdrosny. Nie istnieje nic gorszego dla profesjonalnego zabójcy jak natknięcie się na drugiego profesjonalnego zabójcę. Tym gorzej jeżeli jego oponent mógłby jakimś cudem okazać się bardziej profesjonalnym...

Styl w jakim tajemniczy morderca zabijał swoje ofiary nie był zbyt wyrafinowany. Nie, odcięcie głowy tępym narzędziem prędzej wskazywałoby na zwykłego psychola. Jednakże to że nie pozostawiał za sobą żadnych śladów, oraz to że po wszystkim rozpływał się w powietrzu wskazywało na specjalistę. 

Rennard przejechał dłonią po twarzy i zawarczał. Prędzej szlag go trafi niż pozwoli dać się pokonać i zbłaźnić przez "kolegę po fachu". 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ścieżką za DeWettem szło trzech oprychów. Z początku byli jeszcze dość dyskretni i wtapiali się w tłum, potem jednak, kiedy ludzie przerzedzili się, nie ukrywali już że idą za Rennardem.

Dwójka z nich była rdzennymi Ionianami, co poznać można było po ciemniejszej skórze i charakterystycznym ubiorze. Nie byli zamaskowani, do pasów przymocowane mieli krótkie noże. Trzeci z nich pochodził z kontynentu, był solidnej budowy, a u pasa miał miecz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak splunął na ziemię, po czym zatrzymał się.

- Wybraliście sobie naprawdę zły dzień żeby mnie nachodzić. - Powiedział bez emocji odwracając się do tych ludzi. Ręce skrzyżował na piersi. Nim jeszcze się odwrócił, zdołał schować w dłoni swój sztylet.

- Czego matkojebcy? - Zapytał. Naprawdę nie miał czasu na bawienie się z jakimiś obdartusami. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mamy interes, noxiański kolego - odezwał się ten największy. Również splunął na ziemię. - Chcemy mapę, którą masz. Na nic ci się ona nie przyda. Co innego my, my wiemy jak z niej korzystać. I jest dla nas cenna - poinformował. - Widzisz tego z lewej? Nazywa się Kanda. Bardzo źle znosi odmowę.

Ioniańczyk pokiwał głową na znak potwierdzenia i niby to dyskretnie zamanifestował obecność jednego z ostrzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard zarechotał. Wskazał palcem na człowieka z lewej.

- Kanda tak? - Zapytał. - Dobrze. Jako iż Kanda źle znosi odmowy to będzie cierpiał najbardziej. - Chłopak opuścił ręce. Trzymał swój sztylet, który po chwili będzie musiał zostać bardzo szybko wyczyszczony. Krew naprawdę do niego nie pasowała.

- Ukłuję cię lekko w tył szyi. Po paru sekundach poczujesz jakby wszystkie twoje żyły zostały rozerwane. Twoja krew będzie wylatywać z każdego otworu. Będziesz cierpiał tak bardzo, jednak nie będziesz w stanie wypowiedzieć ani słowa.

Chłopak skierował wzrok na oponenta, który jako jedyny się odzywał.

- Ty. Hmmm, trzy szybkie pchnięcia w kręgosłup. Całe twoje ciało zastygnie w paraliżu. Przewrócisz się na twarz. Będziesz się dusił i krztusił ziemią, dopóki się nie udusisz. Wasza wina że wybraliście sobie taki teren do naprzykrzenia mi się. Zwykle walczyłem na twardym, zimnym chodniku. Nikt jeszcze nie skończy w tak paskudny sposób jak ty.

DeWett strzelił szyją, po czym całe towarzystwo pozdrowił środkowym palcem.

- Chcecie mapy? Chodźcie i weźcie ją. O ile będziecie w stanie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Największy z oprychów spojrzał na towarzyszy i wzruszył ramionami.

- Jak tam chcesz - stwierdził, wzdychając ciężko. - To nie będzie dobry wieczór.

Wyjął miecz zza pasa i ruszył w kierunku Rennarda. Z początku powoli, ale już będąc metr przed młodym (acz doświadczonym) zabójcą doskoczył do niego i wykonał cięcie przez brzuch, chroniąc wspomniany przez DeWetta kręgosłup.

Dwójka pozostałych nie była widać dżentelmenami, bo nie poczekali spokojnie na swoją kolejkę, a zaatakowali kiedy tylko ich wielki kolega zaatakował Rennarda. Ci cięli po nogach, atakując symetrycznie. Byli pochyleni, przebiegając obok Rennarda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard nie zamierzał dawać swoim wrogom takiej przewagi. 

Kiedy pierwszy oponent do niego doskoczył a kolejni objęli sobie na cel odcięcie nóg chłopakowi, ten zamierzał podskoczyć tak wysoko, by opleść nogami szyję największemu, po czym szybkim ruchem przetrącając mu kark. Zamierzał jeszcze wykonać salto, przy okazji popychając nogami już raczej martwego oponenta tak, aby zderzył się z tamtą dwójką. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy manewr wyszedł zadowalająco i już po chwili kolos był martwy.

Gorzej sprawa się miała z pozostałą dwójką. Byli szybcy i zwinni i pocisk z martwego oponenta na nich zwyczajnie nie zadziałał. Jeden z nich ominął Rennarda i znalazł się za jego plecami, wyprowadzając ciosy które miały ugodzić go w ramiona albo głowę. Drugi z kolei atakował od przodu, celując raczej w dolną cześć ciała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym razem chłopak podskoczył tak, aby zdołać wyprostować swoje ciało w poziomie, aby móc uniknąć ataku tej dwójki. Będąc w powietrzu, zamierzał opleść rękoma korpus gościa z przodu oraz przy okazji wbijając swój sztylet w jego kręgosłup. Drugiego złapał w pasie tak samo, tyle że nogami. Potem chciał pociągnąć dwójkę w bok, aby pozbawić ich równowagi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten z tyłu przykucnął i odturlał się w bok, unikając chwytu mężczyzny. Napastnik atakujący od przodu natomiast zamachnął się ostrzem, tnąc nogi na wysokości kolana i odskoczył w tył.

Ostrze trafiło, choć poza zniszczeniem materiału nogawek zaledwie drasnęło skórę. Ponownie zaatakowali, tym razem od boków i celując ostrzami prostopadle w klatkę piersiową zabójcy - nie tak, żeby ciąć, ale tak, żeby wbić broń w swój cel. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ci faceci zaczynali być coraz bardziej irytujący. Widocznie potrafili myśleć i atakowali prostopadle. Może jednak nie byli zwykłymi drabami.

Aby uchronić się przed przebiciem klatki piersiowej, Rennard zrobił szpagat. Będąc pod nimi zamierzał wykonać dwa szybkie nacięcia aby rozciąć pachwiny gościa po swojej prawej. Tego drugiego zamierzał złapać za kostkę, naciąć ją we wrażliwych punktach i pozbawić równowagi.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy z typów zdołał uniknąć cięcia przez pachwinę, chociaż zahaczył spodniami o ostrze, co nieco wytrąciło go z równowagi. Odzyskał ją jednak i wylądował miękko metr dalej.

Cięcie w kostkę okazało się bardziej efektywne, zmniejszając mobilność drugiego z oponentów. Ten jednak po zranieniu w nogę zaczął atakować z niepowstrzymaną furią, zadając cios za ciosem i godząc Rennarda w ramię.

Drugi z typów krążył wokół nich, czekając aż tylko atakowany zabójca odwróci się do niego plecami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard krzyknął kiedy został ugodzony w ramię. Jednakże zamiast szybko się wyrwać, postanowił złapać wroga za ręce, kiedy ten trzymał swoje ostrze wbite w zabójcę. DeWett pociągnął go aby się zniżył, po czym sam wygiął się tak, aby stopami złapać jego głowę by i jemu również przetrącić kark. 

Jeżeli każdy w Ioni potrafi tak walczyć, to Rennard zaczął powoli wątpić w swoją "profesjonalność". 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak ani myślał by pozwolić mu uciec. Uniknięcie nadlatującego noża było chyba najłatwiejszym momentem całej tej bijatyki. Złapał swoją broń w lewą dłoń po czym rzucił ją, celując w nogi oponenta. Przy rzucie lekko jęknął, przez ból jaki wywoływał wbity nóż w jego ramię. Nie miał zamiaru go tutaj wyciągać. Jeszcze tylko wykrwawienia mu brakowało do szczęścia... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostrze wbite w ramię nie naruszyło tętnicy, ale mięśnie i owszem, przez co rzut nożem się nie udał, a tym samym oponent oddalał się szybciej i szybciej. Nie został zraniony, więc jego ruchy nie były ograniczone. Uciekał bez krzty honoru, który pozostał w wyrzuconym nożu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krzyknął, kiedy zauważył że nie trafił. Teraz już go nie zatrzyma, ani nie dogodni. 

Zły, powolnymi krokami poszedł do miejsca gdzie wylądował jego sztylet. Wyjął z kieszeni małą ścierkę po czym zaczął go czyścić, bardzo przy tym klnąc na wszystkich tych ludzi.

Ogólnie był bardziej niż niezadowolony z tej walki. Nie zaprezentował sobą nic ciekawego a jeszcze dał się tak zranić. Gdyby ktokolwiek w Noxusie dowiedział się że dał się tak poszarpać przez jakichś drabów, cóż, raczej by już tam nie wrócił aby chociaż resztki honoru zachować. 

Do wszystkich zajęć doszedł jeszcze ten ferelny nóż w ramieniu. Rennard musiał znaleźć jakąś pomoc...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga do miasta zamknęła się dla niego po dwóch zabójstwach. 

Noc zapadła i nawet widok ioniańskiego nieba usianego gwiazdami nie rekompensował pulsującego bólu w ramieniu. A drogi został jeszcze spory kawał. 

Razem z nocą nastąpił też chłód. Wokół panowała cisza i spokój, toteż z oddali Rennard usłyszał stukot kopyt o kamienny trakt. 

Z oddali nadjeżdżał powóz prowadzony przez muła. Na pace siedział zakapturzony, przygarbiony i niski jegomość. Padało na niego światło księżyca, toteż widać było całkiem wyraźnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...