Skocz do zawartości

[Gra]W obronie Ziemi


Kongou

Recommended Posts

Byliście zwykłymi ludźmi gdy zaczęły się ataki potworów, nikt z was nie podejrzewał siebie o szlachetne pochodzenie. Gdy wszystkie państwa połączyły się pod jednym sztandarem tajemniczej organizacji masowo na całej Ziemi zaczęły się badania na potencjał genetyczny. Testy wyglądały następująco, wprowadzono was do pokojów z dużymi urządzeniami i gdy maszyna świeciła było wiadome że wasze dna jest połączone z sławnymi ludźmi z przeszłości. Tak zaczął się kontratak ludzkości, potomkowie wielkich wynalazców, genialnych dowódców czy najsławniejszych wojowników zaczęli zwalczać potwory na całej Ziemi. Kilka miesięcy potem przyszedł czas i na was, maszyna was sprawdziła i okazało się że macie potencjał. Od razu postanowiono wysłać was na Pacyfik żeby was wyszkolić i przygotować do walk ponieważ jak dotąd prowadziliście najnormalniejszy tryb życia jaki był możliwy w tych czasach. Zapakowano was w samolot i ruszyliście. Wszyscy byliście zmęczeni od podróży więc w locie poszliście spać. Gdy mieliście już lądować przyszedł do was drugi pilot i obudził was gdy kołowaliście nad pewną wyspą. Po 5 minutach zaczęliście lądować na lotnisku przy bazie wojskowej. Gdy wysiedliście podeszła do was dziewczyna z długimi blond włosami, odkrytym czołem, niebieskimi oczyma, małym prostym nosem. Miała 167 cm wzrostu i miała na sobie wojskowe buty, krótkie skarpetki ledwo wystające za buty, ciasne skrócone spodenki przy samych pośladkach, czarną bluzkę bez ramiączek i na tym skórzaną wojskową kurtkę i przyciemnione okulary pilotki nasunięte na nos tak że widać było nad nimi oczy. Miała w dłoniach na podkładce plik papierów z zdjęciami. Spojrzała na nie a potem na  przybyszów.

- No witajcie w bazie wojskowej Romell. Zostaliście przypisani do oddziału 6  któremu ja będę przewodziła. Tak na poczekaniu mam na imię Nicola Kosla i jestem potomkiem Nicoli Tesli. - Jak na potwierdzenie tego w tym samym momencie na ramieniu Nicoli usiadł szaro bury gołąb, ta go podrapała delikatnie po szyj. - Chodźcie oprowadzę was po obiekcie. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez cały dzień Matt starał się być spokojny. Teoretycznie był to dzień jak każdy inny, więc nie trzeba było się stresować przed czymkolwiek. Wątpliwe było to by już pierwszego dnia zostać zaatakowanym przez wielkiego, obrzydliwego potwora. Lot samolotem przebył śpiąc. Czuł się bezpieczny, mimo wszystko. Wybudził się dopiero widząc przed sobą pilota, którego co prawda ledwo co dosłyszał, ale zorientował się, że chodzi o to ,że już lądowanie. Po długim śnie dość szybko wrócił do siebie. Wychodząc ujrzał jak inni swoją prawdopodobnie szefową i miejsce ,,pracy".

- Witam. - powiedział mierząc kobietę wzrokiem.

Edytowano przez Selenium v.2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Protasij obudził się z ostrym "kapciem" w ustach. Nie przejął się tym jednak, podobnie, jak w przypadku szumu w głowie. Przyzwyczaił się. Jak przez worek z piaskiem usłyszał informację o lądowaniu. Ucieszył się z tego, chociaż patrząc na jego twarz byłaby to ostatnia rzecz, jaką można by o nim powiedzieć. Po prostu nie lubił dużych wysokości. Po wyjściu z maszyny rozejrzał się szybko po okolicy. Baza wojskowa. Od razu przypomniała mu się pewna rosyjska strefa...

- Dzień dobry - powiedział powstrzymując ziewnięcie. W jego głosie wyczuć można było ostry, rosyjski akcent.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zylo był bardzo niecierpliwy przez całą podróż. Ciężko było mu usiedzieć na miejscu, toteż przez większość czasu grał na telefonie. Obudził się przed pobudką ze strony drugiego pilota więc jego nikt nie obudził. 

Gdy wysiedli ze śmigłowca nie przestał grać nawet na chwilę, pokazując tym samym swój brak szacunku (drań robił to umyślnie). Nie wysłuchał nawet słów kobiety która im się przedstawiała ale usłyszał że inni się witali to też rzucił krótkie ,,cze''. Wreszcie, zapewne po przegraniu w grze, schował telefon i spojrzał na resztę.

Jakaś blondi, koleś z grzywką na oku. Inny też typowy anon z czarnymi włoskami i bladą cerą. Drugi prawie taki sam. Co ja trafiłem na team sobowtórów? 

Przemknęło mu przez myśl. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakub zbudził się nagle z niespokojnego snu, tego samego co zawsze. Sen jak zasrany ufok wyżyna jego rodzinę, nie dawał mu spokoju już od dobrego miesiąca. Rozejrzał się zasapany i niespokojny, szczęściem obudził się jeszcze przed lądowaniem. Wyszedł z samolotu i staną natychmiast obok innych rekrutów. Krew w nim wrzała na widok jednostki, wreszcie dostał się do armi i może w końcu zemścić się na skurwielach. Braki w języku dały o sobie znać, ledwo zrozumiał odprawę. Szybko i poważnie się przedstawił i zaraz zapytał, kiedy dostaną się na pole bitwy. Kobieta jedynie się uśmiechnęła przyjaźnie, co wprawiło go w zakłopotanie. Czy niczego nie pomylił, czy przypadkiem przez pomyłkę nie powiedział czegoś dziwnego? Spojrzał jeszcze po rekrutach z którymi stał. Nie wyglądali imponująco, ale i on wyglądał jakby go z Oświęcimia wyciągnęli. Od razu wyłapał wzrokiem jednego, najstarszego z wyglądu.

Rusek, no to będzie ciekawie. Trudno, przynajmniej będzie z kim się napić w okopach.  --  Pomyślał.

Nie było tajemnicą że nie lubił ruskich, niemców i jankesów.

Nie umiał się już doczekać jak go ostrzygą, dadzą mundur i rozkaz ,,do boju". 

Edytowano przez Yoda
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobrze, ruszajmy. - Powiedziała i ruszyliście przez bazę. Nicola nic nie mówiła gdy szliście, gdy jednak doszliście do pierwszego budynku który miał 1 piętro i parter. - Tutaj będziecie spać, jest tam też kantyna i wszystko co potrzebne do życia. Na terenie całej wyspy jest ustawiony nadajnik który blokuje internet i sieci komórkowe. Nie macie kontaktu z światem zewnętrznym. Jedynym miejscem które może nadać wiadomość lub odebrać jest wieża lotnicza. - Pokazała dużą wieże z radarem. - Hangary was nie obchodzą, stoją tam tylko pojazdy wojskowe. Reszta budynków to baraki które też was nie interesują, a ostatni duży budynek to centrum dowodzenia. Nie będziecie tam często zaglądać ale pokaże wam gdzie jest. - Po 10 minutach obchodzenia baraków doszliście do dwupiętrowego budynku. - To jest centrum dowodzenia. - Wyjęła spod kurtki krótkofalówkę i włączyła ją.

- Sierżancie możecie wyjść do nas. - Po chwili wyszedł z budynku wysoki starszy mężczyzna, był muskularny i roztaczał wokoło siebie aurę strachu. - Są twoi na dzisiaj. - Powiedziała i ruszyła z powrotem do kwater. Wy natomiast zostaliście z sierżantem.

- No panienki przebierać się w dresy i biegamy. - Rzucił im torbę z ubraniami sportowymi. - Już, już, już!!! - Wrzeszczał niemiłosiernie przy tym plując na was jak deszcz w lasach amazońskich. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Jak za starych czasów" pomyślał Protasij wykładając z torby rzeczy sportowe. Zaczął przebierać się tam, gdzie stał z miną "Look at the mountain of  fucks i give". W końcu miało być "Już". Zastanawiał się też przy okazji, czy będzie to tradycyjny bieg z kałachem i ekwipunkiem na plecach. Był przyzwyczajony do tego typu wysiłku fizycznego. Mało brakowało, a nawet by się uśmiechnął na wspomnienie tamtych przełajów. Mało brakowało.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakub przebierając się skanował wzrokiem całą jednostkę. Szybko odnalazł garaże i ich magazyny, magazyn z bronią, oraz budynek dowództwa. Rodzina od strony ojca Kuby to byli sami wojskowi, więc dobrze wiedział z kim może się dogadać, kto jest jego wrogiem i z kim warto kombinować. Wieża go nie interesowała, nie był typem specjalnie uzależnionym od mediów i internetu, a na świecie już nikt mu nie został. Zauważył dobry humor ruska gdy ten zobaczył dres, sam Jakub był w dość podłym nastroju. Ciekaw zaczepił go i spytał po rusku. Ruskiego nauczył go ojciec, sam Jakub wolał mówić po rusku niż po angielsku, miał go dużo lepiej opanowany.

- Co cie tak bawi Sasza?

Kuba nie zapamiętał imienia Rosjanina.

Edytowano przez Yoda
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rosjanin spojrzał na człowieka, który przerwał mu kontemplacje nad przeszłością. Odruchowo zmarszczył brwi, jak zawsze, kiedy ktoś wyrywa go z weselszych czasów.

- Przeszłość mój towariszu - odpowiedział. Nieco zdziwił się znajomością rosyjskiego u rozmówcy. "Jest dobrze, będzie z kim pogadać". - Protasij Markov jestem - przedstawił się podając w biegu rękę. Inwestycja w ludzi zdolnych się z nim napić to dobra inwestycja. Mimo wszystko jego towarzysz wyglądał na dosyć młodego. Nie zraziło go to jednak.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak obojętnie chwycił torbę. 

- Znaczy, ja wiem, nie jesteśmy tu żeby ruchać pająki. Ale żeby od razu wystrzelić jak żaba w skarpecie? - zapytał. Prawdopodobnie mało kto zrozumiał o co mu dokładnie chodzi. Angielskim operował sprawnie, technicznie rzecz biorąc był anglikiem. Jednak można było mieć wrażenie że mówił zbyt sprawnie bo od razu rzucał slangiem ze swoich okolic. Do tego ten akcent. 

 

((Not here to fuck spiders to powiedzenie oznaczające że nie jest się gdzieś żeby się obijać. Go off like frog in a sock czyli zacząć wariować. 
Tak. Zamierzam używać powiedzonek. Nie, nie powstrzymacie mnie.)) 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakub spojrzał zdziwiony na brudasa. Co on pierdoli? Szybko pomyślał, po czym skierował się do starszego towarzysza.

-- Jakub Słowiński jestem, ale mówią mi Kuba  --  szybko się przedstawił Protasijowi.  --  A no Panie Markov? Wiecie co ten brudas tam pierdoli?

O ile Kuba mógł wytrzymać, a nawet zaprzyjaźnić się z ruskiem, to młody arogancki czarny gnojek w dodatku mówiący doskonale po angielsku, budził w nim chęć mordu. Poza tym Rosjanin sprawiał wrażenie godnego zaufania inteligentnego człowieka. Jakub poznał już dwójkę z kompanów, intrygował go jedynie ten trzeci.

 

Wielki facet który stał nad nimi gapił się na Kubę z furią w oczach. Przebrany w dres Jakub staną na baczność przed wielkim amerykańcem, który natychmiast o ryczał go, przy okazji zapluwając mu cały dres. Kuba nie zrozumiał ni słowa, więc stał jedynie nieruchomo, patrząc wprost przed siebie. ,,Sierżant tsunami" wymyślił tą ksywę gdy słuchał krzyków. Ta myśl poprawiła mu wyraźnie humor. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Biegać ale już, 40 długości pasa lotniczego z tymi plecakami. - Wskazał leżącą kupkę plecaków które dopiero teraz zauważyliście. Ledwo je podnieśliście ponieważ ważyły 30 kg. Sam sierżant wsiadł do jeep'a z odkrytym dachem i nadal wrzeszcząc poganiał was na pas startowy. Gdy już tam byliście zobaczyliście że Nicola leżała na leżaku w samym bikini i się opalała. Sierżant nie zwracał uwagi. Pas lotniczy swoją drogą miał długość 5,5 km. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakub spojrzał na kobietę leżącą na leżaku i słowiański wkurw w nim zaczął kiełkować. 

Bieg wytrzymam, nawet jeśli by trwał przez cały dzień. Mogą dołożyć mi jeszcze drugie tyle do plecaka I morze nawet deszcz zacząć padać. Nawet KURWA mogą do nas strzelać! Ale TO jest przesada. Żeby wystawiać ,,coś takiego" nam przed oczami? Barbarzyństwo! Nawet w Guantanamo zostały te metody motywacyjne zakazane jako nie ludzkie. Potwory, jak ja mam tu wytrzymać jak widzę ,,coś takiego"? Zło. To jest Zło.  Myślał wściekły Jakub biegnąc obok ruska. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rosjanin przywitał całą sytuację z morderczym uśmiechem. Plecak nie był zły, nosił już gorsze rzeczy. Ciekawiło go tylko, co jest w środku. Kierownik z Jeepem i wodospadem Niagara w ryju to już tradycja. Na swoich ćwiczeniach potrafił biegać po 20 km. truchtem, więc to uważał za poranną przebieżkę. Jedyną nowością była opalająca się Nicola. Przez myśl mu przeszło, żeby w planie To-Do dopisać zapytanie ją o rozmiary...

Markov podczas biegu nucił sobie tylko znaną melodię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No super. - pomyślał nie dając emocji na twarzy.

- Eh, jednak to chyba po coś potrzebne? Pierwszy dzień, ale trudno. - mężczyzna przebrał się w milczeniu posyłając chłodny wzrok w stronę sierżanta.

Z innymi nawet nie zdążył sie zapoznać, bo już trzeba było biegać. Podczas ćwiczeń widząc leżącą kobietę lekko się zirytował, ale nie miał co narzekać widząc przez moment półnagie ciało. Będąc z tyłu grupy wyprzedził dołączając się do Polaka i Rosjanina. 

- Może to tak tylko na pierwszy raz. Potem powinno być łagodnieej. - oznajmił zacinając mowę podczas ruchu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakub od razu zauważył zbliżającego się mężczyznę. Z wyglądu Kubie przypominał Amerykanina, więc gdy ten się podłączył do biegu, Jakub prawie nie parsknął śmiechem.

 Amerykaniec, Rosjanin i Polak biegną po pasie startowym. Brzmi to jak początek kawału  --  pomyślał.

Po czym się przedstawił starszemu towarzyszowi.

-- Jestem Jakub  --  wyciągnął jednocześnie rękę na przywitanie. 

W myśli modlił się jednocześnie by on nie rozpoczął rozmowy.

Spojrzał jeszcze ukradkiem na opalającą się kobietę. Podświadomy odruch by spojrzeć, doprowadził go na skraj wytrzymałości i mina mu znów zrzedła. Widział w jakim jest ona wieku, mógłby mówić do niej na pani. Startowanie było by bez sensu, więc jedynie się denerwował że zołza kusi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Łagodniej? - zapytał Rosjanin lekko zdziwiony. - Jesteśmy na szkoleniu wojskowym, czy rekreacyjnym? - Tu posłał rozmówcy wzrok świadczący, że łagodniej się nie da. Po chwili zrobił to, co jego Polski towarzysz, czyli wyciągnął do Amerykańca rękę. - Markov Protasij - przywitał się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Matthew, Matt - jak zwał tak zwał. Jestem z Kanady, ale mieszkam na południu, bo co. Wkurza mnie ta panienka, ale zawsze lepsza ona niż pan lama. - odpowiedział, zdając sobie sprawę ,że nie jest to dobry czas na rozmowę, ale zawsze warto poznać współpracowników

- To zapewne tylko szkolenie by nas nastraszyć. Nie wiem jak u was na Syberii wyglądają szkolenia. - skierował głowę w stronę Rosjanina.

. Sam już odczuwał zmęczenie na co wskazywać zaczął pot na twarzy, ale jak to prawdziwy samiec alfa starał się to zamaskować trzymając głowę do przodu, i nie zwracając uwagi na rozwiązujące się sznurówki, które jednak się trzymały.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po jakiś 2-3 godzinach zmęczeni skończyliście biegać.

- Dobrze, na dzisiaj macie wolne łamagi. - Sierżant odszedł z uśmiechem na twarzy. Nicoli już nie było na pasie, za to poczuliście ogromną pustkę w brzuchach po morderczym biegu. Z pamięcią o tym że w kwaterach była kantyna mogliście liczyć na to że coś będzie tam do jedzenia. Cóż Nicola nie wspomniała czy ktoś gotuje więc prawdopodobnie mogło być i tak że obiad musieliście sobie sami przygotować. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rosjanin zaniósł się śmiechem, kiedy sierżant odszedł na bezpieczną odległość

- Co? Wolne? A gdzie sto pompek, przejście pod drutem kolczastym z ostrzałem nad łbem, wspinanka po ścianie i pole minowe? Wolne. Nosz kurwa. Może to na serio jest ośrodek rekreacyjny? - zapytał się drapiąc po głowie. Gdyby on miał tak pierwszego dnia... Markov popatrzył po towarzyszach. - To jak, kantyna i sucharki?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polak był zdziwiony jakby sam Jezus przednim staną. Wolne? W wojsku? O tej porze? To sanatorium czy jednostka wojskowa? Nic dziwnego że przegrywamy na frontach. W Polsce była zasada że wojsko nudzić się nie może.

-- Chętnie, wsunął bym ze trzy gołębie --  odpowiedział po angielsku.

W polskich jednostkach panował głód, więc podczas szkolenia Jakub jadł jedynie: pieczone szczury, gotowane gołębie i korzonki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A miałem zostać naukowcem. Miałem pracować jako chemik, może farmaceuta. Aleee nieee. Wojna jest i was wcielamy do armii. Po co wykorzystać umiejętności człowieka który w wieku siedemnastu lat dostał się na studia i ma pięć tysięcy dolców stypendium. Zróbmy z niego żołnierza. Pewnieee. 

Przemknęło mu przez myśl. Skoro mieli wolne mógł udać się do kantyny. Włożył ręce do kieszeni. 

- Czemu gołębia? - zapytał zdziwiony. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-- Bo może u ciebie jest spokój, ale mój kraj jest pod ostrzałem. Całe miasta chowają się pod ziemią. Niema praktycznie gospodarki. Je się to co jest, a są szczury gołębie i chwasty -- Odpowiedział zły Jakub, możliwie najprościej po angielsku. 

Widać było że dzieciak nie zaznał w życiu ubóstwa, co Kubę strasznie denerwowało. Nie wiedział jak to jest gdy widok słońca oznacza możliwe niebezpieczeństwo. Jak to jest mijać trupy w tunelach. Jakub przybył tu by walczyć, a nie biegać i użerać się z rozpieszczonymi dzieciakami. Cała sytuacja go ogólnie denerwowała, dziewczyna na leżaku, zasrany plujek i ten czarny bachor.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cholera, gołębie - powiedział Rusek rozumiejąc sytuację. Trening jego jednostki nie należał do lekkich. Dawali małą porcję, którą wydzielony człek musiał jeszcze podzielić na swoich towarzyszy, przy czym w smaku było to takie paskudztwo, że czasem modlono się o obecność robaków pod pryczą. Pokręcił głową na wspomnienie, w którym dwóch żółtodziobów lało się o robaka. - U mnie najlepszą zakąską był stary, dobry suchar, o którego każdy się lał. Chociaż bardziej przeważała papka na tyle okropna, że musiała być przegryzana robakami. W każdym bądź razie wszystko ma swoje witaminy, prawda? - Rusek ziewnął lekko zaczynając iść w stronę kantyny. - Towarzysze, czas na posiłek zlatuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Owoce i tak najlepsze. Takie prosto z sadu. Już tęsknię za tym smakiem... - rzekł rozmarzony.

- Sucharki nie są złe. Zawsze lepsze niż polowanie na jakiekolwiek zwierzę nawet pełzające. - odpowiedział rozglądając się po innych. Każdy tu przybył z inną postawą, a widoczne to było podczas jedzenia. Po takim treningu wszystko wydawało się być smaczne. Wywnioskował, że pokarm będzie służyć teraz tylko do zaspokojenia potrzeby fizjologicznej a nie degustacji, co było oczywiste.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...