Skocz do zawartości

[GRA]Prawda Początku


Hoffner

Recommended Posts

Akt1: Wina Przydzielona

 

Wiele historii rozpoczynało się od wielkiej rozpaczy, a kończyła na spektakularnym zwycięstwie, które mimo wszystko nie powinno mieć miejsca. Ta opowieść odstaje od samego początku od każdej innej... to wszystko miało już miejsce zanim wszystko się wydarzyło, a zaczyna się ona gdzieś na krańcu nieznanej nam jeszcze rzeczywistości, gdzie "Kraniec" pozostawał jednocześnie jego mianem i miejscem. Początkowa piątka... Piątka niedoszłych jeszcze bohaterów... miała się dopiero spotkać, po tym jak porwały ich prądy czasu z ich rodzimych  rzeczywistości, by rzucić im zupełnie inne wyzwanie, wbrew wszystkiemu innemu. A wydawało się ono o wiele ważniejsze niż ich dotychczasowe życia...

 

***

 

Piaski czasu niesione wiatrami stanowiły kapryśne połączenie, które w regularnych odstępach nękały parter tejże wieży pozbawionej szczelnych ścian, ściągając co jakiś czas dość niezwykłe rzeczy. Właśnie tam na marmurowych płytach unoszących się luźno w przestrzeni leżeli wybrańcy ~ nieprzytomni po niespodziewanej podróży, a przyglądała im się panna siedząca w centrum sali na schodach obiegających wielką klepsydrę, co pęknięta u dołu wypuszczała na zewnątrz chłodną wodę, której jednak z jej wnętrza nie ubywało...

 

Dziewczyna siedziała na przedostatnim stopniu i ostatnie co można było o niej powiedzieć to że pasowała do tej wieży z fantastycznego wręcz średniowiecza... Biała bluza i dżinsy wraz z adidasami stanowiły  ubiór typowy dla ludzkiej nastolatki z XXI wieku... W niebieskich oczach tej długowłosej blondynki widniało jednocześnie zrozumienie i zazdrość... Co oni mogli mieć, czego ona nie miała. To miało się dopiero okazać.

 

Jej ręce błądziły po kolanach, jakby nie mogła się zdecydować od czego powinna zacząć... Miała dylemat... Jak zrobić by ich pogodzić. Od którego z trzech niesamowicie różnych kucyków zacząć, a może powinna skupić się na smoku, lub też gryfie? Które z nich było najbardziej normalne... Z trójki wojowników, muzyka i klaczy w brązowym płaszczu. Nie żadne z tej piątki nie mogło być normalne... Pokręciła głową. Takich nie imały się przygody. Tacy nie zostaliby ściągnięci tu... Jej ręka zdarła szmatę obnażając ciało ziemskiej klaczy... Nie miała znaczka? Dlaczego... dlaczego jej ciało pokrywały runy. Skąd ona się wzięła...

 

- Nielogiczne - szepnęła do siebie. - Najprostsza odpowiedź na najcięższe pytanie jest tą najwłaściwszą... - mruknęła po czym jej ton zmienił się na twardszy, a głos jej przesiąknięty został magią. - Pokaż swoje prawdziwe oblicze! - Tak też się stało i ku jej zaskoczeniu leżał tam szaroniebieski kot, nie klacz... co wzbudziło w niej jeszcze większe zdziwienie. Spodziewała się changelinga... Skoro wszystkie postacie pochodziły ze swego rodzaju Equestrii... Po raz kolejny użyła rozkazów mocy... - Przebudź się!

- Ale ja już nie śpię od dawna - zachichotała podrywając się skocznie na nogi... a jej niebieskie oczy błyszczały i raz za razem zmieniały kolor źrenicy. - Musiałam poznać twoje intencje ściągnięcia mnie tutaj... Nie tylko mnie... - Rozejrzała się po otoczeniu, po czym spojrzała swej rozmówczyni w jej własne oczy.

- To nie ja...Tylko czas was wybrał... - Uśmiechnęła się dość dziko... ale nie szalenie. Za duża pewność siebie od niej biła.
- Nierealne...
- Owszem. Jak najbardziej realne. - W oczach kotki pojawił się strach, Ona mówiła prawdę... i za dobrze o tym wiedziała, by nie zaufać swojemu instynktowi. Zamilkła... Ciszę złamała ponownie dziewczyna kładąc rękę na swej piersi. - Jestem Monika a ty?

- Fate...

Cisza ta miałaby trwać dalej... Gdyby smok nie zaczął się budzić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 96
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

[Kati]

Usłyszała rozmowę... Nie rozpoznała w niej żadnego znajomego głosu dlatego spróbowała otworzyć oczy co okazało się niezbyt mądrym posunięciem. Lata spędzone w mroku sprawiło że nie była przyzwyczajona do jasnego naturalnego światła. Zastanawiała się co się stało... Czyżby pozwoliła sobie na zbyt mocny sen? Nie czuła jednak że jest związana więc wnioskowała że raczej nie została uwięziona. Czas nas wybrał? Po co i dlaczego akurat ona? Ilu "nas" jeszcze jest? Nie znała odpowiedzi na te pytania co niezbyt jej się podobało. 

-Kati - podała swoje imię przerywając ciszę, jej próby dostosowania się do światła nadal trwały. - Miło byłoby gdyby ktoś co nieco wyjaśnił...

Edytowano przez Shey V2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Witaj Kati... - Uśmiechnęła się Monika pokrzepiająco, ruszając dłonią by nastał półmrok... To wieża się cała obróciła wręcz niezauważalnie zasłaniając dopływ światła.

- Najpierw może nabiorę pewności że nikt nikogo nie pozabija w mojej wieży i wszyscy się już obudzą... - W jej ostatnim słowie znowu można poczuć swego rodzaju niecierpliwość. Ona chciała już natychmiast mieć to za sobą, a może już miała ochotę to z siebie tylko wyrzucić i nie umiała utrzymać języka za zębami? Twarz jej tego jednak nie zdradzała. Dłoń uniosła powietrze... i tak samo uniosła się woda która następnie wystrzeliła z jedynego jej źródła na lokacji po kolei z każdego z trzech śpiochów... a ona strzelała ze swojej dłoni dobrze się przy tym bawiąc. 

- Pozwolisz mi? - zwróciła się jeszcze raz smoka raczej dla formalnej uprzejmości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ci, którzy nie wiedzą. Ci, którzy walczą dla władzy. Ci, którzy zostaną pokonani. Oni również powrócą.

Natomiast Ci, którzy zwyciężą, zmiażdżą ich po raz kolejny.

 

Nie zadawajcie pytań, bo nie wiem kim Oni są.

 

Jedyne o czym powinniście myśleć to wasze przetrwanie. Oni nadchodzą.

Dlaczego walczycie?

“Kim jesteś…?” Jestem tym, którego pomijacie, którego nie zauważacie. Lecz Ja zawsze jestem.

Ja zawsze pomagam, bez względu na to, kim Jesteście.

 

Ale. Ja jestem nikim. Do czasu.

 

Przyjdzie czas, w którym Będę nieocenionym pomocnikiem, niezwyciężonym. Już nieraz pokazałem swoją potęgę, lecz w porównaniu do Was, Przywoływaczy, jestem nikim.

 

Wciąż nikim.

 

Już niedługo Oni nadejdą. Wtedy, to My będziemy silniejsi, a Wy będziecie nas błagać o pomoc. Ich będzie zbyt dużo.

 

Lecz my Ich powstrzymamy. Nie pozwolimy by zniszczyli Runterrę. Nie tym razem. To my zwyciężymy.

 

Ja jestem jednostką. My, jesteśmy hordą.

Stworzono Nas by Was wspierać, lecz teraz, mamy wolę, pragniemy, czujemy, jesteśmy.

Magia nie jest nam nieznana, a bronią posługujemy się lepiej niż Wy.

Myślicie więc “Dlaczego się nie zbuntujecie…?”

Otóż, Runterra to nasz dom. Jedyne miejsce, w którym My możemy rządzić, w którym możemy żyć.

Jeżeli ich nie powstrzymamy, Runterra zostanie zniszczona. Sami nie damy rady.

 

Pragniemy zatem wspólnej walki. Ostatniej. Nasz największy wróg, zostanie pokonany, a my odejdziemy w spokoju.

 

Więc… Jak brzmi odpowiedź?

***

Kiedy woda trysnęła na jej twarz, ta lekko zmarszczyła brwi, jednak nie otwierała oczu. Dopiero kiedy usłyszała głos którego nie znała, postanowiła to zrobić. Jej powieki powoli otworzyły się. Zamrugała patrząc na sufit jadowicie zielonymi oczami spod burzy rzęs. Westchnęła. Wstała, po czym rozejrzała się. Gdzie mogła się znajdować. Jakaś dziwna wieża, tak jej się zdawało. W środku pełno schodów i ta klepsydra. Dopiero potem w milczeniu zaczęła się przyglądać osobą które tu były. Jakiś jednorożec, gryf, smok, kot i… Człowiek? Była nieco zaskoczona. Nigdy nie miała przed oczami takiej istoty. Nie wiedziała czy coś mówić. Milczała więc utrzymując z kobietą kontakt wzrokowy. Postanowiła jednak coś powiedzieć :

- Możesz mi wytłumaczyć dlaczego i w jaki sposób się tu znalazłam? - zapytała. Miała lekko oschły, spokojny ton głosu, bardzo poważny. Jednak każda osoba przebywająca z nią powinna być do tego przyzwyczajona. Pełna harmonia… Może chaos? Nie… Ona stała po środku, niezdecydowana.

Edytowano przez Clocky
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dlaczego tak... Mogę - sama spojrzała w jej oczy, odpowiadając na jej zaczepkę... - ale wiesz teraz nie mam ochoty Aenyeweddien, bo nie nadszedł jeszcze czas - powiedziała swą dzisiejszą mantrę dla nich, znów akcentując ostatnie słowo... - Jak... Nie do końca wiem dokładnie na który, ale w gruncie rzeczy i tak kończy się tak samo... Najlepszym przypadku tutaj, ale wypadałoby się przedstawić... - Jej spojrzenie się wycwaniło. - Bo już wszyscy wydają się słuchać... - Nie zapominała o uśmiechu... Aż za dobrze zapamiętała go z equestriańskiej rzeczywistości,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwnie się czułem. Moje zmysły nie pracowały jak należy. Próbowałem otworzyć oczy jednak było to dla mnie niezwykle ciężkie. Wciąż słyszałem krzyki mych towarzyszy, gdy walczyliśmy ostatkami sił by chronić królestwa. To ja ich wtedy zawiodłem gdybym poprowadził ich lepiej to wszystko tak by się nie skończyło. Dlaczego nasi władcy nas opuścili w takiej właśnie chwili? No właśnie i dlaczego nadal żyłem? Błysk energii był tak potężny, że miał zniszczyć wszystko wokół a jednak jakimś cudem ja sam ocalałem budząc się wśród trucheł mych braci i wrogów otoczony ruinami naszego niegdyś wspaniałego królestwa. Nawet do końca nie wiedząc jak i gdzie jestem. Wtedy wyruszyłem i co było dalej? No właśnie gdzie ja właściwie byłem? Do mych uszu dochodziły strzępki jakiś rozmów. Musiałem działać zanim czegokolwiek mogli się spodziewać. Nagle się potoczyłem po ziemi by chwycić kopytem włócznie leżącą obok mnie. Gdy tylko ją miałem natychmiast wstałem na równe kopyta.

 

- Mówić natychmiast, co się tutaj dzieje albo wszyscy spotkacie się ze swymi przodkami! - wrzasnąłem wściekle rozglądając się przez hełm po pomieszczeniu i celując włócznią w każdego. Kto pierwszy się zbliży nie pożyje dość długo by tego żałować. Jednego byłem pewny nie znałem tego miejsca jednak było niczym wobec stworów, które mnie otaczały. Inny jednorożec? Nie był od nas nie znałem go mogła być mi wrogiem jak każdy. Jednak, co dalej? Jakiś kot, którego natychmiast zignorowałem. Widać biedne zagubione zwierze jakoś musiało tu zbłądzić. Ale to coś skrzydlatego o gadzim ciele? Co to był za stwór? Tak samo to coś wysokiego o dziwnym wyglądzie i nieznanych mi kończynach. Co to była za magia? Gdzie ja byłem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Kati]

- Nie ma sprawy, sądzie że i tak nie mam innego wyboru niż zaczekać. - powiedziała nie będąc w pełni zadowolona. Nie była niecierpliwa... Po prostu była bardzo ciekawa gdzie się znalazła i na czym stoi. Gdy światło przestało ją razić otworzyła oczy odkryła że znajduje się w dość dziwnym miejscu, wieża w której ściany nie były szczelne a sześć osób znajdowało się na lewitujących w powietrzu płytach. To wszystko strasznie śmierdziało jej magią przez co przestała się czuć komfortowo, do tego wśród nich znajdowały się dwa jednorożce. Nie widziała ich od... Dziewięciu lat? Podniosła się z ziemi i otrzepała swoje ciało z kurzu, była znacznie wyższa od kucyka i wzrostem przewyższała nawet Monikę która zdawała się być najbardziej podobna do niej. Nagle obudził się drugi z jednorożców i jak na jej gust zaczął drzeć japę. Rozumiała to że każdy może czuć się zakłopotany... Jednak krzyczenie i groźby raczej wiele tutaj nie pomogą... 

- Spójrz na to realnie kucyku. Jest nas piątka na jednego, naprawdę myślisz że dasz sobie radę? - powiedziała z drwiną - Niezły arogant z ciebie. - Ona sama sięgneła po plecak i wyjęła z niej szklaną butelkę owiniętą w kawałek niezbyt czystego materiału, odkręciła zakrętkę i wypiła część zawartości. Czuła że całkiem na trzeźwo tego nie ogarnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie sądziłem, że znasz mój język szkaradna istoto - powiedziałem marszcząc brwi i cofając się nieco mierząc teraz włócznią prosto w to dziwne stworzenie. - Nie boję się śmierci jestem wojownikiem i jeśli tu mam doczekać końca swych dni niech i tak będzie. Możecie mieć nade mną przewagę, ale i tak jedno z was ze sobą zabiorę, jeśli taka będzie potrzeba a taka nagroda za swe życie w zupełności mi wystarczy - stwierdziłem teraz z wyraźną dumą w głosie. Wciąż szukałem wzrokiem jakiegoś wyjścia jednak żadnego nie widziałem. Ktokolwiek mnie tu uwięził nie chciał mi pozwolić wyjść. Znów spojrzałem na to stworzenie jak coś pije. Nie byłem pewny czy to nie był jakiś rytuał. Być może tak szykowało się to coś do walki i zaraz chciało się na mnie rzucić. Powoli wypiąłem pierś przed siebie i zacząłem się kierować w kierunku tych istot.

 

- Ponawiam, więc pytanie. Co się tutaj dzieje? Chyba, że naprawdę chce się przekonać o prawdziwości mych słów - powiedziałem twardo ustawiając się w pozycji obronnej i czekając na ich ruch. Czego mogli ode mnie chcieć? Nagle otworzyłem szeroko oczy. Czy chodziło im o skarb królestwa? Jeśli tak było to byli głupi. Skarb przepadł wraz z eksplozją upewniłem się, co do tego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mówisz wspólnym... - Wzruszyła ramionami jak gdyby umiejętność ta nie miała znaczenia dla niej. Nie trudno było mu spojrzeć w oczy, by zdobyć jego imię... Sam to wydawał się zrobić... 

- Czego się spodziewałeś Golding Shield? Że nie zrozumiemy? - Podniosła się ze swojego za żenowania że musiał się trafić buntownik w przed ostatniej to osobie. Liczyła już że wszystko przebiegnie gładko i bez zbędnych spięć zaprosi wszystkich na górę do okrągłego stołu.... - Nikt nie próbuje cię tu zabić. Masz moje słowo. Uspokój się i odłóż tą broń. - Wyciągnęła ku niemu dłoń jakby łapiąc przez powietrze włócznie i opuszczając ją.

- Bo na razie czekamy... - Te słowa skierowała do jednorożca, a pozostałą część do podmiotu jej dalszej wypowiedzi. - [...] na ciebie gryfie... - Jej głos zabrzmiał jakby donośniej w jego kierunku. - Nie każ na siebie czekać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przygoda ta zaczęła się w pewnej wiosce. Był wieczór kiedy do niej dotarłem, więc udałem się prosto do karczmy, gdyż wiedziałem, że tam znajdę widownię, na mój występ. Po uzgodnieniu wszystkiego z karczmarzem, zacząłem grać na mojej gitarze. Wszystko wyglądało jak typowy dzień. Jednak pozory często mylą. Pomimo że nic się nie działo, miałem dziwne uczucie że coś jest nie tak. Postanowiłem się tym nie martwić i robić swoje. Po dość udanym koncercie; z którego miałem niezły zysk, udałem się na spoczynek, do wcześniej wynajętego pokoju. Byłem tak wykończony że od razu padłem na posłanie i zasnąłem. Miałem dość dziwny sen, ale go nie pamiętam. Gdy się obudziłem…
***
Usłyszałem szum wody i poczułem że leżę na czymś zimnym. “Coś tu jest nie tak. Wiem że ta wioska nie leży w pobliżu płynącej wody i skont ten zimny kamień w drewnianej karczmie?”- pomyślałem. Miałem zamiar otworzyć oczy, gdy nagle usłyszałam czyjś głos, a raczej szept. Nie zrozumiałem nic, ale postanowiłem poczekać, nie dając znaku że się obudziłam. “Może coś się za chwile wydarzy, wartego opowiedzenia”. Wytężyłem słuch i zacząłem alizje sytuacji.
 

Czyli nie tylko ja się obudziłem. Jest tutaj więcej osób które śpią, bądź leżą... Czas nas tu sprowadził? Dziwne… Monika i Fate, widać że jedna z nich wie dość sporo o tym co tu się dzieje… Kati, kolejna obudzona osoba, czyli na razie są tu 3 kobiety, czy jest tu ich więcej… *nikt nikogo nie pozabija w mojej wieży i wszyscy się już obudzą*, jest nas tu więcej, oraz to jest jej wieża, czyli na pewno wie co tu się dzieje, tylko dlaczego mielibyśmy się pozabijać?...”

 

Poczułem nagle, jak coś leje mi się na twarz. “Czyli chcesz nas obudzić? Poczekam może na sam koniec... Kolejny damski głos. to naprawdę jest dziwne i robi się dość niemiło… Aenyeweddien imię z taro mowy ciekawe, ale skąd nasza gospodyni wie jak ma na imię ta kobieta, czy umie czytać w myślach?... Czeka na odpowiedni moment, aby wszystko opowiedzieć, Intrygujące... Czyli wie że słucham, to może być kłopotliwe… O męski głos, czyli nie jestem jedyny, tylko wydać bardzo agresywny… Widać że nasz agresor mocno chce walczyć, ciekawe co na to gospodyni… Widać że ma wszystko pod kontrolą, a nasz tajemniczy buntownik zwie się Golding... Skoro Pani tego miejsca prosi, to oznacza że czas na mnie... ”

 

Otworzyłem oczy i wstałam z mojego miejsca spoczynku. Wreszcie ujrzałem to miejsce i osoby przebywające w nim. Było dość intrygujące, a istoty rozmaite:  Dwa jednorożce, smok, kot oraz dziwna dwunożna. Przyjrzałem się bliżej tym dwóm ostatnim. “Ten kot nie jest zwykły, jest bardziej jak magiczne stworzenie... Grimalkin najprawdopodobniej, a to przypomina jednego z humanoidów... Człowiek?... Ehh nie jestem pewien, pomimo że kiedyś o tym dużo czytałem”
 

Podczas gdy się tak przyglądałem, powiedziałem:

-  Witam wszystkich, zwę się Garrett wędrowny bard. A skoro formalności mamy za sobą, to zgaduje że pora na wyjaśnienia, Chyba że jeszcze nie nadszedł ten czas??

Edytowano przez Crazy Night
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic z tego nie rozumiałem. Co to niby była za magia? Skąd znała moje imię? Nigdy wcześniej nie spotkałem tego stworzenia. Pamiętałbym gdyby tak było. Co to było za dziwne miejsce? Całe życie widziałem tylko 3 plemiona, ale tych innych stworzeń nigdy w życiu żem nie widział. Gdzie wyrzuciła mnie magia skarbu? Dlaczego byłem tu sam? Jeśli było to królestwo śmierci czemuż nie było ze mną mych braci czekających na mnie przy jednym stole? Czy mi należał się inny los niż im? Co żem uczynił złego, że nie mogłem zasiąść wspólnie z nimi? Czy to była jakaś ma kara? Poczułem jak ma włócznia opada, gdy tylko to stworzenie wyciągnęło swą kończynę. Jak to coś niby to zrobiło? Nie miała rogu, więc jak mogło użyć magii?

 

Kolejne słowa tego stworzenia mnie jeszcze bardziej ogłupiły. Powiedziała gryfie? Czymże jest to stworzenie? Szybko jednak odpowiedź się ukazała. Stwór swym wyglądem bliski ptakowi a jednak jakże inny. Kolejne stworzenie, którego me oczy nigdy nie widziały. Być może pegazy już się z takimi stworami spotykały. Te ich barbarzyńskie zapędy mogłyby nawet doprowadzić do konfliktu z tego typu stworzeniami. Jednak ów stworzenie nie wydawało się być wrogie a całkiem spokojne. Postanowiłem się jednak zgodnie z radą uspokoić i zaczekać na wyjaśnienia. Mimo wszystko nadal byłem gotów by w razie potrzeby nie oddać swej skóry tanio. Skierowałem swój wzrok na to dziwne stworzenie czekając aż wyjaśni dlaczegóż tu byłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiedziała jaka magia się tu działa. Znała jej imię. Kim więc była? Na pewno osobą wiedzącą o wiele więcej od niej. A co jeśli wiedziała o smoku i chciała go uwolnić? Na pewno nie. Skoro nie było teraz pory na wyjaśnienia, to wypadało czekać. Cierpliwość to dobra cecha. Zmierzyła jeszcze wzrokiem smoka. Gdy jednorożec wstał, Aenyeweddien odsunęła się na niewielką odległość. Tak, by jej nie dosięgnął. Bardzo agresywny. Mierzyła go lodowym spojrzeniem. Nie rozumiała jego logiki, przecież nikt nic nie chciał mu zrobić. Zastanowiło ją to co piła smoczyca, czy to był alkohol? Westchnęła. A potem ujrzała gryfa. Spotkała się kilka razy z tymi stworzeniami, jednak nie wchodziła z nimi w większą interakcję. Bo ona miała zwykle robotę, a robotę trzeba było wykonać. Zdawało się, że tknie wszyscy, mogła się więc przedstawić.

- Ja jestem Aenyeweddien, łowczyni potworów... Miło mi was poznać - mruknęła rozglądając się po wszystkich osobach. Z nich wszystkich, najbardziej intrygująca była dziewczyna i kotka.

Edytowano przez Clocky
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Monika odkłoniła się najpierw gryfowi, a potem klaczy... Zanim nie spoważniała na moment. Jak gdyby coś niepokojącego zobaczyła w oddali...

- Kolejna burza idzie... Wybaczcie brak... - szepnęła, a jej palce zdążyły tylko pstryknąć, zanim do ich uszu dobiegł nieubłagany szum dobiegający dosłownie z zewsząd. Wszystko odbyło się w jednym ostrym błysku, że znaleźli się w okrągłej jadalni połączonej z ogromną biblioteką nie mającej widzialnego końca i kolejnymi takimi samymi schodami na następne piętro... Drewniany stół wielki jak dla całej biesiady pozostawał zastawiony dość skromnie dla sześciu osób, a tylko jedno miejsce na środku pozostawało naruszone... Właśnie na nim znalazła się dziewczyna po teleportacji, gdy reszta znajdowała się tuż przed przygotowanymi dla nich białymi poduszkami i poczęstunkiem... Dla kucy czekał sycący groch z kapustą, dwóch mięsożerców musiało się zadowolić smażonymi dzwonami z łososia w sosie grzybowym, a dla smoka przewidziana została tylko miska z kolorowymi górskimi kryształami... Na środku stały trzy porcelanowe imbryki z herbatą...

- Na sucho strzępić języka nie będę. - Pokręciła głową. - A nie wierzę że nie chcecie zjeść przed wyruszeniem w dalszą drogę... Częstujcie się jeśli zechcecie - powiedziała spoglądając na nich zanim nie zajęła się już wcześniej zaczętą bułką z serem. Fate pierwsza wyrwała się z szeregu.

- Czym ty władasz... - Nie skończyła własnego pytania, gdy Monika się tylko uśmiechnęła.

- To wyobraźnia... Nic więcej mi nie trzeba. - Kotka przestąpiła z nogi na nogę ugniatając swoją poduszkę w analizie jej słów... Dziewczyna jednak nie czekała. - Ktoś jeszcze ma mi coś do zarzucenia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Burza, czy mogła im coś zrobić w pomieszczeniu? Chciała coś powiedzieć, jednak w tej chwili Monika urwała swoją wypowiedź. Pstrykniecie, potem szum w uszach. Nie była pewna co się dzieje, zachowywała jednak spokój. Błysk. No nie, coś tu było nie tak. I potem znaleźli się w jadalni połączonej z ogromną biblioteką. Robiła wrażenie. Kolejne schody, ile ta wieża mogła mieć pięter? Była tego niezwykle ciekawa. Ale, jak się tu znaleźli? Klacz wytłumaczyła to sobie magią. Bo czym innym. Dziewczyna musiała przecież używać magii, skoro potrafiła takie rzeczy. Poduszki, nie pamiętała kiedy ostatni raz na jakiejś siedziała. Szybko ugniotła ją w odpowiedni dla siebie sposób i siadając na niej. Kapusta z grochem, wyglądała lepiej niż zwyczajne posiłki. Niestety Ayeneweddien nie mogła sobie pozwolić na taki posiłek codziennie, było to spowodowane ciągłą wędrówką i dużą ilością pracy. Zwykle wystarczał jej chleb, zwykle suchy, jakiś kawałek sera i woda, do której przy ognisku wkładała trochę ziół by nabrała jakiegokolwiek smaku. Wykwintne posiłki jadała jedynie w dniu kiedy otrzymywała wypłatę za zdobycz. No cóż, życie... Jednak to, że nie jadła takich rzeczy na codzień nie oznaczało, że nie umiała się zachować przy stole. Klacz bardzo dobrze posługiwała się sztućcami i znała wszelkie zasady zachowania przy stole. Hah, w duchu dziękowała ojcu. Podniosła imbryk i nalała do szklanki trochę herbaty, potem upiła jej trochę. Uśmiechnęła się.

- Ja nie - rzuciła tylko. - Prawdopodobnie jesteś bardzo wykształconą czarodziejką, znaczy tak myślę, skoro umiesz robić te wszystkie rzeczy. Ano i dziękuję za gościnę - powiedziała. Ba! Wymusiła na sobie nawet uśmiech. Dlaczego wymusił? Ta tu mało kiedy się uśmiechała, bo nie miała ku temu okazji. Cóż... Zaczęła spożywać posiłek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic z tego nie potrafiłem pojąć. W jednym momencie nagle miejsce, w którym przebywaliśmy się zupełnie zmieniło na inne pomieszczenie. Czymkolwiek ta istota była władała podobną magią teleportacji jak ta jednorożców. Jednak jak się tego nauczyła? W końcu jednorożcem nie była. Więcej pytań niż odpowiedzi. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu gdzie natychmiast rzucił mi się w oczy stół, na którym znajdowało się jedzenie jak i wygodne miejsca dla nas. Jednak nie to mnie najbardziej zainteresowało a biblioteka, która nas otaczała. Jakież pokłady wiedzy mogły się w niej kryć? Dopiero, gdy usłyszałem głos kota skierowałem na niego wzrok. Gadający kot? Dobra to wszystko z każdą chwilą stawało się coraz bardziej dziwne. Gdzie ja się niby znalazłem? Dopiero potem mój wzrok pokierował się na klacz, która rzuciła się od tak na posiłek, na co lekko zmrużyłem oczy samemu spoglądając na stół a dopiero potem na dziewczynę.

 

- Wybacz, ale wolałbym dostać wyjaśnienia na początek - odrzekłem jeszcze na chwilę kątem oka spoglądając na stół. - Poza tym nie przywykłem przyjmować darów od obcych nigdy nie można być pewnym prawdziwych intencji. W końcu nic właściwie o tobie nie wiem. Jedyne, co wiemy to, że używasz jakiejś nieznanej magii i nas tu po coś sprowadziłaś nawet nie pytając o zdanie - powiedziałem ściągając hełm z głowy i obserwując te dziwną istotę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę się skrzywiła gdy nazwał ją szkaradną istotą... Jak ktoś kto wygląda jak obiad śmie ją tak nazywać? Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie tym głowy ponieważ bardziej zastanawiało ją od kiedy jednorożce zostają łowcami potworów i noszą przy sobie włócznie. Nie znała ich od tej strony... Nie mogli być z jej rzeczywistości więc raczej nie mogła mieć do nich uprzedzeń. W tym momencie z zamyślenia wyrwał ją ostry błysk i zmiana otoczenia, teraz znajdowała się w dużej bibliotece połączonej z jadalnią.

 

Jaka dalsza droga? Czyli w piątkę tworzyli coś na kształt drużyny? A więc mamy trzy osoby co znają się na walce w tym dwa jednorożce, gryfa-muzyka i kota który jest specem od magii? Prawie parsknęła śmiechem ale udało jej się powstrzymać. Monika sprawiała wrażenie jakby to że podejmą się tego zadania jest pewne... Nie podobało jej się to, w swoim świecie miała niedokończone sprawy i zaczęła się martwić o swoich towarzyszy. Nie byli w bezpiecznym miejscu gdy jej zabrakło. 

- Skąd jesteś taka pewna  że zechcemy uczestniczyć w tej całej dalszej drodze? Czas nas o to nie zapytał... Powiem wprost, mam swoje sprawy i nie wiem czy jest coś ważniejszego od nich - Spojrzała na miskę z kryształami, dawno ich nie jadła ale odrobina słodyczy jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


"Więc to ona nosi imię ze Staro Mowy... bardzo to interesujące" - pomyślałem, kiedy nasza gospodyni odkłoniła się. Zobaczyłem nie pokój w jej oczach, jak spoglądała w dal. "Czym byłą ta burza skoro jej się tak boi, albo zamartwia?"

Rozważania przerwało mi dziwne uczucie, oślepiające światło i huczenie w uszach. "To jest nieprzyjemne uczucie, choć da się przyzwyczaić". Kiedy wszystko minęło zauważyłem iż, miejsce w którym się znajdowałem było inne. Pełno półek z książkami, rozstawionych i ciągnących się wzdłuż ścian, wielki stół i mnóstwo wygodnych krzeseł. Jedynie co się nie zmieniło, to schody prowadzące na górę. Stół był nakryty, akurat dla naszej szóstki a, dania dopasowane do preferencji gości.

"Albo nas się spodziewała, albo jest naprawdę dobrą czarodziejką... ciekawe jak to robi?". Odłożywszy mój ekwipunek i zasiadłem do stołu. "Smażone dzwonki z łososia w sosie grzybowym, dość wykwintny ten poczęstunek... dalszą drogę, przypomina mi to typowy początek ballady - `Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę`" Zacząłem ucztować, słuchając rozmów. 
"Wyobraźnia? Czaruje samą wyobraźnią, intrygujące... Nasza łowczyni jest najwidoczniej dobrze wychowana... Widać że niemilec charakteryzuje się niecierpliwością, ale jednak ma trochę racji... Smoczyca powoli traci cierpliwość i chyba humor..."
- Przyznam iż potrafisz ugościć i jestem wdzięczny za poczęstunek. Jedyne co mogę ci zarzucić, to rosnąca wciąż liczba pytań, ale jestem pewien że w końcu uzyskamy choć część odpowiedzi.  

Edytowano przez Crazy Night
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Witam was jeszcze raz" Na krańcu" rzeczywistości jak i czasu... - Rozłożyła wielce teatralnie dłonie pokazując wszystko w koło. - Tak zwie się to miejsce i wieża czy sam czas w którym się znaleźliście. Sama jestem Monika Lis i pozostaje tylko biernym obserwatorem. Tylko nim mogę być i nikim więcej. Nie ja was tu  sprowadziłam. - Spojrzała wyraziście na Goldinga. - Nie musisz jeść... To twój wybór, ja i tak nie mam nic do stracenia... a uśmiercić was mogłam nawet z wami nie rozmawiając... Byłoby mi o niebo prościej... Nie sądzisz? Wracając do głównego wątku... Nie mam nawet takiej mocy, by kogoś przyzwać na odległość. Może jeszcze nie teraz... - Wzruszyła ramionami.

 

- Jestem tu tylko, by odpowiedzieć na wasze najważniejsze pytanie dlaczego. - Zaczęła wymachiwać swoim palcem w rytm wypowiedzi. - Dlaczego przywiało właśnie was z różnych rzeczywistości tej samej krainy ~ Equestrii.  Nie odpowiem wam na nie indywidualnie, bo to pozostaje nieważne i za dużo czasu zajęłoby mi ustalenie tego ~ nie mamy go... - urwała biorąc głębszy oddech.

 

- Nie będę mówić że tak miało się stać. Uspokajać was. Mówić że wrócicie do waszych poprzednich żyć. Nie wiem jak to się potoczy. - Ucichła na moment. - Że los was wybrał. Ominę te wszystkie brednie zarezerwowane dla wyroczni, którą nie zamierzam nigdy zostać. Dam wam tylko możliwości i nadzieję powrotu. Resztę naprawicie sami, jeśli zechcecie... - Wyrwała sobie blond włos z głowy i lewitacją pokazała go wszystkim w koło, a zwłaszcza smoczycy. - A zechcecie wyruszyć w dalszą drogę... - powiedziała złowieszczo po czym wy lewitowała go na zewnątrz, niezbyt daleko by nadal pozostał na widoku... i wróciła, by ponownie go wszystkim pokazać, a on już był siwy...

 

- Bo zorientujecie się że wyboru nie otrzymaliście, a to miejsce to w gruncie rzeczy jedna wielka klatka na zewnątrz której czeka śmierć... jeśli w porę z niej nie uciekniecie. - Uśmiechnęła się do nich. - Wiedza ma cenę... Wszystko ją ma, jak goni się na ślepo i nie patrzy na konsekwencje. Ja zawędrowałam tutaj za nią... Ale dość o mnie... - Klasnęła w dłonie zmieniając temat.

 

- Nie będę owijać w bawełnę... - Założyła nogę na nogę niczym wielka dama zanim dalej zaczęła swój wielki monolog. - Chodzi tu o integralność waszej krainy... każdej z osobna i jednocześnie wszystkich razem. Załamują się i są pożerane po kolei od samego początku... Wszystko sypie się jak domek z kart od jednego wydarzenia. Zatrzymać to możecie wy... - Spojrzała na nich z pod swoich rzęs. - Dlatego was tu przywiało. Wasza rzeczywistość jeszcze się broni, a czas was wyrzucił tu do mnie, bo wiedział że ja już to widziałam wcześniej z jego perspektywy... Spytacie się najpierw jak to osiągnąć, czy raczej jak stąd uciec, by nie zginąć? - Jej uśmiech przybrał najbardziej bezczelny wyraz jaki u niej widzieli. Może za bardzo do przodu względem nich? Tylko czemu spoglądała na Fate... która zastygła w próbie wzięcia pierwszego kęsa z widelca, co wisiał przed nią... - Nie tylko ja wiem jak zbiec... Pytanie do czego... Do tonącego okrętu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dosyć intrygujące imię nosiła ta osoba brzmiące dosyć nietypowo przynajmniej jak dla mnie. Ostatecznie zdecydowałem się usiąść i coś zjeść przy okazji słuchając wywodu naszej gospodyni jak i innych z tej gromady. Jak na razie do końca nie wiedziałem, co myśleć. Jedyne, co było pewne, że najwyraźniej żadne z nas nie zostało tu zabrane wraz z własną wolą. Nie zareagowałem na wieść, że nie zobaczymy już swych domów. Mojego domu dawno już nie było. Piaski czasu go pochłonęły a ci, którzy byli mi braćmi i siostrami zniknęli na zawsze. Nikt bliski już mi nie został. Na słowa o rozpadających się krainach zmarszczyłem lekko brwi patrząc na te istotę cały czas. Zaczynałem się czuć coraz bardziej pogubiony w tym wszystkim. Czy to oznaczało, że niedługo ta wieża stanie się dla nas niebezpieczna? Ona przed tym ostrzegała a może nam groziła? W końcu zdecydowałem się otworzyć usta.

 

- Mieliście całą krainę, z której pochodzę i wybraliście mnie? - powiedziałem kręcąc głową w zaprzeczeniu. - Powierzacie ratowanie krainy komuś, kto nie był w stanie nawet obronić swego domu, braci i sióstr? Nie wiem, kto dokonywał tego wyboru, ale chyba ktoś tu chciał z kogoś zakpić. Poza tym, co mi za różnica czy wymiar, z którego pochodzę się rozpadanie ja i tak już dawno powinienem był przestać tam istnieć, więc to mi tylko przyśpieszy to, co nieuniknione. Być może takie jest przeznaczenie by wszystko przestało istnieć. Mego domu nikt nie uratował i sami musieliśmy o siebie walczyć, jaki był rezultat już odrzekłem. Jeśli jednak to zadanie sprawi, że zginę śmiercią równie bohaterską jak moi bracia lub odnajdę cel, dla którego przeżyłem wtedy wyruszę na pomoc krainom - powiedziałem twardo marszcząc brwi. Jedyne, czego chciałem to odkupić swe winy nic innego nie miało dla mnie znaczenia. A czy istniał inny sposób by je odkupić niż bohaterska śmierć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy ona próbuje mnie straszyć śmiercią? Myśli że jej nie znam? Nasz świat obumierał, bez światła rośliny nie miały możliwości by rosnąć a jedzenie się kończyło... Czy życie mogło przetrwać w takich warunkach? Jakieś na pewno tak... Ale nie kucyki, gryfy czy smoki. 

 

- Życie jest śmieszne - Stwierdziła - I pełne zadziwiających zwrotów akcji... Najpierw zniża mnie do roli narzędzia w kopytach jednorożców a potem staje się jedną z pięciu osób które ma w sobie to coś co może uratować wszystkie krainy? - Była dumna że została wybrana do tego zadania jednak w jej głosie było słychać niechęć przy wypowiadaniu ostatnich słów. Jeśli teraz pozostanie bierna to wszystko nigdy się nie wydarzy, nie będzie już zła... Ani dobra. Czy ratowanie wszystkich nie jest trochę egoistyczne? Przyjemności są dużo bardziej ulotne niż ból... Minuta masażu nie trwa zbyt długo a ten sam czas spędzony na torturach zdaje się ciągnąć przez całą wieczność.

 

- Dlaczego czas chce byśmy ratowali życie skoro nieustannie dąży do jego unicestwienia? Nie znam rzeczy która podołałaby próbie czasu... Nawet góry nie są wieczne a być może nawet słońce. Każdego czeka ten sam los a jest nim śmierć. - Westchnęła - Mojemu światowi zostało maksymalnie parę lat życia a to wszystko przez wielką idee jednorożców i ich głupotę: My jesteśmy najlepsze, panujemy nad magią i słońcem dlatego tylko my mamy prawo do życia - Krótko spojrzała na Goldinga i Aenyeweddien. Nie był to wzrok pogardy a raczej niepewności. Czy są zdolni do tego samego? - Byłoby nam o niebo prościej gdybyśmy po prostu to zostawili... - Specjalnie wykorzystała jedno ze zdań Moniki - Jest jedna decyzja której nikt ci nie odbierze - Nie cierpiała gdy ktoś wmawiał jej że nie ma żadnego wyboru. 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

- Dążysz Kati do poznania przyczyny jego postępowania, kiedy sama widzę wyłącznie skutki... Nic więcej  -westchnęła po czym jej ręce spoczęły lekko na kolanach. - Chwali ci się to i umówmy się... - zaakcentowała ostatnie słowo. - Ja mówię czas, to mam na myśli osobę odpowiedzialną za przebieg zdarzeń w waszej krainie. Mającą niewyobrażający wpływ na wszystko. Nie wiem jak się nazywa ona w waszym języku... - Podniosła wzrok na smoka. - Jak to postrzegacie. Ja to nazywam czasem i... - Urwała nie wiedząc co powinna zrobić dalej, gdy jej dłonie zacisnęły się w pięści. Może z bezsilności?

 

- Jestem tylko przypadkowym pośrednikiem, szukającym czegoś na tym właśnie końcu... Nie powinno mnie tu być. - Przełamała się mówiąc coraz szybciej, kręcąc głową, gdy w jej dłoniach zaczęło coś się zbierać. Złotawe światło. - Trzecią stroną w jego grze, która chce się wydostać z klatki i wrócić do swojej krainy, by wynieść wiedzę z tej przeklętej  wieży... która została tu spisana. - Ostatnie słowa prawie wykrzyczała, po czym znowu zamilkła, nie wiedząc dlaczego oni zaczynali ją drażnić... Może za długo pałętała się sama? 

 

- Na niczym więcej mi nie zależy, przez co nie doszukuje się logiki. Mówię co widziałam w lustrach, co wyczytałam... Zresztą sami zadecydujecie co z tym zrobić, gdy już stąd odejdę. - Rzuciła złoty klucz do naprawdę niewielkiego zamka na stół, który zatrzymał się na samym środku. - Sami podejmiecie decyzję... Wasze ścieżki nie należą do mnie. Do waż też nie. - Do klucza dołączyła podobna do niego moneta... z kwadratowym otworem w środku. - Wszystko jest w księgach. - Klasnęła w dłonie, a jej głowie odhaczały się kolejne punkty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Klacz przyjżała się Monice. Wydawało się, że została uwięziona w tej wierzy i pomimo prób, nie może uciec. Wszystko jest w księgach. Nie była pewna co ma to znaczyć. Kiedy na środku stoły wylądował klucz i moneta, kalcz uniosła go magią by bliżej się przyjżeć. Do czego był to klucz? Czy moneta była zamkiem? Cokolwiek, chciała to szybko obejrzeć i odłożyć na miejsce.

- Jeżeli jestem potrzebna, mogę wyruszyć. Jest mi to całkowicie obojętne. Aczkolwiek uważam iż mogłabym się przydać w razie gdybyśmy napotkali jakieś potwory - tu uśmiechnęła się zawadiacko. Spojrzała po wszystkich towarzyszach. - To kto się pisze?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie wiem, jaki jednorożec potrzebowałby tak marnego narzędzia - burknąłem na słowa tego pokracznego stwora. Jak to coś w ogóle śmiało o coś oskarżać nasz szlachetny gatunek? My po prostu urodziliśmy się już tacy. Co można było poradzić, że kucyk  ziemski był zazwyczaj niezwykle prymitywny i nie posiadał w sobie magii by coś zmienić? Czy pegazy i te ich barbarzyńskie zapędy, które nie mogły nigdy ich zaprowadzić w dobre miejsce. Jednak zarzucanie mojemu gatunkowi tego, co mówiło te stworzenie wprawiało mnie wprost w irytacje do tego stopnia, że dopiero po chwili skupiłem się na tym drugim stworzeniu, które nam wszystko wyjaśniało.

 

Nic z tego nie rozumiałem. Jeśli to nie ona nas tu sprowadziła to, kto niby? Wszystko to jak do nas mówiła było takie dziwne. Gdy zadało się jej jakieś pytanie mówiła jakby dziwnym łamigłówkami. Jakby po prostu nie mogła udzielić nam zwykłej odpowiedzi. Czy ta wieża była jej więzieniem? Takie odniosłem wrażenie z jej wypowiedzi. Jednak, jeśli rzeczywiście tak było to, dlaczego i nas zamknięto tutaj? Jeśli to było więzienie nikt nie powinien wyjść łącznie z nami. I co niby miało znaczyć, że nasze ścieżki nie należą do nas? Księgi księgami jednak sam o sobie decydowałem. Nie byłem czyimś pionkiem. Sam byłem panem swojego losu.

 

- Też być może się zgodzę o ile ten stwór - wskazałem kopytem na smoka. - Będzie miał więcej ogłady, co do szlachetnego gatunku, jakim są jednorożce - powiedziałem niechętnie. Chociaż nie byłem nikomu nic winny. Te krainy również nie były moją sprawą. Nie miałem powodu by się w to wszystko mieszać. Jeśli jednak tak zdołam odzyskać mój utracony dawno honor mogę spróbować tej wyprawy. Nawet, jeśli będę musiał towarzyszyć tym dziwnym stworzeniom, choć może to być nie łatwe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz zachichotała słysząc słowa jednorożca. Podniosła filiżankę i wypiła resztę herbaty by po chwili nalać kolejną i ją także wypić. Wiedza w księgach... Mało kiedy czytała księgi. Może kiedyś kiedy była młodsza, kiedy żyła matka. Kiedy trafiła do ojca nie było czasu na takie błaznowanie. Liczył się honor, dyscyplina i ćwiczenia. Z każdym kolejnym dniem umiała więcej, z każdym kolejnym dniem była silniejsza dzięki swojej mewie. Spojrzała na medalion z kryształem który z wisał jej na szyi. Przypominał o tym wszystkim co przeszła. O godzinach śpiewu, chrypie, zdartym gardle, kwi na futrze, na grzywie i wszędzie dookoła. I widok smoka, potężnego dumnego gada, który był w stanie zniszczyć cały jej świat. A raczej jej rzeczywistość, choć kto wie czy innych też nie mógłby zgładzić. Podeszła do Goldinga leko szturchając go kopytem w ramię.

- To w takim razie jest jeszcze jeden chętny prócz mnie. Zabawne, zapewne myślicie, że możecie zostać czyimiś pionkankami. Pogrywano mną tyle razy, że nie robi to na mnie większego wrażenia. Więc pytam - tu zrobiła przerwę. - Kto wyrusza ze mną i z Goldingiem? Choć on powiedział może, ale to szczegół. I tak w końcu nie będzie miał wyboru - stwierdziła rokładając kopyta i siadając na swoim miejscu.

Edytowano przez Clocky
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Kontynuując ucztę, uważnie słuchałem wypowiedzi Moniki. Gdy skończyła swój monolog i odpowiedziała na pierwsze pytania mych towarzyszy, wnikliwie zastanawiałem się nad sensem jej wypowiedzi. Po zebraniu wszystkich myśli, które wynikły z analizy słów panny Lis, powiedziałem:

– Pozwól iż, powtórzę twą wypowiedź, abym miał pewność że wszystko dobrze zrozumiałem.
Po pierwsze, znajdujemy się w równoległym wszechświecie gdzieś na końcu/początku czasu, które jest naszym więzieniem , a sami pochodzimy z różnych wymiarów, które są niszczone przez nieznaną siłę. 
Po drugie, sam los/czas/przeznaczenie nas wybrało, bo tylko my jesteśmy zdolni powstrzymać kataklizm, a do tego nie mamy wyboru, gdyż ta sama siła ustaliła naszą przyszłość.
Po trzecie, jesteś tylko obserwatorem, który wyłącznie może odpowiedzieć na nasze pytanie i który widział co się stanie.
jeśli wszystko dobrze zrozumiałem, jak nie to mnie popraw, mam oto takie pytania, na które mam nadzieje odpowiesz:
Co się wydarzy, jeżeli się nie podejmiemy zadania, lub nie uda nam się go wykonać?

Co zyskamy, jak wykonamy to zadanie?

Czy jesteś tu tylko po to, by nam te informacje przekazać?

Oraz czy masz inną zachętę, żebym wziął udział w tej misji niż śmierć?
Nie boje się śmierci już nie raz z nią igrałem. I wychodziłem z tych potyczek zwycięsko, jak na razie. Może dziś wybiła moja godzina? nie wiem, ale z chęcią się przekonam... - powiedziałem z lekkim uśmiechem oraz pewnością siebie.
– Mówisz że nie mamy wyboru, ale zawsze jest jakiś wybór, czy jest to dobry czy zły to inna sprawa. I to ode mnie zależy co postanowię, więc co mi odpowiesz? - Spytałem przyglądając jej się uważnie. Pomimo tego iż nasza towarzyszka była ochocza do wyprawy, nie interesowało mnie to, skupiłem się na naszej gospodyni i jej odpowiedzi. 

Edytowano przez Crazy Night
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.

Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...