Skocz do zawartości

[GRA]Prawda Początku


Hoffner

Recommended Posts

[Fate]

- Teoretycznie... - westchnęła ciężko i dyplomatycznie. - Do mojego rodzinnego Cantterlotu - podkreśliła całą frazę dość dumnie, po czym dodała ze smutkiem. - Praktycznie... Nie mam zielonego pojęcia gdzie go otworzyłam... Dobrze że w ogóle mi się udało. - Pokręciła niezadowolona głową. Nie była wszechpotężna, jakby im mogło się wydawać. - W najgorszym wypadku rozrzuci nas na niewielkim obszarze w tej samej rzeczywistości i czasie. - Spojrzała kątem oka na portal. Bała się go.

- Właśnie o to chodzi z tą wierzą... - Popatrzyła w sufit, gdy jej oczy zmieniały kolory. - Zacząć badać, bo ona podsunie ci dokładnie to co chcesz i zostaniesz w niej ~ na wieki. Monika chciała wiedzy... Dostała bibliotekę, a w tej chwili nad nami jest pustka - stwierdziła następnie spoglądając na to co trzymał gryf już normalnym okiem.

- To? - Wskazała kopytem. - Moneta zareaguje najprawdopodobniej na właściwą rzeczywistość... Klucz otworzy zamek... - Zakończyła z przekąsem jakby nie widział do czego służy. - Pytanie; po co? Myślisz że nie miała w tym interesu? - Uniosła brew. - Nie wierzę...

- I nigdy nie próbuj wchodzić mi do głowy... - powiedziała poważniej, a tak ostrego tonu u niej jeszcze nie słyszał, gdy trąciła go delikatnie kopytem w ramie i widać że ciężko było jej się opanować, by nie zrobić tego mocniej, bo jej kopyto zmieniło cel tuż przed uderzeniem ~ prosto w dziób. Starczyło jej woli, ale w jej oczach widniała prawda ~ gorycz... Zwyczajny strach przed tym co mogło wyjść na jaw i tego co mogło się stać zaraz po tym. - Proszę.

 

[Golding Shield]

W miejscu w którym się znalazł pobił całą poprzednią dwójkę pod względem ilości zdobytych informacji ~ a raczej ich braku, na temat tego gdzie się znalazł. Otaczała go nieprzenikniona ciemność, a w bardzo chłodnym powietrzu mógł poczuć sporą dawkę wilgoci... Gdy stąpał po podłożu słyszał jak pod kończynami uderza kopytami w bardzo jednolitą skałę, od której roznosiło się echo najprawdopodobniej po całej jaskini.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 96
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Wciąż w uszach dzwonił mi śmiech tej gadziny. Tak bardzo miałem ochotę dać nauczkę temu stworzeniu, gdy tylko znajdziemy się po drugiej stronie. Więc gdy tylko się tam znalazłem już nawet chciałem coś powiedzieć w kierunku tego stwora. Jednak stało się coś, czego nie przewidywałem zupełnie. Sądziłem, że ten portal przeniesie mnie do jakiegoś nieznanego mi miasta gdzie mieszkańcy są równie dziwni jak stworzenia, które napotkałem w tej wierzy. Ostatecznie byłem też gotów pomyśleć, że wyląduje w ogniu jakiejś nieznanej mi walki. A jednak za żadnym razem nie przewidywałem, że wyląduje... No właśnie gdzie ja się znalazłem? Było tu tak ciemno a ja nic nie widziałem. Na dodatek nie słyszałem żadnego z tych tworzeń, które miało mi towarzyszyć. Ostatecznie w końcu otworzyłem usta mając nadzieje, że czegoś się dowiem.

 

- Zechcesz mi powiedzieć gdzie jesteśmy? - spytałem w kierunku Fate, bo jak do tej pory ona wydawała mi się jedyną rozsądną osobą w naszej grupie. Przynajmniej sądziłem, że też tu jest. Jednak, gdy przez dłuższą chwilę nadal panowała cisza zagłuszana tylko dźwiękami mojego oddechu. Byłem nieco zdziwiony. Zacząłem po omacku błądzić przednim kopytem wokół siebie. Jednak, gdy wyczułem tylko te jednolitą skałę wokół siebie zdałem sobie sprawę, że zostałem zupełnie sam. Zmarszczyłem delikatnie brwi na te myśl. Zresztą czy potrzebowałem kogoś z nich? Odkąd nie było mych braci i sióstr sam musiałem dawać sobie radę od bardzo dawna. Teraz też nie było różnicy. Nie było światła? Cóż to za problem dla jednorożca? Zanim jednak je wywołałem sięgnąłem po swą włócznie i przyjąłem pozycje gotową do walki. Nie byłem pewny gdzie byłem jednak nawet, jeśli nie było ze mną tu tych moich niby towarzyszy nie mogłem być pewny, że na pewno jestem tu zupełnie sam. Dlatego wolałem być gotowy na nagły atak. Gdy byłem już gotowy użyłem swej magii by rozproszyć otaczającą mnie ciemność.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Golding Shield]

Odpowiedziało mu echo przedrzeźniając niemiłosiernie tymi samymi słowami zapętlonymi w nieskończoność dopóki się nie wygłuszyło samo... W słupie światła mógł zobaczyć że wokół niego są jaskinie zawierający setki czarnych kryształów jak w jakiejś kopalni, gdzie część została przygotowana do transportu ale nie zabrana... Gdzieś w oddali doskonale widoczna znajdowała się trasa kolejki z zablokowanym wagonikiem z pomocą ręcznego hamulca i klocków. Na pysku mógł poczuć powiew świeżego powietrza... w każdym innym wypadku mógł zginąć z powodu jego braku... Tylko górnicy wiedzieli gdzie stąpać by się nie udusić, które tunele były odpowiednio wentylowane... W tej oznaczenia już dawno odpadły z powodu wilgoci i rdzy która pokryła metalowe ich elementy, a farba zwyczajnie się złuszczyła... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy do mych uszu zaczęło docierać tylko moje własne echo padłem instynktownie na ziemie zatykając uszy kopytami. Dopiero po pewnym czasie ponownie wstałem by sprawdzić czy ucichło. Gdy już nie docierało do mych uszu odetchnąłem z ulgą, że się tego pozbyłem. To było naprawdę irytujące jednak teraz byłem pewny, że najwyraźniej byłem tu zupełnie sam a całe to miejsce było od dawna opuszczone. Sięgnąłem kopytem po jeden z klejnotów by się mu lepiej przyjrzeć. Chciwość niektórych moich pobratymców była czasem naprawdę zgubna. Ciekawe czy to samo spotkało tych, co tu pracowali. O ile to były inne jednorożce. Dziwny był kolor tych kryształów taki dosyć niecodzienny jednak teraz miałem inne zmartwienia niż te klejnoty.

 

Zacząłem rozglądać się po okolicy. Im bardziej się jednak tu rozglądałem miałem wrażenie, że jest coraz ciekawiej. Dopiero, gdy ujrzałem trasę kolejki powoli zacząłem się do niej zbliżać. Wtedy też ujrzałem samą zablokowaną kolejkę a czując powiew powietrza zaczynałem mieć wrażenie, że to najlepsza droga. Jednak i była ryzykowna. Nie byłem pewny czy to wszystko się nie zawali, gdy tylko nią ruszę. Patrząc jednak na rozległość tych jaskiń minęłyby całe wieki niż znalazłbym inne wyjście o ile takie było. Nie miałem tyle czasu a reszty życia też tu spędzać nie chciałem. Czasami ryzyko było konieczne. Wskoczyłem do wagonika a gdy tylko się tam znalazłem za pomocą magii zwolniłem hamulec i usunąłem przeszkodę w postaci kamieni z drogi. Miałem nadzieje, że ten wagonik mnie wyprowadzi naprawdę na zewnątrz bym znów zobaczył światło dnia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie mógł być przypadek że tutaj trafiłam... Canterlot nie należał do małych miast dlatego ta sytuacja wydawała mi się podejrzana. Na dodatek nigdzie nie widziałam  Aenyeweddien, nie czułam nawet jej zapachu...

- Dobrze się bawisz? - Powiedziałam z wyczuwalną pretensją w głosie, nie byłam pewna do kogo skierowałam te słowa... Czy do złośliwego losu czy do jakieś nieznanej istoty mającej wpływ na te wydarzenia. Jaki jest tego cel? Mam usiąść, rozpłakać się i rozpamiętywać dawne czasy? Nie... Z tym już się dawno pogodziłam mimo to że moja niechęć do jednorożców pozostała. Po magicznej eksplozji spowodowanej przez Crystal udało mi się wyśledzić jeszcze cztery kucyki z jej gatunku i odebrałam im to co było dla nich najcenniejsze - zdolność do rzucania zaklęć. Wiedziałam że nie jestem związana z tym miejscem w którym się znajduje ponieważ tak naprawdę nigdy mnie tutaj nie było... Teraz stoję tu po raz pierwszy a to co łączy mój wymiar z tym to tylko wygląd i nic po za tym.

 

 Nie znaczyło to jednak że nie jestem ciekawa co się tutaj wydarzyło... Wyglądało mi to na kolejne nie do końca udane zaklęcie jednorożców które wszystkich zamieniło w apetycznie wyglądające kryształy... Postanowiłam się rozejrzeć po tym opuszczonym od lat miejscu, na pierwszy cel obrałam zamek Celestii... Znajdowało się tam parę miejsc które chciałam obejrzeć.

Edytowano przez Shey V2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz skrzywiła się kiedy wilk ją ugryzł. Ba nawet syknęła cicho by po chwili przeklnąć. Uciążliwa rana. Cóż, chodzenie bez jednej tylniej nogi było możliwe tak jak i bieg. Przynajmniej tak mówiła sobie w duchu. Czy było to prawdą? Oddech tak lekki, nie była pwena z jakiego powodu oddycha jej się tak lekko. Umierała? Nie, na pewno nie. Westchnięcie, ułożenie kolejnego planu działania. Wiedziała co chce zrobić, w pełni wykorzystać wszystkie atuty swego ciała. Przecież nie musiała tylko uciekać  i używać mieczy. Kolejny wilk, większy niż wszystkie. Czy także był iluzją? Nie była tego stuprocentowo pewna. Dobiegła tak, by być na odpowiedniej odległości. Dwa zaklęcia, szybkie. Tarcza a także zaklęcie mające uspokoić wilki. Miała tylko nadzieję, że zadziała. W duchu się o to modliła. Kolejny krok planu. Jeżeli wszystko się udało, przelewitowała wodę i oblała nią każdego wilka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Kati]

Przed Kati prawie wszystkie drzwi stały otworem, a drogi nie byli wstanie zagrodzić jej nieruchome posągi gwardzistów, których oczy jak zwykle skierowane były w dal, mimo wszystko mogła poczuć ich wzrok na sobie, co mogło się wręcz wydawać irracjonalne... Inne wystarczyło pchnąć, by otworzyć. i tak właśnie było z drzwiami do sali tronowej... przed którą stała dwójka jednorożców o dumnie wypiętych piersiach... trasę zagradzali jej jednak włóczniami... co nie było większym problemem dla smoka i jego pazurów.

 

Jej wnętrze wyglądało zupełnie inaczej niż reszta pałacu, która wydawała się w prawie nienaruszonym stanie.Witraże po lewej przedstawiały przeszłość... Porozumienie trzech ludów, wigilię serdeczności, pierwsze starcie z Discordem, czy powstrzymanie wiecznej nocy... po prawej z kolej witraże przedstawiały zwykle 6 klaczy... Tych samych które widziała w drugim rzędzie tuż po jej wyjściu. Widać że razem dzierżyły niesamowitą moc w postaci tęczy i pokonały czarnego alicorna, ponowną petryfikację Discorda czy klęskę Tireka... Z całej 6 zmieniła się jedna... Fioletowa, która otrzymała w pewnym momencie skrzydła.

 

Ostatni witraż był wybity i najprawdopodobniej nikt go nie widział oprócz rzemyślnika i osoby która go zniszczyła, gdy czarna kurtyna koło niego leżała na ziemi. Na środku sali jednak leżało coś więcej ~ Kryształowe serce rozmiarów co najmniej głowy kucyka o matowym niebieskim kolorze... świeciło się samo z siebie delikatnym blaskiem... Czy oprócz tego mogły zainteresować ją dwa trony wykonane tak naprawdę z dwóch poduszek i oparcia. Gdzie ten po prawej był w czerwonozłotej kolorystyce, a po lewej w niebieskosrebrnej.

 

[Aenyeweddien]

Wilk przed nią nie zareagował wcale na jej zaklęcia... Mało tego skoczył na nią, a jego ciało przeniknęło barierę bez trudu... Jakby jej starania nie istniały, tak jak tarcza, którą w dobrzej wierze postawiła. Mogła zobaczyć jak jego paszcza zaciska się na jej głowie. Zobaczyć te wszystkie ostre kamienie, opadające na jej szyje. Czy to był właśnie koniec? Czy strach mógł zaistnieć w jej sercu, by odebrać wolę walki, by opuściła gardę i poddała się swojemu losowi?

 

[Golding Shield]

Co wpadło do portalu musiało z niego wypaść... Golding mógł widzieć jak jego zaklęcie światła ciemnieje na moment, tracąc na mocy i zakrzywia się ku górze jakby coś chciało je pochłonąć. Z czarnej dziury wypadł kamień na grupę większych kamieni i dopiero wtedy nadeszły wszystkie konsekwencje, zaklęcia wróciły do normy... Niestety, równowaga w przyrodzie musiała być zachowana i gdy jednorożec jechał kolejką za nim opadła drobna lawina, powodując że tory zaczęły z wolna zapadać się niczym jakieś domino za nim, robiąc przy tym naprawdę dużo hałasu...

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wysłuchałem uważnie odpowiedzi Fate. “Okeeejj… Czyli mogę trafić do jej świata… Ciekawe jak on wygląda… albo do innej rzeczywistość, a zatem i do każdego świata… Niezbyt pocieszające, ale istnieje  też szansa, że wrócę do mego… mała ale jest… Wiem na pewno że będą tam też moi towarzysze…  Ehhh.  Ciekawa, ile minie zanim się pozabijają, lub zginą….  Może wyglądają na niezłych wojowników, ale czy dadzą sobie radę na obcej ziemi?... A co mnie to obchodzi, Poza tym że jak zginął, prawdopodobnie nie wypełnimy misji… potem o tym pomyśle...“ - rozważałem słowa Grimalkina, który zaczął mówić o tym miejscu.  
”Czyli tak to działa, warto wiedzieć, jeśli kiedykolwiek tu wrócę… ale czy jest stąd inne wyjście, niż to które przed chwilą stworzyła…”
“Interesujące… ale aż tak tępy to nie jestem żeby tłumaczyć mi jak działa klucz… ale skoro Monika je nam dała mogę być ważne” - stwierdziłem w duchu i schowałem przedmioty do juków.
Nagle jej głos zmienił tonacje i ujrzałem nadlatujące kopyto. Nastawiłem się by lepiej trafiło. “A oto i moja kara, za potępiony uczynek wobec niej. Przyjmę ją z godnością.” - pomyślałem kiedy uderzyła. Poczułem delikatne uderzenie, ale także to, iż mogło być mocniejsze. “ Widzę że ma do mnie żal… ale też boi się czegoś… Tego co ukrywa w swym umyśle..”.
 Nie dziwiłem się jej że tak postąpiła, znałem inne osoby które by zareagowały gwałtowniej. Zrobiłem poważną ale i pełną zrozumienia minę. Potem wszedłem w portal.  “Skoro jest to jedyne znane mi wyjście, oraz mam coraz mniej czasu , nie mam wyboru, a raczej ten wybór podjąłem wcześniej...” - tłumaczyłem to sobie będąc w nim.

Edytowano przez Crazy Night
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc jak wszystko na niewielką chwilę ciemnieje zmarszczyłem delikatnie brwi patrząc ku górze. Cóż za zła moc musiała tam być by pochłaniać szlachetne światło? Jak daleko zawiodła chciwość mych braci by kopać tak głęboko? Żadne twory nie miała praw ruszać magii jednorożców a tym bardziej szlachetnego światła. Na szczęście efekt był niezwykle krótki. A jednak wzbudził moje zaniepokojenie całą tą sytuacją. Jednak zaraz musiałem skupić się na czymś zupełnie innym, gdy do mych uszu dotarł niepokojący dźwięk a ja obróciłem głowę i zobaczyłem walające się tory. Nie byłem pewny czy sama kolejka będzie w stanie dojechać nim to mnie dosięgnie. Oczywiście nigdy nie mogło być zbyt łatwo. Mogłem się poddać i dokonać tutaj żywota, ale jakbym się wtedy pokazał mym braciom tak łatwo się poddając? Zacząłem skupiać swą magię, która zaczęła otaczać wagon żółtym światłem. Chciałem go, choć trochę przyśpieszyć jednak starałem się nie robić tego nadmiernie by go nie wykoleić. Szkoda byłoby jednak zginąć tak prędko nim cokolwiek się wyjaśniło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chen daleko w odległej krainie tak.
W smoka pieczarze.
Pod ziemią głęboko tam.
Gdzie wyrokiem mym była modlitewna pieśń...
Mą dolą jest by ciągle kroczyć w przód.
Nie ważne przez ile przejść mam dróg...
... Błądzi gdzieś.
Śmieje się.
Smuci też.
Cierpi lecz...
***
Wilk przeskoczył przez barierę, a zaklęcie uspakajające nie zadziałało na nim. Mogło to znaczyć tylko jedną rzecz. Był iluzją, tak jak poprzedni wilk którego zaatakowała. Ale czy ona sama była w stanie puścić gardę i zdjąć barierę tak po prostu? Dalej zastanawiała się nad tym, czy czasem wilk nie jest prawdą a ona nie użyła złego zaklęcia. Nie była pewna w stu procentach. Ale co mogła zrobić lepszego? Gdyby wilk był prawdziwy, ona sama zapewne czułaby już ból, ale tego nie czuła. Chyba jeszcze nie zginęła, prawda? Warknęła pod nosem. Nie ma opcji, nie ugnie się bandzie psów stworzonych z piachu. Zaparła się mocniej nogami o ziemię. Skupiła się i wzmocniła zaklęcie. Próbowała polać resztę wilków wodą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Garrett]

Jego podróż przebiegła w dokładnie w ten sam sposób jak całej poprzedniej trójki... ale lądowanie w tym świecie było chyba najwygodniejsze ze wszystkich... Na swoich policzkach mógł poczuć niezwykle delikatną jedwabną pościel w której wylądował głową... Ku jego szczęściu nie czuł ciepła od niej promieniującego, więc nie znalazł się w nim z żadną inną istotą, nie słyszał też nikogo w koło. Kiedy już mógł podnieść wzrok, o ile w ogóle by mu się by zechciało, bo łoże było niezwykle wygodne. Mógł ujrzeć że wylądował w łóżku w którym wyspałyby by się oprócz niego jeszcze z cztery inne kucyki jak nie sześć mniej wymagających... Całość zasłana fioletową pościelą ze złotymi obszyciami i znakiem słońca, tak bardzo podobnym do tego jaki nosiła Celestia na swoim udzie...

 

Patrząc dalej po pokoju mógł widzieć że był to pokój klaczy, mógł się nawet domyślać dokładnie której, gdy ujrzał toaletkę z wielkim lustrem na bracie której znajdował się chyba jakiś notes, może pamiętnik... Cała reszta wykonana w raczej skromnym stylu w białozłotej kolorystyce z fioletowymi elementami. Na paru regałach jakieś książki, parę zamkniętych szaf... W pokoju znajdowała się jedna rzecz mogąca powiedzieć mu kiedy się znalazł o ile nie miał wątpliwości gdzie. Kalendarz na ścianie wskazywał dokładną datę 21 czerwca roku 18 po przybyciu Luny... Przez okno za którym znajdował się balkon, na zewnątrz nadal królowało słońce. a widok z wieży na miasto był chyba jednym z najlepszych jakie można by sobie wyobrazić. Tylko czemu miasto zdobywane było przez las? To stanowiło chyba największą zagadkę.

 

Jego bystre oczy stamtąd mogły, nie musiały, dostrzec ruch w sali tronowej jak i przy fontannie... O tyle że mógł mieć wątpliwości kim jest pierwsza postać to o wiele dokładniej mógł zidentyfikować Aenyeweddien i podziwiać końcówkę jej walki. Co jeszcze mogło go zaskoczyć? Kryształowe posągi tuż przy labiryncie w miejscu, gdzie Celestia rytualnie wznosiła zwykle słońce. Tak miasto wyglądało na wymarłe. 

 

[Golding Shield]

Mógł widzieć jak swego rodzaju domino i tak go dogania, a jego wagonik zaczyna spadać w dół ale nie on, bo zaczął się toczyć niczym opona samochodowa po autostradzie... Wylądował na czymś co przypominało w dotyku chmurę o ile mógł wiedzieć jak to jest siedzieć na niej i przetoczył się jeszcze parę metrów po tym materiale pod górę wyhamowując swój pęd aż zatrzymał się... Gdy otworzył oczy ujrzeć mógł że znajduje się w powietrzu, a ściany są parę metrów od niego. Co dziwne i rozum podpowiadał mu to że przecież nic pod nim nie ma i powinien spadać w dół, to nie robił tego. Mógł poczuć na sobie czyjś wzrok i chichot. Zwyczajny żeński chichot, który pojawiał się u klaczy gdy widziała coś wyjątkowo zabawnego. Mógł poczuć delikatne tąpnięcia, jak coś się do niego zbliża dość powoli i leniwie...

- Przepraszam że tak długo. Gryf za dużo gadał - stwierdzała Fate podając mu swoje kopyto, by mógł wstać... - Zgaś to światło... nie jesteśmy tu sami... - powiedziała różnie cicho jak poprzednie słowa, a może nawet jeszcze ciszej?

 

[Aenyeweddien]

Wilk zakrwawionymi zębami padł jako pierwszy w kałuży z błota i mimo tego że chciał się podnieść, co najprawdopodobniej wyrażała bulgotająca woda i ogniki w niej świecące, nie był wstanie zrekonstruować swojego ciała. Reszta uciekła pozostawiając towarzysza na pastę losu, gdy przez kolejne iluzje przenikały kolejne krople wody... Szum wiatru jednak ucichł. Czy mogła czuć się bezpieczna?

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy taki był mój koniec? Te myśli zrodziły mi się w chwili, gdy walące tory zbliżały się do mnie coraz bardziej. Widać tak mi było sądzone pomyślałem z uśmiechem. Przypominając sobie tamten dzień. Wszędzie krzyki i odgłosy walki. Intruzi coraz bardziej przedzierali się do środka królestwa. Nasz obrona została przełamana. Para królewska odebrała sobie życie kilka dni wcześniej a ja nie podołałem sam temu wszystkiemu. Stałem patrząc jak reszta cywili ucieka w góry, gdy my dawaliśmy im czas. W końcu stanąłem obok swych najwierniejszych oficerów obiecując im, że nasze czyny i chwała będą żyły wiecznie a potem wszyscy się spotkamy tam przy jednym stole. Wtedy też to wszystko się zaczęło. A jednak nie dotrzymałem swojego słowa. Oni zginęli jak bohaterzy a ja nadal żyłem. Skazałem ich na śmierć a sam ocalałem. Potem zrozumiałem, dlaczego tak było. To miała być moja kara. Na zawsze będzie mi ciążyć ich śmierć. Jednak teraz to dobiega końca.

 

Lecę do was towarzysze pomyślałem, gdy zacząłem spadać w ciemność a na moim pysku tkwił uśmiech. Nagle jednak otworzyłem oczy lądując na czymś dziwnym. Czy tak właśnie wyglądał ten drugi świat? Gdzie, więc byli moi bracia i siostry? Zacząłem się rozglądać jednak w zdziwieniu spostrzegłem, że nadal byłem w jaskini. A ja spoczywałem na czymś... No właśnie, na czym? Czy to była chmura? Ja nie byłem barbarzyńskim pegazem nie miałem na nie wstępu. Nagle jednak usłyszałem damski śmiech i zacząłem szukać jego źródła. Wtedy też spostrzegłem znaną mi już osobę. Chwilę wpatrywałem się w nią zszokowany. W końcu jednak chwyciłem jej kopytko pozwalając sobie pomóc. Chwilę tak stałem wpatrując się w nią ze zdziwieniem. Nigdy nie spotkałem kogoś tak niezwykłego jak ona. Władała mocą poza moim zrozumieniem. A jej wiedza, co niedawno mi udowodniła była niezwykła. Zaraz jednak zabrałem kopyto zauważając, że za długo trzymałem jej przez swoje zamyślenie. Pokręciłem lekko głową.

 

- Wybacz. Jestem trochę rozkojarzony tym wszystkim - powiedziałem lekko przechylając głowę w dół z uniżeniem by zaraz ją podnieść. - Uratowałaś mi życie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś to dla mnie zrobił. Nie wiem czy zdołam kiedyś spłacić ten dług, ale zrobię, co mogę - nagle jednak dotarły do mnie kolejne jej słowa i szybko zaprzestałem używać zaklęcia światła i chwyciłem włócznie w kopyto na wszelki wypadek. - Co za plugastwa się czają w tych ciemnościach? - spytałem rozglądając się wokół.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mimo że znałam drogę do sali tronowej nie czułam się jak u siebie... Szczegóły które pojedynczo  znaczyły nie wiele razem zmieniały cały charakter tego miejsca. Ci strażnicy... Wyglądali jakby w ogóle nie mieli pojęcia co się stało. Trochę przykra śmierć ale nie poświęciłam im nawet chwili na wyrazy współczucia czy żalu, nawet ich nie znałam. Chwilę potem napotkałam kolejną dwójkę, ci byli mniej chętni by mnie przepuścić ponieważ blokowali mi drogę swoimi włóczniami. Nawet po śmierci sumiennie wykonują swoją pracę... Z drugiej strony to nawet nie mają nic do gadania w tej sytuacji.

- Pozwólcie że was oswobodzę - powiedziałam łamiąc ich broń i bez zastanowienia przeszłam dalej... W środku różnic było znacznie więcej. Te witraże... Po nich mogłam poznać że część wydarzeń tego miejsca pokrywa się z historią mojego świata. Wspólne było porozumienie trzech ludów i wigilia serdeczności jednak w powstrzymaniu Nightmare Moon coś się zrąbało... I kim były te klacze? Dlaczego były takie ważne by umieszczać ich wizerunki w sali tronowej? Poznałam uroczy znaczek jednej z nich - element magii... Każdy kto znał tą historię uznawał ją za legendę lub bajkę dla dzieci. Koniec końców to była jednak prawda.. W takim razie czemu im się nie powiodło w naszym świecie? Odpowiedzi na to pytanie już raczej nie poznam. To że jednorożec może zmienić się w alicorna też było dla mnie nowością... Powoli czułam się przeciążona ilością rzeczy do przemyślenia, w ciągu minuty moje życie zmieniło się nie do poznania i wiedziałam że to nie koniec. 

 

W tym pokoju było coś jeszcze... Na środku sali na ziemi spoczywał całkiem spory kryształowy przedmiot w kształcie serca, nadal świecił własnym blaskiem co mnie zaskoczyło. Podeszłam parę kroków w jego kierunku ale nagle się zatrzymałam. Jaki miałam cel w dotykaniu tego dziwnego starego artefaktu? Z całą pewnością miał magiczne właściwości i był zrobiony z tego samego typu materiału co wszystkie posągi kucyków które spotkałam. Nawet jak go podniosę to co? Na schowanie do kieszeni czy plecaka jest za duży. Postanowiłam że na razie zostawię to w spokoju... Nic się nie stanie jak odwlekę to o parę godzin, w końcu to kryształowe serce leży tutaj od wieków czyż nie? 

 

Trony też się zmieniły, były dwa i wyglądały tak jakoś mizernie... Oczywiście porównując z tym co widziałam w swoim świecie ale z drugiej strony nie byłam mocno zdziwiona. Crystal to by rozbolała dupa jakby siedziała na zwykłej poduszce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Golding Shield]

Pokręciła głową, uciszając go, tym że podniosła jego brodę do góry by na końcu spiorunować go wzrokiem, ale on tego nie widział, dopóki nie poczuł płynu na swoich oczach i świat rozjaśniał w naprawdę dziwny sposób. Niezwykłą paletą barw... Bardzo żywą, a dominowały w niej odcienie brązu i szarości... Gdy mógł już spojrzeć na klacz, wyglądała jakby w piersi nosiła wiele setek kluczy a ona sama wykonana była ze swego rodzaju kryształu ~ prawie pusta w środku oprócz właśnie rzeczonych klucza, a było ich naprawdę wiele ~ każdy wykonany z czegoś zupełnie innego... Dziwną rzeczą były jej juki ~ nie istniały dla niego, tak jak kapelusz, mimo że pamiętał że miała je na sobie...

 

- Teraz chodź... - powiedziała ruszając... Ścieżka pod nimi wyglądała jakby była wykonana z białego kamienia, nad którym unosiła się delikatna mgła, a pojawiała się przed nimi i znika za. Przemilczała jego pytania, dopóki nie przeszli sporego kawałka drogi by pokazać mu gestem jednej rzeczy znajdującej się na dole... Tuż przy naprawdę wielkim wyjściu znajdował się postać wielka niczym zbocze góry, leżąca bokiem na prawdziwym bogactwie godnym skarbca prawdziwego imperium... Golding mógł poznać po kształtach że to smok, gdy widział to co ma środku. Pulsującą krew, a najlepiej chyba było widać szkielet, a jego oczy niczym dwa szafiry były otwarte i czujne... Hałas wybudził go ze snu. Co ważniejsze... Gdyby spojrzał na własne kopyta zobaczyłby obraz podobny do smoka ~ istoty żyjącej... Nasuwało się pytanie: "Czym więc była Fate skoro nie była wcale podobna do nich?"

 

[Kati]

Sweep, sweep, sweep... Rozległy się dźwięki zamiatania na korytarzu... któremu towarzyszył dziwny jak dla kucyka krok kopyt... Zamiast czterech uderzeń w regularnych odstępach w grupie po dwa szybkie koło siebie występowało tylko jedno, jak gdyby kuc miał tylko jedną nogę do dyspozycji, drugiego taktu nie można było dosłyszeć. Chociaż... Jej ucho mogło coś charakterystycznego wyłapać... Stąpanie i uderzenia pazurów o podłogę, tak bardzo podobne do jej kroku, ale czy to mogło mieć sens? Dźwięki pracy można było uznać że nudziły pracującego. Leniwe, raczej powolne, bez swego rodzaju werwy, jak gdyby jego praca nie miała żadnego sensu i pozostawała elementem dnia codziennego. Kto to mógł być?

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie do końca byłem świadom, co się stało. Nagle poczułem coś dziwnego w okolicy mych oczu a potem stało się coś jeszcze bardziej dziwnego. Ponownie widziałem jednak nie do końca tak jak zawsze. Barwy, które teraz widziałem były dla mnie niecodzienne. Czy to zrobiła ona? Nigdy nie widziałem tak niezwykłej magii. Zacząłem rozglądać się nerwowo aż mój wzrok zatrzymał się właśnie na niej. Byłem w kompletnym szoku widząc to przed swym wzrokiem. Nie mogłem uwierzyć w to, co teraz ujrzałem. Czy to było jej wnętrze? Ale jeśli tak było to gdzie serce i inne organy potrzebne do życia? Co dawało jej życie? Czy to były te klucze? Tyle pytań mi się cisnęło w głowie. A jednak mimo braków organów żyła i była świadomą istotą taką jak ja. Nic z tego nie rozumiałem.

 

Gdy powiedziała bym ruszył nic nie powiedziałem tylko kiwnąłem głową na znak zgody. Sama prosiła bym był cicho, więc postanowiłem się do tego przystosować. Poruszałem się cały czas będąc zamyślonym tym, co ujrzałem dopóki nie pokazała mi bym spojrzał w dół. Gdy tylko skierowałem tam wzrok niemal się cofnąłem zszokowany. Olbrzymie monstrum, jakie mogłoby chyba pojawić się tylko w koszmarach a jednak tu było i widziałem je. Gdy się tak przyglądałem temu stworowi zauważyłem pewne u niego podobieństwo do kogoś, kogo widziałem. Ta pyskata gadzina wyglądała nieco podobnie do niego. Tylko była znacznie mniejsza. Czy byli ze sobą spokrewnieni? Jednak teraz było jeszcze inne pytanie, jeśli tak było. Wychodziłoby, że to zapewne dorosły osobnik dla ich gatunku, więc ile ona miała lat? Może, dlatego była tak pyskata, bo jest niczym nastolatka.

 

Widziałem wnętrze tego stwora i podobnie jak moje było pełne organów niezbędnych do życia. Tak bardzo się różniliśmy a jednak te same rzeczy pozwalały nam żyć. Ponownie zwróciłem swój wzrok na Fate i wyciągnąłem ku niej kopyto jak bym chciał sprawdzić czy jej ciało jest prawdziwe. Szybko jednak z tego zrezygnowałem. Nie wiedziałem w jej wnętrzu serca, ale miałem wrażenie, że jednak je ma w pewnym sensie. Nie widziałem jej mózgu a jednak była niezwykle mądra. Nie potrzebowała żadnych organów by mieć odwagę czy rozum. A to właśnie te cechy były niezwykle ważne moim zdaniem. Była z pewnością niesamowitą istotą najbardziej niezwykłą z naszej grupy. Miałem nawet wrażenie jakby w pewnym sensie była żywym odzwierciedleniem skarbu mojego dawnego domu. Byłem ciekawy czy byłaby w stanie udzielić mi odpowiedzi na wiele moich pytań jednak teraz nie czas był na to. Kiwnąłem w końcu głową w milczeniu i ruszyłem dalej za nią. Nie chciałem sprowokować tej bestii. Była jednak trochę duża by bezpośrednio z nią walczyć jeszcze w takim miejscu gdzie wszystko by mogło się na nas zawalić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Golding Shield]

Od początku wiedziała, że nie może ponieść tej odpowiedzialności, którą dostała ~ przynajmniej nie przez cały czas. Nie z wyborami i konsekwencjami, które przyjęła dawno temu dla jeszcze większych możliwości, usypiając przy tym sporą część swojego potencjału. Wiedziała że dla jednorożca za nią to co robiła to nie wiadomo jakie czary, tymczasem były to tylko sztuczki ~ podstawowe sztuczki. Przeceniał ją. Zwłaszcza po tym jak zerwała łańcuchy rzeczywistości. Czy to był błąd? Nie uważała tak... Cieszyła się z tego i gotowa pozostała na wszystko co przyszło potem.

 

Wiedziała że będzie wracać do nich za każdym razem. Że sumienie nie pozwoli jej ich pozostawić, tak jakby chciała postąpić... Pytanie ją dręczące brzmiało następująco: Jak prędko i czy sobie poradzą bez przewodnika. Czy ona sobie poradzi bez nich, bo po coś jej zostali dani. To już było dziwne, że mogła zacząć myśleć o tym w taki sposób, w tak krótkim czasie... Ucichło wszystko w jej głowie, gdy przyłożyła czoło do jego czoła, by móc przejść dalej. Widziała już wyjście, więcej nie potrzebowała.

 

Wiedziała że w niektórych starych cywilizacjach gest ten znaczył mniej więcej tyle co pojednanie, ale i bardzo często zaręczyny, gdy wykonywała to klacz z ogierem ~ nie mam przed tobą tajemnic i oddaje się tobie. Nie miała jednak hamulców przed podejmowaniem decyzji, jeśli zaszła taka potrzeba... Problemy rodziły się przy zwykłej rozmowie... gdy zaczynała dostawać wybory, co powinna powiedzieć, albo inaczej... Jak powiedzieć, by zostać odebrana w ten właściwy sposób.

 

Gest jej był równie gwałtowny jak srebrzysta tafla, która ich pochłonęła, tak że pojawili się tuż przed wielkim wodospadem, gdzie oderwała się od niego ale tylko na moment, by znów do niego doskoczyć, jak kot którym była. Liczyła że smok niczego nie wyczuje. Żadnej gwałtownej zmiany, gdy nie użyła zwykłej magii... Nie usłyszy ich kroków po pojedynczych głazach przy dźwiękach spadającej wody.

 

- Nie otwieraj... - krzyknęła mu praktycznie do ucha, jednocześnie zasłaniając mu oczy przed słońcem własną pachą, bo mógł poczuć kopyta na swojej szyi... - Wybacz... ale nie jesteś gotowy na ten widok otwartego świata... a zwłaszcza słońca. - Ogier znowu po chwili mógł poczuć ciecz na swoich oczach. Strasznie zimną, a okazała się nią najprawdopodobniej źródła woda, którą mógł słyszeć w koło dość doskonale... Prawie nic po za nią nie mógł usłyszeć...

 

Dopiero gdy przemyła mu oczy puściła go... pokazując świat. Stali niedaleko murów miasta zdobywanego przez puszczę... Było o wiele większe niż jego... Złoto białe budynki wybijały się ponad mury i wyglądało to niezwykle dobrze w promieniach opadającego słońca.

- To nie jest mój Canterlot - powiedziała, uprzedzając jego pytanie. - Pytaj... wiem że chcesz. Sama bym chciała. - Uśmiechnęła się do niego zanim nie przeskoczyła strumyka znajdując się na niewielkiej plaży, która przechodziła w łąkę, a zaraz potem w rzadki zagajnik. - Może odpowiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otworzyłem szeroko oczy lekko się cofając, gdy klacz się nagle zaczęła ku mnie zbliżać. Nie byłem pewny, co chciała zrobić, ale ja sam raczej nie przywykłem do takich sytuacji. Zaraz jednak zobaczyłem jak jej czoło zbliżało się ku mojemu by zaraz je dotknąć. Sam skamieniałem bez ruchu widząc ten gest. Widziałem często, gdy jakieś pary tak robiły w królestwie, z którego pochodziłem. Jednak byłem przekonany, że nie może chodzić o to. Musiało za tym kryć się coś więcej. Szybko okazało się, że miałem, co do tego racje. Moje oczy otworzyły się szerzej na widok tafli, która nas nagle wciągnęła. Nagle poczułem jak znowu mnie puściła.

 

Chciałem otworzyć oczy zobaczyć, co właściwie się stało. Nie zdążyłem jednak tego uczynić. Ponownie poczułem jej bliską obecność i niemal się zgiąłem słysząc jej krzyk do ucha jednakże zastosowałem się do jej instrukcji. Poczułem jej kopyta na sobie, przez co na moim pysku pojawił mi się lekki rumieniec. Cieszyłem się, że miałem hełm, dzięki któremu nie było tego widać. Jednak, co miało znaczyć, że nie jestem gotowy? Ponownie poczułem coś na swych oczach. Znów mnie puściła a ja mogłem otworzyć oczy. Jednak nie tego się spodziewałem. Z czym walczyli mieszkańcy tego miasta? czy to jakaś diabelska roślina?  Gdy ponownie ją usłyszałem przekierowałem wzrok na nią. Canterlot? Czym że niby jest ten Canterlot? Jeśli to było to miasto widać, że dawniej było imponujące, ale teraz... Nie wiem, co strasznego musiało tu się stać. Gdy nagle ją usłyszałem zrozumiałem, że albo czytała mi w myślach jak wtedy albo się tego domyśliła.

 

- Mam wiele pytań - odrzekłem kierując się w jej kierunku. - Mógłbym spytać cię o to, co widziałem, gdy na ciebie patrzyłem. Również o to, czym jest ten Canterlot i co tu zaszło - stwierdziłem i lekko westchnąłem. - Masz wielką wiedzę zobaczyłem to, gdy wtedy do mnie przemówiłaś. Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego? - spytałem lekko opuszczając głowę. - Dlaczego ja przeżyłem a inni zginęli? Poszukuje tej odpowiedzi od dawna. Czy to jest moja kara za to, co uczyniłem? Oboje wiemy, że tu nie pasuje. Niemal nic nie wiem o tym świecie, podczas gdy wy wszyscy macie większą wiedzę o nim ode mnie, choć jesteście z innych światów - westchnąłem i uniosłem głowę. - Raz już zawiodłem nie chce uczynić tego drugi raz - w tych ostatnich słowach zagościł u mnie wyraźny smutek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Portal okazał się dość dziwnym miejscem, nie był on ani dokładny, co wynikało ze słów Fate, ani też nie wyczuwalny, jak inne tego typu zaklęcia. Pozostałe działały błyskawicznie, oraz pozostawiały po sobie tylko dziwne uczucie i posmak. Ale to był portal Między-wymiarowy, dzięki niemu mogło się trafić do innej rzeczywistość więc może dlatego się różnił. Przejście w wyglądzie przypominało ciecz, ale zachowywało się jak gaz. Plazma.. takim mianem Fizycy określają ten stan skupienia… nie byłem pewien, ale czułem iż ta materia pokrywa me ciało, które traciło swe kolory. Sam zacząłem spadać w dół, powoli zaczynając wirować.
Przed mymi oczyma ujrzałem różne, czarno-białe krainy, niektóre mi znane, inne podobne do tych z mej pamięci i cześć całkowicie mi obca. Mogłem też ujrzeć jak te krainy są niszczone, albo tworzone. po jakiś kilku sekundach wypadłem z portalu.

 

Czułem pod sobą niezwykle miękki materiał. Był przyjemnie zimny oraz wygodny. Podniosłam lekko głowę i ujrzałem że leże na łóżku. “Czyli to był tylko sen…” - pomyślałem w pierwszej chwili, ale od razu to zbagatelizowałem, gdy ujrzałem jego rozmiary. “Nie, to nie był sen. A ja leże w czyimś łóżku.” Pomimo, że kusiło mnie by dalej leżeć i zrobić sobie krótką drzemkę, postanowiłem wstać. Ujrzałem pomieszczenie w którym się znajdowałem. Dominowała w nim biel i złoto. Mimo iż nie znałem zbyt dobrze Equestrii, to dokładnie wiedziałem gdzie się znajduje. Była to sypialnia Księżniczki Celestii. Poznałem po zdobieniach które się tu znajdowały. Do dziś pamiętam ten dzień, gdy zostałem zaproszony  na Galę Grand Galopu, która odbywała się w zamku.

 

Spoiler

Było to 4 lata temu, wędrowałem akurat po Equestrii, Podczas mej podróży słyszałem różne opowieści i legendy. Założenie przez 3 klany państwa kuców, atak stwora chaosu,historia  wielkiego czarodzieja  oraz wygnanie złej siostry na księżyc. Nie wiedziałem, czy są one prawdziwe czy nie, jednak były idealne na ballady. Napisałem kilka utworów na ich podstawie i grałem je, krocząc po tym kraju. Tamtego dnia występowałem w Canterlocie, miasta  znajdującego się tuż obok zamku. Miałem akurat to szczęście iż, podczas mojego występu, gdy wykonywałem utwór oparty na legendzie Nightmare Moon,weszła sama Księżniczka. Usłyszała mą pieśń, która ją zaintrygowała i zaprosiła mnie na galę, jako jeden z artystów. Wtedy pierwszy i jedyny, raz odwiedziłem zamek, ale nie miałem tego zaszczytu, aby zwiedzić prywatne pomieszczenia. Na balu ujrzałem przepiękne zdobienia, cudowne gobeliny, oraz  witraże, upamiętniające te wszystkie wydarzenia o  których słyszałem...


Przez chwile, zapadłem w nostalgiczne wspomnienia , ale szybko wróciłem do rzeczywistości. “To nie jest czas, ani miejsce na to...” powiedziałem w duchu. Szybko rozejrzałem się po pomieszczeniu, aby sprawdzić czy nikogo niema. “Pusto, na szczęście, ale nie wiem czy ktoś się tu nie zjawi”. Ostrożnie podszedłem do drzwi i sprawdziłem korytarz. Stwierdziłem iż niem tam żywego ducha. Wróciłem do pomieszczenia i przyjrzałem się mu ponownie. Moją uwagę przykuł kalendarz Equestriański. Różnił się od tego który znałem, ale nie to mnie zaintrygowało, lecz data która na nim była. Znajdowałem się prawie o 1000 lat przed moimi czasami w których żyłem. “Więc zostałem przeniesiony do przyszłości… w innej rzeczywistości… albo to teraźniejszość w tym świecie… lepiej nie myśleć o tym bo zaraz się zgubię w wyliczeniach.“.
Zostawiłem to i spojrzałem w lustro i w swe odbicie. Pomimo tej dziwnej przygody dość dobrze wyglądałem - Pióra dalej były czyste i ułożone, a strój się nie zniszczył. Wszystko do siebie pasowało: koszula, kurtka, apaszka, kapelusz. To był mój ulubiony styl. Kończąc poprawianie chustki, zapamiętałem miejsca i rzeczy do obadania na potem.

 

Wszedłem na balkon by, zobaczyć widok i sprawdzić, czy da się trendy uciec w razie wypadku. Ujrzałem Canterlot w swej okazałości. Byłby to piękny widok, gdyby się nie okazało, iż miasto jest w ruinach, pokryte lasem. “Ten świat chyba jest po jakiejś katastrofie.”.
Koło zamku stało mnóstwo kryształowych figur kucy. Zauważyłem ruch w pobliżu nich. Nie zdążyłem zauważyć kto, to ale postać poruszała się na dwóch nogach… “Czyli ktoś tu żyje albo to jeden z mych towarzyszy ale i tak lepiej być ostrożny...”.

Spojrzałem w centrum miasta i ujrzałem walkę. Wilki atakujące jednorożca. Była nim  Aenyeweddien. Wykańczała właśnie jednego z nich. “Widać potrafi iż potrafi walczyć i ma ducha walki... Ale czy wyszła z niej bez szwanku?...”.

 

Po zbadaniu sytuacji na dworze wróciłem do pomieszczenia. “Miasto wydaje się być martwe… czyli zamek też powinien być… Mogę to wykorzystać” - pomyślałem i zacząłem szperać po szafkach i szufladach . Gdy znalazłem coś interesującego brałem to. “Z niektórych nawyków nie da się wyjść…”.
Skończywszy zbieranie przedmiotów  postanowiłem dowiedzieć się paru rzeczy z historii tego miejsca z jedynej rzeczy która rzuciła mi się w oczy, Pamiętnika. Czytałem szybko i dokładnie.



 

Edytowano przez Crazy Night
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Garrett]

Może i sypialnia księżniczki wyglądała dobrze, to jej zawartość do rabowania nie zachęcała... W większych szafach były zwyczajne kreacje ~ głównie suknie, które od dawna zbierały kurz, bo księżniczka bardzo często przychodziła w tym co zawsze ~ zwyczajnych złotych regaliach i tak olśniewała wszystkich samą swoją obecnością. Na dnie szafy nie było ukryte kompletnie nic pomiędzy różnymi bucikami pasującymi do kompletów... Żadnych skrytek. Półki z książkami zawierały zwykle bestsellery ~ bardzo często tytuł podpowiadał że był to romans, które chciała mieć pod kopytem. Od czego miała całe skrzydło w bibliotece? Również tam nie ukryta została jakaś dźwignia...

 

W szafkach toaletki. Tu już robiło się ciekawiej... Dla klaczy która znała się na perfumach... Było wiele flakonów, tylko jeden był w czarnym pudełku, który po otworzeniu pokazywał niewielką cukierkoworóżową fiolkę z zatyczką w kształcie serca i tylko paroma kroplami specyfiku z aplikatorem... Nie trzeba było być specjalistą do czego służyła. Ta konkretna jednak nigdy nie została otwarta... Też był liścik: "Udanego dnia "heart and hooves day"! ~ Cadence... Czy gryfa mogły interesować tusze do rzęs?

 

W szufladzie niżej mógł znaleźć prywatne listy... i eleganckie pióro wykonane z prawdziwej lotki o barwie nocnego nieba z elegancką srebrną stalówką z symbolem księżyca... Znajdował się też tam niewielki złoty kluczyk niewyróżniający się chyba praktycznie niczym. Tylko gdzie znajdował się zamek?

 

Pamiętnik był przemieszany z notesem i planami dnia następnego... Niewielka część kartek została niezwykle dokładnie usunięta ~ najprawdopodobniej przez autorkę, bo całość nie traciła na treści, przez co nie istniały dziury pomiędzy kolejnymi datami... Ostatni wpis nie został skończony, a brzmiał tak, zapisana niezwykle eleganckimi literami:

 

Spoiler

 

20 VI

Wszystko jest przygotowane do jutrzejszego  święta... Szkoda tylko że będzie to najkrótsza noc w tym roku, że nawet nie odczuwam specjalnej potrzeby snu, gdy wszystko skończyło się tak późno. Tyle się dziś wydarzyło że nie mam ochoty nawet o tym pisać, bo nie mam być na kogo zła... Twilight i Cadence nie opuszczał dobry humor... To był dobry dzień, cała rodzina królewska pod jednym dachem, żadnych nieprzewidzianych zdarzeń, chodź nawet Discord pomagał przy wszystkim, a mimo upływu lat nie zmienił do końca swej natury... Największą jednak atrakcją była Flurry Heart... Nie widziałam jej od dawna, a dziś chodziła za mną chyba cały dzień... Pytała nawet czy ze mną będzie mogła wznieść słońce. Jak mogę jej odmówić?

 

 

Jakby się zastanawiała co począć...

 

[Golding Shield]

Zatrzymała się gwałtownie, słysząc że użala się nad sobą, a jakby wszystko wokół zamilkło wraz z nią. Nawet wiatr wśród liści czy woda za nimi straciła swą dźwięczność. Stanęła przed nim, a jej oczy zmętniały... Nie było w nich żadnej mocy tylko czysty błękit nieba... Jakby specjalnie nie chciała z niego czytać więcej niż powinna ~ być normalną żyjącą istotą i właśnie tak ocenić sytuację. Wtedy pojawiła się w nich determinacja. A jej pysk co moment zmieniał wyraz, wraz z kolejnymi emocjami jakie się przez nią przetaczały ~ wątpliwościami... Czy on chciał umrzeć?

 

- Co masz na sumieniu że tak uważasz? - zapytała się, uderzając kopytem o ziemie, że nie zgadza się na to. Zwiększając jednocześnie tępo wypowiedzi i zaostrzając ton swojego głosu... Brak w niej jednak było gniewu. - Coś straszliwego uczynił? - powiedziała odwracając na moment głowę. Szukała właściwych słów w koronach drzew.

- Że nie możesz siebie zaakceptować, by kroczyć dalej. Co się tam stało? Opowiedz mi, bo ja nie wiem wszystkiego... - Kręciła głową, a w jej głosie nawet pojawił się rozkaz... Ona chciała wiedzieć... Znała przecież historię jego królestwa tylko do pewnego momentu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego akurat dzisiaj nas musieli wezwać na ratowanie świata? Nie mogli zrobić tego jutro albo za dwa dni kiedy odpocznę? Najwidoczniej nie... Oprócz tego większość moich rzeczy przepadła ponieważ znajdowała się w drugim plecaku. Zwykle uznawałam się za osobę mającą dużą porcję szczęścia więc dlaczego ten jeden raz fart musiał mnie opuścić? Nie wiem chociaż może to i lepiej. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłosy zamiatania i stukania pazurami o posadzkę co oznaczało że jednak ktoś żywy się tutaj znajdował. Odwróciłam głowę ale nie zobaczyłam nikogo, nie śpiesząc się wyszłam na korytarz. Nie zachowywałam ostrożności... Co mi może zrobić osoba dysponująca jedyne miotłą? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy dotarło do mnie jej pytanie opadłem bezwładnie siadając na ziemi. Czyli nie wiedziała jak nasza arogancja doprowadziła nas do zguby? Jak zawiodłem wszystkich, którzy na mnie wtedy liczyli? Gdy byliśmy tam i wspomniała o moim dawnym domu sądziłem, że znalazłem kogoś, kto to widział. Kogoś, kto zdoła mi odpowiedzieć. A jednak ona nie widziała tamtego dnia. Czy byłem w stanie jej odpowiedzieć? W samych myślach, co noc w każdym koszmarze odtwarzałem tamten dzień. Pamiętam te krzyki i odgłosy walki. Królestwo, które miało dać nam nadzieje zmienione na mych bezradnych oczach w gruz. Wszystko tamtego dnia przepadło. Nie podniosłem głowy tylko wbiłem ją w ziemie aż zaczął dochodzić z mych ust słaby dźwięk. Gdyby nie to, że byliśmy sami w jaskini pewnie nic by nie było słychać.

 

- Byłem młody, gdy zakończyłem akademię a jednak miałem swoisty talent tak mi wtedy powiedziano. Szybko zacząłem piąć się w hierarchii aż stanąłem na samym szczycie zostając dowódcą naszych sił zbrojnych - mój głos coraz bardziej się łamał tak jak bym miał się niedługo rozpłakać. - Tam wszyscy byliśmy niczym rodzina. Każdy nie patrzył na swoje dobro, lecz na brata czy siostry każdy gotów oddać za siebie życie bez mrugnięcia okiem. Wspaniałe królestwo, które górowało nad wszystkim innym. Nasi przodkowie nie chcieli dalej tak żyć, dlatego porzucili królestwo jednorożców. Wiedzieli, że wojna między kucykami nigdy się nie skończy a to najlepsze wyjście - na chwilę zamilkłem. - Nie mówiliśmy już jednak jednym głosem. Nasz wspaniały skarb górował nad innymi królestwami jednorożców, które wybrały podobną drogę jak my. Pragnęły go jego wielkiej mocy - złapałem lekko oddech by dalej móc kontynuować. - Nasi władcy potrafili się jednak z nimi porozumieć i utrzymywać pokój przynajmniej tak było do tego dnia. Miał to być najpiękniejszy dzień ze wszystkich. Na świat przyszedł dziedzic, który miał pociągnąć dalszą falę ich szlachetnego rodu. Jednak źrebię urodziło się słabe i chore. Nikt ani nic nie mogło mu pomóc i niedługo później potomek rodu zmarł. Rodzina królewska nigdy nie pogodziła się ze stratą i coraz bardziej pogrążali się w smutku nie będąc już w stanie sprawować kontroli nad wszystkim - zamilkłem i podniosłem lekko głowę by skierować na nią swój wzrok.

 

- Na mnie spadł obowiązek by utrzymać naszą krainę w całości ja jednak nie byłem gotowy na taki obowiązek - uderzyłem kopytem w ziemię na samo wspomnienie. - Przeciwne królestwa natychmiast zauważyły, że słabniemy. Wspólnie założyli sojusz przeciw nam by zabrać nasz skarb. Próbowałem najpierw negocjacji i udało mi się wywalczyć kilkumiesięczny pokój jednak byłem głupcem im ufając. Nadal w tajemnicy knuli przeciw nam. Wiedziałem, że coraz bardziej tracę grunt pod kopytami, więc poszedłem błagać rodzinę królewską o pomoc - znów na chwilę zamilkłem a mój głos spoważniał. - Byli tam martwi. Zabili się z rozpaczy i tak zakończyła się ich dynastia. Wrogowie szybko to wykryli i nie dali nam czasu na żałobę byśmy przypadkiem zbyt szybko się nie pozbierali wykorzystali szansę. Staraliśmy się bronić jednak było ich zbyt wielu. Kolejne posterunki i przyległe miasteczka upadały. Nie oszczędzali nikogo. W akcje ostatniej desperacji nakazałem by wszyscy mieszkańcy uciekali w góry, gdy reszta naszych oddziałów, która jeszcze przetrwała dawała im czas na to. Wiedziałem jednak, że nasze królestwo jest stracone. Nie mogłem pozwolić jednak by skarb wpadł w ich kopyta by zaczął nieść cierpienie. Zebrałem najbardziej zdolnych oficerów wokół skarbu. Czekaliśmy jak najdłużej by uciekło tak wielu ilu zdoła a potem wspólnie, gdy oddziały wroga były coraz bliżej użyliśmy naszej magii by zniszczyć to, czego tak chroniliśmy. Potężna eksplozja magii zabiła wszystkich i zniszczyła wszystko wokół Mieliśmy ponieść tamtego dnia największą ofiarę - nagle się podniosłem i stanąłem naprzeciw niej.

 

- Teraz rozumiesz? Liczono na mnie a ja wszystkich zawiodłem. Obiecałem, że wszyscy zginiemy razem zamiast tego ja się obudziłem wśród kości kucyków, którzy byli mi kiedyś rodziną jak i agresorów. Mój niegdyś wspaniały dom był ruiną a ja zostałem zupełnie sam. Obiecałem im wspólną śmierć a ich oszukałem. Oni nie żyją ja tu zostałem. Jedyną moją szansą by zaznać spokój jest znowu się z nimi spotkać i dotrzymać danego im słowa w tamtym dniu. Nadal nie potrafię zrozumieć jak przeżyłem wtedy - odrzekłem znów upadając. Miałem racje te słowa były bardziej bolesne niż myśli i obrazy w nich. Niemal miałem wrażenie, że czuje łzy, które mogłyby mi wypłynąć, ale oczy jednak pozostały suche.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Golding Shield]

- A teraz się zapytam... - westchnęła zastanawiając się. - Szukasz śmierci? - spytała się niezwykle lekko jak na pytanie tego kalibru, cofając się jednocześnie parę metrów do tyłu, gdy z jej głowy spadł kapelusz i juki tuż koło drzewa... Jakby odkładała je szykując się do walki...

 

Na jej czole wyrósł zaostrzony róg, a nie tępy kołek jak u zwykłego jednorożca, gdy jednocześnie grzbiet przyozdobiła para błękitnych mentalnych skrzydeł, które rozłożyła dodając sobie majestatu, gdy mówiła, ale nie to było najważniejsze... Jej róg rozjarzył się intensywnym błękitnym światłem, gdy z surowej mocy powstało proste ostrze wyrażające jej emocje... Było twarde jak jej determinacja, a jego kształt nie przyciągał jakoś specjalnie oka... Był najprostszym możliwym wariantem tego oręża. Obróciła się do niego bokiem przyjmując postawę, gdy za nią wyrosło krótsze ostrze podobne do pierwszego...

 

- Pokaż mi że potrafisz - powiedziała dobitnie - a nadam twojemu życiu sens i odpowiem na pytanie: dlaczego? - Jej oba miecze rozbłysły przyjmując całkiem fizyczną formę... Wyglądały jak działa najlepszych kowali mimo że wydawały się zupełnie tępe. Nie zdolne do przecięcia czegokolwiek w tym zbroi... Wykonane z bladoniebieskiego metalu, wydawały się zupełnie białe w promieniach słońca, którego nie odbijały...

 

- Nie mogłeś jeszcze wtedy o tym wiedzieć - westchnęła, nie spuszczając go z oczu, które miała szeroko otwarte. Nie wiedziała czego dokładnie ma się po nim spodziewać... Wolała nie ryzykować. Raczej nie liczyła na nieuczciwe zagrywki z jego strony... Był ogierem, a ona nie chciała przecież go skrzywdzić.

 

[Kati]

Na korytarzu mogła zobaczyć postać wykonującą całkiem machinalne ruchy... Do przodu i do tyłu, przenosząc śmieci na szufelce do wiaderka, które przesuwał nogą... Wyglądała zupełnie jak postać z witrażu, która została unicestwiona co najmniej dwukrotnie, a jak widać wciąż poruszała się całkiem sprawnie i zdrowie jej dopisywało. Głowa kozła, dwa różne rogi na niej, tak jak każda inne kończyna wraz z skrzydłami osadzona na brązowym wydłużonym tułowiu, którego przedłużeniem był czerwony wężowaty ogon z pędzelkiem na końcu. Jednym słowem Discord ~ Pan Chaosu sprzątał opuszczony zamek nie szerząc tego do czego się na rodził. To wydawało się dość dziwne... Zważając na opowieści które znała o nim.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cofnąłem się kilka kroków do tyłu. Wcześniejsze uczucia smutku zaczęły we mnie zanikać na ten widok. Nie chodziło tu teraz o miecze, które mnie okrążały, choć budziły lęk. To nie to a postać, którą przyjęła. Wiedziałem już, że potrafi przyjmować postacie kucyków jednak teraz przypominała jednorożca. Był to jednak jednorożec o wręcz królewskim majestacie. To nadal jednak nie mogło być powodem mojego zdziwienia tylko były to dwa skrzydła. Jednorożec, który posiadał cechy pegaza. Zupełnie jakby były w niej cechy wszystkich naszych gatunków. Mógłbym rzecz idealna harmonia. Jak to jednak było możliwe? Wyglądało to tak jakby jednorożec i pegaz zapewnili sobie potomstwo. Jednak sama myśl o czymś takim mnie odpychała.

 

Nigdy nie widziałem takiej magii, jaką teraz mi pokazała. Nie sądziłem jednak by chciała ze mną walczyć. Tu chodziło o coś innego. Powoli ruszyłem w jej kierunku stojąc jednak przy samym ostrzu położyłem na nim delikatnie kopyto by opuścić je w dół. Unikałem przy tym ostrej części nie będąc pewnym jak była ostra ta broń utworzona z magii być może była zdolna ciąć metal. W końcu powoli stanąłem naprzeciw niej i wtedy uniosłem znów kopyto w górę zbliżając je do swojego hełmu. Kilka razy pokręciłem nim aż w końcu stał się na tyle luźny, że mogłem go zdjąć. Wtedy też pokazałem pierwszy raz swój żółty pysk i spojrzałem swym zimnym wzrokiem w jej oczy.

 

- Nie boje się śmierci - odrzekłem w jej kierunku twardo nie spuszczając wzroku z jej spojrzenia i dalej stojąc naprzeciw niej. - Nie jestem jednak tchórzem. Każdy może się poddać i poderznąć sobie gardło by zakończyć swój los. Ja jednak gdybym tak uczynił nie mógłbym im spojrzeć w oczy. Prośba by ktoś mnie zabił byłaby temu równa - na chwilę zamilkłem wpatrując się w nią nadal. - A więc odpowiadając na twoje pytanie jestem na nią gotów jednak poddam się jej wtedy, gdy naprawdę nadejdzie mój czas do tego czasu jestem gotów nieść swe brzemię. W innym wypadku nigdy nie będę mógł na nich spojrzeć w tamtym świecie - zakończyłem czekając na to, co zrobi. Jednak sam nie sięgnąłem po broń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe ile czasu już tak sprząta... Przynajmniej mam wyjaśnienie dlaczego mimo upływu lat wszystko nie jest przysypane kurzem. Czyżby to była jego wina że wszyscy zamienili się kryształ? Jakiś kolejny dowcip w jego wykonaniu który miał być zabawny ale poszedł za daleko? Nie... to raczej nie jego sprawka. Odczarowałby wszystkich a przynajmniej tak mi się wydaje. Kłopot chyba leży w czymś innym...

- Jak leci?- zaczęłam nie pewnie opierając się o figurę jednorożca... Może nie było to odpowiednie przywitanie na zaczęcie rozmowy w tej sytuacji ale nie obchodziło mnie to. Nie chciałam się godziny zastanawiać jak to pociągnąć - Co się stało że wszyscy są kryształowymi posągami? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Fate]

- Wojownik nie umiera lekko. Śmierć, by go dopaść, musi stoczyć z nim walkę. A wojownik łatwo śmierci nie ulega* - wyrecytowała znany sobie tekst zachowując dłuższe przerwy pomiędzy zdaniami, przymykając  przy tym oczy, gdy cały jej pokaz zaczął znikać i rozpływać się w powietrzu, jak gdyby nic się nie wydarzył, a dźwięki otocznia wróciły na swoje miejsce. Z tego wszystkiego został jej tylko róg na czole ~ tak na wszelki wypadek... Rozjarzył się on na moment tworząc Iluzję półprzezroczystego jednorożca i wszystkie procesy, które zachodziły podczas rzucania zaklęć. Podstawy naukowej, której jej nauczyli dawno temu.

 

- Pokaże ci dlaczego przeżyłeś... - odezwała się ponownie, a na jej modelu obrazowało się wszystko po kolei. - Magia skoncentrowała się w tobie w postaci bąbla odcinając od reszty świata w momencie wybuchu... - westchnęła, ale cieszyła się. Myślała że po pełnił nie wiadomo jaką zbrodnie. A to tylko przypadek... Za który się obwiniał. - Dość rzadki przypadek przy rzucaniu naprawdę potężnych zaklęć destrukcyjnych, gdzie uwalniasz niesamowitą moc. Sama miałam z tym problem. Chciałeś wyzwolić za wiele na raz i powstała swego rodzaju blokada... - Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. - Straciłeś wtedy przytomność i ocknąłeś gdy było po wszystkim. Zaklęcie zwie się Sferą Otiluke'a... jedno z najpotężniejszych zaklęć obronnych zostało również odkryte przypadkiem w moim świecie... - Na jej głowę wskoczył kapelusz, jak i juki na grzbiet. - Drzemie w tobie niewykorzystany potencjał... Pozwól go sobie odkryć... - Uśmiechnęła się do niego tym samym uśmiechem, który widziała u kucyków żyjących codziennością ~ zawierał niezbadaną bezinteresowność.

 

*Andrzej Sapkowski

 

[Kati]

- Oj nie dobrze, bardzo nie dobrze moja droga... - odpowiedział dość zmarnowanym i zaschniętym głosem. Nawet nie zwracając na nią uwagi, wypijając po chwili szklankę mleka czekoladowego, która pojawiła się znikąd w jego ręku, gdy tylko pstryknął palcami. - Halucynacje coraz częściej zaczynam widzieć... Wczoraj Fluttershy i reszta, a dziś... - Spojrzał się na nią ale z początku tylko jednym okiem. - Ty... Dziwne... nie pamiętam cię... - Z wrażenia opuścił miotłę, która sama poleciała ostawić się do ściany... Zaczął podchodzić do niej i chwycił ją za policzki, niczym jakaś stara babunia oglądając uważnie twarz, rozciągając ją przy okazji do niemożliwych rozmiarów... - Powinnaś wiedzieć... Wszyscy wiedzą... - Puścił ją, wracając do swojej pracy... - Wszyscy mi współczują ale i tak odchodzą nie mogąc zostać.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.

Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...