Skocz do zawartości

[Pojedynek] [C] Mephisto The Undying vs Arcybiskup z Canterbury


Recommended Posts

Mam nadzieję, że porządnie stęskniliście się za magicznymi zmaganiami, bo dzisiaj nareszcie powracają żądni wrażeń śmiałkowie, a wrota nowej areny otwierają się, zapraszając wszystkich ciekawych!

 

To nie tylko pierwszy pojedynek od dłuższego czasu, ale również pierwszy pojedynek roku 2017!

 

Bez zbędnych ceregieli, zapraszam na tradycyjną, kamienną arenę będącą niegdyś swoistym dojo dla przygotowujących się do służby jaśnie Celestii gwardzistów! Pamiętający, lub znający z historii moc Nightmare Moon wojacy pieczołowicie trenowali swoje mięśnie oraz kanały energetyczne, by bronić swej władczyni nie tylko przed tym złem, ale również każdym kolejnym kucykiem, który ma chrapkę na jej królestwo. Współcześnie, po zamknięciu pewnych rozdziałów z przeszłości, dojo zostało przeniesione, a żołnierze szkolą się również w służbie księżniczki Luny, wolnej od koszmarnego zła. Wierzcie mi, w tym miejscu wciąż utrzymuje się energia niejednego jednorożca, który wsławił się swym bohaterstwem czy nadzwyczajną mocą, trudną do osiągnięcia nawet dla wyjątkowych kucyków! Został tu utrwalony kawał historii, arena ta ma wymiar symboliczny dla każdego kto pasjonuje się magią oraz tym jak można wykorzystać ją w bitwie. Miejsce, w którym narodzili się bohaterowie posłuży nam dzisiaj do starcia między dwiema sławami, pragnącymi rozstrzygnąć kto jest potężniejszy!

 

 

celestial_battle_by_joellethenose-d9w8fr

 

 

Moi drodzy, powitajcie na arenie naszych dzisiejszych śmiałków – Mephista The Undying oraz Arcybiskupa z Canterbury! To właśnie oni zaszczycą dziś arenę oraz publiczność, serwując nowy, historyczny pojedynek na zaklęcia!

 

Warto wspomnieć, że to jest w całości ICH pojedynek – oni zdecydują kiedy nastąpi zakończenie wymiany czarów, a dopóki moment ten nie nastąpi, karmcie swe zmysły zakleciami, których nie ujrzycie nigdzie indziej! Wprawdzie to nie jest jedyna taka okazja, jednakże czyż nie przyjemnie jest być częścią historii?

 

Niech rozpocznie się pojedynek!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na posadzce zabrzmiały kroki, obwieszczające przybycie jednego ze śmiałków. Jedno z wejść przekroczyła postać w czarnym fartuchu i równie czarnych, ciężkich butach.

Postać nie była szczególnie enigmatyczna mimo zastosowania dużych nakładów czerni. Jej twarz, niezbyt szczególna i niezbyt wyróżniająca się omiotła rozbieganym wzrokiem publiczność i poprawiła dłonią odzianą w czarną, skórzaną rękawicę gogle spawalnicze znajdujące się na głowie. No, no. Wszyscy dzisiaj zobaczą, jaka moc kryje się w tytule technik-plastyk! Ileż magii zawiera ten tytuł!

Im dalej szła, tym lepiej widoczna była zanikająca z wolna smużka dymu i lepiej wyczuwalny był lekki zapach spalenizny. Cóż, każdemu może się zdarzyć drobny wypadek przy pracy.

Pod pachą dźwigała drewnianą skrzynkę posklejaną miejscami taśmą izolacyjną, która przy każdym kroku grzechotała niebezpiecznie. Położyła ją na środku areny, żeby zaraz chwilę później wrócić z srebrną teczką rysunkową w wymiarach 100x70. Najbardziej praktyczna i niepraktyczna jednocześnie rzecz w życiu każdego młodego plastyka, atrybut i obiekt nienawiści ludzi, którzy zmuszeni są tłoczyć się z młodym plastykiem i jego nieporęczną towarzyszką na małych przestrzeniach w środkach transportu.

Kiedy już zebrała cały arsenał, stanęła i czekała na swojego przeciwnika w bojowym rozkroku, z zaciśniętymi pięściami, szukając pretekstu do rzucenia jakimś pseudowyniosłym tekstem. Oczywiście, dopiero kiedy przeciwnik się pojawi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Częstym problemem z teleportacją, jest to trafianie nie tam gdzie się chciało. Czasami, lekki błąd w wizualizacji miejsca może skutkować pojawieniem się zupełnie gdzieś indziej. 
Tak było i tym razem, bo zamiast pojawić się pod wejściem do areny. Zamiast tego, pod drugim z wejść, na arenę spadło kilka kamieni, kurz, nawet chlapnęło nieco wody. Do tego kostur, z ciemnego drewna, najpewniej z gałęzi, zakończony metalowym ostrzem na dole i sporą ilością kolorowych koralików u góry. Dopiero potem pojawiłem się ja, niestety nie cały na biało.

Znaczy pierwszy wyszedł Edek... czarny kurczak z szaleńczymi czerwonymi ślepiami. Dostrzegłszy mojego wroga zagdakał gniewnie.

Za kurczakiem wszedłem ja, w zasadzie, poza strojem typowego włóczęgi, to wyróżniałem się tylko masywną ilością pierścieni, dwoma naszyjnikami z piórami, czterema kolczykami w lewym uchu, w tym jednym z piórem, no i najważniejsze, długa tuba na plecach, z narysowanymi symbolami. 

Chwyciłem wbity w ziemie kostur a Edek znowu zagdakał. 

- No i co kozaku?! - zawołał kurczak. 

- Wybacz mu, jest bardzo narwany - odezwałem się. Strzeliłem palcami a potem karkiem. Potem kurczak wskoczył na szczyt kostura, ja zaś przełożyłem go do prawej ręki i wbiłem go w ziemię, lewą wystawiłem przed siebie i nakreśliłem przed sobą jakiś znak który zaiskrzył, potem wystrzeliły z niego kolorowe iskry które potem zaczęły wirować wokół mnie. Potem jedna z iskier wystrzeliła w kierunku wroga. Dość szybko, ale nie szybciej niż przeciętny czar kuli ognia. Potem znowu chwyciłem kostur. Oczekiwał odpowiedzi przeciwnika. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sekundę zajęło mi sięgnięcie do szkatułki i wyjęcie z niej Runicznego Palnika Jubilerskiego, magicznego starożytnego artefaktu poszukiwanego przez złotników całego świata. Szkatułka mieściła w sobie rzeczy większe i większą ich ilość, niż mogło się wydawać. Na szczęście magia ma to do siebie, że nikt nie musi tłumaczyć jej działania.

Uniosłam Runiczny Palnik nad głowę i wówczas, w kontakcie iskry z gazem powstał płomień. Jasny jak słońce... Tylko że nie. Bez przesady, to tylko ogień. Czuję, że tego dnia złamię parę przepisów BHP. Wsadziłam rękę do skrzynki, szukając potrzebnej rzeczy. Pusta butelka, klucz od szafki, o, czyżby kanapka zagubiona w tajemniczych okolicznościach miesiąc temu?

 

A więc to ty jesteś śmiałkiem, z którym przyjdzie mi się zmierzyć! - krzyknęłam, wyciągając ze szkatułki kolejny element. - Oto jest przerażający i druzgocący potencjał bojowy moich wrogów... Granulat srebra! Strzeżcie się ty i twój kurczak.

 

Otworzyłam mniejsze pudełko i rzuciłam w stronę wroga okrągłe drobinki srebra. Drobinki pomknęły w stronę oponentów i jeśli tylko miały na tyle szczęścia aby trafić w cel, co przy moich zdolnościach nie było wcale oczywiste... Odbiły się od niego i upadły na dno areny. Ale czekajcie, czekajcie! To jeszcze nie koniec!

Z kieszeni fartucha wyciągnęłam garść białej substancji i tę również wyrzuciłam na dno areny. Następnie przyłożyłam palnik do ściany i... I czekałam.

 

Proszę o cierpliwość. Mamy w końcu całkiem dużo czasu, a ja nie jestem w stanie wszystkiego przyspieszyć. Ale hej, to dobrze! Wszędzie tylko ten wyścig szczurów... I proszę nie tykać tego białego! To borax, ma negatywny wpływ na płodność i kobiety w ciąży.

 

Dno areny w końcu zaczęło się rozgrzewać, a granulki srebra topiły się, łącząc w pomarańczową, połyskującą kałużę. Zrobiło się zresztą o wiele cieplej, a kałuża rosła i rosła, zbliżając się do mojego oponenta. Niewiele zajęło jej zajęcie większości areny.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SREBRO! 
Krzyk kurczaka rozbrzmiał echem po całej arenie. Zeskoczył z kostura i zaczął wskakiwać na moją głowę, przy okazji unikając srebrnych kulek.
- Zabierz je! Zabierz! - zdawało się, że nie da rady go uspokoić. Chwyciłem kostur obiema rękoma i nakreśliłem nim okrąg, wokół siebie. Gdy srebro do niego dotarło po prostu popłynęło na boki, zamiast pod moje nogi. Ale ograniczyłem tym swoją mobilność. No trudno. Będę musiał poczekać aż wystygnie... 
- Postaram się tego nie zjadać - rzuciłem, kurak na mojej głowie dalej był przerażony. No trudno. 
Wbiłem kostur obok siebie, tak jak poprzednio. Trzeba było wymyślić plan działania, w końcu na srebrze Edek chodzić nie może, tak długo jak będzie gorące ja też nie mogę. 

Dobra, plan był. Podwinąłem lewy ręka, po chwili od palców, w dół, aż poniżej nadgarstka, skóra zaczęła zamarzać, tworząc lodową skorupę. Pojawiały się też płatki śniegu. Pierwszym moim celem był palnik, machnąłem ręką w tamtym kierunku a z moich palców wystrzelił mroźny pocisk, drugim celem było zmniejszenie temperatury podłoże, temu zebrałem część unoszącego się wokół dłoni śniegu i stworzyłem z niego kulę. Którą to cisnąłem w kierunku środka areny, tam rozpadła się na kawałki śniegu, zmniejszając temperaturę około trzy metry wokół siebie. Zaraz potem druga taka, bliżej mnie. Trochę zwiększyłem powierzchnie po której mogłem chodzić. Wtedy też kurczak usiadł mi na ramieniu. 

Lód na dłoni zaczął znikać, wtedy w mojej prawej ręce pojawił się okrąg, potem kilka pierścieni wokół mojej ręki, jeden mniej więcej trzy centymetry pod łokciem. Drugi w połowie przedramienia. Wszystkie były zielone. W prawej ręce pojawiła się granatowa energia. 
Najpierw stanąłem wystawiając prawą nogę do przodu, potem machnąłem prawą ręką. Wokół mojej oponentki pojawiła się klatka z świetlistych prętów. 
- Poczekaj no tu - rzuciłem i przeskoczyłem na drugą nogę przy okazji wykonując pchnięcie lewą ręką wysyłając pocisk energii. Nie celowałem jednak w samego wroga, a w palnil - Zap! - energia, jak sugerowały moje słowa, faktycznie była elektryczna, wywołała przy sobie nieprzyjemny, dziwaczny zapach. Do tego włos się od niej jeżył. - Nie lubię kiedy ktoś zalewa srebrem całą okolice. Edek przez to świruje. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż poradzę, monsieur. Przykro mi, że nie trafiłam w gusta.

 

Oponent zrobił część roboty za mnie. Z drugiej strony nie mógł zrobić nic innego niż schłodzić gorący metal, więc... Ktoś po prostu musiał to zrobić. Dotknęłam powierzchni zastygłego srebra i upewniwszy się, że nie nie jest już gorące, ułożyłam palce w taki sposób, aby tworzył się między nimi otwór.

W międzyczasie uniknęłam pocisku i dmuchnęłam, żeby odsunąć włosy z twarzy. A potem znowu. Czułam, jak narasta we mnie irytacja na naelektryzowane elementy średnio misternej fryzury. Kiedyś je zetnę u samej skóry głowy, przysięgam.

Zaczęłam przeciągać srebro na cieniusieńki drut. Działo się to w przyspieszonym tempie - zazwyczaj ten proces trwałby długie godziny, zwłaszcza z taką ilością materiału.

Kiedy już miałam w ręce druty, potrzebne było jeszcze jedno działanie - ożywienie ich, czy też dosadniej wprawienie w ruch.

Runiczny Palnik, ponieważ był runiczny, potrafił więcej niż tylko rozgrzewać metal. W połączeniu z Elitarną Oksydą Tęczową Fortuny, legendarną substancją, na którą przepisu szukali starożytni alchemicy, można było ożywiać metal, przemieniać jakikolwiek stop w czyste złoto, tańczyć, śpiewać, a także recytować.

Dlatego też po zastosowaniu owego tworu druty zaczęły się wić i próbowały zwiewać z ręki, opalizując przy tym na najróżniejsze kolory. Machnęłam nimi jak biczem i puściłam, aby te popędziły wprost na przeciwnika i jego pierzastego towarzysza. Czuję, że ten kurczak to coś paskudnego. Takie typy są najgorsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamknij się! 
 

Krzyk nie dobiegał z ciała koguta, a raczej z ogólnego kierunku w którym stał. Brzmiał inaczej. Był głęboki, ciężki, wściekły. Kogut też jakby się zwiększał z zawiścią obserwując tworzony srebrny bicz. 
- Och Neptunie... - burknąłem czując rosnący ciężar na moim ramieniu. Gdy w moją stronę poleciał bicz poczułem jak cały ciężar spada z mojego ramienia, Edek poleciał w górę. Kurczaki na ogół nie latają, on latał. I powoli tracił drobiowy wygląd. Na jego skrzydłach pojawiły się małe łapki, dziób robił się coraz dłuższy, nawet w proporcji do ciała, potem dodatkowa para oczu, zrobił się jeszcze większy i podczepił do sufitu i wydał z siebie gniewny pomruk. Miał teraz około metra, a jego ciało przypominało raczej coś w stylu orła, z groteskowo wielkimi szponami i dziobem. Do tego w jego dziobie była masa ostrych zębów. 
Ja w tym czasie zrobiłem przewrót w bok, ale i tak poczułem jak srebro przejeżdża mi po plecach. Podniosłem się z ziemi i spojrzałem na sufit.

- Edek! Nie ładnie tak! Uspokój się! - krzyknąłem na niego

Odpowiedzi nie było. Zamiast tego tylko wściekły pomruk. Gdyby nie to srebro pewnie pobyłby kurczakiem do końca. No dobra, jakoś to będzie. 


Ten palnik mógł zdecydowanie zbyt wiele. Ale, srebro mogło kilka fajnych rzeczy... 
Oczywiście poza straszeniem mojego szalonego kurczaka. 
- Twój plan był bystry, ale zapomniałaś o jednej ważnej rzeczy! - na obu moich rękach pojawiły się kryształy, zdawało się jakby z niej wyrastały, pomiędzy kryształami zaczął przepływać prąd. - Temu też przygotuj się na szokujące doznania! - zaśmiałem się z własnego, jakże genialnego, żartu. W zasadzie, był fatalny, a ja bardzo lubię takie żarty. 
O ile poprzednie zaklęcie, było po prostu rozładowaną energią elektryczną, był swego rodzaju piorunem kulistym, ignorującym inne przewodniki, mknącym do celu by popsuć komuś dzień, no i toster, tak teraz, cisnąłem przed siebie kryształowym samolocikiem strzelającym piorunami we wszystkie strony, głównie w metalowe obiekty, jeden trafił w kostur, inny we mnie, w moją klamerkę od paska, co zabolało, chociaż bywało gorzej. Ale srebro! Srebro jest świetnym przewodnikiem. I co? Było go tu sporo! W postaci żywych biczy, straszących mi kurczaka. 
Samolocik zderzył się ze ścianą, wbijając się w nią, dalej strzelając prądem, ale po paru sekundach rozpadł się. Wyczerpany.

Ale nie ma co spoczywać na laurach. Strzeliłem palcami w obu dłoniach i kryształy pospadały krusząc się przy kontakcie z podłogą. Obiema rękoma narysowałem w powietrzu trójką. Wpisałem w niego kwadrat. Potem, trójkąt, na koniec dwa kwadraty, jeden przesunąłem, tworząc gwiazdę ośmioramienną. Na sam koniec narysowałem w środku runę. Całość zdawała się stworzona ze światła, bladego, ale wciąż światła. 
Przyłożyłem do kręgu prawą rękę, zaciśniętą w pięść i... krąg podążył za dłonią, zupełnie jakbym trzymał tarczę. Taką z uchwytem na środku. Mogłem się teraz skutecznie chronić... aż się nie rozpadnie. Co zazwyczaj dzieje się szybko, jeśli napór zaklęć jest zbyt duży. No ale jak jest to jest. 
Rzuciłem okiem na kurczaka wiszącego przy suficie, dalej tam był, teraz miał już półtora metra i nie rósł. Bardzo dobrze.
Wróciłem do swojego kostura i chwyciłem go w lewą dłoń. Spojrzałem na oponentkę, potem na metalowy dół, dość ostry. I rzuciłem! Co to za durna taktyka? Rzucać kosturem, a taka, że może służyć za punkt odniesienia do zaklęć. Temu gdy był dość blisko wykonałem ruch dłonią i kostura wyleciały małe pociski energii, wyglądające jak kolorowe iskierki, nie były jednak ogniem, raczej zwykłą energią magiczną. Chyba wystarczy na razie... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To było specyficzne zagranie. Dlaczego wysłał impulsy elektryczne, skoro druty wymknęły się z mojej dłoni i rzuciły w jego stronę, aby go opleść? Czy to akt masochizmu? Przecież mój przeciwnik sam siebie zapędził w kozi róg.

 

Hejże, hej! Przecież te druty leciały w twoim kierunku, i...

 

I owinęły się wokół maga, więc jego impulsy elektryczne nie były na jego korzyść. Poraził sam siebie. Zacisnęłam zęby. Pomyśleć, że to miało być wymierzone w moją stronę...

A już chwilę później też dostałam za swoje. Patrzyłam, jak zbliża się w moją stronę. Te iskry były całkiem ładne i podobały mi się ich żywe kolory. Szkoda, że obserwowałam je z tej perspektywy.

Wyciągnęłam rękę i chwyciłam teczkę, próbując osłonić się od iskier. Teczka również była Legendarna, bo jakżeby inaczej. Nie warto pokazywać się na oficjalnej arenie z kiepskiej jakości sprzętem i choć owa teczka wyglądała jakby przeżyła wiele najróżniejszych katastrof i tragedii, zazwyczaj całkiem nieźle działała. Tylko że zabrałam ją trochę za późno i nie zdążyłam cała się osłonić.

 

Nie mogę zaprzeczyć, że zetknięcie z kolorową energią nie było przyjemne i dało mi w kość. Ale w końcu od czego są Niezłomne Plastry Burzy z Nieskończonej Apteczki Wiecznej Elfiej Pracowni Złotniczej?

Korzystając z chwili niedyspozycji oponenta wyjęłam ze skrzynki ową apteczkę, nie będącą jednak obowiązkowym wyposażeniem skrzynki złotnika. Z niej zaś wyciągnęłam jeden z plastrów i przykleiłam sobie na palec. Na plastrze wydrukowane były ikonki niebieskiego słonia. Cenię sobie profesjonalizm.

 

Ale oto nadeszła pora na wytworzenie słusznej ochrony. Nie wolno marnować surowca i w związku z tym, uznawszy, że mojemu przeciwnikowi wystarczy już impulsów elektrycznych, przywołałam do siebie druty. Wyciągnęłam dłoń i wszystkie posłusznie zgięły się w pół, aby zacząć się skręcać w coraz ciaśniejsze sploty. W końcu każdy z drutów, będąc odpowiednio przygotowanym, zwijał się w fantazyjne wzory, najróżniejsze ażurowe oczka, które utworzyły kształt kuli wokół mnie. Oczywiście, to nie musiało tak wyglądać. Tarcza wzmocniona magią wcale nie musiała być skonstruowana z filigranu, ale czasem warto skomplikować sobie życie dla lepszego efektu.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...