Skocz do zawartości

[GRA] Długo i Zawsze Szczęśliwie (Akademia Dobra i Zła) (~Magus)


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Alan, Sophie, Thomas, Christian i Crystal

Sophie lekko prychnęła pod nosem słysząc opowieść rudej dziewczyny. Czytelnicy byli tacy żałośni, tylko taka myśl uderzyła jej głowę, gdy słyszała to wszystko. Z tego co mówiła wcześniej mieszkała w jakimś żałosnym małym miasteczku pełnym plebsu. Nie rozumieli jaką dostali szansę od losu by wyrwać się z tak żałosnego życia. Kto by nie marzył by trafić do akademii i stać się bohaterem baśni?

Starałem się nie zdradzać emocji i skupiać spojrzenie na Kastorze i Poluksie. Robiłem to jednak dla niepoznaki, bo cała moja uwaga była skupiona tylko i wyłącznie na Elisabeth. Słysząc jej historie, nie byłem dłużej w stanie ich tłamsić. mój wzrok znów posmutniał. To było straszne, że jej przyjaciółka miała być wiedźmą, a siedząca obok mnie dziewczyna została porwana prosto z objęć kochającej matki. Nie chciały tu być podobnie jak ja. Jednak w ich przypadku ich rodziny nie chciały by tu trafiły, w moim było inaczej. Gdy tylko skończyła mówić położyłem delikatnie dłoń na jej ramieniu, kierując na nią współczujące spojrzenie.

 

- Naprawdę mi przykro, nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co przeszłaś - powiedziałem z nieukrywanym smutkiem. - Twoi rodzice mieli mimo wszystko racje, Dyrektora nie da się tak oszukać. On zawsze wie kogo szuka i pomyłki nigdy do tej pory mu się nie zdarzały - Chwilę na nią patrzyłem w milczeniu, aż otworzyłem usta ponownie. - Jeśli będę mógł zrobić cokolwiek byś poczuła się choć trochę lepiej w tym miejscu daj mi znać, pomogę jak tylko będę w stanie - Nagle spojrzałem kątem oka na Sophie. - Moja kuzynka zabrała sporo rzeczy, jeśli będziesz czegoś potrzebować na pewno chętnie się podzieli - Dostrzegłem szok na twarzy Sophie.

- Że jak Alan? - pytała z niedowierzaniem. Spojrzałem na nią kątem oka.

- Zrobisz to prawda, Sophie? - Spuściła wzrok na ziemię, chcąc schować nieprzyjemne spojrzenie.

- Oczywiście Alan - burknęła pod nosem. Znów uśmiechnąłem się do dziewczyny obok.

- Zdradzę ci sekret - powiedziałem już z ciepłym uśmiechem. - Ja też nigdy nie czułem się księciem - szepnąłem tak by tylko ona mnie słyszała.

 

Christian był jeszcze chwile blady, czując silną dłoń Thomasa na sobie, ale na jego twarzy wrócił szyderczy uśmiech, gdy widział jak ta dziewczyna cofa się przerażona przed nim. W końcu zatriumfował i pokazał wszystkim, że jest prawdziwym nigdziarzem i powinien mieć tyle samo szacunku co inni. Jednak nie chciał kończyć jeszcze zabawy, która dawała mu chorą satysfakcję. Chciał się schylić nad dziewczyną by jeszcze ją podręczyć. Gdy miał to zrobić spojrzał na inną dziewczynę, w chwili, gdy się odezwała. Stawała w jej obronie, co z niej była za nigdziarka? Była równie żałosna jak ta, która płakała i chciał jej to pokazać i ją też zmusić do płaczu. W momencie kiedy miał tylko otworzyć usta poczuł teraz na sobie łapsko wilka, który chwycił go za szyje i posadził na miejscu z powrotem, na co zmarszczył brwi. Christian słyszał wszystko, co mówiły nigdziarki za nim, ale się nie przejmował. Pokazał jak okrutny jest i to mu wystarczało. Kątem oka spojrzał na Thomasa, który teraz siedział zaciskając dłonie na kolanach. Christian lekko uśmiechnął się w jego kierunku.

 

- Widziałeś to? - Christian nie ukrywał dumy jaką czuł. - Jeszcze policzę się z tamtą, co mi przeszkodziła i pokaże im kto tu rządzi. Co m... - Nie zdążył dokończyć, bo poczuł ogromny ból, gdy pięść Thomasa uderzyła go prosto w twarz przez co wyleciał z rzędu prosto na granice między nigdziarzami i zawszanami. Był w kompletnym szoku, próbując się pozbierać niczym robak leżący na grzbiecie, aż nie zobaczył jak Thomas idzie w jego kierunku spychając wszystkich, którzy stali mu na drodze, w końcu zbliżył się do chłopaka leżącego na ziemi i podniósł go łapiąc za jego strój. Dobrą chwilę wpatrywał się w niego z pogardą.

- Są różnice między złem. a zachowywaniem się jak robal - powiedział twardo ciągle nie spuszczając z niego oczu. - Powinienem skręcić ci kark i oszczędzić światu takiej gnidy - mówił ponuro Thomas, w końcu puścił Christiana na ziemię. Crystal skierowała spojrzenie na całą scenę. Jeszcze nie zaczęli lekcji, a już chcą się zabijać? Spojrzała zimno na Thomasa i wskazała na niego palcem wilkom by przygotowały go po apelu. Musi szybko złamać tego chłopaka, bo był naprawdę niezdyscyplinowany. Pierwszy raz chyba była świadkiem takiego braku szacunku nim się jeszcze lekcje w ogóle się zaczęły. Chyba pobił również rekord szybkości, jeśli chodzi o odbywanie takiej kary. Nie była pewna czy ktokolwiek z nigdziarzy odkąd była dziekanem tak szybko lądował na torturach.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ceremonia Powitalna

Lisa powoli uniosła głowę i spojrzała Alanowi prosto w oczy, wyglądając na nieznacznie zdziwioną. Była coraz bardziej przekonana, że słowa Sophie były tylko złośliwością wobec kuzyna. Nie potrafiła sobie jeszcze wyobrazić powodu, ale to nie miało znaczenia, księżniczka była dla niej od początku skreślona tak jak wszystkie te, które patrzyły na nią lub Stephanie z pogardą. To mówiło samo za siebie i wystarczało do wyrobienia sobie opinii. Spróbowała całkiem zignorować tę dziewczynę i bez skrępowania położyła Alanowi rękę na ramieniu, tak jak to zazwyczaj robiła w Gawaldonie, kiedy rozmawiała z kimś, kogo lubiła.

- To naprawdę miłe, dziękuję - jej twarz zrobiła się nieco poważniejsza. - Wydaje mi się jednak, że w tym roku Dyrektor popełnił błąd. Ja i Adelia w ogóle nie pasujemy do tej szkoły - przerwała, opierając się pokusie spojrzenia ze złością na Sophie. - Poza tym myślę, że nie będę musiała pożyczać nic od twojej... kuzynki. Stephanie na pewno mnie jakoś wspomoże - dodała naprędce, żeby nie wzbudzić podejrzeń.

Mówiąc szczerze czuła się dziwnie. Miała wrażenie, że zbyt szybko zaczęła odczuwać sympatię do tego chłopaka i że było to nienaturalne. Zabrała rękę z jego ramienia i przeczesała palcami gęste włosy, które puklami opadały na oparcie ławki, plecy Aidana i rękę Alana.

Miała coraz bardziej dość tej Ceremonii. Powinna skupić się na słuchaniu wskazówek, a zamiast tego dyskutowała z jakimś księciem. To nie było rozsądne.

 

Stephanie była już naprawdę znudzona i wiele by dała za to, żeby móc już stąd wyjść i coś zjeść albo położyć się spać. Lepiej byłoby też, gdyby wydarzyło się coś ciekawego, zamiast monotonnego gadania o zasadach, których większość znała z opowieści matki. Jakkolwiek liczyła na to, że coś przerwie te nudę, to na pewno nie spodziewała się, że będzie to dwójka nigdziarzy, którzy nagle zaczną się bić i wylecą na granicę, praktycznie dwa kroki od niej. Z szeroko otwartymi ustami obserwowała, jak jeden z chłopców upuszcza drugiego na ziemię u jej stóp, a potem wstała i bezceremonialnie przeskoczyła nad oparciem ławki, szukając wzrokiem jakiejś przyjaznej twarzy. Oczywiście jedyną jaką mogła znaleźć była Lisa, która siedziała już na i tak przepełnionej ławce, więc Stephanie po prostu obeszła ją i oparła się nad głową nowej koleżanki, która w tej chwili zajęta była szukaniem Adelii w tłumie ubranych na czarno uczniów. 

Chciała się upewnić, czy na pewno nic jej nie jest, nic innego nie było ważne. Jej przyjaciółka okazała się na szczęście siedzieć skulona na jednej z ławek i obserwować zajście z takim samym szokiem na twarzy jak wszyscy. Ruda dziewczyna westchnęła z ulgą, ale również nieco posmutniała, zauważając, że Adelia ma na twarzy świeże ślady po łzach. Musiała naprawdę to wszystko przeżywać.

Zawszanie i nigdziarze wpatrywali się w Thomasa i Christiana z niedowierzaniem, momentami ze strachem. Niektóre z księżniczek zaczęły ostentacyjnie przysuwać się do książąt, oczekując, że ci natychmiast je obejmą lub złapią za rękę, żeby dać im poczucie bezpieczeństwa. Zrobił to jednak jedynie Abraxas, w którego Vivienne wpatrywała się z wymalowanym na twarzy uwielbieniem, Julian, który przygarnął do siebie Arię w obronnym geście, oraz, co dziwne... Leon. Dziecinnie wyglądający chłopak, który z lekkim rumieńcem na twarzy położył dłoń na drobnej ręce Dayli. Dziewczyna w odpowiedzi zamrugała i spojrzała na niego ze zdziwieniem.

Po stronie nigdziarzy wyglądało to nieco inaczej. Niektórzy byli oszołomieni, inni przestraszeni, a jeszcze inni zażenowani, ale nikt nie szukał wsparcia w innych uczniach. Elvira obróciła się i położyła szczupłą dłoń na oparciu ciemnej ławki, wpatrując się prosto w Thomasa z dziwną złością wymalowaną na twarzy. Kiedy tylko on spojrzał na nią, odwróciła się ostentacyjnie, tak, że jej jasne włosy zafalowały w powietrzu. Od tamtej pory już nie odwracała się do tyłu. Patrzyła na nauczycieli, równie oburzonych jak dziekan Crystal.

- Skandal - powiedział głośno Polluks, któremu przed chwilą zostało przerwane przemówienie.

 

Wilki złapały obu chłopców mocno za karki i praktycznie rzucili ich na ławki, oddalone od siebie kilkoma rzędami innych. Christian wylądował tam, gdzie siedział wcześniej, a Thomas pomiędzy bladego jak śnieg wampira Eudona i Vina o fioletowej skórze. Potwory nie odsunęły się już od chłopców. Stanęły za nimi jak strażnicy i powarkiwali groźnie, najwyraźniej mocno zezłoszczeni.

Kiedy sytuacja mniej więcej się uspokoiła, Ceremonia była kontynuowana. Chociaż Polluks wciąż brzmiał uprzejmie, był ewidentnie zdenerwowany i mówił przez nieco zaciśnięte zęby. To jednak i tak nie miało porównania do wyrazu pyska Kastora.

- Kontynuując... Zawszanie mają w swoim zamku Salę Urody, w pełni wyposażone spa i punkt wypoczynkowy, dostępny dla dziesięciu najlepszych w rankingu uczniów. Dostęp do niej możecie uzyskać, ale również stracić, wszystko zależy od tego, jak bardzo będziecie się starać na zajęciach.

Stephanie prychnęła nad głowami Alana, Sophie, Lisy i Aidana. Ruda dziewczyna odwróciła się, żeby na nią spojrzeć, a ta w odpowiedzi uśmiechnęła się.

- No co? W sumie to zapomniałam się przedstawić. Jestem Stephanie - powiedziała do chłopców, przewracając między palcami herbacianą różę. 

Aidan uśmiechnął się do niej nieśmiało, ale nic nie powiedział.

 

Polluks odchrząknął, a potem spojrzał wymownie na Thomasa, jakby chciał go upomnieć.

- Natomiast nigdziarze mają Salę Udręki, która jest miejscem kar za łamanie regulaminu i niegodne zachowanie. Zło uczy się być złem poprzez ból - dodał poważnym tonem.

- SKORO JUŻ PRZY TYM JESTEŚMY, TO WYDAJE MI SIĘ, ŻE MAMY PIERWSZEGO OCHOTNIKA DO OBEJRZENIA JEJ. CZY PANI DZIEKAN SIĘ ZE MNĄ ZGADZA? - Kastor wciąż wyglądał na rozjuszonego, kiedy spojrzał w stronę Crystal. Polluks skrzywił się i westchnął, ale nie wyglądał, jakby miał zamiar oponować.

Pomiędzy uczniami zaczęły narastać szepty.

- Uczą się poprzez co? - warknęła Lisa, a potem spojrzała zestresowana na Alana. 

Adelia na pewno nie mogła tam trafić. Była zbyt łagodna i posłuszna, nie była w stanie zrobić nic przez jeden dzień, żeby sobie na to zasłużyć, a jutro już ich tutaj nie będzie. Lisa jednak nie mogła zaprzeczyć, że te myśli wcale nie sprawiały, że było jej mniej niedobrze. Nie mogła po prostu uwierzyć w to, że może istnieć szkoła z salą tortur jako miejscem odbywania kar za łamanie zasad. Zostawanie po lekcjach, sprzątanie klas, uwaga do dziennika albo dodatkowe zadanie domowe - to były odpowiednie kary.

Ale czy mogła porównywać gawaldońską szkołę do szkoły edukującej młode czarne charaktery?

 

Po stronie zła Adelia zaciskała drżące dłonie na kolanach i próbowała przełknąć gulę w gardle. Przecież to nie było możliwe, aby naprawdę torturowali uczniów! To było niezgodne ze wszystkimi zasadami! Dyrektor nie mógł się na coś takiego godzić! A jeżeli się godził, to co był z niego za Dyrektor? Taki, który porywa uczniów do swojej szkoły - podpowiadał jej mózg. - Naprawdę myślisz, że o tym nie wie?

Z jej gardła wyrwało się drżące westchnięcie, ale zanim zdążyłaby na dobre poddać się przerażeniu, Margo szturchnęła ją w ramię.

- No weź daj spokój - wyglądała na złą, gdy obserwowała jej zaszklone oczy i drżące, spierzchnięte usta. - Tak jak mówiła wcześniej Judith, nie trafisz tam za nic. Jak będziesz się słuchać, to pewnie nawet się nie dowiesz, gdzie ta sala leży - dodała, po raz kolejny ją szturchając. - Weź się w końcu w garść. Moja matka też tu chodziła i nigdy jej tam nie wysłali.

- Pewnie dlatego, że była zbyt leniwa, żeby łamać regulamin - mruknęła Judith, na co Margo rzuciła jej gniewne spojrzenie

Adelia pociągnęła nosem i spojrzała raz na jedną, raz na drugą. Nie była w stanie powiedzieć, czy dziewczyny naprawdę się obrażały, czy tylko ze sobą droczyły. Spojrzała na swoje ciężkie, nigdziarskie buty i przełknęła ślinę. W sumie miały rację, nie powinna się tym martwić. Lisa obiecała jej przecież, że już tej nocy przybędzie jej na ratunek.

 

Elvira natomiast wciąż z obojętnością wpatrywała się w scenę, choć poczuła, że zrobiło jej się nieco zimno, jakby nagle w pomieszczeniu ktoś obniżył temperaturę. Nie miała pojęcia dlaczego. Na pewno nie był to strach, którego nie odczuwała, ponieważ potrafiła zachowywać się wzorowo, kiedy wymagała tego sytuacja i nie wątpiła w to, że nigdy do Sali Udręki nie trafi. Być może chodziło o jej sługę Thomasa. Zachował się żałośnie i to dziwne uczucie było pewnie zażenowaniem. Westchnęła i skrzyżowała ramiona, odwracając się na chwilę w stronę Kim, która wyglądała tak spokojnie, jakby jakiś czas temu ogłuchła i nie słyszała w ogóle słów Polluksa i Kastora.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan, Sophie, Thomas, Christian i Crystal

Sam nie wiedziałem, co do końca myśleć. Gdy nasze spojrzenia się spotkały poczułem się trochę dziwnie. Zapewne było to spowodowane tym, że dziewczyna bez wzdrygnięcia potrafiła się wpatrywać w moje zimne oczy. Często ludzie nie potrafili zrozumieć, że po prostu mam takie spojrzenie i się krzywili za pierwszym razem. A ona nie zareagowała. Na dodatek z chwilą, gdy położyła mi dłoń na ramieniu sam nie wiedziałem, co myśleć, ale było to miłe. Uśmiechnąłem się delikatnie czując jej włosy na swojej dłoni. Księżniczki się tak nigdy nie zachowywały. Jednak nadal też upierała się, że nią nie jest. A mimo to z jakiegoś powodu trafiła do naszej akademii i wcześniej czy później zrozumiem, że jest nią.

 

Sophie wpatrywała się w to wszystko z niechęcią. Musiała coś zrobić zanim zajdzie to za daleko. Jak on w ogóle mógł się zainteresować nią? Fryzura niczym mop, a te piegi jak u wieśniaczki... Sytuacja szybko stała się na jej korzyść, gdy doszło do bójki między nigdziarzami. Aktorstwo zawsze było jej specjalnością, a ponieważ nie znała tutaj nikogo jak wcześniej zaznaczyła, postanowiła skorzystać z opiekuńczej natury kuzyna. Cała zbladła w jednej chwili i położyła twarz na jego ramieniu lekko przy tym dygocąc. W końcu to było naturalne, że skoro teraz nie było nikogo innego będzie szukała oparcia u rodziny.

 

- To straszne - jęknęła przerażonym głosem w ramię kuzyna. - Ci nigdziarze są jak zwierzęta. Alan boje się, ja nikogo tu nie znam - mówiła przecierając twarz o ramię chłopaka. - W zamku była straż, która nas strzegła, a tutaj te dzikusy są na wyciągnięcie ręki. Nie pozwolisz im tu podejść, prawda? - Spojrzałem nieco zdezorientowany na Sophie. Zwłaszcza po tym, co zobaczyłem przed chwilą. Nie mogłem się dziwić, że się bała, W końcu dla niej było to coś nowego, a ona zawsze była delikatna.

- Spokojnie, Sophie, wilki już uspokoiły sytuacje - powiedziałem ze słabym uśmiechem. Nagle jednak znów spojrzałem na Elisabeth słysząc jej pytanie. Wiedziałem dobrze, że martwi się o przyjaciółkę. - To niestety prawda, nigdziarze nie mają łatwego życia - opuściłem lekko głowę. - Dlatego ci mówiłem, że im dłużej tam będzie tym będzie tylko gorzej. Jeśli będzie trzeba będą próbować ją zmieniać siłą - dodałem bardziej ponuro, aż znowu nie opuściłem wzroku na Sophie, czując jak wciera mi w ramię łzy.

Na chwilę dziewczyna podniosła głowę, rzucając nieprzyjemne spojrzenie rudej dziewczynie, ale tylko ona mogła to zobaczyć. Musiała zrobić wszystko by więcej po tym apelu nie rozmawiali ze sobą. Później będzie miała wiele na głowie jak szukanie odpowiedniego księcia czy dbanie o swą urodę by wyglądać najlepiej z księżniczek. Miała nadzieje, że ta wredna dziewczyna szybko nie zda lub zniknie w jakikolwiek inny sposób. Lekko się uspokoiła wtulając się w ramię kuzyna, jakby to jej dodało odwagi.
Uśmiechnąłem się lekko w jej kierunku, czując, że się uspokaja. Może byłem za ostry dla niej. Widać i jej nie było tu tak łatwo jak do tej pory myślałem.

 

Crystal przytaknęła lekko z niemałym uśmiechem, słysząc pytanie Kastora i patrząc na chłopaka, który miał trafić do sali udręki. Jedno trzeba było mu przyznać, potrafił wyrwać się z tłumu. O ile wcześniej wszyscy patrzyli na te żałosną scenkę między zawszanką i nigdziarką tak teraz wszyscy byli zwróceni na niego. Może to był właśnie powód, dla którego to zrobił? Chciał się wyróżnić z tłumu? Jeśli tak było, to na pewno zyskał uwagę wszystkich. Jednak za coś takiego się płaci, a on wkrótce przekona się jak bardzo. Nikt nie będzie okazywał takiego braku szacunku, to był właściwie jedyny powód, że musiał tam trafić. Niewiele ją obchodziło, że pobił jakiegoś innego nigdziarza. Bardziej by się martwiła gdyby zaczęli się klepać po ramionach.

 

Zarówno Thomas jak i Christian nawet nie próbowali walczyć z wilkami. Gdy tylko rzucono ich na miejsca, Christian złapał się za policzek. Czuł jak ten mu spuchł. Dawno nikt go tak nie urządził. Było jednak warto, bo dostanie swoją zemstę. Thomas mógł być twardy, ale nawet on się złamie w sali udręki, był tego pewny. Był nawet ciekawy czy wróci do komnaty cały we łzach, tak to byłby najpiękniejszy widok ze wszystkich.

Thomas natomiast nawet nie zwrócił uwagi na dwóch nowych nigdziarzy obok siebie. Nawet, gdy mówiono o jego karze, nie okazał żadnych emocji. Powód tego wszystkiego był prosty. Nie chciał im dawać satysfakcji. Wiedział, że gdyby to zrobił wygraliby z nim, zanim tortury by się w ogóle zaczęły. Nie żałował tego co zrobił i byłby gotowy to powtórzyć. Ból trwa tylko chwilę i w końcu zanika, wiele razy się o tym przekonał. Jeśli więc myśleli, że zacznie ich błagać by mu darowali to się grubo zdziwią.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ceremonia Powitalna

Lisa oddychała ciężko, próbując uspokoić skołatane nerwy. Czuła ciepłe ręce Stephanie, które zaciskały się na oparciu ławki i od czasu do czasu trącały ją w plecy. Wszyscy wciąż słuchali przemówienia powitalnego. Ruda dziewczyna co prawda słyszała jakieś tam brzęczenie słów Kastora i Polluksa, ale nie była w stanie wyłapać pojedynczych słów. Potrzeba ucieczki stała się nagle jeszcze pilniejsza niż wcześniej. Każda godzina zwłoki mógł skończyć się dla Adelii cierpieniem. Przecież ona tego nie wytrzyma, nie da sobie rady. Jest delikatna i wrażliwa, Dyrektor popełnił ogromny błąd wybierając akurat ją. I mnie - dodała w myślach, ze złością spoglądając na ozdobne płaskorzeźby i malowidła. Nie odezwała się już słowem, bo i co miała powiedzieć? Że to rozumie? Oczywiście, że nie, a bezustanne zapieranie się nie miało sensu, gdy nie znał jej planu. No i nie mógł go poznać. Na sekundę odwróciła się w stronę Aidana, ze zdziwieniem zauważając, że chłopak się teraz rumienił i zacięcie wpatrywał w scenę, unikając odwracania do tyłu. To było dość ciekawe, biorąc pod uwagę, że zaczął zachowywać się w ten sposób wtedy, kiedy do ich ławki podeszła Stephanie.

Jej rozmyślania przerwał irytujący i jak dla niej do bólu fałszywy lament Sophie. Spojrzała na nią z niechęcią, a potem uśmiechnęła się blado do Alana.

- Zajmij się nią, wygląda na przerażoną - nie wygląda, stwierdziła w myślach Lisa, ale to było nie ważne, zresztą i tak by jej nie uwierzył. Jeśli była taka rzecz, której nie chciała teraz robić, to było nią skłócanie rodziny, nawet jeśli ta księżniczka jest tak nieprzyjemna. Ona jakoś dawała sobie radę z Nancy i zdecydowanie nie pozwoliłaby nikomu jej atakować. - Wy przynajmniej macie siebie nawzajem - dodała w sumie już bardziej do siebie i westchnęła bezdźwięcznie.

Czekała z niecierpliwością, aż apel dobiegnie końca, aż zapadnie noc i będą mogły nareszcie spróbować uciec.

 

Większość uczniów stawała się coraz bardziej ospała, gdy Polluks omawiał monotonnym głosem godziny ciszy nocnej i inne podstawowe zasady szkolne. Zaczęli się ożywiać dopiero, gdy przeszedł do bardziej interesującego tematu, jakim byli kapitanowie klasy.

- Kapitanem klasy zostaje ta osoba, która po Próbie Baśni będzie zajmowała pierwsze miejsce w rankingu. Ta dwójka, nigdziarz i zawszanin, otrzyma specjalne przywileje, takie jak indywidualne lekcje z wybranymi nauczycielami, wycieczki do Bezkresnej Puszczy oraz możliwość treningu pod okiem najsłynniejszych bohaterów i złoczyńców - uśmiechnął się promiennie, widząc rozjaśnione ambicją i zainteresowaniem twarze uczniów. 

Kiedy ożywiony szum w sali opadł, Polluks kontynuował.

- Na koniec pragnę dodać, że uczniowie pierwszego roku mają zakaz wychodzenia do Bezkresnej Puszczy bez nadzoru nauczycieli - nagle spoważniał. - Pamiętajcie również o najważniejszej zasadzie, której złamanie kosztować was będzie życie. Nigdy, ale to nigdy nie wychodźcie do Puszczy po zmroku, nie ważne jak bardzo dalibyście się ponieść przygodzie.

Lisa zacisnęła usta, a Adelia zadrżała.

- No dobrze, możecie już wracać do swoich szkół! - po raz kolejny się uśmiechnął. - Kolacja odbędzie się dokładnie o siódmej w waszych zamkowych stołówkach!

 

Adelia odetchnęła głęboko, kiedy wokół niej uczniowie w czarnych tunikach zaczęli gwałtownie podnosić się na nogi, poganiani i popychani przez wilki. Odwróciła się, żeby ostatni raz spojrzeć na Lisę, upewnić się, że pamięta o planie, ale nie była w stanie jej dojrzeć w tłumie zawszan, tym bardziej, że Margo, idąca zaraz za nią, sporo jej zasłaniała. Przełknęła ślinę i spojrzała na wróżki, które latały nad ich głowami, brzęcząc nerwowo i obserwując jak szybkim tempem opuszczają Teatr Baśni. To będzie najdłuższy wieczór jej życia.

Elvira, która po raz kolejny szła pomiędzy Walburgą i Kim, wybiła się nieco do przodu, chcąc uniknąć konfrontacji z Thomasem. Nie zasługiwał na to, żeby w tej chwili mieć jej uwagę, tak właśnie to odbierała. Zresztą, była bardzo rozproszona przez dziwną dziewczynkę w okularach, która pokazywała na wróżki i opowiadała im energicznie o jakichś sercach i skrzydełkach. Na początku chciała ją zignorować, ale ostatecznie doszła do wniosku, że w sumie nic nie stało na przeszkodzie, żeby spróbować ją zrozumieć. Mogła dowiedzieć się czegoś interesującego, nawet jeśli Kim na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie obłąkanej.

 

Prawie wszyscy nigdziarze byli już na zewnątrz, kiedy nimfy otworzyły zawszanom drzwi i uprzejmym gestem wskazały, że mogą opuszczać salę. Księżniczki rozmawiały pogodnie, od czasu do czasu rumieniąc się na słowa oczarowujących je książąt. Wtedy właśnie przez ogólny szum głosów przebił się ten należący do Lisy, która wciąż stała przy swojej ławce.

- Przepraszam... em... - nauczyciele spojrzeli w jej stronę. Profesor Dovey wyglądała na łagodnie zainteresowaną, a Polluks i Kastor unosili pytająco brwi. Najdziwniejszy był jednak ten mężczyzna z bardzo ciepłymi, orzechowymi oczami, który lekko się do niej uśmiechał. Przełknęła ślinę, wiedząc, że ma teraz na sobie uwagę wszystkich zawszan i profesorów obu szkół. - Czy mogę wiedzieć... cóż... chciałabym zobaczyć się z Dyrektorem Akademii - nabrała pewności siebie, jej głos stał się mocniejszy. - Czy mam go wcześniej jakoś poinformować o wizycie, czy...
Odskoczyła zdziwiona do tyłu, kiedy Kastor warknął gniewnie, tak głośno, że jego głos poniósł się echem po prawie pustej sali.

- NIKT Z WAS NIE MOŻE SPOTKAĆ SIĘ Z DYREKTOREM. A TERAZ WYNOCHA NA KOLACJĘ!
Lisa poczuła, że wróżki przysiadają jej na ramionach, poganiając w stronę drzwi. Z wysoko uniesionymi brwiami spojrzała na łagodniejszego Polluksa, jednak w tej chwili wyglądał on na prawie tak samo rozeźlonego jak jego brat. O co chodziło? Przecież nie powiedziała nic złego! Ba, była bardziej grzeczna niż powinna wobec tych, którzy trzymali ją w tej szkole wbrew jej woli!

Zacisnęła zęby, kiedy jedna z wróżek wbiła jej małą stopę w obojczyk. Stephanie spoglądała na nią nagląco przy wyjściu.

Nie miała innych opcji, musiała wyjść razem z wszystkimi. Ten plan zawiódł, tak jak się tego spodziewała. Pozostawała tylko ucieczka.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan, Sophie i Thomas

Uśmiechnąłem się ciepło w kierunku Elisabeth widząc jej reakcje na strach Sophie. To wskazywało, że dziewczyna musiała mieć dobre i troskliwe serce, zresztą widać to było po jej oddaniu dla przyjaciółki, której pisane było inne życie. Niestety nadziei nie było, bo wiedziałem dobrze jak się to musi skończyć, a mówienie sobie inaczej jest oszukiwaniem samego siebie. Jednak to nie ja chciałem być tym, który złamie serce tej dziewczynie i odbierze nadzieje, zresztą i tak by mi pewnie nie uwierzyła. Poczułem nagle jak Sophie mocniej do mnie przylega. Przeniosłem teraz wzrok na nią. Dawno jej takiej nie widziałem z naszej dwójki to zawsze Sophie była tą, która potrafiła się odnaleźć się w tłumie. Nie wiedziałem, że jest jej tutaj tak ciężko.

Sama Sophie spojrzała kątem oka na dziewczynę tak by jej kuzyn tego nie widział. Czyżby się pomyliła? Może jednak jej kuzyn wcale jej nie interesował. Poza tym mówiła, że chce stąd uciec. W sumie nie byłaby zła gdyby uciekła do tej Puszczy i nie wróciła. Wszystko jej psuła, a tron był tak blisko.

 

Gdy przemówienie zaczęło dobiegać końca powoli wstałem z miejsca. Sophie nie chciała odstąpić mnie na krok. Dalej szła jakby lekko przestraszona obok mnie. Najwyraźniej nadal bała się tych nigdziarzy niedaleko.
Sophie miała zamiar na kolacji zająć miejsce obok kuzyna tak by ruda dziewczyna przypadkiem nie próbowała siadać obok niego. Niech sobie siedzi obok tej drugiej plebejuszki i się nie miesza w nieswoje sprawy. Musiała być pewna, że zapomni o jej kuzynie raz na zawsze. Alan był dla niej za miły zbyt bardzo współczuł tym Czytelnikom.
Zarówno Sophie jak i ja otworzyliśmy szeroko oczy widząc jak ruda dziewczyna idzie do nauczycieli, a jeszcze większy był szok, gdy usłyszeliśmy jej pytanie. Spojrzałem na nią kątem oka.

 

- Nikt nie widział Dyrektora od czasu wielkiej wojny, więc nawet nikt nie wie czy jest dobry czy zły... - szepnąłem w kierunku Elisabeth. Nie byłem w stanie dokończyć, bo Sophie zaczęła szarpać mnie za ramię ze smutkiem w oczach mając nadzieje, że pójdziemy dalej. Kiwnąłem lekko głową i powoli z nią ruszyłem.

W tym samym czasie Thomas szedł ponuro w asyście wilków na swoją karę. Nie było widać po jego minie strachu przed tym, co go czeka. Wstydu też nie można było u niego zauważyć zupełnie jakby niczego nie żałował. Wymijał innych uczniów nawet na nikogo nie patrząc jakby duchem był zupełnie innym miejscu. Ciężko było stwierdzić nad czym tak głęboko rozmyślał.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Nigdziarze, fala przepychających się i rozmawiających głośno uczniów, kierowali się do wyjścia z Akademii Dobra. Wróżki dzwoniły nad ich głowami aż do ostatniej chwili, a kiedy znaleźli się już na Polanie wyraźnie odetchnęły z ulgą i jeszcze przez chwilę obserwowały ich spod leśnego tunelu. Niebo powoli ciemniało, nadając zamkowi zła jeszcze bardziej ponurego i groźnego wyglądu. Przecinająca niebo błyskawica, która oświetliła widmowym blaskiem jedną z ostro zakończonych wież, tylko to wrażenie wzmocniła.

Adelia szła dość z tyłu, chcąc jak najbardziej odwlec moment w którym będzie musiała po raz kolejny tam wrócić. Odwracała się co chwilę, żeby spojrzeć na białą i lśniącą Akademię Dobra. Żałowała, że nie może zostać tam razem z Lisą, zastanawiała się co robi teraz ruda dziewczyna i jaki dokładnie ma plan. Na most nie można było przecież wchodzić, wedle tego co powiedział Polluks. Na pewno jej się uda - pocieszała się Adelia, choć nawet w jej myślach brzmiało to dość histerycznie.

Zadarła głowę do góry i spojrzała na kolejne chmary małych skrzydlatych stworzonek, które strzegły wysokiej, smukłej wieży wznoszącej się dokładnie pomiędzy dwoma szkołami.

- To wieża Dyrektora Akademii - szepnął ktoś przed nią. Natychmiast spuściła głowę i wbiła wzrok we własne stopy.

 

W tym czasie wilki szarpały Thomasa na samym przedzie. Przed wejściem do leśnego tunelu dwie bestie złapały go mocno za ramiona, jakby obawiały się, że postawiony przed bezpośrednią perspektywą tortur chłopak będzie próbował uciec. Elvira, Kim i Walbruga szły trochę dalej i chociaż były w stanie go dojrzeć, blondynka bez przerwy umyślnie odwracała wzrok, czego na szczęście nikt nie wydawał się zauważyć. Jej dwie współlokatorki albo rozmawiały półgłosem albo rozglądały się wokół. Chaotycznie latające oczy Kim stanowiły ciekawy kontrast dla ciężkich powiek Walburgi, która obserwowała zamek z takim wyrazem twarzy, jakby był on jej prywatną własnością. 

Elvira stopniowo przyspieszała, mając już dość bezowocnego przemarszu, ale wkrótce jej uwagę przykuł idący niedaleko nich chłopek, ten, którego Thomas uderzył na apelu. Na jej bladych wargach pojawił się drobny uśmieszek, a w oczach zaiskrzyła niezbyt skrywana złośliwość. Błazen zasługiwał na to, żeby nieco utemperować jego ego.

- Christianie - powiedziała spokojnie, kiedy wszystkie trzy zrównały się z nim krokiem. Towarzyszące jej wiedźmy natychmiast skupiły się na jej słowach. - Skoro już wszystkiego się dowiedzieliśmy, to powiedz mi może, mój drogi... wolałbyś zostać moim psem, czy kotem?

Ciemne usta Walburgi wygięły się w uśmiechu, a Kim zachichotała, co zabrzmiało histerycznie i niepokojąco.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Chłopak nawet nie próbował się opierać, gdy wilki go tarmosiły. Wiedział, że i tak nie ma to sensu. Walka z innym nigdziarzem gołymi rękoma to jedno, ale te bestie były od niego znacznie silniejsze, nie mówiąc o ich atutach w postaci pazurów i kłów. Poza tym miały przewagę liczebną. Gdyby nawet jakimś cudem zdołał stawić opór tej dwójce z kolejnymi już by nie miał najmniejszych szans. Niewiele go obchodziło, co myślą teraz o nim inni. Czy uznają go za idiotę lub będą się go bali, nie miało znaczenia. Zachowanie Christiana strasznie go zirytowało i zasłużył sobie na to. Niczego nie żałował. A jeśli sądzili, że jakieś tortury go złamią to jeszcze go nie znali. Nie pierwszy raz będzie czuł ból. Dawno już pogodził się z takimi odczuciami.

 

Natomiast Christian opuszczał sale, idąc w okolicy innych nigdziarzy. Cały czas jego wzrok wędrował za ciągniętym przez wilki chłopakiem. Czuł ogromną satysfakcje na samą myśl na to, co będzie się tam z nim działo. Zasłużył sobie na to już na początku, gdy go zaatakował na brzegu. Musiał czekać, ale zemsta się dopełniła. Jedyne czego żałował to, że dziekan nie pozwoli popatrzeć jak żałośnie będzie skomlał z bólu. Wyszczerzył lekko zęby widząc jak wilki go szarpią. Miał ochotę zachować ten obrazek na zawsze w głowie. Nagle, co innego zwróciło jego uwagę, a mianowicie ta niby nigdziarka. Skierował na nią wzrok spokojnie słuchając. Gdy usłyszał jej słowa w jego oczach pojawiła się furia. Nawet nie zwrócił uwagi na dwie inne dziewczyny, bo po co? W jednej chwili szybko wyciągnął rękę i chwycił, Elvire za gardło, zaciskając dłoń na jej szyi. Na jego twarzy pojawił się wręcz morderczy uśmiech.

 

- Ostatnim razem Thomas mnie zatrzymał jednak teraz go tu nie ma - mówił z satysfakcją w głosie. - Nie wiem, czemu on sobie tak pozwala, ale ze mną tak nie będzie, rozumiesz? - spytał, ale nie czekał na odpowiedź, bo wiedział, że i tak nie jest w stanie jej udzielić. - Ty i on nawet nie jesteście prawdziwymi nigdziarzami, a tylko udajecie - splunął na ziemię. - Gdy zostanę czarnym charakterem on skończy jako pies, a ty jako kot i będę patrzył z radością jak szarpie cię w zębach - dodał z naprawdę nieprzyjemnym uśmiechem.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Elisabeth szła ze spuszczoną głową razem z tłumem ubranych w różowe sukienki księżniczek. Wróżki brzęczały wesoło nad ich głowami, wszyscy poruszali się luźnymi grupkami, spokojnie i z gracją. No cóż, prawie wszyscy. Rudej dziewczynie obcas po raz kolejny wyginał się raz w jedną raz w drugą stronę. Przynajmniej nie groził jej upadek, ponieważ wraz ze Stephanie zawarły umowę, że będą się nawzajem podtrzymywać, dopóki nie zacznie wychodzić im to lepiej.

- Myślisz, że jakbym ubrała własne buty do tego mundurku, to byłoby to niezgodne z zasadami? - zapytała jej współlokatorka, wyciągając głowę, żeby zobaczyć dokąd idą. Lisa w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami.

- Nie mam pojęcia, można by spróbować. A miałabyś jeszcze jedną parę, bo ja ze sobą żadnych nie mam? - zapytała, ale chwilę później przypomniała sobie, że przecież jutro już jej tu nie będzie.

Z drugiej strony, dobrze byłoby mieć coś lepszego niż bambosze, czy obcasy na przeprawę przez Puszczę. Stephanie zaczęła ją zapewniać, że coś się na pewno znajdzie, ale Lisa ledwie ją słyszała, bo po głowie cały czas chodziły jej słowa Polluksa. Nigdy, ale to nigdy nie wychodźcie do Puszczy po zmroku. A jeśli przez głupotę poprowadzi siebie i Adelię na pewną śmierć? Zagryzła wargę. Jeśli tu jednak zostaną, to jej przyjaciółkę i tak czeka wielkie cierpienie. Musiały spróbować, nawet jeśli było to niebezpieczne. A może profesor mówił tak tylko dlatego, żeby obrzydzić im pomysł ucieczki? To by było w sumie całkiem możliwe.

Skręcili w jakiś większy korytarz i wędrowali teraz po kryształowej posadzce, wypełnionej jakimś migotliwym pyłem, który lśnił na lustrzanych ścianach. Dziewczęta ukradkiem spoglądały na swoje odbicia i poprawiały i tak idealne fryzury. Lisa z niechęcią obserwowała jak większość z nich trzyma się uparcie książąt, chociaż wróżki próbowały kilka razy niemrawo ich rozdzielić, żeby szli w osobnych rzędach. Nimfy prowadziły ich właśnie w stronę wielkich, zdobionych drzwi z klamkami w kształcie łodyg kwiatowych. Parsknęła na ten widok, a potem nagle uderzyła ją dziwna myśl... ciekawe co robi teraz Alan? Nie mogła go dojrzeć w tym tłumie. 

Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. To nie było ważne.

 

W tym czasie do Sophie i Alana zbliżyła się grupka trzech zawszan. Pośrodku stała wyjątkowo piękna dziewczyna, z opaloną skórą, długimi, brązowymi puklami i jednym z najsłodszych uśmiechów, jakie można było w tej Akademii zobaczyć. Po obu jej stronach stali książęta. Jeden był niski i szczupły,  jego poskręcane w loczki ciemne włosy opadały na roześmiane, czarne oczy. Drugi był wyższy i dość umięśniony, wyglądał na takiego, co mógłby nieść swojego brata na plecach bez żadnego wysiłku. Jego tęczówki były jasne, a mysie włosy przylizane. 

- Cześć - powiedział niższy chłopak, uśmiechając się do nich uprzejmie. - Jestem Kato, a to jest księżniczka Nerysa... - wskazał na dziewczynę, która lekko dygnęła. - ...oraz mój brat Odion - drugi książę skinął głową. - Siedzieliśmy za wami na apelu i usłyszeliśmy, że jesteś samotna. Uważamy, że w Akademii Dobra nie powinno tak być, więc może chciałabyś się z nami zakolegować? Wszyscy możecie. W końcu najlepiej jest trzymać się razem, prawda? - uśmiechnął się w pełni, pokazując ładne, białe zęby.

Aidan, który cały czas szedł blisko Alana, tylko trochę bardziej z tyłu, uniósł brwi widząc, że Kato mówi to również do niego. Spojrzał z radością na Alana i Sophie.

- Ja nie mam nic przeciwko, a wy? - oznajmił energicznie. - Jestem Aidan - dodał, ściskając ręce braci i lekko kłaniając się Nerysie.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan i Sophie

Czułem jak Sophie prowadzi mnie w gromadzie innych zawszan. Nie wiem czemu, ale przez chwilę nawet miałem wrażenie, że robiła wszystko byśmy oddalili się jak najdalej od Elisabeth. Swoją drogą nigdzie już jej nie widziałem. Tylko dlaczego rozmyślałem właśnie o niej? Przecież nie była pierwszą księżniczką, jaką spotkałem, a nawet się za nią nie uważała. Może spowodowane było to tym, że zawsze szkoda mi było czytelników, a ona była pierwszym, którego poznałem? A jednak, gdy ujrzałem ją pierwszy raz już w zbrojowni, nie mogłem wyrzucić z głowy tajemniczej rudej dziewczyny, która była pierwszą, jaką zobaczyłem jak sięga po miecz by się bronić. Potem podczas rozpoczęcia ponownie ją spotkałem. Nigdy z żadną dziewczyną nie rozmawiało mi się tak dobrze jak właśnie z nią. Nie traktowała mnie jak księcia czy następcę tronu, a jak zwykłego chłopaka jak byśmy byli sobie równi. Widziała we mnie więcej niż inne. Moja róża miała być kierowana przeznaczeniem... Czy to było możliwe? Ale to nie miało sensu, my się nawet nie znaliśmy. Poza tym nawet nie była mną zainteresowana. A czy ja byłem nią? Dała mi możliwość odebrania jej róży, ale nie potrafiłem tego zrobić. Nie tylko dlatego, że to było niegodne. Moje serce mówiło mi, że nie mogę tego zrobić. Tylko dlaczego? Tyle pytań, a odpowiedzi brak.

 

- Alan? - Nagle oprzytomniałem słysząc głos Sophie i zaraz spojrzałem na nią.

- Wybacz zamyśliłem się trochę - powiedziałem z lekkim uśmiechem. Na co ta zaczęła na mnie spoglądać podejrzliwie.

- Zwykle ci się to nie zdarza. Powiesz, o czym tak myślałeś? - spytała cały czas na mnie spoglądając.

- To nic ważnego, Sophie. Po prostu brakuje mi domu - Mrugnąłem kilkukrotnie, myśląc nad tym, co powiedziałem. Czy ja właśnie skłamałem Sophie? Ale dlaczego to zrobiłem? Czemu nie powiedziałem prawdy? Nagle spostrzegłem jak zbliżyli się do nas inni zawszanie, z którymi wcześniej nie rozmawiałem. Dwoje książąt i kolejna urokliwa księżniczka. Słysząc słowa jednego z książąt lekko się uśmiechnąłem.

- Miło was poznać Kato, Neryso oraz Odionie - powiedziałem spokojnie. - Ja jestem Alan ze Śnieżnych Wzgórz - Uścisnąłem dłonie książąt i lekko ukłoniłem się księżniczce - To jest... - wskazałem dłonią na Sophie, która spoglądała na grupę zawszan z zaciekawieniem. - Moja kuzynka, Sophie - Słysząc swoje imię dziewczyna lekko dygnęła. - No i nasz przyjaciel już się przedstawił. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej oferty

 

Sophie spojrzała, to na kuzyna to na grupę zawszan. Ona na pewno nie uważała tego Aidana za przyjaciela, nawet go nie znała. Nie przypominał nawet księcia. Natomiast ci dwaj książęta też nie byli w jej typie. Marzyła, że jej książę będzie miał twarz niczym anioł, lekko zadarty nos, piękne ciemne włosy oraz równie ciemne jak jej oczy. A jego postury wszyscy będą mu zazdrościć. U nikogo z tej grupy nie mogła czegoś takiego zobaczyć. Jedynie księżniczka wyglądała przyzwoicie i to właśnie z taką by chciała dzielić komnatę. A nie z tamtymi dwoma strasznymi dziewczynami. Nie bardzo chciała korzystać z oferty obcych zawszan, ale słysząc, że Alan się godzi nie mogła odmówić, bo by się jeszcze zdradziła. Więc skinęła lekko głową z czarującym uśmiechem w kierunku zawszan, którzy do nich dołączyli i ruszyła wraz z nimi w kierunku wolnych miejsc. Na całe szczęście zgubili tę rudą dziewczynę, pomyślała. Nie będzie więcej mieszać jej kuzynowi w głowie. Przy odrobinie szczęścia więcej się nie spotkają, a przynajmniej jej kuzyn jej nie spotka, bo ona póki co jakiś czas będzie dzielić z nią pokój...

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Adelia przymknęła lekko oczy, kiedy wilki wepchnęły ją do Leśnego Tunelu, który prowadził prosto do Akademii Zła. Dało się to wyczuć nie tylko po zapachu wilgoci i stęchlizny, który docierał aż tutaj, ale również po nieprzyjemnej, mrocznej aurze. Im dalej szli tam bardziej ciemno się robiło, pochodnie słabo oświetlały kamienne przejście i chociaż już wcześniej pokonywała tę trasę, teraz był wieczór i wszystko wydawało się jeszcze bardziej straszne. Naprawdę będzie musiała spędzić w tym okropnym miejscu część nocy. Zagryzła wargę tak mocno, że wkrótce poczuła w ustach smak krwi. Ktoś z tyłu popchnął ją do przodu i wylądowała twarzą w długich, strąkowatych i nieprzyjemnie śliskich włosach dziewczyny naprzeciwko. Ta obejrzała się na sekundę, lustrując ją żółtymi oczami, które w ciemności wydawały się świecić. Zanim jednak Adelia zdążyłaby po raz kolejny tego dnia zacząć przepraszać, odwróciła się i ruszyła dalej, co było chyba dość słuszne, biorąc pod uwagę poganiające ich wilki. 

Drobna, wystraszona dziewczynka rozejrzała się wokół, ale nikogo nie poznawała. W tej chwili, choć było to absurdalne, naprawdę żałowała, że nie ma przy niej Judith i Margo.

 

W tym czasie na końcu grupy Christian złapał właśnie Elvirę za gardło, odcinając jej dopływ powietrza. Czy się bała? Trudno powiedzieć. Rzeczywiście, na ułamek sekundy przez jej kończyny przeszedł dreszcz, był to przecież pierwszy raz, kiedy ktoś w tak inwazyjny sposób naruszył jej przestrzeń osobistą, do tego na swój sposób zagrażając jej życiu i zdrowiu. Na jej twarzy nie było jednak widać żadnej formy lęku, a raczej pogardę, obrazującą się w lekkim uśmieszku. Co za prostactwo. Chłopiec pewnie nie zostanie w przyszłości kotem, tylko trollem albo innym bezmózgim stworzeniem. Tak na dobrą sprawę słyszała jego słowa, ale jej mózg nie chciał ich do końca przetworzyć, buntując się przeciwko niedoborowi tlenu. Niemrawo uniosła dłonie do jego obrzydliwych paluchów, zaciskających się na jej bladej szyi, ale zrobiła to bez przekonania i wciąż nie okazując strachu. Ktoś przecież musiał jej za chwilę pomóc, tak? 

Kim i Walburga niemal natychmiast naskoczyły na Christiana. Walburga uderzyła go dość mocno w pierś, sycząc "Czy ty wiesz, kim ja jestem, pachołku? Puść ją natychmiast", natomiast Kim najpierw położyła dłoń na jego palcach, a potem wbiła w nie gwałtownie swoje długie paznokcie, do krwi, co pewnie zmusi go do chociaż rozluźnienia uścisku.

- Śliczne paluszki - zamruczała - Do jakiejś mikstury... a może na naszyjnik?
Wtedy właśnie cała ta farsa zakończyła się, bowiem Christian został złapany szponami przez jedną z bestii i podniesiony do góry, tak, że ledwie dotykał stopami ziemi. Wśród nigdziarzy panowała bowiem taka zasada, że porachunki można było załatwiać, ale nie na oczach całej Akademii i prawie wszystkich strażników.

- A ty myślisz, że co robisz? - warknął wilk, obryzgując Christiana śliną. - Chcesz dołączyć do tego drugiego w Sali Udręki?

Elvira zwolniła nieco, idąc teraz spokojnie i obserwując szarpanego przez bestię chłopca. Uniosła do szyi szczupłą dłoń i przesunęła po świeżo tworzących się siniakach. Ślady zostaną na pewno, wyraźne na jej bladej skórze, ale być może polepszy to jakoś jej wizerunek nigdziarki. Walburga poprawiła z godnością tunikę i zapytała:
- Jak wygląda twój plan zemsty? 

Blondynka uśmiechnęła się po raz kolejny, kiedy przed oczami stanęła jej niedawna Ceremonia Powitalna.

- Subtelnie - odpowiedziała cicho, a potem wzdrygnęła się nieco, kiedy poczuła jak Kim stuka końcówką paznokcia w sinofioletowe wzory na jej skórze.

- Prawie jak dzieło sztuki - szepnęła dziwna dziewczyna i chwilę później się odsunęła, po tym, jak zauważyła jej zmarszczone brwi.

Elvira pokręciła głową, starając się odpędzić od siebie widmo jej bezsensownych słów.

Poza tym bardzo dobrze, że wchodzili właśnie do ciemnego tunelu, ponieważ nikt nie mógł zobaczyć nagłego zaskoczenia jakie pojawiło się na jej twarzy.

 

Thomas go zatrzymał?

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Christian

Chłopak wpatrywał się z ponurym uśmiechem na Elvire. To było nawet lepsze teraz, bo mógł upiec dwie pieczenie na jednym rożnie. Najpierw Thomas, który trafił do sali udręki zostanie złamany za wszystko co mu zrobił, a teraz jeszcze ona. Nie do końca to rozumiał, ale najwyraźniej z jakiegoś powodu jego współlokatorowi na niej zależało. Przynajmniej takie odnosił wrażenie. Bo niby jakim cudem twardy Thomas, który nikogo się nie bał przy niej stawał się niemal potulny? Irytował go jednak fakt, że ta nie pokazała na twarzy ani krzty lęku. Nie podobał mu się jej wyraz twarzy. Najwyraźniej próbowała udawać twardą, a wiadomo było, że taką nie była. Zaraz nie będzie w stanie dalej udawać. Spojrzał jak próbuje swymi dłońmi odpędzić jego. Była taka żałosna i słaba. Mógł jej teraz po prostu skręcić kark. Była tylko mocna w gębie. Thomas, chociaż potrafił zmieniać groźby w czyn, a ona? Była teraz na jego łasce.

 

Nagle wrzasnął z bólu i trochę rozluźnił uścisk w chwili, gdy jedna z tych przeklętych wiedźm go zaatakowała. Miał ochotę ją uderzyć i pokazać, kim ona jest w jego uznaniu. Nim zdążył otworzyć usta wrzasnął głośniej w kierunku, Kim, przezywając ją przeklętą jędzą. Jego dłoń coraz bardziej rozluźniała się na szyi Elviry, ledwo był ją już w stanie trzymać. Wpatrywał się na wszystkie trzy wiedźmy z niezwykle wściekłym wzrokiem jakby nim chciał je zabić. Nim jednak cokolwiek zrobił, poczuł łapsko wilka na sobie. Tym razem w odróżnieniu od Thomasa, słysząc o sali udręki niemal cały zbladł. Nic już nie zrobił i nawet nic nie mówił, nie chcąc się narażać potworom by te zrobiły mu coś strasznego. Zresztą i tak już zapewne dostała nauczkę i będzie wiedziała gdzie jej miejsce.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Stołówka zawszan okazała się ogromnym, luksusowym pomieszczeniem, wykonanym z różnokolorowego marmuru i wykończonym kryształowymi akcentami. Za ogromnymi, zdobionymi oknami można było zobaczyć zapadający nad Błękitnym Lasem zmrok, żyrandole z motywami roślinnymi dawały przyjemny, gościnny blask, a rzeźbione kolumny podtrzymujące łuki na wysoko umiejscowionym suficie nadawały wszystkiemu jeszcze bardziej uroczystego charakteru. Poustawianych tu było mnóstwo wysmukłych, przykrytych białymi obrusami stolików z dosuniętymi do nich wygodnymi krzesłami. Naprzeciwko można było dostrzec wyjście na odgrodzony starannie przyciętym żywopłotem taras, dla tych, którzy preferowali posiłek na świeżym powietrzu, z widokiem na wschód słońca lub pierwsze wieczorne gwiazdy. Na środku stołówki królowała wewnętrzna fontanna przedstawiająca olśniewająco piękne dziewczęta przelewające wodę z wielobarwnych dzbanków. Do tego wszystkiego dodać należało przyjemną, spokojną muzykę, jaką przygrywały zawszanom nimfy na swoich harfach i fletach.

Przez dłuższą chwilę uczniowie po prostu stali, podziwiając to wszystko, a potem z uśmiechami na twarzach rozeszli się, aby zająć co wygodniejsze miejsca. Na początku trudno było zauważyć, gdzie właściwie odbierało się posiłek, ale wystarczyło się rozejrzeć, aby dostrzec wspaniałe stoliki, ozdobione w takich sposób, aby przypominały kwiecistą łąkę. To właśnie na nich znajdowało się poukładane malowniczo jedzenie. Cała żywność wyraźnie podzielona była na część damską i męską. Księżniczki mogły wybierać pomiędzy niskokalorycznymi, ale smacznymi sałatkami, owocami, owsiankami czy gotowaną na parze, delikatną jagnięciną. Dla książąt przygotowane zostały bardziej konkretne posiłki, chrupiące, wciąż jeszcze ciepłe bułki, różnego rodzaju wędliny i sery, a także lekkostrawne potrawki dla tych, którzy nie chcieli zbyt się obciążać przed snem.

Lisa i Stephanie podeszły tam, prowadzone przez nimfy i wpatrywały się z lekko uchylonymi ustami, jak dziewczęta z zadowolonymi uśmiechami nakładają sobie małe porcje na posrebrzane talerze.

- Eee... myślisz, że to będzie problem jak wezmę jedzenie z tej drugiej części? - szepnęła Lisa, patrząc na stół z którego wybierali chłopcy.

- Nie obchodzi mnie to. Czymś takim się na pewno nie najem - burknęła Stephanie i jako pierwsza przepchnęła się przez książąt. Nimfy, tak jak inne księżniczki, spojrzały na nią z niezadowoleniem, ale nie zabroniły jej nałożyć sobie na talerz czterech kromek chleba z serem, szynką, pomidorem i szczypiorkiem, więc Lisa szybko podążyła jej śladem.

Po nałożeniu sobie na talerz kopiastej łyżki potrawki i dwóch bułek z serem, szynką i warzywami, Lisa zaczęła rozglądać się za napojami. Przynajmniej nie musiała się skupiać na zdegustowanych wyrazach twarzy książąt, którzy ostrożnie ją omijali, żeby nałożyć sobie własną kolację. Zauważyła dzbanki z sokami warzywnymi i owocowymi, wodą, herbatami ziołowymi i lemoniadami. Wydęła lekko usta i odezwała się do jednej z nimf:

- Nie dostanę gorącej czekolady, nie? 

Wyczytała odpowiedź z jej wyrazu twarzy i westchnęła, nalewając sobie wody. Razem ze Stephanie ruszyły szukać stolika. No co? Jej współlokatorka najwyraźniej lubiła jeść, a ona musiała mieć dużo energii na nocną ucieczkę.

 

Jak można by się spodziewać, Odion, Kato i Nerysa trzymali się teraz Alana, Aidana i Sophie, rozmawiając z nimi o błahych sprawach, żeby poznać ich nieco lepiej. Aidan bardzo szybko wydawał się zakolegować z Kato, który najwyraźniej krył w sobie podobną dozę energii i optymizmu. Po nałożeniu sobie kolacji usiedli wspólnie przy jednym z większym stolików, gdzie wciąż pozostawały jeszcze wolne miejsca. Aidan usiadł naprzeciwko Alana, obok Odiona i Kato, natomiast Nerysa zajęła miejsce zaraz przy Sophie. Urocza księżniczka miała na swoim talerzu małą porcję sałatki z owocami morza.

- Przypomina mi Nibylandię - powiedziała uprzejmie i uśmiechnęła się do ciemnowłosej księżniczki. - Tam się wychowywałam, jestem córką syreny. Ty wyglądasz mi na członkinię rodziny królewskiej. Skąd dokładnie pochodzisz? - jej głos miał tak niewinną, typową dla mieszkańców Nibylandii barwę, że bardzo ciężko byłoby nie odczuć do niej od razu sympatii.
W tym czasie Odion, Kato i Aidan dyskutowali o przedmiotach, jakie czekają ich w Akademii Dobra.

- Lekcje Kodeksu Rycerskiego na pewno mi się przydadzą. Chciałabym być jak najlepszym księciem, a nigdy wcześniej nie miałem okazji się tego uczyć. Ja i Odion pochodzimy z Wioski Bursztynów w Szmaragdowej Zatoce, a wy? - zapytał kierując to pytanie również do Alana.

W tym właśnie momencie do ich stolika zbliżyły się dwie dziewczyny. Elisabeth zajęła wolne miejsce obok Alana, a Stephanie przy Aidanie, tak, że teraz wszystkie krzesła były już zajęte.

- Zastanawiałyśmy się, czy nie usiąść same, ale przy tym stoliku wydaje się być fajna atmosfera. To chyba nie jest żaden problem, nie? - zapytała Stephanie, unosząc brwi. 

Na chwilę pomiędzy wszystkimi zapadła cisza, ale ostatecznie Aidan wyjąkał swoje "tak", najwyraźniej nieco skrępowany jej bliskością, Kato i Odion uśmiechnęli się życzliwie i szybko się przedstawili, a Nerysa uniosła idealne brwi, żeby potem wzruszyć lekko ramionami.

Stephanie bardzo szybko zabrała się za jedzenie, Lisa natomiast przez chwilę bawiła się eleganckim widelcem, a potem uśmiechnęła się nieznacznie do Alana.

- Cześć po raz drugi - nabrała trochę potrawki, ale zaraz przed tym jak miała jej spróbować, zawiesiła widelec w powietrzu i wzruszyła ramionami. - W sumie to po raz trzeci - i zaczęła jeść.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan i Sophie

Spoglądałem z zaciekawieniem na pięknie udekorowaną jadalnie, jeśli można było ją tak jeszcze nazwać. Z drugiej zaś strony ja i Sophie przywykliśmy do podobnych już warunków na naszym dworze. Jednakże Sophie spoglądała na wszystko będąc zupełnie oczarowaną. Niemal westchnęła, gdy spoglądała na błękitny las za oknami. Obserwowała z zachwytem kolumny jak i żyrandole, nie mogąc się napatrzyć. Wzrokiem oceniała również wygląd obrusów i krzeseł, przy których mogliśmy usiąść. Gdy Sophie stanęła dobrą chwilę patrząc na fontannę, ja zacząłem rozglądać się za odpowiednim miejscem, a te szybko rzuciło mi się w oczy. Uwielbiałem jeść na świeżym powietrzu.

 

Wszyscy zgodzili się z moją decyzją, więc pozostało nam tylko jeszcze wziąć posiłek. Sophie na swój talerz wybrała sobie tylko sałatkę. Nie byłem do końca pewny jak ona jest w stanie wytrzymać jedząc tylko coś takiego. Ja natomiast nie miałem zamiaru sobie żałować. Niewiele mnie obchodziło, że nie jestem w domu. Miałem w końcu w planach nocny trening, gdy tylko wszyscy zasną. Uwielbiałem nocą patrzeć na gwiazdy i ćwiczyć z mieczem pod ich blaskiem. Chętnie się również przekonam czy widok na nie jest tu lepszy niż w domu. Tak więc na moim talerzu znalazło się kilka bułek ser i wędliny. Sophie spojrzała na zawartość mojego talerza jakby czegoś się domyślała, ale zaraz się tylko uśmiechnęła i ruszyła. Gdy tylko znaleźliśmy się na miejscu, zdjąłem swój miecz z pleców i położyłem go za sobą na ziemi, jak zawsze na rękojeści błękitny kamień świecił zimnym światłem. Chwilę później też wszyscy zaczęliśmy nasz posiłek. Sophie zaczęła zgarniać pomału swoją sałatkę biorąc niewielkie ilości dania na widelec, podczas gdy ja rozpracowywałem swoje danie. Wtedy też zaczęły się rozmowy. Sophie delikatnie się uśmiechnęła do Nerysy.

 

- Czytałam o twojej krainie - odrzekła z miłym uśmiechem, nawet nieudawanym, bo cieszyła ją w końcu rozmowa z księżniczką na poziomie, a nie z tamtymi niby księżniczkami. - To naprawdę niesamowite, że jesteś córką syreny - kontynuowała szczerze się uśmiechając. - Pochodzę ze Śnieżnych Wzgórz, a dokładniej z Locketrop. Moja mama jest siostrą obecnego króla - opowiadała lubiąc jak zawsze mówić o sobie. Spojrzałem nagle na Kato, słysząc jego pytanie. Nie bardzo lubiłem mówić kim jestem, bo zawsze się z tym dziwnie czułem. Mimo to musiałem odpowiedzieć, bo tak wymagała wychowanie.

- Podobnie jak Sophie pochodzę ze Śnieżnych Wzgórz - odparłem ze słabym uśmiechem. Reszty nie było potrzeby dodawać. Wiedzieli już zapewne, że skoro Sophie to moja kuzynka, a jej matka jest siostrą króla, to ja byłem następcą tronu, ale nie odnosiłem się z tym tytułem, jak zawsze. Spojrzałem kątem oka na Sophie. - Jesteś pewna, że się tym najesz? - Ta w odpowiedzi lekko się uśmiechnęła .

- To miłe, że się o mnie troszczysz, ale damy naprawdę więcej jeść nie muszą, nam taki posiłek wystarcza - Nagle jednak zmarszczyła lekko brwi, widząc kto się do nich kieruje i niemal się skrzywiła, widząc co mają na talerzach. Gdy ta ruda przybłęda zajęła miejsce obok jej kuzyna miała jej ochotę powiedzieć, że tu nie ma już miejsc. Za kogo ona się uważała? Myśli, że dostała różę i już wszystko może? Ja natomiast lekko się uśmiechnąłem widząc posiłki Lisy i Stephanie.

- Twoja teoria została obalona, Sophie, damy też muszą czasem zjeść - powiedziałem, szczerze się uśmiechając w kierunku Elisabeth.

- Gdyby je jeszcze można było określić, chociaż jako dziewczyny - burknęła pod nosem, tak żeby nikt nie słyszał. Co jakiś czas rzucała nieprzyjemne spojrzenie zwłaszcza Lisie, ale robiła to tak by nikt nie widział. No może tylko ruda dziewczyna mogła to zauważyć.

- Witaj ponownie Elisabeth - Nie ukrywałem swojego dobrego nastroju przy każdym słowie. - Wybacz, że tak was zostawiliśmy - dodałem z uniżeniem. - Sophie naprawdę się bała po tym incydencie i chciała szybko wyjść, mam nadzieje, że nie macie nam tego za złe - powiedziałem lekko opuszczając głowę ze wstydem, na co Sophie niemal się skrzywiła.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Po tym jak wszyscy znaleźli się już w chłodnym, pełnym zacieków holu gałęzie magicznie się za nimi splątały, zamykając wyjście na zewnątrz, co oznaczało, że wychodzenie w nocy na Polanę było zabronione. Wilki poprowadziły uczniów w stronę jakiegoś korytarza, w którym podłoga wyłożona była popękanymi płytkami, a potem prosto do podwójnych drzwi, które przy otwieraniu skrzypiały tak, że dostawało się gęsiej skórki. Okazało się, że prowadziły one prosto do stołówki nigdziarzy, ciasnego, śmierdzącego kwaśnym mlekiem pomieszczenia. Popękane okna poustawiane były tak wysoko, że dało się za nimi dojrzeć jedynie ciemniejące niebo, pod sufitem wisiały pordzewiałe, ostro wykończone żyrandole pełne czerwonych świec, a na ścianach można było od czasu do czasu zauważyć brudne płaskorzeźby, przedstawiające przerażające sceny na których potwory i drapieżniki pożerały w całości małe dzieci. Na zakurzonej podłodze poustawiane były byle jak drewniane ławki z wystającymi drzazgami, do których ktoś podostawiał twarde, niewygodne krzesła. Nigdziarze podchodzili pojedynczo do jednego z wilków, który niedbale nakładał im na metalowe tacki skromną kolację.

Adelia starała się zignorować smród i wilgoć, powoli podchodząc po swój posiłek, kiedy jednak zobaczyła co dostała, a była to zimna, kleista papka razem z wodą nalaną do brudnej szklanki, natychmiast straciła cały apetyt. Usiadła w samym rogu, chcąc uniknąć konfrontacji z innymi strasznymi uczniami. Oczy znowu ją piekły, gdy wmuszała w siebie malutkie porcje wiedząc, że musi coś zjeść, jeśli chce mieć siłę na ucieczkę.

Nikt się do niej nie dosiadł.

Spędziła kolację samotnie, wciśnięta w zimną ścianę, która jeszcze bardziej ubrudziła jej i tak obrzydliwy mundurek.

 

Elvira usiadła pomiędzy Walburgą i Kim. Jej ciemnowłosa współlokatorka jeszcze przez dłuższą chwilę narzekała na warunki i jakość posiłków, opowiadając coś o wspaniałej twierdzy, z której pochodzi i swoim arystokratycznym pochodzeniu, dopóki ostatecznie nie zaczęła powoli skubać swojej papki, najwyraźniej uodporniona na obrzydliwe jedzenie. Druga dziewczyna natychmiast zabrała się za nie od razu i wyglądała na kompletnie niewzruszoną, kiedy znalazła w swojej papce trochę wilczej sierści. Wyjęła ją palcami, odłożyła na bok i kontynuowała posiłek. Blondynka obserwowała to wszystko, czując, że żołądek podchodzi jej do gardła. Nie była przyzwyczajona do czegoś takiego, w jej zawszańskim domu w Nottingham matka zawsze starała się, aby posiłki były jak najzdrowsze i jak najsmaczniejsze. Po raz pierwszy od momentu w którym została porwana przez stymfa, przekonywanie się, że zalety bycia nigdziarzem przysłaniają wady, nie było już takie proste. Niemrawo gmerała widelcem na swojej tacce, dopóki Kim, która właśnie skończyła i teraz oblizywała palce, nie nachyliła się nad nią z szeptem:
- Będziesz to jadła?
Elvira szybko pokręciła głową, zaciskając wąskie usta.

- Nie, częstuj się.

Blondynka oparła łokcie na blacie ławki i podparła brodę na dłoniach, rozglądając się wokoło. Problem jedzenia na pewno będzie dało się jakoś rozwiązać. Na dzisiejszy wieczór powinna mieć jeszcze coś w swoim kufrze, o ile nie zamokło w zatoce. Teraz jej głowę zaprzątał inny problem. Sługa, który najwyraźniej stawał w jej obronie, chociaż jak do tej pory jedynie nim pomiatała. Czy tak zachowywali się nigdziarze? Szczerze w to wątpiła. To już nie podpinało się pod unikanie bezsensownej przemocy.

A jeśli już mowa o Thomasie i tym drugim, to nie była w stanie ich dojrzeć przy żadnym ze stolików. Czyżby już trafili do Sali Udręki?

Nie miała pojęcia, dlaczego było jej z tym tak niewygodnie.

 

Domysły Elviry okazały się być prawdziwe. Kiedy większość nigdziarzy jadła kolację, wilki wyszarpnęły Thomasa i Christiana z grupy i powlekli ich w o wiele mroczniejsze i bardziej wilgotne korytarze. Pochodnie porozstawiane były coraz rzadziej, chłód mocniej przenikał do kości, a zapach stęchlizny i wilgoci odbierał dech, aż w końcu, po czasie, który wydawał się wiecznością, do ich uszu dotarło coś na kształt... szumu wody?
Strażnicy wraz z dwójką chłopców zbliżyli się do drzwi wykonanych w całości z żelaznych prętów, które trzasnęły głośno po tym, jak zostały gwałtownie uderzone. Potem tylko ostatnich kilka schodków, aż wszyscy znaleźli się w miejscu, które wyglądało na podziemne kanały, gdzie płynęła taka sama szlamowata woda co w Zatoce.

Wilki wciąż trzymały ich z całej siły, kiedy przechodzili śliskimi chodnikami, od czasu do czasu ochlapywani przez mocniejsze uderzenia wody. Kiedy doszli do miejsca w którym szlam spotykał się z krystalicznie czystym strumieniem, pasującym bardziej do zawszan, skręcili, szarpiąc ich do ciężkich, obdrapanych drzwi.

Widok jaki zobaczyli, gdy zostali wepchnięci do środka, był naprawdę przerażający. Wilki przypięły ich siłą do żelaznych, brzęczących kajdan na ścianie, a potem odwróciły się, najwyraźniej na coś czekając. To dało chłopcom wystarczająco dużo czasu, aby dokładnie przyjrzeć się pomieszczeniu. Panowała w nim czerwona, przymglona poświata, w każdym rogu znajdowały się olbrzymie pajęczyny, a w powietrzu unosił się zapach typowy dla kanałów połączony z wonią zeschniętej krwi. Na stolikach i ścianach mogli dostrzec rozmaite narzędzia tortur, od biczy, noży i kolców, po bardziej skomplikowane mechanizmy, których funkcji lepiej byłoby sobie nie wyobrażać.

Właśnie wtedy drzwi otworzyły się po raz kolejny i do środka wszedł najstraszniejszy wilk, jakiego do tej pory widzieli. Ogromny i umięśniony, z kłami lśniącymi w blasku pochodni. Futro miał ciemne jak węgiel, a oczy czerwone niczym krew. Na jego pysku, od prawej brwi do podbródka, ciągnęła się obrzydliwa blizna.

- Witaj, Bestio - przywitał go jeden z wilków, ale "Bestia" natychmiast mu przerwał:

- Przewinienia.

- Zakłócanie Ceremonii Powitalnej, wzniecanie publicznej bójki, zuchwalstwo i arogancja - warknął strażnik, kładąc brudną łapę na ramieniu Thomasa.

- Uczestnictwo w bójce podczas Ceremonii Powitalnej, próba uduszenia uczennicy podczas powrotu do zamku, ogólny kretynizm - dodał drugi, odnosząc się od Christiana.

- Wynocha. Sam sobie z nimi poradzę - powiedział ochryple Bestia.

Wilki szybko opuściły Salę Udręki, a kat podszedł w stronę jednego ze stołów, najwyraźniej oglądając swoje narzędzia.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Przez całą drogą jaką Thomas był tarmoszony przez wilki nic nie mówił ani nawet nie jęczał. Jedyne dźwięki, jakie wydał to warknięcia, gdy któraś z tych poczwar za mocno wbiła mu szpony w skórę. Gdy zaczęli zbliżać się do bardziej mrocznych korytarzy lekko tylko zmrużył oczy przyglądając się pomieszczeniom, ale nadal próżno w nim było widzieć strach. Jedyne, co go naprawdę irytowało, to fakt, że był naprawdę głodny. Zabiłby za jakąś dobrą pieczeń. Nie sądził jednak by w sali udręki chcieli go czymś poczęstować poza kanapką z bólu i cierpienia. W pewnym momencie zaczął odczuwać, że jest mu nawet zimno do tego stopnia, że pojawiła się gęsia skórka, no i jeszcze ten smród...

 

Żadna jednak z tych rzeczy nie zirytowała go tak bardzo jak znajomy głos. Spojrzał kątem oka na Christiana, który był blady jak ściana i jęczał w stronę wilków by go puściły, że to jakaś pomyłka i został sprowokowany. Tak jak to, że jest niewinny i prosi o jeszcze jedną szansę. Przecież to nie tak miało być. Thomas miał cierpieć, a nie on. Wszystko przez tamtą przeklętą wiedźmę, którą teraz przeklinał. O ile normalnie by Thomasa bawiło, że ten szkodnik też tu trafił, to jednak z jakiegoś powodu nie potrafił się teraz tym cieszyć, zupełnie jakby miał wrażenie, że stało się coś złego. Co on tu robił? Na pewno nie był tu za to, co zaszło podczas rozpoczęcia, więc, za co tu trafił?

 

W końcu najwyraźniej dotarli na miejsce. Thomas spoglądał ze zmarszczonymi brwiami na pomieszczenie, ale Christian zbladł jeszcze bardziej. Gdy byli przypinani do łańcuchów, Thomas nawet nie drgnął, podczas gdy Christian próbował się wyrywać krzycząc by porozmawiali z panią dziekan, bo jego kara nie była z nią uzgodniona. Thomas widząc narzędzia tortur jak i wystrój wiedział już, że władował się w niezłe bagno. Dziś zapewne nawet nie zaśnie od bólu jaki mu tu zadadzą. Christian za to zaczął szarpać się w łańcuchach, chcąc się uwolnić. Oboje raptownie zamilkli na widok swojego kata. Dopiero, gdy zaczęto mówić ich przewinienia, Thomas spiorunował Christiana wzrokiem.

 

- Kogo próbowałeś udusić? - warknął w jego kierunku, teraz też szarpiąc się w łańcuchach.

- Zamknij się - pisnął przerażony cienkim głosem Christian, nie spuszczając z oczu Bestii. Thomas mimo to nie dawał za wygraną.

- Komu chciałeś zrobić krzywdę?! - Teraz zaczął jeszcze bardziej się wyrywać w jego stronę, zupełnie ignorując Bestie w odróżnieniu od Christiana, który jak tylko zobaczył jak Bestia zbliża się do swoich narzędzi zbladł bardziej niż do tej pory i nagle zemdlał. Thomas patrzył na niego z niedowierzaniem. Co za mięczak. Pokręcił głową i spojrzał na Bestie. - Zakładam, że kochasz swoją pracę. Nie sądzisz, że sam pokaz twojego domu to już dla poniektórych jak widzisz wystarczająca kara?

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Atmosfera przy stole bardzo szybko się zmieniła. Kato i Odion najwyraźniej nie należeli do tego typu książąt, którzy kpią sobie z dziewcząt niezachowujących się jak prawdziwe księżniczki. Nie było to na dobrą sprawę niczym dziwnym, biorąc pod uwagę, że sami byli w Puszczy jedynie zwykłymi chłopcami, dopóki Dyrektor nie uznał ich godnymi szansy na udział w baśni. Nerysa była nieco bardziej niepewna, choć na pewno nie złośliwa. Uśmiechnęła się delikatnie do Stephanie, a potem spojrzała ze zdziwieniem na jej talerz. Ewidentnie widać było po niej, że wizja tak ogromnego posiłku na wieczór jest dla niej co najmniej niewygodna, ale nie zdecydowała się tego komentować. Zamiast tego odwróciła się po raz kolejny w stronę Sophie, upijając najpierw elegancki łyk herbaty ziołowej ze swojej różowej filiżanki.

- Śnieżne Wzgórza? Musi tam być pięknie - w jej ciepłych, brązowych oczach odbijało się światło padające z wnętrza zamku. - Nigdy tam nie byłam, ale zdarzało mi się o nich czytać - spuściła skromnie głowę. - Jeśli miałabym być całkiem szczera, nie widziałam też nigdy śniegu. Nawet jeśli gdzieś w Nibylandii można go zaobserwować, ja większość życia spędziłam na plażach, zatokach i w podwodnych królestwach. Zabierała mnie tam mama, rzucając na mnie wcześniej zaklęcia, które pozwalały mi oddychać pod wodą - te wspomnienia ewidentnie były dla niej bardzo przyjemne. Po krótkiej chwili zmieniła temat. - Swoją drogą, słyszałaś, że do Akademii trafili w tym roku syn Królewny Śnieżki oraz syn Księżniczki na Ziarnku Grochu? 

Kato słysząc słowa Nerysy wydawał się nieco zesztywnieć, ale skrzętnie to ukrywał, wciągając w rozmowę Aidana oraz Stephanie, która przed chwilą spojrzała zdziwiona na Alana i bąknęła coś w stylu "Dama? Nikt mnie tak jeszcze nigdy nie nazwał".

Na szczęście nikt nie musiał na to odpowiadać, ponieważ energiczny, pogodny chłopak bardzo szybko przejął inicjatywę.

- No dobrze, a więc mamy mnie i Odiona, królewskich kuzynów ze Śnieżnych Wzgórz, księżniczkę z Nibylandii, księcia z Nottingham... - Aidan nieco się spłoszył, słysząc taki tytuł. - A wy, drogie panie? - nieco zawadiacko uniósł jedną brew, podpierając głowę na dłoni. Stephanie, widząc to, parsknęła śmiechem i sięgnęła po swoją szklankę, biorąc z niej spory, niezbyt elegancki łyk. Kiedy ją odkładała, przypadkiem zahaczyła o wstążkę przy swoim kołnierzu, co sprawiło, że trochę na siebie wylała.

Aidan zareagował najszybciej, sięgając po chusteczkę i z nieco zarumienioną twarzą przyciskając ją do niewielkiej plamy na jej sukience.

- Uważaj - szepnął, a dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, a potem podziękowała i sama zaczęła się wycierać.

 

Jedyną osobą, która przy tym stole mogła czuć się niewygodnie, była Elisabeth, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z nieprzyjemnych spojrzeń, rzucanych jej przez Sophie. Mogła, gdyby nie to, że po prostu nie przejmowała się takimi rzeczami.

- Nie ma sprawy, Alan - powiedziała pogodnie, rwąc bułkę palcami na części. - Nic wielkiego się nie stało. - słysząc pytanie Kato, wzruszyła ramionami. - Ja jestem z Gawaldonu. Myślałam, że plotka o rudej dzikusce z mieczem już się rozniosła - Stephanie parsknęła z rozbawieniem. - Jesteście braćmi? - zapytała po chwili, a Odion pokiwał powoli głową. - Wow, nie jesteście zbyt podobni. - Kato uśmiechnął się, jakby często to słyszał.

- Ja jestem z Lisiego Gaju - odpowiedziała też w końcu Stephanie, przeżuwając równocześnie kęs swojej bułki, gdy poczuła na sobie wyczekujące spojrzenia.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan i Sophie

Dziewczyna patrzyła z obrzydzeniem na dwie współlokatorki, a właściwie rzucała im takie spojrzenia co jakiś czas, tak by nikt tego nie zauważył. Nadal nie rozumiała jak można było wpuścić kogoś takiego pomiędzy księżniczki i książęta. Mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce, jednak one nie tylko nie wyglądały źle, ale miały też kompletny brak manier. Nawet nie potrafiły jeść jak należy. Zanim się tu pojawiły było tu tak przyjemnie, a teraz było okropnie. Naprawdę chciała by te dwie nie zdały po pierwszym dniu, bo przynosiły wstyd akademii. Nadal nie była pewna jak zdoła przetrwać całą noc z nimi. Zapewne strasznie chrapały, a może nawet zmienią się w jakieś wilkołaki o pełni księżyca, na samą myśl przeszły ją ciarki. Uśmiechnęła się delikatnie dopiero ponownie, słysząc Neryse i patrząc w jej stronę.

 

- Oh tak, jest to wspaniałe miejsce - mówiła naprawdę szczerym entuzjastycznym głosem, zupełnie innym niż gdy rozmawiała ze Stephanie i Lisą. - Z samych naszych szczytów można podziwiać niekończącą się Puszczę, a pomimo śniegu nie jest tam zimno - Gdy słuchałem Sophie lekko posmutniałem. Nie byłem pewny czy jeszcze kiedykolwiek ujrzę dom. A przynajmniej w obecnej postaci... Nadal czułem niepewność tym wszystkim. Sophie jednak dalej mówiła. - Wielu artystów przyjeżdża do nas ze wszelkich stron by szukać natchnienia. Jednak ja nigdy nie byłam w podwodnych królestwach - kontynuowała z delikatnym uśmiechem. - To musi być naprawdę niesamowite mieć możliwość zwiedzenia tak wspaniałych miejsc, mi to jednak pewnie nigdy nie będzie pisane - dodała z lekkim westchnięciem i mocniej otworzyła oczy teraz słuchając Nerysy. - Naprawdę? - spytała podekscytowana. - Będę musiała ich koniecznie poznać - Teraz przynajmniej wiedziała, kim się zainteresować. Jednak musiała jakoś pozbyć się tej rudej dziewczyny by trzymała dystans od jej kuzyna. Tego by jeszcze brakowało. Gdyby coś takiego dostało się do rodziny wszyscy byliby zhańbieni. Pokręciła lekko głową, mówiąc sobie w myślach: Spokojnie Sophie nic takiego nigdy się nie stanie. Ponownie ponure myśli powróciły, gdy usłyszała jak ta prostaczka mówi do jej kuzyna. Mówiła do niego po imieniu. Od kiedy niby byli do siebie na ty? Najgorsze w tym wszystkim było, że Alan najwyraźniej nie zwracał na to uwagi.

 

- Dziwne - powiedziałem z ciepłym uśmiechem, powoli rozdzielając swoje jedzenie nożem. - Rudowłosa dzikuska z mieczem? Nie słyszałem jeszcze o nikim takim, być może za mało słucham, jeśli kiedyś ją spotkasz możesz ją ode mnie pozdrowić, chętnie ją poznam - Mrugnąłem do Elisabateh, na co Sophie lekko się skrzywiła. - A więc pochodzicie z Lisiego Gaju i Gawadlonu? Szczerze mówiąc o ile o pierwszej krainie słyszałem i nie miałem niestety nigdy szczęścia tam być, tak o twym domu Elisabeth wiem naprawdę niewiele - Lekko spochmurniałem, myśląc nad tym wszystkim. - Od dawna byłem przeciwny praktyce Dyrektora, który co jakiś czas odwiedza twój dom. Nie wiem jak można w dobry sposób wyjaśnić oddzielania kogoś od rodzin i przyjaciół - Zacisnąłem lekko pięść na sztućcu.

- Alan przestań - wtrąciła nagle Sophie z lekkim oburzeniem. - Znów wyciągasz te swoje paranoje

- Masz racje, zapewne - odrzekłem bez przekonania, ale miała racje, to były domysły, na które nie miałem dowodów. - Wybacz mą ciekawość, ale nigdy nie spotkałem Czytelniczki, czy powiesz mi coś więcej o swym domu, o ile to możliwe - Sophie znów się skrzywiła.

Miałem nadzieje, że Elisabeth nie będzie przez to zbyt smutna lub nie wyraziłem swego pytania źle, w sposób, który mógłby ją zdenerwować. Po prostu chciałem wiedzieć. Ponadto trochę dziwnie czułem się w jej obecności, co starałem się ukryć.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Nigdziarzom nie dano wiele czasu na kolację. Niektórzy nie skończyli jeszcze nawet jeść, nie mówiąc o chwili na rozmowę z innymi uczniami, a wilki już zaczęły zbierać ich tacki i przypominać warkliwie o godzinie ciszy nocnej. Adelia prawie nie tknęła swojej papki, napełniając żołądek smakującą metalicznie wodą. Jedna z bestii uśmiechnęła się do niej ostro, gdy to zobaczyła.

- Jeszcze trochę i będziesz wylizywać tacki do czysta. Głód jest bezlitosny dla wszystkich.

Odwróciła głowę i przełknęła ślinę, dochodząc do wniosku, że najlepiej to zignorować. Nie była sama, musiała sobie to ciągle przypominać. Jej przyjaciółka była niedaleko stąd i tak samo jak ona chciała się stąd wydostać. 

Chociaż pewnie Lisa dostaje w tamtym zamku całkiem dobre posiłki - przemknęła jej przez głowę gorzka myśl, kiedy razem z innymi wychodziła z powrotem na korytarz, w stronę wielkiego holu. Wszystko podpowiadało jej, że było to rażąco niesprawiedliwe, bo to przecież ona miała chorowity organizm, który wymagał starannej diety i delikatnego traktowania. Tak zawsze mówili rodzice.

A Lisa była zahartowana i wytrzymała.

Poradziłaby sobie z tym wszystkim bez żadnego problemu.

 

- Na każdym piętrze jest podobno łazienka, ale na ciepłą wodę można liczyć rzadko, więc jak chcecie wziąć prysznic, to musicie się pospieszyć.

Elvira wchodziła właśnie po schodach wieży Szkoda, obserwując skaczący, brudny warkocz Kim i słuchając jej bezustannej paplaniny. Była już naprawdę głodna i nie mogła się doczekać, aż dotrze do pokoju, w którym będzie mogła zjeść coś, co nie wywoływało rozstroju żołądka. Na tym się skupiała, żeby powstrzymać myśli od błądzenia wokół mieszczącej się gdzieś w tym zamku Sali Udręki. To jest nieważne, powtarzała sobie. Jakoś to przeżyje. Zasłużył na to.

Chociaż tego ostatniego nie była już tak pewna.

- Ja idę się umyć pierwsza - syknęła Walburga z tyłu. - Ten cały szlam i brud niszczy mi cerę. Powinnam jeszcze mieć trochę krwi w walizce, najlepiej mnie odświeża. Będę musiała regularnie pisać do rodziców, aby przysyłali mi trochę w buteleczkach.

Elvira uniosła brwi i obejrzała się na nią. Nie uznała tego za obrzydliwe, tylko za całkiem interesujące.

- Tak? A co to za krew?

Wyszły z klatki schodowej na ciemny, zapuszczony korytarz.

- Z Krwawego Potoku - odpowiedziała jej współlokatorka wyniośle. - Legenda głosi, że dawniej gdy umarł jakiś nigdziarz, zabierali jego ciało na szczyt wzgórza, do źródła, i upuszczali tam jego krew. Ja jednak myślę, że to wszystko ma raczej podłoże w magii. Krew starców nie miałaby tak odżywczych właściwości.

- Racja - szepnęła Elvira, a potem dodała nieco ciszej - Czy mogłabyś mi trochę podarować?
Na twarzy Walbrugi pojawił się chłodny uśmiech.

 

Tymczasem paręset metrów niżej, w kanałach, dwójka chłopców była wciąż przyciśnięta do zimnej, brudnej ściany, a ich nadgarstki obcierały się na mocnych kajdanach. Bestia cały czas ignorował głupie skomlenia o niewinności Christiana, oraz niepotrzebne wrzaski Thomasa, kiedy jednak jeden z nigdziarzy zemdlał, odwrócił się w jego stronę, trzymając w łapie jeden z krótszych biczy.

- Żałosne - parsknął przez nos, a potem spojrzał przekrwionymi oczami na drugiego ze skazańców. - Nie ty będziesz decydował co jest, a co nie jest wystarczającą karą - podszedł do Christiana i niezbyt mocno uderzył go biczem po ramieniu, bardziej by go obudzić, niż żeby zranić. - Wstawaj, słabeuszu - warknął, opryskując go śliną. - Przynajmniej już wiemy, jak się z tobą obchodzić. A ty? Co mam zrobić z tobą? - zapytał retorycznie, po raz kolejny zwracając uwagę na Thomasa.

Przez chwilę się mu przyglądał, zauważając w nim zastanawiający brak strachu. Przewiesił sobie bicz przez ramię i szarpnięciem podciągnął jego tunikę, tak, że zaplątała się gdzieś w okolicach spętanych nadgarstków. Został tylko w butach i workowatych spodniach, jakie uczniowie Akademii Zła nosili pod spodem. Bestia zamruczał coś do siebie, zauważając jego blizny.

- No proszę. Jesteśmy już zaznajomieni z bólem, co? To by wiele tłumaczyło - zbliżył się do niego tak, że Thomas mógł poczuć na swojej twarzy jego śmierdzący, wilczy oddech. - Czy ty nie jesteś czasem ten, który miał za matkę i ojca zawszan? - przesunął pazurem po jednej z jego blizn, nacinając ją. - Spójrz na niego - powiedział do Christiana, a potem splunął Thomasowi w twarz. - Po latach okazał się być taki sam jak mordercy jego rodziców. Brudny, bezwartościowy pies. - uśmiechnął się ostro. - No, powiedz mi teraz. Kto ma dostać? Ten drugi, czy ty? 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Nigdziarz nie spodziewał się innej reakcji po tym stworze, słysząc jego słowa tylko skrzywił usta, nic poza tym nie robiąc. Gdy jednak podszedł do Christiana, a ten został uderzony biczem w ramię, chłopak niezbyt niemrawo otworzył oczy jakby jeszcze nie do końca kontaktował. Jednak, gdy zobaczył przed swą twarzą pysk bestii, która warczała na niego tak mocno, aż go opluła, zaczął wyrywać się przerażony i zbladł bardziej niż do tej pory. Thomas pozostawał nadal na to wszystko niewzruszony, nie ukazując żadnych emocji, podczas gdy Christian szeptał, że chce się już obudzić z tego koszmaru i że to nie może być prawdziwe. Dopiero, gdy bestia zwróciła się do Thomasa ten ponownie jakby zwrócił na niego uwagę.

 

Gdy jego tunika została podniesiona lekko się skrzywił. Nie miał w planach publicznego obnażania. Chciał go tak zawstydzić czy co? Chłopak był dobrze zbudowany, ale łatwo można było się tego domyślić po jego sile, skoro bez najmniejszego trudu zdołał unieść Christiana za jego tunikę na apelu. Miał jednak kilka śladów głównie na plecach. Widać było, że w życiu oberwał już nieraz batem. Rany były już zaschnięte jednak nie całe ciało było nimi pokryte, a tylko kilka miejsc na plecach. Więc nie był jakiś naprawdę szpetny. Pamiątki z czasów, gdy był dzieckiem. Głodował, a musiał coś jeść, więc kradł ze straganów i różnych prywatnych ziem jedzenie by przetrwać. Czasem jednak dopadł go mściwy gospodarz, a skoro był dzieckiem to wydawało się najlepszą nauczką.

 

Zastanawiał się, co teraz planuje kat skoro już wiedział, że ból nie jest mu obcy. Miał nawet ochotę mu powiedzieć by zastosował wynalazek zwany pastom do zębów, czując jego oddech, ale wolał już go nie prowokować. To co teraz? Może karze mu pokazywać swoje pokaleczone ciało i mówić innym, że to jego robota? Jednak to by było głupie, widząc starość tych ran tylko tępak by się na to nabrał. Gdy usłyszał kolejne słowa potwora poczuł ucisk w sercu, którego nie czuł, od kiedy był dzieckiem. 

 

Przypomniała mu się jego matka, kobieta o długich blond włosach, błękitnych oczach i delikatnym ciele, która zawsze miała złote serce dla innych. Potem powrócił też obraz jego ojca przeciętnego mężczyzny o średniej długości ciemnych włosach i brązowych oczach. A następnie pojawił się przed oczami dzień, gdy ci byli mordowani, błagając o litość oprawców, a on leżał skulony, schowany i przerażony, nie mogąc nic zrobić. Nigdy więcej. Tylko to sobie powiedział w głowie, ale nie na głos. Jego oczy pozostały suche, ale opuścił lekko głowę jakby coś go trafiło. Nie był taki jak ich kaci. Nadal miał jakieś zasady, nawet będąc w akademii.
Christian nic nie odpowiedział bestii gdyż miał nadzieje, że twardy chłopak przyjmie karę na siebie, w końcu pochodził od zawszan, taki kodeks byłby w ich stylu.

 

- To oczywiste - powiedział Thomas, ale już bardziej przygnębionym głosem niż do tej pory. To jeszcze bardziej dawało Christianowi nadzieję. - Kolega sobie zasłużył - Teraz Christian zbladł, patrząc to na niego to na bestię, w końcu nie tego się spodziewał. - Najpierw bez powodu napadł na słabszą by się dowartościować, czego nie szanuje, a teraz jeszcze chciał zabić inną uczennice przez uduszenie. Tak przynajmniej wynikało ze słów wilków. Jest niewiele więcej wart niż brud spod paznokcia

- Chwila! - wrzasnął przerażony Christian. - Ja też mam prawo wybierać! - Dalej jęczał próbując przekonać bestie. - Zostałem sprowokowany, ale nie chciałem nikogo zabić, to była tylko reakcja pod wpływem impulsu. Poza tym to on zakłócił przebieg ceremonii, ukazując kompletny brak szacunku, więc on zasługuje bardziej na karę niż ja. Proszę o wyrozumiałość - jęczał z nadzieją do kata.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Od momentu trafienia do Akademii Lisa spotkała tak na dobrą sprawę tylko jedną osobę, która wydawała się ją rozumieć i przy której czuła się nawet dobrze. Stephanie była po prostu tak do niej podobna, tak energiczna i tak normalna, w porównaniu do tej całej bandy księżniczek i książąt, że nie mogła jej nie polubić, choć wzbraniała się przed przywiązywaniem się do kogokolwiek w tej szkole. Próbowała nieco się od niej dystansować, mając świadomość, że dziś się poznały i dziś się rozstaną, ale nie tylko w ogóle jej się to nie udało, zaczęła również czuć pewną nić sympatii do kolejnej osoby, która w dodatku była księciem. To nie było tak, że Lisa nigdy nie miała żadnych relacji z chłopcami, zdarzało jej się mieć paru kumpli, szczególnie na boisku, ale Alan wydawał się być po prostu inny i miała wrażenie, że zaczyna go lubić w sposób w jaki nie lubiła jeszcze nigdy nikogo. 

Nie było więc niczym dziwnym, że kiedy lekko posmutniał, słuchając o swojej rodzinnej krainie, położyła mu dłoń na ramieniu i szepnęła:

- Nie przejmuj się. Jestem pewna, że jeszcze zobaczysz swój dom. Te lata szybko zlecą.

Dla niej samej nie brzmiało to zachęcająco, ale cóż, wiedziała, że jeśli nie weźmie sprawy w swoje ręce, to nawet jeśli jakimś cudem zdałaby Akademię jako najlepszy uczeń, to i tak nie mogłaby wrócić do Gawaldonu.

 

W tym czasie Nerysa wciąż rozmawiała z Sophie, kończąc swoją sałatkę.

- Tak. Książę Abraxas podobno wybrał już damę serca, ale Książę Edward wciąż poszukuje wymarzonej księżniczki - delikatnie poprawiła miękki loczek, zakładając go za ucho. - Mówiąc szczerze, mi tak bardzo nie zależy na tym, żeby książę był znany i bogaty. Najważniejsze, żeby była to moja prawdziwa miłość, ta baśniowa, a w końcu każda prawdziwa księżniczka kiedyś ją spotka, prawda? - uśmiechnęła się słodko.

- Prawda - podchwycił szybko Kato, który najwyraźniej cały czas słuchał ich rozmowy.

Nerysa spojrzała na niego ukradkiem.

Wtedy właśnie przy stole zapadła cisza, bowiem każdy słuchał słów Alana, a reakcja na nie była skrajnie różna. Lisa zacisnęła w ciszy zęby, w duchu całkowicie zgadzając się z Alanem, prawdopodobnie tak samo jak Stephanie, która spochmurniała, przybierając bardzo zacięty wyraz twarzy. Kato i Odion wyraźnie zaczęli czuć się nieco niewygodnie, wpatrywali się w swoje talerze skrępowani, jakby bardzo nie chcieli prowadzić takiej rozmowy. Jedynie Nerysa nie wyglądała na poruszoną i lekko wychyliła się do przodu, żeby uprzejmie odpowiedzieć Alanowi.

- Dyrektor na pewno ma jakiś powód, którego my być może nie rozumiemy. To bardzo dobry człowiek. W Nibylandii usłyszałam kiedyś, że Baśniarz powinien odzwierciedlać swojego strażnika, a Zło nie pokonało nas od ponad stu pięćdziesięciu lat. Nie mam pojęcia skąd jeszcze biorą się te wszystkie wątpliwości.

Aidan od momentu usłyszenia słów Alana cały czas wpatrywał się w swoje dłonie. Dopiero teraz mruknął cicho:
- Moi rodzice też mówią, że Dyrektor jest na pewno dobry.

Jednak wcale nie brzmiał na w pełni przekonanego.

 

Złość Lisy powoli zamieniała się w ciekawość.

- To zło w ogóle kiedykolwiek wygrywało? U nas w Gawaldonie nie ma ani jednej takiej baśni - powiedziała zaskoczona.

Odpowiedziała jej Stephanie, która ściskała właśnie w palcach ostatki swojej bułki.

- Tak, ale to było bardzo dawno temu. Nie ma sensu o tym gadać - po raz pierwszy brzmiała tak ponuro.

Lisa poczuła się nagle jakby wszystko to, w co do tej pory wierzyła, okazało się kłamstwem. Uniosła wysoko brwi i przechyliła lekko głowę, spoglądając na nich w taki sposób, jakby próbowała się upewnić, czy żartują.

- Ale jeśli nie Długo i Zawsze Szczęśliwie... to co?

Tym razem odpowiedź nadeszła nieco później, od Aidana, który wyraźnie również nie chciał o tym mówić.

- Nigdy Więcej... - powiedział to tak cicho, jakby się bał, że ktoś ich podsłucha.

Lisa zamrugała, bowiem nawet Nerysie i Kato wydawała się udzielić ta ponura atmosfera. Spojrzała na swój talerz na którym zostały już tylko resztki i przypomniała sobie o pytaniu Alana, na które odpowiedź uniemożliwiło jej ogólne poruszenie.

- Cóż, Gawaldon... - odwróciła się w jego stronę ze słabym uśmiechem, lecz tak na dobrą sprawę słuchali jej wszyscy, bardzo zadowoleni ze zmiany tematu. - To po prostu zwykłe miasteczko. Jak dla mnie bardzo piękne, no wiesz, kolorowe kamienice, szkoła, boisko, jezioro... - wszyscy wyraźnie się rozluźnili, więc zdecydowała się nie wspominać o tych gorszych stronach bycia Czytelnikiem. - Jest otoczone lasem, ale nie takim jak w świecie baśni - recytowała wszystko co wiedziała. - Za każdym razem, kiedy się do tego lasu wejdzie, wychodzi się z powrotem w tym samym miejscu, co jest całkiem dziwne, ale nikt się tym nie przejmuje, bo dobrze nam się tam żyje - przełknęła ślinę na wspomnienie miasteczka. - Wszyscy mają w domu baśnie, po jednym egzemplarzu każdej. Większość mieszkańców zna je na pamięć, uczymy się też o nich w szkole - żeby znaleźć sposób na zapobiegnięcie porwaniom, ale tego już nie powiedziała na głos.

Na dworze robiło się coraz ciemniej, niektórzy w stołówce zaczęli się zbierać. Lisa również miała ochotę odejść już od stołu i przygotować się do nocnej ucieczki, więc szybko wsunęła resztki potrawki i wstała.

- No dobrze, robi się już późno, myślę, że powinnam wrócić do pokoju.

Stephanie natychmiast także się podniosła.

- Ja też.

Aidan złapał za jej brudny talerz, zanim zdążyłaby go choćby dotknąć. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, na co chłopak z Nottingham nieco się spłoszył.

- Zostaw, ja odniosę - jego piegi w blasku świec stały się jakby jeszcze wyraźniejsze.

Wkrótce okazało się, że na dobrą sprawę już wszyscy skończyli posiłek, więc Kato wstał, by odsunąć krzesło Nerysie i zabrać jej naczynia. Odion z lekkim uśmiechem uczynił to samo dla Sophie.

- Pozwól, księżniczko - odezwał się chyba po raz pierwszy na tej kolacji. Jego głos okazał się być dość niski, co znaczyło, że chłopak ewidentnie przeszedł już mutację.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan i Sophie

Dziewczyna z uwagą słuchała księżniczki. Widziała księcia Abraxasa na rozpoczęciu i mówiąc szczerze nie był zupełnie w jej guście. Ta cała Vivienne jak dla niej mogła go sobie zabrać. Jednakże Edward wyglądał na całkiem ciekawego. Był przystojny i ze znanej rodziny, z kimś takim można by było zbudować swoje długo i szczęśliwie. Zmrużyła jednak delikatnie oczy na bardzo niewielką chwilę, tak aby nikt tego nie mógł zobaczyć. Prawda mimo to pozostawała nadal jedna. Nieważne jak byli przystojni czy bogaci i znani, żaden z nich nie był w stanie dać jej tego czego naprawdę chciała. A wiadomym było, że był to tron i to nie byle jaki, a królestwa, z którego pochodziła. Tylko jedna przeszkoda stała jej na drodze. Jeśli jednak wszystko pójdzie dobrze to niedługo się jej pozbędzie. Na początek jednak trzeba coś zrobić z tą rudą.

 

- To zależy - Sophie odpowiedziała na pytanie Nerysy zaraz po Kato. - Wszystko zależy czy ktoś tej miłości naprawdę szuka, bo jeśli tak nie jest, to nawet baśń cię na nią nie naprowadzi. Przynajmniej ja tak myślę - odparła z lekkim uśmiechem. Szczerze mówiąc wielu już spotkała chłopców w swoim życiu, ale zawsze byli dla niej sprawą drugorzędną. Zawsze pierwsze miejsce dla niej miał tron Śnieżnych Wzgórz. W tym właśnie momencie zobaczyła jak ta ruda teraz dotknęła jej kuzyna dłonią, na co znów się lekko na chwilę skrzywiła.


- Dziękuje, to bardzo miłe - powiedziałem ciepło do Elisabeth, jeszcze chwilę na nią patrząc, jednak zaraz znów wbiłem wzrok w talerz. Co się ze mną działo? Nie znałem jej dobrze. Wiedziałem jednak, że była miła i miałem wrażenie, że chyba ją polubiłem. Ale przecież to dziewczyna jak każda inna. Więc dlaczego w mych oczach nie była jak każda z nich? Gdy temat zszedł na Dyrektora ponownie otworzyłem usta.

- Jeszcze w naszych bibliotekach pałacowych zgłębiałem od dawna ten temat. Od czasu, gdy panowali oboje do czasu, gdy mamy jednego - westchnąłem wyraźnie zamyślony. - To prawda, fakt, że wygrywamy od tak dawna to mocny argument by uważać, że jest dobry, ale żadne dobro nie może usprawiedliwiać takiego zachowania - mój głos stał się bardziej ponury. - Nigdzie porwanie kogoś z rodzinnego domu nie jest uznawane za coś dobrego. Uważam, że Dyrektor mógłby chociaż zdradzić powód, dla którego to robi, a nie sam doprowadzać do tych podejrzeń


- Zły czy dobry, nie wiem czy to ma teraz znaczenie - odparła Sophie, słuchając tego wszystkiego. - Wkrótce i tak pewnie ktoś zajmie jego miejsce, każdy wie, że ma już swoje lata - Wzruszyła lekko ramionami. - Ja to bym się bardziej zastanawiała kto to będzie. Być może będzie to jakiś przystojny mężczyzna, który będzie chociaż mniejszym odludkiem - Lekko się rozmarzyła. Gdy Elisabeth spytała o zło, które wygrywało z dobrem dawniej, Sophie lekko zbladła. Natomiast na mojej twarzy pojawił się ponury wyraz. Teraz zdałem sobie sprawę, że niepotrzebnie poruszyłem ten temat. Na szczęście szybko się zmienił dzięki Elisabeth.

 

- To naprawdę interesujące - Mówiłem ze szczerą ekscytacją. - Las, który opisujesz musi być na swój sposób magiczny, a podobno w świecie Czytelników nie ma magii - Na chwilę zamilkłem zastanawiając się nad tym. - Ciekawe czy ma on jakieś powiązanie z bezkresną puszczą z naszego świata. Co do całej reszty... Twoje miasteczko wydaje się niezwykle miłe - Sophie lekko prychnęła w głowie. Miłe? Raczej wyjątkowo obskurne, widząc ją i słuchając tego. Jednak nie powiedziała tego na głos. - To musi być naprawdę dziwne trafić z miejsca gdzie istniejemy dla was tylko w książkach i potem stać się częścią tego wszystkiego - Wiedziałem, że na pewno tego nie chciała. Nie po tym, co od niej słyszałem. - Zawsze chciałem zobaczyć świat Czytelników, ale nie sądzę by było mi to kiedykolwiek dane - Nagle zauważyłem jak się ściemnia. Jak zawsze przy miłej rozmowie czas za szybko ucieka. Gdy usłyszałem słowa Elisabeth, spojrzałem na swój miecz leżący na ziemi, przypominając sobie plan na wieczór.

- Tak masz racje muszę jeszcze... - Nie dokończyłem będąc w szoku. Omal się nie zdradziłem. Chyba pierwszy raz mnie coś takiego spotkało. - ...Rozpakować się - dodałem niewielką chwilę później.

 

- Dziękuje, to bardzo miłe - Mówiła Sophie do Odiona gdy zabrał jej talerz. Nie był w jej typie, ale musiała przyznać, że znał, chociaż zasady wychowania. Powoli podniosła się z miejsca.

- Pozwolisz? - spytałem Elisabeth, idąc w ślad za innymi i nim odpowiedziała podniosłem jej talerz. - Powinnaś wypocząć, masz przed sobą naprawdę ciężki dzień - Lekko opuściłem głowę w zakłopotaniu. - Gdybyś kiedyś chciała z kimś porozmawiać... Zawsze chętnie jestem do dyspozycji - Sophie patrzyła na to kątem oka. Co się z nim działo, rozmyślała? Nigdy się przecież tak nie zachowywał. Czy ktoś taki naprawdę mógł mu się podobać?

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Adelia wspinała się na wieżę Występek bardzo szybko, chcąc uniknąć spotkania z innymi nigdziarzami lub, co gorsza, wilkami. Miała zamiar zamelinować się na jednym z obskurnych łóżek, zamknąć oczy i udawać, że jest gdzieś indziej, dopóki Lisa, jej wybawicielka, nie przybędzie jej na ratunek. Gdy tak szła przyszła jej do głowy myśl, że ten scenariusz bardzo przypominał baśnie o więzionych księżniczkach. I bardzo dobrze, tak właśnie powinno być. Potknęła się na kamieniu, boleśnie obijając sobie palce u stóp, a potem wyszła na ciemny korytarz. Niestety była zmuszona minąć strasznego chłopaka, którego spotkała tu już wcześniej, ale na szczęście tym razem nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.

Szarpnęła za drzwi pokoju numer 62 i nieco zaskoczona odkryła, że obie jej współlokatorki dotarły tu przed nią. Margo siedziała boso na brudnym kocu i gmerała coś przy połamanym paznokciu dużego palca(Adelia zadrżała z niesmakiem), natomiast Judith zaczytywała się w jakimś obitym skórą tomie. Obie spojrzały na nią leniwie, a potem, ku jej wielkiemu zdenerwowaniu, śledziły wzrokiem jak podchodzi do wolnego łóżka i się na nim kładzie. Kultura jakiej nauczyła się w domu kazała jej zdjąć czarne buciory, ale ostatecznie musiała dojść do wniosku, że podczas ucieczki może nie być czasu na ubieranie butów, a łóżko i tak było bardzo zabrudzone.

 

Przełknęła ślinę i spojrzała zza grzywki na wiedźmy, które wciąż się w nią wpatrywały.

- Coś... coś się stało? - szepnęła, podciągając kolana pod brodę.

Judith i Margo wymieniły spojrzenia, zupełnie jakby wcześniej rozmawiały o czymś, co dotyczyło jej.

- Nie. Nic się nie stało. Miałam ci coś opowiedzieć.

Margo przysunęła się do krawędzi swojego legowiska i przewiesiła nogi tak, że dotykały zakurzonej podłogi. Ostatnie promyki słońca padały teraz migotliwie na jej zniszczone, rude włosy. Adelia mimo woli przypomniała się Lisa. Wszyscy mówili, że w ogóle nie dba o swoje rude pukle, ale przetłuszczona przy głowie i sucha jak siano na końcówkach fryzura tej nigdziarki mogła uchodzić za idealny dowód na to, że tak nie jest.

- Co jest? Zapomniałaś języka w gębie? - zirytowany głos wyrwał ją z zamyśleń. Potrząsnęła szybko głową, jeszcze bardziej się kuląc.

Usta Margo wykrzywiły się nieco pogardliwie.

- Dobra, nieważne. Wybaczę ci to, bo najwyraźniej jeszcze nic nie wiesz jak tu wszystko działa. A ja mam ci właśnie zamiar wyjaśnić - skrzyżowała ramiona. - Jesteś zła, tak jak wszyscy w tym zamku. To nie podlega dyskusji, Dyrektor nigdy się nie myli. I nie możesz przyjaźnić się z księżniczką.

Adelia po raz kolejny jedynie pokręciła głową, powstrzymując ochotę na zakrycie uszu. Bała się, że ją rozwścieczy, a nie chciała przekonać się na własnej skórze co może zrobić wyprowadzona z równowagi wiedźma.

- No i co kręcisz głową? - Na słowa Margo Adelia tak mocno przycisnęła kolana do twarzy, że nad nimi wystawały teraz tylko jasnobrązowe, przerażone i nieco zaszklone oczy - Możesz sobie wmawiać, że tak nie jest. I wiesz, nawet ci się nie dziwię, bo chyba każdy z nas miał taki moment, że tego próbował - Judith drgnęła, ale się nie odezwała. - Ale to nic nie zmienia. Skoro w naszym świecie zostałaś uznana za nigdziarkę, to nią będziesz. 

 

naszym świecie? Wkrótce nie będzie mnie już w waszym świecie - pomyślała Adelia z nadzieją.

- Podam ci przykład na sobie. Jestem Margo z Lisiego Gaju. Moją matką była zła córka z baśni Pani Zamieć. Znasz tę baśń, prawda? - ostrożnie skinęła głową. - Została całkiem sama, w okropnej ruderze, zmuszona do wytrzymywania smoły, która już zawsze będzie pokrywać jej ciało. Ale przynajmniej żyje. Zazwyczaj główni źli nie kończą tak litościwie - Adelia mimowolnie zaczęła jej słuchać, choć na początku próbowała ignorować te słowa. Wydawało jej się też, że usłyszała chroboczące prychnięcie od strony Judith, ale mogło to być tylko wrażenie. - Dobra córka też ma dziecko, które jest w moim wieku i chodzi do Akademii Dobra. Moja kochana kuzynka, Stephanie - Mówiąc ostatnie zdanie tak zaciskała zęby, że ledwo dało się ją zrozumieć. - Ona jest zawszanką, a ja nigdziarką, nie możemy się przyjaźnić. Ale chyba nie myślisz, że nie próbowałyśmy? To znaczy... ona próbowała. Kiedyś byłyśmy takie same jak ty i ta ruda. Po tym jak uciekłam z domu często mnie odwiedzała, no, jak tylko się o mnie w ogóle dowiedziała, bo jej kochana, złota mamusia najwyraźniej nie lubiła wspominać o niedobrej siostrzyczce. Wiesz co od niej słyszałam? Że nie jestem wiedźmą, że jestem dobra, że nie wolno mi nawet myśleć o sobie w taki sposób - Adelia poczuła ściskanie w gardle. - I nawet jakoś to wychodziło. Zabierała mnie na spacery, przynosiła mi jedzenie, razem bawiłyśmy się z lisami. Chciała, żebym z nimi zamieszkała, ale ja odmawiałam, bo miałam co do tego złe przeczucia. I świetnie, bo nawet nie wiem jakby się to skończyło, gdybym się zgodziła. Cóż, Stephanie by pewnie powiedziała, że nasza pseudoprzyjaźń rozpadła się, bo zła i niedobra wiedźma nie potrafi kochać ani nawet lubić i pewnego dnia zaczęła bez powodu traktować ją jak wroga...

 

Parsknęła pod nosem, obnażając zęby. Judith odłożyła książkę i słuchała jej, podpierając głowę na jednej ręce. Adelia mimo woli stwierdziła, że również z niecierpliwością czeka, by usłyszeć, co było dalej.
- Wszystko układało się dobrze, dopóki nie zaczęłyśmy chodzić do szkoły. Stephanie oczywiście natychmiast przygruchała sobie jakieś zawszańskie koleżanki, ją w ogóle dużo ludzi z miasta lubiło. Zawsze miała wszystko. Rodzinę, ciepły dom, sympatię innych. Dobrze, że jest chociaż brzydka jak noc, to może w Zamku Dobra w końcu stanie się obiektem kpin, jak na to zasługuje - Adelia prawie zadrżała. Nigdy nie słyszała, by ktoś mówił o kimś aż tak nienawistnie. - W każdym razie wciąż spędzała ze mną czas, ale te jej nowe koleżanki w ogóle mnie nie zaakceptowały. Uważały mnie za wiedźmę, nie chciały ze mną rozmawiać ani nawet przebywać w mojej obecności, czasem nawet otwarcie mnie obrażały. Potem zaczęły też z tego powodu patrzeć podejrzliwie na Stephanie, bo widać było, że cały czas ze mną trzyma - pokręciła głową, jej głos stawał się coraz bardziej ponury. - Ale to były szlachetne i wielkoduszne zawszanki, więc zamiast się po prostu od nas odwalić, próbowały "ratować" Stephanie. Mówiły jej, że przyjaźń ze mną poprowadzi ją do zguby, podawały różne przykłady. Bałam się tego. Nie przeszkadzało mi, że krzyczeli za mną "wiedźma" albo wymyślali różne niestworzone plotki na mój temat, ja tylko się cieszyłam, że mam kuzynkę, która mnie lubi - zaśmiała się pod nosem. - Jaka ja byłam głupia. Stephanie na początku się z nimi kłóciła, potem już tylko wzruszała ramionami, a ostatecznie milczała. Kiedyś słyszałam, jak jedna z dziewcząt przekonuje ją, że pewnie tak naprawdę specjalnie próbuję się do niej zbliżyć, żeby zemścić się za matkę - zacisnęła pięści. - A ja nienawidzę swojej matki. Stephanie mówiła, żebym się tym nie przejmowała, ale widziałam, że coraz mniej mi ufa. Zaczęła być podejrzliwa. Ja za to byłam coraz bardziej ponura, to chyba normalne w takiej sytuacji, tak? Nie chciała już odprowadzać mnie sama do domu, a jak kiedyś przygotowałam jej kanapkę, to odmówiła i zaproponowała, żebym to ja ją zjadła, bo bała się, że chcę ją otruć. A najlepsze było z jej kotem. Znaleźli go martwego i zakrwawionego na drodze. Po prostu jest idiotką i nie zamknęła bramki w ogrodzie, pewnie wyszedł i jakiś pies go zagryzł, ale nie, ona oskarżyła o to mnie, bo przecież wszystkiemu zawsze jest winna wiedźma - zaciskała pięści do tego stopnia, że drżały. - I wiesz dlaczego ci o tym mówię? - Adelia miała łzy w oczach, sama nie wiedziała, czy z współczucia, strachu, czy może czegoś jeszcze innego. Teraz głos Margo nie był już ponury. Nie, był wypełniony ledwo tłumioną furią. - Żebyś się nie złapała w tę samą pułapkę, co ja. Księżniczka zawsze będzie widzieć w wiedźmie wroga, spodziewać się najgorszego. Ba, ona będzie pragnąć, żebyś była zła i okrutna, bo wtedy będzie mogła przy tobie lśnić swoją dobrocią. Wykorzystać, poniżyć, żeby dostać swoje szczęśliwe zakończenie. Nie pozwolę jej na to! Chciała wiedźmę, więc będzie miała wiedźmę, ale pewnego dnia tego pożałuje!


Zaczęła coraz bardziej się unosić, więc Judith zrzuciła książkę z łóżka i wstała, żeby ją uspokoić.
Adelia natomiast siedziała z podkurczonymi nogami i wpatrywała się w brudną podłogę, tak naprawdę jej nie widząc. Jej umysł szarpał się gwałtownie, odrzucając wszystko co przed chwilą usłyszała.
Lisa taka nie jest.
Lisa się o nią troszczy.
Wrócą do domu.
Do Gawaldonu, w którym wszyscy ją lubią.
Tą rudą dziewczynę, która jest tak dobra, że trzyma się nawet z nieśmiałą, wiecznie wystraszoną samotniczką.

 

W Sali Udręki Bestia uśmiechnął się krzywo do Thomasa, wciąż dysząc mu w twarz.
- Miałem nadzieję, że to powiesz - szarpnął jego tuniką tak, że ta znowu była na swoim miejscu. Zanim się odsunął spojrzał mu jeszcze prosto w oczy i warknął niskim głosem - Jeśli twoi rodzice cię teraz widzą, to muszą tobą tak bardzo gardzić.
Jego pysk nadal był jednak rozjaśniony uśmiechem, zupełnie jakby Thomas właśnie potwierdził swoją przynależność do Zła. Potem zwrócił uwagę na Christiana i przez chwilę przyglądał mu się leniwie, rozprostowując bicz. Jego skomlenia nie robiły na nim najwyraźniej najmniejszego wrażenia.
- Nie jęcz. Parę batów na gołe plecy dobrze ci zrobi - powiedział niemal łagodnie i poderwał jego tunikę do góry, a następnie szarpnął za łańcuchy, żeby odwrócić go twarzą do zimnej ściany. Zanim zadał pierwszy cios znów spojrzał na Thomasa. - Twoi rodzice pewnie też błagali o litość. Może nawet krzyczeli tak samo, posłuchaj - a potem smagnął biczem, uderzając Christiana w plecy.
Rany jakie zadawał nie były głębokie, tworzyły jedynie siniaki, bez żadnych pęknięć skóry. Miał zadać mu ból, nauczkę, a nie wykluczyć z zajęć już pierwszego dnia. Nie męczył go też zbyt długo. Dla takiego słabeusza wystarczyło dziesięć uderzeń. Potem odpiął kajdanki obu nigdziarzy i odwrócił się.
- Wynocha.
Nie trzeba tutaj było żadnych większych wyjaśnień. Chłopcy mogli wrócić sami, idąc po prostu tą samą drogą, którą przyszli. Prowadziła ona do głównego holu, w którym znajdowały się schody na każdą z wież.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Chłopak nawet nie mrugnął ani nie pokazał krzty emocji, na słowa bestii. Jednak nieprawdą było, że nic nie poczuł, bo było wręcz odwrotnie. Każde słowo bestii było bardziej bolesne niż uderzanie go jakimkolwiek z tych narzędzi tortur. Mimo to nie płakał, bo się nauczył jak z tym walczyć. Będąc dzieckiem wypłakał się za wszystkie czasy, gdy był nieszczęśliwy i samotny. Inne dzieci trzymały się od niego z daleka bojąc się dziwnego samotnika bez rodziców, a dorośli nigdy nie okazali mu współczucia. Zrozumiał wtedy, że łzy nie przynoszą nic poza radością oprawców, którzy je wywołali. Gdy bestia uderzał Christiana, a ten wrzeszczał z bólu obrazy znów wracały. Jego matka, którą tak bardzo kochał błagała o życie, jednak nie swoje a syna. Ojciec był pierwszą ofiarą. Tamci za nic mieli jej błagania, śmieli się, gdy jej krew spływała po ziemi. Zapewne zabiliby i jego gdyby nie to, że go nie znaleźli. Takie właśnie krążyły obrazy w głowie Thomasa przez całą tę karę.

 

W końcu, gdy zostali puszczeni, Thomas znów wyglądał na zamkniętego we własnym świecie, ignorując bestie oraz Christiana, który szedł teraz obok niego. Nawet nie zauważał nienawistnego spojrzenia chłopaka idącego niedaleko. Natomiast Christian cały czas szedł trzymając dłoń na plecach. Czuł ból, ale i rozpierała go wściekłość. Thomas miał zostać ukarany, a co ten potwór zrobił? Powiedział mu kilka słów nawet go nie dotykając. Jedyne, co zrobił to rozdrapał jego starą bliznę. A go ukarano i to za co? Za jakąś niby nigdziarkę. Co to za kat ma być? Każdy mógł mu powiedzieć parę nic nie wartych słówek. Powie o wszystkim dziekan przy pierwszej okazji, to pewnie go zwolnią z tej pracy za niekompetencje.

 

- Christianie ponawiam pytanie - powiedział niespodziewanie i bardzo ponuro Thomas, ale też wydawał się dziwnie nieobecny, gdy byli niemal przy komnacie. Chłopak na niego spojrzał niepewnie. - Kogo niemal udusiłeś?

- A jakie to ma znaczenie? - warkął wściekle. - Dostałem karę, podczas gdy tobie nic nie zrobiono. Nie jesteś zawszaninem, a nigdziarzem, więc przestań troszczyć się o innych i patrz na siebie - powiedział wściekle, wchodząc do komnaty. Thomas wpatrywał się chwilę w niego, nadal stojąc w miejscu. Nie był taki jak kaci jego rodziców i nigdy nie będzie. Nawet, jako ten zły będzie miał zasady. Jednak czy teraz rodzice mogli go naprawdę znienawidzić? Powoli wszedł ponuro do środka, gdy ta myśl krążyła cały czas w jego głowie.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Większość grupy, słysząc słowa Sophie, jedynie wzruszyła ramiona, ale Aidan spochmurniał jeszcze bardziej i mruknął pod nosem:

- Czy jak będzie nowy Dyrektor to Dobro dalej będzie zawsze wygrywać? - wszyscy mogli to usłyszeć, ale widocznie nikt nie miał ochoty komentować.

W momencie w którym zbierali się już do powrotu do swoich pokoi, Lisa po raz kolejny położyła Alanowi rękę na ramieniu. Mówiąc szczerze miała ochotę odmówić, bo przecież mogła odnieść naczynia sama, ba, gdyby trzeba było to by je nawet sama pozmywała, ale skoro każda z dziewcząt pozwoliła na to chłopakowi, to nie chciała się wybijać, bardziej ze względu na niego niż na siebie.

- Wątpię, by nasze miasteczko było powiązane z waszym światem - powiedziała, bo przecież w to wierzyli ludzie w Gawaldonie. - Po prostu Dyrektor używa jakiejś magii, żeby nas przenosić. Porywać. Sam rozumiesz - pokręciła głową. - Myślę, że jest o wiele potężniejszy niż się wydaje - dodała, myśląc o tym, że jakimś cudem nikt jej nie słyszał ani nie widział, gdy była przez niego ciągnięta w powietrzu, oraz o pieczeniu jakie poczuła, gdy udało jej się złapać go za rękę. - No i dziękuję za pomoc - spojrzała na naczynia, a potem znów na niego. - Nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy jeszcze mogli kiedyś porozmawiać.
Tak, zdecydowanie nie miałaby nic przeciwko. Co nie znaczy, że tak się stanie.

 

Dziewczyny wychodziły z sali jako pierwsze, zatrzymując się przed wielkimi wrotami do stołówki, by jeszcze trochę porozmawiać. Nerysa delikatnie skręciła w stronę grupy najpiękniejszych i najbardziej eleganckich księżniczek, przy okazji zabierając Sophie ze sobą. W ten sposób oddaliły się od Stephanie i Lisy, które kompletnie nie były zainteresowane dyskusją z takimi zawszankami.

Można się było spodziewać, że rozmowy pomiędzy młodymi uczennicami Akademii Dobra oscylowały głównie wokół książąt, wyglądu zamku i porad na pielęgnacje włosów. Pośrodku stała eterycznie piękna Vivienne, którą dziewczęta ewidentnie zaakceptowały już jako swoją przywódczynię. Nie do końca wiadomym było, czy chodziło o jej nienaganne zachowanie, idealną cerę, jasnobłękitne oczy, czy może po prostu o to, że miała już na własność dziedzica tronu. Przy niej stała Lucinda, z małym noskiem i wysoko upiętymi włosami, opalona Constantine i Emeralda, w której spojrzeniu kryła się nieco napastliwa pewność siebie. Wszystkie spojrzały na nadchodzące zawszanki i obdarzyły je uroczymi uśmiechami.

- Nerysa - przywitała dziewczynę Vivienne, a potem zwróciła się do Sophie. - Oraz, jeśli się nie mylę, księżniczka Sophie ze Śnieżnych Wzgórz - dygnęła uprzejmie i zapytała, najwyraźniej chcąc ją bliżej poznać i stwierdzić, czy nadaje się do ich grupy - Co myślisz o Akademii Dobra? 

Każda z dziewcząt wbiła w nią spojrzenie, czekając na odpowiedź.

 

W tym czasie w jadalni chłopcy gromadzili się przy głównym stole, oddając nimfom brudne naczynia. Najwyraźniej było tutaj normą, że każdy książę musi zachować się jak przystało na dżentelmena. Kato i Odion nieco wyprzedzili Aidana i Alana, więc piegowaty chłopak miał okazję szepnąć:

- Ta Stephanie jest naprawdę słodka... W sensie... Nie zachowuje się tak jak inne księżniczki i w ogóle... ale wydaje się... miła.

Aidan coraz bardziej plątał się w swojej wypowiedzi, a całkowicie zamilkł, gdy zbliżyli się do grupy przystojnych książąt.

- Mówię ci, że ta Constantine jeszcze będzie moja - podkreślał Ambrosius, podając nimfie złożone talerze.

- Tak? Nie wydawała się być tobą jakoś specjalnie zainteresowana - mruknął szczupły Eryk.

- Złapała moją różę.

- A to coś znaczy?
Ewidentnie głównym tematem wśród męskiej części uczniów Akademii Dobra były teraz księżniczki, nawet kiedy oddali już wszystkie naczynia i ruszyli w stronę wielkich, ozdobnych drzwi.

- Jak na moje, to większość dziewcząt zainteresowała się Edwardem i Abraxasem.

Przystojny blondyn nieznacznie zmrużył powieki.

- Nie ma nikogo bardziej idealnego od mojej Vivienne.

- Oczywiście, oczywiście... - odpowiedział Eryk, uśmiechając się. - A ty, Edwardzie? Czy któraś przykuła twoją uwagę?
Alan i Aidan, zmuszeni do tego, by iść za nimi, siłą rzeczy słyszeli każde słowo. Ciemnowłosy i blady jak śnieg Edward przesunął dłonią po swoich gęstych włosach, wichrząc je.

- Nie mam pojęcia. Moja księżniczka musi być wyjątkowa. Jak mam już dokonać wyboru, skoro wciąż nie znam żadnej z nich? Zewnętrzne piękno nie jest najważniejsze przy wyborze przyszłej królowej - odpowiedział, ewidentnie nieco zirytowany.

- W sumie to się z tobą zgadzam - podsumował Ambrosius, a potem uśmiechnął się zawadiacko do swoich towarzyszy. - No chyba, że mówimy o rudej dzikusce, taki wygląd mógłby być obrazą dla królestwa.

Prawie wszyscy parsknęli śmiechem, jedynie Abraxas zachował powagę.

- Nie przesadzajcie - przerwał, żeby poprawić swój mundurek. - Może na lekcjach Pielęgnacji Urody ją naprawią. Chyba widzieliście w holu portret Kopciuszka? Z każdej potworzycy można zrobić kobietę.

Roześmiali się po raz kolejny.

 

W tym czasie Lisa i Stephanie, które trzymały stałe tempo, nie rozglądając się za bardzo, by podziwiać zamek, zdążyły już dotrzeć do swojego pokoju. Po drodze minęły jedynie ciemnowłosą Magdalene, z wiecznie poważną miną, która powoli przechadzała się po holu, oglądając portrety byłych uczniów. Wyglądała przy tym na tak skupioną, że nie zagadały do niej, żeby nie wyrywać jej z zamyślenia.

- Twoja piżama jest chyba brudna, co? - zapytała Stephanie, grzebiąc w swojej torbie.

Lisa spojrzała na swoją koszulę nocną, jedyne co miała ze sobą, leżącą teraz na jednym z wielkich łóżek.

- Nie. Tamta nauczycielka ją wyczyściła.

- Aha. Okej. Ale jak chcesz to mogę ci pożyczyć spodnie - powiedziała jej współlokatorka, obracając torbę do góry nogami i wysypując jej zawartość na ozdobną pościel. Były tam głównie ubrania, podstawowe narzędzia higieny osobistej (choćby szczoteczka do zębów) oraz parę książek i zdjęć.

- Naprawdę? Byłoby cudownie.

Kiedy Lisa to mówiła naprawdę miała to na myśli i to nie tylko dlatego, że ucieczka w samej koszuli nocnej albo, co gorsza, w różowym mundurku, byłaby bardzo utrudniona. Chodziło również o to, że przez ten jeden dzień Lisa zdążyła już zatęsknić za spodniami, które zazwyczaj nosiła w Gawaldonie.

- No to wezmę ci jeszcze koszulkę do kompletu. Kto idzie się umyć pierwszy? - zapytała Stephanie, podchodząc do pozłacanych drzwi.

- Obojętne mi... - Lisa nie dokończyła, ponieważ widok jaki ujrzała sprawił, że po raz kolejny poczuła się oszołomiona.

Lśniąca biała podłoga, relaksujące freski na ścianach, puchate ręczniki na wysmukłej półeczce... to naprawdę była zwykła łazienka dla uczniów? Obydwie weszły głębiej do środka, zauważając toaletę, umywalkę, ogromne lustro, oraz wspaniałą wannę, przyozdobioną alabastrowymi motywami morskimi. Na standardy pałacowe na pewno nie był to luksus, a jedynie niezbędne minimum. Prawdziwą wspaniałą łaźnię można było znaleźć w Sali Urody, ale Stephanie i Lisa i tak były pod wrażeniem.

- No dobra. W sumie możesz iść pierwsza - powiedziała w końcu Stephanie, podchodząc do wanny i na próbę odkręcając wodę. Szybko okazało się, że jest ona krystalicznie czysta.

 

Stały tak w ciszy przez dłuższą chwilę, obserwując napełniającą się wannę. Stephanie miała bardzo poważną i nieco zdenerwowaną minę, więc Lisa przeczuwała, że chciała powiedzieć jej coś ważnego, ale nie poganiała jej. Ostatecznie milczenie zostało przerwane dopiero wtedy, kiedy woda zdążyła już napełnić zbiornik do połowy.

- Lisa... przyjaźnisz się z dziewczyną z tamtej Akademii, prawda? - zaczęła cicho, a Lisa natychmiast jej przerwała.

- Nawet nie próbuj wmawiać mi, że nie powinnam.

Stephanie westchnęła i niezręcznie przesunęła dłonią po ramieniu.

- Nie chcę. Po prostu... wiesz, ja też się kiedyś przyjaźniłam z nigdziarką. Moją kuzynką, na pewno ją widziałaś, bo też trafiła do tej szkoły.

Lisa zastanawiała się, czy znów jej nie przerwać, ale stwierdziła, że skoro zaczęła już historię, to byłoby to niegrzeczne. Obie nie odrywały wzroku od lśniącej wody.

- Margo zawsze była zazdrosna o to, że ja miałam kochającą rodzinę, dom i w ogóle i wcale jej się nie dziwię, bo jej dzieciństwo było naprawdę podłe. Musiała nawet uciekać z domu. Było mi przykro z tego powodu i bardzo chciałam jej pomóc. Szczerze się polubiłyśmy. Jadałyśmy razem, spacerowałyśmy, zaproponowałam jej nawet, żeby z nami zamieszkała, moja mama by się zgodziła, ale zawsze jak o tym mówiłam to robiła dziwną minę i odmawiała - westchnęła. -  W szkole inne dziewczyny unikały jej, bo uważały, że jest złą wiedźmą. Przekonywały mnie, że nie powinnam się z nią przyjaźnić, ale ja się tym nie przejmowałam. W pewnym momencie już tak miałam tego dość, że nawet im nie odpowiadałam. Cały czas zapewniałam Margo, że nie wierzę w te plotki i że nic się nie zmieniło, ale ona... - jej głos stał się nieco drżący. - ... ona wierzyła w nie chyba bardziej ode mnie. Im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej robiła się ponura i wycofana. Odszczekiwała się innym zawszankom, była wobec nich naprawdę wredna i okropna, do tego stopnia, że zaczęły się jej bać, ale ja nadal spędzałam z nią czas. Tylko, że ona stała się też podejrzliwa wobec mnie. We wszystkim widziała zdradę. Kiedy spieszyłam się z mamą na kolację u wujka, ona powiedziała, że jeśli nie chcę ją odprowadzać do domu, to mogę po prostu powiedzieć, a nie rzucać wymówkami - jej głos robił się coraz bardziej histeryczny i napastliwy, zupełnie jakby wyrzucała z siebie coś, co gryzło ją od wielu lat. Lisa wyciągnęła rękę, żeby złapać ją za ramię, bo widziała, że zaczyna się trząść ze złości. - Zaproponowała mi kiedyś kanapkę, ale ja przecież wiedziałam, że nie ma prawie niczego i jeśli odda mi swoje drugie śniadanie, to sama nic nie zje. Podziękowałam jej i powiedziałam, że to miłe, ale będę bardziej szczęśliwa, jeśli samą ją zje i za to się do mnie nie odzywała przez cały tydzień, rozumiesz? Stawała się coraz bardziej... zła. Nie śmiała się tak jak zawsze i wydawała się cieszyć, gdy coś mi się nie udało. Ignorowałam to, dopóki nie znalazłam swojego kota martwego na drodze. Nie wiem jak to się stało, że się tam w ogóle znalazł, byłam pewna, że zamknęłam bramkę! Jak go zobaczyłam, to zaczęłam płakać, miałam tylko dwanaście lat, i Margo nagle przyszła, bo przecież umówiłyśmy się wtedy w pobliżu mojego domu. I wiesz co ona zrobiła? - Stephanie przerwała, żeby wziąć głęboki oddech. - Zaczęła się śmiać. Między nami już dawno nie było żadnego zaufania, ale to była przesada. Mam wrażenie, że to ona go zabiła i zrobiła to specjalnie, żeby pokazać, że nic już dla niej nie znaczę. Wiedźma by tak zrobiła, a ona sama, kiedy odchodziła, krzyczała do mnie, że jest wiedźmą, ale nie taką, która daje się wykorzystywać.

Stephanie zaciskała pięści ze złości, choć w jej oczach Lisa zauważyła coś ponad to. Nie miała pojęcia dlaczego była tego tak pewna, w końcu nie była ekspertem do spraw uczuć, ale tego nie mogła przeoczyć. 

Ból.

- Lisa, uważam, że jesteś naprawdę w porządku i nie chcę, żebyś dała się złapać w pułapkę nigdziarki.

 

Wanna napełniła cię już całkiem i Stephanie wychyliła się, żeby zakręcić kurek. Kiedy ponownie na nią spojrzała, na jej twarzy nie widać już było niczego ponad zwykłą sympatię. Ewidentnie potrzebowała się wygadać po tym, jak zobaczyła dzisiaj Margo po stronie Akademii Zła. Ruda dziewczyna czuła, że ściska ją w gardle, kiedy uświadomiła sobie, jak bardzo tamta sytuacja musiała ją zaboleć. Była jednak pewna też innej rzeczy...

- Bardzo mi przykro z twojego powodu, ale Adelia nie jest Margo. Nie miała złego dzieciństwa, jej rodzice bardzo ją kochają. Co prawda w szkole była raczej nieśmiała i wycofana, ale nie stawała się aż tak często obiektem kpin. Czasem tylko jakiś zarozumialec się do niej przyczepiał, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, żebym go nie przegoniła. Nie mówię tego dlatego, żebyś pomyślała, że niewystarczająco walczyłaś o swoją przyjaźń - znów położyła rękę na ramieniu Stephanie, widząc, że dziewczyna posmutniała. - Wasz świat jest dziwny, nigdy go nie zrozumiem. Dziewczyna została napiętnowana i ostatecznie stała się taka, jaką chcieli ją ludzie. Nie mogłaś nic zrobić, jeśli Margo naprawdę wybrała życie wiedźmy - powiedziała Lisa, mówiąc to, co przyszło jej po prostu do głowy, bo przecież wciąż wiedziała niewiele o tym świecie.

Stephanie pokiwała głową, a potem spojrzała na nią ponuro.

- Nie boisz się, że twoja przyjaciółka też stanie się z czasem prawdziwą nigdziarką? Akademia Zła uczy przecież bycia wiedźmą.

Lisa przełknęła ślinę, myśląc o swoim planie.

- Boję się. Ale przecież nie mogę się jeszcze poddawać, nawet, jeśli istnieje ryzyko, że skończę pokrzywdzona, tak jak ty. W końcu ty się nie poddałaś, prawda? Masz przynajmniej świadomość, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś.

Stephanie pokiwała głową, wyraźnie podniesiona na duchu.

- No dobrze. Ale pamiętaj, że jakby co, to zawsze masz mnie. Nie będę skreślać tej Adelii, ale jeśli coś się stanie, ja stanę za tobą murem. I na pewno nie będę mówić niczego w stylu "a nie mówiłam" - dodała, jakby znów z doświadczenia.

Ruda dziewczyna pokiwała głową, a potem patrzyła jak Stephanie wychodzi z łazienki, zostawiając jej piżamę. Wiedziała, że nie powinna, ale mimo wszystko poczuła ciepło w sercu. Nie mogła się doczekać, aż dostanie się do Adelii i razem wrócą do domu. Nie mogła się doczekać aż zobaczy swoją rodzinę, szczególnie Nonny'ego.

Kiedy jednak ostrożnie weszła do wanny, do wody o idealnej do kąpieli temperaturze, nie mogła zaprzeczyć, że będą jednak osoby za którymi będzie troszkę tęsknić.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan i Sophie

Wiele rzeczy w swoim życiu Sophie już widziała, ale zainteresowanie jej kuzyna tą Czytelniczką było dla niej kompletnie niezrozumiałe. Zrozumiałaby to być może gdyby nie miał sobą nic do zaoferowania, jednak prawdziwy książę? To tylko nadal potwierdzało jej racje. Alan zdecydowanie nie nadawał się na przyszłego władcę. Przy pierwszej okazji będzie musiała też rozmówić się z tą rudą dziewczyną. Dać jej do zrozumienia, że ktoś taki jak ona nie ma sobą nic do zaoferowania i powinna trzymać się z dala od prawdziwego księcia. Ktoś taki jak ona nie nadawał się na dwory. Powinna znaleźć sobie jakiegoś rolnika i z nim spróbować wiązać swoje życie. Jednak nie było jej dane tego powiedzieć, a przynajmniej nie teraz.

 

Nerysa dalej była w jej okolicy, nie odstępując jej na krok, przez co zaczęła tracić z oczu rudą dziewczynę i swego kuzyna. Nie przeszkadzało jej towarzystwo innej pięknej księżniczki, a wręcz przeciwnie. Miło było spędzić czas z kimś, kto podobnie jak ona rozumiał piękno i finezje. Była to miła odmiana od jej współlokatorek. Jednak nadal niepokoiła się tym zainteresowaniem jej kuzyna. A teraz, kiedy traciła go z oczu, bała się czy nie stanie się coś głupiego. Ale może zbyt czarno widziała to wszystko. Im dłużej szła z Nerysą, spostrzegła, że zbliżają się w tłum innych księżniczek. W samym centrum ich spostrzegła księżniczkę, którą inne najwyraźniej wybrały na swą liderkę. Nie rozumiała ku temu powodu. Była ładna, to prawda, ale z pewnością nie nadzwyczajna. W ich królestwie spotykała już ładniejsze dwórki. Ona z pewnością jej nie zaakceptuje. Mogła być dla niej miła jak przystało na damę, ale nic poza tym. Sophie uważała, że była od niej zdecydowanie ładniejsza. Gdy jednak dziewczyna zwróciła się bezpośrednio do niej, Sophie lekko uśmiechnęła się w jej kierunku i również dygnęła.

 

- Miło poznać, Vivienne z Dziewiczej Doliny - mówiła naprawdę przyjemnym dla uszu głosem, z niezwykle szczerym uśmiechem. Co prawda zdziwiło ją, że ta dziewczyna już o niej coś wiedziała. Szybko, więc się domyśliła, że i również ona lubiła wiedzieć więcej o swoich konkurentkach. Tak samo było z tym niewinnym pytaniem. Sophie dobrze wiedziała, że teraz ją sprawdza i przy okazji ocenia wszystko co powie i zrobi.
- Akademia Dobra jest marzeniem każdej zawszanki, więc oczywistym jest, że to miejsce jest wspaniałe dla każdej przyszłej księżniczki, ale jestem pewna, że wszystkie w tym gronie myślimy podobnie, czyż nie mam racji? - spytała jedwabistym głosem. nadal się przy tym uśmiechając. Ta dziewczyna to będzie godna rywalka, była co do tego niemal pewna. Co gorsza ona miała dodatkowy problem w postaci rudej Czytelniczki, która mieszała w głowie jej kuzynowi.

 

W międzyczasie, gdy odłożyłem naczynia z resztą książąt z naszego stolika, ruszyłem w milczeniu, idąc przy okazji niedaleko Aidana jak i innych książąt, którzy szli przed nami. Pomimo, że Aidan coś do mnie mówił jego słowa nie do końca do mnie docierały. Po prostu błądziłem myślami gdzie indziej. Wciąż, co jakiś czas przywołując w głowie obraz rudowłosej księżniczki. Nadal tego nie rozumiałem dlaczego tak bardzo mnie zaintrygowała. Nie potrafiłem o niej w żaden sposób zapomnieć. Czy to dlatego, że zawsze interesowałem się Czytelnikami, czy może był inny powód? Co jakiś czas spoglądałem tam ukradkiem, patrząc jak powoli znika. Miałem nadzieje, że zdoła się odnaleźć wśród nas. Według wszystkiego co czytałem o nich, żaden Czytelnik nie wrócił do domu, obawiałem się, że tu może być tak samo. Dopiero, gdy inni zaczęli mówić o księżniczkach coś zaczęło do mnie dochodzić. W momencie, gdy usłyszałem w jaki sposób mówią o Elisabeth coś mnie ruszyło.

 

-  Proponowałbym byś zaczął spotykać się z książką dobrych manier, Ambrosiusie, bo takich najwyraźniej nie wyniosłeś ze swego domu. Ostatecznie zawsze możesz zacząć spotykać się z wilkiem, na twoje szczęście nie brakuje ich w okolicy - mówiłem chłodno, nie zatrzymując się, aż nie zwróciłem się do Abraxasa. - Nie rozumiem, po co mają poprawiać coś, co nie wymaga zmiany, jeśli jednak doszukujesz się tylko urody u wybranki, to powinienem ci wyjątkowo współczuć - Niewiele mnie obchodziło jak na to zareagują. Nigdy nie interesowało mnie co inni myślą o mnie, tak jak w tym wypadku. W ogóle nie miałem ochoty być w tej Akademii. Zastanawiało mnie, dlaczego poczułem taki gniew gdy zaczęli ją atakować. Czy wszystkiemu była winna tylko moja natura, czy może kryło się za tym coś więcej?

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...