Skocz do zawartości

[GRA] Długo i Zawsze Szczęśliwie (Akademia Dobra i Zła) (~Magus)


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Alan

Starałem się już o tym nie myśleć i mieć wiarę, że jednak Sophie dobrze się bawi z Edwardem. Kiedy właśnie miałem sięgnąć po swoją bułkę by zacząć śniadanie i zanim choćby się wgryzłem wbiłem zdziwione spojrzenie w Stephanie i w to co właśnie robiła. Zwłaszcza byłem w szoku słysząc jej słowa, a najbardziej w chwili kiedy nazwała mnie tak oficjalnie księciem. Nie wiedziałem jak do końca zareagować, aż ta nie dodała kolejnych słów, na co niemal wybuchnąłem śmiechem. Ponownie jednak niedane mi było zająć się śniadaniem, tym razem z powodu Aidana. Znowu ledwo się powstrzymałem od śmiechu widząc jego zachowanie w kierunku Stephanie. Cieszył mnie jednak fakt, że wracał mu ponownie jego dobry nastrój.

 

Równie szybko moja radość minęła w chwili gdy śmiech Elisabeth zakończył się bolesnym sykiem. Zaraz to na nią podniosłem swój wzrok chcąc się dowiedzieć co się stało i czy wszystko z nią dobrze. Nim otworzyłem usta odpowiedzi udzieliła mi Stephanie mówiąc bezpośrednio do Elisabeth. Chory pęcherz? Stephanie zapewne nie wiedziała co było powodem, ale ja, aż za dobrze to wiedziałem. Nocna wyprawa do zrujnowanej Akademii Zła w kapciach i piżamie musiała dać jakiś efekt. I tak nie skończyło się to najgorzej skoro to tylko pęcherz. Jednak najbardziej przerażała mnie myśl, że ona nie ma zamiaru się poddawać i to nie ostatnia jej wycieczka do tego strasznego miejsca. Niedługo później zacząłem w końcu jeść by zaspokoić swój poranny apetyt.

 

Zaraz jednak poczułem się lekko skrępowany gdy ja i Elisabeth zostaliśmy sami przy stoliku. Nie wiedziałem, co mogę powiedzieć, przez co powstała ta krępująca cisza. Czy powinienem wspomnieć o tym co zaszło wczoraj? Właśnie to pytanie krążyło mi w głowie, gdy konsumowałem śniadanie. Wtedy też kątem oka dostrzegłem uśmiech na twarzy dziewczyny i gdy ta się nachyliła zbliżając się przy tym do mnie ponownie poczułem się bardziej skrępowany jej bliskością. Dlaczego tak było nie rozumiałem, zwłaszcza, że wczoraj tyle razem przeszliśmy. Gdy dotarły do mnie jej słowa natychmiast przerwałem śniadanie i podniosłem wzrok na nią patrząc.

 

- Przestań - powiedziałem twardo i nawet nie zauważyłem jak w uniesieniu moja dłoń opadła na jej. - Sam tego chciałem, nie masz mnie za co przepraszać. Wcale nie żałuje, że tam z tobą poszedłem. Mało tego, mógłbym to robić w nieskończoność byle tylko nie musieć się martwić, że spotkało cię coś złego - Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i nagle spostrzegłem gdzie spoczywa moja dłoń. Szybko ją zabrałem niczym poparzony niemal się rumieniąc. - Wybacz za to - Dodałem cicho, unosząc głowę by znów spojrzeć na dziewczynę i właśnie wtedy nagle w oczy rzucił mi się łańcuszek na jej szyi. - Wcześniej go nie zauważyłem - Kontynuowałem nieco zaskoczony przy okazji pokazując na łańcuszek. - Naprawdę piękny, musiał dać ci go ktoś drogi - Nagle poczułem ucisk w żołądku gdy zdałem sobie sprawę, że być może na Elisabeth czeka tam już ktoś z kim chciałaby budować przyszłość. Ktoś kto jest niezwykle jej bliski. Jednak dlaczego tak się poczułem z tą myślą? Tego nie potrafiłem już zrozumieć.

 

Sophie

Cały czas gdy zbliżali się by wybrać jedzenie dziewczyna czuła na sobie wzrok księcia. Nie potrafiła tego pojąć, ale w jakiś sposób wpływał on na nią i jej zachowanie. Dostrzegła dość szybko, że nie potrafiła się przy nim na niczym innym skupić, a z tym nigdy nie miała problemów. Na dodatek czuła coś jak radość, gdy ten był cały czas przy niej. Radość, o której zdążyła dawno temu już zapomnieć. Jednak powodu dla którego tak było nadal nie rozumiała. Był dla niej miły, to prawda, ale przecież to nie pierwszy miły chłopak jakiego spotkała. Ale to on z jakiegoś jej niezrozumiałego powodu wydawał się być wyjątkowy. Nagle, gdy dotarły do niej jego słowa niemal zamarła. Nakładała właśnie na talerz dwie małe kanapeczki i sięgała po sok, gdy zaczął mówić. Nie mogła uwierzyć, że tak ważny książę o takich wspaniałych korzeniach jest w stanie ją zrozumieć. Wtedy też spostrzegła jak zabiera jej talerz, a ona znów ruszyła z nim nadal trzymając jego ramię. Naprawdę czuła się jakby jej baśń się właśnie zaczęła. Czuła się naprawdę zakłopotana, gdy nadal go tak słuchała i tych wszystkich pochlebstw w jej kierunku. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak ktoś do niej mówił. Ledwo była w stanie powstrzymać się przed zarumienieniem.

 

- Dziękuje, Edwardzie - powiedziała w końcu niemal wzruszonym głosem ledwo przy tym powstrzymując łzy radości. - Nawet nie wiesz jak wiele dla mnie to znaczy - mówiła dalej, gdy powoli zbliżali się do stolika. - Ja również wiem, że ty sobie poradzisz ze wszystkimi wyzwaniami, jakie nałoży na nas Akademia. Wiem, że pisane są ci wielkie rzeczy jak i wspaniała przyszłość - Dodała ze szczerym uśmiechem. Niedługo później jednak byli już przy stoliku, więc na tym na razie musieli skończyć te rozmowę. Powoli zajęła swoje miejsce przy Edwardzie. Nagle poczuła się dziwnie, bo po raz pierwszy, gdy tak siedziała obok niego, miała wrażenie, że zabrakło jej pewności siebie i nie wiedziała co ma teraz właściwie powiedzieć. Przecież to było nie do przyjęcia, jak mogło do tego dojść? Zdawała sobie wciąż to pytanie.

 

Równie szybko problem sam się rozwiązał, gdy Eryk zaczął rozmowę. Nim Sophie zdążyła mu odpowiedzieć do rozmowy wtrąciła się Vivienne. Słysząc jej pytanie na twarzy dziewczyny pojawiło się lekkie zaniepokojenie. Nie była pewna czy teraz Edward nie zacznie patrzeć na nią inaczej przez to z kim musi mieszkać. Nie rozumiała jednak dlaczego tak bardzo martwiła się jego zdaniem. Nagle skierowała na chwilę wzrok na miejsce gdzie siedziała ruda dziewczyna, a tuż obok niej jej kuzyn, teraz jakby sobie nagle o nich przypomniała. Powinna tam teraz być, bo z każdą chwilą traci wszystko o czym tak długo marzyła, jedyny cel dla którego miała się w ogóle urodzić. Mimo, że cały czas to sobie wmawiała, to gdy znów spojrzała na Edwarda nie potrafiła tego zrobić, zupełnie jakby coś nie chciało jej pozwolić go stracić. Zaczynała siebie powoli nie poznawać. Jednak co miała powiedzieć Vivienne: Że musi mieszkać z współlokatorką, która chrapie niczym smok i jest zapewne owłosiona jak wilkołak? A może o drugiej, która wydawała jej się zwykłą prostaczką? Jednak jakaś nieznana część jej jakby nie chciała tym razem się tak o nich wyrażać. Starała się o tym nie myśleć może przecież rozstać się z nimi w pokoju. W końcu i tak jej jutro tam nie będzie.

 

- Zostałyśmy inaczej wychowane - powiedziała w końcu niepewnie. Zastanawiała się nawet czy nie wspomnieć o tym, że ruda dziewczyna chyba próbuje uciec z Akademii, ale ostatecznie z tego zrezygnowała, z nieznanego sobie powodu. - Ja i one pochodzimy z różnych światów i to prowadzi do tego, że nie jesteśmy w stanie się porozumieć. Wydaje mi się, że zaszła jakaś pomyłka, dlatego pomówię dziś z dziekan by ją wyjaśnić, to najlepsze co mogę zrobić zarówno dla nich jak i dla siebie - dodała czując dalej na sobie spojrzenie Edwarda przez co lekko opuściła głowę. Naprawdę dziwnie się przy nim czuła. Jednak niedługo wszyscy pójdą na swoje lekcje wtedy wszystko wróci do normy, tak sobie dodała w głowie. Mimo to, jakaś część w niej nie chciała by ta chwila nadeszła, gdy siedziała obok niego.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła
Uczniowie po raz kolejny tego ranka spotkali się całą grupą dopiero pod pod drzwiami klasy Lady Lesso na wieży Szkoda. Adelia ściskała w ramionach podręczniki i z nietęgą miną spoglądała zza pleców jakiegoś wysokiego nigdziarza na elegancką tabliczkę przypiętą do całkiem zadbanych drzwi. Klątwy i Pułapki. Wśród zniszczonych korytarzy i brudnych ścian wydawało się to być wręcz nie na miejscu. Adelia miała jednak w tej chwili zbyt dużo zmartwień, by się nad tym zastanawiać. Wiedziała, że nie chce uczyć się o rzeczach takich jak klątwy, czy brzydota, więc zamierzała po prostu zająć jakieś odległe i mało widoczne miejsce, żeby przesiedzieć te godziny w ciszy. Co jednak będzie, jeśli któryś z nauczycieli zwróci się bezpośrednio do niej? Albo już pierwszego dnia każą im wykonywać jakieś praktyczne ćwiczenia? Mocniej przycisnęła do siebie wilgotne książki, zupełnie jakby się do nich przytulała. 
Wciąż chowała się za Margo i Judith, które wymieniały ciche uwagi, najwidoczniej podekscytowane perspektywą pierwszych zajęć. Tak całkiem szczerze to prawie wszyscy czekający pod klasą najwyraźniej cieszyli się z tego, że trafili do Akademii i chcieli z tych okropnych lekcji wynieść jak najwięcej. Adelia nie przyglądała im się jednak zbyt dokładnie. Starała się unikać podnoszenia wzroku odkąd przypadkiem złapała spojrzenie jakiejś barczystej, przypominającej chłopca nigdziarki. Najzwyklej w świecie udawała, że jej tu nie ma, w myślach cały czas wołając o pomoc, choć wiedziała już przecież, że na nic jej się to nie zda.
W pewnym momencie, z czystej ciekawości, wykorzystała moment, gdy wszyscy skupili się na czymś innym i sięgnęła ręką do drzwi, jednej z niewielu rzeczy w tym zamku, które nie wyglądały tak tragicznie. Cofnęła ją prawie natychmiast i ledwie powstrzymała westchnięcie zaskoczenia. Prawie natychmiast przyłożyła blade palce do policzka i zadrżała. Były tak zimne, jakby dopiero co dotykała bryły lodu.

 

Oczywistym było, że uczniowie, którzy mieszkali na wieży Szkoda, mogli na lekcję zejść jako ostatni. W końcu nie mieli oni dalekiej drogi do przebycia, wystarczyło, że zeszli kilka pięter w dół po spiralnych schodach i weszli na odpowiedni korytarz. Thomas i Christian nie mieli okazji porozmawiać z Navinem, który najwyraźniej spakował i zabrał książki już rano i nawet nie wrócił do dormitorium, wciąż poznając nowych nigdziarzy i zastanawiając się z którymi najlepiej byłoby utrzymywać dobre stosunki. Thomas miał za to okazję spotkać się na schodach z trójką dziewcząt, schodzących z wyższego piętra. Dumna, ubrana w zmodyfikowaną na suknię tunikę Walburga, o czerwonych jak krew oczach, dziwna i nieco dzika Kim ze splątanym warkoczem, oraz jasnowłosa, piękna Elvira, na którą w ostatnim czasie bezustannie wpadał. Także i teraz nigdziarka z Nottingham bez żadnego skrępowania obrzuciła go spojrzeniem i powiedziała cicho, ale nie na tyle, by jej współlokatorki nie mogły tego usłyszeć.

- Mam nadzieję, że nagroda ci odpowiadała - dziewczyna wydawała się czerpać wielką satysfkację z droczenia się z Thomasem.

Walburga, która nigdy nie przejmowała się rzeczami takimi jak takt, czy subtelność również obrzuciła go władczym spojrzeniem i powiedziała głośno:

- To jest ten twój pachoł?

Elvira obejrzała się na nią powoli. Wydawała się być teraz znużona i nieznacznie zirytowana.

- Nie nazywaj go w ten sposób - odpowiedziała obojętnie, nie przejmując się, czy jest to rzecz, którą mógłby powiedzieć nigdziarz.

Zaskoczeniem dla wszystkich było, że do rozmowy nagle przyłączyła się Kim, uśmiechając się niepokojąco do Thomasa. Choć uśmiech może jest tutaj złym słowem, bardziej przypominało to szczękościsk.

- Mam pomysł.

I wtedy, bez żadnego ostrzeżenia, z całej siły kopnęła Elvirę w kolana. Blondynka szła przed nimi i nagły ból sprawił, że gwałtownie wciągnęła powietrze. Uderzenie skierowane było w takie miejsce, że niemożliwym było, żeby dziewczyna utrzymała równowagę, więc jedynie wyciągnęła ręce obronnie do przodu, żeby chronić twarz i głowę przed upadkiem. Walburga spojrzała na Kim oburzona, ale nie zareagowała, najwyraźniej ciekawa o co jej chodzi. Elvira spadając w ten sposób ze schodów nie mogła zrobić sobie trwałej krzywdy, ale na pewno boleśnie by się obiła, zarabiając kolejne siniaki lub nawet zdarte do krwi rany.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Gdy tylko chłopak wszedł do pokoju skierował się do swoich rzeczy by wyciągnąć podręczniki i coś jeszcze. Było to dosyć dziwne, gdy ze swojego kufra Thomas wyciągnął starą i nieco już zniszczoną doniczkę pełną ziemi. W oryginalnym założeniu miała mu zapewnić właściwie zajęcie na czas nudy. W planach miał posadzić jakiegoś chwasta z okolicznego lasu i patrzeć jak rośnie, ale nigdy by nie pomyślał, że może mu się to przydać w inny sposób. Dlatego też z ogryzka jabłka wyjął pestki i wsadził do ziemi mając nadzieje, że jego plan się powiedzie. Owoc, który wcześniej dała mu Elvira był więcej niż pomocny. Na dodatek, nasycił choć w niewielkim stopniu jego apetyt. Nagle, gdy brał książki wstał i mrugnął kilkukrotnie, stojąc dobrą chwilę niczym pomnik. Nie rozumiał jak zdołał zapamiętać jej imię w tak krótkim czasie. Rzadko kiedy mu się to zdarzało. No Christian był wyjątkiem, ale to dlatego, że działał na niego jak płachta na byka.

 

Starając się o tym nie myśleć wziął swoje książki i ruszył do drzwi, które właśnie przekroczył Christian. Poza tym, że obaj spojrzeli na siebie nieprzyjemnie nie doszło do żadnych interakcji między nimi. W sumie nie można było się temu dziwić, więc gdy tylko Thomas wyszedł Christian ruszył ku swym rzeczą i zauważył nagle doniczkę z ziemią koło łóżka Thomasa. Najpierw pomyślał czy jej nie zniszczyć w ramach zemsty. Jednak gdy tylko do niej podszedł szybko cofnął się przerażony. Nie chciał irytować współlokatora, bo zapewne by się skończyło to jak ostatnio. Zresztą i tak dziś Thomas nie zda, więc taka zemsta mu już wystarczy. Poszedł do swojego kufra i zabrał swoje podręczniki by zaraz również wyjść z komnaty.

 

W międzyczasie Thomas jak zawsze z ponurą miną schodził prosto na lekcje. Jednak nim tam dotarł został zatrzymany, ale tym razem nie był to Christian, a trzy młode wiedźmy, z czego jedna zdawała się go prześladować od pierwszego dnia akademii, a jej imię już wryło się w mózg chłopaka, była to oczywiście Elvira. Nie było też niczym zaskakującym, że ta ponownie się odezwała w jego kierunku. Thomas lekko zmarszczył brwi najwyraźniej chcąc jej coś powiedzieć. Nim jednak to zrobił do słowa doszła inna wiedźma. A gdy usłyszał od niej słowo pachoł poczuł złość. Nie był niczyim pachołem. Nim zdołał jej to wyperswadować do rozmowy znów dołączyła Elvira. Teraz na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, gdy ta stanęła w jego obronie: Dlaczego to zrobiła?

 

Zadał sobie to pytanie nim nie usłyszał trzeciej wiedźmy, a uśmiech, który towarzyszył jej gdy mówiła zaniepokoił go do tego stopnia, że spróbował się przygotować na wszystko co tylko możliwe, no może na prawie wszystko, ale na pewno nie na to. Nie był w stanie zatrzymać tej wiedźmy przed atakiem na Elvire i teraz widział jak ta zaczyna spadać. Chociaż wiedział dobrze, że jako nigdziarz nie miał prawa interweniować, bo to nie była jego sprawa i powinien zignorować spadającą dziewczynę. Tak mówił mu przynajmniej rozsądek, to jakiś cichy głos dobiegający sam nie wiedział skąd nie chciał na to pozwolić i to właśnie on pokierował jego ciałem. Nim dziewczyna zdążyła upaść, Thomas zdołał ją w ostatniej chwili złapać. Na jego twarzy rysowało się zaskoczenie i szok, gdy teraz wpatrywał się na dziewczynę, które mówiły same za siebie, że sam do końca nie wiedział dlaczego i co właściwie zrobił.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Po słowach Sophie przy stole zapadła krótka cisza. Tylko Edward wciąż zerkał na nią z nieznacznym uśmiechem, jakby widział w niej coś bardzo wyjątkowego, coś, czego najprawdopodobniej nie dostrzegali inni. Vivienne przez kilka sekund wpatrywała się uważnie w ciemnowłosą księżniczkę, jakby zastanawiała się jak to możliwe, że udało jej się odpowiedzieć tak grzecznie i dyplomatycznie. Ostatecznie elegancko skinęła głową i spojrzała na nią nieco łagodniej.

- To zrozumiałe. Jestem pewna, że dziekan Dovey wysłucha twojej sugestii. O wiele bardziej pasowałabyś w naszej wieży - zamrugała długimi rzęsami, a potem uniosła głowę i spojrzała z czułością na Abraxasa, który delikatnie poprawił opadający jej na czoło kosmyk lśniących włosów.

Przez chwilę wszyscy w spokoju spożywali śniadanie, dopóki sielskiej atmosfery nie przerwał Eryk, spoglądając wymownie w stronę tarasu.

- Księżniczko Sophie, twój kuzyn za to wydaje się nie mieć problemów z Czytelniczką.

Skinął głową w stronę stolika, przy którym siedzieli samotnie Alan i Lisa. Z tej odległości nie dało się usłyszeć o czym rozmawiali, ale wszyscy mogli zauważyć, że Lisa uśmiechała się lekko i szeptała coś do Alana. Siedzieli tak blisko siebie, że jej długie, rude włosy ocierały się o jego ramię.

- Eryku - skarcił go cicho Edward, jakby to co powiedział książę było niestosowne, a potem posłał Sophie pokrzepiające spojrzenie.

 

W tym czasie Lisa i Alan rozmawiali ze sobą półgłosem, siedząc samotnie przy stoliku. Stephanie i Aidan już nie wrócili, ale widziała ich rozmawiających przy stołach z jedzeniem, najwyraźniej na nich czekali. Obok do wyjścia zaczęli zbierać się także Hector, Damien i Leon co wskazywało na zbliżający się koniec śniadania. Lisa jednak w dużej mierze skupiała się na słowach siedzącego obok niej księcia i jego dłoni, która w pewnym momencie spoczęła na jej własnej. Nie było to krępujące, ale... trochę dziwne. Rzadko zdarzały jej się takie sytuacje. Trzymała chłopaków za ręce tylko podczas potańcówek w Gawaldonie albo wtedy, gdy akurat któryś z nich próbował ją w szkole powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego. Ale żeby któryś z nich złapał ją za dłoń tak po prostu i to wręcz delikatnie? Zanim zdążyła zastanowić się, jak dokładnie się z tym czuje, Alan zdążył ją zabrać, najwyraźniej speszony. Lisa, widząc to, nie mogła powstrzymać cichego śmiechu.

- Nie przejmuj się - odpowiedziała i dla dodania mu odwagi sama na kilka chwil złapała go pokrzepiająco za rękę. - No i dobrze słyszeć, że tego nie żałujesz. To była całkiem niezła przygoda. Tylko szkoda, że nieudana - zagryzła wargę.

Słysząc pytanie Alana, zamrugała oszołomiona i uniosła dłoń do szyi, chwytając w palce prosty, srebrny łańcuszek. Po jej minie można było wywnioskować, że teraz dopiero sobie o nim przypomniała i niezwykle ją to wzruszyło. Wzięła drżący oddech i uśmiechnęła się lekko, odwracając głowę.

- Ta. Dostałam go od babci, kiedy byłam mała. Dobrze, że go tutaj mam - nagle zmieniła temat, zauważając, że Alan zjadł już swoje śniadanie. - Pomóc ci z naczyniami? - uniosła przekornie jedną brew, choć nadal sprawiała nieco smutne wrażenie.

Kiedy zbliżali się do stołów z jedzeniem, Aidan energicznie opowiadał Stephanie o łucznictwie. Dziewczyna słuchała go z szeroko otwartymi oczami, najwyraźniej coraz bardziej zainteresowana. Lisa nawet nie zauważyła, kiedy współlokatorka wepchnęła jej w ręce małą fiolkę z jakimś żółtawym płynem. Szybko wypiła jej zawartość i chociaż smakowała obrzydliwie, to rzeczywiście poczuła, jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne ciepło, a ból w podbrzuszu ustaje.

Teraz przyszła pora na przygotowaniu się do dzisiejszych zajęć. Co oczywiste - Lisa była daleka od ekscytacji.

 

Zawszanie przy stoliku Sophie zbierali się do wyjścia jako jedni z ostatnich. Abraxas odniósł naczynia Vivienne, Eryk Lucindy, a Edward Sophie. Księżniczki na kilka chwil zostały same, co Lucinda wykorzystała do poprawienia elegancko spiętych włosów, a Vivienne do podziwiania swojego idealnego oblicza w niewielkim lustereczku z posrebrzaną, zdobioną diamentami rączką. Widząc pytające spojrzenie swojej współlokatorki, dziewczyna z Dziewiczej Doliny uśmiechnęła się łagodnie.

- Dostałam w prezencie od Abraxasa - zaraz potem jasnowłosa zawszanka spojrzała ukradkiem na Sophie i wykorzystała tę chwilę samotności, by subtelnie do niej mrugnąć. - Ciekawe - szepnęła, najwyraźniej mając na myśli Edwarda. - Abraxas opowiadał mi, że książę Edward rzadko zwraca uwagę na księżniczki, chociaż wywiera się na niego taką presję. Podobno szuka tej jedynej. Co takiego mu zrobiłaś?

Sophie nie zdążyła jednak odpowiedzieć, ponieważ chłopcy wrócili i wspólnie z dziewczętami udali się do głównego holu. Kiedy nadszedł moment, w którym musieli rozejść się, by przygotować do osobnych zajęć, Edward pochylił się lekko i gdy nikt na nich nie patrzył, szepnął swojej towarzyszce do ucha:

- Nie mogę się doczekać, aż znów się spotkamy, Sophie.

Potem, jak prawdziwy książę, delikatnie ucałował jej dłoń na pożegnanie.

Gdy wszystkie zostały same, Lucinda i Vivienne natychmiast zaczęły dyskutować o zbliżających się lekcjach. W momencie, w którym miały wejść na schody prowadzące do wież, dołączyły do nich kolejne dziewczyny. Constantine i Nerysa rozmawiały o czymś pogodnie, a zaraz za nimi szła Emeralda, która ostentacyjnie przepchnęła się obok Sophie, niemal przewracając ją na ziemię. Pozostałe zawszanki zdążyły już zniknąć na schodach i tego nie zauważyły.

- Och, przepraszam - powiedziała jadowicie blondynka, wpatrując się morderczo w Sophie, a następnie sama zniknęła, wspinając się na wieżę Dobroć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Gdy Elisabeth chwyciła moją dłoń spojrzałem na nią zdziwiony, natychmiast zapominając o tym co wcześniej dręczyło moją głowę. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale gdy sama to zrobiła, po prostu od tak poczułem się niezwykle miło. Nadal nie potrafiłem tego zrozumieć, ale jej towarzystwo było dla mnie naprawdę przyjemne przy niej czułem się inaczej niż zwykle. Gdy zaczęła mówić o naszym wczorajszym wyczynie, na chwilę pojawiła się we mnie nadzieja, że znów będzie chciała skorzystać z mojej pomocy i nie będzie chciała ryzykować samotnie. Bałem się, że coś mogło jej się stać i nie byłem pewny czy jeśli pójdzie tam sama to zdołam zmrużyć oczy nocą. Gdy znów wróciliśmy do sprawy łańcuszka. Ponownie poczułem jakiś ucisk w żołądku, zwłaszcza gdy widziałem wzruszenie w jej oczach. Dlaczego tak się działo? Powinienem cieszyć się jej szczęściem, a jednak... Choć tego chciałem to coś mi nie pozwalało. Dlatego też, gdy powiedziała, że prezent jest od jej babci poczułem jakby ten wielki ciężar mnie opuścił.

 

- Od babci? - spytałem ze szczerym uśmiechem. - Jest naprawdę ładny i masz racje, to dobrze, że jest z tobą, bo to oznacza, że zawsze masz ze sobą kawałek domu gdzie byś nie była - Wtedy też Elisabeth spytała mnie o moje naczynia, a ja lekko się uśmiechnąłem biorąc je do ręki. - Jakim byłbym księciem gdybym pozwolił byś mnie wyręczała? - powiedziałem ze szczerym uśmiechem niosąc przy okazji naczynia. Gdy tylko je odłożyłem, wiedziałem, że nadchodzi czas pożegnań. Powoli obróciłem się w jej stronę i lekko się uśmiechnąłem. - Cokolwiek by się nie działo pamiętaj, że nie jesteś w niczym gorsza niż inne uczennice. Wierze w ciebie, w to, że sobie poradzisz, teraz i ty musisz tylko uwierzyć - Położyłem jej delikatnie dłoń na ramieniu. - I pamiętaj, że jeśli będziesz potrzebować mojej pomocy w czymkolwiek zawsze jestem gotów ci jej udzielić - Nagle spostrzegłem jak inni powoli zaczynają iść w kierunku korytarza. - Na mnie już czas Elisabeth, wkrótce znów się zobaczymy - Delikatnie złapałem jej dłoń by zaraz ją unieść i lekko pocałować. Posłałem jej ostatni uśmiech zanim zacząłem powoli odchodzić w tłumie innych książąt.

 

Sophie

W momencie, w którym przy stole zapadła cisza, Sophie zaczęła się zastanawiać czy nie powiedziała czegoś źle. Jednak jakby nie myślała nie potrafiła tego dostrzec. Myślała? Dobry żart, nie była w stanie skupić się na niczym innym niż niesamowitych oczach Edwarda, które cały czas na nią spoglądały. Chociaż naprawdę próbowała, nie była w stanie skupić się na niczym innym. Niepewność minęła z chwilą, gdy Vivienne sama stwierdziła, że znacznie bardziej do nich pasuje. Uśmiechnęła się przy tym i lekko skinęła głową na znak zgody. Taka była prawda, zupełnie nie pasowała do swoich obecnych współlokatorek i ciężko było się z tym spierać. Dziekan na pewno sama też tak powie. Gdy Eryk wspomniał o Alanie i tej rudej dziewczynie nagle zdawało jej się jakby spadła wprost z nieba boleśnie na ziemie. Spojrzała w kierunku swojego kuzyna i rudej dziewczyny. Co ona wyprawiała? Zamiast coś z tym zrobić siedziała tutaj. Wiedziała, że tak będzie. Nie tylko sobie Alan szkodził znajomością z nią, ale jednocześnie i ona dostawała rykoszetem, jako, że była częścią królewskiej rodziny. Co teraz pomyśli o niej Edward? Znów to samo... Dlaczego to ją interesowało? Gdy Edward się odezwał poczuła jakby ulgę, tym, że jednak najwyraźniej ten na nią nie patrzy inaczej z tego powodu. W końcu otworzyła usta.

 

- Alan i ja byliśmy wychowani według twardych zasad, więc nigdy nie mieliśmy kontaktu z dziećmi spoza warstw szlacheckich, by ci przypadkiem na nas źle nie wpływali - mówiła Sophie zgodnie z prawdą, ale dziwnie się czuła tłumacząc się z tego. - Ja choćby z tego powodu nie potrafię się przystosować do swoich obecnych współlokatorek będąc zupełnie inną. Natomiast wydaje mi się, że mój kuzyn najwyraźniej chce wykorzystać okazje trafienia do Akademii na poznanie ludzi z kręgów, z którymi do tej pory nie miał możliwości kontaktu, przynajmniej tak mi się wydaje - Nie powiedziała jednak czegoś, z braku pewności. Miała wrażenie, że ruda Czytelniczka i jej kuzyn mają do siebie słabość, ale żadne z nich najwyraźniej jeszcze tego nie zauważyło, a było to kwestią czasu, jeśli miała racje, dlatego nie powinna na to pozwolić, ale dalej nie potrafiła stąd odejść z powodu jednego księcia, przy którym znów poczuła się zauważona. Nic o tym nie mówiła, bo nie mogła być tego do końca pewna.

 

Dalsza część wspólnego śniadania przebiegała spokojnie, ale wszystko co piękne musiało w końcu dobiec końca. Pomimo że Sophie bardzo polubiła Edwarda, a to i tak było zapewne za słabe słowo by określić, co o nim myślała. Nie sądziła by książę jeszcze ją dostrzegł przy innej okazji. Sama nie wiedziała skąd u niej po raz pierwszy pojawiła się taka niepewność. Zawsze przecież wierzyła we własny urok i prezencje, ale teraz ta pewność gdzieś zanikła. Nie wiedziała też dlaczego, ale to właśnie ta myśl najbardziej ją przerażała. W końcu wszyscy skończyli śniadanie, a Edward znów jak prawdziwy dżentelmen zabrał jej naczynie nawet o nic nie pytając. Z każdą chwilą czuła się coraz bardziej zakłopotana jego zachowaniem.

 

Gdy książęta odeszli została sama z dwoma księżniczkami, ale cały czas spoglądała w kierunku Edwarda nie mogąc oderwać od niego wzroku. Nagle spojrzała w kierunku Vivienne gdy ta zaczęła mówić o prezencie od swojego księcia. Sophie lekko zagryzła wargę słysząc to. Najcenniejszy prezent, jaki miała to była cały czas jej parasolka, która dostała tak dawno temu, jednak nigdy jeszcze żaden chłopak nie podarował jej prezentu. Pewnie sama była sobie winna odrzucając wszelkie zaloty, ale teraz poczuła w związku z tym dziwne uczucie. Zamyślenie na ten temat się skończyło, gdy jasnowłosa księżniczka nagle odezwała się bezpośrednio do niej. Gdy usłyszała jej pytanie, Sophie zamarła. Przecież nic nie zrobiła, tylko szła samotnie na śniadanie. Na pewno nie chodziło o to, po prostu Edward był dla niej miły, ale przecież to nie mogło być to. Nie była gotowa by się zakochać, zbyt wiele miała do zrobienia by jeszcze do tego doszło. Wiedziała, co prawda, że i tak będzie miała iść z kimś na bal, ale to tylko bal, nie trzeba było z tego od razu tworzyć związku. A w tym wypadku miała wrażenia jakby zaczynała bać się czegoś nieznanego, ale nie mogła też zaprzeczyć, że gdy książę był blisko czuła przyjemne łaskotanie w brzuchu, nadal mimo wszystko nie była pewna co to może znaczyć. Może była po prostu chora czy coś? Nim Sophie coś powiedziała książęta wrócili i nadszedł czas rozstań. Czyli teraz wszystko będzie zapewne jak dawniej, pomyślała. Dziewczyna powoli wstała. Wtedy stało się coś czego nie przewidziała, bo Edward zbliżył się do jej ucha i zaczął szeptać o ponownym spotkaniu, przez chwilę nie wiedziała jak zareagować, aż w końcu otworzyła usta.

 

- Będę liczyła sekundy do naszego kolejnego spotkania, Edwardzie - powiedziała niezwykle szczerym i wzruszonym głosem. Gdy dotarło po chwili do niej co powiedziała, nie potrafiła zrozumieć dlaczego to zrobiła. Przecież powinna zająć się czymś innym. Jednak w chwili, gdy książę pocałował jej dłoń ledwo zdołała się powstrzymać by nie spłonąć rumieńcem na całej twarzy. Patrzyła cały czas na chłopaka, aż ten nie zniknął jej z oczu i sama w końcu ruszyła. Pierwszy raz czuła się tak dziwnie, a w głowie wszystko miała niepoukładane, co nie zmieniało faktu, że czuła się szczęśliwa. Ale czy to była prawda, że ktoś taki jak on mógł wybrać właśnie ją? Wtedy nagle została brutalnie sprowadzona na ziemię przez inną księżniczkę, którą pamiętała z wczoraj, Emeralde... Ledwo zdołała utrzymać równowagę pomagając sobie lekko parasolką. Wtedy też usłyszała z jej strony przepraszam, ale było ono wypowiedziane takim tonem jakby wcale tego nie żałowała, a cieszyło ją to. O co jej chodziło? Wtedy sobie przypomniała wczorajszy dzień, to jak cały czas lepiła się do Edwarda, a ten zdawał się ją ignorować. Czyli to dlatego? Teraz dziewczyna lekko się zlękła, bo nie chciała do czegoś takiego prowadzić. Przekomarzanki słowne jak z jej współlokatorkami to jedno, ale zazdrosna dziewczyna? Nigdy nie była w takiej sytuacji. Może powinna jej wyjaśnić, że do niczego nie doszło, bo przecież tak było, prawda?

 

Jednak, gdy Sophie dotarła na schody starała się o tym nie myśleć tylko już skupić się na przygotowaniu na lekcje. Skierowała swe kroki do wieży czystość, aż nie dotarła do komnaty, do której powoli weszła. W środku były już jej współlokatorki, ale Sophie nic im nie powiedziała, a nawet nie rzuciła im krzywego spojrzenia. Mało tego jej wzrok wskazywał jakby myślami była zupełnie gdzie indziej, a twarz była taka jakiej wcześniej u niej zobaczyć nie mogły, bo zdobiła ją szczera radość. W takim też stanie zamyślona dziewczyna zaczęła zabierać swoje książki, ignorując przy tym wszystko wokół.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Akademia Zła
Thomas złapał Elvirę w taki sposób, że młoda nigdziarka przez dobrych parę sekund była do niego praktycznie rzecz biorąc przytulona. Nie widziała żadnego problemu w tym, że owinęła wokół niego ramiona, w końcu zrobiła to tylko i wyłącznie dla stabilizacji i możliwości szybkiego podniesienia się na własne nogi. Dłonie oparła na chłodnym murze za chłopcem, a potem, po wzięciu jednego uspokajającego oddechu, uniosła głowę w górę, spoglądając mu w twarz z nieprzyzwoicie bliskiej odległości. Po raz kolejny - nie krępowało jej to. Jej niebieskie oczy miały spokojny i analityczny wyraz, a na wąskich ustach wciąż widniał ten drwiąco-wyzywający uśmieszek, chociaż przecież dopiero co została zepchnięta ze schodów.
Ta dziwna chwila jednak szybko minęła, ponieważ Elvira odepchnęła się od ściany, stanęła prosto i otrzepała nigdziarską tunikę, rzucając Kim na wpół karcące a na wpół zaciekawione spojrzenie.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Tego typu testy nie mają wiarygodności, kiedy wiadomo, że tego typu odruchy występują u niektórych ludzi naturalnie. To, że Thomas złapał mnie, chroniąc od bolesnego upadku, nie musi oznaczać troski, tylko nie do końca przemyślaną, automatyczną reakcję - powiedziała spokojnie, przypominając sobie szok w oczach nigdziarza.
Walburga, która do tej pory spoglądała raz na Kim, raz na Elvirę, najwyraźniej zdenerwowana tym, że nie rozumie o co chodzi, teraz uniosła głowę dumnie do góry i skrzyżowała ramiona. Sama Kim natomiast stanęła na palcach i splotła palce dłoni, wydając się być niezwykle szczęśliwa i zmotywowana tym, że ktoś zrozumiał intencje jej działań, co pewnie nie zdarzało się zbyt często.
- Mówisz, że to naturalne, ale ja jakoś nie odczułam potrzeby złapania cię - odparła przemądrzale Walburga, na co Elvira rzuciła jej znużone spojrzenie.
- U niektórych ludzi - powtórzyła, starając się nie okazać w głosie irytacji jaką odczuwała, gdy ktoś nie słuchał jej dostatecznie dokładnie. Nie pozwoliła już jednak nikomu się odezwać, osobiście kończąc dyskusję - Za chwilę spóźnimy się na pierwsze zajęcia.
Wiedźmy zgodziły się z nią i jako pierwsze ruszyły na dół, natomiast Elvira wykorzystała chwilę, żeby posłać Thomasowi ostatni, tajemniczy uśmiech.

 

Elvira, Walburga, Kim i Thomas dotarli w pobliże klasy Klątw i Pułapek akurat wtedy, gdy chłodne drzwi otworzyły się, ukazując im wysoką i surowo wyglądającą kobietę, którą mieli okazję zobaczyć już na Ceremonii Powitalnej. Miała na sobie ciemnogranatową, elegancką suknię, a jej ciemne włosy zostały splecione w długi warkocz, który wyglądał jak o wiele bardziej zadbana wersja fryzury Kim. Nauczycielka przyjrzała się im, w jej fioletowych oczach można było dostrzec zainteresowanie ale również dziwną złość. Adelia szybko schowała się za Judith, która uniosła bez strachu głowę i spokojnie wpatrywała się w nauczycielkę, uprzejmie czekając na to, co powie. Lady Lesso, bo właśnie tak zapisano ją w planie lekcji, nie miała jednak możliwości powiedzieć zbyt wiele, ponieważ uczniowie, przede wszystkim Margo i Hadrion, dyskretnie, ale z użyciem znacznej siły popchnęli Christiana w jej stronę, tak, że chłopak niemalże na nią wpadł. Kobieta wyciągnęła bladą dłoń, zwieńczoną ostrymi, pomalowanymi na niebiesko paznokciami, sprawiając, że nigdziarz zatrzymał się nagle, nawet nie dotykając jej szaty. Potem spojrzała z pogardą najpierw na niego, a potem na przybierających jak najbardziej niewinne miny uczniów i dochodząc do wniosku, że nie zamierza nawet skomentować tej dziecinady, odwróciła się i wróciła tam skąd przyszła, pozostawiając drzwi otwarte.

- Do klasy - rozległ się jej surowy, chłodny głos, który miał w sobie jednak dziwnie przyjemną nutę.

Uczniowie szybko wykonali to polecenie. Nauczycielka już od pierwszej chwili wydawała się wzbudzać respekt. Adelia ciągle trzymała się Judith, w pewnym momencie odważając się nawet na to, żeby złapać ją z tyłu za szatę. Wystarczyło jednak tylko jedno jej oburzone spojrzenie, aby zadrżała i jak najszybciej odeszła do tyłu, wybierając najbardziej odległą i niewidoczną ławkę. Jeśli jednak mówić już o drżeniu, to dziewczyna nie była jedyna.

 

Już przy drzwiach dało się odczuć ten dziwny, lodowaty powiew, który wyjaśnił się po wejściu do środka. Cała klasa była wykonana praktycznie w całości z lodu, który jednak nie topił się ani nie powodował poślizgów. Powietrze było tutaj tak chłodne, że oddech uczniów szybko zaczął zamieniać się w parę, nie była to jednak na pewno temperatura zagrażająca życiu. Nad ich głowami znajdował się żyrandol ze złowieszczo skierowanych w ich stronę lodowych sopli, a wysokie okna były tak oszronione, że ledwo dało się za nimi zobaczyć Bezkresną Puszczę. Nauczycielka podeszła szybkim krokiem do swojego biurka, stukając wysokimi obcasami ze sztyletów o na wpół przeźroczystą podłogę. Dopiero po przyjrzeniu się jej można było zauważyć niewyraźne zarysy czegoś, co przypominało pochowane głęboko pod lodem ciała. Alisa i Raver przez dłuższą chwilę przyglądali się im z zaciekawieniem, a Adelia z przymrużonymi oczami otuliła się własnymi ramionami, cały czas dygocąc.

- Dlaczego tu jest tak zimno? - rozległ się zirytowany głos, który okazał się należeć do Savy. Dziewczyna z zielonymi włosami przesuwała z irytacją dłonią po lodowej ławce.

- W Sali Udręki jest cieplej - odparła natychmiast Lady Lesso, a Sava zmarszczyła brwi, ale nic więcej nie powiedziała.

Dopiero wtedy nauczycielka całkiem odwróciła się w ich stronę i zaczęła przyglądać uważniej każdemu z osobna, zatrzymując dłużej wzrok na siniakach na twarzy Christiana, zmodyfikowanej szacie Walburgi, spiłowanych zębach Alisy, czy fioletowej skórze Vina. Jako ostatniej przyjrzała się Adelii, która wciąż z uporem wbijała wzrok w ławkę.

- W tej Akademii... - zaczęła nagle kobieta, sprawiając, że wszyscy, którzy jeszcze zajmowali się czymś innym, zwrócili na nią uwagę. - ...zostaniecie wykształceni na prawdziwe czarne charaktery. Będziecie się uczyć jak zrezygnować z powierzchowności na rzecz rozwoju, jak pielęgnować swoje talenty, a także jak wyszkolić wiernego sługusa - ciągnęła tonem, który pasowałby do dziekan. - Moje lekcje natomiast poświęcone będą samej esencji bycia nigdziarzem. Będziecie się na nich uczyć nie tylko jak skutecznie walczyć z użyciem magii, ale również jak rozpoznać swojego nemesis, jak wspiąć się na wyżyny wielkości i stać się legendą Zła. Tutaj dowiecie się, że bezmyślne okrucieństwo czyni z was bestie, a nie prawdziwe czarne charaktery - oczy nauczycielki błysnęły, a Judith podparła brodę na jednej ręce, wsłuchując się w jej słowa. - Prawdziwy nigdziarz musi nauczyć się skupienia, dokładności i cierpliwości, aby móc odnaleźć i zniszczyć tego jednego zawszanina, który pewnego dnia stanie mu na drodze. Tego, który będzie rósł w siłę, gdy on będzie słabnąć - zacisnęła usta, znów omiatając ich spojrzeniem. - Zło nie zwyciężyło w żadnej baśni od ponad 150 lat. Teraz to właśnie wy staliście się jego kolejną nadzieją - zmrużyła oczy powątpiewająco, jakby nie do końca w to wierzyła.

Niektórzy uczniowie wiercili się zdenerwowani w swoich ławkach. Uznania tej nauczycielki na pewno nie będzie łatwo zdobyć, ale dla wielu stało się to właśnie jednym z celów, które zamierzali osiągnąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Chłopak czując jak dziewczyna wtula się w jego ciało poczuł się dziwnie. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś go przytulił, chyba ostatnim razem była to jego matka noc przed śmiercią. Nie był do końca pewny jak się z tym czuje. Na pewno było to dziwne tak samo jak to, że nie kontrolował siebie przy tej dziewczynie. Zachowywał się dziwnie, czego nie potrafił pojąć. W momencie, w którym jej dłonie spoczęły na ścianie, a twarz znalazła się tuż przed jego poczuł się jeszcze dziwniej. Z niezrozumiałego powodu zrobiło mu się strasznie ciepło. Gdy wpatrywał się w jej oczy i ten uśmiech nie potrafił zrozumieć dlaczego nie widzi w niej gniewu. Nie była wściekła na tamtą wiedźmę, że zepchnęła ją ze schodów? Zaraz jednak Elvira ponownie się od niego odsunęła

 

Nim jednak zdążył coś powiedzieć ona go ubiegła, mówiąc teraz w kierunku wiedźmy, która ją zepchnęła z niezwykłym spokojem. Nie było w jej głosie ani odrobiny gniewu, a bardziej mówiła jak nauczyciel na wykładzie, czy coś w tym stylu. Thomas jednak przyjął jej wersje. To był tylko odruch, nic więcej. Musiał nad sobą popracować by coś takiego się więcej nie powtórzyło, bo jeszcze ktoś pomyśli, że jest słaby. Zaraz jednak wyszedł ze swej zadumy gdy wspomniała o spóźnieniu na lekcje. Chłopak może i nie był zdyscyplinowany, ale wolał unikać wojny z tutejszymi nauczycielami. Miał właśnie ruszyć za wiedźmami, ale nim to zrobił znów został z Elvirą na niewielką chwilę sam. Na odchodne posłała mu ostatni uśmiech, na co ten starał się nie reagować i pomimo ciągłego wmawiania sobie, że był to odruch coś w nim nie chciało do końca zaakceptować tej wersji i nie był pewny przez to czy naprawdę tym wszystkim kierował tylko odruch. Jeśli jednak nie był to on, to co?

 

Dotarł w końcu za wiedźmami w okolice klasy, wręcz na czas, bo gdy tylko tam się znalazł drzwi klasy się otworzyły. Przynajmniej wiedział, że teraz jego myśli skupią się na czymś ważnym. Zarówno on jak i Christian spostrzegli nauczycielkę, ale reakcje obu chłopców były zupełnie różne. Thomas nauczył się już dawno, że nie ocenia się książki po okładce, dlatego gdy tylko zobaczył tę kobietę, wiedział, że jest to ktoś, z kim lepiej było nie igrać, bo mogło się to źle skończyć. Natomiast Christian lekko prychnął pod nosem. W jego odczuciu miał przed sobą kolejną zawszańską nauczycielkę podobną do Dziekan Zła. Zupełnie nie rozumiał co te dwie kobiety robiły w tej szkole. Może to był jakiś kawał na początek roku? Wysłali gdzieś prawdziwych nauczycieli i sprawdzają kiedy uczniowie to zauważą? W tym jednak momencie poczuł jak ktoś go wypchnął przed szereg. W myśli obiecał sobie, że zabije każdego kto jeszcze raz tego spróbuje, nie patrząc przy tym na konsekwencje. Właśnie miał już wpaść na te zawszańską nauczycielkę, gdy nagle osłupiały się zatrzymał nie rozumiejąc co się stało. Gdy usłyszał jej polecenie niewiele myśląc wszedł do klasy. Nie wiedział co się stało, ale o niej i dziekan zdania nie zmienił. Któraś z nich z pewnością była za miękka i Dyrektor je tu pewnie trzymał z litości.

 

W chwili gdy oboje weszli do klasy natychmiast poczuli jak tu jest zimno. Christian opatulił się rękami cały czas pocierając nimi o swoje ciało i dygocąc. Natomiast Thomas nie wyglądał jakby jakoś specjalnie zareagował, nawet jeśli tak było to najwyraźniej starał się tego nikomu nie okazać. Prawdą było, że czuł gęsią skórkę na ciele, a z jego ust wydobywała się para, ale nie miał zamiaru się skarżyć. To nie był pierwszy raz gdy czuł, że mu zimno. Christian chciał już nawet spytać nauczycielkę czy boi się słońca i dlatego tak tu zimno, ale ubiegła go Sava ze swoim pytaniem. Słysząc odpowiedź tej nauczycielki nic już nie mówił. Jej się nie bał, ale tego potwora drugi raz nie miał ochoty oglądać. Obaj słuchali nauczycielki nie przerywając jej przemowy. Jednak o ile Thomas starał się przykładać uwagę do jej słów, tak Christian rozmyślał tylko o tym, że z kimś takim to mogą co najwyżej być legendą zła dla pięcioletnich dzieci.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra, dziewczęta

Według planu lekcje tego dnia miały dla dziewcząt rozpocząć się Etykietą Księżniczek. Zajęcia odbywały się w klasie znajdującej się na niższych poziomach wieży Dobroć, więc siłą rzeczy mieszkające tam zawszanki dotarły na miejsce jako pierwsze. Nie, żeby Lisie czy Stephanie jakoś szczególnie się spieszyło. Lisa była całkiem pewna, że żadna z rzeczy, których tu uczą na nic jej się nie zda i czeka ją po prostu cały dzień znoszenia dziewczęcych paplanin, śpiewu i rozczulania się nad własną urodą, czyli po prostu wszystkiego, czym się nie interesowała. Już podczas drogi krystalicznymi pasażami, gdy mijała przepiękne płaskorzeźby i malowidła oraz zaciągała się duszącym zapachem kwiatów i perfum, wiedziała, że będzie dzisiaj wielokrotnie żałować tego, że nie udało jej się w nocy uciec. Nawet Stephanie, która szła zaraz obok niej i zazwyczaj kipiała energią, teraz powłóczyła nogami, wyraźnie zniechęcona. Dziewczyna z Lisiego Gaju mogła znosić Akademię Dobra, kiedy jedynym co miała tu do zrobienia było jedzenie i spanie, ale perspektywa lekcji sprawiała, że znów przypominała sobie, dlaczego nie chciała tu przyjeżdżać.

Jak mogły się spodziewać, pod klasą znalazły się jako jedne z ostatnich. Wszystkie dziewczęta stały już w eleganckim szyku, czekając na przybycie nauczyciela. Na samym przodzie była oczywiście Vivienne, a zaraz obok nieodłączna Lucinda, która wydawała się być wszędzie tam, gdzie śliczna blondynka z Dziewiczej Doliny. Stephanie i Lisa stanęły z tyłu za dwoma innymi księżniczkami. Jedną z nich była Magdalene, która natychmiast odwróciła się, żeby skinąć im na powitanie głową. Spotkały ją już wcześniej, zaraz po trafieniu do Akademii, sprawiała wtedy wrażenia kogoś bardzo poważnego, momentami wręcz znużonego i teraz było podobnie, chociaż na ustach wysokiej dziewczyny znajdował się przecież lekki uśmiech. Lisa spojrzała mimowolnie na jej torbę i musiała przyznać, chociaż zazwyczaj nie interesowały ją takie rzeczy, że chyba nigdy nie widziała czegoś, co byłoby tak pięknie uszyte. Intensywnie granatowe i fioletowe tkaniny, poprzecinanie złotymi nitkami i zdobieniami przywodziły trochę na myśl nocne niebo. Obok Magdalene stała natomiast znacznie niższa od niej Dayla o dziecinnej twarzy. Dziewczynka miała oczy jak sarenka, ozdobione długimi rzęsami oraz jeden z najbardziej życzliwych wyrazów twarzy, jakie można było sobie wyobrazić. Z nią również się przywitały, a potem Lisa zwróciła się do Stephanie:

- Czego będziemy się uczyć na Etykiecie Księżniczek?

- Etykiety księżniczek - odpowiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami.

- Dzięki, teraz już wszystko wiem.

Po raz kolejny tego dnia zaczęło jej się zbierać na śmiech, ale powstrzymała go, ponieważ właśnie przybył ich nauczyciel, który okazał się być... kotem z głową psa. Lisa uniosła wysoko brwi, a Stephanie oparła się o jej ramię, żeby lepiej widzieć.

 

Pollux szybko zauważył zdziwione spojrzenia swoich nowych uczennic, kiedy podchodził do drzwi, aby otworzyć im klasę.

- Czy coś was dziwi, moje drogie? - zapytał retorycznie, a jego ton był na tyle surowy i karcący, że wszystkie dziewczęta natychmiast odwróciły głowy i wróciły do spokojnej postawy i uprzejmych uśmiechów. - Kastor ma w tym tygodniu ciało - mogły usłyszeć jego pomruk, kiedy wpuszczał ich do środka na lekcję.

Klasa Etykiety Księżniczek okazała się być przestronnym i dobrze oświetlonym pomieszczeniem na którego końcu znajdował się wysoki, zdobiony perłami podest dla nauczyciela. Wszystko tutaj było albo śnieżnobiałe albo mglistobłękitne i jego perfekcja napawała Lisę niechęcią. Ławki wykonane z marmuru, oraz wygodne, obite dla komfortu tkaniną krzesła ciągnęły się, tworząc w rzędach miejsca dla czterech dziewcząt. Pierwsza ławka została błyskawicznie zajęta przez Vivienne, Lucindę, Constantine i Emeraldę, natomiast Lisa i Stephanie planowały usiąść po prostu tam, gdzie będzie miejsce. W drzwiach zatrzymała je jednak krótka i niezauważona przez wielu scena. Emeralda wchodząc do klasy po raz kolejny brutalnie przepchnęła się obok Sophie, tak, że ciemnowłosa dziewczyna poleciała w bok, a żółta parasolka wyleciała jej z rąk. Lisa, widząc to, wykorzystała nabyty na boisku refleks i przemknęła przed Magdalene, łapiąc parasolkę w locie, zanim spadłaby na ziemię. W sumie nie miała pojęcia dlaczego to zrobiła, chociaż już nie raz ulegała impulsom, decydując się zaufać instynktowi. Zresztą, gdyby ona tego nie zrobiła, to nie zrobiłby tego nikt inny, bo Dayla nie wydawała się odznaczać szybkością, Magda najwyraźniej była tak zamyślona, że zauważyła to z dużym opóźnieniem, a Stephanie na pewno nie miała ochoty pomagać Sophie i Lisa już teraz widziała zdziwienie na jej twarzy, spowodowane tym, że ona się jednak na to zdecydowała.

- Uważaj jak chodzisz - powiedziała Lisa sucho i po prostu wetknęła współlokatorce absurdalny gadżet do ręki. No dobra, zauważyła, że jakaś inna księżniczka ją popchnęła, ale wciąż miała w pamięci to, jak dziewczyna obrażała ją i Stephanie.

Z drugiej strony jej pomogła, więc w sumie można powiedzieć, że wypełnia prośbę Alana. Tylko znowu, dlaczego ciągle wraca do niego myślami?

W klasie zajęła miejsce pomiędzy Magdalene i Stephanie. Wzruszyła ramionami na pytające spojrzenia współlokatorki, a potem odwróciła głowę w stronę Magdy, zauważając, że dziewczyna również wpatruje się ww nią z ciekawością. Nagle zaczęła czuć się nieswojo.

Dlaczego instynktownie doszła do wniosku, że powinna złapać jakąś durną parasolkę i to jeszcze dla tak zarozumiałej księżniczki?

Dlaczego zaraz potem pomyślała o Alanie?

Czy naprawdę mogła być dla kogoś miła tylko dlatego, żeby przypodobać się jakiemuś chłopcu?

 

Akademia Dobra, chłopcy

Chłopcy lekcje Kodeksu Rycerskiego odbywali na wieży Męstwo w sali, która również była jasna i przestronna, ale nieco bardziej męska i surowa, niż ta, w której zajęcia miały właśnie księżniczki. Zdobienia wykonane były z ciemnego drewna (z którego zrobiono także podłogę) oraz ciepłego złota. W kilku miejscach na ścianie można było znaleźć wymalowane kaligrafią fragmenty oficjalnego Kodeksu Rycerzy, a krzesła wykończone zostały skórą i przysunięte do drewnianych, ale starannie wypolerowanych ławek. Kolejną różnicą pomiędzy chłopcami a dziewczętami było to, że książęta siedzieli już w klasie zanim pojawił się ich nauczyciel. Salę wypełniał szum rozmów, przechwałek i domniemań na temat tego, czego będą się dziś uczyć. Miejsca najbardziej z przodu zostały oczywiście zajęte przez Abraxasa, Ambrosiusa i Eryka, ale, co dziwne, nie było wśród nich Edwarda, a na czwartym miejscu siedział drobny Leon. Chłopak raz na jakiś czas spoglądał niepewnie na dyskutujących kolegów, ale poza tym nie wydawał się mieć problemów z ich towarzystwem.

Jako jedni z ostatnich wchodzili do środka Aidan, Alan i Hector. Chłopak z Nottingham energicznie opowiadał swoim współlokatorom jakąś historię o Robin Hoodzie.

- ...no ale to wszystko usłyszałem w mieście, sam nie widziałem, niestety, a tak bardzo bym chciał... - ciągnął, kiedy zajmowali miejsca.

Chwilę później jednak zamilkł, spoglądając z wysoko uniesionymi brwiami na scenę, która właśnie rozegrała się na jego oczach. Sam Aidan usiadł obok milczącego Juliana, obok niego miał zająć miejsce Alan, a na końcu ławki Hector. Zanim jednak ich współlokator zdążyłby chociaż złapać za krzesło, znikąd pojawił się Edward, który, nie przejmując się Hectorem, usiadł obok Alana, kładąc na biurku swoją elegancką, czarną torbę. Hector przez chwilę stał z rozchylonymi ustami nad ławką i miał zamiar chyba wyciągnąć rękę i powiedzieć Edwardowi, że przecież właśnie zamierzał tu usiąść, ale ostatecznie wygrała w nim nieśmiałość. Wzruszył ramionami, zagryzł wargę i z nieco pochyloną głową odszedł dalej, żeby zająć miejsce obok Damiena.

Edward za to natychmiast zwrócił się w stronę Alana, obdarzając go promiennym uśmiechem idealnie białych zębów. Cała ta sytuacja wydawała się być zdecydowanie zbyt dziwna.

- Witaj, Alanie - po przywitaniu wzrok księcia powędrował nieco niechętnie na Aidana, któremu tylko nieznacznie skinął głową. - Wybacz mi proszę, że tak niespodziewanie do ciebie przychodzę, ale zależy mi na tym, żeby z tobą porozmawiać - Edward rozejrzał się wymownie po klasie. Nauczyciela wciąż nie było i prawie wszyscy swobodnie dyskutowali. Zaraz potem poprawił elegancko swój mundurek i starannie złożył ręce na blacie ławki, wciąż obserwując Alana z lekkim uśmiechem i nieco uniesioną brwią. - Chciałbym tylko wiedzieć... choć to może niecodzienne pytanie... - odchrząknął. - Jesteś kuzynem księżniczki Sophie, prawda? - zapytał, ale nie dał mu odpowiedzieć, tylko ciągnął dalej. - Byłbym więc bardzo rad, gdybyś mógł... opowiedzieć mi coś więcej o tej wyjątkowej damie - zakończył uprzejmie, a potem rzucił szybkie, teraz już znacznie bardziej niechętne, spojrzenie Aidanowi, który schował twarz w dłoniach, żeby stłumić śmiech.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Niedługo zajęło mi dojście do wieży honor w towarzystwie Aidana. Wciąż jednak przez całą drogę gdzieś tam w myślach błądziłem o mojej ostatniej rozmowie z Elisabeth przy śniadaniu. Bardzo ją polubiłem, ale wciąż pewnych rzeczy nie potrafiłem zrozumieć, zwłaszcza gdy znajdywałem się blisko niej. Najbardziej tego, że jej towarzystwo było dla mnie w jakiś sposób inne niż towarzystwo kogokolwiek kogo bym znał. Gdy już dotarliśmy do naszej komnaty na miejscu spotkaliśmy Hectora, po krótkiej wymianie zdań zacząłem przygotowanie do lekcji. Na początek mieliśmy lekcje kodeksu rycerskiego. Powinienem sobie z tym poradzić skoro przez tyle lat Henryk wpajał mi zasady tego kodeksu. Przez długi czas niemal w dzień w dzień o nich słuchałem. W końcu po niedługim przygotowaniu wyszedłem w towarzystwie swoich współlokatorów.

 

Gdy poruszaliśmy się w stronę sali, w której miały się odbyć lekcje Aidan uraczył nas jedną z opowieści o Robin Hoodzie. Słuchałem każdego słowa lekko uśmiechając się, ale i jednocześnie rozglądając się po drodze. W końcu dotarliśmy do klasy, nauczyciela jeszcze w niej nie było, ale reszta książąt już tak. Pozostało nam zająć miejsca i czekać. Widoki, które nam towarzyszyły w klasie jak drewniane podłogi, skóry czy złoto z pewnością robiły dobre wrażenie. Jednak nie byłem czasem pewny czy to nie lekka przesada.

 

Powoli ruszyłem za współlokatorami do ławki. Usiadłem spokojnie koło Aidana, ale zdziwiłem się widząc co się stało chwilę później gdy Hector chciał usiąść przy mnie. Spoglądałem na to wszystko w milczeniu, ale widząc brak reakcji u Hectora sam już chciałem coś powiedzieć. Dziwił mnie fakt, że Edward usiadł koło mnie. Sądziłem, że tyle razy się dziś naraziłem reszcie prawdziwych książąt, że nie chcą mieć ze mną nic wspólnego. Otworzyłem, więc szeroko oczy, słysząc jego prośbę skierowaną do mnie. A więc chodziło mu o Sophie? Zastanawiałem się czy nie powinienem go zignorować za jego zachowanie. Jednakże moja kuzynka zdawała się go lubić. Może i jego intencje co do niej były czyste. W końcu ciężko westchnąłem i postanowiłem dać mu szansę.

 

- Witaj, Edwardzie - powiedziałem niezwykle poważnym tonem chwilę na niego spoglądając. - Zgadza się i mógłbym ci udzielić odpowiedzi - przy każdym słowie zachowywałem spokój. - Jednak na przyszłość prosiłbym byś okazywał więcej szacunku mym przyjaciołom - Co miało wyraźnie wskazywać na Hectora. Nagle jednak wróciłem do tematu swojej kuzynki. - Co do Sophie... - Lekko zmarszczyłem brwi w zastanowieniu. Nawet dla mnie była niezwykle skomplikowana, mimo, że byliśmy rodziną. - Musisz na pewno wiedzieć, że mimo, że stara się pokazywać jako prawdziwa dama, ma niezwykle wrażliwe wnętrze, jest czasem traktowana niczym klejnot naszego królestwa - ponownie zmarszczyłem brwi. - Nawet mi Sophie nie mówi wszystkiego, nikomu się nie zwierza ze swych trosk. Wiem mimo to, że nosi bardzo wiele w sobie od czasu, gdy była już dzieckiem - Nagle spojrzałem bezpośrednio na Edwarda. - Powinieneś też wiedzieć, że posiada niezwykle artystyczną duszę, co częściowo wiążę się z jej talentem, ale o nim powinna ci chyba powiedzieć ona osobiście. W każdym razie z powodu tej właśnie artystycznej duszy potrafi zauważać szczerość uczuć. Dzięki temu może również rozpoznawać intencje po samych darach jakie otrzymuje, choćby po tym ile serca w nie włożono. Dostanie klejnoty zauważy na nich każdą skazę, dasz jej kwiaty, a dostrzeże jak wiele trudu włożyłeś by je dla niej zdobyć. Zawsze ocenia czyjś wysiłek przy darze, który otrzyma, więc nie radziłbym dawać jej pierwszej lepszej rzeczy. Zapewne dlatego nigdy nie zainteresowała się żadnym zalotnikiem, a wierz mi wielu ich było. Ponadto wszystko, jestem pewny co do jednego - Teraz mój głos bardziej spoważniał bardziej. - Pragnie uwagi. Chce być szczerze postrzegana, tak by ktoś potrafił zobaczyć prawdziwą ją, by ujrzano jej wnętrze, a nie tylko to jak prezentuje się przed innymi

 

Sophie

W czasie przygotowań do lekcji Sophie powoli opuściła komnatę zabierając swoje rzeczy jak i parasolkę. Nie chciała mimo wszystko spóźnić się na zajęcia. Gdy maszerowała kryształowymi pasażami przy okazji obserwując płaskorzeźby i wdychając woń kwiatów jej mimika zaczęła przybierać dawny wygląd. Starała się nie myśleć o przystojnym księciu Dziewiczej Doliny, o jego idealnej cerze, białych zębach i nienagannej prezencji... Szybko pokręciła głową wyrzucając z głowy te myśli. To wszystko było tylko chwilą słabości teraz musiała skupić się na rzeczach ważniejszych, takich jak choćby aktualne lekcje.

 

Chwilę później Sophie dotarła pod salę lekcyjną ustawiając się w grupie innych księżniczek. Na jej twarzy widniał teraz szczery uśmiech, który wskazywał same dobre myśli dziewczyny. Ani trochę się nie stresowała przed lekcją, bo była pewna, że wypadnie idealnie. Musiało tak być, innej drogi nie było. Nie minęło wiele czasu i pojawił się nauczyciel, którym okazał się Polux o dość nietypowym wyglądzie. Dziewczyna spoglądała nieco zdziwiona na niego, nie do końca rozumiejąc czemu tak wygląda. Jednak słysząc go szybko zaczęła ignorować jego obecny wygląd by mu się przypadkiem nie narazić. Powoli ruszyła za innymi księżniczkami. Już na korytarzu dostrzegła piękną i perfekcyjną salę i nie mogła się doczekać by tam wejść. Gdy tylko ruszyła do klasy znów została niespodziewanie trącona prze Emeraldę. Nie spodziewała się zupełnie tego ze strony tej księżniczki. Co prawda już raz jej to zrobiła, ale drugi raz tego samego dnia? Otrząsnęła się na tyle szybko by zobaczyć brak swojej parasolki w dłoni. Przerażona zobaczyła jak ta leci ku ziemi. Po raz pierwszy w jej oczach pojawiła się prawdziwa rozpacz, jakby zaraz miała stracić coś co jest jej naprawdę bliskie. Bezsilnie wyciągnęła rękę w przód by ją złapać, ale była za daleko. Jednak parasolka nie uderzyła o ziemię, na co Sophie spoglądała zszokowana.

 

Została złapana przez denerwującą rudowłosą dziewczynę. Nawet to nie zmniejszyło jednak jej strachu. Bała się, że Czytelniczka w ramach zemsty za jej wcześniejsze zachowanie złamię ją teraz na jej oczach. Jej oczy niemal już napełniały się łzami, ale stało się coś czego znowu się nie spodziewała. Wredna ruda dziewczyna zwróciła jej parasolkę od tak. Pomimo uwagi jaką jej przy tym powiedziała na twarzy Sophie nie pojawił się gniew, a bardziej zdziwienie. Nie była nawet w stanie zareagować, bo to wszystko ją po prostu zatkało. Dlaczego jej pomogła choć nie musiała i to już drugi raz? Najpierw ją obudziły, a teraz to? Dziewczyna powoli się podniosła i ruszyła do ostatniej wolnej ławki obok Nerysy. Na chwilę skierowała swój wzrok na Emeraldę, miała już jej serdecznie dość. Nigdy nie spotkała się z takim brakiem kultury jak u tej dziewczyny. Czy ona nie rozumiała, że nic nie zaszło? Edward był dla niej miły, bo ją spotkał samotną na korytarzu, nic ponad to. Zaprosił ją do stolika, bo został dobrze wychowany i nic poza tym. Była przekonana, że już o niej zapomniał i na lekcjach przetrwania w baśni na pewno nie zwróci na nią uwagi, może wtedy ta dziwaczka się od niej odczepi. Jednak ponownie o nim myśląc poczuła się dziwnie. Na chwilę znów skierowała wzrok na parasolkę obok niej, a następnie na rudą dziewczynę, która ją ocaliła. Musiała wydostać się z obecnej komnaty i znaleźć nowe współlokatorki, bo sama już nie wiedziała co myśleć o obecnych. Poza tym, że miała dług u rudowłosej księżniczki i na pewno go spłaci.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Ostre obcasy Lady Lesso stukały przenikliwie po lodzie, kiedy przechadzała się między ławkami, przyglądając się wszystkim po kolei. Adelia drżała, owinąwszy ramiona wokół siebie. Tunika nigdziarzy była zrobiona z dość sztywnego materiału, ale był on zbyt cienki, by naprawdę chronić przed chłodem.

Jeśli by tak rozejrzeć się po klasie, można było zauważyć, że uczniowie podzielili się na trzy grupy. Pierwszą z nich byli tacy, którzy nie ukrywali tego, że im zimno i robili wszystko, żeby zatrzymać choć trochę ciepła, jak na przykład Navin, Pollux, Prisma, czy właśnie Adelia. Drugą tworzyli uczniowie usilnie próbujący udawać, że wszystko jest w porządku i chłód im nie przeszkadza, byli to choćby Margo, Hadrion, Elvira czy Scarlett. Pozostawali również ci, na których zimno najwyraźniej naprawdę nie robiło żadnego wrażenia i do nich należeli między innymi Eudon, Alisa, Raver i Lavalle. Przez dłuższą chwilę w klasie panowała cisza, przerywana jedynie stukotem obcasów oraz szczękaniem zębów niektórych uczniów, aż w końcu na ustach Lady Lesso pojawił się niewielki uśmiech i kobieta wróciła do swojego obszernego biurka. Usiadła za nim, ani trochę nie przejmując się chłodem, do którego musiała być przecież przyzwyczajona.

- Dzisiaj nie będziemy zaczynać nowych tematów. Na początek chciałabym lepiej was poznać, ocenić waszą wiedzę oraz nastawienie - zetknęła ze sobą końcówki swoich szczupłych palców. - Dzisiejsze stopnie możecie uznać za próbne i wprowadzające, przedsmak tego, co czeka was podczas nauki w Akademii. Już dowiedzieliście się jak istotne jest każde zaliczenie, teraz odczujecie to w praktyce. Nie tylko sprawdzicie samych siebie, ale też zmotywujecie do pracy. Być może wśród was jest jakaś osoba zdolna do tego, by przywrócić złu dawną świetność - zmrużyła lekko powieki, a potem kontynuowała. - Radzę wam porządnie zastanowić się nad pytaniami, które padną dzisiaj w tej sali - przerwała dla podkreślenia swoich słów. - Kiedy zwrócę się do któregoś z was, macie podać swoje imię i odpowiedź. Czy to jasne? - zapytała, przesuwając ostrymi paznokciami po lodowym biurku. Uczniowie skinęli głowami. Niektórzy wyglądali na podekscytowanych, inni na wystraszonych. Adelia pochyliła głowę, mając nadzieję, że nauczycielka nie wybierze właśnie jej. Na szczęście tak się nie stało, przynajmniej nie teraz.

 

Lady Lesso znów wstała i zbliżyła do ławki w której siedziała niedbale dziewczyna o zielonych włosach i krwistoczerwonych oczach. Na twarzy miała wyzywający i nieco pogardliwy wyraz. Nauczycielka spojrzała na nią surowo i zapytała:

- Dlaczego puste i aroganckie Dobro wygrywa w każdej baśni od ponad stu pięćdziesięciu lat? - niektórzy zbledli i rozejrzeli się po sobie, słysząc jakiego typu pytania zadawała profesor.

- A niby skąd mam to wiedzieć? - odparła napastliwie dziewczyna. 

Nauczycielka pochyliła się nad nią, zaciskając ostre paznokcie na lodowej ławce. Nigdziarka jedynie odchyliła się bardziej do tyłu, ale wciąż miała w oczach ten sam upór i złość.

- Imię. I. Odpowiedź - syknęła Lady Lesso z wyraźną groźbą w głosie, a Sava jeszcze przez chwilę wpatrywała się w nią wyzywająco, aż w końcu z zaciśniętymi zębami powiedziała:
- Sava. Bo Dyrektor jest po ich stronie, tak? Ma władzę nad Baśniarzem i ją wykorzystuje!

Nauczycielka zmarszczyła nieznacznie brwi, a potem odwróciła się i zrobiła krok w stronę Elviry, wyraźnie pokazując, że to jej kolej na odpowiedź. Blondynka nie wydawała się być zdenerwowana ani zestresowana. Odwzajemniła spojrzenie Lady Lesso, a potem podparła brodę na jednej ręce, najwyraźniej w zastanowieniu.

- Elvira. Ponieważ... Młodzi nigdziarze przyzwyczaili się do nieustannego pasma porażek i stracili motywację do rozwoju, uznając, że nie ma to sensu, skoro wyższa siła, w tym przypadku domniemana stronniczość Dyrektora Akademii i tak sprawia, że wszystko spisane jest od początku na straty? - uniosła jedną brew, ignorując wściekły syk Savy i kilku innych uczniów. Po paru sekundach namysłu dziewczyna uzupełniła. - Oczywiście takie przekonanie musiałoby kryć się w podświadomości, nie wątpię, że nigdziarze chcieliby znów zacząć zwyciężać.

Lady Lesso skwitowała jej wypowiedź drobnym uśmiechem, co blondynka odebrała za dobry znak i sama odpowiedziała jej tym samym. Zaraz potem nauczycielka odwróciła od niej wzrok, spoglądając na bezustannie milczącego, bladego chłopca, któremu ciemna grzywka opadała na twarz.

- A jaka jest twoja odpowiedź?

Nigdziarz podniósł głowę, pokazując przy tym przekrwione, ciemne oczy i chorobliwie bladą twarz.

- Eudon - kiedy mówił można było zauważyć, że jego kły są nieznacznie wydłużone, choć jeszcze nie przypominały tych wampirzych. - Ja myślę, że racja leży po środku. Ale skoro nie możemy być pewni, czy Dyrektor jest stronniczy, na co zresztą i tak nie moglibyśmy nic poradzić, trzeba chyba po prostu skutecznie zwiększać i kształtować własne umiejętności i strategie, nieprawdaż?

Niektórzy w klasie mruknęli potwierdzające, jeszcze inni prychnęli pogardliwie, ale wystarczyło jedno spojrzenie Lady Lesso, by wszyscy umilkli.

 

Kolejnym pytaniem, jakie zadała nauczycielka, było "Co różni nigdziarzy od zawszan?" i jako pierwszemu zadała je wysokiemu nigdziarzowi siedzącemu pod oknem.

- De. My jesteśmy źli, a oni są dobrzy - odpowiedział chłopak, wzruszając potężnymi ramionami. - To chyba największa różnica.

Temu stwierdzeniu ciężko było zaprzeczyć, ale Lady Lesso i tak nie wyglądała na usatysfakcjonowaną. Odwróciła się w stronę wiedźmy o zniszczonych rudych włosach, współlokatorki Adelii, a ta zacisnęła dłonie w pięści.

- Margo. Zawszanie są faworyzowani i uwielbiani w Puszczy, a nas traktuje się jak znienawidzone odmieńce - odpowiedziała dziewczyna warkliwym tonem.

Nauczycielka rzuciła jej zaciekawione spojrzenie, ale nie skomentowała jej słów, tylko zwróciła się do chudego, ciemnowłosego chłopca, który siedział w jednej z ostatnich ławek, podpierając brodę na kościstych dłoniach i nie wyglądając ani na zmarzniętego ani na zestresowanego.

- Raver - natychmiast odpowiedział chłopak, jego głos był cichy i jedwabisty. - Zawszanie walczą dla innych, a nigdziarze dla siebie.

Był on kolejną osobą, która zasłużyła na nieznaczny uśmiech Lady Lesso. Zaraz potem nauczycielka przeszła się wzdłuż ławek, zbliżając do drugiego końca lodowej klasy.

- Co czyni z ciebie nigdziarza? - zapytała, spoglądając na chłopca, który dzielnie usiłował powstrzymywać drżenie.

- Gilbert. Cóż... moi rodzice są nigdziarzami? - odpowiedział, a nauczycielka zacisnęła usta. Gilbert chyba uświadomił sobie jak głupio zabrzmiał i zaczął się jąkać, próbując dodać coś jeszcze, ale Lady Lesso już odeszła dalej. Chłopak spuścił zrezygnowany głowę, starając się na nikogo nie patrzeć. 

Kobieta w tym czasie zbliżyła się do najdalej wysuniętej ławki i stanęła nad drobną dziewczyną, która kuliła się z zimna i chyba nawet nie zauważyła, że ktoś do niej podszedł.

Adelia do tej pory słuchała odpowiedzi innych uczniów z zamkniętymi oczami, na przemian próbując skupić się na czymś innym i zaciskając dłonie ze zdumienia. Wszyscy tutaj odpowiadali jakby uważali, że bycie nigdziarzem jest najnaturalniejszą rzeczą na świecie, nim się właśnie czuli i naprawdę interesowały ich problemy takie jak to, dlaczego dobro od lat nie przegrało. Dla niej wciąż była to totalna abstrakcja i kiedy usłyszała znaczące chrząknięcie i uniosła głowę, zauważając wpatrującą się w nią nauczycielkę, całkiem sparaliżował ją strach, do tego stopnia, że nawet nie pamiętała jakie było pytanie.

Lady Lesso przez dłuższą chwilę obserwowała ją w milczeniu, aż w końcu westchnęła i je powtórzyła.

- Co czyni z ciebie nigdziarza?

Adelia otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Przełknęła ślinę i spróbowała znowu.

- Ja... ja nie jestem nigdziarzem - dała taką odpowiedzią, jaką uznawała za prawdziwą. W klasie rozległo się kilka szeptów i chichotów. Lady Lesso zmrużyła oczy i nieco się do niej nachyliła.

- Gdybyś nim nie była, nie trafiłabyś do tej Akademii - odparła, a łagodność w jej głosie wydała się Adelii złowieszcza. Drobna dziewczyna poczuła, że w jej gardle formuje się gula, a oczy znów zaczynają piec. Zamrugała szybko. Wszystkie histeryczne pytania, które krążyły po jej głowie wczoraj, spadły na nią teraz jak stos ciężkich ksiąg. Dlaczego tu trafiłam? Dlaczego oni sądzą, że jestem zła? Czy jestem zła? Czy to jest jakaś pomyłka? Czy mogę wrócić już do domu? Nie wiem, nie wiem, nie wiem, nie wiem nie wiem nie wiem niewiemniewiemniewiemniewiem...

- Nie wiem - szepnęła drżącym głosem i położyła głowę na ławce, nie zważając na to, że jest ona zrobiona z lodu. Wszyscy musieli ją usłyszeć, tak przynajmniej wnioskowała po kilku szyderczych śmiechach, które wydawały się dzwonić w jej głowie, dopóki coś nagle ich nie urwało. Możliwe, że znów było to spojrzenie nauczycielki.

Przez dłuższy czas nie podnosiła głowy. Potem usłyszała stukot ostrych obcasów i tylko po tym mogła poznać, że Lady Lesso odeszła zadać pytanie komuś innemu. Chociaż nadal była roztrzęsiona, wydała z siebie ciche westchnienie ulgi i usiadła w bardziej wygodnej pozycji, tak, żeby nie stykać się czołem z lodowatą ławką, choć wciąż ukrywała twarz przed innymi uczniami.

Lady Lesso natomiast zbliżyła się teraz do Thomasa, stając nad nim z lekko uniesioną brwią.

- Co czyni z ciebie nigdziarza? - powtórzyła pytanie po raz trzeci, choć wcześniej tego nie robiła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Atmosfera wśród obu chłopców była zupełnie różna. Tak więc gdy tylko nauczycielka stała patrząc na uczniów, Thomas badawczo obserwował jej ruchy, próbując jak najwięcej się dowiedzieć o niej. Christian natomiast wyrobił sobie już swoje zdanie o nauczycielce i nie uważał by musiał jakoś szczególnie skupiać na niej wzrok. Właśnie dlatego siedział pocierając o siebie ramionami by się ogrzać. W końcu gdy nauczycielka zaczęła mówić oboje podnieśli wzrok. Thomas na pewno nie miał zamiaru słabo wypaść. Może niewiele go obchodziła jego pozycja w rankingu, gdyż uważał, że takie rzeczy nigdy nie są w stanie ukazać czyjejś natury w prawdziwym życiu, ale nie miał zamiaru skończyć zmieniony w świnie czy coś gorszego. Natomiast Christian słuchał tego ze znużeniem uważając już teraz siebie za najlepszy czarny charakter, a resztę za zwykłych amatorów.

 

W końcu oboje zaczęli patrzeć gdy ta ruszyła w kierunku uczniów. Na odpowiedź pierwszej nigdziarki Thomas nie wydawał się zareagować, natomiast Christian był przekonany co do jej racji. Dyrektor cały czas stawał po stronie zawszan, nawet teraz na Dziekana Zła wysłał jakąś zawszańską nauczycielkę. Gdy nauczycielka ruszyła w kierunku Elviry wzrok Thomasa wydawał się zmienić na niewielką chwilę, ale ciężko było uznać co to znaczy. Christian tylko prychnął uważając, że cały czas miał co do niej racje. Myślała jak głupia zawszanka. Oni mieli być winni? To oczywiste, że winę ponosił Dyrektor. Gdy zobaczył uśmiech na twarzy nauczycielki wściekle zmarszczył brwi, coraz bardziej wątpiąc w tę kobietę. Thomas słysząc odpowiedź dziewczyny na niewielką chwilę pozwolił sobie na uśmiech, który zaraz znikł. W wypadku odpowiedzi kolejnego nigdziarza, Thomas i Christian pozostali zgodni co do pewnej racji w jego słowach.

 

Nagle padło nowe pytanie. Thomas słysząc odpowiedź chłopaka zmrużył lekko oczy. Ta odpowiedź była nazbyt oczywista i bez rozwinięcia, pozbawiona jego zdaniem sensu. Natomiast Christian uważał, że taka była prawda, krótko i na temat. Z kolejną odpowiedzią Thomas zgadzał się. Sam pamiętał ile razy go tak traktowano, to właśnie tacy ludzie ukształtowali jego obecne ja. Christian za to się z tym nie zgadzał. Zawszanie nie brali ich za odmieńców, a po prostu się ich bali i słusznie. Ten strach trzeba było pielęgnować. Przy odpowiedzi kolejnego nigdziarza też obaj byli zgodni, że ma racje. A jednak Thomas znów poczuł zakłopotanie. Jeśli tak było, to dlaczego więc tak dziwnie jego ciało reagowało przy tej dziewczynie, pomyślał na niewielką chwilę patrząc na Elvire, ale sekundę później znów zaczął patrzeć na nauczycielkę.

 

W końcu przyszła kolej na kolejne pytanie. Słysząc odpowiedź chłopaka, Christian chytrze się uśmiechnął patrząc to na Thomasa to na Elvire. Taka właśnie była prawda, tak jak to, że ta dwójka była tylko żałosnymi podróbkami, którzy nigdy nie będą prawdziwymi nigdziarzami. Thomas wydawał się nie reagować i dalej obserwował nauczycielkę. Christian gdy patrzył na Adelie musiał się powstrzymać by nie wybuchnąć głośnym śmiechem na całą klasę. Jaka ona była żałosna: kto ją wpuścił do tej szkoły? Może to też jest żart Dyrektora? Thomas natomiast spoglądał spokojnie na dziewczynę i domyślał się w pewnym sensie co może być powodem takich reakcji tej nigdziarki. Kiedyś w końcu sam wychowywał się w normalnej rodzinie. Wtedy na twarzy Christiana pojawił się uśmiech radości gdy zobaczył gdzie idzie nauczycielka. To był właśnie ten moment gdy Thomas po raz pierwszy skompromituje się przed klasą i wszyscy zobaczą jak jest żałosny.

 

- Thomas - odpowiedział chłopak, podnosząc wzrok na nauczycielkę. - Moim zdaniem są to wybory, których dokonujemy sami, a czasem zostają na nas wymuszone. Gdy potrafimy wybaczyć i nie myśleć o kimś źle, to znak, że żaden z nas nigdziarz, ale gdy pragniemy zemsty, a przed oczami widzimy naszych oprawców umierających na najbardziej okrutne sposoby lub pragniemy przenieść nasz własny ból na innych, to wskazuje jasno kim jesteśmy i jaka jest nasza prawdziwa natura, z którą nie warto walczyć - Christian prychnął lekko. To była jego zdaniem najgłupsza odpowiedź jaką słyszał.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra, dziewczęta

Lisa musiała włożyć bardzo wiele wysiłku w to, by przerwać plątaninę ponurych myśli i skupić się na lekcji. Chociaż wcale nie miała ochoty uczyć się, jak być słodką księżniczką, to wyzywający brak zainteresowania z jej strony na pewno nie pomógłby im w ucieczce. Postanowiła po prostu zignorować tamtą sytuację. Okej, pomogła Sophie, to dobrze. I nie ważne, dlaczego to zrobiła. Wkrótce i tak stąd znikną i będzie mogła zapomnieć o niej, o tej absurdalnej szkole, o Alanie... . Zrobiło jej się jakoś tak smutno, więc rozejrzała się naokoło, próbując skupić na czymś innym. Siedząca po jej lewej stronie Magdalene rozłożyła już swoje podręczniki, choć Lisa zauważyła, że nie wyjęła wszystkich i zrezygnowała z kartek oraz czegoś do pisania, najwyraźniej uznając, że nie będzie jej to dziś potrzebne. Mogła również zauważyć, że Magda straciła nieobecny wyraz oczu i skupiła się na Polluksie, składając na blacie szczupłe, blade dłonie i subtelnie przesuwając palcami po okładce jednej z książek. Natomiast Stephanie, która siedziała po jej prawej stronie, wyjęła praktycznie wszystko i niedbale porozkładała przed sobą. Teraz siedziała z łokciem na ławce, podpierając policzek na dłoni i ponuro wpatrując się w "Zaawansowany Savoir-Vivre dla prawdziwych księżniczek". Lisa w końcu westchnęła i sama wypakowała książki z niewielkiej torby, którą dostała rano od nimf. 

 

W tym czasie Polluks rozglądał się po klasie, uśmiechając uprzejmie do nowych uczennic. Kiedy jednak jego wzrok zatrzymał się na rozczochranych włosach Lisy, mina nieznacznie mu zrzedła, choć najwyraźniej nie zamierzał tego komentować, uznając, że do takich spraw jest przecież osobny przedmiot. 
- Moje drogie księżniczki - zaczął, stając na podwyższeniu, aby wszystkie mogły go dobrze widzieć. - To wspaniałe uczucie móc po raz kolejny ujrzeć tyle pięknych, pełnych potencjału młodych dam. Żeby jednak młode pąki mogły rozkwitnąć i stać się kiedyś wspaniałymi różami, potrzebujecie cierpliwości, motywacji i przede wszystkim wiary we własne możliwości. Czy macie to wszystko? - zapytał, a księżniczki melodyjnym chórkiem odpowiedziały "Tak". Lisa i Stephanie także się w to włączyły, choć niemrawo i z niechęcią. Polluks to zauważył i posłał im nieznacznie karcące spojrzenie. - Pierwsze lekcje są bardziej zapoznawcze. Dostaniecie łatwe zadania, abyśmy mogli wybadać wasze aktualne zdolności i poznać słabsze strony - po raz kolejny uśmiechnął się uprzejmie. - Naszym dzisiejszym tematem będzie jedna z najbardziej podstawowych rzeczy: przywitanie księżniczki. Musicie wiedzieć, że młode zawszanki obowiązuje pewna procedura grzecznościowa na którą składa się postawa, mimika, oraz oczywiście słowa...
Stephanie spojrzała na Lisę, wykrzywiając usta w czymś pomiędzy rozbawieniem, a rozpaczą. No pięknie, spodziewała się, że lekcje w Akademii Dobra będą denne, ale nie myślała, że aż tak. Sama Lisa natomiast, choć starała się słuchać Polluksa, żeby zapamiętać choć część z tego, co będzie od niej oczekiwane, szybko straciła zainteresowanie i zajęła się wymienianiem ze współlokatorką porozumiewawczych spojrzeń i cichych komentarzy.
- ...jeśli chodzi o zasady bardziej oficjalne, to wiadomym jest, że osoba młodsza jako pierwsza wita osobę starszą, tak jak osoba o niższym statusie osobę o wyższym. Bardzo istotne jest jednak to, aby pamiętać, że w przypadku władców i ważnych członków rodów królewskich standardowe powitanie może być nie na miejscu, a nawet karalne, w takich sytuacjach stosuje się gesty szacunku typowe dla danego królestwa. W momencie rozpoczęcia nauki w Akademii Dobra każda z was otrzymała status księżniczki, dlatego podczas naszego dzisiejszego ćwiczenia nie musicie się tym przejmować, w tej klasie wszystkie jesteście sobie równe...
- On naprawdę będzie nas oceniał z tego jak się witamy? - szepnęła Stephanie do Lisy, a ta w odpowiedzi wzruszyła ramionami i również oparła łokieć na ławce.
- ...powszechnie uznaje się, że książę powinien jako pierwszy powitać księżniczkę, choć zasada ta nie musi być twardo przestrzegana, nie będzie żadnym nietaktem...
- Uff, czyli jednak nie muszę stawać chłopakom pod nosem i znacząco chrząkać... 
- ...jeśli powitaliśmy osobę znacznie starszą lub o znacznie wyższym statusie, zasady grzeczności mówią, że to ona powinna zainicjować rozmowę, jeśli tego nie zrobi powinniśmy się subtelnie wycofać...
- Serio?
- ...czy księżniczki z ostatniej ławki mogłyby przestać rozmawiać i usiąść jak prawdziwe damy, a nie jak zmęczeni rolnicy po żniwach?

 

Wszystkie uczennice odwróciły się, rzucając im krótkie, ale zadziwiająco i jak dla Lisy sztucznie uprzejme spojrzenia. Do końca nudnego wykładu Polluksa Lisa i Stephanie starały się więc siedzieć w miarę elegancko, choć najchętniej położyłyby głowy na ławce i zasnęły. W końcu nadszedł czas podziału na pary, który sprawił, że mogły wstać i trochę się rozruszać. Choć minęła im dzięki temu senność, to Lisa miała wrażenie, że za chwilę będzie żałować, że nie mogą jeszcze trochę posiedzieć i posłuchać. Lisa oczywiście została dobrana do Stephanie, Magda do Dayli, Sophie do Nerysy i tak dalej według tego, jakie miejsca zajęły. Aria uśmiechała się nieśmiało do Monici, która wyglądała na niezwykle skupioną i zdeterminowaną, Vivienne z pewnością siebie odrzuciła do tyłu swoje wspaniałe włosy, szepcząc coś do Lucindy, a Emeralda stanęła naprzeciw Constantine. Polluks dał im krótki na czas na przećwiczenie swoich powitań, ale Lisie i Stephanie nawet to nie poszło zbyt dobrze.

- Em... Cześć, jestem Lisa? - wyciągnęła rękę do Stephanie, a ta niepewnie ją chwyciła.

W tym momencie Lisa poczuła, że ktoś delikatnie złapał ją za ramię. Odwróciła się i zobaczyła Magdę, która wpatrywała się w nią z lekkim uśmiechem na ustach.

- Musisz użyć pełnego imienia, wcześniej dodając słowo "księżniczka". Poza tym zawszanki nie mówią "cześć" i nie podają sobie rąk, tylko wykonują drobne dygnięcie - zaprezentowała im to, a Stephanie przyłożyła dłoń do czoła, już mając przed oczami to, jak idiotycznie będzie brzmieć i wyglądać. Żadna z nich nie zdążyła tego jednak wypróbować, bo Polluks już zaczynał wywoływać uczennicę na przód klasy, blisko podwyższenia.

- Zapraszam, zapraszam.

Jako pierwsze na środek wyszły ruda i nieco szczurowata dziewczyna o bardzo przenikliwych zielonych oczach, oraz Aria, którą i Sophie i Lisa zdążyły już poznać.

Obydwie wykonały lekkie dygnięcie, przedstawiając się jako "Księżniczka Aria z Zasiedmiogórogrodu" i "Księżniczka Monica z Kamelotu". Polluks przyglądał im się uważnie, a potem zeskoczył ze swojego podestu i zaczął je okrążać.

- Dobrze, dobrze... tylko... księżniczko Ario, chyba zapomniałaś o kontakcie wzrokowym, a jest on bardzo ważny. Poza tym uśmiech, łagodny uśmiech! Nie możesz wyglądać, jakbyś obawiała się osoby, którą witasz. Księżniczko Monico, na przyszłość pamiętaj, aby witać się wolniej i ciszej. Księżniczki powinny być subtelne i delikatne! 

 

Jako następne Polluks wywołał, ku ich wielkiemu niezadowoleniu, Lisę i Stephanie, stwierdzając na głos, że skoro podczas jego wykładu potrafiły tak żywo dyskutować o powitaniach, to teraz na pewno olśnią ich swoimi wybitnymi zdolnościami. Stephanie, słysząc to, zrobiła taką minę, jakby miała ochotę założyć nauczycielowi kaganiec. Lisa natomiast wyszła szybko na środek, chcąc mieć to już po prostu za sobą. Powitała swoją partnerkę jako pierwsza, wymawiając to denne i totalnie do niej niepasujące "Księżniczka Elisabeth z Gawaldonu". Zanim jednak Stephanie zdążyłaby odpowiedzieć jej tym samym, Polluks przerwał im gwałtownie, znów wskakując na podest.

- Ale co to jest za poza? Dlaczego trzymasz nogę w powietrzu?! I po co rozkładasz ręce tak szeroko?! Miałaś dygnąć, a nie udawać czaplę! 

Kilka dziewcząt zachichotało. Lisa zacisnęła gniewnie zęby i machnęła ręką do przodu, prawie uderzając Stephanie w ramię.

- Cześć, jestem Lisa z Gawaldonu.

Jej współlokatorka przez chwilę wyglądała na zaskoczoną, ale potem uśmiechnęła się i ścisnęła jej dłoń.

- Cześć, ja jestem Stephanie z Lisiego Gaju.

- Nie, nie, nie... Księżniczki nie witają się w ten sposób! - zajęczał Polluks, ale Lisa tylko wzruszyła ramionami i wciąż zirytowana wróciła do ławki. Stephanie przez chwilę stała sama na środku, a potem wykonała dziwną parodię dygnięcia, rozkładając ręce w geście rezygnacji i powstrzymując chichot ruszyła za Lisą.

Polluks przez chwilę spoglądał na nie z niedowierzaniem, a potem jęknął po raz kolejny i przyłożył sobie kocią łapę do czoła.

- Dobrze... Następne księżniczki. Zapraszam - wywołał do przodu Sophie i Nerysę.

Księżniczki podeszły w stronę podestu i stanęły naprzeciw siebie. Nerysa przywitała się jako pierwsza, używając formuły "Księżniczka Nerysa z Nibylandii". Chociaż jej uśmiech był może zbyt szeroki i ciepły, a dygnięcie energiczne, to zdecydowanie nie brakowało jej gracji i pewnej słodkości. Teraz przyszła kolej Sophie.

 

Akademia Dobra, chłopcy

Edward wsłuchiwał się w słowa Alana, elegancko opierając brodę na wierzchu bladej dłoni. Kiedy jego rozmówca zamilkł, książę zamrugał, jakby wyrywając się z zadumy i nieznacznie do niego uśmiechnął.

- Dziękuję ci bardzo za to, że zgodziłeś się mi o niej opowiedzieć. To dla mnie bardzo ważne - nie powiedział na temat Sophie już nic więcej, pozostając w tej kwestii tajemniczym. - A co do tamtego chłopca - dodał, nawiązując do tego, co Alan wspomniał o szacunku dla jego przyjaciół - Czy on czasem nie pochodzi z Nibylandii? - zapytał, unosząc ciemną brew i odnajdując go wzrokiem. Hector siedział przed nimi w milczeniu, z nieco pochyloną głową, obok Damiena, który właśnie przeglądał podręczniki. - Krainy wiecznego dzieciństwa i szczęścia... Temu to musi być dobrze - stwierdził uprzejmym tonem, ale w jego głosie kryła się nie tylko ciekawość, ale także pewne lekceważenie, jakby nie uważał kogoś pochodzącego z Nibylandii za człowieka poważnego. Zaraz potem znów uśmiechnął się olśniewająco do Alana i zajął wypakowywaniem swoich podręczników. - Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, bym z wami spędził dzisiejszą lekcję?

 

Nie zdołali mu już jednak odpowiedzieć, bo do klasy wparował szybkim krokiem nauczyciel. Aidan zdążył jeszcze tylko szturchnąć lekko Alana i posłać mu na wpół rozdrażniony na wpół rozbawiony uśmiech, przy okazji lekko kręcąc głową.

- Witajcie, moje młode książęta - nauczyciel dziarsko oparł się o swoje biurko, posyłając im drobny uśmieszek. - Jestem profesor Daramis... - odgarnął malowniczo włosy - ...i będę waszym nauczycielem Etykiety Książęcej oraz Pielęgnacji Męskości.

Uczniowie wpatrywali się w niego ze zdziwieniem. Profesor Daramis był całkiem przystojnym mężczyzną i choć na jego twarzy można było już znaleźć zmarszczki, emanował olbrzymią energią i pewnością siebie oraz pewnego rodzaju zadziornością.

Profesor w skrócie opowiedział im o tym, czego dotyczyć będą te lekcje i o tym, jak to kiedyś był znanym rycerzem na dworze jakiegoś odległego królestwa, a potem, zauważając znużenie niektórych z nich, przeszedł do dzisiejszego tematu.

- Dobra, słuchajcie - usiadł na swoim biurku i spojrzał na nich z taką ekscytacją, że niektórzy aż unieśli brwi. - Powinienem na tej pierwszej lekcji w jakiś sposób was ocenić, żeby zrobić podwaliny pod ranking i żebyście mieli szansę obadać swoją sytuację i zapoznać się z tym, jak to w tej Akademii działa. No ale nie oczekuję od was na pierwszych zajęciach, że będziecie na przykład znali na pamięć Kodeks Rycerski od deski do deski. Choć nie wątpię, że są tutaj takie osoby - uśmiechnął się do nich lekko, mając na myśli głównie rodowitych książąt. - Tak więc pomyślałem, że na początek powinniśmy zacząć od czegoś lekkiego, żebyśmy mogli się nawzajem lepiej poznać bez niepotrzebnego stresu. Jak już mówiłem, na tych lekcjach będziemy się uczyć o tym, jak prawdziwy książę powinien się zachować w różnych sytuacjach, o honorowych pojedynkach i też trochę o odmiennych zasadach w różnych królestwach Puszczy... Ale ważnym elementem tych zajęć będzie także... - uśmiechnął się znacząco. - ...traktowanie dam, okazywanie im należnego szacunku, oraz, nie będę ukrywał, trochę z tego jak im zaimponować. Chociaż to może bardziej na Pielęgnacji Męskości - mrugnął, a niektórzy zachichotali - No więc dzisiaj chciałbym dać wam takie małe zadanie... Czy od wczoraj daliście już radę poznać księżniczki ze swojej grupy? Nie chodzi mi o głębsze relacje, ale tak, żebyście je kojarzyli po imieniu.

Uczniowie niepewnie skinęli głowami.

- To doskonale - sięgnął do tyłu po jakąś niewielką, poskładaną kartkę - Bo ja tutaj właśnie mam ich imiona. I chciałbym, żebyście pokazali mi, czy potraficie komplementować księżniczki, jak na prawdziwego księcia przystało. Z taktem, ale i z urokiem. Każdą księżniczkę... nie tylko taką, która akurat się wam spodoba.

 

Uczniowie przez dłuższą chwilę patrzyli na niego z niedowierzaniem. Niektórzy zaczęli się nieznacznie uśmiechać, jeszcze inni z zakłopotaniem przesuwali rękami po włosach. W końcu głos zabrał Kato, który mówiąc wychylił się lekko do przodu.

- I pan... pan nas zamierza z tego ocenić?
- Tak - odpowiedział pogodnie profesor, rozkładając kartkę. - No dajcie spokój, chyba mi nie powiecie, że nie potraficie powiedzieć o damie kilku miłych słów. 

- Ale my księżniczek jeszcze nie znamy tak dobrze - wtrącił cicho Damien, ale Daramis machnął na to ręką.

- Nie musicie znać kobiety, by poprawiać jej humor komplementami. Oczywiście, jeśli wiecie jak je prawić. Właśnie to sobie dzisiaj sprawdzimy. Odbierzcie to bardziej jako zabawę - dodał na koniec dla rozluźnienia atmosfery, ale część uczniów wciąż nie wyglądała na do końca przekonanych.

- Współczuję temu, kto dostanie Czytelniczkę - szepnął Edward, kierując swoje słowa bardziej w przestrzeń niż do kogoś konkretnego.

Zresztą nie on jeden tak myślał, ponieważ siedzący z przodu Ambrosius zapytał głośno:

- Czy za Czytelniczkę są jakieś dodatkowe punkty?

Jego słowa sprawiły, że uczniowie w pierwszej ławce wybuchnęli cichym śmiechem. Edward, który siedział przecież koło Alana, również lekko parsknął, obserwując jednak ciemnymi oczami profesora Daramisa, który nie wyglądał na zadowolonego z tych żartów.

- Jeśli będziecie mieć takie podejście, to wątpię, byście pozytywnie zaliczyli to zadanie - jego słowa sprawiły, że śmiechy się urwały. - Dobrze, zacznijmy może od ciebie. Jak masz na imię? - wskazał na Damiena, który uniósł głowę i się przedstawił. - Powiedz mi, czy kojarzysz księżniczkę o imieniu Magdalene?

- Tak. To moja siostra.

- Och - profesor zmarszczył lekko brwi, a w klasie znowu rozległy się śmiechy.

- No dobrze... więc może Monica?

Damien zmarszczył brwi, jakby próbował ją sobie przypomnieć, a potem znów spojrzał na Daramisa.

- Mam się zwracać tak, jakbym mówił do niej?

- Nie ma takiej potrzeby - odpowiedział pogodnie profesor.

- Dobrze... Księżniczka Monica ma proste, ale dźwięczne i przyjemne dla ucha imię. Jest szczupła, chyba nawet trochę wychudzona, ale dodaje jej to uroku. Co nie znaczy, oczywiście, że nie powinna jeść trochę więcej, żeby uniknąć niebezpiecznych powikłań - niektórzy odwrócili się, żeby popatrzeć na niego z niedowierzaniem. - Ma piękny i bardzo wyrazisty odcień włosów, czyni on ją wyjątkową, bo rzadko spotyka się ludzi tak intensywnie rudych. Jej oczy - urwał. - Są bardzo przenikliwe, ma się wrażenie, że kryją w sobie jakieś tajemnice, warte potrzebnego do ich rozwikłania wysiłku. Poza tym wydaje się być bardzo ambitna i zdeterminowana. To chyba wystarczy.

Profesor zamrugał szybko.

- Em... mówiłem o komplementach, a nie... opisywaniu.

- To były komplementy - odpowiedział natychmiast Damien - gdybym ją opisywał wspomniałbym o pierwszym wrażeniu, jakie sprawia, jej stylu chodzenia, odcieniu skóry, posturze i kształcie twarzy... 

- Dobra, dobra. Rozumiem - przerwał mu szybko Daramis. - To teraz może... ty. Jak masz na imię? 

 

Lekcja toczyła się dziś w ten sposób. Następnym wybranym przez profesora chłopcem był Hector, który dostał do skomplementowania Nerysę. Chociaż wcześniej wydawał się być bardzo zestresowany, to taki dobór wyraźnie go uspokoił. Opisywał głównie jej radość, entuzjazm i dobre serce, co znaczyło, że musiał ją już trochę znać z Nibylandii. Profesor nazwał jego słowa "dobrym tropem", ale wspomniał, że księżniczki lubią usłyszeć też miłe słowo na przykład o swoich włosach lub oczach. Hector wzruszył tylko ramionami i zarumienił się z zakłopotania. Potem profesor Daramis zwrócił się do Odiona, któremu przydzielił Daylę. Siedzący w pierwszej ławce Leon wydawał się być tym niezwykle zawiedziony. Sam Odion natomiast nie popisał się zbyt wielką elokwencją, ponieważ wymyślanie komplementów wyraźnie przychodziło mu z trudem i ostatecznie zakończył na powtarzaniu tego, że wydaje się być "miła", "słodka" i "piękna". Profesor odpowiedział wtedy, że co jak co, ale żadna księżniczka nie chciałaby usłyszeć, że "wydaje się być piękna".

Aidan, który do tej pory tylko z rozbawieniem przysłuchiwał się wypowiedziom kolegów zesztywniał, gdy usłyszał, że nauczyciel przydzielił Ambrosiusowi Stephanie.

- No nie, dlaczego jemu - szepnął ze złością, a potem jakby się zreflektował i spojrzał szybko na Alana i Juliana, starając się ukryć rosnący rumieniec.

Ambrosius wydawał się być jednak tak samo niezadowolony jak Aidan.

- Naprawdę? - zaczął, ale widząc karcący wzrok profesora, wzruszył ramionami i prychnął. - Dopóki się nie odzywa, wydaje się być całkiem w porządku.

Aidan syknął coś pod nosem, a Daramis zmarszczył brwi.

- To jest komplement, twoim zdaniem?

Ambrosius jęknął.

- No ale co niby można powiedzieć o dziewczynie, która... - urwał i westchnął, kontynuując przez nieznacznie zaciśnięte zęby. - Ma całkiem ładne oczy, jest wysportowana... pewnie ma dobrą naturę, skoro tu trafiła. Jest... - nagle jakby go olśniło. - ...jest jak skarb... pełna zalet, które trzeba tylko najpierw odkopać.

Niektórzy znowu wybuchnęli śmiechem, a profesor pokręcił głową z rezygnacją.

 

Aidan nadal był zirytowany prześmiewczymi słowami Ambrosiusa, kiedy profesor zwrócił się do niego, prosząc o przedstawienie się. Kiedy jednak usłyszał, kogo ma skomplementować, to naprawdę zbladł. Siedzący w pierwszej ławce Abraxas odwrócił się do tyłu i zaczął go obserwować, mając w oczach coś, co można było nazwać tylko groźbą.

- Księżniczka Vivienne, eee... - Aidan przełknął ślinę. Naprawdę odpowiadałoby mu się lepiej, gdyby nie to ostrzegawcze spojrzenie blondyna. Poza tym niektórzy mogliby powiedzieć, że księżniczka jaką dostał jest chyba najprostsza ze wszystkich, ale on zdecydowanie więcej mógłby powiedzieć na temat Stephanie, czy choćby Lisy. - Jest piękna... ma długie, jasne włosy... i bardzo ładne oczy - wymieniał powoli, a Abraxas prychnął, jakby te słowa nie oddawały nawet w najmniejszym procencie urody jego wybranki. - Chociaż wydaje się być trochę... - urwał nie tylko ze względu na to, że słuchał go Abraxas, ale też dlatego, że profesor wspominał, że to miały być komplementy - ...trochę... zbyt idealna? - szybko zmienił to, co chciał powiedzieć, chociaż i tak nie wyszło mu najlepiej.

Daramis zmarszczył brwi.

- Hmmm... Idealność to dobra opcja, ale o wiele lepiej brzmiałoby to, gdybyś powiedział, że jej perfekcja wydaje ci się być nie z tej ziemi. Musicie jednak pamiętać, że tego typu wyszukane określenia nie działają na każdą księżniczkę, niektóre mogłyby poczuć się zirytowane lub nawet urażone. Dobrze jest najpierw trochę obadać, co daną zawszankę zdenerwuje, a co sprawi, że jej serce zabije szybciej.

Abraxas prychnął po raz kolejny i odwrócił się z powrotem w stronę profesora, ani razu nie spoglądając już na Aidana.

Profesor natomiast kontynuował zajęcia i zwrócił się teraz do Alana, który przecież siedział zaraz obok chłopaka z Nottingham. 

- Podaj swoje imię i powiedz, co dobrego byłbyś w stanie mi powiedzieć o księżniczce imieniem... Elisabeth.

Prawie wszyscy uczniowie odwrócili się, żeby na niego spojrzeć. Chyba tylko Hector, Damien i Aidan nie wydawali się być tym przejęci. Nawet Kato i Odion okazali się zaciekawieni tym, co takiego Alan mógł powiedzieć o Lisie. Ich zainteresowanie miało jednak całkiem inny podtekst niż Eryka, Ambrosiusa, czy chociażby Edwarda, który nawet poklepał go pocieszająco po ramieniu.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Pomimo, że starałem się tolerować Edwarda i dać mu szansę choćby ze względu na Sophie, która wydawała się go lubić, to coraz bardziej dostrzegałem jacy byliśmy inni. Pomimo, że obaj pochodziliśmy z rodzin królewskich był on po prostu zbyt dumny swoim pochodzeniem. Nie chciał tracić czasu na jego zdaniem gorszych od siebie uczniów, choć w niczym tacy nie byli. No właśnie... Pomimo swego pochodzenia ja tak nie potrafiłem, po prostu było to dla mnie zbyt płytkie. Wszystko to potrafiłem wywnioskować po jego tonie, zwłaszcza po tym jak zaczął wyrażać się o Hectorze. Jednak nim cokolwiek mu powiedziałem nagle pojawił się nasz nauczyciel, a to jednoznacznie sugerowało koniec wszystkich rozmów.

 

Milcząco spoglądałem na nauczyciela, ale gdy usłyszałem o pielęgnacji męskości lekko się skrzywiłem. Nadal nie rozumiałem po co nam był ten durny przedmiot. To nam nie pomoże przetrwać w Puszczy. Wysłuchałem jednak z zainteresowaniem historii naszego profesora, który wydawał się mieć ciekawe życie. Z rycerza stał się nauczycielem w Akademii, naprawdę ciekawie. Słysząc jego słowa o kodeksie rycerskim ucieszyłem się lekko. Nie był jednak tu powodem strach żebym sobie z tym nie poradził, bo wiedziałem, że tak by raczej nie było skoro tyle lat go wkuwałem. Bardziej martwiłem się o uczniów jak Aidan, to nie byłoby sprawiedliwe. Byłem więc zadowolony, że mamy wszyscy dzięki temu równe szanse. Słysząc o oczarowywaniu dam lekko przewróciłem oczami. Takie uczucia moim zdaniem powinny powstawać w znacznie inny sposób. Gdy usłyszałem na czym dokładnie ma polegać dzisiejsza lekcja zamarłem. To nie było tak, że nie umiałem rozmawiać z damami, ale z większością tych w Akademii jeszcze wcale nawet nie rozmawiałem. Jedyne co byłem w stanie komplementować to uroda tych dam. A to było moim zdaniem niezwykle płytkie. Obawiałem się trochę, kto mi przypadnie.

 

Zaraz rozniosły się oczywiście komentarze, najwyraźniej nie tylko ja zareagowałem niepewnie na to zadanie. Kiedy jednak usłyszałem Edwarda lekko zmarszczyłem brwi. Naprawdę zaczynałem coraz bardziej nie rozumieć co Sophie mogła w nim dostrzegać. Następny, który nie powstrzymał się od komentarza był oczywiście Ambrosius. Dobrze, że byłem z natury spokojny, choć coraz bardziej ciężko mi było się powstrzymać by czegoś nie powiedzieć. Naprawdę nie znosiłem takiego zachowania, ale po raz pierwszy czułem chyba, aż taki gniew. Na szczęście profesor też wydawał się tego nie pochwalać. Chwilę później zaczęło się.

 

Najpierw Damien słysząc jego opis byłem trochę zmieszany. To nie tak, że uważałem się za lepszego, ale byłem pewny, że zapewne inaczej bym kogoś komplementował. Następny był Hector, nasz współlokator całkiem dobrze sobie poradził jeśli chodzi o komplementowanie księżniczki, którą zdążyłem już poznać. Najwyraźniej się znali, więc miał szczęście, że akurat ona mu przypadła. Odion podobnie jak w chwili gdy go poznaliśmy wydawał się nie mieć wyszukanego słownictwa, być może to była jego słabość i po prostu nie bardzo lubił rozmawiać, a wolał działać. Nagle spojrzałem na oburzonego Aidana, gdy Stephanie przypadła Ambrosiusowi. Wiedziałem od początku, że zadurzył się po uszy. Tylko ślepy by tego nie dostrzegł. Nie dziwiłem się Aidanowi, że był zły słysząc komplementy Ambrosiusa w kierunku Stephanie, które brzmiały jak obraza. Nawet ja lekko zmarszczyłem brwi słysząc go. Aidanowi nie było też łatwo, gdy trafiła mu się Vivienne. Zwłaszcza, że Abraxas wydawał się gotowy rzucić się na niego za każdy komplement w jej kierunku. Jak można było być zazdrosnym z powodu lekcji? Zapewne, jeśli ta para będzie kiedyś razem, to jedyne co będą robić to wzajemne podziwianie swojej urody zapominając o wszystkim innym wokół. Niestety najwyraźniej morderczy wzrok Abraxasa sprawił, że Aidan nie był w stanie się uporać do końca z zadaniem. Nie miałem jednak czasu by go pocieszyć, bo profesor nagle zbliżył się do mnie, a imię księżniczki, którą miałem opisać sprawiło, że otworzyłem szeroko oczy. Jak miałem opisać Elisabeth skoro żadne słowa nie były w stanie oddać jej osoby i bogatego wnętrza? W końcu po pewnej chwili zebrałem się w sobie ignorując poklepywanie Edwarda jak i liczne spojrzenia skupione na mnie.

 

- Alan ze Śnieżnych Wzgórz - powiedziałem dość pewnie unosząc głowę. - Nigdy nie spotkałem drugiej osoby takiej jak ona. Można godzinami wpatrywać się w jej ciepłe piękne zielone oczy i znaleźć w nich zrozumienie. Jej rude płomieniste włosy idealnie odzwierciedlają jej naturę, którą stara się okazywać wszystkim, ale poza nią skrywa czyste wnętrze, które nie każdy potrafi dostrzec. Tylko ci, którzy zasłużą będą mogli poznać prawdziwą ją. Ponadto żadne słowa nie będą w stanie opisać jak dobre i wielkie serce bije w jej piersi. Właściwie to żadne ze słów, które tu powiedziałem nie są w stanie jej w pełni opisać gdyż takie po prostu nie istnieją - zakończyłem pewnym siebie głosem. Choć na początku nie było łatwo, to kolejne słowa zdawały się same wypływać jakby wydobywały się wprost z mojego serca.

 

Sophie

Dziewczyna przez resztę lekcji skutecznie odganiała wszelkie myśli, które mogłyby jej przeszkadzać w skupieniu na słowach nauczyciela. Teraz wpatrywała się w niego uważnie słuchając każdego słowa. Na pierwsze pytanie ze strony Polluksa, Sophie dołączyła do chóru księżniczek odpowiadając podobnie jak wszystkie potwierdzająco. Słysząc jakie zadanie będzie na nie czekać, uśmiechnęła się jeszcze bardziej. W końcu zarówno ją jak i Alana od dziecka uczono wszelkich zasad królewskich, w tym także właśnie odpowiedniego przywitania się. Sophie dalej słuchała Polluksa, aż ten nie zwrócił uwagi jej współlokatorkom. Powoli również obróciła się w ich stronę. Jednak nie uśmiechała się do nich ani nawet z nich nie śmiała, a bardziej patrzyła na rudą księżniczkę jakby w lekkim zastanowieniu. Zaraz ponownie się obróciła by słuchać nauczyciela.

 

Chwilę po tym gdy wszyscy dobrali się w pary, Sophie zaczęła przygotowania ze swoją partnerką z grupy, którą okazała się być Nerysa. Co ją ucieszyło, bo już wcześniej z nią rozmawiała i całkiem ją polubiła. W międzyczasie nauczyciel zawołał pierwszą parę. Przygotowując się na swoją kolej obserwowała przy okazji inne księżniczki. Pierwszy występ nie był najgorszy, ale do perfekcji czegoś zabrakło, co i ona zauważyła. Potem znów nadszedł czas tym razem na jej współlokatorki. Sophie nie spodziewała się po nich zbyt wiele, ale nie sądziła, że kończy się to tak tragicznie. Chociaż do tej pory chciała by te dwie nie zdały i mogła się od nich uwolnić, tonadal nie zapomniała tego co stało się na początku lekcji. Dlatego poczuła się tym wszystkim zakłopotana i nie czuła radości ich niepowodzeniem. Jednak nie mogła teraz nad tym myśleć, bo nadszedł jej czas i musiała teraz skupić się na sobie. Odłożyła ostrożnie parasolkę i zaczęła powitanie ze swojej strony.

 

- Księżniczka Sophie ze Śnieżnych Wzgórz - powiedziała z ciepłym, a jednocześnie niezwykle łagodnym uśmiechem. Nie zabrakło przy tym oczywiście obowiązkowego dygnięcia, które wykonała z pełną klasą i urokiem, na jakie tylko było stać księżniczkę. Nie zapomniała też o kontakcie wzrokowym o jego odpowiedniej długości by kogoś przypadkiem nie zakłopotać zbyt długim albo zrazić zbyt krótkim. A gdy mówiła jej ton był cichy, a jednocześnie na tyle głośny by osoba, z którą się witała mogła ją usłyszeć, ponadto jej słowa były wypowiedziane niezwykle zrozumiale nie za szybko ani też wolno tak by odbiorca mógł ją w pełni zrozumieć.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Lady Lesso słuchała uważnie słów Thomasa i wydawało się, że uznała je za słuszne. W klasie wciąż było cicho, część uczniów przewracała oczami na ich zdaniem zbyt wyszukane słowa nigdziarza, a inni kiwali lekko głowami. Wielu z nich zaczynało już powoli przyzwyczajać się do zimna i nie drżeli tak mocno jak na początku. Być może z czasem chłód tej klasy całkiem przestanie im przeszkadzać. Chyba tylko Adelia wciąż wyglądała na tak samo zrozpaczoną, ale to dlatego, że ona miała przecież całkiem inne powody. Nauczycielka rzuciła Thomasowi ostatnie spojrzenie i poszła dalej, jej ostre obcasy głucho stukały po lodzie. Stanęła nad uczniem, któremu zimno wydawało się wybitnie nie przeszkadzać, zresztą nawet jego uroda była niezwykle chłodna, miał w końcu stalowoszare oczy, białe włosy i blade usta.

- To samo pytanie - powiedziała nauczycielka, najwidoczniej uznając słowa Adelii za tak nic niewarte, że powinni usłyszeć odpowiedź kogoś jeszcze. Sama dziewczyna jednak i tak nie zwróciła na to uwagi i po prostu czekała, kiedy ta lekcja się wreszcie skończy.

- Lavalle - zaczął chłopak chrapliwym głosem. W jego przypadku nie był on jednak tak niepokojący i chorobliwy, jak u Judith, brzmiał po prostu jakby było to dla niego naturalne. - Na Ceremonii Powitalnej powiedziano nam, że rodzimy się albo nigdziarzami albo zawszanami. Więc ja najwidoczniej urodziłem się tym pierwszym - Lavalle uniósł brwi, jakby uważał to za najbardziej oczywistą odpowiedź na to pytanie. Lady Lesso nie obdarzyła go nawet jednym spojrzeniem, tylko od razu przeszła dalej, tym razem zbliżając się do drugiej współlokatorki Adelii. Wiedźma siedziała dumnie wyprostowana i od samego początku uważnie śledziła to, co mówi nauczycielka oraz inni uczniowie. Teraz uniosła głowę, gotowa na pytanie, które brzmiało "Co chcesz osiągnąć jako nigdziarz?"
- Judith - odpowiedziała dziewczyna spokojnie, a jej chroboczący i niemal bolesny do słuchania głos sprawił, że profesor zmrużyła nieznacznie oczy, wpatrując się w nią z zainteresowaniem. - Chcę rozwijać swoje umiejętności po to, aby kiedyś stać się inteligentnym i potężnym czarnym charakterem, któremu być może uda się zwyciężyć. Poza tym mam zamiar także sprawdzić siebie i udowodnić, że nie należy mnie lekceważyć - bardziej wprawny słuchacz potrafiłby wyczuć, że Judith nie powiedziała całej prawdy, ale Lady Lesso tego nie skomentowała, tylko skinęła głową i odeszła od jej ławki.

 

Tym razem wskazała na szczupłego, ruchliwego współlokatora Thomasa i Christiana, który wyglądał na bardzo podekscytowanego tym, że może odpowiedzieć na jakieś pytanie.

- Navin - zaczął szybko, prawie wyskakując z ławki. - Chciałbym stać się kiedyś kimś wielkim i znanym w Puszczy, żeby wszyscy się mnie bali, ale też szanowali. No i oczywiście chciałbym zwyciężyć w baśni, bo co mi po sławie, jeśli będę martwy?

Lady Lesso uniosła jedną brew, ale jak zawsze nic nie powiedziała. Najwyraźniej wszelkie komentarze miała zamiar pozostawić na koniec, gdy będzie przydzielać im miejsca. Rzuciła chłopakowi ostatnie spojrzenie, a potem zwróciła się do groźnie wyglądającej wiedźmy o czarnych, lejących się włosach i żółtych oczach. Dziewczyna od początku lekcji nie zwracała żadnej uwagi na chłód i podpierała się łokciem na ławce, obserwując innych uczniów z niepokojącym uśmieszkiem na ustach. Kiedy nauczycielka zwróciła się do niej, powoli wyprostowała się, by spojrzeć na nią leniwie. 

- Alisa - miała syczący i zimny głos, a gdy mówiła, można było zauważyć, że część jej zębów jest spiłowanych na nienaturalnie ostre. - Co chcę osiągnąć jako nigdziarz? - powtórzyła pytanie, przeciągając sylaby, a potem przechyliła lekko głowę, choć wyraźnie widać było, że to wszystko gra. - Zabić nemesis.

Lady Lesso uśmiechnęła się ponuro, choć trudno było stwierdzić, czy aby na pewno była to aprobata wobec jej odpowiedzi. 

 

Następne pytanie sprawiło, że niektórzy zaczęli wiercić się niespokojnie w ławkach. Brzmiało ono bowiem "Dlaczego nigdziarz musi być samotny"? Nie trudno było stwierdzić, że w tej klasie znajdowały się takie osoby, które nie były do tego do końca przekonane i wciąż nie odbierały tego na poważnie, szczególnie chodziło o tych, którzy żyli we w miarę pełnych rodzinach. Taką osobą była właśnie Walburga, która przecież od urodzenia mieszkała ze swoimi nigdziarskimi rodzicami i sama zamierzała założyć kiedyś rodzinę, żeby kontynuować linię rodową. Kiedy jednak pytanie padło w jej stronę, musiała powstrzymać cisnące się na usta ironiczne komentarze i choć przyszło jej to z trudem, to przecież nie zamierzała uplasować się ostatecznie na dole rankingu.

- Walburga. Bo wtedy jest w stanie lepiej zrozumieć samego siebie? - uniosła jedną brew, jej głos jak zwykle był donośny i, mimo starań, lekko ironiczny. - Bo wtedy skupia się tylko na sobie? Chociaż jak dla mnie samotny nigdziarz, to wcale nie "potężniejszy" nigdziarz - dodała mimo wszystko na koniec.

- Jesteś z Krwawego Potoku? - niektórzy zmarszczyli brwi, zdziwieni tym, że nauczycielka jednak wdała się w rozmowę z uczennicą.

Kiedy jednak Walburga uniosła dumnie głowę i odpowiedziała "tak", Lady Lesso pokiwała tylko ze zrozumieniem głową i wywołała do odpowiedzi kolejną osobę.

Był to barczysty chłopak o rozczochranych włosach i aparycji przywodzącej na myśl wilka.

- Hadrion - powiedział najpierw powoli, a potem przez dłuższą chwilę się zastanawiał. - Bo... nasza natura nie pozwala nam na tworzenie głębszych relacji z innymi. W sensie, że... i tak ostatecznie dążymy do samotności i odrzucamy wszystkich wokół - chłopak nie brzmiał jakby był do końca pewny swoich słów, ale gdy skończył i spojrzał na Lady Lesso, doszedł do wniosku, że nie mogło pójść mu tak źle.

W końcu nauczycielka zbliżyła się także do ławki Christiana, który od samego początku patrzył na nią lekceważąco. Kobieta zmierzyła go ostrym spojrzeniem, a potem zadała pytanie, które na pierwszy rzut oka mogło wydawać się proste, choć wcale takim nie było.

- Jaki powinien być prawdziwy nigdziarz?

Przy okazji chciała sprawdzić na ile uczniowie słuchali i zapamiętywali to, co mówiła na początku zajęć

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Chłopak nie był do końca pewny co myśleć o reakcji nauczycielki na jego odpowiedź. Najwyraźniej nie osiągnął sukcesu, ale i chyba nie wypadł najgorzej. Pierwszy raz miał taki problem z wyczytaniem emocji z czyjejś twarzy. Zastanawiał się czy wszyscy nauczyciele w tej szkole byli podobni. Jeśli tak było, to będzie miał zapewne trochę pod górkę. Christian był przekonany, że nauczycielka nie była zadowolona jego odpowiedzią, bo kto niby by był? Tak jak mówił od samego początku żaden z niego nigdziarz, tak jak z tamtej. Chociaż były tu jeszcze bardziej beznadziejne przypadki. Myśląc o tym spojrzał kątem oka na Adelie. Czytelnicy byli tacy żałośni.

 

Obaj powrócili do obserwacji nauczycielki w chwili gdy ta ruszyła dalej. Thomas słysząc swoje pytanie ponownie, spojrzał z zainteresowaniem w kierunku nigdziarza, któremu ono przypadło. Zastanawiał się jak bardzo będą różniły się ich odpowiedzi. Słysząc go lekko zmrużył oczy. W pewnym sensie była to prawda, ale nie był jednak przekonany czy o to chodziło nauczycielce. Christian za to uważał, że to było oczywiste. Nigdziarzem trzeba się po prostu urodzić. Dalej patrzyli na kolejnych pytanych uczniów. Padło nowe pytanie, a słysząc głos dziewczyny, która teraz odpowiadała, Thomas bardziej zainteresował się tym co jej dolegało niż samą odpowiedzią. Christian natomiast rozpoznał w niej nigdziarkę, która zirytowała go na ceremonii rozpoczęcia. Zastanawiał się czy zaraz się tu nie udusi przy wszystkich, to byłoby całkiem zabawne. Gdy przyszła kolej Navina obaj spojrzeli ponownie, ale teraz każdy z nich też wykazywał zainteresowanie jego odpowiedzią. Thomas uznał jego odpowiedź za dość typową, a Christian za to, że jest tylko marzycielem, który nigdy tego nie osiągnie poza sferą fantazji.

 

Kolejna wiedźma, do której podeszła nauczycielka wywoływała u obu chłopców zupełnie inne odczucia. Thomas patrzył na nią jak na wszystkich innych. Ale Christian wpatrywał się w nią ze złością. Była jednym z tych nigdziarzy, którzy już zdążyli go zirytować. Przy najbliższej okazji będzie musiał jej poprawić urodę. Słysząc jej odpowiedź, Christian lekko prychnął, na tyle cicho, że nikt tego nie słyszał. Zastanawiał się jak durne musiałoby być jej nemezis by dać się jej zabić. Thomas pomyślał tylko o tym, że było z jej strony krótko i na temat. Gdy padło kolejne pytanie, Thomas zaczynał mieć głębsze przemyślenia. Nie do końca rozumiał dlaczego tak musi być. Sam w sumie był już tak samotny, że przestał dostrzegać swoją samotność. Może to właśnie były powody, dla których stał się nigdziarzem w oczach Dyrektora tej Akademii. Jak dla Christiana odpowiedź była jasna. A po co niby ktoś jest potrzebny do szczęścia? Tylko żałośni słabi zawszanie kogoś potrzebowali. Wtedy właśnie spostrzegł, że nauczycielka idzie w jego stronę. Gdy w końcu podeszła i zadała mu pytanie na jego twarzy pojawił się pewny siebie uśmieszek. Jednak ciężko było to dostrzec przez opuchniętą wargę, bo przypominało to nawet trochę jakiś grymas.

 

- Zły i okrutny by pokazywać zawszanom gdzie ich miejsce - odparł z ogromną pewnością siebie w głosie. Tym zawsze kierował się Christian w życiu, nie było litości. Wystarczyło, że coś mu się w kimś nie podobało to czekał tylko na okazje by wbić nóż w plecy, nigdy nie było potrzeby szukania głębszych powodów. Thomas spojrzał na chwilę w jego kierunku. Odpowiedź, którą powiedział była, aż nad wyraz jego zdaniem do przewidzenia. Christian był dla niego od początku idiotom, który uważał, że pusta brutalność tworzy prawdziwy czarny charakter. Może właśnie dlatego miał do niego taką niechęć? Nie różnił się niczym od ludzi, którzy wszystko mu odebrali.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra, dziewczęta

Kiedy Lisa usiadła z powrotem do ławki, wciąż była bardzo zirytowana. Serio, czy to było ważne w jaki sposób się z kimś wita? Chyba chodziło po prostu o to, żeby się sobie przedstawić i stworzyć miłą atmosferę, a takie sztuczne, rygorystyczne zasady na pewno temu nie sprzyjały. Po co sobie utrudniać życie? Poza tym nauczyciel obraził ją i choć zazwyczaj nieszczególnie się takimi rzeczami przejmowała, to jeszcze nikt nie skrytykował jej za taki banał. Musiała jednak zacisnąć zęby, bo pewnie dzisiaj czeka ją jeszcze wiele takich sytuacji. Przypominanie sobie, że przecież i tak uciekną zdecydowanie pomagało, ale musiała też zwrócić uwagę na to, żeby nie lekceważyć tak całkiem tych zajęć, bo jak trzy razy zajmie ostatnie miejsce (a teraz miała je murowane) to zostanie wyrzucona ze szkoły i nigdy już nie zobaczy domu, jak to ujęli na Ceremonii Powitalnej. Nie miała pojęcia co tutaj robili z takimi uczniami, ale po tym świecie mogła spodziewać się wszystkiego. Spojrzała z ukosa na Stephanie, która nie wyglądała jakby bardzo przejmowała się tym, że tak słabo jej poszło. Znów usiadła niedbale, opierając łokieć na ławce i z rozbawieniem przyglądała się staraniom innych księżniczek. Lisa nie miała pojęcia dlaczego, ale kiedy tak na nią patrzyła poczuła jakieś dziwne ściskanie w gardle.

W tym czasie Polluks okrążał Nerysę i Sophie, spoglądając na nie z zadowoleniem. Ciężko był jednak stwierdzić, czy uważał je za tak dobre, czy po prostu cieszył się z powrotu do normalności po tym co pokazały Lisa i Stephanie.

- Księżniczko Neryso, bardzo dobrze, tylko troszkę mniej energicznie, więcej subtelności i delikatności. Choć, nie przeczę, że twój sposób także ma swój urok - Nerysa pokiwała głową z szerokim uśmiechem, najwyraźniej w ogóle nie przejmując się tym, że nie wyszło jej idealnie. - Księżniczko Sophie, jestem pod wrażeniem, choć po tobie nie powinienem spodziewać się niczego innego - uśmiechnął się uprzejmie. - Było prawie idealnie. Zabrakło mi tutaj prawdziwych emocji. Na pewno na uroczystościach i balach będziesz lśnić elegancją, ale potrzebujesz też czegoś, co sprawi, że inni zwrócą na ciebie uwagę - kontynuował łagodnie, a potem wezwał kolejne księżniczki, którymi okazały się być surowa Emeralda i Constantine o nieco ciemniejszej karnacji.

 

Obydwie księżniczki wykonały zgrabne dygnięcia, przedstawiając się jako "Księżniczka Emeralda z Akgul" i "Księżniczka Constantine z Krainy Oz". Niektóre dziewczęta spojrzały na Emeraldę ze współczuciem, powszechnie wiadomym było przecież, że Akgul jest krainą prawie w całości nigdziarską. Nawet Polluks zwrócił na to uwagę.

- Mieszkałaś w Świetlistej Wieży, prawda? - zapytał, a gdy uczennica odpowiedziała, że tak, dodał - Naprawdę podziwiam zawszan strzegących tamtego wodospadu, to życie w praktycznie nieustannym zagrożeniu - Emeralda nieznacznie wzruszyła ramionami. - Dobrze, księżniczko. Zadanie wykonałaś poprawnie technicznie, ale zabrakło ci odpowiedniej gracji. Mniej zamaszyste ruchy, więcej łagodności, na pewno rozumiesz o co mi chodzi - dziewczyna zmarszczyła brwi. - Natomiast księżniczka Constantine... cóż, nie zabrakło księżniczce elegancji, ale proszę, trochę więcej szczerości w mimice! Musisz sprawiać wrażenie serdecznej zawszanki, a nie porcelanowej lalki!
Constantine nie wyglądała na oburzoną, zupełnie jakby się tego spodziewała. Odpowiedziała tylko cicho "oczywiście", dzięki czemu mogły usłyszeć, że nawet jej głos był bardzo słodki i wysoki.

Następne były Magdalene i Dayla. W tym przypadku Lisa przyglądała się im staraniom nie tylko dlatego, żeby się pośmiać, ale także z czystej ciekawości, bo zdążyła już odczuć do tych dziewczyn pewien rodzaj sympatii. "Magdalene ze Wzgórz Banialuki" wykonała powitanie jak dla Lisy idealnie, natomiast "Dayla z Piaszczystych Wydm" trochę niezgrabnie, ale zdecydowanie uroczo (Jej niezgrabność była całkiem inna niż niezgrabność Elisabeth. Dayla sprawiała wrażenie pisklaczka, który dopiero uczy się latać i chwieje na gałęzi, natomiast Lisa, kiedy próbowała być elegancka, przywodziła raczej na myśl antylopę, która przypadkiem nastąpiła na ogon tygrysowi)

- Księżniczko Magdalene, powitanie teoretycznie wyszło ci idealnie, ale myślę, że przydałoby ci się trochę więcej ciepła - dziewczyna uniosła lekko ciemną brew, słysząc słowa Polluksa - Nie wydaje ci się, że jesteś zbyt poważna? Pozwól sobie na okazanie prawdziwej wrażliwości, jesteś wciąż bardzo młodą księżniczką - Magda skinęła głową i uśmiechnęła się ponuro, nic jednak nie mówiąc. - Natomiast księżniczka Dayla... powinnaś jeszcze przećwiczyć równowagę i postawę - skomentował uprzejmie. - Rozumiem, że nigdy nie miałaś z takimi zadaniami do czynienia, ale po to tutaj jesteś, by się tego wszystkiego nauczyć - dodał ciepło, a Dayla pokiwała głową.

- Dla nas nie był taki uprzejmy - szepnęła Stephanie do Lisy.

- Myślę, że lekkie drżenie nóg, a "robienie czapli" to jednak dwie różne rzeczy - odparła ruda dziewczyna, powstrzymując cisnący jej się na twarz uśmiech.

 

Ostatnią parą, która miała zaprezentować odpowiednie powitanie, były Vivienne i Lucinda, obydwie z takimi wyrazami twarzy, jakby były przekonane, że nauczyciel specjalnie zdecydował się wcześniej ich nie wybierać, w myśl zasady "najlepsze na koniec". Kiedy jednak stanęły na środku, miały już na ustach idealne, życzliwe uśmiechy. "Lucinda z Tęczowych Bryz" wykonała zadanie bardzo dobrze, ale nie wyróżniała się szczególnie wśród księżniczek takich jak Sophie, czy Constantine, jednakże "Vivienne z Dziewiczej Doliny" udało się w jakiś sposób przybrać taki ton głosu, wyraz twarzy i tak płynnie poruszyć rękoma, że naprawdę mogło to poruszyć za serce. Przez chwilę można nawet było odnieść wrażenie, że Vivienne już jest bohaterką jakieś pięknej baśni i właśnie przybyła na uroczysty bal. No chyba, że było się Lisą lub Stephanie, dla których było to po prostu dygnięcie ładniejsze od poprzednich.

- Księżniczko Lucindo, wspaniały popis elegancji i uroku, ale powinna księżniczka spróbować w przyszłości spróbować zrezygnować z przesadnej wyniosłości. Próba onieśmielenia drugiej osoby nie zawsze wychodzi na dobre. Natomiast księżniczka Vivienne... - uśmiechnął się, wyraźnie zachwycony. - ...wykonała dzisiejsze zadanie najlepiej ze wszystkich. Właśnie o to chodzi, moje drogie uczennice. Idealnie odmierzona gracja i subtelność z ciepłem i wrażliwością. Jeśli uda nam się zachować perfekcyjną technikę, równocześnie okazując serce i życzliwość, na pewno od razu oczarujemy swojego rozmówcę...

Lisa i Stephanie w pewnym momencie przestały słuchać Polluksa i zaczęły odpływać na siedząco, ale ocknęły się, kiedy nauczyciel w końcu przeszedł do oceniania. Pies z ciałem kota wskoczył z powrotem na swój podest i spojrzał na nie z miłym uśmiechem. Potem machnął łapką, a nad ich głowami pojawiły się numerki z miejscami, które zajęły.

 

Vivienne, która zdążyła już wrócić do swojej ławki, przypadła oczywiście mieniąca się kolorami, kryształowa jedynka, na którą spoglądała z zadowoleniem, ale również z pewnością, jakby od początku spodziewała się tego, że ją otrzyma.

Lucinda spojrzała, również bez zdziwienia, na pozłacaną dwójkę, którą otrzymała, a na jej ustach, pomalowanych szminką na kształt serca, pojawił się drobny uśmiech.

Sophie przypadła natomiast śliczna, błękitna trójka i niektóre księżniczki spojrzały na nią z lekką zazdrością, jakby liczyły na to, że to one ją dostaną. Szybko jednak wróciły do życzliwych uśmiechów, wiedząc, że zawszanki nie powinny być zawistne.

Constantine podparła brodę na wierzchu dłoni i przyjrzała się lśniącej czwórce, przyozdobionej kwiatami, która lewitowała ponad nią.

Siedząca obok Lisy Magdalene otrzymała wysmukłą, elegancką piątkę, którą teraz uważnie obserwowała.

Emeraldzie przypadła srebrna, błyszcząca szóstka, jednak dziewczyna nie wyglądała na zbyt zadowoloną z takiej oceny i była całkowitym przeciwieństwem Nerysy, która uśmiechnęła się ciepło do swojej słonecznie żółtej siódemki.

Nad głową drobnej Arii pojawiła się cienka, na wpół przeźroczysta ósemka, której przyglądała się niepewnie, choć na jej twarzy dało się również wyczytać, że nie spodziewała się niczego więcej.

Dayla uniosła głowę i z lekkim smutkiem przyjrzała się prostej, solidnej dziewiątce w kolorze ciemnej zieleni, natomiast Monica unikała spoglądania na brązowe, matowe dziesięć, które otrzymała. Był to ciekawy kontrast do Lisy i Stephanie, które swoimi stopniami wydawały się nie przejmować w ogóle.
Dziewczyna z Lisiego Gaju parsknęła na widok popękanego jedenaście, natomiast Lisa uniosła rude brwi, widząc przerdzewiałą i sypiącą się dwunastkę. 
- Dlaczego ty dostałaś słabszą ocenę ode mnie, skoro poszło mi tak samo źle? - szepnęła Stephanie.
- Bo to ja zaczęłam to zamieszanie. No i ty nie jesteś czaplą.
Obydwie zaczęły się cicho śmiać, dopóki Polluks nie spojrzał na nie karcąco.
W ten oto sposób lekcja Etykiety Księżniczek dobiegła końca.

 

Akademia Dobra, chłopcy

Po słowach Alana w klasie na kilka chwil zapadła głucha cisza. Aidan uśmiechnął się lekko pod nosem, ale opuścił głowę, żeby współlokator nie mógł tego zauważyć. Miał w końcu dziwne wrażenie, że Alan mówił to z głębi serca, a nie tylko po to, żeby dobrze wypaść na zadaniu. Jako pierwszy odezwał się profesor Daramis, który pokiwał głową z uznaniem.

- Bardzo dobrze, to chyba jedna z najlepszych wypowiedzi jak do tej pory. Tylko mała uwaga: to oczywiście zależy od księżniczki, ale stwierdzenie, że dziewczyna ma "płomienistą" naturę nie zawsze jest bezpiecznym wyjściem. Natomiast wspomnienie, że żadne słowa nie są w stanie jej opisać potrafi być naprawdę skuteczne.

Uczniowie zaczęli powoli wybudzać się z oszołomienia. Niektórzy obserwowali teraz Alana z podziwem, inni ze zdziwieniem, a jeszcze inni (między innymi Ambrosius) z odrazą. Nie mieli jednak czasu na komentarze, po profesor natychmiast zwrócił się do Abraxasa, przydzielając mu do skomplementowania Constantine (Ambrosius westchnął z zazdrością). Edward wykorzystał chwilę, kiedy profesor od nich odszedł i szepnął do Alana:

- Jestem pod wielkim wrażeniem, Alanie. Trzeba być inteligentnym, by tak szybko wymyślić przekonujące komplementy. W tym przypadku to naprawdę nie było łatwe zadanie.

Aidan również to usłyszał i prychnął z irytacją. Edward rzucił mu znużone spojrzenie, a potem skupił się na lekcji.

- Abraxas. Księżniczka Constantine jest wyjątkowa pod wieloma względami - zaczął pewnym tonem, uśmiechając się czarująco. - Kiedy tylko ją mijałem, mój wzrok przyciągnęły jej wspaniałe, wiśniowe loki, jakich nie spotkałem jeszcze u żadnej innej księżniczki. Jej oczy lśnią dobrocią, ale równocześnie mogłyby zgubić młodego księcia, który zatraciłby się w nich, nie chcąc nigdy więcej opuszczać jej boku. Skóra tej egzotycznej księżniczki wydaje się być arystokratycznie delikatna i jedwabista, ale nie ośmieliłbym się tego sprawdzić, ja, niegodny dotyku tak zacnej damy - Ambrosius mimowolnie pokiwał głową, jakby się z tym zgadzał. - Ale cały czas pozostajemy w tematach jej cudownej urody i choć zdecydowanie można by się o niej rozwodzić godzinami, hańbą byłoby nie wspomnieć o jej delikatności, serdeczności, o jej czystym sercu... w końcu samo przebywanie w obecności tej księżniczki koi zmysły, dodaje siły i woli do dalszej walki...

Profesor Daramis, wyraźnie pod wrażeniem, uniósł lekko dłoń, aby pokazać mu, że to zdecydowanie wystarczy. Zaraz po tym odchrząknął.

- No cóż, nie ukrywam, że trochę mnie zatkało. Ale oczywiście bardzo pozytywnie, nie mam nawet czego poprawiać - nauczyciel pokiwał z uznaniem głową i w tym momencie w pierwszej ławce rozległ się nieco zdezorientowany głos Eryka.

- Czy tym aby czasem nie jesteś z księżniczką Vivienne?

 Abraxas spojrzał na niego oburzony, jakby to była najgłupsze pytanie, jakie kiedykolwiek usłyszał.

- Oczywiście, że tak. Co nie znaczy, że nie potrafię komplementować innych księżniczek - uniósł dumnie głowę. - Poza tym, dobrze, że jej nie dostałem. Próba opisania zwykłymi słowami tego, jak idealna jest moja Vivienne, byłaby już zbrodnią.

Profesor uśmiechnął się pod nosem, a potem podszedł do następnego księcia.

 

Potem wydawało się, że wszystko szło już z górki. Erykowi całkiem nieźle poszło skomplementowanie księżniczki Emeraldy, chociaż profesor wytknął mu, że zbyt mocno podkreślał jej surowość i determinację, co mogłoby dziewczynę urazić. Julianowi, któremu profesor przydzielił Arię, zadanie poszło świetnie, co nie było niczym dziwnym skoro znał ją od dzieciństwa i najwyraźniej, jak zauważył cicho Aidan, był nią nieco zauroczony. Kato, energiczny i wesoły, całkiem ciekawie wypowiadał się o Magdzie, chociaż trochę przejaskrawiał. W pewnym momencie, kiedy padły słowa jakoby Magdalene miała być "świetną towarzyszką przygód", Damien wychylił się w ławce i spojrzał na Kato z wysoko uniesionymi brwiami. Ostatecznie i profesor zwrócił księciu uwagę, że komplementy powinny być trochę bardziej subtelne i najlepiej powiązane z osobą, do której się je kieruje. 

Kiedy przyszła kolej na Leona, przedostatniego księcia, któremu nauczyciel przydzielił księżniczkę Lucindę, Edward zaczął sprawiać wrażenie nieznacznie zestresowanego. Do tej pory był bardzo spokojny i nie wydawał się w najmniejszym stopniu obawiać tego zadania, teraz jednak wiedział już kogo będzie musiał skomplementować i, pomijając to, że siedział zaraz obok jej kuzyna, to księżniczka Sophie wciąż chodziła mu po głowie i nie był pewien, czy będzie w stanie w odpowiedni sposób oddać jej osobę. Wciąż tak naprawdę nie wiele o niej wiedział i nagle doszedł do wniosku, że nie chciałby przez przypadek powiedzieć o niej czegoś płytkiego lub nieodpowiedniego. 

Leon dostał co prawda księżniczkę, której urodę nie trudno było skomplementować w taki sposób, w jaki pewnie życzył sobie profesor Daramis, ale ostatecznie i tak nie poszło mu to zbyt dobrze, co wskazywało na ewidentny brak doświadczenia. Profesor pocieszył go jednak, mówiąc, że jego słowa były dobre, po prostu zbyt banalne i mało wyszukane.

 

W końcu przyszła kolej na Edwarda.

- Podaj swoje imię i powiedz mi coś miłego o księżniczce imieniem Sophie - powiedział jak zwykle nauczyciel, a Edward uśmiechnął się lekko, unosząc głowę do góry i odgarniając z czoła jedwabiste włosy.

- Edward - odpowiedział spokojnie, a potem na chwilę zamilkł, po raz kolejny zastanawiając się nad doborem słów. - Księżniczka Sophie ma jedne z najpiękniejszych, najbardziej głębokich oczu, jakie kiedykolwiek widziałem. Zwróciłem na nie uwagę, gdy tylko pierwszy raz ją ujrzałem, kryły w sobie bowiem wyjątkową wrażliwość i dobro. Jestem przekonany, że jej uśmiech byłby w stanie ogrzać nawet najbardziej lodowate serca, a łagodny głos uspokoić największych awanturników. Te cudowne, jedwabiste włosy o barwie obsydianu przyciągają wzrok nawet w najgwarniejszym tłumie, a kiedy podała mi swoją dłoń, nie mogłem uwierzyć w to jak delikatna i szlachetna może być skóra księżniczki. To wszystko jest jednak niczym w porównaniu z tym, co kryje się w jej duszy. Wystarczy chwila rozmowy, by móc ujrzeć jej życzliwość, skromność i inteligencję. Jak wiemy, najważniejsze rzeczy kryją się jednak głębiej i jestem przekonany, że dla każdego zaszczytem byłaby możliwość poznania jej lepiej. W każdym razie na pewno dla mnie - pochylił lekko głowę, kończąc wypowiedź, a profesor Daramis po raz kolejny uśmiechnął się z podziwem.

- No no, widzę, że w tym roku trafiło mi się wielu zdolnych uczniów. Wspaniale, po raz kolejny nie mam nic do dodania. Jesteś synem Królewny Śnieżki, prawda?

Edward powstrzymał chęć przewrócenia oczami.

- Tak, panie profesorze.

- Widać - odpowiedział pogodnie Daramis, a potem z powrotem ruszył w stronę swojego biurka.

 

Profesor podsumował zajęcia, mówiąc, że niektórym zadanie poszło lepiej, innym gorzej, ale ogólny poziom był bardzo dobry. Wspomniał także, że warto zapamiętać rady, jakie dzisiaj dawał, bo naprawdę mogą im się one w przyszłości przydać. Na sam koniec, kiedy zostało już tylko kilka minut lekcji, przeszedł do wyczekiwanego przydzielenia miejsc. Przez kilka sekund obserwował ich, marszcząc brwi w zastanowieniu, a potem uśmiechnął się i machnął lekko ręką, w efekcie czego nad ich głowami znikąd pojawiły się różne liczby.

Edward spojrzał nieco zaskoczony na lśniące, diamentowe jeden nad swoją głową. Spodziewał się wysokiego miejsca, ale nie podejrzewał, że pójdzie mu aż tak dobrze. Komplementowanie Sophie okazało się jednak dla niego przyjemnością, być może większą niż powinno.

Złote, majestatyczne dwa dostało się Abraxasowi, który spoglądał na ocenę z zadowoleniem, ale też pewnego rodzaju irytacją, co ewidentnie wskazywało, że niezbyt spodobało mu się to, że nie okazał się najlepszy. Odwrócił się, żeby zobaczyć, komu przypadła jedynka, a potem zmrużył oczy, obserwując Edwarda ze złością. Ten jednak tylko uniósł jedną brew, a potem nieznacznie mu pomachał. Po chwili na ustach obu książąt malowały się już lekkie uśmiechy. Widać, nie miały tutaj powstać żadne niepotrzebne napięcia, i dobrze.

Julianowi udało się zdobyć błyszczące trzy ze złotym obramowaniem, na które spoglądał teraz z wyraźnym zdziwieniem, jakby nie spodziewał się takiej oceny.

Czwórka, srebrna i elegancka, ozdobiona różnego rodzaju grawerami, przypadła Alanowi. Aidan poklepał go z uznaniem po plecach, przy okazji obserwując z niechęcią swoje nudne, brązowe dziesięć.

Eryk westchnął cicho, wbijając spojrzenie w lekko przeźroczyste, jasnozielone pięć, lewitujące nad jego głową.

Hector był wyraźnie niezwykle zaszokowany niebieską, lekko błyszczącą szóstką, która została mu przydzielona. Zamrugał kilka razy, a potem poprawił okulary, a jego twarz rozjaśniła się w nieśmiałym uśmiechu.

Damien przypatrywał się swojej wysmukłej i jakby drewnianej siódemce z miną wyrażającą głębokie zastanowienie, natomiast Kato jedynie lekko się uśmiechnął i wzruszył ramionami, widząc wyraźne, żółte osiem.

Leon sprawiał wrażenie, jakby zielona, przyozdobiona mchem dziewiątka nieco go zasmuciła, ale szybko się pozbierał i zaczął rozglądać po klasie, żeby zobaczyć, co dostali inni.

Odion co prawda nie wydawał się być zaskoczony przykurzoną jedenastką, ale i tak westchnął ciężko na jej widok. Kato natychmiast się do niego nachylił i zaczął coś do niego szeptać, pewnie by się nie przejmował, bo to nic nie znaczy i by walczył na kolejnych lekcjach.

 

Najbardziej zaszokowany ze wszystkich zdecydowanie był jednak Ambrosius. Jego reakcja była też najbardziej burzliwa. Kiedy zobaczył nad głową brudne, pokruszone dwanaście, przez chwilę obserwował je szeroko otwartymi oczami, a potem wstał i spojrzał ze złością na profesora.

- Ja przepraszam bardzo, ale co to niby ma być?! - krzyknął, wskazując ręką na ocenę.

Abraxas złapał go za mundurek, próbując ściągnąć z powrotem na krzesło, ale książę był teraz zbyt wzburzony. Daramis spojrzał na niego spokojnie, jakby się tego spodziewał.

- Najniższa ocena, za niewykonanie mojego polecenia. 

- Jak to?! Przecież powiedziałam, że ta cała Stephanie jest jak skarb!

- To była drwina, a nie komplement - odparł natychmiast nauczyciel, przybierając bardziej surową minę. - Siadaj.

Ambrosius co prawda to zrobił, ale nadal nie zamierzał przestać się kłócić.

- Proszę pozwolić mi wykonać to zadanie jeszcze raz! Nie wiedziałem, że tak to pan odebrał!

- Miałeś jedną szansę, jak wszyscy. A teraz skończ się awanturować, bo i tak nic to nie zmieni. Dostałeś miejsce jakie dostałeś, teraz tylko postaraj się, by to się więcej nie powtórzyło. Dla twojego własnego dobra.

Ambrosius aż poczerwieniał ze złości, ale zacisnął zęby i, nie mówiąc już nic więcej, zaczął gwałtownie zagarniać książki do swojej eleganckiej torby.

Obok Alana Aidan całkiem przestał przejmować się swoją oceną, zamiast tego położył głowę na ławce i za wszelką ceną próbował powstrzymać głośny śmiech. Kiedy z powrotem się podniósł, w jego oczach można było znaleźć łzy rozbawienia i nawet potępiające spojrzenie Edwarda nie było w stanie zepsuć mu humoru.

- Co jak co, ale musisz przyznać, że na to zasłużył - szepnął do Alana.

W ten oto sposób lekcja Kodeksu Rycerskiego dobiegła końca.

 

Spoiler

59e4c351d4779_SophieA.jpg.8dbf5931a1112f4a6581b562d7721001.jpg

Sophie

Art autorstwa Irmy Black

 

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Niewiele mnie obchodziło jak teraz mogą zareagować inni na moje słowa. To co powiedziałem było po prostu szczere, bo nie inaczej myślałem o niej. Słysząc słowa profesora lekko się uśmiechnąłem, zwłaszcza gdy wspomniał o płomienistej naturze Elisabeth. Oj gdyby on tylko ją poznał lepiej. Ku mojemu zaskoczeniu większość książąt nie spoglądała na mnie negatywnie, a widziałem nawet w ich oczach podziw. Kiedy usłyszałem słowa Edwarda lekko się uśmiechnąłem, ale nie z powodu jego pochwały, a z tego, że on nie znał jej po prostu tak dobrze jak ja i nie rozumiał, że mówiłem prawdę. Nagle zesztywniałem lekko. Znałem ją zaledwie jeden dzień, więc dlaczego miałem zupełnie inne odczucie? Takie jak bym znał ją od zawsze...

 

Starałem się skupić swe myśli, na czym innym, dlatego skierowałem wzrok na Abraxasa. Choć zachowywał się dość nieprzyjemnie w stosunku do Elisabeth nie mogłem zaprzeczyć, że gdy tylko zechce potrafi prawić damom prawdziwe komplementy. Miał naprawdę wyszukane słownictwo. No i znowu to samo? Ponownie myślałem o niej nawet obserwując innych, co się ze mną działo? Niewiele czasu minęło, aż nauczyciel zaczął wypytywać kolejnych uczniów. Eryk nie najgorzej sobie poradził, czego mogłem się spodziewać. Słowa Juliana wiele mówiły o tym co myśli o Arii. Tak jak już zresztą wcześniej to zauważyłem. Kato użył natomiast dość ciekawych słów uważając księżniczkę Magdalene za świetną towarzyszkę przygód. Gdy doszło do tego, że Leon miał opisać Lucindę, wiedziałem już kto będzie opisywał Sophie. Kątem oka spojrzałem w kierunku Edwarda będąc ciekawym co o niej powie i jak ja sam zareaguje na jego słowa.

 

Byłem jednak zdumiony tym jak opisał moją kuzynkę. Sam bym chyba lepiej tego nie zrobił, a znam ją całe życie. Może naprawdę powinienem dać mu szansę co do niej. Sam już nie byłem pewny co myśleć. Nie zdziwił mnie również widok, że dostał pierwsze miejsce, które mu się zdecydowanie należało za użycie tak głębokich słów o dziewczynie, którą zaledwie poznał. Byłem naprawdę zdumiony. Zaraz zanim był Abraxas, a potem Julian. Byłem w szoku widząc czwórkę nad swoją głową. Nie spodziewałem się wypaść tak dobrze. Spojrzałem na dziesiątkę Aidana i posłałem mu pokrzepiający uśmiech. Byłem pewny, że poradziłby sobie lepiej gdyby dostał odpowiednią księżniczkę. Vivienne nie była wbrew pozorom tak łatwym zadaniem, zwłaszcza gdy prześladował cię wzrok Abraxasa. Wiedziałem, że następnym razem będzie lepiej. Hector też na szczęście poradził sobie nie najgorzej. Jednak widząc kto dostał najgorszą ocenę nie mogłem się nie zgodzić co do słuszności tego wyboru. Na koniec jeszcze bardziej się kompromitował tą kłótnią, a wciąż zarzucał coś Elisabeth nie będąc lepszym.

 

- Masz słuszność Aidanie, nikt bardziej tu nie zasłużył na taką ocenę - powiedziałem szeptem w jego kierunku. Naprawdę to jak Ambrosius określał Stephanie pokazywało jak płytkim jest człowiekiem. Nawet nikt nie wymagał szczerości, a tylko kilku ciepłych słów w kierunku księżniczki. A on nawet tego nie potrafił zrobić. Jeszcze ma tupet dziwić się swojej ocenie? Naprawdę brakowało mi słów dla jego zachowania.

 

Sophie

Widząc zadowolenie nauczyciela, Sophie była dobrej myśli. Może jednak trochę przesadziła i nic się nie zmieniło, a wszystko było jak zawsze. Całe te roztrzęsienie musiało być bardziej w jej głowie. Z uwagą słuchała jak Polluks najpierw ocenił Nerysę. Musiała przyznać, że przywitanie Nerysy jej zdaniem było bardzo dobre, widywała dwórki, które znacznie gorzej się witały i bynajmniej nie była to obraza. Zaraz jednak usłyszała jak teraz nauczyciel skupia się na niej. Gdy słyszała każde słowo czuła niesamowitą dumę z siebie. Jeśli nawet w Akademii Dobra udowodni ile jest warta, osiągnie nareszcie swój cel. W końcu zrozumieją jak wiele może znaczyć. Jednak, gdy usłyszała, że było prawie idealnie jej mimika się nie zmieniła i nadal się ciepło uśmiechała. A mimo to poczuła, że coś jest nie tak. Zawsze było idealnie. Zawsze była najlepsza, dlaczego więc teraz tak nie było? Czy jednak stało się więcej niż myślała po spotkaniu czarującego księcia i incydencie w klasie? Gdy skończył, Sophie znów obdarzyła ciepłym uśmiechem nauczyciela i dygnęła na pożegnanie wracając na miejsce.

 

Starała się teraz skupić na innych uczennicach i jednocześnie myślała o słowach ze strony nauczyciela. Co jeszcze mogłaby z siebie dać by zwrócono na nią uwagę? Czego potrzebowała? Gdy teraz przyszedł czas na kolejne księżniczki, Sophie zaczynała sobie zdawać sprawę, że jedna z nich zaczyna ją bardziej irytować niż dotychczas to robiły jej współlokatorki. Może dlatego chciała się dowiedzieć na ile ją stać. Podczas gdy na drugą księżniczkę skupiała znacznie mniej jej uwagi. Kiedy jednak usłyszała skąd pochodzi ta dziewczyna, było Sophie mimo wszystko trochę szkoda jej i tego gdzie żyła. O Akgul słyszała tylko z opowieści i nigdy by nie chciała tam zawędrować. Może to dlatego tak się zachowywała? Czy ta okolica mogła, aż tak wpływać na innych? Widząc ich ruchy miała wrażenie, że jej to wyszło lepiej, choć sama już nie widziała czego może być pewna.

 

Następne były księżniczki, które też już poznała i wydawały się jej miłe. Jedna z nich nawet wczoraj wieczorem się z nią uroczyście witała i podobnie jak ona pochodziła z rodziny królewskiej. Spoglądając na księżniczkę Magdalene, Sophie była przekonana, że ta dziewczyna zna zasady etykiety i umie wprowadzać je w życie. Druga natomiast księżniczka miała jeszcze trochę pracy przed sobą. Nadal jednak pierwszy raz czuła taki stres nie będąc pewną jak sama wypadnie na tle innych. Nagle przyszła kolej kolejnych księżniczek, które Sophie już spotkała i wydawały się być dla niej jak do tej pory miłe, choć jeszcze za mało je znała by dobrze ocenić. Niemal otworzyła szeroko oczy widząc przywitanie jednej z nich. Vivienne wykonała to tak perfekcyjnie jakby robiła to od urodzenia. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziała. Gdy wszystko dobiegło końca przyszedł już czas na oceny. Sophie spoglądała jak Vivienne dostaje pierwsze miejsce, natomiast Lucinda drugie, a jej przypadło trzecie. A więc nawet nie druga? Takie zadała sobie pytanie w głowie. Wiedziała, że jeśli chce być najlepsza czeka ją jeszcze wiele pracy. Będąc za innymi nigdy nie udowodni swej wartości, była co do tego pewna. Nie zdziwił jej widok ocen swoich współlokatorek, ale nie cieszyła się z tego, bo miała teraz własne liczne problemy jak choćby zrozumienie czemu nie wyszło jej to tak dobrze jak oczekiwała, znów sięgnęła po swoją parasolkę by poczuć się trochę lepiej, a potem ponownie na chwilę spojrzała na swoją współlokatorkę czując po raz kolejny zakłopotanie.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Odpowiedź Christiana była banalna i mało który uczeń zwrócił na nią jakąś szczególną uwagę. Skulona w kącie klasy Adelia wydawała się już całkiem przestać zauważać, co się wokół niej dzieje, skupiając tylko na tym, żeby jakoś przetrwać ten dzień. Lady Lesso natomiast spojrzała na Christiana surowo, marszcząc brwi, a potem bez słowa odeszła dalej. Bardzo widocznym jednak było, że nie uznała jego odpowiedzi za słuszną i coś ją w niej zirytowało.

Kiedy nauczycielka zbliżyła się do uczennicy z długim, splątanym warkoczem i o nieco obłąkanym spojrzeniu, Elvira z ciekawością podparła brodę na dłoni, zastanawiając się w jaki sposób jej współlokatorka odpowie na to pytanie. Wywołana dziewczyna przez kilka chwil beztrosko przesuwała nogami po lodzie, a potem uśmiechnęła się i powiedziała głośno:
- Kim. Prawdziwy nigdziarz powinien być taki jak ja - Lady Lesso uniosła z zainteresowaniem jedną brew. Wielu uczniów odwracało się w ławkach, spoglądając na nią gniewnie, w sposób wyraźnie mściwy i prześmiewczy. Kim jednak nie przejęła się tym, tylko uśmiechnęła się ostro i opuściła głowę. - Robić to co chce, bez strachu ściągając na siebie ewentualną niechęć innych. 

Elvira uśmiechnęła się lekko, powstrzymując chęć, by powoli zaklaskać. Niektórzy uczniowie wyglądali teraz na nieco oszołomionych, inni kiwali z uznaniem głowami, a pozostali odwracali się gwałtownie, mrucząc coś pod nosem. Chociaż Lady Lesso zachowywała przez całą lekcję idealną maskę, teraz w kącikach jej ust można było zauważyć realne rozbawienie. Nic jednak nie powiedziała, tylko przeszła dalej. Ostatnią osobą, która otrzymała pytanie "Jaki powinien być prawdziwy nigdziarz?" był Alaric, który odpowiedział, że powinien bezwzględnie dążyć do postawionych sobie celów, nie przejmując się tym, czy inni na tym ucierpią, co było w końcu przeciwieństwem działań zawszan.

 

Następne pytanie wydawało się być jednym z trudniejszych, ponieważ brzmiało "W jaki sposób pokonałbyś swojego nemesis?". Lady Lesso zadała je najpierw groźnie wyglądającej, umięśnionej dziewczynie o całkowicie czarnej skórze i dość jasnych włosach. A przynajmniej jasnych w porównaniu do jej cery.

- Labrenda - odpowiedziała nigdziarka. Jej głos był mocny i surowy. - Zastawiłabym jakąś pułapkę albo na niego zapolowała, a potem zabiła w najbardziej brutalny sposób, jaki można sobie wyobrazić - powiedziała bez skrępowania. - Nemesis na to zasługuje, za niszczenie nam życia.

Siedząca niedaleko niej Margo zacisnęła pięści na lodowej ławce. Lady Lesso obserwowała przez chwilę Labrendę, przesuwając wzrokiem po głębokiej szramie na jej twarzy, a potem odwróciła się i przeszła na drugą stronę klasy, aby zażądać odpowiedzi od ponurego, jasnowłosego Polluxa. Chłopak wzruszył tylko ramionami.

- Pollux. Nie wiem, wszystko zależy od tego jak się baśń ułoży, prawda? Inaczej musiałbym się zachować w przypadku nemesis, którym jest obca mi osoba, a inaczej, gdyby się okazało, że to moja siostra, nie? Wiadome jest jedno, nemesis musi zginąć - skrzyżował ramiona, patrząc na nauczycielkę z nieco aroganckim grymasem. Kobieta jednak nie odwzajemniła spojrzenia, tylko prawie natychmiast podeszła do chłopaka o fioletowej skórze, stukając po lodzie ostrymi obcasami.

Nigdziarz, zauważając profesor przy swojej ławce, zmrużył ciemnofioletowe oczy i w sposób niezwykle teatralny podparł brodę na kciuku, kładąc palec wskazujący na policzku. Potem uśmiechnął się czarująco.

- Vin. Przekonałbym go najpierw, że jestem przyjacielem. To oczywiste, że o wiele łatwiej jest zniszczyć kogoś, kto ma do nas zaufanie, prawda? - siedząca w ostatniej ławce Adelia zamrugała szybko, nie mając pojęcia dlaczego przez jej ciało przeszedł nagle dreszcz paniki. Minął on jednak na tyle szybko, że nie zastanawiała się nad nim zbyt długo. Vin natomiast kontynuował. - A gdyby moim nemesis okazała się kobieta... wtedy zabawy byłoby jeszcze więcej - jego uśmiech stał się bardziej nieprzyjemny.

 

Ostatnim pytaniem na dzisiejszej lekcji okazało się być całkiem ciekawe "Co sądzisz o zawszanach?", a pozostała trójka uczniów, która wiedziała już, że powędruje ono do nich, wierciła się w ławkach, zastanawiając nad odpowiedzią. Lady Lesso jako pierwszą wybrała zwalistą dziewczynę, która ewidentnie miała w sobie krew olbrzymów.

- Bathilda - zaczęła niskim głosem. Nawet jej imię brzmiało surowo. - Zawszanie to dla mnie puści, egoistyczni, dbający tylko o własny wygląd i wygodę snobi, którzy kompletnie nie potrafiliby sobie poradzić w takich warunkach w jakich my żyjemy na co dzień - wielu uczniów mruknęło potwierdzająco, a Bathilda wzruszyła ramionami i nie dodała już nic więcej.

Z postawy nauczycielki nie dało się wyczytać ani aprobaty ani nagany, a pytanie trafiło teraz do drobnej, nieco apatycznie wyglądającej nigdziarki, która przedstawiła się jako Prisma i po dłuższej chwili zaczęła mówić cicho o tym, że zawszanie są wrogami, z którymi nie wolno im się spoufalać ani do nich upodobniać, ponieważ tylko w ich porażkach mogą odnaleźć własne szczęście. Lady Lesso przyjrzała się ze zmarszczonymi brwiami licznym bliznom na jej rękach i twarzy, a potem powoli zwróciła się do ostatniej uczennicy, która nie zabrała jeszcze głosu.

- Scarlett - dziewczyna o czarnych, nieco skołtunionych włosach i brudnej cerze oparła się wygodniej o lodowatą ławkę i uśmiechnęła krzywo. Miała pewny siebie, twardy i nieco wyzywający ton głosu. - Zawszanie to nasze przeciwieństwa, całkiem inny rodzaj ludzi. Tylko, że kiedy my jesteśmy szczerzy co do własnej natury, oni udają ideały, kiedy tak naprawdę są dobrzy tylko dla siebie, a nas traktują z góry jak śmiecie i potwory. Szczerze, to uważam zawszan po prostu za fałszywych - kiedy skończyła mówić uczniowie po raz kolejny zaczęli się z nią na głos zgadzać, ale wszelkie szepty urwały się, kiedy Lady Lesso wróciła do swojego lodowego biurka i oparła się o nie, obserwując ich teraz z bardzo niepokojącym uśmiechem.

 

Nigdziarze zdali sobie sprawę, że przyszła kolej na przyznawanie ocen i większość z nich usiadła bardziej sztywno, wpatrując się w nauczycielkę z oczekiwaniem. Tylko nieliczni, jak wciąż drżąca Adelia, czy leniwie składająca przed sobą dłonie Elvira, wyglądali na nieporuszonych. Lady Lesso jeszcze przez chwilę obserwowała ich w zastanowieniu, najwyraźniej podejmując ostateczne decyzje.

- Największymi błędami, jakie popełnialiście... - powiedziała w końcu. - ...było generalizowanie i spłycanie. Zamiast poważnie zastanowić się nad tymi problemami, powoływaliście się na stereotypy i korzystaliście z najbardziej banalnych odpowiedzi. Te pytania będą kluczowe na waszej drodze do stania się prawdziwymi czarnymi charakterami, więc powinniście przed podziałem na specjalizacje odnaleźć właściwe dla siebie odpowiedzi, którymi będziecie mogli się kierować. A teraz pokażę wam na jakie miejsca zasługujecie według mnie. Osoby z drugiej połowy niech się wstydzą i intensywnie pracują, aby poprawić swoje wyniki - podsumowała surowo i machnęła ręką. Zazwyczaj oceny nad głowami pojawiały się wszystkie na raz, jednak dziś Lady Lesso przydzielała je stopniowo od najwyższej do najniższej, aby mieć możliwość ewentualnego skomentowania odpowiedzi danego ucznia.

Płonąca, majestatyczna jedynka dzisiaj przyznana została Elvirze. Blondynka spojrzała na nią z zaciekawieniem, przechylając głowę na bok, a na jej ustach pojawił się pełen zadowolenia uśmiech.

- Elvira. Inteligentne, odważne spostrzeżenia. Brak korzystania ze stereotypów i usprawiedliwiania się. Gratulacje - skwitowała Lady Lesso, która najwyraźniej odznaczała się niezwykłą pamięcią, pozwalającą jej na skojarzenie imion uczniów po usłyszeniu ich tylko jeden raz. Wielu nigdziarzy odwróciło się teraz i obserwowało Elvirę z niechęcią i zazdrością, tak typową dla tej Akademii.

Groźna, połyskująca dwójka pojawiła się nad głową Ravera, który spoglądał na nią bez szczególnego zdziwienia. Lady Lesso nazwała jego słowa "niezwykle trafnymi i przemyślanymi".

Uczniowie czekali z napięciem, żeby zobaczyć komu przypadnie trójka, a kiedy, dymiąca i żarząca się, przydzielona została Judith, większość nigdziarzy zmarszczyła z niezadowoleniem brwi. Sama dziewczyna uniosła lekko głowę, starając się ukryć zaskoczenie. Nauczycielka natomiast skomentowała tylko cicho jej rozsądne podejście do nauki, chociaż wydawała się myśleć o czymś jeszcze.

Przypominający wampira Eudon zdobył srebrzystą, ostro wykończoną czwórkę, ale w tym przypadku Lady Lesso nic nie powiedziała, kiwając tylko pochwalnie głową. Odezwała się za to do fioletowego Vina, któremu przypadła ciemna, lśniąca piątka, stwierdzając, że jego pomysły są dobre, ale powinien być ostrożniejszy i mniej pewny siebie.

Surowo zdobiona szóstka przypadła Thomasowi, do którego Lady Lesso tylko nieznacznie się uśmiechnęła.

 

Każda ocena wyglądała coraz mniej majestatycznie, w pewnym momencie stawały się one nawet popękane i żałosne. Uczniowie, którzy wciąż nie mieli przydzielonego miejsca wpatrywali się też coraz bardziej niechętnie w tych, którym poszło dobrze.

Siedem, co nieco dziwne, pojawiło się nad głową Kim, którą nauczycielka pochwaliła za pomysłowość. Walburga skrzyżowała ze złością ramiona, przeczuwając już, że poszło jej słabo, ale równocześnie obiecując sobie, że na następnych lekcjach nie będzie dawała się tak łatwo spychać na dno rankingu.

Ósemkę otrzymała Scarlett, której sposób myślenia Lady Lesso nazwała "interesującym", natomiast dziewiątkę Hadrion, którego rozważania podobno obierały odpowiedni kierunek.

Alisa wydawała się niezadowolona z na wpół przeźroczystego i porysowanego dziesięć, które pojawiło się nad jej ławką, ale wciąż była ona w tej lepszej połowie, a nauczycielka obdarzyła ją nieznacznym uśmiechem, jednak bez żadnego komentarza. Miejsce jedenaste, za "całkiem zadowalającą odpowiedź", otrzymał natomiast Alaric. Ostatnią osobą, która uplasowała się na dość dobrej pozycji, był Pollux ze swoją dwunastką, któremu Lady Lasso jedynie nieznacznie skinęła głową.

Pierwszym nigdziarzem, który według Lady Lesso powinien się wstydzić i robić wszystko, by się poprawić, była Prisma, która jednak nie wyglądała na szczególnie zmartwioną otrzymaną trzynastką, jakby i tak była to lepsza ocena od tej, której się spodziewała.

Zupełnie inaczej wyglądało to w przypadku Walburgi, która wydawała się oburzona przyznaną jej czternastką, ale nic nie powiedziała, tylko odwróciła gwałtownie głowę i wbiła mordercze spojrzenie w oszronione okno. Kim nachyliła się i coś do niej szepnęła, natomiast Elvira, która siedziała bardziej z tyłu, jedynie rzucała jej ponure spojrzenia. Lady Lesso obserwowała ją przez chwilę z powagą, a potem przeszła do dalszego oceniania.

Piętnastka pojawiła się nad ławką Lavalle'a, który widząc ją zaczął sprawiać jeszcze bardziej ponure i chłodne wrażenie. Ewidentnie musiał zmusić się do tego, żeby spokojnie wysłuchać nauczycielki, która, choć pochwaliła to, że słuchał na Ceremonii, zaznaczyła też, że spoczywanie na banalnych odpowiedziach często prowadzi do zguby.

 

Margo, która do tej pory coraz mocniej zaciskała pięści pod ławką, spojrzała zirytowana na szesnastkę, którą Lady Lesso wyczarowała nad jej głową. Zdawała sobie sprawę, że takie miejsce w rankingu plasowało by ją na granicy sługusów i mogryfów i napawało ją to olbrzymim gniewem, ale także, musiała to przyznać, stresem. Nie spodziewała się tego i odwróciła szybko głowę od Judith, która chciała chyba coś jej powiedzieć. Nigdziarka pomyślała, że łatwo by jej było mówić, skoro sama zajęła aż trzecie miejsce, ale kiedy usłyszała jeszcze od nauczycielki, że "mogłoby być lepiej, za dużo emocji, za mało logiki", musiała przygryźć wargę do krwi, żeby powstrzymać niepotrzebną odzywkę. Obróciła się wymownie plecami do Judith, pokazując jej, że nie chce ani jej współczucia ani jej rad. Rozwiąże to wszystko samodzielnie, w końcu to właśnie sobie obiecała, kiedy porywał ją stymf.

Równie zdenerwowana ze swojej niskiej pozycji była Labrenda, która znajdowała się już bezpośrednie w strefie uczniów zaliczających się do mogryfów i natychmiast sobie obiecała, że szybko ją opuści. Nauczycielka przyznała jej siedemnastkę, przypominając surowo, że bezsensowna przemoc to nie to, na czym powinien opierać się nigdziarz.

Wybitnie zrozpaczony swoim miejscem wydawał się za to Navin, któremu Lady Lesso przyznała nudną, wyglądającą na kamienną osiemnastkę. 

- Ale dlaczego? - zapytał, marszcząc brwi i schylając głowę. Nauczycielka tylko spojrzała na niego bez żadnego współczucia i nic nie powiedziała.

Bathilda przyjrzała się znużona przyznanej jej dziewiętnastce i wysłuchała spokojnie profesor, która zganiła ją za generalizowanie i niedocenianie wroga.

Co ciekawe, przypominający olbrzyma De otrzymał miejsce dwudzieste i Lady Lesso z wyraźnym niezadowoleniem stwierdziła, że jego odpowiedź, choć poprawna, była oczywista i po prostu nudna. Nigdziarz w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.

Gilbert zmarszczył brwi i zacisnął pięści, starając się nie patrzyć na numer dwadzieścia jeden, który pojawił się nad jego głową. Profesor nie musiała nawet komentować jego odpowiedzi, sam zdawał sobie sprawę jak żałosna była. Był na siebie wściekły, że pozwolił sobie na tak rażący brak skupienia i zastanowienia. Poza tym czuł na swoich plecach pogardliwy wzrok Ravera, swojego współlokatora, który był dla niego dodatkową karą.

 

Przy następnych ocenach Lady Lesso zwlekała trochę dłużej, najwyraźniej wciąż się zastanawiając, ale ostatecznie miejsce dwudzieste drugie trafiło do Christiana. Ostatnia trójka otrzymała specjalną uwagę nauczycielki, która surowo skomentowała ich odpowiedzi.

- Christian. Pokazałeś w sposób wyzywający, że nie obchodziło cię to, co mówiłam na początku lekcji. W ogóle mnie nie słuchałeś i takie są tego skutki. Zaznaczałam wyraźnie, że bezsensowna przemoc nie czyni z was nigdziarzy, tylko bezmózgie potwory - ostatnie zdanie skierowała do całej klasy. - Wstydź się -

powiedziała jeszcze chłodno do nigdziarza, a potem odwróciła się do Savy, która w tej chwili wyglądała już, jakby miała ochotę wstać z ławki i bezceremonialnie wyjść z klasy. Nad jej głową pojawiła się cuchnąca liczba dwadzieścia trzy, ale dziewczyna tylko zacisnęła zęby i wpatrywała się morderczo w Lady Lesso. Nauczycielka była tym jednak kompletnie niewzruszona.

- Sava. Najpierw pokaz arogancji i braku posłuszeństwa, a potem usprawiedliwianie się plotkami. Jeśli dalej będziesz zachowywać się w ten sposób, to nie zostaniesz niczym więcej niż deptanym przez wszystkich chwastem - skomentowała bezlitośnie kobieta, a Sava tak mocno wbiła ostre paznokcie w lodową ławkę, że zrobiła w niej wgłębienia. Jakimś cudem udało jej się jednak powstrzymać od odezwania się choćby słowem.

Adelia, która jak do tej pory tylko przyglądała się ze strachem innym uczniom i otrzymywanym przez nich stopniom, zacisnęła powieki, kiedy nad jej głową uformowała się pokruszona dwudziestka czwórka. Inni nigdziarze obserwowali ją z politowaniem i rozbawieniem, kiedy drżąc skuliła się, oczekując na słowa nauczycielki jak na uderzenie batem. 

Lady Lesso jednak tylko spojrzała na nią z pogardą i syknęła:

- Adelia. Zostań po lekcji.

Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała z niedowierzaniem na oddalającą się kobietę i powiewający za nią długi warkocz. Po jej minie można było wywnioskować, że ze wszystkich rzeczy, które mogła usłyszeć, ta była dla niej najgorsza.
W ten oto sposób lekcja Klątw i Pułapek dobiegła końca.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Jedyne co można było powiedzieć teraz o Christianie, to, to, że najpewniej niewiele o ile w ogóle zainteresowała go reakcja nauczycielki. W swoim uznaniu wypadł świetnie i to mu wystarczyło. W chwili więc gdy tylko nauczycielka odeszła zaczął podobnie jak zresztą Thomas obserwować resztę uczniów. Christian spojrzał ponuro na nigdziarkę, która udzielała odpowiedzi, a zaraz potem podniósł przed swój wzrok dłoń. Nadal były na niej ślady jej paznokci po tym jak zaatakował te niby nigdzirakę, o tak o niej też nie zapomniał. Thomas natomiast spoglądał niepewnie na dziewczynę. Po tym jak ta zepchnęła Elvire ze schodów miał wrażenie, że coś było z nią nie tak, zwłaszcza gdy widział jej dziwne reakcje. Mimo wszystko jej odpowiedź według Christiana miała sens. Thomas zresztą myślał podobnie, ale uważał, też że za mało jeśli chodzi o te pytanie.

 

Słysząc kolejne oboje spojrzeli z zaciekawieniem. Christian już od dawna marzył o własnym nemezis, miał w głowie tysiące możliwości tortur i w rezultacie uśmiercenia dla swojego nemezis. Thomas natomiast nigdy nie rozmyślał nad tym. Było tylko kilka osób, które mógłby uznać za nemezis i to oni zgotowali mu obecny los. jak miałby znienawidzić w większym stopniu kogoś kogo nawet zapewne nie zna? Słysząc o pułapce, Christian prychnął, uznając, że to zbyt czasochłonne i nie ma co się tak patyczkować ze swoim nemezis. Thomas natomiast zastanawiał się czy to byłoby takie proste jak brzmiało w ustach tej nigdziarki. W przypadku kolejnej odpowiedzi oboje byli zgodni co do tego, że nemezis musi zginąć, każdy nigdziarz w końcu to wiedział. Odpowiedź następnego nigdziarza znów dała odmienne reakcje. Thomas pochwalał, że nigdziarz miał plan, a dla Christiana znów to było zbyt wyszukane.

 

Kolejne pytanie i zupełnie różne spostrzeżenia co do niego. Dla Christiana zawszanie byli słabi i żałośni, a ich mordowanie było dla nich swoistą przysługą by uwolnić ich od żałosnego życia jakie wiedli. Thomas nienawidził zawszan. bo zaraz po tych, którzy zapewnili mu życie bez rodziny, to właśnie zawszańscy ludzie traktowali go nie gorzej niż zwykłego śmiecia. A jednak wiedział, że sam pochodzi od zawszan i to rodziło problemy. Christian uznał odpowiedź nigdziarki za trafną, jeśli chodzi o opis zawszan, a Thomas nie był co do tego przekonany. Gdy do głosu doszła nigdziarka o licznych bliznach, Christian uznał jej opinie za trafną. Zresztą kto by chciał upodabniać się do zawszan czy tworzyć z nimi relacje? Thomas znów przypomniał sobie dzieciństwo, ale wiedział, że nie jest już taki jak wtedy. W wypadku kolejnej odpowiedzi obaj byli zgodni, że nigdziarka ma racje. Zwłaszcza Thomas, który nie raz poczuł takie traktowanie na własnej skórze.

 

Gdy nauczycielka wróciła do biurka, Thomas z uwagą jej słuchał chcąc wyciągnąć jak najwięcej by przygotować się na przyszłość. Christian natomiast wyglądał na znużonego już tym wszystkim. Niedługo później nadeszło nadawanie miejsc. Obaj chłopcy byli w szoku widząc komu przypadło pierwsze miejsce. W pewnym sensie Thomas miał wrażenie, że poczuł ulgę widząc wysokie miejsce nigdziarki, zaraz jednak przestał na nią spoglądać. Nie był jej sługusem i nie zależało mu na niej, to sobie wmawiał w głowie. Christian niemal prychnął w irytacji. Nie rozumiał jak niby podróbka nigdziarki mogła być pierwsza. Aż nie spojrzał na nauczycielkę i wszystko było dla niego jasne. Miał tylko nadzieję, że ta druga o zawszańskiej urodzie będzie choć trochę lepiej znała się na prawdziwym złu. Obaj spoglądali na kolejne miejsca, ale o ile Christian był coraz bardziej wściekły widząc miejsca innych tak wysoko, tak Thomas wyglądał jakby wcale nie myślał, że będzie wysoko. Gdy zobaczył nad swoja głową szóstkę był w niemałym szoku podobnie jak zresztą Christian, który miał ochotę wstać i wyrazić na głos co myśli za przydzielenie komuś takiemu jak on tak wysokiego miejsca.

 

Christian patrzył po kolejnych miejscach, widząc już dziesiąte czy siedemnaste, a jego oceny nadal nie było. Dopiero gdy została trójka najgorszych uczniów, Christian miał znowu ochotę wstać z ławki by zaprotestować, aż nauczycielka nie odezwała się w jego kierunku. Zmarszczył brwi widząc swoje miejsce i słuchając tego co do niego mówiła. Z pewnością... Jakby ktoś taki wiedział co jest złe. Nie jednego zawszanina w życiu już nastraszył tak, że wszyscy w jego miasteczku go teraz unikają, a ktoś taki mu radzi? Gdy potem nauczycielka zwróciła się do ostatnich nigdziarek. Christian zaczął lekko pod nosem złośliwie chichotać, słysząc, że jedna z nich zostanie po lekcji. Thomas natomiast nadal był zdziwiony tym, że tak dobrze mu poszło, a przy tym już nie zwracał na nic innego teraz uwagi.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Lisa wyszła z klasy nieznacznie zirytowana. Nie żeby przejmowała się tym, jakie dostała miejsce, po prostu realnie zaczęła się martwić, czy w ogóle dotrwa do końca dzisiejszego dnia, żeby móc ponownie włamać się do Akademii Zła. Najgorsza była jednak jeszcze inna myśl. Kiedy wyszły na korytarz mogła zobaczyć za oknem wystające z mgły, czarne, ostre wieżyczki mrocznego zamku i w jej głowie zaczęły pojawiać się wątpliwości. Skoro ona sobie nie radzi, to co dopiero Adelia? A jeśli to jej przyjaciółka nie przetrwa dzisiejszego dnia i spotka ją coś strasznego? Z tym jednak nie mogła nic na tę chwilę zrobić i chyba właśnie to napawało ją takim strachem. Już czuła, że jej serce zaczyna szybciej bić, kiedy z tego błędnego koła stresu na szczęście wyrwała ją Stephanie. Lisa odwróciła się w jej stronę ze słabym uśmiechem, dochodząc do wniosku, że Adelia na pewno jakoś sobie poradzi.

Musi.

To tylko jeden dzień.

Na pewno znajdzie się ktoś gorszy.

- Wyglądasz jakoś tak słabo - powiedziała jej współlokatorka, szturchając ją w bok, kiedy schodziły po różowych, szklanych schodach. - Rozchmurz się. Następna lekcja to Historia Bohaterstwa w Teatrze Baśni, więc jest szansa, że nie pójdzie nam tak tragicznie jak na Etykiecie.

Lisa skinęła głową. To prawda, historia była ciekawym przedmiotem. W każdym razie na pewno ciekawszym niż nauka odpowiedniego przywitania. Co nie znaczyło jednak, że ruda dziewczyna nie wolałaby, żeby ten dzień po prostu się już skończył.

Na parterze zderzyły się przypadkiem z kościstą Monicą, która odwróciła się przerażona, a potem zaczęła szybko je przepraszać. Kiedy dała sobie w końcu wyjaśnić, że nic się nie stało i ruszyły dalej, zostawiając ją w okolicy schodów, wpatrzoną w portrety, Lisę przeszył jakiś bardzo nieprzyjemny dreszcz. Zanim zniknęły na korytarzu prowadzącym do Teatru Baśni, odwróciła się jeszcze, żeby ostatni raz na nią spojrzeć.

Coś w tej dziewczynie ją zmartwiło, ale nie była w stanie powiedzieć co.

 

Księżniczki takie jak Vivienne klasę opuściły jako jedne z ostatnich, prawie idealnie wtedy, kiedy wróżki zaczęły brzęczeć, obwieszczając oficjalny koniec pierwszych zajęć. Tym razem Emeralda dołączyła do Nerysy i Arii, w końcu ignorując Sophie, w przeciwieństwie do Vivienne, Lucindy i Constantine, które wciągnęły księżniczkę ze Śnieżnych Wzgórz do swojej grupy, rozprawiając o dopiero co skończonej lekcji.
- Gratulacje za zajęcie tak wysokiego miejsca, moja droga - powiedziała miło Vivienne, uśmiechając się lekko do Sophie. O tym, że sama była oczywiście pierwsza nie wspomniała, jakby była to oczywistość, do której wszystkie powinny się przyzwyczajać. Zaraz potem przeszła do kolejnego tematu - Naprawdę jestem pod wrażeniem kontroli profesora Polluksa. Ja na jego miejscu wyrzuciłabym z klasy Czytelniczkę i tą drugą za tak bezczelne zachowanie.
Droga schodziła im na plotkowaniu, przynajmniej dopóki w głównym holu nie spotkały się z książętami. Abraxas, Ambrosius, Eryk oraz Edward schodzili właśnie grupą po schodach jednej z męskich wież. Kiedy książę z Kyrgios zauważył Vivienne, natychmiast ruszył w jej stronę, a towarzyszący mu chłopcy ruszyli za nim. Sama blondynka wystąpiła kilka kroków w ich stronę, wyciągając przy tym ręce jak księżniczka uwięziona w wieży. Jej chłopak wziął ją w ramiona i pocałował delikatnie w policzek, a zaraz potem odsunął się lekko, wciąż jednak trzymając jej bladą dłoń.
- Nie wątpię, że poradziłeś sobie wspaniale, najdroższa - powiedział pewnie Abraxas, obserwując Vivienne z satysfakcją. Ta w odpowiedzi malowniczo odgarnęła swoje długie, lśniące włosy.

- Oczywiście, zajęłam pierwsze miejsce. Tak jak ty, nieprawdaż?

Abraxas spojrzał w jej śliczne, błękitne oczy i zmarszczył brwi, jakby był niezadowolony z tego, co musi powiedzieć.

- Niestety, Vivienne, byłem drugi.

Stojący obok niego Edward uśmiechnął się figlarnie, ale, co nieco dziwne, skierował ten uśmiech do Sophie. Vivienne natomiast wyglądała na niezwykle zdziwioną i przyłożyła sobie jedną dłoń do serca, na jej twarzy wyraźnie widać było niezadane pytanie. Abraxas jednak potrafił zgrabnie wybrnąć z tej sytuacji i delikatnie odgarnął jej włosy do tyłu, mówiąc:

- Naszym dzisiejszym zadaniem, dość śmiesznym muszę przyznać, było jak najlepsze skomplementowanie i wychwalenie zalet księżniczki, którą profesor nam przydzielił. Miało ono sprawdzić nasze zdolności w obyciu z damami. Mi dostała się księżniczka Constantine - spojrzał mimochodem na niską dziewczynę z mocno pomalowanymi szminką ustami i bardzo zarozumiałą miną - i chociaż o jej urodzie i elegancji można powiedzieć wiele, to rozumiesz chyba, że nie jestem w stanie zobaczyć perfekcji i prawdziwego piękna w nikim poza tobą.

 

Eryk uśmiechnął się, unosząc jedną brew, najwyraźniej pod wrażeniem, natomiast Ambrosius tylko odwrócił głowę, ewidentnie nadal wkurzony. Vivienne wyglądała jednak na udobruchaną i pozwoliła mu jeszcze raz się przytulić, zanim całkiem się od niego odsunęła i dołączyła do grupy księżniczek. Zanim ktokolwiek zdążyłby kontynuować rozmowę, głos zabrała Constantine, spoglądając niemal surowo na księcia Piaszczystych Wydm. Jej głos był wysoki, słodki, ale też nieco pretensjonalny, a powieki zmrużyła tak, że długie rzęsy prawie zakryły ciemnowiśniowe oczy.

- A jak poszło tobie, księciu Ambrosiusie?

Opalony blondyn nagle zaczął wyglądać na bardziej zawstydzonego niż rozgniewanego. Na jego policzkach zaczął się nawet formować rumieniec, kiedy przesunął niezręcznie dłonią po swoich gęstych włosach. Zanim odpowiedział, spojrzał z prośbą na Eryka, ale żaden z książąt nie kwapił się do tego, żeby pomóc mu w tej sytuacji.

- Cóż... ostatnie... ale to nie była moja wina! Profesor przydzielił mi tę okropną Stephanie, a przecież chyba sama rozumiesz, księżniczko, że o niej nie można powiedzieć praktycznie nic dobrego!

Już kiedy mówił Constantine odwróciła ostentacyjnie głowę i prychnęła pod nosem. Ambrosius wyraźnie spochmurniał, ale jego dalsze tłumaczenie się uniemożliwiła Vivienne, z pytaniem, które wyraźnie chciała zadać już wcześniej, ale jej przerwano.

- A więc kto zajął pierwsze miejsce?

Książę Edward opuścił głowę, uśmiechając się nieznacznie, czarne włosy malowniczo opadły mu na czoło. Sam jednak się nie odezwał, zrobił to za niego Abraxas, brzmiąc tak jakby z jednej strony był pod wrażeniem, a z drugiej ciągle zirytowany tym, że to nie on może tytułować się tym pierwszym.

- Edward, jak pewnie się spodziewałaś - Vivienne skinęła głową, spoglądając na syna Śnieżki z sympatią, która jednak wyraźnie miała zabarwienie koleżeńskie. Wydawała się po prostu uważać, że książę jest dla niej godnym towarzystwem - Profesor przydzielił mu księżniczkę Sophie - Abraxas spojrzał w stronę ciemnowłosej zawszanki, jakby dopiero teraz ją zauważył - Ja sam muszę przyznać, że opisał ją w sposób... wyjątkowy.

- Nie mógłbym dostać przyjemniejszego zadania - odezwał się w końcu Edward, uśmiechając się czarująco do Sophie. Zrobił też krok w jej stronę i po książęcemu ucałował jej dłoń. Wydawało się, że chciał zrobić to już wcześniej, ale najwyraźniej czekał na odpowiedni moment, aby nie urazić innych obecnych tu dam. - W pewnym sensie można by powiedzieć, że zwyciężyłem dzięki tobie, księżniczko - dodał żartobliwie.

Chociaż zgodzili się mówić do siebie po imieniu, w towarzystwie nadal odpowiedniejsze było używanie zwrotów grzecznościowych.

Zaraz potem w oddali rozległo się brzęczenie wróżek, które oznaczało, że zbliża się czas kolejnych zajęć, musieli więc zacząć kierować się w stronę Teatru Baśni.

 

Aidan oczywiście nie mógł iść w milczeniu, więc kiedy razem z Alanem i Hectorem schodzili na parter, cały czas gadał o dopiero co minionych zajęciach, przy okazji lekko podskakując, najwyraźniej w takim stopniu podekscytowany tym, że nauczyciel ukarał ucznia za obrażanie Stephanie. Hector raczej się nie odzywał, obserwując go tylko z uśmiechem, chociaż w pewnym momencie pokiwał głową, wyraźnie się z nim zgadzając. W pewnym momencie dołączył do nich także Damien, który wyglądał na nieco ponurego, choć kiedy zobaczył entuzjazm Aidana, sam nie mógł powstrzymać lekkiego uśmieszku.

- Te pierwsze zajęcia były dziwne. Jestem za to bardzo ciekaw, czego będziemy uczyć się na Historii  Bohaterstwa - stwierdził poważny chłopak, kiedy wychodzili na parter. Minęli sporą grupę książąt i księżniczek, wśród których Alan mógł na pewno dojrzeć Sophie, jednak w tej chwili Edward mówił coś do niej, przy okazji unosząc do ust jej dłoń, więc ciężko było oczekiwać, aby zwróciła na nich uwagę. W korytarzu spotkali natomiast księżniczkę Monicę, która samotnie i powoli kierowała się w stronę Teatru Baśni. Aidan natychmiast ze swoim typowym entuzjazmem wciągnął ją do ich grupy, ale dziewczyna w odpowiedzi tylko spojrzała na nich oszołomiona, a potem, nadal w milczeniu, kontynuowała marsz obok nich, niby między ludźmi, ale jakby wciąż sama.

Największą uwagę zwrócił na to chyba Damien, który obserwował ją aż do momentu w którym podeszli pod zamknięte, wielkie drzwi Teatru Baśni.

Tam spotkali Emeraldę, Nerysę, Magdę, Arię, Juliana, Daylę, Lisę, Stephanie oraz Kato i Odiona, wszystkich najwyraźniej czekających na przybycie profesora. Co oczywiste Aidan natychmiast podskoczył w stronę Stephanie, która spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale też i szerokim uśmiechem.

- Co jest? - zapytała, widząc jego rozbawienie, a chwilę później śmiała się razem z nim, kiedy opowiedział jej dokładnie o czym były zajęcia i jak skończył Ambrosius.

 

Damien zdążył już od nich odejść, dołączając do swojej siostry i przy okazji pociągając Monicę za sobą. Został z nimi jednak Hector, który teraz także cicho się śmiał, bardziej na widok pozytywnej energii, jaką rozsiewali Aidan i Stephanie, niż z powodu tamtej sytuacji. Wkrótce ich uwagę zwróciła jednak Lisa, która do tej pory tylko przysłuchiwała się temu wszystkiemu z rozbawieniem.

- Skoro o tobie mówili takie rzeczy, to jestem ciekawa co wymyślali o mnie.

- Nie no, ciebie dostał Alan - nie wiele myśląc powiedział Aidan, w ogóle nie zwracając uwagi na to, że jego współlokator może się teraz poczuć skrępowany. Lisa nie wyglądała jednak, jakby miała zamiar go o to dopytywać. Zamiast tego wychyliła się w ich stronę, jakby chciała zdradzić im jakąś wielką tajemnicę.

- Ale chyba ty, tak dla odmiany, nie nazwałeś mnie czaplą, nie? - Aidan i Hector unieśli brwi, a Stephanie znów zaczęła się śmiać. To ona zresztą była tą, która zdecydowała się to wyjaśnić.

- My na zajęciach Etykiety musiałyśmy robić jakieś głupie dygnięcia na przywitanie. Profesor stwierdził, że... czekaj, jak to było... Lisa "powinna dygnąć, a nie udawać czaplę", no i Lisa się trochę wkurzyła, ja też swoją drogą, no więc po prostu podałyśmy sobie ręce na przywitanie i wróciłyśmy do ławki. Żebyście widzieli minę tego profesora... który tak na marginesie był kotem z głową psa. No ogólnie kosmos.

Aidan nie zaśmiał się, tylko cały czas unosił wysoko brwi, jednak to Hector uprzedził go z najważniejszym pytaniem.

- I które wam przydzielił miejsca? - brzmiał na nieco niepewnego.

- Mi ostatnie, a Stephanie przedostatnie - Lisa wzruszyła ramiona i zmarszczyła brwi. - Muszę się teraz już pilnować na tych zajęciach, bo dwa ostatnie miejsca i tak mam murowane.

- Dwa? - zapytała Stephanie, odwracając się w jej stronę.

- No a Pielęgnacja Urody? Proszę cię, wystarczy, że wejdę do klasy, jak tylko nauczycielka mnie zobaczy, to już będę miała dwunastkę nad głową.

- Nie przesadzaj - odpowiedziała Stephanie, szarpiąc za wstążki swojej sukienki. Brzmiała teraz o wiele poważniej, bo choć uważała jedno ostatnie miejsce za nic wielkiego, to dwa niebezpiecznie ocierały się już o granicę, którą wszyscy znali. Lisa widząc, że wszyscy nieco spochmurnieli, szturchnęła stojącego najbliżej Hectora w bok.

- No dajcie spokój, przecież nic się jeszcze nie stało - uśmiechnęła się lekko.

No dobra, sama się stresowała, no ale przecież nie zamierzała pozwolić na to, żeby inni się o nią martwili. I tak jej tu wkrótce nie będzie, a pozgarnianie tych kilku ostatnich miejsc, póki jeszcze nie uciekła, jest jedyną przysługą, jaką może wyświadczyć tym uczniom, których zdążyła już trochę polubić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Jedno na pewno można było powiedzieć o Aidanie, że jego energia i optymizm były w nim niewyczerpane. Nie był nawet markotny tym, że nie za bardzo poszło mu na ostatniej lekcji. Nawet się nie skarżył tym jaką księżniczkę mu przydzielono. Wcale nie zwracał na to uwagi. Jego myśli błądziły wokół ostatniej lekcji, ale z zupełnie innego powodu, a tym powodem była księżniczka Stephanie, która najwyraźniej zdążyła już całkiem zawirować mu w głowie. Uśmiechałem się również widząc jego radość i ten zaraźliwy optymizm. Nagle spostrzegłem jak do naszej grupki dołączył Damien, najwyraźniej nie był do końca zadowolony ostatnią lekcją. Gdy usłyszałem o historii bohaterstwa, sam zacząłem się zastanawiać jak może wyglądać ta lekcja. Szczerze mówiąc to był jeden z przedmiotów, na którym miałem nadzieje dobrze wypadać.

 

Gdy poruszałem się w grupie książąt, których zdążyłem już polubić nagle coś zobaczyłem, a była to moja kuzynka. Gdy tylko spotkaliśmy się w Akademii nie odstępowała mnie na krok. Teraz było inaczej, zwłaszcza gdy widziałem jak Edward chwyta jej dłoń i nagle ją delikatnie całuje. Widziałem w jej oczach przez niewielką chwilę radość taką, której nie widziałem u niej od lat. Nie sądziłem bym był kiedykolwiek w stanie porozumieć się z nim do perfekcji, ale widząc radość Sophie nie chciałem jej tego psuć i pragnąłem zaakceptować jej wybór. Nagle spostrzegłem jedną z księżniczek, która teraz poruszała się samotnie. Nie byłem pewny dlaczego tak było. Czy nie potrafiła się tu odnaleźć? Aidan zachował się jak na księcia przystało i zaprosił ją by do nas dołączyła. A mimo to nawet idąc z nami wyglądała jakby była zupełnie sama i wciąż nie rozumiałem co jest powodem jej izolacji. Nim mógłbym bardziej przemyśleć w czym leży problem, Damien zniknął zabierając ją ze sobą w kierunku swojej siostry. A ja ujrzałem kolejną grupę zawszan, wśród których była Elisabeth. Nie wiedziałem dlaczego, ale gdy ją tylko zobaczyłem poczułem się szczęśliwszy.

 

Aidan jako pierwszy zaczepił Stephanie mówiąc o tym co było na naszej lekcji. Nie byłem pewny jak zareaguje po tym jak się dowie co mówił o niej Ambrosius. Jakbym jednak tego nie robił, nie pomyślałbym, że będzie to rozbawienie. Gdy padło pytanie Elisabeth poczułem się zakłopotany. Nim cokolwiek powiedziałem Aidan mnie uprzedził. Poczułem się teraz jeszcze bardziej zakłopotany, słysząc jego wyznanie. Gdy zaczęła mówić o czapli spojrzałem na nią nieco zdezorientowany. Zaraz jednak wszystko zostało wyjaśnione, a ja spoglądałem na nią teraz bardziej zmartwiony. Poczułem się naprawdę źle słysząc o tym co było na jej lekcji. Zwłaszcza, że mi poszło tak dobrze. W momencie, w którym zaczęła mówić o pielęgnacji urody i kolejnym ostatnim miejscu nagle stanąłem naprzeciw niej.

 

- Jak dla mnie nauczyciel nie zachował się do końca sprawiedliwie z tymi ocenami. To oczywiste, że rodziny królewskie są szkolone nawet z takich powitań, jak wy więc miałyście z nimi konkurować, skoro to był wasz pierwszy raz? - zmarszczyłem lekko brwi. - Nie powinnaś jednak siebie tak oceniać nim jeszcze zaczęła się lekcja. Nie jesteś w niczym gorsza od pozostałych księżniczek, musisz w to tylko uwierzyć i pokazać to nauczycielom na lekcji - powiedziałem twardo, będąc pewnym swoich słów.

 

Sophie

Dziewczyna zaczęła powoli kierować się ku wyjściu. Miała zamiar wyjść w towarzystwie Nerysy i Arii, ale gdy zobaczyła w ich pobliżu Emeraldę, która już nie raz ją atakowała, postanowiła się wycofać. Nie została mimo to sama, bo zaraz do niej dołączyły inne księżniczki w postaci Vivienne, Constantine oraz Lucindy. Słysząc gratulacje od tej pierwszej, Sophie podziękowała jej. Jednak nie była przekonana czy powinna się cieszyć. Będąc za innymi nigdy nie pokaże jak jest wyjątkowa. Musiała wziąć na siebie więcej pracy by pokazać na co ją stać. Gdy Vivienne zaczęła mówić o rudowłosej księżniczce, Sophie poczuła się roztargniona. Nadal jej nie znosiła, była co do tego pewna. Ale nadal zadawała sobie mimo to pytanie: czy ona na pewno była taka zła? Wciąż miała w pamięci jak złapała jej parasolkę, a potem jej ją po prostu oddała, jak nigdy nic. Czuła się coraz bardziej przez to zagubiona.

 

Rozmyślania z tym związane zostały przerwane gdy natknęły się na grupę książąt. Sophie starała się opierać by nie spojrzeć na Edwarda, wiedząc, że musi skupić się teraz na zajęciach, bo inaczej zawsze będzie w cieniu innych. Nie było jej łatwo oderwać od niego swojego spojrzenia. Naprawdę dziwnie czuła się w jego obecności. Miała nawet wrażenie jakby temperatura w szkole nagle urosła. Zaraz jednak jej uwaga skupiła się na czułym powitaniu księcia Abraxasa z Vivienne. Gdy do jej uszu dotarły słowa księcia była zdziwiona, słysząc, że ten nie był pierwszy, była przekonana, że będzie z nim tak jak z Vivienne. Wtedy jej wzrok znowu powędrował na Edwarda, dzięki czemu zobaczyła jego uśmiech. Czy to było możliwe by Edward zdołał to zrobić? Pomyślała widząc jego wyraz twarzy i czując jakby jej serce zabiło szybciej.

 

Kiedy usłyszała, jakie zadanie im przypadło znów spojrzała na Edwarda. Zastanawiała się kogo mu przydzielono. Nadal nie rozumiała dlaczego ją to tak bardzo nurtowało. Przecież nie miało znaczenia kogo mógł komplementować, tak przynajmniej próbowała sobie wmówić, a mimo to wewnątrz czuła inaczej. W tym właśnie momencie z zamyślenia wyrwał ją głos księcia Ambrosiusa. Nie mogła uwierzyć, że zajął tak niskiej miejsce. Jak się okazało winna temu była jedna z jej współlokatorek. Jednak nawet o niej nie potrafiła po tym co się stało źle myśleć, przynajmniej teraz. Sama już nie będąc już pewną niczego. Właśnie wtedy padło w końcu pytanie, które ją nurtowało. Gdy odpowiedź padła, Sophie otworzyła niemal usta w szoku, ale nie dlatego, że nie wierzyła w jego zwycięstwo, a dlatego, że usłyszała kogo miał komplementować. Czy to było możliwe, że naprawdę mógł ją polubić? Czuła się z każdą chwilą coraz bardziej zakłopotana, zwłaszcza gdy słyszała, że opisał ją w wyjątkowy sposób. Gdy Edward przemówił, Sophie poczuła jak jej serce znów szybciej zabiło, a kiedy chwycił jej dłoń by znowu delikatnie ją ucałować, tak jak było to przy śniadaniu, znów zdołała się ledwo powstrzymać by nie spłonąć rumieńcem na całej twarzy.

 

- Ja... - wyjąkała zszokowana, naprawdę nie wiedząc jak zareagować, nawet zapomniała teraz o wrogiej jej Emeraldzie z powodu właśnie tego księcia. Czuła się tak bardzo szczęśliwa jakby nie pamiętała kiedy tak ostatnio było. Miała wrażenie, że zaraz się rozpłaczę z radości. W końcu zdołała otworzyć usta by wyrwać się z tej blokady emocjonalnej, które zgotowały jej wszystkie emocje kłębiące się teraz w niej. - Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwa - Uśmiechnęła się do niego niezwykle czule, tak jakby byli tu teraz zupełnie sami. - Jedyne czego żałuje, to, to, że sama nie mogłam usłyszeć twych pięknych słów - powiedziała niezwykle wzruszona tym wszystkim co się teraz stało.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Uczniowie wstawali i szybkim krokiem udawali się do wyjścia. Prawie każdy chciał już po prostu opuścić lodową klasę i wrócić na korytarz, który, choć wcześniej chłodny, teraz wydawał się być wypełniony wiosennym ciepełkiem. Ciężkie buciory stukały po lodzie. Wyraźnie widać było, kto zajął jakie miejsce, po zaciśniętych pięściach i grymasach na twarzy. Już przy drzwiach zaczęło robić się gwarno, uczniowie dyskutowali, żalili się i przechwalali. Tylko Adelia wciąż siedziała jak skamieniała na swoim miejscu, przełykając ciężko ślinę i z mocno bijącym sercem oczekując chwili w której zostanie w klasie sama ze straszną nauczycielką. Czego mogła się spodziewać? Czy czeka ją kara za tak słaby wynik? A może już chcieli wyrzucić ją z Akademii? Ale przecież z tymi, którzy nie zdali, miały się dziać straszne rzeczy, tak mówili na Ceremonii! Mówili tam też, że nie zdaje się po zajęciu trzy razy z rzędu ostatniego miejsca... a może nie? Sama już nie nie miała pojęcia.

Drzwi trzasnęły głośno, Sava wychodziła jako ostatnia. Lady Lesso spojrzała w ich stronę z irytacją, a potem znów skupiła się na jakimś dzienniku na swoim biurku. Adelia trzęsła się mocno, szczękając zębami i spoglądając ukradkiem zaszklonymi oczami na kobietę, oczekując najgorszego...

- Podejdziesz tu w końcu, czy będziesz tak siedzieć na końcu klasy?

Dziewczyna bardzo powoli zsunęła się z lodowej ławki, odgarniając brudnym rękawem włosy, które z powodu stresu przykleiły jej się do czoła. Owinęła się ochronnie ramionami i zaczęła z opuszczoną głową kierować się w stronę biurka nauczycielki, powłócząc przy tym nogami. Skostniałe z zimna stawy protestowały i dodatkowo spowalniały jej ruchy, całą sobą sprawiała wrażenie, jakby właśnie zmierzała na ścięcie. To najwyraźniej irytowało Lady Lesso.

- Jeśli w przeciągu trzech sekund nie znajdziesz się przede mną, to będziesz w ten żałosny sposób szła do Sali Udręki.


Adelia pisnęła i mimo strachu i bólu podbiegła szybko do biurka, przy okazji uderzając w nie kolanami. Jej wargi drżały, kiedy podparła się na lodzie i spojrzała z wyrzutem na o wiele wyższą od siebie kobietę, która jednak była jej rozpaczą kompletnie niewzruszona. Pochyliła się, żeby złapać ją za brodę, ignorując to, że znów zapiszczała i próbowała odsunąć się do tyłu. Jej ostre, granatowe paznokcie wbijały się w czerwoną od zimna, łez i strachu twarz dziewczyny. Przez chwilę mierzyły się spojrzeniami. Chłodne, elektryzujące, fioletowe oczy Lady Lesso kontra duże, przerażone, jasnobrązowe Adelii. Jak można się było spodziewać to właśnie ta druga w końcu zacisnęła powieki, oddychając szybko i czekając, tak naprawdę nie mając pojęcia na co. Nauczycielka jednak puściła ją wtedy i wyprostowała się, obserwując uczennicę z góry.
- Ty jesteś naszą tegoroczną Czytelniczką. Jak wszyscy z Lasu za Światem nic ze sobą nie masz, prawda? 
Adelia otworzyła szeroko oczy, słysząc pytanie, którego kompletnie się nie spodziewała. Nieco nieświadomie skinęła głową, wciąż nie rozumiejąc o co właściwie chodzi. Nauczycielka uśmiechnęła się ponuro, jakby właśnie tego się spodziewała, a potem usiadła za swoim biurkiem.
- I pani dziekan nadal nic ci nie zorganizowała? No coś takiego... każę wilkom przynieść ci do pokoju jakąś torbę, coś do pisania, piżamę i ręcznik, tylko nie oczekuj żadnych luksusów, nauka w Akademii Zła ma was przede wszystkim nauczyć wytrwałości - znów na nią spojrzała, wychylając się do przodu. - Oczywiście zakładając, że w ogóle zdasz ten pierwszy dzień. Przestań się nad sobą użalać, bo w niczym ci to nie pomoże. Im dłużej będziesz walczyć z prawdą tym gwałtowniej cię ona potem uderzy. 

Gdyby Adelia się tak nie bała, to prawdopodobnie zatkałaby uszy. Nie chciała słuchać kolejnej osoby, która wmawia jej, że jest zła, co jest przecież tak oczywistą nieprawdą. Jak niby mogłaby być wiedźmą, skoro jest delikatna, grzeczna i nieśmiała? Czarne charaktery w baśniach takie nie były. O wiele bardziej pasowała tutaj Margo, ten straszny chłopak z łazienki i tak na dobrą sprawę wszyscy poza nią.

Lady Lesso jeszcze przez chwilę obserwowała ją ponuro, jakby dokładnie zdawała sobie sprawę z tego o czym myśli.

- Wiedźma i księżniczka nie mogą być przyjaciółkami - powiedziała nagle kobieta, a Adelia zamrugała i odwróciła głowę. - Najlepiej będzie, jeśli przekonasz się o tym na własnej skórze. A teraz idź już na następne zajęcia i dla twojego własnego dobra lepiej, żebyś zachowywała się na nich mniej żałośnie niż na moich

Wychodząc, a raczej uciekając z klasy, Adelia nie miała już żadnych problemów z szybkością.

 

W tym czasie uczniowie Akademii Zła zmierzali leniwie w stronę klasy w której odbywać się miała lekcja Osobistych Talentów, prowadzona przez profesor Crystal. Wilki przeciągłym wyciem obwieszczały koniec jednych zajęć i zbliżający się początek drugich, a nigdziarze dyskutowali na temat tego, o czym będzie ich uczyć pani dziekan, przy okazji wymieniając przechwałki na temat swoich talentów, które każdy jeden uczeń uważał za bardziej wyjątkowy od innych. Były też takie osoby, które nie wiedziały jeszcze, co jest ich mocną stroną, na przykład Margo, która i tak była już naburmuszona wynikiem, jaki otrzymała na zajęciach Lady Lesso. Chociaż ruda dziewczyna pędziła przed siebie z mocno zaciśniętymi pięściami, nie patrząc na nikogo, to Judith i tak cały czas szła obok niej. W końcu były zmuszone zatrzymać się w pobliżu klasy i zanim Margo zdążyłaby po raz kolejny ostrzec Judith, że nie chce jej głupiego współczucia, ta wtrąciła się, a jej chrapliwy, świszczący głos zabrzmiał jakoś tak straszniej niż zwykle.

- Słuchaj, nie jestem zawszanką, żeby cię pocieszać i wspierać albo dawać bezsensowne rady, więc przestań patrzeć na mnie, jakbym miała taki zamiar. Jedyne, co chcę ci od początku powiedzieć, to to, żebyś wzięła się do cholery w garść, bo jak do tej pory idzie ci żałośnie.

Margo przez chwilę wyglądała na oszołomioną, jakby zupełnie się tego nie spodziewała, a potem na jej popękanych wargach pojawił się ostry uśmieszek. Razem stanęły pod klasą i zaczęły tak jak wszyscy wymieniać uwagi na temat nadchodzących zajęć.

 

W tym czasie także Elvira, wraz ze swoimi dwiema współlokatorkami, zmierzały mrocznymi korytarzami na następną lekcję. Blondynka nie zwracała kompletnie uwagi na zawistne spojrzenia innych nigdziarzy, którzy najwyraźniej uważali za niesprawiedliwe, że ktoś tak drobny i zdecydowanie zbyt piękny na czarny charakter mógł zająć pierwsze miejsce. Kim jak zwykle błądziła w obłokach, nieprzytomnym wzrokiem rozglądając się wkoło, a Walburga najwyraźniej wyzbyła się już złości z poprzednich zajęć i była zdeterminowana, by na kolejnych wypaść o wiele lepiej. W każdym razie tak można było wywnioskować po jej dumnej postawie i pogardliwych spojrzeniach, jakie rzucała wszystkim, zupełnie jakby to ona zgarnęła jedynkę, a nie idąca obok niej Elvira. Sama blondynka natomiast od początku wypatrywała Thomasa. W sumie nie miała pojęcia, dlaczego tak jej zależy na tym, żeby nadal się z nim droczyć. Sprawiało jej to po prostu dziwny rodzaj satysfakcji, jakiego wcześniej nigdy nie czuła. Zobaczyła go jednak dopiero pod drzwiami klasy profesor Crystal, gdzie stali już prawie wszyscy uczniowie. Nie zatrzymała się, aby z nim porozmawiać, tylko wykorzystała bardziej subtelny sposób zwrócenia jego uwagi, jakim było przejście niezwykle blisko, tak, żeby miała szansę po raz kolejny posłać mu tajemniczy uśmiech. Tak na dobrą sprawę nie chciała przekazać Thomasowi nic konkretnego, a jedynie wprawić go w zakłopotanie.  
Zaraz potem drzwi klasy się otworzyły, akurat wtedy, kiedy ostatnia uczennica, Adelia, zmachana dobiegła do grupy i stanęła na jej dalekim końcu.

 

***

 

W oknie srebrzystej wieży, stojącej dokładnie pomiędzy dwiema szkołami, pojawiła się ciemna, przygarbiona sylwetka. Zamaskowany Dyrektor przez parę chwil obserwował swoją Akademię, majestatyczne zamki, jeden błyszczący w promieniach słońca, a drugi zachmurzony i ponury, a potem wyciągnął rękę, prawie w całości zakrytą przez błękitny rękaw togi. Z dwóch stron do okna nadlatywały mgliste cyfry, które potem unosiły się pod niebo i rozpływały. Zanim jednak tak się stało, Dyrektor przesuwał po nich kościstymi palcami, a liczby ustępowały, jakby były zrobione z dymu. W ten właśnie sposób mógł zobaczyć czyja to była ocena i za co została otrzymana. Wypatrzył tak oczekiwaną płomienistą jedynkę, a chwilę później jego oczom ukazała się piękna blondynka, o urodzie niezwykle podobnej do jego własnej, która z wielką pewnością w głosie odpowiadała na pytanie nauczycielki. Uśmiechnął się ponuro. Na pewno była inteligentna, ale czy coś ponad to? Wątpliwe.

Jeszcze przez chwilę pozwalał sobie na przeglądanie śmiesznych odpowiedzi uczniów, oskarżających go o faworyzowanie dobra, a potem zwrócił swoją uwagę na drugi zestaw liczb, tych o wiele piękniejszych i wytworniejszych. Do nich wyciągnął rękę wydawałoby się, że nieco bardziej niechętnie. Bez zaciekawienia przeglądał występy ślicznych księżniczek i eleganckich książąt, czekając tylko, aż pokaże mu się ta dwójka, której wczoraj udało się włamać do Akademii Zła. Alan ze Śnieżnych Wzgórz, miejsce 4, nic specjalnego. Zwykły, honorowy i czarujący książę. Elisabeth z Lasu za Światem, miejsce dwunaste, Czytelnikom zdarza się to dość często. Mimo wszystko z uwagą przyglądał się temu jak błędnie wykonuje przywitanie, a potem zaciska pięści i z wściekłością wpatruje się w profesora, który rzucił jej nieprzyjemną uwagę. Wyciąga rękę do drugiej zawszanki, która zaczyna się śmiać. Wracają do ławki, ignorując profesora. Ta druga wciąż się śmieje, ale Elisabeth z Lasu za Światem nie wygląda, jakby była rozbawiona. Po chwili widmo podniszczonej dwunastki rozpłynęło się, tak samo jak wizja.

Dyrektor Akademii jeszcze przez chwilę obserwował szkoły, połączone nad zatoką Mostem Połowicznym, a potem po raz kolejny zniknął w cieniu.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas, Christian i Crystal

Obaj chłopcy opuścili klasę wraz z resztą uczniów. Była też kolejna rzecz co do której obaj byli zgodni, czyli radość z opuszczenia lodowej klasy. Choć Thomas nie ukazywał tego na lekcji, to i jemu już brakowało ciepła. Nie wiedział jak ta nauczycielka była tam w stanie wytrzymać. Christian szedł natomiast kilka kroków za nim. Wciąż wpatrywał się w niego z morderczym spojrzeniem. W końcu miał dziś nie zdać, a zamiast tego tamta niby nauczycielka dała mu szóste miejsce? Ta szkoła spadała na psy. Jednak teraz musiało być inaczej. W końcu na lekcjach talentów na pewno nie będzie durnych pytań, a tylko umiejętności pokażą prawdziwego nigdziarza. A co mógł pokazać ten niby nigdziarz? Thomas w tym czasie włożył dłoń pod nigdziarską koszulę dotykając tam czegoś. Zastanawiał się czy to wystarczy na kolejnej lekcji.

 

Chwilę później zarówno Thomas jak i Christian znaleźli się pod drzwiami klasy. Drzwi co ciekawe wyglądały jak wejście do typowej klasy w szkole. Nie były zniszczone ani też nie nadmiernie eleganckie. Na drzwiach wisiała tabliczka z napisem Osobiste Talenty. Jedyne co mogło być dziwne, to zapach jaki unosił się z klasy. Przypominał nieco zapach lekarstw lub innych dziwnych odczynników chemicznych. Christian teraz na chwilę skupił się na tabliczce ignorując swojego współlokatora. Zastanawiał się czy ta niby dziekan będzie lepiej oceniała i ten zapach... Co ona tam wyrabiała? Dalej przy okazji rozmyślał o poprzedniej lekcji i o tym jak tamta nauczycielka przydzieliła tej żałosnej dziewczynie pierwsze miejsce. Nadal nie rozumiał jak mogła to zrobić. Wtedy nagle spostrzegł ją idącą z tymi dwoma wiedźmami. Cały czas patrzył na nią jakby miał ochotę ją zabić teraz na miejscu. W przeciwieństwie do Thomasa, który znów starał się ją ignorować, podobnie jak ten dziwny zapach dobiegający z klasy. Wciąż nie rozumiał, dlaczego tak dziwnie się przy niej czuł i obawiał się tego. Zwłaszcza niepewnie się poczuł gdy ich spojrzenia się spotkały, kiedy ta tak szła w stronę klasy. Gdy podeszła do niego blisko ten znów uniósł wzrok widząc jej uśmiech. Ponownie poczuł się dziwnie. Po prostu nie był w stanie opisać tego uczucia.

 

- Wejść! - rozległ się krzyk z wnętrza klasy, a zapach stał się bardziej intensywny, gdy drzwi stanęły otworem. Nauczycielka nawet nie wyszła żeby wpuścić uczniów. Gdy ostatni z nich wszedł do środka drzwi same się zamknęły. Wnętrze klasy przypominało zwykłą salę lekcyjną. Ławki, w których wszyscy mieli usiąść również je przypominały. Klasa wyglądała na bardzo czystą, nie było tu oznak jakiegokolwiek brudu. Były tu też rzeczy dość nietypowe. Choćby ludzkie czaszki powieszone na głównej ścianie. Wisiały tam niczym trofea poza jedną z nich, która leżała teraz na biurku nauczycielki. Kolejną ciekawą sprawą było terrarium niedaleko biurka dziekan. Wewnątrz leżał olbrzymi wąż, który ignorował uczniów. Widać było, że był najwyraźniej rozleniwiony, ale jego wzrok skupiał się na klatce obok jego terrarium, w której była rzecz mogąca zachować się w pamięci Adelii. Albowiem był w niej szczur, ten sam, którego Bestia wykorzystał wczoraj do jej kary. Teraz wściekle drapał w klatkę i piszczał chcąc uciec jak najdalej od okropnego gada. Na drugim końcu klasy natomiast była szafka, na której spoczywała pokaźna aparatura alchemiczna. Liczne teraz puste buteleczki, a pośród nich palniki czy moździerze i menzurki, to właśnie ze strony tego miejsca dochodził ten intensywny zapach najbardziej. Natomiast o biurko właśnie opierała się sama dziekan, która teraz czytała jakąś książkę nawet nie zwracając uwagi na wchodzących uczniów, jakby czekała, aż wszyscy zajmą miejsca, być może ich sprawdzała? Ciężko było ocenić by ta kobieta mogła być zła. Długie rozpuszczone niezwykle jasne blond włosy sięgające samego pasa. Twarz delikatna pozbawiona zmarszczek czy blizn. Tylko w jej zielonych oczach było coś mrocznego i niepokojącego. Ubrana teraz była w długą czarną szatę, która wręcz się za nią ciągnęła, a na jej stopach spoczywały równie czarne pantofle.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Reakcja na słowa Alana była różna. Stephanie spojrzała tylko na niego ze zdziwieniem, chociaż można było odnieść wrażenie, że się z nim zgadza. Aidan uśmiechnął się lekko i spuścił głowę, jakby właśnie potwierdziło się jedno z jego podejrzeń. Hector tylko skinął lekko głową, najwyraźniej nie wyłapując żadnego szerszego kontekstu niż zwykłe pocieszenie i dodanie pewności. Na twarzy Lisy również pojawił się uśmiech, jednak inny niż ten Aidana. Przedstawiał on coś pomiędzy sympatią, jakby po prostu było jej miło, a zrezygnowaniem, co wskazywało na to, że i tak będzie uparcie trwać przy swoim. No ale znów - to w końcu miał być tylko jeden dzień, tak?

- Dzięki, Alan. Naprawdę fajnie usłyszeć coś takiego, ale ta szkoła najwyraźniej po prostu tak już działa - wzruszyła obojętnie ramionami. Stephanie, Aidan i Hector mogli tego nie zauważyć, ale w geście Lisy wyraźnie widać było, że nie uważa niczego związanego z tą Akademią za ważne, bo i tak wciąż wierzy w to, że uda jej się uciec. - Wątpię, żeby dużo zmieniło się na lepsze. No ale zmieniając temat, to co takiego o mnie powiedziałeś na tych zajęciach?

Stephanie również wydawała się być zainteresowana, ale zanim Alan zdążyłby powiedzieć cokolwiek, wielkie drzwi Teatru Baśni otworzyły się samoistnie, zachęcając ich do wejścia do środka. Uczniowie zaczęli więc powoli kierować się w tamtą stronę, a Aidan wykorzystał tę sytuację i szepnął Alanowi:
- Ale wiesz, że w końcu będziesz musiał jej powiedzieć?
 

Jak można się było spodziewać, książęta zaoferowali księżniczkom ramię, kiedy wspólnie udawali się na zajęcia Historii Bohaterstwa. Abraxas szedł oczywiście z przodu, razem ze swoją piękną dziewczyną, natomiast parę kroków dalej Ambrosius z niechętną Constantine, która najwyraźniej wciąż czuła do niego lekką pogardę, Eryk z Lucindą oraz Edward z Sophie. Książę z Dziewiczej Doliny spoglądał co chwilę na swoją towarzyszkę, najwyraźniej z trudem odrywając od niej wzrok. Po drodze minął ich zdyszany, biegnący Leon, który pewnie dotarł na parter tak późno, bo wrócił jeszcze po coś do pokoju. Pod klasę trafili idealnie o czasie, ponieważ drzwi właśnie się otworzyły, wpuszczając wszystkich do środka. Edwardowi rzucił się w oczy Alan, który szedł w towarzystwie Lisy i kilku innych znajomych, więc nachylił się nieznacznie do Sophie i szepnął:

- Twój kuzyn dostał w przydziale Czytelniczkę. Poszło mu zadziwiająco dobrze, zdobył czwarte miejsce - kiedy dotarło do niego co powiedział, natychmiast się zreflektował. - Oczywiście nie sugeruję, aby miał być mniej zdolny, ale sama rozumiesz, że komplementowanie tej dziewczyny musiało być dodatkową trudnością - uśmiechnął się do niej lekko, a potem delikatnie położył dłoń na jej plecach, jak przystało na księcia przepuszczając ją w drzwiach do Teatru Baśni

 

Dzisiaj nigdziarska część sali była całkiem pusta i ciemna, nie paliły się tam żadne pochodnie ani świece. Wszyscy uczniowie zajęli miejsca w białych, wygodnych ławkach, w otoczeniu oświetlanych blaskiem żyrandola malowideł i płaskorzeźb. Edward zaprosił Sophie, aby usiadła obok niego, a kiedy zajęli miejsce z jego drugiej strony znikąd wyrosła Emeralda, z miłym uśmiechem i kokieteryjnie zmrużonymi powiekami. Książę spojrzał na nią zdziwiony, a potem uprzejmie ją powitał, chociaż wyraźnie widać było, że nie wzbudziła ona w nim takiej fascynacji jak Sophie. Obok Emeraldy usiadł też Eryk, które pewnie chciał po prostu zająć miejsce w tej samej ławce, co Edward, skoro obok Abraxasa usiadły już grupą Vivienne, Lucinda i Constantine. Ta ostatnia najwyraźniej robiła na złość Ambrosiusowi, który przez chwilę obserwował ją z niedowierzaniem, a potem, krzywiąc się, zajął miejsce obok Juliana, Arii i Nerysy. Lisa pociągnęła za sobą resztę do jednej ze środkowych ławek, gdzie usiadła, mając po jednej stronie Stephanie, a po drugiej Alana. Co oczywiste, przy Alanie zajął miejsce Aidan, a Hector odszedł do tyłu, żeby usiąść obok Damiena, Magdalene i Monici. Na samym przodzie natomiast usiedli dziś Dayla, Leon, Kato i Odion, którzy tworzyli całkiem uroczą grupę, najwyraźniej przekomarzając się i żartując.

 

Dopiero, kiedy gwar w sali ucichł, mogli skupić się na mężczyźnie, który nie wiadomo kiedy pojawił się na scenie i teraz podpierał się drewnianej mównicy. Mężczyzna miał orzechowe oczy i połyskujące, srebrne włosy, które sięgały mu nieco za ramiona, a ubrany był w ładny, ciemnozielony garnitur. Uśmiechał się do nich lekko, najwyraźniej czekając, aż wszyscy spokojnie zajmą swoje miejsca. Lisa spojrzała ukradkiem na Alana. Widzieli już tego nauczyciela, kiedy w nocy próbowali uciec z Akademii. Dziekan Dovey nazywała go "Augustem". W oddali rozległo się brzęczenie wróżek, obwieszczające początek zajęć i wtedy profesor pochylił się nieznacznie, a Lisa odniosła dziwne wrażenie, że patrzy prosto na nią. 

- Witajcie. Jestem profesor August Sader i prowadzę w Akademii zajęcia historii, zarówno u zawszan, jak i u nigdziarzy. Na mojej lekcji będę uczył was o tym jak kształtowała się Bezkresna Puszcza oraz ta szkoła, przybliżał wam tajemnice wojen, a także opowiadał o wielkich mędrcach i wojownikach. Dodatkowo w późniejszym czasie będziemy także gościli tutaj bohaterów zakończonych baśni, którzy będą przybliżać wam swoje przygody w Puszczy. Nie przewiduję przyznawania wam miejsc na każdej lekcji, a jedynie na wcześniej zapowiedzianych zaliczeniach. Chciałbym jednak zaznaczyć, że z uwagi na to, iż obowiązuje mnie ogromna ilość materiału oraz odpowiedzialność za o wiele większą liczbę uczniów, niż innych nauczycieli, nie mam dyżurów ani nie nie będę odpowiadał na wasze pytania w czasie lekcji oraz poza nimi - uśmiechnął się lekko. - Jeśli jednak chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej, to zachęcam was do skorzystania z Historii Puszczy - wersji dla szkół, oraz innych moich książek, które możecie znaleźć w Bibliotece Cnót. Teraz pozwólcie, że sprawdzę obecność.

 

Lisa uniosła wysoko brwi, nieco zdziwiona słowami profesora. Jednak jej reakcja nie mogła równać się z chociażby tą Magdy, która zmrużyła w zastanowieniu oczy, a wszystko w jej twarzy mówiło, że pierwszą rzeczą, jaką zrobi dziś po lekcjach, będzie udanie się do biblioteki.

- Abraxas?

- Obecny.

- Głośniej, proszę.

- Obecny!

- Edward?

- Obecny, panie profesorze.

- Jeszcze raz, Edwardzie

- Obecny!

- Elisabeth?
- Jestem!

- Powtórz?
- Tutaj!

Lisa zmarszczyła brwi. Nie rozumiała po co jest konieczne takie podwójne sprawdzanie obecności, zupełnie jakby profesor chciał się dwa razy upewnić, czy aby na pewno umieją mówić. 

- Czy on nie jest czasem nieco przygłuchy? - zapytała cicho Stephanie, która jak do tej pory nie odrywała od Sadera wzroku. Słysząc jej pytanie, współlokatorka tylko pokręciła powoli głową.

- Nie. Jest ślepy. Pewnie będzie nas rozpoznawał po głosie.

Ruda dziewczyna rozchyliła ze zdziwienia usta, a potem znów spojrzała na profesora. Jak do tej pory była przekonana, że nauczyciel ma po prostu nieco nieobecne spojrzenie, że może chodzi często zamyślony, ale kiedy znów skupiła się na jego oczach doszła do wniosku, że to jednak musi być prawda. Nie rozglądał się tak jak normalny człowiek, rzadko kiedy mrugał. Dopiero teraz zwróciła uwagę też na to jak dziwnie przytrzymywał się mównicy. Potem przypomniała sobie coś jeszcze i rzuciła Alanowi krótkie, zestresowane spojrzenie. Podczas nocnej próby ucieczki zastanawiali się przecież, dlaczego nauczyciel zauważył ich tak późno na korytarzu i nie zwrócił na to uwagi, byli w końcu przekonani, że patrzył prosto na nich... cieszyli się z tego, że im odpuścił... a teraz okazało się, że tak naprawdę w ogóle nie mógł ich zobaczyć. Po raz pierwszy od wczoraj Lisa poczuła coś na kształt wstydu i z poczuciem winy przygryzła dolną wargę.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan i Sophie

Zignorowałem większość spojrzeń po wypowiedzeniu swych słów. Wystarczyło mi tylko zobaczyć reakcje Elisabeth. A widząc jej uśmiech poczułem się naprawdę dobrze, chociaż nie do końca rozumiałem dlaczego. Zapewne przyjemnie było po prostu poprawić komuś humor by poczuł się lepiej. Tak, to było najlepsze wyjaśnienie. Gdy usłyszałem jej słowa i zobaczyłem reakcje, zaraz się wszystkiego domyśliłem. Nie miała zamiaru zrezygnować. Powtórzy to, co było wczorajszego wieczoru, to pewne, czy jednak zgodzi się bym z nią poszedł ponownie? To mnie nurtowało najbardziej. Szybko zostałem z tego wyrwany gdy usłyszałem jej pytanie. Ponownie poczułem się zakłopotany szukając jakiegoś wyjścia by uniknąć tej rozmowy. Z jakiegoś powodu nie chciałem o tym rozmawiać. Zostałem ponownie uratowany z chwilą gdy drzwi teatru baśni stanęły otworem. Zacząłem kierować się z resztą grupy ku teatrowi, aż nagle dotarł do mnie głos Aidana.

- Nie widzę ku temu powodów. To nie było nic na tyle ważnego by to drążyć - powiedziałem pewnie idąc z resztą uczniów.

W międzyczasie łatwo można było się domyślić, że Sophie skorzysta z ofiarowanego jej ramienia. Nadal czuła się tym wszystkim zakłopotana idąc tuż obok Edwarda. W jej głowie niczym echo powtarzały się słowa powiedziane przez księcia Abraxasa, a potem Edward i jego zachowanie ku niej. Gdy była przy nim czuła się dziwnie i bardzo bezpiecznie. Podobnie jak czuła wciąż na sobie jego wzrok, a i ona co jakiś czas na niego kierowała swój. Choć cały czas próbowała gdzieś tam sobie to wszystko wyjaśnić, to z każdą chwilą czuła się coraz bardziej oczarowana księciem. A może jej się tak tylko wydawało? W końcu sama nie wiedziała jak to jest, nigdy nie czuła do kogoś obcego głębszych uczuć. Była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła przebiegającego księcia Leona. Gdy dotarły jednak do niej słowa Edwarda wyrwała się zamyślenia. Kiedy zobaczyła Alana w towarzystwie Czytelniczki znów poczuła, że coś ją wewnątrz ściska. Czuła się rozdarta, bo w pewnym sensie tamta dziewczyna wcześniej jej pomogła, a z drugiej strony mogła odebrać jej wszystko o czym marzyła, a wtedy już na zawsze pozostanie nikim. Ale co miała powiedzieć o samej sobie? Zamiast im przeszkodzić i zrobić coś więcej, wpatrywała się w tego księcia jak zahipnotyzowana. Chociaż nie wiadomo jakby próbowała jej ciało i coś jeszcze nie pozwalało go jej odstąpić. Pomimo tego co słyszała, co o niej powiedział i widząc jego zachowanie nadal nie była co do niego pewna. A co jeśli niedługo o niej zapomni? To nie byłby pierwszy raz gdy tak się stało. Czy tak właśnie miało się stać? Musiała dokonać wyboru? Ale który był właściwy? Zaczynała coraz bardziej czuć, że coś ściska ją w żołądku, aż w końcu otworzyła usta.

 

- Wiem, o czym mówisz Edwardzie - powiedziała teraz spoglądając ciemnymi oczami w jego twarz. - Alan zawsze potrafi znaleźć w każdym jakąś cechę, którą potrafi opisać w niesamowity sposób - dodała powoli zbliżając się u boku księcia do Teatru Baśni. Gdy byli już przy drzwiach poczuła nagle dłoń księcia na plecach, przez co znów poczuła się nietypowo, zaraz również się szczerze i ciepło do niego uśmiechnęła, gdy ten ją przepuścił w drzwiach. Sophie zaczęła rozglądać się po sali, widząc brak nigdziarzy poczuła się znacznie lepiej niż ostatnio. Teraz przynajmniej nie musiała się bać. Zaraz ponownie spojrzała na Edwarda i gdy ten zaproponował jej miejsce obok siebie znów się ciepło uśmiechnęła i usiadła na wskazanym miejscu. Cały czas spoglądała na niego, nie zaprzestając się przy tym uśmiechać, po prostu czuła się niesamowicie w jego obecności. Zaraz jednak obróciła głowę w kierunku sceny, widząc księżniczkę z Akgul jak siada koło niego. Widziała wcześniej, że ta próbowała zwrócić na siebie uwagę Edwarda i pamiętała dobrze, że już kilka razy ją w pewnym sensie zaatakowała. Jednak prawdą było, że nie była w związku z Edwardem, a gdyby zareagowała teraz w jakiś sposób na jej obecność wypadłaby jak histeryczka. Postanowiła zobaczyć reakcje księcia, uznając, że tak będzie jej łatwiej w przyszłości dokonać wyborów. Gdy zobaczyła, że Edward nadal na nią spoglądał, Sophie posłała mu jeszcze jeden ciepły uśmiech, zapominając najwyraźniej o tym jak na to może zareagować Emeralda. Zaraz jednak skupiła się na pojawiającym się nauczycielu na scenie.

 

Nie byłem pewny dlaczego, ale znów poczułem się miło siedząc koło Elisabeth. Domyślałem się, że pomimo, że Aidan lubił moje towarzystwo to sam najchętniej by zapewne usiadł koło Stephanie. Spojrzałem na scenę by w reakcji otworzyć szeroko oczy. Podobnie jak Elisabeth i ja na chwilę rzuciłem jej porozumiewawcze spojrzenie, pamiętając tego nauczyciela z wczorajszej wieczornej przygody. Starałem się słuchać go z uwagą i nie myśleć o tym. Gdy wspomniał o swoich dyżurach i książkach, zainteresowałem się tym. Być może w Akademii będzie nieco więcej ciekawych informacji niż w naszej królewskiej bibliotece. Ze zdziwieniem zacząłem spoglądać na sprawdzanie obecności przez nauczyciela, aż nie usłyszałem, że on jest ślepy. Jak mogłem tego nie zauważyć? Byłem już teraz pewny, że nie mógł nas wczoraj ujrzeć. Podobnie jak Elisabeth spojrzała na mnie i ja to zrobiłem patrząc na nią, czując się najwyraźniej teraz podobnie jak ona.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...