Skocz do zawartości

[GRA] Długo i Zawsze Szczęśliwie (Akademia Dobra i Zła) (~Magus)


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Thomas

Niewiele już brakowało, by je sięgnąć, wystarczyło, że tylko bardziej wyciągnąłby palce. Nie chciał mimo wszystko, by to zobaczyła. To było jego życie jak i prywatna sprawa. Nikt nie miał prawa się tym interesować, nikt, poza nim. Czuł już niemal dotyk zdjęcia, ale w ostatniej chwili stało się to czego chciał uniknąć. Elvira pochwyciła je przed nim. Mimo, że czuł do niej dziwne nieznane sobie emocje, nie miał zamiaru jej na to pozwolić. Starał się podnieść, by wyrwać jej zdjęcie z palców, ale jego ciało mu na to nie pozwoliło. Czuł jak bardzo jego kości i mięśnie są obolałe, nie mówiąc o tej cholernej ranie. Zmarszczył wściekle brwi i oczekiwał, na to, co zrobi nigdziarka. Mogła nawet z niego kpić, nic go to nie obchodziło. Niczyje zdanie nie miało znaczenia.

 

Słysząc jej komentarz, lekko się skrzywił. Skąd niby do cholery miał wiedzieć, że tu będzie? Czy on wyglądał według niej na wieszcza? Gdyby wiedział, to wcale by tu nie przychodził i poczekał do jutra. Nikt nie miał w końcu wiedzieć, co wyprawia po nocach. Zastanawiało go, co zrobi z tą wiedzą. Będzie próbować go w jakiś sposób szantażować? Nagle otworzył szeroko oczy, widząc jak ta koło niego kuca. Miał wrażenie, że bliska obecność nigdziarki lekko przyśpieszyła bicie jego serca, ale to było bez sensu, musiało mu się tylko tak wydawać. Nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo musiał teraz słuchać jak ta go poucza. Za kogo ona się uważała, że tak go traktowała? Powinien coś zrobić, coś powiedzieć, więc czemu tego nie robił? Chyba już lepsze były tortury Bestii niż słuchanie tego przemądrzania i kpienia z niego.

 

Dopiero, gdy powiedziała by pokazał ranną rękę, spojrzał na jej twarz. W świetle pochodni, wyglądała niczym niezwykle urodziwa nimfa. Ta poważna mina i blada cera, w tym świetle tworzyły coś niebezpiecznie pięknego. Pokazał ranną rękę nic przy tym nie mówiąc i próbując w ten sposób skupić się na czym innym. Nagle poczuł w drugiej ręce jak ta mu coś wkłada. To było zdjęcie jego rodziców, te samo, które wcześniej podniosła. Nie rozumiał czemu go nie zabrała i nie próbowała go nim szantażować czy coś, przecież mogła to zrobić. Na dodatek chciała mu pomóc. Nie zabrać do dziekan, która, by mu pewnie drugi raz nie odpuściła. Spojrzał na jej delikatną dłoń i opuścił głowę, powoli sam wstając. Nie miał zamiaru upadać tak nisko żeby jeszcze pomagała mu wstać. Poza tym nie był pewny czy dałaby radę mu pomóc, patrząc jak drobna była. Spojrzał na dziewczynę, idąc teraz tuż za nią, a przy okazji trzymając dłonią miejsce, które się rozcięło.

 

- Nie musisz tego robić - burknął lekko pod nosem. - To tylko słaba rana, nie pierwsza w moim życiu - znów spojrzał na krwawiącą rękę. - Wiesz jak to jest mieć wszystko, a potem nic? - spytał lekko się naburmuszony, aż nie westchnął. - W każdym razie ja nie bardzo pamiętam - uniósł dłoń do kamienia i go wyciągnął. - Mam tylko jego. Jesteśmy takimi samymi wyrzutkami, dlatego tak się staram by udowodnić, że jestem godzien tej mocy - powiedział już niemal przy łazience, a chwilę później znów spojrzał na dziewczynę. - Dlaczego mi pomagasz?

 

Crystal

Gdy Lady Lesso mówiła, Crystal powoli wstała od biurka, wyglądała jakby zupełnie ignorowała, to co do niej mówi druga nauczycielka. Podeszła do jednej z szafek, na której spoczywała klatka z kilkoma piszczącymi szczurami. Chwyciła jednego z nich za ogon, kiedy ten piszczał coraz głośniej i strasznie się wyrywał jakby wiedział co go zaraz będzie czekać. Powoli podeszła do terrarium Annabelle, która już wystawiła głowę, czekając na swój obiad. Szczur wpadł do terrarium, piszcząc przy tym jeszcze głośniej. Wpatrywał się jakby z błaganiem na Lady Lesso, ale dosłowną chwilę później wąż go chwycił w paszczę, a piszczenie równie szybko dobiegło końca. Końcówka ogona szczura jeszcze wystawała z jej pyska, aż go nie wciągnęła jak makaron.

- Tłuściutki - mruczała, szczęśliwe Annabelle.

 

- Interesujące, zwierzęta czasem stają się lepszymi rozmówcami niż inni ludzie - powiedziała do nauczycielki, gdy ta skończyła. - Ostrzegałam Klarysę ostatnim razem, ale chyba mi nie dowierzała do końca - wzruszyła ramionami. - Postawiłam kilka kruków, by patrolowały korytarze, ale jeśli naprawdę tu były, to te Czytelniczki są sprytniejsze niż myślałam - Przyłożyła palce pod brodę. - Zastanawiające, że ktoś przekracza pierwszy raz most połowiczny, a Dyrektor nadal ma to gdzieś

- Bo jesssst sssstarym ossssssłem - warknęła wściekle Annabelle, Crystal ją jednak zignorowała.

- Główną winę ponosi Klarysa, która nie potrafi upilnować swoich uczniów - powiedziała niemal pusto. - To prawda, że nie możemy ich ukarać bez dowodu - Zaczęła się nad tym głębiej zastanawiać. - Może gdyby ich przyjaźń się zepsuła, wtedy by zaprzestały tych żałosnych prób - Jej palec zalśnił i stworzyła trójwymiarową mapę Akademii Zła. - Skoro przychodzi po Adelie, trzeba zaczaić się pod jej komnatą nocą, tak by o niczym żadna nie wiedziała - spojrzała ponuro na drugą nauczycielkę. - Zrobię to osobiście. Co do kolejnych spraw - Znów spojrzała na Lady Lesso. - Christian potrzebuje tych swoich zabawek do ćwiczeń talentu, mimo to nie zaprzeczę, że sam dla siebie stanowi z nimi zagrożenie

- Ten bydlak nimi we mnie rzucał - syknęła wściekle Annabelle.

- Kolejny powód, by mu je odebrać - uśmiechnęła się. - Dam mu do ćwiczeń jakieś tępe, którymi nie zrani siebie i innych. Masz jakieś zastrzeżenia do tego wszystkiego? - lekko przechyliła głowę na bok, czekając na ewentualne uwagi.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda

Nie zdecydował się skorzystać z tego jakże pomocnego gestu, więc oszczędzili sobie pseudo szlachetnych teatrzyków, od razu przechodząc do rzeczy. Przede wszystkim Thomas musiał umyć tę ranę, jeżeli nie chciał złapać tężca lub innego syfu, jakie z pewnością czaiły się w nieczyszczonych od wieków zakamarkach Akademii Zła. Z zatamowaniem krwawienia będzie musiał poradzić sobie sam, najlepiej we własnym pokoju, w łóżku. Dopóki jasnoczerwona, tętnicza krew nie spływała mu po ramieniu, tworząc na podłodze mokre plamy, była pewna, że nie umrze ani nie pozbawi się witalnych sił, w każdym razie tych, które mu jeszcze zostały po pustej batalii ze zjawą. Musiał iść spać, najlepiej po jakimś posiłku i uzupełnieniu płynów. Prowadząc go do znajdującej się na piętrze łazienki, z ledwością powstrzymywała się przed sfrustrowanymi westchnieniami. Czy każdy nigdziarz musiał mieć w sobie tę durną i kompletnie bezzasadną determinację do odbierania sobie szansy na sukces? Czy każdy musiał głupio unosić się męską dumą i pozorną siłą? I pomyśleć, że to ona ryzykowała teraz karę za przebywanie w nieswoim dormitorium. Dramat.

 

Jakby tego było mało, Thomasa wzięło na wspominki. W sumie powinna się spodziewać, przecież minęła północ, a która godzina nadawała się do nich lepiej? Pozwoliła wygadać mu się do końca, a potem odpowiedziała, cicho, nie odwracając głowy:

- A zaczynało się robić sentymentalnie... Nie wiem, jak to jest mieć "wszystko" bo ani ja ani żaden inny człowiek na tym świecie nigdy wszystkiego nie mieliśmy. Moja rodzina nie jest dla mnie wszystkim. Nic nie jest, bo zawsze będę pragnęła mieć więcej. Taka już po prostu ludzka natura. Poza tym doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co muszę, a czego nie muszę. Pomagam ci, bo mam na to ochotę, ale równie dobrze mogłabym wrócić do pokoju bez żadnych wyrzutów sumienia.

Półprawda. Otworzyła drzwi łazienki i pewnym krokiem weszła do środka - świece w zapuszczonych kandelabrach zapaliły się automatycznie, najwyraźniej przystosowane do takich ewentualności, jakimi mógł być przepełniony, uczniowski pęcherz. Wizytę przyjęła z ulgą, bo, zaskakująco, było tu cieplej niż na korytarzu. W powietrzu wciąż unosiła się nieco oślizgła para, pozostałość wieczornych kąpieli. Tym razem odpuściła sobie prysznic i zaprowadziła Thomasa pod spękaną, kamienną umywalkę, każąc mu wyciągnąć rękę. Woda była tylko zimna, a mydło pachniało dziwacznie, ale lepsze to niż nic.

- Jeżeli swoje dotychczasowe rany pozostawiałeś bez oczyszczenia, to jestem pod wrażeniem, że jeszcze żyjesz - pociągnęła rozmowę dalej, odsuwając się o krok i krzyżując ramiona. Nie miała zamiaru przytrzymywać i wycierać mu ręki, nigdy nie aspirowała na pielęgniarkę. - Jestem również przekonana, że jesteś, jak to ująłeś, "godny" jego mocy. Jesteś od niego nawet potężniejszy, ale musisz się najpierw nauczyć korzystać z własnego potencjału.

Komplementy, komplementy. Dla złamania ich efektu cmoknęła z niezadowoleniem i odgarnęła z obojętnością cienkie włosy. Powoli robiła się zmęczona i nie podobało jej się to. Zmęczony człowiek miał skłonność do podejmowania głupich decyzji.

 

Akademia Zła, Noc, Gabinet Crystal

Brak szacunku, jaki Crystal okazywała swoim rozmówcom momentami osiągał poziom trudny do wytrzymania. W przypadku każdej innej osoby, czy to profesora, czy - tym bardziej - ucznia, Lady Lesso szybko doprowadziłaby go do porządku, a potem prawdopodobnie odmówiła dalszej rozmowy z tym, który nie potrafił jej po ludzku prowadzić. Świadomość tego, że w tej sytuacji może jedynie zacisnąć zęby i obrzucić swoją przełożoną lodowatym spojrzeniem była deprymująca. Mimo wszystko zdołała jakoś znieść piski cholernego szczura, wcinające jej się w słowa oraz lekceważącą postawę Crystal. Najważniejsze, że odpowiedziała krótka i rzeczowo, czyli dokładnie tak, by ich rozmowa zakończyła się sprawnie, możliwie szybko. Na prowokacje węża nie zamierzała odpowiadać, bo własną opinię o Dyrektorze wolała zachowywać dla siebie, ale odniosła się do tematu Klarysy i Czytelniczek. Była nieznacznie zirytowana uwagą kobiety, lecz nie dlatego, że się z nią nie zgadzała. Dziekan Dobra istotnie bywała często zbyt pobłażliwa dla swoich uczniów, ale fakt, że uwagę zwracał jej ktoś, kto miał chyba najmniej wspólnego z tą szkołą z całej nauczycielskiej kadry zakrawał o bezczelność.

-To oczywiste, że wiedźma i księżniczka nie mogą się przyjaźnić - odparła sucho i dość automatycznie, bo zasadę tę znał każdy, kto żył w Bezkresnej Puszczy dłużej niż osiemnaście lat. Swoje własne przemyślenia w tej kwestii również wolała przemilczeć, w każdym razie nie miała zamiaru dzielić się nimi z Crystal. Na pytanie o zastrzeżenia uśmiechnęła się nieznacznie, choć było w tym znacznie więcej chłodnej ironii niż prawdziwej wesołości - Gdyby moje kompetencje pozwalały na wytyczanie zastrzeżeń do tych spraw, to bym z nimi do ciebie nie przychodziła - odparła cichym, aksamitnym głosem, a potem kontynuowała; - Jeżeli już chodzi o rzeczy, jakimi zajmowałam się do tej pory, powinnam wspomnieć, że kazałam dostarczyć Czytelniczce ubrań i niezbędnych przyborów, bez których musiała radzić sobie pierwszego dnia. Leczyłam też głębsze urazy kilku uczniów po tamtym nieszczęsnym obiedzie. O ile mi wiadomo jedynie Raver odważył się przyjść bezpośrednio do ciebie - błysnęła drapieżnie zębami. - Kwestię tego chłopca również poruszało wielu nauczycieli, zarówno Akademii Zła, jak i Akademii Dobra. Jubę i Klarysę Dovey zaniepokoiła głęboka wrogość między nim, a Czytelniczką Elisabeth, mająca swoje źródło w wydarzeniach, które zapewne umknęły naszej uwadze. Angle chciał, bym przekazała, że podczas jego lekcji chłopak namówił naszą łagodną Czytelniczkę do bezpośredniego ataku, natomiast Kastor... i ja... - dodała po chwili - ...uważamy, że powinien być obłożony dodatkowymi obowiązkami i rygorami, gdyż kontroluje swoją moc na tyle pewnie, że może stanowić zagrożenie - powoli przesunęła po ustach ostro zakończonym paznokciem. - Jest arogancki i bezczelny, ale przy tym ambitny; w kartotece nie figurują nazwiska żywych rodziców, a jego przeszłość zna chyba tylko Dyrektor. Mimo wszystko jest zespolony z żywiołem i potrafi z tego korzystać zadziwiająco dobrze. Nawet profesorowie zawszan sygnalizują prośby, by objąć go programem, który zmniejszy szansę na to, że zrobi innym krzywdę - zamilkła, dodając po kilku sekundach; - Jest pierwszy w rankingu i nie można mu tego siłą odebrać, ale trzeba utemperować jego przekonanie o własnej bezkarności. Myślę, że dodatkowe lekcje Osobistych Talentów nadałyby się idealnie - podsumowała nie bez przyjemności.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas

To co powiedziała Elvira trochę go zastanawiało. Czy naprawdę człowiekowi było wiecznie mało? Nigdy tak tego nie postrzegał. Widząc czasem szczęśliwe rodziny, zastanawiał się jak to jest. Nikt mu od bardzo dawna nie powiedział, że jest z niego dumny, nie mówiąc o przytuleniu. Jedyne co znał, to ból w postaci bolesnych kar oraz samotność. Dawniej chciał po prostu mieć miejsce, które nazwie domem, potem uznał to za nierealne. Wystarczała mu sama wolność, bo nauczył się przetrwania w tym niegościnnym świecie. Nie potrzebował już nikogo i mógł sobie radzić sam. Tymczasem zamknęli go w tej przeklętej Akademii i zabrali ostatnią rzecz, której pragnął.

 

Potem skupił się na odpowiedzi Elviry na jego kolejne pytanie. Właściwie, nie spodziewał się niczego innego. Przywykł już do tego, że ludzie mają gdzieś, czy wszystko z nim dobrze. W końcu wielu miało nadzieje, że zdechnie po ich ostrych karach. Nie było możliwości, by ktoś okazał troskę, tym bardziej w takim miejscu. Dlatego nie rozumiał skąd ta ochota u Elviry by mu pomóc. Sama widziała w nim tylko przyszłego sługę, nic ponadto. Jeśli ten scenariusz się sprawdzi pewnie będzie trzymała go w klatce i karmiła resztkami. Nie bardzo podobała mu się ta perspektywa przyszłości.

 

Nic nie zdążył powiedzieć, bo już dotarli do łazienki. Nie bardzo zwrócił uwagę na zapalające się świece, czy, że w pomieszczeniu było cieplej. Miał tylko nadzieje, że nagle nie wejdzie tu Christian. Normalnie się go nie bał, obecnie jednak był osłabiony i jeszcze ta rana... Nie było wątpliwości, że gdyby ich teraz złapał, wykorzystałby tę okazje aby się zemścić. Bez protestów ruszył za Elvirą i zgodnie z jej prośbą wyciągnął rękę do umywalki. Oczywiście nie oczekiwał, że dziewczyna zacznie mu czyścić ranę. Odkręcił wodę, czując jak zimny płyn spływa po jego kończynie, ale nie było widać emocji na jego twarzy, wszystko robił z kamienną twarzą. Po wszystkim zaczął obmywać ją mydłem. Mimo, że rana krwawiła, to jakoś go to nie martwiło. Nie był to w końcu pierwszy raz gdy był ranny.

 

- Miewałem gorsze rany - mruknął, przemywając obecną z nieco znużonym głosem. - Wszyscy chcą żebym zdechł, a ja jestem jak cholerny karaluch, co nie potrafi oddać im tej przyjemności - wyciągnął rękę z pod wody lekko się jej przyglądając. - Ludzie są znacznie gorsi niż te upiory - lekko poruszył ramieniem, chcąc sprawdzić, czy może ruszać ręką, to był błąd, bo poczuł ból, ale mimo to tego nie okazał. - Tak długo z nimi przebywałem - przymknął oczy na niewielką chwilę. - Nie oczekuje, że to zrozumiesz, bo mnie nikt nie rozumie - Chwycił dół koszuli, chcąc ją zdjąć żeby sprawdzić czy nie ma innych ran i przy okazji zmyć krew, która dostała się za nią. Zatrzymał się w połowie czynności, czując niespodziewane skrępowanie. - Czy mogłabyś... - Coś zmieniło się w jego głosie, bo można było w nim zauważyć niespodziewane zakłopotanie. Chwilę się zbierał w sobie żeby dokończyć. - ...na chwilę się odwrócić? - To nie tak, że się jej wstydził. Po prostu nie lubił, gdy ktoś widział jego blizny na plecach. Bestia widział, bo nie był w stanie go zatrzymać. Christian był zbyt zapłakany, by je zobaczyć. Jej z jakiegoś niezrozumiałego mu powodu tym bardziej nie chciał ich pokazywać .

 

Crystal

Mówiąc szczerze miała już dosyć tej formalnej rozmowy i miała nadzieje, że wszystko sobie wyjaśniły. Chciała wrócić do swoich spraw i pożegnać nauczycielkę jak najszybciej. Oczywiście nie było to możliwe. Kiedy w końcu zgodziła się na te rozmowę, Lady Lesso musiała ją denerwować do ostatniej chwili. Chyba nigdy jeszcze nie spotkała nikogo tak irytującego jak ona. Z drugiej strony była jedyną osobą w tej akademii, z którą mogła porozmawiać niemal na równi. Inni nauczyciele Akademii Zła byli zwykle kompletnymi pół mózgami. No może nie licząc Sadera, ale on bardziej skłaniał się ku dobru i rozmowy z nim zawsze były dziwne i pełne zagadek. Oczywiście nauczycielka Klątw i Pułapek nie mogła sobie darować kilku komentarzy na temat swoich osiągnięć jak i sprawy związanej z jednym z nigdziarzy. Raver faktycznie był zdolnym młodym człowiekiem, ale stawianie go nad innych? Mówiąc szczerze miała wrażenie, że gdy dostanie baśń, zginie w głupi sposób. Nie miała zbyt wiele wiary w przyszłe życie tego chłopca po Akademii.

 

- Wilki powinny wręczyć zgodnie z założeniem rzeczy do nauki dla Adelii - mówiła, nie patrząc na nauczycielkę, a w okno. - Widać było to uchybienie - Nagle jednak odwróciła się do Lady Lesso z chytrym uśmiechem. - Jeśli tak lubisz wykonywać ich obowiązki mogę ci załatwić siatkę na włosy byś mogła również wydawać biednym głodnym uczniom obiady - Zrobiła kilka kroków po klasie. - Co do kolejnych spraw... - lekko się skrzywiła. - Ja się nie chwalę, że musiałam oglądać tyłek Christiana, którego prawdopodobnie nigdy nie mył. Musiałam mimo to uratować mu życie po buziakach z wywerną - wzruszyła lekko ramionami. - Staram się nauczyć uczniów, by polegali na sobie. Jeśli odważą się przyjść po pomoc otrzymają ją, ale nie dostaną ode mnie pocieszenia za głupotę, bo za nią się płaci - Jeszcze bardziej się skrzywiła. - Muszą się nauczyć unikać pomyłek takich jak ta na obiedzie, bo co zrobią potem? Wyruszą szukać chwały, któryś zrani się w paluszek i zacznie płakać, krzycząc przy tym Lady Lesso pomóż mi i co wtedy zrobisz? Rzucisz wszystko i pobiegniesz za nim do Puszczy, bo zrobił sobie kuku? A co do Ravera... - Na jej twarzy pojawiła się wyraźna wrogość.

- Lubię go - syknęła Annabelle, a Crystal spojrzała na nią pytająco. - Czuję z nim jakąś więź, której nie potrafię wyjaśnić, ale go lubię - Crystal znów spojrzała na nauczycielkę Klątw i Pułapek, decydując się tego nie komentować.

- Uważam, że ma potencjał, ale jest pyszałkowaty i wyjątkowo irytujący. Dostrzegłam tu znacznie ciekawszych uczniów niż on, ale mam zamiar wprowadzić dodatkowe lekcje talentów, myślałam o tym już przed twoją propozycja. A jeśli to nie pomoże i znów będzie sprawiał problemy, to osobiście zrobię z nim porządek. Niewiele mnie obchodzi jego przeszłość - Jej ton jasno sugerował, że nie ma zamiaru się w nią wgłębiać. - Gdyby mnie czyjaś obchodziła, prędzej spytałabym choćby ciebie o imię

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda

Nie planowała zostawać tutaj długo. Był cholerny środek nocy, wyszła tylko na parę minut, by uspokoić myśli, a ostatecznie wylądowała w zalatującej grzybem łazience ze skrajnie wyczerpanym - a przez to przesadnie emocjonalnym - Thomasem. W sumie mogłaby odwrócić się teraz na pięcie i odejść, każdy nauczyciel w Akademii Zła uznałby to pewnie za właściwą rzecz do zrobienia. A jednak coś trzymało ją w miejscu i ze skrzyżowanymi na piersi ramiona obserwowała tego durnia, żeby upewnić się, czy na pewno dobrze oczyści tę ranę, a potem wróci prosto do pokoju. Cóż, przynajmniej nikt nie mógł zarzucić jej, że będzie złym przywódcą, skoro już teraz potrafiła zatroszczyć się o swoich podwładnych. Jej myśli też zaczynały pomału tracić na logice, powinna właśnie leżeć w łóżku i na swoich przyniesionych z domu kocach zażywać koniecznego dla zdrowia odpoczynku. Słuchała jego wywodów, nieznacznie unosząc jedną, jasną brew. Musiała przyznać, że przez kilka sekund było jej nieco przykro, gdy go słuchała, ale współczucie szybko umarło, zastąpione przez dobrze znaną irytację.

- Przestań. Szczerze wątpię, by każdy pragnął twojej śmierci; tak naprawdę jesteś ludziom absolutnie obojętny i ani trochę nie obchodzi ich, co się z tobą stanie. Po prawdzie, żadna z osób, które spotkałeś i które cię krzywdziły prawdopodobnie nawet cię już nie pamięta. Właśnie dlatego polegamy przede wszystkim na sobie i realizujemy własne plany i cele. Gdybym ja zachowywała się tak, jak ode mnie oczekiwano, pewnie siedziałabym teraz na jakimś podwieczorku w różowej, falbaniastej sukience i podawała rączkę wdzięczącemu się do mnie księciu. Sprawiłabym tym przyjemność swoim rodzicom. A jednak jestem tutaj, bo sprawianie innym przyjemności nigdy nie należało do moich priorytetów. Pokaż - Nie czekając na zgodę, złapała go za przegub. Jej palce były zadziwiająco chłodne i delikatne; niemal białe na jego słabo opalonej skórze. Mogła wydawać się krucha, ale trzymała go pewnie, bez momentu zawahania - Powinno się szybko zagoić, ale oszczędzaj tę rękę. Nie wiadomo, czy nie doszło do wewnętrznego urazu. Raczej nie jest złamana, ale prawie na pewno obiłeś sobie kość - westchnęła. - Co do jednego muszę się z tobą zgodzić. Największymi potworami są ludzie, dlatego powinniśmy bać się ich bardziej niż zjaw, duchów, czy - ostatnie słowo wypowiedziała nieco dziwnym, odległym tonem - zmarłych.

 

Prośba o odwrócenie się przyszła nagle i nieco ją zaskoczyła. Tak, spodziewała się, że chłopiec będzie chciał zmyć krew, która popłynęła mu za rękaw i obadać pozostałe miejsca, które zderzyły się z kamienną kolumną, lecz z jakiegoś powodu miała wrażenie, że zachowa się przy tym jak stereotypowy nigdziarz - po prostu zrzuci ubranie, nie bacząc na przyzwoitość i towarzystwo dziewczyny. W sumie, na dłuższą metę, nawet nie poczułaby się zgorszona. Ludzkie ciało nie było niczym nadzwyczajnym, a ona nigdy nie próbowała udawać takiej rumieniącej się mimozy, jaką próbowali z niej zrobić nauczyciele i starsze zawszanki. No i to nie tak, że Thomas zamierzał całkiem się przed nią obnażyć. Choć jednak w normalnej sytuacji nie zrobiłoby to na niej wrażenia, teraz poczuła się dziwnie speszona. Obrzuciła spojrzeniem jego twarz, włosy, potem ramiona. Przez chwilę miała chyba nawet ochotę powiedzieć "Nie" i unieść wyzywająco brwi, ale ostatecznie byłoby to pewnie zwyczajnie niedojrzałe.

- Mogę sobie pójść? - szepnęła, specjalnie formułując te słowa na pytanie. W ten sposób dawała mu wybór odrzucenia oferowanej, może nawet wymuszanej pomocy. Nie była pewna, jaką odpowiedź chciałaby usłyszeć, więc milczała z zaciekawieniem, wyczekując jego decyzji.

 

Akademia Zła, Noc, Gabinet Crystal

Słuchając dziekan z każdą chwilą czuła się coraz bardziej upokorzona i zniechęcona. W pewnym momencie uniosła nawet sceptycznie jedną brew, zdając sobie sprawę, że kobieta specjalnie traktuje ją z wyższością i pogardą, w wielu kwestiach kompletnie nieuzasadnioną. Ostatecznie przeniosła spojrzenie na węża i przyjrzała mu się z naukową ciekawością, bo obserwacja jego lśniących łusek i muskularnego ciała wydawała się przyjemniejsza niż spoglądanie na znacznie bardziej toksyczną twarz Crystal. A jednak, gdy przyszła chwila na odpowiedź, była w stanie zdobyć się na boleśnie uprzejmy uśmiech i pociągnięcie tematu, nawet jeżeli za znacznie bardziej interesującą uznała wzmiankę węża o więzi, która łączyła go z Raverem. Jeszcze to zbada.

- Bardzo dziękuję za propozycję - szepnęła, bezwiednie oblizując zęby. - Lecz zamówienie dla Czytelniczki przyborów codziennego użytku, który każdy z mieszkańców Bezkresnej Puszczy zabiera za sobą w bagażu, jest obowiązkiem dziekana, a nie wilków, które nie mają uprawnień reprezentatywnych. Swoich obowiązków nie musisz mi dokładać, gdyż zrobiłaś to już wcześniej - zmrużyła fioletowe oczy, a jej ton, który w pewnym momencie stał się lodowaty, wrócił do swojego normalnego, spokojnego brzmienia. - Uczniowie w Akademii Zła przeżywają twarde lekcje samodzielności, co nie znaczy, że możemy pozwolić im na pozbawianie się życia i zdrowia. Pierwszego. Dnia - podkreśliła. - Żadne z nich nie dotrwa do zakończenia szkoły, jeżeli w ciągu początkowych tygodni zostawimy ich samych sobie. Cieszę się, że zgadzamy się co do Ravera - Zdecydowała się nie nawiązywać do zaczepki na temat imienia. - Pozostaje jeszcze tylko kwestia Elviry, której matka wysyła do Akademii listy z prośbą o zwrócenie im córki, powołując się na żądanie rodziców. Jedynie Dyrektor ma prawo do podejmowania takich decyzji, a tę argumentację uznał najwyraźniej za niewystarczającą. Zgodnie z zasadami przekazuję teraz te listy tobie, bo to ty masz prawo je skatalogować, zniszczyć lub odesłać odpowiedzi z odmową. Proszę - Z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjęła dwie, wyraźnie otwierane wcześniej koperty i położyła je na biurku. - To wszystko - Bez zbędnego przeciągania zebrała się do wstania z krzesła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas

Słuchał słów Elviry w milczeniu. Zwykle uważał, że ma racje, ale nie w tym wypadku. Ludzie z tego cholernego miasteczka mieli go już dawno dosyć. Sam nie wiedział ile razy już słuchał o tym jak bardzo chcieli żeby w końcu zdechł lub zniknął. Tortury, którym go poddawano były wręcz radosną zabawą dla jego katów. W końcu pojawił się Dyrektor i spełnił marzenie mieszkańców, pozbywając się odmieńca. Może już nikt o nim nie pamiętał lub czasem wspomniał w czasie jakiejś pijackiej zabawy. Mówiąc szczerze niewiele go to obecnie obchodziło. Wtedy było inaczej, bo wszystko wiązało się tylko z jego przetrwaniem, a teraz musiał przetrwać tutaj.

 

Nie wiedział dlaczego, ale gdy Elvira zaczęła mówić o sobie w sukience i księciu, który się do niej wdzięczy, poczuł nieprzyjemne ukłucie. Samo wyobrażenie sobie wyperfumowanego lalusia trzymającego ją za dłoń i walczącego o jej względy, sprawiało, że zaciskał wściekle pięść, ukrywając ją wcześniej żeby nigdziarka przypadkiem tego nie dostrzegła. Nie potrafił zrozumieć tych nieznanych sobie emocji, ale wiedział, że bardzo mu się nie podobały. W końcu jak wielu nigdziarzy się tak zachowywało? Z zamyślenia wyrwało go, gdy nagle złapała jego rękę. Czując jej palce na swojej skórze, poczuł niezrozumiałe dla siebie ciarki. Nie potrafił nawet skupić się na niczym innym niż jej dotyk. Dopiero ostatnia wzmianka o zmarłych wyrwała go z tego dziwnego transu. Czy za tym słowem kryło się coś ważnego? Czemu jej ton się zmienił gdy to mówiła?

 

Zaraz jednak skupił się na jej odpowiedzi na jego prośbę. Złudna nadzieja mówiła mu, że wykona bez słowa chociaż tę jedną prośbę, którą do niej skierował. Czego jednak miał się spodziewać? Nie raz już pokazała, że nie szanuje wielu rzeczy. Widać to było choćby dziś, gdy podniosła jego zdjęcie, spokojnie na nie patrząc, chociaż wiedziała, że tego nie chciał. Teraz niby dała mu wybór i mógł powiedzieć żeby wyszła. Naprawdę tego pragnął, ale coś mu nie pozwalało. Coś w nim cieszyło się jej bliskością oraz obecnością, chociaż tego nie okazywał. Zmrużył lekko oczy nic nie mówiąc i powoli zdjął górną część mundurka. Chłopak miał na klatce piersiowej ślady zeschniętej krwi z ręki i kilka zadrapań, nic ponadto. Również nie był też źle zbudowany, bo ciągła praca fizyczna, by przetrwać pozwoliła mu trochę wyrzeźbić ciało. Wszystko wyglądało niemal normalnie. Przynajmniej tak było, aż nie podszedł do umywalki, a Elvira mogła wtedy zobaczyć jego plecy. Były tam liczne blizny, ślady i poparzenia. Łatwo było się domyślić, że ktoś musiał go traktować batem, tępymi narzędziami czy dotykać nagrzanym metalem. Thomas nawet na nią już nie patrzył ani nie uraczył ją żadnym słowem, tylko stał odwrócony, patrząc w ścianę przed sobą i ścierając krew z klatki piersiowej oraz brzucha. Miał wrażenie, że czuł się teraz strasznie upokorzony, bardziej niż kiedykolwiek. Zapewne dawniej by płakał, ale teraz już nawet nie wiedział jak to robić. Czekał tylko, aż usłyszy dźwięk zamykających się drzwi od toalety, sygnalizujący wyjście nigdziarki. Nie był to przecież widok, który ktoś chciałby podziwiać.

 

Crystal

Reakcja Lady Lesso wbrew pozorom bardzo jej się spodobała. Lubiła szczerość w rozmowie, a nie fałszywe nic nie warte słowa. Jej wybuch sprawił nawet, że ta rozmowa stała się bardziej interesująca. Różniły się i miały inne wizje, ale rozumiała nauczycielkę. Gdy tu przybyła była do niej nawet podobna. Miała wiele pomysłów, chciała pomagać przyszłym nigdziarzom, oferować pomoc. Jednak jakby się nie starała wyniki były zawsze takie same. Jej uczniowie umierali w najgłupsze możliwe sposoby, a dobro pyszniło się swoimi zwycięstwami. Miała nawet kiedyś uczennice, którą bardzo lubiła. Była wyjątkowo uzdolniona. Pisały nawet jakiś czas do siebie listy po tym jak skończyła Akademię. Pewnego dnia listy jednak przestały przychodzić, a tydzień później przeczytała baśń, która skończyła się nabiciem jej uczennicy na pal. Czas leciał, a ona zaczynała tracić swój zapał, odgradzając się przy tym od innych. Wróciła na ziemię, słysząc o listach do jednej z nigdziarek, którą już całkiem polubiła, pierwszy raz od wielu lat. Mówiąc szczerze, to był pierwszy rok od bardzo dawna, gdy do jej klasy trafiło kilkoro nigdziarzy, których zaczynała lubić. Zwykle był jeden góra dwóch takich uczniów. Powoli chwyciła listy w palce.

 

- To smutne, gdy rodzice nie chcą zaakceptować decyzji swoich dzieci - mruknęła bardziej do siebie. - Mimo to zasługują na jakąś odpowiedź - Nim nauczycielka wyszła, kobieta jeszcze na nią spojrzała. - Wbrew temu, co myślisz o mnie, droga Lesso, lubię cię - powiedziała wyciągając papier i pióro. - Przypominasz mi mnie, gdy pierwszy raz tu przybyłam. Mam nadzieje, że gdy pewnego dnia spełnisz swój cel, nie zapomnisz o tym kim jesteś i co chciałaś zrobić - Na chwilę zmrużyła oczy. - Możesz odejść - powiedziała na koniec, zaczynając pisać.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda

W którymś momencie naprawdę uznała i zaakceptowała myśl, że Thomas poprosi ją o wyjście. Ostatecznie; dlaczego nie miałby? Od samego początku nie oczekiwał żadnej pomocy i równie dobrze mógł czuć się skrępowany tym, że dziewczyna wyciągnęła go z takiej sytuacji. Śmieszne myślenie, które Elvira zazwyczaj zbywała sfrustrowanym przewróceniem oczami - bo naprawdę, ta męska duma! - wciąż jednak potrafiła dojrzeć w nim szczątkowy sens i zrozumieć, gdzie miało swoje podstawy. Wsparcie dziewczyny mogło być przecież odebrane jako słabość.

W epoce książąt, dam i gospodyń jedynie wiedźma mogła cieszyć się pełnymi swobodami, otwartą drogą do rozwoju i wyłączeniem spod klamry wiekowych obyczajów. Wiedźmie nikt nie zarzuci, że nie zachowuje się poprawnie lub dziewczęco, bo ona w powszechnej opinii nie była po-prostu kobietą. Elvira nie zamierzała więc pozwalać sobie w tej szkole na marne przejawy nieuzasadnionej męskiej dominacji, niezależnie od tego ile razy Raver specjalnie naruszał jej osobistą przestrzeń, żeby ją onieśmielić. Chodzili przecież do szkoły, której dziekanem była prawdziwie potężna wiedźma.

A jednak - mimo wszystko - była w stanie zrozumieć zawstydzenie Thomasa i już położyła rękę na klamce, szykując się do powrotu do łóżka w nadziei, że chłopak nie będzie próbował już dziś niczego nieodpowiedzialnego. Nie miała pewności, w jaki dokładnie sposób powinna odebrać fakt, że nigdziarz jednak zdecydował się przyjąć jej towarzystwo i powoli ściągnął koszulę. To coś znaczyło, z całą pewnością, bo źli bohaterowie nie zachowywali się w ten sposób - nie zawiązywali nici milczącej sympatii. Oparła ramię o kamienną ścianę i ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma popatrzyła na ciało Thomasa. W zaciszu własnego umysłu musiała przyznać, że wyglądał całkiem całkiem, jakkolwiek nie należałaby do osób, na których nagość robiła szczególne wrażenie.

Czuła się dziwnie pusto.

Chyba przez zmęczenie.

 

Gdy chłopak odwrócił się z zawahaniem - ta chwila napięcia nie umknęła jej uwadze - z gardła dziewczyny wyrwało się najcichsze z westchnień. Wbrew pozorom, nie był to jednak ani strach ani zniesmaczenie ani - tym bardziej - współczucie. Zaskoczenie to najlepsze słowo; niedowierzanie okraszone nutą bardzo odległego smutku. Po kilku rozmowach z Thomasem domyślała się już, że nigdziarz nie miał łatwego życia i wielokrotnie cierpiał ból fizyczny z rąk obcych ludzi. Nikt inny nie wyskakiwałby tak po prostu z pogadankami na temat potwornej natury człowieka oraz panującej w niektórych społeczeństwach zgnilizny moralnej. Nie poświęcała temu wielu myśli, bo nie spodziewała się, że pęknięcia sięgają aż tak głęboko - Thomas wyglądał jakby całe dzieciństwo spędził w więziennej celi wychowywany przez kata. Licznym ranom i oparzeniom wciąż jednak przyglądała się z zainteresowaniem; był to niecodzienny i rzadki widok, nawet jeśli nieprzyjemny, w każdym razie według jednostek wrażliwszych od niej. Elementem, którego nie dało się przeoczyć, było również napięcie w postawie chłopaka, który ewidentnie obawiał się jej reakcji. Jeżeli tak; po co więc się obnażał? Po co wystawiał się na taką słabość? Czyżby jej zaufał?

Dziwaczny smutek pogłębił się, jednak nadal nie było to poczucie winy lub żal - niby dlaczego miałaby myśleć w ten sposób? Przecież to nie ona była przyczynkiem jego cierpień.

Zbliżyła się do Thomasa na tyle bezszelestnie, że odwrócony tyłem chłopak nie mógłby tego dostrzec. Zauważył ją dopiero, gdy wyciągnęła rękę i powoli - prawie delikatnie - przesunęła chłodnymi palcami po największej bliźnie na jego plecach. Po części była to zwykła ciekawość - ta sama kocia potrzeba, która kazała jej zejść piętro niżej i obadać sytuację. Z drugiej strony chciała w ten sposób przekazać też inną rzecz; informację, że z jej ust nie usłyszy nigdy kpiny ani wzgardy, w każdym razie nie na ten temat. Naśmiewanie się, wykorzystywanie w dyskusji krzywdy niewinnego - krzywdy dziecka - było jednym z najniższych, najbardziej pustych argumentów. Jako człowiek inteligentny nie widziała siebie na takim poziomie.

- Idź spać. Oszczędzaj rękę - powiedziała cicho, beznamiętnym tonem, wciąż jednak lekko muskając palcami jego plecy - Widzimy się na śniadaniu.

Potem wyszła, nie dlatego, że targały nią emocje - po prawdzie to wciąż czuła się pusto i chłodno - ale dlatego, że po prostu nie było już niczego, co mogłaby dodać, a przeciąganie tego wieczoru wydawało jej się bezsensowne.

Oboje potrzebowali odpoczynku.

 

Akademia Zła, Noc, Gabinet Dziekan

Opuszczała gabinet Crystal bardziej zadowolona niż zirytowana. Choć zaledwie chwilę wcześniej kobieta robiła wszystko, by doprowadzić ją do ostateczności, Lady Lesso nie była kimś, kto pozwoliłby rzeczom tak małym zepsuć sobie humor, szczególnie wieczorem, gdy organizm potrzebował wyciszenia. Była uspokojona faktem, że ten ponury obowiązek ma już za sobą, w każdym razie na ten moment i może powrócić do własnych spraw. Co więcej, Crystal wyraziła nawet chęć wysłania do rodziców Elviry listu, który wysłać powinna, co pozytywnie ją zaskoczyło. To już był prawie koniec, postawiła już jeden z ostrych obcasów na korytarzu, niewzruszona chłodnym powiewem, który nieznacznie zaszeleścił krańcami jej sukni.

Ostatnie słowa dziekan jednak ją zatrzymały. Przystanęła na sekundę lub dwie, zaciskając mocno długie paznokcie na framudze. Potem, nie odwracając się, ruszyła dalej.

- Owocnego wieczoru, Crystal - rzuciła na pożegnanie, cicho zamykając za sobą drzwi.

To było... niespodziewane. I nieznacznie irytujące. Skręciła w prawo, kierując się w stronę klatki schodowej i cicho wzdychając. Na jej ustach wykwitł niewielki, nieznacznie rozbawiony uśmieszek.

Za kogo ta kobieta się uważała?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas

Zastanawiał go fakt, że nadal nie słyszał trzaśnięcia drzwi. Być może już wyszła bezszelestnie, a on stał jak kołek zupełnie sam. Powinien to sprawdzić, nim ktokolwiek znowu tu przyjdzie. Mimo to nie potrafił tego zrobić, bo nadal czuł okropne upokorzenie. Mógł doznawać najgorszych ran, ale żadna nie była tak straszna jak to. Ciało było zupełnie jak sparaliżowane. Czego niby miał się spodziewać? Miała go przytulić lub poklepać po głowie, mówiąc nie przejmuj się? W tym zamku nikogo nic nie obchodziło kto ile bólu przeżył w życiu. Zresztą nawet poza nim nikogo to nie obchodziło. Był tylko on i jego upiór przeciw całemu temu cholernemu światu. Chciał się już odwrócić, kończąc tym samym te żałosną farsę, ale wtedy też to poczuł.

 

Elvira nie opuściła łazienki. Nie brzydziła się nim i jego życiem. Nic nie powiedziała, nic, co miałoby go zranić. Poczuł dotyk jej palców na swoich plecach. Nigdy czegoś takiego nie czuł, ale to było naprawdę przyjemne, zupełnie inne od tego, co czuł na co dzień. Po jego plecach przebiegał bardzo przyjemny dreszcz.  Musiał naprawdę się postarać, by nie zdradzić po sobie żadnych emocji. Mimo to patrzył kątem oka na twarz ślicznej nigdziarki, chcąc zrozumieć jaki ma w tym cel.

 

Nagle dotarły do niego jej słowa. Zaraz potem opuściła łazienkę i tym samym zostawiła go samego. Chłopak jeszcze chwilę za nią patrzył. Nie potrafił zrozumieć dlaczego, ale to co stało się przed chwilą było bardzo przyjemne. Chciał by trwało to dłużej, ale wiedział, że Elvira ma racje. Powoli sięgnął po górną część mundurka i ją włożył, a potem wyszedł. Wciąż grzmiało mu w uszach "widzimy się na śniadaniu". Nie brzydziła się tym co ujrzała i nadal chciała go widzieć, ale nadal nie rozumiał, czemu tak bardzo cieszył się tym faktem?

 

Crystal

- Owocnego wieczoru, Lesso - rzuciła do nauczycielki, nim zamknęła drzwi. Sama nadal pisała list, podczas gdy Annabelle wpatrywała się w nią zaintrygowana.

- Myślałam, że jej nie znosssssisz - syknęła nie kryjąc przy tym swojej ciekawości.

- Gdybym jej nie znosiła, w ogóle nie traciłabym czasu na rozmowy z nią - powiedziała krótko. Niektóre relacje ludzkie są skomplikowane i nie każdy potrafi je zrozumieć. Po Annabelle nie spodziewała się żeby to zrozumiała.

- Czemu w ogóle odpisssssujesz tym zawszanom? - Znów syknęła.

- Ludzie mylnie interpretują wiele rzeczy. Rodzice Elviry uważają, że skoro urodziła się w zawszańskiej rodzinie i jest śliczna, to jest zawszanką. Tak jak mnie mylnie oceniano, gdy wysłano mnie do szkoły dla czarodziejek. Pewnych rzeczy nie sposób zmienić, a oni powinni to zrozumieć zamiast się oszukiwać - Zaadresowany list wsunęła w dziób kruka, który miał dostarczyć wiadomość. Treść listu była niezbyt długa

 

 

 

Drodzy Państwo

Bardzo dziękuje za zainteresowanie Elvirą. Niestety tylko Dyrektor decyduje o tym kto może opuścić Akademię. Z przykrością muszę poinformować, że jest zbyt zajęty ochroną Baśniarza, by samemu móc odpowiedzieć dlatego go wyręczam. Mimo waszych obaw zapewniam was, że Elvira jest niezwykle obiecującą uczennicą, która sama dokonała wyboru. Na dodatek po niedługim czasie kontaktu z nią jestem przekonana, że nawet gdybyśmy przystali na wasze prośby, dziewczyna znów uciekłaby z domu. Uczyłaby się na własną rękę, tylko po to aby osiągnąć cel, a widząc jej zdolności jestem przekonana, że byłaby do tego zdolna. Próby zrobienia z niej zawszanki są jak oszukiwanie samego siebie. Wiem z własnego doświadczenia jak to się kończy.

Z poważaniem Dziekan Zła, Crystal

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Noc, Wieża Występek

Musiał minąć pełen tydzień, zanim Lisa zdecydowała się na podjęcie kolejnej próby wydostania ich z Akademii Zła. Miało na to wpływ wiele czynników, niekoniecznie nawet związanych z tym, że dotychczasowe dwie, spontaniczne i słabo przemyślane, okazały się totalnym fiaskiem. Od samego początku wątpiła, by zdołała wymyślić coś lepszego na własną rękę bez możliwości zwiedzenia mrocznego zamku, a nie zamierzała zrzucać tego na barki Adelii, bo nie miała najmniejszej ochoty, by jej wrażliwa przyjaciółka wymykała się gdziekolwiek poza względnie bezpieczne towarzystwo nauczycieli. Obydwie musiały skupić się przede wszystkim na utrzymaniu stabilnej pozycji w rankingu, a nie było to proste; niejednokrotnie w tym tygodniu Lisa zasłużyła sobie na ostatnie miejsce, denerwując nauczycieli lub po prostu nie będąc w stanie skupić się na durnych zadaniach. Jak do tej pory najbardziej znośne pozostawały Historia Bohaterstwa (profesor Sader rzadko wymagał od nich jakichkolwiek odpowiedzi między testami, a kiedy już w ogóle zadawał pytania, zazwyczaj miały one jedynie skłonić do refleksji) oraz - zaskakująco - Pielęgnacja Urody (profesor Sericia jakimś cudem utrzymywała swoje przeświadczenie o naturalnym poczuciu estetyki Lisy, nawet jeżeli ta nie przychodziła już na zajęcia z ulizanymi włosami). Co prawda na żadnych z tych zajęć nie mogła liczyć na ścisłą czołówkę, nie, to było zarezerwowane dla pięknych dziewczyn i chłopców, którzy znali podstawowe fakty o krainach, w których się wychowali. Tak naprawdę na dobre stopnie mogła liczyć jedynie u profesor Dovey, bo na zajęciach Dobrych Uczynków wystarczyło kierować się instynktem oraz, sporadycznie, na Przetrwaniu w Baśniach. Och, te ostatnie zajęcia były prawdziwą katorgą. Lisa nie miała pojęcia, kto dobrał grupy, ale ich stanowiła istną mieszankę wybuchową. Sama zazwyczaj unikała wchodzenia w konflikty, nawet kosztem swoich zawszańskich kolegów, którzy ponuro reagowali na jej izolację. Cóż, nie miała innego wyjścia. I tak spędzała z Adelią koszmarnie mało czasu, nic dziwnego, że na tej lekcji rozmawiała prawie tylko z nią, co samo w sobie nie było łatwe. Nie z Raverem, tym paskudnym chłopcem, który samym spojrzeniem potrafił doprowadzić Adelię do łez. Cykl zawsze wyglądał tak samo - najpierw nie odstępował Adelii na krok, potem konfrontował się ze wściekłą Lisą, a kiedy próbował objąć swoją palącą magią rudą zawszankę, Alan natychmiast kierował jego mniej lub bardziej ofensywną uwagę na siebie. Jeżeli dodać do tego jeszcze burkliwego Thomasa i wiedźmę Elvirę, cała lekcja zaczynała kręcić się wokół osobistych niechęci. Śliczna blondynka z Akademii Zła była prawie tak samo paskudna jak Raver, nawet jeśli wzbudzała mniejsze onieśmielenie i znacznie lżejszy niepokój. Podczas lekcji Lisa traktowała ją z odwzajemnianą obojętnością, ale odkąd złapała ją na tym, jak pokrętnie wykorzystała innych uczniów, by zbadać słowa nauczyciela na temat działania parzących krzewów rosnących na wschodniej granicy Błękitnego Lasu, obserwowanie jej cynicznych uśmieszków stało się trudniejsze niż wcześniej. 

 

Adelia radziła sobie lepiej. Lepiej niż na początku swojego pobytu w Akademii Zła i zdecydowanie lepiej niż Lisa w Akademii Dobra. Odkąd się uspokoiła, mniej płakała i - z lekkimi oporami - przystała do współlokatorki Judith, zaczęła całkiem sprawnie dryfować po dolnych, lecz nie krańcowych punktach rankingu. Przyczyna była całkiem prosta; gdy dziewczyna, mocno dopingowana przez Lisę, znalazła w sobie dostateczne ilości odwagi, by grzecznie wykonywać nauczycielskie polecenia, prędko wyszło na jaw, że w tamtej szkole było tak wielu uczniów wybuchowych, buntowniczych lub prostackich, że jakoś zawsze znajdywał się ktoś, kto na lekcji zachowywał się gorzej od niej. Chociaż Lisa nie ufała wiedźmom, Judith zdawała się działać na Adelię uspokajająco, w każdym razie bardziej niż Margo, od której najchętniej trzymałaby swoją przyjaciółkę z daleka. Konflikt między wściekłą dziewczyną, a Stephanie z pewnością szybko się nie skończy, nawet jeżeli nie dochodziło znów do tak gwałtownych wybuchów jak na tym pierwszym obiedzie.

Wszystko to miało swoje dobre i złe strony. Adelia radziła sobie lepiej w Akademii Zła i Lisa nie martwiła się już tak, że marne wyniki sprowokują nauczycieli do zrobienia jej krzywdy, równocześnie jednak drobna dziewczyna robiła się coraz cichsza i bardziej apatyczna. Wiecznie chodziła z zaczerwienionymi, podkrążonymi oczami, blada jak papier i z sino zaciśniętymi ustami. Każdego dnia coraz bardziej przypominała też ducha, a Lisa nie wiedziała co - poza tragicznymi warunkami i okropnym planem lekcji, a więc rzeczami na jakie nie miała żadnego wpływu - może to jeszcze pogłębiać. Uważnie obserwowała Ravera, bo nigdziarz spoglądał na jej przyjaciółkę podejrzanie zbyt często, ale atakowanie go nie miałoby teraz żadnego sensu, tym bardziej, że Adelia nie chciała nic potwierdzić. Za każdym razem, gdy pytała, czy jakiś nigdziarz - a w szczególności ten - ją krzywdzi, jedynie patrzyła na nią tymi wielkimi oczami i lekko kręciła głową.

- Nie. Nie, nie. Po prostu słabo się czuję. Boli mnie głowa i mam gorączkę.

Kiedy Adelia kładła jej głowę na ramieniu i mocno oplatała szyję, nie czuła, by z jej czoła biło jakieś nadzwyczajne gorąco. Wręcz przeciwnie, dziewczyna bywała lodowato zimna, co tylko wzmagało frustrujący niepokój. W końcu Adelia zawsze była chorowita i te warunki prędzej czy później musiały odcisnąć na niej jakieś piętno.

 

Raz Lisa zdecydowała się nawet na drastyczne środki i próbowała zapytać Judith, współlokatorkę Adelii, o to jak dziewczyna naprawdę daje sobie radę w Zamku Zła. Podkradnięcie się do tej dziwacznej, opatulonej w dodatkowy czarny płaszcz wiedźmy nie było żadnym problemem, tym bardziej, że na obiedzie zazwyczaj siadała na skraju, w pewnym oddaleniu od innych; trzeba było tylko poczekać, aż Margo odejdzie, chociażby po to, żeby porozmawiać z wilkami. Chociaż jednak zdołała jakoś do niej dotrzeć i nie została natychmiast przepędzona, nie dowiedziała się niczego szczególnego. Judith mogła nie obrzucać jej wyzwiskami, ale ewidentnie nie miała też ochoty na żadną rozmowę, tym bardziej o Adelii, tak jakby poczuła się urażona, że Lisa chce z niej zrobić osobistego informatora. Cóż, przynajmniej spróbowała.

Wniosek i tak mógł być tylko jeden - musiały się wydostać, nawet za cenę wielodniowej tułaczki po Puszczy. Cholera, nie zamierzała pozwolić, by baśniowe potwory zniszczyły kogoś tak łagodnego jak Adelia. Ciągle też nie mogła zapomnieć o rodzinie, której brak z każdym dniem dokuczał coraz intensywniej.

Być może dlatego zdecydowała się wykorzystać początek weekendu na nową próbę ucieczki - już po szlabanie, niespodziewanie, nikogo nie informując, by przypadkiem nie próbowano jej śledzić. Za trzecim razem przedostanie się pod osłoną nocy na dobrze znane piętro Wieży Występek wydawało się niezwykle proste. Gdyby bardziej się na tym skupić - chyba nawet zbyt proste. 

To już prawie jak jakaś ich szalona tradycja.

Adelia czekała na nią przed nieznacznie tylko uchylonymi drzwiami pokoju numer sześćdziesiąt dwa, bez słowa owijając ręce wokół jej ramion, gdy tylko się do niej zbliżyła. Lisa poczuła na otrzymanej od Alana bluzce wilgoć, która musiała być łzami strachu, ulgi lub radości, lecz tym razem jej niższa przyjaciółka nie szlochała, nie jąkała się ani histerycznie nie wzdychała. Poza tym, że drżała - pewnie z panującego tu chłodu - wydawała się nawet spokojna, tylko zaciskała mocno dłonie na jej karku i talii, jak poszukujące opieki dziecko.

- Idziemy? - szepnęła, sięgając za plecy i splatając lodowate palce Adelii z własnymi.

Dziewczyna skinęła głową, słabo się uśmiechając. Ostatnio robiła to jedynie w jej towarzystwie; nic dziwnego, że w tym momencie uśmiech ten był więc dla Lisy jak ostatni znak nadziei.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

Ten tydzień, nie był przyjemny dla Dziekan Zła. Jak wcześniej powiedziała Lady Lesso, zaczaiła się pod komnatą, w której była Adelia, czekając na jej przyjaciółkę. Niestety, mimo czuwania całą noc, nic się nie stało. W myślach się przeklinała przez stracony czas, który mogła wykorzystać znacznie lepiej. Mimo to nie poddawała się i spróbowała ponownie następnego wieczoru z takim samym efektem. Po czwartej nocy czuwania zaczynały pojawiać się pierwsze skutki zarwanych nocy. Nie była w stanie się skupić na tworzeniu własnych mikstur. Myliła receptury i składniki, niemal zasypiając nad własnymi wywarami. Annabelle nawet raz podjęła temat jej stanu, ale widząc wściekły wzrok kobiety zrezygnowała z dalszej rozmowy.

 

Podczas lekcji z nigdziarzami musiała pić eliksir wzmacniający, co i tak nie zdołało ukryć jej ziewania co jakiś czas. Spostrzegła oczywiście, że niektórzy nigdziarze tacy jak Elvira, Raver czy Judith, najwyraźniej dostrzegali jej zmęczenie. Mimo to, żadne nadal nie miało odwagi spytać o jej stan. Chociaż Raver bardziej skupiał się ostatnio na rozmowach z Annabelle, zupełnie jakby uznawał ją za ciekawszą towarzyszkę rozmów od reszty nigdziarzy w szkole. Po kolejnych bezowocnych nocach, mówiła sobie, że odpuszcza, bo najwyraźniej Czytelniczka się poddała i zaakceptowała los swój i Adelii. Crystal była jednak zbyt uparta, by tak po prostu odpuścić. Szóstej nocy potrzebowała pomocy kruków, by te ją budziły, gdy przyśnie. Była tak wściekła, że miała ochotę udusić obie Czytelniczki. Na lekcjach, nie dało się oczywiście nic wykryć w oczach Adelii. Ta dziewczyna albo tak dobrze grała nieświadomość albo naprawdę zupełnie nic nie wiedziała.

 

Po całym tygodniu czekania czuła jak pod jej oczami tworzyły się worki. Nienawidziła takich defektów na swoim ciele. Była wiedźmą, ale mimo wszystko o siebie dbała. Obiecała sobie, że to ostatnia próba i nawet przez upartą naturę, nie zmieni zdania. Musiała w końcu odpocząć, a skoro Czytelniczki nie było od tygodnia i nic nie wskazywało, że się pojawi, musiała się poddać, to jedyne wyjaśnienie. Po raz kolejny nic się nie działo, nie licząc uciekających z piskiem szczurów przed czołgającą się po korytarzach przerośniętą bardziej niż zwykle Annabelle, którą na wszelki wypadek zabrała do pomocy. Jednak nie widząc żadnych śladów zawszanki, zaczęła powoli odchodzić, przeklinając się w myślach nad tym ile czasu tu zmarnowała. Zrobiła ledwie krok, aż czegoś nie usłyszała. To nie mogła być Annabelle ani szczury. Ktoś tu właśnie szedł, prosto do tej komnaty. W jednej chwili się rozbudziła i znów skryła, czekając na odpowiednią chwilę. Usłyszała rozmowę obu dziewczyn, aż w końcu uznała, że nadszedł czas.

 

- Niby dokąd? - spytała nagle wyłaniając się z ciemności z bardzo krzywym uśmiechem. Najpierw spojrzała na kryjącą się za plecami zawszanki Adelie, a potem na Elisabeth. - Dawno się nie widziałyśmy - mówiła, patrząc na rudą dziewczynę. - Elisabeth, prawda? - spytała przechylając głowę na bok. - Pamiętam jak mnie zaatakowałaś na Polanie, co było wyjątkowo głupie... - Nim cokolwiek dalej powiedziała przerwał jej drugi głos, dobiegający zza pleców obu dziewczyn.

- Niemożliwe, przyszła jak mówiłaś - syknęła większa niż zwykle pięciometrowa Annabelle, szorując podbrzuszem w kierunku dziewczyn. - Zawszanka w Akademii Zła? Tego w moich czassssssach jeszcze nie było - Pokazała pokaźne kły strasznie się śliniąc przy tym. - Taka tłuściutka i ssssssmaczna - syczała cały czas, patrząc na Elisabeth. - Chodź do mnie zaprzyjaźnimy sssssię - syknęła do zawszanki.

- Macie wybór - mruknęła nagle Crystal. - Pójdziecie za mną grzecznie do mojego gabinetu lub zostawię was z Annabelle, sam na sam - Powoli zaczęła odchodzić.

- Zossssstańcie ze mną - syczała  do dziewczyn. - Jestem taka ssssssamotna i głodna, a szczury ssssssą takie nudne

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Noc, Wieża Występek

Wystarczyła niecała minuta, kilka nic nieznaczących sekund między złapaniem Adelii za rękę, a pociągnięciem jej w stronkę klatki schodowej, by cały plan ucieczki znów się definitywnie posypał. Z jednej strony powinna się już tego chyba spodziewać, a z drugiej - cholera, dlaczego to musiało przytrafiać się właśnie im? Najpierw porwanie, potem te wszystkie przejściowe przygody ze złymi i dobrymi nastolatkami, a teraz jeszcze to. Lisa była absolutnie pewna, że skoro już złapała ich sama dziekan, mogą zapomnieć o opuszczeniu zamku, w każdym razie na ten moment, bo to jasne jak zęby księżniczek, że nie zamierzały przestać dopóki się stąd nie wydostaną. W baśniach działy się już rzeczy niemożliwe, więc baśń Adelii i Lisy opowie przyszłym pokoleniom o dwóch dziewczynach, które zrobiły głupków z Dyrektora Akademii i wszystkich jego nauczycieli. Tak właśnie będzie. To podpowiadała Lisie gorąca frustracja, która zalała ją na widok wysokiej kobiety; frustracja skutecznie pokrywająca niepewność i strach, zostawiając jedynie niemożliwy do poskromienia bunt. Przerażenie Adelii w stu procentach wystarczało dla nich obu, bo ten dramatyczny, prawie że książkowy zwrot akcji szybko uporał się z niepokojącą apatią - przyjaciółka znów kwiliła pod nosem, zaciskała mocno palce na łokciu Lisy i obrzucała profesorkę spojrzeniami prawie błagalnymi, bo przecież na dobrą sprawę nie umiała zrobić niczego więcej. I dobrze. I dobrze! Nikt nie miał prawa do tego, żeby oceniać ją za wrażliwość i w ten sposób dręczyć! Nikt nie miał prawa wmawiać jej, że jest zła!

Odwróciła lekko głowę, spodziewając się ujrzeć za swoimi plecami kolejnego nauczyciela, którego ta wiedźma przyprowadziła na wspólne łowy. Zacisnęła zęby i widocznie zadrżała, gdy zamiast tego zobaczyła gadającego węża. Widywała już wróżki, gnomy, nimfy, a nawet zachowujące się po ludzku zwierzęta, jednak ten widok z jakiegoś powodu wywołał w niej z początku olbrzymi niepokój. Niestety dla węża; nie na tyle olbrzymi, by przyćmić furię, szczególnie po tym jak Adelia przylgnęła do niej w przestrachu, ściskając dokładnie tak samo jak wtedy, gdy porwano je z Gawaldonu. Nie wydawała się zaskoczona umiejętnościami węża, po prostu skrajnie oszołomiona. Żadna z nich tego nie przewidziała; w takim wypadku spróbowałyby przecież czegoś innego, choćby ucieczki w dzień.

 

Kiedy ponownie spojrzała na nauczycielkę, była cała zarumieniona - od szyi do cebulek włosów - jej rude włosy wymknęły się z niechlujnego kucyka i wydawały elektryzować, a w zielonych oczach z trudem doszukać się dało strachu lub wstydu. Tak właśnie wyglądał kres jej wytrzymałości; perfidnie zapędzona w kozi róg z rozszlochaną przyjaciółką na ramieniu. Szarpnęła Adelią może tylko trochę zbyt mocno, tak by stała obok niej, a nie za nią. Dziewczyna sapnęła z niedowierzania i spojrzała w górę wielkimi oczami, lecz Lisa trzymała ją pewnie, dociskając bezpiecznie do swojego boku. Tylko w ten sposób mogła niepostrzeżenie sięgnąć tam, gdzie zamierzała.

- Pójdziemy. Chyba nie mamy innego wyjścia - wycedziła przez zaciśnięte zęby; w tym momencie jej ostateczną wściekłość dało się pomylić z przerażeniem i głębokim szokiem. Uwierzyła w to chyba nawet Adelia, bo zwiotczała i oparła się na niej bezwładnie, jakby bierność dotychczasowej bohaterki całkiem odebrała jej nadzieję.

Wszystko co nastąpiło później było skrajnie głupie i podyktowane chwilą. Lisa nie zastanawiała się szczególnie nad tym, co robi, gdy szybko - jeszcze zanim dziekan Crystal zdołałaby choćby pomyśleć o odpowiedzi - chwyciła za poluzowany kawałek muru odstający od pokruszonej kolumny. Zrobiła to za plecami przyjaciółki, niezauważalnie, nie dbając o to, czy cały zamek z tego powodu runie im na głowy.

Błyskawicznie odwróciła się, szarpiąc drobniejszą Adelię ze sobą i szerokim rozmachem w tył rzuciła kamieniem w kierunku węża, obojętna na to, czy trafi, czy nie. Być może los miał jeszcze wobec nich jakąś łaskawość, bo trafiła; niestety nie w pysk, ale na tyle blisko głowy, by chwilowo go oszołomić. Wtedy wystrzeliły, uchylając się instynktownie przed potężnym ogonem i mrocznym zaklęciem, które niemal smagnęły je po głowach. Nie mogły przebiec obok Crystal, to oczywiste, a bieg w przeciwnym kierunku szybko okazał się bezcelowy - korytarz dormitorium był ślepy i miał na końcu jedynie pozbawione szyb okno przez które mogły ewentualnie wyskoczyć w akcie totalnej desperacji.

Po uderzeniu w ścianę Adelia natychmiast odwróciła się twarzą do swojej nauczycielki, zakryła twarz drobnymi rękami i pochyliła głowę tak, że tylko głośny szloch zaburzał obraz pokornej uczennicy. Lisa natomiast nie miała sił ani chęci do tego, by się przed kimkolwiek korzyć, chociaż do oczu już napłynęły jej łzy wściekłej bezsilności.

Kopnęłaby w mur, gdyby miała jeszcze na to choć odrobinę energii. 

Zamiast tego oparła dłonie na lodowatym parapecie i wyjrzała na zewnątrz, tam, gdzie za inną wieżą pobłyskiwała eterycznie siedziba Dyrektora.

- Uratuj nas - warknęła niezrozumiale, prawie bestialsko.

Dla dwóch kobiet (i węża) pewnie nie miało to żadnego sensu, a Lisa zachowywała się jak wariatka.

Dziewczyna jednak nadal była przekonana, że władca Akademii już raz wyciągnął ją z beznadziejnej sytuacji i - nie ważne jak bardzo by go nie cierpiała - mógł zrobić to po raz kolejny. Jeżeli tak wyglądała ostatnia nadzieja, Lisa zamierzała trzymać się jej tak długo jak mogła.

Minęła sekunda, potem dwie, pięć.

Nic się nie wydarzyło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

Nie spodziewała się żadnych trudności. Każda droga ucieczki była obecnie zablokowana. Nikt nie byłby na tyle głupi, by bez broni atakować ogromnego węża, a jeśli nawet spróbują to interweniuje nim Annabelle zje obie. Atak na nią byłby jeszcze głupszy. Oczywiście pamiętała, co zawszanka zrobiła podczas obiadu, ale jeśli spróbowałby to ponowić, szybko by się przekonała jak wielki błąd popełniła. Słysząc jak ruda dziewczyna mówi, że pójdą, uśmiechnęła się chytrze. Czyli zawszanie potrafili czasem myśleć? Kto by pomyślał. Nagle jednak otworzyła szeroko oczy, widząc jak księżniczka sięga za kamień i rzuca nim w Annabelle. Pupilka dziekan syknęła wściekle, gdy kamień uderzył ją w głowę. Wąż próbował instynktownie zaatakować uciekające dziewczyny. Crystal, widząc jak obie uciekają, szybko zaatakowała zaklęciem obezwładniającym, którego również uniknęły. Obie z Annabelle ruszyły w pogoń za dziewczynami. Szybko dorwały uciekinierki, gdy te dobiegły do ślepego zaułku.

 

- Chcecie ratunku? - syknęła drwiąco Annabelle. - Ja wam pokaże ratunek - Pokazała pokaźne kły. - Rzuciłaś we mnie kamieniem, czy wiesz jak to potwornie boli? - syknęła, zbliżając pysk tak blisko Elisabeth, że mogła dotknąć go nosem. Crystal nic nie robiła, tylko wpatrywała się w to zimnym wzrokiem. - Najpierw ten kretyn rzuca we mnie nożem, a teraz to?! Żądam rekompenssssssaty - syknęła teraz do dziekan. - Pozwól mi ją ugryźć lub urwać jedną rękę i połknąć. Nic nie powiem, że mi na to pozwoliłaś. Ssssssama ssssssię na to sssssskazała, przychodząc tu - Znów obróciła się do zawszanki i z wielką szybkością zaczęła pędzić w kierunku jej ręki z otwartą paszczą.

- Stój, Annabelle - powiedziała, takim tonem, że wąż natychmiast się zatrzymał. - Jeszcze dzisiejszego wieczoru, obie wrócą do domu i do swoich rodzin

- Co?! - wrzasnął zdezorientowany wąż. - Co ty mówisz?!

- Zamknij się! - krzyknęła przez zaciśnięte zęby, a pupilka dziekan się cofnęła, gdy jej pani ruszyła w kierunku obu dziewczyn. - Cały tydzień nie spałam. Jestem zmęczona i mam już dosyć tych podchodów, a zawszanka nie zrezygnuje, w końcu widać jak obie są sobie bliskie - Uniosła zimny pozbawiony emocji wzrok, na obie dziewczyny. - Nie chce was tu więcej widzieć, rozumiecie? - syknęła wściekle, na chwilę się odwracając, a potem na jej twarzy pojawiło się coś niespodziewanego, a był to smutek. - Wkrótce zniknę z Akademii, wszyscy to wiedzą - warga kobiety lekko zadrżała. - Chce jednak do tego czasu zobaczyć jak zło jeszcze jeden ostatni raz wygrywa - Annabelle wpatrywała się w to zszokowana, jakby nigdy nie widziała swojej pani w takim stanie. - Obie jeszcze dziś wrócicie do domu, znowu zobaczycie swoich bliskich i nigdy tu nie wrócicie, ale coś za coś - ciężko westchnęła. - Dziś Akademia Dobra i Zła straci po jednej uczennicy, ale to nadal nie zwiększa naszych szans w zwycięstwie - Chwilę milczała, patrząc na obie dziewczyny. - Wydacie mi ucznia, który pomagał wam w ucieczce pierwszej nocy - zmrużyła lekko oczy. - Nie próbujcie mnie oszukać, wiem, że był tu z wami jakiś książę. Wydajcie mi go, a jeszcze dziś wrócicie do domu, ale musicie wydać go obie - zmrużyła jeszcze bardziej oczy. - Udowodnicie tym samym, że wasza przyjaźń jest ważniejsza niż wszystko inne. Akademia Dobra straci jeszcze jednego ucznia, bo ten natychmiast nie zda za tak poważne złamanie regulaminu. W jego przypadku nie będzie ulg, w końcu się tu wychował i znał nasz świat, nie jak wy. Jego rodzina nigdy go nie zobaczy i nikt o nim więcej nie usłyszy, ale co was to przecież obchodzi? W końcu nie chciałyście tu być i nienawidzicie tego miejsca jak i ludzi z tego świata, więc co was obchodzi los jednego zawszanina. Więc jak będzie? - spytała, patrząc na obie niezwykle przenikliwie.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Noc, Wieża Występek

Wydawałoby się, że moment w którym umiera nadzieja powinien być bardziej spektakularny i odczuwalny, odznaczyć się nagłym przewrotem emocji, sił; kiedy jednak Lisa zdaje sobie sprawę, że Dyrektor Akademii wcale nie zamierza jej pomóc - i być może nigdy tego nie robił - odrzuca łzy oraz rezygnację, odwracając się dziko w kierunku nauczycielki. Wir wydarzeń trwa, upadł jeden plan, więc trzeba trzymać fason i wymyślić następny. To Adelia szybko traciła energię i uchylała się przed walką, a Lisa zawsze potrafiła znaleźć jakieś słowa, trop, najlepszy do wyjścia z danej sytuacji. Rozpłacze się później, kiedy znów zda sobie sprawę z tego, że przegrała, na razie jednak musiała zrobić wszystko, by nie otrzymały dotkliwej kary - szczególnie Adelia, która nie była niczemu winna. Lisa nie chciała mówić tego na głos, ale wątpiła, by jej przyjaciółka odważyła się na ucieczkę, gdyby trafiła tu sama. Być może lepiej, że Dyrektor porwał też ją, może mogła jakoś pocieszać się tym, że to tutaj, a nie w domu, jest aktualnie najbardziej potrzebna. Oderwała plecy od ściany i wystąpiła krok do przodu, instynktownie zasłaniając Adelię, która szybko z tego skorzystała, łapiąc ją z tyłu za koszulkę. Prawie czuła przez materiał jej lodowate, lepkie od potu palce. To wszystko było tak bardzo niesprawiedliwe!

Gadający wąż i jego groźby ją przestraszyły, to jasne - niemal fizycznie odczuła ból w zgięciu lewego łokcia po tym jak zwierzę zażądało ręki w ramach rekompensaty - lecz chyba nadal była zbyt zła i skołowana, by prawdziwie okazać strach. Ustała w miejscu, nawet jeśli na drżących nogach, a potem uniosła głowę i spojrzała dziekan prosto w mroczne oczy, z delikatnie tylko mniejszą butą niż wcześniej. Sytuacja była patowa, prawda, ale ostatecznie one były dziećmi, a ta kobieta nauczycielką. Jak bardzo niszczyć uczniów mogła Akademia Zła?

Chyba tylko tak, jak Akademia Dobra ich rozpuszczała.

 

Dyszała z biegu i wściekłości, konwulsyjnie zaciskała pięści przy boku, nie mogąc zapanować nad rozdzierającą frustracją. Sprawy zmieniły bieg dopiero wtedy, gdy dziekan odwołała swojego węża; Annabelle brzmiało zdecydowanie zbyt przyjemnie, miała tak chyba nawet na imię jedna z prababć Lisy, jednak to nie to naprawdę przykuło jej uwagę. Na słowa kobiety nareszcie uleciała z niej złość, co odczuła jak metaforyczne wiadro zimnej wody, które ostatecznie nie przyniosło spokoju, a kolejne, równie silne emocje.

Wyrwała się do odpowiedzi tak szybko, że prawie się zapowietrzyła, podczas gdy Adelia zaplotła mocno ramiona wokół jej talii, ostrożnie wychylając głowę zza wyższej sylwetki. 

- No tak! Tylko o to nam chodzi! Nareszcie... - urwała, w ostatniej chwili powstrzymując się przed dodaniem, że ona również ma nadzieję nigdy więcej nie ujrzeć Crystal, jej węża ani całego tego okropnego zamku.

Propozycja nauczycielki była tak nagła, że całkiem zapomniała o wątpliwościach (bo przecież to wszystko brzmiało nazbyt pięknie) oraz o swoich kolegach z Akademii Dobra, za którymi - czy odważy się to przyznać? - z pewnością będzie tęsknić. Zanim jednak nieokreślone uczucia zdołałyby ułożyć się w prawdziwą radość, kobieta szybko przypomniała jej o znajomych w najgorszy możliwy sposób.

Zamknęła usta z cichym tąpnięciem zębów, całkowicie oniemiała.

 

Wydacie mi ucznia, który pomagał wam w ucieczce. Musicie wydać go obie. Co was obchodzi los jednego zawszanina?

Lisie zakręciło się w głowie, gdy pomyślała o Alanie; tak życzliwym, sprawiedliwym, ciągle oferującym bezinteresowną pomoc i po prostu dobrym jak przystało na uczniów tej szkoły. Znacznie lepszym od Ambrosiusa, czy Abraxasa, z jakiegoś nierzeczywistego powodu nazywanych wzorami książąt. Czy mogła wydać go na nieokreślone męki, odebrać szansę na przyszłość i powrót do domu tylko dlatego, by sama mogła osiągnąć coś, co bezprawnie jej odebrano? Uratować Adelię kosztem kogoś innego, a już tym bardziej tak przyjaznego? Odpowiedź była oczywista; nigdy w życiu, nigdy, nawet gdyby chodziło o jakiegoś okropnego ucznia z Akademii Zła, a nie Alana. Nie potrafiłaby spojrzeć rodzicom w oczy ani wziąć Nathana na ręce ze świadomością, że zniszczyła życie jakiemuś nastolatkowi. Co jednak się stanie, gdy odmówi? Jak kara czeka ją i Adelię i czy kiedykolwiek będą mieć jeszcze kolejną szansę na ucieczkę?
Poczuła, że Adelia wystąpiła krok do przodu i stanęła obok, uwieszając się jej łokcia. Spojrzała na nią, obawiając się tego, co ujrzy. Nie bez przyczyny, bo zobaczenie swojej przyjaciółki z tak wyraźnym oczekiwaniem w wielkich, szklistych oczach, z przygryzioną z ekscytacji wargą, nie było w tej sytuacji budujące. Naprawdę chciała jej pomóc, ale nie mogła równocześnie skrzywdzić Alana. Musiała to zrozumieć; i tak była wdzięczna, że dziewczyna nie wyrwała się z odpowiedzią jako pierwsza, wymuszając na niej w ten sposób potwierdzenie tej wersji, czego pewnie i tak by nie zrobiła. Czy mogłaby ją za to winić? Pewnie nie, Adelia w stanie wielkiego stresu często najpierw robiła, a dopiero potem myślała.

 

Spojrzała na nauczycielkę, umyślnie sprawiając wrażenie osoby, która się waha, równocześnie gorączkowo myśląc nad odpowiedzią. Mogła skłamać, ale skoro dziekan już wiedziała o tym, że ktoś im pomagał... no właśnie, skąd o tym wiedziała? Nie zostawili żadnego śladu, jeśli nie liczyć tych nieszczęsnych butów. Mogła do nich nawiązać, zaryzykować, ale czy to wystarczy? Kogo mogła wydać, kto był w tej Akademii taką osobą, której nie mogliby tak po prostu zrobić krzywdy? Profesor Sader wydawał się miły i tajemniczy, ale z drugiej strony, jeżeli nauczycielka by się do niego udała, ten z pewnością by zaprzeczył, bo przecież z jakiej racji miałby kryć uczennice, które złamały regulamin?

Przełknęła ślinę, choć usta miała niemal całkiem wyschnięte.

A może gdyby... gdyby powiedziała tylko pół prawdy?

- Nie rozumiem, o co pani profesor chodzi - wycedziła, nadal brzmiąc na nieco sfrustrowaną. I dobrze, może w ten sposób zamaskuje drżenie głosu. - Włamywałam się tu już, przyznaję, ale nie było ze mną nigdy żadnego zawszanina - Półprawda. Nie zwróciła uwagi na Adelię, choć ta poruszyła się niespokojnie, wbijając zmartwiałe spojrzenie w podłogę. Cholera, co mogła powiedzieć, by jakoś wyjaśnić zachowanie przyjaciółki, jej strach? Przede wszystkim musiała uważać, by nie syknąć, bo palce dziewczyny bardzo mocno wpijały się teraz w jej skórę na ramieniu. - Skąd w ogóle wzięła pani profesor ten pomysł? Chodzi o buty, które ukradłam? - Kolejna półprawda; pierwszej nocy kradła, ale nie buty od Alana, tylko ubrania od Stephanie. - Zabrałam je z szatni, jakiś książę chyba zostawił je po treningu - paplała jak najęta, próbując za wszelką cenę wymyślić coś, co mogłaby użyć jako karty przetargowej... - Naprawdę bym pani powiedziała, ale... - ... i wymyśliła. - Trochę się boję, okej? To nie było normalne ani zrozumiałe dla nas. Miałyśmy.... pomoc, po prostu nie wiem, czy mi wolno o niej mówić. - Adelia uniosła głowę i spojrzała na nią z rozchylonymi ustami. Tak, tak właśnie na mnie patrz, jakbyś była przerażona. - W końcu to się tu chyba normalnie nie zdarza, żeby Dyrektor pomagał uczniom w łamaniu zasad, co nie? - kolejna półprawda; ostatecznie, rzeczywiście im wtedy pomógł.

Chyba.

Nie wierzyła, że naprawdę to robi.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

W milczeniu obserwowała reakcje obu dziewczyn, będąc ciekawą ich odpowiedzi. A właściwie powinna pomyśleć, że odpowiedzi jednej z nich. Adelia na co dzień była już cicha i zasmarkana, ale przy swojej zawszańskiej przyjaciółce stawała się zupełnie wyciszona. Wszystko opierała na zawszance, dając się jej wręcz swoiście prowadzić za rączkę. Przynajmniej w pewnym sensie, bo dostrzegła, że cicha nigdziarka mimo wszystko dawała pewne reakcje, które wykazywały jej chęć do przejęcia inicjatywy. Było to niezwykle intrygujące, przynajmniej do czasu, aż zawszanka nie udzieliła odpowiedzi jakiej oczekiwała. Słysząc o Dyrektorze, Crystal zmarszczyła delikatnie brwi. Dyrektor nikomu nie pomagał to pewne, ale jednocześnie wszystko wskazywało, że jeszcze przed chwilą prosiła właśnie go o pomoc. To było dość dziwne, przecież na Polanie jeszcze słyszała jak określała go epitetami takimi jak "zamaskowany potwór". Co więc przez ten czas, tak nagle się zmieniło? Grała na zwłokę, to oczywiste. Myślała, że uwierzy w te bzdury? Poza tym nie była głupia. Mogłaby wierzyć, że faktycznie zawszanka ukradła te buty, gdyby nie fakt, że tak długo myślała nad odpowiedzią. To było oczywiste, że kogoś chroniła. Nagle poczuła jak coś zimnego przylega do jej kostek, a potem otacza całej jej ciało. To była oczywiście Annabelle, która tylko przytuliła się do swojej pani. Jej głowa pojawiła się tuż przy głowie Dziekan Zła, a potem ze strony węża można było usłyszeć głośny śmiech.

 

- Patrz... Jaka cnotka niewiniątko - syknęła z nieukrywaną drwiną. - Dałaś jej szansssssę powrotu, mogła wsssskazać każdego ksssssięcia Akademii Dobra, nawet takiego, którego nienawidzi, a zamiast tego tłumaczy się kradzieżą, czy zawszanie rodzą się tępi? Na dodatek sssssądzi, że ktoś uwierzy w to, że Dyrektor jej pomaga - syczała śmiejąc się, ale Crystal nic jej nie odpowiedziała, skupiając się nadal na dwóch uczennicach.

- To nieco komplikuje sytuacje - Postanowiła udawać, że uwierzyła w tę zręczną wymówkę zawszanki, ale też celowo nie napominała o Dyrektorze. - Wydaj mi więc księcia, którego okradłaś lub jeśli czujesz wyrzuty sumienia, że go okradłaś, któregokolwiek innego - Wzruszyła ramionami. - Umowa się dopełni, gdy dasz mi jakiegoś zawszanina - nagle się lekko uśmiechnęła. - Skoro nikogo nie było, możesz sama wypowiedzieć imię danego księcia, oszczędzisz wtedy niewinnej Adelii wyrzutów sumienia - zrobiła krok naprzód. - Nie przejmuj się, będzie bolało może góra rok, ale potem zapomnisz o tym nieszczęśniku, ciesząc się rodziną i przyjaciółką na co dzień - znów lekko zmarszczyła brwi, patrząc teraz na nigdziarkę. - Adelia chyba mnie nie lubi - powiedziała lekko mrużąc przy tym oczy, a zaraz potem wzdychając. - Więc może ją wyręczę. Pewnie ci nie mówiła, ale na jednej z moich lekcji mogła usłyszeć, że wiedźmy słyszą życzenia innych, a jednocześnie czasem mogą je spełniać, niczym dżiny - zmrużyła ponownie oczy. - W Akademii nie znajdziesz potężniejszej wiedźmy niż ja, a cena jaką chcę, wydaje się być niewielka przy tym czego zwykle chcą inne wiedźmy - magle lekko się cofnęła. - Mogę dać wam chwilę byście się naradziły, ale daje wam na to pięć minut, a potem oferta minie. Możesz oczywiście pomyśleć o wróżkach chrzestnych, ale ich magia zwykle jest ograniczona, co widać na przykładzie Kopciuszka, poza tym wszyscy uważają Dyrektora za dobrego, więc żadna nie wystąpi przeciw niemu i jego decyzją, a wiedźmy to inna sprawa. My łamiemy wszelkie zasady i nasza magia jest dużo potężniejsza - chytrze się uśmiechnęła, ponownie patrząc na obie dziewczyny. - A może uważasz, że Dyrektor was zabierze do domu skoro tak wam pomaga? Chociaż to byłoby wbrew logice, najpierw zadaje sobie sporo trudu by was sprowadzić, a teraz ma was odsyłać? Ponadto na polanie strasznie go obrażałaś i teraz od tak pomógł ci zobaczyć Adelie? A może ty wcale nie chcesz już zobaczyć domu? -  uśmiechnęła się niczym demoniczny sukkub. - W końcu Akademia Dobra jest taka niesamowita, nawet jeden książę się tobą interesuje - znów wróciła wspomnieniami do wydarzeń na Polanie i jeszcze bardziej się uśmiechnęła. - Tak właściwie wszyscy byli na ciebie wściekli i nazwali wiedźmą, a on jeden stanął w twojej obronie, narażając własne życie i zdrowie. To on prawda? Był wtedy z wami i to jego buty, prawda? Musi mu zależeć na tobie lub Adelii, ale sądzę, że chodzi o ciebie, skoro tak unikasz tematu zawszanina, który wam pomagał, ale czy jest ważniejszy nawet od twojej rodziny i biednej Adelii? - wykrzywiła usta w udawanym smutku. - Nie czujesz się zdradzona Adelio? Bo mam wrażenie, że ktoś odbiera ci przyjaciółkę - powiedziała tak bardzo ponurym tonem, niemal uderzającym w serce.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Noc, Wieża Występek

Z każdą chwilą sytuacja stawała się coraz bardziej zagmatwana. Skronie zaczynały pulsować jej bólem, a serce od dawna biło gdzieś w okolicach krtani. Odwaga nadal chciała napierać i szukać wyjścia, lecz rozsądek coraz częściej przebijał się na wierzch, a wraz z nim myśl, że dzisiejszego wieczoru już wszystko stracone i dla własnego dobra powinny odpuścić, nawet, jeżeli nie chciały. Przez większość wypowiedzi Crystal nie odezwała się słowem, zbyt oniemiała, by cokolwiek z siebie wydusić. Te wątpliwości, które na samym początku odrzuciła, wróciły teraz z olbrzymią mocą, sprawiając, że po raz kolejny owinęła wokół Adelii ochronne ramię, wplatając palce w jej cienkie, wilgotne z nerwów włosy. Im dłużej słuchała nauczycielki, tym bardziej uświadamiała sobie jak bardzo nielogiczna i nieprawdopodobna była ta historia. Chociaż bardzo chciała trwać w nadziei, że znalazł się ktoś, kto mógłby im pomóc, nie była dłużej w stanie uwierzyć w jakiekolwiek jej słowo. Czuła, że wiedźma nie tylko próbowała się nimi zabawić, ale też kompletnie nie słuchała tego, co mówiła do niej Lisa. Ostatecznie - jaki tak właściwie mogła mieć pożytek w tym, że pomoże im uciec? Spokój od Adelii? Wątpliwe, dziewczyna większość ostatniego tygodnia spędziła przecież spokojnie i cicho. Narażała się na gniew Dyrektora - bo cokolwiek by nie mówiła o swojej wiedźmowatości, Lisa nadal nie wierzyła, by mogło jej to ujść płazem, w końcu sama przyznała już, że porywacz poświęcił wysiłek i czas na to, by je tu ściągnąć - proponując, że zrobi to właściwie za nic. Bo przecież jeżeli chciała przypadkowego ucznia, wcale nie potrzebowała do tego jej słowa; była Dziekanem do cholery. Słuchała jej tylko tak długo, jak myślała, że pragnie złapać zawszanina łamiącego regulamin lub dowiedzieć się w jaki sposób Lisa włamywała się do zamku; teraz nareszcie zdobyła się na słuszną nieufność.

 

Nie wiedziała tylko, co myśli o tym wszystkim Adelia. Przyjaciółka po raz kolejny stała się apatycznie wręcz cicha i poza tym, że obserwowała swoją nauczycielkę spod ramienia Lisy - biała ze zmęczenia i niepokoju, z zaczerwienionymi oczami i gorącymi łzami, które cicho skapywały ze skóry na szorstką koszulę - milczała, chyba całkiem oddając jej kwestię rozwiązania tego problemu. Słyszała tylko, jak z gardła drobniejszej dziewczyny raz na jakiś czas wyrywało się przypadkowe, głuche czkanie; ze swojego miejsca nie była w stanie dostrzec nagłego niebezpiecznego dystansu w oczach przyjaciółki ani tego jak mocno i zaborczo zaciskała ona palce na jej talii. Co jednak najciekawsze; mroczne spojrzenie i niechęć nie były skierowane na Lisę, mimo że ta odmówiła wydania Alana i teraz plątała się w próbach wyciągnięcia ich z beznadziejnej sytuacji. Nie, Adelia mroziła wzrokiem Crystal, wściekła, że ta odważyła się tak otwarcie wyciągnąć wady ich nierozerwalnej przyjaźni, grożąc równocześnie, że to właśnie one staną się krańcem nadziei na powrót do domu.

Nie miała prawa.

Lisa ze wszystkimi swoimi błędami oraz durnym honorem była sprawą tylko i wyłącznie Adelii i tylko ona jedna będzie radzić sobie ze złymi chłopcami, którzy próbują ją zbałamucić. Kiedy Crystal w końcu nachyliła się do nigdziarki, z jej oczu nadal płynęły łzy, ale pod lekko rozchylonymi ustami kryły się mocno zaciśnięte zęby. To czy - i jak bardzo - Adelia czuła się zdradzona też nie było sprawą jakiejś obcej, obrzydliwej wiedźmy. Nie miała żadnego pojęcia o ich relacji. Żadnego!

 

Tych słów nie była już w stanie wytrzymać także Lisa, bo nagle dotarło do niej, co tak właściwie próbowała osiągnąć nauczycielka; udowodnić, że obydwie nadają się do swoich szkół i przekonać Adelię, że dla Lisy ważniejsi są zawszanie. Nie mogła na to pozwolić, to nie była prawda! Tylko Dyrektor ponosił winę za to, że znalazły się w tej sytuacji i nie zamierzała skazywać na cierpienie kogoś niewinnego, nie ważne jak bardzo nie próbowano by jej do tego zmusić. Wzięła głęboki, świszczący oddech, siląc się na spokój i gorączkowo myśląc nad nowym planem.

- Jeżeli pani profesor by słuchała, co do niej mówię. - wycedziła. - To by wiedziała, że znalazłam buty w szatni i nie wiem, czyje są. Może mi pani profesor nie wierzyć, ale ja powiedziałam wszystko, co wiem. Nie obchodzi mnie, co myślicie o Dyrektorze; może naprawdę ześwirował, ale ja wiem, że coś zrobił - tym razem jej stwierdzenie miało w sobie znacznie więcej prawdy niż wcześniej. Całkiem pominęła napomknienie Crystal o Alanie i obiedzie, obawiając się, że gdy wspomni jego imię nie będzie dłużej w stanie zachować przekonującego wyrazu twarzy. - Nie rzucę przypadkowym imieniem księcia, to bez sensu. Nic to pani profesor nie da, a ja nie zamierzam mieszać się w pani sadystyczne potrzeby. I jeszcze jedno; cokolwiek pani powie, nie zniszczy pani naszej przyjaźni. Adelia wie, jak ważna dla mnie jest, inaczej by mnie tu nawet nie było. Prawda? - przełknęła ślinę, z lekką niepewnością czekając na reakcję niższej dziewczyny. Ta jednak błyskawicznie owinęła ramiona wokół jej szyi w potwierdzającym tonie i spojrzała na Crystal spod poklejonych włosów. Dla Lisy był to zapewne gest przyjaźni, bardziej obiektywnie jednak; przynależności - Tak naprawdę pani wcale nie chce nam pomóc, prawda? - podsumowała w końcu Lisa; głos tylko nieznacznie jej się przy tym załamał, ale dzielnie ciągnęła dalej, być może znów nieco zbyt pewna siebie. - Bo ja dopełniłam swojej części umowy i wydałam pomocnika. Może to pani sprawdzić, zapytać go. A nie, przepraszam - Zdawała sobie sprawę jak bardzo przeciąga strunę, a jednak nie była w stanie przerwać; tym razem to ją w oczy zapiekły łzy frustracji. - Zapomniałam, że Dyrektor ma was wszystkich za nic i ciągle drwi z własnych nauczycieli. Szczególnie z nigdziarzy i...

Zbyt późno zdołała ugryźć się w język; otrzeźwiło ją dopiero głośne wciągnięcie powietrza przez Adelię i drobna dłoń, wbijająca przydługie paznokcie w jej ramię.
Wygląda na to, że teraz to ona przesadziła.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

Sprowokowanie zawszanki do wściekłości, nie było trudne. Nie spodziewała się jednak podobnego rezultatu u Adelii. Ten mroczny wzrok, sprawiał, że miała ochotę się uśmiechnąć. Niestety sytuacja była nazbyt skomplikowana. W końcu chciała sprawić żeby ich przyjaźń przepadła. Mimo jej usilnych starań ta wydawała się zbyt silna. Nigdy nie widziała jeszcze takiej więzi. Adelia była wściekła, ale nie na swoją przyjaciółkę, a na nią. Sytuacja zaczynała przybierać nieprzyjemny obrót. Dopiero słysząc głos zawszanki zwróciła na nią wzrok. Mała księżniczka była bardziej pojętna niż się wydawało. Szybko połączyła fakty, że wcale nie chciała im pomóc. Crystal nawet chciała coś odpowiedzieć małej księżniczce, przynajmniej, aż nie usłyszała o Dyrektorze. W oczach kobiety, na niewielką chwilę pojawił się istny ogień. Jak ta mała Czytelniczka śmiała w ogóle tak mówić?

 

- Musssssisz przyznać, że dobrze mówi - Wzrok Crystal uspokoił się, gdy nagle spojrzała na Annabelle. - Mówiłam przecież, że to sssssstary głupiec, byłabyś o wiele lepszym Dyrektorem niż on

- Powiedz im - warknęła, nagle do węża.

- Nie chce - syknęła, jakby z odrobiną żalu.

- Już - powiedziała twardym tonem.

- Dawniej tak bardzo ssssssię cieszyłam, że tu trafiłam - syknęła Annabelle. - Moja rodzina czuła ze mnie dumę, że ich córka trafi do Akademii Zła. Miałam zdolności, by zostać wiedźmą, ale poznałam tu kogoś - Wzrok węża stał się nieprzyjemny. - Catherine z Lissssssiego Gaju obiecała... Mówiła, że jessssssteśmy przyjaciółkami. Wszysssssstko robiłyśmy razem. Obiecała, że pomoże mi ssssskończyć Akademie i razem będziemy tworzyć naszą baśń - Wąż przechylił lekko głowę. - Oszukała mnie! - wrzasnęła niemal wściekle. - Nie chciała konkurencji, więc potajemnie sssssssabotowała wszystkie moje wysiłki, a nim ssssssię ssssssspostrzegłam było za późno. Uznała może, że tak dotrzyma ssssswojej umowy względem mnie i zrobiła ze mnie sssssswoje zwierzątko

- Tak właśnie kończą się przyjaźnie nigdziarzy - warknęła dziekan przerywając wężowi. - Ale wy oczywiście jesteście inne, bo to były dwie nigdziarki - Zmrużyła zimno oczy. - Odpowiadając na twoje pytanie - Spojrzała teraz na rudą dziewczynę. - Sama sobie odpowiedz. Mogłabym zrobić mnóstwo rzeczy, jak choćby zabrać was obie do sali udręki. Nie mogę cię torturować, ale mogłabym cię przytrzymać żebyś patrzyła jak Bestia bawi się Adelią - powiedziała bez emocji. - Wiedźmy słyszą i spełniają życzenia, ale i sieją przy tym również niezgodę - znów skierowała chłodny wzrok na zawszankę. - Życzenie Adelii jest silne, chce wrócić do domu, nie bacząc na nic. Ty również tego pragniesz, ale masz pewne wątpliwości w sercu i właśnie dlatego próbowałaś ze mnie robić idiotkę - skrzywiła się nieprzyjemnie. - Nikt nie widział Dyrektora od wieków, a po wzroku Adelii, wnioskuje, że ta też nic nie wie o jego pomocy. Gdyby chciał ci pomóc już by to zrobił. Mogę śmiało więc założyć, że robisz ze mnie idiotkę - Nagle krucze pióra zaczęły krążyć wokół obu dziewczyn. - Za chwilę Elisabeth zniknie, pojawiając się przed swoją Akademią Dobra, nieważne jak mocno będziesz ją ściskać, Adelio, tylko ona zniknie. Daje wam szansę żebyście się pożegnały lub ostatnią by twoja ruda przyjaciółka powiedziała coś interesującego, co pozwoli ponowić umowę - zmrużyła chłodno oczy.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda

Cierpliwość dziekan Zła musiała się kiedyś skończyć, tak samo jak ta rozmowa. Lisa miotała się w duchu, próbując wymyślić dobrą odpowiedź, jednak nic nie wydawało się odpowiednie; a przez odpowiednie miała oczywiście na myśli coś, co pozwoliłoby im przynajmniej ujść płazem z tej próby ucieczki, równocześnie nie raniąc osób postronnych. Opowieść węża nie zrobiła na Lisie zbyt wielkiego wrażenia; nasłuchała się już dostatecznie dużo historii o wiedźmach i księżniczkach, którym nadal nie dawała wiary, poza tym - jak słusznie zauważyła nauczycielka - ich sytuacja była inna. Profesorowie tych Akademii mieli się dopiero przekonać jak bardzo inna. Przede wszystkim oczekiwała momentu, w którym zostaną ukarane za jej niewyparzony język, bo nie wątpiła, że po raz kolejny zachowała się nazbyt impulsywnie. Ściskała Adelię, ta ściskała ją jeszcze mocniej; na obu twarzach malowało się zmęczenie, wściekłość oraz żal. Groźba Sali Udręki sprawiła też, że Lisa poczuła jak ulatuje z niej determinacja. Nagle przypomniała sobie jaką tak naprawdę niesprawiedliwą władzę miała nad nimi ta kobieta.

W tej samej chwili, w której palce Adelii wpiły się boleśnie w delikatne okolice żeber Lisy, dziewczyna rozluźniła zaciśnięte pięści i wychyliła się do przodu, czując wilgoć zbierającą się na rudych rzęsach.

- Nie robię z pani żadnej idiotki! My chcemy tylko wrócić do domu, czy to tak trudne do zrozumienia? Adelia jest po prostu przestraszona! - rzucała przypadkowe odpowiedzi na masę poruszonych przez Crystal tematów, tylko po to, by ostatecznie zamilknąć i przycisnąć dłoń do ust.

Adelia krzyknęła, gdy zaczęły otaczać je krucze pióra, Lisa natomiast wpiła zęby we własne palce, w próbie zmuszenia samej siebie do podjęcia tej ostatecznej próby, na której samą myśl robiło jej się niedobrze. 
Co mogła jeszcze zrobić? Co powiedzieć? Logicznie...

Pal licho logikę.

- Dobrze, powiem! - wrzasnęła histerycznie ponad szelestem krążących coraz szybciej piór, na co Adelia załkała dławiąco, myśląc chyba, że nareszcie zdecydowała się wydać Alana. Oczywiście nie była to prawda; dziewczyna nadal nie byłaby do tego zdolna, lecz kiedy już opadły wszystkie pióra i znów poczuła, że stoi pewnie na zimnej posadzce, z jej ust wyrwały się słowa, nad którymi sama niezbyt się zastanowiła. - Wiem, czyje buty ukradłam, okej? On nam nie pomagał, ale...

I zanim zdążyłaby dodać coś więcej, zniknęła.

 

Nie było żadnego magicznego błysku, żadnego trzasku ani powiewu zaklęcia, żadnych kruczych piór. W miejscu, w którym zaledwie sekundę temu stała wysoka, ruda Czytelniczka, nie było teraz nic, a jej wyznanie urwało się tak nagle, że jeszcze przez kilka sekund w uszach dzwonił im dziewczęcy głos. Adelia pisnęła, przyciskając do piersi ręce, którymi wcześniej ściskała przyjaciółkę. Tajemnicze zniknięcie Lisy, nie mające żadnego związku z magią Crystal, wstrząsnęło nią do tego stopnia, że przez dłuższą chwilę potrafiła jedynie mrugać załzawionymi oczami i i telepać się pod szorstkim mundurkiem. 

Potem wsunęła palce w osłabione, brązowe włosy, kuląc się w sobie i uciekając wzrokiem od strasznej dziekan i jej olbrzymiego węża.

- Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego? - szeptała pomiędzy jednym płaczliwym czknięciem, a drugim. Po poprzedniej wściekłości nie został nawet ślad; Crystal równie dobrze mogła ją sobie tylko wyobrazić.

To, że Adelia oskarżyła kobietę o zniknięcie Lisy nie było niczym nadzwyczajnym; ostatecznie czy nie właśnie tym zagroziła im parę minut temu?

Lisa być może też tak pomyśli, gdy następnego dnia zerwie się nagle z własnego łóżka - wciąż w butach i dodatkowym okryciu. 

W tej chwili istniały jedynie dwie osoby, które mogły być absolutnie pewne tego, co naprawdę się tu wydarzyło, a jedna z nich chichotała właśnie w wiekowej komnacie, w najbezczelniejszy sposób udowadniając coś, co uczennica w złości zarzuciła nauczycielce.

Ma wszystkich za nic i ciągle z was drwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

Naprawdę ludzie marnują czas, pomyślała, słysząc jak zawszanka się tłumaczy. Zawsze ostatnia deska ratunku, żałosne tłumaczenia. Skoro nie chciały powiedzieć nic korzystnego, to lepiej by wykorzystały ten czas na pożegnanie. Sama sobie musiała przyznać, że było to niezwykle wyrozumiałe z jej strony, że choćby na tyle im pozwoliła. Annabelle gdyby mogła, pewnie też by się uśmiechnęła. Bardzo cieszyło ją, że w końcu uwolnią się od tego problemu. Wąż zastanawiał się tylko, w jaki sposób zostanie ukarana nigdziarka. Właśnie wtedy usłyszała słowa zawszanki i spojrzała na swoją panią. Naprawdę chciała im powiedzieć, kim był ten zawszanin? Zauważyła jak pióra zwalniają, co oznaczało cofnięcie zaklęcia. Nim jednak coś powiedziała, zawszanka nagle zniknęła.

 

- To było świetne - syknęła, rozbawiona Annabelle, widząc kulącą się Adelie. Crystal była tak okrutna, cały czas to wiedziała. Wtedy też zauważyła zszokowany wyraz twarzy kobiety i już wiedziała, że to nie była ona.

- Niemożliwe... - powiedziała cicho kobieta, podchodząc w kierunku Adelii, by podnieść jedno z piór. Tylko ktoś o wielkiej mocy, mógł to zrobić. Z nauczycieli mogłaby to być Laddy Lesso, ale na pewno nie była, aż tak potężna żeby przerwać jej zaklęcie, więc mógł to zrobić tylko Dyrektor... Crystal spojrzała w okno, patrząc na samotną wieże cała blada jak ściana. Czytelniczka nie kłamała. Dyrektor im pomagał, ale czemu? Przecież zrobiła tylko co musiała, nic ponadto. Nie miał prawa się mieszać. Na jej palcu pojawił się magiczny promień, który, aż iskrzył wściekle. Annabelle najwyraźniej to dostrzegła i wszystko zrozumiała.

- Tak! - powiedziała pewnie, sycąc jej do ucha. - Chodźmy tam razem. Nie miał prawa tego robić. Pokonasz go i zajmiesz jego miejsssssce - Crystal nagle się odwróciła i spojrzała ponuro na Adelie.

- Precz stąd! - wrzasnęła do nigdziarki, tak wściekle jak nigdy dotąd, a gdy ta uciekła przerażona sama również ruszyła. Zabawa się skończyła. Musiała poznać prawdę. Dlaczego Dyrektor się mieszał? Co takiego było w tych Czytelniczkach, a raczej jednej z nich, że był gotowy ukazać swoją obecność? Musiała to zbadać. Annabelle wydawała się tym wszystkim niezadowolona, ale nic już nie powiedziała, wiedząc, że lepiej nie denerwować swojej pani w takim stanie.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 months later...

Akademia Zła, Gabinet Crystal, comiesięczne zebranie dziekanów

Pył osypywał się z czarnych kolumn w cichej symfonii ze stuknięciami wysokich obcasów na lodowatej podłodze nigdziarskich korytarzy. Wokół słychać było drażliwe skrzypienie targanych wiatrem zawiasów przy klamkach starych szyb, skrobanie szczurów między murami oraz odległe zawodzenie, mogące oznaczać zarówno niepokornego ucznia zamkniętego w Sali Udręki jak i młode wiedźmy wyśpiewujące zawszańskie melodie wskutek przegranego zakładu. O tej godzinie w holu i na klatkach schodowych dało się już spotkać jedynie patrolujące wilki oraz włochate pająki na nisko zawieszonych niciach. Zamek zasypiał, wymęczone wrzaskami i kłótniami sale mogły odetchnąć ze spokojem, wiekowe płaskorzeźby i witraże ogarniał mrok, w którym jedyne światło zapewniał wyłaniający się zza chmur księżyc, nadający strzelistym, czarnym wieżom jedynej w swoim rodzaju aury. Akademia Zła była przeciwieństwem Akademii Dobra pod każdym względem. Biała twierdza najlepiej prezentowała się wtedy, kiedy ciepłe słońce odbijało się milionem barw na szklanych pomostach i złotych ornamentach, wypełniało każdy zakamarek podobną jasnością, jaka gościła w sercach młodych księżniczek i książąt. W tym samym czasie siedziba nigdziarzy odżywała dopiero po zachodzie; ciemność i cisza nadawały korytarzom nastrojowości, jakiej ze świecą szukać w najsławetniejszych złych pałacach. Nawet ktoś jaki jak ona mógłby poczuć ciarki na plecach.

Na to jednak miała przecież metody.

Uniosła rękę do góry, pozwoliła palcu wskazującemu zapłonąć jasnym blaskiem, rozgonić cienie czające się we wnękach i odstraszyć największe gryzonie. Dopiero w nowym, magicznie wzmocnionym świetle jej kolorowa sylwetka tak wyraźnie odrysowała się na ciemnym tle Akademii. Długa, seledynowa szata przyozdobiona złotymi i srebrnymi gwiazdkami na trenie oraz grzebyk w kształcie dyni wpięty w jasne, nieco siwiejące włosy nijak miały się do ponurego wystroju. Klarysa Dovey zdawała się być w Szkole Zła jak wycięty z innego obrazka, niezdarnie wklejony element, jednak świadomość własnego niedopasowania nie wydawała się jej ciążyć. Przeciwnie, po terenie wroga poruszała się energicznie i z uśmiechem, wyciągając zachęcająco rękę do towarzyszącej jej bladej kobiety.

- Nie rozumiem, dlaczego tak się przed tym opierasz, Lady Lesso.

- Ponieważ to spotkanie dziekanów. Jak dobrze wiesz, ja nie jestem dziekanem. Ona coś knuje. Być może znalazła wreszcie sposób na to, by pozbyć się mnie ze szkoły - wiedźma odpowiedziała grobowym tonem, zaciskając cienkie palce na bordowym płaszczu, który ciągnął się za nią posępnie, jedyne dzięki zaklęciom nie zbierając brudu.

Klarysa parsknęła pod nosem, odwracając głowę, by jej młodsza przyjaciółka nie zauważyła jak przewraca oczami.

- Albo może po prostu ceni twoje zdanie bardziej niż mogłoby ci się wydawać - skontrowała łagodniejszym tonem. - Poza tym jedynie Dyrektor może wyrzucać profesorów z Akademii.

- Dlatego informuje mnie o tym, że mam być obecna w ostatniej chwili, dobrze wiedząc o tym, że najpewniej jestem już w łóżku? - Lady Lesso wymamrotała jadowicie, dopinając guziki w nieco wymiętej szacie.

- Wybacz mi, jeżeli zabrzmię przewrotnie, ale jak to mówiłaś na swoich zajęciach... prawdziwy złoczyńca jest zawsze przygotowany? - Dziekan Dobra uśmiechnęła się, czując na karku mordercze spojrzenie drugiej nauczycielki.

 

Klarysa nie wątpiła w to, że Crystal miała zrozumiały powód do tego, by nalegać na obecność dodatkowej osoby podczas ich comiesięcznego spotkania. W przeciwieństwie do samej Lady Lesso, potrafiła zaufać osądom swojej złej odpowiedniczki, niezależnie od tego jak różne bywały ich poglądy. W kwestiach nadzorowania szkół nie było miejsca na wzajemne wątpliwości i spory; uczniowie zapewniali ich aż nadto, czasami o włos powstrzymując się (a raczej będąc powstrzymywanymi) od wszczęcia zamieszek, rozbojów i regularnych bitew, gdzie w ruch szły miecze, płomienie i żywe zwierzęta. A najgorsze, że w tych słowach nie było ani krztyny przesady.

Westchnęła ze znużeniem. Zarządzanie Akademią, do której - zgodnie z założeniami - trafiały dzieci o sercach zarówno najszlachetniejszych (jedna skrajność), jak i najbardziej podłych (druga) było czasem trudniejsze niż zarządzanie królestwem, choć niejeden znany władca zapewne stwierdziłby inaczej.

Delikatnym, uprzejmym ruchem zapukała do drzwi gabinetu Crystal, wygaszając blask, którym wcześniej oświetlała sobie drogę.

- Gotowa na zebranie? - zapytała pogodnie, otwierając drzwi na usłyszane potwierdzenie.

Lady Lesso nie raczyła odpowiedzieć.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

- Nawet szczury wydają ssssssię leniwsze - mruknęła Annabelle "bawiąc się" z gryzoniem. Szkodnik najwyraźniej miał już dosyć ucieczek przed wężem, bo tylko kulił się pogodzony ze swym losem. - Crysssssstal... - Kobieta nic nie powiedziała, tylko stała pod oknem, wbijając wzrok w samotną wieżę Dyrektora Akademii. Zupełnie jakby próbowała wypatrzyć jego postać w oknie. - Czy ty jesssssteś na mnie zła? - W tonie węża pojawił się niepokój i zaczęła czołgać się do swojej właścicielki, owijając się wokół jej kostek swoim ciałem. Najwyraźniej chciała ją przytulić, co było nietypowe dla nigdziarza, ale tak to właśnie wyglądało. Niestety jako wąż nie mogła zrobić tego inaczej. - Odkąd uciekła ta ruda pokraka, nie jesssssteś sssssobą. Proszę... Powiedz coś - Nagłe pukanie przerwało wywód Annabelle . - Precz! - prychnął wściekle wąż.

- Annabelle... - Wąż spojrzał na swoją panią, która  w końcu coś powiedziała. Dźwięk jej głosu zdawał się nagle rozbudzić węża. - Wpuść proszę naszych gości - Annabelle spojrzała niepewnie na drzwi, a potem zaczęła się czołgać w ich kierunku

- Jak sssssobie życzysz.... - Powoli zaczęła owijać się wokół klamki by ją nacisnąć, a gdy drzwi stanęły otworem, oczom obu kobiet ukazał się wąż opadający z klamki. - Moja pani zaprasza. Najwyraźniej ja już jej nie wyssssstarczam - mówił wąż z niekrytą urazą, wpuszczając obie kobiety do środka i je prowadząc za sobą. W międzyczasie Crystal spojrzała jakby nieobecnym wzrokiem, zarówno na Dziekan Dobra i jedną z nauczycielek Akademii Zła.

- Dziekan Dovey i Lady Lesso... - Crystal chciała pokazać najwyraźniej jak ważna to dla niej sprawa, zwracając, się nawet do swojej nauczycielki jej szlacheckim tytułem. - Dziękuje, że tu jesteście - powiedziała wyraźnie wyczerpana. - Macie ochotę coś zjeść lub się napić? - Brakowało w jej głosie typowej drwiny, którą zawsze lubiła wszystkim okazywać. Nawet jej laboratorium wyglądało na ostatnio nieużywane. Gdy Lady Lesso oraz towarzysząca jej Dziekan Dobra zajęły swoje miejsca, ta pierwsza mogła poczuć, że coś ociera się o wierzch jej dłoni. Jak się okazało, była to Annabelle. W pierwszej chwili można było pomyśleć, że wąż domagał się pieszczot od nauczycielki Klątw i Pułapek, ale okazało się, że trzymał w paszczy jakąś kartkę, którą najwyraźniej chciał przekazać nauczycielce.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Gabinet Crystal

Żadna z nauczycielek nie okazała zdziwienia, gdy drzwi otworzył im przerośnięty wąż; Klarysa pokusiła się nawet o wyciągnięcie jasnej dłoni i przesunięcie zielonymi paznokciami po łuskach przy łbie, dbając o to, by przypominało to bardziej gest powitania niż pieszczoty, nie zamierzała bowiem urazić podopiecznej Crystal sugestią, że ktokolwiek poza Dziekan Zła mógłby się na nie poważyć. 

- Witaj, Annabelle - powiedziała uprzejmie, obdarzając węża drobnym uśmiechem, gdy ten odprowadzał ich do biurka niczym najprawdziwszy konferansjer. - Jestem pewna, że tak nie jest. Kogoś takiego jak ty nie da się zastąpić, wierz mi na słowo.

Lady Lesso trzymała się pół kroku z tyłu, unosząc cienkie brwi na widok wyraźnie zaniepokojonej Crystal. Nie poświęciła zbyt wiele czasu Annabelle, zwróciła uwagę na jej obecność jedynie poprzez nieznaczne skinienie głowy, a potem jako pierwsza zajęła wskazane miejsce, pokazując tym samym, że jest gotowa natychmiast przejść do konkretów. Klarysa Dovey jednakże nie odczuwała podobnego pośpiechu, znacznie bardziej niż jej młodsza przyjaciółka przyzwyczajona do tego typu spotkań. Zanim usiadła zdążyła jeszcze zmierzyć drugą dziekan przeciągłym spojrzeniem i wygładzić seledynową suknię.

- Ciebie również miło widzieć, Crystal - odparła, składając elegancko ręce na kolanach. - Myślę, że wszystkie skorzystamy na ciepłej, słodkiej herbacie z miodem - Lady Lesso zamrugała, lecz Klarysa nie odrywała spojrzenia od swojej wymęczonej koleżanki. - Nie ma sensu czynić spotkania przesadnie oficjalnym, mamy do omówienia wiele przypadków, a dobrze wiemy, że nie każdy przyjemny - zacisnęła usta, jakby zastanawiała się, czy poczynić komentarz na temat ewidentnego zmarnowania Crystal, w ostateczności jednak zrezygnowała, odwracając głowę do Lady Lesso.

 

Nauczycielka Klątw i Pułapek nie wyglądała jakby zamierzała dodać cokolwiek od siebie. Siedziała sztywno wyprostowana, z ramionami skrzyżowanymi na piersiach, jednak jej fioletowe oczy, którymi nadal analizowała stan swojej przełożonej, również nie nosiły śladów dotychczasowego chłodu. Nie sprawiała wrażenia nerwowej lub zmartwionej, lecz bez wątpienia była zaintrygowana; zastanawiała się, co takiego Crystal ma zamiar im przekazać i dlaczego nalegała na jej obecność. Zacisnęła usta, odchylając głowę lekko do tyłu. Przeczucie mówiło jej, że miały z tym związek dwie Czytelniczki, prawdopodobnie się nie myliła. Choć dziewczęta zaczęły nareszcie stabilizować się na swoich pozycjach w Akademii Dobra i Zła, wciąż pozostawały tajemnice oraz niedociągnięcia, stanowiące przyczynek do kpin dla pozostałych uczniów oraz dodatkowy wysiłek dla nauczycieli.

Dovey najwyraźniej uważała podobnie, kiedy zwracała się ponownie do dziekan Crystal, siląc na niemrawy uśmiech.

- Czy Dyrektor Akademii odpowiedział na twój list, czy tak jak w moim wypadku nie uznał tego za konieczne?

Lady Lesso westchnęła bezgłośnie do siebie.

Crystal nie musiała nawet otwierać ust, by wszystkie znały odpowiedź na to pytanie.

 

Zanim jednak zdążyłyby kontynuować niewygodny temat, kobieta poczuła, że coś ociera się o wierzch jej chłodnej dłoni. Przechyliła głowę, spoglądając karcąco na węża. Nie zamierzała pozwalać na to, by rozpraszał ją w trakcie rozmowy, niezależnie od tego, czy był, czy nie był ulubionym pupilem Crystal. Po wcześniejszym powitaniu Annabelle powinna już domyślić się, że to nie przy tym fotelu mogła spodziewać się pieszczot. Okazało się jednak, że zwierzę zamierzało jedynie dostarczyć jej nieznaną kartkę. Sięgnęła po nią, rzucając przy tym Crystal podejrzliwe spojrzenie.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

Zwierzę po dostarczeniu wiadomości, odsunęło się od nauczycielki Zła, idąc w kierunku stolika. Nie wyglądała na urażoną niedawnym spojrzeniem Lady Lesso, a nawet wyglądało jakby już nie była taka zrzędliwa jak ostatnio. Być może miała na to wpływ Dziekan Dobra. Crystal dostrzegła na sobie spojrzenie nauczycielki klątw i pułapek, ale sama nic nie powiedziała. Tylko jej krótko rzucone nauczycielce spojrzenie mogło sugerować, by rozwinęła przekazaną kartkę. Jak się okazało, na kartce była krótka wiadomość, napisana, a jakże pismem samej Dziekan Zła. Jej treść brzmiała następująco "Jesteśmy cały czas obserwowane oraz podsłuchiwane, musimy uważać na to co mówimy i robimy." Na tym kończyła się cała wiadomość. W międzyczasie, Annabelle niosła w paszczy tace, na której była herbata z kostkami cukru i łyżeczkami w filiżankach. Co ciekawe, nie rozlała ani kropli gdy ją niosła. Położyła delikatnie naczynia na stoliku i odsunęła się, mrucząc coś pod nosem; o tym co ją spotyka po tych wszystkich latach. Crystal włożyła do swojej herbaty dwie kostki cukru i delikatnie wymieszała nim otworzyła usta.

 

- Musicie mi wybaczyć mój stan... - Sama poruszyła temat swojego obecnego wyglądu, nim którakolwiek z kobiet zdążyła o to spytać. Wiedziała, że i tak żadna najpewniej o to nie spyta, ale chciała mieć to z głowy. Dziekan Dobra z grzeczności by nie pytała, a Lady Lesso, najpewniej próbując oddać jej resztki szacunku. - Mało ostatnio sypiam, a zbyt dużo myślę...

- Tak wiercisz ssssssię po nocach, jakbyś przeganiała robaki - Kobieta rzuciła ponure spojrzenie pupilce, a ta zamilkła, zwijając się w kłębek.

- Jak wiecie mamy problem z obiema Czytelniczkami - spojrzała teraz na Lady Lesso. - Uznałam, że powinnaś z nami być, bo sama znasz sytuacje, zresztą chyba jako jedna z niewielu - uderzyła lekko palcami o blat stołu. - Dyrektor co jakiś czas sprowadza nam nowych Czytelników, to nic nowego, ale teraz musimy wszystkie przyznać, że sytuacja jest inna niż zwykle - lekko się skrzywiła. - Czytelnicy do tej pory słabo się znali, nawet za sobą nie przepadali, a teraz mamy dwie przyjaciółki, które znają się, aż za dobrze - Na chwilę przestała mówić by złapać oddech. - Jak wszystkie wiemy, nie ma przyjaźni między dobrem, a złem. Tutaj w Akademii istnieje pewien rodzaj współpracy między obiema Akademiami. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie to, zapewne każde z nas walczyłoby między sobą poza nią - spojrzała po obu nauczycielkach. - Niestety... Jedna z Czytelniczek nie dostrzega jak ta przyjaźń jest fałszywa. Adelia z Lasu za Światem może wyglądać na delikatną i niewinną, ale zło w niej pęcznieje coraz bardziej. Jak mam być szczera, myślę że w Akademii nie ma tak fałszywej nigdziarki jak ona. Nawet Elvira, która zwodzi swoim wyglądem, szybko pokazuje swoją naturę. Adelia natomiast jest tak święcie przekonana o tym, że jest dobra, że sama nie widzi by robiła coś złego. Na dodatek pojawiły się nowe problemy... - lekko zacisnęła zęby po ostatnim słowie. - Próbowałam złapać obie Czytelniczki by zaprzestać ciągłych włamań Elisabeth z Lasu za Światem. Musiałam długo się naczekać, ale w końcu mi się powiodło. Nie mówiłam nic wilkom ani nauczycielom, chcąc samej rozwiązać ten problem. Skorzystałam tylko z pomocy Annabelle

- Wredna ruda dziewczyna, rzuciła we mnie kamieniem - syknęła z oburzeniem, nadal leżąc zwinięta. Crystal to zignorowała i mówiła dalej.

 

- Samo złapanie jednak to za mało, bo wiedziałam, że zawszanka się nie podda. Chciałam więc je poróżnić, by zaprzestać dalszych włamań. Próbowałam je przekonać, że mogę odesłać je do domu spełniając ich życzenie, ale w zamian chciałam by wydały mi księcia, który im pomagał pierwszej nocy - Znów na chwilę się zatrzymała, patrząc teraz na Dziekan Dobra. - Twoja zawszanka, Klaryso, uparcie twierdziła, że nikt im nie pomagał. Jednak Adelia, która milczała mnie zastanawiała. W pierwszej chwili jak usłyszała moją propozycje, to wręcz wychyliła się pierwsza z odpowiedzią. Dosyć dziwne, biorąc pod uwagę, że nikt im nie pomagał. W końcu pod naporem, ruda Czytelniczka powiedziała, że pomagał im Dyrektor, co było zupełnym absurdem - Wzięła niewielki łyczek herbaty nim zaczęła kontynuować. - Byłoby tak, gdyby nie coś co mnie gryzie... - powiedziała po chwili głębokiego zastanowienia. - Gdy zaczęłam wątpić w ich przyjaźń, coś we wzroku Adelii się zmieniło... Miałam wrażenie, że zaraz na mnie skoczy i będzie próbowała wyrwać mi serce, ale się powstrzymała. Gdy zagroziłam odesłaniem zawszanki do twojej Akademii, Klaryso, ta w końcu była gotowa wydać mi osobę, która im pomagała... - Nastąpiła dłuższa pauza, a we wzroku Dziekan Zła pojawiło się coś złowrogiego. - Nie dostałam nic, bo twoja uczennica zniknęła jak za machnięciem magicznej różdżki - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Rozważałam wiele możliwości - spojrzała na Lady Lesso. - Pomyślałam, że może to ty to zrobiłaś, aby mnie upokorzyć, ale szybko porzuciłam tę myśl, wiedząc, że takie zagrywki nie są w twoim stylu - Teraz skierowała wzrok na Klarysę. - Nawet ciebie podejrzewałam, uznając, że może to zrobiłaś, uważając, że przesadzam ze swoimi metodami - pokręciła lekko głową. - Wykluczyłam was obie, a poza wami żaden z nauczycieli nie ma takiej mocy, poza... - uniosła poważnie wzrok. - Jak bym nie myślała, nie mogę znaleźć odpowiedzi poza jedną... - Nastąpiła ponownie dłuższa pauza. - Ktoś nie chce bym przeszkadzała zawszance pałętać się po tej Akademii. Chyba, że któraś z was widzi to inaczej, chętnie wysłucham propozycji - usiadła z ciężkim westchnięciem na krześle i wzięła swoją filiżankę w dłoń.

- Nie kłamie, ja też to widziałam na włassssssne oczy - syknęła Annabelle.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Gabinet Crystal

Wiadomość na kartce zaskoczyła Lady Lesso - przeczytała ją kilka razy, by upewnić się, że w pełni zrozumiała intencje, a później zmrużyła oczy, rzucając swojej przełożonej uważne spojrzenie spod rzęs. Informacja zdołała nareszcie wzbudzić w kobiecie łagodne odczucie niepokoju, choć nadal daleko było temu do takiej ostrożności, jaką zdawała się oczekiwać Crystal. Z pozornie beznamiętną miną pokazała kartkę siedzącej obok Klarysie, trzymając ją delikatnie pomiędzy dwoma bladymi palcami. Dziekan Dobra przeczytała ją ze zmarszczonymi brwiami, a potem przechyliła nieznacznie głowę, spoglądając na Crystal tak, jak zwykły to robić wróżki matki chrzestne, gdy pełne troski oczekiwały wyjaśnienia. Przez moment mogło się nawet zdawać, że Dovey nie zachowa narzuconej odgórnie zasady milczenia i zapyta wprost o źródło tego ostrzeżenia - w ostateczności jednak rozmyśliła się i tylko zacisnęła usta, zaciskając karteczkę w dłoni i zmieniając ją magicznie w kupkę złotego pyłu, osypując go na własne, poszarzałe od marszu buty.

Żadna z kobiet nie odezwała się już do momentu otrzymania herbaty. Spoglądały tylko na siebie ukradkiem, jakby szukając potwierdzenia u drugiej, że ona również nie ma pojęcia, dlaczego Crystal tak nagle poczuła potrzebę usilnej ochrony prywatności tej rozmowy. Klarysa podziękowała Annabelle uprzejmie, gdy ta położyła przed nią tackę i natychmiast sięgnęła po własną filiżankę, wrzucając do niej eleganckim ruchem trzy kostki cukru. Lady Lesso uczyniła to z dużą większą rezerwą, rezygnując zupełnie ze słodyczy; lubiła swoją herbatę mocną i gorzką.

 

Gdy Crystal rozpoczęła monolog, najwyraźniej zbyt zmęczona i pogrążona we własnych myślach, by odpowiedzieć na wcześniej zadane przez Klarysę pytanie, obie kobiety przestały wiercić się w fotelach i wysłuchały kobiety uważnie, zdając sobie sprawę, że właśnie dzieli się z nimi tym, co w ostatnich dniach tak wyraźnie ją męczyło. Przy temacie Czytelniczek Lady Lesso wyraźnie spochmurniała, opuszczając głowę i z tajemniczą miną muskając usta bladym kciukiem. Och, Crystal nie myliła się, zakładając, że jest zaangażowana w tę sprawę, ostatecznie sama spędzała ostatnie dni na próbach możliwe jak najszybszego zaaklimatyzowania tej słabej dziewczyny w ich szkole. Powszechnie uchodziła może za wiedźmę pozbawioną empatii, pełną chłodu dla niekompetentnych uczniów, lecz w rzeczywistości ich dobro było dla niej równie ważne, jak dla każdego innego nauczyciela, jeżeli nie bardziej. Nie zamierzała wspierać ani przymuszać Adelii z Lasu za Światem do zaliczania zajęć i rozwijania złych talentów; od tego miała profesorów przedmiotowych, ekspertów w swoich dziedzinach oraz siebie samą, jedyne prawdziwe źródło motywacji. W jej mniemaniu tym, co naprawdę ściągało dziewczynę w głębię rozpaczy był jednak problem, poruszany właśnie przez Crystal. Dziekan upatrywała się przyczyn w przyjaźni z dziewczyną z Akademii Dobra i było to częściową prawdą; Lady Lesso uzupełniła to jednak w myślach o coś głębszego. Cierniem nie była znajomość między księżniczką i wiedźmą, lecz fakt, że Adelia zupełnie nie była na nią gotowa. Nie potrafiłaby być niczyją przyjaciółką, gdyby od tego zależało jej życie, ponieważ nie potrafiła zobaczyć niczego poza czubkiem własnego nosa. Jako młode nieopierzone zło musiała na czas rozwoju zostać odcięta od ludzi, których niszczyła, równocześnie samej dając się zniszczyć. I w tym konkretnym zgadzała się z Crystal - nie dało się zrobić tego inaczej niż szybko i brutalnie, ponieważ skaza odklejana powoli jedynie zwiększała cierpienie.

 

Zupełnie innego zdania była Klarysa Dovey. Tegoroczny przypadek Czytelników od samego początku dogłębnie ją poruszył. Nie oskarżała Dyrektora Akademii o sprowadzenie dziewcząt będących wcześniej w zażyłej relacji; nie czuła się kompetentna do tego, by oceniać, które serce w Świecie Czytelników odznacza się największym dobrem, a które największym złem, tym bardziej, że nie miała nigdy okazji tam trafić. Ze swoimi umiejętnościami była jednak w stanie zauważyć szlachetną waleczność Elisabeth oraz bolesne rysy w charakterze Adelii, tak charakterystyczne dla młodych studentów Zła. Zapraszając rudą dziewczynę na prywatne rozmowy (których wydawała się szczerze nie cierpieć i unikała ich jak ognia, pomimo najszczerszych chęci dziekan Dovey) czuła zawsze kujące podszepty żalu. Chciałaby powiedzieć ponurej uczennicy, że pewnego dnia - gdy obie będą już bardziej dojrzałe, zaczną rozumieć pewne sprawy, w tym momencie zasłonięte przez młodzieńczą porywczość - odnajdą się znowu i będą mogły żyć jak dawniej. Wiedziała jednak lepiej niż by w ten sposób mydlić jej oczy. Dzieci trafiały do Akademii Dobra i Zła z jakiegoś powodu; każde z nich, bez wyjątku, miało w sobie potencjał na bohatera baśni. A baśnie rządziły się jasnymi prawami - wiedźma i księżniczka nie mogły być przyjaciółkami, a wszelkie próby zawsze kończyły się katastrofą i rozlewem krwi. Adelia i Elisabeth nie były pierwszymi, które próbowały, Crystal miała jednak rację, gdy zaznaczała, że nigdy wcześniej nie zdarzyło się to z dwoma Czytelniczkami. Właśnie dlatego konieczność rozdzielenia dziewcząt dla ich własnego dobra była dla Klarysy tak przykra (i dlatego cieszyła się, że młodą Lasy Lesso poznała długo po tym, gdy Baśniarz przestał się nią interesować i pozwolił jej spokojnie osiąść w murach Akademii). Czy jednak była zdania, że należało zrobić to tak gwałtownie i bez znieczulenia, jak sugerowała jej koleżanka? Z całą pewnością nie.

 

Prawdziwe poruszenie wywołało w kobietach dopiero wspomnienie o najnowszych przygodach dwóch dziewcząt w Akademii Zła. Lady Lesso uniosła ostro jedną brew, nie zdawała sobie bowiem sprawy, że ich wspólne eskapady zdarzały się tak regularnie; jej zdziwienie wciąż blakło jednak przy reakcji Dziekan Dovey. Wróżka złapała mocno za rączkę fotela i wychyliła się do przodu, spijając z ust Crystal każde słowo na temat wymyślonego przez nią planu. Przy niektórych zdaniach zaróżowiona twarz kobiety zdawała się sugerować, że jedynie ostateczna grzeczność powstrzymuje ją przed wtrąceniem się w wypowiedź drugiej dziekan, natomiast po komentarzu Annabelle na temat Elisabeth z Lasu za Światem - księżniczki, jej uczennicy, która podczas nielegalnych ucieczek rzucała kamieniami w zwierzęta jak nigdziarski łobuz - złapała się za serce, jakby osobiście ją to ubodło. Opowiedziana historia miała wiele ciekawszych oraz bardziej upokarzających momentów (Lady Lesso odważyła się nawet prychnąć chłodno, kiedy Crystal zasugerowała jej domniemany udział w zniknięciu Elisabeth, jakby kiedykolwiek praktykowała tak marne złośliwości w ramach zemsty) i po jej zakończeniu żadna z kobiet nie odzywała się przez dłuższą chwilę, niepewne od czego najlepiej byłoby zacząć.

Jako pierwsza rezon odzyskała Klarysa, prostując się dumnie w fotelu i odkładając filiżankę z niedopitą herbatą na tackę. Zniknął gdzieś życzliwy uśmiech, zastąpiony przez grymas przypominający urazę.

- Nie było to najbardziej uczciwe wobec mnie i mojej szkoły nie poinformować nas o tym, że polujesz na uczennicę, na dwóch uczniów, pozostających pod opieką Akademii Dobra - kobieta położyła twardy nacisk na słowo "polujesz", choć jej oczy złagodniały, gdy kontynuowała - Rozumiem twój zamysł i troskę o ich dobro, jednak podeszłaś do tego w niewłaściwy sposób. Zdecydowałaś się na samodzielne działanie, zapominając o tym, że siła tkwi w grupie - Klarysa spojrzała kątem oka na Lady Lesso, która przez cały ten czas nie odezwała się słowem. - Podejrzewałam, że Elisabeth wymyka się nadal z Akademii, pomimo moich najszczerszych prób przekonania ją do tego, by przestała, lecz gdybyś zdecydowała się wtedy zasięgnąć mojej opinii, miałabym szansę odnaleźć wykorzystywaną przez dziewczynę lukę w zabezpieczeniach i uniemożliwić jej dalsze próby. Szantaż i groźby nie są środkiem, Crystal. Nie wobec moich zawszan - dodała z niemalże matczynym ostrzeżeniem - Nie zamierzam ingerować w twoje metody nauczania nigdziarzy, lecz ty również nie miałaś prawa tamtej nocy na własną rękę konfrontować Elisabeth. Śmiem twierdzić, że tajemnicze wydarzenie, które tak cię martwi było jedynie sprawiedliwą ręką, która przypomniała ci o tym, gdzie leży granica twojej odpowiedzialności - zakończyła nieco napiętym tonem, zaciskając palce na podłokietniku, a potem zupełnie go puszczając.

 

Przez chwilę nikt nic nie mówił, lecz zanim Crystal zebrałaby się na odpowiedź, zrobiła to Lady Lesso, wzdychając cicho przed wyrażeniem zdania niezgodnego z opinią przyjaciółki.

- Klaryso... dziekan Dovey - poprawiła się, uśmiechając nieco sarkastycznie. - Myślę, że zbyt szybko zdecydowałaś się tak surowo ocenić tę sytuację. To pewne, że dziekan Crystal... - skinęła beznamiętnie głową w kierunku przełożonej. - ...nie zachowała się w pełni sprawiedliwie, pamiętaj jednak, że obie jesteśmy wiedźmami. Gdy wiedźma widzi szansę na to, by rozwiązać dręczący ją problem, robi to natychmiast i bez zawahania, nie poświęcając myśli grzecznościom lub sympatiom - Dovey zmrużyła powieki; róż powoli schodził jej z policzków, choć nadal nie wydawała się w pełni przekonana. -  Moim zdaniem pokazanie dziewczętom w praktyce największych ułomności ich niezdrowej przyjaźni było właściwą metodą - podkreśliła dla zachowania wierności przekonaniom, bez względu na zawiedzione spojrzenie, jakie rzuciła jej przyjaciółka. Później będzie czas na to, by ponownie oddać się dyskusjom wynikającym z różnych światopoglądów. - Wracając jednak do wiedźmiego praktycyzmu. Spostrzeżenie na temat manipulatorstwa było słuszne, lecz nie to stanowi sedno problemu, który poruszyła Crystal - Lesso odwróciła głowę od Klarysy, czując na policzku jej palące spojrzenie. - Dyrektor Akademii nie może pomagać uczniom. A w każdym razie nigdy wcześniej nie próbował. Czy komukolwiek wiadomo o szkolnych zabezpieczeniach, które zwracałyby zawszankę do jej Akademii, gdy w drugim zamku napotka ją zagrożenie? - zapytała rzeczowo, sugerując bez wstydu, że konfrontacja z wściekłą Crystal jak najbardziej zawierała się w definicji "zagrożenia".

 

Klarysa uniosła dłoń do ust w zamyśleniu, choć jej ponure niebieskie oczy już sugerowały odpowiedź. 

- Gdyby tak było nie dochodziłoby do tych wszystkich okazjonalnych potyczek, gdy pojedynczemu uczniowi udawało się wedrzeć do Akademii przez Leśny Tunel w trakcie zajęć - zauważyła cicho, najwyraźniej rezygnując z dalszych prób strofowania Crystal; prawdziwy problem wypłynął wreszcie na pierwszy plan wedle sugestii Lady Lesso. - I nie wierzę, by Elisabeth nie doświadczyła żadnej narażającej ją sytuacji podczas swojej pierwszej ucieczki. Przebywanie samotnie w tym zamku - obejrzała się wymownie na okno, z którego widać było dokładnie czarne, strzeliste wieże. - jest znacznie bardziej niebezpieczne niż rozmowa pod opieką nauczyciela - zauważyła, tym razem biorąc pod uwagę pozytywny aspekt planu swojej Złej koleżanki. - Jest jeszcze jedna, być może powiązana rzecz, która w ostatnich dniach mnie zastanawiała, ale... Nie jestem pewna, czy nie jest to nadużycie z mojej strony sugerować, że... - urwała, jakby tracąc przekonanie do tego, co miała zamiar opowiedzieć.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

Nawet jeśli słowa dziekan Dovey w jakiś sposób uraziły Crystal, ta nie wydawała się tym przejęta. Na jej zmęczonej twarzy nie było widać żadnych zmian podczas całego tego wywodu. Było to dość niespotykane, bo była znana ze swojego ciętego języka i ostrego charakteru. Zawsze gotowa do sprzeczek, a mimo to ani razu nie przerwała Dziekan Dobra, pozwalając jej skończyć swoje wywody. Uniosła z zaintrygowaniem jedną brew, widząc jak nauczycielka Klątw i Pułapek staje w jej obronie, a co jeszcze ciekawsze sama również dostrzegała obecny problem. Crystal, nie podziękowała za to, bo duma jej na to nie pozwalała. Zresztą, sądziła, że "koleżanka" i tak tego od niej nie oczekuje. Lady Lesso nigdy nie była głupia, co do tego miała pewność. Dziekan Zła, mogła nie okazywać tego na co dzień i zawsze pokazywać nauczycielce gdzie było jej miejsce, ale szanowała jej opinie jak i samą kobietę. W Akademii Zła nie było drugiego takiego nauczyciela. Właśnie dlatego chciała żeby również ona tu była, bo jej opnie mogły być niezwykle ważne. W międzyczasie, gdy Dziekan Dovey zaczęła na głos wyciągać swoje kolejne przemyślenia, Crystal odwróciła się od obu kobiet, patrząc na samotną wieże, w której miał siedzieć Dyrektor. Nie zastanawiała się wtedy czy dwie kobiety uznają to za brak szacunku z jej strony, bo co innego targało jej umysł. A co jeśli się myliła co do intencji Dyrektora? Może Klarysa Dovey miała racje i wmieszał się, bo przekroczyła swoje kompetencje? A jeśli to Lady Lesso miała racje i to Akademia zareagowała sama? Było to w końcu magiczne miejsce, ale coś nie dawało jej spokoju. Mimo wszystko próbowała po prostu zrobić to dobrze i zakończyć te przeklętą szopkę. Dopiero gdy Dziekan Dobra nie dokończyła wypowiedzi, Crystal ponownie odwróciła się do swoich rozmówczyń, patrząc teraz na starszą kobietę.

 

- Czasem lepiej zważać na słowa... - powiedziała cicho, najwyraźniej nawiązując do kartki, którą niedawno im pokazała. - Uważam, że w tym pomieszczeniu znajdują się najrozsądniejsze osoby w obu Akademiach, no może... - Obie kobiety pewnie domyślały się, że miała na myśli Augusta Sadera. Nie zaprosiła go jednak do tej rozmowy, uważając, że i tak wie więcej od nich, tak  jak to bywało z wieszczami. A nawet gdyby go wypytywały, to i tak nic by nie powiedział, bo takie są ich zasady. Teraz coś musnęło wierzch dłoni Klarysy Dovey, a gdy kobieta spojrzała co było tego przyczyną, mogła dojrzeć Annabelle, która trzymała w paszczy notatnik i krucze pióro, które położyła na stole. Zaraz potem przyniosła ze sobą buteleczkę atramentu. Jasno dawało to do zrozumienia, że jeśli Dziekan Dobra nie chce dokończyć swojej myśli na głos, może ją napisać, tak aby tylko kobiety będące w pomieszczeniu mogły przeczytać informacje tam zawartą.

 

- Możemy jednak wrócić do kilku kwestii - Miała nadzieje, że obie zrozumieją, że w ten sposób starała się zmylić ewentualny podsłuch i żeby wyglądało, że już zapomniały o tym co chciała powiedzieć starsza kobieta, a same znów wróciły do normalnych rozmów. - Twoja opinia droga Lady Lesso o zagrożeniach wydaje się intrygująca, ale w tym przypadku musimy nad czymś rozważyć - lekko się skrzywiła. - Wszystkie tutaj wiemy, że nie jestem aniołem, ba daleko mi do niego, ale obie też wiecie, że nie jestem na tyle głupia by robić trwałą krzywdę uczennicy, jeszcze z nie swojej Akademii. Robię to tylko w przypadkach gdy sama prosisz - spojrzała na Dziekan Dobra, nawiązując tym samym do sytuacji z obiadu. - Nikt jednak nie interweniował, gdy twoja uczennica spotkała jednego z moich uczniów podczas wypraw - W końcu nawet Lady Lesso jak sama powiedziała, uważała, że Czytelniczka spotkała wtedy Christiana i skończyła z licznymi ranami. - Na dodatek bardzo ograniczonego umysłowo, a przez to bardziej niebezpiecznego ucznia. Bądźmy szczere, ja czy każdy rozsądny nigdziarz w tej Akademii by jej nie zabił ani nie zrobił trwałych urazów cielesnych, znając konsekwencje takich działań, ale znam swojego ucznia i wiem, że on by się nie wahał. Kiedy więc był większy powód do ingerencji, gdy spotkała Dziekan Zła, znającą zasady i uczącą tu od lat, czy wtedy gdy napotkała ograniczonego młodego psychopatę, będącego gotowym ją zabić, nie bacząc na zasady? - spytała w zastanowieniu, a potem spojrzała w kierunku swojego "zwierzątka." - Annabelle również jest przykładem, że przyjaźń dla nigdziarzy marnie się kończy. Jej "przyjaciółka" zdradziła ją i efekt jest widoczny - powiedziała jakby bardziej do siebie. Wąż mimo braku możliwości większej mimiki, wyglądał jakby się skrzywił. - Powiedz, czy gdy chodziłaś do Akademii, widziałaś kiedykolwiek by Dyrektor interweniował?

- Nigdy - syknęła, nadal najwyraźniej oburzona wyciąganiem jej przeszłości.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła, Gabinet Crystal

Choć zarówno Klarysa Dovey jak i Lady Lesso były, w mniejszym lub większym stopniu, przejęte skutecznością, z jaką uczennica z Lasu za Światem poruszała się pomiędzy dwoma zamkami, żadna z nich nie wydawała się nadal wziąć do serca obaw Crystal dotyczących ewentualnego podsłuchu. Nauczycielka Klątw i Pułapek, widząc jak jej przełożona spogląda raz po raz w stronę widocznej za oknem srebrzystej wieży, odchyliła się z zastanowieniem w fotelu, ze wzrokiem wbitym w sufit próbując w zasobach własnej wiedzy odnaleźć przyczynę ostatnich nadzwyczajnych wydarzeń. Nie śmiała twierdzić, że jako młodsza i mniej doświadczona osoba mogłaby wiedzieć o czymś, o czym nie wie sama dziekan tej szkoły, lecz domyślała się, że jeżeli Crystal miała jakikolwiek powód w tym, by ją zapraszać, było to właśnie jej świeże, racjonalne i wciąż nieskażone baśniowym strachem spojrzenie na rzeczywistość. Dziekan Dovey natomiast lękała się jedynie o los swoich uczniów, nie o nienazwane zagrożenie, zasugerowane przez Crystal. Przez wszystkie lata, jakie spędziła w Akademii - najpierw jako uczennica, potem nauczycielka i dziekan - Dyrektor Akademii nie zrobił nigdy nic, co bezpośrednio zaszkodziłoby komukolwiek na jej terenie. A przynajmniej nigdy o niczym takim nie słyszała. Rozumiała jednak ostrożność dwóch wiedźm; baśnie od dłuższego czasu ukazywały uznanie jedynie dla strony Dobra, na tyle bezkompromisowo, by nigdziarze przestali uznawać to za osobiste niedokształcenie. Klarysa, pomimo dumy, jaką odczuwała względem swoich wychowanków, również zgadzała się z tym, że nie było to korzystne. Nie tylko względem strony Zła, ale także zawszan, którzy w ostatnich latach stawali się coraz bardziej leniwi i przekonani o przyrodzonym prawie do sukcesu.

No i jest jeszcze Merlin. Merlin powiedział kiedyś, że jego zdaniem Dyrektor Akademii może nas nie raz ogromnie zaskoczyć - przypomniała sobie, zerkając z wahaniem na wspaniałe, czarne pióro i kartki, dostarczone uprzejmie przez Annabelle. Czyżby to był właśnie ten czas? Czy powinni mieć się na baczności?

 

Lady Lesso obserwowała z ukosa jak jej przyjaciółka wyciąga powoli dłoń, prawie chwytając za róg notatnika... ostatecznie jednak rozmyślając się i składając ręce na podołku z przyjaznym, lecz nieco delikatniejszym uśmiechem.

- Dziękuję, myślę, że nie będzie to konieczne - szepnęła do odpełzającego węża, a potem spojrzała na Crystal. - Bardzo miło słyszeć, że tak nas cenisz - zauważyła ciepło, a potem zamilkła, tym razem nie odczuwając impulsu, by niegrzecznie przerywać monolog drugiej dziekan. - Och, nikt nie wątpi w to, że nie skrzywdziłabyś mojej uczennicy - Klarysa uniosła pojednawczo rękę, jakby zaniepokojona tym, że jej wcześniejsza irytacja związana z planem zastraszenia dziewczyn przez Crystal mogła zostać w ten sposób odebrana. - To nie podlega dyskusji. Obawiam się jednak, że wspomnienie tamtego... wydarzenia - pokręciła głową, przygryzając policzek. Jej twarz przybrała dużo bardziej napięty i sztywny wyraz na wspomnienie ran, które Elisabeth tak skutecznie starała się przed nimi ukrywać. - obala tezę Lady Lesso na temat dodatkowych zabezpieczeń. Jako dziekani powinniśmy zresztą być o nich poinformowani. - zmrużyła oczy w zastanowieniu. - Co jednak nie zmienia faktu, że sposób, w jaki Elisabeth zdołała tamtej nocy uciec z Akademii Zła przed Christianem również pozostaje tajemnicą - choć nigdziarze nie należeli do zakresu obowiązków Dovey, wróżka znała dobrze ich imiona i charakterystyczne cechy, potrafiła więc zrozumieć do czego nawiązywała Crystal. - Odpytywana, nawet w perspektywie przedłużenia szlabanu, upierała się, że po prostu szybciej biega i zdołała przedostać się na most. I w istocie, jak na zawszankę naprawdę prędko biega... - kobieta zastukała palcami w podłokietnik swojego fotela, nieświadomie podświetlając go złotawymi, niegroźnymi iskierkami, które migotały na krańcach jej paznokci i gasły.

 

Lady Lesso odchrząknęła, wyrywając ją z chwilowego zamyślenia.

- Wydawało mi się, że chciałaś nam wcześniej o czymś powiedzieć... - zasugerowała uprzejmie, choć sposób w jaki splątała blade palce na kolanie i wychyliła ciało do przodu sugerował, że sama nie mogła dłużej powstrzymać ciekawości. 

Klarysa zamrugała i skinęła głową, raz jeszcze spoglądając niespokojnie w stronę notatnika. Potem jednak zmarszczyła brwi, a przez jej oczy przebiegła dziwna mieszanka emocji; typowa dla zawszan wierność, odwaga wynikająca z zaufania.

- Tak, chciałam. Temat, jaki dzisiaj poruszyłyśmy, był już przeze mnie omawiany z jedną z uczennic, nie chciałabym jednak, by zostało to zrozumiane w niewłaściwy sposób. Nie czynię żadnych sugestii, opowiadam po prostu o wątpliwościach, które chodzą ostatnio po głowie Magdalene z Candour - zaczęła oficjalnym tonem, unosząc dłoń i nieświadomie przechylając ją w stronę okna, za którym przez mgłę przebijała się srebrna wieża. - To nie jest zresztą pierwszy raz, gdy słyszałam tego typu pytania. Dzieci są ciekawskie, a my jesteśmy dla nich najlepszym źródłem rzetelnych informacji - rzuciła siedzącej obok Lady Lesso krótkie spojrzenie. - Magdalene to bardzo specyficzna zawszanka; choć pochodzi z rodu królewskiego różni się znacznie od swoich koleżanek-księżniczek. Pod płaszczykiem stoicyzmu typowemu jej krainie oraz nieśmiałości, będącej efektem wyizolowania, kryje jednak bardzo błyskotliwy umysł i pomocną naturę. Obawiałam się o nią, myślałam, że będzie miała problem z aklimatyzacją w nowym otoczeniu, ale od dłuższego czasu spędza posiłki, a czasami nawet i popołudnia z grupką, którą utworzyła wokół siebie Elisabeth - zamilkła na chwilę, zaciskając usta, jakby liczyła coś w głowie. - Alan, Aidan, Stephanie... czasami dołącza do nich również Sophie, kuzynka Alana, Hector z Nibylandii lub Damien, brat Magdalene. Staram się mieć na nich oko, ponieważ to nadzwyczajna grupka zawszan z, jak na pewno się domyślacie, dużym potencjałem na robienie zamieszania - Lady Lesso uśmiechnęła się kątem ust w odpowiedzi na dobór słów kobiety. - Im dłużej te dzieciaki są w Akademii, tym więcej posiłków spędzają przy jednym stole, zawzięcie ze sobą dyskutując. Ostatnio nimfa doniosła mi nawet, że widziała kilka razy jak Magdalene odwiedza Elisabeth wieczorami w jej pokoju... - Klarysa pokręciła głową. - To wszystko może wydawać się masą niepotrzebnych informacji, lecz rzecz w tym, że Magdalene, spędzająca teraz tak wiele czasu z Czytelniczką, pojawiła się ostatnio w moim gabinecie, prosząc o chwilę rozmowy. Była bardzo sprytna i starała się zmylić mnie prozaicznymi pytaniami, ale widziałam dobrze, że prawdziwe oczekiwanie odczuła dopiero wtedy, gdy zaczęła wypytywać mnie o Dyrektora. Zapewniała, że to jedynie ciekawość, dodatkowe badania na lekcje Historii Bohaterstwa, ale dziewczyna zapytała mnie nawet... - westchnęła pod nosem, jakby sama nie wierzyła w to, że ma zamiar połączyć ze sobą te dwie sytuacje; tajemnicze zniknięcie Elisabeth z Akademii Zła oraz wizytę dociekliwej księżniczki. - ...czy zdarzyło się kiedykolwiek w historii szkoły, by Dyrektor pokazał się uczniowi. 

 

Lady Lesso uniosła brwi, lecz Klarysa kontynuowała szybko zanim którakolwiek z kobiet zdążyłaby coś powiedzieć.

- Oczywiście, uznałam, że jako młoda księżniczka z Candour odczuwa pragnienie spotkania z legendarnym Dyrektorem Akademii, że być może marzy o tym, by na własne oczy zobaczyć Baśniarza, wcale bym jej się zresztą nie dziwiła, więc oczywiście szybko wyjaśniłam jej, że na coś takiego najpewniej nie będzie mogła niestety liczyć - Klarysa zacisnęła drżącą dłoń na ramieniu drugiej ręki, jakby nagle zwątpiła w to, czy powinna w ogóle zaczynać ten temat. Ale ostatecznie... skoro rozmawiała już o tym z uczennicą, mogła to zrobić również z dziekanem i nauczycielką... - Rzecz w tym, że spodziewałam się, że dziewczyna będzie zawiedziona, a zamiast tego... być może jestem w błędzie, ale mam wrażenie, że moje słowa ją przestraszyły. Chciała odejść, więc pociągnęłam rozmowę na temat Dyrektora jeszcze chwilę, by się upewnić, że nie będzie próbowała czynić niemądrych rzeczy. Nie chciałam, by sobie szkodziła, jej miejsce w rankingu i tak plasuje się dużo niżej niż moim zdaniem na to zasługuje. Dziewczyna uległa i zadała mi jeszcze parę standardowych pytań o charakterze obu Akademii i, a to chyba pierwszy raz, gdy usłyszałam takie słowa od uczennicy, czy ja osobiście widziałam kiedyś jak wygląda w środku Wieża Dyrektora - zamilkła, pozwalając słowom wybrzmieć. Wkrótce Lady Lesso przerwała ciszę, opierając rękę na podłokietniku z cichym skrzypieniem starego drewna.

- Nie rozumiem. Czy ty chcesz zasugerować, że uczennica zobaczyła Dyrektora? - zapytała, brzmiąc nagle wyjątkowo chłodno i nieprzyjaźnie.

- Niczego nie sugeruję - zaoponowała dziekan Dovey, uśmiechając się znów, choć słabiej - Jeżeli już jednak rozmawiamy o tym, że Elisabeth z Lasu za Światem zdaje się przypisywać wiele rzeczy Dyrektorowi, który nie mógł w żaden sposób mieć w nich udziału, warto wspomnieć o tym, że jest to najwyraźniej narastająca w szkole tendencja. Uczniowie bawią się w badaczy, tworzą teorie, gdy prawdopodobnie po prostu nie rozumieją kim tak naprawdę jest Dyrektor Akademii i co jest jego zadaniem. Trzeba położyć temu kres - zaznaczyła, nie spoglądając już więcej w kierunku Wieży.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

Widząc jak Klarysa Dovey sięga po pióro, Crystal zmrużyła delikatnie oczy, ciesząc się, że wzięła sobie do serca jej ostrzeżenia. Nadal nie do końca była pewna co się dzieje, ale lepiej było zachować ostrożność. Niestety, radość była tylko chwilowa, bo Dziekan Dobra po nie długiej chwili odmówiła. Dziekan Zła, widząc to, lekko zacisnęła zęby. Jednak czego miała się spodziewać? Żaden zawszanin nigdy nie zwątpi w intencje Dyrektora, skoro za każdym razem baśnie kończą się w jasny sposób. To tylko uświadamia wszystkich jak dobry jest Dyrektor. Gdyby tak w sumie na to patrzeć, to ratował zawszankę z jej pazurów, czy to też nie powinno świadczyć o tym jaki jest? Nadal jednak pozostawało zagadką w jakim celu. Znał ją na tyle, by wiedzieć, że nic nie zrobi uczennicy, a mimo to z jakiegoś nieznanego powodu nie pozwolił ukrócić toksycznej więzi obu Czytelniczek. Jedynie Lady Lesso zdawała się podchodzić do tego poważnie, ale to też nie dziwne. Zło w końcu nie miało zaufania do Dyrektora. Jej niedawna irytacja ustąpiła, gdy słuchała opowieści Klarysy Dovey o nietypowej uczennicy. Zaintrygowała kobietę informacja o dociekliwości młodej księżniczki. Z drugiej strony rody z Candour zawsze były nietypowe. Jednak pytania jakie zadawała swojej dziekan i towarzystwo które obrała w Akademii... To wszystko dawało wiele nowych przemyśleń. Zastanawiające, czy Czytelniczka mogła wtedy nie kłamać co do pomocy jaką miała otrzymywać? Dopiero gdy Dziekan Dobra skończyła opowieść, zapadła chwilowa niezręczna cisza. Crystal wpatrywała się w wieżę Dyrektora jakby nad czymś myślała i dopiero po chwili zdecydowała się otworzyć usta.

 

- Nie do końca rozumiem, Klaryso... - nagle padło z ust kobiety. - Chcesz zabijać w uczniach wolne myślenie? - spytała, teraz odwracając się do kobiety i unosząc jedną brew. - W całej Puszczy wszyscy rozmawiają o Dyrektorze, to nic nowego. Nawet żadna z nas nie miała szansy zobaczyć jego ani Baśniarza, to normalne, że w takim wypadku wszyscy są ciekawi kim naprawdę jest legendarny strażnik Baśniarza - podeszła bliżej stołu. - Czytelniczki mogły widzieć Dyrektora w noc porwania, a nawet widziały, wszystkie to wiemy. Może nie w dokładnej postaci, ale i tak bardziej niż jakikolwiek uczeń czy nauczyciel miał szansę to zrobić. Patrząc, że ta uczennica lubi towarzystwo Czytelniczki, ta mogła opowiedzieć jej o tym jak znalazła się w naszym świecie. Młoda księżniczka z Candour była tak zaintrygowana tą opowieścią, że chciała dowiedzieć się więcej od najbardziej wpływowej nauczycielki Dobra, nic niezwykłego - wzruszyła lekko ramionami. - Pozostaje jednak pewna kwestia... - Zmarszczyła lekko brwi. - Po tym jak Laddy Lesso powiedziała mi, że Christian napadł na twoją uczennicę Klaryso, zaprosiłam go na herbatę... - wciągnęła powietrze. - Jest kłamcą i kretynem, ale jedna kropla moich specyfików starczyła. Christian opowiedział mi prawdę, bo innej możliwości nie miał. Zaatakował Elisabeth nożem na balkonie po tym jak ta kopnęła go w dość nieprzyjemne miejsce. Wściekły nie myślał i chciał jej poderżnąć gardło. W czasie utarczki, jak wiemy ranił ją. Wtedy też stało się coś niespodziewanego... Elisabeth z Lasu za Światem natarła ciałem na nigdziarza i popchnęła go na krawędź balkonu. Christian spadł i leciał na śmierć. Nie wie dokładnie jak to się stało, ale chwycił go gargulec, który uratował go przed śmiercią. Kątem oka zdołał jednak zobaczyć, jak drugi zabrał Elisabeth prosto na most połowiczny. Jak wiemy, gargulce raczej nie pomagają uczniom. Mimo to w tym wypadku nie można się dziwić jeśli Dyrektor się wmieszał i je wysłał, bo wiemy jaki mógłby być finał tej historii - lekko westchnęła i znów spojrzała na Dziekan Dovey. - Alan? Czy to ten książę, którego spacyfikowałam w czasie obiadu?

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...