Skocz do zawartości

[GRA][Arcybiskup z Canterbury] Nawiedzony Dwór


Bosman

Recommended Posts

Kiedy tylko przechodziła obok salonu, zaglądała dyskretnie do środka, chcąc zobaczyć jak bawią się "wyższe sfery". Dla Saskii przyzwyczajonej do zabaw przy skocznej muzyce i tańcu nie było to nic szczególnie pociągającego. 

Wróciła więc do pokoju i nie zdziwiła się szczególnie, widząc w nim Liandrę. Odruchowo sprawdziła, czy ma kluczyk od skrzyni w kieszeni, a przy okazji znalazła krzyżyk, który przecież miała oddać. Cóż, zrobi to następnego dnia. 

- Pewnie wróci, ale tym się nie martw. Na to wpływu nie masz. I nie ma żadnego problemu, jak masz jakiś kłopot to śmiało zgłaszaj się do mnie - rzekła i nawet mrugnęła do dziewczyny. 

A potem przebrała się w koszulę nocną i również zajęła strategiczne miejsce w łóżku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 648
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Liandra uśmiechnęła się lekko, słysząc słowa starszej koleżanki. Podziękowała po czym położyła się spać. Saskia również po chwili zasnęła. Jednak tym razem noc nie była tak spokojna jak za pierwszym razem. 

Był chyba środek nocy, kiedy Saskia obudziła się. Powodem tej przymusowej pobudki, były dziwne dźwięki dochodzące z pokoju wspólnego. Dziewczyna była w stanie rozróżnić głosy dwóch osób. Jednym z nich na pewno był Partick. Drugi, męski głos był głęboki, pewny siebie i o dziwo, ciepły. Bardziej zmartwił ją dźwięk uderzania metalu o metal. Brzmiało to tak, jakby ci mężczyźni... walczyli? Dziewczyna była bardziej niż pewna, że był to dźwięk uderzania mieczem o miecz. Dzisiejsza współlokatorka dziewczyny nadal spała w najlepsze, tuląc do siebie pluszaka. Chyba miała twardszy sen niż Saskia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saskia nie była zadowolona.

Nie była zadowolona nigdy w trakcie nocnych pobudek, a wiedząc, że ani rozmowa, ani ów dźwięk widocznie nie zamierzają się szybko skończyć, zerwała się z łóżka. 

Z furią godną dzikiego zwierza odrzuciła kołdrę. Wyglądała równie bojowo jak się czuła. I co, wszyscy w zamku niby tacy kulturalni, a urządzają sobie radośnie pojedynki na miecze nocą? Nie na jej warcie!

-...rwa mać - stęknęła pod nosem. 

Otwarła drzwi. Nie zamierzała nawet się skradać. Po prostu pójdzie tam, otworzy drzwi i... No właśnie, musi być dobry pretekst, tym bardziej, że z biegiem czasu zaczynała być coraz bardziej ciekawa, co tam się dzieje. 

Woda. Woda była dobrym pretekstem. 

Zmierzwiła sobie włosy i ruszyła w stronę pokoju wspólnego, zarzucając sobie na ramiona wełniany sweter na guziki. Co jak co, ale nikt jej nie zarzuci że jest bezwstydna, nawet jeśli tak naprawdę paradowanie w koszuli nocnej nie było dla niej czymś szczególnie krępującym. O ile dobrze pamiętała, do pokoju wspólnego nie trzeba było pukać, więc śmiało nacisnęła klamkę.

- Proszę sobie nie przeszkadzać - zaczęła rozespanym głosem, przy okazji szybko ogarniając wzrokiem wydarzenia w pomieszczeniu. - Ja tylko do kuchni po wodę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy dziewczyna weszła do pokoju wspólnego zobaczyła dwójkę mężczyzn. Jednym z nich był Patrick. Natomiast drugi przypominał szlachcica. Wysoki, dobrze zbudowany, o czarnych włosach związanych z tyłu brązowym rzemieniem. Miał niebieskie oczy, prosty nos, na twarzy lekki uśmiech, który pokazywał różne, białe zęby. Jego strój był gustowny, ale nie przesadzony. Wysokie czarne buty, brązowe spodnie oraz biała koszula z długim rękawem, a na niej brązowy, skórzany kaftan. Żadnych świecidełek, złotych naszyjników. Jedyną ozdobą był pierścień z herbem rodu Lensterów. Patrick natomiast miał na sobie zwykły, czarny strój złożony z materiałowych spodni, i koszuli z krótkim rękawem. Kucharz był boso, a w ręce każdego z nich znajdowała się szabla. Kiedy Saskia weszła do pomieszczenia mężczyźni od razu przerwali. Popatrzyli najpierw na siebie a potem na dziewczynę. Patrick był nieco zmieszany. Drugi mężczyzna wyglądał na mniej zaskoczonego. opuścił szablę i uśmiechnął się lekko do niej. 

- Właśnie mieliśmy kończyć. Przepraszam, jeśli cię obudziliśmy - Powiedział, a jego głos brzmiał dźwięcznie i czysto. Schował broń do pochwy po czym podszedł do niej. Skłonił się lekko. - Nazywam się Aleksander Lenster - Przedstawił się po czym uśmiechnął się lekko i pocałował wierzch dłoni Saskii. Wydawał się zupełnie nie przejmować faktem, że dziewczyna była służącą i potraktował ją jak damę. Patrick zniknął w kuchni, zostawiając ich samych. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lenster, Lenster... Brzmiało znajomo. A tak, rzeczywiście. To w końcu ich zamek. Przed nikim nigdy nie przyznałaby, że została zbita z tropu. A jednak to się udało i na chwilę nawet przestała udawać zaspaną. W głowie Saskii zaczęła się gonitwa myśli. Patrick wyszedł, więc została sama ze szlachcicem. Wbrew zasadom! Wbrew wszelkim głupim regułom narzuconym przez pana i panią domu! Ostatecznie to jego wina, bo przecież nie jej. Poza tym, Saskia zdała sobie sprawę, że jest w pokoju służby. Jeśli jakiś element nie pasował, to ten tutaj. Całkiem przystojny, trzeba uczciwie przyznać. I była szczerze zaskoczona brakiem wywyższania się. Ostatecznie była służącą. A jakie Aleksander miał powiązania z Felicją? Był jej synem, dalszym krewnym? Dziwne, trzeba przyznać. 

Dygnęła płytko, otrząsając się z oszołomienia. przybrała poważny wyraz twarzy. 

- Saskia Villen. To dobrze, mam jutro sporo pracy. Z całym szacunkiem, podwórko jest za małe na nocne pojedynki? - zapytała. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aleksander był wyraźnie rozbawiony jej oszołomieniem. Chyba spodziewał się, że dziewczyna tak zareaguje. Odsunął się kawałek, aby się jej lepiej przyjrzeć. Co za tym idzie ona również mogła zobaczyć go w pełnej krasie. 

- Miło mi cię poznać Saskio - Powiedział szczerze mężczyzna - Nie to miejsce jest idealne. Jest tutaj cisza i spokój w nocy. Poza tym Patrick to wspaniały szermierz. Ćwiczymy tak już wiele lat. Wcześniej trenowaliśmy w głównym holu, jednak Felicja, moja macocha pewnego razu przyłapała nas na tym i doniosła o tym ojcu. Ten normalnie nie zrobiłby nic, bo zna bardo dobrze naszego kucharza i wie, jak bardzo interesuję się szermierką. No ale Felicja postawiła mu ultimatum. Albo syn albo ona. Tak więc ojciec zabronił mi trenować w holu i innych miejscach, gdzie ona mogła nas zobaczyć. Tak więc przenieśliśmy się tutaj. Moja macocha nigdy tutaj nie zejdzie. To by było dla niej jak policzek, zbliżyć się do pomieszczeń służby - Zaśmiał się mężczyzna, rozbawiony swoimi słowami. Saskia mogła poczuć się nieco... dziwnie? Tak to chyba dobre słowa. W końcu Aleksander był szlachcicem, a nie czuła od niego żadnej wyższości czy arogancji. Był on otwarty, rozluźniony i chyba dobrze się czuł, rozmawiając z nią. Przynajmniej to mogła odczytać Saskia z jego postawy i słów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Szermierka jest całkiem... pokazowa. Romantyczna. Uważam, że dobrze jest mieć zainteresowania, ale szermierka nie dorównuje prawdziwej walce - odezwała się, widząc, że może sobie z nim pozwolić na więcej bezczelności i zastanawiając się, jak zareaguje na tę prowokację. 

- Możesz wspaniale władać szpadą, ale nie zawsze twój przeciwnik będzie honorowy. Dlatego też nad wszelkie rodzaje "tanecznej" walki, przedkładam brudną walkę. Pełną nieczystych zagrań, nieoczekiwanych kopniaków, ciosów pod żebra i innych takich. Walkę, w której nie musisz mieć doskonale wyważonej broni, tylko bronią może być dosłownie wszystko. Taką, w której kroki są nieregularne i nierytmiczne i taką, z której przede wszystkim udaje się wyjść zwycięsko i niekoniecznie zabić przeciwnika, ale pokazać mu, z kim nie powinno się zaczynać - odpowiedziała, splatając ręce na piersi i podnosząc wyżej brodę. Uznała, że nie ufa mu na tyle żeby móc zacząć rozmowę o Felicji. To po prostu nie byłoby bezpieczne, zwłaszcza, że ściany mogą mieć uszy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aleksander uśmiechnął się, słysząc słowa dziewczyny. Usiadł na kanapie i pokazał ręką, żeby dziewczyna usiadła wygodnie. 

- Masz rację szermierka jest pokazowa. Pozwala ukazać kunszt osoby i jej zdolności bez użycia słów. Jest idealna, żeby zrobić wrażenie na starych dziadach, patrzących na ciebie przez pryzmat swoich przodków. Ale zgadzam się z tobą, że prawdziwa walka wymaga ruchów bardziej nieprzewidywalnych. Dlatego - Tutaj rozpiął kaftan i pokazał dziewczynie dwa długie noże, ukryta idealnie pod klapami jego ubrania - Jestem też przygotowany na inne ewentualności - Puścił jej oko. - Dobrze dość o mnie. Powiedz mi coś o sobie. Nie widziałem cię wcześniej w zamku. Skąd jesteś? Co robiłaś wcześniej? Dlaczego zaczęłaś pracować tutaj? - Zapytał Aleksander, patrząc na dziewczynę. Na jego twarzy gościł lekki, ciepły uśmiech. Czuł się bardzo swobodnie. A dziewczyna mogła wręcz odnieść wrażenie, że szlachcic czuje się dobrze w towarzystwie Saskii. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pogawędki o północy... świetny pomysł, pod warunkiem że jest się szlachcicem i nie ma się obowiązków, które każą wstać z samego rana. 

- Jestem z południa. Wcześniej spałam w najlepsze, ale obudził mnie niespodziewany pojedynek na miecze. W dodatku kiedy wstałam, licząc na prawdziwą walkę, okazało się, że to tylko ćwiczenie. Więc pozwól panie, że póki co się oddalę. Nie przybyłam tu na pogawędki, a żeby pracować i jeśli nie wstanę rano o odpowiednim czasie, pani Felicja mnie... 

Urwała, przypominając sobie że mówi do jej pasierba. I wiedząc, że to może być jakiś dziwaczny test na lojalność. 

-... Pani Felicja będzie słusznie niezadowolona. Dobrej nocy życzę - powiedziała, manifestacyjnie dygnęła i odwróciła się celem opuszczenia komnaty i udania się do łóżka. Swojego łóżka, poprawiła się w myślach. Ciotka przed wyjazdem ostrzegała ją przed natrętnymi szlachcicami, którzy są fałszywie uprzejmi tylko w jednym celu. O, tego by jeszcze brakowało, żeby się jakaś męska pijawka do niej doczepiła... Nawet jeśli uprzejmość i uwaga z jego strony były całkiem miłe. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aleksander popatrzył na dziewczynę, kiedy ta powiedziała mu, ze musi iść rano. Westchnął po czym wstał. 

- Rozumiem. Niestety moja macocha nie jest osobą bardzo tolerancyjną to prawda. Dlatego rozumiem, że musisz iść - Powiedział po czym posłał jej lekki uśmiech - Może porozmawiamy innym razem. Miłej nocy Saskia - Rzucił jeszcze, zanim dziewczyna zniknęła w pokoju. Kiedy Saskia kładła się spać dostrzegła jeszcze, że Liandra wierci się na łóżku. Jakby miała jakiś zły sen. Jednak po chwili sen przyjął i dziewczynę pod swoje skrzydła. 

Następnego dnia nowa służąca obudziła się wcześnie. Krótka rozmowa z Aleksandrem w nocy objawiała się tym, ze dziewczyna był delikatnie niewyspana. Ale niestety nie można był liczyć na więcej snu. Słońce chyba już wstało. Świadczył o tym ruch w pokoju wspólnym. Chyba to była ta pora, w której służba normalnie wstawała. Liandra jednak jeszcze spała. Teraz leżała spokojnie. Widać nie miała już żadnego snu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstała. Ale gdyby ktoś ją wówczas spytał czy chciała wstać, nie padłaby odpowiedź twierdząca. 

- Liandra, pora wstawać - oznajmiła Saskia, na tyle głośno żeby dziewczyna ją usłyszała. Gdyby pierwsza próba się nie powiodła, przeszłaby do rękoczynów i ogólnej przemocy w lżejszym wydaniu. 

W następnej kolejności poszła się ubrać i zjeść śniadanie.

- Dzień dobry - odezwała się, wchodząc do pokoju wspólnego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na szczęście Liandra wstała od razu po słowach Saskii więc nie musiało dochodzić do rękoczynów. Ale widać po niej było, że też chętnie by pospała. 

- D-Dzień dobry Saskia - Powiedziała zaspana dziewczynka, powoli podnosząc się z łóżka. 
W salonie Saskia widziała zaledwie kilka osób. Jedną z nich był David, który kończył właśnie śniadania. Widząc wchodzącą dziewczynę uśmiechnął się do niej i gestem ręki zachęcił ją, żeby usiadła obok niego. Poza nimi w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze 4 inne osoby. Jedną z nich był Regus, który właśnie zbierał talerze ze stołów. Nie widział on co prawda dziewczyny, bo był do niej zwrócony plecami, ale wyglądał, jakby miał dobry humor. Drugą osobą, która właśnie wychodziła z pokoju wspólnego była kobieta w średnim wieku. Miała krótkie, brązowe włosy i była lekko przygarbiona. Ona nawet nie zwróciła uwagi na nią. Ostatnie dwie osoby tutaj były chyba najbardziej interesujące. Były to bowiem dwa Elfy. Wysokie, o jasnej cerze, blond włosach, nieco szpiczastych uszach i stroju, który przypominał trochę strój ogrodnika. Przynajmniej Saskii się tak to mogło skojarzyć, bo w swoich stronach czasami widziała ludzi w podobnych strojach, którzy zajmowali się ogrodami. Oboje popatrzyli na nią, następnie posłali jej lekki uśmiech i zaczęli rozmawiać ze sobą w języku elfów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Usiadła przy Davidzie i zaczęła jeść szybko śniadanie, nie chcąc spóźnić się do Felicji. Przyjrzała się uważnie elfom, z pewną dozą zazdrości obserwując ich egzotyczną urodę. Cóż, nie dziwne że byli akurat ogrodnikami. 

Kiedy skończyła jeść, sprawdziła jeszcze czy prezentuje się odpowiednio i ruszyła w stronę pokoju Felicji, odprawiając standardowy rytuał - zapukała przed wejściem i upewniła się, że może "wtargnąć" do środka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

David, widząc jak dziewczyna pośpiesznie je śniadanie nawet jej nie przeszkadzał.

- Spokojnie. Bo się zadławisz - Powiedział z lekkim uśmiechem. Ale wiedział, czemu dziewczyna to robi. Kiedy wychodziła rzucił tylko - Powodzenia - Dziewczyna usłyszała to będąc już na schodach. W czasie drogi na górę nikogo nie widziała. Widać reszta służby była zajęta. 

Po dotarciu na miejsce Saskia zobaczyła, że drzwi do garderoby były otwarte.

- Wejść - Powiedziała Felicja. Po wejściu do pomieszczenia dziewczyna zobaczyła, że Felicja stoi przed szafą z sukniami. Miała na sobie domowy, lekki strój w kolorze kwiatów kwitnącej wiśni. Obok niej, na drugim krześle leżało kilka sukni. Felicja wskazała na nie ręką, patrząc na służącą. Wchodząc do środka dziewczyna mogła zobaczyć jeszcze jedną rzecz. Za oknem był pochmurnie. Wyglądało tak, jakby zaraz miało padać. 

- Zanieś je do pralni. Kiedy już tam będziesz przekaż służbie, że mają być gotowe na jutro. Potem wróć tutaj. Wybieram się do miasta, więc pójdziesz ze mną - Poinstruowała Saskię Felicja. - Jakieś pytania? - Zapytała swoim zimnym tonem. Cóż wszystko byłby ok gdyby nie jeden fakt. Dziewczyna nie wiedziała gdzie jest pralnia. Ale czy to była rzecz, o którą mogła zapytać żonę właściciela zamku?

Edytowano przez Bosman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiwnęła głową i delikatnie wzięła wszystkie suknie na ręce. Poruszała się pewnie, bez lęku. Podobno żmije wyczuwały strach i dopiero wtedy atakowały swoje ofiary. 

- Nie, pani. Nie mam pytań - odpowiedziała, dygnęła i ruszyła do pokoju wspólnego, zapytać gdzie ma znaleźć pralnię. Szła szybko, żeby przypadkiem pani Felicja nie strzępiła potem języka, że się guzdrze.

Jeśli droga została jej wskazana, przekazała suknie do pralni i przekazała wiadomość, że mają być gotowe na następny dzień. Po tym fakcie wróciła prędko do pani Felicji i ponownie zapukała do drzwi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na szczęście po drodze Saskia spotkała Herona, który powiedział jej, gdzie jest pralnia ( Pierwsze piętro, pierwsze drzwi po lewej stronie) więc szybko dotarła na miejsce. W środku znajdowały się trzy starsze służące, które rozmawiały zawzięcie o czymś. Kiedy dziewczyna odkładała suknie dostrzegła coś dziwnego. Rękaw jednej z nich był poplamiony czymś czerwonym. Wyglądało to trochę jak wino, ale plama była jaśniejsza. Bardziej przypominała... krew? Prawdopodobnie Felicja zraniła się kiedyś w rękę, stąd ta plama. Praczki westchnęły cicho, słysząc, że suknie mają być na jutro po czym zabrały się do pracy. 
Po ponownym dotarciu na miejsce Felicja miała już na sobie suknię wyjściową. Długą, ciemnobrązową suknię z koronkowym wykończeniem, niedużym dekoltem oraz długimi rękawami z takim samym wykończeniem co dół. W ręce trzymała białe rękawiczki. 

- Weź parasolkę i czekaj na mnie przy powozie - Zarządziła Felicja wychodząc z garderoby. Parasolki, a było ich zaledwie kilka, stały po przeciwnej stronie pokoju, w specjalnym stojaku. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodnie z instrukcją zabrała parasolkę, po drodze wpadła zmienić buty i zabrać płaszcz i czekała przy powozie. W myślach Saskia żartowała po zauważeniu plamy z wina czy krwi, prezentując sobie w głowie obraz Felicji jako wampira. Bledsza o pół tonu, z długimi kłami, wystającymi uszami, łysa, z pazurami i w czarnej szacie. O, tak. Wampir idealny. 

Tak czekała przy powozie, stercząc z parasolką na przedramieniu i czekając, aż pani pojawi się w drzwiach i będzie miała okazję zaprowadzić ją do powozu. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powóz stał zaraz przed głównym wejściem. Zabudowany i zaprzężony w cztery konie. Woźnica, którego Saskia zobaczyła dopiero po chwili, okazał się być krasnoludem. Długa, gęsta, ciemna broda, małe, świdrujące oczka oraz opinający strój z herbem rodu sprawiał wrażenie, że krasnolud wyglądał nieco... zabawnie. Popatrzył na dziewczynę z góry. 

- Ay. Jestem Horadin. Miło mi cię poznać. Więc tym razem ty jedziesz z panią Felicją do miasta tak? Szczęściara z ciebie - Zaśmiał się krasnolud. Miał ciepły i przyjazny głos. Wydawał się być bardzo przyjacielsko usposobiony. - Dobra rada ode mnie. Nie słuchaj jej komentarzy. Bo przeważnie krytykuje wszystko wokół - Powiedział i puścił jej oko. Felicji jeszcze nie było. Nawet nie było słychać, żeby schodziła po schodach. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Saskia. Mnie też miło cię poznać - odparła z uśmiechem. - I dzięki za radę, czuję że się przyda - odparła. Czekała cierpliwie, wszak poganianie pani domu mogło się wiązać ze strasznymi konsekwencjami w postaci czerwonego policzka. Myślała w tym czasie o tym, że nie zdążyła zrobić wpisu w pamiętniku poprzedniego dnia i zastanawiała się, jak wygląda miasto. Myślała też o dziwnym, nocnym spotkaniu które teraz wydawało się tak strasznie mało realistyczne. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie ma problemu - Powiedział krasnolud po czym dodał cicho. - Uwaga idzie - Zaśmiał się cicho, po czym przyjął poważny wyraz twarzy. Zeskoczył z miejsca woźnicy i stanął przy drzwiach powozu. Faktycznie po chwili drzwi otworzyły się i wyszła przez nie Felicja. Podeszła do wozu, a Horadin pomógł jej wejść. 

- Do miasta - Rzuciła tylko kobieta. Krasnolud skinął głową po czym powiedział cicho, tak, że tylko Saskia mogła usłyszeć. 

- Wejdź i usiądź zaraz przy drzwiach, tyłem do kierunku jazdy. Przy wyjściu wyjdziesz pierwsza.  - Poinstruował dziewczynę krasnolud po czym pomógł jej wejść do powozu i zamknął drzwi. Następnie powóz ruszył przed siebie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szepnęła cicho podziękowanie krasnoluda. Postąpiła oczywiście według instrukcji i próbowała zająć sobie drogę wpatrywaniem się w krajobraz za oknem. Zastanawiała się, czy spojrzenie na panią domu skutkowałoby czerwonym śladem na policzku, czy też może nie zostałoby ukarane. Ale wolała nie ryzykować w tak głupi sposób, więc dalej zajęła się myśleniem o niczym konkretnym. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W czasie drogi dziewczyna mogła zobaczyć jak otoczenie się zmieniało. Jak las powoli ustępuje miejsca polaną. Potem polany zamieniały się w pola uprawne, na których rosło zboże. A na koniec pola zamieniały się w niskie budynki, które potem przekształcały się w wyższe, kamienne. Po drodze powóz mijał ludzi, którzy przyglądali się powozowi. Widać było, że ten wóz rzadko pojawiał się w mieście, bo ludzie szeptali coś do siebie. 

Droga nie była długa. Minęło raptem 10-15 minut, a wóz zatrzymał się przed ogromnym placem. Widać tam było masę stoisk z różnymi przedmiotami. 

- Dojechaliśmy pani - Powiedział Krasnolud po czym otworzył drzwi powozu. Gestem pokazał ci, żebyś wyszła i stanęła obok niego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponownie postąpiła według instrukcji krasnoluda. Jeszcze raz spojrzała na niego nienatarczywie i doszła do wniosku, że nie zna drugiej tak bardzo uroczej rasy jak krasnoludy. Niby mieli brody, ale to nie odejmowało im uroku, a wręcz dodawało. Ciekawe, czy dodanie brody pani Felicji spowodowałoby ocieplenie wizerunku.

Odchrząknęła cicho i zajęła się czekaniem na pracodawczynię. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pani Felicja wyszła po chwili z wozu. Popatrzyła z góry na Horadina. 

- Przyjedź tutaj za trzy godziny. Nie spóźnij się - Powiedziała kobieta na co krasnolud skłonił się. Następnie wsiadł na wóz i odjechał. Felicja spojrzała na Saskie. 

- Idziemy. Nie zgub się - Rzuciła kobieta po czym zaczęła iść przed siebie, kierując się w stronę targu. Dziewczyna odniosła wrażenie, że Felicja nie miała najmniejszego zamiaru sprawdzać, czy służąca się zgubi czy nie. Pani zaczęła iść w kierunku stoisk, które wyglądały na bogatsze niż pozostałe. Jakby towar na nich był przeznaczony dla takich ludzi jak Felicja. Były tam suknie, biżuteria, ozdoby wszelkiego rodzaju, obrazy oraz różnego rodzaju bronie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozglądała się po wszystkich tych cudach, jednocześnie od czasu do czasu kontrolując, czy kobieta dalej idzie przed nią. Podziwiała towary dla lepszych ludzi i zastanawiała się, do jakiego konkretnie stoiska zmierza Felicja. Właściwie z żalem pożegnała krasnoluda i z niepokojem myślała o następnych trzech godzinach. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...