Skocz do zawartości

Paladyn Zanderson

Recommended Posts

Ech, oto kolejny serial dobiegł końca... :derp4:No, ale lepsze to niż ciągnięcie na siłę. 

 

Utwór do posłuchania w tle

Spoiler

 

 

Jak by tu podsumować ostatni odcinek? Było sporo emocji, trochę humoru, ale i sporo wzruszeń. Jestem wrażliwcem dlatego z całego serca kibicowałem Marco i w myślach miałem takie: "run Marco, run!" No cóż, zakończenie trochę mnie zaskoczyło, ale jest jak najbardziej satysfakcjonujące. Co prawda nie czuć tutaj takiego miksu uczuć jak w Gravity Falls (smutek + satysfakcja), ale i tak jest bardzo dobrze. Z kolei walka z "finałowym bossem" to gigantyczne rozczarowanie. Zapowiadało się na coś konkretnego (patrz spoilery), ale skończyło byle jak, na zasadzie "zniszczymy go ot tak, bo nie mamy innego pomysłu". Nie chce mi się rozpisywać dlatego napiszę tylko, że na pewno będę wracać do tego serialu i ciepło go wspominać. 

 

Pora na spoilery

Spoiler

- Marco używający różdżki - inspirowanie się Star i próby rzucania "kreatywnych zaklęć" były bardzo fajne i całkiem zabawne

- brałem pod uwagę, że na końcu królestwo ludzi będzie żyć w zgodzie z królestwem potworów, ale nie spodziewałem się, że stanie się to na Ziemi :) 

- bieg w stronę portalu i spotkanie zakochanych małolatów były naprawdę wzruszające... Cholerna wrażliwość :grumpyscoot:

- porażka Miny to... porażka - wpadła do wymiaru magii i została zmasakrowana przez jednorożca. No błagam... Wyobraźcie sobie jak mogłoby wyglądać epickie starcie, w którym trzy królowe, Marco oraz Tom łączą siły aby pokonać psychopatkę.  

- w pewnym momencie myślałem, że Marco zostanie z Janną, ale NA SZCZĘŚCIE tak się nie stało. Taka "miłość na zawołanie" byłaby chyba najgorszym pomysłem w historii tego serialu. 

- cieszę się, że wyjaśniono "gdzie był Tom gdy go nie było".

- czy Laserowe Pieski nadal strzelają laserami z oczu? :fswhat:

 

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UWAGA SPOILERY ale kogo to obchodzi, jak tylko Triste i ja tutaj siedzimy

 

Osobiście uważam że finał ten pozostawia pewien niedosyt. Byłem bardzo zdziwiony, gdy ujrzałem długość odcinka (23 minut) bo spodziewałem się czegoś na przynajmniej pół godziny i to jest chyba największa wada tego odcinka: wszystko dzieje się za szybko, przez doskwiera powierzchowność. Niszczenie magii przez królowe mogłoby być bardziej karkołomne, choć i tak ta scena wyszła bardzo dobrze. Walka Marco z Tomem mogła być bardziej dopracowana czytaj po prostu dłuższa. Wyjaśnienie, co się stało Mewni po tym całym incydencie było nieziemsko oklepane, wiele postaci zostało albo olanych, albo gdzieś tam w tle pomachali rączką (no chyba że są magiczną komisją to wtedy nie, bo nie żyją dafuq). Natomiast samo finałowe zajście, czyli połączenie dwóch światów było... z jednej strony uzasadnione i fajne, bo ta wyrwa najpewniej powstała z miłości naszych bohaterów podczas zatapiania tej krainy magii, lecz z drugiej strony... to tworzy znacznie więcej pytań niż odpowiedzi. Chyba najpoważniejszą wadą tego odcina to fakt, że jest on ostatnim i raczej nie będziemy spodziewać jakieś kontynuacji, nawet ze strony komiksów. Tak czy tak, zakończenie jest dziwne i nie zamyka wielu wątków, a nawet nie daję nam żadnych podpowiedzi, w jaki sposób mogłyby się one domknąć. No bo niby co robił Tom na Mewni, skoro tam nie mieszka i nie należy do tego świata? Czy świat Keli też jest połączony z Ziemią czy już nigdy nie zobaczy ona Star czy Marco? Czy Hekapoo żyję? Pająk w kapeluszu i wszystkie inne zaklęcia w różdżce najpewniej też nie żyją, a nie zostały w ogóle pokazane. Dużo jest tego typu niedomówień i uważam, że gdyby zrobić ten odcinek dłuższym, to dałoby radę je wszystkie wyjaśnić, ale dupa tam i teraz stoimy w jakiś dziwnym punkcie, z którego nie wiadomo nawet, dokąd można się ruszyć.

 

Jednak nie zabrakło również plusów, bo niektóre sceny były na prawdę bardzo dobre. Niszczenie magii było dosyć imponującym momentem i choć mógł on sprawiać wrażenie nieco bardziej wymagającego ze strony królewskiej rodziny, to i tak jest to jedna z najlepszych scen w serialu, szczególnie gdy pojawiły się przeszłe królowe. Pokonanie Miny poprzez zabicie jej ducha walki, gdy ta ujrzała tą jedną (zapomniałem jak się nazywa) królową, która stała po stronie Star było imo dobrym zagraniem, bo siła i potęga Miny pochodzi głównie z jej wiary i oddania, więc ujrzenie swojej idolki, która jest wręcz obrzydzona jej zachowanie powinno zniszczyć jej umysł kompletnie. Poza tym, Mina z magią nie ma za dużo wspólnego, dlatego ta kraina wydawała się być szczególnie niebezpieczna dla niej przez co scena tonięcia w tej brei była imo bardzo na miejscu. Lecz osobiście uważam, że lepiej by było, gdyby jednak Mina zginęła i nie udało się jej wydostać z tamtej krainy. Toffeeka przecież zabiliśmy, to czemu ją nie (boże, jak to brzmi). Poza tym, ta scena jak wychodzi z wody, pieprzy jakieś głupoty po czym dostaję strzałą w głowę od losowego potwora ale nic jej nie jest i idzie do lasu jest tak randomowo zbędna, że można by się bez niej spokojnie obejść. Wracając do tematu plusów, scena rozstania Marco i Star była bardzo poruszająca, szczególnie gdy okazało się, że Marco wcale nie wrócić na ziemie lecz chciał zostać tam na dolę. Choć nie jestem fanem tego shipa (nazywanie tego shiper teraz brzmi dziwnie), to scena ta miała moc. Muszę też pochwalić twórców za świetny moment, w którym to do tego "szpitala" wpada gdzie jest Star i Ponyhead wpada Tom, a w następnym ujęciu mamy Marco i Jenną. Już pomijam fakt, że ten fragment z Jenna i Marco był sam w sobie świetny, to dało mi to przez chwilę złudne wrażenie, że jednak moje preferowane shipy jednak się spełnią, jedyne co to wymagają one trochę czasu. I jestem święcie przekonany, że prawie każdy pomyślał wtedy, że jednak Starco to przeszłość, do której nie da się wrócić. Fakt, że stało się inaczej nie uznaję za żadną wadę ani nic, a wręcz przeciwnie, bo ta próba oszukania mnie była tak trafiona, że nie można nie pogratulować twórcom tak dobrej sztuczki. A na koniec tylko dopowiem, że choć pomieszane światy nie trzymają się kupy, to wyglądają dosyć fajnie.

 

Ocena końcowa (zarówno odcinka, jak i podsumowanie całego sezonu): 7/10

 

Główną wadą tego odcinka jako odcinek jest jego krótkość, natomiast główna wadą jako finał serialu jest to, że pozostawia on wiele niedomkniętych furtek. Na prawdę oceniłbym to ogólnikowo znacznie wyżej, gdyby był pewny nawet nie kolejny sezon, lecz jakiś specjał pół godziny, który ukazywałby wydarzenia po finale. Ale najpewniej nic takiego się nie stanie, więc serial sam w sobie pozostawia całkiem spory niedosyt, a szkoda, bo to show jest na tyle pomysłowe, że wręcz zbrodnią jest pozostawianie go w takim stanie.

 

Planuję w następnym tygodniu zrobić podsumowanie samego serialu wraz z osobistą opinią na jego temat, bo co jak co, ale koło tego tworu trudno przejść obojętnie. Tak czy tak, dziś niedziela, jutro trzeba iść do pracy/uczelni, więc nie ma co sobie głowy jeszcze bardziej mącić na wieczór. Dobrej nocy życzę.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No skończyło się

 

Czuję ten uczuć:

https://www.urbandictionary.com/define.php?term=Post-Series Depression

Była to wspaniała przygoda

Może nie aż tak jak Gravity Falls, ale wciąż dobra.

Nigdy nie zapomnę gdy obejrzałem dwa sezony tego samego dnia gdy odkryłem ten show.

Wcale nie idę płakać do kąta, to ty idziesz płakać do kąta.

 

Swoją drogą, Svtfoe ma jeden z najlepszych fandomowych subredditów

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Kurde to już koniec seryjnie cholerne studia przez nie na jedyn serial  na jaki się łapie to MLP grrrr

sory mały wkurw nie wierzę że to koniec i że go nie widziałem, ale może w wakacje nadrobię korzystjać zatem

 z okazji chcę podziękować @Triste Cordis i @Talar za podtrzymywanie tego tematu przy życiu gdy rożne koleje losu mnie odwiodły i zniechęciły do aktywności należy wam się wielka miska nachos za to ikopa batoników energetycznych marki Eclipsa

post Scriptura serio to już ostrzeżenia dajecie za to człowieka raz poniesie i już warn

Edytowano przez Zandi
  • wtf 2
  • Nie lubię 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Part 1

UWAGA MNÓSTWO NUDNEGO TEKSTU, JEŚLI INTERESUJĄ CIĘ KONKRETY, PRZEWIŃ DO AKAPITU KTÓRY ZACZYNA SIĘ ZIELONĄ STRZAŁKĄ (jest w drugim poście).


 

Tak jak przed samym sobą obiecałem, zamierzam w pełni podsumować w tym najpewniej długim referacie moje osobiste zdanie odnośnie tego serialu. Dlaczego? Bo lubię przelewać swoje przemyślenia na papier, a bodźmy szczerze, ciężko przejść koło tego serialu obojętnie. Nie umiem jednak odróżnić swoich opinii od obiektywnej prawdy, więc każdy ma prawo wejść ze mną w jakąś polemikę, jeśli się ze mną nie zgadza bądź miał inne odczucia (nie oszukujmy się, nikomu nie będzie chciało tego robić). Żeby wczuć się w klimat serialu, przygotowałem nawet sobie nachosy wraz z dipem meksykańskim i serowym, więc w pełni przygotowany, zabieram się do roboty!


Mam lekkie problemy z zabraniem się do opisywania swoich odczuć, gdyż serial ten, postacie go budujące oraz sam przebieg akcji zmienia się z sezonu na sezon, jednak na samym wstępie najlepiej chyba będzie spisać najlepsze aspekty ów animacji, które pozostały tak samo dobre na początku, jak i na końcu.

I za zdecydowanie największy plus i najsilniejszą stronę naszego show uważam pomysłowość. Pamiętam, jak po raz pierwszy oglądałem ten serial, to dosłownie zalał on mnie falą bujnej wyobraźni i iście fantastycznych pomysłów. Od wyglądu bohaterów, poprzez lokacje, aż po logikę spajającą ów uniwersum. Za jeden z najbardziej memorable momentów uważam ten, gdy Star goniąc tą świnkę na której niegdyś Moon jeździła zalazła salę z gobelinami przedstawiającymi ówczesne królowe. Doprawdy wiele momentów przesiąkniętych było wspaniałą fantastyką, jednak sama logika świata również nie odstawała na krok. Motyw nożyczek które otwierają drogi do innych wymiarów (zawsze uwielbiałem ten odgłos przechodzenia przez portal), żywe istoty zamieszkujące różdżkę Star, wysoka komisja składająca się z samym magicznych istot, kolorowe zaklęcia rzucane przez Star i jej rodzinę, włochaty świat Kelly, szkoła do reformowania księżniczek z robo-ochroniarzami pod komendą kulawego generała bez oka, kraina czasu, walc w świetle księżyca, przemądrzały niebieski ludek z wieloma palcami i wiele, wiele innych. W dodatku wszystkie te cuda, mam wrażenie, występowały w tym świecie wręcz naturalnie, przez co wszystkie te wymienione rzeczy nie sprawiają wrażenia bycia nachalnymi dla widza. Do dzisiaj wiele motywów oraz wymyślnych tworów budzi u mnie podziw i nie jestem sobie przypomnieć niczego innego, co tak bardzo pobudziło moją wyobraźnie, jak właśnie Star vs the forces of evil.

Za kolejny plus uważam świetną warstwę techniczną samego serialu. Poprzednia zaleta nie byłby aż tak silna, gdyby nie pieczołowita praca animatorów, którzy uczynili ten świat niezwykle pięknym, kolorowym oraz przyjemnym dla oka. Choć w dzisiejszych czasach animacja uległa dużemu uśrednieniu i nikt raczej nie lubi eksperymentować na tej płaszczyźnie, to serial ten jest choć typowo, to wyjątkowo piękny. Poza tym, show ten nie mógł być sobą gdyby nie niezwykle charakterystyczna i klimatyczna ścieżka dźwiękowa. Ambienty z tła są klimatyczne, wpasowując się w idee pokręconej aczkolwiek wymyślnej natury serialu. Jeden z moich ulubionych pochodzi z jednego z najlepszych imo odcinków, czyli jak Star nie umiała rozwiązać zadania na tablicy w szkolę, przez co zaczęła wyginać rzeczywistość. Nie dość, że sam epizod oraz sam motyw jest niesamowity już na wstępie, to scena rozpadania się świata właśnie z tym konkretnym utworem należy do jedne z moich ulubionych ze wszystkich seriali, jakie oglądałem (dana scena oraz sam background music z odcinka 17a z sezonu 2). Oczywiście grzechem byłoby nie wspomnieć o równie niesamowitej choć mocno mainstreamowej scenie Walca Krwawego księżyca, która też niemal powaliła mnie na kolana, a sam utwór jest połączeniem mrocznej tajemniczości, chaosu jaki płynie z tej całej animacji oraz konkretnej muzyki klasycznej. Jednak nie ma się w sumie co rozpisywać na jego temat, bo każdy kto miał styczność z tym serialem zna ten odcinek, zna ten taniec i zna ten utwór. W samym serialu pojawiło się również kilka piosenek i choć prawie wszystkich już nie pamiętam (czyli raczej nie były zbytnio warte zapamiętania), to jedna, w wykonaniu barda którego jako postać bardzo lubię, towarzyszy mi w moim telefonie do dziś, szczególnie ten "mroczny fragment" o Ludo jest niesamowity. Jednak jeśli chodzi o stronę techniczną, to zdecydowanie najlepszą rzeczą na skale wręcz światową jest voice acting. KAŻDA, nawet najmniejsza postać jest zagrana perfekcyjnie, ludzie odpowiedzialni za głosy są tak doskonale dobrani, że mucha nawet nie śmie podlecieć. Każda postać brzmi świetnie, akcentuje świetnie i po prostu "przemawia głosem tego cyfrowego tworu, którym rzeczywiście jest". Pod tym względem imo serial ten gniecie konkurencje na proch.

Na koniec listy niezaprzeczalnych plusów stawiam "główną" złą postać serialu, czyli Toffeeka. Moim zdaniem, jest on najlepszą postacią serialu, a raczej najlepiej zrobioną, gdyż jest on, w przeciwieństwie do reszty, stały w swoim charakterze. Tak czy tak, jako villian prezentuję się wybitnie. Chłodny, wyrachowany, konkretny i przebiegły. Potężny, lecz nie dający upust swoim emocją czy rządzą. Doskonały pod względem wyglądu i głosu. Posiada własną historię, pełną wzlotów i upadków. Ma swój cel, do którego dąży powoli, lecz skutecznie. Moja ulubiona scena z nim to tuż przed jego śmiercią, gdy po odzyskaniu swojej mocy i pokonaniu wszystkich, na oczach każdego z bezradnych bohaterów obraca się plecami i spokojnie odchodzi. Choć mógł drwić, zabić czy upajać się chwilą, on wolał spokojnie zaczekać na owoce swojej wygranej, bez pośpiechu i przepychu. Doprawdy mistrzowsko napisana postać, szkoda że nie pojawił się później, lecz nie jest to rzecz, którą mogę zarzucić temu serialowi.

Jednak starczy tego słodzenia, czas przejść do rzeczy mnie udanej, czyli tego, jak zmieniał się ten serial na przestrzeni tych czterech sezonów, z których się składa.


 

Sezon pierwszy był baaardzo chaotyczny. Szczególnie kilka pierwszych odcinków sprawiało wrażenie kompletnie oderwanych od rzeczywistości. Ktoś oglądający to mógłby pomyśleć, że cały serial będzie podtrzymany w takim duchu i mógł po prostu zrezygnować z dalszego oglądania. Moim zdaniem niektóre epizody były toporne, zupełnie jakby twórczyni stawiała pierwsze, bardzo nieudolne kroki w tworzeniu animacji. Jednak z czasem show zaczęło nabierać ładu i składu i choć wciąż było mega randomowe, schematyczne, z głupkowatymi pomysłami i jeszcze "gorszymi" rozwiązaniami, to miał w sobie jednak jakiś urok. Owszem, pojawiało się wiele postaci, schematów czy wydarzeń, które z biegiem czasu zostały kompletnie olane, lecz jeśli mam być szczery, wyszło to raczej serialowi na dobre, bo gdyby ta randomowość i brak powagi utrzymał się na całą długość tej serii, to na pewno nie byłoby to tak memorable jak jest teraz i po drugim sezonie najpewniej by się już przejadło. Choć zdecydowanie na pochwałę zasługują ostanie epizodu tego sezonu, które postawiły pion solidnie do góry, bo nie dość, że był one ciekawe i pomysłowe pod względem fabularnym, to wciąż charakteryzowały się one lekkością oraz poczuciem humoru, który mam wrażenie, że ulotnił się z biegiem następnych serii.

Ocena: 7/10, za początek dałbym 5,5/10, lecz końcowe odcinki to 8,5/10

 

Sezon drugi uchodzi w mojej pamięci za najlepszy ze wszystkich, gdyż dosłownie cały praktykuje schemat ostatnich epizodów pierwszego sezonu, czyli wciąż powagą lecz z nutą humoru. Większość odcinków była albo świetna, albo bardzo ciekawa, albo bardzo zabawna, albo wszystko na raz. Ponad to, pojawiło się wiele wątków które stały się motywem przewodnim serialu w przyszłości oraz potworzyły się stałe do końca serialu status quo'a, takie jak chociażby "nawrócony Tom", powrót Eclipsy czy Ludo nie taki zły jak mu się wydaję. Poza tym, sezon ten zaczął zdradzać nam zalążek głównej problematyki serialu w przyszłości, czyli romanse między bohaterami. Marco jest atakowany przez wszystkie osobniki płci żeńskiej + Toma, natomiast Star zaczyna być zauroczona naszym latynoskim bohaterem. I szczerze powiem, wychodzi to wszystko na plus, gdyż nasi bohaterowie są w takim wieku, że mogą mieć z tym problemy a ich wybory niekoniecznie są słuszne. Owszem, sezon nie kończy się z przytupem, lecz i tak dał na tyle niesamowitych scen i momentów, że nie potrzeba było nic więcej dodawać.

Ocena: 9/10

 

Sezon trzeci wali z gruber rury na samym początku, dając nam największy specjał w historii seriali animowanych, jakie znam. Moim zdaniem, te 7 początkowych odcinków zlepionych w jedno było bardzo udanych, z gracją otwierając oraz domykając wiele ważnych wątków. imo bardzo dobre rozpoczęcie sezonu. Jednak po tak wysokim wybiciu i pozostaniu przez chwilę w szczytowej formie, serial ten zaczął powoli spadać. I choć szczerze przyznam, że wiele odcinków tego sezonu było bardzo dobrych, to już zaczęło się czuć pewne zmiany. Już postacie odzywały się inaczej, już ich charaktery oraz decyzje zaczęły skręcać w dziwne strony, a wszystko oberwało na humorze, który zaczął zanikać. Pamiętam, że właśnie wtedy fandom svtfoe zaczął się bardzo mocno kształtować i wybijać, co moim zdaniem bardzo się odbiło na serialu. Na pierwszy plan zaczęły schodzić shipy, gdzie twórcy wręcz bawili się widzami, dając im pomarańczę a potem szybko zabierając rękę. Już widać było, że typowe slice of life to przykrywka dla ukrytych w nich poszlak dla shiperów do szukania. Mam też takie wrażenie, że np. wtedy bardzo spadł poziom postaci jaką jest Ponyhead, która owszem zawsze była jaka była, ale sam fandom nienawidzi jej wręcz zbiorowo od samego początku i właśnie w tym sezonie jakimś dziwnym trafem postać ta zaczęła być znacznie bardziej nie do zniesienia. Jednak pomijając wszystkie te zgrzyty, serial jednak jakoś ciągłość miał i wciąż trzymał się kupy, a sam finał był jeszcze lepszy niż początek ów sezonu, więc koniec końców nie było wcale tak źle.

Ocena: 8,5/10 i szczerze to gorzej się patrzy na ten sezon z perspektywy obejrzenia całego serialu.

Edytowano przez Talar
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Part 2

 

W sezonie czwartym zaczęła powoli zatapiać się w tym, co samemu stworzyła. Konkretne shipy pod sterem fandomu zaczęły przejmować bieg wydarzeń, przez co mamy takie kuriozalne aspekty jak zrobienie z Toma kompletnego przegrywa czy romans Marco z Kelly na pół odcinka, który został zakończony między epizodami. Wiele innych motywów zostało wypaczonych już do reszty, jak chociażby pojawiająca się od święta Ponyhead która denerwuje jak nigdy, Moon która magicznie odzyskała pamięć bo tak, Star miotająca czarami bez różdżki bo tak, wysoka komisja która nagle jest zła bo tak i wiele innych. Owszem, sam główny motyw walki o władzę, nieidealność Eclipsy, walka między ludźmi a potworami czy finałowe starcie z Miną same w sobie są dobre i ogóle sama oś fabularna aż do finału trzyma się kupy, lecz decyzje oraz sposoby, jakie zaprezentowali nam twórcy są irracjonalne. Owszem, podobno to sam Disney jakoś chciał pośpieszyć ten sezon i na nim zakończyć, przez co twórcy mieli trochę związane ręce, lecz imo kompletnie nie usprawiedliwia to faktu, jak ten ostatni sezon został potraktowany. Był on nudnawy, pozbawiony humoru już zupełnie, przepełniony shipami po brzegi, mocno zmanipulowany przez fandom i jedynie odcinki trzymające się stricte głównego wątku politycznego były coś warte. Sam finał opiszę niżej, bo to już zupełnie inna bajka.

Ocena: 6,5/10 jako sam sezon, a nie sezon ostateczny, bo wtedy ocena spadła by jeszcze niżej, choć i tak to najniższa ze wszystkich sezonów.

 

 

--- > I teraz czas na najważniejsze, czyli kluczowe decyzje które przesądziły o mojej opinii na temat tego tworu. Zacznę może od sprawy wałkowanej przez serial najbardziej, czyli shipy.

Szczerze się przyznam, że z początku, aż do gdzieś połowy trzeciego sezonu nie interesowałem się nimi prawie w ogóle. Nawet nie miałem zdania o romansie przewodnim - staco, bo mi to zwisało. Jednak przyszedł czas, że chciałem wyrobić sobie jakieś zdanie na ten temat, lecz ponieważ sam nie wiedział, co jest najlepsze, pozwoliłem komuś a w zasadzie czemuś innemu zdecydować za mnie. Mówię tu o artach, wszelkich fanarach które wykształtowały moją opinie na te tematy. Wszelkie strony typu deviantart przeglądam notorycznie od bardzo dawna i choć samo svtfoe już wcześniej obserwowałem, nagle zacząłem dostrzegać pewne schematy.

I schemat, który mi na pewno nie odpowiadał, to jest Starco. Osobiście dostrzegłem, że arty rysowane na ten ship są bardziej sztuczne niż te, w której Star związuje się z kimś innym. Sam z resztą twierdzę, że ich relacje najlepiej jest porównać do relacji Luka i Leia. Owszem, w Gwiezdnych Wojnach te postacie były dosłownie rodzeństwem, lecz sam nie umiem patrzeć na Star i Marco inaczej niż jak na brata i siostrę, czy nawet jako kuzynów. Uważam, że mają oni predyspozycję do zostania najlepszymi przyjaciółmi na zawsze, lecz na przyjaciołach by to poprzestało. Owszem, spośród tych 400 artów co mam zapisanych, kilka z nich dobrze ukazywało tego shipa (1, 2, 3, 4) lecz moim zdaniem związek do nich nie pasuję, bo są oni jak bliska rodzina.

 

Znacznie bardziej ceniłem sobie motyw Star + Tom, bo kiedy Marco to Luke a Star to Leia, Tom pasował mi do Hana Solo. imo świetnie dopełnia by on słodką, niewinną ale i nieustępliwą w walce o sprawiedliwość Star swoim diabelskim, ale w głębi duszy kochającym i pragnącym dobra charakterem. Zresztą, arty chyba tutaj przemawiają lepiej niż ja: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8 ten ostatni szczególnie mi się podoba bo odzwierciedla scenę, w której Tom miał prawo był zły na Marco i Toma, bo dowiedział o się o ich pocałunku, lecz pomimo tego chciał dobra dla ich obydwu. Ogólnie to postawa Toma w finale trzeciego sezonu sprawiła, że stał się on najbardziej lubianą przeze mnie postacią, szczególnie patrząc na to, przez co on przeszedł ( i tutaj nawet mój aktualny avatar daje nam obraz tego, co się z naszym rogatym bohaterem działo). Szkoda, że wszystko to zostało moim zdaniem zaprzepaszczone.

 

Tyle jeśli chodzi o Star, jednak Marcowi też by się para przydała i tutaj moją faworytką jest Jenna. I tak szczerze, kompletnie nie brałem pod uwagę tej postaci, jednak ten art wszystko zmienił. Bo Jenna zawsze leciała na Marco i zdawać by się mogło, że wiedziała o nim praktycznie więcej, niż on sam. Owszem, były to swojego rodzaju końskie zaloty, lecz usprawiedliwiam to wiekiem bohaterów. Jedną ze scen, które najbardziej utrzymywała mnie w przekonaniu, że to jest właśnie ta słuszna droga, jest fragement odcinka z czwartego sezonu, gdzie cała trójka poszła do tego między wymiarowego sklepu i będąc w dziale, gdzie spełniają się marzenia, każde życzenie Jenny dotyczyło Marca, na co ten stał jak wryty. Chciałem wierzyć w to, że Marco stał jak słup soli nie dlatego, że ten sklep na niego zadziała, a dlatego że dostrzegł on, w jaki sposób Jenna na niego patrzy. Na prawdę bardzo mi szkoda tego, że skoczyło się to inaczej :c

 


A teraz czas na finał. Nie finał posta (taaaa), ale finał serialu. Finał, który moim zdaniem spieprzył wszystko po całości, ale od początku.

Zacznijmy od głównej decyzji, która czyni to zakończenie zakończeniem, czyli chęć zniszczenia magii przez Star, na co automatycznie zgadzają się wszyscy. Sam pomysł w moim mniemaniu jest nagły oraz oderwany od rzeczywistości, bo pod pretekstem "uratowania potworów i całego królestwa" Star samolubnie zabiła WSZYSTKIE magiczne istoty, jakie żył, a przynajmniej tak wynika z tego, co nam serial pokazał. Cała wysoka komisja, Glossaryck, wszystkie istoty z różdżki, jednorożce z magicznej krainy, psy strzelające laserami z oczu i wiele innych. Znalazłem fajny art to przedstawiający, niestety w słabej jakości. Czy na prawdę Star (która szczerze przez cały 4 sezon przy okazji była bardzo samolubna względem Toma) stwierdziła, że aby uratować wszystkich, trzeba zabić wszystkich innych? Dlaczego nie mogli pokazać tego tak, że usunięcie magii po prostu wyłącza całą magię? Bo co, chcieli pokazać jak ta magiczna komisja nie żyję? Co za absurd. Poza tym, sama finałowa akcja, czyli portal który łączy dwa światy w jedno też jest kompletnym żartem. Pomijając szkody, które wyrządziło połączenie tych dwóch krain, czyli kompletna panika i totalny rozpierdol, to samo to zajście jest zwyczajnym robieniem happy endu na siłę. Tak właściwie to jedyne, co się liczyło to fakt, aby Marco i Star byli razem, a reszta kompletnie nie ma znaczenia, niczym ten mem ze SpongeBoba "We did it, Patrick. We save the city!". Nie dość, że wyszło z tego kompletne barachło, to w imię jedynego słusznego shipa. Jedynie gdyby była jakaś oficjalna kontynuacja to być może jakoś bym na to zmrużył oko i postanowił poczekać, ale na nic takiego się nie zapowiada.

Jeśli pytać mnie, to mam dwa różne rozwiązania jak naprawić ten finał:

Rozwiązanie nr 1. Przedłużyć odcinek sam w sobie, dodać jakieś bardziej logiczne argumenty za zniszczeniem magii i że samo jej unicestwienie nie zabija, ale pozbawia mocy. Po tej dramatycznej, aczkolwiek ckliwej scenie ze Star i Marco w świecie magii który się niszczył, każdy budzi się w sim świecie i doglądasz zgliszcz, jakie się dokonały. Losy innych postaci są lepiej dokończone, natomiast żadna wyrwa się nie tworzy i nie ma połączenia światów. Pomimo uczuć, jakie ich łączyło, nie mogli żyć razem i z czasem na spokojnie się z tym oswoją. Ich życie mocno się zmieniło, mają nowych partnerów/partnerki (zgadnijcie, kogo z kim bym połączył) i choć nadal pamiętają się nawzajem, nigdy nie będą razem i już ich ta myśl nie martwi. Nie jest to żaden sztuczny happy ending, ale coś znacznie bardziej realne i dopracowane, niż pomysł twórców.

Rozwiązanie nr 2. Kompletnie wywalić pomysł zniszczeni magii i w ogóle dać coś innego, cokolwiek innego. I tak powinno być lepiej, niż oryginalny pomysł.

 

 

I tak dochodzimy do końca. Jestem zmęczony tym pisaniem, choć czuję się dobrze, jakbym zrzucił balast myśli z głowy. Pomimo tego plucia na końcu, to wciąż serial jest moim zdaniem warty obejrzenia i wyrobienia sobie własnej opinii. Moja jest taka, że twórcy szli dobrym tropem, tworzą na prawdę dobry twór, lecz pod koniec wszystko poszło nie tak. Prędzej czy później najpewniej odświeżę sobie ten serial jeszcze raz, bo w sumie to już dużo z niego nie pamiętam, lecz nie sądzę, aby moje zdanie jakoś diametralnie się wtedy zmieniło. Szczerzę życzę Daron pasma sukcesów w przyszłości, bo ma ona predyspozycję do bycia twórczynią najwyższych lotów animacji i na pewno można ją stawiać na podium takich świetnych twórców jak Alex Hirsch, J. G. Quintel, Rebecca Sugar, Pendleton Ward czy nawet Lauren Faust. Jeśli Star vs The Forces of Evil miało być dla Ciebie poligonem doświadczalnym w tworzeniu kreskówek oraz użerania się z korporacją Disneya, to przyjmę to z szacunkiem. Szczerze to ciężko jest przestać myśleć o tym serialu; ma on w sobie to "coś” i mam nadzieje, że to "coś" nie będzie mnie męczyć przez następne tygodnie. Tak czy owak, cała moja przygoda z tym serialem była definitywnie warta doznania.

 

I jeszcze chciałem podziękować każdemu, komu z własnej woli chciało się przeczytać całe te wypociny. Są to głównie moje osobiste przejścia z tym serialem, więc zdaję sobie sprawę, że mało kogo to może obchodzić. Jednak nieważne, czy się zgadzasz z tym, co napisałem czy też nie. Jeśli stwierdziłeś, że warto to przeczytać, to już jestem twoim dłużnikiem. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu.

Edytowano przez Talar
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 months later...

Wow... Nie będę póki co czytać wcześniejszych postów, bo spoilery i w ogóle.

 

Ale chciałam napisać, że dawno temu obejrzałam parę odcinków i generalnie to dupy nie urwało, wręcz momentami zapowiadało się mega słabo.

Przedwczoraj jednak wraz z Uszatką obejrzałyśmy kolejne odcinki, kolejne... No aż dotarłyśmy do początku sezonu 4-tego. I powiem, że mega pozytywnie zaskoczyłam się, bo rzeczy, które uważałam wcześniej za słabe zaczęły się rozwijać w bardzo ciekawy sposób. Masa przeróżnych postaci, bardzo różnie rozwijających się, posiadających mocne wady, także mocne zalety. 

Póki nie dotarłam do końca serialu to nie będę pisała więcej. Strasznie fajnie spodobało mi się puszczenie oczka w stronę fanów Awatara i zrobienie Toma w jednym odcinku w Zuko :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Ironia polega na tym, że serial jest dla mnie średnio pociągający. Jak na ironię bardziej mnie bawiły początkowe odcinki, potem odcinki stały się takie, że do obejrzenia raz, a potem nie chce mi się po nich wracać. Tak wiem, na ogół ludzie mają na odwrót. I tak naprawdę to, co mi się najbardziej podoba w samym serialu, to główna bohaterka. Najzwyczajniej w świecie jest przeuroczą postacią:pinkieawesome::kUzFl::rd7::squee::starcute:I to głównie dla mniej to oglądam, bądź oglądałem. Reszta mnie niezbyt interesuje, no może z wyjątku Toffee i kumpeli Star, która jest głową jednorożca :D

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...