Skocz do zawartości

Smak Arbuza [NZ][TCB][Adventure][Slice of Life]


Recommended Posts

  • 4 weeks later...

No i jestem z powrotem – spiesząc z zaległą opinią na temat najnowszego kawałka tekstu. A ten okazuje się dosyć okazały, bo to aż trzydzieści trzy strony (chociaż ta ostatnia, przynajmniej u mnie, to ledwie parę linijek). Co w nim znajdziemy? Jak poszczególne elementy popychają akcję do przodu, jak poszerzają przedstawiony w opowiadaniu świat?

 

Co cieszy, w rozdziale znalazło się całkiem sporo rzeczy, każda z nich na swój własny sposób ubarwia historię. Oczywiście wszystko kręci się wokół głównej bohaterki, lecz tym razem możemy ją zobaczyć w zupełnie nowych, nie aż tak typowych sytuacjach. Początek przywołuje na myśl poprzednie rozdziały, gdyż mamy okazję przyjrzeć się jednej z sesji terapeutycznych, która w domyśle ma pomóc Cahan zaadoptować się do nowej formy i otoczenia, a także zintegrować się ze społecznością. Dla czytelnika to małe starcie światopoglądów jest kolejną okazją do zapoznania się z główną bohaterką, ale nie jedyną w ramach tego rozdziału. Myślę, że, w miarę kolejnych rozdziałów, da się odnaleźć w jej kreacji coraz więcej cech, czy zachowań, z którymi można się utożsamić. Albo w stu procentach nie zgodzić. Zależy. Tak czy siak, nadal jest wiarygodna, naturalna i jej losy chce się śledzić.Na razie jeszcze nie na skraju krzesełka, ale wciąż z zaciekawieniem.

Kiedy pani psycholog raczy uwolnić ją od kolejnych truizmów, Cahan napotyka na innych konwertytów, ktoś tam usiłuje zwrócić na siebie uwagę, ale ona, jak mogliśmy się tego domyślić, odprawia ich z kwitkiem. Ale ogólnie nudzi się, złości, chciałaby wykroczyć poza granice ośrodka, zwiedzić trochę tej prawdziwej Equestrii. Myślę, że czytelnik również nie może się doczekać, by dowiedzieć się co to właściwie za świat.

 

I wiecie co? Wreszcie się to dzieje. Ale zanim przejdziemy do rzeczy, dowiadujemy się co nieco o świecie, z książek. Jest to jeden ze sposobów, w ramach których autorka przybliża nam szczegóły dotyczące wykreowanego przez nią uniwersum. Pomimo dosyć spokojnego tempa akcji rozdział nie nuży, nie męczy, jest bardzo dobrze. Wszystko wypada bardzo ciekawie – czy to kolejne fragmenty z historii Equestrii, czy inspiracje świętami pogańskimi, na wzmiankach o zwyczajach kończąc. Zadbano nawet o takie szczegóły jak poprawne nazwy dni tygodnia. Logiczne, w końcu skąd kuce miałyby znać "nasze" nazwy dni? W ogóle, koncepcja prawdziwej Equestrii jest stale ubogacana i jest to jeden z tych elementów, które zatrzymują nas przy lekturze.

 

W każdym razie, wreszcie opuszczamy ośrodek, zatem przyjdzie nam zobaczyć jak Cahan radzi sobie ze ichnimi rozwiązaniami technologicznymi. Okazuje się bowiem, że Canterlot znajduje się w takim miejscu, że podróż nie będzie możliwa bez stosownego pojazdu. Taka kucykowa infrastruktura ;) Udzieli jej się lęk wysokości, co jest okraszone całkiem zabawnymi opisami, a na miejscu znajdziemy tłum kucyków, w którym łatwo się zgubić. Jak nietrudno się domyślić, będzie to zarzewie kolejnych komicznych sytuacji, której zwieńczeniem jest wizyta w kościele, która kompletnie zmienia znaną nam dotychczas Cahan, na szczęście nie na zawsze.

Powrót do ośrodka, wciąż na nitrotripie, jest to jednocześnie zamknięcie rozdziału i chyba do tej pory najbardziej nietypowa rola, w jakiej znalazła się bohaterka. Nie chciałbym zdradzać szczegółów – to trzeba samemu przeczytać.

 

Zwłaszcza, że rozdział czyta się bardzo przyjemnie, stylistycznie znajdziemy w nim wszystko, do czego przyzwyczaiła nas autorka. Na szczególne wyróżnienie zasługują opisy Canterlotu, czy świątyni, do której wybrała się Cahan, oczywiście pod okiem Sorrel. Ale nie do końca. Wszakże pisałem, że w tłumie to nietrudno się pogubić. Opisy te są niezwykle barwne, słowa zostały dobrane bez zarzutu – są to plastyczne, bogate kawałki tekstu, które można stawiać za przykład jak pisać opisy, aby czytelnik wyobrażał sobie lokacje i mógł wczuć się w ich klimat. Powtórzę, opis świątyni jest wręcz fenomenalny, jeden z najbardziej ikonicznych opisów w fanfiku, na dzień dzisiejszy.

 

Skoro mowa o klimacie, jest to już czysty klimat „Smaku Arbuza”. Chociaż tekst nadal odnosi się do szeroko pojmowanej tematyki adaptacyjnej, z [TCB] nie zostało już zbyt wiele i można rzec, że fanfik, choć początkowo jakoś inspirowany motywami ponyfikacji, biur itd. staje się w pełni oryginalnym, nieuwiązanym niczym produktem, który wciąż posiada duży potencjał i którego rozwój chce się śledzić. Uzyskanie takiej oto własnej tożsamości daje nadzieję na jakieś zupełnie oryginalne motywy, czy elementy świata. Czy będzie to Equestria w krzywym zwierciadle, czy ociekające anegdotami z realnego świata życie konwertyta, a może coś jeszcze innego?

 

Wiadomo – z jednej strony nie naprawia się tego, co nie jest zepsute, ale pojawia się rozkmina, czy istnieje jeszcze cokolwiek, co można by ulepszyć, czy napisać jeszcze lepiej? A może w ramach kolejnych rozdziałów otrzymamy coś zupełnie świeżego? Wygląda na to, że nie pozostaje nic innego jak śledzić „Smak Arbuza” i czytać kolejne rozdziały, do czego oczywiście gorąco zachęcam. Solidna, barwna, niekiedy nietuzinkowa produkcja. Raczej nie pożałujecie.

 

 

Pozdrawiam!

Edytowano przez Hoffman
  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 months later...

Panie i Panowie! Pierożki i Pierożkowe! Nadeszła wiekopomna chwila, czas miecza i topora, czas publikacji wilczej zamieci siódmego rozdziału SA. Ostrzegam, że jest długi.

Jeśli się zastanawiacie, jak to będzie z czekaniem... Kolejny pójdzie siódmy rozdział Cienia Nocy, ale będę go pisać po sesji. Ale spokojnie! Kiedy pisałam ten rozdział i się za niego porządnie zabrałam, to miałam tempo 3-5 stron dziennie przy codziennym pisaniu.

 

https://docs.google.com/document/d/1si-yJFE-DxCscs7-OH6IDtDvmVnzgtXjOG-36AUVvWk/edit?ts=5ede2250

Edytowano przez Cahan
  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc akcja trochę mnie zaciekawiła. Jestem osobą, która raczej nienawidzi TCB i wszystkiego co jest z tym związane. Ale interesuje mnie jak to się dalej potoczy. Mam nadzieję, że będzie możliwie jak najbardziej nie po myśli rodowitych kucyków (których nie polubiłem).

Spoiler

Odpowiadałoby mi zakończenie, że bohaterka jakoś się jednak wydostaje z Equestrii (najlepiej jeszcze przed epidemią Koronawirusa, bo to się chyba dzieje w 2017/18 roku?) i po prostu wraca do normalnego życia, zrywa jakiekolwiek znajomości z innego świata i w sumie dochodzi do wniosku, że niczego się nie nauczyła, a ta przygoda była bez sensu. To byłoby takie...życiowe zakończenie.

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fik przyjemny, poczytny i jeszcze jakieś pozytywne słowa na "p".

 

Stylu pisania Cahan raczej reklamować nie trzeba, ponieważ jakość broni się sama. Na papierze fabuła jest prosta, ale diabeł tkwi w szczegółach, dzięki którym tekst wciąga szybko i głęboko. Siłą opowiadania jest śledzenie zdarzeń wraz z bohaterką oraz poznawanie jej reakcji oraz przemyśleń wynikających z charakteru klaczy/autorki, który, delikatnie mówiąc, ściera się co chwila z ogólnie przyjętym podejściem do życia kolorowych taboretów; (prawie) brak tu niespodziewanych zwrotów akcji, zdrad, wybuchów, juchy, laserów, mieczy w pyskach i gołych klaczy.

 

Postacie są stworzone nienagannie, zarówno "Mój Mały Insert", który nie cierpi na klasyczne bolączki związane z zastosowanym podejściem, ale stworzony jest rzetelnie i bez gloryfikowania - nie jest wybrańcem, nie otacza się natychmiastowo milionem psiapsiółek/haremem i nie przyzwyczaja się do życia wśród pastelaków pierwszego dnia - jak i pozostałe jednostki przewijające się w tekście, które są zróżnicowane, mają naszkicowane charaktery i podejścia i nie są jak wycięte z tektury. Przynajmniej te, które nie robią głównie za tło lub źródło gagu i nie zachowują się, jakby miały watę cukrową zamiast mózgu, chociaż nawet takie są zrobione wiarygodnie.

 

Equestria przedstawiona jest w fiku... dość przyziemnie, choć logicznie i sensownie. Oczywiście, to wciąż świat magii i pucyków, ale to jednocześnie "normalne" państwo i społeczeństwo, z całym dobrodziejstwem inwentarza. W świat przedstawiony da się uwierzyć, z jednej strony dzięki jego "realizmowi" i wewnętrznej logice, a z drugiej dzięki plastycznym, świetnie napisanym opisom.

 

Podsumowując, naprawdę warto zabrać się za "Smak Arbuza". Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały.

Edytowano przez SoulsTornado
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Musiałam przeczytać jeszcze raz od początku, bo nie pamiętałam z tego tak dużo, jak być może powinnam :fluttercry2:

 

Niemniej, swoje zdanie podtrzymuję: bardzo mi się podoba Koncepcja jest fajna. A w tę Equestrię "można uwierzyć" ;)

Główna bohaterka napędza fabułę do przodu i to jest naprawdę w porządku, stopniowo poznajemy ten świat, który jest właśnie dość prawdopodobny (wiadomo, co mam na myśli). To chyba głównie za sprawą bohaterów, ich relacji i dosyć dobrego wyważenia fikcja-rzeczywistość. Narracja i bohaterka sprzyjają poznawaniu tego wymiaru, co jest chyba dla mnie głównym plusem opowieści. Chociaż, te kuce są wciąż... Dosyć delikatne, czemu się trochę dziwię, zważając na podane strzępki historii, ale jestem w stanie to przyjąć. Podoba mi się też, że czas płynie do przodu i widać to po otoczeniu: choćby ci Bośniacy i ich problemy z dostosowaniem się.

W sumie, jest ciekawie i dosyć życiowo. Jest intrygująco, zabawnie, ale z drugiej strony wciąż nieco poważnie i smutno (w końcu trzeba się dopasować do nowego świata, nieważne jaki on jest - ale to co było faktycznie w głównej mierze przepadło).

 

Ale ja się dałam nabrać na początku siódmego rozdziału, już myślałam, że któryś z profesorów ot tak sobie jakąś głupotę walnął, a Cahan uwierzyła i poszła :D (przepraszam). Jeszcze zaczęłam się zastanawiać nad faktem istnienia dwóch księżyców w Equestrii i jak to się przekłada na panowanie Luny (xD) i dopiero na fragmencie, gdzie wszyscy zapraszają bohaterkę na kawę załapałam, że chyba coś jest nie tak (przepraszam raz jeszcze). Brawo ja xD

Tak swoją drogą, ta opowieść o zebrze jest bardzo interesująca. Jeśli to była improwizacja, jestem pod wielkim wrażeniem, ja bym nie wymyśliła czegoś takiego nawet na spokojnie z większą ilością czasu. W sumie to aż bym mogła to przeczytać z przyjemnością jako oddzielne opowiadanie.

A za Sinobrodego szanuję ;)

 

Wyłapałam tylko jedną rzecz, nie wiem, może to zamierzone, jednak zwrócę uwagę:
"A jesteś u nas od tygodnia czasu equestriańskiego, na wasze to będzie... jakoś podobnie." - Rozdział 2
Natomiast tydzień Equestriański trwa 10 dni, co więcej:

"Lunalia rozpoczęły się dobrze – wstałam późno, bo nieco przed osiemnastą, ale nie zbyt późno, zważywszy na to, że doba equestriańska trwa trzydzieści godzin." - Rozdział 7.

To jednak duża różnica :wut:

(Ale ja bym chciała taką dobę :D ).

 

Z przyjemnością przeczytałabym ciąg dalszy :)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, Nika napisał:

Wyłapałam tylko jedną rzecz, nie wiem, może to zamierzone, jednak zwrócę uwagę:
"A jesteś u nas od tygodnia czasu equestriańskiego, na wasze to będzie... jakoś podobnie." - Rozdział 2
Natomiast tydzień Equestriański trwa 10 dni, co więcej:

"Lunalia rozpoczęły się dobrze – wstałam późno, bo nieco przed osiemnastą, ale nie zbyt późno, zważywszy na to, że doba equestriańska trwa trzydzieści godzin." - Rozdział 7.

To jednak duża różnica :wut:

To nie jest wpadka jakby co. Nie pamiętam kto to mówił, chyba Summerset, która sama nie jest pewna ile trwa tydzień na Ziemi, nie mówiąc już o dobie.

 

28 minut temu, Nika napisał:

Chociaż, te kuce są wciąż... Dosyć delikatne, czemu się trochę dziwię, zważając na podane strzępki historii, ale jestem w stanie to przyjąć.

Kuce są gatunkiem o niższym poziomie agresji niż ludzie. Jest to związane z ich biologią, cyklem hormonalnym, w tym płciowym. A do tego dochodzi quasi religijna indoktrynacja, to w końcu świat, w którym bóstwa bezpośrednio rządzą swoimi wyznawcami.

 

Choć kuce do końca milutkie też nie są. Personel ośrodka, to jednak nie cała Equestria.

 

A co do opowieści... Cóż, powstała na podstawie jednego z moich snów. Na początku nie wiedziałam, co powinnam tam wsadzić, ale jak zbliżałam się do tego momentu, to wiedziałam, że dam właśnie to, bo chyba pasuje. Tak sądzę.

 

Dzięki wielkie za komentarz^^

 

 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Od samego czytania o religiach w Equestrii poczułem nagłą potrzebę zaopatrzenia się w Necronomicon. Gdy doszedłem do wzmianki o zakazie publicznego wyznawania przez konwertytów swoich ziemskich wierzeń już byłem pewien, że w razie pojawienia się krainy kucyponków na Ziemi konieczne będzie jak najszybsze wezwanie Cthulhu lub kogoś z jego kumpli po fachu, tak na wszelki wypadek. Nawet alicorn nie zdoła namieszać w głowie, w której żyje już Pełzający Chaos, prawda? Nie powiem, kucyki mają bardzo dobre powody by czcić alicorny, ale patrząc z perspektywy potencjalnego (szczególnie niezbyt dobrowolnego) konwertyty wygląda to co najmniej niefajnie.

 

Ale przechodząc do innych kwestii - rozdział jest dobry, co najmniej na poziomie reszty opowiadania. Sekwencja początkowa oraz opowieść niezbyt przypadły mi do gustu (szczególnie że chyba za mało grałem w The Elder Scrolls by to docenić), ale poza tym jest przyjemnie. Dalsze dostosowywanie się do życia, dalsze problemy z niekompatybilnością charakterów i przyzwyczajeń z Equestriańską rzeczywistością. Trochę mi szkoda, że nie dostaliśmy więcej scen z życia zebry naćpanej świętym ogniem przyjaźni, ale i tak jest fajnie. Ficowa Cahan może się tylko cieszyć, że nie wpadła pod wpływy Corry... Rozdział skupia się przede wszystkim na equestriańskich świętach i całkiem nieźle do tego podchodzi, oferując solidną podbudowę ideologiczną oraz rytualną. Do tego pod koniec otrzymujemy kolejne wydarzenie które może podkręcić tempo akcji. 

 

I tylko ilość hugów mnie nieco przeraziła.

 

Tak ogólnie to pisz dalej.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Najwyższa pora nadrobić komentatorskie zaległości. Od publikacji najnowszego rozdziału tej niecodziennej przygody upłynęło już troszkę czasu, aczkolwiek całkiem niedawno zakończyło się jego czytanie na Kąciku Lektorskim Bronies Corner, podczas którego miałem przyjemność przypomnieć sobie ów kawałek tekstu, a także co nieco podyskutować. Otrzymałem też okazję, by nieco nad „Końcem miłości do świata” nieco podumać.

 

Podejrzewam, iż niniejszy komentarz nie wyda się autorce szczególnie interesujący, gdyż znajdzie się w nim niewiele nowego poza tym, o czym pisałem na etapie prereadingu, no i czym zechciałem się podzielić na chacie w trakcie czytania na BC. O czym to świadczy? Że z czasem tekst bynajmniej nie traci na swojej atrakcyjności, a wręcz co nieco zyskuje, ponieważ przyszły mi do głowy możliwości nadania mu extra głębi, dzięki której całokształt fabuły mógłby stać się jeszcze bardziej ludzki w tym sensie, że czytelnik mógłby utożsamiać się ze zwykłymi bądź niezwykłymi problemami różnych postaci (nie tylko głównej bohaterki) czy ich historią, co na pewno pozwoliłoby na nawiązanie silniejszej więzi z fanfikcją, a także... cóż, przeżywanie jej na wyższym poziomie.

 

A zatem, jak to głosił niegdyś pewien, dla mnie osobiście całkiem chwytliwy slogan reklamowy, welcome to the next level! :D Oto przed Państwem „Super Smak Arbuza 65” i bynajmniej nie chodzi mi o ilość bitów w tytule, ani o to, iż jest to bezpośrednia kontynuacja „Super Smaku Arbuza 64”, którego pamiętam z czasów prereadingu (wygląda na to, że w rozdziale zostało dokonanych kilka poprawek, od których licznik stron nabił extra stronkę). Rzecz dotyczy jakości najnowszego rozdziału, a także jego długości, która jest satysfakcjonująca, no i stwarza idealne warunki, by napisać coś więcej, dotknąć szeregu różnych rzeczy towarzyszących naszym konwertytom ze szczególnej okazji, a jest nią Wigilia Serdeczności, a także uroczystości towarzyszące. Zobaczmy zatem, co znajdziemy w fanfiku...

 

Aha, zanim przejdę do rzeczy – jeżeli ktoś liczył na to, że kolejny rozdział będzie w całości wypełniony dobrą, miłą i kochaną Cahan, no to muszę hipotetycznego „kogosia” zmartwić. Nie, niczego podobnego nie uświadczymy w siódmym rozdziale, od razu przeskakujemy do Wigilii, gdy jest już po wszystkim. Można to w jakimś sensie rozpatrywać jako pewne rozczarowanie, w końcu taki rozdział potencjalnie mógłby być niezłym maratonem zabawnych, niekonwencjonalnych, a może wręcz abstrakcyjnych scenek, interakcji i dialogów (zwłaszcza dla tych, co znają autorkę osobiście). Aczkolwiek, nie ma czym się martwić, gdyż faktyczna zawartość rozdziału bardzo cieszy, wciąga i jak najbardziej spełnia oczekiwania, jeśli chodzi o wszelakie świąteczne klimaty.

 

W sumie, może to i lepiej, że większość pierwszopłomienionywch rzeczy zostało pozostawionych wyobraźni czytelnika? Z drugiej strony, jeśli ktoś ma chęć zasilić szeregi armii* Cahan, może na ten temat napisać spin-offa i podzielić się swoją wizją tego, jak wiele dobra zdążyła uczynić jej jasna strona, no i ile kucyków zdołała wytulić :crazytwi:

 

 

*Armia jest to nieumarła, podstawowe są formy szkieletu bądź zombie, w wypadku chęci odbycia obróbki termicznej, uprasza się o zabranie ze sobą dowodu osobistego, wiązki suchego chrustu, koksu lub innego materiału palnego w ilości 0,5 kg na 1 kg masy ciała, przed przybyciem umyć nogi, zostawić protezę zębową, spożycie alkoholu lub innych substancji wybuchowych przed spaleniem jest surowo zabronione.

 

 

Zresztą, to nie jest tak, że wątek Cahan pod wpływem Pierwszego Płomienia nigdzie nie jest wspomniany, wręcz przeciwnie – postacie towarzyszące głównej bohaterce były uprzejme odnieść się do tego, jak mniemam, dość niezwykłego czasu, no i w rozdziale przewija się pewien wątek poboczny, całkiem szeroko opisany, do czego przejdę później.

 

Tekst zaczyna się dosyć nietypowo, bo najpierw naszym oczom ukazują się cztery cytaty, pochodzące kolejno z Księgi Słońca, Księżyca, Serca oraz Przyjaźni, co na dzień dobry tworzy intrygujący klimat, jednocześnie dokładając cegiełkę do światotworzenia w tym sensie, że nabieramy lepszego pojęcia o tym, jakie w tymże świecie mają koncepty wolności, szczęścia oraz przyjaźni, co w ujęciu ogólnym składa się na istotę dobra... no i okazuje się, że bynajmniej nie idzie ono w parze z czymś takim, że można sobie myśleć, zachowywać się i postępować po swojemu, nie czyniąc nikomu krzywdy. Tego nie widać od razu (miałem z tym spory problem, a i tak nadal trudno mi poczuć niepokojącą otoczkę związaną z tą konkretną koncepcją autorki), ale dobro okazuje się pojęciem mocno zaborczym, ograniczającym, wszystko dla zachowania ogólnego porządku.

 

Zresztą, wszystko jest w pierwszym cytacie, odnoszącym się do Pierwszego Płomienia:

 

„Dlatego wydzieliłam fragment mej duszy, by wypalił z mych poddanych wszystko, co złe. (...)”

 

Zatem gdyby komuś to jeszcze umykało, teraz wiecie, co konkretnie przytrafiło się Cahan w poprzednim rozdziale. Pierwszy Płomień wypalił wszystko co złe, ale tak szczerze, zanim to się stało, czy owe „złe” cechy czyniły z głównej bohaterki kogoś, kogo powinna obawiać się księżniczka, bo jej zaraz wywróci kraj do góry nogami? Zresztą, dalej w rozdziale sama to ładnie ujęła (Cahan, nie księżniczka), że te negatywne cechy są nieodłącznym elementem jej osobowości, w jakimś stopniu definiują ją, czynią z nią taką zebrę, jaką całą sobą jest. Czyli tutaj mamy pierwszą rzecz, nad którą możemy się deko zastanowić, czyli koncepcja wolności w Equestrii przedstawionej w „Smaku Arbuza”.

 

W cytacie znajduje się wprawdzie wyjaśnienie, skąd się wziął pomysł, by zacząć wypalać to, co złe, aczkolwiek, czy w czasach pokoju, takie środki naprawdę są konieczne?

W nawiązaniu do Księgi Księżyca – czy wolność jest pułapką, czy wolność oddala od tego, co ważne? Czy jest pułapką to nie wiem, ale czy oddala od ważnych rzeczy... zaryzykuję stwierdzenie, że w jakimś sensie owszem. Zresztą, dyscyplina ułatwia życie. Odrzucanie ograniczeń w końcu spowoduje, że jednostka stanie się skrajnie nieuporządkowana.

 

Ale chyba oddalam się od rozdziału siódmego, co nie?

 

No tak, ale dlaczego jest to otwarcie nietypowe, zapytacie? Otóż zaraz po klimatycznych cytatach – napisanych bardzo ładnym stylem, dzięki któremu wybrzmiewają wiarygodnie jako słowa ksiąg świętych – otrzymujemy scenę obsmarowania głównej bohaterki przez wielce czcigodne grono pedagogiczne, po którym ta otrzymuje questa, w związku z czym rozpoczyna się przygoda, która co niektórym może wydawać się całkiem znajoma, zważywszy na zawarte w tym fragmencie nawiązania do Skyrima, ale nie tylko. Jest wartka akcja, jest walka na moc i magię, krew, łzy i doświadczenie, pojawił się nawet boss na końcu :D

 

Jak pewnie nietrudno się domyślić, to raczej nie jest część właściwej historii, ale sen, z którego bohaterka w końcu zostaje wybudzona, gdyż pora na przygotowania do nadchodzącej wigilii. W międzyczasie dowiadujemy się co nieco jak często w tym świecie zdarzają się epidemie oraz z jakiego powodu, co robią inne alikorny (tzn. Luna, Corra, Amicitius), no i jak kucyki (na przykładzie Sorrel) zapatrują się na Pierwszy Płomień. Szczegóły te są ciekawe i zostały zgrabnie wplecione w tekst, dzięki czemu światotworzenie komponuje się z narracją, dialogami oraz poszczególnymi wydarzeniami w sposób naturalny, nie cierpi na tym tempo akcji, ani ciąg przyczynowo-skutkowy.

 

Sporo czasu antenowego przypadło objaśnieniom dotyczącym obchodów Wigilii Serdeczności u kucyków, a także jakie obrano zasady w przypadku nieplanowanych konwertytów – jakie temu towarzyszą zwyczaje, ile przewidziano dań, co się powinno przygotować, itd. Rzeczy pozornie proste, takie jak dawanie prezentów i składanie życzeń, urastają tu do rangi rytuału, który raczej nie odpowiada głównej bohaterce (Na co komu tulenie obcych kucy, za którymi się nawet nie przepada?), a co z kolei umacnia wrażenie autentyczności obchodzonego święta. Opis przebiegu wigilijnej uczty, w ogóle, całego obrządku, został napisany bardzo wiarygodnie, jako rytuał religijny. Przykład? Chociażby wymyślona przez autorkę modlitwa, która brzmi naprawdę autentycznie, gdyby tylko wymienić kilka określeń, to moim zdaniem niejeden by się nie zorientował, że to nie jest prawdziwa modlitwa którejś ze światowych religii.

 

Ale tego należało się spodziewać – w końcu ostatnim razem otrzymaliśmy znakomite, ikoniczne opisy struktur miejskich oraz wnętrza świątyni. Dokładne, napisane bardzo dobrym stylem, nie szczędzące fachowych określeń, a przy tym dostatecznie przystępne, by laik mógł bez problemu wyobrazić sobie taką oto budowlę sakralną.

 

To oczywiście zaledwie wierzchołek góry lodowej, gdyż wcześniej przeczytamy przygotowania do świąt od kuchni (dosłownie), poznamy kilka typowych equestriańskich przysmaków, a także dowiemy się co nieco o tym, co nas ominęło, czyli jak funkcjonowała Cahan będąc pod wpływem Pierwszego Płomienia. Naszym oknem na ów czas są wypowiedzi różnych towarzyszących jej postaci, takich jak Avocado, Estelle, Purple Wind, Onyx. Generalnie, interakcje między bohaterkami czyta się wartko, przyjemnie, każda z postaci wypada dość naturalnie, poszczególne wstawki, obojętnie czy to zwykłe scenki, czy didaskalia, pozwalają uwypuklić nieco ich indywidualne cechy, choć zbyt subtelnie, by wspomnieć o czymś konkretnym. Po prostu w trakcie lektury czuć, że są to różne postacie, które mają swoją historię oraz osobowość. W tym rozdziale przyjdzie nam poznać lepiej Purple Wind oraz Sorrel, a także Black Dreada, być może reszta będzie musiała jeszcze poczekać.

 

Co jeszcze? Czekaliście na scenę kąpielową? Proszę bardzo, w końcu nie siada się do stołu będąc pokrytą brudem, potem i co nie tylko :D Jakaś fanfikcja w fanfikcji? Czemu nie – w końcu jednym z elementów obchodów Wigilii Serdeczności (oraz zapoznawania się i zgłębiania wartości przyjaźni) jest historia każdego z konwertytów, zatem nie zabraknie wzmianki o „My Little Dashie”, ani kompletnej historii wymyślonej przez Cahan, utrzymanej w klimatach dark fantasy. Będą bitwy, będą trupy, a jak trupy, to i nekromancja, te rzeczy. Aczkolwiek, dalej podtrzymuję, że to niewykorzystana okazja na easter egga w postaci krótkiej opowiadanki o pogańskich kucach. Pamiętacie tę serię, prawda?

Z drugiej strony, ta opowiastka także w jakimś sensie traktuje o wolności. Czyżby to był ukryty motyw wiodący w tym rozdziale?

 

A może ktoś się stęsknił za poważniejszymi, smutniejszymi motywami? Ano, tego też tu nie zbraknie. Po pierwsze, dowiadujemy się o postaci Vervain – przemienionej (jak rozumiem, wbrew jej woli) zakonnicy, która kompletnie się nie odnajduje w nowej formie oraz nieznanym świecie, przez co gdy spotyka ją Cahan, klacz to dosłownie skóra i kości, balansująca na granicy śmierci. Wspomnienie o interwencji głównej bohaterki służy nam zatem nie tylko za przyjemny character development, czy rzut okiem na jasną stronę Cahan, ale także kolejne miłe światotworzenie, gdzie poznajemy kilka procedur, biurokrację, a także podejście co niektórych oficjeli do spraw podopiecznych (mam tu na myśli Mighty Storm oraz Goldenbooka).

 

Po drugie, Purple Wind (obecnie była współlokatorka Vervain, tak poza tym) w jednej ze scen, uchyla Cahan rąbka odnośnie przeszłości Sorrel, uprzednio nawiązując dosyć luźną konwersację, acz na całkiem poważne tematy. Znów mamy do czynienia ze świetnie wkomponowanym w fabułę rozwijaniem postaci, dzięki czemu te wydają się nam jak żywe, bardziej ludzkie. Napisałbym coś więcej, ale nie chcę psuć wrażeń z lektury. Wątek ten, choć dosyć przygnębiający, kontrastujący z miłym usposobieniem Sorrel oraz atmosferą świąt, najlepiej eksploruje się na ślepo, zatem bez spoilerów. A przynajmniej, tych szczegółowych ;) Powiem tylko tyle, że może to być na swój sposób przejmujące, a już na pewno życiowe. Za pewno znacie bądź kojarzycie takie osoby. Przechodzicie obok nich, może nawet przywołujecie w pamięci przy okazji świąt, które winno się spędzać z rodziną.

 

W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na rzecz, która przyszła mi do głowy przy okazji dyskusji na BC, już po zakończeniu czytania niniejszego rozdziału. Otóż, naszła mnie refleksja na temat konwertytów, a także ich adaptacji w nowym świecie, w nowej formie. Zainspirował mnie wątek Vervain – pomyślałem sobie, że dla kogoś, kto ma znajomych, przyjaciół, rodzinę, czuje się dobrze w swoim ciele, akceptuje je, ma plany oraz cele, które chce osiągnąć, dla niego (bądź niej) przemiana w kucyka i trafienie do zupełnie obcego świata musi być nie lada traumą i w tym kontekście reakcja Vervain wydała mi się bardzo realistyczna.

Natomiast, jeżeli ktoś znajduje się w zupełnie odmiennej sytuacji, gdzie nic go na starych śmieciach nie trzyma, brakuje perspektyw, możliwości, rodzina albo się odwróciła albo odeszła, dla kogoś takiego przemiana i poznanie nowego świata mogą być niepowtarzalną szansą nie tylko na ucieczkę, ale także rozpoczęcie zupełnie nowego, lepszego życia.

 

Oczywiście rzadko kiedy można mówić o jednoznacznie takich, a takich przypadkach, częściej sprawy noszą różne odcienie szarości, stąd wydaje mi się kuszącą perspektywa, by te aspekty kreacji postaci rozwinąć/ urozmaicić, zdradzając więcej na temat poprzedniego życia poszczególnych konwertytów, może wprowadzić kilka zupełnie nowych postaci, zestawić ich indywidualne historie oraz doświadczenia z tym, jak zareagowali na przemianę kucyka i szansę na nowe życie w innym świecie. To jest znakomity sposób np. na zderzenie ze sobą różnych poglądów, koncepcji sprawiedliwości, sposobów bycia, aspiracji itd.

Wymieniać mógłbym dużo, zwłaszcza, że dochodzi do tego zwykła ciekawość jak różne interakcje komentowałaby główna bohaterka, a może jak sama by je prowadziła.

 

Oczywiście uważam, że bez tego rozszerzenia „Smak Arbuza” raczej się obejdzie, ba, pewnie poradzi sobie znakomicie, aczkolwiek zwracam uwagę, że to szansa na dodanie extra głębi do fanfika. Wszakże już teraz mamy postać Purple Wind, której przytrafił się wypadek (złamała kręgosłup) co przekreśliło jej szanse na karierę sportową, gdy była ludzką kobietą, Avocado, która może spróbować czegoś nowego i ciekawszego od żywotu księgowej, natomiast Estelle nie porzuciła marzeń o grze na scenie itd. Postacie te mają jakieś cele, marzenia, doświadczenia i są to świetne wątki poboczne, które znacząco ubarwiają fanfik i które czyta się z przyjemnością. Po prostu myślałem o tym, co by było, gdyby tego typu elementów wprowadzić do „Smaku Arbuza” więcej.

 

Osobiście, dowiadywanie się o życiu poszczególnych postaci, czytanie o ich codziennych problemach, dylematach, nawet jeśli to drobne rzeczy, śledzenie tego jak reagują, zmieniają się, dla mnie to cenne elementy, które podnoszą przyjemność z czytania oraz śledzenia fabuły, sprawiają, że zawsze chcę do danego działa wracać. Bo zawsze mogę natrafić na coś, z czym mógłbym się utożsamić, co w jakimś sensie mógłbym odnieść do własnych doświadczeń. A możliwości jest tutaj na tyle dużo, że aż szkoda ich nie wykorzystać.

 

Rozdział wieńczą Lunalia, gdzie do chodzi do drugiej (no... w zasadzie to do trzeciej, jeśli doliczyć zmasakrowanie Pinkie Shy'a) walki, tym razem na śnieżki i magię. Przyznam, że choć z jednej strony rozdział spokojnie mógłby się skończyć na wigilijnych historiach konwertytów, z drugiej, Lunalia, choć nie opisane z takim rozmachem, w pełni spełniają swoje zadanie, jako miły suplement i dopełnienie efektu. Jest klimat (święta, zimowe krajobrazy, chłód, energia i zabawa pod nocnym niebem) są przyjemne interakcje między postaciami, a gdy jest po wszystkim... okazuje się, że Estelle uciekła. No cóż, może nie jest to cliffhanger stulecia, ale nadal ciekawe, otwarte zakończenie rozdziału, toteż człowiek czeka na ciąg dalszy i zastanawia się, co tam będzie.

 

Czy ucieczka Estelle okaże się ważnym wątkiem? A może prędko sama wróci z podkulonym ogonem? Czy przyjdzie nam delektować się kolejnymi ośrodkowymi perypetiami, czy tym razem przeskoczymy od razu do egzaminów (czy co oni tam robią, gdy przychodzi pora na ocenę adaptacji konwertyty i „wypuszczenie go” na wolność)... w ogóle, kiedy znów ujrzymy Cahan poza terenem ośrodka? Jak sobie poradzi wśród innych kucyków?

 

Wygląda na to, że wszystko okaże się z czasem.

 

Rozdział dostarcza nie tylko wielu ciekawych, ładnie napisanych, zapadających w pamięć scen i interakcji, ale także wyrazisty klimat, gdzie mieszają się elementy „briurowoadaptacyjne” (acz w najmniejszym stopniu), fantastyki (sekwencja snu bohaterki oraz jej opowieść), znajdzie się tu także troszkę komedii, ale przede wszystkim dominuje znakomity [Slice of Life]. Atmosfera wprost wylewa się z ekranu, a przedstawione święta mogą mieć zaskakująco wiele wspólnego z realnymi obchodami, mnie najbardziej skojarzyły się z wigiliami klasowymi na etapie liceum, tudzież wigiliami studenckimi, w akademiku, oczywiście spędzonymi w niepijącym towarzystwie (tak, tacy studenci jak najbardziej istnieją). Jest całkiem nostalgicznie, spokojnie, no i dosyć ciepło. Czytanie odpręża, jest bardzo przyjemne, znajdziemy tutaj dużo naprawdę charakterystycznych fragmentów, w których styl autorki po prostu lśni i imponuje, a klimat daje się poczuć jeszcze bardziej.

 

„Pegazica wróciła, niosąc na głowie tacę z miską wypełnioną jabłkami, marchwią i warzywem, dla którego nie znałam ziemskiego odpowiednika, ale w smaku przypominało pietruszkę skrzyżowaną z ananasem. Equestrianie nazywali je aursa. Obok stały dwie miseczki – jedna z kremowym owocowym sosem, zaś druga z suszoną lucerną. Red rzuciła wszystko na pobliski blat, gdzie chwyciła za nóż i deskę do krojenia. Srebrne ostrze siekało rośliny tak szybko, że wydawało się to aż niemożliwe.”

 

„Wszystko było takie, jak powinno. Nawet nie jak w domu. Święta w ziemskich domach niosły ze sobą kłótnie, miliony niewygodnych pytań i awantur. Tu panowała zgoda. Goldenbook spoglądał na nas przychylnie, niczym głowa wyjątkowo wielkiej rodziny. (...)

 

Słodki smak gruszek. Ostry imbiru i cynamonu. Kwaskowatość jabłka i kremowość musu z ouroji. Topniejący wosk i świeżość soku z jemioły. Muzyka. Nadzieja, przyjaźń i plany na podjęcie nowego życia, tu, w Equestrii. Dołączyłam do rozmów o przeszłości i przyszłości, opowiadając o tym, jak to zamierzam zamieszkać w jakimś małym, górskim miasteczku i dbać o ogród.”

 

To powyżej, to tylko niektóre przykłady tego, co mam na myśli. Poza tym, ciekawią dywagacje Cahan i Sorrel na temat egzystencji, wolności oraz godzenia się ze stratą. Nie ma tego wiele, ale są to „smaczki” które ubogacają rozdział. W ogóle, za którymś razem (lepiej późno niż wcale) zacząłem dostrzegać inne tego typu rzeczy, jak np. temat wypracowania, który wylosowała Onyx: „Dlaczego wolność nie jest wartością samą w sobie”. Fajnie się to komponuje z cytatami otwierającymi rozdział, tymi o wolności, a także z wybranymi dialogami, w których uczestniczy Cahan. Przez to wszystko zacząłem zastanawiać się, czy konwertytów bardziej niż edukacji, nie poddaje się indoktrynacji?

 

A forma? Bez najmniejszego zarzutu – bardzo solidnie napisany tekst, z dbałością o najmniejsze szczegóły. Zdania skonstruowane zostały bardzo dobrze, szyk w żadnym momencie mi nie zgrzytał, mam swoje ulubione, najbardziej klimatyczne fragmenty oraz interakcje, doceniam także zaangażowanie z jakim zostały opisane święta. Mnóstwo ciekawych rzeczy, dzięki którym wszystko idzie sobie wyobrazić bez problemu, a długości rozdziału, zwłaszcza po kilku czytaniach, nie czuć w ogóle – czytelnik zostaje wciągnięty w fabułę i trudno jest mu się oderwać.

 

Jednakże nie zawsze miałem takie zdanie. Pamiętam, że za pierwszym razem rozdział wydał mi się nieco zbyt długi, przegadany. Widziałem pewne obszary, na których można by wykonać cięcia czy migracje niektórych dialogów/ fragmentów, nawet proponowałem, by Lunalia przenieść do kolejnego odcinka i tam je rozbudować. Ale po dyskusji z autorką zrozumiałem, że najpewniej nie byłby to najlepszy ruch, zważywszy na zbyt wysokie ryzyko zanudzenia czytelnika, aczkolwiek, oceniając po tym, jak porywające okazało się jej pisanie o obsłudze mopa i sprzątaniu, szczerze wątpię, że coś podobnego mogłoby się przytrafić ;)

 

Ale po odsłuchaniu czytania na BC oraz ponownym zapoznaniu się z materiałem, odkryłem, że jednak taka długość mi nie przeszkadza, możliwe, że dzięki temu, iż wreszcie załapałem porozrzucane tu i ówdzie powiązania, głównie te, które odnosiły się do wolności i zauważyłem, że treść okazała się jakaś bardziej taka... dynamiczna? Chyba tak, bo za n-tym razem w ogóle nie czuć upływu czasu podczas lektury. Zresztą, na początku głównie szukałem błędów wszelkiej maści, więc możliwe, że nie skupiłem się na treści w dostatecznym stopniu. Ale teraz to co innego.

 

Ostatecznie, tekst jak najbardziej polecam – rozdział jest bardzo urozmaicony, bogaty w szczegóły i wyjaśnienia, które zostały wplecione w narracje w taki sposób, że naprawdę odnosi się wrażenie, że jest to naturalna część systemu naczyń połączonych. Akcja przebiega dobrym tempem, znajdziemy tu wiele fantastycznych fragmentów, zapadających w pamięć dialogów oraz interakcji, odnajdziemy humor, odnajdziemy poważniejsze, smutniejsze sceny, ludzkie problemy oraz wątpliwości, ale przede wszystkim, nie zabraknie znakomitego nastroju, dzięki któremu do rozdziału chce się wracać i odkrywać go na nowo. Jestem bardzo ciekawy jak fabuła oraz losy bohaterki potoczą się w kolejnym rozdziale, a także jakie nowe elementy zostaną wprowadzone. A może rozbudowie ulegną te, które już tu są? Przekonamy się :D

 

 

Pozdrawiam!

Edytowano przez Hoffman
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Najdroższa Führerin, autorko dzieła "Smak Arbuza", któraś nas, niegodnych, dziełem tym pobłogosławiła...

 

Pragnę gorąco uraczyć Twą duszę nekromancką (czy coś takiego istnieje?) recenzją, która próbą będzie, by oddać majestat owego dzieła. Czy próba zakończy się pomyślnie, tego żadni bogowie nie są w stanie przewidzieć. Usiądź zatem wygodnie (o Kleo nie zapominając, bo inaczej Ci przeszkodzi w trakcie) i racząc się herbatką, w te oto słowa się wczytaj...

 

Moje spotkanie ze "Smakiem Arbuza" to pierwszy po wielu miesiącach wgląd w fandomową, pisarską twórczość. Dotąd niezbyt zmierzałam w te rejony, będąc chyba zrażoną (młoda niewinności, któraś zwiała mi przez "Rainbow Factory", pocztówkę byś napisała) i niezbyt przekonaną, co do tego, czy jest to dział lektur dla mnie (kaszlu"RF"kaszl). Moje preferencje to książki w postaci fizycznej, stojące na półce i pachnące drukiem, a późniejszą ich "dodatkową substytucją" stał się dla mnie Wattpad. To mogło mieć związek z tym, czemu lektury fandomowe mi umykały bokiem... Po kilku mniej zapadających w pamięć "lekturkach" kucykowych porzuciłam te rejony Wattpada... aż do niedawna. Wygoda czytania na WT bardziej mi pasowała, niż siedzenie na forum, na którym i tak jakoś nie siedzę (chyba to jest nieuleczalne), ta forma socjalizacji mi nie podchodzi do końca. 

 

Ale stało się, że pewnego chłodnego wieczora dostała się na ekran mojego telefonu zebra, wyjątkowo znajoma, buntowniczo-sarkastyczna i otoczona zielenią. W dodatku ten tytuł: "Smak Arbuza" - kto by nie dał się złapać w te zmyślnie zastawione sidła? Kto nie chciałby poznać historii Cahan walczącej z biurokracją Equestrii? Dowiedzieć się, jak może wyglądać dostanie się do kuczej krainy pełnej tęczy i miłości? Zgłębić jej tajniki, sklepać zad terrorystom? Tylko głupiec by nie wszedł do takiej książki. 

 

I co mogliśmy dostać wewnątrz książeczki? Prolog i siedem bardzo długich rozdziałów. Zaczynamy od inwazji kucyków na Ziemię, pojmania władz i przemianie całej planety w bajkę od Hajsbro... A czekaj, nie ta książka! 

Zaznajamiamy się z ponyfikacją jako czymś normalnym, realnym i jakże możliwym... w niektórych państwach, prawie jak z marichuaną. Prolog w kilkunastu zdaniach przedstawia realia, wokoło których będziemy się kręcić. Poznajemy Biura Adaptacyjne niczym portale i prawdopodobne "boss roomy" walki z biurokracją, kuce jako Zbawców. Serial to tylko kucza biblia dla ludu przyszłokopytnego. I zostawia nas pytanie bohaterki, co ona tam robi? 

Mnie na tym etapie zastanawiało tyle, że nie dziwnym wydaje się skok po więcej, prawda? Skoki do studni to niebezpieczne przedsięwzięcie, o którym przekonujemy się po fakcie. Z tej o smaku arbuza tym bardziej...

 

W rozdziale pierwszym poznajemy naszą bohaterkę, z którą nie tyle się utożsamiamy, co jesteśmy ją w stanie zrozumieć. Jej przemyślenia pociągowe to niejednokrotnie to, co chcielibyśmy sobie pomyśleć, a jednak gdzieś w środku trzyma nas blokada, której ona nie ma. Myśli głośno i dosadnie, w końcu kto ją usłyszy w ten sposób? Na pewno nie Janusz z rodzinką. Przez chwilę odniosłam lękliwe wrażenie, że bohaterka nie będzie nikim innym, jak zołzą, która dostanie przymioty Mary Sue. Może to atmosfera Wattpada, ale gdybym nie kojarzyła autorki, to nienawiść do świata wydałaby mi się bliższa 15-latce piszącej ff o porwaniu przez idoli, co mogłoby być ryzykowne pod kątem dalszej lektury. 

Podróż dobiega końca, końca dobiegły także wątpliwości, gdy dworzec zalewają terroryści, a "oby nie Mary Sue" rzuca się w akcie desperackiej ucieczki wprost na nich. I zdradza genezę tytułu już w rozdziale pierwszym. 

 

Drugi rozdział całkowicie zaciera niesmak do bohaterki. Jak się okazuje, za sprawą arbuzowego wynalazku staje się zebrą, przyjmuje imię Cahan i przestaje być anonimowa, przez co łatwiej mi się teraz o niej będzie pisało. Wszyscy szczęśliwi - poza właśnie Cahan, która została nieplanowaną konwertytką (powiedzcie to na głos trzy razy szybciej). Badania, wywiad, próba oswojenia się z nowym stanem rzeczy, próba chodzenia - rozpoczyna się nowe życie i tęsknota za mięskiem. 

Teraz konia z rzędem temu, kto mi odpowie na pytanie, dlaczego eliksiry ponyfikacyjne są, ale ludzifikujące już nie? Odpowiedź: "bo mają głupią nazwę" nie wchodzi w grę... Nie dziwię się zatem oporom ludzkości przed kuczym światem - zabierają im populację, przez co w długofalowych założeniach może się okazać, że Ziemia będzie absolutnie nieopłacalna do życia i lepiej iść do Equestrii, tym samym kolonizatorzy zyskają nowy świat praktycznie za darmo. Wymieniłabym tu jeszcze parę przekrętów, ale ten powinien na razie wystarczyć, by chcieć zachowywać dystans w sprawie "kuce są takie super, w ich świecie ludzie chorzy są zdrowi i uratowani". 

Cahan dopadają pierwsze problemy systemu, przez co jej wolność jest mocno ograniczona, żeby mogła się cieszyć jej namiastką, gdy zostanie zamknięta w Ośrodku Adaptacyjnym dla Nieplanowanych Konwertytów (dla Planowanych też mają osobny? I czy kucyki equestriańskie też dzielą na planowanie i nieplanowane...?). Dodatkowy problem rodzi fakt, że jest w świecie kucyków, sama bedąc zebrą - wiedza, którą dostaje, może się okazać zbyteczna i niewystarczająca. Obym się myliła. I fakt, jak Cahan znalazła się w Equestrii, by był mniej naciągany jak "ktoś zrobił coś i puf! - ocalałaś". Ale prawie była z Ciebie mokra, koścista i martwa papka. Wytłumaczenie z dawką jestem w stanie zrozumieć, ma sens. Zebra jest ciekawska i zadaje dużo pytań i choć martwi ją to, jak sobie poradzi bez swojego dotychczasowego życia, kto nakarmi jej kota i rybki - wie, że da sobie radę. nawet, jeśli została przez to weganką (Uwaga, weganie! Nie czerpcie z tego pomysłu na przekonywanie innych do swojej diety, to nielegalne i niemożliwe ponyfikować ludzi). 

 

Dzień, w którym Cahan opuściła szpital, aby trafić do przedszkola Ośrodka Adaptacyjnego dla Nieplanowanych Konwertytów, to dobry dzień. Pasiasta bohaterka może zobaczyć świat poza szpitalnymi ścianami, w którym przyjdzie jej przypuszczalnie żyć - a przynajmniej dopóki nie uda jej się zwiać na Ziemię. Tworzenie świata kucykowego, a jednak mniej serialowego wypada super - nie jest to sienkiewiczowskie zalepianie dodatkowych stron, a ważny element, bez którego trudno byłoby sobie zobrazować, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy. Dostajemy też realne problemy, które z perspektywy czytającego są jak najbardziej uzasadnione - że jak to tak teraz bez ubrań można się poruszać, że czemu wszyscy się gapią, a daleko jeszcze... Opiekunka zachowuje się jednak bardziej jak "prawo" niż faktycznie powinna, z psychologicznego punktu widzenia traktuje Cahan bardzo surowo - wprowadzanie do nowego świata powinno zostać poprowadzone stopniowo, nie terapią szokową. Może Equestria nie zna czegoś takiego - nie mnie to już prostować. Klatki z Ośrodkiem też się to tyczy - ale pamiętajcie, to wszystko dla dobra nowych mieszkańców Equestrii! Wstawki o bronies sponyfikowanych w Equestrii to dobry materiał na komizm i jeszcze większy na żałobę, że tak zapewne by to wyglądało. 

 

Pierwsze chwile w ośrodku to temat na następny wpis, do przeczytania niebawem. 

Część 1/3

 

I zapiał kur, a gdy słowo się rzekło, to druga część próby pojawiła się za pierwszą...

 

Witamy w Ośrodku Adaptacyjnym dla Nieplanowanych Konwertytów! Zapraszamy do radosnej socjalizacji, przedszkolnego pisania z ołówkiem i mnóstwem bakterii w pysku, nagości jak na obozie dla ministantów, zakłusowaniu się na śmierć i cotygodniowych herbatkach u psychologa! Nie martwcie się, wszystko jest wliczone w koszty pobytu - tak oto spędzicie niezapomniane miesiące z nami. Jak będziecie grzeczni, to nawet dostaniecie przepustkę i będziecie mogli wyjść. Witamy w kolorowym wariatkowie! 

 

Tym oto radosnym, jak wisielec znaleziony na spacerze, akcentem wracamy do recenzji (czy czegoś tam, już się pogubiłam). Wraz z Cahan będziemy się mierzyli z urokami życia w Ośrodku. Z jej próbami asocjalizacji, wyrobieniem się w miesiąc z ucieczką do cywilizacji i dokonaniem niemożliwego, czyli nauką historii. Jak trafnie można wnioskować, każda z tych prób do dziś kocha się gdzieś ze stwierdzeniem "to nie moje, to od bezdomnego". Zaczynamy od czegoś podstawowego, jakże ważnego - dogadania się ze współlokatorką, Estellą. Cahan, jako doświadczona postać wie, że bez tak ważnego zaplecza wojny nie wygra. Problemy z kimś, z kim dzielimy wspólną przestrzeń sypialnianą nie wchodzą w grę, bo spanie z nożem jest w jej przypadku szalenie niebezpieczne. Kto by takiego biedaczka zszywał...? Nie wspominając już o innych kłopotach, przejdę do plusów: darmowy i dość sprawny budzik, źródło informacji, źródło informacji, spokojny sen, skrzydłowa, źródło informacji i najważniejsze - darmowy budzik na śniadanie! Dobre relacje ze współlokatorką to większe szanse na powodzenie i przetrwanie. 

Pora zapoznać się z posiłkami - szału nie ma, dupy...ZADU nie urywa, ale nawet mnie nie powala perspektywa wpierniczania siana i zieleniny dzień w dzień, choć mięso jest dla mnie dodatkiem, niż głównym składowym posiłku. Kasze, kiszonki, zupy krem z warzyw - a gdzie tu rosół, mięsko, kurczaczek, kebaby i hawajska z salami?! Żegnajcie marzenia o frykasach Ziemi, witaj kuchnio Equestrii. 

Czasy szkolne powinny pozostawić po sobie instynkt infiltracji środowiska poprzez pozorne wniknięcie do niego i sępienie tylu informacji, by nie wydało się to podejrzane. Wspólne stoliki na posiłkach - czego tu chcieć więcej, wiedza to potęga. Plany dobrej-wojowniczki-Cahan psuje jednak Purple Wind, która zabiera zebrę na stronę w celu wydobycia informacji jako pierwsza konwersacji. W tym momencie asocjalizacja Cahan zapragnęła miłości, toteż więcej się z nią nie spotkamy w całej jej okazałości. 

Bohaterka nabiera zainteresowania fauną i florą Equestrii, co wydaje się dla niej naturalne - od zawsze ją to ciekawiło. Człowieka można z biol-chema wypuścić, ale biol-chem z człowieka już nie wychodzi i nawet zmiana w czterokopytne nic nie daje. 

 

Czwarty rozdział w tańcu się nie obija i zaprasza na zajęcia ze "Wstępu do życia w Equestrii". Tu po raz kolejny kłaniam się w pas za rzeczowe opisy - krótko, treściwie, na temat.Na mój gust ciut za krótko, ale to prawie nieodczuwalne. I nigdy nie czułam się tak zainteresowana prozaiczną czynnością, jaką się wcale nie okazuje używanie kopyt. Próba wyjaśnienia zasad funkcjonowania tego systemu na plus - małe dzieci chyba podobnie odbierają chwytanie w ręce po raz pierwszy czegoś z "własnej woli", tylko nie mają z tym większego problemu natury egzystencjalnej. 

Dowiadujemy się, że Cahan lubi spać (kto nie lubi niech pierwszy rzuci jabłkiem), ale cierpi na dodatkową przypadłość złośliwości i "oddałabym wszystko, byle móc pójść spać dalej". Ale nic tak nie łagodzi pobudkowych niesnasek jad dobre i jadalne śniadanie!

Nauka pisania to horror dla ludzkich dentystów - jak to pysk trzebaby sobie spaprać, żeby wiecznie pisać z narzędziem w nim zaaplikowanym? Mnie na sam pomysł pisania w ten sposób skręca i wcale a wcale nigdy tego nie próbowałam... Młoda i głupia ja! Nieważne, wróćmy do bazgrania. Podczas, gdy wszyscy wpierniczają woskowe rylce, Cahan trzyma się domeny "nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć", co przynosi mniej lub bardziej pożądane efekty. Nowe umiejętności to jedno, kopanie pod sobą dołków - drugie. Pamiętacie asocjalność? No, tu mamy pomagającą z własnej woli koleżance zebrę, wracajcie do ślinienia tablic. I nie zapomnijcie o brawach dla pasiastej towarzyszki za krzywo nieakceptowalne literki!

Czymże jest dzień w szkole bez wf-u? No właśnie, zwykłym dniem bez finezji i polotu. Tak oto jeździec stał się wierzchowcem, a gdy zaszło słońce, to nie Zorro siał postać, a pasiasta śmierć z pentagramem na zadzie, kreśląca wszędzie wzory chemiczne i nie-chemiczne. Jak tylko opanuje bieganie w każdej postaci i przestanie się fascynować zębami. 

Historia przyniosła ze sobą questa, na którego Cahan nie czekała licząc, że będzie pobocznym - przynajmniej nostalgicznie zaleciało studiami. Kolejny posiłek to kolejne źródło cennej wiedzy, a im więcej wiemy, tym łatwiej poruszać się po terytorium wroga. Wroga uwielbiającego boskie alikorny, które wzięły się nie wiadomo, skąd. 

Największa niespodzianka czeka na klacz w szklarniach Ośrodka, gdy oczarowana roślinnością Equestrii otrzymuje propozycję nie do odrzucenia i namiastkę normalności - pomoc w opiece nad roślinami. Raj dla niej, cieszę się jej szczęściem. Komu partyjkę w planszówki?

 

Tak oto minął wieczór i poranek - miesiąc pierwszy. Czas spędzony na trzymaniu się grafiku, jedzeniu i spaniu, a nawet szamańskim epizodzie z obornikiem w roli eliksirowej. A kogo dawno nie było? Pani "chodź nago jak my i nie marudź" Sorell. Ta sama, która teraz próbuje zmusić zebrę do nauki historii w podstępny sposób twierdząc, że wojny z Zebrice dadzą jej to, czego szuka. I wincyj Sebka i Błażeja, oni koniecznie muszą się jeszcze pojawić. lepsze to niż cały sztab Equestrian traktujący konwertytów jak niedorozwinięte dzieciaki z autyzmem. Cahan za wszelką cenę pragnie wyjść poza teren klatki, ale Sorell nie mięknie serce nawet po wykładzie z botaniki. Ogromnie przyłożę się do budowy tego ołtarza za trucizny. Nawet dołączę do armii minionów szturmującej urzędy, gdy nastanie czas, by spróbować wysłać list do domu. 

A żeby rozdział nie był za nudny, to zakończył się wyrachowaną wymianą zdań między Purple Wind i Estelle - kłótnia, jakich nam brakowało! A co najlepiej rozwiązuje kłótnie? Pozbycie się oponenta tak bardzo kusi...

 

A kto umarł, ten nie żyje. Gdzie schować zwłoki na terenie tego Ośrodka, Cahan? 

Część 2/3

Edytowano przez Magda B
Nie wiedziałam, że to się połączy, fajny bajer - mógłby chociaż akapit nowy walnąć.
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I wstanie jeden z Was, szkatułkę pradawną odnalazłwszy i plecami się do innych odwróci. Bowiem samotnie otworzyć ją zechce. Przyzdobiony znakami nocy, jakoby księżycami albo gwiazdami. A znany będzie jako Ten, Który Tak Potwornie Mąci.

Księga Reksia, część trzecia

 

Powiedziało się A, zapisało B, więc należy wysłać także C, o reszcie alfabetu nie wspominając. Jak Kraina Czarów popadła w Chaos, tak i świat wokół Cahan obracał się w popiół i pogorzelisko. Purple Wind miała ją w plocie, Estelle miała ją w plocie, a Lunar Wing był... nieprzychylny w słowach, ale za to nie miał jej w plocie! Choć brakuje w tym świecie trupów i broni, to Cahan polubiła nowy stan rzeczy, a przynajmniej się na niego tak nie uskarżała, być może brakowało jej wyzwań. Na nieszczęście w tym wszystkim Sorell oraz Calm Soul, klacz psycholog, zadecydowały, że to zebra ma problem i koniecznie musi się z nim rozprawić. Powtórzę dla jasności - Cahan ma problem, bo się do niej znajomi nie odzywają i to jest coś, z czym Equestrianki każą jej się uporać. Utwierdzam swoje stanowisko względem psychologii w tym kraju - mają nierówno pod grzywą i to srogo! Tylko ja widzę większy problem w utracie budzika-Estelle i że to z Estelle jest problem? *bliżej nieokreślone jęki i krzyki frustracji* Okej, możemy kontynuować. Sesję terapeutyczną z grzeczności teraz pominę długim pociągnięciem ziołowej herbaty (albo liny z wisielcem, kto co woli pociągać). Tematy "wiem jak się teraz czujesz, rozumiem cię", "kucyki są grzeczne i nie zaczynają wojen", "Homeostasis i Bellus są be, każdy wie, że istnieje tylko nasza boska alikornowa czwórka, chałwa im!" oraz "musisz zawrzeć jedną znajomość w ciągu tygodnia" to w zasadzie podsumowanie tego, co się dzieje podczas tego spotkania.

Cahan może i nie lubiła się z historykiem, ale musiała przyznać, że za historie o wojnach equestriańskich powinna mu dziękować... gdyby dodał o nich coś więcej, niż oferował podręcznik, a wszyscy wiemy, że to z pewnością okrojone relacje. Ja z chęcią dowiedziałabym się, jakie to są te różne wersje pokonania Nightmare Moon i wraz z zebrą poznała szczegóły wojen, o których nikt nie był łaskawy napisać... przynajmniej nie konwertytom. Ta szkołą z internatem na pewno ma w zanadrzu parę, jak nie paręnaście, przekrętów. Rozważania dotyczące mordu alikornów przerywa Pinkie Shy, którego mamy od razu nie lubić i o którym wiele może nam powiedzieć właśnie jego imię. Mimo to, Cahan nieświadomie buduje z nim pogawędkową relację, nawet, jeśli stara się być przy tym niemiła. Jest szczera, więc i wiarygodna. A taka powinna być przyjaźń, tak tylko ostrzegam. I odnoszę chwilami wrażenie, że to nie Calm Soul powinna prowadzić terapię i tłumaczyć innym, co im dolega duchowo, a właśnie pasiasta. Powrót do pokoju przypomniał jej jednak o swoich zmaganiach, które nie przyniosły żadnego rezultatu, a bolało to bardziej niż powinno przez brak sprzętu do grania, oglądania i czatowania z innymi, czyli laptopa. To na pewno wina braku laptopa.

A teraz przejdźmy do pozytywnych osiągnięć rozdziału i zebry, czyli niespodzianki od Sorell. Jak można się łatwo domyślić, Cahan musiała bardzo ładnie modlić się do bogów, ponieważ postanowili jej wysłuchać i podarować wizytę poza granicami ośrodka! Dostałam też kolejne potwierdzenie, że Cahan daleko do Mary Sue (chałwa Celestii!), bo jednak posiada lęki, w dodatku całkiem... normalne? Lęk wysokości wydaje się nie budzić kontrowersji, a po raz kolejny zawodzi system opieki psychicznej nad konwertytami - jak inaczej wyjaśnić, że tak świetnie poinformowana Sorell nie wie o problemie zebry z wysokością? Założę się o dobrą hawajską nawet, że to gdzieś między wierszami padło u Calm Soul, więc no... Stos w tym przypadku to za mało, ma ktoś temperówkę z otworem wielkości kopyta? Wypróbowałabym to na Cahan, ale tylko dlatego, że zamarzyło jej się zobaczyć Pierwszy Płomień. Jako wprawiona czytelniczka wszelkiej maści innych czytadeł wiem, że takie coś nie pada bez powodu. Powód fabularny też się do tego zalicza. A niech cię, Cahan za kilka akapitów! W tym miejscu proszę, aby Kleo należycie to nagrodziła, jak tylko koty potrafią karać.

Komzbiory to bardzo ciekawa idea i sposób działania, muszę przyznać. Mimo, że ich wnętrze, z tego, co sobie wyobrażałam przy czytaniu, nie było już tak kolorowe i potęgowało tylko niepokój wsiadającej konwertytki. Samą mnie odtrąca i skłania ku przemyśleniu, czy nie dało się tego jakoś inaczej rozwiązać - boksy brzmią zbyt prototypowo dla tak rozwiniętej Equestrii. Kuce z klaustrofobią pewnie też się pod tym podpisują wszystkimi czterema kopytami.

Chwilowo jednak trwamy przy Cahan i jej dolegliwościach lękowych, która - na szczęście lub nie - szczęśliwie przeżyła lot komzbiorem. Kminię tylko, czemu po wylądowaniu czuła pod kopytami trawę, ale może czegoś nie doczytałam i jest to całkiem normalne - trawa zimą, gdy dookoła pełno śnieżnych czap. Nie mnie to oceniać. Tak samo jak Sorell, która z jednej strony jest niezbyt zaskoczona wyznaniem zebry o swoim lęku, w tym samym czasie bełkoczącą coś o nie narażaniu konwertytów na dodatkowy stres. Coincidence? I think not!

I tak oto docieramy do starego, choć niewątpliwie pięknego miasta Canterlot! Po raz wtóry przekonujemy się, że to nie jest takie sobie wspomnienie, że docieramy do lokacji i toczy się wartka, mocna akcja - spokojnie rozmawiamy sobie o architektonicznych niuansach Białego Miasta. Czujemy się, jakbyśmy stali razem z klaczami na jednej z jego ulic. I tak samo ignorowali żywą paplaninę Sorell o tym, dlaczego i kto budował takim, a nie innym stylem, czy coś. Tak jak z przewodnikami w muzeum antyków innych niż broń. Pamiętacie wzmiankę o Pierwszym Płomieniu? To teraz dorzućcie małą samowolkę w zwiedzaniu i absolutny zbieg okoliczności, że trafiamy do Sol Adventum. Bogowie Cahan, za co? Ja rozumiem ideę świętego ognia, powinno się go stosować bardzo często, ale zebra, główna bohaterka ze swoim charakterkiem i Pierwszy Płomień od Celestii to złe połączenie... Jak można to przeczytać dalej, nawet bardzo złe.

Wizyta w Sol Adventum, magia alikorna i modły w świątyni oddają nam Cahan, której nie chcielibyśmy nigdy więcej spotkać. A przynajmniej ja mam na samą myśl odruchy wymiotne. Początkowo jest do przetrawienia, a jej ciekawość i podziw dla Sorell pozwalają dowiedzieć się znacznie więcej, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o pozytywny wpływ tej sytuacji. Po obejrzeniu Fontanny Zwycięstwa i wizycie w Tenebris Lumen nadszedł czas powrotu. Okazuje się, że Pierwszy Płomień leczy także lęki i fobie, bo u zebry nie widać ani śladu strachu podczas lotu powrotnego. A szkoda.

Teraz przejdźmy do tego nieprzyjemnego wpływu artefaktu, który objawił się próbą pogodzenia Purple Wind i Estelle przy użyciu płomiennego przemówienia o zgodzie, miłości i innych pierdołach. Uśmiechająca się miłościwym uśmiechem Cahan będzie mi się teraz śniła po nocach...

 

A propos snów, to jeżeli ktoś się nie domyśli, to od takowego zaczniemy. A sny zebry o bardzo wyrazistym charakterze muszą być równie jaskrawe, co od razu widać po wstępie. Tu pozostawię mgiełkę tajemnicy, bo ten element jest obowiązkowy do przeczytania dla każdego. Warto, po prostu zagłębić się w dzikie pragnienia pasiastej.

Budzimy się w Wigilię Serdeczności, kiedy Cahan jest dość skacowana po magii Celestii. I tak jak psioczyłam na uroczą wersję zebry, tak teraz popsioczę na to, że jak szybko coś przewrotnego się zaczęło dziać, tak samo szybko się skończyło. Może i miałabym ochotę wbijać na pal za zbyt długie trwanie bohaterki we władaniu miłości, ale absolutne urwanie wątku, choć ten dopiero się zaczął, to niewykorzystanie potencjału, przynajmniej nie w pełni.

Jak na Cahan, do której przywykliśmy przystało, najchętniej zakopałaby te wspomnienia głęboko w odmęty wszechświata razem z tymi, którzy cokolwiek o tym wydarzeniu wiedzą. Zebra wyciąga wnioski z całej sytuacji i szuka jej pozytywów, stara się przeanalizować, dlaczego działała tak, a nie inaczej. Wytłumaczenie, że to wina Pierwszego Płomienia nie było wystarczające. Po krótkich przemyśleniach i rozkminach nad potęgą alikornów głos przejmuje pusty, zebrzy brzuszek, więc klacz postanowiła zwlec się z łóżka, wyrzucić przygotowane przez uroczą Cahan prezenty i przemyśleć, co ją będzie czekało po wyjściu z pokoju.

Stołówka to pobojowisko po każdym posiłku, o czym dowiadujemy się w rozdziale siódmym, żadnych wzmianek o tym wcześniej nie uświadczymy. Co wydaje się dziwne, wsadzenie pyska do talerza naprawdę jest takie trudne? I czemu personel kuchenny akurat musiał się trafić taki niezbyt miły? Na te pytania odpowiedzi brak, a brzuch konwertytki burczał tak bardzo, że skłonna była zająć się sprzątaniem stołówki. Znacznie to ciekawsze niż wiele innych wydarzeń, naprawdę. Grunt, że brzuch przestał wołać o ofiary.

Po przeprowadzeniu porządków na stołówce, przyszła pora na przekąski. Stolik pasiastej klaczy szybko zauważył, że nie dość, iż zebra znów jest sobą, to w dodatku ma moralnego kaca i rozpoczynają się ploteczki. Zauważalny pozytywny wpływ Płomienia mnie nie ciekawi, miałam nadzieję, że rzucą się sobie do gardeł, ale zauważyłam już, że fabuła jest odwrotnie proporcjonalna do charakteru głównej bohaterki. Po przygotowaniu wszystkiego, kąpieli Cahan i paru mniejszych rozmowach, oto Wigilia Serdeczności – zgromadzenie modlące się do alikornów, odwiedziny epizodycznej postaci, jaką wydaje się być dyrektor ośrodka, podziękowanie za jedną z pozytywniejszych rzeczy, jaką Cahan odwaliła, czyli uwolnieniu zakonnicy ze szponów śmierci, a także jedzeniu. Potem kuce gromadzą się w salach by jeść, składać sobie życzenia, obdarowywać się prezentami i opowiadać sobie historie.

Akurat historia opowiedziana przez Cahan to kolejne "must read" tego rozdziału, który momentami zdaje się nie posiadać końca - na wattpadowe standardy przydałoby się go podzielić choćby na pół - łatwiej móc przerwać po krótszym fragmencie tekstu, jeśli zajdzie taka potrzeba, niż w randomowym momencie i potem szukać tego po całym rozdziale, bo Wattpad lubi zapominać, gdzie skończyło się lekturę. Potem mamy jeszcze kilka wydarzeń Lunaliów, jak długi sen, opiekę nad szklarnią czy zabawy na świeżym powietrzu. Ostatnie wydarzenia wydają się randomowe i tak bardzo od czapy, że miałam naprawdę tęgą rozkminę o tym, czy przypadkiem czegoś nie pominęłam, ale jak się okazuje, to nie. Kończymy dotychczas opublikowane opowiadanie ucieczką Estelle z ośrodka. Spodziewał się ktoś?

 

Po odtańczeniu tańca triumfalnego, złożeniu ofiary swojemu żołądkowi i upojeniu się leśną herbatką jestem gotowa na podsumowanie.

Fanfik ciekawie skonstruowany i zapowiadający się pompatyczniej, niż to w rzeczywistości wygląda. Mamy w nim świat trochę znany, a jednak w zupełnie innej formie. Są elementy znane, ale wiele z tego, co było na stałe wpisane w schemat Equestrii, to przy stworzonych realiach stek bzdur wyjęty z kucykowej biblii dla ludzkości. Tworzy to swego rodzaju dowolność dla autorki, która nie jest ograniczona światem serialowym - korzysta z tego, co jej się podoba, a co jej nie leży lub stanowi brak - po prostu zgrabnie przekształca. Jest to też na pewno wygodny zabieg, bo pracuje się na pewnym szkielecie, który jednak można wyginać dowolnie i ubarwiać dowolnymi płatami mięśni, wnętrzności oraz skóry. Niekoniecznie musi to być casualowa forma życia.

Bohaterka jest odważna, uparta i ma cięte myśli. Przebywanie na jej karku wraz z narracją jest ciekawe, nigdy nie wiemy, w którym momencie padnie jakaś fraza-petarda, która zdolna jest zmieść z powierzchni ziemi opanowanie kosztem spazmatycznego rechotu. Początkowa jej kreacja była niezbyt oryginalna, ot - osoba pełna aspołeczności i nienawiści do świata, którą odmieni poznanie krasza i dzikie seksy co noc, mimo iż będzie go nienawidziła. Tak, za dużo Wattpada. Cała ponyfikacja wyszła bardzo na plus dla postaci - rozwinęła się w kierunku bardzo intrygującej postaci, która kombinuje i wychodzi poza schematy w bardzo oczywisty dla czytelnika sposób. Jej działania bywają nieprzewidywalne, ale tak jak Cahan, tak i czytelnik zręcznie dostosowuje się do sytuacji. Problemem nie wydaje mi się tutaj sama fabuła, co poprowadzenie wydarzeń. Nie można oczekiwać wybuchów i trupów co rozdział, ale dużo tu jest rozmów, posiłków czy prozaicznych czynności, które zgłębiamy bardziej niż same przełomowe wydarzenia. Kłótnia i fochy klaczy - myk, trzy miesiące to trwa, Cahan ma problem. Zebra pod wpływem Pierwszego Płomienia? Tak, po tym ma się niezłego kaca. Sytuacje nie są tragiczne, mamy sporo wspomnień i nawiązań do wydarzeń z pominiętego okresu, ale wciąż - wydaje się to niewykorzystanym potencjałem dla historii. Nie ma jednak tego złego – rozmowy i proste czynności wnoszą swoje i dają inne spojrzenie na te proste (wydawałoby się) elementy życia codziennego – łatwe dla Equestrian, trudniejsze dla konwertyty.

Świat ma swoje tradycje, zwyczaje, prawa i struktury - ich opisy są długie i wyczerpujące temat na tyle, na ile pozwala nam to wiedzieć autorka. Nie są cukierkowymi zapychaczami, że "niebo miało kolor przywodzący na myśl hordy zabitych żołnierzy, z których pod wpływem szybkiej pracy serca w ostatnich chwilach ich życia wypłynęły hektolitry krwi", ale kilka ubarwiających wtrąceń by nie zaszkodziło. A przynajmniej kilka więcej. Długość rozdziałów jest różna i chyba tylko ostatni tasiemiec bardziej prosi się o rozbicie na mniejsze elementy. Nie wiem jak w docksie, ale Wattpad pozwolił odczuć to bardziej, niż powinien. Przy dalszych publikacjach poradzę rozbić to na mniejsze  i dawać tylko odwołania, że rozdział ten sam, ale część druga czy trzecia.

Co jeszcze mi na śledzionie się ułożyło? Zauważam profesjonalne podejście do roboty nie tylko w postaci jakości tekstu, co widoku grupy, która za to odpowiada, czyli korekty i pre-readerów. Da się zauważyć kilka "baboli", ale wszyscy jesteśmy ludźmi. Fabularnych dziur nie uświadczyłam.

Co zatem sądzę o całokształcie "Smaku Arbuza"? Warto się zagłębić, choćby dla zastosowanej formy świata, dla zebry i jej ciętego języka, jej zmagań i cierpień w ośrodku, ale jakikolwiek powód by przywołać - czytajcie, a zostaniecie nasyceni. Tymczasem ja oczekuję na więcej akcji, którą mam nadzieję, że ostatni rozdział obiecuje, więcej Cahan w formie uwielbianej, a nie uroczej, no i na więcej tej dobroci, jaką sam fik jest.

 

Dziękuję, dobranoc.

Część 3/3

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Magda B bardzo dziękuję za te jakże obszerne komentarze.

 

Pragnę się jednak odnieść do kilku poruszonych przez Ciebie kwestii.

 

Zacznijmy od tego, że SA nigdy nie miało być fikiem pełnym fajerwerków, choć takie momenty dostanie. SA miało raczej przedstawiać świat, jego realia i również rutynę. No i stanowić dla mnie poletko do wstawiania tych wszystkich rzeczy, których bym nie użyła w poważnym fiku - jak choćby ta sekwencja snu. No i zabawą konwencją TCB oraz wyzwaniem w postaci napisania fika z self insertem - co się nie do końca udaje w pewnych kwestiach. Ogółem SA to głównie [Slice of Life], a [Adventure] to raczej wycieczka po innym świecie.

 

Odnośnie samej postaci - na pewno moim zamiarem nie było stworzyć bohaterki, która nienawidzi świata. Raczej osobę, która jest zirytowana w danym momencie i nie lubi pewnych aspektów swojego życia. Nie powiedziałabym też, by fanfikowa Cahan w ogóle się zmieniła w ciągu tych siedmiu rozdziałów - może poza czasem, kiedy znajdowała się pod wpływem Pierwszego Płomienia, ale to się nie liczy. Moim celem było pisanie postaci bardziej realistycznych, które mają czasem gorszy dzień i nie zawsze są miłe, nawet jeśli generalnie są miłe.

 

Co do trawy na lądowisku... Prawdopodobnie mój błąd albo po prostu fragment, w którym z jakiegoś powodu brakuje śniegu, ale raczej to pierwsze.

 

Czemu pewnych rzeczy nie ma więcej? Z wielu powodów - chociażby dlatego, że ten fanfik już jest dość długi w stosunku do tego ile w nim się dzieje. Nie chciałam go niepotrzebnie przedłużać czysto komediowymi sekwencjami, które byłyby zwyczajnie męczące po pierwszych pięciu stronach. A Smak Arbuza komedią nie jest. Jako autorka rzekłabym, że pod wieloma względami bliżej mu do horroru. 

 

Co do stanu stołówki - wcześniej Cahan nie zwracała na to uwagi, bo nie musiała tego sprzątać. Wchodziła, wychodziła, resztę miała głęboko w zadzie. I nie łaziła tam, kiedy pomieszczenie było puste. Generalnie konwertyci często przewracają miski czy zrzucają je na podłogę. Lub dają ciała przy nakładaniu potraw.

 

Z obsługi kuchni tak naprawdę niemiła była jedna klacz - szefowa.  Zresztą, czy wszyscy Equestrianie powinni być mili? Problemem kuchni było przeładowanie robotą i świąteczne braki kadrowe.

 

Co do Lunaliów i Dnia Oczekiwania Wiosny, czyli tej dziwnej części rodziału VII... VII to rozdział świąteczny. Wigilia Serdeczności zajęła znaczną część czasu antenowego, a nie chciałam osobno wydawać Lunaliów i DOW - krótki fragment, a jednocześnie chciałam pokazać więcej świąt oraz umieścić pewne ważne fabularnie fragmenty. Nie miałam też pomysłu na sensowny podział rozdziału. Przyznaję też, że nie myślę o Wattapadzie, tylko o wersji domyślnej - google docs.

 

Co do akcji - kolejny rozdział ma być ostatnim dziejącym się w Ośrodku. I zawierać już nieco więcej akcji niż VII.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Czytałem SA tak dawno, że nie pamiętam już gdzie skończyłem. Zaczynam więc od początku i tym razem z uporządkowanymi komentarzami.

 

Przeczytany prolog i rozdział pierwszy.

 

Beware the spoilers!!! Albo i nie

 

Prolog - bardzo typowy, czyli dosłownie dwie strony wprowadzenia w świat opowiadania. Dowiadujemy się jak i dlaczego kuce zetknęły się z ludźmi, a także jak wielu krajów zareagowało na gadającą koninę. Wszystko opisane jest w nieco ironiczno-sarkastycznym stylu narratorki, który tutaj sprawdza się wyjątkowo dobrze. O samej historii, jaka ma się toczyć nie wiemy praktycznie nic, no ale od tego są kolejne rozdziały.

 

Rozdział pierwszy - ten z kolei bardzo nietypowy. A przynajmniej tak się zaczyna. Standardowo spodziewałem się jakiejś interakcji z kucami, a tymczasem dostaję przemyślenia głównej bohaterki oraz jej starcie z familią Januszy. Mamy tu więc zarówno szanse lepszego poznania przyszłej zebry, jej charakteru, zdolności i podejścia do życia, jak również elementy humorystyczne, opierające się na czerpaniu garściami z realiów naszego paskudnego kraju. Ostatnia scena wprowadza sporo ożywienia - nie ma to jak atak terrorystyczny w krainie hałdoskoczków. Ale przynajmniej przeprowadzony profesjonalnie - zamiast ciskania w ludzi balonikami czy flaszeczkami, złe stworzenia walą na ostro z miotaczy. Zdecydowanie lubię to.

 

W sumie dobrze, że zacząłem czytać go raz jeszcze, bo rzeczywiście gucio pamiętałem. A tak mogłem się dobrze bawić raz jeszcze.

 

Podsumowując - na razie wiem niewiele, bo i niewiele zostało zdradzone. Tak na dobrą sprawę, poznałem wyłącznie główną bohaterkę. Dobre i to jak na sześć stron. W każdym razie początek Smaku Arbuza jest wielce zachęcający i nakłania do dalszego czytania.

 

PS: Fajne xD. Pisz dalej.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Po prawie półtora roku przerwy wracam do gry, przeczytany rozdział drugi.

 

Beware the spoilers! Albo i nie...

 

Fajny przykład na to jak dobrze napisać rozdział, w którym tak naprawdę nic się nie dzieje. To oczywiście przesada, bo dowiadujemy się masy rzeczy o głównej bohaterce i dostajemy też kilka kęsów wiedzy o świecie, ale tak naprawdę niemal wszystko dzieje się w jednym pokoju. No sitcom jak nic.

 

W niczym to nie umniejsza to rzecz jasna przyjemności z lektury, nie wszędzie musi coś wybuchać, żeby było ciekawie. Interakcja na poziomie Cahan - kuce jest wyjątkowo zabawna. Może odrobinkę za łagodna, ale z drugiej strony... no nieistotne. Przyznaję, iż szlag mnie trafiał jak czytałem kwestie pani doktor klepiącej formułki jak i tej od pomocy społecznej uważającej, że wie najlepiej co świeża konwertytka myśli i co ma robić. Takie chcące dobrze mendy udusiłbym z punktu...

 

Świetnie czytało się też wtrącenia głównej bohaterki, przy których trudno było nie parskać śmiechem. Troszkę delikatnych troll-wstawek (prawie) nigdy nie zaszkodzi, a ta kończąca rozdział była najlepsza i obiecująca przyszłe zmagania z jednym z największych raków tego świata czyli weganizmem xD. Jestem ciekaw jak sytuacja rozwinie się dalej.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 months later...

MUNCH MUNCH MUNCH
MUNCH MUNCH MUNCH
MUNCH MUNCH MUNCH

MUNCH MUNCH MUNCH

 

   Tak. Arbuz jest całkiem dobry. Polecam. A! No i pamiętajcie, żeby zjeść to białe coś. Nie jest najlepszą częścią, ale nie marnujcie tego, wyrzucając do śmieci. Tylko nie jedzcie skórki! Bo dostaniecie biegunki!

Co? Że miałem opisać ten smak?! No ok...

   Słodkość rozpływa się w ustach od pierwszego gryza... Małe pestki dodają nieco gorzkości, ale nie przeszkadzają w delektowaniu się... Cała woda zgromadzona wewnątrz pozwala skupić się na jedzeniu bez popijania... Jedyne co przeszkadza, to broniąca dostępu gruba skórka. Ale to rozwiąże proste narzędzie jak nóż, chyba że jesteś kucem, to po prostu przywal z kopyta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

   Dobra a tak na serio.:lunathink:

   Pomyślałem, pomyślałem i wam powiem, że to nie jest najlepszy fanfik, ale to tez nie jest tak, że to jest jakiś zły fanfik i tylko kolejne TCB spośród wielu. Zacznijmy od początku. Nie znam się na TCB, ale zakładam, że takie zamienienie się w kuca poprzez atak grupy terrorystów to dość popularny motyw. Nie ma co zresztą na to narzekać, ponieważ daje to głównej bohaterce motyw zemsty, pretekst do pobytu w szpitalu i powolnego zapoznania nas ze światem, bo przecież skąd tacy bandyci mają mieć genialny sprzęt?

   Tak więc nie do końca dobry eliksir zamienia naszą bohaterkę w zebrę, ale z powodu jego słabej formuły potrzebna jest opieka kucyków i pobyt w szpitalu. Cahan zostaje przez to wbrew swej wielkiej woli przetransportowana do świata magii, przyjaźni, tęczy i braku mięsa na obiad gdzie nie ma kontaktu z nikim z rodziny czy przyjaciół z polski. Kto zajmie się jej rosiczkami? Co z jej kotem? Bam! Kolejny motyw do ucieczki i chęci powrotu. Spytacie, jaki to problem pójść po swoje rzeczy? Ano jakaś polityka, magia, sfera, szmery bajery nie można i już. Znaczy można, ale nie bez problemów i nie wbrew woli władz. A że Cahan nie ma magii, nie ma skrzydeł i ogółem to jest naga dosłownie i w przenośni w nowym świecie pod względem wiedzy jak i umiejętności pozostaje jej zaakceptować los i udać się do centrum adaptacyjnego.

 

   Tutaj jak rozumiem, pojawia się nowatorska odsłona tego fanfika. Jak bowiem usłyszałem w TCB jakoś bardzo nikt nie rozpisywał się o tym centrum. Ot zostawało się kucem, szło się gdzieś na miesiąc, dwa... BAM! Umiesz latać, czarować, pisać, galopować, ba! Nawet cię programować nauczą i manier na królewskim dworze! Oj nie tutaj. Cahan ma problemy po pierwsze dojść do placówki ze szpitala, zaskarbić sobie łaski przydatnych postaci ze względu na osobowość i niechęć do lu... ekhem, kuców, a także pisać czy jeść. Nie bójcie się jednak, autorka nie zasypie was dwudziestostronicowym opisem załatwiania potrzeb w toalecie, bądź konsumowania owsianki. Wszystko okraszone jest ciekawymi opisami i budowaniem świata, który mimo wszystko nie jest utopią z serialu.

 

   Chociaż... Widać między rozdziałami przeskoki jakościowe... Oczywiście im dalej, tym lepiej, ale jednak na początku tych opisów trochę brak, głupota niektórych postaci i interakcje z nimi wyglądają dość sztucznie no i nie zapominajmy o raczej krótkich rozdziałach (to ostatnie to czepialstwo, w krótkich rozdziałach nie ma nic złego (chyba że mają po stronie, dwie)).

   Mimo wszystko zostałem przykuty paroma zabiegami, które pochłonęły moją ciekawość. Kim naprawdę są alikorny i jakie moce posiadają? Jakim czło... kucem jest tajemniczy konwertyta, który ukończył kurs adaptacji w rekordowym czasie? Czy nasi terroryści będą mieli jeszcze jakiś udział w fabule? Jak Cahan wróci po swoją kotkę? Czy zebry mogą robić coś poza byciem bezużytecznym ziemniakiem?

   Ogółem fikcja solidna, dobra i ciekawa. Chociaż na pewno nie odkrywcza i na pewno nie jest dziełem sztuki. Fajne czytadło na nudne lekcje i wykłady, a czasem nawet jako główna rozrywka na spokojniejszy dzień. Zdecydowanie polecam przeczytać.

   Więc ten...

Pisz! Cahoniu!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Nie potrafiłem się cieszyć  „Smakiem Arbuza”, nie jest to jednak tyle wina samego fika co mojego podejścia do relacji pomiędzy fikcją a rzeczywistością. To będzie dość długi komentarz i nie jestem pewien czy do końca o „Smaku Arbuza”.

 

Wiesz, drogi czytelniku, istnieje teoria sztuki czystej i sztuki zaangażowanej. Istnieje też pewnie wiele innych teorii sztuki, ale ich nie znam a te dwie w zupełności mi wystarczą na potrzeby tego wywodu. Jakiś czas temu w USA rozkwitła teoria, że rozrywka powinna być zaangażowana i w efekcie mamy teraz w grach wideo (oraz reklamach niektórych zachodnich marek) najbrzydsze kobiety jakie kiedykolwiek były bohaterkami tychże. Oczywiście to jest tylko jeden z efektów rozrywki zaangażowanej. Rozrywka zaangażowana nie jest bynajmniej wymysłem naszych czasów. Przykładowo najlepsze polskie seriale są efektem takiego podejścia. Weźmy przykładowo „Czterej pancerni i pies”, „Stawka większa niż życie”, „Alternatywy 4”, „Zmiennicy”. Zwłaszcza po dwóch pierwszych lubią jeździć historycy z IPN-u.

   

W przypadku „Smaku Arbuza” nie mogę powiedzieć iż jest to fanfik zaangażowany. Gdyby nim był rzuciłbym go po pierwszej stronie a przeczytałem całe trzy rozdziały. Jest to natomiast fanfik, który zaangażował mnie w całkiem negatywny sposób. Co to znaczy? To znaczy, że przez prawie cały czas lektury nie myślałem o samym fanfiku jako o fanfiku. Myślałem raczej o tym, czego tu nie ma albo co też chciałbym zobaczyć. Jednym zdaniem, fanfik ten nie pozwolił mi się oderwać od rzeczywistości. Myślałem o niej a nie o fanfiku. 

 

Historia zaczyna się od przejażdżki bohaterki pociągiem, zaś po dotarciu na miejsce pada ona ofiarą ataku terrorystycznego, który zamienił ją w zebrę. Co prawda przemiana była niechciana, ale bohaterka i tak miała szczęście bo wszyscy inni umarli. 

 

Bohaterka trafiła do Equestrii, gdzie ją odratowano i zaczęto przyuczać do życia w nowym społeczeństwie. Ponieważ była zebrą nawet kucyki dziwiły się jej wyglądowi.

 

Cóż, „Smak Arbuza” czyta się jak jakąś dystopię. Dosłownie już po trzech rozdziałach miałem w głowie wizję świata, gdzie Equestria robi sobie co chce a ludzkość, czy to z konformizmu czy to jakiegoś ideologicznego uzasadnienia się na to godzi. 

 

Zresztą w samej Equestrii wcale nie jest lepiej, na co się nieustannie uskarża Cahan. A to że jedzenie nie smakuje albo z kolei, że jest pod stałą kontrolą ze względów bezpieczeństwa, a co więcej nie może wrócić do świata ludzi na stałe. Może tam przebywać krótko i tylko pod nadzorem. 

 

Na tym rewelacje się nie kończą. Okazuje się, że ponifikacja zachodzi tylko w jedną stronę i powrót do ludzkiej postaci jest niemożliwy. Gdyby to była klasyczna dystopia pewnie byłaby możliwa, ale tylko dla wybranych co oczywiście byłoby równie tajne jak źródło powstawania tęcz w „Rainbow Factory”. Nie wiem czy tak jest, ale gdyby to była antyutopia to pewnie do tego byśmy doszli. Ale „Smak Arbuza” pewnie nie jest antyutopią, tylko mnie wyobraźnia ponosi i zmienia komentarz w zaangażowaną krytykę literacką.

 

„Smak Arbuza” jest właśnie o adaptacji, która w sumie ciekawi bohaterkę, ale którą zarazem wszystko drażni. Zresztą ona też drażni innych. Mnie to nawet nie drażniło po wyżej opisanych rewelacjach. 

W ogóle Cahan jest bardzo fajną postacią, prawie jak moja Anemone. Tylko, że Cahan istnieje naprawdę. Inaczej jednak niż większość selfinsertów nie jest to skopana postać. Co to znaczy skopana? Self Inserty to na ogół przekokszone wersje autorów piszących fanfika. Są tak potężne, że aż nudne. Cahan nie jest nudna. Właściwie to jest to bardzo wierne odwzorowanie autorki, mogę zaręczyć. 

 

Styl jest bardzo dobry, znalazłem tylko dwa błędy, zresztą zaraz poprawione przez autorkę (co jest bardzo rzadkie, więc tym bardziej należy się jej pochwała), dialogi są soczyste, komentarze krwiste i niszczące. Tylko wiesz, czytelniku, ona powinna tam zacząć podkładać bomby, zabijać strażników, no to czego oczekujemy od bohaterów. 

 

Podsumowując, „Smak Arbuza”, nie jest złym fikiem, ale nie pozwolił mi się oderwać od rzeczywistości. Wydarzenia czy też opisy zdawały się przypominać mi coś o czym się słyszy w naszym świecie a ja nie po to czytam fanfiki, żeby się z tym stykać. A czytając „Smak Arbuza” stykałem się z tym nieustannie. Co prawda autorka miała jak sądzę inne intencje a ja jestem przewrażliwiony, ale napisałem szczerze to co myślę. 

Edytowano przez Obsede
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oooo

8 godzin temu, Obsede napisał:

Myślałem raczej o tym, czego tu nie ma albo co też chciałbym zobaczyć.

Czego tu nie ma i co chciałbyś zobaczyć?

 

8 godzin temu, Obsede napisał:

Cóż, „Smak Arbuza” czyta się jak jakąś dystopię. Dosłownie już po trzech rozdziałach miałem w głowie wizję świata, gdzie Equestria robi sobie co chce a ludzkość, czy to z konformizmu czy to jakiegoś ideologicznego uzasadnienia się na to godzi. 

 

Equestria nie robi sobie czego chce. Choć może dużo z paru powodów.

1. Magia. Jak potężna jest equestriańska magia i niektórzy mieszkańcy tego świata można się dowiedzieć z późniejszych rozdziałów.

2. Ludzie fizycznie nie mogą dostać się tam jako ludzie. Ani wysłać dronów itd.

3. W zasadzie większość ludzkości nie ma jakichś powodów, by mieć z Equestrią konflikt. Equestria jako państwo raczej nie miesza się do ludzkich spraw. Biura są dla chętnych, a zaistniały jako pomoc dla nieuleczalnie chorych. A szczerze? Może bycie kucem nie jest idealne - tak samo jak zostanie obywatelem każdego innego kraju, ale jako alternatywa dla śmierci i cierpienia na Ziemi? Myślę, że wiele osób, by na to poszło. SA nie skupia się na biurach, ich działaniu, umowach międzynarodowych itd. Ale to nie znaczy, że ich nie ma.

Jedyny raz, kiedy Equestria zrobiła coś, czego nie powinna, to pomoc ofiarom ataku w Zabrzu. Którego nawet nie dokonali Equestrianie. Czy Equestria ma z tego powodu jakieś problemy? Może i ma, ale trudno się o tym dowiedzieć, siedząc zamkniętym w ośrodku w Nowym Canterlot.

POZ? POZ nie ma nic wspólnego z kwartetem alikornów. I w późniejszych rozdziałach jest nawet napisane, co się dzieje z POZem, jak ich łapią.

 

 

A czy świat Smaku Arbuza jest dystopią/antyutopią/itd.? To pozostawiam do oceny czytelnikom. Chciałam wykreować moralnie niejednoznaczny świat, z tak dziwnym społeczeństwem i obowiązującymi zasadami, że ciężko o jednoznaczną ocenę. Przynajmniej dla mnie. I przedstawić go z punktu widzenia kogoś względnie neutralnego. Ale tak, Equestria dla ludzi może być w istocie przerażającym miejscem. Ale jednocześnie krainą piękna i pokoju.  Zazwyczaj i w stosunku do Ziemi. Equestria to w zasadzie oparta na socjalizmie monarchia absolutna podlana teokracją. Tylko jej bóstwa dosłownie są prawdziwe i śmiertelnicy muszą w tym żyć.

 

8 godzin temu, Obsede napisał:

Na tym rewelacje się nie kończą. Okazuje się, że ponifikacja zachodzi tylko w jedną stronę i powrót do ludzkiej postaci jest niemożliwy. Gdyby to była klasyczna dystopia pewnie byłaby możliwa, ale tylko dla wybranych co oczywiście byłoby równie tajne jak źródło powstawania tęcz w „Rainbow Factory”. Nie wiem czy tak jest, ale gdyby to była antyutopia to pewnie do tego byśmy doszli. Ale „Smak Arbuza” pewnie nie jest antyutopią, tylko mnie wyobraźnia ponosi i zmienia komentarz w zaangażowaną krytykę literacką.

 

Ponyfikacja zachodzi w jedną stronę, bo to częsty motyw. Poza tym powoduje, że sama przemiana ma jakąś wagę. Nie można jej cofnąć. A czemu tak jest? Bo nikt nie zrobił eliksiru humanizacyjnego. Z nieznanego bohaterce powodu.

8 godzin temu, Obsede napisał:

Zresztą w samej Equestrii wcale nie jest lepiej, na co się nieustannie uskarża Cahan. A to że jedzenie nie smakuje albo z kolei, że jest pod stałą kontrolą ze względów bezpieczeństwa, a co więcej nie może wrócić do świata ludzi na stałe. Może tam przebywać krótko i tylko pod nadzorem.

Szczerze mówiąc, to potem robi się często ładniej. Coraz więcej ładnych rzeczy, a nie  tylko sam ośrodek. Ale paradoksalnie robi się mroczniej. Bo bohaterka zaczyna sobie coraz bardziej uświadamiać jak działa ten świat. A wnioski są nieco straszne.

 

SA jest pisane jako lekki i zabawny fik, ale ma trochę niepokojących treści ukrytych pod płaszczykiem tego humoru. I interesujące jest to, że wyłapałeś to tak szybko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Cahan napisał:

I w późniejszych rozdziałach jest nawet napisane, co się dzieje z POZem, jak ich łapią.

Spoiler

Jest osądzany przez Celestię, bez konsultacji z ofiarami które powinny być najbardziej zainteresowane ich ukaraniem. Bez wypłacania jakichkolwiek odszkodowań (kasa na finansowanie indoktrynacji się nie liczy). A tak w ogóle to co ma Celestia do tego skoro oni nie działają na terenie ich kraju? Celestia udaje sprawiedliwą :-) 

Spoiler

Najbardziej nielubiana postać? Sorrel i nie wzrusza mnie jej los :-)

Postać którą najbardziej bym chciał zobaczyć w akcji? Homeostasis - żeby zepsuła tą wątpliwą sielankę :-)

 

 

Edytowano przez Flutterhugger
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Flutterhugger napisał:
9 godzin temu, Cahan napisał:

I w późniejszych rozdziałach jest nawet napisane, co się dzieje z POZem, jak ich łapią.

  Ukryj treść

Jest osądzany przez Celestię, bez konsultacji z ofiarami które powinny być najbardziej zainteresowane ich ukaraniem. Bez wypłacania jakichkolwiek odszkodowań (kasa na finansowanie indoktrynacji się nie liczy). A tak w ogóle to co ma Celestia do tego skoro oni nie działają na terenie ich kraju? Celestia udaje sprawiedliwą 🙂

 

Spoiler

Jest osądzany przez Celestię (i inne alikorny z kwartetu), bo jeśli już zostaną złapani żywcem, to raczej w Equestrii. Są też jej obywatelami z racji gatunku i urodzenia. I nie można się z tego wypisać. Tak jak wszystkie zebry są dla Homeostatsis jej zebrami. Tylko te equestriańskie to zdrajcy, których należy zabić publicznie dla przykładu.  W tym świecie w pewnym sensie należysz do swojego alikorna. Celestia nie udaje sprawiedliwej, Celestia zarządza swoją własnością, która wymknęła się spod kontroli.

Złamali również equestriańskie prawo i działali na niekorzyść kraju - zarówno politycznie jak i finansowo. A także przez to, że przerabiają na kuca kogo popadnie, a akurat tego Equestria nie chce. Ale przede wszystkim - kucykami. Equestria to nie jest ludzka demokracja. Słowo alikorna jest prawem. Sama obecność alikorna... Płomień był tylko fragmentem duszy Miłosiernej, a samo spojrzenie na niego wystarczy, by zupełnie kogoś zmienić. Alikorn może taką przemianę zrobić bardziej i permanentnie.

 

POZeci przekazują 80% zarobków i sporą część majątku na Ośrodek, który tych konwertytów potem niańczy ich ofiary. Plus prace społeczne. I czasem parę lat blokady na magię dla jednorożców. A jak komuś osobista rozmowa z alikornem nie wybije głupot z głowy, to alikorn może odpalić mocniejszą wersję Pierwszego Płomienia. Ofiary to problem państwa. Które je leczy, edukuje i częściowo utrzymuje. I które czasami nigdy nie będą jego obywatelami, tylko problemem i potencjalnym zagrożeniem.

Część terrorystów kończy też w lochach.

Z punktu widzenia Equestrian, nie chodzi tak naprawdę o karanie POZu. Chodzi o to, by POZ więcej tego nie robił i wrócił na łono społeczeństwa. Szczególnie, że najstarsza w kwartetu jest miłosierna. A POZ to głównie idealiści, smarkacze, którzy wierzą, że robią dobrze i są mądrzejsi od alikorna.

 

 

1 godzinę temu, Flutterhugger napisał:

Postać którą najbardziej bym chciał zobaczyć w akcji? Homeostasis - żeby zepsuła tą wątpliwą sielankę 🙂

Zobaczyć ją zobaczysz. Ale weź pod uwagę, że póki co wiesz o niej tyle, co mówią Equestrianie. Którzy jej nienawidzą jako swojego odwiecznego wroga. Wroga, którego nie są w stanie zrozumieć, bo prezentuje tak odmienny punkt widzenia, że to napawa ich lękiem. Niekuce widzą ją w innym świetle. Owszem, Homcia nie jest miłosierna tak jak Celestia.

 

Ale jeśli liczysz na to, że podczas akcji Smaku Arbuza wydarzy się kolejny konflikt na miarę tych wielkich i legendarnych, to nie. Opowiadanie nie jest o tym. A alikorny bardzo rzadko osobiście stają do bitwy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Cahan napisał:

Ale jeśli liczysz na to, że podczas akcji Smaku Arbuza wydarzy się kolejny konflikt na miarę tych wielkich i legendarnych, to nie. Opowiadanie nie jest o tym. A alikorny bardzo rzadko osobiście stają do bitwy.

Liczyłem raczej na to, że maski opadną i Celestia okaże się ładniej wyglądającą (metaforycznie) wersja Homeostasis. Co prawdopodobnie jest prawdą. 

12 minut temu, Cahan napisał:

W tym świecie w pewnym sensie należysz do swojego alikorna. Celestia nie udaje sprawiedliwej, Celestia zarządza swoją własnością, która wymknęła się spod kontroli.

Masz rację, źle się wyraziłem. Celestia udaje dobrą, a nie sprawiedliwą. Równie dobrze z perspektywy POZu to ludzie są ich własnością. Celestia nie różni się niczym od nich, tylko tyle że ma większą moc. Łowcy niewolników też jedynie zarządzali swoją własnością. Gardzę istotami z kompasem moralnym na poziomie zwierzęcia, a Celestia taka jest (cieszę się że raczej nie istnieje). Właśnie dlatego wolę Darth Home, bo nie sili się przynajmniej tak mocno na udawanie kogoś kim nie jest. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Flutterhugger napisał:

Liczyłem raczej na to, że maski opadną i Celestia okaże się ładniej wyglądającą (metaforycznie) wersja Homeostasis. Co prawdopodobnie jest prawdą. 

Inną, z innymi wartościami i wadami. Mimo wszystko pod wieloma względami lepiej być poddanym Celestii, Luny, Corry czy Amicitiusa. Mniejsza szansa, że cię zabije, chociażby. Większa, że będziesz sobie żył w spokoju i dłubał swoje sprawy, a póki nie sprawiasz problemów, to raczej ci nic nie zrobią. Chyba że sam tego poszukujesz. Masz państwo, które w razie czego ci pomorze, bez głodu, skrajnej biedy, kultury opartej na wojnie i przemocy. Equestria ma swoje zalety, które są w dużej mierze możliwe dzięki jej wadom. Nie bez powodu w Equestrii żyje trochę gryfów i zebr. Każdy alikorn ma swoją domenę i patronuje innym wartościom. Homeostasis jest z żyjących o tyle wyjątkowa, że jej jakieś abstrakcyjne wartości śmiertelników nie obchodzą, jest bardziej czymś w rodzaju pierwotnych sił natury. A już ze względu na to, nie może być zła. Natura nie jest dobra czy zła.

 

Chociaż jestem ciekawa Twojej reakcji, kiedy dowiesz się o co dokładnie jest ten konflikt i czemu Homeostatis ma takie wąty do kwartetu i istnienia kucyków.

 

13 minut temu, Flutterhugger napisał:

Masz rację, źle się wyraziłem. Celestia udaje dobrą, a nie sprawiedliwą. Równie dobrze z perspektywy POZu to ludzie są ich własnością. Celestia nie różni się niczym od nich, tylko tyle że ma większą moc. Łowcy niewolników też jedynie zarządzali swoją własnością. Gardzę istotami z kompasem moralnym na poziomie zwierzęcia, a Celestia taka jest (cieszę się że raczej nie istnieje). Właśnie dlatego wolę Darth Home, bo nie sili się przynajmniej tak mocno na udawanie kogoś kim nie jest. 

Rzecz w tym, że w tym świecie to alikorny są kompasem moralnym. Czy udają? Trudno powiedzieć, ale czemu by miały? Jeśli zechcą, to śmiertelnicy i tak nie mogą się im sprzeciwić. To w końcu ich świat, były tu przed wszystkimi i napisały zasady. I choć nie są traktowane jako bóstwa, to w pewnym sensie nimi są. A bogowie wyznaczają zasady, których inni mogą najwyżej przestrzegać, bo są takim samym prawem jak prawa fizyki. Bóg nie zmieni się dlatego, że jego wyznawcy chcą by był trochę inny, czy coś im nie pasuje. W czym alikorny są lepsze/gorsze niż jakiekolwiek inne bóstwo?

I świat SA właśnie taki jest - jakby jakiś politeistyczny panteon sobie siedział na Ziemi, podzielił świat między siebie i miał rasy swoich wyznawców pod wpływami. Rasy, które w ich obecności tracą wolną wolę. Która dla mieszkańców tego świata nie jest wartością. Kucyki, zebry i gryfy nie są ludźmi. I jeśli chodzi o etykę i moralność, to doszły do zupełnie innych wniosków niż ludzie. Ludzi to może przerażać, ale miejscowi raczej są zadowoleni. I z ich punktu widzenia, czemu mieliby nie być zadowoleni? Jakkolwiek to, co robią alikorny z kwartetu nie wydawało się straszne z punktu widzenia ludzkiego obserwatora, dotknięci są szczęśliwi. Ich rodziny i sąsiedzi też. A dzięki temu, Equestria pod wieloma względami jest lepszym miejscem do życia niż Ziemia. Po prostu wszystko ma swoją cenę.

Ludzie-kuce to zderzenie dwóch odmiennych cywilizacji, z których każda uważa się za lepszą niż ta druga, ale obie generalnie współpracują i czerpią z tego benefity.

 

Argument ze zwierzęcą moralnością uznaję za o tyle nietrafiony, że poza ludźmi i paroma innymi gatunkami zwierzęta w ogóle nie mają moralności. Alikorny mają. Po prostu niezgodną z kulturą chrześcijańską.

 

A co do niewolnictwa - niewolnictwo nie zawsze było do końca złe. Dla wielu niewolników było wręcz dobre, bo o wartościowego niewolnika dbano, a czasami wręcz zapewniano mu życie w luksusie. Niewolnicy też czasami otrzymywali wolność. A że nie mieli wolności? To zupełnie jak historycznie spora część różnych społeczeństw, z tą różnicą, że nazywano to inaczej. Jest wiele sposobów, by zniewolić człowieka i pod pewnymi względami wszyscy jesteśmy zniewoleni. Tylko okowy są lepiej ukryte.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Kiedy po raz pierwszy porzuciłem czytanie „Smaku Arbuza” byłem zły. Teraz byłem zmęczony i bardzo szczęśliwy, że ta mordęga się skończyła. Ale idźmy dalej.

 

Już pomijam wątek nauki, który był średni jeśli chodzi o wrażenia z czytania. Ani nie był przeładowany detalami ani nazbyt pobieżnie przedstawiony. Zresztą ten fanfik jest nie tyle o Equestrii co o Cahan i jak się adaptuje do życia w niej. Chociaż mam wątpliwości czy ona się może zaadoptować do życia gdziekolwiek, czy po prostu by tam mieszkała sarkając na to, że nie może jeść tyle ile chce i że magiczne płomienie alikornów uzależniają innych. Narkotyki to jak wiadomo jeden z podstawowych motywów fabularnych w powieściach o światach dystopijnych. Niekoniecznie chodzi o narkotyki w sensie substancji odurzających. Przypomina mi się raczej motyw dwóch minut nienawiści z 1984 Orwella. Chodzi tutaj oczywiście o swoistą komunię z grupą połączoną osobą wodza, Wielkiego Brata. W tym wypadku uczucia nie są negatywne, ale...

 

Ale ewidentnie można zaklasyfikować „Smak Arbuza” jako utwór mający wiele cech dystopii. Postacie nie mogą o sobie decydować, są poddawane, w miękkiej formie, reedukacji, pozbawione są kontaktu ze światem zewnętrznym i to podwójnie, gdyż zarówno dostęp do świata kucyków jest mocno z początku ograniczony a dostęp do świata ludzi jest w ogóle niemożliwy. Zerwanie z przeszłością przybiera tutaj dość ciekawą postać, wybierania sobie nowego imienia. Z drugiej strony można powiedzieć, że Equestria rozwiązała problem asymilacji imigrantów. Oczywiście, jest to raczej niewiarygodny obraz, ale to fikcja literacka, są tutaj pewne luzy. 

 

Może nie jest to dystopia rodem z literatury jaka powstała w czasie Zimnej Wojny z rokiem 1984 Orwella na czele. Bliżej jej do  wysublimowanych (i nie tak wpływowych, ale to dlatego, że nie były to książki łatwe do wykorzystania w komentowaniu bieżących wydarzeń) pozycji jak „My” Zamiatina. Oczywiście Zamiatin nie opisywał ustroju komunistycznego w rodzaju Związku Radzieckiego, opisywał bardziej realizację idei matematycznego szczęścia. Kraj, w którym dzieje się akcja nie jest kupą gruzów niczym Londyn z prozy Orwella. To świat uporządkowany, świat zadbany, świat w którym nadal się płaci głową za odstępstwa. Bliżej mu właśnie do tego ze Smaku Arbuza. Ale idźmy dalej.

Relacje pomiędzy Equestrią a Ziemią kształtują się mniej więcej tak, że Ziemia dostarcza siły roboczej i technologii, natomiast Equestria... no uzdrawia ludzi śmiertelnie chorych, ale zmieniając ich w kucyki, więc koło się zamyka. Na chwilę obecną jest to relacja trochę jak z Half-Life 2. Kolejne rozdziały nie zmieniły mojego poglądu na tę sprawę i wygląda to trochę jak literatura inwazyjna. Ale idźmy dalej.

 

Jednej rzeczy mi brakuje w tym fanfiku. Takiej, która jest tak oczywista, że pojawia się wszędzie niezależnie od tego czy autor myśli o tym czy nie. Konflikt. Wbrew pozorom, nie ma tutaj konfliktu czy raczej nie istnieje on w przypadku głównej bohaterki. 

 

Cytat

– I to jest najgorsze. Nie lubię, kiedy ktoś się o mnie martwi i powstrzymuje mnie przed robieniem głupich rzeczy. Zwłaszcza kiedy je jednak zrobię i muszę potem przyznać mu rację.
– To chyba miłe?
Equestrianie nigdy tego nie pojmą – pomyślałam. – Nawet ludzie nie potrafili.
– Wszystko ma swoją cenę. To ogranicza wolność.

 

To jest szczyt konfliktu, na który jest zdolna główna bohaterka. Absolutny szczyt! Maksimum! Ponad to nie przeskoczy! Tak zdaniem zebry Cahan wyglądał i wygląda bunt. I jaka wolność zebry Cahan jest ograniczona? W tej chwili nie ma żadnej wolności i to nie tylko dlatego, że mieszka w centrum, którego nie może opuszczać, nie ma wyboru jedzenia, nie pracuje i nie zarabia na siebie a jej czas jest regulowany. Nie może też pisać do domu, nikt nie wie co się z nią dzieje. No i nie może wrócić do bycia człowiekiem bo tak jej powiedziano.

 

Ale ten obraz jest niepełny i pewnych detali autorka nie uwzględnia. A są bardzo ważne detale. Mianowicie, zanim Cahan została zebrą była polską obywatelką. Polskiego obywatelstwa można się zrzec, nie można być go pozbawionym. Czy zebra Cahan zrzekła się obywatelstwa? Jeśli ktoś poda argument, że w Polsce ponifikacja jest nielegalna, to są inne kraje gdzie jest. I co się dzieje z tymi skucykowionymi ludźmi? Przecież obywatelstwo daje jakieś przywileje, choćby prawo do głosowania? Czy skucykowieni ludzie mogą głosować w wyborach w swoich krajach? Czy też zostali pozbawieni obywatelstwa? A jeśli nie to czy przypadkiem Equestria nie przetrzymuje obywateli innych państw? Ja wiem, że to są takie drobne detale, ale są to bardzo ważne detale, wbrew pozorom. A implikacje tego są bardzo poważne włącznie z konfliktem międzynarodowym. Ale przejdźmy do innych konfliktów.

 

Cytat

– Już wyjmij ten kij z zadu – wtrąciła Purple Wind. – Pewnie dlatego twoja rodzina nie poszła za tobą do Equestrii. Mieli dość takiego gadania!
    Gdyby Estelle była człowiekiem, to pewnie by teraz pobladła. W jej oczach malowały się szok, niedowierzanie i wściekłość. A potem zeskoczyła z leżanki na równe nogi i podeszła do Purple Wind, stąpając twardo, ale i zadziwiająco spokojnie. Niebiesko-różowy ogon klaczy odpędzał niewidzialne muchy.
    Inne kucyki zauważyły, że coś nie gra. Wiele z nich oderwało się od swoich talerzy, niektóre nawet wstały. Avocado zasłaniała pyszczek kopytem. Czarna jednorożka, z którą zamieniłam ledwie parę słów, otworzyła usta ze zdumienia. A ja po prostu patrzyłam i postanowiłam się nie wtrącać.
    – Powinnam dać ci w pysk, ale nie wypada bić niepełnosprawnych – rzekła, po czym zwróciła się do mnie: – A ty uważaj, z kim się zadajesz. – Po tych słowach przepchnęła się przez tłum i opuściła stołówkę, na której zapanowała grobowa cisza.
    Westchnęłam. Naprawdę nie wiedziałam, co robić, bo choć Purple Wind stała się dla mnie kimś bliskim i ważnym w tym obcym świecie, to zachowała się jak ostatnie chamidło. Sprzeczne uczucia kotłowały się w mojej głowie, a spojrzenia otaczających nas konwertytów wcale mi nie pomagały.
    – Purple Wind, idziemy – stwierdziłam w końcu.

 

Pójść za kimś do Equestrii. Cóż to oznacza? Zaprzepaścić wszystkie dokonania w swoich dotychczasowym życiu. Żyć pod kontrolą księżniczek czy innych władz na których działanie nie masz wpływu. Uczyć się nowego życia. I dlaczego? Bo jakiś fanatyk oblał ją niedorobioną substancją ponifikującą? A gdyby ją rozerwał wybuch terrorysty samobójcy to tamci też mieliby się rozerwać granatem? Nie upraszczam wcale sprawy, w tej chwili Estell jest praktycznie martwa dla swojego dawnego świata. I to jest ciekawy konflikt, ale chociaż można by o nim napisać spin-off to poświęcono mu naprawdę mało czasu. Zwłaszcza, że Purple Wind była programistką z zamożnej rodziny. Jak wiadomo programiści raczej słabo nie zarabiają i zapewne żyła na wyższym poziomie niż to co jej zaoferuje Equestria. Ale idźmy dalej.

 

Zebra Cahan, cóż to za przypadek. Naprawdę, im dłużej czytałem tego fanfika tym większe miałem wrażenie, że obcuję z najbardziej pretensjonalnym dzbanem od czasów Dawida Husarskiego. Jej rozmowy o ograniczaniu jej wolności, kiedy nawet nie pozwalają jej wysyłać listów doprawdy budzą śmiech. Zebra Cahan błyskawicznie się dostosowuje do nowego środowiska. Pewnie dlatego, że ma do niego taki sam stosunek jak do swojego dawnego życia. To jest w ogóle przypadek chyba dla jakiegoś specjalisty, bo poziom ignorancji zebry Cahan na wszystko jest po prostu na poziomie kosmicznym. O rodzinie, swoich rybkach i o tym, że nie dostaje kabanosów myśli mniej więcej tyle samo. 

 

Cytat

Niemal pogodziłam się z myślą, że spędzę w Equestrii resztę moich dni bez wiedzy o wydarzeniach rozgrywających się po tym, jak wyrwano mnie z dotychczasowego życia.
Nie miałam wyboru. Zupełnie jak na Ziemi.

 

Co nie miała wyboru? Kiedy chciała nadać list wchodził policjant i mówił jej, że jej wolno nadawać listu? Jak chciała głosować to stawał na jej drodze członek komisji wyborczej i mówił:
- To, że pani przypadkiem ma polskie obywatelstwo i przypadkiem jest pani we właściwej komisji gdzie może pani też przypadkiem wrzucić kartę wyborczą do urny nie oznacza, że pani na to pozwolę!

 

No ale nie ma wyboru jak na Ziemi. Po prostu jak czytałem ten fragment to mi się mózg prawie zresetował. Po prostu Dawid Husarski 2.0. genialny aktor, który ma już 20 lat a za pasem matura, ale matka go niszczy bo mu każe sprzątać jego pokój. A przecież ten pokój nie jest brudny, tam po prostu panuje artystyczny nieład. 

 

Już nie ma siły komentować tego fanfika. Był on zepsuty od samego zarania. Nie wiem czy on ma być śmieszny, bo próbuje być, ale zarazem porusza tematy i wątki obecne w każdej stereotypowej antyutopii. A te nie są śmieszne. W takiej sytuacji śmieszkowate komentarze zebry Cahan nie są takie śmieszne jak się może wydawać. Więcej, po jakimś czasie stają się zupełnie nieciekawe i niepasujące do ogólnego obrazu. 

 

Wbrew pozorom to jest najsłabszy fanfik Cahan. Jest nieprzemyślany, nieśmieszny a prawdę mówiąc wręcz straszny. I bardzo się cieszę, że już nie muszę go czytać. 

Edytowano przez Obsede
  • Smutny 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Chociaż mam wątpliwości czy ona się może zaadoptować do życia gdziekolwiek, czy po prostu by tam mieszkała sarkając na to, że nie może jeść tyle ile chce i że magiczne płomienie alikornów uzależniają innych.

Czy to się w ogóle wyklucza? Poza tym, po opuszczeniu ośrodka nikt nie będzie pilnował co i ile je.

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Postacie nie mogą o sobie decydować, są poddawane, w miękkiej formie, reedukacji, pozbawione są kontaktu ze światem zewnętrznym i to podwójnie, gdyż zarówno dostęp do świata kucyków jest mocno z początku ograniczony a dostęp do świata ludzi jest w ogóle niemożliwy. Zerwanie z przeszłością przybiera tutaj dość ciekawą postać, wybierania sobie nowego imienia. Z drugiej strony można powiedzieć, że Equestria rozwiązała problem asymilacji imigrantów. Oczywiście, jest to raczej niewiarygodny obraz, ale to fikcja literacka, są tutaj pewne luzy. 

To dokładnie tak jak w ośrodku dla uchodźców czy jakimś poprawczakiem. Albo w niektórych szkołach z internatem. Ludzie trafiają do tego ośrodka po to, by w ogóle potrafili się jakkolwiek odnaleźć w nowym, obcym świecie i nie stanowić zagrożenia dla siebie i innych.

Do ośrodka trafiają tylko konwertyci nieplanowani. Planowani przeszli wcześniej selekcję i kursy przez Biura Adaptacyjne. Także jedyni imigranci,  których Equestria przyjmuje niezbyt chętnie, to ci, którzy zostali na siłę zawleczeni przez aktywistów. Equestria po prostu nie wypuści imigrantów, którzy odmawiają jakiejkolwiek asymilacji na zewnątrz. Nowe imię to tylko mała, symboliczna rzecz, która ma tym imigrantom nieco ułatwiać nowe życie. Bo mogą albo iść do przodu, albo sobie gnić.

 

Dostęp do świata ludzi  jest możliwy. Ale nie dla wszystkich. Cahan ma takie utrudnienia jak ośrodek - nie może sobie po prostu pójść i zawalczyć w urzędzie o swoje, i to, że Polska nie ma z Equestrią umowy. W Polsce nie ma biur. A obywatelką Polski była ludzka kobieta, a nie klacz magicznej zebry. Mówiąc wprost, polska strona musiałaby być zainteresowana na równi z equestriańską by coś z tym zrobić.

 

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Relacje pomiędzy Equestrią a Ziemią kształtują się mniej więcej tak, że Ziemia dostarcza siły roboczej i technologii, natomiast Equestria... no uzdrawia ludzi śmiertelnie chorych, ale zmieniając ich w kucyki, więc koło się zamyka. Na chwilę obecną jest to relacja trochę jak z Half-Life 2. Kolejne rozdziały nie zmieniły mojego poglądu na tę sprawę i wygląda to trochę jak literatura inwazyjna. Ale idźmy dalej.

 

Equestria przyjmuje za darmo ludzi, którzy normalnie obciążaliby państwowe systemy, które musiałyby bulić na ich opiekę zdrowotną - nie mówiąc o tym, że odmówienie chorym takiej możliwości byłoby nieco nieetyczne. A że chętnie bierze inteligencję? Czy Niemcy robią inwazję na Polskę, bo lepiej płacą lekarzom i łatwiej u nich zrobić specjalizację, więc ta grupa zawodowa chętnie się tam wynosi?

 

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Jednej rzeczy mi brakuje w tym fanfiku. Takiej, która jest tak oczywista, że pojawia się wszędzie niezależnie od tego czy autor myśli o tym czy nie. Konflikt. Wbrew pozorom, nie ma tutaj konfliktu czy raczej nie istnieje on w przypadku głównej bohaterki. 

Są konflikty. Niektóre na tym etapie są dopiero sugerowane - jak choćby kuce vs. zebry i gryfy. A inne są dość oczywiste i są to konflikty moralne. Chociażby, czy to, co robią alikorny jest moralne? Z punktu widzenia wielu ludzi, to może być przerażające, ale ich "ofiary" w sumie nie narzekają. Tak, SA to w dużej mierze filozoficzno-religijny SoL z dylematami systemów społecznych. I to bohaterowie są tu tłem. Nawet Cahan jest mniej bohaterką, a bardziej stosunkowo neutralną odbiorczynią procesu i oczami czytelnika.

 

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

To jest szczyt konfliktu, na który jest zdolna główna bohaterka. Absolutny szczyt! Maksimum! Ponad to nie przeskoczy! Tak zdaniem zebry Cahan wyglądał i wygląda bunt. I jaka wolność zebry Cahan jest ograniczona? W tej chwili nie ma żadnej wolności i to nie tylko dlatego, że mieszka w centrum, którego nie może opuszczać, nie ma wyboru jedzenia, nie pracuje i nie zarabia na siebie a jej czas jest regulowany. Nie może też pisać do domu, nikt nie wie co się z nią dzieje. No i nie może wrócić do bycia człowiekiem bo tak jej powiedziano.

No dobra, ale co ma zrobić?

Może:

A. Buntować się i walczyć  <-- super, nigdy nie wyjdzie z ośrodka, a i pewnie ją zamkną w jakiejś izolatce, jeśli uznają, że jest groźna

B. Uciekać na pałę <-- nie zna świata, nie ma środków, no trochę słabo

C. Być cierniem w rzyci całego ośrodka <-- nie no, tak to wyjdzie z niego za kilka lat, a nie miesięcy, także luz

D. Pogodzić się jako tako z sytuacją, pomarudzić trochę i robić z grubsza co  jej każą, jednocześnie starając się respektować własne granice <-- to robi
E. Łykać wszystko jak leci

F. Nie wiem, jakiś villain arc

 

Mieszka w centrum, nie ma wyboru i jej życie jest kontrolowane, bo na realia Equestrii jest jak dziecko w ciele dorosłego, które nic nie umie, nic nie wie i nie ma środków. I państwo za nią odpowiada i stara się ją ukształtować na przykładną obywatelkę.

Inna sprawa, że to się niekoniecznie wiele różniło od jej dawnego życia. A za domem nie tęskni.

 

Nie może wrócić do bycia człowiekiem, bo odwrotny eliksir nie istnieje. A przynajmniej nikt nie wie, by istniał. Czy technologia jest możliwa? W końcu kucyki pochodzą ze świata, który ma więcej wymiarów, w tym magię. Ponyfikacja zmienia cię w zupę i kształtuje na nowo. Czy ludzki, niemagiczny organizm w ogóle przeszedłby taki odwrócony proces? Czy ja w ogóle badano? A może powstała, ale zachowano to w tajemnicy? Kto wie...

 

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Ale ten obraz jest niepełny i pewnych detali autorka nie uwzględnia. A są bardzo ważne detale. Mianowicie, zanim Cahan została zebrą była polską obywatelką. Polskiego obywatelstwa można się zrzec, nie można być go pozbawionym. Czy zebra Cahan zrzekła się obywatelstwa? Jeśli ktoś poda argument, że w Polsce ponifikacja jest nielegalna, to są inne kraje gdzie jest. I co się dzieje z tymi skucykowionymi ludźmi? Przecież obywatelstwo daje jakieś przywileje, choćby prawo do głosowania? Czy skucykowieni ludzie mogą głosować w wyborach w swoich krajach? Czy też zostali pozbawieni obywatelstwa? A jeśli nie to czy przypadkiem Equestria nie przetrzymuje obywateli innych państw? Ja wiem, że to są takie drobne detale, ale są to bardzo ważne detale, wbrew pozorom. A implikacje tego są bardzo poważne włącznie z konfliktem międzynarodowym. Ale przejdźmy do innych konfliktów.

Jak już wspomniałam, obywatelką Polski była ludzka kobieta. Cahan ludzką kobietą już nie jest. Sponyfikowani ludzie nie mają swoich ziemskich obywatelstw, bo nie są ludźmi.

Jeśli Polska ma o coś pretensje to:

1. To, że Equestria ją w ogóle łaskawie nielegalnie zabrała, zamiast zostawić na śmierć. Bo Equestria nie ma do Polski wstępu.

2. Sam atak na dworcu. Tylko, że chyba nie dokonała go Equestria.

 

Polska z własnym prawem nawet niekoniecznie może ściągnąć własną byłą obywatelkę, jako nieludzia z obcego świata. Czy polskie prawo przewidziało w ogóle taką sytuację? To pozostawiam do domysłu czytelnikom, bohaterka nie wie.

 

Ogółem w założeniach, tak, takie konflikty międzynarodowe się dzieją, ale w fiku zakulisowo i nie jest o tym głośno. A czemu? Bo bohaterka ma wokół siebie informacyjne bariery. Inna sprawa, że wiele z tych wątków planowo ma wrócić w późniejszych, pozaośrodkowych rozdziałach. Tak samo jak to, czemu konwertyci nie mogą sobie tak po prostu wrócić.

 

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Pójść za kimś do Equestrii. Cóż to oznacza? Zaprzepaścić wszystkie dokonania w swoich dotychczasowym życiu. Żyć pod kontrolą księżniczek czy innych władz na których działanie nie masz wpływu. Uczyć się nowego życia. I dlaczego? Bo jakiś fanatyk oblał ją niedorobioną substancją ponifikującą? A gdyby ją rozerwał wybuch terrorysty samobójcy to tamci też mieliby się rozerwać granatem? Nie upraszczam wcale sprawy, w tej chwili Estell jest praktycznie martwa dla swojego dawnego świata. I to jest ciekawy konflikt, ale chociaż można by o nim napisać spin-off to poświęcono mu naprawdę mało czasu. Zwłaszcza, że Purple Wind była programistką z zamożnej rodziny. Jak wiadomo programiści raczej słabo nie zarabiają i zapewne żyła na wyższym poziomie niż to co jej zaoferuje Equestria. Ale idźmy dalej.

Purple Wind jest też z Brazylii. I programiści mają tam bardzo szerokie widełki płacowe. Nie jest powiedziane ile zarabiała. Ani ile zarobi w Equestrii.

A jeśli chodzi o Estelle - SA nie jest o tym, po prostu. Ma pokazać czytelnikowi "Ej, patrz, takie rzeczy się dzieją, ponyfikacja rodzi wiele problemów w Equestrii, o których byś nie pomyślał, ale one istnieją, a wnioski wyciągnij sam". Jakbym miała wnikać dokładnie w każdy taki problem, to ten fik nigdy by nie ruszył w stronę, w którą chcę by zmierzał.

 

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Zebra Cahan, cóż to za przypadek. Naprawdę, im dłużej czytałem tego fanfika tym większe miałem wrażenie, że obcuję z najbardziej pretensjonalnym dzbanem od czasów Dawida Husarskiego. Jej rozmowy o ograniczaniu jej wolności, kiedy nawet nie pozwalają jej wysyłać listów doprawdy budzą śmiech. Zebra Cahan błyskawicznie się dostosowuje do nowego środowiska. Pewnie dlatego, że ma do niego taki sam stosunek jak do swojego dawnego życia. To jest w ogóle przypadek chyba dla jakiegoś specjalisty, bo poziom ignorancji zebry Cahan na wszystko jest po prostu na poziomie kosmicznym. O rodzinie, swoich rybkach i o tym, że nie dostaje kabanosów myśli mniej więcej tyle samo. 

Ale czemu miałaby myśleć o rodzinie, a nie o rybach i o braku mięska? Ryby i mięsko dla odmiany lubi. Szczególnie, że to są moje główne myśli - biologia, żarcie i coś, czego nie chciałam umieszczać w fiku, bo było zbyt intymne - religia. O relacjach rodzinnych lub ich braku też niekoniecznie.

 

Także o jakim poziomie ignorancji tu mówisz? Bo serio, nie wiem, co akurat masz na myśli? Że to nie jest dla niej jakaś wielka tragedia, że opuściła swoje dawne, nieco szajsowate życie, które miało jednak jakieś plusy?

 

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Co nie miała wyboru? Kiedy chciała nadać list wchodził policjant i mówił jej, że jej wolno nadawać listu? Jak chciała głosować to stawał na jej drodze członek komisji wyborczej i mówił:
- To, że pani przypadkiem ma polskie obywatelstwo i przypadkiem jest pani we właściwej komisji gdzie może pani też przypadkiem wrzucić kartę wyborczą do urny nie oznacza, że pani na to pozwolę!

 

A w Equestrii wchodzi policjant i mówi jej, że jej nie wolno nadać listu? I skąd wyciągnąłeś tu politykę i prawa do głosowania?

 

Nie miała wyboru studiów, chociażby. I własnej kasy. I nie jest łatwo się wyrwać z robienia tego co ci każą, kiedy całe życie ci się wmawia, że jesteś czyjąś własnością, małym niewolnikiem i nie ma się niczego. Zupełnie niczego. A i nic by samodzielnie nie osiągnęło. Mówiąc w skrócie - jej poprzednie życie też było w swego rodzaju w klatce, tylko inne kraty i strażnicy.

 

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Już nie ma siły komentować tego fanfika. Był on zepsuty od samego zarania. Nie wiem czy on ma być śmieszny, bo próbuje być, ale zarazem porusza tematy i wątki obecne w każdej stereotypowej antyutopii. A te nie są śmieszne. W takiej sytuacji śmieszkowate komentarze zebry Cahan nie są takie śmieszne jak się może wydawać. Więcej, po jakimś czasie stają się zupełnie nieciekawe i niepasujące do ogólnego obrazu.

Nie musi Ci pasować mój typ humoru i to szanuję. Ale mnie bawi. Tak jak mnie bawiło jak moja uczelnia regularnie łamała na nas prawa człowieka xD. Wiele rzeczy mnie bawi, jestem typem, który prezentuje wredny, sarkastyczny humor i nawet w nieciekawych oraz poważnych sytuacjach się to nie zmieni. I takie jest też SA, to że jest pisane dość lekkim stylem, to że są w nim śmieszki, nie znaczy, że nie może być też trochę mroczniejsze i poważne. Właśnie pod powierzchnią humoru.

 

Dnia 20.11.2023 o 17:07, Obsede napisał:

Wbrew pozorom to jest najsłabszy fanfik Cahan. Jest nieprzemyślany, nieśmieszny a prawdę mówiąc wręcz straszny.

Wiesz co? Ciężko mi się z tym nie zgodzić.

1. Jest mniej przemyślany niż CN, SA to zmierzenie z TCB i z self insertem. I fanfik, który opiera się na świecie, a nie na fabule, ta faktycznie jest słabo zaplanowana i powstaje w dużej mierze podczas pisania (nie licząc paru wątków). I nie wiem jak to opowiadanie się zakończy (poza tym, że Epilogiem). Za to mam dość dobrze przemyślane światotworzeniowe rzeczy, po prostu nie podam ich od razu i na tacy.

2. Nieśmieszny - dla Ciebie tak, dla mnie i wielu innych czytelników jak widać jednak śmieszny.

3. A to tak. To zdecydowanie tak.

 

Dziękuję za rozległy komentarz i powiem tak - szanuję opinię. Nie wszystkie rzeczy są dla wszystkich. I nie wszyscy mamy takie same wartości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...