Skocz do zawartości

Demony Przeszłości: Przebudzenie [Z][Alternate Universe] [Violence]


Recommended Posts

Witam wszystkich chce wam przedstawić moje kolejne dzieło. A właściwie to poprawione opowiadania, które uczestniczyły w konkursie gradobicia edycji szóstej. Oczywiście nie było by to możliwe bez dwóch wspaniałych osób @Magda250 oraz @Kinro , którzy mieli odwagę zmierzyć się z błędami ortograficznymi itp. i uczynić opowiadania możliwymi do czytania. Dziękuję wam serdecznie. Zwracam się także do was wszystkich, którzy mieli okazję wcześniej czytać te opowiadania. Chciałbym poznać opinię na temat dokonanych przeze mnie zmian. ( Czy wyszły dziełu na dobre, a może wręcz przeciwnie? )  Oczywiście chętnie też poznam opinię każdego kto zechce się nią z zemną podzielić....

 

Życzę wszystkim miłej lektury. Demony Przeszłości: Przebudzenie 

 

Edytowano przez darkblodpony
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 years later...

Przy okazji „Mrocznej duszy” celowo nie poświęciłem zbyt wiele czasu Devil Marksowi, gdyż zdecydowałem się zachować co nieco na komentarz do „Demonów przeszłości”, czyli zestawu czterech opowiadań przeznaczonych na gradobicie, które wprawdzie są troszkę porozrzucane po chronologii (acz domyślam się, że między nimi nie ma zbyt dużej przerwy czasowej), ale jednocześnie są dosyć spójne i zdradzają wiele o postaci Marksa.

 

Ostatnim razem (i nie tylko) ponarzekałem na formę oraz przytoczyłem wiele cytatów, stąd pomyślałem, że być może przy okazji „demonów” warto będzie mieć to za sobą, więc rozpocznę od kwestii technicznych. Bynajmniej nie po to, by na dzień dobry obsmarować opowiadania, ale by co nieco pochwalić. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że fanfiki są dużo krótsze, toteż możliwości popełnienia błędów są węższe, ale, przymykając oko na pauzy, muszę przyznać, że usterek rzeczywiście nie zdarzyło się wiele, a i stylistycznie wypadło to całkiem przyzwoicie i każdy jeden tekst czytało się dobrze. Zgrzyty tym razem wynikały z kwestii merytorycznych, ale i to zdarzało się nieczęsto, ogólnie poważniejszych zastrzeżeń nie mam. Jasne, forma mogła i powinna być bardziej dopracowana, ale generalnie wszystko sprowadza się do sporadycznych literówek, jeden czy dwa orty się zdarzyły. Ale niewykluczone, że wyszły przez brakującą spację, co mogło przecież być zwykłym przeoczeniem, toteż fanfiki, pod kątem formy, oceniam dosyć łagodnie ;)

 

Odnośnie klimatu, to jest dosyć nierówno. Ale nie w takim znaczeniu, o jakim być może myślicie. Chodzi mi o to, że jest to miks nastrojów serialowych, gdzie poszczególne sceny wydają się bliższe kreskówce, jak i motywów mroczniejszych, poważniejszych, w sam raz na alternatywne uniwersum, któremu daleko jest do oryginału. Miks w mojej opinii zrealizowany całkiem dobrze, jako że skrajne klimaty nie mieszają się w ramach jednego opowiadania (no, może z jednym wyjątkiem), zazwyczaj każdy tytuł ma określony charakter, dopiero w ramach mini-serii się to przenika i daje coś, co wygląda jak pomost między chronologią kanonu, a chronologią alternatywną, która rozpoczyna się od określonego momentu (pisałem ostatnio, który to moment w historii).

 

Ponadto, co cieszy, kolejne opowiadania są dostatecznie zróżnicowane, by nie było mowy o nudzie, a ponieważ tematycznie są one wpisane w alternatywne uniwersum zapoczątkowane w „Owsie na tysiąc sposobów”, wydaje mi się, że już na starcie miały zapewnione ekstra punkty, stąd mój odbiór może się Państwu wydawać aż nazbyt ciepły :D Z drugiej strony... nie przewinęło się zbyt wiele elementów, do których obiektywnie mógłbym się przyczepić, toteż podejrzewam, że gdyby nie znajomość cyklu, nazwałbym „Demony przeszłości” niezłym średniakiem z interesującymi koncepcjami, ale wykonanymi zbyt skromnie, bo konkurs.

 

Oczywiście centrum mojego zainteresowania stanowił Devil Marks. Przy okazji bodajże „Drżyjcie przed Drżypłoszką” troszeczkę ponarzekałem na jego osobę. Nie kupiłem ani jego charakterystyki, ani motywów, powiewało sztampą, ale taką przeciętną, by nie powiedzieć kiepską. Postać Marksa wiele zyskała przy okazji „Mrocznej duszy” i generalnie ów jegomość wyszedł tam jak najbardziej ok. Nie jakoś rewelacyjnie, ani charakterystycznie, ale dobrze mi się czytało jego interakcje z Discordem oraz Fluttershy, toteż wiele zyskał. Jak na moją ocenę jego postaci wpłynął ten prequel w czterech aktach?

 

 

Śmierć Powierniczkom Elementów! :shock:

 

Pierwsze opowiadanie demonstruje nam całkiem pokaźne rozmiary, do jakich urosła sekta (ok, to nie do końca sekta, ale myślę, że można mówić o organizacji silnie opartej o autorytet jednostki oraz głoszoną przez nią ideologię) prowadzona przez Devil Marksa, a także zorientować się, że księżniczka Celestia wie już, co jest grane i zawczasu zadbała o infiltracje tej organizacji, czego w tekście dokonuje Twilight Sparkle, do spółki z Rainbow Dash.

 

Cytat

„— Nie mam pojęcia. W świetle prawa… — Pegaz szturchnął przyjaciela kopytem, przerywając jej wypowiedź.”

 

Oprócz usterki natury stylistycznej („szturchnął przyjaciela”, który to przyjaciel chwilę później nabiera rodzaju żeńskiego („przerywając jej”)), chciałbym zwrócić uwagę na serialowy aspekt kreacji znajomych bohaterek. Jak widać, średnio się palą (konkretnie, to Twilight) do działania, biernie obserwują, mało tego, rozważają o tym, jakie mogą mieć podstawy prawne, by jakkolwiek powstrzymać Devil Marksa.

 

Jasne, wiem – gdyby ruszyły do akcji wtedy, no to przeciwnik ma przewagę liczebną (Ale że tysiące kucyków, to moim zdaniem przesada. Oni są w plenerze, czy w pomieszczeniu? Gdzie oni się mieszczą? :fswhat:), pewnie skończyłoby się to porażką na miejscu. Ale mnie chodzi o sposób myślenia. Ani żeby nasłać na nich gwardię, ani jak rozbić sektę, ani planu jak podejść i schwytać Devil Marksa, nic z tych rzeczy nie przychodzi im do głowy (głównie Twilight, ale Rainbow w sumie dużo gada, mało myśli, jeszcze mniej robi, toteż nie czuć, że idzie za nią konkretna inicjatywa), tylko przemyślenia, czy aby przypadkiem próba pojmania kaznodziei nie jest sprzeczna z prawem. No, tylko lasera przyjaźni mi tam zabrakło:lol:

 

Kreacje serialowe mieszają się z mroczniejszymi, głównie mam na myśli postać Marksa właśnie, głównie z uwagi na to, co mówi, gdyż widzę w tym sianie nienawiści do Elementów Harmonii oraz podżeganie do rewolucji, zapewne z konkretną liczba ofiar na koncie, gdy będzie po wszystkim. Nie jest to co prawda nic aż nazbyt radykalnego (to znaczy, samo podżeganie), ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić tak zaprojektowaną postać, która w ramach autentycznego odcinka wygadywałaby podobne rzeczy. Do tego dochodzi narrator, który wprost zdradza, że Marks pragnie śmierci głównych bohaterek. To dosyć miękki miks i w sumie nie zdziwiłbym się, gdyby kto inny uznał, że tekst w całości jest serialowy. Ja akurat mam pewne wątpliwości.

 

Później akcja przenosi się do Fillydelphii i wreszcie widzimy jak bohaterki podejmują konkretne działania. Na razie bacznie śledzą przywódcę coraz liczniejszej grupy rebeliantów, acz nadal udziela im się typowo kreskówkowe usposobienie. Małe rzeczy, ale w zestawieniu ze znanymi postaciami, stają się lepiej widoczne, od razu czuć, że to jest coś, co moglibyśmy zobaczyć w ramach epizodu ;)

 

Cytat

„— Może byśmy coś przekąsiły? Co ty na to? — Alikorn pogłaskał się po brzuchu i przytaknął.

— Co powiesz na sianoburgery z colą? — rzekła Twilight, rozprostowując skrzydła.”

 

Rozumiecie, bohaterki szpiegują ultra niebezpiecznego kaznodzieję, który przewodzi licznej sekcie, która za moment będzie na tyle silna, by wszcząć bunt, a one sobie tak casualowo gadają, czy może sianoburger z colą będzie w sam raz na lunch :D

 

Aha – zdanie z alikornem dałbym pod spodem, jako jednozdaniowy opis. Pytanie zadaje Rainbow Dash, narrator mówi linijkę niżej o tym, że alikorn pogłaskał się po brzuchu i przytaknął, no i poniżej odpowiedź Twilight, taka, jak jest w tekście.

 

Potem mamy jeszcze więcej serialowości – Rainbow Dash, by wtopić się w korporacyjny tłum, przebiera się... przywdziewając zmęczony wyraz pyska i robiąc sobie wory pod oczami. Poza tym, błękitne umaszczenie, tęczowa grzywa, znaczek taki, jaki zawsze, totalnie nie Rainbow :rainbowglasses: Za to Devil Marks maskuje się dużo lepiej, stąd umyka bohaterkom. No i cóż, jego kreacja znów zyskuje, bo okazuje się przebiegły, myślący odrobinkę naprzód, a przy tym doskonale zdaje sobie sprawę, że jest śledzony i obserwowany. Pytanie tylko, od jak dawna to wie. Chociaż z drugiej strony, z tak "bystrym" ogonem jak Rainbow Dash, to w sumie nietrudna sztuka :D Ale ok, niech mu będzie ;)

 

Ogółem, zupełnie niezłe opowiadanie, lekkie w odbiorze, łączące w sobie elementy serialowe i poważniejsze, przywodzące na myśl alternatywne uniwersum autora, w taki sposób, że nie gryzie się to ze sobą i po prostu rozbudowuje autorską wizję. Dzięki znajomości wydarzeń z głównego cyklu, odbieram „Śmierć...” jako pozornie niewinną zapowiedź nieuniknionego, ciszę przed burzą, takie ostatnie tchnienie normalności.

 

 

Noc, krew i kły :whyy:

 

I rzeczywiście – to opowiadanie z całą pewnością dalekie jest od serialowego, wypada wręcz ludzko, zważywszy na niegodziwość rzeczy, które ono podejmuje... chociaż nie obyło się bez wpadek (sztuk dwie), przez które odbiór fanfika nieco stracił. Po pierwsze, pamiętam, że w „Mrocznej duszy” była wzmianka (myśl Marksa), że hazard za panowania Celestii byłby nie do pomyślenia. Ale zaraz, hazard nie, ale walki psów już tak? Domyślam się, że autorowi chodziło o to, że za rządów Pani Dnia takie walki i zakłady były nielegalne, ale odbywały się w podziemiu, a za panowania Fluttershy, np. hazard jest już legalny i odbywa się jawnie, w biały dzień. Niemniej, miałem z tym drobny kłopot i myślę, że dobrze by było to uściślić. Nie trzeba wiele, wystarczy jedno-dwa zdania, że np. zanim Celestia tego zakazała i zaczęła z całą stanowczością ścigać organizatorów takich wydarzeń, odbywały się one późną porą i tak dalej, i tak dalej. Taka drobna uwaga, nic poważniejszego ;)

 

Na pierwszy rzut oka, treść zapewne dla niejednej osoby okaże się trudna do przełknięcia, szczególnie miłośnicy zwierząt mogą odczuwać niemały dyskomfort. Na dzień dobry otrzymujemy zdecydowanie nie-serialowy opis rzeczy, wszystko utrzymane w mrocznym, bezwzględnym, zimnym wręcz nastroju. Jasny sygnał, że to półświatek pozbawiony współczucia, dobroci, to brudna, przesiąknięta szemranymi interesami oraz niegodziwością rzeczywistość, nic przyjemnego. Dokładnie tak, jak potrafi o tym pisać autor – zwięźle, solidnie, może i rzemieślniczo, ale w taki sposób, że dociera to do odbiorcy. Robi się ciekawie, gdy dowiadujemy się, że walki psów organizuje gang. Ba, więcej, w tekście – o ile dobrze pamiętam – pada wręcz, że to mafia, więc tak jakby wyższy poziom przestępczości zorganizowanej.

 

No i to jest właśnie ten moment, w którym mam kłopot z odbiorem. Pierwsza rzecz – gang został, przynajmniej w mojej opinii, przedstawiony dosyć niewiarygodnie, wręcz groteskowo, co mocno kontrastuje z wprowadzeniem oraz resztą opowiadania, acz nie w taki sam sposób, co przy sadze „Owsa na tysiąc sposobów”. Zupełnie jakby obrzydliwa, pełna zła rzeczywistość, przedstawiona jakby realistycznie, zmieszała się z realiami kreskówkowymi, gdzie mamy tych niby strasznych gangsterów, ale to nie są groźni ludzie (tzn. kuce) władzy, którzy wzbudzają respekt i strach, bo mogą zrujnować ci życie, ale tacy komiksowi, przerysowani złoczyńcy, którym przytrafiają się śmieszne żarty. No, może trochę przesadziłem, ale gdy przypomnę sobie o drugim zgrzycie, tj. postaci bossa mafijnego, wówczas wszelkie wątpliwości znikają. Może nie ze względu na aparycję, ale Pink Pig? Serio? :bemused: Może gdyby to był jakiś polityk, albo prezes megakorporacji, ewentualnie ludzik z Monopoly a'la bankier z teledysku „Land of Confusion” w wykonaniu Disturbed, wówczas być może to by się jakoś prześlizgnęło. Niemniej, jeżeli to miał być szef mafii, don, ojciec chrzestny, wówczas bardzo mi przykro, ale to już czysta groteska, przez którą cierpi opowiadanie. Po prostu nie wiem, czy to jest na poważnie, czy to jakiś pastisz, a może eksperyment...? Mam odczuwać zakłopotanie, dyskomfort, bo po jednej stronie psy zagryzają się nawzajem, ku uciesze gawiedzi, która radośnie obstawia zakłady, czy też śmiać się, bo grubas dał się podejść Devil Marksowi, a tak poza tym, to porusza się trochę jak bańka-wstańka i się śmiesznie denerwuje? :fswhat:

 

Może, żeby przedstawić to obrazowo – w latach 60 ukazał się słynny już, niezwykle memogenny serial animowany ze Spidermanem, który przez najwyraźniej żałośnie mały budżet ze wszystkich możliwych złoczyńców zrobił karykatury, z których nie można się nie śmiać (tu zdecydowanie przoduje według mnie Rhino, Zielony Goblin, Sęp to w sumie tez niezły aparat był), z drugiej strony serwując za nowych złoczyńców jakichś mongołów (Super Swami xD), robociki czy bałwanki, nie pamiętam już dokładnie. W każdym razie, niby jest trawiony przestępczością Nowy Jork, niby są super złoczyńcy, ale tego się nie da oglądać na poważnie (nawet jak na animacje), to jest po prostu śmieszne, to jest serial-mem. Może to krótkie opowiadanie Darkbloodpony'ego to jeszcze nie są te rejony, ale faktycznie miałem podobne skojarzenia. W mojej opinii, autor powinien postawić na stuprocentowo nie-serialowy, mroczny, ciężki klimat, efekt byłby dużo lepszy.

 

W każdym razie, wydaje się, że pod koniec opowiadanie próbuje mimo wszystko jakoś te elementy połączyć, zmiksować w taki sposób, by nic jaskrawo nie odstawało od reszty, powiedzmy coś a'la (o ironio)„Wszystkie psy idą do nieba”. No i cóż, pod koniec jest lepiej. Znów jest bardziej mrocznie, bardziej na poważnie, czuć nawet pewną dozę zagrożenia, mimo świadomości, że Devil Marks musi przeżyć, bo przecież występuje w późniejszych opowiadaniach. Z drugiej strony, jego sposób na oszukanie dona i wygranie walki jest trochę kreskówkowy, ale to akurat wyszło ok. Nic odkrywczego, można się było tego spodziewać, ale komponuje się z ogólną atmosferą tekstu o wiele lepiej, niż ten groteskowy Pink Pig, który ani trochę nie wzbudza respektu.

 

Hm, a może to było celowe działanie autora? Cóż, tak czy inaczej, zupełnie tego nie kupuję. Po prostu rozwiązanie, które mi akurat nie podeszło.

 

W każdym razie, Marks oczywiście wygrywa, no i udaje mu się zdobyć upatrzone psy bez szwanku, a dlaczegóż to ich potrzebuje, tego dowiemy się już w kolejnym odcinku ;) Ogółem, moje wrażenia były mocno mieszane, nadal tak do końca nie wiem, jak traktować tę historię. Z perspektywy czasu, ma w sobie więcej powagi, mroku oraz bezwzględności, aż trudno uwierzyć, że to serio Equestria, w której jeszcze panują królewskie siostry, lecz pozostaje pewien niesmak po kilku, w mojej opinii, niefortunnych/ nietrafionych zabiegach odnośnie przedstawienia stojącego za nielegalnymi walkami psów gangu. Generalnie, jako kolejny odcinek mini-serii będącej wprowadzeniem do sagi „Owca na tysiąc sposób”, może być, ale na moje oko, autor mógł zdecydować się na czysto mroczny klimat.

 

Byłbym zdziwiony, gdyby okazało się, że przez cały mierzył w coś podobnego, gdyż w takim wypadku autentycznie nie rozumiem, skąd pomysł na taką kreację mafii. No, ale na upartego, mógłbym się czepiać np. a skąd oni mają tam takie określenia jak mafia (polecam sprawdzić sobie skąd się wzięło to słówko i jak to się ma do historii przestępczości zorganizowanej ;)), czy też podobne formy przestępczości zorganizowanej (a tutaj to polecam wgłębić się w historię migracji, prohibicji, co ma do tego Sycylia itd.), ale myślę, że nie ma to sensu. Wystarczy mi, że domyślam się, co chciał nam przedstawić autor. Niemniej, zwracam uwagę, że mafia to dosyć duże słowo, ja wiem, że współcześnie jego znaczenie się rozmyło, ale wciąż, zwróciło to moją uwagę.

 

 

W Szponach Chaosu :discord:

 

Kolejny odcinek, całe szczęście miksujący różne nastroje w sposób przypominający główną sagę, zatem jest dobrze :D W ogóle, jest to satysfakcjonująca kontynuacja obu poprzednich opowiadań (nie tylko ostatniego), jako że powraca Twilight oraz Rainbow Dash, jak również wątek ich śledztwa, które – jak się okazuje – od początku zostało powierzone agencji, co ciągnie dalej motyw, który przewinął się w zakończeniu „Nocy, krwi i kłów”. Jednocześnie, Devil Marks wprowadza w życie swój plan, toteż dowiadujemy się, po co mu były psy.

 

Początek rozpoczyna się dosyć klimatycznie, aż mi się pewna creepypasta przypomniała (chodzi mi o wzmiankę o tym, że w zdjęciach zostają uchwycone cząstki duszy fotografowanej persony). Miło, nie powiem, że nie. Jest to przede wszystkim dodanie nowego wątku (do pociągnięcia dalej w następnym odcinku), generalnie podoba mi się to, jak poszczególne rzeczy wydają się być zaplanowane przez autora od początku, co finalnie również miało miejsce także przy głównej sadze. Mamy też rozszerzenie charakterystyki Devil Marksa, czyli motyw jego uczucia do Starlight Glimmer, jako że swego czasu zaimponowała mu swoją wizją świata oraz próbą jego opanowania. Wierzy, że ją odzyska i że wspólnie uda im się zaprowadzić nowy, wspaniały porządek. A w tym celu, musi doprowadzić do upadku księżniczek, poczynając od Twilight Sparkle :twilightsparkle:

 

Rozpoczyna się zatem gra w kotka i myszkę, acz Devil Marks nie zdaje sobie sprawy, że ściga go jeszcze odlotowa agentka w postaci... Bon Bon? Chyba tak. Ano, pod koniec, gdy ta zwraca się do Twilight, brakuje akapitu. W ogóle, miejmy to za sobą i obejrzyjmy sobie formę.

 

Cytat

„ー To poprostu tego nie rób. ー odparł pegaz. (...)”

 

„Po prostu” oddzielnie, kropeczka na końcu dialogu niepotrzebna. Wtrącenie odnosi się do wypowiadania przez postać kwestii, nie opisuje innej czynności, nie związanej z mówieniem, dlatego nie trzeba tam znaku interpunkcyjnego ;)

 

Cytat

„Znalazłsza drugą kłódkę, która wypadła Marksowi z grzywy, Bon Bon podniósła ją i rzucił Rainbow.”

 

To zdanie to niezły bałagan. „Znalazłsza”, zapewne zamiast „znalazłszy”, „u” zamknięte w „podniosła”, nie wspominając o niekonsekwencji w używanym rodzaju, tj. Bon Bon najpierw podniosła kłódkę, a potem rzucił Rainbow. Pewnie literówka, niemniej aż trzy błędy w jednym zdaniu zwracają uwagę czytelnika.

 

Generalnie, tekst jest w kilku miejscach niedopracowany, zwykle błędy przedstawiają się właśnie tak, jak to pokazałem na przykładach, z reguły nie ma tego wiele, ale gdy już jest, potrafi rozproszyć. Byłoby dobrze, gdyby poza konkursem autor przysiadł jeszcze raz, uważnie przeczytał swoje dziełko i spróbował popoprawiać różne literówki i takie tam ;)

 

Powracając do fabuły, gdy protagonistki już myślą, że mają Marksa zapędzonego w kozi róg, okazuje się, że to była – cóż za niespodzianka – przygotowana przez niego pułapka i że to on przez cały czas je śledził. W miejscu, do którego je zwabił, wybucha awantura, a Devil Marks prezentuje przez bohaterkami oraz przed nami swoją unikalną zdolność, która rzeczywiście przysparza Twilight kłopotów... jednakże Bon Bon zjawia się akurat na czas, by odwrócić przebieg starcia. Generalnie, nie chcąc spoilerować więcej, niż ponadto, co właśnie napisałem, wspomnę, że tempo akcji okazało się dosyć dynamiczne, ale nie miałem wrażenia, że autor opowiedział historyjkę za szybko. Miałem wręcz wrażenie, że uprzednio dokładnie zaplanował, które scenki mają się w tekście znaleźć i w jakiej kolejności. Ogółem, mimo niedoskonałości w formie, według mnie było ok, taki kulminacyjny odcinek tej mini-serii, po którym oczywiście pozostaje niedosyt, ale jest to zdrowy rodzaj niedosytu, jako że jest wiedza o tym, że lada moment przyjdzie pora na czwarty, ostatni odcinek, który – mam nadzieję – godnie zamknie ten mini cykl i w pełni nakreśli sylwetkę tego, od którego wszystko się zaczęło... chociaż to decyzja Fluttershy okazała się kluczowa :D

 

Opisy w porządku, klimat przypominał znajomy miks elementów serialowych z nie-serialowymi, czyli wzbudzające ciekawość połączenie niekanoniczności z odruchami, czy sytuacjami, które przywodzą na myśl coś, co mogłoby wydarzyć się na ekranie, w ramach autentycznego odcinka. Jakkolwiek naciągane mogłoby się to wydawać, ale jednak. Poza tym, poważniejszych zarzutów nie mam. Niby nic specjalnego, ale przez fakt, że jest to część czegoś większego, dłuższej sagi, którą już znam, muszę ocenić ów tekst nieco łagodniej. Bez przedłużania, sprawdźmy co nas czeka w ostatnim odcinku.

 

 

W promieniach zachodzącego słońca :starcry:

 

Po niedługim namyśle, pokuszę się o stwierdzenie, że ostatni, czwarty odcinek, był jednocześnie tym najbardziej serialowym, a na pewno najmniej "wyczynowym", najmniej mrocznym, brakowało akcji, ale za to było spokojnie, bardziej SoL-owo. W sam raz na epilog, skoro mieliśmy już punkt kulminacyjny ;)

 

Devil Marks został schwytany i przebywa w areszcie, podczas gdy Twilight (najwyraźniej Celestia podeszła z dystansem do tego, że jej niegdyś najwierniejsza uczennica, wbrew obietnicy, jednak próbowała uprzedzić agencję), prowadzi swoje małe dochodzenie, po czym decyduje się opowiedzieć o wynikach śledztwa Starlight, jako że w jakimś sensie to, co odkryła, dotyczy niedawnej dyktatorki, a obecnie uczennicy lawendowej księżniczki. Nie da się ukryć, że Starlight Glimmer miała swego czasu ogromny wpływ na Devil Marksa, co ukształtowało go tym, kim jest obecnie, a co niekoniecznie jest w smak księżniczkom, czy powierniczkom elementów harmonii. Jeżeli jest ktoś, kto mógłby przemówić mu do rozsądku, to będzie to Starlight we własnej osobie. Czy Devil Marks ma jeszcze szansę na odmianę swojego życia, a może to Starlight znajduje się pod czyimś wpływem i w rzeczywistości nie jest sobą?

 

Ogólnie, opowiadanie przypomina troszkę poprzedni odcinek – było krótko, zwięźle, na temat, miałem znajome wrażenie, że autor od początku zaplanował sobie, co ma się znaleźć w fanfiku, w jakich ilościach oraz w którym momencie. Wyszło całkiem całkiem, zero poczucia negatywnego niedosytu (w końcu mamy ciąg dalszy, całkiem obszerny :D), tudzież wrażenia, że opowiadanie było niekompletne. Moim zdaniem, „W promieniach zachodzącego słońca” sprawdza się jako zwieńczenie „Demonów przeszłości” i daje sszerszy kontekst temu, co się dzieje w głównych, dłuższych opowiadaniach, składających się na sagę „Owsa na tysiąc sposobów”.

 

Jeśli chodzi o postacie kanoniczne, to jestem zadowolony. Nie były to najwierniejsze kreacje, jakie w życiu widziałem, ale spełniły swoje zadanie, podobały mi się. Czy to poszczególne interakcje, pozy, mimikę, wszystko mogłem sobie wyobrazić na bazie tekstu i nie gryzło się to ze sobą, więc w porządku. Ciekawie czytało się o ołtarzyku, czy też reakcji Starlight, a scena końcowa, gdy Devil Marks ma widzenie, wydała mi się idealna na zakończenie. Fakt, tekst jakby urywa się, dostajemy zapowiedź ciągu dalszego, ale ów ciąg jest, stąd cykl „Demony przeszłości” działa jako prequel, chociaż wydaje mi się, że dobrze się stało, iż najpierw zapoznałem się z główną sagą, znajomość początków Devil Marksa mogłaby zbić nieco aurę tajemniczości, którą daje się poczuć podczas lektury sagi „Owsa na tysiąc sposobów”.

 

Niestety, nie obyło się bez paru błędów, dotyczących oczywiście formy. Przykładowo:

 

Cytat

„ Widziały latające pegazy spieszące się do swych domów, głosu Pinkie Pie szczebiotającej radośnie z Applejack, która ciągnąc wóz z zakupami powoli kierowała się do domu.”

 

Poza interpunkcją, zdanie kiepsko brzmi, no i tak: „spieszące się do swych domów pegazy”, to ok, ale za moment przewija się „głosu Pinkie Pie (...)” i nie wiem, czy zabrakło jakiegoś słowa? O co chodzi, że widziały głos? Prędzej słyszały. Co tu się stało? :fswhat:

 

Cytat

„Otulony promieniami zachodzącego słońca wpatrywał się w przestrzeń, bezrozumnie pogrążając się we wspomnieniach.”

 

Zdanie ok, tylko brakuje przecinka, po „słońca”. Jednocześnie, to chyba pierwszy raz w „Demonach przeszłości”, kiedy przyuważyłem dosyć dużą amplitudę w jakości/ brzmieniu zdań. Są zdania pogmatwane, jak przytoczyłem przed chwilą, a są również zdania całkiem ładne, takie jak to. Zastanawiam się, czy autor jedne fragmenty pisał w skupieniu i natchnieniu, gdyż bardzo chciał je napisać, ale drugie już za bardzo mu nie szły, bo natchnienia/ czasu brakowało, a może czuł się mniej zaangażowany w „spoiwo”, które miało połączyć te najlepsze fragmenty w jedną, logiczną całość. Tak myślałem, aż zacząłem czytać uważniej i to jednak nie jest kwestia całych fragmentów, ale zdań je tworzących. To całkiem ciekawe, bo główna saga wzbudzała ciekawość i była na swój sposób intrygująca – o czym zresztą już pisałem – ale wynikało to z treści, ze świata przedstawionego, alternatywnego do tego, który znamy z serialu. Natomiast tutaj, ciekawi mnie jak wyglądał development poszczególnych odcinków i jaką autor miał wizję, dotyczącą tego, jak miały one wyglądać. No, pomijając ograniczenia wynikające z konkursu.

 

Cytat

„  —  Starlight…  —  wyszeptałz uczuciem.”

 

Brakująca spacja. W ogóle, skoro jesteśmy w temacie, skąd te podwójne spacje przed i po pauzach, zamiast których powinny być półpauzy? W sumie, chyba wcześniej o tym nie wspominałem, ale generalnie w każdym odcinku mamy widoczne, długie pauzy, a powinny być półpauzy. Nie pamiętam już, czy raz po raz przewijały się dywizy (no bo zwykle to one błędnie występują zamiast półpauz), ale wypadałoby się temu przyjrzeć.

 

Poza tym, oceniam opowiadanie jako najbardziej klimatyczne z całej czwórki. Pozostałe odcinki okazały się pod tym względem – pomimo pewnych zgrzytów – w miarę równe, a to się nieco wybija :D Czytało się całkiem dobrze, miejscami bardzo przyjemnie, ze względu właśnie na te ładniejsze zdania i momenty.

 

 

Cóż, pora napisać wreszcie coś więcej na temat postaci Devil Marksa. Generalnie, pod kątem designu, usposobienia oraz sposobu działania, nie mogę się przyczepić – jest ok. Niestety, ale tylko ok. Wiadomo, Marks wiele zyskuje po zapoznaniu się z całością sagi, jednakże brakuje mu w „Demonach przeszłości” czegoś charakterystycznego, czegoś, co, mówiąc kolokwialnie, dodałoby jego kreacji „pieprzu”. Bo wydaje się troszkę standardowym złoczyńcą o wprawdzie niby średniej mocy, ale o wystarczająco niecodziennej naturze, by sprawić kłopoty. Jeśli nie charakter, to chyba najbardziej na wyobraźnię działa motyw sekty oraz jego fanatycznych wyznawców. Znaczy się, w jaki sposób oddziałuje na kucyki na szerszą skalę, nawet niż Starlight Glimmer (Uczeń przerósł mistrzynię?), żeby pozrywać więzi rodzinne i wzbudzić nienawiść do Elementów Harmonii, do księżniczek. Z perspektywy czasu, troszkę niewykorzystany potencjał.

 

Wątek zakochania się w Starlight... Cóż, dobrze, że mieliśmy ołtarzyk, generalnie nie weszliśmy głębiej w sferę emocjonalną, czy w uczucia, ale w sumie to, co już jest, spełnia swoje zadanie (wszakże nie miał to być [Romans]), aczkolwiek nie oszukujmy się – motyw znany i oklepany, nie ma powodów do zachwytu, myślę, że czy to w fanfiku, czy w filmie, czy grze, wszyscy już to widzieliśmy. Stąd bardziej atrakcyjny wydaje mi się wątek ideologiczny, tj. wizja świata, jaką chciałby ziścić Devil Marks, wprawdzie po to, by odzyskać swoją Starlight, ale ok, niech będzie.

 

No i ostatnia rzecz – imię bohatera. Teraz, gdy jest już po wszystkim... troszkę średnio mi pasuje. Nie jest to najmhoczniejsze, najbardziej edgy imię, jakie znam, niemniej brakuje mu kreatywności. Czy miałbym jakieś swoje propozycje, gdyby swego czasu autor zaprosił mnie do sztabu prereadującego? Hm, czy ja wiem? Vile Mark? Nefarious Glyph? Wicked Stamp/ Staple? Ominous/ Sinister Stigma? Możliwości troszkę jest, może nadal nie byłoby to faktyczne imię, jakie mógłby otrzymać kucyk w tym świecie, ale zawsze można wyjaśnić fabularnie, że to nie jest prawdziwe imię, ale imię, które ów bohater sam sobie nadał, gdy wyruszył na krucjatę. Grunt, że da się wywalić „devil”, co nie tylko jest troszkę wyświechtane, ale nadaje niepotrzebnego, demonicznego wydźwięku, główny powód, dla którego, gdyby to ode mnie zależało, rozważyłbym alternatywne imiona/ ksywki ;)

 

 

Cóż, to by było na tyle, jeśli chodzi o „Demony przeszłości”. Generalnie, całkiem niezły, chociaż niedoskonały prequel do serii „Owsa na tysiąc sposobów”, nie tylko pod kątem formy, ale także miejscowych zgrzytów związanych z klimatem, tudzież z tym, jak elementy kreskówkowe mieszają się z poważniejszymi, przez co odbiorca ma kłopot z odbiorem tekstu, ale tak w ogóle, to dosyć dynamiczna historyjka ujęta w czterech odcinkach, która dobrze sygnalizuje to, że lada moment wszystko się zmieni, gdzie człowiek ma poczucie, że te serialowe przebłyski, to są jedne z ostatnich przebłysków, zanim znajomy świat ulegnie wielkim zmianom, chociaż wiele pomaga znajomość głównej sagi. Niemniej, było to wystarczająco wciągające, bym chciał doczytać do końca. Jasne, mogło być lepiej, forma mogła być lepiej dopracowana, ale to, co już jest, nie powoduje szczególnie złych wrażeń, w żadnym wypadku. Było w porządku. Tylko w porządku, ale jednak.

 

Generalnie, podtrzymuję, że początkowo lepiej zabrać się za główną serię, a potem, ewentualnie, sięgnąć po prequel. Powiem przewrotnie, że same „Demony przeszłości” średnio radzą sobie jako samodzielny utwór, niby jak najbardziej można go przeczytać bez znajomości sagi „Owsa na tysiąc sposobów”, jednakże na surowo wrażenia mogą okazać się zbyt mieszane, by zachęcić czytelnika do lektury serii. Jako że ma to być kontynuacja „Demonów”, ktoś mógłby nastawić się na kolejne perypetie Devil Marksa, czy też średnio zobowiązującą lekturę o gościu, który zadurzył się w Starlight i troszkę zbyt poważnie wziął do siebie ideę równości, a przecież główna saga jest zupełnie o czymś innym i oferuje znacznie więcej, niż można się spodziewać po samych „Demonach”. Również w materii pytań, które dosyć długo pozostają bez odpowiedzi. Stąd, chyba lepiej będzie zapoznać się z całością cyklu, zaś ów prequel potraktować jako uzupełniającą ciekawostkę ;)

 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia przy kolejnych projektach! :D

Edytowano przez Hoffman
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

„Demony przeszłości” to zapewne nie jest zły fanfik. Ale fakt, że zaraz po przeczytaniu miałem problemy z podsumowaniem tego co się stało a nawet zapamiętaniem tytułu nie świadczą o nim dobrze.

 

Starlight miała kiedyś wioskę. Jednak gdy nawróciła się na stronę dobra, jeden z jej zwolenników założył sektę. Nazywał się Devil Marks (zapewne skojarzenia z Karolem Marksem są wskazane) natomiast celem jego organizacji był podbój Equestrii. Wiem też co nieco z końca, jak się ten plan rozwijał i jak zakończyła próba jego rywalizacji.

 

Ogólnie jednak fabuła jest dość miałka. Miałem wrażenie, że sceny, nawet te dynamicznie napisane, jakoś nie tworzą razem jakże pożądanej, dynamicznej całości. W efekcie całość po prostu zaczęła mnie nudzić i przestałem przywiązywać wagę do tego ci się dzieje w opowiadaniu. Odhaczenie kilku punktów bądź co bądź w zupełności mi wystarczyło i bez żalu, że to koniec pożegnałem się z tym dziełkiem. Naprawdę, żadne wydarzenie z wyjątkiem przemowy na początku, walki psów nie zapadło mi w pamięci na tyle, żebym mógł je odtworzyć w tym komentarzu. Jednak wspomniana walka psów jest dynamicznie napisana i raczej dobrze świadczy o umiejętnościach pisarskich autora. Niestety sposób plecenia siatki akcji już mu tak dobrze nie wychodzi. I jest to już któryś fanfik autora w którym powtarza się ten problem. Może jest tak dlatego, że mamy narrację z kilku punktów widzenia. W tym wypadku jesteśmy świadkami poczynań trzech grup. I skaczemy co kilka stron lub nawet częściej, pomiędzy nimi. W rezultacie ich poczynania nigdy nie mogą nabrać kompleksowości. Zresztą i tak byłoby to trudne zważywszy, że fanfik ma jakieś 25 stron. Naprawdę, spisek Devil Marksa mógłby być bardziej dopracowany a co za tym idzie akcji mogłoby być więcej a stawki wyższe.

 

Pochwalę jednak imię i nazwisko głównego antagonisty. Budująca Wioskę Równości, Starlight jakby odwoływała się do podstawowego hasła komunizmu, natomiast tytułowe demony pasują do jego imienia, Devil. Tylko czemu nazywa się on Marks, przecież to spolszczenie nazwiska, a kucyki nazywają się z angielska. Czyżby autor trochę się pogubił? Powinien się on zatem nazywać Devil Marx. 

 

Podsumowując, „Demony przeszłości” mnie wynudził a przecież wcale nie jest on długi. Nie jest on jednak źle napisany tak jak zazwyczaj to rozumiemy. Nie ma też tutaj dużej ilości błędów a są one raczej nieliczne. Dlatego ani nie zachęcam ani nie odradzam. Autor ma bowiem swoich fanów na MLPPolska. 
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...