Skocz do zawartości

[Gra] [Zapisy] Szkoła jak najbardziej specjalna


Lucjan

Recommended Posts

Szczerze mówiąc przyzywam kilka rodzajów zombie. Najlepsze są zombie tanki. Dość duże skurczybyki o dużej sile. Reszta to małe frypy które gdy ugryzą to miejsce które zostało dotknięte przez ich zęby zaczyna gnić. - wytłumaczyła cała czerwona.

 

W pokoju Gillarda i Bufeta. 

Serana obudziła się i szturchnęła Gillarda w bok. - Wstawaj kółku. Nie ma ci zbyt dobrze? zapytała z uśmiechem.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gaillard obudził się na podłodze. 

Tak, zbyt dobrze, kurwa.

Przewrócił oczami, ale nie odezwał się. Włożył okulary i udał się w stronę łazienki.

 Francuz nie był pewien, czy nie wolał Sarny zanim została jego nauczycielką. Może i próbowała go zabić, ale przynajmniej nie gwałciła jego przestrzeni osobistej tak mocno. I nie musiał być delikatny w dawaniu do zrozumienia, że chce, żeby się od niego od...czepiła. A do dziewczyny widocznie nie docierało nic delikatniejszego od rzucenia w nią kapciem (nie żeby Gaillard kiedykolwiek tego próbował). Albo specjalnie próbowała go irytować. Gdyby facet tak mu się narzucał, już by go dawno przyskrzynili.

 Gaillard zamknął drzwi od toalety i przemył zmęczoną twarz. Skierował swoje myśli na przyjemniejsze tory. Ćwiczenia z ciśnieniem wychodziły mu coraz lepiej, ostatnio zagotował wodę w trzydziestce. Był już blisko dotarcia do próżni. Nie żeby potrzebował dokładnie 0 hPa, ale to dawałoby większą pewność i skuteczność. Największym problemem była jednak energożerność tej operacji...

Miało być pozytywnie.

Ogólnie, był progress i Francuz był z siebie dumny.

 Gaillard po kilku minutach już ubrany wyszedł z łazienki. Nie był zbyt głodny.

- To co, idziemy?

Skopię ci tyłek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z jakiegoś powodu Józek poczuł się tak trochę delikatnie winny, będąc świadkiem reakcji Elesis na jego jakże delikatne i dżentelmeńskie zabiegi. Podrapał się po krótkiej szczecinie którą od trzynastego roku życia trzymał na głowie zamiast włosów. Odetchnął z cichą ulgą kiedy dowiedział się, że nie odpierdolił ze swoją własną lel nauczycielką niczego po pijaku. Ani na trzeźwo. Co mu tak pamięć o nocy wyczyściło, bo przecież nie alko? W końcu niby był szesnastolakiem i do tego już całkiem niezłym patusem, to jednak doświadczony w tych sprawach nie był, a co jak co, przed nią nie chciał wyjść na głupa.

- Znaczy ten, no - zaczął niezręcznie. - Zasadniczo nie wiem nawet ile masz lat, Ela. To trudno powiedzieć. Podobasz mi się, czemu nie, tyle ogarniam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kobiety nie pyta się o wiek. Ale dla twojej wiadomości to mam 19 lat. - powiedziała dając mu całusa. 

 

Godzinę później.

Karol, Gillard, Bufet, Marta i Dante stali na błoniach. Kilka metrów przed nimi stała Elesis i Serana. Po chwili Elesis podbiegła do Bufeta i pocałowała go.

- Masz wrócić cały i zdrowy. Zrozumiano? - zapytała. 

Do Gillarda podbiegła Serana i przytuliła się. - Daszsobie radę. Wierzę w ciebie. - powiedziała i cała czerwona dala mu buzi w policzek. Dante chwilę poczekał i kazał się dziewczynom odsunąć. W tym momencie zwrócił się do Marty.

- No. Pokaż na co Cię stać. - powiedział mężczyzna. Po chwili zawachania Marta się skupiła i w ciągu sekundy cała grupa pojawiła się w jakimś olbrzymim mieście na pustyni. Na ich powitanie wyszedł mężczyzna. Juz na pierwszy rzut oka można było ogarnąć, że jest kowbojem. - Hektor się was spodziewał. Będę walczyć tylko z jednym. - powiedział z uśmiechem i wyciągnął kartę z rękawa. - Kto wchodzi? - zapytał.

 

Oto i kowboj 

latest?cb=20170616223803

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To był w sumie pierwszy raz, kiedy spotkał się z innymi uczniami. I jak widać, te osobistości musiały chyba trochę znać się z Dante. No, niestety na bliże zakolegowanie się nie było czasu, kiedy znalazł się na środku pustyni. Przynajmniej miasto. Nie specjalnie przepadał za piachem, no ale cóż. Także wilki, przyzwyczajone do traw i gór, mogły się źle poczuć. Także Larentia wyraziła swoje niezadowolenie.

- Tak, wiem. Kojotem to ty nie jesteś - odrzekł. Gdy zbliżył się kowboj i złożył swoją propozycję, pokiwał głową - No dobra, amigo. Ja się zgłaszam - wszystko dość szybko się działo, a chęć walki z kimś żywym, byłą kusząca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Tuż po teleportacji Gaillard rozejrzał się wokół i zdumiony przechylił głowę. Nie wiedział wiele o miejscu, w które miał się wybrać, ale raczej nie spodziewał się... tego. Otwarte niebo, piasek, trochę taki western. Ciepło, ale nie za ciepło. Nietypowe miejsce dla demonów. Chyba.

 Kowboj zaoferował chyba najgłupszy układ, na jaki mogliśmy się zgodzić. Tak, zrezygnujemy z przewagi liczebnej na rzecz podchodzenia do ciebie pojedynczo jak w jakimś kiepskim filmie akcji. Jaki idiota by się na to zgodził?

 O. Ten idiota, najwyraźniej.

- Hej, czekaj, CZEKAJ! - zawołał głośno - Dlaczego mamy się zgadzać na jego warunki? - rozłożył szeroko ręce, wypinając pierś do przodu, i uśmiechnął się chytro - Mamy przewagę liczebną i teleportację. Dlaczego nie wgnieciemy po prostu gościa w powierzchnię ziemi i nie pójdziemy dalej? Albo, nie wiem, nie wyślemy go na Księżyc? Można zrobić coś w tym stylu, tak? - tu nastąpiła pauza na ewentualne potwierdzenie lub zaprzeczenie ze strony Marty.

- Ok, czy tylko ja mam coś przeciwko bezmyślnemu podążaniu za rozkazami wroga? Tylko ja?

- A co zrobisz, przebierańcu, jeśli więcej niż jeden będzie chciał walczyć? Poskarżysz się Hektorkowi? Mamooo, a oni mie bijąąą! - przedrzeźniał go, przykładając pięści do oczu.

- Heh, serio, po prostu załatwmy go razem i idziemy dalej.

Zaraz potem ponownie zwrócił swe ciało w stronę kowboja, uśmiechając się pobłażliwie. Zganił się w myślach za kuszenie losu, ale i tak nie mógł powstrzymać od śmiechu. Dyskretnie sięgnął jednak po swoją moc. W końcu właśnie sprowokował tego gościa nieokreślonego gatunku, a i tak miał zamiar walczyć, więc i tak lepiej byłoby się przygotować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh. O kurwa.

 

To była taka pierwsza generalna, instynktowna reakcja Bufeta na to wszystko, co się właśnie teraz stało. Ogólnie był już poniekąd świadomy, że udają się na jakąś wyprawę, ale nie brał tego bardzo na poważnie, zajmując się słodkim lenistwem, kiedy treningi się skończyły. Zaczął się niepokoić dopiero, kiedy znalazł się w jakiejś grupce wspaniałych i jego już chyba dziewczyna się z nim pożegnała. Tsoooo. Co tu się odjaniepawliło w ogóle, zadawał sobie te pytanie dresik.

 

Wracając, chyba szykowała się jakaś walka, i to pewnie nieco grubsza, z tym kowbojkiem. Francuz miał rację, więc Bufet postanowił się w tańcu nie pierdolić. Dał swojemu przyjecielowi delikatny znak dłonią, po czym mając nadzieję, że ten załapie o co chodzi, po prostu zespawnował sobie cukinię giganta i rzucił się w stronę kolesia tępo.

 

Ale nie nie nie. Miał plan. Zamierzał odegrać osiłkowatego debila na jakiego zdecydowanie wyglądał, i zamarkować atak. W ostatniej chwili rzuciłby w kapucyna cukinią, przysiadł, zespawnował pieczoną w maśle z cytryną i genitaliami jeżowców rybę piłę i wyskoczył jak sprężyna od dołu na tego teksańskiego fagasa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kowboj zareagował od razu. Jedną kartą rzucił w Bufeta a drugą w Gillarda. Dres mógł poczuć jak w momencie zetknięcia się jego z kartą,  nastąpił mały wybuch ale dość silny by ten odleciał na miejsce z którego wyskoczył, za to Gillard nie poczuł nic. No może oprócz blokady umiejętności.  Czyli kowboj ogarnia o co chodzi. - Tobie chłopcze moce wrócą jak przyjdziesz przez bramę. A ty łysolu się ogarnąć i nie zgrywaj głupiego. - powiedział spokojnie mężczyzna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oty chuju, pomyślał od razu Bufet dostając takiego bitchslapowego hard reseta prosto na miejsce startowe. Trochę się wkurwił. Tyle się trudził, trenował, zapierdalał i znosił fochy rudej Elesis czy w sumie jak jej tam było, a ten od razu tak bez niczego zamiata nim podłogę. Po chwili wkurwił się nawet trochę bardziej. To było nie fair, i zamierzał udowodnić kutasiarzowi, że stać go na więcej.

- A bo co? Chuju?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O nie. Oooo nie. Nie zrobił tego, gnój jeden. o prostu kurwa no nie. Bufet poczuł ogarniającą go falę gniewu. Wiedział, że może sam dostanie sromotny wpierdol, ale wszystkich razem było ich tu pięciu. Pięciu luda, z czego jeden to Dante. A on też jest koks. Ale jak na razie nikt poza nim i Francuzem w żaden sposób nie zareagował, więc Józek pomyślał, że może jednak odrobinę spuści z tonu, ale tylko po to, by poczekać na resztę. A potem obsmarują chujkiem podłogę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mówiąc szczerze, miał niezły ubaw, patrząc jak napastnik uspokaja temperament towarzyszy. Miło czasem patrzeć z boku, jak inni się biją.

- No ładnie, nie powiem - pokiwał głową w stronę kowboja - Powtarzając moje stanowisko, wchodzę skrzyżował ręce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Gaillard zamierzał zmiażdżyć napastnika ciśnieniem. Chłopak, zbliżając się szybkim krokiem do walczących, skupił się całym sobą na punkcie, w którym on stał.

 Za bardzo się skupił na punkcie, za mało na unikach.

 Ał. Bardzo ał.

 Teraz to już naprawdę pożałujesz.

 Gaillard sypnął piachem w oczy kowboja, by ten nie mógł w niego ponownie wycelować. Poprawka, chciał to zrobić. Nie mógł. Przez użyć mocy jeszcze kilka razy, machając energicznie rękoma, lecz nic to nie dało.

 Francuz zmartwił się.

- Kurwa mać. 

- Nie mogę robić forcechokingu. Wkuwałem na to, eunuchu!

Kowboj zagroził teraz Bufetowi wywaleniem jego jelit na wierzch, jeśli się nie ogarnie. Zdziwiło to Gaillarda. Czyli nie zamierzał tego zrobić, jak Józef się ogarnie? To to nie była walka na śmierć i życie? Cóż, nikt nie powiedział, że będzie. Czyli co, na odklepanie? W sumie, lepiej dla nas. Chyba. Może. Mam nadzieję.

Edytowano przez Matil
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dante westchnął i zwrócił swoją twarz w stronę kowboja. Zbliżył się do Gillarda i położył mu dłoń na ramieniu. - Uwolnienie. - wyszeptał i moc chłopakowi wróciła. Następnie odezwał się w stronę kowboja. - Dobra cukiereczku. Nie mamy czasu na gadanie. Bufet. Teraz! - zawołał i zniknął, aby pojawić się za kowbojem i kopnąć go tak by poleciał w stronę Bufeta. W tym samym czasie na murze siedziała jakaś kobieta w czarnej szacie i wszystkiemu się przyglądała. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i to Bufet rozumiał. Praca zespołowa, szybka akcja i wszystko poustawiane na swoim właściwym miejscu. Już czuł, że coś się zacznie kiedy tylko Dante się zebrał, więc przygotowywał się duchownie i trochę też fizycznie do starcia, ale to ostatnie to tak bardzo nieznacznie. Na zasadzie przyjęcia lepszej postawy, ugięcia kolan i innych takich różnych ważnych rzeczy które mogą dać mu choć minimalną przewagę na start.

 

Dlatego kiedy kowboj poleciał w jego stronę, odrobinę się spodziewał. Ale tylko tak troszkę, wciąż nie przeszkodziło mu to mieć całkiem nieźle zdziwionego wyrazu twarzy. Z tym, że na takie dziwienie się nie było specjalnie czasu, więc dosłownie w sekundy zabrał się do roboty. Zespawnował sobie michę gorącego spaghetti tak, by kowboj strategicznie się w nią wpierdolił. Był w bezwładzie, więc nie było siły, by nie wpadł. Następnie chłopak przygotował taki potężny, koreański szaszłyk w sosie sojowym, paście z fermentowanej fasoli, z cebulą, papryką, ananasem. Oczywiście wszystko na ostrym i wytrzymałym szpikulcu grillowym.

 

Założeniem było nadziać na to kolesia, ale Bufet nie był kretynem i spodziewał się, że kowboj może odjebać coś, co pozwoli mu przeżyć. Więc tak jakby co był gotowy do uniku na bok, by zejść kolesiowi z drogi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cal przed śmiercią, kowboj zamienił się w karty i wylądował przed Karolem. - Zaczynamy. - powiedział z uśmiechem i kopnął chłopaka z taką siłą, że ten odleciał 10 metrów w tył. Dante za to zrobił kilka ruchów dłoni aby zakończyć pieczetowani i wycelował dłonią w stronę kapelusznika. Po chwili w jego stronę poleciały pioruny. Ten tylko skwitował to uśmiech i wyskoczył w powietrze tak, że znalazł się nad piorunami. - Chlopaki, teraz! - zawołał Dante.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Francuz poczuł odblokowanie się jego mocy.

- Dzięki! - zawołał z lekkim opóźnieniem do Dantego.

 Zauważył, że jego towarzysze, na razie poza dziewczyną, poszli za jego radą i wspólnie kopali tyłek kolesiowi (z różnym skutkiem).

 Kowboj, w sumie jak każdy, z kim Gaillard do tej pory walczył, postanowił fruwać. Chłopak już zamierzał go zdmuchnąć, gdy zauważył, że nowy chłopak, którego imienia nie kojarzył, rzucał włócznią/oszczepem. Cóż, minusy pracy zespołowej.

 Hmm, powinienem się chyba jakoś inaczej w to włączyć. Zwinny jest gościu i zdecydowanie nie jest to człowiek. Nie wiem, czy potrzebuje powietrza. Może? Kto wie. Ale na razie coś łatwiejszego. Coś czego się nie spodziewa...

 Gaillard, znajdując się w tej chwili za plecami (ale głównie pod nogami) mężczyzny, rzucił w niego wyjątkowo rozpędzonym kawałkiem lodu. Francuz nie rozpędził wiatru poza cienkim strumieniem potrzebnym do dorzucenia, żeby nie zmienić trajektorii włóczni, a jednocześnie rozpędzić pocisk do prędkości "ała, krew mi leci, ał".

 Chłopak miał na celu rozproszenie uwagi kowboja tak, by nie mógł się on skupić na unikaniu innych ataków (i oczywiście uszkodzenie go potem silniejszymi atakami). I Herkules dupa, kiedy ludu kupa. W końcu duża ilość pocisków z różnych stron nie pozwoli mu na uniki. Jednocześnie pozycja mężczyzny w powietrzu sprawiała, że niemal nie było szansy przypadkowo wycelować w sojusznika, co byłoby dużym problemem na dole. Po raz kolejny Gaillard zauważył, że latanie bez namysłu mogło przynosić więcej szkód niż korzyści.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bufet strzelił karkiem i odwrócił się majestatycznie, rozciągając dłonie. Po drodze zrobił paskudną minę, niby to uśmiech niby grymas. Wyciągnął obie dłonie w stronę kowboja, nieźle wkurwiony, ale też pocieszony faktem, że reszta w końcu zaczynała coś też kurwa robić. Kowboj już niezłą krechę sobie u chłopaka zrobił, a to, że jednak przeżył skurwiel, dodatkowo go rozjuszało. Józek zamierzał więc skupić się poważnie na tym, co od początku uznał za swoje zadanie. Zwracaniem uwagi i zajmowaniem fagasa.

 

Dlatego pierdolnął solidnie deszczem ozdobnych butelek z lodowato zimną wódeczką, takich w kształcie kałachów. Im więcej szkła, tym lepiej. I trzyma ich taki napieprzający ciągle strumień, jak karabin maszynowy dużego kalibru. Niech frajer żre to!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tego się gościu nie spodziewał. Wszystkie ataki w niego trafiły robiąc chmurę dymu i wszystkiego co w niego trafiło. Gdy kowboj się pojawił, okazało się że leży nieprzytomny na ziemi. Dante podszedł i na wyczucie kopnął go w twarz. - To co? Idziemy dalej?  Czy macie zamiar nad nim się poznęcać?  - zapytał grupę. Dziewczyna dalej stała z tyłu i utrzymywała resztę w tym wymiarze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm. Poszło łatwiej niż się spodziewałem. Dla pewności przywołał jeszcze swoją włócznię, aby sprawdzić czy wszystko z nią w porządku.

- No możemy iść dalej. Nie widzę przeciwwskazań - odparł. Ciekawe co mnie jeszcze spotka na tym padole.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...