Skocz do zawartości

[Mephisto] Wyprawa


Recommended Posts

Gassot poruszył tak aby spojrzeć na Zallena. Pozwolić dzikowi zabić Tarica? O nie. Oparł spód ostrza o stope i podrzucił je, wciąż trzymając je w dłoni, tak aby móc oprzeć je o bark. Ruszył przed siebie. 

"Owszem, chce coś zrobić, przetestować cię."

Przyśpieszył, chciał biec ale noga mu na to nie pozwalała.

"Potrafisz strzelać ogniem? Płoniesz?" zapytał chwytając głowice miecza drugą ręką i starając się iść szybciej. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 365
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Darkin strzelił palcami, nie zmieniając pozycji. Przyjrzał się swoim szponom.

- Potrafię znacznie, znacznie więcej. Chciałbyś zobaczyć? Mogę ci pokazać. Ale musisz pozwolić mi przejąć kontrolę nad twoim ciałem. Jeśli będziesz chciał przestać, wystarczy powiedzieć. Nic nie stracisz, jeśli tylko ich zabijemy. To jak będzie? - zapytał, zwracając wzrok z pazurów na Gassota. 

Taric tymczasem coraz bardziej zbliżał się do dzika, wrzeszcząc niemiłosiernie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Nie zaprezentowałeś się jako ktoś komu oddałbym kontrolę nad moim ciałem od tak." 

Gassot starał się obecnie dogonić biegnącego i wrzeszczącego Tarica. 

"Skąd mogę wiedzieć czy nie zabijesz i mnie i Tarica?" 

Noxianin po raz kolejny zaczął zastanawiać się czy nie popełnił błędu podnosząc miecz. Z drugiej jednak strony, bez niego pewnie polegnie. 

"Jaki jest haczyk?"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W każdej chwili możesz mi odebrać władzę. Haczyk jest tylko w tym, że przy ataku na wroga muszę pozyskać z czegoś energię. Magia nie bierze się z niczego, ja biorę ją z ciał. Jeśli nie zabiję ich, osłabię ciebie. Ot, cały haczyk. To co robimy? - zapytał. 

Dzik zaszarżował, ociężale biegnąc w stronę rycerza. Dzieliło ich już parędziesiąt metrów, a dystans z każdą chwilą się zmniejszał. Trup wojowniczki uniósł rękę, przygotowują się do zadania ciosu powłóczonym po ziemi kryształem lodu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Noxianin zastanowił się przez kilka sekund. Cóż, w obecnym stanie walka będzie trudna. A z pomocą... Cholera to będzie głupie. 

"Pokonamy ją. I tylko ją. Zaraz potem, oddajesz mi prowadzenie. Rozumiesz? Inaczej, znajdę sposób żeby wrzucić cię do tej przeklętej otchłani! Chociażby razem ze sobą" 

Zaczął biec. Tak szybko jak tylko mógł. Tak szybko na ile pozwalała mu noga i zmęczenie. 

"A teraz... pokaż co umiesz!" 

Krzyczenie na kogoś przy użyciu myśli było specyficzne, ale rozmowa przy użyciu myśli w ogóle nie była normalna. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Noxianina przeszły potężne dreszcze. 

Punkt widzenia znacznie się podniósł, kiedy urósł paręnaście centymetrów. Ręce odrobinę się wydłużyły i zakończyły szponami jak u darkina, a skóra poszarzała i pokryła się płytkami przypominającymi nieco połączenie skóry krokodyla i zbroi płytowej. 

Zmienił się także widok - darkin miał szersze pole widzenia, ale obraz ostry był tylko w centralnym punkcie. Dodatkowo Gassot poczuł, że został wepchnięty wgłąb własnej czaszki. 

Ciało rozpędziło się i w szybkich, długich susach znalazło przy Taricu. Miecz rozbłysł płomieniami i zagłębił się w potężnym karku dzika, kończąc jego szarżę. Cios był naprawdę potężny.

Z tego wszystkiego trup wojowniczki spadł bezwładnie na śnieg. Oczy dzika zmętniały, zgasły i zapadły się, kiedy metalowe ostrze odrąbało łeb od korpusu i zapadła bardzo nienaturalna cisza. 

Taric spojrzał na Gassota z bezgranicznym zdziwieniem. 

- Tak to się robi, ty wymuskany cwaniaczku - wypowiedziały usta Gassota, ale głosem darkina. 

Pozostał już tylko ożywieniec na śniegu. 

- Wymuskany... Cwaniaczku? Co cię opętało, Gassocie? - zapytał Taric, nie opuszczając broni. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skończ się popisywać i do roboty. - 

To było dziwaczne uczucie, takie wyrwanie z kontroli nad ciałem, jakby był teraz tylko obserwatorem. - Powiedz mu, żeby na razie się tym nie martwił. - dodał zaraz potem. - Dobra, kolej na nią. - postarał się wymusić na Darkinie aby ruszył na nieumarłą i uderzył. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot mówi, żebyś się nie przejmował. Kiedy będzie chciał, z powrotem przejmie kontrolę nad ciałem. Póki co... Pomoc nadeszła. To będzie formal...

Nie dokończył, bo coś rąbnęło ich w głowę. 

Normalnie Gassot od takiego uderzenia z pewnością by umarł, ale że darkin przejął kontrolę, tylko lekko go zamroczyło. 

Kryształ lodu wylądował z powrotem na śniegu, podczas gdy nieumarła wojowniczka unosiła już rękę, żeby zaatakować ponownie. Zostało to jednak udaremnione przez zwinną akcję darkina. Zdekapitowany trup ostatecznie został trupem. 

A przez śnieżycę wyjrzały kolejne niebieskie punkciki. Z początku dwa, bez wyraźnych zarysów sylwetki. Potem kolejne i kolejne i kolejne, tworząc niemal morze świetlików. 

- A niech mnie, najprawdziwsza armia. No, ale przecież nie takie się pokonywało... - rzucił wesoło Taric. 

- To trupy. Niczego się nie boją - wtrącił darkin. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Uważaj na to ciało. To wciąż moje ciało! Jak zginę od ran znowu będziesz leżał w śniegu."

Gassot postarał przyjrzeć się armii trupów. Nie rozumiał jakim cudem Taric dał radę być radosny. To była armia do której dołączą gdy polegną. 

"Dobra... Musimy ich załatwić. Dasz radę?"

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W takich momentach jak ten robi się taktyczny zwrot - odezwał się Zallen bez cienia strachu czy irytacji. - Widzisz, twój kumpel to wariat i on może co prawda chce umrzeć, ale ja nie zamierzam trafić ciała - stwierdził i... Wycofał się, oddając władzę Gassotowi. Wrócił jego ludzki wygląd, zniknęła szybkość i 

- W skrócie, nie lubię babrać się we flakach. Jest ich za dużo, a nie wiem na ile byłbyś odporny na trupi jad. Mogę ci pomóc, jasne, ale jeśli zawrócisz. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powrót do kontroli był dziwaczny. 

- Wow... to było specyficzne... - rzucił Gassot patrząc na miecz. Potem zerknął na Tarica. - Powinniśmy się wycofać na inną pozycję. Taką w której łatwiej się bronić przed hordą trupów! - zawołał do tarczy Valoranu po czym zaczął cofać się na drugą stronę mostu. 

"Dało by się sprawić, żebym wiesz... miał kontrolę i te ciało?" było to pytanie dziwaczne, ale chciał wiedzieć czy będzie musiał zawsze oddawać kontrolę, żeby robić fajne rzeczy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już paskudny śmiech uświadomił Gassota, że istotnie nie, tak się albo nie da, albo jest to sprzeczne z wolą Zallena. A nie przestawał się śmiać przez dłuższy czas, w trakcie którego Taric najwidoczniej bił się z myślami, a morze trupów stało nieruchomo. 

Nie żartuj tak nawet. Mam siedzieć tu cały czas i jeszcze oddawać ci część moich umiejętności? Dobre. Dowcipniś z ciebie, Gassot. Nie doceniłem na początku, przyznaję - odparł. Taric natomiast postanowił wrócić po rozum do głowy i taktycznie się wycofał. 

- To napawa mnie wstydem, ale rzeczywiście, lepiej będzie... Zostawić je w spokoju - stwierdził, idąc  w stronę mostu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedyne co był w stanie z siebie teraz wydać Gassot to przedłużone, zirytowane westchnięcie. Teraz nie tylko musiał znosić ciągłe gadanie Zallena, ale jeszcze nie będzie miał z tego żadnych bonusów? Zerknął na Tarica.

- Musimy znaleźć sposób jak się przez nie przedrzeć bez walczenia z całą armią - odezwał się do Tarica. - Znasz może jakąś alternatywną drogę? - zapytał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jest tylko most - odparł rycerz i zatrzymał się gwałtownie, jakby go wryło w ziemię. - Ależ... Gassocie! Stój! Nie możemy sprowadzić klęski na mieszkańców wioski, któzy udzielili nam gościny! - rzekł na samym progu do przedsionka  z wejściem na most. Gdyby Gassot odwrócił się do tyłu, ujrzałby postać górującą nad trupami. Nie było widać jej sylwetki - wirujące płatki śniegu ją przesłoniły. Póki co jednak trupy nie poruszały się, jakby strzegąc niewidocznej granicy bądź czekając na rozkaz. Co ciekawe, nie było widać oczu postaci ponad zombie - albo ich nie miała, albo nie była jedną z nich. 

- Nie ruszają się. Nie idą za nami - stwierdził darkin i zmaterializował się obok Gassota. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie mówię o powrocie do wioski, mówię o potrzebie lepszej pozycji - powiedział do Tarica rozglądając się uważnie po okolicy, szukając jakichkolwiek miejsc o znaczeniu strategicznym. Szanse pokonania armii samą siłą było by praktycznie niemożliwe, trupów było zbyt wiele. I chociaż Taric zdawał się być niespotykanie wręcz potężny, Gassot wciąż był śmiertelnikiem. Nawet z mocami Darkina.

Wsłuchał się w słowa Zallena i zaraz po nich się odwrócił. Chciał coś dopowiedzieć, ale ujrzał sylwetkę. A raczej sam zarys, czegokolwiek to było. Ważne jednak było to, że górowało nad armią trupów. Spodziewał się, że to jeden z nich ale nie widział oczu świecących błękitem. 

"Ta sylwetka... widzisz ją? To może być jeden z tych gigantów?" zapytał Darkina dalej patrząc na sylwetkę. Potem zerknął na Tarica, żeby sprawdzić czy on też zauważył ową sylwetkę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za niski. Przecież ledwie pół metra, może metr wystaje ponad nie. Chyba, że ktoś tu mocno przesadził w podaniach - stwierdził darkin. 

A lodowe zombie jak stały, tak stały. Nieruchome, jakby jakaś niewidzialna granica powstrzymywała je przed ruszeniem za Gassotem i Tariciem. Wkrótce zaczęło się ściemniać i wskutek tego trzeba było wracać, jako że droga była odcięta. 

- Jużeście wrócili? - zapytał zdumiony gospodarz, kiedy otwarł drzwi do których zapukali. Taric całą drogę nie wypowiedział słowa, najwyraźniej czymś mocno zawiedziony. 

- Wybacz, gospodarzu... Mamy wiele do opowiadania. Odcięto nam drogę - stwierdził, wtaczając się do środka.

Gassot był wykończony i przemarznięty, więc ciepło ze środka domu było aż nadto zachęcające. W środku było pusto. Prawie pusto, bo przy kominku grzała się samotna, drobna postać opatulona w za duży płaszcz. Postać siedziała na podłodze i wyciągała dłonie do ognia. 

- Strawy chcecie? - zapytał gospodarz. Zachowywał się jakby swobodniej niż ostatnio. - Skąd taki oręż wytrzasnęliście, co, kolego? - zwrócił się do Gassota. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Był to kolejny raz gdy Gassot użył miecza jak laski. Podążał za Tariciem znacznie bardziej zmęczony niż on, przy okazji myśląc na sylwetką, jeśli nie gigant, ani nie jeden z nieumarłych, to kto? 

A może jednak to był nieumarły? Jednak brak świecących ślepi wykluczał tę ewentualność. Z drugiej strony, stał razem z innymi trupami. Miał zdecydowanie zbyt wiele pytań a zbyt mało odpowiedzi. 

Co gorsza, Taricowi udzielił się zły nastrój. Tak jak wcześniej jego optymizm dawał swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, ponura Tarcza Valoranu wywoływała niepokój. Co nie wpływało dobrze na wizje misji. 

 

Nie był to zdecydowanie dobry dzień. No może poza mieczem... 

 

Powrót do ciepła był kojący i niezwykle przyjemny. Po spędzeniu dnia w mrożącym krew w żyłach mrozie, wizja ogrzania się była równie kusząca jak zostanie władcą Noxus. Czyli bardzo. 

- Coś ciepłego, tak poproszę - odpowiedział na pytanie o strawę. - A miecz... Znalazłem go w okolicy mostu. Wbity w kamień. - odpowiedział. Bardzo chciał udać się do ognia i ogrzać zmarznięte ciało ale zatrzymał wzrok na postaci. Czyżby jakiś inny gość? Zrobił krok w kierunku kominka i odchrząknął, żeby ostrzec osobę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wbity w kamień? No, no. To pary musicie mieć w łapskach sporo - stwierdził mężczyzna i poszedł przygotować jedzenie. Taric zwalił się ciężko na ławę. Z jakiegoś powodu nie kwapił się do poinformowania o żywych trupach, a sprawa była najprawdopodobniej poważna. Czekały na coś, ale trudno było powiedzieć, na co i nie były znane ich zamiary (za wyjątkiem tego, że nie mogły być dobre). 

Osoba przy kominku odsunęła się kawałek i zsunęła długi szal, odsłaniając twarz. Była dziewczyną, na pewno cudzoziemką - we Freljordzie nie mieszkali w końcu ludzie z tak ciemną karnacją. Ciemne, krótkie włosy były bardzo rozczochrane, a na nich tkwiła ozdoba z kamienia i złota. Oczy miała równie ciemne, nos duży i gęste brwi. Ogółem rzecz biorąc nie była szczególnie ładna, ale nie była też brzydka, a raczej dysponowała potężnym urokiem osobistym. Nawet uśmiechnęła się do Gassota, wkazując miejsce przy ogniu. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot tak naprawdę nie pamiętał jakim cudem wyrwał miecz, wiedział jednak, że jakimś cudem to zrobił. Odpowiedział więc gospodarzowi tylko wzruszeniem ramionami. Nie wiedział czemu Taric nie chciał nic powiedzieć o trupach, ale uznał, że ma jakiś powód istotny na tyle, że on sam również przemilczy tę kwestie, przynajmniej na razie. W końcu nie sposób kłócić się z tarczą Valoranu, prawda? Zastanawiał się tylko, czy uda im się stworzyć jakiś plan. W końcu musieli to zrobić jeśli chcieli pokonać armię nieumarłych.

 

W międzyczasie zdążył dowiedzieć się kto był drugim gościem w domu jego gospodarza. W zasadzie trzecim. Ciemna karnacja i krótkie włosy zdradzały pochodzenie dziewczyny z tych południowych części kontynentu. Może nawet z Shurimy? Zatrzymał wzrok na krótką chwilę na dość specyficznej ozdobie, po czym odwzajemnił uśmiech, bardziej z grzeczności, kiwnął głową i również usiadł przy kominku, kładąc miecz obok siebie i wyciągając ręce w stronę ognia. Zastanawiał się jak zacząć rozmowę, bo siedzenie w milczeniu trochę mu się nie podobało. Chociaż nie potrafił wymyślić żadnego sensownego zaczęcia rozmowy. 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę było dosyć niezręcznie. 

Dziewczyna starała się zachować neutralnie, ale przedłużająca się cisza i jej dawała się we znaki, co można było zaobserwować przez lekkie ściskanie dłoni i zakłopotane uśmiechy. 

- Więc... - odezwała się, przeciągając słowo. - Z daleka przychodzicie? Ty i twój kompan? - zapytała. Nie znała najwyraźniej Freljordzkich zwyczajów. We Freljordzie lubiono opowieści, ale nigdy nie pytano o cel bądź pochodzenie nieznajomego. Jeśli ów miał coś do powiedzenia, mówił, a reszta z zaciekawieniem słuchała. Jeśli nie, nikt nie ważył się pytać - ot, dla bezpieczeństwa. Nie było dobrze wiedzieć za dużo, a mieszkańcy lodowej krainy pośród tylu przeciwności losu zwyczajnie lubili spokój. 

Taric tymczasem siedział na ławie, wpatrzony  w przestrzeń. Teraz jednak nie był już niepocieszony, a zadumany. Niemal widać było, jak pracują myślowe trybiki. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot wpatrywał się w ogień jeszcze przez moment słuchając pytania, potem tylko zerknął kątem oka na Tarica. 

- W zasadzie to nie, wyruszyliy dziś rano,  od tego gospodarza, dotarliśmy do jednego z mostów nad Wyjącą Otchłanią, ale... Coś odcięło nam drogę i musieliśmy zawrócić. Chociaż pewnie jutro spróbujemy ponownie - odpowiedział - Rozumiem, że ty przybyłaś tutaj podczas naszej nieobecności? Jak na taki kraniec świata to całkiem sporo tu podróżnych - zażartował. - A ty? Z daleka przychodzisz? - zapytał, głównie dla podtrzymania rozmowy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co odcięło wam drogę? Pewnie lawina? Mnóstwo ich tutaj, naprawdę - stwierdziła uprzejmie i odchrząknęła, bo znów zrobiło się niezręcznie. - Bezpośrednio przypłynęłam z Ionii. Próbuję wrócić do mojej Shurimy, tam mam dom i rodzinę. Wydaje mi się, że jeszcze długa droga. Bo wiesz, w Shurimie jest piasek i bardzo ciepło, a tutaj... No, tutaj jest tak jakby bardzo zimno. Mam na myśli... eee... To miał być taki żart, że tak bardzo się różnią. W sensie Freljord i Shurima - zarechotała nerwowo, ale uśmiech w tym wypadku oczywiście nie oznaczał radości. Dla bezpieczeństwa skierowała wzrok z powrotem na ogień. 

Mistrz flirtu - odezwał się darkin. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, to nie była lawina. Powiedziałbym, że coś gorszego - odpowiedział, nim jeszcze zaczęła mówić o swojej drodze. Wysłuchał jej, w pewnym sensie zaciekawiony, bez konkretnego powodu, po prostu chciał się dowiedzieć. Jednak dziewczyna stosunkowo szybko stała się bardzo zakłopotana, ba nawet Darkin to skomentował.

"Domyślam się, że zrobiłbyś to znacznie lepiej co?" odpowiedział na jego stwierdzenie i sam spojrzał na ogień.

- Nie byłem nigdy w Shurimie, ale z tego co słyszałem, faktycznie, Frejlord i Shurima są zupełnie inne - stwierdził. Przez pewien czas milczał. - Tak myślę, wypadało by się przedstawić, jestem Gassot. Mogę poznać twoje imię? - zapytał i zerknął na dziewczynę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiwnęła głową i zatoczyła dłonią półokrąg na wysokości czoła w geście - najprawdopodobniej - przywitania. Ludność Shurimy składała się w większości z wędrujących plemion nomadów, toteż trudno było znać obyczaje ich wszystkich. 

- Nazywam się Taliyah. Miło mi cię poznać, Gassot. Co takiego spotkało was, jeśli nie lawina, na waszej drodze? Powiedziano mi, że najkrótsza droga prowadzi przez wielkie kamienne mosty nad tą przepaścią, czy otchłanią. I że wszyscy wybierają dłuższą drogę. Dlaczego? - zapytała, ale Noxianin nie musiał odpowiadać. Oto gospodarz przyniósł znów dwie misy tej samej zupy co rano, a po całym dniu o chlebie i twardym serze ofiarowanym jako prowiant, naprawdę dodawało to apetytu. 

Taric rzucił na blat trzy kolorowe klejnoty, a gospodarz zgarnął je na dłoń i kiwnął. 

- Gospodarzu! Czyha na was niebezpieczeństwo. Byliśmy tam i widzieliśmy coś przeraźliwego. Całe stado ożywionych zmarłych! Armię wręcz! - stwierdził Taric. Gospodarz zatrzymał się, nowo poznana Shurimianka spojrzała na Gassota pytająco, marszcząc brwi. Darkin zachichotał. 

- Oszaleliście? Martwi mają to do siebie, że są... martwi - odparł gospodarz, ale bez przekonania. Klapnął na ławę. 

- O, nie. To najprawdziwsza prawda. Morze zjaw, wszyscy ze świecącymi, niebieskimi ślepiami. Jak marionetki, ale stali tylko, zagradzając nam drogę. Widzieliśmy wojowniczkę ujeżdżającą wielkiego dzika. Jej bronią był kryształ lodu przytwierdzony do grubego łańcucha. Wieprz miał flaki na wierzchu, jej brakowało połowy twarzy i... 

Mężczyzna prychnął.

- Obłędu zaznaliście. Wojowniczka to Sejuani, przywódczyni dzikich plemion. Wiecie jak ją zwą? Furia zimy. Jest niepokonana, niemożliwe, żeby ją zabiła banda sopli. Bezwzględne babsko - stwierdził gospodarz. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot wziął zupę z wdzięcznością, był wręcz szczęśliwy, że uda mu się zjeść coś ciepłego. Kto by zgadł, że domowe ognisko i ciepła zupa wywołają w jednym śmiertelniku tyle szczęścia. Chciał jeszcze odpowiedzieć Taliyii ale zanim zdoła Taric zaczął mówić. Okej, czyli jednak będą o tym mówić. W takim razie nie ma co już się kryć. 

- To jest ta rzecz gorsza od lawiny - odpowiedział Shurimiance. Wysłuchał też słów gospodarza o obłędzie i wojowniczce. Niepokonana. To ciekawe.

"Sople jej nie zabiją, ale dekapitacja już tak." odezwał się do Zallena, oczywiście nie na głos. 

- Widziałem już kiedyś jednego martwego który martwy nie był. Nieumarłego Niszczyciela. On też jest "martwy". Dzieli też z tymi co byli na moście, i tą całą furią zimy świecące ślepia. Chociaż, te od niego świecą na czerwono - rzucił po chwili. - I... jeśli ta kobieta na dziku to furia zimy, cóż, nawet jeśli nie zabiły ją sople, teraz nie ma już głowy - oznajmił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...