Skocz do zawartości

[Mephisto] Wyprawa


Recommended Posts

Sam Vasco nie zdawał się nawet próbować ukryć, jedyne co zrobił to przykucnął na krawędzi z zaciekawieniem obserwując to co się działo. Nawet jeśli czuł niepokój, fascynacja w pewnym sensie była na tyle silna, że jeszcze nie uciekł. Nawet jeśli roślina była inwazyjna. Chciał dowiedzieć się więcej. Do tego to, co z rośliną się działo. Był zafascynowany, ale gotowy zbiec w dowolnym momencie. Jak zawsze zresztą. 

Na razie jednak gapił się na kobietę, starając się ocenić jej cechy. 

- Hej, żyjesz? - zapytał po chwili. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 365
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Hybryda człowieka i rośliny otworzyła lekko oczy i wbiła je w Vasco. To nie było nic przyjemnego, choć żółte, upiorne ślepia nie wyglądały chwilowo na groźne, a przebijało przez nie zmęczenie. Sama postać była brzydka, bo wyglądała staro i jakby była w początkowej fazie procesu mumifikacji. Kremowa skóra opinała kości i chociaż wszystko to wyglądało groźnie w otoczeniu roślinnych pnączy atakujących środowisko, kobieta w epicentrum dziwacznego zjawiska wyglądała po prostu jak staruszka, którą spotkało coś paskudnego. 

Otwarła lekko usta, ale wydobył się z nich jedynie niezrozumiały gwizd, a potem ciężkie westchnienie. 

- Umiera? - szepnęła Taliyah. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasco zerknął na Taliyiię i wzruszył ramionami. Potem raz jeszcze skupił wzrok na postaci. Nie wiedział co stanie się dalej, ale liczył na to, że uda się to rozwiązać pokojowo, nie chciał walczyć, a jak już, wolałbym po prostu zwiać. 

- Co ci się stało? I dlaczego wszędzie są te pnącza? - zapytał, licząc na to, że tym razem coś mu odpowie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wchodząca w proces mumifikacji postać znowu spróbowała odpowiedzieć, ale głos ugrzązł jej w gardle tak jak poprzednio i znów jedyne co wydobyło jej się z ust było tylko świszczącym, zachrypniętym dźwiękiem. Próbowała odpowiedzieć, ale nie była w stanie. 

- Czy dobrym rozwiązaniem jest pomoc jej? - zapytała szeptem Taliyah. W tym momencie istota w dziurze zdecydowanie nie była w mocy ani nastroju nikogo atakować. 

- Może to coś co zabiło smoka zaatakowało też ją? - dodała. 

Wydawało się, że decyzja co do dalszych wydarzeń należała w tym momencie do Vasco, który w końcu świetnie znał Ionię i jej środowisko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy była to litość, czy słabość, Vasco ostatecznie tylko wzruszył ramionami. 

- Cóż, wątpię, żeby dała radę zabić smoka, ale nie mogę też powiedzieć czy jest niebezpieczna - zwrócił się do Taliyii. - Sądzę, że powinniśmy ją zostawić - oznajmił podnosząc się ze swojego przykucu. - Wybacz, że ci przeszkodziliśmy - odezwał się do istoty a potem zerknął na Taliyiię. - Ruszajmy 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Istota w dole się nie odezwała, a Taliyah przez chwilę tkwiła w miejscu, czy to z przestrachem, czy ciekawością wpatrując się w dno dziury. 

- Umm... Vasco? - odezwała się z zakłopotanym wyrazem twarzy, zerkając to na młodego Vastaja, to na stwora. - A gdyby tak jej pomóc? Ona chyba stara się coś powiedzieć. Nie wiem czy dobrze rozumuję, ale w moich stronach jak ktoś tak wygląda to zazwyczaj potrzebuje wody... To znaczy w moich stronach może nie, bo tacy co tak wyglądają są martwi od paru tysięcy lat, ale ostatecznie ona wygląda jak roślina - dokończyła, wstając z pozycji leżącej, ale nie ruszając się z miejsca. Czekała na werdykt przewodnika. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Vasko podrapał się po podbródku w wyrazie zamyślenia. Mrucząc jednocześnie pod nosem "woda, woda".

- Tu chyba trzeba by trochę tej wody więcej, ale najbliższe źródło jest w jaskini pod ziemią... - oznajmił. Dalej drapiąc się po brodzie - Do tego dość głęboko. Może, dało by się tam pokierować korzenie, bo nie sądzę, żebym dał radę tam wskoczyć. Oprócz tego, mogę najwyżej zaoferować część tej wody którą mam przy sobie, wtedy mogę spróbować pokierować cię do jaskini - stwierdził sięgając do jednej z wewnętrznych kieszeni i wyjmując manierkę. - Eee... Pijesz normalnie czy korzeniami? - zapytał przykucając przy dziurzę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Istota o wyglądzie wyschniętej staruszki zwróciła oczy ku Vasco, ale z jej ust po raz kolejny wydobył się jedynie niezrozumiały świst. 

- Jak głęboko jest ta woda? - zapytała towarzyszka, patrząc ze zmartwieniem na umierającego stwora w dole. 

Okazało się jednak, że poszukiwanie źródła nie będzie potrzebne. Chwilę po tym jak woda z manierki zetknęła się z pomarszczonym ciałem, zdarzyło się parę rzeczy. 

Po pierwsze, roślinna postać wzięła głęboki, charczący wdech. Po drugie, korzenie na których stali Vasco i Taliyah zadrżały, a potem nagle zaczęły się poruszać i kurczyć, zmierzając do środka zagłębienia. Zrobiło się niemałe zamieszanie, młody Vastaj stracił orientację pośród wszystkich tych wężowych pędów, które podniosły się z ziemi jak owładnięte szałem. Stracił też z oczu Taliyę i stracił równowagę za sprawą oszalałej rośliny. Ale to wszystko nie trwało długo, bo moment małego kataklizmu minął, ustępując nienaturalnej pustce. 

Taliyah siedziała na ziemi z głową zasłoniętą rękami. Las był znów lasem który znał, choć mógł oszacować, że minie trochę czasu nim pobliskie rośliny wrócą do pełni zdrowia. 

Istota w środku stała w centrum zagłębienia, patrząc żółtymi, nieprzyjemnymi oczami na Vasco. Nie była już stara i pomarszczona. Jej skóra dalej była kremowa, ale pozostałe, roślinne części odżyły, nabierając jaskrawych kolorów. Było w niej coś pięknego, jako że przypominała postać dojrzałej, bardzo atrakcyjnej kobiety, jednakże trzeba byłoby mieć zerowy instynkt samozachowawczy, aby dać się na to nabrać. To nie był człowiek. 

- Ty - odezwała się. Miała dźwięczny, aczkolwiek dość dziwny głos niosący z sobą echo. - Pomogłeś mi. Wyświadczyłeś mi przysługę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Vasco obserwował cała sytuacje z zaintrygowaniem, próbując ustać. Co było bardzo trudne, nawet jemu było ciężko. Dlatego po całej sytuacji nonszalancko się otrzepał i wyszukał wzrokiem Taliiye. Gdy ją znalazł, wrócił wzrokiem do osoby której pomógł. 

- Zwykłe dziękuje, by wystarczyło. Ale dobra. W każdym razie, miałem nadzieje, że w lesie nie będzie już tych korzeni, bo mam wrażenie, że rozłożyłaś je dość inwazyjnie - stwierdził, starając się utrzymać pewność siebie, jednocześnie gotując się do ucieczki. - Ale teraz możesz mi też odpowiedzieć na pytania. Dwa dokładniej. Czym jesteś? Wyglądasz trochę jak Vastaj, ale roślinny. No i czy wiesz co zabiło smoka tu w okolicy? - zapytał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie jestem Vastajem. Nie do końca wiem, jak powinnam się nazwać - odpowiedziała, ani na chwilę nie tracąc tej dziwnej, prymitywnej pewności siebie. Wykonała okrężny gest nadgarstka i pomiędzy dnem, a krawędzią dziury wyrosły korzenie, po których istota lekko wspięła się, równając się poziomem z Vasco i Taliyą. Teraz dopiero ją zobaczyła, gdy dziewczyna wstała prędko i otrzepała się, próbując przywrócić resztki godności. Przy roślinnej, barwnej i atrakcyjnej "bogini" wyglądała jak szary wróbel. 

- I tobie też jestem winna przysługę, jak się zdaje. Nazywam się Zyra i jestem wdzięczna za ratunek. Możliwe, ale tylko możliwe, że biały gad i ja mieliśmy drobną sprzeczkę - wyjaśniła. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...

Nawet w Nashramae można było odnaleźć skarby, gorzej było je tu sprzedać. Głośne ulice, głośne bazary, każdy stragan z wyjątkowymi, jedynymi w swoim rodzaju rzeczami, które nabyć można było już za jedyne... A może tak dwa w cenie jednego, piękny panie? 

Trudno było nie stwierdzić, że Percival Fredericksten  z Demacji wyglądał jak cudzoziemiec. Jasna skóra, jasne włosy i ubranie kogoś, kto wiele wędrówek wcześniej był szlachcicem, a przynajmniej kimś z bogatego rodu. 

Ale Percival był sprytny, sprytniejszy niż uliczni sprzedawcy. Nie dysponował może dużą ilością gotówki, ale pojemny plecak niesiony dzielnie na grzbiecie dysponował czymś, co w środku tak niegościnnym jak pustynia było znacznie cenniejsze. 

Percival dysponował potężnymi narzędziami, zapomnianymi przez wieki. Obecnie w skład jego ekwipunku wchodziły: 

 

- Czerwony, pęknięty odłamek kryształu, którego co prawda Percival jeszcze nie rozgryzł, ale ponieważ wydobywało się z niego światło, z pewnością był magiczny;

- Księga z zaklęciami zapisanymi w starożytnym Shurimiańskim, którą z wolna rozszyfrowywał;

- Księga znanego demacjańskiego podróżnika, Vade'a de Martinequa, który szczegółowo opisywał swoją podróż po pustynnym kraju i jego legendy;

- Trzy shurimiańskie amulety z żółtymi kamieniami, wszystkie ze złota i wszystkie w kształcie dysków;

- Dwie złote kolie z turkusami znalezione w grobowcach 

- Zdobioną, rzeźbioną czaszkę wysadzaną czarnymi perłami - jedna z niewielu ioniańskich zdobyczy;

- Mieszek z trzydziestoma sztukami srebra, czterdziestoma sztukami srebra i siedemnastoma miedziakami; 

- Dziwną, fioletową maskę z dziwnego materiału przypominającego chitynę. Kiedy się ją zakładało, w oczodołach świeciło fioletowe światło;

- Wgnieciony, mosiężny kielich;

- Klepsydrę ze złotym piaskiem;

- Białą pelerynę, która potrafiła ukryć posiadacza, bo dysponowała magią iluzji;

- Niewielką manierką, która regularnie raz na dzień wypełniała się wodą pitną;

 

A wkrótce miało być tego więcej. 

 

Percival wiedział, że pod piachami Shurimy kryją się niezliczone skarby i wspierając się mapą oraz książką- pamiętnikiem podróżnika miał dotrzeć do jej dawnego serca - do miasta zwieńczonego słonecznym dyskiem. 

A ludzie w Nashramae byli niespokojni. Dotychczas borykali się z dziećmi Pustki, które coraz częściej wykazywały aktywność na wielkim, piaszczystym obszarze, a teraz doszły jeszcze plotki. 

Mówiono o królu, zmarłych wstających z grobów i niewolnikach. Przestrzegano przed zwiedzaniem grobowców i wyruszaniem w "niebezpieczne rejony". Ludzie się bali. 

Co zrobi Percival, zwiedzając zatłoczone, kolorowe ulice oświetlone porannym słońcem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strach przeciętnego mieszkańca Nashramae nie był podzielany przez Percivala, dla niego "niebezpieczeństwo" było dziwnym przejęzyczeniem od "potencjalny zarobek". 
Co prawda nie dosłownie, bo wciąż wiedział, że niebezpieczeństwo wymaga uprzedniego przygotowania się, ale oznaczało też, o wiele większe potencjalne zarobki, bo jednak najpotężniejsze artefakty nie leżą w rowach przy często odwiedzanych drogach...

 

No dobra, może jeden leżał, ale to wcale nie jest zasada, poza tym, pieniądze na które się zapracuje są najlepsze. 

Pieniądze na które się nie zapracuje są równie dobre.

Ale na razie, trudno było o pieniądze. Nie przez to, że jego obecne towary były niskiej wartości, wręcz przeciwnie. Problemem był brak odpowiedniej klienteli. A tutaj nie znalazł nikogo kto byłby odpowiedni. Co jednak w żadnym wypadku nie pogorszyło samopoczucia Percivala. Wiedział, że po prostu będzie musiał poszukać nieco intensywniej. Ale na razie, zatrzymał się pod jedną ze ścian, opierając się o nią i zaglądając do swojego niezawodnego przewodnika. Po raz kolejny poszukując najlepszych informacji, najlepiej o miejscach które zostały określone jako "niebezpieczne rejony". Po znalezieniu informacji, dziarsko ruszył na rynek, aby zobaczyć co dzisiaj jest sprzedawane. No i może uzupełnić prowiant. W zależności od tego jakie miejsce wydawało mu się najlepsze (to jest takie, które jest stosunkowo blisko, ale i jest uznawane za niebezpieczne przez ludzi), poszukałby też przewodnika. 
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Podróżuyąc przez zdradzieckie piaski Shurimy warto wynayąć mieyscowych nomadów, o obyczayności dzikiey, a charakterach nieokrzesanych. Owi ludzie pustyni przeprowadzić zgodni nieuważnego wędrowca bezpyecznie za opłatą wysokości ustalonej wagi złota bądź dyamentów, czy li innych kleynotów. 

Ciekawskich zainteresować mogą wtenczas zruynowane budowle na wschód od miasta Nashramae, którego perłą Shurimy zwać nie można; a yednak gdzieśli się kryią owe skarbnice niezmierzone, o których tak gęsto legendy piewayą. Wędrówkę namawiam by zacząć więc w stronę wschodnią, yako że wolna jest ona od piekielnych istot o twardych pancerzach, które to zwykły bywać na zachodzie, gdzie się gnieżdżą... Tako i ya wyruszam wraz z moimi nieustraszonymi, acz wątpliwie wychowanymi towarzyszami."

 

Dalej dziennik opisywał przygotowania do podróży i zwyczaje shurimian.

 

Jeśli chodzi o rynek, czy też główny plac, był on krzywo wybrukowany żółtym kamieniem, który w przeciwieństwie do większości budynków nie był piaskowcem. Z trzech stron otaczały go niskie, sześcienne budowle poprzetykane barwnymi tkaninami, z jednej zaś budynki stawały się wyraźnie bardziej reprezentatywne. Należały do miejscowej bogatej ludności, do szlachty swego rodzaju. Do głównego budynku prowadziły duże, dwuskrzydłowe drzwi osadzone na płaskich schodach. Obecnie drzwi były zamknięte, ale otwierały się podczas ważnych uroczystości. 

Wokół placu rosły palmy, a na jego środku stała duża, niedziałająca fontanna przedstawiająca czyjś dawno zatarty wizerunek. Pod ścianami domów stały kosze i naczynia, na rynku było dużo ludzi. Percival wyłapał nawet paru strażników miejskich, zawsze chodzących parami. 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znając już swój kolejny cel, i przypadkiem docierając na rynek zamiast na targowisko, pewnie przez własne pogrążenie w myślach (a może jakieś siły wyższe), Percival uznał, że skoro cel już obrał, uznał, że pora przygotować się na podróż. Mimo bycia raczej fanem posiadania pieniędzy, wiedział dlaczego jednak warto być gotowym do podróży. Dlatego, jeśli było to możliwe, przysiadł na chwilę przy fontannie i zaczął przeglądać mapę, zaznaczając na niej miejsca piórem, które powinien mieć, w końcu jakoś musi prowadzić księgi rachunkowe. 
 

Po zaznaczeniu i przyjrzeniu się mapie, zrobił szybką kalkulację aby określić czego będzie potrzebował, a czego akurat nie, oprócz oczywiście prowiantu. Po wykonaniu tejże kalkulacji i ponownym schowaniu mapy, upewnił się, że ma wszystko przy sobie i poszedł w kierunku targowiska, tym razem upewniając się, że na pewno trafi akurat na nie. Tam też, zakupi dodatkowe przedmioty potrzebne na wyprawę i popyta o najemnych przewodników. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tam też nie było trudno dotrzeć. Wystarczyło kierować się nosem i uszami, żeby wyczuć zapach shurimiańskich przypraw i krzyki tragarzy. 

 

Targ był ciekawym miejscem. Feeria barw i zapachów. Stragany ze sproszkowanymi przyprawami w wielkich, materiałowych worach, suszone korzenie na sznurach. Prócz tego stragany z wielobarwnymi materiałami, z glinianymi i kamiennymi wazami, nawet zwierzęta w klatkach. Do wyboru, do koloru. Były też oczywiście robiące konkurencję Percivalowi stragany z nic niewartymi, sztucznymi talizmanami i resztkami z grobowców, czyli błyszczącymi śmieciami. A jednak ludzie dawali się na to nabrać i tacy kupcy mieli powodzenie. 

 

Percival mijał też po drodze nomadów z tymi dziwacznymi zwierzętami przypominającymi bizony o zbyt długich nogach, z mułami, a nawet końmi, choć zabranie tych ostatnich na pustynię było pomysłem co najmniej głupim. Do wyboru, do koloru. Całe mnóstwo ludzi, wszystkich oczywiście gotowych na wyrzeczenia w imię garści złota. 

W oczy Demacianina rzuciła się grupka tubylców w czerwonych szatach. Siedzieli na dywanach w otoczeniu jednego bizonowatego stwora, wyraźnie wygrzewając się  w promieniach słońca. Towarzyszyła im wielka tabliczka z napisem "WYCIECZKI KRAJOZNAWCZE TYLKO TUTAJ". 

Nieopodal siedział staruszek z równie starym mułem, prawdopodobnie świadczący te same usługi. Wyglądał jak stary mędrzec, palił sobie w spokoju fajkę. 

Był też kolejny z usługodawców w otoczeniu Percivala, zamaskowany nomad w bieli z jaszczurowatym stworem... Jeśli dobrze kojarzył, stworzeń tych używali Noxianie w armii. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomimo odczuwania lekkiej irytacji tym, że tutejsi handlarze sprzedawali śmieci, Percival powstrzymał się od łamania zasad uczciwej rywalizacji. Przynajmniej na razie, a zresztą, z jego obecnego asortymentu raczej mało kto miałby dość pieniędzy aby coś zakupić, więc i tak nie miało to sensu. 

 

Dlatego wolał zatrzymać się na po prostu zakupieniu dodatkowego prowiantu, szukając czegoś łatwego w transporcie, który co prawda problemem nie był, ale i taniego. Z racji, że nie potrzebował za bardzo wody pitnej, mógł skupić się na jedzeniu. Nie spodziewał się podróży dłuższej niż tydzień, ale mimo to, kupił jedzenie na w sumie dziesięć dni. Z racji, że wolał być bezpieczny w razie obsunięć, albo spędzenia dłuższego czasu na poszukiwaniach.

 

No i wreszcie, przewodnicy. Z trzech wyborów które przykuły jego uwagę, jeden zwrócił ją nawet bardziej. Nomad w bieli, nie przez sam strój a przez stworzenie jakie mu towarzyszyło. Poprawił nawet okulary, żeby upewnić się, że wzrok go nie myli. 
Trochę wybiło go to rytmu. Zmusiło do zastanowienia, ale ostatecznie uznał, że nie ma sensu tak stać i podszedł do nomada. 

- Ciekawy... wierzchowiec, jeśli się nie mylę. Nie sądziłem, że zobaczę coś takiego tutaj - zaczął rozmowę spoglądając na nomada. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nomad zdjął maskę z twarzy, ukazując typową dla tego regionu twarz mężczyzny w średnim wieku, o gęstym, czarnym zaroście i ubytkach w uzębieniu. 

- A pewno, że ciekawy! Jedyny w swoim rodzaju, co nie, Bhedren? - po tych słowach klepnął z całej siły brązowego jaszczura w bok. Ten, niewzruszony, odwrócił wielki, łuskowaty łeb i spojrzał z gadzią, złośliwą pogardą na swojego jeźdźca i zapewne przewodnika. Syknął anemicznie i wrócil do żucia czegoś. Widocznie wielki jaszczur lata świetności miał już za sobą.

 

- A piękny pan co? Wycieczka orientalna? Złote piaski pustyni? He? Ruiny by się chciało pozwiedzać? Tylko u mnie! A jaka atrakcyjna cena! I to w dodatku z wierzchowcem, co nie boi się Xer'sai! On je pożera! - oświadczył z dumą, zachwalając leniwego jaszczura. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Domyślając się, że wyprawa aż do Złotego Dysku będzie wymagała o wiele większego przygotowania i kapitału, Percival na razie wolał zostać przy mniejszych celach. 
To jest, zarobienie więcej i przygotowanie się na dalszą podróż. 
Temu też z grzecznym uśmiechem wysłuchał sprzedawcy. 

- Ah, tak, wycieczka Orientalna to dobre określenie. Najlepiej taka po rzadko odwiedzanych ruinach - No a skoro pański wierzchowiec nie obawia się Xer'sai, to może nawet coś w kierunku zachodu? Jeśli jest tam coś rzadziej odwiedzanego oczywiście - powiedział uprzejmie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zachód, zachód... A tak, było coś takiego, jakieś ruiny zakazane, tajemnicze - odparł nomad, gestykulując żywo i próbując włączyć Percivala w swój tajemniczy nastrój. Było to trudne wobec tragarza nieopodal w czerwonym suknie, który darł się zachwalając swoje środki w podejrzanych buteleczkach. "Na lepszy wigor, ta noc będzie niezapomniana! Komu buteleczkę magicznego środka?! Komu chuć dokazuje, a ciało nie pozwala? Tylko u mnie promocja, piękni panowie! Dwie butelki w cenie dwóch!" 

-... Zapomniane przez wieki. Kto wie, co mogą kryć? A i oczywiście tak, jak najbardziej, mogę się podjąć tej niebezpiecznej, karkołomnej wyprawy w miejsce, gdzie nie było jeszcze nikogo... piękny panie. Aczkolwiek... - tu zrobił niewinną minę i zetknął palce wskazujące dłoni. - Ostatnie doniesienia od wędrownych brzmią niepokojąco, panie cywilizowany! Coś się przebudziło na pustyni, kto wie... Niestety, ale to dodatkowe ryzyko, także i cena większa, wiadomo, kręcić się musi rynek, wszyscy musimy z czegoś żyć, wyżywienie Bhedrena kosztuje... - wyliczał z błyskiem w oczach. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Percival nie zmienił swojego wyrazu twarzy, bo w końcu wiedział, że była to część gry stosowanej w całym tym handlarskim świecie. Co prawda starał się przy okazji dostrzec w słowach przewodnika jakieś wskazówki które pokazały by, czy jego słowa są prawdziwe. Co prawda wiedział o dodatkowych niebezpieczeństwach miejsca w które miał zamiar się udać, ale nie oznaczało to, niemożliwości koloryzacji. 

- Och, oczywiście, rozumiem to wszystko. Nie można przecież pozwolić by tak niezwykły okaz głodował - tu wskazał na jaszczura. - Więc niech mi pan powie, jaka była by cena za taką wyprawę? - zapytał nonszalancko, teraz jeszcze bardziej wytężając wzrok na poszukiwanie jakiś podkoloryzowań ze strony nomada. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cena, cena... Bezpośredni klient widzę, co? Wliczając energię spaloną na wędrówkę, ewentualne przeszkody, kataklizmy, xer'sai... Hmm... Nie można pominąć problemów gastrycznych, ale to wliczmy w kataklizmy, do tego dodajmy niewygody, wyżywienie, wyposażenie, czy wspominałem, że moja oferta to jest ta, no... Al-ekskuzif? To podnosi znacząco stawkę, ale przecież nie obniże standardów, mam zbyt dobrą reputację. To wyjdzie jakieś trzydzieści sztuk złota i dwadzieścia sztuk srebra. Przyjmuję także perły i klejnoty, jesteśmy tutaj w Nashramae no...globalni. Uniwersalni, o. Uniwersalni - oświadczył. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

- Al-eksluzif, hm? - Demacianin podniósł brew obserwując zachowanie kupca. - A więc akceptujecie też klejnoty, to się może nawet dobrze składa... - stwierdził a zaraz potem sięgnął do swojego plecaka aby wyjąć z niego jeden ze złotych amuletów - albowiem mam tutaj, taki oto amulet, szczere złoto, do tego z kamieniem szlachetnym - oznajmił z szerokim uśmiechem a potem zrobił krok w kierunku przewoźnika. - Jak widać jest to robota Shurimiańska, ale nie można zaprzeczyć, że jest wartościowy, piękne zdobienia, definitywnie warty tyle aby pokryć koszty przewozu, a nawet więcej - zbliżył go nawet trochę w kierunku przewoźnika. - Aczkolwiek! - odsunął medalion. - Istnieje pewne powiedzenie aby nie płacić przewoźnikowi nim nie przewiezie cię na drugą stronę. W naszym układzie drugiej strony nie ma, ale jednak. Ten oto medalion, będzie zapłatą - Percival raz jeszcze uśmiechnął się. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, nie, nie... Powtarza za mną: "Al-eks-ku-zif". Taki uczony, a prostych zwrotów nie zna, co? No nic, analfabeci zdarzają się wszędzie. - Przewoźnik rozłożył ręce, a zaraz potem jego uwagę przykuł medalion w dłoni mężczyzny. Pogładził się po swojej gęstej, pokazowej brodzie i chwycił klejnot w dwa palce, poprzedzając czynność pytającym 'hm?', wyrażając tym prośbę o pozwolenie. 

Nomada przyjrzał się uważnie ozdobie, a dla pewności zza pasa wyjął szkło powiększające, pod którym kontynuował badania. Celem upewnienia się przygryzł jeszcze metal okalający żółty kamień, a potem kiwnął z zadowoleniem głową. 

- Tak, zdaje się, że nie fałszywka. Zgoda, możemy się tak umówić! - stwierdził, wyciągając dłoń w stronę Percivala. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Percival powstrzymał chęć poprawienia handlarza, więc tylko westchnął w duchu i przewrócił oczami. 
Pozwolił też, chociaż dalej trzymając za łańcuszek, sprawdzić naszyjnik swojemu przewoźnikowi, uważnie też obserwując jego ruchy i działania, głównie po to, żeby upewnić się, że handlarz nie spróbuje go okraść. 

Bardzo zadowoliło go to, że zgodził się na wymianie za naszyjnik, bo Percival preferował akurat posiadanie przy sobie adekwatnej sumy gotówki, na wypadek mniejszych potrzeb, a taka opłata naszyjnikiem była definitywnie wygodniejsza, bo pozwalała mu zatrzymać gotówkę. 

Gdy mężczyzna wyciągnął rękę, Demacianin kiwnął głową i uścisnął ją.

- Drogi panie, dobiliśmy targu. A teraz, kiedy możemy wyruszać? - zapytał od razu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niech sobie porobi jakieś drobne zakupy, zdobędzie suweniry z Nashramae, a ja się tymczasem przygotuję, o! Tak się możemy umówić. Pół godziny i ruszamy, drogi panie! Wysokość słońca nie ma znaczenia, trudno będzie tak czy inaczej - wyjaśnił, po czym ponownie klepnął swojego wierzchowca i jak gdyby nigdy nic po prostu ruszył w tłum, zostawiając go. 

 

Przygotowania potrwały dłużej niż pół godziny, ale wreszcie nomada zjawił się z paką klamotów na plecach. 

- Już jestem, już jestem - oznajmił, po czym położył torbę w licznych jukach jaszczura. Na wielkim grzbiecie było dużo miejsca nawet na trzy osoby, więc podróżować będzie się pewnie całkiem wygodnie. Na twardy pancerz narzucone zostały skóry i tkaniny, Shurimianin postawił nawet prowizoryczny daszek chroniący przed palącym słońcem. 

- No, można wsiadać! 

 

I wyruszyli. W drodze mężczyzna przedstawił się jako Deindar i po pokonaniu tłocznych ulic Nashramae, niezliczonej ilości przekleństw i krzyków w końcu udało się wyjść na pustynię. 

Gorące powietrze musiało skórę Percivala, zgrywając się z pomarańczowymi wydmami i wystającymi gdzieniegdzie skalnymi zębami. Siedzenie na grzbiecie jaszczura, wysoko nad gruntem, dawało poczucie bezpieczeństwa. 

- To czego w zasadzie szuka o tu, na pustyni? - zapytał przewoźnik.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...