Skocz do zawartości

[Mephisto] Wyprawa


Recommended Posts

- Albo nie chce - odparła. 

Tunel nie był szczególnie długi - stanowił parusetmetrową osłonę, która kończyła się obok grani (wewnątrz zagłębienia które oddzielała znaleźli kupca). Po swojej prawej stronie osłaniały ich skały, po lewej zaś była przepaść. Noc była bardo mroźna, dlatego też w pewnym momencie, po paru godzinach marszu należało zrobić obozowisko. Tak zarządził Taric. Zorganizował też coś w rodzaju tarczy, która półprzezroczystą osłoną w kształcie olbrzymiego kryształu osłaniała od zimna. Uchodźcy z wioski nie wyglądali wesoło - mężczyzn było znacznie mniej niż wcześniej, populacja osób starszych skurczyła się do ledwie jednej. A drogi było całkiem sporo. 

Taliyah z nieufnością przyglądała się krokom powstającym samoczynnie na śniegu. 

- To jakiś zły duch? - zapytała. Siedziała na wąskiej, skalnej półce. - To on pokazał się w trakcie bitwy? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 365
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Sytuacja nie prezentowała się zbyt dobrze. Musieli dotrzeć aż do stolicy, jednocześnie unikając armii nieumarłych. Nie było to oczywiście zadanie niemożliwe, ale z pewnością trudne. Teraz jednak mieli moment na odpoczynek, a przynajmniej taką nadzieję miał Gassot. Tego dnia wydarzyło się zbyt wiele. 

Na pytanie Shurimianki Noxianin zareagował szybkim spojrzeniem na Zallena. Potem wrócił wzrokiem to Taliyii. 

- Mniej więcej. Co prawda nie jestem do końca pewien, to na pewno jest znacznie potężniejszy niż zwykły duch. I tak, to on się pojawił. Zabierając przy okazji moją siłę - wyjaśnił po czym znowu zerknął na Zallena. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zallen usiadł na półce obok Taliyii, wprawiając skałę w lekki wstrząs. Dziewczyna drgnęła.

Darkin przyglądał się kikutowi swojej ręki, którego końcówki słabo się żarzyły. Nie był zadowolony i postanowił zignorować spojrzenie oraz słowa Gassota. 

- Cóż. Siadł tutaj, prawda? Czy da się zrobić coś, żeby był widoczny? - zapytała. - Chyba lepiej go widzieć, niż nie widzieć. 

Taric w tym czasie zajął się opatrywaniem rannych. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot zerknął na kikut Zallena, po czym wzruszył ramionami w odpowiedzi na pytanie Shurimianki. Prawdę mówiąc nie wiedział jak w pełni działało przywoływanie Zallena do widoczności. Ostatnio po prostu kazał mu użyć magii. 

"potrafisz zrobić się widzialny?" przy okazji skupił się na uczynieniu go widzialnym. 

Raz jeszcze zerknął na kikut. 

"I czy da ci się pomóc z twoją ręką?"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Musiałbyś rozbić miecz - prychnął, najwyraźniej całkiem bliski wybuchu złości. Na pytanie o rękę nie odpowiedział, tylko wyszczerzył zęby w strasznym grymasie. Na chwilę ogień we wnętrzu Zallena pojaśniał. 

- Nie zdążymy - oznajmił Taric, wracając od ludzi. - Nie mają jedzenia ani picia. Wzięli ciepłe ubrania, ale to nie wystarczy. Musielibyśmy przejść w na tamtą stronę góry, w las, żeby zdobyć coś do jedzenia i na opał. Tymczasem armia upiorów jest tuż za nami, a ich dowódcy z pewnością szukają okazji by nas wypatrzyć. Musimy iść pod osłoną skał, to po pierwsze. Po drugie, ktoś musi wyjść nam z pomocą, ale musi też zostać poinformowany. Jakieś propozycje? - zapytał rycerz, ale widać już było, że ma plan.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie pojawi się, albo nie może, albo nie chce - zwrócił się do Taliyii. Potem przyjrzał się zdziwiony Zallenowi gdy ten pojaśniał, ale jego uwagę dość szybko zebrał na sobie Taric. Fakt, nie mieli jedzenia i picia. W zasadzie nie mieli nic, żeby przejść tak długą drogę. A Gassot nie planował tu umrzeć. 

- Mamy kogoś kto może pokonać ten dystans jakoś szybko? - zapytał. - Bo to jedyne co mi przychodzi do głowy 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja mogę podróżować szybciej - oznajmiła Taliyah. - Tylko że... Łatwiej jest, kiedy skały nie są pokryte śniegiem i lodem. Ale jeśli to nasza jedyna szansa, mogę spróbować - dodała, nieszczególnie widocznie zadowolona z tej opcji. 

- Gassocie? - zapytał Taric, znacząco podnosząc brwi z zachęcającym uśmiechem. - Nie daj się prosić, panienka potrzebuje ochrony, a twój demoniczny miecz tu się nie przyda. Poza tym, jesteś ranny, a ja poradzę sobie z ochroną, jeśli tylko będziecie odpowiednio szybcy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No, fakt, używanie tych mocy tutaj może być ciężkie - zwrócił się do Tarica, po czym zerknął na ranny bok. - No i zostawienie cię samej w walce z armią nieumarłych było by z mojej strony niezbyt rycerskie - tu zwrócił się do Taliyii. Chociaż tak naprawdę rycerzem nie był, miał na celu trochę zażartować. - Mogę iść. We dwóch będzie łatwiej niż w pełnej grupie, więc powinniśmy dać radę wyprzedzić was o całkiem niezły dystans i sprowadzić pomoc - stwierdził. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Więc chodźmy, nie ma co zwlekać - powiedziała i ruszyła pieszo w dół zbocza. Zatrzymała się dopiero po zniknięciu uchodźcom z wioski z oczu. Wówczas podeszła do skalnej półki i oderwała ją telekinetycznie od reszty struktury. Płaski kawałek skały wylądował na śniegu, a dziewczyna na niego weszła. 

- Wsiadaj. I trzymaj się mocno. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot przyjrzał się z podziwem oderwaniu skały samą siłą woli. Chociaż gdy skałą już upadła na ziemię a Taliyah na nią weszła nie bardzo wiedział jaki był w tym cel. Jednak kazała wejść i złapać się mocno, więc zrobił to, nieco niepewnie. Nie bardzo wiedział co zrobić więc po prostu stanął za dziewczyną i chwycił jej bark. 

- Dobraaa? To co teraz? - zapytał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Trzymaj się - odpowiedziała i wyciągnęła dłonie odwrócone w dół na boki. 

Skała zadygotała, a potem z nieprzyjemnym chrzęstem uniosła się trochę wyżej, ale nie przestała dotykać gruntu i... ruszyła. 

Najpierw uderzył w Gassota pęd powietrza, potem upiorne zimno wynikające z tego pierwzego,  a potem przesuwający się zbyt szybko krajobraz. Niepokojące w nim było też to, że schodził bardzo stromo w dół. Bardzo, bardzo stromo w dół. Więcej: najeżony był skalnymi ostańcami, pęknięciami w lodzie i innymi niespodziankami.

- W porządku?!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tego Gassot nie spodziewał się jeszcze bardziej. Ten dzień zdecydowanie był pełen wrażeń. Pęd zmusił go do mrużenia oczu, a zimno było zdecydowanie nieprzyjemne, ale jakoś tak ciężko było mu się oprzeć czasami rozglądaniu się na boki. 
Krajobraz przesuwający się stromo w kob i różne skały i lodowe pęknięcia nie napawały optymizmem i miał nadzieje, że Shurimianka wie co robi. Powtarzał sobie w duchu, że przecież musi wiedzieć skoro to robi. 

- Nie przywykłem do takiej szybkości! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Masz na to czas teraz! 

Podróż nie była najlepszą podróżą w życiu Gassota. Owszem, dotarli do wioski w cztery godziny zamiast oczekiwanych dwa dni. Ale parę razy było blisko. Parę razy uskok czy przepaść zaskoczyły Taliy'ę. W takich momentach po prostu... Jechali w dół. To było najgorsze.

 W końcu jednak, już o poranku, zobaczyli przed sobą wioskę. I to była naprawdę spora wioska. Wyglądało to tak, jakby rozciągała się na całą dolinę. Z kominów sączył się leniwie ogień, ponad górami wschodziło słońce barwiąc niebo na żółto i różowo, z porastających łagodne stoki drzew od czasu do czasu spadała śnieżna czapa. 

Zostawili za sobą ślad w śniegu i lodzie. Wszystko wyglądało niemal sielankowo, gdyby nie fakt, że Gassot był wyczerpany. Taliyah chyba też, bo zsunęła się z kamienia i padła twarzą w śnieg. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot w zasadzie cieszył się, że Shurimiance mimo wszystko udało się zachować kontrolę, mimo tych momentów gdzie było blisko. Całe szczęście, spełnił się optymistyczny scenariusz i dotarli na tyle daleko, że dotarcie do wioski nie powinno zając zbyt wiele czasu. Gorzej, że Gassot był zmeczony. Jak to dobrze, że zdobył siłę tego niedźwiedzia. Bez tego pewnie by padł. Za to gdy Taliyah padła, znalazł resztki swojej siły i podbiegł do niej by szybko postarać się wyjąć ją ze śniegu i podnieść. 

- Cholera, nie padaj tu teraz - powiedział, starając się podnieść dziewczynę, lepiej, żeby nie zasnęła w śniegu. Planował paść dopiero gdy dotrze do wioski. Tak by przynajmniej dało się ich znaleźć. Chociaż, Taliyah zasługiwała żeby odpocząć. Co nie zmieniało faktu, że jakby odpoczęła tutaj, to zginęłaby. Spróbował przywiązać miecz w miejsce gdzie miał pochwę na swój poprzedni miecz, bo ten raczej niezbyt pasował po czym wziąć dziewczynę, czy to na ręce, czy jakoś spróbować ją ze sobą doprowadzić (jeśli dała radę chodzić) do wioski. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie śpię, nieśję... Wcale nie śpię - wymamrotała Shurimianka, dając się wlec Gassotowi. Słaniała się na nogach, ale jakoś udawało się ją prowadzić. 

Gassota bolały dłonie od zaciskania ich na krawędzi skały. W dodatku chyba nabawił się odmrożeń przez ten dziki śnieżny rajd. 

Z najbliższej chaty wyszedł leniwie jakiś człowiek, drapiąc się po plecach i przeciągając. Musiał dopiero co wstać. Podszedł do płota najwyraźniej w celu załatwienia potrzeby i wówczas dopiero zobaczył dwójkę ludzi. 

- O matko! A wam co się stało? Turyści? Pomocy potrzebują? - krzyknął, ale nie był szczególnie zaniepokojony. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oszczędzaj siły... To był niesamowity pokaz - powiedział słabo, prowadząc za sobą Shurimianke. Starał się ignorować swoje odmrożenia, przekładał dobro Taliyii nad swoje. 

Gdy z jeden z ludzi wyszedł z domu ucieszył się niezmiernie. Nawet ich zauważył, dzięki bogom. 

- Nie turiści, ale potrzebujemy pomocy... ona musi odpocząć a ja... Pogadać z kimś kto tu rządzi - odpowiedział najgłośniej jak umiał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Da się zrobić - odpowiedział i ruszył w ich stronę. Pomógł Gassotowi zataszczyć Taliy'ę do chaty i usadził ich na drewnianej ławie. Na drewnianej podłodze pojawiło się sporo śniegu. 

- Frig! Friiig! Szykuj coś ciepłego, mamy tu dwóch zmarzniętych gości! - krzyknął mężczyzna. Zaraz po wejściu Gassota uderzyło ciepło panujące w środku. Niemal od razu zachciało mu się spać, ale do błogości brakowało jeszcze tylko tego, żeby nos i palce przestały go boleć. Zallen chwilowo się nie odzywał i najprawdopodobniej siedział w mieczu, bo Noxianin go nie widział. 

- Znowu? I jeszcze mi syfu nanieśli, świetnie! - odezwała się kobieta, która wyjrzała z jednego z pomieszczeń. Chata nie była szczególnie duża, ale miała strych (prowadziły do niego wąskie schody) i miała palenisko, co całkowicie powinno wystarczać. - Ale już niech będzie, zaraz zrobię napar. 

- To ja pójdę po jarla - powiedział facet i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. 

Taliyah siedziała na ławie, pion utrzymując tylko dzięki ścianie z bali za plecami. Tępo wpatrywała się w małe okienko. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomimo senności, Gassot starał się nie zasnąć. Musiał powiadomić Jarla. Chociaż przed Tariciem i resztą wciąż było sporo drogi, co nie zmieniało faktu, że potrzebowali pomocy, zdecydowanie bardziej niż on sam odpoczynku. Cieszył się, że Zallen chwilowo się schował, nawet jeśli tylko na teraz.

- Przepraszamy za kłopot... ale mamy za sobą długi dzień i noc - powiedział do żony gospodarza. Zastanawiało go jeszcze jeden, powiedziała "znowu". Ktoś tu był? Jak tak to kto? Wolał poczekać z pytaniami. Przynajmniej moment. 

Po chwili zerknął jeszcze na Taliy'ę. Zmartwionym wzrokiem, w końcu wyglądała jakby zaraz miała paść na twarz. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jasne, jasne - odkrzyknęła kobieta z kuchni i zajęła się sobą. 

Taliyah tymczasem zasnęła z twarzą na stole, ale prócz tego że była wyczerpana raczej nic jej nie dolegało. 

Kobieta przyniosła z kuchni spore, drewniane wiadro wypełnione ciepłą wodą i postawiła przed Gassotem. Wyglądała jak stereotypowa mieszkanka Freljordu: pulchna, z jasnymi włosami zaplecionymi w warkocz i z niebieskimi oczami. 

- Daj tu nogi i dłonie. To na odmrożenia - wyjaśniła. Rzuciła Taliy'i zdziwione spojrzenie. - Faktycznie musieliście daleko drałować. Albo jest słabej kondycji. 

Jarl okazał się być postawnym, acz starszym mężczyzną z siwą brodą. Wszedł zaraz za gospodarzem i spojrzał na Gassota, po czym doczłapał do ławy i siadł na niej. Miało się wrażenie, że podłoga się zatrzęsła. 

- No - odezwał się basem, spokojnie i z lekką groźbą w głosie. - To co tam ciekawego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot z radością spojrzał na ciepłą wodę, Wykonał polecenie kobiety i zaczął ogrzewać dłonie. Miał wrażenie, że to z nimi jest gorzej niż ze stopami, ale w zasadzie trudno powiedzieć. Chociaż nie zdążył za długo się nad tym zastanawiać bo wrócił gospodarz wraz z Jarlem. Gassot przerwał na chwilę swoje zajmowanie się dłońmi i spojrzał na mężczyznę. 

- Przybywamy z wioski, w górach, około dwa dni drogi stąd. Została zaatakowana i... rozgromiona, z braku lepszego określenia. Do tego jest spora szansa, że ci którzy ją zaatakowali będą dalej za nimi iść. No i... potrzebują żeby ktoś wyszedł im z pomocą. Nie mają schronienia, zapasów a mój znajomy, który z nimi został, może samemu nie poradzić sobie z ich ochroną - wyjaśnił. - Dlatego, potrzebujemy żeby ktoś im pomógł. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie masować! Nie rozcierać! - ostrzegła na odchodnym kobieta. - Bo będzie gorzej, uszkodzi skórę i mięśnie!

Jarl spojrzał na nią spode łba i przewrócił oczami, a zaraz potem wrócił do Gassota. 

- No, ale to trochę skrótowo. Kto? Kto zaatakował, w jakiej ilości i ilu ludzi uciekło? - zapytał, opierając brodę na zaciśniętej pięści. - Mam tu co prawda paru ludzi, ale potrzebuję dowodu. Rozumiesz, nie wyślę wojowników na wycieczkę do tego ich zadupia. To dwa dni drogi stąd. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot szybko oddzielił obie dłonie od siebie. Szybko jednak wrócił wzrokiem do Jarla.

- To zacznijmy od atakujących. Przewodził im niedźwiedź. Gadający niedźwiedź. Wielki, zdenerwowany i groźny. Była też wojowniczka... z plemienia Pazurów Zimy, czy jakoś tak się nazywali. Co do reszty... cóż, jest to raczej coś co trzeba samemu zobaczyć. Głównie ludzie, często zdolni do wstania i walczenia pomimo ran. Było ich znacznie więcej, ale nie byli zbyt dobrzy w myśleniu podczas walki. Co do samych ludzi którzy zdołali uciec. Niewielu, ledwie garstka - wyjaśnił. Wiedział, że jak wspomni o nieumarłych to zirytowany jarl najpewniej go wyśmieje. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jarl pogładził się po gęstej brodzie w zamyśleniu. Zirytowany nie był ani trochę. 

- Gadające niedźwiedzie to u nas standardowy problem i to się zdarza, aczkolwiek... Cała reszta mnie niepokoi. Nie sądziłem, że zjednoczą się z Sejuani... Cóż, jest możliwe, że waszej garstki ocalałych już nie ma, aczkolwiek... Wypada sprawdzić, co? - zapytał, wstając od stołu. - Wyślę zwiad. A jak wam udało się uciec? Jak daleko są uchodźcy? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gassot zerknął chwilowo na swoje dłonie, bardziej po to żeby pomyśleć o tym jaka może być teraz sytuacja reszty grupy. Wierzył w siłę Tarica, ale faktycznie, mogło ich tam nie być. 

- Jest z nimi Tarcza Valoranu. Powinni dać radę, chociażby przez jakiś czas - wyjaśnił. - Dotarliśmy tu w cztery godziny dzięki... niej - wskazał na Taliyah. - Oni jednak dalej są około dwa dni drogi stąd. Prawdopodobnie już ruszyli. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Potrafię poruszać kamieniami - wyjaśniła bełkotliwie Taliyah. - Zje... Zjechaliśmy. 

- Więc może moglibyście nas wyprzedzić i zanieść rzeczy takie jak koce czy jedzenie,co? - zapytał jarl, bez zdziwienia przyjmując informację o talencie Shurimianki. 

Taliyah na chwilę przybrała wyraz skrajnej rozpaczy.

- Ale musimy iść odpocząć. Godzinę albo i dwie. Gassot?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...