Skocz do zawartości

[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi


Recommended Posts

- Rusz leniwe dupsko. Nie trzymam cię tu ze względu na sympatię, Pete, tylko ze względu na relacje czysto zawodowe, co oznacza, że jeśli przestaniesz być przydatny, to cię odstrzelę. I nie odbierz tego jako jakiejś niesprawiedliwości. Zrobię tak z każdym. A teraz idź. Bez werdyktu Mistrza nie mają prawa nic ci zrobić, a mój werdykt jest taki, że zostajesz. Po prostu ich zawołaj, Pete. Robiłeś trudniejsze rzeczy w swoim krótkim życiu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oczywiście... - Wampir ukłonił się lekko, po czym odwrócił się na pięcie i pomaszerował do drzwi. 

Gdy wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi, musiał przystać na chwilę, przytłoczony swoimi myślami. Już nawet nie czuł wściekłości. Był po prostu załamany. Odstrzeli każdego, kto w jakiś sposób przestanie być przydatny? To już do tego doszło? Z takim podejściem cała ta organizacja zwalczająca wampiry zostanie obrócona w ruinę. Pete dawał góra dwa lata, a coś takiego jak łowca wampirów przestanie istnieć. 

Kto by pomyślał że dojdzie do takiej sytuacji, w której to wampir będzie musiał uratować łowców wampirów przed ich nowym, jebniętym Wielkim Mistrzem. 

Choć wciąż pełen obawy, jak zareagują na niego inni, Pete całkiem zdecydowanie ruszył po innych. Nie wiedział tylko czy od razu ich poinformować, że zaszła mała zmiana w zarządzie, czy nie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Większość nie mająca nic do roboty, to znaczy na oko dziesięciu, może piętnastu łowców siedziało w holu, do którego wychodziło się z półpiętra na którym były drzwi do biura Mistrza. Słysząc otwierane drzwi, oni wszyscy skierowali wzrok na Pete'ego. O dziwo nie widział w tym wzroku nienawiści czy gniewu. Wszyscy byli raczej zdziwieni. 

Słyszał bicie serc. W większości spokojni, acz łowcy zawsze byli gotowi na ewentualne działanie. Mówiło się czasem, że nie mieli w zwyczaju sypiać. Oczywiście nie było to prawdą, ale sen łowcy zawsze był płytki, jeśli nie miał stać się snem wiecznym. 

- I co jest? - zapytała jedna z nich, krótkowłosa kobieta w raczej młodym wieku. Pete znał ją jedynie z widzenia, czasem witali się na korytarzu. Cóż, skoro wampir wyszedł z biura Mistrza żywy i nie w srebrnych kajdanach, to był to sygnał, że standardowa procedura eksterminacji nie wchodzi w grę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy nieco pośpiesznie Pete przeszedł przez kolejne drzwi, wzrok takiej sporawej grupy łowców sprawił, że zatrzymał się tak nagle, jakby wpadł na jakąś ścianę. 

Dźwięki tylu bijących serc nieco go rozpraszał, ale jednocześnie też uspokoił. Skoro na jego widok ich emocje nie podskoczyły, oznaczało to że na razie nikt nie spróbuje ich zaatakować. Oczywiście każdy z łowców musiał również kontrolować swoje emocje, w końcu wampir znał to z autopsji, toteż nie tracił na czujności. Chociaż przed atakiem takiej gromady nawet nie zdążyłby chociaż i słowa wypowiedzieć, nim znalazłby się na ziemi, z bełtami w łbie i sercu. 

Wampir na szybko obleciał wzrokiem wszystkich w holu. Jednych znał lepiej, drugich mniej, ostatnich tylko z widzenia. To nie miało jednak na razie znaczenia. Na pytanie dziewczyny przygryzł wargę, zastanawiając się czy już im powiedzieć co miało miejsce.

- Wszyscy mają stawić się do... - Tu przerwał na małą chwilkę, po czym nerwowo odkaszlnął. - U Wielkiego Mistrza. Na jednej nodze! - Dodał zdecydowanie. W ostatniej chwili powstrzymał się od dodania, że Jone posłał byłego Mistrza w diabły. 

Chłopak stanął z boku, po czym znów otworzył drzwi i przytrzymał je dla wszystkich. Gestem ręki wskazał, by wszyscy zgromadzeni łowcy ruszyli się z miejsca.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszą reakcją było spojrzenie po sobie. To nigdy tak nie wyglądało. Mistrz nigdy nie wzywał wszystkich, a jeśli już odbywały się jakieś szczególne spotkania, to raczej w salce audiencyjnej, nie u niego w biurze. 

Parę sekund potrwało, nim pierwsza osoba nie zdecydowała się wstać i pójść po schodach do biura. Niektórzy mijając Pete'ego próbując z jego twarzy wyczytać, co czeka ich za drzwiami, inni znów bardzo badawczo go oglądali. Byli też oczywiście tacy, którzy nawet na niego nie spojrzeli, aczkolwiek nie był on głównym aktorem na tej scenie. Główny aktor siedział na biurku, opierając łokcie o kolana, lekko pochylony. Dawny Mistrz leżał w reprezentacyjnym miejscu, na podłodze. Jone trzymał w rękach dokumenty. 

- Uprzedzam, że lubię sensowne pytania. Nim do nich dojdzie... Ja zastrzeliłem starego, a jak rzecze jedno z naszych praw, które wszyscy respektujemy, łowca może pokonać łowcę w pojedynku i wówczas zająć jego pozycję, jeśli jest uprzywilejowana. Stary był bardzo uprzywilejowany, nawet nie macie pojęcia jak bardzo. Tutaj, kochani... Tutaj są dokumenty które chciałbym, żebyście zobaczyli. Zwróćcie proszę uwagę na ten jeden podpisany krwią, jak się zdaje. Traktat pokojowy, tajny traktat pokojowy pomiędzy starym, a... członkiem rady miejskiej, w tym wypadku występującym jako przedstawiciel wampirów wyższych. 

Podał zwój pierwszej osobie z brzegu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy już wszystkie osoby udały się do pokoju, w którym to przesiadywał Jone, Pete nie miał innego wyboru jak tylko pójść za nimi. Aktualnie nie zwracał na nikogo uwagi, nie ważne czy ten ktoś mu się przyglądał czy nie. 

Podczas tej całej przemowy nowego, jebniętego Wielkiego Mistrza wampir stał wpatrzony w niego tak, jakby miał zaraz go pogryźć. Nie zamierzał o nic pytać, przynajmniej na razie.

Aż w końcu kiedy doszedł do tematu związanego z... traktatem pokojowym? Jaki traktat pokojowy? O czym ten ześwirowany idiota gadał? 

Chłopak nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał potem. Że niby stary miał mieć jakikolwiek pokój z wyższym wampirem? Mało co nie eksplodował ze złości, gdy to usłyszał. Czuł się w jakiś sposób oszukany, może nawet zdradzony. 

Wampir wystrzelił przed siebie, popychając i potrącając łowców przed sobą, chcąc dorwać ten zwój w swoje ręce.

- Dawaj! - Wrzasnął do człowieka który miał go wziąć. Musiał to sprawdzić osobiście. Wielki Mistrz i traktat pokojowy z zaplutym wampirem? Niemożliwe! To musiało być jakieś oszustwo, może przed chwilą ten wariat coś takiego sobie napisał i użył krwi z cieknącego łba zabitego starego. 

Pete mało co nie podarł zwoju ze złości, próbując go odwinąć. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tekstu było dużo, ale wynikało z niego, że stary sprzymierzył się ze społecznością wampirów w osobie radnego Harveya Fiodora. Wedle traktatu, czy też postanowienia łowcy mieli trzymać się konkretnych  dzielnic miejskich, a cele którymi dotychczas się zajmowali były wystawiane przez wampiry i stanowiły w znacznej części osobniki młode, którym zwyczajnie odwalało. W zamian za działania w konkretnych dzielnicach wampiry finansowały bractwo. 

Co do samego napisu, tu pomocny był nowy węch Pete'ego. Nie musiał się nawet skupić, by poznać odpowiedź na swoje dylematy. Zarówno papier jak i podpisy na samym dole dokumentu były stare - nie wyczuwał już nawet samej krwi, a jedynie lekki, zwietrzały zapach żelaza pośród stęchłego, starego papieru. 

- Co to ma znaczyć, Jone? - zapytał łowca, który już przeczytał część dokumentu i któremu Pete wyrwał papier. - Cały ten czas byliśmy... 

- Cholernymi marionetkami, Abe. Tylko marionetkami i spójrz na datę! Od pięćdziesięciu sześciu cholernych lat. Bractwo istnieje od ponad trzystu, ale dopiero jakieś sto lat temu zostaliśmy stacjonarni. Czy ktoś może chciałby zmienić się z zabawki w prawdziwego łowcę? Nie być pod kapciem naszej zwierzyny? - zapytał. A Pete czuł pod skórą, jak nastroje wzrastają. Wyczuwał zapach złości pomieszanej z czymś w rodzaju nasuwających się ambicji. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To było zdecydowanie zbyt dużo jak na jeden dzień. Od tego wszystkiego Pete'go powoli zaczynała boleć głowa. 

Tak jak Jone powiedział, czuł się jak marionetka. Jak mała kukiełka, której sznurki cały czas ktoś pociągał tak, jak sobie chciał. Sam był coraz bardziej zdenerwowany, a jeszcze wyczucie nastrojów innych tylko to potęgowało. 

Wampir mało co nie podarł traktatu na kawałki, jednakże w ostatniej chwili uznał, że mógł się jeszcze przydać. Na pewno prędzej czy później będzie musiał udać się do tego całego Fiodora, by odbyć z nim poważną, dorosłą pogawędkę. 

Mimo wszystko, ten cały brud odkryła najgorsza możliwa osoba, o jakiej Pete mógł pomyśleć. Jone. Dzięki temu ten wariat obwinie sobie wszystkich w okół palca. Chociaż wampir oczywiście uważał, że to dobrze że taka informacja wyszła na światło dzienne, ale kurwa mać, Jone zdecydowanie poprowadzi to wszystko w złym kierunku. 

Plus taki, że chłopak w końcu dostał odpowiedź na jedno pytanie, które czasami go nurtowało. Skąd tak właściwie bractwo brało na to wszystko pieniądze?

- "W te rejony nie możecie się zapuszczać, nawet w grupach. Możecie natrafić tam na wampiry tak niebezpieczne, że nawet w dziesięciu nie dalibyście rady" - Pete zacytował słowa, które podczas jego początków jako łowca wypowiedział Wielki Mistrz, zaraz potem zaśmiał się pod nosem. - Ty cholerny kłamco...

Chłopak wyszedł na przód, do Jone'a.

- Wszystko fajnie, ale zanim do reszty oddamy się złości i ambicjom... Jone, jeżeli zerwiemy ten pakt, skąd będziemy na to całe przedsięwzięcie brać pieniądze? - Poruszył bądź co bądź ważną kwestię. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobre pytanie - odparł łowca, składając dłonie jak do modlitwy i wskazując nimi Pete'ego. Zeskoczył z biurka. Jego szalony, rozbiegany wzrok trochę się uspokoił i teraz był rzeczową, planującą wersją samego siebie. 

- Dotychczas działaliśmy jak każda gildia  w mieście, z tym, że dostawaliśmy pieniądze. Tak jak się płaci szczurołapom. Siłą rzeczy zrywając traktat ten układ pójdzie w zapomnienie. Dlatego też zerwiemy go, ale jeszcze nie teraz. Jeśli dobrze prognozuję, rada w dużej części składa się z wampirów. I to tych gorszych, z którymi nie wiemy jak walczyć. Dlatego też musimy się dowiedzieć, a kiedy to zrobimy, zapanujemy nad całym tym burdelem. Są dwa wyjścia. Pierwsze będące pomyłką, czyli opuszczenie miasta i próba znalezienia innego patrona. Drugie to tajne działania. Przez tajne działania mam na myśli rozszerzenie drużyny o speców od alchemii. Czyli oficjalnie robimy to, co robiliśmy. Nieoficjalnie zbieramy informacje i zbroimy się. Musimy wiedzieć kto dokładnie w mieście jest krwiopijcą, ile ich jest, czego i kogo nie lubią. Od tego jest... Pozwolisz? - zapytał, patrząc na Pete'ego i wyciągając w jego stronę rękę. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taka nagła zmiana osobowości Jone'a była wręcz zadziwiająca. Z bezlitosnego, łaknącego krwi psychopaty w sekundę stał się, i nawet musiał to przyznać, dość sensownym taktykiem. Więc świadczyło to o tym, że ten człowiek był dwa razy niebezpieczny, jak Pete wcześniej go oceniał. 

- Więc mam wkręcić się w to całe wampirze towarzystwo, zbierać przydatne informacje i meldować się u ciebie? - Zapytał. W końcu to było oczywiste, że jego rola w tej całej grze będzie taka a nie inna. No bo kto lepiej to zrobi, jak nie on? Przecież był wampirem...

Chłopak wykonał stanowczy krok do przodu, w stronę nowego Wielkiego Mistrza. 

- Co jeżeli ci powiem, Mistrzu, że ta wampirzyca która mi towarzyszyła, moja "dziewczyna" jak to wcześniej określiłeś, należała właśnie do tych takich wysoko postanowionych wampirów, od której miałbym informacje z pierwszej ręki... gdybyś tylko nie odjebał tego całego cyrku? - Zapytał dość twardo. - Zabrałeś mnie tutaj siłą, pewnie myśli że jestem martwy, bądź blisko śmierci. Więc, skoro nagle wrócę tam od tak, bez zadrapania, będzie pierwszą osobą która połapie się, że coś jest nie tak. Może nawet dla bezpieczeństwa od razu urwie mi łeb! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Właśnie, Pete! Zabrałem cię tutaj siłą! A mogłem cię wtedy zabić i ciężko zranić ją! Albo być może zabić i ją. Szczerze mówiąc, wątpię czy jest rzeczywiście wampirem wyższym. Było nas trzech poza tobą, a nie postarała się nas zeżreć. Mniejsza z tym. Byłeś bardzo miły, Pete. Pamiętasz, co wtedy zrobiłeś? Nie chciałeś, żeby zginęła i to było bardzo dobre posunięcie! Podstawiłem cię pod ścianą, a ty zdecydowałeś że pójdziesz, jeśli pozwolę jej odejść! - rzekł z entuzjazmem Jone. 

Pod wpływem czytania traktatu coraz więcej osób zaczęło szemrać. Czuli się oszukani, ale teraz Pete wyczuwał coś jeszcze. Światełko nadziei rozbłysło w umysłach łowców i z wolna zaczęli być gotowi do nowego działania. 

- Tu macie jeszcze zlecenia na wampiry od wampirów, jak chcecie. Na dowód prawdy - powiedział nowy Mistrz, przesuwając gruby stos pergaminu na krawędź biurka. - Musimy jakoś ukartować twoje cudowne pojawienie się z powrotem. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Faktycznie. Zapomniałem już o tym - Przyznał. 

Te wszystkie nastroje, które wyczuwał wampir, coraz bardziej mu się nie podobały. Nie dla tego że byli gotowi do działania, tylko dla tego że byli gotowi działać dla tego szaleńca! Przecież znał tych ludzi, do cholery! Co prawda jednych lepiej, innych gorzej, ale na pewno ktoś również nie przepadał za Jone'm. No a teraz co? Żadnego sprzeciwu? Żadnego ale? Naprawdę nie zwracają uwagi na to, że bractwo przejęła chyba najgorsza możliwa osoba? 

Pete oczywiście nie zamierzał nikogo teraz podburzać. Teraz. 

- Mam rozumieć że masz już jakiś pomysł, bym mógł wrócić do innych wampirów, bez żadnego wzbudzania podejrzeń? - Zapytał, ciekawy co też teraz wymyślił chory umysł Wielkiego Mistrza. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie. Jeszcze nie. Najłatwiej byłoby dźgnąć cię srebrnym nożem, ale od tego pewnie mógłbyś umrzeć, więc lepiej nie. Zastanawiam się nad tym, żebyś po prostu wyszedł i wmówił, że zwiałeś. Albo że będziesz regularnie zwiewał i wracał, żeby nie wzbudzać podejrzeń, bo to miałoby najwięcej sensu. Tak jakbyś był podwójnym szpiegiem, Pete - odparł, zastanawiając się. 

- I od tej pory zarządzam zmianę! Teraz wszelkie decyzje podejmowane będą wspólnie, podczas cotygodniowych spotkań. Ostateczne decyzje pozwolę sobie zostawić dla siebie, ale wysłucham każdego zdania, każdej propozycji, każdej skargi i do każdej z nich się odniosę. Czy wszystkim ten układ pasuje? - zapytał. 

Reakcja była raczej entuzjastyczna. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobra, zostaw to mnie. Akurat wampiry dają taryfy ulgowe nowym, młodym wampirkom. Chyba. 

Po wysłuchaniu Mistrza, Pete z przyczajki zaczął zerkać na innych. Nie mógł w to uwierzyć, co widział i słyszał. Oni to wszystko łykali jak cholerne pelikany. Jone chyba minął się z celem. Byłby z niego idealny aktor. 

On i demokracja? Słuchanie głosu ludu? To się w ogóle nie łączyło z tym psychopatą. 

- Cóż, skoro to wszystko, to ja chyba zacznę powoli znów wkradać się w łaski krwiopijców. Chyba że ktoś ma do mnie jeszcze jakąś sprawę... - Orzekł, po czym powolutku zaczął cofać się do wyjścia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jasne, jasne. Cała reszta też może wyjść. Plan na teraz: zachowujcie się normalnie, niech każdy wraca do swoich zajęć. Aha, Pete...? Jeszcze nie wracaj do wampirów. Najbliższe dwa dni zostań tutaj i informuj na bieżąco o potencjalnych zmianach sytuacji. 

I wszyscy wyszli. 

- Ej, Pete - odezwał się jeden z łowców. Tego już wampir znał nieco lepiej, a raz miał nawet okazję być z nim na misji. Nazywał się Abe i miał wygląd szczura, ale kompan był z niego całkiem dobry. Za Abe'em stała cała reszta łowców, wbijając w wampira wzrok. - Jakby co... to wszystko w porządku. Wiesz. Jesteś jednym z nas, nie? 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Och. No dobra. Zostanę - Odpowiedział z małym zawodem. I niby o jakich zmianach sytuacji miał informować? Zapewne o swoich zmianach, kiedy jego ciało zacznie domagać się krwi. 

Toteż kiedy już wyszedł z resztą, pozbawiony jakiegoś konkretnego celu, nie miał za bardzo pomysłu na to, co z sobą zrobić. No ale z zastanowienia wyrwał go znajomy głos. 

Gdy odwrócił się, mało co nie parsknął śmiechem. Zawsze tak reagował na widok Abe. Nie było czego ukrywać, koleś wyglądał jakby urodził się w kanałach...

- Pewnie że jestem! - Powiedział z żarem w głosie. - Więc jako jeden z was ostrzegam. Codziennie muszę strzelić sobie przynajmniej szklanę czystej krwi, bo jak nie to wiecie. Może mi trochę odwalić szajba i zacznę rzucać się na wszystko co żywe. - Skoro jego towarzysze byli tak pozytywnie do niego nastawieni, wampir chciał być wobec nich fair. Jako wampir mogło dojść do sytuacji, w której mógłby się rzucić na kogoś z innych łowców, toteż poinformowanie ich o tym wydawało się rzeczą oczywistą. 

Chciał jeszcze zapytać, czy oni serio zamierzają tak ślepo i zdecydowanie podążać za Jone'm, ale wolał nie przeciągać struny. 

- Dobra, pozwolicie mi zatem że wrócę do swojej dawnej kwaterki, o ile jeszcze nie została przez kogoś zajęta, i poużalam się nad tym jak to wielce zjebałem i dopuściłem do utraty swojego człowieczeństwa, prawda? - Zapytał w pół serio. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, jest wciąż twoja - odparł Abe. Reszta łowców zaczęła się z wolna rozchodzić do swoich codziennych spraw. 

- Jakbyś coś potrzebował to mów - krzyknęła kobieta.

- Chyba że krwi to może niekoniecznie, hehe! He. Hee... - zażartował Abe z głupkowatym wyrazem twarzy, starając się zluzować atmosferę. Że dwie osoby odpowiedziały niezręcznym, uprzejmym rechotem. To nie był szczególnie dobry żart, ale przynajmniej się starał. Odchrząknął.

- A to co z tą krwią? Skąd ją weźmiesz? 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na pytanie Abe, Pete kompletnie się zaciął. Wyglądał teraz tak, jakby jego mózg zrobił sobie przerwę, wyskoczył mu z łba i poszedł przed siebie. 

Doskonale wiedział że musi codziennie pić krew... ale skąd on miał ją teraz wziąć? Gdyby nadal byłby z Aug, dostałby ją pewnie przed nos. A tutaj? W siedzibie łowców wampirów? 

- Nie mam bladego pojęcia - Odparł zmieszany. Gdyby wyszedłby na "polowanie", na pewno skończyłoby się to nie po jego myśli. Dopiero ledwo co drugi dzień można o nim mówić jako o wampirze. 

- Pewnie... heh, pewnie nikt nie ma ochoty zgłosić się na ochotnika, co? - Jeżeli żart Abe był beznadziejny, to w tej chwili Pete jeszcze bardziej zawiesił poprzeczkę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Znaczy no... Słuchaj, można by pójść do Jone'a i zapytać, tak wiesz, na wszelki wypadek - zaproponował Abe, siląc się na uprzejmość. Starał się też nie pokazać zagubienia. Podrapał się po głowie. - No bo w końcu musi wiedzieć, że musisz coś jeść, nie? I zawsze można dopaść jakichś zbirów czy ćpunów... Cholera, Pete, jeśli wychlejesz krew alkoholika albo ćpuna, to to będzie miało na ciebie wpływ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Akurat Jone już o tym wie, więc liczę na to że coś z tym zrobi - Pete miał coraz większe obawy, czy na pewno zaufać Wielkiemu Mistrzowi, czy jednak załatwić krew na własną rękę. 

- A jak myślisz? Oczywiście że będzie miało wpływ! Żadnych naćpanych i pijanych ludzi! Krew ma być świeża, tylko o tyle proszę. - Dodał, po czym odwrócił się i zaczął kierować się do swojej kwaterki, ciekawy czy ktokolwiek mu coś tam poprzestawiał czy nie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niech ci będzie - wymamrotał szczurowaty. Oczywistym było, że wątpliwa przyjemność pójścia po obiad Pete'ego przypadnie jemu. 

W kwaterze łowcy nic się nie zmieniło. Zawsze postępowano tak, że dopiero po trzech tygodniach od zniknięcia wchodzono do pokoju i czyszczono go dla nowego łowcy albo adepta. 

Było więc łóżko, była szafka, krzesło i stolik. Nie wszyscy łowcy nocowali w kwaterze, ale niektórym było tak wygodniej. Chociaż cały budynek sięgał głęboko pod poziom gruntu, kwatery łowców zajmowały niezmiennie pierwsze piętro i wychodziły po części na dziedziniec, po części na ulicę po drugiej stronie budowli. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko było tak, jak Pete tu zostawił. Chociaż jeden pozytyw. 

Chłopak zamknął za sobą drzwi, co by nagle ktoś nie postanowił tu wleźć i zakłócić jego chwilę wytchnienia. Potem padł jak kłoda, prosto na łóżko. Nie zamierzał spać, potrzebował chwili sam na sam z własnymi myślami. 

Leżał rozwalony, oczami skierowanymi w sufit. 

Został wplątany w coś, o co nigdy nie prosił. Z jednej strony wampiry, i ich mała rasowa wojenka. Z drugiej łowcy, którzy oczekują że Pete zostanie ich wtyką w środowisku krwiopijców. 

Za człowieka wszystko było prostsze! Wystarczyło po prostu polować na jakiegokolwiek wampira, nie dając się przy tym zabić? A teraz? Kiedy sam stał się wampirem? Wszyscy nagle zaczęli od niego czegoś chcieć! 

Pete nie miał zielonego pojęcia co z tym wszystkim zrobić. Być pluskwą Jone'a? Razem z "dobrymi" wampirami zwalczać te "złe"? Działać na dwa fronty? A może gdzieś uciec i już nigdy nie pokazać się jednym ani drugim na oczy? 

Wampir położył dłonie na twarzy. Czuł się teraz tak bardzo zagubiony i nawet nie miał nikogo, do kogo mógłby z tym wszystkim pójść i poprosić o pomoc.

- Kurwa! A ja tylko chciałem wiedzieć co było w tej kasetce... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedź nie nadeszła. Ale nadszedł Abe dwie godziny później, obwieszczając swoje przybycie cholernie głośnym pukaniem. 

Stał tam z prawie dwa razy większym od siebie facetem, umięśnionym jak byk i z mordą poznaczoną paskudnymi bliznami. Był skrępowany metalowym łańcuchem, a w usta wsadzono mu szmatę. Szarpał się, ale spocony Abe trzymał mocno, chociaż już widocznie liczył na odbiór zbira. 

- Aresztowany... Za... Napaść na funkcjonariusza! - wyjaśnił łowca. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Abe zapukał tak głośno, że Pete mało co nie zerwał się z łóżka i natrzaskał mu ryja. 

Całą jego uwagę przykuł jednak ten olbrzym, którego ten szczur jakimś cudem tutaj zaciągnął. Po wysłuchaniu łowcy, wampir uniósł brew w zdziwieniu. 

- Mówiłem jutro? Mówiłem! Dzisiaj jest... dzisiaj, nie jutro! - Wstał z łóżka z rezygnacją. - No ale już dobra, zostaw go tutaj. I radzę ci wyjść. Dla mnie krew wciąż smakuje jak ściek, toteż nie chcesz widzieć tej przykrej próby posilenia się...

Oznaczało to również, że lepiej by jego "obiad" był martwy, więc wampir zamierzał przetrącić kark temu skrępowanemu olbrzymowi. Nie potrzebował by taka góra mięsa jeszcze się wierciła. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jutro to ja mam urlop i zwykłe "dzięki" byłoby w tej okoliczności chyba lepsze! - obruszył się Abe. - Nie robisz mi łaski, pf. Następnym razem zrób frajera z kogoś innego! - rzucił jeszcze na odchodnym i ruszył z powrotem. 

Olbrzym korzystając z chwili spróbował walnąć Pete'ego z barana, a potem jeszcze mu dokopać. Zbój jak nic, gdyby jeszcze jego paskudny wygląd nie był wystarczającym świadectwem, ale przynajmniej nie cuchnął ani alkoholem, ani narkotykami, ani nawet dymem tytoniowym, co w tym mieście i wśród oprychów ogółem było prawdziwą rzadkością. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...