Skocz do zawartości

Siedem Dni [Oneshot] [Sad] [Slice of Life] [Dreams]


Razh

Recommended Posts

Ostatnio zastanawiałem się nad koncepcją życia wśród marzeń i tak oto wykiełkował mi pomysł na to króciutkie opowiadanie, takie na zastanowienie się. Zaznaczę, że dużo treści, którymi są emocję, znajduje się w nas samych i tylko od Was zależy, czy je dostrzeżecie. 

Ogólnie, jako że jestem zwolennikiem raczej przygotowywania się do danego dzieła i wejścia w "klimat", to dla ochotników proponuje przesłuchać sobie przed przeczytaniem ten oto utwór: Oskar Schuster - Fjarlægur.

 

I oto opowiadanie:

Siedem Dni

 

Wiem, że nie musi to trafić do każdego i mogą się zdarzyć moje wpadki z interpunkcją (za które przepraszam, ale nie jestem polonistą), ale mam nadzieję, że znajdzie się choć jedna osoba, której się to spodoba. Nie przedłużam i zapraszam do czytania, poprawiania i komentowania. :-)

Edytowano przez Razh
ortografia...
  • +1 6
  • Lubię to! 1
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strona techniczna jak dla mnie w porządku, wkradło się tam chyba jedno powtórzenie, a co do interpunkcji to się nie wypowiadam - zostawiam to osobom które to lepiej ogarniają. (Też za nią nie przepadam) Tekst wygląda schludnie. 
To co się liczy, to treść. Teksty na początku każdego dnia były nawet spoko, całkiem niezłe. Format bardzo krótki, ale przyjemny, bardziej kojarzył mi się z troszkę inną formą, a konkretniej historią postaci z działu OC. Rozumiem, że taki był zamysł opowiadania, historia życia tego pegaza, ale można by z tego zrobić ciekawą postać do działu Original Characters ^^ 
Czytało mi się przyjemnie, gdyby wzbogacić troszkę to opowiadanie w słowa, robiąc z tego lekkiego, przyjemnego a miejscami tragicznego rozdziałowca slice of life'a, myślę, że emocje byłyby jeszcze silniejsze. Na ten moment emocje są budowane na zasadzie: Hej, macie kucyka który miał w życiu pod górkę, ale wierzył w swoje marzenia i miłość i wgl! W dłuższej formie na pewno łatwiej byłoby się do niego przywiązać, powoli wprowadzając czytelnika w jego życie, budując klimat i na koniec zamykając w taki sam sposób opowiadanie. 
Ogólnie, moje wrażenia bardzo pozytywne, lubię tego typu opowieści. Kojarzy mi się to trochę z Forrestem Gumpem, wątek podobny. 
I nie zrozum mnie źle, to wyżej to były tylko delikatne propozycje, przemyślenia, bo jestem zły, że tak szybko się to skończyło. 
Loffki, pisz więcej, chętnie bym przeczytał od ciebie coś jeszcze~^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam wczoraj przed snem i co mogę powiedzieć? Forma jest dobra, formatowanie w porządku (choć zmniejszyłabym interlinię do 1,15, bo 1,5 jest nieco za szerokie). Jeśli chodzi o błędy, to wkradło się sporo powtórzeń, postaraj się ich unikać, a jeśli masz z tym problem, to poszukaj czepialskiego prereadera.

 

Samo opowiadanie jest bardzo w porządku. Zarówno pomysł jak i wykonanie prezentują się naprawdę dobrze. Ładny kawałek Slice of Life. Chyba najbardziej spodobała mi się końcówka. I cóż, osobiście uważam, że główny bohater miał w gruncie rzeczy bardzo spoko życie, choć początek brzmiał nieco sztampowo i emowato. Obawiałam się, że dalej też tak będzie, ale całe szczęście tak się nie stało. Faktycznie można to lekko rozwinąć, ale w sumie nie trzeba, poza tym rozwinięcie grozi tzw. przedobrzeniem.

 

W sumie polecam, pisz dalej.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Razh napisał:

znajdzie się chodź

*choć

Z uwag technicznych: zmieniłabym interlinię (Formatuj → Odstępy między wierszami) na 1,15, bo w obecnej formie tekst jest miejscami brzydko rozjechany, zwłaszcza między kolejnymi akapitami (a jak się dorzuci do tego enter, to powstaje tyle wolnego miejsca, że wcisnęłabym tam jedno zdanie z książki do anatomii weterynaryjnej, akurat cztery linijki Times New Roman 12). Docsy mają jakoś dziwnie zaprogramowaną tę funkcję, OpenOffice nie robił mi takiej sieczki z tekstu. Plusik za justowanie. Nie masz w tekście żadnego dialogu, ale profilaktycznie doradzę: zapisujemy je w formacie tabulator-półpauza-spacja-treść dialogu. Półpauza to taki prztyczek: – . Możesz go skopiować stąd lub znaleźć w tablicach znaków (Windows 7: menu Start → Akcesoria → Narzędzia systemowe, w razie czego gugiel też powinien coś wypluć).

Zostawiłam trochę komentarzy, uwag, przecinków i generalnego czepialstwa. Faktycznie, masz problem z powtórzeniami, a niektóre zdania przydałoby się lekko oszlifować, by brzmiały nieco lepiej, ale nie jest to nic, czego nie poprawiłby solidny pre-read/korekta. Co prawda o takich ludzi ciężko, ale czasami się znajdują. Coś jak spełnianie marzeń.

A skoro o marzeniach mowa... sam tekst to bardzo przyjemna obyczajówka. Krótka, lekka, wręcz taka... ciepła. Spodobała mi się nawet i chętnie zobaczyłabym nieco dłuższe lub skupione na, że tak powiem, "gęstszej" historii opowiadanie, a może nawet jakiś wielorozdziałowiec... ale co napiszesz, to już twoja wola ;)

 

Powodzenia w dalszej pracy.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spodziewałem się szeroko rozumianego "hejtu", a tu miła niespodzianka :D

Dziękuje wszystkim za wyrażone opinie i wykazanie błędów, to wiele dla mnie znaczy i motywuje do dalszej pracy. Dokonałem wszelkich korekt i chyba teraz jest już tak jak powinno być. 

Pozdrowienia ^^

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Meh, mam refleks odpowiedzi. Szybszy niż ef szesnastka

 

Spoiler

Zdania z początku z dnia czwartego przypomniał mi od razu Winstona Churchilla i jego cytat ,,Nie biegaj gdy możesz stać, nie stój gdy możesz siedzieć, nie siedź gdy możesz leżeć.

Zakończenie mnie trochę zawiodło a trochę nie. Oczekiwałem trochę innego, ale ja mam swój specyficzny sposób myślenia.

Motyw najstarszego mieszkańca miasteczka jest trochę dla mnie naciągany, ale ok. 

Sieroctwo i nieznanie rodziców też. Ale wszystko później było dobrze (tia...). 

Fanhyc intrygujący i wciągający. 

Trzymaj, porządne 8- na 10.

Meh, ja i moje spóźnienia... dobrze, że się do szkoły nie spóźniam.

Pozdrawiam, Ziemniak.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Fanfik to kawał dobrego SoLa, takich właśnie mi tutaj brakuje. Początkowo nieco powiało sztampą, ale później było lepiej, w zasadzie chyba każdy kolejny fragment podobał mi się bardziej. Tylko można by gdzieniegdzie nieco rozwinąć, niektóre wydarzenia były opisane zbyt skrótowo.

Strona techniczna jest w miarę w porządku, choć trochę błędów się znalazło, przydałby się korektor.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Opowiadanie jest dosyć krótkie, ale muszę przyznać, że jak na ten pomysł, sprawdziło się to znakomicie. Sama historia jest ciekawa i całkiem życiowa. Ma w sobie delikatny smaczek filozoficzny, co objawia się w powiedzeniach otwierających każdy kolejny dzień. Ktoś mógłby powiedzieć, że generalnie są to truizmy, ale z drugiej strony, skoro nadal mogą okazać się bardzo aktualne i z którymi w jakimś sensie różne osoby mogą się utożsamiać, to dlaczego nie? Dodaje to stylu, dodaje czegoś charakterystycznego, co odróżnia nieco opowiadanie od reszty.

 

Ja odebrałem fanfik nie tylko jako opowiadanie o spełnianiu marzeń, ale jako opowiadanie o przemijaniu życia, ogólnie. W tej formie nie dało się uchwycić zbyt wiele, ale najważniejszy okazał się symbolizm i myślę, że to dlatego te sześć stron sprawdziło się tak dobrze. No i wiele pozostaje wyobraźni czytelnika. Ale powracając do przemijania, bardzo podobało mi się jak dopasowano schemat życiowy do przemijającego tygodnia; że te pierwsze dni są o wczesnym dzieciństwie, kolejne dni traktują nieco o szkole, później również o dorastaniu, a kiedy nadchodzi weekend, nasz bohater jest już pradziadkiem, najstarszym mieszkańcem miasteczka. Troszkę tak jak mówi się o porach roku, czy porach dnia jak o kolejnych porach życia.

 

Z życia bohatera poznajemy tylko te najważniejsze, przełomowe fakty, a przez całą lekturę towarzyszy nam to jedno główne marzenie, które ostatecznie zostaje spełnione. Przez ten króciutki fanfik przewijają się odpowiednie emocje, chociaż czyta się go z poważną miną, będąc świadomym ładunku emocjonalnego a niekoniecznie współodczuwając go. Ale to nie jest w żadnym wypadku ujma. Opowiadanie jest napisane zwięźle, w sposób prosty i dosyć lekki jak na swoją tematykę. Sprawa przecinków została już załatwiona przez znakomitą @karlik, toteż nie będę tutaj tego rozwijał, jako że nie mam więcej żadnych zastrzeżeń. Jest bardzo dobrze, podoba mi się.

 

Oczywiście jest nieco kontrowersyjne to, że bohater ostatecznie związał się z Lily, niemniej nie zostało to przedstawione ani w sposób drażniący, ani jakiś gorszący, a oceniając to chłodnym okiem... No big deal. Zatem nie ma mowy bym z powodu tej decyzji miał obniżyć moją ocenę tego krótkiego opowiadanka, która ogółem jest celująca ;) Bardzo dobry [Slice of Life], godny polecenia każdemu, gdyż nie wymaga wielkich ilości czasu, ma swój urok. Z całą pewnością będę wyczekiwać kolejnych fanfików autora.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hoffman dzięki wielkie za miłe słowa :D nie sądziłem, że ktoś wychwyci choć część tego co wpompowałem w to opowiadanie. I tak, wiem, nie jestem mistrzem przecinków (każdy ma jakąś słabość). Co do kolejnych opowiadań, skoro piszesz, że zainteresowała Cię moja twórczość, to powiem tyle, że pracuje nad czymś większym i znacznie mroczniejszym. Co prawda zanim ukażą się pierwsze rozdziały to minie sporo czasu, bo praca idzie dość powoli i mam mało czasu i nie raz braki humoru. W każdym razie prócz tego większego projektu mam kilka mniejszych (w tym rozwinięcie serii "Sprzedam Lunę tanio", która ma mało elementów i raczej średniawych jak na razie) i czekają na mój czas i chęci. No więc ten... jeszcze raz dzięki i pozdrawiam ;D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane.

 

Miejscami zawiewało mi sztampą, bo jednak motyw, gdzie bohater niemal ciągle ma pod górkę, a przebłyski radości są nieliczne, należy do tych mocno eksploatowanych. Nie przepadam za historiami w tym stylu, więc nie ma się co dziwić, że mnie nie porwało, ale też nie było tutaj żadnego "poważniejszego" błędu, który w znacznym stopniu mógłby wpłynąć negatywnie na odbiór całości.

 

Podobało mi się, że każdy dzień był otwierany przez jakiś cytat oraz zabieg zamknięcia całego życia bohatera w obrębie jednego tygodnia. Ponieważ całość jest bardzo zwięzła i pozbawiona wielu szczegółów, czytało się szybko i sprawnie, jednak z tego samego powodu nie zdołałem się jakoś wczuć, a los głównej postaci był mi raczej obojętny. Tak więc o ile sam pomysł nie wywarł na mnie wrażenia, o tyle wykonanie stoi na bardzo przyzwoitym poziomie, więc jeśli ktoś lubi takie klimaty, to śmiało mogę polecić. Ja raczej nie jestem tutaj odpowiednim targetem, jednak czasu poświęconego na lekturę nie żałuję. :rdblink:

 

Pozdrawiam :ghost:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...
  • 1 month later...

Powinienem był skomentować to opowiadanie dawno temu, ale lepiej późno niż wcale.

Miże i to taki prosty SoL, ale po lekturze towarzyszyło mi uczucie katharsis, jakby zrobiło mi się jakoś tak lżej na duszy, nie wiem czemu (magia!). Jest to fanfik na raz (bo czyta się szybko) i w sam raz (ponieważ nie potrzeba już dodawać niczego więcej, treści jest tyle, ile trzeba). Niby zwyczajna historyjka, ale czy przypadkiem nie takich nam także potrzeba?

Ocena: jeśli by tylko autor poprawił błedy, które zasugerowano w dokumencie (a myślę, że teraz to już raczej to zrobi), to opowiadanie wg mnie spokojnie zasłuży na 9/10.

Pozdrawiam i czekam na kolejne opowiadania.

Wysłane z mojego LG-M250 przy użyciu Tapatalka

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Czy Samara Morgan niebawem do mnie zadzwoni, aby obwieścić, że pozostało mi jedynie… 

 

SPOJLERY

 

Siedem dni to fik, który przykuł moją uwagę. A dlaczego? Ponieważ, jakimś cudem, postanowiłem wczoraj obejrzeć The Ring w amerykańskiej wersji (z przeklętym dubbingiem, bo nic innego nie znalazłem) jak i japońską adaptację. Zbieg okoliczności? Być może… Ale wciąż uważam, że amerykańska wersja jakaś taka lepsza mi się wydaje (nie bijcie). A co dzisiaj mamy na tapecie? Bardzo osobistą, słodko-gorzką opowieść o życiu, a konkretnie o drodze pewnego kucyka. Aby nadać historii odpowiedniego wydźwięku, należy przed czytaniem przesłuchać pewien utwór podlinkowany w pierwszym poście. Szczerze, to nie będę tego robić. Nie mam zamiaru wprawiać się w odpowiedni nastrój i niczym DjPallaside “włączać smutną muzyczkę”. To sam fanfik powinien się obronić i to bez pomocy zewnętrznych źródeł.

 

Dobra, zacznijmy. Fik rozpoczyna się od myśli bohatera albo pewnego cytatu; 

 

“Powiadają, że coś zasmakowane po raz pierwszy smakuje najlepiej. Czy zatem możemy twierdzić, że znamy smak życia, skoro nie pamiętamy pierwszego oddechu?”

 

Kto tak mówi? Gordon Ramsay czy Magda Gessler? Okej, nieśmieszne, ale jestem w stanie wskazać wiele rzeczy, które za pierwszym razem nie smakują najlepiej; w sensie dosłownym, jak przypalony naleśnik, lub mniej dosłownym jak pierwsze rozstanie. Ogólnie tendencja jest taka, że człowiekowi wszystko powszednieje wraz z wiekiem i doświadczeniem, więc owszem; rzeczy smaczne tracą na jakości, a do tych niesmacznych po prostu się przyzwyczaja. Poziom się wyrównuje. Uważam, że wtrącenia to trochę przerost formy nad treścią. Na wszelki wypadek postarałem się wyszukać ten cytat w internecie i nic nie znalazłem. Więc zostało to wymyślone przez autora. No i to by się zgadzało, bo nie mamy żadnego odniesienia do osoby historycznej, która by to powiedziała. Nie wiem, być może chodzi tu o to, że dla źrebaka (dziecka) wszystko wokół jest ekscytuje i dostarcza wielu wrażeń. Dlatego życie zasmakowane po raz pierwszy jest takie dobre. A później przychodzi rezygnacja, ociężałość, zryta przez innych ludzi psychika itd. 

 

Dalsza część fika jest podzielona na siedem część; jeden krótki fragment na jeden dzień. No i tutaj z jednej strony mogę pochwalić autora, a z drugiej trochę się krzywię. No bo ta krótka forma nie do końca mi pasuje do opowiedzenia historii o życiu, gdzie przecież wiele się dzieje. Wiele wątków zostało potraktowanych po macoszemu; ot, coś się stało i okej, idziemy dalej. Ewentualnie narrator wtrąci jedną, niezbyt zawiłą myśl na temat tego, co się wydarzyło, a to przecież bardzo osobista narracja. Z drugiej zaś strony podział na siedem dni, przyrównanie życi, do tygodnia, może też symbolizować to, jak szybko kończy się życie, no i to pasuje do wątku ze spełnianiem marzeń. Nie ma na co czekać, skoro życie może się skończyć lada moment. 

 

Tak więc poznajemy małego, porzuconego ogierka, który trafił do sierocińca. Poprzez krótkie opisy poznajemy jego przygody, aż pewna para kucyków decyduje się go adoptować. Kiedyś już komentowałem pewne dzieło… to było chyba Historia Glossy Amber, gdzie również pojawiał się podobny absurd. Jaki? Otóż adoptowanie dziecka nie jest takie proste. Szkoda, że nie zostało to uwzględnione. Dostaliśmy więcej materiału o przystosowywaniu się źrebaka do nowej rodziny, można by poruszyć wiele wątków, wniknąć w psychikę takiego dziecka i opowiedzieć o czymś ciekawym. No i w ten sposób nie byłoby powyższego absurdu. Wiem, że autor przyjął krótką formę… i właśnie dlatego ten fik jest wybrakowany. Ktoś może mieć jakiś pomysł, że nie zawsze ma on tyle potencjału co inne.

 

“Miałem może z półtora roku, gdy do sierocińca przyszła pewna para. Nie wiedziałem wtedy, jak się nazywają i czego chcą od nas, maluczkich. Spędzili trochę czasu na rozmowie z opiekunkami i gdy wyszli, wzięli mnie ze sobą. “

 

To byłoby wręcz niebezpieczne; tak oddawać obcej parze dziecko, no bo nie wiadomo czego się po nich spodziewać. Czy to są jacyś psychopaci czy pedofile? No właśnie nie wiadomo. Ale całe szczęście okazuje się, że nie. Główny bohater wspomina o tym, jak wiele podróżował po świecie wraz ze swoimi opiekunami i jak cieszył się dzieciństwem… aż stało się coś strasznego. No i na tym kończy się dzień pierwszy.

 

Dzień drugi. Mamy kolejny cytat albo raczej myśl protagonisty.

 

“Chmury oglądać można, kierując swój wzrok ku górze, ale kto powiedział, że nie można spróbować ich ujrzeć od drugiej strony?”

 

No nikt tak nie powiedział. Pegazy mogą wzlecieć ponad chmury i sobie je pooglądać z góry. Także ten… no można to zaliczyć. Ale te chmury to najpewniej symbol marzeń i latania. Nie potrafię tego uzasadnić… po prostu tak mi się wydaje. No i też odnosi się to do źrebaków, które entuzjastycznie wytyczają sobie cele w życiu (zazwyczaj kompletnie niemożliwe do spełnienia). W tej części dowiadujemy się, co się stało z bohaterem w przedszkolu. Nie miał przyjaciół, lubił rysować chmury. Pewnego razu kogoś tam poznał, ale ten przeprowadził się i cała znajomość została zerwana. Bohater lubił wpatrywać się w gwiazdy, mówiąc do swojego przyjaciela, którego przy nim nie było. Często też zadawał sobie pytania; jacy byli jego rodzice, co teraz robią i dlaczego go porzucili? Myślę, że to są częste wątpliwości kotłujące się w młodych głowach porzuconych sierot.

 

Dzień trzeci. Znowu myśl;

 

“Kiedy wstaje słońce i budzisz się, to wiedzieć musisz, że żyjesz i masz do wykonania ważne zadanie: musisz spełnić swoje marzenia.”

 

No i takie podejście mi się podoba. Bo jak nie gonić za marzeniami… to co? W tym fragmencie dowiadujemy się, że bohater stracił przyszywanych rodziców ale również doznał poważnego kalectwa; z jego skrzydeł pozostały jedynie kikuty. Nie wiadomo do końca, co się wydarzyło, ponieważ protagonista był zbyt mały, aby cokolwiek pamiętać. Mimo tego wcześniej dosyć precyzyjnie opowiedział o pewnej sytuacji w sierocińcu. Ale być może niektóre rzeczy wyparł ze swojego mózgu. Są takie przypadki.

 

No i jakie były konsekwencje tego wszystkiego? Wrócił do domu dziecka, a wszyscy wokół nie lubili go ze względu na brak skrzydeł. Jednak pewnego razu postanowił skonstruować prowizoryczny spadochron i dzięki temu poczuł choćby namiastkę latania. W ten również sposób uciekł z sierocińca. Jego dalsze życie było wędrówką i walką o jedzenie, aż do momentu, gdy spotkał pewną sympatyczną klacz. Rosy Bunch postanowiła przygarnąć źrebaka i zabrać go ze sobą do domu. To trochę nielegalne, ale… nie wiem. W sumie rozumiem tę decyzję i nie mogę się przyczepić, a prawo jest zryte w wielu miejscach, pomimo tego, że istnieje w naszym interesie.

 

Będąc w nowym domu, poznał córkę Rosy, szybko się z nią zaprzyjaźnił i na powrót doznał szczęśliwego życia, prawdziwej rodziny i bezpieczeństwa. Zaczął też uczęszczać do nowej szkoły, gdzie ukrywał swojej kikuty pod płaszczem, z którym się nie rozstawał. Od strony biurokratycznej to nie ma sensu… ale okej. Nie czepiam się. Dowiadujemy się również tego, że główny bohater zaczął myśleć o sobie jak o kucyku ziemnym, ale wciąż skrycie marzył o lataniu.

 

Dzień czwarty.

 

“Życie daje nam dwie możliwości: stać w miejscu albo iść na przód. Czy zatem stanie w miejscu jest dobrym wyborem, skoro tuż za następnym zakrętem czekać na nas może coś wspaniałego?”

 

Nie, nie należy stać w miejscu. Robiąc tak, dokonujemy regresu względem innych. Ale niestety nigdy nie wiemy, co czeka na nas za zakrętem. Kto wie, czy za rogiem nie stoi anioł z Bogiem, a może będzie to coś okropnego? Kiedy znajdziemy się na zakręcie… co z nami będzie? Tyle piosenek można tu przywołać.

 

No więc nasz bohater zaczął dorastać. Nareszcie robi się ciekawie. Otóż jego relacje z Lily, córką Rose, przestały być tylko kumpelskie, ale również romantyczne. I tutaj się nie zgodzę z kolesiem, który komentował ten fragment w dokumencie. On napisał coś w stylu; “uważaj z takim motywem, bo to ociera się o kazirodztwo”. Nawet jeśli, co to z tego? W literaturze powinno się pisać o wszystkim. Jest wolność wyrażania samego siebie (w pewnych granicach) i to nie byłoby nic szkodliwego. Jeśli ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia o kazirodztwie, to niech to spisze na kartach powieści. Osobiście moje podejście do podobnych spraw jest utylitarystyczne oraz pragmatyczne. O ile nie ma z takich związków dzieci, to komu dzieje się krzywda? No może tym, których boli tyłek, ponieważ wpieprzają się w takie relacje, bo zostali w konkretny sposób wychowani i nie zweryfikowali swoich poglądów wraz z czasem. Niech takie pary sobie robią, co chcą, o ile nie szkodzą nikomu.

 

Wracając. Pewnej nocy do domu wtargnął włamywacz, lecz został obezwładniony i trafił do więzienia. Jednak po tamtej sytuacji pozostała jedna, niepoprawnie zrośnięta kość w ciele bohatera. Ale ta sytuacja zbliżyła do siebie protagonistę i Lily.

 

Dzień piąty.

 

“Dla każdego przychodzi taki czas, w którym musi zdecydować, czy powie tak, czy powie nie przeznaczeniu.”

 

Tak jakbyśmy mieli jakikolwiek wpływ na to… Nie wierzę w przeznaczenie, ale… w coś, co podobnie działa; w determinizm i brak wolnej woli. A co się dzieje tym razem? W skrócie; bohater bierze ślub z Lily i wszyscy się weselą.

 

Dzień szósty.

 

“I nawet jeśli nic nie będzie szło tak, jakbyś tego chciał, pamiętaj: masz dla kogo żyć.”

 

Zawsze można też żyć dla samego siebie i może to oznaczać zdrowy egoizm. Ale nie jest to zbyt szczęśliwe życie… a przynajmniej tak uważam. A co się dzieje podczas szóstego dnia? Protagonista wraz z żoną mają dwójkę dzieci. Niestety po kilku latach Lily zapada na ciężką chorobę i po dwóch latach walki ostatecznie przegrywa. Odciska to piętno na bohaterze, jednak postanawia się nie poddawać.

 

Dzień siódmy.

 

“Nigdy nie rezygnuj z marzeń, bo kiedyś mogą się spełnić.”

 

Być może podobne cytaty już zalatują frazesami, ale są prawdziwe. Dobrze jest mieć jakiś cel w życiu, a nie każdego wieczoru myśleć jedynie o puszce piwa przed telewizorem i o nowym aucie sąsiada, które aż chce się zarysować gwoździem. Niestety tak zwani “kołcze” obrzydzili wszystkimi podobne stwierdzenia o marzeniach. Ale całe szczęście fala popularności tego zjawiska już nieco przygasa. Ale co zarobili, to będzie już ich. Wiem dobrze, na własnym doświadczeniu, jak to działa. Oni po prostu poszukują ludzi nieszczęśliwych, w trudnym okresie życia, aby mówić im to, co chcą usłyszeć. Sam dałem się kiedyś naciąć na jeden produkt, za co jest mi strasznie wstyd i do tej pory wkurwiam się na to, że wciąż istnieją tacy manipulatorzy. Ale tonący brzytwy się chwyta i nie myśli racjonalnie. Dzisiaj już wiem, co mam robić w przypadku depresji czy czegoś podobnego; przede wszystkim odciąć się od tego całego gówna, które wleją w Ciebie kołczowie. Ale żeby aż tak nie generalizować, to muszę przyznać, że istnieją w tym środowisku ludzie, których jedynym celem nie będzie oskubanie Cię do cna. Jednak mimo wszystko odradzam korzystania z podobnych usług.

 

Ale wracajmy, bo zaraz napiszę fika o swoim życiu. Jesteśmy świadkami tego, jak protagonista wsiada do balonu i odlatuje ku górze. Znowu mamy do czynienia ze sporym przeskokiem w czasie. Bohater zestarzał się i dorobił rangi pradziadka. Cała ta sytuacja sprawia, że wreszcie spełnia swoje marzenie.

 

Ostatni wieczór.

 

Ostatnia część, to już właściwie sama scena śmierci. Ducha ogiera odlatuje ku niebu, przelatując przez tarczę słońca, aby spotkać się ze swoją ukochaną. I tak to się kończy.

 

Fanfik jest solidny. Czuć tutaj smutniejszy klimat, ale też podniosłą atmosferę motywującą do “odmienienia swojego życia”. Co oczywiście prawie nigdy się nie zdarza, a sam czytelnik zapomina o postanowieniu już po max kilku dniach. Mimo tego, że wątek ze spełnianiem marzeniem jest chyba jeszcze bardziej ograny niż motyw zemsty, bohaterskiej śmierci lub nieszczęśliwej miłości, to fika czytało się przyjemnie. Niestety opowiadanie nie ma nic odkrywczego do przekazania, bo wartości, które tu odnajdziemy, słyszymy już od najmłodszych lat. “Ucz się, a wszystko będzie dobrze”, “Nigdy się nie poddawaj, walcz o swoje marzenia”, tak, tak… Z tym że wyżej wymienione frazesy nie są do końca zgodne rzeczywistością, bo tragedie i tak dopadają wszystkich i nawet najlepsze stopnie Cię przed nimi nie wyratują. Nie oznacza to, że nie należy się uczyć. Po prostu nie powinno się naiwnie wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze tylko z tego powodu. A co ze spełnianiem marzeń? Nie chcę się chwalić, ale ja osobiście postanowiłem poruszyć to w swoim dziele; marzenia mogą też człowieka zniszczyć. Dlaczego? Heh… nie zdradzę tego tutaj. Opowiadanie w tej kwestii ma nam do przekazania; warto podążać za marzeniami, a nuż się spełnią. I w sumie tyle. Widziałem również komenatrze innych, którzy… no narzekali na początek, który był sztampowy, z czym się zgodzę, ale nie wspominali w tym kontekście o zakończeniu. Według nich nie było sztampowe? Przecież podobne zakończenia, gdzie ktoś odchodzi do Nieba z poczuciem spełnionej misji, by spotkać się z ukochanymi osobami, już widzieliśmy multum razy. 

 

Nie poznajemy imienia głównego bohatera. Nie jest to potrzebne, a nawet nadaje pewnej aury tajemniczości, choć z drugiej strony… to raczej wolałbym wiedzieć, jak on się nazywa. Znając taką podstawową informację, mógłbym bliżyć w jakiś sposób do protagonisty, sprawiałby wrażenie postaci z krwi i kość. Pod tym względem i tak nie jest źle; rzeczywiście można mu współczuć i się z nim utożsamiać w pewnych kwestiach. No chyba że ten zabieg z brakiem imienia był celowy, aby łatwiej było się wczuć w sytuację każdej osobie, która przeżyła coś podobnego w życiu.

 

Od strony technicznej jest nieźle, choć od chwilę zdarzały się pomyłki. Nie przeszkadzało to w odbiorze dzieła, więc nie będę się skarżyć. No może na jedno się trochę poskarżę. Fanfik jest strasznie rozstrzelany. Każdy akapit to zaledwie dwa zdania, czasem mniej a czasem więcej. Po prostu źle to wygląda pod kątem estetyki, ale to już mooocno subiektywne wrażenie, więc nie należy tego w ogóle brać pod uwagę. Podsumowując, to dobry kawałeczek tekstu. Można było to zrobić lepiej, bardziej zagłębiając się w szczegóły i dając więcej czasu na przywiązanie się do głównego bohatera. W literaturze istnieje pewna zasada… bodajże 10 lub 20 stron albo i więcej. Zależy. Chodziło tam o to, żeby nie wprowadzać ckliwych momentów, zanim czytelnik nie zbuduje choćby szczątkowej więzi z jakąś postacią. Jeżeli tak się nie stanie, łzawe sceny nie zadziałają, no bo nikomu nie będzie zależeć na danym bohaterze. Tutaj natomiast przez to, że tekst jest poszatkowany, a do tego krótki, to… no jasne, współczułem bohaterowie, ale nie tak, aby poczuć mocniejszych emocji. Wiem, że to było krótka forma, jednakże być może powinno to się trochę rozbudować?

 

Tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...