Skocz do zawartości

[Po prostu Tomek] Morze piachu


Recommended Posts

Hamzat pierwsze co zrobił, to zgramolił się z bydlęcia. Cieszył się, że przywykł do smrodu wielbłądów, ale zupełnie nie zazdrościł Sigrid. Zaraz zresztą ściągnął ją z siodła i ustawił na kamienistej ziemi. Przypatrywał się uważnie zjawiskowej pogodzie, a nuż znajdzie coś ciekawego? Trzymał jednak pewien dystans, przynajmniej chwilowo. Był też gotów do walki lub błyskawicznej ucieczki. Wciąż skanując teren, odezwał się do dziewczyny.

- Czy wiesz co to może być? Masz jakieś legendy twojego ludu na ten temat?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sigrid podkręciła głową. 

- Jak pan burzy jest zły, wysyła deszcz i te... Jasne, krzywe, z nieba. Robią pożary i bum - próbowała gestykulować, żeby pomóc sobie w przekazie. - Białe, z czarnych chmur. Nie śnieg. Wiesz. Ale takie nie, nigdy nie było - pokazała na anomalię na niebie. 

- Może to bóg tam poszedł z nieba? Może wasi bogowie nieba i ziemi mają wojnę? Ja mogę iść. Ja mogę sprawdzić. Jeśli to moi bogowie, nic mi się nie stanie. Nie zrobiłam nic źle. Jeśli twoi... To moi mnie i tak obronią - powiedziała, najwidoczniej w pełni wierząc w hojność i opiekuńczość swoich bogów zza morza. Wielbłąd prychnął, burząc podniosłość chwili. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Możemy oboje iść sprawdzić - powiedział raźno Hamzat, gotując się wewnętrznie. - Też chcę zobaczyć cokolwiek się tam dzieje. Kto wie na co się natknęliśmy. Może świat się kończy.

 

Generalnie rozumiał co dziewczę chciało mu przekazać, tym bardziej że w razie co gestykulowała. W sumie może nie uczyć jej języka? Jak sama całkiem podłapie, to będzie bardziej naturalne. A poza tym jej akcent i sposób wysławiania się były śmieszkowe. Trochę wewnętrznie też skisł z tego że mimo swojej sytuacji, czyli bycia gościem-jeńcem kolesia innej wiary wciąż potrafiła się na tyle zapomnieć, by obrażać jego bogów. Pośrednio obrażać, ale w sumie są ludzie którzy są na to strasznie czuli. Może nawet ukamienowano by ją któregoś dnia. W każdym razie zabrał ją ze sobą i postanowił podkraść się ostrożnie bliżej, by obczaić co jest na rzeczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spacer zajął znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. Dobre dwie godziny, może trochę więcej. Wielbłąd oczywiście odmówił podejścia nawet krok bliżej, nie podzielając ich ciekawości.

W centrum dziwnego zjawiska znajdowały się - oczywiście - ruiny. Ale nie były to takie zwykłe ruiny. Wokół nich nie było piachu, a tylko spękana ziemia. Skały w promieniu kilkudziesięciu metrów od budowli były pokruszone. 

Sama budowla zaś stanowiła okrągłą bryłę pnącą się na parę metrów w górę. Wokół niej stały kolumny o kapitelach przypominających łodygę jakiejś rośliny, ustawione w dwóch rzędach tworzących okręgi. I wszystko to wyglądało jakby wyszło spod ziemi. 

A w centrum okrągłej, niedużej budowli stał człowiek. Człowiek o skórze bielszej niż skóra Sigrid, ale poszarzałej - jak gdyby ze starości. Z odległości która dzieliła budowlę od Hamzata i Sigrid siedzących za skałami widać było tylko tyle że jest łysy i skandalicznie skąpo ubrany, najwyraźniej dosyć młody i nad czymś się usilnie zastanawia. Im bliżej anomalii, tym bardziej powietrze miało smak metalu, a broda Hamzata aż się elektryzowała. 

- To chyba nic z moich bogów - stwierdziła dziewczyna tonem znawcy. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat wciągnął dużo powietrza przez ułożone w piękne "O" usta. Szeroko rozwartymi oczami przypatrywał się nieznanemu zjawisku. Jak każdy choć trochę religijn człowiek, czuł ten pewien rodzaj niepokoju jaki towarzyszy nagłym nieznanym a też niewytłumaczalnym rzeczom. Zastanowił się dobrze, wertując mentalnie różne religijne pism i ich części które znał lub gdzieś tam kiedyś widział i po prostu siadło. Niby można podciągnąć go pod kogoś od Księżycowego Boga, ale w sumie też nie. Jednak nie. Chyba. Nie zaszkodzi być ostrożnym.

 

Po chwili mężczyzna postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i popędzić akcję. Dlatego też po chwili pewnego zawahania wyszedł powoli zza skały, za którą się kitrał do tej pory. Zeszedł na dół powolnym krokiem, dłoń trzymając na rękojeści szabli. Czy tam sejmitara. Wszystko jedno. Gdy był bliżej, zawołał do gościa by skupić na sobie jego uwagę. Ciekawe czy oberwie jakimś fajerbolem zaraz.

- Halo? Kim jesteś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łysy odwrócił się gwałtownie, oczywiście zszokowany. Jego głowa przypominała trochę melona, jeśli nie liczyć twarzy i uszu. Spojrzał na Hamzata, potem na Sigrid która szła za nim i zmarszczył brwi. Wyglądał bardzo niepewnie, a potem otwarł usta i wypowiedział ciąg kompletnie niezrozumiałych słów, które zawierały dużo 'e' i dużo 'i'. Z tonu można było wywnioskować, że o coś pyta. 

Po minach nieznajomych uznał najwyraźniej, że nie ma to sensu, wyciągnął w ich stronę dłoń powstrzymującym gestem, po czym wykonał kolejne dziwaczne ruchy rękami. Kiedy skończył, piasek wokół niego lekko zawirował, a Hamzat poczuł mrowienie na czole. 

- Coście za jedni? Ty wyglądasz mi na barbarzyńcę, mężczyzno o czarnej brodzie. A ty z kolei na upiora, chłopcze - oznajmił podniosłym tonem, wciąż mówiąc z wyraźnym akcentem, dziwacznie zmiękczając słowa. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat zatrzymał się, zacisnął mocniej dłoń na rękojeści broni i spochmurniał. Nieprzyjemne uczucie mrowienia w czole sprawiło że się podrapał. A poza tym skonkludował, że skurwysyn czyta w myślach. Skoro posiada tę umiejętność, to znaczy że raczej niełatwo byłoby go pokonać, gdyby doszło do jakiejś paskudnej sytuacji. Pozostawało więc próbować nie prowokować łysola aż tak mocno i liczyć na to, że wszystko rozwinie się jak najlepiej. Chociaż czuł się trochę urażony będąc nazwanym barbarzyńcą. Hej, podobno jego naród jest na dobrej drodze do czegoś porządnego. Poza tym nikt nie lubi być nazwany barbarzyńcą.

- Możemy zadać ci to samo pytanie - powiedział. Nie mógł się powstrzymać. Jednak zaraz dodał. - Jestem Hamzat, a to jest Sigrid. Jest dziewczyną, jak coś. A ty kto? Co tu robisz? To przez ciebie pada śnieg?

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obcy wziął wdech tak głęboki, jakby się zaraz miał zapowietrzyć. 

- Jam jest Harusepth, kapłan wielkiego Necheny i sekretarz królewski! - odparł dumnie. Brakowało tylko grzmotu i błyskawicy do podkreślenia patosu, te jednak się nie pojawiły. - I tak! Ja sprawiłem, że sypie śnieg, bo co? - zapytał butnie, jakby Hamzat uraził jego dumę zarówno spostrzeżeniem o barbarzyńcach jak i nieznajomością jego imienia. Zamiast patosu pojawił się natomiast kamyk, który ugodził Haruseptha w ramię. Zanim jednak zdołał wyrazić oburzenie, głos zabrała Sigrid. 

- To przywitanie. Tradycyjne. Z mojego kraju, daleko za morzami - wyjaśniła z zupełnie niewinnym wyrazem twarzy.  

Harusepth wymamrotał pod nosem coś obyczajach i barbarzyńcach, rozcierając ramię, ale napuszona postawa zniknęła. Nomad zauważył, że za jednym z filarów leżał pusty, otwarty sarkofag i całe mnóstwo bandaży. 

- Właściwie który mamy rok? 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe. Hehehehe. Prawie się zaśmiał, ale powstrzymał się. Potem jednak przypomniał sobie, że kutasiarz faktycznie czyta w myślach, więc roześmiał się w głos. Oh jak on uwielbiał Sigrid i te jej oficjalne powitania. Bo to totalnie było to. Młoda oczywiście nie kłamała w żaden sposób, no siree. I tak mu się należało. W każdym razie Hamzat zastanowił się, próbując jednak zastanawiać się bardzo sekretnie za maską myślenia o dupie Fatimy. Podwójne myślenie. Facet wyglądał trochę jak jeden z tutejszych fellahów i pokrewnego im sortu ludzi. Tylko bielszy. I co to za sarkowag tak przy okazji? Czyżby gość był... umrzykiem?

- Mamy rok trzysta dwudziesty szósty odkąd Księżycowy Bóg, sławetne jego imię, zstąpił do nas by przekazać nam swą wolę i nauczyć nas dobrego życia - oświadczył z dumą, na którą postanowił sobie pozwolić. Bo jebać niepewność. - Po jaką cholerę sprawiłeś, że jest tak zimo w porze suchej, i to nawet w dzień?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Masz na myśli Zehuti? Dlaczego niby miałby schodzić... do was? - zapytał ze zdziwieniem, ale i pogardą. Następnie zastanowił się nad drugim pytaniem ze strony Hamzata. - Nie wiem, kiedy dokładnie to zrobił, ale zdaje mi się, że zbyt długo spałem... 

- W zasadzie miał to być deszcz. Chłodny deszcz. Dość długo tkwiłem pod ziemią razem z tym. - Rozłożył ręce i zaprezentował budowlę, nieco podniszczoną, co widać było  z bliska. - Chciałem skomunikować się z moim panem i władcą. Niestety, przy tak wielu czynach wokół tegoż uniwersalnego urządzenia przenośnego do komunikacji tworzy się nadmiar gorąca, dlatego też należy je schłodzić w odpowiednim momencie. Wówczas nic nie stoi na przeszkodzie rozmowy z bogiem, rzecz w tym, że zioła potrzebne do tego procederu są odrobinę, jakby to powiedzieć... Nie w formie - stwierdził, z zakłopotaniem drapiąc się po czaszce. - Nie przewidziałem też, że spowoduję opady tego białego. Wygląda ładnie, ale nie zauważam zastosowań dla tego tworu. 

- Zabijmy go - szepnęła dziewczyna. Łysy nie zareagował. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie no - zaśmiał się w odpowiedzi do Sigrid, choć dłoni z rękojeści broni nie zdjął. - Wstał z grobu, dźwignął całą tę budowlę spod ziemi i do tego sprowadził zimę, tak zasadniczo. Chyba nie dalibyśmy rady.

 

A może dalibyśmy radę, pomyślał skrycie, kto wie. Jeżeli bylibyśmy zmuszeni. Wolałbym nie być zmuszony, tak byłoby naprawdę lepiej dla nas wszystkich. W sumie to jakoś nie zaczął przepadać szczególnie za tym kolesiem. Zasłużył gnój na jakiś mały wypadek. Boże, szturchnij sukinsyna, pomodlił się pół-żartem. Jeśli to jakiś twój prorok, to w porządku, ale czemu wysłałeś kogoś takiego? Jak on ma nawracać, siłą? Ale żarty na bok, no nie przypadł Hamzatowi do gustu, zapewne z wzajemnością.

- Komu służysz? - cisnęło mu się na usta pytanie. - Możesz odwrócić zimę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie słuchasz? Mówiłem. Jestem sługą Necheny. Necheny jest bogiem, chwała mu na wieki, niechaj będzie wywyższony po wsze czasy. Widzę już, że nie znacie... Zaraz, co to za ziemie? Czy to wciąż Królestwo Wielkiej Rzeki? - zapytał, mrużąc oczy podejrzliwie. - Oczywiście, że mogę usunąć... zimę? Człowieku! Jak najbardziej. Tylko jeszcze muszę się dowiedzieć, jak. Albo sprowadzić Wielkiego Necheny, porozmawiać z nim. Jest uosobioną mądrością, z pewnością wie, jak temu zaradzić. On wie wszystko! - Tu łysy odwrócił się do nich tyłem, po czym wzniósł ręce i na nowo zaczął mówić coś w swoim dziwacznym języku. 

- Ja nie widzę tu żadnej rzeki - wtrąciła Sigrid. - Może ty sprowadził  któryś z moich bogów? Lubią śnieg. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tsoooo - mężczyzna zawahał się wyraźnie. - Znaczy, uczyłem się rzeczy. Królestwo Wielkiej Rzeki upadło dawno temu, a jego dziedzictwem są tylko fellahowie.

 

Tutaj pozwolił sobie na pogardliwe prychnięcie. Nomadowie nie lubili się specjalnie z osiadłymi chłopami, którzy zostali na tych ziemiach w spadku po Królestwie, po rozkładzie i wojnach, które je zniszczyły. Przynajmniej tak się uczył, tak mówiono. Ale sprawy w sumie nie badał. Wracając, różne hece się zdarzały. Nie znał tego boga o którym mówił łysol, i nie zamierzał w żaden sposób okazywać, że jest inaczej. Ale w sumie koleś chciał sprowadzić swojego boga. Czy tam cokolwiek. Jakby się tak zastanowić, to może być początek końca świata czy coś. W każdym razie coś było na rzeczy. Hamzat tylko nie wiedział jeszcze, czy zgładzić gościa czy oszczędzić.

- A po co chcesz go sprowadzać? Jaki ma do nas biznes?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie przeszkadzaj! Muszę wiedzieć, dlaczego przywrócono mnie do życia, jak się zdaje. Obudziłem się w sarkofagu - wyjaśnił. - Po prostu go tu sprowadzę, porozmawiam, dowiem się czego potrzebuję i odwołam zimę. 

I wznowił swoje modły.

Sigrid pociągnęła Hamzata za rękę.

- On mówi, że był już umarły? To drugi raz mu nie zaszkodzi, już pewnie on się przyzwyczaić! Takie rzeczy nigdy nie jest dobre. Bogowie  nie chodzą po ziemi, a on chce tak zrobić. Mogę go zabić - zapewniła z ogromnym zaangażowaniem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poważnie zastanowił się nad sugestią dziewczyny. Bardzo poważnie. Miała swoje zalety i wady, oraz była zapewne bardzo trudna do zrealizowania. Ale nie to było najważniejsze w decyzji Hamzata. Spojrzał na Sigrid, potem na łysego, na wszelki wypadek gotując się do wypadu.

- Ale co jeśli wkurwimy tym bogów?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Twój będzie zadowolony. Moi chyba też - odparła, ale już mniej pewnie. 

Z chmur nad budowlą wystrzeliła cienka wiązka światła, ale szybko zanikła. Łysy zaczął przemawiać głośniej, a owa wiązka pojawiła się ponownie i... 

I nie dotknęła jego, ale w ostatniej chwili zboczyła z kursu i lotem błyskawicy dopadła Hamzata. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, przez palce przeszło nieprzyjemne mrowienie, a na języku poczuł metaliczny smak. Krajobraz zniknął, zabierając ze sobą także Sigrid i łysego. 

Mrugnięcie oka później Hamzat stał na idealnie okrągłym, skalnym podwyższeniu w którym ktoś wykuł koliste wzory. Wszystkie one świeciły srebrnym światłem. Materiał z którego stworzona była platforma opalizował od żółci przez błękit aż do zieleni, w większości jednak był szary i pokryty żyłkami. Nomad stał na szczycie góry tak stromej, że nie sposób było z niej zejść. W dole rozciągała się pustynia, u góry rozgwieżdżone niebo Widok zapierający dech w piersiach - tym bardziej na myśl o próbie zejścia. 

 

HAMZAT, HAMZAT. HAMZACIE! CZY MNIE SŁYSZYSZ?

 

Głos przemawiał zewsząd. Był głęboki, ale na próżno było szukać w nim ludzkiego brzmienia. Był znacznie bardziej eteryczny, najbliżej było mu do dźwięczenia metalowych dzwoneczków połączonych z przesypywaniem się piasku. Nad głową Hamzata wisiała ogromna tarcza Księżyca. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O kurwa - wydusił z siebie Hamzat z nieludzkim świstem. Niechybny syndrom stuporu, zwanego potocznie byciem zatkanym. A jeszcze dodać do tego wszystki inne różne nideogodności jakie dookoła siebie widział, słyszał i czuł mogło dać obraz intencji z jakimi wyrzekł te wzniosłe słowa. Zaraz jednak do tych wszystkich odczuć doszło pewne zrozumienie. Chyba właśnie doznawał objawienia, tak mu się wydawało. Nie był pewien, lecz istniały pewne wskazówki. Więc tak dla pewności by nie podkurwić Księżycowego Boga, który zdecydował ukazać się właśnie jemu, małowiernemu Hamzatowi, padł na twarz.

- Chyba tak - odparł niepewnie. - Halo? Kto mówi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WSTAWAJ. JEDNO CZEGO NIE MOGĘ ZNIEŚĆ, LUDZIE PADAJĄCY NA KOLANA. WYSTARCZY ŻE SIĘ ODEZWĘ, A WY PADACIE JAKBYM WAS PODCIĄŁ. MÓWI TWÓJ BÓG. CO JA MÓWIĘ, BÓG WAS WSZYSTKICH! 

 

Głos odchrząknął. Księżyc zaświecił jaśniej i rzucił na skalny dysk coś, co przypominało świetlisty słup. Krótką chwilę później słup uformował się w postać względnie ludzką, która stanęła na brzegu platformy i ponownie odchrząknęła. 

 

TERAZ SŁUCHAJ UWAŻNIE. JUŻ CI LEPIEJ? MOGĘ MÓWIĆ, CZY WPADNIESZ NA KOLEJNY GENIALNY POMYSŁ W GUŚCIE BICIA POKŁONÓW? JEŚLI TAK TO OCZYWIŚCIE NIE KRĘPUJ SIĘ, ZACZEKAM AŻ CI SIĘ POLEPSZY. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat był w szoku. I to nielekkim, ze względu zarówno na tradycję i wychowanie jak i fakt ujrzenia boga będąc ledwo wierzącym. Z drugiej strony, pan i władca wszytkiego, stwórca ziemi, wszechświata, ludzi i zwierząt, właściciel tego suprer kwadratu na wypasie zwanego rajem jest taki... wyluzowany w sumie. Spokojny, w porządku gość. Mężczyzna nawet trochę to rozumiał, chociaż z początku pozazdrościł bogu otrzymywania pokłonów. Ale wracając, Księżycowy Bóg z każdą sekundą wydawał się być takim całkiem porządnym bogiem. Dlatego też Nadżibullah sam zaczął się rozluźniać. I to nawet nie sztucznie. Odetchnął z lekką ulgą.

- Okej - powiedział nieco piskliwym głosem ale potem odchrząknął i kontynuował już normalnie. - Okej. Możesz mówić. Miło cię widzieć, będę mógł potem zapytać się o parę rzeczy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BĘDZIESZ MÓGŁ. WPIERW JEDNAK PRZEDSTAWIĘ SYTUACJĘ I MOJE WYMAGANIA. WIDZISZ HAMZACIE, ZACZNĘ OD TEGO, ŻE NIE JESTEŚ... NIE BYŁEŚ ŻADNYM WYBRAŃCEM. WŁAŚCIWIE NIKT Z WAS NIGDY NIE BYŁ SPECJALNY, TAK GWOLI JASNOŚCI. TO PO PROSTU PRZYPADEK ŻE BYŁEŚ W TAMTYM MIEJSCU W CZASIE, GDY TEN ŁYSY KRETYN ZACZĄŁ MACHAĆ RĘKAMI. - Tu awatar Księżycowego Boga zamachał teatralnie rękami z lekką dozą irytacji. - WZYWAŁ BOGA, WIĘC PRZYSZEDŁEM. TYLE, ŻE OCZEKIWAŁ KOGOŚ INNEGO, KTO NIE ŻYJE. BOŻKA LEDWIE. ALE WIESZ, JAKI JEST PROBLEM Z BOŻKAMI? CZASAMI ZDARZA IM SIĘ NIE ŻYĆ NIE TAK DO KOŃCA. MNIE ONI DNIA NIE ZEPSUJĄ, ALE WAM JAK NAJBARDZIEJ MOGĄ. NIE ZGADZAM SIĘ NA OBECNOŚĆ ŻADNYCH BOŻKÓW NA MOJEJ ZIEMI. DLATEGO TEŻ DAJĘ CI PEŁNE PRAWO ZNALEZIENIA ICH POD PRETEKSTEM POMOCY ŁYSEMU, A NASTĘPNIE SPROWADZENIA ICH DO MNIE. ALBO MNIE DO NICH, JAK CI TAM BĘDZIE WYGODNIEJ. ZROZUMIAŁEŚ? DOSTANIESZ OCZYWIŚCIE WSPARCIE. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat zastanowił się. Następnie, ażeby uzyskać całkowitą pewność, zastanowił się ponownie. W sumie brzmiało jak dobra umowa. Mężczyzna będzie wyłapywał jakichś losowych pomniejszych bóstw, poniekąd pewnie też demonów. Za to uzyska bożą pomoc, wsparcie, a może i nawet wdzięczność. I nawet jeśli zadanie do lekkich nie należało, w sumie był gotów się go podjąć. Trochę przeszło mu przez myśl, że śmiertelni różnie wychodzili ze spotkań oraz umów z bogami, ale... głowa do góry, będzie dobrze.

- Trochę lipa, że niczym się nie wyróżniam, ale w sumie takie życie - zagadnął filozoficznie Hamzat. - Zgadzam się, choć zgaduję, że i tak miałem mały wybór. - Zachichotał. Uwielbiał czarny humor. - Ale wracając. Kwestia moich pytań. Czy mogę robić za proroka i ogarnąć ten syf w trakcie pomagania ci? Czy wsparcie będzie takie na wezwanie czy jak to będzie działało? Jaki jest sens życia? Po śmierci trafiamy tam gdzie głosza pisma? Czy imamowie mają rację?

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ALEŻ MIAŁEŚ WYBÓR. ZAWSZE JEST JAKIŚ WYBÓR. BĘDĄC CZŁOWIEKIEM TRZEBA JEDNAK ZADAĆ SOBIE PYTANIE, W KTÓRĄ STRONĘ OPŁACA CI SIĘ IŚĆ. WYBRAŁEŚ KORZYSTNIE - odparł, rozkładając ręce. Następnie świetlisty awatar podszedł z wolna do Hamzata, stając ledwie pół metra od niego i składając dłonie w piramidkę, jakby nad czymś zastanawiał. Wyciągnął dłoń do czoła Hamzata. 

DROGA PROROKA TO EFEKTYWNA DROGA. USTAL ZASADY I NIECH TO BĘDZIE TEST. JEŚLI ZABRZMIĄ SŁUSZNIE, PROROKIEM POZOSTANIESZ. JEŚLI NIE... WYBIORĘ KOGOŚ INNEGO. NA PRZYKŁAD TEGO ŁYSEGO STAROŻYTNEGO KLECHĘ. JEST BARDZIEJ RELIGIJNY NIŻ TY, NIE SĄDZISZ? 

Dłoń dotknęła czoła Hamzata, a on zupełnie nic nie poczuł. 

WKRÓTCE DOSTANIESZ MAŁĄ POMOC. DO ODSZUKANIA BOŻKÓW POTRZEBUJESZ ŁYSEGO KLECHY, WKUP SIĘ W JEGO ŁASKI. KIEDY JUŻ BĘDZIESZ GOTOWY, NAKREŚL W POWIETRZU SYMBOL I WYMÓW JAKIEŚ MOŻE... WEDLE UZNANIA, NIEWAŻNE. I NIE NADUŻYWAJ TEGO, MAM CAŁKIEM SPORO DO ROBOTY. CO DO POZOSTAŁYCH PYTAŃ... CHYBA ŻARTUJESZ. 

Obraz rozmył się i mrugnięcie okiem później Hamzat poczuł uderzenie chłodu. Leżał na śniegu, który leżał na piasku i powoli zaczynał się topić. Nad sobą z kolei zobaczył twarz Sigrid i twarz łysego. Łysy miał oczy obrysowane czarnym barwnikiem. 

- Mówiłem, że żyje - oznajmił. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wo - powiedział na głos jak się obudził. Powstał do pozycji siedzącej, mrugając intensywnie by ogarnąć z powrotem normalny świat i rzeczywistość. Trochę nie był pewien co Bóg miał do końca na myśli z tym "chyba żartujesz". Tak czy inaczej odpowiedzi nie dostał, był więc siłą rzeczy nieco rozczarowany. Kiedy już przyjął na siebie realne życie naokoło, odetchnął. Popatrzył na łysego kapłana.

- Masz kupę rzeczy do zrobienia - oznajmił. - Twój bóg przeklikał, i kazał przekazać, że potrzebuje twojej pomocy. A od teraz naszej też.

 

Postanowił być prosty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jaki... Bóg? Przyszedł do ciebie? Ciebie? - zapytał wyraźnie zawiedziony łysy. Wyglądało na to, że nie do końca wierzył Hamzatowi. Wstał z miejsca i spojrzał na niego z góry. Bynajmniej nie wynikało to jedynie z perspektywy. 

- Jak wyglądał? 

Sigrid tymczasem odsunęła się nieco dalej, zerkając co chwila na ruiny, w których łysy wcześniej rezydował i odprawiał dziwny rytuał, który sprowadził Księżycowego. Najwyraźniej postanowiła to zbadać, bo ruszyła raźno w tamtą stronę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ożeż ty w mordę kopany... jebany okazał się być cwańszy niż Hamzat myślał. Szybko, szybko, coby tu wymyślić na kolanie by nie było podejrzane. Dla pewności uznał że się zastanawia, tak uważnie. I tak było to lekko podejrzane, ale w sumie jako biedy śmiertelnik miał pewne prawo nie rozumieć wizji przekazanych mu przez literalne bóstwo, więc dla pewności dodał też ten wyraz trochę niezrozumienia na twarz. Żeby bardziej oszukać kapłana. Psssst, hej, hej, boże, pomożesz mi nieco? Bo cholera zadaje ciężkie pytania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...