Skocz do zawartości

[Po prostu Tomek] Morze piachu


Recommended Posts

Z początku nomada nie powiedział ani słowa. On w ogóle nie rozpoznawał tego miejsca, i szczerze mówiąc, poważnie by się zdziwił gdyby była tutaj oaza. Jakby nie patrzeć, znajomość terenu i orientowanie się w tym gdzie występują naturalne - nie magiczne czy boskie - bezpieczne miejsca jest częścią jego stylu życia. Musiaby słyszeć, gdyby kiedykolwiek za jego życia cokolwiek tutaj było. W końcu nie jest to nawet aż tak przesadnie daleko od wszystkiego. Piękno tego miejsca powinno dotrzeć do Nażdibullaha gdyby istniało za... I tutaj mężczyzna zatrzymał swój tok myślena, przypominając sobie, że Harusepth jest gdzieś z dalekiej przeszłości, gdy inni bogowie i inny lud władali tą ziemią.I teraz pewnie czuje się bardzo źle, zważywszy na to że miejsce które opisywał jako tak piękne jest... tym. Zadupiem, z sępami, piachem i jaskinią. Nawet rzeźby, tak potężne i zdwałoby się nie do ruszenia, możnaby łatwo przeoczyć jak zwyczajne skały, tak były wychłostane wiatrem i drobinkami piachu. Chwała Księżycowemu, niechaj nie dopuści by czas tak pokarał plemię Hamzata.

- Pantery to takie wielkie koty - mężczyzna nachylił się ku Sigrid tak by kapłan ich za bardzo nie słyszał, ręką przyciągając ją ku sobie. - Dosłownie pożerają dzieci, nawet starsze od ciebie. Słuchaj, widzisz... dla niego było to ważne miejsce i szkoda mu widzieć je tak spustoszone. Może i kompletnie ci to wisi, mi nieco też, ale ja potrzebuję go wesprzeć duchowo, a ty, Sigrid... Hmm. Jesteś dobra w wypatrywaniu zagrożeń, więc bądź czujna i nie daj nic po sobie poznać.
Następnie wyprostował się i zbliżył do klechy. Też nie czuł się dobrze w pełni rozumiejąc perspektywę praktycznie dwóch różnych er jaka między nimi zachodzi. Stanął nieco z tyłu by się nie narzucać.

- Czy wszystko w porządku? - zagadnął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sigrid pokiwała głową z aprobatą i zaangażowaniem. 

- Tak. Dobrze - zgodziła się. - U mnie też są duże koty. Są białe i czarne kropki - dodała z dumą i temat się urwał. 

- Tak, tak. W porządku, Hamzacie - odparł Harusepth, z miną w każdy możliwy sposób przeczącą słowom. - Dawniej widywałem się z Matką w wizjach. Mam pewne wątpliwości, czy wciąż tam jest... Sprawdźmy - rzekł i ruszył śmiałym krokiem przed siebie. 

Wewnątrz panował przyjemny chłód. Pierwszym co zobaczyli była długa i dość przestronna galeria z zatartymi przez czas malowidłami. Nie było już widać barw, a jedynie kontury postaci - prostych, ale nie bez wizji artystycznej. Były też zwierzęta, ornamenty i pismo zapomnianego ludu, którego widok co prawda nie był Hamzatowi obcy, ale inaczej było z treściami. Nikt z żywych nie znał tego pisma. 

Galeria musiała prowadzić do większej sali, z której dobywało się słabe światło. Im dalej w jej stronę, tym lepiej zachowane były malowidła, choć wciąż nie były one w dobrym stanie. Dominowały resztki koloru czerwonego i niebieskiego, freski przedstawiały życie codzienne. Wciąż zero magii, zero niesamowitości. Gdzieniegdzie tylko na półokrągłym sklepieniu widać było obrazy sępów o rozpostartych skrzydłach. 

Sala musiała być centrum kompleksu. Była zbudowana na planie sześciokąta. Sklepienie podpierane kolumnami z motywem papirusu wieńczył sześciokątny okulus, przez który do środka padało światło słoneczne, rozpraszając mrok i oświetlając drobinki kurzu i piasku. 

Pośrodku, na wpół utopiony w piasku znajdował się ołtarz. Wokół niego gdzieniegdzie zaspy odsłaniały krawędzie sugerujące, że podłoże świątyni było lekko spiętrzone, a naprzeciwko wejścia stała ogromna statua z rozpostartymi ramionami. Jej ręce przekształcone były w skrzydła, twarz i ciało pozostały prawie nienaruszone, ledwie lekko popękane. Rzeźba była dość realistyczna i łatwo było z niej odczytać dojrzałą kobietę o krótkich, jakby zwichrzonych włosach. Ubrana była raczej skromnie jak na boginię. Jedynymi ozdobami był prosty diadem na głowie, kolia i karwasze.

Przed sześciokątnym ołtarzem siedziała smutna kupka kości i wyschniętej skóry. Zwisały z niej szare szmaty, które kiedyś były szatami. Z głowy sterczały kępki rzadkich, białych włosów, a jedna z rąk mumii zaciśnięta była na jakimś wyschniętym kiju. Trup był również nieco przysypany piaskiem. 

Sigrid skrzywiła się, a kapłan podszedł bliżej, chcąc przeprowadzić oględziny. 

- Jedynym kto mógł tu zostać z własnej woli do śmierci musiała być kapłanka - orzekł, zbliżając się, lecz nie dotykając zwłok. - Och, jakże to smutne. Jakie to wszystko zapomniane! - westchnął, rozglądając się po obszernym pomieszczeniu.   

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat nie puścił słów Sigrid mimo uszu choć temat umarł naturalną śmiercią. Zapisał sobie w głowie, żeby zapytać dziewczynkę o te wielkie białe koty w ciapki, o ile dobrze zrozumiał. Niestety teraz miał nieco poważniejsze rzeczy na głowie. Swoje zadanie, które zaprowadziło go w to opuszczone miejsce by walczył z zapomnianą boginią. I nieszczęsnego Haruseptha, który chyba doznawał teraz ciężkiego przypadku zderzenia z upływem czasu. Upływem czasu nad którym refleksja z jakiegoś powodu towarzyszy nomadowi od pewnej chwili.

Wraz z kapłanem przemierzał puste, stare, zapiaszczone korytarze, nieustannie zastanawiając się jak musiały wyglądać dla Haruseptha. Łysy zdawał się pamiętać to miejsce jako coś niesamowicie pięknego, i to niestety tylko pogarszało jak źle musiał się czuć widząc to wszystko dzisiaj. Tak przynajmniej sądził Hamzat, ze szczerym respektem podziwiając budowlę i malowidła. Mężczyzna widział wiele miejsc, które dla niego były totalnie starożytne. Wiele z nich zapewne obrobił i w paru pewnie też niemal umarł. Jednak dopiero teraz patrzył na te miejsca z innej perspektywy. Z perspektywy łysego klechy. I zamiast ruin wyobrażał sobie miasta, świątynie i pałace, tak obce jakby pochodziły z innego narodu, choć żyjącego na tej samej ziemi na której urodził się i wychował Hamzat.

Wokół mumii Nadżibullah zachowuje się bardzo ostrożnie. Mężczyzna ma uzasadnione podejrzenie, że skoro miał do czynienia z gigantycznym złowrogim wężem, to nie jest tak nieprawdopodobne, że ta cała bogini może nie wiem, wskrzeszać zmarłych. Jednakże mimo większej podejżliwości i uwagi, nie zrobił nic co mogłoby zaniepokoić lub bardziej zasmucić kapłana. Biedaczek ma już chyba dość w tej chwili, a lepiej nie będzie jeśli dojdzie do walki. Nomada postanowił jednak przerwać ciszę, w jakiej towarzyszył Haruspethowi do tej pory.
- Naprawdę przykro mi, że musisz widzieć to wszystko w takim stanie - odezwał się głucho. Chciał szczerze pocieszyć kompana, jednak... czy miał prawo kłamać z wiedzą że jego zadaniem jest coś co wcale nie pomoże łysemu odbudować jego narodu? Sądził że nie, więc się nie odezwał. Co teraz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Harusepth wzruszył ramionami i usiadł obok mumii, która dotychczas nie zwracała na nic uwagi i nie zapowiadało się na zmianę. 

- Mam tylko nadzieję, że nie wszędzie tak jest. Że coś przetrwało - odparł cicho z takim brakiem nadziei, że raczej sam nie wierzył w to co mówi. - Dobrze, spróbujmy. Spróbujmy coś tu zrobić - orzekł. Zamknął oczy i rozłożył dłonie, przy okazji hacząc o mumię, która ponownie się nie przejęła. 

Chwila się przedłużała. Przez naprawdę długi czas nie działo się nic. Drobinki kurzu wirowały, Sigrid kopała dziurę w piachu z braku lepszego zajęcia, a Harusepth skupiał się na modlitwie. 

Od strony posagu rozległo się cichutkie zgrzytanięcie, gdzieś z góry posypał się piach. Kapłan nie zwrócił na to uwagi, podobnie jak nie zwrócił uwagi gdy wielka, kamienna głowa skierowała podbródek w dół i zdawało się, że obserwuje to, co dzieje się u jej stóp. Potem kamienne oczy spojrzały na Hamzata, a potem statua kucnęła w akompaniamencie stuknięć i zgrzytów. Mimo nieprzyjemnych dźwięków poruszyła się dość płynnie i zaczęła rozglądać dookoła. 

Dopiero wówczas łysy otwarł oczy i aż podskoczył. 

- Pa... Pani Bhati? - zapytał, oddychając ciężko. W tym samym czasie Sigrid próbowała wtopić się w ścianę i przesunąć w stronę wyjścia. Po milimetrze. 

Wielka głowa spojrzała na kapłana i zaczęła ruszać ustami, co skutkowało paroma naprawdę dziwnymi wyrazami twarzy. W końcu z ust wydostał się głos. 

- Dlaczego tu jest tak brudno? - zapytał pomnik, a wielką dłoń nerwowym gestem odgarniała piach wokół ołtarza. Ominęła co prawda Haruseptha, ale odgarnęła też mumię, skutkiem czego ta wylądowała z obrzydliwym stukotem pod ścianą. 

- Bo... To była ostatnia kapłanka, pani! - odparł z pobożnym lękiem Harusepth, patrząc w ziemię. Posąg jęknął i natychmiast z powrotem sięgnął po resztki owej kapłanki, niezręcznie próbując wziąć szczątki na dłoń i położyć je pod ołtarzem, a nawet ustawić w pozycji mniej-więcej siedzącej niczym makabryczne klocki. 

Kapłan nie poruszył się, ale rzucił Hamzatowi zdezorientowane spojrzenie, gdy kamienna bogini uporczywie próbowała utrzymać rozpadającego się truposza w całości. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat jest równie co Harusepth, a może nawet bardziej, kurwa zdezorientowany tym co się właśnie wydarzyło przed jego oczyma. W sensie no widział póki co magicznego węża, też dość sporego. To prawda. Powinien już być trochę przygotowany na różne niespodzianki, to także prawda. A jednak to co się stało wprawiło go w solidne zdumienie, by nie wspomnieć o tym, że ożywiony posąg, który mimo bycia, cóż, kupą ociosanego oraz nadgryzionego zębem czasu kamienia, poruszał się płynnie prawie jak prawdziwa kobieta. Ten fakt, połączony z rozmiarem domiemanej bogini i pierdolnięciem na jakie mogła ona sobie potencjalnie pozwolić będąc zrobioną kompletnie z bardzo twardego materiału, onieśmielał go. Musiał się przyznać przed samym sobą, może bardziej niż wąż. Nawet mumii już się oberwało. Nieco struchlały ale z nerwami napiętymi jak postronki i gotów do taktycznego odwrotu, Nadżibullah ze wszystkich swoich sił stara się udawać że go tu nie ma. Niech Harusepth objaśnia, pustynny wojownik musi po pierwsze schować Sigrid, po drugie obmyśleć jak ogarnąć całą sprawę swoim w porównaniu cokolwiek mizernym mieczem i nie umrzeć. Oby boski dar ciął magiczne głazy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Harusepth wyjaśnił i niestety, uniemożliwił kulturalne i cichutkie danie dyla przez pozostałą dwójkę ten improwizowanej drużyny. 

- Pani? Pani! Większość naszego ludu wymarła bądź się przeniosła, sam nie wiem. Powstałem niedawno z martwych, przyszedłem prosić o radę... Wraz z moimi kompanami. Hamzatem Barbarzyńcą i Sigrid, bladą dziewczynką z dalekiej północy. To znaczy twierdzi że jest dziewczynką - oznajmił kapłan, rujnując szanse na taktyczny odwrót. 

Bogini odwróciła głowę w stronę dwójki pozostałych. Najpierw omiotła wzrokiem Hamzata, potem Sigrid. Puściła nieszczęsne szczątki i zamarła na chwilę. 

- Jak to "przeniosła się"? Gdzie mieliby się przenieść i po co? - w głębokim, dość niskim głosie zabrzmiało autentyczne zmartwienie. 

Na to pytanie nawet Hamzat nie znał odpowiedzi, bo jego lud i ludy pokrewne przybyły na pustynne tereny i szczątki dawnej cywilizacji. 

- Hamzacie? - odezwał się Harusepth, skupiając wzrok na Nomadzie. To samo zrobiła bogini i najwyraźniej oczekiwali odpowiedzi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O chuj. Hamzat zastygł w miejscu kiedy Harusepth zrujnował niemy, improwizowany plan niepostrzeżonego odwrotu i popatrzył wprost na niego. Bogini też na niego patrzy. O ja pier... znaczy, brodaty pustynny barbarzyńca też miał ochotę popatrzeć na kogoś tam w górze, w poszukiwaniu odpowiedzi. Jednak z drugiej strony, był prawie pewien, że Księżycowy doceni, jeśli Nadżibullah sobie jakoś z tym poradzi. Dlatego wziął głębszy oddech, postanawiając nieco zmężnieć i chociaż dać czas na ucieczkę Sigrid, jakby do czegoś doszło. Po wzięciu tego oddechu, mężczyzna postąpił krok naprzód i skłonił się. Nie tak w pas, ale na tyle głęboko, że nie było to ledwie skinienie głowy. Za ten czas szybko zbiera myśli, czując się trochę jak przed skokiem do głębokiego morza.

- Pani - Hamzat zdecydował się na poważny, pełen respektu ton głosu, utrzymując ukłon - Jest mi niezmiernie przykro. Wygląda na to, że odkąd twe łaskawe oczy spoglądały na świat po raz ostatni, upłynęło wiele lat i wiele pokoleń. Bardzo wiele. Mój lud przybył tutaj zastając już pustynię, ruiny, stare legendy i osiadłych fellahów, w których żyłach podobno płynie krew Starożytnych. Podobno.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słowa Hamzata wprawiły boginię w głęboką zadumę. 

- Jedyne co zostało to ruiny i pustynia? Kości? - zapytała. - Ale jak to się mogło stać? Przecież mieliście wszystko czego potrzebowaliście, pustynia kwitła, kraina tętniła życiem! Dlaczego ty jeden żyjesz, kapłanie? Jak to zrobiłeś? I co z innymi bogami? 

- Nie wiem, pani. Być może nieznana siła, która wprawiła cię w sen zrobiła to samo ze mną? Nie pamiętam wiele. Ostatni dzień w moim umyśle był zwyczajny jak zawsze.

- Czy wielu ludzi jest teraz białych jak ty, dziecko? A ty, wędrowcze? Czy twój lud odnalazł wiele kości? Kiedy tu przybyliście? 

Sigrid splotła ręce na piersi z urażoną miną. 

- Tak. Wszyscy. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cholera. Hamzat miał niejaką nadzieję, że Sigrid nie będzie zwracała na siebie niepotrzebnej dodatkowej uwagi. Może dałaby radę nawiać w zamieszaniu czy coś takiego, w końcu taka chuda dziewuszka się w oczy nie rzuca. A teraz za późno, niestety. Jedyne co na razie pozostaje nomadzie poza może bardzo ostrożnym planowaniem, to kontynuowanie konwersacji z kamienną boginią. Trzymając się zaleceń Księżycowego, mężczyzna postanawia trzymać się na baczności.

- Pani, moja towarzyszka pochodzi z dalekiego kraju. Niestety nie włada za dobrze tutejszymi mowami, pozwól, że wyjaśnię - tym razem Nadżibullah już się jednak wyprostował podczas mówienia. Taki ciągły ukłon zaczynał delikatnie odzywać mu się w plecach, a potrzebował być w pełni sprawny. - Tam gdzie niegdyś żyła ludzie są tacy jak ona, o białej cerze i jasnych włosach. Tutaj, na pustyni, ludzie są tacy jak ja. Śniadzi. Mężczyźni, kobiety, i dzieci. Dziewczynka zapewne trafiła tutaj ze statku, natomiast mój lud żyje tu od chyba kilku pokoleń. Moi pradziadowie, prowadząc tutaj swoje karawany wielbłądów i owiec, widzieli więcej ruin nim przysypał je piach. Niestety nie wiem nic o kościach. Nie widywałem za dużo szczątków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ale jak to się mogło stać? Jak to się wszystko mogło stać? 

Kamienna bogini najwyraźniej nie czuła się najlepiej. Zaczęła gorączkowo rozglądać się po ciasnym dla niej pomieszczeniu, a jej wzrok spoczął na okulusie w centrum sklepienia. 

- Niech to, muszę wyjść na zewnątrz. Idźcie... Idźcie tamtędy, już, już. 

Niemalże matczynym gestem, delikatnie "zamiotła" całą trójkę w stronę korytarza którym przybyli, aby zaraz potem z głównej komnaty rozległ się potężny, niemal miażdżący huk. Piach się podniósł, kiedy elementy sklepienia spadły na ziemię, a kamienne stopy zniknęły. 

Nad ich głowami zabrzmiały kolejne hałasy, a potem głuche pacnięcie od strony wejścia.

- KAPŁANIE! - zagrzmiała bogini, wzywając Haruseptha do siebie. Teraz mieli czas, aby na szybko omówić możliwości działania. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat w sumie zupełnie nie miał za złe tego, że bogini postanowiła gdzieś sobie pójść i dość bezpośrednio pomogła mu dostać się do drzwi. Gorzej, że wyglądało na to, że ożywiona wielka statua zamierza sobie poczekać na nich na zewnątrz. Świątynię zasadniczo jasny szlag trafił, zapewne zapewniając mumii już nienaruszalne, wieczne miejsce spoczynku. Zapowiadała się niewąska akcja, a naglący głos dobiegający z zewnątrz zaraz po ustaniu reszty hałasu siłą rzeczy nakazywał pośpiech.

- Harusepth, proszę cię mów do mnie - brodaty wojownik złapał kapłana za oba ramiona i mocno nim potrząsnął. - To się miało tak potoczyć? Co teraz? Sigrid?

Po chwili takiego gorączkowego wpatrywania się w łysego kompana Nadżibullah zdał się naprędce nieco ochłonąć. Puścił go, i cofnął się nieco, ponownie biorąc głębszy oddech. Perspektywa ogromnej rzeźby o boskiej mocy wałęsającej się swobodnie po jej dawnym władztwie nie napawała radością, jednak stawanie jej otwarcie czoła też nie. Hamzat nie miał jeszcze jakiejś konkretnej wizji śmierci, ale nie chciał skończyć jako mokra plama na piachu.

- Słuchajcie. Przepraszam, poniosło mnie. Haruseptcie, to może wyjdziesz na zewnątrz, my zaraz dołączymy? Poproś panią, by poczekała momencik.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pani Bhati za czasów świetności nigdy nie była posagiem, jeśli o to pytasz - odpowiedział kapłan. Miał wzrok tak błędny, że można było wywnioskować, że obecnie znajduje się chyba w innym uniwersum, gdzieś daleko. Był wstrząśnięty. 

- Ale nie musicie się jej obawiać, naprawdę nie musicie, to dobra bogini, bogini matka. Nic wam przecież nie zrobi, nawet jeśli jest w tej kamiennej postaci, możecie być spokojni - zapewnił gorączkowo. 

- Ja nie spokojna jestem - wtrąciła Sigrid. - Ona jest za duża. 

- Nie mów tego w jej obecności! - syknął na to kapłan, ale bez śladu złości. 

- Dobrze, pójdę, uspokoję Panią. Musicie wczuć się w jej miejsce, przecież dopiero co wstała po tylu latach, może być nieprzygotowana na to wszystko, a poza tym... - odszedł, mamrząc przy tym pod nosem jak wariat. 

- Ten nóż jest ostry, że może zepsuć kamień? - zapytała Sigrid z powątpiewaniem. - Mam to od węża, ale nie wiem jak może pomoc. Nie wiem co to robi. - Wyjęła z kieszeni złotą łuskę i pokazała Hamzatowi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Za chwilę do ciebie dołączymy, Haruseptcie. Po prostu też potrzebuję chwili żeby... oswoić się z tym wszystkim. Troszkę jak pani Bhati - Hamzat spróbował pokrzepić kapłana jak mógł. Nie czuł się specjalnie gotów żeby go zdradzić. Wierzył, że zarówno on i bogini zapewne znajdą temat do krótkiej, spokojnej dyskusji. Oboje są z przeszłości, może pocieszą się nawzajem. Następnie mężczyzna poczekał aż Harusepth zniknie w korytarzu, po czym aż usiadł przy Sigrid. Nielicha zagwozdka. Przyjrzał się złotej łusce, następnie poruszył mieczem u pasa.
- Problemem nie jest właśnie to że jest duża, bo proporcje wszystkie ma w porządku. Nie jest gruba ani nic - powiedział cicho do dziewczyny. - Problem jest taki, że jest z kamienia. Duże kamienie mają to do siebie, że nawet najlepsza zbroja średnio pomaga, Sigrid. Jeszcze jakby miała ludzkie ciało, może byłoby jeszcze nie najgorzej, ale skała tak potężna, że oparła się upływowi czasu? Cóż. Jest jeden sposób żeby sprawdzić czy miecz tnie kamień. Albo czy łuska tnie kamień. Albo czy ogólnie coś robi. Chodź, zobaczymy.
 
Po tych słowach Nadżibullah powstał i z determinacją na twarzy dobył boskiego miecza. Następnie podszedł do najbliższej niezawalonej i nie wyglądającej na podpierającą coś ważnego kolumny. Ciął na odlew. Następnie gestem nakazał Sigrid spróbować naciąć kamień łuską. W obu wypadkach obserwuje uważnie co się stanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy kapłan wyszedł, słychać było że i on i jego bogini rozpoczęli rozmowę. Zaklęcie kapłana przestało najwyraźniej chwilowo działać, bo mówili prawdopodobnie starożytnym językiem, z którego Hamzat nie rozumiał nic. 

Nóż z nieprzyjemnym zgrzytem przejechał po kamieniu, zostawiając w nim rysę. Ale kamień wieńczący galerie był miękkim piaskowcem, czego nie można było powiedzieć o materiale, z którego została zrobiona bogini. 

Łuska gigantycznej kobry jeszcze mniej zdziałała. Nie wydarzyło się absolutnie nic interesującego, żadnych świateł, żadnych dźwięków, żadnych odczuć. 

- Łysy mówił, że ona tak nie wyglądała na początku - przypomniała Sigrid, beznamiętnie wzruszając ramionami. 

- Nie łuska, ta bogini. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm. Czyli miecz nie ciął kamienia, łuska także nie. Oznaczało to jedno, że nie w cięciu kamienia leżała odpowiedź na stojące przed Hamzatem i jego towarzyszką wyzwanie. Mimo, że nie rozumiał słów kapłana, dobiegały do niego. Skoro tak, to ich słowa również mogą dobiegać do kamiennej bogini i Haruseptha. Rozsądek podpowiadał, by nawet jeśli zaklęcie widocznie już nie działało, ściszyć głos przy dyskusji. Co też nomada uczynił.

- Wcześniej może miała normalnie ciało, albo może była w części sępem, czy coś. W mojej wizji jej znakiem był sęp - mężczyzna przyciągnął dziewczę nieco bliżej, by móc prawie szeptać. - Być może dałoby się jakoś sprawić, żeby wróciła do tego poprzedniego stanu, wtedy byłoby łatwiej. Odmienić ją, czy coś... Sigrid, sprytna z ciebie dziewczyna, wiesz o tym? Dobra, musimy zebrać się, wyjść tam do nich i zobaczyć na czym stoimy.
Z tymi słowami wyszedł z korytarza na światło dzienne. Znaczy, spróbował postąpić krok, nabrał powietrza, i wtedy dopiero faktycznie wyszedł. Oczywiście z mieczem już z powrotem w pochwie a łuską oddaną Sigrid.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po raz kolejny przyprawiło to Sigrid o gwałtowny atak dumy i rozkwit uśmiechu na twarzy. Nie był to jednak czas dobry na komplementy, a więc wyszli na zewnątrz.

Powitał ich upał, który zostawili wchodząc do przyjemnie chłodnej świątyni. Na zewnątrz bogini siedziała na wydmie naprzeciwko Haruseptha, który aktywnie gestykulując coś jej tłumaczył. Na jej ramionach siedziały dwa sępy, na niebie krążyły kolejne dwa, a jeszcze inne siedziały na okolicznych skałach. Było ich sporo. 

Póki co bogini tylko zerknęła w ich kierunku, nieszczególnie zainteresowana i wróciła do kapłana. 

- Hamzat! - odezwał się łysy. - Będziemy potrzebowali pilnie twojej pomocy, musisz skontaktować się z Neheny! On jeden żyje na pewno i z pewnością zna rozwiązanie problemu! - wyjawił. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i w samą porę. Hamzat przywitał kapłana raźnym uśmiechem, przyspieszył kroku. Sam krok też nabrał sprężystości. Proszę bardzo, jak na zawołanie miał wymówkę by spróbować gdzieś się skitrać i porozmawiać z Księżycowym! Wewnętrzna radość, choć wielka, nie pokazuje się jakoś bardzo specjalnie na twarzy nomada, jednak jego głos brzmi entuzjazmem. Nawet upał, który już miarowo wypalał rozciągającą się wokoło pustynię, specjalnie mu nie przeszkadza. Niestety trochę czasu to zajęło, jest pewnie środek dnia.

- Ależ oczywiście. Haruseptcie, Pani - barbarzyńca ponownie wykonał pełen szacunku niski ukłon. - Jeżeli mogę prosić o chwilę odosobnienia. Muszę na spokojnie przysiąść, pomodlić się... Nie wiem czy to przez różnice kulturalne, ale nie jest mi bardzo łatwo kontaktować się z Panem Neheny. Sigrid da sobie radę sama, będzie na pewno gdzieś tu w pobliżu. Prawda Sigrid?

Nawet nie mrugnął, łgając w żywe oczy. Hadżibullah wie, że niestety z żadnym Neheny rozmawiał nie będzie, chyba że to inne imię Księżycowego. Ma nadzieję, że Bóg pomoże mu nieco wybrnąć z tej sytuacji. A jeśli nie... cóż, wojownik ma taki zarys planu. Trochę nazmyśla, trochę namiesza, jakoś to będzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie dało się nie zauważyć pewnej zmiany. Harusepth siedział z Bhati jak równy z równym. Ulotniła się jego manifestacyjna służalczość, którą Hamzat mógł obserwować w zrujnowanej teraz świątyni. 

Sigrid usiadła pod skałą obok wiernego wielbłąda, który absolutnie nie robił sobie nic z obecności wielkiego posagu, sępów, ani nikogo innego. 

- Idź zatem i zrób co tylko możesz - poprosiła bogini. 

Udało się znaleźć ustronne miejsce i niemal jak na zawołanie tym razem Księżycowy się zjawił. To znaczy Hamzat zjawił się u Księżycowego. 

- Aha. Widzę, że się udało znaleźć czegoście szukali, co? - zapytał. - Jak wygląda sytuacja? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po zezwoleniu udzielonym przez kamienny posąg, Hamzat szybko udał się w jakieś odosobnione miejsce. Z jednej strony to niby pustynia, puste otwarte pole wszędzie naokoło. Okazjonalne skały, piach, wszystko skąpane w słońcu. Jednak nomada nie był taki specjalnie głupi, więc wykorzystał jakąś kotlinę między wydmami czy coś. Zabiegał, aby takie miejsce było możliwie relatywnie niedaleko, ale skryte przed wzrokiem nawet kogoś kto miał z 10 metrów wzrostu. Następnie usiadł... i tyle. I już, Księżycowy zjawił się niemal natychmiast, nieważne czy to on przyszedł to Hazmata czy Hamzat do niego. Wojownik płynnie przeszedł od pełnego szacunku pokłonu do konwersacji.

- A zatem, Boże, sprawa wygląda tak - oznajmił bez zbędnych ceregieli. - Dotarłem na miejsce. Mamy do czynienia z ożywionym kamiennym posągiem kobiety, takim naprawdę dużym. Nie wiem czy jest magicznie wzmacniana czy nie, wiem jeno że moja broń jest nieskuteczna. Ma przy sobie właśnie sępy, jak w wizji. Na razie zajmuje ją Harusepth, który nazywa posąg panią Bhati. Albo podobnie. Oboje są skonfundowani i rozczarowani tym, że ich kraina upadła. W sumie... przyznam się, ostrzegałeś i pamiętam, żeby nie ufać ale... też w sumie szkoda mi ich trochę, zwłaszcza Haruseptha. Zarówno on jak i Sigrid, choć oboje niewierni, są bardzo w porządku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetlisty awatar Księżycowego machnął ręką, zjawiając się w odległości paru metrów od Hamzata. 

 - No przecież nie sugeruję, że masz ich zabijać. Ludzie to ludzie, ludzi da się przecież uświadomić. Co innego relikty starych czasów! Zostawisz takiego przy życiu i ani mrugniesz, a już zacznie knuć odbudowanie starego świata ze składaniem ofiar, rytualnymi mordami, paskudną architekturą i co gorsza równouprawnieniem, czy co oni tam mieli. Nie, nie, sępa trzeba się pozbyć, Hamzacie. Czym prędzej. I sprowadzić koniecznie do postaci ludzkiej, albo jakkolwiek inaczej żywej. Niech pomyślę... 

Zapadła cisza, niezbyt zresztą długa. 

- Coście zrobili z tym wielkim wężem? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat ostrożnie uśmiechnął się i już mniej ostrożnie odetchnął z ulgą. Fajnie, że nie miał boskiego nakazu zlikwidowania przyjaciół. Bóg w ogóle wydaje się nie mieć nic do niewiernych, jeśli są skorzy do dogadania i takie zdanie nomada zdecywodanie podziela. Problem pojawia się niestety jednak jeśli tacy niewierni są zatwardziali, albo gorzej, atakują i wyrzynają albo siłą nawracają wiernych. Tak jak mogą robić to na przykład starzy bogowie. Ludzie robią to na bieżąco, praktycznie ciągle, nawet bez ich bóstw na ziemi. I właśnie ludzi też ma na myśli, bo o starych pomniejszych bóstwach to nawet nie wątpi, że trzeba tępić. Aż się wzdrygnął na myśl o rytualnym pogrzebaniu gardeł i... brr... równouprawnieniu. Barbarzyńca poczuł się poniekąd zobowiązany uświadomić Księżycowego o istnieniu takiej opcji, ale czy Bóg nie czyta w myślach?

- Panie, węża zajeb... zabiliśmy - mężczyzna nawet nie mrugnął przy błyskawicznej poprawce. - Mamy jego łuski i trochę jadu, i właśnie myśleliśmy czy jakoś nie pomogą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O, to, to. Dobrze, chłopie. Widzę, że nie na darmo cię wybrałem, łebski z ciebie człowiek. Tak! Tak, wielki wąż mógłby z pewnością pomóc, czy też raczej jego pozostałości. Jad leczył, prawda? Ale jak zadziałają łuski wielkiego, złotego węża? Skoro jedynie one pozostały,  a jeśli dobrze mi się wydaje, to tak właśnie było... Musisz zrozumieć, Hamzacie, że zupełnie inaczej niż w rzeczywistości, w religii tych starożytnych pustynnych wszystko miało związek ze wszystkim. Rozumiem przez to, że w istocie niebywale często u nich rzeczy są takie, jakimi się wydają. Zostały łuski i został jad. Spróbuj to połączyć - oznajmił Księżycowy. 

- Czy możemy zakończyć na tym spotkanie, czy chcesz czegoś jeszcze?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chciałem zapytać jeszcze o coś - Hamzat nie ma po co ukrywać, że praktycznie zawsze ma pytania przy rozmowie z Bogiem. Ciężko nie mieć. Jednak mężczyzna orientuje się, że istnieje jeszcze coś takiego jak priorytety, dlatego zaraz dodał - Ale w sumie to może poczekać na czas po walce. Jeśli przeżyję, zawsze będę mógł się pomodlić i spytać, a jak nie, to i tak niedługo pogadamy twarzą w twarz. Dziękuję ci za światło Twej porady, Boże.

Nadżibullah już miał skończyć i zapewne też wrócić do rzeczywistości, wdzięczny za pomoc i gotów do rozkminiania dalszych planów. Jednak zaraz przypomniał sobie o pewnym ważnym szczególe. Znaczy, ważnym z jego perspektywy bo w sumie w takim ogólnym poglądzie wszechświata jaki księżycowy mógł mieć na co dzień, nie miało to większego znaczenia.

- A nie, jednak jest taka sprawa. Ale związana z misją - mężczyzna nie ma niestety na tyle odwagi by rozmawiać z bóstwem jak z równym, więc siłą rzeczy czuje się nieco niezręcznie tak jednak się wracając od progu. - Powiedziałem łysemu i posągowi, że idę pogadać z Neheny. Możesz wspomóc jakimś pomysłem na to co miałbym im 'przekazać'? Nie ufam swojej wiedzy o ichniej mitologii na tyle, by przed cholerną boginią, zapewne nie wiem szwagierką Neheny czy coś, sklecić coś wiarygodnego. To byłoby już wszystko. Jeszcze raz dzięki wielkie, po prostu mi się dopiero przypomniało.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Powiedz im, że coś przerywa ci łączność z sokołem, Hamzacie. Że widziałeś jak siedzi na kamieniu pośród obfitej zieleni czy cokolwiek co brzmi wzniośle, a u stóp sokoła była złota łuska i wężowy jad. To właśnie im powiedz - odparł Bóg, a jego głos zaczął rezonować, po czym obraz wokół, góra, gwiazdy i księżyc rozmyły się. 

Hamzat był znów na pustyni z lekkimi zawrotami głowy. Przyjemny chłód ustąpił żarowi lejącemu się z nieba nawet w cieniu. Wielbłąd z jakiegoś względu zmienił lokalizację i teraz leżał nieopodal nomada, żując niemrawo jakieś suche źdźbło trawy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pustynny wojownik otrząsnął się, jego organizm ponownie dał się zaskoczyć - i rozczarować- zmianie temperatury. Mrugnął kilkukrotnie i zmrużył oczy, by nie denerwowało go słońce i piach. Następnie Hamzat szybko zebrał się do kupy, zapisując sobie w głowie że wielbłąd z jakiegoś powodu jest teraz tutaj, i powoli ruszył spomiędzy wydm z powrotem do reszty swojej kompanii. Po drodze namyślał się jak ładnie ubrać w słowa ten krótki i treściwy opis jaki otrzymał. Zastanawiał się też, czy może wielbłąd też z jakiegoś powodu nie czuje tego przyjemnego chłodku, może dlatego przyszedł. Może też po prostu lubił mężczyznę, jednak brzmi to nieco mniej czadowo od wizji Boga troskliwie wkładającego Nadżibullaha do jakiejś... niebiańskiej beczki lodu na czas rozmowy. Kiedy tylko udało mu się wrócić niedaleko starożytnej świątyni, podszedł do kapłana i bogini, których jak zakładał nie było specjalnie trudno znaleźć.
- Haruseptcie, Pani - oczywiście posąg przywitał formalnym pokłonem, jednak łysemu strzelił na powitanie po prostu pełną respektu pionę. - Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Zła jest taka, że słabnie łączność z Panem Neheny. Tak całkiem mocno. Przerywa niesamowicie, nie wiem z jakiego powodu, i niestety nie mogłem porządnie porozmawiać. Jednak dobra wiadomość jest taka, że dostałem wizję. Sokół siedzi na gałęzi drzewa, wśród zieleni, jakby w oazie albo w dolinie rzeki. Kwiaty, zioła, pnącza, wszystko fajne zielone i zdrowe. Pod drzewem, w trawie, leżała złota łuska i ząb węża. Harusepth może potwierdzić że tak się składa, że niedawno walczyliśmy z wielkim wężem. Co o tym sądzisz, Pani?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...