Skocz do zawartości

[Po prostu Tomek] Morze piachu


Recommended Posts

- Kapłan Harusepth opowiedział mi o waszym heroicznym czynie - odparła bogini. Jej głos brzmiał tak, jakby chwaliła dziecko za niebywałe osiągnięcie z rodzaju posprzątania swojego namiotu albo oporządzenia samodzielnie wielbłąda. 

- Czy mogłabym zobaczyć tę łuskę, Sigrid? - zapytała, zwracając głowę w stronę dziewczynki, która niemal nieustannie obserwowała posąg z nieustępliwą ciekawością badacza. Wstała, rzuciła szybkie spojrzenie Hamzatowi i podeszła do bogini, prezentując wyciągniętą z kieszonki w spodniach łuskę. Trzymała ją w dwóch palcach, pokazując, ale nie oddając. 

Kamienna ręka przesunęła się i zawisła wyczekująco przed Sigrid. Obie czekały, z czego po dziewczynce z północy było widać pewnego rodzaju zniecierpliwienie. Znów popatrzyła na nomada i po paru sekundach położyła artefakt na ręce bogini z delikatnym niezadowoleniem. 

- Dziękuję. Co miałbyś z tym zrobić, mój drogi Hamzacie? - zapytała Bhati, przyglądając się przedmiotowi. - Wiem, że jad tych węży ma właściwości leczące. Czy w połączeniu z łuską jest w stanie przywrócić cielesność? Co o tym myślisz? Jak mielibyśmy tego użyć? 

Wszystkie trzy pary oczu zwróciły się na nomada. Jeśli liczyć sępy, było ich nawet więcej. Jedynie wielbłąd pozostał  niezainteresowany. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurwa znowu. Znowu wszyscy tak na Hamzata patrzą jakby miał nie wiadomo jakie ważne słowa do powiedzienia. Jakby miał podjąć kluczowe decyzje. I mężczyzna tak sobie bardzo krótką chwilę myślał, myślał... W końcu pustynny wojownik zdał sobie sprawę, że w sumie poniekąd tak jest. Podejmuje ważne decyzje. Jest prorokiem w trakcie misji, głosem bożym. Z tym że na razie jego grupka to jedna spoko niewierna dziewczynka, jeden mający kompletnie wyjebane wielbłąd, i jeden łysy kapłan religii, której jedna bogini jest w domyśle wrogiem całej drużyny. No kurde, Nadżibullah powiedział sam sobie w myślach skupiając się na planie, nie ma lekko.

Plan jaki ma mężczyzna jest prosty. Przede wszystkim nie zamierza nawet próbować kłamać. Co najwyżej mówić okrężną drogą ale nie kłamać, bowiem jakoś tak czuł, że bogini się skapnie. Plus jest taki, iż nawet kłamać nie musi - nie ma najlżejszego pojęcia jak złączyć te dwa składniki i czy to na stówę przyniesie posągowi cielesność. Może jednak podjąć próbę. Nie ma co się oszukiwać, Hamzat jest ciekawy co się stanie i czy wielki posąg zamieni się w wielką piękną kobietę czy normalną piękną kobietę.

- Pani, niestety nie została mi dana możliwość jednoznacznego ujrzenia sposobu użycia składników, lub też jakikowiek rezultat - nomada rozłożył ręce w bezradnym geście, mówiąc w sumie szczerą prawdę. - Jednak logika nakazywałaby w pierwszym rzędzie... może to głupio zabrzmi, ale sugeruję zjeść łuskę i zapić jadem. Może też radziłbym trochę wody, bo smak pewnie ma to paskudny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogini przez chwilę wpatrywała się w obiekt na dłoni. Kapłan bez słowa wstał z pozycji siedzącej i wręczył jej malutkie, gliniane naczynie z jadem, dotychczas trzymane w starożytnej torbie.

Bhati opóźniła moment spożycia obu składników, najwyraźniej nie będąc pewna tego, co może się wydarzyć. Jej spojrzenie powędrowała w stronę swoich groźnych i niewątpliwie wielkich poddanych, a potem wzruszyła ramionami. 

- Jeśli jedynym co mamy do stracenia jest piach i ruiny... Niech się stanie, co stać się musi. 

Odkorkowała buteleczkę i wlała do gardła jej zawartość, żeby następnie wsunąć sobie do ust łuskę. Przełknęła to wszystko lekko się krzywiąc. 

Kapłan przestępował z nogi na nogę, niecierpliwie wyczekując następstw działania. Sigrid była niezadowolona, ale nie zdołała ukryć ciekawości. Reakcje wielbłąda były przewidywalne. 

Skutki zastosowania porady Hamzata były wyczuwalne już chwilę później. Posąg popękał, bogini niespokojnie podniosła ręce i wstała. W tym momencie pęknięcia pogłębiły się i całość rozsypała się w biały pył, kaskadą opadający na pomarańczowy piach. Spomiędzy drobinek wyjrzała czerwona kula niewyraźnego światła. Sępy wokoło zaczęły przejawiać nerwowość, bijąc skrzydłami, drąc się i wzbijając w powietrze - ale nie chciały atakować. 

Czerwone światło rozpłynęło się w powietrzu. Gdy to się stało, siedzący najbliżej sęp rozłożył skrzydła i przyfrunął w miejsce, gdzie przed chwilą stał posąg. Trudno było dostrzec proces, kiedy zmienił się w dojrzałą kobietę o ogorzałej od słońca skóry. Tym razem z krwi i kości. Jedynym co ją odróżniało od człowieka, były wielkie skrzydła wyrastające z rąk. 

Miała czarne, poprzetykane siwizną włosy i oczy zaznaczone mazidłem z węgla. Na niej spoczywała czerwona, przylegająca do ciała sukienka z odkrytymi ramionami, bardzo podkreślająca jej fizyczne atuty. Ze złotą kolią z kamieniami szlachetnymi i złotymi karwaszami wyglądała bardzo królewsko i bardzo egzotycznie. 

- Ach! Dobra rada, mój drogi Hamzacie - odezwała się z wdzięcznością, darząc mężczyznę ciepłym, matczynym uśmiechem. - Co prawda obawiam się, że to jedyne na co mnie stać... Ale nie jestem kamieniem. Jestem ci winna przysługę - odpowiedziała i skłoniła głowę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat jest jednocześnie bardzo zdziwiony, jak i bardzo szczęśliwy że sposób okazał się być jednak tym właściwym. Że zadziałał. Mężczyzna aż się lekko spocił na czole kiedy pomyślał o alternatywie, o tym co by się stało gdyby jednak chodziło o co innego. Jeśliby na przykład okazało się, że łuskę trzeba spalić a jadem zatoczyć krąg w piasku, byłaby dupa zbita. Nomada w ostatniej chwili twardo powściągnął się przed zaniesieniem podziękowania swojemu bogu. Może podziękować później, kiedy nie będzie obawiał się jakiegoś mocnego czytania w myślach. W końcu jakby nie patrzeć właśnie wydarzyło się... no całkiem sporo rzeczy, które tak często się nie dzieją. I im więcej się takich rzeczy odbywa na oczach Hamzata, tym bardziej Hamzat próbuje uważnie rozeznać się o co chodzi i jakimi mocami może dysponować nie tylko bogini tutaj przed nim, ale też inni, przyszli nieprzyjaciele.

- Już nie jesteś, to fakt - niestety jego prosty umysł i język dał się złapać, nie mógł powstrzymać docinka na wystawione praktycznie na tacy wspomnienie o kamieniu, jednak prędko dodał - Jedyne o co mogę prosić to to, bym mógł towarzyszyć twemu majestatowi póki nie będziesz czuć się w stu procentach w porządku. Jak wiesz, Pani, dużo się pozmieniało. Znam dobrze pustynię i mogę pomóc. Jaki jest nasz następny cel?

Towarzyszyć, oczywiście, w celu wsadzenia rzeczonemu majestatowi miecza w dupsko zanim Bhati osiągnie pełnię sił, jednak tę konkretną myśl wojownik zachował dla siebie, bardzo głęboko. Trochę może szkoda, jednak złudne piękno - pomijając te cholerne skrzydła - czy oszukańcza dobroć nie może zamazać mu celu misji. Prawda?

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cel? - zapytała błędnie bogini. Jak na zawołanie przez wydmę nieopodal przetoczył się kłębek zeschniętych traw i innych szczątków roślinnych. Harusepth odchrząknął w zaciśniętą dłoń. 

- Powinniśmy dostać się do miasta, pani. Nic nie zdziałamy na pustyni, musimy choćby wzmocnić nasze ciała, żeby móc odnaleźć innych i spróbować dowiedzieć się, co spotkało naszą ojczyznę i ludzi - zasugerował. 

- Więc nie jest tak źle, jeśli macie miasta. To już coś - odparła, widocznie siląc się na entuzjazm. - A zatem chodźmy, nie ma czasu do stracenia! Może po drodze znajdziemy jeszcze kogoś? Może ktoś obudził się razem ze mną?

Jedynymi niezainteresowanymi dyskusją byli wielbłąd i Sigrid, która obecnie zajmowała się dręczeniem dużego, pustynnego ptasznika. Był widoczny dla Hamzata ze względu na swoje jaskrawe, żółte i pomarańczowe ubarwienie. Ptasznik słoneczny, bo tak właśnie zwano owego ośmionoga, obecnie stał na tylnych odnóżach, starając się prawdopodobnie prezentować swoje kły i grozić rywalowi w postaci dzieciaka z kijem. Właściwie było się czego bać, bo owe pająki były niebywale jadowite i choć skutek ukąszenia raczej nigdy nie był śmiertelny, pozostawiał po sobie wspomnienia nawet przez miesiąc po ugryzieniu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O. No proszę, czyli nie będzie bardzo dużo kombinowania, ponieważ wydawało się że kapłan i jego bóstwo sami wpadli na to, że najlepszym wyjściem będzie iść do Edfu. Hamzat zatarłby ręce, ale po pierwsze byłoby widać, po drugie akurat ten zwyczaj należy do innego plemienia. Nomada skinął głową z uprzejmością i lekkim entuzjazmem na który nawet nie musiał się silić czy go udawać.

- Pani, proszę pozwól nam się zebrać i nieco przygotować do wyprawy - smagły wojownik z niekłamanym uśmiechem zwrócił się do bogini, rozważając opcje jakie ma przed sobą. Priorytetem na razie jest po prostu wziąć dupy w troki i spróbować ruszyć. Jest już poniekąd późno, czyli też gorąco jak cholera. Może udałoby im się odbyć część drogi w cieniu skał czy coś, a najgorsze przeczekać w jakimś wadi. - Znam drogę do miasta na wybrzeżu i chciałem je zaproponować, bo właśnie tam mieliśmy się udać z Harusepthem nim cię spotkaliśmy. Niestety pustynia jest surowa a my jesteśmy tylko ludźmi. Także za pozwoleniem...

Mężczyzna nawet nie czekając specjalnie na jakieś werbalne pozwolenie skinął jeszcze raz głęboko głową, odwrócił się i ruszył do najnormalniejszej części kompanii. Wielbłąda i widocznie zajętą zabawą z... o kurwa czy to jest ptasznik słoneczny? Delitkatnym ale jednak dość szybkim krokiem Nadżibullah podszedł do Sigrid, złapał ją za rękę z kijem i powoli odciągnął na bok. Kucnął przy dziewczynce, i popatrzył jej w oczy, rzucając jeszcze przelotne spojrzenie gdzie pójdzie sobie pajęczak.
- Słuchaj, Sigrid - powiedział spokojnie, tak żeby młoda wiedziała, że się na nią nie gniewa, tylko chce jej coś wyjaśnić. - Jest jedna taka ważna rzecz. W sumie dwie. Pierwsza. Czy chcesz zjeść pająka? Czy potrzebny ci jego jad, albo pancerzyk? Jeśli nie potrzeba ci tego pająka do niczego, to dlaczego go męczysz? To też żywe stworzenie. Wcześniej zabijaliśmy skorpiony i jaszczurkę do jedzenia. Starałem się załatwić je raczej szybko, prawda? I tutaj przechodzimy do drugiej sprawy. Sigrid, pustynia to nie jest twój dom. Jest niebezpieczna, nieprzewidywalna, i całkiem paskudna. Unieszkodliwiałem ofiary łowów szybko także dlatego, że nigdy nic nie wiadomo. Wiesz co to za pająk? To ptasznik słoneczny. Potężny pustynny wojownik, wbrew pozorom. Jak upieprzy to może nie zabije, ale i tak lekko ci nie będzie. A są tutaj groźniejsze stwory. Rozumiesz do czego zmierzam? Gotowa do drogi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ufam, że macie wystarczające zapasy do drogi. Jeśli będą bliskie końcowi, postaram się jakoś temu zapobiec, choć tym razem nie mogę zagwarantować cudu - poinformowała bogini, a na jej twarz wstąpiło delikatne zmartwienie. 

W porównaniu do stanu sprzed paru godzin, Harusepth wyglądał, jakby w niego wstąpiły nowe siły. Łysy i jego czaszka aż promieniowali zapałem i odbijającym się światłem słonecznym. Obecność jego bogini, nawet jeśli zdegradowanej do postaci prawie ludzkiej wyraźnie podniosła go na duchu. 

- Wspaniale. Nie ma na co czekać! - oznajmił kapłan i dziarsko ruszył przygotować do drogi wielbłąda.  To samo zrobiła Bhati, choć raczej z braku innych zajęć. 

 

Interwencja Nomada została wykonana w idealnym momencie, bo szarpnięcie za rękę buńczucznej dziewuchy spowodowało, że żółty pająk chybił. Skoczył z wyraźnym zamiarem zatopienia pazurów w stopie dzieciaka, ale natrafił na piach. Ponieważ niebezpieczeństwo minęło, pająk wykorzystał okazję i w mgnieniu oka dał nogi za pas. To wychodziło mu natomiast bardzo zgrabnie. 

Sigrid wysłuchała mowy Hamzata, co chwila zerkając jednak w stronę, w którą uciekł ptasznik z niekrytym żalem. 

- Jak się go zje to skóra będzie żółta w takie ładne pomarańczowe wzorki? - zapytała. Zapewne było to w kontekście zapotrzebowania na którąkolwiek część pajęczaka. - Jest bardzo ładny. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż. Hamzat wiedział, że niestety, ale z zapasami po prostu nie jest dobrze. Zakładał, że jakieś swoje jedzenie czy picie miał w jukach, ale traktował to jako swoistego rodzaju żelazne racje - przecież nie bez powodu wcinał ostatnio jaszczurki i skorpiony. Wszystko potoczyło się dość nagle, i teraz z jednej gęby do wykarmienia poza nim zrobiło się trzy. Albo dwie. Czy bogowie jedzą? Szczerze mówiąc, myślał że może pani oaz, życia czy czym tam Bhati była, przywoła na przykład jakieś jedno pomarańczowe drzewko czy coś. Wojownik jednak dość szybko połapał się, że jeśli będzie miała tyle siły by to zrobić, to już będzie nieco za późno na walkę. Nie chciał rujnować dobrego humoru Haruspetha, jednak trzeba było poruszyć tę sprawę.

 

- Pani, po drodze będziemy polować, a jak się okazja nadarzy, dokupimy zapasów aby na pewno starczyło - Nadżibullah na chwilę przerwał prawienie dziewczynce morałów, by dość raźno i śmiało dać Bhati do zrozumienia, że jeszcze nie ma się czym martwić. - Po prawdzie to jedyne czego pustynia nam na pewno poskąpi jak nie będziemy ostrożni, to woda. Wracając... Sigrid. Niestety jak go zjesz to jedyne co ci to da, to to że nie będziesz głodna przez jakąś... no jedną piątą podróży słońca po niebie, pewnie krócej. Może nie da się zrobić, żebyś była tak kolorowa jak ten pająk, ale na pewno da się zrobić co innego. Jeżeli chcesz, mogę pomóc ci złapać następnego, którego spotkamy. Jednak są dwa podstawowe warunki. Jeden, słuchasz się mnie, by cię nie dziabnął, ani od razu, ani później. I drugi warunek, pomyśl nad tym bardzo, bardzo dobrze. Taki pająk, chce sobie po prostu żyć i być na wolności, ale jeśli będziesz o niego dbać, zapewnisz mu bezpieczny dom. Może się nawet polubicie. Zwierzątko jest trochę jak niewolnik - dobry pan o nie zadba i będzie się troszczyć. Zastanów się, i daj mi potem znać. A na razie, czas w drogę!

Nomada niestety nie był do końca pewien kto teraz wydaje polecenia, dlatego też po prostu ruszył. Następny cel, jakieś wadi żeby przenocować.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Poradzimy sobie, nie musisz się martwić. Kiedy ostatni raz widziałam świat, był bardziej zielony, ale pustynia jest mi znana. I jak sądzę, Harusepthowi również - odpowiedziała, podpierając swoje słowa przekonującym i dodającym otuchy uśmiechem. Kapłan potwierdził, kiwając głową. Sigrid była zadowolona z rozmowy i obietnicy złapania złotego pająka. 

 

Dzień nie przyniósł żadnych szczególnych wyzwań poza samym faktem przetrwania na pustyni. Gdziekolwiek drużyna się nie ruszyła, zawsze po niebie nad nimi krążyły przynajmniej dwa sępy na kształt ponurych strażników. Bukłak z wodą miał już tylko połowę pojemności, choć dzieliły go trzy osoby - bogini z niego nie korzystała. 

 

Nie zdążyli dojść do wadi nim zapadła noc. Skały się skończyły i tym razem jako schronienie trzeba było wybrać po prostu miejsce między wydmami, bo szukając kryjówki w skałach mogliby zboczyć z drogi do Edfu. Nigdzie wokół nie było widać ani słychać żadnych zagrożeń, panowała nieprzerwana cisza.  Na wydmie powyżej prowizorycznego obozowiska w postaci wielbłąda, ogniska i szmat siedział ptasi sługa Bhati. Jak się okazało, stanowił jej dodatkową parę oczu. Zapewniła, że wobec takiego wartownika nikt inny nie musiał podejmować przykrej konieczności czuwania. Jedynym zmartwieniem w tej chwili wydawały się być szybko kurczące się zapasy wody, bo po raz kolejny udało się znaleźć jedzenie w postaci skorpionów.

Niedaleko miejsca gdzie siedział, Nomad mógł zauważyć ośmionogiego gościa. Pomarańczowy ptasznik siedział niewzruszenie z podkulonymi nogami zwrócony w stronę ogniska, jakby korzystał  z jego ciepła. Światło odbijało się w maleńkich oczkach, jakby bezkręgowiec głęboko kontemplował. 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat, do tej pory całkowicie poświęcający uwagę bezpiecznej i zrównoważonej podróży, usiadł sobie spokojnie i odetchnął głęboko. W końcu ma chwilkę by pomyśleć. Jak dotąd nie szło aż tak tragicznie. Mogą się wyspać, i mężczyzna jakoś tak czuł, że mimo takiego nocowania między wydmami są całkiem bezpieczni. Jeśli chodzi o jedzenie, no to cóż, pustynny jadłospis pełną gębą, przywykły nomada nie narzekał, nieco gorzej sprawa wygląda z wodą. Do Edfu jeszcze kawałek, a została tylko połowa. A jeszcze sporo jest do zrobienia. Barbarzyńca wciąż pamięta o naczelnym zadaniu. O nieuniknionej likwidacji. Cielesność Bhati ułatwia zadanie, bo miecz na pewno sobie poradzi, ale Nadżibullah szczerze wątpi, że da radę sam na przynajmniej trzech przeciwników. I do tego jednym z potencjalnych nieprzyjaciół może być Harusepth. Ogólnie wojownik wie, że powinien już podjąć jakąś decyzję, jakieś kroki, jednak... No nie jest to proste. Brodacz spojrzał nieco smętnym wzrokiem na otaczający go zewsząd bezkres piaszczystej pustyni, bijąc się z myślami, rozważając czy może przespać się z decyzją.

I wtedy zobaczył ptasznika. Majestatyczny pajęczak również zdaje się być pogrążony w głębokiej zadumie. Hamzat wiedział, że jest to praktycznie niemożliwe, jednak nie mógł nie zapytać sam siebie, czy to przypadkiem nie jest ten sam pająk, którego wkurwiała wcześniej Sigrid. O czym takie stworzenie mogło myśleć? Mężczyzna pamiętał o swojej obietnicy i dlatego zanim zrobił cokolwiek innego, rozejrzał się czy dziewczyna jest niedaleko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozgwieżdżone niebo nad głową wzmagało filozoficzne nastroje, jeśli tylko się takowe pojawiały. Niestety nikt obecnie nie mógł pomóc Hamzatowi w podjęciu decyzji, czy też może raczej wymyśleniu sposobu na to, co nieuniknione. 

Harusepth leżał na piasku naprzeciwko Hamzata, prawie na pewno spiąc. Bogini siedziała nieopodal z rękami opartymi o kolana, prawdopodobnie zasypiając. Sigrid jako jedyna dostała koc i leżała zwinięta w kłębek najbliżej nomada, cicho pochrapując. 

 

Jedynie wielbłąd swoim przymulonym spojrzeniem spod długich rzęs przyglądał się nieufnie Hamzatowi, żując jakieś przypadkowo znalezione, wyschnięte źdźbło pustynnej trawy, zupełnie nie zaprzątając sobie cuchnącej głowy niczym. 

 

Gdy Nomad zaczął się rozglądać, cztery przednie odnóża pająka uniosły się jak od niechcenia, błyskając na niebiesko opalizującymi, naturalnymi dla tego gatunku podeszwami. Zaraz po tym geście nogi z wolna opadły i żółty gość wrócił do swojej poprzedniej pozycji, poprawiając się nieco w piaskowym dołku, który sobie uklepał. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oho. Wygląda na to, że zarówno z zebraniem się do tego, co zrobić należało jak i ze złapaniem pięknego ptasznika nikt mu nie pomoże. Hamzat spojrzał na zajętego absolutnie niczym specjalnie trudnym wielbłąda, i przez krótką chwilę nieco mu pozazdrościł. Zapewne nie jest bardzo przyjemnie być zwierzęciem, ale jedyna troska jaką ma ten cholerny garbus to woda, zielsko, i żeby za bardzo nie bili. No nic. Bardzo, bardzo ostrożnie i powoli nomada powstał, starając się nie spłoszyć gościa. Na chwilę skierował swój wzrok na Sigrid, śpiącą niedaleko. Trudno winić ekipę za małą gotowość do pomocy, sam chętnie by się niedługo położył. Uznał, że nie będzie ich budził. Zwłaszcza bogini, która co ciekawe też zdawała się zasypiać.

Notując tę niezwykle przydatną obserwację na przyszłość, Nadżibullah, zachowując tę pełną ostrożność ruchów jakby się skradał, rozejrzał się by ogarnąć jakiś w miarę mocny kawał płótna, najlepiej niebędący kocem, i do tego jakiś spory pojemnik, kociołek obozowy się chyba nada. Plan który opracował sobie brodacz jest taki, że zarzuci płótno na pająka by go skonfundować i trochę unieruchomić, a następnie jeśli pierwsza faza się uda położyć na nim kociołek, żeby nie spieprzył. Pustynny wojownik wie, że może być zmuszony przytrzymać płótno, dlatego w razie co spróbuje klęknąć przy krawędziach i przytrzymać inne krawędzie dłonią. Nogi ma osłonięte, lecz w razie czego dłoń wycofa, bo co jak co ale nie ma ochoty na wicie się w bólu przez tydzień.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żółty podskoczył w miejscu już po samym powstaniu Nomada. Mało kto łapał na pustyni pająki, bo więcej mogło być z tego krzywdy niż pożytku. Mięsa było z nich nieopłacalnie mało, a upolowanie agresywnego ośmionoga nie dość, że trudne, to jeszcze nie niosło za sobą żadnych korzyści. Złota powłoka heroicznego ptasznika natomiast była tak krucha i delikatna, że wyczynem było uniknięcie zniszczenia jej.

Lud pustyni wiedział, że pająki, skorpiony i inne tego typu insekty odbierały świat głównie dotykiem. Teraz ptasznik najwyraźniej wyczuł impulsy powstałe przez ruch Hamzata i stanął na tylnych nogach, podnosząc cztery przednie w górę. Nawet pokusił się o ostrzegawczy syk. 

Ów odgłos z przerywanego "sss" zaczął zmieniać się w co bardziej skomplikowane dźwięki, aż można było wyłapać z niego coś na kształt głosu. Pająki nie miały strun głosowych. 

 

Podejźźź no tylko, mały, goły szszłowieku, to zanuszszę kły w twoich miękkich tkankach! Podejźź, jeśliśśś taki odważny! DALEJ! 

 

Głosik był cichy i brzmiał jak ziarna piasku zwiewane z wydmy przez lekki wietrzyk. Tak jak przez wszystkie lata życia Hamzata nie działo się nic nadprzyrodzonego, tak teraz zdawało się, że wszystkie te metafizyczne zjawiska aż do niego ciągną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O kurwa - Hamzat zareagował w najprostrzy możliwy sposób, w jaki coniebądź wciąż ogarniający nieprzeciętne życie człeczyna mógł zareagować. Kiedy usłyszał słowa - ten kawałek sobie specjalnie powtórzył w głowie, zatem jeszcze raz, usłyszał słowa pająka, zamarł w półkroku, chwiejąc się nieco z kociołkiem i jakąś syfiatą szmatą w łapach. Nawet nie pomyślał by sięgnąć po miecz, natomiast pomyślał by opuścić rzeczy i stanąć spokojnie. Bezruch na pewno pomoże czuć się temu naprawdę bardzo intrygującemu pajęczakowi w miarę swobodnie. Z dość szerokimi oczami odezwał się ponownie, zduszonym szeptem. Czy pająk zrozumie jego słowa poprzez na przykład drgania piasku? Może powinien kucnąć? - Wybacz zaskoczenie, ale o ja pierdolę, mówisz? Czy jesteś dżinem? Czy jesteś przeklętym księciem skazanym na życie w ciele pająka? Na światło księżyca, co za pojebana akcja.

Nadżibullah najprawdopodobniej wyszedł na naprawdę wulgarnego kolesia, ale docierało do niego nie tylko to, że zrozumiał pająka, ale i coś innego. Czy poprzedni pająk go rozumiał? Czy wielbłąd go rozumiał? Nomada miał wiele pytań, ale bardzo mało odpowiedzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielbłąd nie wyglądał na kogoś, kto słuchał kogokolwiek. Nawet jeśli mógł i rozumiał. 

 

Rozmowa z bezkręgowcem należała do trudnych z tego względu, że pająk nie miał mimiki twarzy. Nie miał twarzy w ogóle i chwilę, którą normalny rozmówca przeznaczyłby na wyraz oburzenia, zdziwienia czy jakiejkolwiek innej reakcji, on przeznaczył na niespieszne milczenie. 

 

Prawda? Dla mnie też robi ssssię zzziwnie. Tak, jestem zaklętym żinem, przemierzrzającym pussstynię w poszszukiwaniu... Jedzenia. Tak, jezenia, niech i będzie jezenie. Jak razicie sobie z wypowiadaniem tych źwięków? Nigdy nie zrozumiem. Mogę spełnić jedno twoje życzenie, nomazie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zapewne pomaga to, że mamy języki, a ty masz tylko kły i to co jest za nimi - błyskotliwie zauważył mężczyzna, dla pewności jednak postanawiając przykucnąć. Teoretycznie pajęczak nie ma aż tak dużej możliwości żeby go zaatakować, ale jest wielki i pająki to ogólnie szybkie bestie są. - Proszę cię, dżinie, daj mi moment. Muszę pomyśleć nad sprawą jedzenia, jak to sprawnie zorganizować.

W rzeczywistości nie jest to jedyny kłopot, z którym Hamzat musi się teraz na szybkości zmierzyć. Nie jest nawet wysoko na jego mentalnej liście spraw do ogarnięcia, jeśli być szczerym. Wciąż miał wiele pytań, zarówno takich które może chyba normalnie pajęczakowi zadać, jak i tych, które chciałby zadać komukolwiek, ale nie może. A zatem zaklęty dżin. Czy zatem w ogóle wolno nomadowi skorzystać z jego pomocy i samemu mu pomóc, czy powinien od razu spróbować go zlikwidować? Czy Księżycowy ma coś do dżinów? Jeżeli wojownik mógłby sobie tego zażyczyć, tak po prostu, to najprawdopodobniej chciałby wyłączyć boginię z gry, ale czy w ogóle tak się da? Wreszcie, trzeba by też pomyśleć co z jedzeniem, jak wywiązać się z tej umowy samemu wcinając skorpiony i węże w sosie własnym. Bo Nadżibullah jednak szczerze wątpi w to że pająk mógłby skorzystać z ludzkiego jedzenia jakie wędrowiec ma w swoich żelaznych racjach.

Po chwili Hamzat szczerze zastanowił się też nad jedną kwestią. Obiecał Sigrid złapać ptasznika, a pojawiła się przed nim okazja by zapewnić jej nie tyle zwierzątko, co mądrego i potężnego obrońcę. Oczywiście zakładając, że ten niezwykle piękny i niecodzienny arachnid nie bujał pustynnego wojownika z tym dżinowaniem, ale jak inaczej wytłumaczyć fakt niespodziewanego porozumienia? Boginią niedaleko? Sępy nie rozmawiały, a może milczały czy coś. Brodacz postanowił zrobić jeszcze jeden test, podejmując decyzję że po prostu zobaczy jak wszystko się dalej potoczy. Przemówił, żeby nie przedłużać i tak już kilkusekundowej ciszy, jaka nastała w czasie jego rozmyślań.
- Myślę, że możemy się jakoś dogadać. Muszę od razu ostrzec, że sami polujemy na swoje przekąski, ale w... - Nadżibullah szybko przeliczył oczyma śpiących - czterech czy pięciu będziemy wydajni, w ogóle może uda się to tak zorganizować że sam nie musiałbyś za dużo robić. Wpierw jednak, pozwól mi coś sprawdzić...

Z tymi słowami brodaty nomada odwrócił się w stronę wielbłąda, spoglądając na niego z uprzejmym zainteresowaniem.
- Nie zmuszam cię żebyś faktycznie głośno mówił, kolego, jednak mam takie pytanie. Czy rozumiesz w pełni to co do ciebie mówię? Jeśli tak, kiwnij po prostu głową.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W trakcie rozmowy Harusepth chrapnął głośno, przerywając pustynną ciszę, ale się nie obudził, tylko przewrócił na drugi bok. Odchylona do tyłu głowa Bhati i szeroko otwarte usta również wskazywały na sen, a Sigrid nie przepuściłaby okazji podręczenia ptasznika, więc pewnym było, że też spała.

 

Ucho wielbłąda drgnęło, jakby chciał przegonić uporczywego gza. Leniwie otworzył orzęsione gęsto powieki i łaskawie zwrócił wzrok na Hamzata. Na pewno nie spał, bo nawet z zamkniętymi oczami dalej żuł trawę i istniała możliwość, że robił to dla rozrywki bardziej niż z konieczności. 

Wielbłąd jak to wielbłąd, wyglądał jakby był przekonany co do swojej wyższości nad absolutnie wszystkim co było wokół, a patrząc na niezgrabną aparycję pustynnego ssaka, było to naprawdę imponujące. Wzrok zwierzęcia zdradzał znużenie, ale z twarzy kopytnego trudno było wyczytać cokolwiek poza tym. Kiwnięcie głową nie nastąpiło, a gdzieś z wnętrza trzewi wielbłąda rozległo się grzmienie, potwierdzone następnie beknięciem. I to by było na tyle z rozmowy. 

 

- Właśśściwie spełniam tylko jeden rodzaj żyszszenia - zwierzył się pomarańczowy. Coś w tonie syczącego głosu sugerowało, że reakcja Hamzata wywołała u niego zakłopotanie. Pająk podreptał w miejscu. 

Chsiałem zażartować, ższe mogę spełniś twoje życzenie jeśli życzysz sssobie, żebym cię nie ukąssił, ale zasząłeś poważnie myśleć nad moją ofertą. Przesstań, nie jesstem żinem.

 

 

 

 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cholera. A mogło być tak pięknie. Jednak Hamzat prędzej podpaliłby sobie brodę niż teraz narzekał, bo nawet jeśli nie jest to dżin, to wciąż jest to kurwa mówiący ptasznik. Coś takiego można by sprzedać za grubą kasę jeśli nie tylko nomada potrafił go zrozumieć, ale mężczyzna nie chciał tego robić. Zamiast tego, mógłby zaoferować mu swojego rodzaju dom, gdzie wiedziałby jak pajęczak jest traktowany i czy nie ma źle. Do tego, i tak może przy odrobinie szczęścia spełnić obietnicę złożoną białej dziewczynce. Chyba to też nie działa ze wszystkimi zwierzętami, albo wielbłąd ma go głęboko w dupie.
- Cóż, życie nikomu nie szczędzi rozczarowań - Nadżibullah rzekł sentencjonalnie po czym westchnął w nieco żartobliwej melancholii. - Jednak moja oferta jest poniekąd dalej dostępna. Nie jesteś dżinem, ale tak się składa, że jesteś naprawdę zajebisty. Czy zgodziłbyś się zaprzyjaźnić z taką jedną dziewczynką? Jest całkiem w porządku, bardzo sprytna, tylko jeszcze dorasta. Oczywiście wiadomo, będzie cię karmić, ja będę z początku pomagał i będziemy ją razem pouczali. Co ty na taki układ? Jak się nazywasz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ptasznik w reakcji na to odwrócił się w stronę Sigrid. 

- Och, mówisszz o bladoskórej larwie szszłowieka, która - popraw mnie, jeśśli ssię mylę, parę gozin temu próbowała mnie zmiażyć? - W imponującym tempie ptasznik przetuptał do Sigrid. Zatrzymał się przy głowie i możliwe, że się jej przyglądał. - Nie wydaje mi ssię, żeby to była kuszsząca propozycja, ale polubiłem cię, człowieku z pusstyni. Jessteś bardzo zabawny i przejawiaszsz zasskakująco mało skłonności do rozdeptania mnie. Brak mi tu zabawy. Przez pięć lat życia nie widziałem na pusstyni nic zabawnego. Czy piach jesst zabawny? Nie wydaje mi ssię. Mogę z wami iśść, ale tylko dlatego, że jesstem znużony - stwierdził dumnie, wracając i zatrzymując się w odległości metra od Hamzata. - I potrafię ssam polowaś, gwoli śissłośi. 

 

- Hm? - bogini przebudziła się i podniosła głowę, patrząc w stronę Hamzata otępiałym przez sen wzrokiem. - Mówiłeś coś, drogi Hamzacie? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat wzruszył ramionami w geście niemej akceptacji warunków pająka. I tak nie potoczyło się źle, może z czasem ptasznik bardziej do nich przywyknie. W końcu dla niego, jak dość mocno widać, jest to także nowe doświadczenie. Czy będzie to zabawna przygoda czy nie, nie wiadomo, jednak złocisty pajęczak na pewno nie będzie się nudził.

- No widzisz a nic ci się nie stało - mężczyzna zdecydował się nie pokazać śladu zdziwienia, że jednak jest to ten sam pająk z wcześniej, choć podróżowali cały dzień. - Zabrałem ją od ciebie i porozmawiałem z nią. Widzisz, ludzie strasznie często niepotrzebnie robią różnym stworzeniom krzywdę, a często nawet sobie nie przeszkadzamy nawzajem tylko żyjemy obok. W każdym razie, dziękuję że z nami pójdziesz i nie ma problemu. Jak będziesz miał jakieś pytania, życzenia czy chciał po prostu pogadać, to na pewno mnie nie zgubisz.

O cholera. Nadżibullah odwrócił się od pająka kiedy tylko usłyszał szmer piasku. Bogini za nim się obudziła, więc wstępny szkic planu numer jeden na razie diabli wzięli. Zastanowił się, czy końcówka rozmowy z pajęczakiem już do niej dotarła czy jeszcze nie. Hmm. Wydaje się, że w sumie nie. Dlatego też nomada postanowił nieco zaimprowizować.
- A, do pustyni mówię. Znaczy, sam do siebie - powiedział, sprawiając wrażenie nieco zakłopotanego. - Niektórzy ludzie tak mają. Jak się spało, Pani? Jest późno, a rano musimy ruszać, więc możesz jeszcze spokojnie pospać, jeśli chcesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No proszę, jesteś w dodatku uświadomionym człowiekiem. Niesamowite doprawdy - stwierdził ptasznik, podchodząc trochę bliżej do ognia i zamierając w bezruchu. - Nie mówię że każdy biega za nami z kijem, czasem też uciekają. Ale tych szanujących przyrodę ze świecą szukać. Oczywiście ja nie mógłbym tego zrobić. Osiem nóg i żadnych dłoni... To najlepszy ludzi wynalazek. Mam nadzieję, że szanujesz dłonie, człowieku. Chciałbym mieć dłonie. - Po tym wywodzie rozległ się dźwięk jakby pająk ciężko westchnął. - Zaczynam rozumieć wasze dźwięki, to nie takie trudne. Pytałeś o imię, my nie mamy imion. Identyfikujemy się doskonale sami ze sobą, nie musimy ich mieć. A ty? Jak ty się nazywasz? 

 

Głos pająka był tak wyraźny, że istniała spora szansa na to, że nie był wydawany przez okolice jamy gębowej bezkręgowca. Mógł w ogóle nie być wydawany - magiczny ptasznik zwracał się wprost do głowy Hamzata, wsuwając w nią swoje myśli. Pająki i tak nie miały narządów głosu. 

 

- Do pustyni? Oczywiście. No tak - odparła bogini, a słysząc perfidne kłamstwo Hamzata zdawało się, że natychmiast odzyskała jasność umysłu. Hamzat widział, że mu nie uwierzyła. 

- I o czym tak gawędzisz ze sobą samym i z pustynią? Czy była łaskawa? Czy odpowiedziała?

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat dość szybko zorientował się, że coś po drodze spieprzył. W sumie... tak pomyślawszy, przecież nie ma wielkiego problemu by się przyznać przed Bhati, że dosłownie w tym momencie jest w trakcie rozmowy z niezwykle interesującym i mądrym pająkiem. Albo weźmie to za kolejne kłamstwo, albo sama porozmawia z pająkiem i wyjaśni sytuację. A że jest to oczywista prawda, może pradawna bogini jakoś to wyczuje, skoro ogarnęła że poprzednie słowa nomada bliskie prawdy nie były.
- Wybacz mi, Pani - Nadżibullah skłonił lekko głowę, po czym bez ceregieli wyłuszczył nieziemskiej towarzyszce co się dzieje. - Widzisz, poznałem całkiem w porządku pająka. Pająku, bardzo proszę nie wystaw mnie teraz na pośmiewisko i nie schowaj się gdzieś, tylko wyjdź tu do nas. To jest Pani Bhati, a ja jestem Hamzat ben Jazir al Kharif-Quasim z rodu Nadżibullah. Albo po prostu Hamzat. Blondyneczka z wcześniej to Sigrid z krajów gdzie pizga złem, tam w tle śpi sobie łysy kapłan Harusepth, wielbłąda pewnie już znasz. Może wymyśl sobie jakieś imię. Tak nie bardzo pasuje mi mówić do kogoś takiego per 'pająku' przez cały czas.

No to się wydało. Teraz to wte albo wewte, pomyślał pustynny wojownik.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pająk wydał z siebie dźwięk przypominający rechot i nie ruszył się przez chwilę. Okres trwania tejże chwili przeciągał się jak całe godziny, bogini trwała w bezruchu ze zmarszczonymi brwiami i narastającą nieufnością. 

Dobra, już dobra - rzucił ośmionóg i wyszedł bliżej, żeby znaleźć się w zasięgu wzroku bogini. Kiedy już to zrobił, zdecydował się na podniesienie przedniego odnóża, prawdopodobnie w geście przywitania. Wyszło dość pokracznie. 

- Nie słyszę żeby mówił, ale wygląda na rozumnego - stwierdziła, lekko unosząc dłoń. - Byłam pewna, że kłamiesz, Hamzacie. Wówczas sądziłabym, że jesteś niespełna rozumu, knujesz coś, bądź rozmawiasz z jakimś bogiem. Może i znanym mi, może nie... Nieistotne. Zwracam honor. Witaj, wspaniały piaskowy pająku i czuj się wśród nas jak u siebie. 

- To miłe. Możesz coś wymyślić, Hamzat ben Jazir al Kharif-Quasim z rodu Nadżibullah. Nie mam pojęcia, nigdy nikogo nie nazywałem, masz lepszą wiedzę o tym. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat stoi tak w ciszy, czeka, a pająk skubany nie daje znaku życia. Niezręczny moment zaczyna się przeciągać, mężczyzna czuje już jak delkatne kropelki potu występują mu na czoło. Kiedy majestatyczny ptasznik zdecydował się jednak ową ciszę przerwać, nomada był już bliski wydania dość nieprzystojnego okrzyku który niemal w ostatniej chwili udało mu się zmienić na westchnienie ulgi. A to nygus jeden chitynowy, ma poczucie humoru.

Nieco uspokojony brodacz uspokoił oddech, przetarł czoło, spojrzał na pająka któremu zdecydowanie należą się punkty bo próbuje być miły oraz na boginię. Było blisko. No cóż, kłamstwo jak widać ma przy Bhati nogi nie tyle krótkie co ucięte przy samej dupie. Nadżibullah postanowił sobie zanotować by w miarę możliwości mówić przy niej prawdę, maksymalnie półprawdę. Nie wiadomo ile czasu drużyna będzie musiała spędzić w towarzystwie egzotycznego bóstwa, byłaby kicha się tak zdekonspirować bez planu.

- Wybacz Pani - mężczyzna najpierw zwrócił się do kobiety ze skrzydłami. - Przez chwilę zwątpiłem czy również nie wzięła byś mnie za szaleńca gdybym powiedział ci o pająku. Sama widzisz, dla ciebie nie mówi a ja na przykład go normalnie słyszę. Co jest dziwne, bo on w sumie nie mówi tak normalnie ustami bo ich nie ma, ale nie narzekam. Co do imienia... hmmm. Nie wiem czyim jesteś synem poza tym że pająka i jesteś stąd, z pustyni, ptaszniku. Może... Aslan. Aslan to imię dla odważnych i mądrych. Aslan al-Sahra z rodu pająków. Twoje dzieci będą mieć potem piękne nazwiska, jeżeli kiedyś zechcesz nadać im miana. Czy jesteś usatysfakcjonowany?

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bhati pokiwała głową, najwyraźniej akceptując wersję Hamzata. 

- Wierzę, że w takim razie mogę wrócić do odpoczynku. Spokojnej nocy Hamzacie i drogi pająku. 

Po tym zdecydowała się na pozycję nieco bardziej niż wcześniej spoziomowaną i wróciła do czynności przerwanej przez rozmowę z ośmionogiem. 

 

Oby tylko w języku pustynnych ludzi nie oznaczało to czegoś obrzydliwego albo śmiesznego. Jak na przykład krowi placek, albo... Albo truchło. Albo ekstremista. Jeśli to nic z tych rzeczy, to ładne imię. Może takie być  - zgodził się. - Aslan al-Sahra. No, no... - ptasznik powtórzył jeszcze imię parę razy, jakby się w nim rozsmakowywał. Kiedy już zakończył cieszenie się nowym mianem, kulturalnie ułożył się na piasku i zamarł w bezruchu, jak to ptaszniki miały w zwyczaju. 

Powieki Hamzata też zresztą zaczęły ciążyć, a gdy tylko nie wiał wiatr, pustynne wydmy mogły być naprawdę wygodne z odrobiną dobrej woli odpoczywającego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...