Skocz do zawartości

[Po prostu Tomek] Morze piachu


Recommended Posts

- Dobranoc, Pani - odpowiedział krótko mężczyzna, skłaniając głowę. Też daje tym do zrorumienia, że nie ma nic do dodania i niech sobie bogini śpi. Zaraz po tym zwrócił się ponownie do pajęczego gościa, czując, że tej nocy już chyba jednak nie da rady podjąć próby wyłączenia pewnej osoby z gry. Hamzat stłumił ziewnięcie zanim znów się odezwał, rozumiejąc że w sumie dzień był pełen wrażeń i nie dziwota, że jego ciało chce spać.
- Aslan oznacza lew - oznajmił pająkowi poważnie, kiwając lekko głową. - To dobre imię, a ludzie wberw pozorom bardzo często odwołują się do przyrody i zwierząt, by opisać różne cechy. A że język wciąż się zmienia to kto wie, może dzięki tobie ludzie będą sobie zamiast z lwem kojarzyć mądrość, waleczność i inne takie właśnie z pająkiem.

Po tych słowach brodaty nomada wzruszył ramionami. Nie chciał specjalnie przedłużać, więc zakończył rozmowę na poprzednich słowach. Poobserwował przez chwilę samego ptasznika, po prostu nienachalnie ciesząc się jego pięknem, oraz otoczenie. Czując, że dłużej może już nie usiedzieć, Nadżibullach bez większych ceregieli przeczołgał się na jakieś w miarę wygodne miejsce gdzieś między Sigrid a wielbłądem, aby zapaść w sen sprawiedliwego.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pustynia była dobra jeśli chodzi o zasypianie, inaczej natomiast sprawy się miały jeśli chodziło o pobudkę. Piach w ustach, w oczach, w nozdrzach, wciśnięty we wszelkie możliwe zakamarki ciała pod ubraniem. Dodatkowo kapeć w ustach i okrutna suchość na języku. 

Słońce jeszcze nie wzeszło, ale nomad był przyzwyczajony budzić się przed nim, jak większość jego plemienia. Pierzaści słudzy bogini krążyli na niebie, jak to zazwyczaj mieli w zwyczaju. Sigrid leżała z głową w dół i nogami w górę wydmy z szeroko otwartymi ustami, głęboko śpiąc. Harusepth i bogini również spali, podobnie sprawa miała się w przypadku wielbłąda, który jako jedyny zachował godność podczas snu. Zdawało się, że czuwa. 

Aslan siedział zagrzebany w piasku i naprawdę trudno było go wypatrzyć. Jedynie część pomarańczowego karapaksu wystawała ponad piach i ledwo dostrzegalne oczka. Trudno było określić, czy spał. 

 

Pustynia zmieniała trochę charakter. Nie dość, że gdzieniegdzie wydmy spotykały równinę i twardą, acz spękaną ziemię, to jeszcze w zasięgu  wzroku znajdowały się suche krzewy czekające na lepsze czasy. I było coś jeszcze. 

Nad piaskiem unosiły się strzępki czegoś, co wyglądało jak rzadki, biały dym. Nie miało zapachu, ale wydawało się być lekkie. Dziwna substancja wyglądała jakby chmura z końcówki rzadko występującej pory deszczowej zeszła na ziemię. Ograniczała widoczność, ale nie drastycznie - sępy wciąż były widoczne. 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Minęło tyle lat, tyle już poranków, a Hamzat choć nie narzekał to wciąż nie był w stu procentach przyzwyczajony do tych całkiem paskudnych pustynnych pobudek. Jednak całe to doświadczenie sprawiło, że mężczyzna w miarę szybko poradził sobie z dochodzeniem do siebie po czymś co przypominało połączenie porannego kaca z noclegiem w klepsydrze. Napił się kilka małych łyczków wody, by nawilżyć spęczniałe, suche gardło. Wstał i otrzepał się z piachu, zastanawiając się czy dookoła niego tworzy się chmura pyłu. Ten efekt pustyni akurat lubił, tak produkować chmurkę pyłu bo to nawet fajnie wygląda.

Po chwili do niego dotarło, że chyba nie robi takiej chmury. Pył nie unosi się za bardzo w wilgoci, a te takie śmieszne chmurki na ziemi muszą oznaczać wilgoć. Bez deszczu. Być może ta mgiełka oznacza jakieś niedalekie źródło wody, które może dość szybko zniknąć jak słońce wstanie. Z myślami o pośpiechu w głowie Nadżibullah zdecydował się obudzić wszystkich swoich towarzyszy, zaczynając od sprawdzenia czy z pająkiem i wielbłądem wszystko w porządku. Pierwszą osobą do której się zwrócił, jest Sigrid.
- Zbierz się i obudź łysego - powiedział do dziewczyny, kiedy ta tylko otworzyła swoje oczęta. - Musimy się zbierać póki nie ma słońca. Ja obudzę boginię. I myślę, że powinienem uprzedzić... jest z nami pająk. Piękny pająk, taki sam jak ten co go widzieliśmy wczoraj, tam o sobie siedzi. Nie rób mu krzywdy, a na razie najlepiej w ogóle nie dotykaj, po drodze na spokojnie porozmawiamy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sigrid zerwała się z piachu jak oparzona, próbując percypować otoczenie. Kiedy usłyszała rozkaz Hamzata rzeczywiście ruszyła w stronę Haruseptha, ale zrobiła to trzy razy wolniej niż gdyby nie słyszała informacji o pająku. 

Gdy Hamzat podszedł na odległość paru kroków do bogini, powietrze przeciął przerażający wrzask jednego z sępów, który natychmiast zanurkował i wylądował nieopodal, strosząc pióra i wbijając szalone oczy w nomada. Oczywiście, bogini obudziła się natychmiast. Obudzili się wszyscy, którzy do tej pory nie byli obudzeni. 

- Jak rozumiem, czas nam ruszać - stwierdziła Bhati, przecierając oczy z resztek snu. 

- Czy nieopodal jest gdzieś woda? - zapytał z kolei łysy, wodząc przed sobą dłonią, jakby chciał złapać strzępki mgły. W tym czasie wielbłąd wstał z pozycji leżącej i zaczął prostować nogi, ale nietypowo dla niego rozglądał się nerwowo wokół siebie, strzygąc uszami. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pffff. Hamzat obserwował Sigrid przez jakiś czas z lekkim uśmiechem podnoszącym mu kąciki ust. Ale się młoda podekscytowała! Oby tylko nie za bardzo, bo byłoby szkoda gdyby między nią a pająkiem doszło do jakichś scysji. Na razie mężczyzna skupił się jednak na tajemniczej mgle. Pustynia wyglądała na bardzo suchą, a jednak te delikatne kłębki i strzępki muszą mieć jakieś swoje źródło.
- Tak, musimy się już zbierać - nomada powitał boginię poniekąd już automatycznym lekkim ukłonem. Następnie odwrócił się tak, by móc bez problemu odpowiedzieć także Harusepthowi. Rzucił przy tym nadopiekuńczemu sępowi nieco poirytowane spojrzenie, bo rano to rano i ten skrzek nie jest dźwiękiem do jakiego chce się człowiekowi budzić o tej godzinie. Czy też może "dobudzać", lepsze określenie. Alarm pieprzony. - Wydaje mi się, że niedaleko może być źródełko, może strumyk albo niewyschnięte wadi, bo wszędzie jest ta mgiełka, a to znaczy wodę. Z reguły. Pakujcie się. Znaczy, ty się pakuj proszę, Haruseptcie, bo Pani jest chyba raczej gotowa do drogi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy wkrótce ruszyli w drogę.

Wydawało się, że mgła jest lepka. Temperatura nie osiągnęła standardowej pustynnej atmosfery, ale wciąż było ciepło i miało się wrażenie, że to nie mgła wywołuje uciążliwe uczucie wilgoci na skórze, a pot.

Niewątpliwą ulgę jednak dawał brak rażących promieni słonecznych i to, że stopy podróżników nie grzęzły w piasku. Dzięki temu wędrówka była znacznie szybsza i mniej męcząca, bo po twardym gruncie szybciej się szło. 

Po jakimś czasie Hamzat usłyszał delikatne pluskanie płynącej wody i po reakcjach pozostałych mógł dojść do wniosku, że nie on jeden odebrał ten sygnał. Temperatura zresztą znów spadła, dając wytchnienie od duszącej wilgotności połączonej z gorącem, a ziemia pod stopami wydawała się być nieco bardziej miękka.

 

Tylko wielbłąd wydawał się nie być przekonany wizją dalszej podróży. Prychał i kładł uszy po sobie, trzęsąc łbem i wyraźnie stawiając opór. 

- Czyżby coś było nie tak? - zapytała bogini. - Moi towarzysze nam nie pomogą. Widzą we mgle to samo co my - oświadczyła. Co chwila zresztą, na dowód jej słów, w białym dymie widać było niewyraźną, ptasią sylwetkę. 

Sigrid też nie wydawała się być przekonana. Szła blisko Hamzata, nerwowo rozglądając się w koło.

 

Jeśli chodzi o ptasznika, zajął wygodne miejsce na wielbłądzim garbie, gdzieś pomiędzy pokrywającymi go szmatami i póki co się nie odzywał. Nie pokazał się też dziewczynce, decydując się na zachowanie dyskrecji. 

 

Hamzat miał wrażenie, że coś ich obserwuje. Mgła była bardzo gęsta i powodowała dziwne, nienaturalne poczucie zaszczucia. Cisza jaka panowała dowodziła, że nie tylko on to odczuwał. 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Nomada tak jechał na swym... ekhem, wiernym wielbłądzie, popatrywał to tu, to tam, starając się przebić wzrokiem teraz już bardzo gęstą mgłę. Zrazu brodaty mężczyzna myślał, że faktycznie wleźli niechcący do jednego z pustynnych kanionów-rzek, jednak także i do niego dociera, że coś jest w bieżącej sytuacji jest nie tak. Znaczy twardy grunt się zgadza, mięknie im bliżej są wody... logiczne i zrozumiałe. Ale woal mgły z reguły ustępował nawet z głębokich kanionów kiedy słońce wstawało, raczej nie dusił, a do tego zdecydowanie nie straszył wielbłądów, dzieci, ani też zaprawionych pustynnych barbarzyńców. Nie żeby Nadżibullah się specjalnie bał, pfu pfu, po prostu biały jak mleko opar, nic niezwykłego, lecz nie mógł powstrzymać kropli potu ściekających mu po kręgosłupie, włosów jeżących się na karku, ani strzelania oczami na boki i w tył by upewnić się, że towarzysze wciąż są z nim.

- Tak, Pani - Hamzat zdecydował, że w takiej mgle także jeden z celów jego świętej misji to pełnoprawny sojusznik, z którym trzeba pozostać w komunikacji. - Coś... coś jest nie tak. Dziwna ta mgła. Za gęsta o za późnej godzinie. Czuję się jakby coś w niej było.
Po tych słowach mężczyzna postanowił zejść z wielbłąda, by iść z Sigrid i spokojnie prowadzić garbusa, czasem głaszcząc go po nosie. W przeciwnym wypadku spłoszenie się zwierzęcia może mieć niedobre skutki dla wszystkich zaangażowanych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dźwięki wody zdawały się okrążać grupę i dopiero po dłuższym czasie w końcu udało się trafić na strumień. Reszty krajobrazu wciąż nie było widać, więc i trudno było zrobić jakiekolwiek rozeznanie. Dojście do strumyka było kamieniste, wodą obmywała głazy leżące jej na drodze. Na jednym z takich głazów przysiadł sęp i zaczął niespokojnie czesać sobie piórka, co chwilę przestając i kręcąc głową. 

 

Łysy podszedł bliżej strumyka i zanurzył w nim dłoń, żeby następnie unieść ją do ust i posmakować wody. 

- Całkiem normalna - stwierdził, jakby fakt ten wprawił go w niemałe zaskoczenie. - Nie wyczuwam niczego nadzwyczajnego. 

Wielbłąd też nie miał oporu z napiciem się, jego śladem poszła i Sigrid. Hamzatowi natomiast w oczy rzuciło się widoczne kątem oka poruszenie gdzieś na lewo od niego, od strony z której płynęła woda. 

Księżycowy? - do uszu Nomada dotarł głos brzmiący jak wygłodniałe stąpnięcie. Brzmiał bardzo eterycznie, jakby wypłynął z kilku krtani na raz. Takich krtani, które od wielu, wielu lat nie przemawiały i trochę się zakurzyły. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Woda. Jest strumyk. W porządku, powiedział sam sobie Hamzat. No to dobrze, że chociaż ona jest prawdziwa. Będzie gdzie napełnić bukłaki. Dobrze, że do niej w ogóle doszli przy tych wszystkich pozniekształcanych dźwiękach. Cholerna pogoda. A więc może ta mgła to mimo wszystko po prostu...

 

O chuj. Co to było? Nadżibullah byłby w stanie spokojnie spisać ruch dostrzeżony kątem oka na poczek refleksów zagubionych promieni słońca na tafli wody. Ostatecznie może na prąd strumyczka. Jednak co jak co, głosu czy też chórku głosów odzywających mu się w głowie przegapić i zbyć po prostu nie może. I czy aby na pewno tylko jemu w głowie? W tej konkretnej sprawie chyba najlepszym wyjściem byłoby poczekać na reakcję innych, w ogóle sprawdzić czy jakaś nastąpi. Pustynny wojownik decyduje się być na wszelki wypadek bardziej wojowniczy, to jest kładzie dłoń na rękojeści szabli. Nie tak bardzo widocznie, ot po prostu by być gotów.

- Skoro tu jesteśmy, to może nabierzemy zapasów wody - powiedział do towarzyszy, głównie by zobaczyć co odpowiedzą. - Na pewno nam się przydadzą, do miasta jest jeszcze kawałek.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ehe - odparła Sigrid, zgodnie z wolą Hamzata zbierając naczynia do napełnienia z juków wielbłąda. Zwierz dalej wyglądał na przerażonego i nerwowo prychał, nie skupiając się za bardzo na piciu wody. Łysy kapłan również nie był szczególnie przejęty, to jest o ile widocznie zachowywał czujność, o tyle nie wyglądał jakby cokolwiek dziwnego usłyszał. Twarz bogini natomiast nie zdradzała żadnych emocji, prócz tego, że prawdopodobnie podzielała obawy swoich skrzydlatych poddanych. Obecnie zajmowała się głaskaniem sępa po łysym łbie.

To on! Nie, to kapłan, głupi! Ale to on, pan przysłał kapłana aby nas wybudził! Tutaj, tutaj Księżycowy! Podejdź, kapłanie! Mówiłem wam, że nas nie zostawi! Księżycowy Pan jest miłosierny! 

Mgła pochłonęła całą drużynę Hamzata, skutecznie go od niej oddzielając. Mógł odnieść wrażenie, że wokół niego coś się wije, ale jego oczy nie były w stanie wyłapać konkretnego kształtu. Wreszcie w białym dymie dało się dostrzec coś na kształt macek, umiejscowionych w odległości paru kroków od Nomada. Macki były długie i niematerialne. 

Czy przynosisz nam rozkazy, kapłanie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat stara się jak może zachować czujność, pilnować się swojej grupy, wiedząc, że we mgle może się zgubić... ale przeszkadzają mu te cholerne głosy! Teraz nomada już wie, że są całkiem w jego głowie, bo nikt poza wielbłądem nie wydał się specjalnie zdziwiony tym, że mówi do nich jakiś Yusuf z Bagien. Wielbłąd ma nosa, nie ma co. Mężczyzna zauważa też pewien bardzo ciekawy fakt. Zwrot Księżycowy padający tak często nie może być przypadkiem. Do tego kapłan? Łysy? Co mógł chcieć od niego Bóg, jeśli ten głos należy do kogoś z Jego ekipy?
- Słuchajcie, drużyno... - Nadżibullah odwrócił się i rozejrzał by stwierdzić, że no jasna cholera, jednak się zgubił. Wszędzie jest tylko mgła.

O nie nie. Nie tylko mgła, pustynny wojownik poprawia się w myślach i właściwie natychmiast żałuje, że musiał się poprawiać. Serce skacze mu w piersi kiedy zdaje sobie sprawę, że w mlecznych oparach, na samej krawędzi wzroku majaczy coś, co przywodzi na myśl legendarne potężne lewiatany, podobno żyjące pod słonymi wodami wielkiego Morza. Edfu jest nad morzem. I do tego właściciel tych długich eterycznych kończyn z koszmarów chyba mówi do niego. Do Hamzata. Errrr... Boże? posyła w myślach pytanie do Pana, zanim przemawia.
- Eeee... I tak, i nie - brodacz totalnie nie jest pewien co powiedzieć. - Chciałbym wiedzieć z kim mam przyjemność?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Zapadła cisza przesiąknięta zakłopotanym milczeniem. Czymkolwiek ów stwór był, najwyraźniej któraś z wypowiedzi Hamzata wprawiła go w niemałe osłupienie. 

Jesteśmy sługami Księżycowego, jego Najświętszej Bladości, Srebrnego Pana! Rozkazał nam, aby czekać, tako i czekamy. Świat wokół zniszczał, ale wiernie służymy i trwamy, wypatrując naszego Pana. Powiedz, Księżycowy, co mamy robić? - zapytał stwór. Wydawało się, że jego emocje przesiąkają do świata rzeczywistego - nomada czuł desperację przeszytą cierpieniem i czuł, że te uczucia nie należały do niego. Mackowate widmo wzbudzało litość, a strach, który z początku mu towarzyszył, odszedł. I im dłużej oczy mężczyzny próbowały zobaczyć, z czym ma do czynienia, tym częściej wyłapywały niewyraźne, zasuszone sztywno w wyrazie przerażenia, niematerialne twarze wijące się gdzieś w dziwacznych mackach. 

Czy zejdziesz do nas, na dół? Zaszczycisz nas odrobiną światła, panie? Błagamy! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Im dłużej brodaty pustynny wędrowiec przygląda się tym stopniowo materializującym się, cierpiącym i umęczonym kształtom, tym bardziej im współczuje. Stopniowo, z sekundy na sekundę, a może z minuty na minutę, Hamzat Nadżibullah rozumie to co widzi właśnie przed sobą. Umęczone dusze ludzi i stworzeń, zagubionych i umarłych. A on sam, rzeczony Hamzat, nomada i wojownik, jest Sługą Bożym. Księżycowy Pan rozmawiał z nim w jakimś określonym celu, dał mu określone zadanie. Zadanie zmiany, ku dobremu. Dlatego to tajemnicze stworzenie, jedność w wielu, wołało do niego z cienia. I dlatego od razu na początku mężczyzna podążył za głosem Pana, dlatego przyjął ludzi, których ten mu zesłał jako swą drużynę, i razem pokonali węża. On sam, Harusepth który jest przeszłością, i młoda odważna Sigrid, która jest przyszłością.

Jednak zło nie śpi. Coś oplata tych nieszczęśników, te dziwne, wzbudzające przerażenie macki. Nieuporządkowane przywiązania. Księżycowy Bóg to światło w ciemności. Wskazuje drogę. Więc i Hamzat właśnie to powinien im dać. Nie rozkazy, ale drogę. Nie władać nimi, ale im z pokorą przewodzić. Prowadzić na ścieżce ku dobru.
- Ja... - Hamzat uważnie zastanawia się co ma powiedzieć. Waży słowa, waży też myśli. Zejść na dół. Coś za coś. - Nie. Nie zejdę do was na dół. Ale z mocą światła Pana, wywiodę was z ciemnicy. Tylko i wy musicie postawić ten pierwszy krok. Poznajmy się, i razem ruszymy dalej. Macie całkowitą rację. Stary świat zginął, to prawda, lecz nadchodzi odrodzenie. Czy wyjdziecie do światła? Do mnie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Istota ponownie odpowiedziała ciszą. Hamzat mógł wyczuwać, jak natłok myśli przesuwa się powoli i ociężale przez zasnute starością zwoje umysłu. 

Czekaliśmy na wezwanie pana. Kiedy teraz przyszło, musimy odpowiedzieć! - odezwał się zaskakująco pojedynczy głos. Zaraz jednak dołączył do niego chór pozostałych. - Ale czy pamiętamy jak wyjść na zewnątrz? Wskaż nam światło, Księżycowy! Potrzebne nam światło, aby cię znaleźć! Wskrześ nas, przywróć nas do życia, abyśmy mogli służyć Srebrnemu! Nie wszyscy z nas słyszą twoje słowa, a muszą usłyszeć! - zakrzyknęły bezdźwięczne wyschnięte struny głosowe. Pod stopami Hamzata coś lekko zadrżało, jakby spory skorpion albo inne podziemne zwierzę próbowało się wykopać na powierzchnię. Mgła nie zrzedła. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I ponownie nomada ma pewną zagwozdkę, jednak tę tym jednym razem postanowił zachować dla samego siebie. Poczuł, jak coś bardzo potężnego poruszyło się gdzieś tam, w dole. Mgła nie rzednie, ziarenka piasku wibrują mężczyźnie pod stopami. Pierwsze skojarzenie ze skorpionem sprawia, że Hamzat zaczął się bać. Pierwsze co robi przestraszony mężczyzna, to obudzenie się i chwytanie za oręż. Dopiero, kiedy wojownik przypomniał sobie, że u boku ciąży mu lekko zakręcona szabla, a gdzieś przy sobie ma jeszcze nóż, poczuł się nieco pewniej. Przecież światło, jeśli Księżycowy ześle mu promień dobrej woli, po prostu odbije się od jakiegoś ostrza, położonego na ziemi. Dlatego też hamując swoje przerażenie, lecz nie porzucając czujności, wyciąga ten swój ukryty nóż, zamiast miecza, i ostrożnym ale pewnym ruchem kładzie go na ziemi.
- Tutaj - woła z siłą i mocą, z mocą i siłą. Zaraz po tych słowach odchodzi dziesięć kroków w swoją stronę, dla bezpieczeństwa, by zobaczyć co się stanie. Węże i skorpiony.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wizualnie to co wylazło spod ziemi było znacznie mniej przyjazne niż węże i skorpiony, jeśli takowe w ogóle rozpatrywać w tej kategorii. 

Z początku pękająca ziemia wypuściła gęstą, cuchnącą starością i zgnilizną mgłę, która w odróżnieniu od tej wszechobecnej była żółtawa i pełza pod ziemi. Zupełnie tak, jakby była zbyt ciężka by zwyciężyć z powietrzem.

Potem na powierzchnię wysunęły się zbrązowiałe patyczki, które - o, zgrozo - okazały się być wyschniętymi, martwymi palcami. Naprawdę wieloma palcami. Po palcach wysunęły się chude ręce, ale coś, co z początku można było uznać za grupkę naturalnych mumii, było w rzeczywistości znacznie gorsze niż ożywione trupy. 

Abominacja składała się z powykręcanych, poplątanych ciał ludzkich. Z większej odległości jej struktura przypominała drewno, z mniejszej lepiej było nie patrzeć. Istota opleciona strzępami mgły, którą zdawała się produkować przerastała Hamzata trzykrotnie. Jej szczytem, czy też głową był korpus mumii, cała reszta zaś przypominała sylwetkę krokodyla stojącego na dwóch łapach z chwytnymi górnymi kończynami. 

Upiorne, wielkie ręce zetknęły się z podłożem i dzięki temu potwór mógł zniżyć się i "spojrzeć" na Hamzata pustyni oczodołami. Jedyny nieposkręcany korpus znalazł się metr od mężczyzny.

Zostaliśmy stworzeni żeby służyć Księżycowemu Panu. Czekaliśmy wiernie całe lata. Udziel nam nagrody, Jasny Panie. Wydaj rozkaz - przemówiła anomalia. Oczywiście od tak dawna nieużywane struny głosowe nie działały - porozumiewał się z Nomadą mentalnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym razem brodaty pustynny podróżnik nie tylko zaniemówił, ale powziął solenne i twarde postanowienie by na chwilę nie odzywać się nawet w myślach. Czuje po prostu, że cisną mu się do głowy słowa niegodne wysłannika Księżycowego. Poza tym, naznaczenie jakiejś opinii o tym, co przed nim stało, mogło sprawić, że to coś się wkurwi. Hamzat wie, czuje jakoś tak w sobie, że chyba nie tak powinien wyglądać sługa jego Boga. To potwór naznaczony cierpieniem, i wypełniony jakby setkami ciał. Mężczyźnie wydawało się, że słyszał kiedyś opowieści o czymś takim. Dawne wiary kisiły trupy i suszyły je, bo ciała wędrowały z nimi do życia wiecznego. Na podobnych zasadach plemiona pustyni z jakich wywodzi się Nadżibullah chowają ciała w skale, by mogli pogadać z Jedynym Bogiem. A to coś...
 

To coś, zdał sobie smagłolicy syn Jazira, należy do tych opowieści. Do dawnej wiary. I trzyma w sobie potępione przez dawną wiarę dusze. Mężczyzna nie ma najlżejszego pojęcia, czy rozkaz, który jakoś tak za głosem serca chce wydać stojącej przed nim potwornej istocie zostanie wysłuchany, czy też on sam zostanie pożarty. Po chwili coś we wnętrzu mężczyzny klika. Jego misja to być prorokiem. Dobrym prorokiem, z zasadami.
- To co stare, umarło i odeszło. Jednak aby nastąpiło odrodzenie, musi nastąpić pożegnanie i odejście. Nadszedł dzień sądu starej wiary. Dawno temu zaczął się na duszach, ale kończy się na bogach. W imię Jedynego Pana, Księżycowego Boga, światła w ciemności i uniwersalnego przewodnika, sądźcie swoje bóstwa. Oczyśćcie się i zjednoczcie w pokoju, by na zawsze opuścić ciemność i uzyskać zbawienie. Między nami kroczy bogini. Mój rozkaz to sprawiedliwy dla niej osąd, i adekwatny werdykt. By mogła albo wrócić do swego starego świata i żyć w szczęściu po wieki, albo szczeznąć gdyż świat ruszył do przodu i nie będzie jej tu dobrze. W nagrodę za pełną sprawiedliwość i wy spoczniecie w Świetle.

Nomada westchnął, czując jak zmarszczki determinacji żłobią mu wychłostaną wichrami i piaskowym pyłem twarz. Teraz się dowiemy, co dalej i czy skończy się walką czy nie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteś tak ogromnie miłosierny, panie! Bezczynność tak wielce nas bolała. Cierpieliśmy, a teraz będziemy znowu na twojej służbie! - odparła abominacja i ukłoniła się na tyle nisko, na ile pozwoliło jej ohydne ciało. 

Zaraz... Wskaż nam drogę, Srebrzysty. Otuliłeś nas mgłą, ale nic przez nią nie widzimy. Nie wyczuwamy i nie słyszymy. Wskaż nam drogę do celu, błagamy. 

- Mam pytanie, co konkretnie oznacza "zjednoczyć w pokoju"? - odezwał się zaskakująco pojedynczy głos. Gdzieś za lewą łapą bestii poruszyła się jedna ze scalonych mumii i skierowała makabryczną twarz na Hamzata. 

- Jesteśmy jednością! - fuknęła reszta. - Musimy zjednoczyć takich jak ty, którzy zapomnieli że są jednością i zrobimy to, jak tylko osądzimy boginię wskazaną przez Pana! 

- Jak mamy ją osądzić? Złamała prawo? Czy są świadkowie? Czy są obrońcy? - zapytał ponownie irytujący indywidualista. Cała reszta organizmu zaczęła tę myśl trawić. Prawdopodobnie na co dzień, za czasów świetności wykonywali inne zadania. Może prostsze i mniej metaforyczne. 

...Księżycowy Panie? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doświadczony nomada czuje, że cały ten czas stąpa po ruchomych piaskach. Na chwilę obecną bardziej metaforycznie niż dosłownie, jednak mężczyzna ma na tyle rozumu w głowie, by starać się podtrzymać duchową konwersację na właściwym torze. Właściwy tor oznacza, że wątpliwości trzeba raczej wyjaśniać, a nie ignorować. Wyjaśnienia pozwalają unikać błędów, w takim zakresie w jakim tylko to jest możliwe. Tym bardziej, że Hamzat w pełni zdaje sobie sprawę, że nie jest wszechmocnym. Nie jest Księżycowym Bogiem, nieważne co mówi ten potwór. On po prostu przemawia w jego imieniu, jak prorok, i jak sługa. Nie spieszy mu się do sprowadzania wojny bogów na kraj, w którym wszak mieszka i jego lud. Dlatego sformułowanie odpowiedzi zajęło mu dobrą chwilę namysłu. Zjednoczyć w pokoju. To bardzo proste.
- Zjednoczyć w pokoju oznacza przebaczać. Każdy ma szansę zmienić się na lepsze i wrócić do światła. Przebaczenie dane innym, kiedy jest zasadne. Przebaczenie dane z góry przez Pana. I przebaczenie, które daje się samemu sobie. Bo tylko w zgodzie jest pełna jedność. Dotyczy to mnie. Ciebie. Bogini, o której mówiłem. Jeśli do sądu nad starym światem i tym co po nim zostało podejdzie się z czystym, jasnym sercem i sprawiedliwym umysłem, to spośród tak naprawdę zawsze i wszędzie brzmiących głosów świadków, obrońców i oskarżycieli będzie można wydobyć jedną szczerą prawdę, i jeden werdykt. Niechże więc kieruje nami zasłużone przebaczenie, a światło Księżyca ochroni nas przed ułudą i przewrotnością, które nasze przebaczenie będą chciały wykorzystać.

Nadżibullah w sumie nie ma pojęcia czy odniesie jakiś większy efekt mówiąc o przebaczeniu i tak dalej do splątanej abominacji stworzonej ze starych, wijących się w cierpieniu ciał. Być może odniesie to jakiś skutek. Tym bardziej, że mężczyzna chyba wie, co może reprezentować głos trupa zza lewej łapy makabrycznej bestii. Chyba tylko mgła i pewność siebie sprawiają, że jeszcze nie postradał zmysłów ze strachu.
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trudno było orzec jednoznacznie, czy potwór był bardziej przerażający w ruchu, czy w absolutnym bezruchu, w którym teraz tkwił. Hamzat mógł się domyślić, że przez istotę oplecioną lepką, żółtą mgłą przepływają myśli. Już w trakcie tego procesu czuł, że kwiecista przemowa starła się z barykadą niezrozumienia i starcie przegrała. 

Nie odczuwamy do nikogo żalu, jesteśmy zjednoczeni. Przez cały ten czas wykonywaliśmy sumiennie rozkazy pana, co możemy zrobić by być lepszymi? Nie mamy serc, panie, a nasz umysł jest zjednoczony, ale nie wiemy, czy sprawiedliwy. 

- Wykonujemy proste rozkazy. Strzeż. Pilnuj. Zabierz. Nie potrafimy sądzić, wybacz. Ale pokaż nam jak to zrobić, a zrobimy to z radością! 

- Z radością będziemy służyć! - rzucił wygłodniale chór głosów w głowie Hamzata, a abominacja znów zamarła w oczekiwaniu na słowo, które ją poprowadzi. W ciszy jaka zapanowała słyszalne były nawet spadające ziarenka piasku. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cisza. Niegdyś, dawno temu, kiedy Hamzat był jeszcze małym dzieckiem, bał się ciszy. Ciszy i ciemności, ponieważ obie oznaczały napięcie, i coś co jest nieznane. Tajemnicze, a przez to potencjalnie groźne. Dlatego otaczał się dźwiękami dzwonków czy fletów, słuchał opowieści starszych, nucił pustynne piosenki ze swoją mamą. Trzymał też zapalone lampy, mimo że olej do nich nie był nigdy specjalnie tani. Jednak kiedy dorastał, odkrywał coraz więcej świata. Uczył się jak mówić, tańczyć, walczyć i bronić. Posiadł umiejętności sprawnej walki mieczem, przyrządzania bardzo prostych mikstur na dolegliwości swoje i innych, te które mógł uśmierzyć. Nauczył się też dźwigać tarczę, choć jednak zawsze wolał w razie czego bronić się swoim orężem niż nieporęczną, ciężką zasłoną. Z czasem przestał się bać i ciszy, i ciemności. Jedno i drugie bowiem oznacza nie tylko grozę nieznanego, ale też ukojenie. Ciemność z ciszą to składniki do spokojnego, odżywczego snu.

Jedyne co zostało ze strachów w duszy Nadżibullaha, to strach każdego człowieka. Strach przed śmiercią. Przed bestiami, mogącymi skończyć jego życie ot tak, kłapnięciem szczęk, drapnięciem pazurów, czy jadowym zębem. Ten wibrujący strach powoli opada z niego, jak zasłona. Jak spadające ziarenka piasku, uderzające w ziemię z krystalicznym brzękiem, na podobieństwo tych małych dzwoneczków z dzieciństwa. Być może to głupie, ale może... może za tym płaszczem strachu, za okrywą porażającej zmysły abominacji z setek cierpiących dusz kryje się tylko zagubienie. Wszak kto szuka światła, jak nie błądzący? Nomada myśli. Został wybrany przez Boga, ale czy to jemu jest sądzić, kto przetrwa a kto przepadnie? Skoro mityczny potwór nie wie jak to robić, to jakże on, człowiek ledwie, ma dźwigać to brzemię? I czy także to stworzenie nie jest przypadkiem na bożej liście? Księżycowy ostrzegał przed demonami... Waga spoczywająca na ramionach wojownika zdaje się bardzo ciężka.
- Nauka... - smagły brodacz mruczy sam do siebie, po czym patrzy stworowi prosto w oczy.
- Nauka. Podążaj za mną w cieniu. Nie ukazuj się nikomu. Obserwuj, badaj, słuchaj, i bądź uważny. Ja będę obserwował, badał, i słuchał, uważnie. Sądził i przebaczał tym, którzy przebaczenie przyjmą. A ty zabierzesz tych, którzy je odtrącą. Niech Światło Pana strzeże nas od błędów.
Mężczyzna odetchnął, zastanawiając się czy będzie to jego ostatni oddech.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ istotą jakimś sposobem dzieliła się z nim emocjami, mógł odgadnąć obecny jej nastrój. Obrzydliwy twór nie odczuwał w stosunku do Hamzata krzty agresji - cały czas był spokojny, wpatrywał się w niego i Nomada czuł jedynie coś w rodzaju pragnienia, którym ów emanował.

Prócz tego mógł też czuć pewne niezrozumienie. Wydawało się, że abominacja czuje tym większy podziw ile więcej słyszy słów, których znaczenia nie rozumie, bo nie rozumiała.

Zostaliśmy stworzeni do prostych rozkazów, ale teraz rozumiemy. Pójdziemy za tobą jak za światłem, Księżycowy. Idź, a zrobimy co każesz - odparła całość. Wówczas to poruszył się ponownie jeden z truposzy, który wcześniej wykazywał zaskakująco dużo samodzielności. 

On chce, żebyśmy byli katem! - oznajmił. Wtedy wielka, przednia łapa uniosła się, chwyciła nieposłusznego i z odrażającym dźwiękiem pękania i strzelania wyrwała z korpusu, żeby potem wyrzucić na ziemię obok. Mumia już się więcej nie poruszyła. 

Dlatego właśnie kapłanów nie bierze się do projektów grupowych. Teraz wskaż nam proszę drogę, panie. Jesteśmy gotowi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamzat myśli. Piasek wokół niego nawet się nie porusza, a kiedy mężczyzna otwiera oczy, otacza go mgiełka, jakby na chwilę odjęło mu wzrok. Podczas tego myślenia obserwuje akcje potwora, jaki wygląda dla niego coraz mniej potwornie. Nie do końca, ale poniekąd wie, co to tam się dzieje, i dlatego też kiedy mumia cichnie i nieruchomieje, zgnieciona machinalnie i powolnie przez swoje poniekąd więzienie, to podchodzi do miejca, gdzie zostały złożone jej szczątki, i wedle zwyczaju swojego wędrującego ludu, kłania się na cztery strony świata, ofiarowując siłą uciszonego zmarłego Księżycowemu Bogu i Morzu.
- Idź duszo w pokoju, szczęśliwej drogi.

 Dopiero wtedy, z odwagą i zaufaniem, na prawą nogę i zaczynając od równego kroku wstecz, podchodzi do prabestii, i wyciąga dłoń w jej stronę.
- Nie chcę byś był katem. Pan otworzył mi oczy, dzięki jego łasce przejrzałem i wiem kim jesteś - brodaty nomada dotyka najbliższej części stworzenia. - Dając ci Światło Pana, wieszam nową latarnię nad rzeką, w której pływałeś. Nie pożerasz już serc i płyniesz przez mgłę, a lampa ode mnie to światło namiotu, w którym mieszka sam Księżycowy Bóg. Dlatego kiedy razem z niej wyjdziemy, nie będziesz już potworem taplającym się w mule, lecz świetlikiem. Razem osądzimy to, co wyłoni się z mgły.

I na samym końcu, dopiero jak umowa zostanie przyklepana, Nadżibullah wróci się po miecz, bo i jego dał mu przecież Jedyny Bóg, do obrony i walki.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niewidzialna siła pchnęła prawą dłoń Hamzata w stronę potwora, a ten pod wpływem impulsu, bądź podobnej siły skłonił się. Dłoń zetknęła się z czołem najwyższej z mumii, aby zaraz potem zniszczyć monstrum. 

Część z mumii rozsypało się w proch, te mniej nadgryzione zębem czasu po prostu odpadły i znieruchomiały w niechlujnym, makabrycznym stosie nieprzypominającym już jednak abominacji, która wcześniej stała przed Nadżibullahem. 

 

Z popiołów zaczęła ulatniać się biała mgiełka, a im wyżej była, tym bardziej była nieprzezroczysta. Zwijała się w wąskie strużki, na końcu których lśniły świecące, białe sfery. Wszystkie te widmowe świetliki wzniosły się na niewielką wysokość. Do uszu kapłana dotarły cichutkie szepty, setki wysokich, narastających głosów. Świetliste kulki, wirując w powietrzu jak pyłki zbliżyły się do siebie i zjednoczyły w niezwykle jasnym błysku. 

 

Większy, opalizujący świetlik podfrunął do Hamzata, okrążył go i zawisł w powietrzu koło jego prawego ramienia. Mgła zaczęła rzednąć, aż wreszcie ukazało się słońce, a jego śladem - cały pozostały krajobraz. 

Mężczyzna zabłądził dość daleko, bo nie było widać ani rzeki, ani jego towarzyszy. Za plecami rozległ się jednak charakterystyczny skrzek - wielki, płowy sęp siedział na ziemi nieopodal niego. Wpierw wzbił się ciężko do niskiego lotu, potem zatoczył mały krąg nad ziemią i wrócił do Hamzata. Gdy wylądował, zaczął podskakiwać, jakby ponownie chciał wystartować. Ptaszysko obrało ku temu konkretny kierunek i nie spuszczało z księżycowego kapłana wzroku, co chwila na niego krakając. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mężczyzna najsampierw dość intensywnie mruga, przywykając do wolnego od mgły krajobrazu. Następnie dość sprawnie zapoznaje się z pozostałymi bodźcami, z bardzo radosnym uśmiechem zauważając, że mimo pobłądzenia to po pierwsze wciąż żyje, a po drugie, faktycznie nie ma straszliwego szkieletu krokodyla, tylko świetlik i puste mumie. Trochę bardziej popioły już niż ciała. Sęp jest dopiero którąś tam z kolei acz wciąż wysoką pozycją na mentalnej liście brodatego nomada. Nie jest pewien, czy może się otwarcie kłaniać przy pierzastym wysłanniku bogini Bhati, dlatego też symbolicznie kiwa głową na cztery strony świata by pożegnać te resztki, które zostały. Księżycowy Bóg sam się nimi już zaopiekuje. Zapewne sęp chce gdzieś Hamzata zaprowadzić, dlatego mężczyzna nie zwlekając już dłużej zaopatruje się w swój miecz, rozgląda po raz ostatni i czujnie zmierza za ptakiem, kiedy ten odleci.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...