Skocz do zawartości

[Gra] Dies irae [Oksymoron] [może trochę Dark]


Po prostu Tomek

Recommended Posts

Bezdech, na chwilę obecną ponownie pozostający w kontakcie z Ziemią, spoważniał nieco i przybrał mądrzejszą minę. Nie przemądrzałą, ale mądrzejszą, bo jest to jedna z niewielu chwil, w której ten otumaniony człeczyna faktycznie wie co mówi. Skinął głową cyrulikowi i odchrząknął.

- Jest to receptura której mojego ojca nauczył mistrz z Niebiańskiego Cesarstwa Kitaju - zielarz ochoczo rozstawił ręce w zapraszającym geście. Powaga trochę uleciała, gdy mężczyzna przybrał gawędziarski ton, wzbudzając zainteresowanie ludzi w zasięgu głosu. Herszt przewrócił oczyma, słyszał już tę historię, ale nie zdecydował się przerwać. - Jest to ekstrakt z rośliny, która musi ciągle być w deszczu. W Kitaju są lasy gdzie cały czas pada, i ona tam rośnie. Ten kolec z niej pochodzi. Do tego grzyb leśny taki buroczarny, który rośnie na wilgotnych pniach, ususzony i zamarynowany w ekstrakcie. Na koniec, by ten, kto to wypije nie cierpiał, mała łyżeczka sekretnego kitajskiego białego proszku. Po ojcu mam całą skrzynkę przepisów i drugą skrzynkę butelek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A... Aha - odparł Iriel, fachowo kiwając głową. W deszczu czy w wodzie? Przychodziły mu na myśl namorzyny, ale one nie miały kolców. Drugie zapewne było jakimś hubiakiem, zastanawiające też w czym ów grzyb był marynowany. Analiza składu i tak zresztą nie miała sensu, bo kto wie czym był ów "sekretny kitajski proszek" i reszta niewymienionych składników. W każdym razie anioł wątpił, żeby mikstura leczyła zapalenie wątroby. 

- Na pewno się to przyda, brzmi bardzo... Zielarsko, ale z tego co słyszę to cenny nabytek, więc może na razie zadowolimy się tradycyjnymi, prostymi metodami - zaproponował ulegle. Co jak co, niebezpiecznie byłoby podważyć autorytet Bezdecha w jego obecności, bo kto wie co ten tuman wymyśli. Ciekawość co też może mieć przy sobie jednak zżerała Iriela i doszedł do wniosku, że będzie musial skonsultować z Bezdechem ten jego arsenał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bezdech zrobił minę jakby usilnie układał sobie wszystko w głowie. Po chwili uśmiechnął się i lekko skłonił głowę. Zielarz wygląda na w miarę usatysfakcjonowanego propozycją Iriela, i zaraz też potwierdza to swymi niespecjalnie składnymi słowami. Herszt przypatruje się rozwojowi sytuacji z boku, gotów by w razie czego delikatnie przyhamować Bezdecha, choć chwilowo nie wygląda by takowa interwencja była potrzebna.
- Tak, taaak. Można tak zrobić - odziany w wonną szubę mężczyzna kaszlnął lekko, wykonując ruch jakby chciał jednak odzyskać butelkę. - Mistrz cyrulik zna się na takich sprawach. Oczywiście, prostymi metodami. Prostymi, aha? Jak co? Mogę swój lek?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A tak, pewno - odparł Iriel i oddał butelkę z cieczą zielarzowi. Już miał brać oddech żeby tłumaczyć, że odpowiednio zbilansowana dieta, dużo czystej, przegotowanej wody i grzanie mogą czynić cuda, kiedy zdał sobie sprawę, że w umyśle Bezdecha cała operacja może przerodzić się w coś skrajnie skomplikowaneg i będzie próbował forsować kitajskie metody leczenia z życia. Postanowił skrócić wersję. 

- Choruje na trzewia, więc dawać mu lekkie, zielone. I wodę przegotowana - wyjaśnił. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bezdech z widoczną wdzięcznością przyjął swoją buteleczkę z powrotem, po czym bezpiecznie ukrył ją ponownie w jednej z wonnych kieszeni długiego futrzanego płaszcza. Jego w sumie nawet nieźle utrzymujące skupienie spojrzenie ponownie powędrowało gdzieś w stronę twarzy anioła podającego się za cyrulika. Sprawiał ogólne wrażenie jakby nawet rozumiał, co iriel miał mu do powiedzenia. Ba, więcej, jakby chyyyba może nawet coś zapamiętał. Herszt także mentalnie to sobie zapisał, żeby w razie czego szturchać zielarza na temat leczenia tymi 'prostrzymi metodami', które wąsatemu mężczyznie zdawały się lepsze niż kitajskie syropki, które działają albo tak, albo siak.

- Zielone, lekkie, gotowana woda - zielarz pokiwał głową, powtarzając sobie na głos. - Dobrze. Dobrze, możemy spróbować. Kuchta pewnie wie, co jest lekkie i zielone. Jest więcej chorych? Czy jak tak, są chorzy na tę... wątrobę tak jak ten tu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Muszę sprawdzić, panie zielarzu. Ma pan może gdzieś w zanadrzu miętę? Będę potrzebował. I może babkę zwyczajną, wszelkiej maści chwasty łagodzące zapalenia - dodał, reagując niemalże entuzjazmem na reakcję Bezdecha. Proszę, nie dość że się nie stawiał, to i jeszcze wykazał coś na kształt chęci pomocy. Niesamowite, to smakowało prawie jak sukces, radowało duszę Iriela. Postanowił jednak zachować profesjonalną powagę zabarwioną lekkim optymizmem, żeby przypadkiem nie wyjść z roli. Warto było zachować tez porcję dystansu, na wypadek gdyby miało zdarzyć się coś, co zachwiałoby wiarę anioła w jego intelekt i skłoniło do myśli, że jest naiwnym idiotą. Z takimi założeniami poszedł badać resztę, uprzednio próbując "zadziałać" swoim darem leczenia na chorego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mężczyzna w szubie zamyślił się. Albo zaciął w rzeczywistości, w każdym razie minę ma zamyśloną i wciąż zdaje się, że zasadniczo próbuje, stara się ogarnąć so się dzieje. Po chwili takiego stania zaczął rozglądać się nieco niepewnie i poklepywać po kieszeniach. Podczas, kiedy zielarz był zajęty tą czynnością, a herszt poświęcił się pilnowaniu by ten nie zrobił nic głupiego, wygnańcowi udało się osiągnąć kolejny sukces. Jako, że stara się czynić dobro, to dar nie ma nic przeciwko odpaleniu się i zadziałaniu akurat wtedy, kiedy Iriel tego chce i potrzebuje. Akcja nie tylko trwa dość krótko, mieszcząc się w czasie w którym Bezdech ogarnął zdecydowanie zwykłą miętę,trochę ususzonej babki, maść końską i borowinową, ale też zarówno nieźle pomaga podreperować zdrowie poszkodowanego rozbójnika, jak i wzmacnia samego niebianina. Anioł może spostrzec, że czuje się ogólnie nieco lepiej, ma jaśniejszy umysł, i ogólnie świat chwilowo dał na wstrzymanie z kopaniem go w dupę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miło było pomyśleć, że wspólny stary ich wszystkich nie wydziedziczył Iriela tak do końca i litościwie zostawił mu okruchy tego, co miał kiedyś. To sprowadziło myśli cyrulika na myśl, że może nie było warto bawić się w boga na tej wysepce na zamorskim zadupiu. Ale pewnie z tego wszystkiego wyjdą jeszcze plusy. Pewnie Iriel pozna całe mnóstwo kamratów, nauczy się paru lekcji, a po wszystkim siądzie ze wszystkimi do biesiady i będą się z tego śmiać. 

Nie, raczej nie. To był jeden z dobrych momentów, który uświadomił go po chwili, że ta mała radość jest ulotna i wciąż trzeba zachować trzeźwy umysł. Na razie zbadać i pomóc reszcie zarażonych, a potem się zobaczy. Sytuacja była na tyle dobra, że nie opłacało mu się jej zmieniać i to była obecnie myśl przewodnia.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zielarz od czasu całego zajścia zaczął obdarzać cyrulika może nie tyle nieco większym szacunkiem, co starał się nieco częściej przypominać sobie, że cyrulik faktycznie istnieje. Duży wpływ na ten stan rzeczy ma fakt, że chory chociaż może nie zaczął podskakiwać, to nawet wyglądał nieco zdrowiej, by nie wspomnieć o tym że zachowywał się zdecydowanie mniej cierpiętniczo. Hersztowi udało się także przekazać Bezdechowi informację o poprzednim sukcesie Iriela, w jednym z tych momentów kiedy zielarz nie bujał w obłokach. Ogólnie na chwilę obecną odziany w szubę mężczyzna postanawia chwilowo trzymać się nieco z boku. Z jednej strony dlatego, że był ciekaw na czym rzekomy medyk się zna, z drugiej strony był wciąż nieco za mało skupiony, by być bardziej przydatnym niż wlewanie w chorych swoich specyfików. Dlatego też absolutnie nikt nie zawraca aniołowi dupy, pozwalając mu w końcu ogarnąć co i jak. Ostatecznie Iriel mógł znaleźć jeszcze paru rozbójników, z różnorakimi pomniejszymi dolegliwościami lub początkowymi stadiami chorób. Nic co zajęłoby niebianinowi zbyt długo... jeśli uda mu się znów rozruszać swoje moce. Jeśli nie, cóż, zawsze pozostaje tęga wiedza i praktyka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iriel poczuł się znacznie bezpieczniej z wiedzą, że przynajmniej póki co był zbójom przydatny, a i raczej w najbliższym czasie i być może tym stuleciu stan ten się nie zmieni. Obawiał się tylko potencjalnego skończenia dobrej passy i konsekwencjami ze strony członków bandy. Z drugiej strony, jeśli radzili sobie dłuższy czas z Bezdechem, który miał niemal niewątpliwie mniejszą skuteczność, nie powinno być źle.

Po skończonym opatrywaniu, leczeniu i badaniu Iriel poszedł do herszta złożyć mu "raport". 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podczas gdy Iriel doprowadzał chorych do najpawdopodobniej najlepszego stanu zdrowotnego w jakim w życiu byli, herszt bandy tych obozujących w lesie bandytów zajmował się swoimi sprawami. Trzeba było go znaleźć, jednak w sumie zapewne wystarczy po prostu zapytać, by trafić prosto do wąsatego zbójcy. Bezdecha też niespecjalnie trudno było zbyć, by ewentualnie później z nim porozmawiać. Tak naprawdę zielarz już gdzieś w dwóch trzecich zapomniał co tutaj w ogóle robi, a w trzech czwartych wąchnął solidnie czegoś pachnącego makiem i zapomniał też kim jest. Kiedy eks-anioł dotarł na miejsce, zastał herszta który czytał - tak, czytał - skrawek poszarpanego prymitywnego papieru. Mężczyzna podniósł znad niego wzrok i przywitał łże-cyrulika gestem dłoni.
- I jak tam? Jeśli wszystko dobrze, możecie mistrzu odpocząć - oznajmił, po czym z tą szczerą, jedyną w swoim rodzaju gościnnością dodał - Napracowaliście się dzisiaj. Jestem wam niezmiernie wdzięczny za pomoc i... w sumie, nie mam dużo, nie mogę zaproponować też życia w pieleszach, ale jak nie macie gdzie pójść, to możecie się tu zatrzymać i z nami zostać. Na zasadzie że wikt i opierunek w zamian za pomoc medyczną, i nawet niekoniecznie na stałe, ale na jakiś czas.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytał. Czyli z nim jako z kompletnym idiotą pogrywać nie można było i Iriel zapamiętał, żeby herszta traktować z jeszcze bardziej należytym szacunkiem, ot, dla bezpieczeństwa. 

Propozycja go nie zdziwiła, zdziwiła go raczej swoboda co do wyboru. Aż dziw, że tak po prostu pozwoliliby mu odejść. Ale to na razie nie wchodziło w grę. 

- Chętnie wam będę pomagał. Nie mam na razie co z sobą począć i jeśli mnie przeczucie nie myli, to się na razie nie zmieni. Wdzięczny będę za przyjęcie - odparł i ku własnemu zdziwieniu rzeczywiście odczuł jakieś drobne ziarenko wdzięczności. Nawet jeśli ta gościnność opierała się o zasady transakcji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Herszt rozpromienił się natychmiast po tym, jak dotarły do niego słowa cyrulika. Mężczyzna miał swoje własne powody, by być szczęśliwym z takiego obrotu sprawy. Największym z tych powodów do radości, wystarczający by zbójca wstał znad papieru i zaproponował po solidnej szklanicy kradzionego miodu, jest fakt że chorzy wracają do zdrowia i szybciej, i częściej niż kiedy do dyspozycji bandy był tylko Bezdech. Jakkolwiek zielarz mniej czy bardziej zdawał egzamin do tej pory, to był przytomny może w trzech przypadkach na dziesięć. Wąsal po polaniu usiadł ponownie, szczerząc się i pozwalając jego myślom zejść na zdecydowanie mniej szlachetne, bardziej przyziemne i pragmatyczne powody, dla których poważany cyrulik w bandzie to spoko rzecz. Uśmiech nie schodzi mu z ust.

- Świetnie! Wspaniale! Radem bardzo tak dobrym wieściom! - mężczyzna dał upust swoim emocjom gromkim głosem, wzbudzając uwagę i zainteresowanie okolicznego elementu. Chwycił za swoją szklanicę. - Wypijmy. Oto toast, za naszą wspólną przygodę. I twoje zdrowie.

Wąsaty rozbójnik wychylił tę szklanicę, takie dobre 400 mililitrów miodu, na jeden raz. Trzasnął naczyniem o ziemię z taką siłą, że szkło odbiło się od drzewa jakieś trzy stopy na lewo od głowy eks-anioła. Co ciekawe, nie tylko on, ale nawet jacyś tam nieliczni gapie w tle ewidentnie oczekują, że wygnaniec postąpi tak samo. Cokolwiek zrobi, wkrótce wódz bandy odzywa się ponownie, już nieco ciszej i poważniej.
- No, to skoro dołączyłeś do naszego zacnego grona, mistrzu, to wypadałoby się przedstawić. Mnie wołają Mieszek, i na razie tyle wystarczy. A was jak należałoby zwać? I tak bardziej na poważnie, skąd się tu wzięliście? Wybaczcie pytania, jednak sami wiecie, niełatwo prowadzić bandę wszarzy żeby łupić chciwych kupców.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iriel z początku chciał posłużyć się szklanicą nieco dyskretniej, ale zobaczył wzrok ludzi wokół. Nie miał pojęcia jak zareaguje ciało na alkohol, w dodatku słodki i mocny, ale jednak należało się z hersztem napić. Kiedyś było łatwiej. Na zawołanie mógł wytrzeźwieć i w drugą stronę, ale teraz? Chwycił więc naczynie, przyłożył do ust i dramatycznie przechylił, ale w rzeczywistości wziął jedynie dwa łyki. Srogie, to prawda, ale dwa, co nijak się miało do ilości wychylonej przez wodza.

- Ja nieprzywykły, słabą głowę mam - wyjaśnił po cichu, ocierając usta rękawem. Zastanowił się nad tym co powie i postanowił powiedzieć półprawdę, omijając parę faktów. Na ziemi pewnie i tak go nie znali. 

- Na imię mi Iriel. Jestem wygnańcem. Nie powiem wam dokładnie skąd, bo to co się stało jest dla mnie wstydem i plamą na honorze, ale w skrócie, trochę za bardzo, powiedzmy, wyszedłem przed szereg. Mój szef się bardzo wkurwił... - Iriel aż wzdrygnął się na to wspomnienie -... No i potem paru rzeczy zapomniałem. Pamiętam uczucie spadania, kopniaka na pośladku i uderzenie, a potem obudziłem się mniej-więcej tutaj. Bez niczego. Nie mam pojęcia gdzie dokładnie jesteśmy - wyjaśnił, wzruszając ramionami i wziął dramatycznego łyka trunku. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powód jaki podał anioł by usprawiedliwić się z niemożności dopełnienia toastu w tradycyjny sposób zaskoczył herszta, jednak też był w jego oczach wystarczający by nie być obrażonym. Głośno okazał swoją radość i machnął dłonią w stronę gapiów, dając im do zrozumienia, że wszystko jest jak najbardziej zajebiście. Z pełną powagą wysłuchał krótkiej historii cyrulika o coniebądź egzotycznym imieniu. Jednak samego Iriela nie zajmował raczej w tej chwili wąsaty człeczyna. Iriel miał na głowie poważniejsze sprawy, na przykład doświadczenie fizycznych i w żaden sposób nieutemperowanych skutków wypicia i tak całkiem sporej ilości miodu. Co ciekawe, doznania te na chwilę obecną są całkiem przyjemne. To dobry gatunkowo miód, więc alkohol tylko delikatnie drapie w gardle, pozwalając skupić się na słodkim, aksamitnym i jakby... leśnym smaku trunku. Pachniał też fajnie, może nawet troszkę woskiem. Da się odczuć, że butelki czegoś takiego prawie na bank goszczą na królewskim stole. Po nowym i zupełnie pozbawionym wspomagania ciele wygnańca rozlało się pomału przyjemne ciepełko, dochodząc aż do głowy i dając mózgowi delikatnego kuksańca.

- Imię sugeruje, panie, że pochodzicie z daleka - jeżeliby eks-anioł miał kłopot z utrzymaniem się na ziemi, głos wąsacza może mu w tym pomóc. Mężczyzna skrzywił się nieco kiedy ten opowiadał o zapominaniu i kopniaku. Dla niego sygnały były dość jasne. - Jak powiedziałem, u nas jesteście wciąż bardzo mile widziani. Widzicie, mistrzu... ta banda taka jest. Biedacy, uciekinierzy, obdartusy, szarlatani, oszuści, rabusie, wygnańcy. Nikt tu nikogo nie osądza, o ile każdy wkłada coś do wspólnej michy. I tak sobie żyjemy, bez panów i kleru, na lewo. Całkowicie, przepraszam was za wyrażenie, wyjebane. Jak widzicie, może komfortu pałacy nam nieco brakuje, ale póki mamy co jeść i co ubrać, jakoś to leci. Myślę, że się tu odnajdziecie. Czy macie jakieś pytania, życzenia, Mistrzu Irielu? Jeśli nie, możecie na spokojnie wziąć sobie ze składu luźne łachy i urządzić wyrko. Rozpytajcie za nożem, widełki możecie chyba sobie sami wystrugać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Miód miał być odtąd trunkiem, który zajmował specjalne miejsce w sercu Iriela, jako że był również pierwszym trunkiem procentowym, którego anioł spróbował mniej-więcej od początku świata. Podobało mu się to dziwaczne ciepło rozchodzące się po ciele. Smak był ostry - trochę za ostry jak na pierwszy raz i zaskoczyło go podrażnienie gardła, ale późniejsza słodka nuta jakoś to załagodziła. Przyjemne też było błogie uczucie lekkich zawrotów głowy, aczkolwiek ono akurat Iriela nieco niepokoiło potencjalnymi skutkami pogłębienia uczucia. 

Poczuł też od razu taką sympatię do herszta, że byłby w stanie chłopinie powiedzieć kim dokładnie jest, nie omijając żadnej prawdy. Ale po co? Wzięliby go za wariata, a wariat to niestabilna pozycja. Może kiedyś komuś powie....

- Ja do pałaców nieprzywykły, to i mi warunki odpowiadają. Przysłużę się wam z wdzięcznością, drogi panie. Ale teraz już pójdę, jeśli można - odpowiedział, chcąc zrobić to co herszt doradził.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wódz obdartej bandy rozbójników nie oponował, pozwalając Irielowi zająć się swoimi sprawami. Gdy skończył, zmierzchało już. Las szybko ciemniał i do obozowiska z jednej strony poczęła napływać lekka mgła, wskazując na to, że po pierwsze jest wiosna lub jesień, a po drugie, gdzieś niedaleko jest zbiornik wodny. Nikt nie miał nic przeciwko podarowaniu wygnańcowi jakiegoś niewielkiego kozika za darmo, ot tak by miał czym jeść i ciąć, jednak nie znalazła się niestety żadna konkretniejsza broń. Zbójcy dzielili się jedzeniem, ubraniem, nawet chorobami, ale swój oręż traktowali zapewne lepiej niż hipotetyczne żony, i najlepszą odpowiedzią jaką niebianin otrzymał było coś w stylu 'no wiecie, łapiduchu, znajdźcie se'. Nawet powołanie się na herszta nie pomagało. Patrząc na to tak w ostatecznym rozrachunku, nie jest źle. Mężczyźnie nie udało się zdobyć żadnego poważnego rynsztunku, ale ma się w co ubrać, gdzie spać - trzeba będzie zrobić coś z tymi wszami w legowisku, gdzie się ogrzać, i nawet z kim pogadać. Czas mija, a bandyci powoli szykują się do snu i wystawiają warty. Dość szybko przywykli do widoku tego niespodziewanego gościa, dlatego nie przeszkadzają eks-aniołowi jeśli ten chciałby połazić, pozwiedzać czy komuś dupę pozawracać. Na pewno też nie będą przeszkadzać jeśli ten po prostu pójdzie spać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iriel był zadowolony.

Miał swój kozik, miał ubranie, nawet miejsce do spania miał. Doszedł do wniosku, że póki co nie ma co przeprowadzać wywiadu. Po pierwsze, za mało wiedział o obecnej sytuacji, otoczeniu i innych składowych. Nie miał pojęcia i nie miał pytań. Po drugie, musiał dopiero zapracować na swoje zaufanie. Mógł co prawda rozmawiać, ale najpierw musiał się przystosować.

Czuł, że schodzą z niego emocje z całego dnia, dlatego też postanowił iść spać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Wszystkie wrażenia, emocje, te rozliczne zapachy, smaki, to wszystko zaciera się i znika, gdy Iriel pomału udaje się na spoczynek. Nie będzie spał na mchu i gołych korzeniach, nie jest więc źle, ba, nawet trochę wygodnie. Pierwszy dzień na Ziemi można uznać za zaliczony. Ciężkie powieki opadają, myśli zamieniają w złożony z przyjemnego szumu mus, rzeczywistość zaciera się a ciało rozluźnia. Mówi się, że sen to młodszy brat śmierci, i w sumie niebianin mógł poczuć się jakby tak bardzo spokojnie umierał. No, przynajmniej dopóki nie zaczął mieć snów. Pod tym konkretnym względem noc zapewne ma dla niego sporo przygód za pasem.

Anioł obudził się rano wypoczęty i tylko odrobinę obolały. Słońce jeszcze nie wstało, choć ranne ptaszki już śpiewały sobie między drzewami. Dookoła wciąż była rosa. Wszyscy jeszcze śpią, ognisko ledwo dymi. Powietrze wydaje się być nabrzmiałe i ciężkie, trochę jak przed burzą. Dość niedaleko eks-anioła siedzi sobie ciemna figura. Od czasu do czasu słychać od niej pomruk, raz dało się dostrzec siwą smużkę dymu.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sen był przyjemnością.

Był też bardzo niepokojącym uczuciem, otaczał umysł jak toń wodna. W ostatecznym rozrachunku jednak był naprawdę w porządku, za wyjątkiem tego, że człowiek po obudzeniu się musiał przypomnieć sobie wydarzenia dnia poprzedniego jak i funkcjonowanie organizmu. Trudnym zadaniem było podniesienie się i Iriel poważnie zastanawiał się, czy lekki ból który odczuwa jest skutkiem działań z wczoraj, czy postępującą degradacją powłok cielesnym, to jest starzeniem się. Naprawdę liczył na to pierwsze. 

Odkrył, że sen mimo ulgi jaką przynosił pozostawiał po sobie niezidentyfikowane otępienie, jakby ciało domagało się powrotu do błogiego bezruchu. 

 

Poranny świat przedstawiał się bardzo urokliwie mimo wszelkichogarniającego chłodu. Łapiące ostrość oczy anioła przyjrzały się pomrukującej postaci produkującej dym. Bezdech?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iriel po krótkiej ocenie swojego ciała mógł dojść do wniosku, że to jeszcze raczej nie jest starzenie się. Dana mu z góry ludzka powłoka zdaje się być już blisko górnej granicy wieku, gdzie bilans organizmu już nie jest dodatni, ale jeszcze nie jest ujemny. Zapewne to skutki uboczne pierwszego wspomaganego miodem snu w jego życiu chociaż... niebianin chyba nie został skazany na bycie taką ciotą by sponiewierało go parę łyków, prawda? Nie, nie. To na pewno tylko te wszystkie wrażenia.

Eks-anioł niestety jako człowiek pada też ofiarą tak bardzo ludzkiego tytanicznego, prawie nie do wygrania starcia z tak zwaną łóżkową grawitacją. Gdyby chciał jednak wstać na jego korzyść działają dwie rzeczy. Poranny chłód dość skutecznie bierze się za pobudzanie krążenia, przy okazji wywołując jeszcze różne nie najgorsze ale mało przyjemne efekty, jak gęsia skórka czy dreszcze. Druga rzecz to ta, że figura - zapewne Bezdech - przestała pomrukiwać. Wciąż produkuje dym, wydaje się jednak, że zamarła w bezruchu. Rozespany wygnaniec ma niejasne wrażenie, że chociaż domniemany Bezdech jest tyłem do niego, to w jakiś sposób bacznie i przenikliwie go obserwuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potarł rękami ramiona usilnie wierząc, że to pomoże w rozgrzaniu się. Powtórzył sobie w myślach, co działo się poprzedniego dnia. Został wykopany z domu, zostawiony nago na obcej ziemi, znaleziony przez w gruncie nie takich złych zbójów, których zaczął leczyć, bo nie wszystko jest aż tak do dupy jak się na początku wydawało. A ten tam to pewnie Bezdech, ten idiota, który może wcale nie jest idiotą i trzeba mieć na niego oko. 

Iriel przeciągnął się i zdecydował opuścić azyl w postaci leża. 

- Pan Bezdech? - zapytał, podchodząc chwiejnie do postaci. - Dzień dobry. Moge się dosiąść?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten sposób z pocieraniem to nawet zadziałał. Siła tarcia rozgrzewa skórę, a ruch i masaż pobudza mięśnie i krążenie. Po niezadługiej tak naprawdę chwili Irielowi jest już trochę cieplej. Rozruszanie pomaga też pokonać ostatecznie łóżkową grawitację. Do Bezdecha było tylko kilka kroków i anioł dość szybko mógł zorientować się, że w rzeczy samej jest to ten zasrany włochaty ćpun we własnej osobie. Wygląda trochę gorzej niż wczoraj i... czy to jest rosa? Taaak, mężczyzna jest pokryty rosą jakby siedział tu dłuższą chwilę. Wyprodukował kłębek siwego, ciężkiego dymu. Nie odwrócił się ani nic takiego, ale musiał usłyszeć niebianina, bowiem klepnął jednoznacznie placek omszonej ziemi koło siebie. Wydaje się poruszać jakby nieco automatycznie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iriel potraktował to jako zaproszenie, w trakcie przenoszenia tyłka na miejsce siedzące podziwiając posturę Bezdecha. Bezdech przypominał druida tak bardzo żyjącego w zgodzie z naturą, że po pewnym czasie takiej integracji nikt mógłby już nie widzieć gdzie kończy się natura, a zaczyna druid. 

Jeśli ludzie ogółem byli ciekawi, to zielarz był zdecydowanie fascynujący. Na jakich częstotliwościach myślał? W jaki w ogóle sposób żył? Czy pod płaszczykiem starego, nieświadomego pierdziela ukrywał się samorodek sprytu? 

Licząc na to, że kiedyś uda mu się odkryć prawdę, jakakolwiek by nie była, mężczyzna klapnął na wyznaczone przez Bezdecha miejsce. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę tak długą, że możnaby pomyśleć iż anioł klapnął sobie obok jakiegoś omszałego pnia czy coś zamiast koło człowieka, panowała cisza. Tym razem jednak całkowita, bo nawet ranne ptaszki jakoś przestały ćwierkać. Po tej chwili Bezdech poruszył się jakby nieco żywiej, zakaszlał produkując przy tym masę dość gryzącego, ale też dziwnie słodkiego dymu, i odezwał się.
- Dzień dobry - zagadnął uprzejmie, i nawet takim dość czystym głosem, tylko trochę... monotonnym. - Widzę, kolega po fachu się wyspał, aha? Może teraz, mniej zmęczeni i raźniej na świat patrzący, będziecie skorzy do pogawędki. Z daleka pochodzicie? Opowiedzcie mi proszę coś o sobie, mistrzu. Bije od was taka... niecodzienność. Znam się na takich rzeczach, na to też są dekokty... taaak, nie jesteście mistrzu pośledniego sortu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...