Skocz do zawartości

[Advilion, Riddle] Bring me that horizon!


Recommended Posts

Pyszczek klaczy rozjaśnił iście diabelski, nieco złośliwy uśmiech. Od razu przymrużyła lekko oczy i niemal niezauważalnie, na ułamek  sekundy przygyzła wargę, zmieniając się z uroczej i może niezbyt błyskotliwej klaczki w mistrzynię flirtu epatującą wdziękami. Wolnym ale lekkim krokiem ruszyła w stronę Rose. Droga nie była długa, ale Roo przedłużała ją jak tylko mogła. 

- Znają bardzo wiele różnych trików. I ty też je znasz, jak widzę - powiedziała, okrążając ją lekko. Niby to przypadkiem lekko otarła kopytem o kopyto Rose, to smagnęła ją ogonem. Cała ta gierka nie wzbudziła w złodziejce pożądania, a raczej lekkie zakłopotanie, ale obie wiedziały, że przecież nie próbują się nawzajem uwieść. 

- Dobrze. Może nie mistrzowsko, ale mamy podstawy - odezwała się, stając naprzeciw klaczy, tym razem już normalnym głosem. - Przede wszystkim musisz się nauczyć czytać swoich "przeciwników" dla niektórych dobra będzie bezwstydna dziwka, inni będą uraczeni nieśmiałą dziewicą, przypadkiem poznaną na balu. To kolejna kwestia - przypadki są dla nich, ty musisz je sobie tworzyć. A potem są już twoi, leje się alkohol, ty zabierasz co musisz i cała impreza się kończy z klientem nieprzytomnym we własnym łożu. Mocną masz głowę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 217
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Klacz zmarszczyła tylko brwi i nawet uciekała nieco przed jej dotykiem. Co jak co, ale teraz czuła się nieswojo. I gdyby Rose nie wiedziała, że to tylko ćwiczenie, to chyba już by jej w tym pomieszczeniu nie było. Na szczęście nie musiała jednak pokazać swojego talentu do ucieczek. I dobrze. Nadal jeszcze musiała przywyknąć do stania na twardym gruncie, a nie bez przerwy bujającej się desce.
— No... zależy chyba po czym. Czasami pijam w towarzystwie, ale najwyżej wino. I to tak naprawdę czasami, bo będąc non-stop pijaną wiele nie zarobię, a szczególnie w moim dotychczasowym zawodzie — odparła Rose. — I... wiesz, w moim przypadku zazwyczaj wystarcza wygląd. Jeśli ktoś jest mną zainteresowany przez samo spojrzenie, to już nie muszę się zazwyczaj zbytnio starać. Ale nadal nie wiem kto mówiłby jakieś ważne rzeczy byle jakiej klaczy z zamtuzu. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie "kradłam".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dokumenty, księgi... A czasem i słowa. Za jakiś czas przestaniesz być byle jaką klaczą z zamtuzu, a staniesz się damą na salonach. Uwierz, to miasto jest ogromne, więc trwa tu niemal nieustannie walka o dominację. Madame w niej uczestniczy. Handluje informacjami, a więc ktoś musi te informacje dla niej zdobywać. Oczywiście to, że to robi nie jest do końca wiadome. Zresztą musisz ją dopytać, a zapewne wszystko się wyjaśni na pierwszym zadaniu. Pytałam zaś o alkohol, bo w tym zawodzie ważne jest żeby umieć pić, albo udawać, że się pije. Rozumiesz, żeby kogoś upić - doprecyzowała. - Pójdziemy teraz na stołówkę. Kojarzysz może zasady savoir-vivre'u?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Rose słuchała w milczeniu wszystkich tych wiadomości. W większości o nie nie pytała, części nawet się domyślała, ale postanowiła darować sobie upomnienie i jednak jakoś zapamiętać te informacje.
— To znaczy... zachowanie? — odparła nieco niepewnie Rose. Mimo wszystko Rose nie kontynuowała już swojej edukacji i część rzeczy po prostu umknęła jej z pamięci, choć znała nadal trochę słownictwa. Wszak kucyki lepiej odbierają kogoś, kto potrafi się wysłowić. A złodziejowi może się to przydać. — Raczej dobrze. O ile nie dostanę jakichś specjalistycznych sztućców do jedzenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O to właśnie chodzi. Szybkie szkolenie ze sztućców - raz! - zarządziła i otwarła drzwi, przepuszczając Rose. Wspólna jadalnia nie była salą główną, a znajdowała się na piętrze, w zacisznym miejscu. Cóż, na tyle zacisznym na ile pozwalała muzyka grająca z dołu. Jadalnia była całkiem przytulną salą ze stołami ustawionymi w niedomknięty prostokąt. Każdy ze stołów miał na sobie czerwony obrus obszywany złotymi nićmi, pośrodku każdego stał też wazon ze sztucznymi, ale całkiem realistycznymi różowymi kwiatami. Dwa okna sali wychodziły na sąsiedni słup skalny obrośnięty zabudowaniami. Co chwila jakiś pegaz albo inne stworzenie latające przecinało niebo.

- Poproszę o komplet talerzy i sztućców - powiedziała Roo do okienka, w którym odbierano posiłki. Podstarzała, biała klacz ze środka podała jej ów komplet. Roo z pomocą magii przeciągnęła go nad stół i zaczęła układać. 

- To tak. Na oficjalnych przyjęciach wielorasowych nie ma z tym problemu, bo wiesz, pegazy i kuce ziemne raczej nie mają możliwości korzystać ze sztućców tak, jak my. Co innego gryfy. Ale kiedy już dochodzi do spotkań w gronie jednej rasy, trzeba się mieć na baczności. Najpierw zawsze dostajesz miskę z wodą, w której moczysz kopytka. Ot, higiena. Ale robisz to tak, że tylko je moczysz. Żadnego szorowania ani zbędnych ruchów, bo zazwyczaj wszyscy tam, póki wystarczająco dużo nie wypiją, są strasznie sztywni. Łapiesz? - zapytała. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ładnie tu było, musiała przyznać. Ale najważniejsze, że czysto. Nic tak nie psuje apetytu jak brudna sala, albo stół. Cóż, nie licząc może "zwierzątek" w potrawach albo nieatrakcyjnych zapachów.

— Ale... ja jestem jednorożcem. Nie muszę niczego dotykać kopytami — odparła Rose, marszcząc brwi. — Inne jednorożce zresztą też. Dlaczego więc mieliby robić coś takiego? — zapytała, szczerze zdziwiona. Myślała, że to prędzej kuce ziemne i pegazy musiałyby obmywać kopyta, ale jednorożce? Co oni tutaj najlepszego wymyślają?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz wzruszyła ramionami. 

- Tradycja. Szacunek dla gospodarza. Nawet jednorożce stąpają kopytami po ziemi. Symboliczne umycie ich to oddzielenie codzienności od święta czy tam formalności, rozumiesz. To jedna z mniej głupich tradycji, tu naprawdę są gorsze. Ale kontynuujemy... 

Roo ułożyła największy, płaski talerz na dnie, potem mniejszy, a na to dała głęboki. Po prawej stronie były kolejno dwa noże, łyżka i znów nóż. Po lewej trzy widelce, a nad talerzem łyżka i widelec. 

- Jako przystawki najczęściej są surowe dania. Jemy je pierwszymi sztućcami z zewnątrz. Potem jest zupa, do tego łyżka z prawej. Potem danie główne. Widelec i łyżka na górze są do deseru, a ten dodatkowy widelec do przegryzki między posiłkami.  Łapiesz? Masz notatnik, czy zapamiętasz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

— Oby było warto — odburknęła, po czym wysłuchała wypowiedzi Roo dotyczącej obsługi sztućców, które zresztą dla klaczy wyglądały niemalże identycznie. — Em... czy ktokolwiek by się w ogóle zorientował, gdybym zamieniła dwa widelce miejscami? I nie, nie mam notatnika, ani pamięci doskonałej — odpowiedziała, po czym przez chwilę jeszcze milczała, oglądając sztućce. — Ale słyszałam, że powinno się po prostu używać sztućców od brzegu, zmierzając w stronę talerza — powiedziała, po czym westchnęła. Słyszała, że gdzieś na wschodzie wszystko je się dwoma pałeczkami. Dlaczego tutaj nie można sobie tak życia uprościć? Ach, no tak. Nie wszyscy mają rogi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To ci przed chwilą powiedziałam. Zaczynasz z brzegów. Kolejna ważna, ale bardzo drobiazgowa rzecz. Kiedy nabierasz coś łyżką albo widelcem, nie zjadasz tego z czubka łyżki, ale z boku. Musisz wiedzieć, że we Wreckarck wielu żywi lekką odrazę w stosunku do Equestrii. A ponieważ w Canterlocie je się z czubka łyżki, to pierwszy arystokraci którzy tu przybyli postanowili w najmniejszym drobiazgu różnić się od tych z kontynentu. To sięga jeszcze wojny pomiędzy królową Celestią, a królową Luną. Kiedy ta druga została wysłana na banicję, jej wyznawcy porzucili kontynent i znaleźli się tutaj. Wszystkie wyrzutki z Equestrii lądują tutaj, a ponieważ tęsknią za domem, nienawidzą królestwa Celestii. Z drugiej strony, czego nie wolno w Equestrii, wolno we Wreckarck. Może ci się wydawać obrzydliwe, bo w gruncie rzeczy tak jest, ale to tutaj jesteś wolna i robisz na co tylko masz ochotę - wytłumaczyła Roo. - Poza tym, tu dalej trwa konflikt, który został już zażegnany. Wyznają Księżyc, bo powoduje pływy, od których w dużej mierze zależy życie miasta. Ale to tylko część mieszkańców. Jest tu naprawdę wielu wyznających naprawdę różne rzeczy - stwierdziła klacz, wzruszając ramionami. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

— I tak samo jak w nocy, którą tak bardzo wielbią, panuje tu ciemnota — dodała po chwili Rose. Była w końcu z Equestrii, krainy oficjalnie pozbawionej jakiejkolwiek religii, rządzonej przez logikę i magię. Słyszała co prawda o różnych wyznaniach, lecz ze względu na pochodzenie były one dla niej najzwyczajniej w świecie bezcelowe. Zresztą, większość wierzeń o których słyszała raczej zakazuje kradzieży. I co wtedy miałaby ze sobą robić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Powiedziała oświecona złodziejka z rynsztoka. Pewnie, że panuje. Trudno, trzeba się w tym odnaleźć i sprawiać pozory, albo zginąć. Tu zazwyczaj przez utonięcie albo zjedzenie. Wody wokół miasta obfitują w życie różnej maści - odparła klacz znudzonym głosem, nieporuszona "obelgą" Rose. 

- Kolejna rzecz: pewnie niedługo pojawi się okazja do bardziej praktycznej lekcji. Bale tu są naprawdę częste, a naprawdę częste są maskarady. Madame nałoży na ciebie zaklęcie, żebyś nie wygadała się do czego nasz przybytek służy poza oczywistym. Jeśli już pójdziesz na bal, to stoisz z boku i starasz się nie zwracać na siebie uwagi, jasne? 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

— Nie masz pojęcia skąd jestem, więc nawet nie zgaduj — odburknęła pomarańczowa jednorożka. — I czekaj, bo coś mi tu nie pasuje. Jakie to ma być niby zaklęcie? I czemu sprawdzałaś, czy umiem flirtować, skoro najwyraźniej mam czekać aż ktoś inny zagada do mnie? — zapytała. — Czy może jednak zjawię się tam z kimś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Najpierw obserwujemy, potem działamy! Mówię: lekcja, nie misja, nie zadanie. Moja droga, widać od razu, gołym okiem, że jesteś tu świeża. Zieloniutka mimo pomarańczowego futra - stwierdziła klacz. - Niby mogłabyś kogoś poderwać, ale od razu wiadomo, że pochodzisz z Equestrii. Oczywiście, nie wszyscy, ale niektórzy mogłoby zostać tym obrażeni. Banda bufonów, powiesz. I ja się z tym zgodzę, ale tak jest i musimy z tym żyć. Dlatego na razie będziesz cicho i będziesz obserwować obyczaje. Ja tak miałam, to standardowy element szkolenia. Zaklęcie zaś uniemożliwia ci mówienie o tym, jaka jest druga funkcja przybytku. To dla twojego i naszego bezpieczeństwa. Nic nie wiesz, jesteś tylko panienką. Nie kasuje ci to pamięci ani nic - wyjaśniła. - Masz jakiś talent poza domniemanym sprytem? Najlepiej coś ze sztuką.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rose niemal od razu zapaliła się przysłowiowa "lampka" w głowie na wspomnienie o innych talentach związanych ze sztuką. Jak była nastolatką, to nienawidziła tego robić. I szczerzy nigdy nie zdarzyło jej się pomyśleć, że kiedykolwiek ta umiejętność jej się przyda
— Rozumiem. I cóż.... kiedyś, nim jeszcze postanowiłam... powiedzmy, "zmienić" swoje życie, to grałam dość często na pianinie — przyznała. — Raczej dalej dałabym radę, o ile będę miała chwilę na to, by sobie wszystko poprzypominać. No i instrument, rzecz jasna. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Roo przyklasnęła entuzjastycznie, a jej pyszczek rozjaśnił szeroki uśmiech. 

- Idealnie! Wspaniałe! Wrażliwa romantyczka  z talentem! O, coś czuję, że będziesz mieć powodzenie na salonach. Jeszcze tylko gdybyś potrafiła budować aurę tajemniczości, oni to uwielbiają. Zdaje się, że pianino stoi w ganku na górze, koniecznie będziesz musiała z niego skorzystać. No, ale wróćmy do tematu kultury. Ubieraj się, to pokażę ci górne rewiry miasta. Ta część do której pójdziemy to Złote Wreckarck. Gotowa?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rose postanowiła więc wyjąć swój płaszcz z kapturem z juk i zarzucić go na siebie. Uśmiechała się przy tym z reakcji Roo. Kto by nie chciał widzieć takiej reakcji na swój talent? Oczywiście, najpierw powinna jeszcze zagrać, aby pokazać, że w ogóle umie, a także sobie wszystko przypomnieć.

— Gotowa — odparła po chwili.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wspaniałe - mruknęła różowa i zeszła na dół, aż do wyjścia. 

Maleńki, ciasny ryneczek przed burdelem rozwiewał najjaśniejsze nadzieje na dobrą przyszłość. Cuchnął rybami, moczem i glonami, a ze skał wisiały siatki zapełnione tymi ostatnimi. 

- Wodorosty - poinformowała Roo. - Te konkretne unoszą się na wietrze podczas większych wichur, więc łapie się je w siatki i je. Może to nie szczyt marzeń, ale na początku były dla kucyków jedynym pożywieniem, póki nie zaczęto transportować z lądu owoców i warzyw. Tu nie ma miejsca na ich sadzenie, a z resztą często jest mgła i pogoda nie sprzyja. Nie ma gleby - powiedziała i ruszyła w stronę wąskich schodków prowadzących na pochyły dach. Praktycznie każdy z domków wokół rynku, wąskich i ściśniętych, w różnych kształtach i zapewne wyblakłych kolorach miał na dachu drewniane deski służące za schody. Czasem od balkoników odchodziły też drewniane mostki linowe. 

- Nie mamy miejsca na ulice, więc poruszamy się po budynkach. Ci, co nie mają skrzydeł. To tu normalne, nawet nocą - wyjaśniła. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

— I nikt nie bierze jakiegoś haraczu za łażenie po jego dachu? — zapytała Rose, nawet i z lekkim niedowierzaniem w głosie. Zaś o zwyczajach tego miejsca nie miała opinii, gdyż informacje o nim zwyczajnie jej nie ciekawiły. Super, kiedyś jedzono glony, ale zaczęto importować normalne jedzenie. Ciekawe, jaki w zamian eksport może zapewnić to miasto. Pewnie Roo już o tym mówiła, ale Rose nie zapamiętała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Red więc opuścił tę kratę. Skoro Copper chciał zostawić tam drabinkę, to jednorożec nie miał nic przeciwko. Następnie rozejrzał się po ogrodzie. Przypominało mu to jego ogrody, gdy jeszcze miał dom. Oczywiście, jego były większe i ładniejsze. I pewnie więcej warte, choć już nie pamiętał, za ile je sprzedał. Przeniesienie tutaj ziemi też jednak nie było tanie, bo rośliny nie wyglądały na takie, co by rosły na gołej skale. Strumienie i fontanny nie robiły już takiego wrażenia. Tu wszędzie było pełno wody! Dziwiło go, że te kucyki nie miały jej dość.

Dość jednak było rozważania nad ogrodem i porównywania go z niegdysiejszym własnym, który na pewno był wspanialszy. Musiał iść! Popędził więc za Copperem, oczywiście starając się być jak najciszej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ROSE

 

- A pewnie, że brali. Ale potem była wojna gangów, bo jeden z nich postanowił się wysilić na empatię i zdjąć opłaty za wchodzenie po dachach. W praktyce wyglądało to tak, że jednorożce bez przerwy uczyły się zaklęć obronnych, by móc nie płacić za wstęp. Bo każdy dom miał swoją opłatę, wyobrażasz to sobie? Jeden. Wielki. Chaos - powiedziała. - W mieście istnieją trzy gangi, ale o tym porozmawiamy jak już wrócimy z powrotem. Niemniej chwilowo panuje tu spokój, ale nigdy nie wiadomo co komu do durnego łba strzeli i czy nie trzeba się będzie kryć w jakiejś dziurze w obawie przed śmiercią. Ot, bywa -  stwierdziła ze stoickim spokojem, pnąc się wyżej. Teraz z wolna zaczynały chodzić po małych tarasach doczepionych do domów i tworzących swoiste ścieżki. Wzrok Rose przyciągnął jegomość ze szczupłym, szarym ciałem osadzonym na umięśnionych nogach zakończonych czteropalczastymi nogami. Jego głowa wyglądała jak głowa drapieżnej ryby, a za nim ciągnął się ogon z płetwą. W skrócie, hybryda wydry i rekina. Nawet na nie nie spojrzał, przeliczając towar noszony w wiklinowym koszu. 

- Kolejna zasada - nie wolno gapić się na nikogo zbyt długo. Widzisz chyba, że są tu różne istoty. Cztery sekundy - nie więcej. Multikulturalizm jest w Wreckarck mocny i nikogo nie powinno to dziwić. 

 

REDWATER

 

Źrebak odwinął na miejscu zawiniątko pieczołowicie i absolutnie niezręcznie zapakowane w jakiś dogi obrus obszyty złotą nicią. Skrywał on srebrny talerz, na którym spoczywało jakieś smakowicie wyglądające ciasto z dekoracją z jabłka, pieczone ziemniaki zawinięte w serwetkę i jakąś mieszankę z czegoś zielonego i półprzezroczystego przypominającego morskie rośliny, nitek warzyw i makaronu. Prócz tego dzieciak zadbał też o napitek - była tam mała, szklana buteleczka zatkana korkiem z zielonkawożółtą cieczą, która mogła być sokiem jabłkowym. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

— Dziękuję, Copper — wyraził swą wdzięczność Red, nim się zabrał do jedzenia. Och, jedzenie! Nawet jeśli nie były to soczyste owoce i pyszne warzywa, do jakich był przyzwyczajony ze względu na życie na lądzie, to i tak jako głodny nie miał zamiaru narzekać. Zaczął więc konsumpcję, najpierw od tej dziwnej mieszanki. Wyglądała najgorzej ze wszystkiego, więc najlepiej ją zjeść, gdy jest się jeszcze bardzo głodnym. W międzyczasie otworzył tę buteleczkę, co było łatwe do zrobienia z powodu bycia jednorożcem. Powąchał jej zawartość, zanim się napił, tak na wszelki wypadek. Następnie zaś przeszedł do ziemniaków i skończył ciastem. Wszystko jadł posługując się lewitacją. I tak zazwyczaj nie korzystał z kopyt do jedzenia, ale po tym, przez co ostatnio dosłownie przeszedł, tym bardziej wolał nimi tego nie dotykać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rose, rzecz jasna, gapiła się, jednak szybko zwróciła wzrok w inną stronę, za upomnieniem Roo. Co to do diaska było? Wyglądało naprawdę dziwacznie, jak jakiś zwierzak zrodzony w wyobraźni Discorda, bo nawet w książkach czegoś takiego nie widziała. Nie był nimi zainteresowany, to prawda, lecz Rose nawet pomimo tego nie czuła się przy nim najbezpieczniej. Chociaż... jeśli faktycznie tak bardzo zaabsorbowała go praca, to dla niej stanowiłby łatwy cel.

— A smoka kiedyś widziałaś? — zapytała nagle, słysząc wzmiankę o multikulturalizmie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

REDWATER

 

Żołądek Reda entuzjastycznie zareagował na jedzenie i na sok, który okazał się nie być sokiem jabłkowym, ale był równie dobry. Nawet zielone, nieznane glony doprawione były tak dobrze, że były przyjemne dla podniebienia. A kiedy już napełnił brzuch, poczuł jak schodzi z niego stres z tego zdecydowanie zbyt długiego dnia. Na miejsce stresu błyskawicznie wkroczyła senność i zmęczenie. 

Co do Coppera, to obecnie zajmował się dręczeniem krzewu róży, straciwszy zainteresowanie jedzącym Redem. 

 

ROSE

 

- Pewnie, jest tu jeden smok ognisty. Nieszczególnie duży, ale jest i chociaż jest całkiem bogaty, żyje niemal na samym dole, w jaskini. Wiesz chyba, dlaczego. Jak chodzi o tego typu mieszkańców, znacznie więcej jest tu węży morskich. Jeśli chcesz znać moje zdanie, potrafią być naprawdę okazałe, pod warunkiem, że o siebie dbają, rzecz jasna - sprecyzowała, mrugając do Rose. - Co nie zmienia faktu, że gustuję w przedstawicielach kopytnych. To jednak najmniej niezręczne. 

Wspinały się po kolejnych budynkach, kolejnych mostkach linowych, kolejnych wąskich, śliskich schodkach. Im wyżej, tym lepszy był widok i jednocześnie bardziej budził grozę, strasząc rychłym upadkiem. Nawet jeśli klacz dysponowała magią. 

Im wyżej, tym mniej improwizowane były budynki i bardziej zdobione, z czego to drugie raczej rzadko mogło być komplementem. Można by wiele zarzucić tutejszej stylistyce i smakowi. 

- Celestia próbowała wiele lat temu skłonić Wreckarc do współpracy. Niedawno próbowała nawet Luna i wyobrażasz sobie, że jedyne co udało się ugrać to słabe połączenia handlowe? Niestety, mało jest świeżego spojrzenia w elitach. Większość to straszne gbury zapatrzone we własny zad i nic poza tym. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

— Mogliby chociaż urządzić temu miejscu jakąś sprawniejszą logistykę. Długo się idzie gdziekolwiek — stęknęła Rose, nieco już znużona ciągłym chodzeniem. — I co, będzie z tych wszystkich informacji odpytywanie? Dużo tego, a kuc nie czuje się najlepiej po przesiedzeniu tyle czasu w jakiejś bujającej się drewnianej klitce — powiedziała. Tak właściwie, to co by teraz najchętniej zrobiła? Kraść woli na razie nie próbować. Co prawda lubi to robić, ale nie zna temperamentu miejscowych, ani też okolicy, która zresztą stawiała bardziej na odległości w pinie, niż w poziomie, jak typowe miasto w Equestrii. Nie wiedziała jeszcze, jak najlepiej się tu poruszać. Za to na posiłek chyba by się skusiła, lecz to może jeszcze przez jakiś czas zaczekać. Mogłaby też po prostu poleżeć w łóżku, zwłaszcza że po tak długim spacerze jej kopytka będą domagać się odpoczynku. A gdyby jeszcze znalazła kogoś do towarzystwa... to już w ogóle mogłaby się odprężyć. Miała jednak standardy, a dziwaczne krzyżówki zwierząt zamieszkujące te okolice zdecydowanie ich nie spełniały, choć tutejszym kucykom też niewiele do tych kreatur brakowało. A przynajmniej tym spoza jej nowego miejsca pracy. Ciekawe, czy mają tam zniżki dla pracowników? Na myśl o tym Rose zaśmiała się cicho do siebie.

Edytowano przez Riddle
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

— Copper — Red postarał się zwrócić na siebie uwagę źrebaka. — Jestem zmęczony... Ale twoi rodzice raczej nie pozwolą mi u siebie spać, prawda? W takim razie, znasz jakieś miejsce, gdzie mógłbym to zrobić? — zapytał się. Nie miał pieniędzy, ale może znajdzie się jakieś darmowe miejsce. Albo może Copper da mi kilka monet. Jeśli nie, to będzie zmuszony spać na ulicy, a tego nie da rady zrobić. Zbytnio się bał tego, że ktoś go okradnie albo że co gorsza odnajdą go ci gangsterzy. Nie, nie mógł czegoś takiego zrobić. Pracować też teraz zbytnio nie dałby razy, jest na to zbyt zmęczony, poza tym byle praca jest poniżej jego. Nawet poderwanie jakiejś panny, by skorzystać z jej łóżka było teraz poza jego zasięgiem. Wyglądał źle, był zmęczony, no i jeśli by nawet taką znalazł, to wolałby najpierw się z nią zabawić, a w takim stanie nie dał rady. Cała nadzieja więc w Copperze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...