Skocz do zawartości

Obiekt 102 [NZ], [Dark], [Violence]


Recommended Posts

Dziękuję za komentarz.
Co do ewaporacji (nawiasem mówiąc znam ten termin z "Roku 1984", ale dzięki za przypomnienie definicji :) ), to bardzo ciekawa kwestia. Tak jak napisałeś, jeśli się kogoś ewaporuje, to definitywnie, tj. nie zostawiając śladów istnienia. Dalej potencjalne spoilery (albo i nie, może po prostu chcę się z Wami nieco podroczyć ;) ):

19 godzin temu, Ziemniakford111222 napisał:

motywem tej ewaporacji może być jakieś przeszkadzanie komuś bogatemu/wpływowemu kto utrzymuje ten szpital.


 

Spoiler

A gdyby tak koś wpływowy "trząsł"... całym światem?

 

19 godzin temu, Ziemniakford111222 napisał:

W gruncie rzeczy może być tak, iż te kuce są tak naprawdę zabierane na inter-galaktyczny rejs na planetę Eknowia, by ją zjeść...

Spoiler

Owszem... a może Starlight zwyczajnie odbiła szajba, a szpital to (jak to ładnie określił @Foley) "typowy NFZ"? :) A może wszystko z nią jednak gra, a w następnej części wpadnie z Shining Armorem do szpitala i zaprowadzi porządek? A może i nie? Kto to wie, kto to wie? :) 

To tyle, dzięki za poświęcenie czasu.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 months later...
  • 1 year later...

Tytuł tego fanfika kojarzy mi się ze… strefą 51. Ciekawe dlaczego?

 

SPOJLERY

 

No, muszę przyznać, że ten fik jest zacny. Ciekawy, dobrze napisany i poprowadzony. Choć Starlight w tym wydaniu… jest niemożliwa. Ale zaraz się przekonacie, co mam na myśli. Fajne jest również to, że trafił mi wreszcie na jakiś fik, w którym pojawiają się postacie z, powiedzmy, drugiej fali MLP. Zobaczymy w akcji irytującą Starlight Glimmer oraz odmienioną, ale wciąż doprowadzając mnie do furii i wrzenia, Trixie. Jak fajnie… Któraś tam zasada wszechświata mówi, że jeśli w fanfiku nie ma Rainbow Dash, to trzeba wrzucić jakąś inną postać, która będzie doprowadzać mnie do gniewu. Więc… proszę bardzo. Oto Trixie Lulamoon, a do tego Starlight. Niestety również ten fik nie jest dokończony, więc… heh, no sprawdźmy, co dostaliśmy do tej pory, a nuż autor doprowadzi historię do końca.

 

Rozdział pierwszy. Zaczynamy w szpitalu, do którego Trixie trafiła po swoim występie (i dobrze). Oczywiście narzeka na wszystko wokół, że sala szpitalna jest nudna i niejaka (zupełnie jak ona, więc nie powinna się skarżyć). No ja nie wiem, czego oczekiwała. Nie trafiła do zamku, tylko do placówki dla zwykłych zjadaczy siana. Starlight postanowiła ją odwiedzić i wysłuchiwać cierpliwie tych jęków.

 

“Starlight rozejrzała się wokół. Znajdowała się w typowej, niczym się niewyróżniającej, szpitalnej sali. Pomieszczenie było niewielkie i do bólu nijakie. Umieszczono w nim dwa tanie łóżka, przy których stały niewielkich rozmiarów szafki, służące zapewne za schowek na rzeczy osobiste. W kącie sali Starlight dostrzegła paskudną umywalkę, na widok której Rarity zapłakałaby rzewnie. Obrazu bylejakości dopełniały pokryte białą farbą ściany. Jedyną rozrywką pacjentów w tej sali był widok za oknem, nawet jeśli przedstawiał tylko szpitalny dziedziniec.”

 

Och, takie straszne, że wszystkim szwy pójdą! Poza tym… Szpitalne szafki służące do przechowywania rzeczy osobistych? Ależ nie! One istnieją tylko po to, aby pielęgniarka mogła się tam schować, by monitorować pacjentów i sprawdzać, czy grzecznie biorą leki i czy idą wcześnie spać. No i ten opis pokój… Skoro był nijaki, to po co przybliżać jakieś nieistotne szczegóły? No i oprócz tego, nie wiem czy wiecie, ale szpitale nie istnieją po to, aby być parkiem rozrywki, tylko po to, aby leczyć ludzi, no, kucyki w tym przypadku. Nie mają tam jakieś świetlicy, czy coś? Tam zawsze był telewizor i inne gadżety. U kucyków pewnie byłby rzutnik.

 

Dobra. Ale dlaczego Trixie w ogóle wylądowała w tym przerażającym miejscu? Właśnie tego próbuje dowiedzieć się Starlight. Zaczyna wypytywać ją o to, co robiła tuż przed zemdleniem. Okazuje się, że iluzjonistka napiła się wody w trakcie występu.

 

“– Pamiętasz, jak smakowała twoja woda? Może była dziwnie słodka czy słona? – zapytała w końcu po zebraniu do kupy całej tkwiącej w niej odwagi.
– Czy tobie wydaje się, że zostałam otruta? Na mózg ci padło, Starlight! – zirytowała się iluzjonistka.”

 

Ktoś postanowił wziąć sprawy we własne kopyta i dokonać bohaterskiego czynu, jakim byłoby otrucie tej pindy. Szkoda tylko, że ta osoba nie zdawała sobie sprawy z tego, że trucizna powinna być bezwonna, bezsmakowa i bezbarwna. Starlight chyba też nie zdaje sobie z tego sprawy, skoro zadaje takie pytania. No i nie wiem, jaki sens miałoby podtrucie iluzjonistki. Warto było ryzykować? A nie lepiej już całkiem ją zabić? No, myślę, że się tego dowiemy.

 

Następne fragmenty obrazują nam to, przez to przechodziła Trixie po wygnaniu jej z Ponyville. Była wytykana kopytami, szydzono z niej. I wiecie co? Wcale mi jej nie żal. Zasłużyła sobie. Za pierwszym razem był zwykłą suką, a gdy powróciła, posiadając Amulet Alicornów, stała się tyranką, która zniewoliła całe miasto. Myślę, że za coś takiego spokojnie mogłaby zostać wygnana do Tartaru. Przecież posługiwała się czarną magią! Dlaczego nigdy nie dosięgła jej sprawiedliwość? W odróżnieniu od Cozy Glow, ona była dorosła. Wiem, że Cozy spowodowała większe zamieszanie, ale mimo wszystko była źrebakiem. Ech… No ale to już absurdy serialu. Trzeba to przełknąć.

 

Wracamy. Najpewniej minęło parę godzin od ostatniej rozmowy przyjaciółek. Trixie, jak rasowa ku*wa, zamiast pogadać z kimś, kto cię odwiedził w potrzebie, postanawia czytać książkę, przez co siedząca obok Glim Glam okropnie się nudzi. Ale nie no, serio. CO TO MA BYĆ? Przychodzicie do kogoś leżącego w szpitalu, gadacie z nim chwilę, po czym chory bierze książkę, otwiera i zaczyna czytać PRZY WAS, kompletnie Was olewając. No straszne kutasiarstwo i brak jakiegokolwiek taktu, ale to Trixie, więc wcale się nie dziwię. Na szczęście tę męczarnię przerywa pielęgniarka, która ogłasza, że czas odwiedzi już się skończył.

 

“– Czas odwiedzin minął, uprzejmie proszę wyjść – rzekła stojąca w przejściu pielęgniarka, choć ton jej głosu wcale uprzejmy nie był.
Starlight uniosła brwi wysoko. Nie przypuszczała, że minął już cały dzień. Wydawało jej się, że wciąż było południe. Nie miała jednak żadnych podstaw, aby nie wierzyć słowom świdrującej ją wzrokiem pielęgniarki. Westchnęła głęboko, wstała i przeciągnęła się niczym kot.”

 

Jak to nie miała żadnych podstaw, aby nie wierzyć pielęgniarce? Przecież wystarczy spojrzeć na zegarek albo wyjrzeć przez okno, aby sprawdzić, ile mniej więcej upłynęło czasu. Ech… Ale nie narzekam. Błagam, Glim Glam, wyjdźmy już z tego miejsca! Och, okej, jesteśmy na zewnątrz. Starlight idzie brukowanymi ulicami i zastanawia się, gdzie mogłaby spędzić noc. Teoretycznie w zamku, ale nie chce nadużywać gościnności królewskich sióstr. Dowiadujemy się, że akcja fika dzieje tuż po odcinku 10 siódmego sezonu, czyli tego, który opowiadał o kłótniach między Celestią a Luną. Czarodziejka znajduje wreszcie hotel i melduje się. Wchodzi do pokoju i od razu dostrzega jego skromny wystrój. To przypomina jej czasy, gdy mieszkała w swojej wiosce i była dyktatorką. Zaczyna wracać wspomnieniami do przeszłości. Otóż okazuje się, że Starlight miała realną szansę na to, aby podbić Equestrię, o czym postanowiła powiedzieć swoim towarzyszom.

 

“Starlight przywołała magią niewielką drabinkę i weszła na najwyższy stopień.
– Nadszedł nasz czas, pora ruszać na stolicę! – krzyknęła.
– Mieszkańcy Canterlotu z pewnością nie są zacofani i wnet dołączą do naszej sprawy – uśmiechnęła się nieszczerze – lecz jeśli będziemy zmuszeni nieco rozjaśnić ich oślepione snobizmem umysły, z przyjemnością to uczynimy!
Te słowa zostały powitane okrzykami radości i gromkimi brawami. Starlight nie musiała nic dodawać, wszyscy mieszkańcy wioski od wielu miesięcy czekali na rozpoczęcie rewolucji. Szpicle w państwie gryfów poinformowali ją, że skrzydlaci sąsiedzi Equestrii dzisiejszego poranka rozpoczęli długo oczekiwaną inwazję. Nie było lepszej okazji na sienie zamętu. Razem z gryfami zdobędzie Canterlot i podzieli się królestwem. Wszyscy zostaną obdarowani po równo... poza nią, oczywiście. “

 

Okej, to zbyt piękne, a raczej głupie, aby mogło być prawdziwie. Że niby Starlight, przywódczyni wiochy z dziesięcioma domami na krzyż, miałaby mieć cokolwiek do powiedzenia w obliczu gryfiej armii? No bez jaj. Niczego nie dostanie. NICZEGO. O ile nie ma jakiegoś superasa w kopycie, no to nie ma szans. Imperium gryfów, czy co oni tam mają, zgarnie wszystko dla siebie. Ale ten equestriański sen szybko się kończy, gdy Starlight się wybudza.

 

“Z niechęcią rozchyliła powieki, mamrocząc przy tym kilka dziwnych słów. Słów takich jak “równość”, “towarzysze”, a nawet “dwójmyślenie”. Po kilku chwilach, gdy przypomniała sobie, o czym śniła, jej twarz oblał potężny rumieniec. Słodki sen z poprzedniej nocy na obaleniu wszystkich księżniczek i książąt w całej Equestrii się bowiem nie kończył.”

 

Brakuje jeszcze cheekie breekie iv damke. No i ten fragment jest trochę dziwnie napisany. Kropka została wstawiona w złym miejscu, zły przyimek albo brak dopełnienia. Ale fik ogólnie jest dobrze napisany. Wracamy do Starlight. Orientuje się, że zaspała i dochodzi godzina jedenasta. Wcześniej obiecała Trixie, że ją odwiedzi z samego rana. Ja bym tam zbytnio się tym nie przejmował, zwłaszcza po tym co zrobiła wczoraj, no ale cóż. To jest jakieś toxic relationship. Glim Glam zakłada juki na siebie i pędzi do szpitala. Po drodze widzi jeszcze jakąś paradę wojskową, po czym dociera na miejsce. Rozdział kończy się w ten sposób, że w sumie nie wiadomo, czy zastała przyjaciółkę w szpitalnym łóżku. Zgaduję, że jej tam nie będzie, no bo przecież trzeba jakoś zawiązać akcję.

 

“– Tak, miałam być z samego rana, przepraszam – rzekła klacz na powitanie.
Odpowiedziała jej cisza. Wewnątrz nie było żywej duszy. “

 

Heh. Starlight przez chwilę jest zdezorientowana. Wydaje jej się, że pomyliła pomieszczenia, jednak tabliczka z numerem sali się zgadza. Czarodziejka zaczyna obawiać się o to, co się mogło stać. Ja tam osobiście się cieszę, ale to tylko ja. 

 

“Ze strachu zrobiło jej się słabo. Próbowała jednak myśleć trzeźwo, nie chciała, aby emocje wzięły nad nią górę. Może błękitna jednorożec po prostu przechodziła właśnie jakieś badania? Ale czy zabrano by ją wraz z łóżkiem? Tego Starlight nie wiedziała, sama nigdy nie była w szpitalu.”

 

Tak, no właśnie tak, to jest najlogiczniejsze wytłumaczenie. Skoro zniknęła wraz z łóżkiem, to powinna być na badaniach, być może jakieś toksykologii czy coś. Nie wiem, nie znam się. Ale Starlight chyba trochę za bardzo panikuje. Z jej przyjaciółką ostatnim razem było wszystko w porządku. Nie była umierająca, a teraz najpewniej pojechała na badania. Oczywiście my wiemy, że nie, bo to fanfik, ale… z perspektywy Starlight wygląda to trochę inaczej.

 

“Nie zarejestrowała nawet kilku obelżywych uwag, wykrzyczanych przez pacjentów, których potrąciła po drodze. Zamierzała zapytać o przyjaciółkę, po czym się z nią spotkać.”

 

Zajebiście. Nie ma to jak jeszcze dołożyć tym chorym osobom, którzy i tak mają przewalone. Ach no i nie sądzę, aby personel medyczny dostarczył jej jakichkolwiek informacji, a to z racji tego, że nie jest spokrewniona z Trixie… No chyba są razem. BŁAGAM, ŻEBY NIE. JEŚLI TAK BĘDZIE, TO MOMENTALNIE PRZERYWAM PISANIE TEGO POSTA I WRZUCAM TO, CO JEST. Ale to raczej się nie spełni. Raczej nie… Raczej… No okej. Więc Starlight biegnie w stronę recepcji, lecz napotyka długą kolejkę.

 

“Iluzja piękna oraz świetności rozwiewała się podczas wejścia do dowolnego pomieszczenia, jednako szarego i nudnego. Szpitalnemu parterowi nie sposób było jednak odmówić pewnej klasy.”

 

O Boże, no kogo obchodzą ściany w szpitalu. Wszyscy liczą tylko na to, aby dojść do zdrowia. Szpital to nie hotel! Ech… Starlight postanawia się rozejrzeć. Widzi jakiś plakacik, który ją wku*wia, potem widzi jeszcze inne… Po co o tym wspominam? No nie wiem… Było w fiku, to i tutaj o tym wspomnę. Następnie mamy narzekanie na służbę zdrowia, biurokrację… Czy my jesteśmy w Polsce? Ale główna bohaterka wreszcie dociera do klaczy w rejestracji. Pyta o przyjaciółkę i okazuje się, że jej nie ma w rejestrze.

 

“– Urgh, zapomniałam, że Trixie przedstawiła się jako "Wielka i Potężna". Proszę sprawdzić pod "W"! – pacnęła się w czoło.”

 

Co? To można sobie podać jakąkolwiek tożsamość? Co za bzdura. Najpierw była mowa o tej całej zawszonej biurokracji, a teraz okazuje się, że to pic na wodę, bo nie ma żadnego porządku. Poza tym, gdyby ktokolwiek postanowił się tak przedstawić, to albo zostałby wyrzucony na zbity pysk, albo wylądowałby w psychiatryku. Obie opcje są kuszące, zwłaszcza jeśli chodzi o Trixie. No ale po krótkiej wymianie zdań, Starlight wreszcie bierze recepcjonistkę za fraki i przyciąga do siebie. Jej uwaga zostaje odwrócona, gdy spostrzega idącego spokojnie lekarza, który pchał wózek. Ten typ od razu wydaje się jej być podejrzany. Dlaczego? Ponieważ zignorował zamieszanie przy recepcji. O wow, no rzeczywiście podejrzane. Może po prostu nie chce mieć z tym nic wspólnego, bo i tak ma już coś innego do roboty. Lekarze nie są od bezpieczeństwa, tylko ochroniarze, którzy zresztą są tam na miejscu. No i mówiąc o ochroniarzach, to jeden z nich podchodzi do Starlight i zamierza wyprowadzić na zewnątrz. Glim Glam się jednak buntuje, w rezultacie czego, O DZIWO, dostaje bęcki. No… najpierw była w stanie na równi walczyć z Twilight, a teraz jakiś random ją pokonał. No pięknie. Ale Starlight ląduje na bruku. I dobrze. Ach, zapomniałem jeszcze o czymś wspomnieć. Wcześniej, gdy widzieliśmy ten wózek pchany przez lekarza, dostaliśmy pewną, ważną informację; otóż spod płachty narzuconej na całą konstrukcję wystawał fragment płaszczu z gwiazdkami. Oczywiście chodzi tu o ubiór Trixie. Czyżby iluzjonistka została poddana utylizacji lub przeprowadzają na niej nieetyczne eksperymenty? Oby tak!

 

“Oczywiście nie zamierzała nikogo informować o żenującej sytuacji, która się jej przytrafiła. Twilight wraz z pozostałymi przyjaciółkami dosłownie rozwaliły kiedyś króla Sombrę na kawałki, a ją znokautował jakiś przypadkowy pegaz. Rainbow Dash wraz z Applejack nie dałyby jej żyć, gdyby się o tym dowiedziały. Już widziała ich roześmiane miny, już słyszała złośliwe docinki.”

 

No właśnie. Choć ja bym osobiście się nie śmiał, no bo Starlight, pomimo swojej głupoty, chciała dobrze, więc… no przyjaciółki nie powinny się raczej z niej wyśmiewać. Szczególnie RD, która jest z nich wszystkich najdebilniejsza. Haha.

 

“Coś jej mówiło, że nawet Fluttershy miałaby ubaw. Żółta pegaz słynęła z dobroci oraz spokojności, lecz w ostatnich dniach zrobiła się irytująco asertywna i śmiała.”

 

Nie! Trzymajcie się z dala od Fluty! Nie psujcie jej! Ale najwidoczniej wirus dasholi zaczyna się rozprzestrzeniać.

 

Starlight postanawia przejrzeć się w tafli wody okolicznej fontanny, na której stoi posąg skrzydlatej klaczy. Przy okazji dostrzega, że woda wpływa do wnętrza wyrzeźbionych oczu. Zapisuje tę informację w głowie i postanawia to zbadać przy następnej wizycie.

 

“Starlight jak gdyby dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że piecze ją cała twarz. Pomyślała, że gburowaty ochroniarz jeszcze jej za to zapłaci. Obecnie, na głowie miała jednak ważniejsze sprawy, od paru zadrapań.”

 

Sama jesteś sobie winna, Starlight. Wiesz o tym? To, co zrobiłaś, było naruszeniem nietykalności cielesnej, więc… no ochroniarz miał prawo cię wywalić na zbity pysk. Ale początkowo tego nie zrobił. Grzecznie poprosił, abyś udała się za nim, tuż po tym, jak ZŁAPAŁAŚ RECEPCJONISTKĘ ZA KITEL I ZACZĘŁAŚ GROZIĆ. A potem oberwałaś w twarz, gdy chciałaś rzucić jakieś zaklęcie. Skąd ochroniarz miał wiedzieć, czy nie próbujesz kogoś skrzywdzić? No właśnie. Rzucanie zaklęcia, to jak użycie broni. Ochroniarz i tak łagodnie ją potraktował, bo równie dobrze ktoś inny połamałby jej kończyny i przytrzymał do przyjazdu policji. Ja pie*dolę… Starlight robi się coraz gorsza. Ale to wina Trixie. Z kim przystajesz, taki się stajesz. 

 

Glim Glam postanawia użyć zaklęcia niewidzialności. Dzięki temu ponownie dostaje się do szpitala.

 

“Poszukiwała wzrokiem swojego ulubionego, postawnego ogiera. Wypatrzyła go bardzo szybko. Nadgorliwy brutal stał w kącie, nieruchomo niczym posąg, jednak jego oczy czujnie świdrowały wszystkie przechodzące przez drzwi wejściowe istoty. Prawdopodobnie chciał się upewnić, że klacz nie będzie znów straszyć personelu oraz zakłócać spokoju pacjentów. Przemknęło jej przez głowę, aby ukarać pegaza za to, co jej uczynił, lub chociaż w jakiś sposób sobie z niego zadrwić.”

 

“Nadgorliwego brutala”? Nosz ku*wa mać, już tłumaczyłem, że w tym przypadku, to Starlight jest winna. Boże, ale mnie wku*wia ta postać. I za co chcesz go ukarać, pindo? Za to, że pilnuje porządku? A co, jak ty coś chcesz, to wszyscy mają skakać w rytm twoich żądań? Ja je*ę… 

 

Starlight przekrada się do drzwi zabezpieczonych na zamek elektryczny oraz kod.

 

“Takie zabezpieczenia wciąż były novum w Equestrii, jednak coraz częściej można było ujrzeć je w urzędach, fabrykach, czy właśnie szpitalach. Starlight uważała takie zamki za zbędną fanaberię. Czasami zastanawiało ją, w jakim celu kucyki zabezpieczają pomieszczenia, tajne skrytki, czy nawet biurkowe szufladki kodem, bądź jakimś skomplikowanym zamkiem, skoro odrobina magii pozwalała skruszyć nawet najbardziej wymyślne przeszkody.”

 

No okej, ale jednak takie przejścia nie pozwalają wejść dwóm trzecim populacji całej Equestrii, nie mówiąc już o innych stworzenia i o słabszych jednorożcach. Ponadto, nawet Starlight nie zdołała po prostu się teleportować do wewnątrz, w obawie… no przed nieznanym. Nie wie, co tam się znajduje, więc postanowiła tego nie robić. Ale wystarczyłoby się tepnąć jakieś dwa metry przed siebie i byłoby wszystko w porządku. Nawet nie dwa metry, a półtora. No nie wiem, jak długie są te kuce, ale przez przesady.

 

Więc co robi Starlight? Eee… nawala w przypadkowe cyferki, aż drzwi się otwierają. Genialne! Używając kombinatoryki, można obliczyć, jakie ma na to szanse. A więc… 10 razy 10 razy 10 razy 10 (bo zakładam, że to był PIN) to jakieś… 10000 kombinacji. Jej szanse na odgadnięcie, to jak jeden do dziesięciu tysięcy. Huh, a ile trwa wpisanie kodu? No załóżmy, że dwie sekundy. A więc… 2 razy 10000 to 20000 sekund. Teraz podzielmy to przez liczbę sekund w pełnej godzinie, a wynosi to 3600. 20000/3600 równa się… 6,666666666666667, w przybliżeniu 6,7. Ostatecznie sprawdzenie wszystkich kombinacji, zakładając, że ktoś nie robi nic innego, tylko nieustannie wpisuje kod, zajmie 6 godzin i 42 minuty. I NIECH MI KTOŚ TERAZ POWIE, ŻE POLONIŚCI NIE UMIEJĄ LICZYĆ. Choć to akurat było dziecinnie proste… 

 

Ale całe szczęście, żółty lekarz, którego widziała wcześniej, otworzył drzwi od wewnątrz i pozwolił Starlight wślizgnąć się do środka. I tak się kończy drugi rozdział.

 

Dobrze, przyspieszmy to trochu. No więc czarodziejka odpoczywa chwilę, a po odzyskaniu sił idzie do prosektorium. Tam sprawdza, czy nie znajdzie ciała Trixie. Nie znajduje, lecz zaczyna słyszeć dziwne głosy w swojej głowie. W pewnym momencie ma wrażenie, że mówi do niej Trixie. Jednak to wszystko z czasem przemija, a Starlight znajduje jedynie ciało jakiegoś staruszka przykryte prześcieradłem. Wychodzi z kostnicy i rusza w drugą stronę. Wchodzi do magazynu tlenu medycznego. Tam odkrywa ogromnie pomieszczenie i setki półek. Zagląda do jednego z zakurzonych kartonów z napisem “Action Shot”. W środku dostrzega wiele różnych rupieci oraz zdjęć, a także gazetę. Najwidoczniej te wszystkie rzeczy należały kiedyś do Action Shot, czyli klaczy ze zdjęcia na znalezionym tabloidzie. Glim Glam odkrywał kolejne pudełko z napisem Lightning Dust.

 

“Starlight nawet ją kojarzyła, gdyż nawalonej cydrem Rainbow Dash zdarzało się czasem bełkotać w towarzystwie przyjaciółek o “aroganckiej, lekkomyślnej klaczy, której bardzo chętnie skopie zad, gdy tylko ją znowu spotka".

 

Wow, to brzmi zupełnie jak opis Rainbow Dash. Więc RD jest hipokrytką. A do tego alkoholiczką. Niech wreszcie spłonie w jakimś piekle! Ale Starlight znajduje rzeczy osobiste Dust, a po chwili natrafia na trzecie pudełko. Na całe szczęście, znajdują się w nim rzeczy osobiste iluzjonistki. Pod wpływem tego znaleziska, czarodziejkę ogarnia szał. Przypuszcza najgorszy, możliwy scenariusz.

 

“Wszyscy musieli poczuć jej żałość i gniew, musieli poczuć jej ogromny ból. Nawet pacjenci. Rozgniewana klacz zamknęła oczy, z niezwykłym, jak na nią, trudem, skoncentrowała na zaklęciu i zniknęła w oślepiającym błysku, myśląc o księżniczkach. I zemście. “

 

Nawet ci boguduchawinni pacjenci, którzy tak samo jak Starlight mają własne rodziny, przyjaciół, marzenia i aspiracje? Ech… Ale tak to się kończy.

 

Fik urywa się w najlepszym a jednocześnie najgorszym, możliwym momencie, jednak to, co dostaliśmy do tej pory, już daje do myślenia. Ogólnie mówiąc, to podobało mi się. Mamy jakąś tajemnicę, dziwne zaginięcia kucyków, jakieś spiski. Wydaje mi się, że to mógłby być jakiś projekt rządowy, bo z tym kojarzy mi się tytuł. Tylko księżniczki raczej nie pozwoliłbym na coś takiego. Możliwe, że ktoś to robi za ich zadem. Trudno jest wyrokować cokolwiek na tym etapie. Szpital z pewnością jest w to wszystko zamieszany, co sugeruje, że to mogą być eksperymenty medyczne bądź podpucha i mylenie tropów, aby trudniej było dojść do prawdy.

 

Drażni mnie nieco zachowanie Starlight. Jest strasznie apodyktyczna, nie zna umiaru i dba jedynie o swoje pragnienia, a do tego kompletnie nie panuje nad sobą. Nie tak zapamiętałem tę postać. Jasne, potrafiła się wkurzyć, ale w uzasadnionych przypadkach, jak na przykład wtedy, gdy Discord, który denerwował ja już od dłuższego czasu, naraził jej uczniów na śmierć, przez co go wygnała ze szkoły przyjaźni. Tutaj nie ma powodów do tego, aby od razu panikować i martwić się o Trixie. No zniknęła sobie. Mogła pojechać na badania. Oczywiście później już wiemy, że jednak nie, ale reakcje tej postaci są przesadzone. Zachowuje się jak dupek, w ogóle nie zwracając uwagi na całe otoczenie. Ma pretensje do ochroniarza za to, że ją wyrzucił ze szpitala, po tym jak narobiła dymów i stawiała opór. Chce wyrżnąć cały szpital, pewnie wraz ze starcami i źrebakami. Jak wiem, że to pod wpływem emocji, ale przez przesady. Nie ma żadnych powodów, by kierunkować swój gniew na niewinne kucyki. Dziwi mnie również to, że nie skontaktowała się z Twilight bądź księżniczkami przed przystąpieniem do całej akcji. Każdy, normalny kuc zgłosiłby to na policję, to znaczy to zaginięcie. A samo włamanie się do zamkniętych pomieszczeń personelu medycznego też zostało napisane na pałę. Ot, Starlight fartem obchodzi kod drzwi, potem rozwala kolejny zamek za pomocą zaklęcia i tyle. Nie było w tym żadnego pomyślunku ani ciekawych rozwiązań. Wyszło dość naiwnie.

 

Mamy też ten wątek przeszłości Starlight. Okej, nie mogę go ocenić, bo został dopiero poruszony. Nie wiem, jaki miałoby to wpływ na dalszą historię. Przez cały fanfik otrzymujemy wiele wtrąceń na temat tego, jak jednorożce korzystają z magii, jak Starlight studiowała, jak wyglądały jej chwile wraz z Trixie. Sama iluzjonistka pojawia się tylko na początku I DOBRZE. NIECH SPADA. Mam nadzieję, że zostanie przerobiona na nawóz. Osobiście, to nie czuję tego dramatyzmu, bo kompletnie nie obchodzi mnie Trixie. Ale przynajmniej lubię Starlight… no, w tym wydaniu trochę mniej.

 

Strona techniczna jest bardzo dobra. Jasne, zdarzają się błędy, ale to akurat normalne, tego nie da się uniknąć bez ingerencji profesjonalnych korektorów. Autor ma również kształtujący się styl i tylko drobne potknięcia śmierdzą od czasu do czasu amatorszczyzną.

 

Mogę polecić ten fik tym, którzy lubią trochę akcji i podążanie za tropem jakieś wielkiej afery oraz teorii spiskowej.

 

Tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam!

Edytowano przez Grento YTP
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Nie mam żadnej wątpliwości, że fanfik „Obiekt 102” jest zepsuty, ale nie jest to coś, co od razu rzuca się w oczy. 

 

Trixie źle się poczuła i została odwieziona do szpitala. Odwiedziła ją Starlight, (która w tym fanfiku jest różowa), która zaczęła dochodzić czy przypadkiem nie otruł jej któryś z antyfanów, których Trixie miała sporo. Kiedy powróciła następnego dnia aby ją odwiedzić,  jej przyjaciółka zniknęła a ją samą wyrzucono za drzwi kiedy zaczęła jej szukać.

 

I tyle jest fabuły. Dosłownie, mam wrażenie, że nabiera ona rozpędu przez jeden rozdział, autor tworzy atmosferę tajemnicy i grozy a potem... wszystko szlag trafia. Następne dwa rozdziały są o tym jak Stalight otwiera zamki w niedostępnych na co dzień częściach szpitala. Dosłownie, tyle jest fabuły na kilkudziesięciu stronach. 

 

A co jest? Tajemnica? Tak, ale z czasem zacząłem zauważać, że to czego szuka Starlight, to głównie rzeczy, które wydają się dość zwyczajne i jedyne co dziwi to kompleksowość zabezpieczeń. Opisy pokonywania tych ostatnich są następujące:

 

Cytat

Nie było to zadanie proste. Starlight skupiła całą swą uwagę na kilku znajdujących się nad klamką cyferkach. Nie miała pojęcia o łamaniu szyfrów, nie znała się na kryptoanalizie. Kod jednak nie mógł być trudny czy długi, bądź co bądź zamek zabezpieczał proste drzwi, nie zaś skarbiec banku. Klacz pacnęła cztery zera, jednak przejście nie stanęło przed nią otworem. Zupełnie tym nie zrażona, zaczęła po chwili wciskać przypadkowe cyfry, licząc na to, że drzwi prędzej czy później ustąpią. Całkowicie zignorowała fakt, że jej natarczywe próby, były doskonale słyszalne, jak również to, że ktoś mógł na nią wpaść. Wzrastający z każdą sekundą ból rogu także zlekceważyła.
    Po paru minutach przełknęła jednak dumę, i przyznała sobie w duchu, że zaawansowane zaklęcia bardzo ją zmęczyły. Lewitowanie samej siebie wbrew pozorom nie było tak proste, jak uniesienie pergaminu i pióra, lecz dla niej nie stanowiło żadnego problemu. W połączeniu z niewidzialnością, która wymagała ciągłej koncentracji oraz wciąż zużywała jej magiczną energię, stanowiło jednak nie lada wyzwanie. I wywoływało ból.
    Po twarzy Starlight spływały ciężkie krople potu. Klacz zastanawiała się, ile jeszcze czasu zajmie jej złamanie kodu. Nie mogła w nieskończoność wisieć dziesięć centymetrów nad podłogą. Czuła, że już wkrótce będzie zmuszona do przerwania zaklęć i zaprzestania swoich prób. Może i była niezwykle uzdolnionym magicznie kucykiem, ale nawet ona miała pewne limity.

 

Tylko po to by:

 

Cytat

Niespodziewanie, wejście po prostu się uchyliło. Zaskoczona Starlight aż pisnęła z nagłego przestrachu. W ogóle nie brała pod uwagę tego, że ktoś może otworzyć drzwi od wewnątrz, jak gdyby zupełnie o tym zapomniała. Tymczasem zza drzwi, powoli wyłonił się jakiś jednorożec.

 

No ale bez trzech akapitów opisywania bezcelowego działania to się nie obędzie. I co to za zwrot: przełknąć dumę? W języku polskim funkcjonują zwroty: schować swoją dumę do kieszeni albo przełknąć gorzką pigułkę. Ale idźmy dalej.

 

Generalnie niewiele się tutaj dzieje, a raczej dzieje się, ale w umyśle Starlight. Starlight rozważa wszystkie opcje, kreśli wizje szpitala, jego personelu i pacjentów, Starlight zastanawia się co znajdzie w kolejnych pomieszczeniach, Starlight rozważa co zrobić gdy coś znajdzie, a potem zastanawia się jakie to może mieć znaczenie... dosłownie to jest sedno. Cała atmosfera nie wynika z opisów miejsca, zachowań personelu, jakichś dziwnych zjawisk, nie, wszystko to rozgrywa się w głowie Starlight. Autor chyba sugeruje nam, że pobyt w Wiosce Równości odcisnął trwałe piętno na jej psychice. Ma dziwne sny itd. Byłoby to ciekawe, gdyby nie utknęło i nie straciło rozpędu w szpitalnych korytarzach. 

 

Powiedzmy sobie szczerze. Autor ma zamysł, jest on sztampowy ale jest. Jednak nie potrafi go przekazać. Nie wie co zrobić aby chodzenie po szpitalu przez Starlight było naprawdę zajmujące. Jego efektem jest tylko narastająca frustracja jednorożca i brak oczywistych dowodów, że dzieje się tam coś może nie podejrzanego, ale z pewnością nielegalnego. Autor ma jednak inwencję w innej kwestii:

 

Cytat

Chciała dodać jej otuchy podczas badań. Izba przyjęć przywitała ją jednak sporą kolejką. Na domiar złego, stojąca za długą, łukowatą ladą klacz ziemska, zajmowała się stojącymi przed swoim obliczem kucykami z irytującą flegmą. Wszystko odbywało się wyjątkowo ślamazarnie. Starlight pokręciła głową z rezygnacją i ustawiła się na końcu kolejki, mrucząc przy tym kilka mało dyplomatycznych słów. Nie miała ochoty wlepiać wzroku w stojących przed nią błagalników, o wysłuchiwaniu ich problemów nawet nie wspominając. Rozejrzała się więc dookoła z umiarkowaną ciekawością.

 

Gdyby autor używał jeszcze słów oczywiście przestarzałych w tekście, który próbuje być stylizowany to bym to zrozumiał, ale tutaj, mam wrażenie autor po prostu próbuje się popisywać swoją erudycją. Niestety stojących w poczekalni nie nazwiemy błagalnikami, bo ten termin oznacza coś innego. Ale to nie wszystko. 

 

Cytat

Niepewna co też to może oznaczać, rozerwała brązową taśmę i zajrzała do środka. Wewnątrz ujrzała istne panoptikum. 

 

Po co takie słowa? Kto tak pisał? Bolesław Prus? Czy to naprawdę musi się tutaj znaleźć? Czy po prostu autor szukał słowa, którego czytelnik prawie na pewno nie zna i zaraz popędzi spytać wujka Google o pomoc.

Niestety tekst zawiera też literówki, przez co wydaje mi się, że uwaga autora była dość wybiórcza kiedy go pisał.

 

Podsumowując, „Obiekt 102” próbuje stworzyć atmosferę tajemnicy, ale największą z nich, jest dobór archaizmów, konkretnie przyczyna dla której musiały się tutaj znaleźć. Widać, że autor czuje potrzebę pisania ale jeszcze musi poćwiczyć. Próbuje on swoich umiejętności i dlatego sięga po słowa przestarzałe, aby pokazać swoją wiedzę. Sam przechodziłem przez ten etap i przypuszczam, że po napisaniu większej ilości opowiadań wyrobił by sobie styl i sposób prowadzenia narracji. Wtedy takie koszmarki jak ten:

 

Cytat

Po upływie paru następnych chwil, klacz postanowiła więc odsłonić wreszcie prześcieradło, które wciąż napełniało ją lękiem.

 

Pójdą w zapomnienie.
 

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...