Skocz do zawartości

Opowieści Green Timid [NZ][Slice of Life][Przygoda]


Jak oceniasz moją twórczość? Mam pisać dalej?  

10 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Jak oceniasz moją twórczość? Mam pisać dalej?

    • A pisz sobie. Ja i tak tego nie czytam i nie będę...
    • Ty to nazywasz twórczością?! To jest zbrodnia przeciw literaturze!
      0
    • Okropne, nie pisz dalej.
      0
    • Słabo ci wychodzi. Popracuj jeszcze nad tym.
    • Niezłe, nawet da się przeczytać...
    • Dobre, ale możesz jeszcze kilka rzeczy poprawić
    • To jest świetne! Nie przestawaj, pisz dalej!


Recommended Posts

  • 2 weeks later...
  • 2 weeks later...

Przeczytałem początek i za bardzo przypomina mi to czytankę z elementarza. Ale to tylko początek. Może jeszcze dam radę przeczytać trochę więcej i napisać coś więcej.

Zapewniam cię, że późniejsze części są inne. Niektórzy chwalą właśnie te pierwsze, ale cóż... Co kto lubi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jak obiecałem czytam. Postaram się jednak skupić na złych rzeczach, bo to one jako autora są dla ciebie istotne, gdyż znajomość ich pozwoli ci je poprawić, lub unikać na przyszłość. Przyjemnie opisana fabuła, chociaż jak na razie pozbawiona klimatu.

Początek II rozdziału pierwszego tomu jest niepoprawnie zbudowany przez nadmiar powtórzeń. Rozumiem, że takie założenie, ale w obecnej formie najzwyklej się nie sprawdza. Podobnie z końcówką tego rozdziału. Dużo krótkich zdań. Są ludzie którzy to lubią, ale większość nie cierpi, gdyż jest bardzo surowym przedstawieniem akcji. Dostrzegam oczywiście kilka błyskotliwych sformułowań i głębsze myśli.

Rozdział 3 to...tylko krótkie zdania. :\ Szkoda, ale przynajmniej dobrze się to czyta metodą szybkiego czytania.

Rozdział 4. Pojawia się nowa postać, a fabułą się powoli rozwija, jednak ja dopiero teraz sobie zdaję sprawę, ze nie czuję żadnych emocji do głównej bohaterki. Mam gdzieś jej tragedię i żale. Może umrzeć, a ja nie zapłaczę. Nie zbudowałeś więzi pomiędzy czytelnikiem, a bohaterką. Mam wrażenie, że czytam pamiętnik.

Dlaczego lekarz nie zabrał jej do szpitala tylko do...sypialni w swoim domu? To dość dziwne ;)

Rozdział 5. Wreszcie brak krótkich zdań :)

Rozdział 6

"Rainbow wyważyła drzwi jej domku, ku przerażeniu Fluttershy i oburzeniu reszty, okazało się, że rzeczywiście jej nie ma" Dlaczego reszta się oburzyła? :\ Chyba nie tego słowa chciałeś użyć.

Koniec: Przyjemnie się czyta, ale tom I to jedynie opowieść o smutnej aspołecznej dziewczynie, która jest zbyt słaba aby przezwyciężyć dawno minione tragedie. Skazuje się na wegetację i olewa dary losu, bo kiedyś los ją skrzywdził czymś co jest częścią życia. Oczywiście dzielę się wrażeniami tylko z pierwszego tomu i nie mam zamiaru ukrywać, że opisana historia oraz postać może być bazą do naprawdę dobrej historii. Mam nadzieję, że wyolbrzymiony żal po stracie rodziny ( żałoba utrzymująca się na takim poziomie od wielu lat nie jest naturalna) oraz fobia społeczna nie są jedynymi motywami kreującymi bohaterkę.

Może jeszcze dziś przeczytam drugi tom :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Wreszcie znalazłem chwilę by przeczytać twoją historie :P Po przestudiowaniu wszystkich dostępnych rozdziałów, mogę Cię pochwalić. Z tomu na tom styl wypowiedzi, akcja oraz inne aspekty znacznie się poprawiały. Przy ostatnich rozdziałach Fic jest już pisany w taki sposób, że wciąga czytelnika. Szkoda że wstrzymałeś prace. Zapewne ze względu na Powrót ludzkości. :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 years later...

Początek września, 2012 rok. Zamierzchłe czasy, chciałoby się rzec. Pierwszy fanfik autora, do tego połączenie [Slice of Life] oraz [Przygoda]. Oceniając po ilości materiału, jest to jedna z tych pierwszych ever historii, które przy okazji wychodzą całkiem obszerne, co doskonale rozumiem. Bardzo często, gdy dopiero zaczyna się pisać, ma się w głowie zamysł, by stworzyć coś wielkiego, coś, co zaatakuje niepowtarzalnym klimatem, różnorodnością postaci oraz śmiałymi zwrotami akcji, które przy okazji spróbują wywołać emocje. Znam t aż za dobrze, toteż nie musiałem czekać zbyt długo, by uderzyła we mnie nostalgia ;)

Wystarczyło otworzyć prolog, by ujrzeć oryginalną postać, jak mniemam, główną bohaterkę oraz jej biografię. Jest Pony Creator, są podstawowe dane, jest Ponyville itd. Nostalgia pełną gębą. Piękne, naiwne czasy, gdy jeszcze nie przywiązywało się takiej uwagi do jakości technicznej, oryginalności, logiki i sensu, zaś każdy fanfik był czymś nowym, a proces jego powstawania stanowił niezapomniane przeżycie dla ich twórców.

 

A przynajmniej tak to sobie wyobrażam, oceniając rzeczy po ówczesnym entuzjazmie, czy też jakichś własnych odczuciach, gdy po raz pierwszy przymierzyłem się do pisania własnej fanfikcji. Ambitne plany wobec twórczości pisanej były wówczas... czymś innym. Z perspektywy czasu, przyznam, iż brakuje mi wielu motywów i rozwiązań. Jasne, że były one infantylne, głupie, naiwne, przerysowane, ale jednocześnie był w tym nerw, była odwaga, nie przejmowanie się niczym, tylko czyste, radosne tworzenie. Sam nie wiem, od jakiegoś czasu bierze mnie na takie wspominki.

 

W każdym razie, odbiegam od tematu, którym jest fanfik (seria?) pod tytułem „Opowieści Green Timid”. Postanowiłem sprawdzić ów tytuł, postaram się go ocenić zarówno na poziomie czasów, w których powstał, jak i pod kątem współczesnej rzeczywistości. Kto wie, może trafią się fragmenty, które próbę czasu przetrwały zupełnie nienajgorzej?

 

Zaczynając od prologu, poznajemy tło głównej bohaterki, jak nietrudno odgadnąć, okazało się ono typowe dla czasów, w których powstawało opowiadanie. Główna postać ma za sobą trudne przejścia, związane z utratą najbliższej rodziny, począwszy od brata, matkę, na ojcu kończąc. Dwukrotnie przewinęły się tragiczne wypadki, raz tylko dowiedzieliśmy się o śmiertelnej chorobie. Brzmi znajomo, nie powiem, że nie. Następnie, bohaterka przeprowadza się (także dwukrotnie), czemu towarzyszy zamknięcie się w sobie oraz kłopoty z nawiązywaniem przyjaźni. Brzmi znajomo, nie powiem, że nie. Aż pewnego pięknego dnia... Chwilka, uprzednio dowiadując się o swojej ciotce, która to ciotka zgadza się ją utrzymywać, Green przybywa do Ponyville, gdzie prawie nie opuszcza wynajętego domu... aż przypadkiem napotyka na znajomą, różową klacz, która przedstawia ją swoim przyjaciółkom. Brzmi znajomo, nie powiem, że nie, po raz trzeci.

 

Jak się domyślam, z dzisiejszego punktu widzenia jest to historia generyczna, wyświechtana, acz domyślam się, że w swoim czasie było to w pewien sposób urocze i wzbudzające sympatię/ współczucie dla głównej postaci. Z jej opisu co prawda nie poznajemy zbyt wielu cech jej charakteru, czy też szczegółów jej sposobu bycia, ale zgaduję, że na to przyjdzie pora podczas lektury kolejnych tomów sagi o Green Timid. Na ponadczasowy plus mogę zaliczyć to, że jest to zwyczajna pegazica (nie alikorn), że ma w miarę ok, zwykły design i jakby zbalansować inaczej odcienie oraz ich nasycenie, z pewnością jeszcze bardziej przypominałaby postać, która jak najbardziej mogłaby pojawić się w serialu. No i mimo tego, że ma za sobą stratę rodziny oraz to, że zamknęła się w sobie, widać przebłyski, że chce próbować się otworzyć, chce jakoś żyć normalnie, zamiast np. pogrążać się w rozpaczy i knuć plany krwawej zemsty. Wszystko to powoduje, iż mimo wszelkich mankamentów, wziąwszy pod uwagę wszystkie okoliczności oraz kontekst, jej postać wypada dziś... ok. Może to dobry znak. Nie przedłużając, zabieram się za I tom.

 

Nieco się zdziwiłem, widząc zaledwie 6 stron w Google Docs, ale prędko przypomniałem sobie, że to przecież stary fanfik, zaś w czasach, w których powstawał, do kilku stron w pełni wystarczyło za pełnoprawny rozdział, a jeżeli tylko tak tego zapragnął twórca, można było nawet niewielki ich zbiór nazwać dumnie „tomem” i cieszyć się z realizacji pomysłu. Zatem tu wszystko w porządku, należało się tego spodziewać.

 

Natomiast to, co nie do końca jest w porządku i co kuje w oczy zwłaszcza dzisiaj, jest to brak formatowania. Rozdział 1 atakuje czytelnika ścianą tekstu, wprawdzie rozciągniętą „tylko” na jedna stronę, a do tego napisaną dostatecznie dużą czcionką, aby zdania nie ginęły i dało się w miarę sprawnie czytać, to jednak męczy to oczy i nie robi dobrego wrażenia.

Podobnie, dobrego wrażenia nie robi treść, która jest powtórnym przedstawieniem znanych nam z serialu animowanego postaci, taką quasi-laurką dla każdej z nich, gdzie przy okazji zostaje „doklejona” nam główna bohaterka. Jakie są jej interakcje z przyjaciółkami? Ano takie, że lubi im towarzyszyć. Po prostu jest gdzieś tam obok nich, nie zwraca na siebie zbytniej uwagi. W sumie, wiarygodne jak dla kogoś, kto ma za sobą trudne przejścia oraz pozostaje zamknięty w sobie, ale czy w takim razie powiedzenie, iż są one dla siebie przyjaciółkami, nie jest troszeczkę na wyrost? Możliwe.

 

Szału nie ma, ale myślę, że jak na swoje czasy, było to standardowe wprowadzenie do fanfikcji. Ot, jest oryginalna postać, jest Ponyville, zapoznała się z Mane6, przewija się gdzieś obok nich, znają się. Stare czasy, stara zajawka i zwyczajna sprawa, ale co z tego wyniknie?

 

Rozdział 2 w zasadzie powiela błędy formy obecne w poprzednim, tylko, że tym razem jeszcze jaskrawiej widać kulejący styl – zatrzęsienie krótkich, prostych zdań oraz gęsto występujące kropki, które co rusz zmuszają czytelnika do przystanków, jednocześnie nie pozwalając na to, by w tym czasie wyobrazić sobie rzeczy, o których się czyta, gdyż... najzwyczajniej w świecie brakuje określeń. Podejrzewam, że gdyby nie wizerunek Green Timid, który został zawarty w prologu, nawet nie potrafiłbym sobie wyobrazić jak taka postać mogłaby wyglądać (oprócz tego, że najprawdopodobniej jest zielona). Wydaje się, że najwięcej czasu poświęcono opisom jej przeżyć, ale i te są ubogie i myślę, że mogły wydać się ubogie już w 2012 roku, gdy powstawało opowiadanie. Konstrukcja zdań jest uproszczona do minimum, mamy też mnóstwo powtórzeń, przez co rozdział wydaje się bezbarwny, bardzo trudno też wejść w emocje, które ma przeżywać bohaterka.

 

Natomiast, co wydało mi się interesujące, jest to motyw podobieństw i różnic między rozpamiętującą swoją stratę Green, a Pinkie, która przecież nie ma za sobą podobnych, przykrych przeżyć. Widzę tutaj próbę nakreślenia kontrastu między nimi, uwypuklenia tego, z jak różnych światów pochodzą obie postacie, na zasadzie zestawienia, co przeżyła jedna z nich, a czego nie przeżyła druga, czego pierwsza nie miała, a na brak czego ta druga nie musiała narzekać. Rozdział wieńczą koszmary Green, w których mierzy się ze stratą brata, matki, ojca, bardzo to przeżywa. Uważam, że jest to motyw aktualny i który można realizować nawet dzisiaj, ba, przy którym można pracować, by nieco go odświeżyć i w nieco inny sposób przedstawić poważne problemy, z którymi przecież sami nierzadko się borykamy, lecz to zupełnie nie jest forma na tego typu wątki. Niby mamy tło Green, ale i tak ciężko się w to wczuć. Z ubogiej formy wynika jeszcze jedno – rwące naprzód tempo akcji, gdzie brakuje czasu, by się wczuć, by bodaj spróbować utożsamić się z protagonistką.

 

Rozdział 3, co mnie mimo wszystko troszeczkę zaskakuje, jeszcze bardziej uwypukla niedoskonałości formy oraz... ok, trochę się wahałem, ale powiem wprost – brak stylu. Myślę, że najlepiej będzie, gdy zarzucę fragmentem otwierającym rozdział, ale uwierzcie mi, równie dobrze mógłbym przytoczyć go w całości, by pokazać, o co mi chodzi.

 

Cytat

„Pociąg jechał szybko. Bardzo szybko. Green nie pamiętała, czy zamknęła dom, ale teraz jej to nie obchodziło. Chciała zapomnieć. I nie chciała zasnąć. Jak zaśnie, to wspomnienia ją dopadną. Było już późno. Była zmęczona. Ale nie chciała zasnąć... Widziała go. Widziała ojca. Widziała go w wielkiej, czerwonej kałuży. Widziała go, a on widział ją. Gestem nakazał jej podejść. Zrobiła to. Wyszeptał jej do ucha kilka słów. Nie zrozumiała. A potem przestał się ruszać. I widziała jak go zabrali. Zabrali go, a on zabrał część jej ze sobą... Było już jasno. Pociąg stał, a ona wysiadła. Nie znała tego miejsca. Mieszkała tu prawie dziesięć lat, ale go nie znała. Nie wychodziła z domu.”

 

Proszę zwrócić uwagę na to, w jaki sposób został skonstruowany powyższy akapit, jak krótkie są te zdania (w przytłaczającej większości), jak bardzo brakuje jakichkolwiek określeń, czy opisów, czegokolwiek, co pozwoliłoby czytelnikowi wyobrazić sobie lepiej odczucia protagonistki, jej trudy, czy też barwy otoczenia, scenerie, ogólnie. Może aż nadto to spłycam, ale wyłapałem z tego tyle, że pociąg dokądś jechał, ona nie chciała spać, ale była zmęczona, przyśnił jej się koszmar (zgodnie z zapowiedzią z poprzedniego rozdziału), ona się obudziła, pociąg zatrzymał się, a ona wysiadła.

 

Wszystko jest tutaj bardzo surowe, bezbarwne, przez co już na tym etapie bardzo trudno poczuć jakikolwiek klimat, zaś z samego rozdziału trudno wyłapać cokolwiek konkretnego. Całość wygląda, jakby została napisana w niemałym pośpiechu. Domyślam się, że skoro był to pierwszy fanfik autora, po prostu zabrakło doświadczenia, aczkolwiek, dlaczego mimo to nie potrafię pozbyć się wrażenia, że wszystko to mogło zostać napisane choć troszeczkę lepiej?

 

Rozdziały 4 i 5 potraktuję zbiorczo, bo naprawdę nie chcę się powtarzać. Nadal mamy ściany tekstu, nadal czytamy krótkie, proste zdania, bardzo brakuje określeń, w ogóle, bardziej urozmaiconego słownictwa, przez tekst brnie się straszliwie topornie, bynajmniej nie pomaga ani brak klimatu, ani to, że to w zasadzie tylko dwie strony. Słowem, tekst nuży niemiłosiernie, ale udało mi się przetrwać i cóż mogę powiedzieć?

 

Wyniosłem dwie rzeczy. Pierwsza z nich, to oczywiście wprowadzenie (a raczej, pojawienie się znikąd) nowej postaci – Blue Springa – który pomaga protagonistce, nie tylko odnaleźć się w znajomym, a jednocześnie tak obcym Manehattanie, no i co by nie mówić, scenka z przytulasami, czy skromne bo skromne, ale wciąż, opisy poczynań bohaterki, która, mimo trudności, nabiera pewności siebie, były tym, co wybijało się nieco ponad resztę i stworzyło namiastkę klimatu, którego tak bardzo temu opowiadaniu brakuje.

No i sprawa numer dwa, czyli odwiedziny u rodziców, brata, a także ujawnienie powiązania nowej postaci z matką Green Timid. Co prawda kucyki te nie są związane ze sobą krwią, niemniej Spring nie okazuje się totalnym randomem i posiada wiedzę o tym, co przytrafiło się rodzicielce Green, ją samą również najwyraźniej kojarzy. Miłe rzeczy, urozmaicające treść, acz mam jedno pytanie. Dlaczego nikt, ale to NIKT ani razu się nie odzywa? Przecież te sceny aż się proszą o jakieś dialogi, bardziej rozbudowane opisy, czy cokolwiek, co spowolni nieco tempo akcji i pomoże zbudować klimat, odetchnąć troszkę od tych ścian tekstu, rozbudować te postacie, ukazać je w inny sposób. Cokolwiek. Cóż, tak się jednak nie stało :bemused:

 

A potem naszym oczom ukazuje się rozdział 6, który wieńczy I tom tej niewesołej, ale również słabo opisanej historii i... Czy ja widzę list? Czy ja widzę dialog? Alleluja, nareszcie! :D Koniec ze ścianami tekstu, w końcu ktoś się odzywa! I bardzo dobrze, gdyż było to to, czego desperacko potrzebowała ta część historii. Miłe zakończenie, nie powiem, że nie, coś innego niż poprzednie rozdziały, no i wypadło to nawet serialowo. Zatem tu w porządku.

 

Mimo wszystko, zapoznanie się z I tomem „Opowieści Green Timid”, przypomniało mi, dlaczego z reguły nie zabieram się za tzw. „wykopki”. Mianowicie, chociaż tom pierwszy rozciągnął się na raptem sześć stron, po zakończeniu lektury autentycznie byłem zmęczony. Kolejne ściany tekstu, słaba forma, styl oparty o gradobicie krótkich, o wiele za prostych zdań, a także brak klimatu spowodowały, że mimo krótkości dzieła, poczułem się autentycznie wypompowany z wszelkich chęci. Tak bardzo zmęczyła mnie ta lektura, a uwierzcie mi, podchodziłem do niej z jak najszczerszymi chęciami, z dużą dozą wyrozumiałości, nastawiając się na poszukiwanie pozytywów, mimo wszystko. I o ile widzę tutaj ciekawe koncepcje, zamysł na emocjonalną fabułę z bohaterką, która powinna wzbudzać współczucie i której powinno się kibicować, to jednak wszystko to ginie, przytłoczone monotonną, bezbarwną formą przez którą przeczytanie tych sześciu zaledwie stron okazało się męką.

 

W żadnym wypadku nie uważam, że każde stare opowiadanie cierpi na tę przypadłość, wręcz przeciwnie, niemniej, mam pecha do „wykopków”, a jeśli nawet trafię na coś, co mnie jakkolwiek wciąga, wówczas i tak ciężko mi jest to komentować, nie wiem jak dobrać słowa. Sytuacji nie ułatwia fakt, iż znam jakość współczesnych fanfików (zresztą, nie tylko ich) i najczęściej bardzo szybko zdaję sobie sprawę, że w tym czasie mógłbym czytać coś o niebo lepszego.

 

Ale już, już, dajmy szansę. Pozytywy:

  •  tło oraz design głównej bohaterki

Nie ma szału, ale nie ma też żenady. Jak na ówczesne czasy, wszystko gra, nawet dziś, przedstawia się to ok. Sztampowo, ale ok ;)

  •  pomysły na wątki

Głównie mam tutaj na myśli demony przeszłości nękające bohaterkę, próby wykreowania kontrastu między nią, a Pinkie Pie, wprowadzenie postaci Blue Springa oraz jego powiązania z rodziną protagonistki.

  •  odrobina serialowości

Czyli rozdział szósty. Wreszcie jakieś interakcje, jakieś dialogi, aż historyjka nabiera rumieńców. No, prawie. To bardzo niewiele, ale cieszy, poprawia nieco ogólne wrażenie.

 

Natomiast, jak na tamte czasy, jak na pierwszy fanfik, czy w 2012 roku to faktycznie mogło być coś? Być może. Czy warto rzucić okiem dzisiaj? Raczej prawie na pewno zdecydowanie nie, że tak to ujmę :rdblink: Dawno nie czułem się tak zmęczony po zaledwie sześciu stronach, co wiąże się nie tyle z tym, o czym jest fanfik, co z tym, jak zostało to napisane i sformatowane. Ściana tekstu za ścianą tekstu, krótkie zdania, zmuszające do ciągłych pauz, przystanków, niesatysfakcjonujące opisy, ogólny brak polotu. Ja wiem, że nie mogłem spodziewać się wiele, ale... mimo wszystko, ciężko się to czytało, muszę odsapnąć.

 

Autor swego czasu zdążył wypuścić tego tyle, że aż szkoda (przynajmniej według mnie) to teraz zostawić. Myślę, że co jakiś czas będę wracać i czytać sobie po jednym tomie, zostawiając komentarz. Wiem, że autor jest od dawna nieaktywny, że to dzisiaj nie ma najmniejszego sensu, ale mimo wszystko jestem ciekaw, co tam dalej jest. Tym bardziej, że to 2012 rok. Nie wiem, czasami mam tak, że takie powroty mnie kręcą, nawet, jeśli żałuję, gdy jest po fakcie. A poza tym, od czegoś te wykopki wypada zacząć, co nie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...