Skocz do zawartości

Czy boisz się ciemności?


Zegarmistrz

Recommended Posts

Zakurzone księgi. Półki pokryte pajęczynami. Komnata wyglądała, jakby nie była odwiedzana od wieków. Albo od tysiąca lat.

- Nie powinieneś zaglądać do naszej prywatnej biblioteki bez pozwolenia.

- Spokojnie, przecież nic mnie nie zje.

- Oto byśmy się nie zakładały.

- ...

Witajcie drodzy Nocarze i Nocarki. Nie raz zdarzyło się wam słyszeć jakąś straszną historię, prawda? Pełną niewytłumaczalnego i niezbadanego. Taką, która potrafi włosy postawić na baczność. Taką, która sprawia, że ściany zaczynają się zbliżać.

W internecie łatwo na takie opowiadania trafić. Jedne lepiej inne zdecydowanie gorzej skomponowane.  Tutaj zaś będziecie mogli się podzielić tymi, które sami znacie.

Ja znam taką jedną, jeszcze za czasów szkolnych sobie opowiadaliśmy.

 

A szło to tak. Moja szkoła została zbudowana w 1964. Stare czasy i stare dzieje. Ale jak to było wtedy, robota miała być wykonana na glanc, bo przecież będzie o tym w gazetach a i wnukom będzie można opowiadać co się budowało. Wszystko szło dobrze, aż do wypadku z jednym robotnikiem. Nasza szkoła nie ma żadnych piwnic. Były w planach, ale okazało się, że ziemia pod fundamentem nie jest najlepszą, dlatego też wpadli na pomysł wkopania kilku betonowych rur, takich jakby kominów, które wypełnione betonem będą podtrzymywać kilka miejsc. Jak twierdził jeden z naszych najstarszych nauczycieli na zakładzie(64 l.) był przy tym. kiedy wylewali beton do cylindrów, jeden z robotników poślizgnął się i wpadł do środka. Komin miał ze 4 metry, a zanim ogarnęli i wyłączyli maszynę, to nieszczęśnik był już pod grubą warstwą betonu. Było o tym nawet w jakiejś zapomnianej już przez czas gazecie lokalnej. Mówi się, że ciała nie wydobyli z racji kosztów rozkopu. A na domiar wszystkiego, mężczyzna był kawalerem bez żadnej bliskiej już rodziny.

Kiedy tylko skończyli budynek, zauważono, że w miejsce wypadku, na podłodze, jedna z grubych kamiennych płyt pękła trochę na powierzchni. Nie było to grube, więc szybko je zamaskowano betonem. Ale pęknięcie, jak na złość, kilka dni później znowu się pojawiło. I tak za każdym razem. Czasami na przerwach w miejscu gdzie się znajdowało można było odczuć znaczący spadek temperatury. Innym razem po zamknięciu szkoły czujki wychwyciły w tamtym miejscu ruch, uruchamiając alarm choć kamera nie zarejestrowała niczego niezwykłego. Żadnych przesuwanych przedmiotów, żadnych wybitych szyb, nic z tych rzeczy. Zwyczajnie, jakby coś przeszło koło czujki.

Raz nawet jedna ze sprzątaczek popołudniowej zmiany zadzwoniła na policję, bo widziała kogoś w oknie. Ponownie kamera nie pokazała niczego odbiegającego od normy.

Do dzisiaj w górniku, bo tak nazywamy szkolę założoną do szkolenia górników i elektryków, czujka potrafi złapać coś dziwnego. Czy to zwyczajnie wada sprzętu czy też coś bardziej złowieszczego?

 

A jakie są wasze historie? I najważniejsze. Czy boicie się ciemności?

Spoiler

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemność moim przyjacielem. Jedyne czego mogę się obawiać to że natknę się na jakieś zwierzę, albo jak jadę i coś może na drogę wybiec, co się często zdarza. W strasznych historiach dobry też nie jestem, jedną z nielicznych jakie znam i można pod temat (chyba) podpiąć to creepypasta trochę z gry Morrowind, JVK1166z.esp mianowicie. Polecam, ale nie będę jej kopiował bo nie wiem czy się nadaje. Historie to tylko i wyłącznie historie, mimo że w każdej może być jakieś ziarnko prawdy, to nie ma co się bać, aczkolwiek przyjemnie niektóre poczytać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Obawiam się trochę chodzić w ciemności, miałam już kilka nieprzyjemnych sytuacji. Gdy tylko się ściemnia bardzo źle widzę, latarka ułatwia sprawę, ale nie zawsze. Kiedy przełaziłam przez uszkodzony płot nadepnęłam na gwóźdź,  który przebił mi but i wbił się w stopę (właściwie byłam wtedy w klapkach). Następnie w krzakach upuściłam latarkę i długo dłubałam aby ją znaleźć. Potem nie widziałam w ogóle co chwytam i za co chwytam. W ten sposób uszkodziłam sobie palce niosąc zardzewiały piekarnik. 

 

Inna historia wydarzyła się w zeszłym roku. Widziałam jak nad rzeką  kilka kilometrów od domu wychodzi wieczorna mgła, nisko przy ziemi, zupełnie jakby ktoś rozlał mleko. Wzięłam aparat i poszłam nad rzekę. Robiłam zdjęcia, zauważyłam drogę w wysokiej trawie. Usłyszałam nade mną jakiś trzask. Spostrzegłam dwie sowy błotne, które wykonywały niesamowity lot na tle zachodzącego słońca i mgły. Porobiłam trochę zdjęć, nagrałam je i poszłam wzdłuż rzeki tą drogą. Idę sobie, nie wiem jak długo. Droga znika w pewnym momencie. Słońce już zaszło i jest coraz ciemniej. Mgła zrobiła się gęstsza i wyższa, a w powietrzu  można było wyczuć charakterystyczny zapach wilgoci, jak w piwnicy lub niektórych fortyfikacjach (uwielbiam go). Szłam sobie tą samą drogą, co jakiś czas stawałam aby zrobić zdjęcie. Jeszcze raz zapatrzyłam się na sowy błotne i ich podniebne akrobacje. Podnoszę się z ziemi a mgła była już tak gęsta i biała, że nie widziałam dalej jak na metr. W wiosce w której przebywałam nie działa oświetlenie, więc nie było nic widać. Dostrzegłam czubki drzew wystające ponad warstwą mgły. Ruszyłam przed siebie, potykałam się o cholerne wysokie mrowiska i miałam buty pełne czarnoziemu. W pewnym momencie usłyszałam płynącą rzekę po mojej prawej stronie, a właściwie pode mną. Okazało się że stoję przy krawędzi kilkumetrowego stromego brzegu. Mało nie dostałam zawału jak jeszcze bóbr z hukiem wskoczył do wody. Poszłam dalej na - skoro wracam drzewa, których czubki widzę powinny być po lewej stronie ścieżki. Miałam jeszcze około 2 kilometrów do przejścia. Trawa zrobiła się mokra, co oznacza że czarnoziem  w moich butach też. Było to bardzo nieprzyjemne. Ogólne kiedy wróciłam do domu było już po szaszłykach.

 

Takie historie przytrafiały mi się jeszcze kilka razy. Np, 10km, słońce prawie zaszło a ja na rowerze bez świateł bo zapatrzyłam się na żołny. Czuję, że niedługo znowu będę w podobnej sytuacji.

 

Najstraszniejsza historia wydarzyła się około dwóch tygodni temu. Jechałam z rodzicami przez Łotwę. Była noc. Jedziemy dość szybko, za kierownicą był mój ojciec. Mama siedzi i nagle krzyczy, że łoś stoi. Tata zahamował gwałtownie, ale jechał zbyt szybko by całkowicie zatrzymać samochód. Ogromna klępa przebiegła kilka centymetrów przed maską, widać było białka jej oczu. Na poboczu po drugiej stronie drogi potknęła się i przewróciła. Niezdarnie i w pośpiechu podniosła się - najpierw przednie nogi, które od razu niosły ją do przodu, następnie tylne. Odrobinę szorowała kolanami po ziemi, ale nic jej się nie stało i uciekła. Była to kolejna sytuacja zagrożenia życia, ale jedna z niewielu jaka przytrafiła mi się w ciemności.

 

Dlatego obawiam się ciemności, nie widać kiedy i co wyskoczy, nie widać dokładnie po czym idziemy i czy skończy się to tylko lekkimi zadrapaniami, czy też wpadnięciem do jakiejś dziury i złamaniem nogi (ewentualnie czymś gorszym)

 

Zdjęcie z mglistej wyprawy, aby było ciekawiej.

Spoiler

P9025160.JPG.33557ac1563cdaeeda0536b80ed4d4a2.JPG

 

 

 

Edytowano przez W.B.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemności się nie obawiam, bo i dlaczego? Co jest takiego strasznego w niej? Wszystko pozostaje takie samo czy to jest dzień, czy też noc, a jedyna różnica to taka, że o jednej porze wszystko widzisz, a o innej już nie. Czy mogę powiedzieć, że ciemność jest moim przyjacielem? Raczej nie... owszem czasem lubię po ciemku siedzieć i czuć ten spokój i samotność, ale czy to znaczy, że się z nią przyjaźnię... nie. :dunno:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...

Ten serial "Are you afraid of the dark?" był super. Szkoda, że nie leciał jakoś na bieżąco w telewizji, ale oglądałem go na kasecie. Ostatnio wróciłem sobie do niego ze wspomnieniami, bo odświeżyłem odcinek JonTrona. 

 

 

 
Co do ciemności, to nie mam żadnych ciekawych opowieści, tak mi się przynajmniej wydaje. 
Gdy byłem mały organizowaliśmy tylko czasami nocowania w namiocie i wtedy ciemność robiła niezłą robotę.Nigdy się jej jakoś nie bałem, ale wyobraźnia i zabawa robiła swoje. Ile razy biegaliśmy w nocy po polu, lesie, rzucaliśmy się na siebie z krzaków. Mieliśmy też takiego wielkiego pogromcę ciemności, lampę, była podłączona przy wejściu do namiotu, nazywaliśmy ją Szperaczem. (Są chyba nawet takie lampy, ale to była inna)
Ile się w tej ciemności wtedy widziało i słyszało paskudztwa, którego nigdy tam nie było. A ile było z tego zabawy. 
Szybko oswoiłem się z mrokiem, chociaż dobrze pamiętam jeszcze momenty w których biegłem przez kuchnię po zgaszeniu światła żeby mnie potwory nie złapały za nogę ;_;

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Jako dziecko bałem się ciemności, głównie przez wszystkie te krwawe merry, czy inne straszaki, ale teraz.....

 

Teraz boję się nie ciemności, a tego że zaraz coś mi wyskoczy, a jak jestem w pomieszczeniu (najczęściej starym i opuszczonym) - to to że po mnie pająki chodzą (których się boję bardziej niż czegokolwiek innego). :crazy:

 

Gdy jednak jestem w bezpiecznym miejscu (bez pająków, morderców i innych pedofilów) to ciemność mą przyjaciółką.

I fajnie jest zgasić światło w piątkowy wieczór, odpalić jakiś film albo grę i się zrelaksować.  :squee:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...