Skocz do zawartości

Kotastrofa Twilight [PL] [Oneshot] [Comedy] [SoL]


Recommended Posts

large.png

 

Witajcie!

 

Królewskie Archiwa Canterlotu powracają z kolejnym tłumaczeniem, pięknie wpisującym się w tematykę dzisiejszego dnia. Bo przecież nie od dziś wiadomo, że Celestia jest wspaniała, a Momlestia jeszcze lepsza... a kiedy dodać do tego kocią naturę, wychodzą cudeńka i cukrzyca. <3

 

Ale do rzeczy – dzisiejsza opowieść to "Kotastrofa Twilight" (oryg. Twilight's Cat-Astrophe), autorstwa SPark. Powstała ona na zamówienie DbzOrDie. Okładkę i dodatkowe arty stworzyła zaś Elbdot.

 

Ponieważ mój obecny poziom ekscytacji stanowi ryzyko spoilerów, ograniczę się do przytoczenia opisu od autora:

 

Twilight jest bardzo podekscytowana, ponieważ dopracowała nowe zaklęcie transformacyjne. Jednak podczas testów na Cadance, niespodziewane kichnięcie zamienia w koty wszystkie kucyki obecne w komnacie, wliczając w to księżniczkę Celestię.

Utknąwszy w postaci małego (i słodkiego) kotka i nie mając możliwości użycia magii, Twilight musi znaleźć sposób na odwrócenie czaru, przy okazji walcząc z nasilającymi się kocimi instynktami i zagrożeniami ukrytymi w świecie dostosowanym dla kucyków... oraz mając na głowie księżniczkę Celestię, która najwyraźniej zapomniała, że kiedykolwiek była kucykiem.

 

Tłumaczenie: moi
Korekta: @Cinram i @Lyokoheros
Prereading: @Zandi

 

Edytowano przez Midday Shine
Okazuje się, że to nie autor, tylko autorka... DERP! xD
  • +1 2
  • Lubię to! 1
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Łał. Fanfik o kotach i kucach, który od dwóch lat nie doczekał się komentarza. Jak to w ogóle możliwe? Tak czy inaczej pora to zmienić (co może się wiązać z pewnymi spoilerami).

 

 

W tym fanfiku mamy do czynienia z prostym i w zasadzie sztampowun założeniem. Twilight wymyśla nowe super interesujace zaklęcie, które stanowi przełom w magii i testuje je na przyjaciołach (w tym wypadku na Kredensie).  Oczywiście zaklęcie się nie udaje i przez większość fanfika Twilight próbuje wszystko odkręcić. I pewnie ten fik by się tak bardzo nie wyróżniał spośród wielu podobnych, gdyby to zaklęcie nie było... dość trwałą przemianą w kota. Oczywiście zaklęcie jest odwracalne, mimo zaniku magii u kotów, ale gdyby to było proste, niebyłoby tego fanfika. W związku z tym, przez dobre 15 stron (jak nie więcej), obserwujemy zmagania Twilight, Celestii i Cadance z kocimi instynktami i perypetiami, podczas poszukiwań magicznego ,,wyłącznika". 

 

Od razu trzeba przyznać, że autor sprawia wrażenie kogoś, kto ma co najmniej dwa koty (a zapewne więcej). Doskonale portretuje tu całą masę rzeczy, które są normalne dla posiadaczy kota. Takie jak utykanie na drzewie, siedzenie pod drzwiami, czy lizanie się. Do tego, każdy z kocich bohaterów jest nieco inny, przez co się nie mylą czytelnikowi a ich interakcje dają kolejne powody do śmiechu, ponad samą zamianę księżniczek w koty. 

Bohaterki tej kotastrofy (wspaniały tytuł, swoja drogą) są trzy. Pierwszą jest oczywiście Twicat, która ląduje w ciele małego, lawendowego kiciusia. I choć czuje w sobie kocie instynkty (chęć bycia suchą, mizianą, czy zabawy), to bywa, że potrafi im się oprzeć. Wciąż pamięta czego szuka i potrafi się oprzeć zabawce (co innego łosoś). 

Spoiler

Swoją drogą, to dość ciekawy koncept, że pegazy jedzą ryby. Wprowadza pewien powiew świeżości i daje pole do zabawy przy innych tekstach. Może kiedyś sam wykorzystam. 

Przypomina młodego, ciekawskiego kociaka, który wszędzie włazi, a potem trzeba go ściągać (chyba, że sam spada).

Dalej mamy Mi Amore Kotenzę, która jest najmniej wyróżniająca się. Głównie chodzi za Twilight i ją obserwuje. Raz tylko, w jednej scenie zaczyna się z nią bawić. Co w sumie wyszło bardzo fajnie i bardzo przyjemnie. Poza tym, to najnudniejsza ze wszystkich postaci, co jednak wcale nie znaczy, ze jest nudna,czy źle zrobiona. 

No i pozostała jeszcze Kicilestia. Ona zdecydowanie odróżnia się od pozostałych kotów, nie tylko rozmiarem (czy wiekiem), ale też zachowaniem. Nie biega, lecz kroczy niczym prawdziwa, kocia dama. Nie bawi się też tak, tylko obserwuje i pilnuje, by młodsze kocioksięzniczki nie zrobiły sobie krzywdy, albo by ktoś nie zrobił im krzywdy (jak chociażby podczas sceny z kucharzem i łososiem). Do tego jest bardzo opiekuńcza wobec Twilight. Do tego stopnia, że ją wylizuje, kiedy mała kicia się upaćka błotem. Moim zdaniem, zdecydowanie najlepsza, kocia postać w tym trio. Zwłaszcza po jej ostatnim wyznaniu, które składa siostrze.

No i jest jeszcze luna gadająca nieco staroświecko, ale to nie aż tak istotne, jak trzy urocze kociaki, których poczynania śledzi się bardzo przyjemnie. 

 

Jeśli chodzi zaś o stronę techniczną, to tu jest schludnie, ładnie i bez błędów (chyba). Jedynie kilka razy natknąłem się na strasznie długie zdania, które trochę źle mi się czytało. Ale poza tym, było dobrze.

No i na plus zasługują obrazki. Zarówno ten w temacie, jak i te w tekście. Bardzo ubarwiają całość. 

 

Podsumowując, to może nie jest dzieło wybitne, godne sławienia, ale na pewno jest dobre i nietuzinkowe, prowadząc opowieść z częściowo kociej perspektywy. Warto poświęcić mu dłuższą, wolną chwilę, bo pozostawia po sobie uśmiech na twarzy czytelnika. 

 

 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

A to ci kotastrofa! :twilightconfused:

 

Całkiem przyjemne, świetne opowiadanie. Czytało się je lekko, niezobowiązująco i z uśmiechem, ogólnie to bardzo mi się spodobało, chociaż jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Nie uważam, że to minus, ani plus, niemniej jest dla mnie widoczne i nie bardzo wiem co z tym zrobić. W każdym razie, oprócz tego miałem małą zagwozdkę z tym, jak się na temat niniejszego utworu rozpisać. Myślę, że to poniekąd dlatego, że mimo wszystko, tekst wydaje się być „standardowy”. Mam na myśli to, że o ile przypadł mi do gustu, jak najbardziej warto go było przeczytać, o tyle nie sądzę, aby było w nim coś, co zapamiętam na długo. Taki charakterystyczny aspekt, który pojawia się w głowie natychmiast, gdy pada określony tytuł. Tego troszkę mi brakuje.

 

Co po namyśle wydaje mi się kuriozalne, gdyż przecież wszystko jest na swoim miejscu – ciekawy pomysł, sprawna realizacja, stojąca na wysokim poziomie w materii formy, są nawet ilustracje (bardzo ładne, swoją drogą), dzięki którym wyobrażenie sobie kocich form bohaterek oraz ich poczynań nie stanowi problemu. A jednak czegoś mi tu brakuje. Może za bardzo wziąłem do siebie tytuł. Czytam i czytam, ale gdzie jest ta kotastrofa? Postacie zmieniają się w kotki i jako kotki biegają sobie po pałacu, przy okazji zachowując się jak na kocięta przystało. W międzyczasie przeżywają różne perypetie, aż powracają do kucykowej postaci. I tyle. Nie wiem czemu, ale spodziewałem się czegoś więcej po tytułowej „kotastrofie”. Nie pościgu, nie wybuchów, ale czegoś... Sam nie wiem. Niespodziewanego? Jakichś konsekwencji? Trudności wynikających ze „zniknięcia” Celestii, która to kocia Celestia w ogóle się niczym nie przejmuje, bo jest zajęta byciem kotem? Wiadomo, że nie mógł z tego wyniknąć spontaniczny kryzys dyplomatyczny czy gospodarczy, ale jednak... nie było to tak porywające, jak mogłoby być. Tak mi się wydaje. A może to nie tytuł wziąłem do siebie, lecz tag [Comedy], oczywiście po drodze zapominając, że w ich zestawieniu brakuje [Random] :twilight3:

 

O, to może od razu wypowiem się o tym, z czym nie bardzo wiem co zrobić. Mianowicie, jest to zakończenie opowiadania. Nie chodzi o niedosyt (jak zazwyczaj, gdy mi czegoś brakuje), ale o to, że... miałem takie wrażenie: Is that it:confused: Nie chcę powiedzieć, że opowiadanie się urywa, jednakże konkluzja jest dosyć mało satysfakcjonująca, jednocześnie nie mogę powiedzieć, że opowiadanie wydaje się przez to niekompletne, bo takie jest, nie czuć, jakby po ostatniej scenie miało być coś jeszcze. Wrażenie jest takie, jakby autor bardzo, ale to bardzo chciał napisać jak np. kocia Twilight wspina się na drzewo, jak Celestia, jako kocia mama, jej matkuje itd. toteż zrobił to... i tyle. Nie chodzi mi o to, że poszczególne sceny są ze sobą słabo połączone, bo tak nie jest – fanfik jest spójny – ale o coś takiego, że w momencie, w którym skończyły się pomysły na perypetie/ wszystkie pomysły zostały zrealizowane, potrzebne było jakieś zakończenie, jakiekolwiek. Dziwna sprawa – jakby opowiadanie powstawało bez zamysłu na początek i koniec, tylko jako zbiór scenek z kotkami, gdzie nie do końca wiadomo dlaczego są kotami. Chyba lepiej tego wrażenia nie opiszę, ale tak właśnie sobie pomyślałem.

 

Co – ponownie – jest kuriozalne, gdyż ostatnia rozmowa Celestii i Luny rzuca światło na zachowanie tej pierwszej, gdy była w kociej formie, a co z kolei okazuje się... logiczne, ciekawe i bardzo do tej postaci pasujące. A jednak czegoś mi tu zabrakło.

 

No tak, tyle mam zastrzeżeń, tyle się rozpisuję o tym, co mi subiektywnie nie daje z tym fanfikiem spokoju, ale jak najbardziej tekst mi się podobał, nie żałuję czasu na niego poświęconego i uważam, że jak najbardziej warto się z nim zapoznać. Dlaczego? Bo po prostu był to świetny sposób na relaks. Opowiadanie wydaje się dłuższe, niż jest w rzeczywistości, a kocich scen dostajemy wystarczająco dużo i są one wystarczająco zróżnicowane, by człowiek miał wrażenie, że treść jest różnorodna, że dzieje się dużo, dzieje się sprawnie, toteż ciągle chce czytać dalej, żeby zobaczyć, co jeszcze się wydarzy. Zatem opowiadanie wciąga, aczkolwiek ciągle trzyma się mnie wrażenie, że mogło wciągać jeszcze bardziej, że nie został wykorzystany cały potencjał pomysłu.

 

Po drugie, jest klimat, a przekład brzmi po polsku naprawdę dobrze i pokonywanie kolejnych akapitów było nie lada przyjemnością. Chociaż początkowo da się odnieść dużą dominację dialogów nad opisami, po tym, jak Twilight rzuca zaklęcie, a bohaterki zmieniają się w koty (i w pewien sposób zostają „uciszone”), opisów jest więcej i są one naprawdę dobrze skonstruowane. Dostatecznie zwięzłe, by uniknąć dłużyzn, a na tyle obszerne, by móc sobie to wyobrazić i by tekst utrzymywał stałe tempo akcji. Poza tym, zachowanie przemienionych bohaterek, zostało opisane bardzo kompetentnie, realistycznie. Aczkolwiek, nie sądzę jakoby głównie za sprawą tego, że autor jest kociarzem (choć pewnie tak jest) – come on, to, jak się kotki zachowują, co robią, jakie wykonują ruchy, jak się bawią itd. powinno być na tym etapie wiedzą powszechną, nawet ja to wiem :D W sumie, momentami troszkę się dziwiłem, że one takie ruchawe są, wydawało mi się, że będzie więcej spania w wygodnych miejscach. A przynajmniej większość kotów, jakie spotkałem, budziła się po to, by zmienić pozycję do dalszego spania, albo drzemały po spaniu/ jedzeniu. No i dużo leżenia w cieniu :D

 

Jasne, wiem, że psychicznie one nie zmieniły się aż tak i były świadome (głównie to Twilight) swojej osoby oraz sytuacji, jednakże wydaje mi się kuszącą perspektywa przeczytania sceny, w której ważne kucyki panikują, że księżniczka im gdzieś zniknęła i że będzie kryzys, a ta leży sobie obok w ciepełku i śpi. Albo kolejka jeszcze ważniejszych postaci oczekujących na audiencję i w swym oczekiwaniu zamartwiających się o zdrowie Pani Dnia, a ta wskakuje sobie gdzieś, gdzie jest cień, ewentualnie kładzie się między donicami i zasypia w jakiejś dziwnej pozycji. Po prostu jest zajęta byciem kotką i ma wszystko inne gdzieś, bo bycie kotem jest bardzo ważne ;)

 

Liczyłem też na coś takiego, że świadoma możliwych zagrożeń Twilight będzie usiłować dostać się do kryształu, a Celestia, kocia mama, za każdym razem zrywa się ze snu, zgarnia ją za kark i sadza przy sobie. Ale w sumie coś podobnego wystąpiło w fanfiku, z czego oczywiście bardzo się ucieszyłem. Fantastyczne, przemiłe i urocze kreacje :RPHVO: Podkreślam raz jeszcze – każdy jeden koci fragment był czystą przyjemnością do czytania i każdy powinien tego spróbować. Jednocześnie było to całkiem serialowe, a nawet „klasyczne”. Tekst naprawdę brzmiał jak stary klasyk, który w jakiś sposób uciekł mojej uwadze.

 

W sumie, jak się nad tym zastanawiam, wpadłem na pomysł czegoś takiego, że kucyki są świadome, że ta biała kotka to ich księżniczka i mimo tej formy, traktują ją poważnie. Wyobrażam sobie motyw, że siedzi na tronie i myje się, a służba pyta o coś, o jakieś dekrety czy tego typu rzeczy, generalnie jest pilna potrzeba, by Celestia podjęła jakąś decyzję i wydała rozkaz, no to ona robi coś kociego, a służba albo się nad tym rozpływa, albo interpretuje po swojemu i wcielają to w życie, nieważne jak złe będą tego skutki, co z kolei powinno być dla czytelnika oczywiste. O, taka to mogłaby być kotastrofa :lol:

 

Ale zaraz, zaraz, ja tutaj spamuję swoimi pomysłami i wyobrażeniami, a przecież w tym wszystkim tkwi jeszcze jedna, bardzo istotna postać, a jest nią księżniczka Luna. Podobnie jak w przypadku pozostałych postaci, jej kreacja okazała się fan-tas-tycz-na (!) i wprost uwielbiam scenę, w której spotyka protagonistki w kociej formie po raz pierwszy i jest troszkę jak: „OMG jaki słodki kiciuś, dawwww....”, a po chwili rozpoznaje Celestię i momentalnie nabiera powagi, aż znów stosuje swoje królewskie słownictwo :D Rewelacyjna scena, chyba moja ulubiona. No i podoba mi się to, jak odpowiedzialnie wypada Luna w tym fanfiku. Świetna rola, bez dwóch zdań. Po prostu cudo, a nie czuję, jakbym miał do tej postaci szczególną słabość, więc jest naprawdę dobrze.

 

Z innych ulubionych scen – zabawa kociej Twilight z Cadance. Znakomicie opisana, przeurocza scenka, którą wyobraziłem sobie bez problemu, zaledwie jeden z wielu przykładów tego, jak lśni w tym opowiadaniu ten koci wątek właśnie; jak jest to opisane (kompetentnie, obszernie, dynamicznie), jak się to czyta i jaki towarzyszy temu nastrój. Troszeczkę żałuję, że Twilight serio nie utknęła na tym drzewie i że jakiś ktoś, inny, niż Luna, nie musiał pilnie jej ściągać. Wyobrażam sobie komediową scenę, gdzie oddział gwardzistów szturmuje ogród i z werwą oraz profesjonalizmem jednostki SWAT ściąga ją z tego drzewa, zabezpiecza i upewnia się, że ma wszystko, czego potrzebuje – karmę, wodę, kocyk, włóczkę, kartonik itd. po czym zostawia w spokoju, by kotka mogła wypocząć w luksusie. Jasne, z Podmieńcami im nie poszło, ale opieka nad kotkami, w tym to okazują się być profesjonalistami aż do przesady :D

 

Jeszcze jakieś scenki? Luna łapiąca spadającą Twilight magią. Fajnie napisane, serialowo, naprawdę przyjemny fragment i kolejny moment dla Luny. No i wątek rybny, ciekawe mikro-światotworzenie, interesujący motyw. No i każda jedna scenka z miauczeniem, mruczeniem. Chyba słyszałem to uszami wyobraźni ;)

 

Generalnie, bardzo się cieszę, że opowiadanie to zostało przetłumaczone, przekład stanął na wysokości zadania, toteż można w pełni cieszyć się tą historyjką w ojczystym języku i ogółem było to doświadczenie jak najbardziej pozytywne. Problemy, o których pisałem wcześniej, postrzegam jako „coś dziwnego” co mnie akurat przytrafiło się podczas czytania, tylko tyle. Ale tekst jak najbardziej polecam. Kolejna konkretna próbka działalności Królewskich Archiwów Canterlotu. Dla fanów księżniczek/ kotów/ obu pozycja absolutnie obowiązkowa. No i cóż, to, jak na jak wiele alternatywnych pomysłów na kotastrofę wpadłem podczas czytania może świadczyć o tym, że tekst potrafi zainspirować, a to już coś :) Polecam Państwu serdecznie :rdblink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...