Skocz do zawartości

Od ofiary do oprawcy [Oneshot][Slice of Life]


Recommended Posts

Gdy poznaliśmy Sunset, była już dorosłą klaczą, choć w ciele nastolatki(no dobra, w ciele nastolatki była raczej chwilę po tym, jak ją poznaliśmy). Silną i utalentowaną, choć kroczącą złą drogą... 
Ale przecież nie zawsze tak było. 
Niegdyś i Sunset wierzyła w przyjaźń... była młodą, niewinną klaczką z wielkimi marzeniami. 
Ale jej życie nie było usłane różami, a surowa, choć kochająca matka uczyła ją czegoś zupełnie innego... 

 

Ta opowieść jest o pierwszych krokach, które sprowadziły Sunset na złą drogę... gdy z ofiary sama stała się oprawcą...

 

Od ofiary do oprawcy

(Część Lyokoverse i chronologicznie pierwsza część "Trylogii Sunsetkowej".)

Spoiler

Jak dotąd ukazały się z niej: 
1. Od ofiary do oprawcy
2. Zostań moją przyjaciółką
3. Nowe Początki

 

Podziękowania za korektę dla jak zwykle niezawodnej @Midday Shine oraz @Zandiego i @Darknes Husarza. 
W opowiadaniu wykorzystałem też delikatnie zmienioną wersję piosenki "Niewzruszony Świat" z filmu MLP. 

Edytowano przez Lyokoheros
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Z perspektywy czasu coś mi się zdaje, że byłoby wygodniej gdyby cała trylogia znajdowała się w jednym wątku, ale z drugiej strony ostatnie chronologicznie bodaj opowiadanie było publikowane znacznie wcześniej niż dwa pierwsze, no i zdaje się, że organizacja Lyokoverse nie była wówczas dokładniej rozplanowana. A dzisiaj mamy niedługi, acz całkiem obszerny przewodnik, chronologię, nawet pewne podstawy magii, czy skróconą historię świata. Gratuluję! :D

 

Tym samym, recenzja „Trylogii Sunsetkowej” zostanie rozbita na trzy części. Szedłem chronologicznie, rozpoczynając lekturę od niniejszej historii, mając za sobą „Ocalenie”.

 

„Od ofiary do oprawcy” przybliża nam najmłodsze szkolne lata Sunset Shimmer, opowiadanie jest w pewien sposób unikalne, jako że występuje w nim również jej matka, Scarlet Sword. Występuje nie tylko jako rodzicielka, ale także mentorka, wzór do naśladowania dla młodej Sunset, warto dodać. Narracja, nie tylko tu, ale w ogóle, przez całą trylogię, jest prowadzona z perspektywy pierwszej osoby, co ma sens – wszystkie wydarzenia obserwujemy wyłącznie z punktu widzenia Sunset i to z jej myślami oraz osądami obcujemy, a ponieważ żadne z opowiadań nie rozwija punktów widzenia pozostałych postaci, narracja pierwszoosobowa sprawdza się najefektywniej.

 

Powracając do postaci, historię obserwujemy z oczu Sunset, która to Sunset jeszcze nie opanowała swej magii i jej mocy nie rozwinęła. Z tego powodu jest bardzo często prześladowana przez rówieśników, ale nie poddaje im się, chce walczyć. Z pomogą przychodzi jej Scarlet Sword, która zna kilka sposobów na poradzenie sobie z prześladowcami. A także, jak się okazuje później, trudami samego życia.

 

Przyznam szczerze, że mam pewien kłopot z kreacją postaci Scarlet Sword, zarówno tutaj, jak i na przestrzeni całej trylogii, kiedy obserwujemy wpływ jej nauk na ukształtowanie światopoglądu Sunset i tego jak postrzega inne kucyki oraz wartości którym się oddają. Jest to postać, która wie jak sobie radzić zarówno sprytem (dzielenie i rządzenie), jak również magią, co chyba można na potrzeby rozważań uprościć do przemocy. Sunset nie zdzieli kogoś kopytem po twarzy, to mu tę twarz podpali, w tym sensie. Dosyć skokowo mentorka młodej Sunset przechodzi z działań dzielących prześladowców i sprytne zwracających ich przeciwko sobie na działania siłowe, co z jednej strony może być rozpatrywane jako rzecz dobra, ponieważ ma to sprawić aby córka nabrała zaradności, pewności siebie, nauczyła się jak o siebie zadbać i nie dawać sobą pomiatać, ale z drugiej można doszukiwać się w słowach Scarlet drugiego dna, co ostatecznie, jak pokazują kolejne opowiadania, rozpala w Sunset niechęć do pewnych wartości, z czasem budując chęć zemsty. Do samego końca „Nowych początków” nie mam kompletnie pojęcia na kim i za co, skoro Sunset nawet nie idzie za swoimi byłymi prześladowcami (co swoją drogą jest dosyć ogranym motywem i dobrze, że go tutaj nie ma ;)), ale za Celestią, która tyle jej dała, zaś jej jedyną „winą” okazuje się wiara w przyjaźń, miłość, serdeczność. Coś, na co Scarlet Sword uczuliła Sunset.

 

Postać Scarlet może zostać zinterpretowana pozytywnie lub negatywnie, lecz patrząc szerzej, na następstwa jej nauk oraz to kim się stała Sunset, szala przechyla się mocniej na stronę negatywną. Chociaż podkreślam, że teksty o zemście, czy takie dosyć tunelowe myślenie o przyjaźni czy dobrych intencjach innych u Sunset w ostatecznym rozrachunku wypada mało naturalnie. Rozwinę tę myśl przy okazji „Zostań moją przyjaciółką”, jako że w „Od ofiary do oprawcy” nie ma tego zbyt wiele.

 

W gruncie rzeczy czeka nas tutaj wiele różnych scen, historyjka jest prowadzona spójnie, stałym tempem, a całość pozostaje utrzymana w klimacie kreskówkowym, czy komiksowym. Z paroma małymi wycinkami, przybliżającym typowo ludzkie sprawy, co jednak nie odziera opowiadania z jego ogólnie kolorowej, pozytywnej otoczki – Sunset ma problemy, pomaga jaj bliska osoba, Sunset radzi sobie z problemami. Staje się silniejsza, chce się jej kibicować, chociaż można mieć wątpliwości co do poszczególnych nauk, czy ogólnego wydźwięku.

 

Opisy spełniają swoje zadanie i satysfakcjonują. Próżno szukać tutaj rzeczy do poprawy, jedynie może małe braki w warstwie emocjonalnej, jako że w tekście występują sceny, które w mojej opinii powinny być emocjonalne, przełomowe dla obu postaci, a mimo to opisów emocji, czy zwracania uwagi na rozwijające się nowe cechy u Sunset jest troszkę mało. Ale to również rozwinę przy okazji „Zostań moją przyjaciółką”, ponieważ tam będzie widać lepiej które sprawy zyskały kosztem (?) innych.

 

Poza tym, fajnie, że autor odważył się na pewne smaczki oraz nawiązania, czy to w formie lekko zmodyfikowanej piosenki z kinówki (chyba nie zaskoczę kiedy powiem, że mi to zgrzytało, wyglądało trochę naiwnie, ale, you know, it's something), czy też motywu magii ognia, która jest silnie związana z Sunset, która wyraża jej marzenia, a przez którą jej malunek ulega zniszczeniu, ale dzięki której też się odradza. Są to drobne szczegóły, które budują wizerunek postaci, atmosferę magii oraz nadchodzących zmian, co w końcu zaprowadzi nas do kolejnych opowiadań oraz filmów „Equestria Girls”.

 

Myślę, że warto poświęcić nie tylko niniejszemu tytułowi, ale w ogóle, całej trylogii nieco uwagi. Tekst był lekki, przystępny, na swój sposób sympatyczny. Jest w nim kilka ciekawych pomysłów, ich realizacja może nie jest idealna, ale dostatecznie wyczerpująca by dać czytelnikowi jakieś pojęcie, zaprezentować wizję autora ;)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Nie tak dawno temu, trafiłem na ,,Zostań moją przyjaciółką", które przeczytałem i skomentowałem. I choć tamten fik nie przypadł mi do gustu, obiecałem, że sięgnę po resztę trylogii sunsetkowej. Co też właśnie zrobiłem. Zanim jednak przejdę do właściwej recenzji, pomarudzę odrobinę na fakt, że to jest Oneshot. Moim zdaniem (z reszta chyba nie tylko moim), trylogia powinna być w jednym temacie, oznaczonym jako seria, a nie w trzech osobnych (choć podlinkowanych w treści). Byłoby to wygodniejsze dla czytelnika. 

 

A co do fika, to musze przyznać, że mam mieszane uczucia.

 

Sam pomysł, by tak zbudować młodość Sunset, jest dobry i logiczny względem Equestriagirlsowej postaci. Śmiało może tłumaczyć zachowanie dziewczyny tym, że dokuczali jej w dzieciństwie, a jej samotna matka mówiła, że przyjaźń jest przereklamowana i liczy się tylko siła, spryt i to, co się samemu umie. Dobrze wypadły tez lekcje, których Scarlet udziela córce. Zarówno te mówiące jak przechytrzyć dokuczające jej dzieciaki, jak i sceny nauki magii. Zwłaszcza te ostatnie są opisane niezwykle kreatywnie i przystępnie. Wprawdzie scenę malowania obrazu magia można by rozwinąć do całej strony, ale nie jest to niezbędne by cieszyć się fikiem. 

Na plus jest też postać Scarlet, czyli matki Sunset. Szybko da się zauważyć, ze jest ona obdarzona nieprzeciętną mocą, a ponadto posiada wiedzę jak jej używać żeby osiągnąć jeszcze więcej. Stanowi idealny przykład i świetnego nauczyciela magii dla kogoś takiego jak Sunset. Z drugiej jednak strony jest tez skrzywdzoną matką i żoną, której małżonek sobie poszedł (nie znamy niestety szczegółów, a szkoda, bo mogłyby być ciekawe), a ona przelewa część swej frustracji z tym związanej i swego stosunku do męża na córkę. To tłumaczy, czemu Scarlet ma taką, a nie inną opinię o przyjaźni i o Celestii. To też buduje tą postać i bardzo dobrze tłumaczy, czemu Sunset jest jaka jest i czemu kończy tak jak kończy. 

Przyznam jednak, ze chętnie bym poznał znacznie więcej szczegółów z przeszłości Scarlet, bo to mogłoby rzucić bardzo dużo światła na to, czemu wpaja Sunset takie, a nie inne wartości (nawet nieświadomie). Myslę, ze wielu czytelników mogłoby się ze mną zgodzić w tej amterii. 

Sama Sunset jest zbudowana trochę kliszowo, ale to nic złego. W zasadzie, mały, słaby kujon zdecydowanie pasuje do siedmioletniej Sunset. Tak samo jak jej nieudolność magiczna, która przez pryzmat matki jest jeszcze boleśniejsza dla małej klaczki. Wycofana, niepewna, niechętna do zawierania przyjaźni, z boku grupy... No i oczywiście musi jej ktoś dokuczać. Niby do bólu klasyczne, ale pasuje. Jest też dobrym tłumaczeniem, czemu Sunset jest jaka jest. Nawet jeśli nie zawsze to przyznaje, ona chce się zemścić. Ona nie tylko pragnie tej mocy (takiej jak u matki), by mieć szacunek (ale nie taki jak ktoś, kto niesie pomoc i jest dobry, tylko jak ktoś, kto jest potężny, a wiec groźny), ale też pragnie mieć potęgę by się zemścić. By dzieciaki poczuły dokładnie to samo jak ona się czuła, kiedy jej dokuczali. Albo gorzej. Może to kliszowe, ale bardzo dobre i bardzo prawdziwe. Poza tym, pasuje do jej matki (która jest jedynym wzorem, dla Sunset). 

Do tego fik ma bardzo fajną i klimatyczną piosenkę. Przyznam, że początkowo nie skojarzyłem jej z Open up your eyes. Póki nie spojrzałem na przypis, wyglądała dla mnie jak coś na miarę starego disneya, z ust jakiegoś Villiana, do głównego bohatera. Coś jak zły, który śpiewa głównemu bohaterowi, kiedy ten jeszcze nie wiek, kto jest zły. Nie znaczy to, że Scarlet jest zła (to kwestia dyskusyjna, o której można by sporo napisać). Po prostu sama piosenka jest fajna i nadaje całości serialowy sznyt. 

 

I tu w zasadzie mam pewien problem z tym fikiem. Otóż w swej serialowości ma on pewną cechę, która mi się nie podobała w niekórych odcinkach kuców. Jest krótki. Część wątków jest potraktowana dość luźno i nierozwinięta. Tak wiem, wspominałem, że to nie jest niezbędne, rozmiar nie ma  znaczenia i tego typu sprawy, ale z drugiej strony, tu jest dość materiału na miarę naprawdę długiego dzieła, gdzie każda postać jest wielowymiarowa i nie jest czarno-biała (tu niestety kilka postaci nie ma głębi. Chociażby dzieciaki, które dokuczają Sunset.). Bazując na tym, można by śmiało opisać życie Sunset w szkole, jej lekcje, jej relacje z matka, przeszłość (jej i matki), oraz samą aplikację do szkoły Celestii. Tu mamy tylko część tego i to potraktowane dość luźno, by nie rzec nawet, po łebkach.  I choć nie mogę tego jednoznacznie nazwać złym, a sam fanfik czyta się przyjemnie, to jednak pozostaje niedosyt i część postaci trzeba sobie dobudować w głowie. A materiał pozwalałby stworzyć cos w stylu Dnia w którym Trixie powiedziała prawdę. Rozbudować emocje, dodać opisy i więcej fabuły. 

 

Jednak wiekszy problem mam już z zakończeniem.

Niby jest logiczne, ale takie dość uproszczone i za szybkie, moim zdaniem. Myślę, że lepiej by było gdyby fik kończył się sceną zemsty na dzieciakach, którzy jej dokuczali. Takiej zemsty, gdzie ona jest dla nich taka, jak oni byli dla niej. I takiej, która nie wychodzi na jaw, bo Celestii się to nie podoba (to akurat fajne i pasuje do Ceśki). 

Poza tym, zakończenie w świecie ludzi kłóci się nieco z dalszym ciągiem trylogii, gdzie widzimy Sunset pod okiem Ceśki. Tak, wiem, że to osobny fik, ale nawet jako osobny fik, ma nieciekawe, moim zdaniem, zakończenie, które można by napisać lepiej (i zupełnie inaczej). 

 

Jeśli chodzi o formie, to jest przyzwoicie. Nie zauważyłem błędów, literówek, czy jakichkolwiek problemów. Słowem, nic w formie nie odrywa czytelnika od tekstu. 

 

Podsumowując, to nie jest zły fik. Tekst jest lekki, przyjemny i przystępny. Może ma pewne braki, wynikające głównie z długości (a raczej jej braku), ale mimo to, tworzy spójną całość. Raczej polecam ten fik, bo, choć nie trafił w mój gust, to nie jest złym fikiem. 

Edytowano przez Sun
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...