Skocz do zawartości

[Samhain 2018] Wzgórze Ognia


Cahan

Recommended Posts

Ostatni kucyk zapłoną. Na Alrixa spłynęła ulga. Czyli to już koniec, tak? Koniec tego okrutnego przedstawienia, poszukiwań wiedźm, zbierania poszlak i tułania się od tawerny do tawerny... jeżeli oczywiście dobrze się spisali. W najlepszym wypadku spłonęły cztery kucyki, które i tak już były nie do odratowania. Strata potwora, na co żywym dowodem były łzy oraz szlochy wszystkich tu zebranych. Ich twarze rozciągnięte w grymasie żalu, złości i smutku. Nie. To nie ulga spłynęła na podmieńca. To mogłoby być jedynie chwilowe wrażenie. Do jego świadomości dotarło, że jeżeli popełnili błąd, to ktoś tu niewinny spłoną na oczach wszystkich, oskarżany o najgorsze rzeczy. Ten ktoś krzyczał, wiercił się, wił, jak ryba wyciągnięta z wody, kiedy strażnicy wlekli go na stos. Szukał pomocy u każdego, wznosząc modły do bogów, którzy raczyli jedynie w milczeniu obserwować to ponure przedstawienie. Ktoś taki mógł umrzeć ze świadomością, że był niewinny, a rozpacz i żal o niesprawiedliwość wypalały takiego oskarżonego równie mocno, co ogniste języki, obdzierające go ze skóry. 

 

Alrix przysiadł na trawie i przyłożył kopytko do czoła. Nie czuł się zbyt dobrze i miał do tego powód.

 

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vocal przez cały czas stał w miejscu. Wyprostowany, na jego twarzy nie było żadnych uczuć. Stał i gapił się w kępę trawy metr przed nim. Inaczej wyobrażał sobie urlop, chciał wyjechać do Ponyville aby odpocząć, aby zebrać myśli i pomysły, a tym czasem, stał się katem. Niby chciał być sprawiedliwy, nie osądziłby kucyka, gdyby nie był przekonany, że to on jest winny. Bronił Lyry, skazał Minuette, rozmawiał ze Starlight, skazał jej najlepszą przyjaciółkę. Ale mimo, że był przekonany, co do winy tych dwóch klaczy, nie czuł się dobrze. 

 

To okropne uczucie. Uczucie, które będzie mu towarzyszyło do końca życia. Zniszczył życie przynajmniej kilku kucyków, kucyków które przyjaźniły się ze skazanymi, były umówione na wspólne robienie... czegokolwiek. Chociaż... Czy ze skazanych kucyków cokolwiek, ktokolwiek został? Były więzione w swoich ciałach opętanych przez wiedźmy, czy może umarły wraz z opętaniem? Ciężkie przemyślenia.

Z tego wszystkiego najbardziej żal mu było Starlight. Rozmawiał z nią, pili razem, po tym jak zachorował, pomagała jak mogła udzielając informacji gdzie jego przyjaciele mają go zawieźć.

Najbardziej żal mu było klaczy w której towarzystwie spędził w miarę miły wieczór. Polubił ją, mimo, że krótko się znali.

Najbardziej żal mu było klaczy, której spalił przyjaciółkę...

 

Najbardziej żal mu było klaczy, która mu się podobała, a teraz wściekła stała przed nim... a on spojrzeć jej w oczy nie miał odwagi...

Edytowano przez Suchar
  • Mistrzostwo 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po całym tym zamieszaniu starzec przez dłuższą chwilę milczał, wreszcie zebrawszy myśli zwrócił się w stronę łowców i rzekł. - Przyjaciele, to był straszliwy miesiąc pełen okropnych wydarzeń, ale nie mogę powiedzieć, że tego żałuję, inaczej nie poznał bym was. Można powiedzieć, że paradoksalnie te straszne przeżycia zbliżyły nas do siebie. Gdy pierwszy raz przyszedłem na to wzgórze nie wyobrażałem sobie, że spotkam tu tak cudowne osoby. Wkrótce okaże się czy nasze osądy były słuszne, lecz gdyby jednak okazało się, że ten miesiąc był naszym ostatnim, to i tak niczego nie żałuję. W tych trudnych chwilach byliście mi podporą i ostoją, dlatego z największą przyjemnością mogę nazwać was przyjaciółmi

  • +1 1
  • Lubię to! 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twilight przyszła na Wzgórze Ognia, gdzie po raz ostatni zostanie zapalony stos wraz z żyjącym, rozumnym stworzeniem. Błoto oblepiło jej kopyta, bawiąc je na brązowy kolor. Deliaktny deszcz padał od rana, przez co ziemia była miękka a drewno, które ma stanąć w ogniu, wilgłe. 

Chciała widzieć śmierć kucyka, którego dusza została otruta ciemnością. A przyjamniej tak twierdził tłum oskarżycieli. 

Ciekawe, czy śmiertelnicy zdają sobie sprawę, co ich czeka, jeśli mrok przetrwał... 

Fioletowy alikorn wysunął się na przód, rozglądając się za mistrzyniami ceremonii. Po pewnym czasie zjawiła się Zecora, która wyłoniła się z cieni Lasu Everfree, który był dla niej domem. Widać było, że zebra znacząco podupadła na zdrowiu.

Zazwyczaj lśniąca sierść była wypływała. Kilka kosmyków jej prostych włosów opadało na lewe oko. Można też było dostrzeg spadek wagi... 

Jednak to nie ruszyło Twilight. Tknęło ją dopiero spojrzenie klaczy - bez nadziei, bez woli walki. 

Bez życia. Martwe niczym popiół. 

Gdzieś głęboko w swoim odrodzonym sercu alikorn poczuł lekkie ukłucie. Jedno z nielicznych emocji, jakie poczuła, odkąd powstała zmartwych. Twilight zamrugała kilkukrotnie, a igła żalu zniknęła bezpowrotnie. 

Na niebie pojawiło się jasne światło, zwiastujące nadejście księżniczki Luny - drugiego sędziego i kata. 

Młodsza siostra Celestii wylądowała z gracją na rozmokłej glebie. Spojrzała na zebrę a ta kiwnęła głową, że to czas osądu. 

Kucyki zaczęły wybierać, kto ma dzisiaj spłonąć. 

Sparkle położyła uszy do głowy, chcąc nie dopuścić do siebie imion prawdopodobnych wiedźm. 

Kilkukrotnie słychać było imiona jej przyjaciółek. Słyszała też inne, znane i mniej znane imiona. 

Księżniczka zamknęła oczy, chcąc otoczyć się ochronną tarczą przed okrutnym światem. 

Nagle zagrzmiał głos Pani Nocy. Klacz z bóle powróciła do rzeczywistości. 

- Trixie Lulamoon... - rzekła Luna. 

Twilight cicho odetchnęła. Choć natychmiast tego pożałowała. 

Oh, Starlight... Że też musisz być tego świadkiem...

Po pewnym czasie ofiara została dosłownie przywleczona. Miotała się, szarpała, wyrywała... 

- Oszczędzaj siły na Śmierć - szepnęła cicho Twilight. - Ona lubi patrzeć, jak jej ofiary walczą o ostatnie tchnienie. 

Nagle ofiara zdołała się wyrwać gwardzistom. Skorzystała z okazji do ucieczki, pędząc w stronę mrocznego lasu. Dało się zauważyć w oczach Trixie, iż determinacja wymieszna z adrenaliną zwyciężyła nad strachem... 

Luna jednak nie okazała miłosierdzia. Schwytała jednorożca, związała tak, że ledwie mogła oddychać, po czym natychmiast podpaliła stos. 

 

Błękitna klacz odeszła bez krzyków czy wrzasków. 

Poddała się, co bardzo rozczarowało Śmierć. Sądziła, że taki kucyk jak ona, zaspokoi jej pragnienie cierpienia. 

 

W końcu ceremononia dobiegła końca.

Wojna jednak nadal trwa.

 

Kucyki nie zauważyły jak Twilight Sparkle urania łzę, sądząc, że to kropla deszczu. 

 

Celestio, dopomóż. 

  • +1 1
  • Lubię to! 1
  • Mistrzostwo 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Starlight nie chciała tego oglądać.

Odeszła niemal na skraj lasu pozwalając, by szum wiatru wśród drzew uspokoił jej cierpienie.

Patrzyła w ciemność. Ciemność, która z każdą chwilą coraz bardziej wzrastała w jej sercu. “Zabawne… tak bardzo chcemy pokonać ciemność, że nie zauważamy jak sami stajemy się tacy jak ona” pomyślała uśmiechając się tajemniczo sama do siebie. 

Niech i tak będzie”. Gniew, bezsilność i rozpacz łączyły się w jedno, a jednorożec coraz bardziej przegrywał tę walkę.
W końcu uderzyła kopytkiem w ziemię i odwróciła się w stronę tłumu.

Chciała coś zrobić coś powiedzieć Lunie, ratować Trixie, lecz było już za późno. Wracała więc powoli do zebranych, rozważając wszystkie możliwości, jakie jej pozostały.

W końcu drogę zagrodziła jej znajoma grupka łowców.
Gdy Galion do niej przemówił, zatrzymała się i spojrzała na starca. Nie wiedziała, czy chce z nim rozmawiać. Nie wiedziała, czy chce rozmawiać z kimkolwiek w tej chwili.
Nic więc mu nie odpowiedziała. Nic nie powiedziała do nikogo z zebranych.
Patrzyła tylko na łowców pustym wzrokiem, a w oczach jednorożca odbijał się płonący stos.
O czym myślała w tej chwili? Nie wiadomo i nikt prędko nie dowie się, co chodziło po głowie niezwykle utalentowanej czarodziejce. Powoli zamknęła oczy.
Sylwetka jednorożca zaczęła lśnić, a na czubku rogu pojawiło się biało-zielone światełko. Czuć było dziwną energię emanującą od jednorożca. Energia z każdą chwilą się zwiększała i stawała się coraz bardziej wyczuwalna.
Klacz otwarła oczy. Jej wzrok skierowany był w stronę płonącego stosu. Przez chwilę patrzyła na swoją przyjaciółkę. Potem przeniosła wzrok na Lunę, a spojrzenie mogłoby zamrozić lawę z wulkanu.
Tak samo spojrzała w stronę łowców. Energia emanująca od jednorożca osiągała już punkt krytyczny, lecz nagle dostrzegła wśród zebranych Galiona i Vocala. W tym momencie prawie cała energia znikła.
Klacz odetchnęła głęboko i spuściła wzrok. Drobne łzy zaczęły spływać po jej pyszczku. Gniew targał nią dotkliwie, ale czuła również troskę. Troskę o nowych przyjaciół, jak również nadzieję. Tego ostatniego uczucia nie umiała wytłumaczyć… jak i dlaczego po tym wszystkim wciąż czuje nadzieję.
Nagle energia znów zaczęła emanować z kucyka, lecz Starlight szybko otwarła oczy i pozwoliła, by ogarnęło ją biało-zielone światło.

-Przepraszam. - szepnęła.

Nagły wybuch jasnej energii uwolnił falę uderzeniową, która przewróciła łowców, a po klaczy pozostał jedynie krater wypalonej ziemi. 

Starlight zniknęła. 

  • +1 2
  • Smutny 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cindy patrzyła na stos. 

Tym razem już nie odwracała wzroku, jak wcześniej. 

Chciała to widzieć. Wiedziała że nie powinna, ale chciała. Chciała wiedzieć, czy dobrze wybrali. Jeśli nie, świat zmieni się na długi, długi czas. Trwała by tak, patrząc na tańczący ogień do końca, do samego końca jego życia, prawdopodobnie poddając się w końcu uczuciom, które kotłowały się w niej gdzieś w głębi przez cały ten czas i których podczas śledztwa nie dopuszczała do siebie - z jednym małym wyjątkiem kiedy w chwili słabości siedząc w nocy w tawernie Sunbursta wypiła mu jego alkohol. Jednak z tego dziwnego stanu wybudził ją głos Galiona. 

Nagle odwróciła wzrok w jego kierunku. Mówił coś do Starlight. 

-Przepraszam Cię, tak trzeba.. 

Szepnęła do klaczy. Obserwowała ją i niepokoiło ją to co się z nią dzieje. To był jej wybuch emocji. Spalili jej przyjaciółkę.
I najgorsze było to, że Cindy rozumiała ją. Nie zareagowała kiedy Glimmer chciała wysadzić siebie, jedynie przymykając oczy, chroniąc się przed blaskiem energii. Nie ze względu na to, że było jej to obojętne, ale właśnie ze względu na to, że to rozumiała.  

Głośno wciągnęła powietrze. 

Raz...

Dwa...

Trzy... 

Pozbierała się z ziemi i podeszła do przyjaciół. 

Tak, przyjaciół. Jeśli zebra uważała że przyjaźń zginęła.. Myliła się. Myliła się i to srogo i jeszcze za to zapłaci. Jeśli tak uważała, była zaślepiona na to co się działo i co mówili o przyjaźni chwilę przed ogniskiem. To było przykre.. Było przykre dlatego, że przez to ona już nie zazna przyjaźni. 
Ani tej, którą poznała Cindy, ani innej. A mogła..

Mogła, tak jak i oni mogli w tak okrutnym czasie utworzyć więzy przyjaźni. Był do tego zdolny starzec, który stracił dziecko; nieśmiały jednorożec z dalekiej metropolii; podmieniec, który dopiero uczył się życia tutaj; oraz batpony z brzemieniem z przeszłości. I pegaz, która odrzucała emocje i uczucia, odsuwając od siebie wszystko co dotykało innych, wmawiająca sobie że nigdy już nie trafi w takie grono. W jak dużym błędzie tkwiła myśląc, że pisana jest jej samotność.. 
Oni wszyscy dali radę. Stworzyli grono przyjaciół - bardzo zżyte grono. Mimo kłótni, mimo Koszmaru.

Miała nadzieję że jej też się uda.. 

Spojrzała w jej kierunku, a potem wróciła spojrzeniem do Łowców. Jeśli było potrzeba, pomogła im się podnieść z ziemi po wybuchu. 

-Nie patrzcie na to.. Chodźmy gdzieś razem. Nikt teraz nie powinien zostać sam.. Ja też nie chcę. 

Spuściła wzrok na moment, przyznając się do tego. Nie chciała być sama. Już nie chciała, teraz, kiedy miała ich, znała coś lepszego. A gdzie się udali? Tę decyzję pozostawiła im, ona tylko poszła za większością. Oby za wszystkimi. To absurdalne, ale kierunkiem była właśnie tawerna Starlight. 

Ostatnio wszystko co się działo było absurdem. 

  • +1 1
  • Lubię to! 1
  • Mistrzostwo 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vocal podniósł wzrok kiedy Starlight zaczęła otaczać się magią. Początkowo głowa pozostawała w tej samej pozycji co przedtem, jednak powoli zwracała się w kierunku świecącej klaczy. Pierwszy raz zetknął się z tak potężną magią. W pewnym momencie Starlight popatrzyła na niego i na starca. W jej oczach widać było wielki ból i determinację... Ale i jeszcze coś... Nadzieję?

Ogier nie miał czasu się zastanawiać. Po chwili sylwetka klaczy ponownie rozbłysnęła po czym szepnęła krótkie przepraszam.

-Sta...- W tym momencie nastąpił wybuch. Ogier ogłuszony padł na ziemię, leżał tak przez chwilę. Gdy doszedł do siebie i ponownie stanął na kopytach, zobaczył tylko krater w miejscu gdzie wcześniej stała klacz. Stanął jak wryty i stał tak dobrych parę minut.- Co się z nią stało? Czy ona się...- Jak najszybciej wyrzucił czarne myśli z głowy. Nie chciał w to uwierzyć. Chwilę później reszta przyjaciół zaproponowała udanie się do jej tawerny. Przystał na tę propozycję. Może Silver Night będzie wiedziała co mogło stać się ze Starlight.

-Zaraz do was dołączę- Krzyknął do odchodzącej grupy, po czym ponownie podszedł do zwęglonej trawy, patrzył na nią. Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji, nigdy wcześniej nie odczuwał tego uczucia, silnej tęsknoty połączonej z poczuciem straty. Po policzku spłynęła mu łza.

Po chwili dołączył do reszty.

  • +1 1
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Starzec powoli podniósł się z ziemi po wybuchu. W miejscu gdzie przed chwilą stała lawendowa klacz pozostał tylko krater. W głowie starca kłębiło się mnóstwo myśli, czy ona odeszła. Dlaczego to zrobiła, ogier trochę ją rozumiał, straciła swoją najlepszą przyjaciółkę. Ale to jeszcze nie powód aby odbierać sobie życie, nie lepiej tak o tym nie myśleć. Panna Starlight na pewno żyję. Próbował sam sobie wmówić ponieważ pewności nie miał. Z zamyślenia wyrwał go głos Cindy. Zaproponowała pójście do tawerny "Pod Rubinową Gwiazdą" ogier chętnie przystał na tę propozycję, gdyż nie chciał stać w miejscu gdzie być może dokonała żywota, jedyna klacz spośród podejrzanych którą tak naprawdę mógł nazwać przyjaciółką. Schodząc w dół zbocza pomyślał tylko. - Żegnaj panno Starlight. - po policzku spłynęła mu łza. - Mam nadzieję że kiedyś mi wybaczysz.

  • +1 1
  • Smutny 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pół roku po wydarzeniach na Wzgórzu Ognia

 

Tamte dni zmieniły wszystko. Podczas nowiu siódmego listopada purpurowe płomienie dosięgły nieba, które spowiło się pomarańczem i karmazynem. Zerwał się huragan, którego nie przewidziały pegazy, a w tej wichurze było słychać krzyki potępionych. A potem ogień się wypalił i wszystko ucichło.

 

Większość mieszkańców uwierzyła, że to koniec Koszmaru, że wygraliśmy. Jak bardzo się mylili. Wiele kucyków opuściło Ponyville, nie trzymało ich tu już nic poza złymi wspomnieniami. Martwi przyjaciele, rzucane oskarżenia, błagania wleczonych na stosy. Koszmary, ciągłe koszmary. Przez to nawet nie zauważyliśmy nieobecności Lyry i Spitfire. Ale one wróciły… później.

 

Twilight Sparkle przejęła obowiązki swej mentorki, Księżniczki Celestii i wraz z grupą możnych próbowała odsunąć Lunę od władzy. Młoda księżniczka zmieniła się - ogień wypalił z niej całą niewinność, pozostały żal, ból i poczucie obowiązku. Nie mogła uwierzyć, że Pani Dnia dała się skorumpować. Dopiero Koszmarowi udało się je pogodzić i wychudzone, półżywe alikorny stanęły po jednej stronie by stanąć do tego beznadziejnego boju.

 

W kraju nastał głód, zgromadzona żywność zaczęła pleśnieć i gnić, nie mogliśmy nad tym zapanować. Z dnia na dzień coraz bardziej słabliśmy. Wtedy dopadły nas choroby. Źrebięta i starsi umierali jako pierwsi, ich żywota były zbyt wątłe by przedłużyć egzystencję o suchej trawie. Stosy gnijących ciał, których nikt nie miał siły pochować, a później już tylko trupy, walające się wszędzie niby śmieci, za które miał nas Koszmar.

 

Wiarę straciłam jeszcze na Wzgórzu Ognia, jednak mimo wszystko walczyłam. Cóż innego mi pozostało? Walczyłam, bo tak trzeba. Bo tak mówiły martwe ideały. Wielu prosiło mnie o pomoc. Niektórzy przynosili na grzbietach swe martwe źrebięta, jakby nie pojmując, że to koniec. Rozpacz. Brak nadziei.

 

Szloch matek. Szloch ojców. Szloch żon i szloch mężów. Płacz rodzin i płacz przyjaciół. Świadomość, że nie ma ucieczki. Gnijące zwłoki i uczta dla wron.

 

Trzeba nam było spłonąć na Wzgórzu Ognia. Płomień oczyszcza. Płomień nie jest gnijącą raną, z której wychodzą larwy. Płomień nie katuje cię tygodniami. Płomień uwalnia duszę i pozwala jej umknąć w noc.

 

Spoza Equestrii zaczęły napływać złe wieści, naszych sąsiadów spotkało to samo i błagali o ratunek. Księżniczka Luna obawiała się, że w swej desperacji mogą nas najechać. Jednak tak się nie stało, ich wojska pierwiej przegrały z głodem i zarazą niż z nami.

 

Cierpienie. Ból skręcający trzewia. I zmęczenie, śmiertelne zmęczenie. Jakbym była we śnie, który się nie kończy. Chyba to pozwoliło mi przetrwać tak długo.

 

Twilight, Luna i Cadance próbowały nas ratować. Szukały zaklęć, artefaktów i wiedzy w prastarych księgach. Nie wiem, czy alikorny jeszcze żyją.

 

Podczas Solstycjum po niebie przegalopowały dwie klacze. Jedna wychudzona i wynędzniała, z wyleniałą, zielonkawą sierścią i długim rogiem, druga zaś wielka, uskrzydlona, zostawiająca za sobą stada much. Jej ciało gniło i odpadało płatami, lecz mimo to wciąż żyła. Śmiały się i krzyczały, drwiąc z naszych męczarni.

 

O, śmierci! Dlaczego nie przychodzisz?! Dlaczego nie chcesz nas tak po prostu zabrać? Przytul nas! Ukochaj nas! Bo tyś jest jedyną matką, która może nam pomóc.

 

I gdzie teraz jest przyjaźń? Gdzie się podziała Harmonia? Miłość? Jakie to wszystkie wydaje się puste w tych chwilach. Jak pozbawione znaczenia banały, powtarzane w spokojnych czasach by poczuć się lepiej.

 

Tam gdzie one się kończą, tam rodzą się bestie.

 

Widziałam jak Applejack zabija Pinkie Pie o pęczek szczawiu. Jak mąż pożywia się na zwłokach żony. Jak proste kucyki szukają winnych i mordują sąsiadów. Jak… jak…

 

Jak Koszmar posila się na duszach słabych, jak obejmuje tych, którzy dali się złamać i ogarnąć zepsuciu w tych trudnych czasach.

 

Bestie stały się plagą. Parę razy widziałam przemiany, zwłaszcza wtedy, kiedy się zaczęły. Później uciekłam, zapadłam w głąb Everfree i zabarykadowałam się w moim domu.

 

Applejack jako pierwsza uległa zezwierzęceniu. Na początku chciała ratować rodzinę. Takich jak ona, dopuszczających się okropnych rzeczy, byle pomóc bliskim, znalazło się sporo. Potem nie miała już kogo chronić, jednak granica została przekroczona. Pamiętam ten widok, pamiętam jak pomarańczowa klacz unosi swe puste spojrzenie znad zmaltretowanego truchła różowej klaczy, a potem krzyczy długo i przeciągle, zaś jej ciało skręca się spazmatycznie, rośnie. Pysk wydłuża się i wypełnia długimi, ostrymi kłami. Jelenie rogi, wyrastające z głowy i długą sierść. Wielka, silna, potężna.

 

Bestie nie pamiętają kim były wcześniej. Napędza je tylko głód, którego nie mogą ugasić. Ucztują na żywych i piją ich krew.

 

Tropiciele wiedźm, którzy narodzili się na Wzgórzu Ognia, zostali pierwszymi łowcami bestii. Dowodzenie nad nimi objęła Rainbow Dash, jednak długo nie piastowała tej funkcji. W końcu sama stała się tym, z czym walczyła. Jak i wielu innych.

 

Łowy były podstępne. Zacierały się granice pomiędzy świadomością a bestialestwem. Polujący tracili strach i zastępowali go radością mordu, na swą zgubę.

 

Robiłam straszne rzeczy. Nie uchroniłam Equestrii, pozwoliłam by spalono niewinnych. I weszłam w zaświaty, by zapobiec Zagładzie, która i tak nadeszła. Boję się. Boję się, że ja również jestem bestią.

 

Słyszę szepty i krzyki. Krew szumi mi w uszach. To koniec. Mój czas nadszedł. Nie wiem, czy dla Equestrii jeszcze jest nadzieja. Na pewno Koszmar nie uderzył z pełną mocą. Może jeśli istoty rozumne wzniosą się na pewien poziom, kiedy pokonają własne słabości… Może wtedy... Może wtedy Koszmar odpuści, bo będziemy od niego silniejsi. Bo nie będzie mógł nas dotknąć i zranić.

 

Kiedy byłam mała, to matka opowiadała mi, że całe zło tego świata narodziło się wraz z samoświadomością żyjących. Że każdy ma dwie strony, a ono reprezentuje jedną z nich. Koszmar wyrósł na nas i to my go karmimy. On tylko ujawnił naszą zgniliznę.

 

Dla mnie nie ma już nadziei. Straciłam wiarę, coś, co okazało się najcenniejszą rzeczą jaką można mieć. Bez niej nie ma już niczego. Bez niej się już tylko czeka na koniec tej beznadziei. Na ciemność, w której nie czeka nas nic. Jaki jest sens tego wszystkiego, skoro zakończenie jest takie niesprawiedliwe?

 

Zebra odłożyła pióro i westchnęła z ulgą. Zdążyła dokończyć swoje wspomnienia. Nie wierzyła w to, że ktokolwiek je kiedyś przeczyta. Nie wiedziała nawet, czy nie jest ostatnią istotą pozostałą przy zdrowych zmysłach. Chciała jednak pozostawić po sobie cokolwiek i w pewnym sensie dokończyć tę historię.

 

Zecora chwyciła kopytojeść sztyletu. Był długi i wąski, oferował szybką śmierć. Przyłożyła czubek do klatki piersiowej, z boku, od lewej strony. Przez chwilę się zawahała. Przymknęła oczy i przypomniała sobie radosne chwile źrebięctwa, dni beztroski, wypełnione szczęściem i miłością, rzeczami, o których już niemal zapomniała. Po czym zamachnęła się i wbiła mizerykordię prosto w serce.

 

Uśmiechnęła się po raz ostatni. Czuła ulgę. Ulgę, że to już koniec.


 

Spoiler

Temat został zamknięty, ponieważ niebawem pojawi się na forum pewien konkurs. No i inny temat na podsumowanie pozafabularne.

 

  • +1 2
  • Mistrzostwo 6
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...