Skocz do zawartości

Nowy świat TCB [ZAPISY]/[GRA]


Magus

Recommended Posts

Sand Storm / Peace Order

 

Po skończeniu walki i odejściu skorpionów z wejścia do jaskini kuce udały się do środka, gdzie następnie podziwiali kryształy.

PO: Niesamowite. Pięknie to wygląda.

SS: No. Ale w nocy takie światełko raczej nie jest czymś bezpiecznym, trzeba to jakoś ukryć.

Sand wyszedł przed jaskinię, gdzie za pomocą magii zaczął zrywać większe gałęzie z drzew i następnie zaczął je układać wzdłuż wejścia do środka tak, żeby ukryć zarówno wejście, jak i światło. W międzyczasie Peace zaczął grzebać w terminalu.

Na urządzeniu pojawił się zasięg, który teraz wyjątkowo nie zanikał. Oznaczało to, że coraz bardziej zbliżali się do swojego miejsca docelowego.

PO: Jeszcze tylko kilka godzin i będziemy w domu. Odpoczniemy trochę i wracamy do misji.

Ziewnął mocno. Przy zniknięciu zagrożenia wreszcie mają okazję do odpoczynku.

PO: Jeśli coś się będzie działo w trakcie... zawołaj. Ja idę do spania.

SS: Zostać na czatach?

PO: Nie, odpocznij. Tutaj raczej nic nam nie grozi.

SS: Tak jest.

Kiedy Sand zakrył dokładnie wejście do jaskini tak, że prawie nie było nic widać teleportował się do środka, następnie położył się obok Ordera i zamknął oczy.

SS: Chwila odpoczynku. Nareszcie.

Uśmiechnął się, po czym błyskawicznie zasnął.

 

Dawn Spark

 

Uderzenie było dosyć bolesne. Po dojściu do siebie spojrzałem na Autora, próbując złapać oddech.

- Chciałem pomóc, podejrzewałem, że ktoś zaatakował koszary i nie chciałem zostawić was samych. 

Wziąłem kilka głębokich wdechów i wydechów.

- Cesarzowa widzi wszystko to, co dzieje się w naszych głowach. Zapewniam, że gdybym miał choćby MINIMUM złych zamiarów to by je wykryła, nieprawdaż?

Odzyskałem kontrolę nad ciałem. Stanąłem wyprostowany, salutując prawej ręce Crystal.

- Dostaniemy jakieś nowe rozkazy, wracamy do pokoju czy mamy jeszcze coś do wyjaśnienia?

Patrzyłem mu w kierunku oczu, z pewnością siebie i brakiem strachu w oczach. Nie zrobiłem nic złego, nie będę z niczego się tłumaczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

- Ale zawsze może napisać? - Prawie się wbiła między ich zdania trochę zapominając o dobrych zasadach. - Nie ma chyba w tym nic złego? - Spytała patrząc na Pumkin. - Tylko nie wspominaj o niektórych tematach i będzie dobrze - Ciepło się uśmiechneła i kontynuowała. - I nie bądż teraz taka ponura... Wiem że może być ciężko o sobie z tym poradzić ale nie możesz pozwolić by odbierało ci to twoją radość - Słysząc jednak jej zachęcenie do jedzenia nie rozmawiała o tym dłużej i nałożyła na swój talerz kawałek szarlotki i drugą porcje innego ciasta którego jeszcze nie znała. - Tak, słucham ich - Teraz odpowiedziała Crimson zapewniając ją że naprawdę tak jest co już pokazała. - I doskonale to rozumiem bo spotkałam już jedną taką osobę... Pokazała mi że świat nie jest taki piękny jak sądziłam ale w zasadzie jestem jej wdzięczna za to. Nie ma sensu się oszukiwać - White trochę zmarkotniała ale jeden kęs ciasta to naprawił. - A byłaś kiedyś poza rejonami Equestrii? 

 

Batty

Batty słysząc że jest cywilem prychneła niezadowolona ale nie dlatego że to stwierdzenie ją uraziło. - Czasami pomyśl zanim coś powiesz i zobacz korelacje. Nie czuje się od ciebie lepsza ale to że nie widziałeś mnie w okopach nie znaczy że jestem gorsza. - Wyprostowała się jakby chcąc pokazać że ma swoją dumę. - I nie twierdzę że moja broń jest lepsza tylko jest inna i będzie lepsza lub gorsza w innych sytuacjach. Jako żołnierz chyba powinieneś wiedzieć że typy broni się różnią i mają inne cele - Odłożyła bagaż zostawiając przy sobie uzbrojenie i parę bandaży które powinny się nie przydać. - Pójdę z tobą i nie obawiaj się że będziesz musiał mnie nosić. Nie pozwolę na to. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

- A myślałam, że jestem jedyna w swoim rodzaju, no popatrz - powiedziała Crimson na chwilę przewracając oczami gdzieś w górę, aż znów nie skierowała swojego spojrzenia na White. - Czy ja byłam poza Equestrią? Kiedyś w pewnym sensie... Znaczy - spojrzała gdzieś w bok konspiracyjnie i lekko się uśmiechnęła w kierunku White, aż nie zaczęła szeptać jej do ucha żeby nikt nie słyszał, a White mogła poczuć jej oddech na karku. - Znam miejsce, którego nikt poza mną nie zna, gdzie kiedyś żyli ludzie, dosłownie żyli, to całe ich dawne miasto. Nie ma tam nikogo już, teraz to opuszczone odludne pustynne tereny pełne dawnych ludzkich rzeczy - powoli odsunęła głowę. - Czyli tak w pewnym sensie byłam. Kiedyś chciałam uciekać z Equetrii po objęciu władzy przez Crystal, ale mam wrażenie, że ta popieprzona wojna dociera albo dotrze w końcu wszędzie, więc bez sensu - Pumpkin, która do tej pory się nie mieszała tylko przyglądała rozmowie patrzyła zaciekawiona na obie klacze, ale nie spytała co powiedziała Crimson na ucho White mimo, że na pewno była ciekawa.

- Chętnie więc skorzystam żebyśmy mogły pisać - powiedziała w końcu widząc, że Crimson na razie nie ma najwyraźniej więc do dodania. Nagle zebrała się orkiestra, ale nie typowo wiejska, a z elegancką muzyką. Pumpkin wydawała się tym wszystkim zakłopotana.

- O co tu łazi? - spytała niepewnie Crimson widząc to.

- To chyba z okazji mojego powrotu. To przyjęcie jest zarówno dla mnie jak i dla was, bo wszyscy są szczęśliwi. Teraz jesteście dla nas jak rodzina - faktycznie dało się zauważyć, że kucyki wokół nie patrzą już na obie klacze, a zwłaszcza White niepewnie. Najwyraźniej po zachowaniu klaczy zrozumieli jaka jest naprawdę.

- Jak dla mnie bomba - wzruszyła kopytami Crimson i spojrzała na White. - Chcesz zatańczyć czy coś?


Okolice bazy

Spear nie powiedział nic więcej po wypowiedzi Batty tylko ruszył już na poszukiwanie drewna. Nawet w czasie wędrówki nie wyglądało aby ogier był specjalnie rozmowny. Nic nie planował ani nie dawał instrukcji Batty traktując ją niemal jak powietrze. Widać było, że ten jednorożec musi być niezwykle dumny z faktu tego kim się urodził. Nie można też było nie dostrzec jak inne miał podejście od swojego dowódcy i sanitariuszki z oddziału.

Tak jak się spodziewano, słońce wkrótce całkiem zniknęło, a na jego miejsce Crystal postawiła piękny księżyc w pełni, tak jak dawniej robiła to księżniczka Luna. Temperatura z każdą chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, a na pustyni nie było widać żadnych śladów życia. Jedyne co ich otaczało to kaktusy i kości dawno martwych zwierząt. Spear oświetlał sobie drogę rogiem najwyraźniej nie chcąc się przyznać jak słabo cokolwiek dostrzega w tej ciemności, ale ewidentnie nie oddalał się bardzo od obozu najwyraźniej nie chcąc zgubić drogi. Kiedy tak oboje szli już od dłuższego czasu ich oczom ukazało się kilka wysuszonych kompletnie drzew, ale drewno z nich z pewnością było idealne do rozpalenia. Spear zatrzymał się jednak za nim zdecydował się zbliżyć, aż nie chwycił okolicznego kamienia żeby rzucić nim między drzewa. Czekał tak niewielką chwilę, ale widząc, że nic nie wyszło po jego rzucie zdecydował się ruszyć po drewno, nie oglądając się na towarzyszkę. Czego nie mógł zauważyć, to długa ciemna nitka umieszczona w skałach, niedaleko drzew, która teraz lekko dygotała kiedy schodziło powoli po niej niezwykle cicho dziwne stworzenie. Jego ciało zdawało się pokryte łuskami, ale zamiast głowy miało coś co przypominało cienkie kościste palce dawnych ludzi, ale na tyle długie, że bez problemu mogły chwycić stworzenie wielkości kucyka. Istota jednak nie atakowała, a wciąż czaiła się w mroku starając się pozostać niewidoczną i najwyraźniej oczekując odpowiedniej chwili.


Jaskinia

Wnętrze wydawało się idealnym schronieniem dla dwójki ogierów. Nie było raczej szansy na ataki podziemnych robali, bo podłoże zdawało się dosyć twarde. Harpie na pewno zostałyby dostrzeżone gdyby próbowały się tu dostać podobnie jak wszystkie inne stworzenia. Nie wiadomo jak wiele czasu minęło odkąd oba ogiery zasnęły, ale gdzieś w głębi jaskini zaczęło coś błyszczeć żółtym blaskiem. Tajemnicze światło równie szybko zniknęło, ale potem pojawił się jakiś ruch na tyle silny aby jaskinia zaczęła się trząść. Niewielką chwilę później w kierunku obu ogierów wysunął się smoczy łeb na długiej smoczej szyi. Katie, która towarzyszyła buntownikom Fire wydawała się miniaturką tego olbrzyma, którego reszta ciała nadal spoczywała głębiej w jaskini.

- Kucyki? - warknął wyraźnie niezadowolony. - Zapuszczasz się jak najdalej od smoczych krain, na istnym zadupiu żeby mieć święty spokój, a teraz to? - pokazał spore kły przy ostatnim słowie. - Co wy za jedni? Myślicie, że mnie zabijecie i sprowadzicie moje łuski dla tej waszej żałosnej władczyni? A może przygód wam się zachciało? - warknął z coraz większą irytacją.


Koszary

- Jesteś zabawny - powiedział ogier po chwilowej potyczce wzrokowej między nimi. - Masz racje jednak, że Crystal widzi i wie wszystko. Jest wszędzie i nigdzie, a wiem to najlepiej, bo jako jedyny mogę z nią rozmawiać - Idziemy. Skoro nie możesz spać pomyślę, co z tobą zrobić - powiedział idąc wzdłuż korytarza. Kiedy tak przechodzili można było odnieść wrażenie, że światło cofa się ze strachu przed ogierem, ale kiedy oddalali się od jego źródła te znowu zaczynało świeci swoim blaskiem normalnie. - Musi to być niezwykle frustrujące stać całymi dniami na bramie i czekać, aż coś się stanie. Przecież uważasz się za lepszego od innych, prawda? Uważasz, że jesteś lepszy od tego, który dziś zabił podmieńca, tak jak od tego, który ma szukać podejrzanych artefaktów, a może nawet od niej. Na pewno nie byłeś zachwycony, że to ona prowadzi w rankingach. Czy uważasz się może za tak dobrego, że jesteś w stanie już dołączyć do oddziałów, a nawet stawić czoła mnie? - w jego głosie czuć było coś co przypominało wyzwanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Sand Storm / Peace Order

 

Ogiery zostały obudzone nagłym trzęsieniem ziemi. Dosyć szybko doszli do siebie, wystarczająco, żeby wstać.

SS: Co do kur....

Sand po obróceniu się w stronę, z której dobiegał głos dostrzegł głowę smoka.

SS: O...

Order natomiast po zauważeniu smoka przeraził się na chwilę, jednak dosyć szybko odzyskał sprawność umysłu. Mogliby spróbować uciekać, ale nie miało to sensu. Odwrócił się w stronę smoka i zaczął mówić.

PO: Jesteśmy buntownikami, więc nie trafiłeś. Poza tym martwe smoki nie są nam do niczego potrzebne, da się z wami łatwo dogadać po przedstawieniu wystarczająco silnych argumentów.

Jednorożec spojrzał na kompana zdziwiony. Nie pamiętał, kiedy ostatnio posługiwał się lekko prowokacyjnym tonem, ale pewnie było to spowodowane niewyspaniem.

PO: A udaliśmy się do tej pieprzonej jaskini tylko po to, żeby się na chwilę WYSPAĆ. Dlaczego wyspać? Otóż jeszcze kilka godzin temu uratowaliśmy ten pieprzony świat od zagłady, goniły nas jakieś dziwne robale, przeszliśmy pustynię, zaatakował nas JESZCZE WIĘKSZY robal, a potem dodatkowo musieliśmy czekać na to, aby twoi tymczasowi współlokatorzy się stąd wynieśli. 

Peace wziął chwilę na oddech, po czym kontynuował.

PO: Ale dobra, zróbmy to grzecznie. Zostały nam szczątkowe ilości amunicji, więc nawet jeśli chcielibyśmy wyrządzić ci krzywdę to taką akcją najprawdopodobniej uniemożliwimy sobie powrót do naszych, po zniknięciu Celestii i Luny ta kraina pogrążyła się w chaosie i podróże bez broni nie są możliwe. Nie chcemy z tobą walczyć. Jeśli pozwolisz nam tu zostać to się kimniemy do rana, zdemontujemy te krzaczory przy wyjściu i pójdziemy stąd, nigdy więcej już nas nie zobaczysz. Jak przeszkadza ci nasza obecność tutaj to możemy iść stąd nawet teraz, ale nie byłoby to nic przyjemnego. No chyba, że nam nie ufasz i chcesz teraz z nami walczyć, mamy ostatki amunicji, ale na smoka powinno wystarczyć.

Sand patrzył na rozmowę tej dwójki z lekkim, nerwowym uśmiechem. Jak zwykle przy takiego typu sytuacji sięgnął po cygaro, ostatnie które mu zostało. Po zbliżeniu go za pomocą magii do pyska złamało się.

SS: Niech to szlag!

Rzucił resztki w kąt, po czym czekał na odpowiedź smoka, będąc w gotowości do obrony.

 

Dawn Spark

 

Idąc z ogierem rozglądałem się na boki słuchając tego, co ma mi do powiedzenia. Idąc dalej powoli odpowiadałem na jego pytania.

- Czy uważam się za lepszego od tych śmieci? Tak. Czy uważam się za lepszego od Midnight? Nie. Wydaje mi się, że jest ode mnie lepsza, ale to dobrze, bo być może uda jej się wspomóc mnie w nauce.

Dłużej zastanawiałem się nad odpowiedzią na dalsze pytania. Rzucenie wyzwania Autorowi w mojej aktualnej sytuacji brzmi jak samobójstwo, poza tym nie chcę stresować mojej nowej współlokatorki tajemniczym zniknięciem.

- Cóż, moje ego usilnie próbuje mi wmówić, że jestem gotowy, ale wiem, że to jeszcze nie ten czas. Gwardziści osiągali swoją moc długą i ciężką pracą, nie ważne z jakim kucem mamy do czynienia - nie da się tego przegonić w kilka dni.

Zatrzymałem się na chwilę, po raz kolejny zamykając oczy.

- Jeżeli natomiast taka jest twoja wola możemy ponownie podjąć walkę. Czuję od ciebie przepotężną aurę, która uniemożliwi mi zwycięstwo, ale z pewnością wyniosę z tego kolejną lekcję, którą może kiedyś będę w stanie wykorzystać.

Uśmiechnąłem się.

- Wszystko dla niej, nic przeciw niej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

- Może niezbyt precyzyjnie się wyraziłam... Uważam że każdy jest jedyny w swoim rodzaju ale jednak pewne podobieństwa istnieją - Uśmiechneła się gdy Crimson przewracała oczami, nie chciała jej urazić a dla niej bycie indywidualistką zdawało się jednak dosyć ważne. - Więc wygląda na to że to jedno miejsce z niewielu gdzie zatrzymał się czas - Nie wiedziała co o tym sądzić. Miała złe zdanie o ludziach, brudna rasa biorąca wszystko co tylko zapragnie a tutaj okazuje się że również wiele stracili... i to najpewniej już nie wróci. Miała pewną możliwość połączyć się z nimi w tym odczuciu ponieważ sama uważała że jej dawne życie już nie wróci i na zawsze pozostanie wspomnieniem. Chciała o nie walczyć ale prawda była taka że nawet nie wiedziała od czego zacząć. - A Crystal z tą swoją wizją nie wygląda na osobę która złoży broń zanim osiągnie swój cel... Ale zawsze to jakaś droga by to jakoś opóźnić, sama nie wiem chociaż też się nad tym kiedyś zastanawiałam - Odpowiedziała jej również na ucho i spojrzała teraz na Pumpkin. - Tylko pisz na ten drugi adres, jest bezpieczniejszy - Wyjaśniła również się ciesząc że ta nowa znajomość się nie urwie, przynajmniej jak na razie. Znowu przez krótką chwilę zainteresowała się ciastem i chyba powoli można było uznać że dobre jedzenie to jej słabość... Co było zastanawiające patrząc na jej zgrabną sylwetkę. - W zasadzie czemu nie - Odłożyła łyżeczkę na talerzyk. - Dawno nie miałam okazji

 

Batty

Tak szczerze jakoś niespecjalnie przeszkadzała jej ta cisza i to jej towarzysz traktował ją jak powietrze. Nie miała wiele mu do powiedzenia a rozmowa tylko by ją rozpraszała i przeszkadzałaby w nasłuchiwaniu otoczenia w poszukiwaniu potencjalnych problemów. Szła z nieco pochyloną głową na granicy magicznego światła rzucanego przez Speara pozwalając by jej oczy przyzwyczaiły się do panującej wokół ciemności... I nie było żadnych wątpliwości że bardziej go ubezpieczała z wyciągniętą bronią przed potencjalnym niebezpieczeństwem niż szukała razem z nim drewna. Wierzyła że jego mniej rozsądne zachowanie, przynajmniej jej zdaniem sprawi że będzie pierwszym celem w razie ataku. Podobnie jak on zatrzymała się w pewnej odległości od uschniętych konarów które mogły być dość dobrą kryjówką jakiegoś stworzenia... Jego pomysł na sprawdzenie czy coś się tam nie czai nie był zły, w końcu lepsze to niż nic ale czego mógł nie wiedzieć to że nie wszystkie istoty oprócz jednorożców są głupie i dadzą się nabrać na tak prostą sztuczkę. Jej słuch jednak teraz okazał się zaletą a nie wadą jak przy tamtych, krzyczących drapieżnikach i była niemal pewna że coś tam jest... Nie wiedziała co dokładnie przez te ciemności ale w miarę jak Spear się zbliżał do drewna oświetlał coraz więcej i dla uważnie obserwującej Batty odkrył zarys łuskowatego stworzenia. Przygotowała broń ale na chwilę się zawahała próbując ocenić czy nie ma ich więcej bo jeśli to jest ich gniazdo... Może być niewesoło. Widząc jednak że nie ma lepszego wyboru i nie ma jak ostrzec towarzysza bez alarmowania tej istoty po prostu wystrzeliła usiłując trafić w korpus uznając za strzał w głowę zbyt niepewny w obecnych warunkach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

Nim Pumpkin zdołała odpowiedzieć, Crimson powoli wstała z miejsca, a potem podała kopytko White. Posłała jej tylko delikatny uśmiech nic nie mówiąc kiedy poszły na parkiet. Pumpkin tylko obserwowała całą sytuacje z uśmiechem, ale sama chyba postanowiła zostać na miejscu. Muzyka choć tu grana była też na tyle cicho aby najwyraźniej nikt w mieście jej nie słyszał. Być może powodem co do tego była gwardia i mieszkające w mieście jednorożce, które nieprzychylnie patrzyły na zabawę gorszych ich zdaniem kucyków ziemskich. W końcu mieli pracować na polu, a nie się bawić. Nie minęło wiele czasu, a parkiet się zapełnił. Nie było tu eleganckiego tańca znanego z sal balowych w Canterlocie. Co chyba było na kopyto Crimson, bo klacz mimo posiadania umiejętności tanecznych raczej nie odznaczała się tańcem eleganckim. Jej taniec przypominał ten niezwykle zabawowy z koncertów jakie dawniej grywano przed nadejściem ponurych czasów. Co jakiś czas jej ciało otarło się delikatnie o ciało White w czasie tego nietypowego tańca. W pewnym jednak momencie ktoś przypadkowo trącił Crimson, która straciła równowagę i spadła na White co oczywiście musiało zakończyć się upadkiem tej drugiej. Jednak to chyba był najmniejszy problem tej obecnej sytuacji, bo w czasie upadku usta Crimson zderzyły się z ustami White. Kiedy ta pierwsza zauważyła co się stało otworzyła szeroko oczy najwyraźniej szczerze zdziwiona tą sytuacją i powoli odsunęła głowę, a przy tym swoje wargi od warg White patrząc nadal ze zdziwionym wyrazem pyska na klacz leżącą na ziemi.

- Zapewniam, że tego nie zaplanowałam - powiedziała w końcu i wyciągnęła ku niej kopyto żeby pomóc wstać. - No chyba, że ci się podobało, to mogę to wtedy wziąć na siebie - dodała chwilkę później.


Okolice bazy

Spear oczywiście nie patrzył co teraz robi Batty, nawet nie był pewny czy nadal za nim szła, być może się zgubiła. Z drugiej strony byłoby to kłopotliwe z wielu powodów. Nie przepadał za nią jak za każdym mieszańcem. To nie było nic osobistego, ale jego zdaniem jednorożce powinny dbać o czystość i trzymać się samych siebie. Ktoś z rodziny tej klaczy złamał zasady, których jego rodzina trzymała się od dawna. Był w naprawdę złej sytuacji, bo mimo swojej niechęci do niej jak i reszty buntowników wiedział, że zawdzięcza im życie, a takie długi nie znikają od tak. Jednorożec, który daje się uratować gorszemu stworzeniu staje się gorszy od swojego wybawcy, tak go uczono od najmłodszych lat. Nie chciał umierać, a tylko śmierć mogła oczyścić taką plamę na honorze, więc jedyne co mu zostało to ukazywanie swojej niechęci do wybawców. Gdyby jednak stało się tak, że mógłby spłacić dług... Gdyby to on uratował życie Batty, być może zdołałby odzyskać choć odrobinę honoru i nikt przecież nie musiał wiedzieć co się stało.
Kiedy odrywał kolejne suche gałęzie, usłyszał coś jak wystrzał, a chwilę później zobaczył wijące się na ziemi stworzenie, które poruszało kościstymi kończynami w miejscu gdzie powinien być pysk. Uniósł wzrok w miejsce, z którego padł strzał i zobaczył Batty w słabym świetle własnego rogu. Teraz był jej winny życie dwukrotnie.
- Możesz tu podejść? - powiedział trochę niechętnie. - Nigdy nie widziałem takiego stwora, może ty kiedyś widziałaś - dodał po chwili kiedy stwór nadal się poruszał leżąc brzuchem do góry.


Jaskinia

Smok wypuszczał z dziurek od nosa kłęby ciemnego dymu kiedy małe kucyki mówiły. Nie przerywał im tylko słuchał patrząc na nich swoimi świecącymi się w ciemności ślepiami. Jeśli stwór choć trochę uważał ich za zagrożenie to dobrze ukrywał swój strach. Zresztą gdyby faktycznie się ich bał, to najpewniej w ogóle by ich nie budził tylko spalił na miejscu lub pożarł nim w ogóle zdążyliby zrozumieć co się dzieje. Kiedy kucyki skończyły na chwilę zapadała cisza, którą przerwał dopiero głośny śmiech gada.

- Uratowaliście świat? - przejechał sobie szponem po pokaźnym kle. - Mylicie pojęcia. Uratowaliście swój świat nie nasz. Smoki były tu na długo nim pojawiły się kucyki czy podmieńce. Na dużo dłużej niż istniał ludzki gatunek i będziemy istnieć kiedy was już nie będzie. Taką bronią jaką macie nic mi nie zrobicie, no chyba, że wiecie jak walczyć z dorosłym smokiem - jego oko błysnęło w ciemności. - Nie bez powodu, ta cała Crystal nas nie atakuje. Wie dobrze czym grozi wojna ze smokami. A co do tego miejsca... Jesteście na zadupiu, sądzicie, że kto tu zamieszka? Nie dziwne, że ściągają tu wszelkie poczwary. Co w ogóle przygnało kucyki w taki teren? Zachciało się wam ratować ten wasz świat?


Koszary

- Midnight... O tak jest urocza odkąd ją znalazłem w lesie Everfree. Porzucona mała klacz, która zdołała tam jakimś cudem przetrwać, wiedziałem, że będzie wyjątkowa odkąd tylko ją wtedy zobaczyłem. Nie myli cię również instynkt, bo jestem i zawsze będę inny w stosunku do innych - nagle się zatrzymał, a Dawn musiał na niego wpaść przez ten nagły niespodziewany manewr. - Powiedz mi, czy wiesz czym jest bycie jednym z nich? - pokazał kopytami na wszystko co ich otaczało, co ciekawe sam siebie nie nazwał jednym z tutejszych gwardzistów. - Czy kiedyś zabiłeś nim tu trafiłeś? Czy widziałeś kiedyś śmierć i zniszczenie? A gdyby cesarzowa poprosiła cię o przelanie krwi najbliższej ci osoby, mówiąc, że zdradziła zrobiłbyś to bez słowa, czy próbował byś podważyć jej słowa i udowodnić, że się myli co do tej osoby?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Peace Order / Sand Storm

 

Order po chwili odzyskał trzeźwość myślenia, dając smokowi dokończyć. Po wszystkim kontynuował.

PO: Jeżeli uważasz, że poradzilibyście sobie z inwazją praktycznie niezniszczalnych stworzeń z innego wszechświata to tak, pewnie byście przeżyli, ale byłoby ciężko.

Zaśmiał się lekko.

PO: Ze smokiem jeszcze nie walczyliśmy, szkoda byłoby zabijać tak majestatyczne stworzenia więc póki co damy sobie z tym spokój. Odnośnie Crystal - jeśli poczuje, że jest wystarczająco potężna zmiecie was z powierzchni bez mrugnięcia okiem. Zadziwia mnie tylko, że będąc istotami żyjącymi tak długo i zapewne posiadającymi ogromną wiedzę nie jesteście tego w stanie dostrzec. No ale pokrótce opowiem ci jak to wygląda z naszej perspektywy - Crystal zbiera artefakty, które czynią ją coraz potężniejszą. Gdy zdobędzie je wszystkie według Pana kosmity z którym rozmawialiśmy nasz wszechświat się rozleci. Jak to się stanie? Nie wiem, nie jestem naukowcem, ale wolę mu jednak zaufać i dmuchać na zimne.

Sand w międzyczasie bardziej był skupiony opłakiwaniem utraconego cygara. Był przekonany, że Order przekona smoka żeby dał im spokój. Wiedząc jednak, że nic mu z opłakiwania utraconej rzeczy zbliżył się do towarzysza.

SS: Dobra, Panie smok, pewnie nie damy rady cię do niczego przekonać. Mamy pakować manatki i stąd spadać, czy pozwolisz nam się jeszcze chwilę kimnąć? Posprzątamy po sobie, może nawet zostawimy ci jakiś bandaż albo nabój na pamiątkę.

Uśmiechnął się chytrze, po czym jego kompan stuknął się kopytem w głowę.

 

Dawn Spark

 

Słysząc historię opowiadaną przez Autora nabierałem ciekawości. Nic dziwnego, że jest taka potężna, skoro to on ją szkolił. 

- A więc to ty ją wyszkoliłeś. Nie dziwię się więc, że jest tak potężna i potrafi czytać ten tajemniczy alfabet.

Uśmiechnąłem się lekko.

- To wszystko wychodzi w praniu, nie mówiłbym prawdy gdybym jednoznacznie odpowiedział tak lub nie. Moi staruszkowie całe życie mnie ignorowali, jeśliby poszło o nich - pewnie i byłbym w stanie się do tego posunąć, ale jeślibym jednak znalazł sobie kogoś... pewnie spróbowałbym odwieść ją od tej decyzji.

Spojrzałem teraz autorowi prosto w oczy.

- Gdzie Midnight się teraz znajduje? Chciałem z nią poruszyć kilka tematów, jednak nie mieliśmy okazji się na siebie natknąć.

Teraz to już na pewno musimy porozmawiać.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

- Zwykle tańczę sama... - Powiedziała widząc że Crimson podaje jej kopytko lecz mimo swoich wcześniejszych słów chwyciła za nie. - Jednak myślę że trochę urozmaicenia się przyda - Uśmiechnęła się i wkroczyła na parkiet za nią. Cichsza muzyka w zasadzie nie była dla niej czymś złym, wprost przeciwnie ponieważ nie zagłuszała rozmów. White z początku miała trochę problemów z dostosowaniem się do stylu swojej partnerki ale w miarę szybko udało jej się załapać o co chodzi nadal zachowując pewną dozę gracji i elegancji w swoich ruchach. - Szkoda że nie... - Klacz chciała zacząć jakiś temat, niestety nie było dane jej dokończyć pytania przez to że najwyraźniej Crimson zachciała być nieco bliżej niej...

 

- Um - Zaczęła zakłopotana i niezbyt pewnie po tym incydencie którego się nie spodziewała. - Ja też nie... - W zasadzie nie do końca wiedziała jak to wyjaśnić, zwłaszcza po tym co zostało powiedziane przez nią potem. White już dłużej chyba nie była w stanie udawać że niczego nie widzi w jej akcjach. - Nie było żle... To znaczy nie jestem zła jednak... - Plątała się w swoich słowach. Nie przeszkodziło jednak to w chwyceniu kopyta by mogła wstać. - Ale zwykle o tym nigdy nie myślałam i chyba lepiej będzie jak zostaniemy przyjaciółkami? - Spokojnie wyrzuciła to wreszcie z siebie patrząc w jej oczy. 

 

Batty 

Podeszła do miejsca w którym stał Spear jednak nic na razie mu nie odpowiedziała. Rozświetliła swój róg dając jeszcze więcej światła uznając że jeśli coś jeszcze ma ich znaleźć to i tak nie będzie miało to z tym większych problemów. Chciała jednak jeszcze lepiej przyjrzeć się okolicy by upewnić się czy nie ma więcej tego cholerstwa wokół. Po chwili obserwacji chwyciła lewitacją nóż i rozpruła bardziej brzuch istoty która nadal się wiła. Wyznawała zasadę że na ogół ostrożności nigdy za wiele. 

- To już nie są moje, znajome tereny więc nie - Sucho stwierdziła. Może byłaby wstanie coś o tym powiedzieć jakby bliżej się przyjrzała ale nie widziała w tym sensu. -  Różnorodność tych stworów jest ogromna więc chyba nie da się poznać ich wszystkich... - Pokręciła głową. - Więc jedyne dobre wyjście by się chronić to zawsze pozostawanie czujnym - Zaczęła pomagać mu w zbieraniu drewna by szybciej zakończyć cały proces. - Jak coś to nikt nie musi o tym zdarzeniu wiedzieć - Nadal nie do końca rozumiała jego pojmowanie ale uznała że to mu będzie na rękę. Nie był to akt przyjaźni ale po prostu nie chciała mieć z nim sprzeczek. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

- Mówiąc szczerze spodziewałam się tego - powiedziała Crimson i co ciekawe nie wyglądało aby udawała lub chowała w sobie urazę. - Zawsze odstraszam od siebie te ładne - wzruszyła ramionami. - Jednak życie w przyjaźni to dla mnie dopiero coś nowego, więc musisz wiedzieć, że nie do końca to ogarniam. Wiesz... Zwykle pojawiam się i znikam, zawsze tak było. Najłatwiej uciekać od wszystkiego. Teraz jednak Sinister, a potem ty, dziwnie się ostatnio robi w moim życiu - nagle jednak jej wzrok nieco spoważniał wyglądało, że coś chyba teraz przykuło jej uwagę. - Czy muzyka nie zrobiła się cichsza niż chwilę temu? - Crimson miała racje muzyka się wyciszała, a czas biesiady uspokajał, nawet niektóre kucyki zaczęły się wycofywać.

- Zbliża się godzina policyjna! - krzyknęła biegnąca w ich kierunku i niemal potykająca się o własne kopyta Pumpkin. Kiedy dostrzegło się niebo można było zobaczyć z wolna pojawiający się księżyc. - Jeśli chcecie wrócić to wasza ostatnia szansa, w innym wypadku będziecie musiały zostać do rana


Okolice bazy

- To miejsce zaczyna przypominać wysypisko, skąd do cholery wzięło się tu tyle tak zróżnicowanego cholerstwa - powiedział ponuro, a potem skrzywił się kiedy Batty rozpruła podbrzusze stwora. Wnętrzności i zgniło zielona krew zaczęła zalewać okolice, a towarzyszył temu zapach zgniłych jaj. Ogier jednak tego nie skomentował tylko wrócił do zbierania drewna i odwrócił wzrok od tego nieprzyjemnego widoku. Dopiero kiedy zobaczył, że klacz mu pomaga znów zwrócił na nią uwagę. - To miłe, że chcesz zachować to w tajemnicy - nie wydawał się jednak w tej chwili wrogi w stosunku do niej kiedy to mówił. - Nic to jednak nie zmieni, bo ja będę wiedział, że mnie ocaliłaś, a kosmos nie lubi nieprawidłowości - dodał bardziej się krzywiąc. - Ocaliłaś mnie dwa razy, a potem zrobili to ci buntownicy. Czy tego chce czy nie jestem twoim dłużnikiem - ciężko westchnął, a potem urwał kolejną gałąź. - Właśnie dlatego znów to powtórzę. Wycofaj się, wróć do polowania i trzymaj się z dala od Canterlotu i w ogóle miast pod władzą cesarzowej. Nie chcę za bardzo widzieć, że ktoś komu zawdzięczam życie wisi powieszony za kopyta i jest bity batem na oczach gawiedzi, bo ktoś z rodziców tego kucyka zmieszał szlachetną krew. Słyszałaś kiedyś o elitarnej gwardii cesarzowej?


Jaskinia

- Naprawdę jesteście zabawni - powiedział wycierając okolice kanału łzowego pazurem kiedy popłynęła mu łezka. - Na tyle zabawni, że pozwolę wam tu zostać do rana, ale wara od moich kamieni. Tylko ja mam do nich prawo - w tym momencie jego ton był znacznie groźniejszy. - Artefakty kosmitów mówicie? Jeszcze do niedawna uznałbym to za kolejne kucykowe głupoty, ale ostatnio sporo się dzieje na tyle dziwnych rzeczy, że sam już nie wiem. Najpierw ludzie i ich latające statki, potem Crystal. Chociaż jeśli smocze podania były prawdziwe to była tu już na dużo dłużej niż to wszystko miało miejsce. Ciekawe czemu tak wychyliła więc nagle pysk i się miesza - spojrzał teraz na nich. - Chyba nie lubi takich jak wy bardziej niż się wydaje - położył się wygodniej na ziemi. - Kogo to jednak obchodzi? Smoki się nie mieszają, bo nas wojny innych istot nie dotyczą. Zawsze martwiliśmy się tylko o siebie


Koszary

- Czyli nie wierzysz bezgranicznie mądrości cesarzowej? - spytał słysząc odpowiedź Dawna. - To właśnie was różni. Midnight by się nie zawahała. Gdyby dostała taki rozkaz najpierw by go wykonała, a potem pytała dlaczego. Taką drogą podąża elitarna gwardia - powiedział nie zatrzymując się. - Bardzo interesuje cię moja podopieczna - mówił nie odwracając się nawet w jego kierunku. - Midnight śpi, bo tak jej kazałem. W końcu to ja ją obecnie  nadzoruje i chce aby był w pełni gotowa kiedy nadejdzie ważna sytuacja. Zaimponowała mi na tyle, że postanowiłem osobiście nadzorować nawet jej obecny trening, a żeby ją zobaczyć też musiałbyś mi czymś zaimponować. Jest coś takiego? - ostatnie pytanie zostało zadane z jakby ukrytym wyzwaniem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Peace Order / Sand Strom

 

Peace chciał się odezwać, jednak został uprzedzony przez Sanda.

SS: Spróbowalibyśmy cię przekonać do tego, że się mylicie, bo Crystal nie stanowi zagrożenia JEDYNIE dla nas, ale wiem, że to bezcelowe. Kiedyś byłem dokładnie taki sam jak wy, egoista, samotnik. Nie powiem, jest to bardzo wygodne. No cóż, skoro nam nie uwierzysz to dyskusja nie ma sensu. Dzięki za zgodę.

Sand ułożył się na boku, po czym próbował usnąć. Order w międzyczasie odpowiadał.

PO: Według informacji, które dostałem od tego kosmity z innego wymiaru jeżeli Crystal przejmie wszystkie artefakty nasze wszechświaty ulegną zniszczeniu. Nie mam pojęcia na jakiej zasadzie się to odbędzie, ale wolę mu zaufać, niż przekonać się o tym na własnej skórze. Jeśli uda nam się ją pokonać sprawy wrócą do tego, co było wcześniej, tylko musimy uratować księżniczki. Ja również dziękuję za pozwolenie na pobyt, dobrej nocy.

Kuc ułożył się kawałek od Sand Storma, po czym również spróbował usnąć.

 

Dawn Spark

 

A więc nie spotkamy się, póki czymś autorowi nie zaimponuję. No dobra, możemy spróbować. 

Spojrzałem na jednorożca z lekkim uśmiechem.

- Nie wątpię w jej mądrość, po prostu mam swoją... wizję. Jeżeli taki jest wymóg naszego przyszłego spotkania, chciałbym poprosić o wspólny trening.

Ukłoniłem się lekko.

- Jestem gotowy.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

- W tej sytuacji raczej nie chodzi o ciebie... - Mówiła bardziej szeptem jakby nie chciała by usłyszał to nikt poza nią. Do tego na komplement Crimson nawet się odrobinę zarumieniła. - Tylko o mnie bo nie wiem czy byłabym w stanie... Chyba się... Z resztą, nie ważne. Kiedy indziej - Uśmiechnęła się delikatnie ale raczej sztucznie jakby chciała tym przykryć zakłopotanie. - Też kiedyś uciekłam - Zmiana tematu teraz była dla niej jak znalazł. - Myślałam że tak będzie lepiej ale niestety to nie rozwiązuje problemu - Pokręciła głową. - A nawet jeśli oddalisz się wystarczająco daleko by nie widzieć że coś jest nie tak nadal będzie to ciążyć jako wspomnienie, przynajmniej tak jest w moim przypadku. Spojrzała potem na biegnącą Pumkpin kiwając głową że nie musi się tak śpieszyć. - Ja bym chyba została bo do Ponyville i tak nie zdążymy a utknąć na całą noc na rynku mi się nie uśmiecha - Ukradkiem zerknęła na Crimson badając jej reakcje. - Oczywiście jeśli to dla was nie problem żebyśmy jeszcze zostały - Nie chciała się z drugiej strony naprzykrzać i nadużywać gościnności. - I może znajdzie się jeszcze odrobina tego cydru?

 

Batty

- A bo ja wiem... - Zaczeła szukać jakiegoś logicznego wytłumaczenia. Trochę skrzywiła się gdy poczuła odór który tak naprawdę sama rozprzestrzeniła. - Nie zdziwiłabym się jak jeszcze by się podniósł - Wytłumaczyła swoje postępowanie i nie wiele myśląc odrzuciła truchło dalej w mrok a na swoim nożu użyła zaklęcia czyszczącego przedmioty. - To nie bycie miłym, po prostu uznaje że nie trzeba o wszystkim rozpowiadać - Sprostowała jego spostrzeżenie. - Możesz olać temat zawdzięczania komuś życia - Stwierdziła sucho. - Niektórzy potrafią i wychodzi im to raz lepiej a raz gorzej, nie ma w tym prawidłowości - Delikatnie się uśmiechnęła jakby samo ostatnie słowo ją bawiło. - A więc jeśli ktoś mnie będzie tłukł batem na twoich oczach najlepiej odwróć wzrok lub jakoś to przebolej bo nie zamierzam się wycofać w połowie drogi... I nie, nie słyszałam o tej elicie - Na chwilę przestała mówić. - Chyba że pogłoski się liczą ale nikt nie chce mówić o co dokładnie biega. 

 

Sinister

W niewielkim wymiarze jaki posiadała Sinister z chwilą odkąd wypaliła się ostatnia świeczka panowała nieprzenikniona ciemność a jedynym rozlegającym się dźwiękiem był ciężki, niespokojny oddech. Sytuacja jednak po chwili się zmieniła gdy Stalker wstał i zaczął stukać pazurami o kamienną nawierzchnie podchodząc do swojej pani próbując ją wybudzić. 

- Coo? - Spytała nieprzytomna niemal skrzecząc przez swoje wyschnięte podniebienie i gardło. - Znowu padłam przy pracy? - Spytała głaszcząc swoje urocze zwierzątko. ,,Gdzie to ja skończyłam?'' - Pomyślała próbując pozbierać myśli. - No tak - Ponownie zapaliła światło i wzięła w lewitacje papierowy rulonik mając zamiar wrzucić coś do nosa by odzyskać siły. Chowaniec Sinister jednak zadziałał szybciej niż ona i przykrył biały proch łapą. - Ja wiem że to nie jest dla mnie dobre - Co dziwne zaczęła mu się tłumaczyć zamiast go pogonić. Mogła bo miała nad nim władzę jednak nie o to tutaj chodziło. - Ale powiedzmy że podnosi mnie to na duchu - Jej ton głosu był dosyć błagalny, jakby bardzo chciała by to zrozumiał ale wątpiła że tak się stanie. Nie mógł pojmować życia nie będąc żywym i nie winiła go przez tą wadę. - Skończę z tym ale jeszcze jest za wcześnie...

- No proszę - Star w swoim starym zwyczaju pojawiła się znikąd. - Twój podwładny zaczyna mieć więcej rozumu niż ty - Szyderczo się uśmiechnęła. - Mam nadzieję że pamiętasz o naszych uzgodnieniach? - Nie czekając na odpowiedz Sinister przystąpiła do swojej sprawy. - Ile jeszcze?

- Wyjazd stąd - Odpowiedziała próbując podnieść głos jednak nie do końca była wstanie. - Nie masz prawa tutaj być. 

- A kto mi zabroni? - Nie miała współczucia nawet w tej sytuacji. - Ty? - Spytała lekceważąco. - Aktualnie jesteś za słaba by cokolwiek zdziałać - Pokręciła głową i podeszła do niej na odległość dwóch kroków. - Rano powiedziałaś że wieczorem znajdziesz chwilę czasu dla mnie i raczej nie masz jak się wyplątać. 

Sinister wyglądała na zdezorientowaną ale jedynie do momentu w którym spojrzała na zegar... I z początku wydawało jej się niemożliwym że tyle przespała jednak przez ostatnie dwie noce nie zmrużyła oka a do tego poddawała swoje ciało sporemu wysiłkowi magicznemu. - No dobra - Dała za wygraną nie mając siły się nawet kłócić. - Ale za pół godziny jak się ogarnę - Nadal nie rozumiała po co Star potrzebuje tam swojej uczennicy... Ale Sinister uznała że skoro to jest droga do spokoju uznała że to przeboleje. 

 

Po upływie godziny Sinister wyglądała o mniej więcej połowę lepiej. Nawodnienie, uzupełnienie witamin, minerałów oraz szybki prysznic jednak potrafią zdziałać cuda. 

- Gotowa? - Star spytała znudzona patrząc znowu na zegar jak upływają sekundy.

- Czekaj, jeszcze szczotka... - Rozejrzała się po swoich rupieciach i schowała w torbę krwawe kamienie kupione po istnej, słownej batalii ze sprzedawcą. - Z drugiej strony i tak się nie czeszę... - Smyraj ten swój eter czy co tam masz z nim zrobić i miejmy to już za sobą - Starała się robić dobrą minę do złej gry... Ciekawiło ją jednak jakie są szansę na to że wylądują w klatce jednak Star zbyt bardzo zależało by ją od tego odwieść. 

- Nie pośpieszaj mnie gdy sama doprowadzałaś się do ładu przez godzinę - Powiedziała powoli jeszcze przytrzymując Sinister w niepewności by po chwili zniszczyć kamień. 

 

Edytowano przez Shey
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

Mimo, że Crimson nie powiedziała nic na głos, to dostrzegła rumieniec na pyszczku White, jak i jej zakłopotanie w głosie. Nie była w stanie nie zauważyć jak to uroczo wygląda, a przy tym miała wrażenie, że może jeszcze ma jakąś niewielką szansę u niej. Być może potrzebowała czasu żeby ją do siebie przekonać, ale to nie był problem, w końcu nigdzie się jej nie śpieszyło, a White raczej też nie planowała w najbliższym czasie powrotu do Canterlotu. Było jednak coś jeszcze co ją zainteresowało, a były to słowa klaczy: też kiedyś uciekłam. Zastanawiało ją co musiało sprawić, że ktoś tak uroczy jak ta klacz musiała kiedykolwiek uciec. Wyglądała raczej na taką co stara się kurczowo trzymać przepisów. Nawet w obecnym reżimie nie wyglądało aby była chętna do łamania przepisów wyznaczonych przez władze, a przynajmniej większości z nich. Niestety teraz nie było szansy stwierdzić o co chodzi, bo pojawiła się Pumpkin mówiąc o godzinie policyjne. Szczerze mówiąc Crimson też nie chciała naciskać White co do jej przeszłości, poczeka, aż sama będzie miała ochotę się zwierzyć.

- To nie problem tylko... - Crimson spojrzała kątem oka jak kuce zbierają wszystko z przyjęcia zapewne żeby jak najszybciej zniknąć nim pojawi się gwardia na kontrolę. - Cydr jest, ale mamy tylko jeden wolny pokój i stodołę... Nie wiem czy obie się pomieścicie w pokoju, nie ma tam za dużo miejsca i jest tylko jedno łóżko... Ten pokój bardziej przypomina niewielką izbę... - Crimson spojrzała to na White to Pumpkin, ostatniej nocy spały w jednym łóżku z tą pierwszą, ale teraz... Nie chciała znowu speszyć White.

- To nie problem. Ja prześpię się na sianie, a White weźmie pokój. To nie pierwszyzna dla mnie spać na podwórku, a sianko wygodniejsze niż ławka - uśmiechnęła się pewnie, a w jej głosie nie było żadnego wyrzutu.


Okolice bazy

- Nie rozumiem tego w tobie - skrzywił się dość niechętnie. - Chcesz narażać się na rany i ból i nawet nie wiesz czy coś tam znajdziesz - urwał kolejną gałąź. - Pozwól więc, że coś ci opowiem. Jak zapewne pamiętasz księżniczki miały gwardię, ale ta była dość pacyfistyczna. Właściwie pierwszej wojny posmakowali dopiero z ludźmi. Gdyby nie magia księżniczek i późniejsze przystosowanie, najpewniej ludzie by nas zmietli. Z cesarzową jest inaczej, przygotowała gwardię do wszelkich konfliktów, bardzo wiele się zmieniło od czasu jej panowania, ale to było nadal za mało - jego głos zaczął drżeć w prawdziwym poczuciu strachu. - Powstała nowa jednostka, bezwolne narzędzia na usługach cesarzowej. Nie ma z ich strony współczucia ani litości, kiedy dostaną rozkaz wykonają go bez pytania, nawet gdyby mieli zabić najbliższą im osobę. Nie mam pojęcia jaki to jest rodzaj szkolenia, ale kiedy ich zobaczyłem... Nigdy jeszcze nie czułem takiego lęku. Moje serce zamarła, a ja nie byłem nawet w stanie drgnąć. Możesz sporo umieć, ale jeśli na nich wpadniesz, to twoje umiejętności nie będą miały znaczenia. Nie wiem co dokładnie ci zrobią, ale nikt nigdy nie wraca żywy - skrzywił się niechętnie. - Jeśli brak ci pieniędzy, to mogę pomóc. Moja rodzina ma ich sporo, to będzie jak częściowa spłata długów, a ty będziesz mogła zamieszkać jak najdalej porzucając ten niedorzeczny pomysł o Canterlocie


Koszary/Las Evefree

Kiedy padła propozycja Dawna o wspólny trening zapadło nagłe milczenie. Dowódca elity Crystal stał niczym kamień wciąż przyglądają się ogierowi, ale najdziwniejsze było, że nawet otoczenie zdawało się zamrzeć w tej jednej chwili. Sytuacja ta trwała tak dobrą chwilę i nie wydawało się aby coś miało się zmienić. Jedno było pewne, jeśli Dawn pierwszy by się ruszył mógłby zrobić coś co najpewniej wkurzy jego rozmówcę lub obleje ten dziwny egzamin na wstępie. W końcu jednak żołnierz ruszył w jego kierunku, a potem wyciągnął ku niemu kopyto, którym delikatnie dotknął jego piersi. W jednej chwili cały krajobraz się zmienił, zamiast otaczających ich murów wszędzie były gęsto rosnące drzewa, nie mówiąc o ciemności, której nic nie oświetlało. Kiedy jednak Dawn skierowałby swój wzrok na górę mógłby dostrzec nocne niebo, a więc wszystko wskazywało, że znaleźli się na zewnątrz albo otaczała ich niezwykle realistyczna iluzja. Jedno było pewne, to nie przypominało teleportacji jednorożca, a coś zupełnie innego. Nie było błysku ani podobnego co dzieje się w takiej sytuacji, po prostu byli wcześniej w koszarach, a teraz znaleźli się tutaj w zaledwie sekundę. Róg elitarnego gwardzisty rozświetlił się krwistą czerwienią idealnie oświetlając całe miejsce wokół. Teraz kiedy Dawn mógł go zobaczyć, mógł też dostrzec niewielkie ostrze w jego kopycie mierzone prosto w niego.

- Przeszkadzasz - powiedział z wyraźną niechęcią, a potem rzucił ostrze z taką siłą, że kiedy te osiągnęło prędkość nie było szansy aby Dawn uniknął tego ataku gdyby oczywiście był wymierzony w niego. Ostrze minęło o włos jego głowę i poszybowało za niego, a potem rozniósł się głośny nieznośny pisk. Ostrze przybiło do drzewa dziwną istotę przypominającą wielką gąsienice z licznymi zębami, która najwyraźniej czaiła się na Dawna. Siła uderzenia ostrza była na tyle wielka, że ciało stworzenia przebiło się na wylot, a ostrze zatrzymało się dopiero kiedy wbiło się w drzewo z cielskiem potwora. - Nie wiem jak ty, ale ja uwielbiam spacery w świetle gwiazd - powiedział teraz w kierunku Dawna. - Poza tym na powietrzu mogę zrobić coś czego nie wolno mi w koszarach - zaczął rozciągać kopyta, a chwilę później uwolnił z siebie falę mrocznej magii, która rozeszła się po lesie, a była przy tym na tyle przerażająca, że okoliczne bestie zaczęły się wycofywać, co można było dostrzec przez paniczne ryki z otaczających ich krzaków. Nawet Dawn mógł niemal namacalnie poczuć te mroczną przesiąkniętą śmiercią i zniszczeniem magię. - Wiesz gdzie jesteśmy? - spytał jakby nigdy nic.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Peace Order / Sand Storm

 

Po przebudzeniu Order spostrzegł promienie słońca, dostające się poprzez nieliczne dziury do jaskini. Zbliżył się do wyjścia, po czym zrobił w nim kopytkiem małą dziurę, było bardzo jasno.

Następnie zbliżył się do Sanda, po czym zaczął go budzić. Smok widocznie dalej spał. Jednorożec ocknął się błyskawicznie.

SS: Co... żyjemy? Wow.

Peace uśmiechnął się.

PO: Widocznie Pan smok nie zjadł nas kiedy spaliśmy, to chyba dobra wiadomość.

Śpioch po chwili zastanowienia wyjął jeden pocisk z rewolweru, po czym ułożył go pionowo na środku jaskini.

SS: Pewnie mu się spodoba.

Po czym wycelował rogiem w wejścia, a następnie wystrzelił, rozpraszając gałęzie na zewnątrz jaskini.

SS: Dobra, posprzątane, możemy już iść. Jeśli dobrze pójdzie będziemy w bazie przed zmrokiem.

PO: A może i nawet szybciej.

Zaśmiali się, wyszli z jaskini i ruszyli w dalszą drogę.

 

Dawn Spark

 

Kiedy dotarliśmy na miejsce rozejrzałem się. Było ciemno, wyglądało to na jakiś mroczny las. Studiowałem trochę dzieje Crystal, więc zacząłem domyślać się, gdzie jesteśmy.

Następnie Autor ubił jakąś istotę, a po tym uwolnił z siebie falę energii. Poczułem to, było to coś strasznego, ale jednocześnie bardzo pociągającego.

Po otrzymaniu pytania rozejrzałem się po raz kolejny.

- Czy to Las Everfree? Wydaje mi się, że kiedyś tu byłem, ale... nie pamiętam.

Rozglądałem się jeszcze przez chwilę, nie mogąc powstrzymać ciekawości.

- Bardzo... przyjemne uczucie. 

Zwróciłem wzrok w kierunku jednorożca, nie mówiąc nic więcej. Oczekiwałem na jego odpowiedź, nie chcąc przeszkadzać mu w koncentracji nie mówiłem nic więcej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

White Wish

Jeszcze przez krótką chwilę popatrzyła w oczy Crimson by potem trochę spochmurnieć rozglądając się po innych którzy wręcz uciekali do swoich domów przed tą kontrolą gwardii która miała być tutaj lada moment. White wyglądała na nieco rozczarowaną, ten czas spędzony na zabawie tak szybko minął i trochę ciężko było jej przełknąć że to już koniec. Po chwili jednak delikatnie się uśmiechnęła wiedząc że gdyby miło się nie bawiła to przyjęcie by się dłużyło. 

- Na pewno to nie problem? - Spytała chcąc się jeszcze upewnić gdy rozmowa między dwoma klaczami dobiegła końca. Chyba nie chciała uchodzić za jakąś księżniczkę względem Crimson zawsze dostając lepsze miejsce do spania. 

 

Batty

- Być może dlatego że nie ma tego w tobie - Odparła niemal od razu na pierwsze jego zdanie. Potem czekała chwilę z odpowiedzą chcąc nad nią pomyśleć lub po prostu przeznaczała kolejne sekundy upewniając się że nic się do nich nie podkrada korzystając ze swojego słuchu. - Nie, nie pamiętam nawet jeśli byłam w Equestrii - Trochę teraz ona się skrzywiła. - Nie jestem nawet do końca pewna ile mam lat. Nie wiem czy o tym mówiłam ale piętnaście lat temu straciłam większość pamięci - Nie rozwinęła jednak tematu nie uznając tego teraz za istotne. Urwała pokaźną gałąź i spojrzała się na niego chcąc zobaczyć emocje na jego twarzy. Ona sama nie wydawała się wzruszona, może nie dlatego że nic nie było w stanie jej przestraszyć ale dlatego że słowa są dosyć okrojone jeśli chodzi o oddawanie istoty problemu. - Nie uważam się za uprzywilejowaną w walce z wyszkolonym jednorożcem... No, może w jednym jedynym wypadku gdy on nie wie że jest celem - Skwitowała krótko i rozejrzała się ile drewna już nazbierali. Chciała powoli już wracać uznając że narobili już dość sporo hałasu ale z drugiej strony nie warto było robić drugiej wycieczki po chrust. - Dopóki kogoś nie zastrzelę to wierzę że nie będę miała ich na ogonie a wizyta u starej przyjaciółki to jeszcze nie zbrodnia - Nadal zdawała się nie rozumieć że sam fakt bycia mieszańcem może stwarzać problemy. 

 

Sinister

- I? - Spytała po dziesięciu sekundach Sinister unosząc brew. - Reumatyzm ciebie dopadł że nie możesz wyprostować nogi? 

- Nie bądź śmieszna - Skrzywiła się Star. - Choroby to domena ciała którego nie mam... Po za tym nie poczułaś tego? - Spytała nie dowierzając że jej uczennica mogła to przeoczyć. - Ta fala magii... Coś jakby krzyk agonii dziesiątek czy setek istnień...

- Tylko totalny ignorant by tego nie wyczuł - Stwierdziła machając kopytem wiedząc że może jest o jeden czy dwa poziomy magiczne pod swoją rozmówczynią ale bez przesady. - Nie pierdol że chcesz tak iść - Nagle zdała sobie sprawę do czego to prowadzi.

- Ehem, to też domena ciała... - Odparła zamyślona ale teraz już ze smutkiem. - No coś ty, jesteś tak samo szurnięta jak ja i tam nie pójdziesz? - Znikąd pojawił się eteryczny zegarek i pokazała wskazówki Sinister. - Jeszcze pół godziny do zakazu przemieszczania się a jak ten uzdolniony ktoś będzie nie miły to zawsze można dać nogę - Uśmiechnęła się przekonująco. - Taka okazja może się nie powtórzyć. 

- No w sumie... Masz rację, Stalkerowi przyda się spacer - Dość łatwo dała za wygraną, zupełnie jakby ją również ciekawiło co to takiego. Poświęciła tylko jeszcze chwilę by posprzątać niegrzeczne rzeczy ze swojego domu takie jak rozłożony na części karabin i wyszła przez drzwi chowając klucz pod wycieraczkę. Zabrała jeszcze pióropusz i zrzuciła swoje przebranie by przywrócić swój wygląd do tego znanego z wpadki w świątyni - No, prowadź do tej aury śmierci - Zachęciła swojego zwierzaka zachowując od niego odstęp około pięciu metrów by w razie czego to on otrzymał pierwsze uderzenie. Z resztą, on sam jako istota magiczna potrafił wyczuwać magię i inne istoty nawet lepiej niż ona z powodu braku normalnego wzroku.

Edytowano przez Shey
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

- Daj spokój - uśmiechnęła się do niej Crimson. - To dla mnie nie pierwszyzna. Swego czasu takie spanie na sianie było dla mnie niczym luksus, więc... - nie zdążyła dokończyć, bo lekko zmrużyła oczy widząc, że niedawny pośpiech teraz się rozrósł. Kilka ziemskich kucyków nawet porzuciło swoje rzeczy biegnąc do domu.

- Gwardziści cesarzowej! - wrzasnął ktoś ze spanikowanego tłumu. faktycznie ku niewielkiej spokojnej osadzie ziemskich kucyków szedł niewielki oddział gwardzistów, było ich około pięcioro. Nawet Pumpkin była zdziwiona tym widokiem, bo najwyraźniej nie spodziewała się ich tak szybko. Na cele pochodu szedł jednorożec, a asystowały mu ziemskie kucyki. Być może miał to być test lojalnościowy dla nich. Ziemskie kuce uzbrojone były we włócznie kiedy jednorożec nie posiadał broni. Wszyscy byli jednak opancerzeni jak przystało na gwardię cesarzowej. Pochód zatrzymał się w wejściu wioski nim jeszcze wszyscy zdążyli się ukryć. Jednorożec wyszedł na sam przód rozglądając się wokół.

- Doniesiono nam o dziwnych hałasach - spojrzał na resztki walające się po niedawnym przyjęciu. - A więc to tak? Macie czas na zabawę, ale za to pracować wam ciężko? - zaczął rozglądać się wokół, aż jego wzrok nie zatrzymał się na White, a potem Crimson... - Szlachetny jednorożec wśród plebsu? - powiedział z wyraźnym niesmakiem, ale więcej uwagi jej nie poświęcił, bo zaraz spojrzał na Crimson. - Nie widziałem ciebie tu wcześniej... A jestem pewnym, że zapamiętałbym takiego odszczepieńca

- Ta panie gwardzista... - w jej głosie nie było należytego szacunku, a nawet była drwina co nie tylko wyraźnie zirytowało gwardzistę, ale i przestraszyło społeczność. - Jestem na wakacjach jak widać

- A kto udzielił ci takiego pozwolenia? - Crimson tylko wzruszyła kopytami.

- Nie wiem... Tak właściwie żeby skorzystać z toalety też muszę prosić o pozwolenie? - Crimson chyba teraz przeciągnęła strunę, bo w jej kierunku poleciał promień magiczny, który uderzył ją i skutecznie sprawił, że jej ciało potoczyło się po ziemi. Świadkowie tego zdarzenia patrzyli na to zbulwersowani, ale nikt nie miał odwagi nic zrobić. Obolała Crimson powoli wstała, ale widać było, że jej ciało jest potłuczone, bo chwiała się na kopytach. - To wszystko na co cię stać? - splunęła strużką krwi gdzieś w bok. - Źrebaki w magicznym przedszkolu czarują lepiej - White mogła dostrzec, że Crimson najwyraźniej kieruje kopyto po jedną ze swoich kulek. Jeśli chciała załagodzić sytuacje i coś zrobić to miała ostatnią szansę.


Okolice bazy

- Widzisz... - powiedział wyraźnie zrezygnowanym tonem po wszystkim co powiedziała. - Nie wiesz jak świat się zmienił. Jesteś mieszańcem, a w obecnych czasach dla jednorożców przy okazji największą zbrodnią jaka nie powinna mieć miejsca - skrzywił się z wyraźną niechęcią. - Idziesz do stolicy jednorożców. Wystarczy, że chociaż jeden nie będzie ku tobie chętny i sprowokuje bójkę... Jak sądzisz kogo posłuchają gwardziści, mieszańca czy rodowitego czystego mieszkańca stolicy? - skierował wzrok na kolejną gałąź. - Przemyśl to lepiej póki jeszcze możesz. Zabiorę tę i możemy... - nie dokończył, bo zrobił krok w kierunku drzewa, a grunt pod nim w jednej chwili się zawalił. Okazało się, że była to zręcznie zakamuflowana dziura, w której ziała tylko ciemność. - Cholera... - dobiegło z wnętrza dziury. - Ciemno tu jak w dupie. Masz jakąś linę czy... - raptownie zamilkł. - Tu coś jest! - wewnątrz dziury pojawiły się błyski magiczne, ale nie na tyle silne żeby wszystko oświetlić.


Las Evefree

- Bardzo dobrze, odrobiłeś lekcje - powiedziała niezwykle przyjemnym tonem. - Kiedy cesarzowa objęła tron sporo się zmieniło - dodała bardziej ponuro. - Wiele rzeczy zarzuca się naszej pani, ale niestabilność wymiarowa zaczęła się przez poprzednie władczynie - zaczęłą rozglądać się wokół. - Kiedy Celestia i Luna wspaniałomyślnie poszły ratować ludzi zaburzyły delikatną strukturę wymiarową. Wiele stworzeń zaczęło się przedzierać do naszego świata. Gwardia księżniczek miała więc teraz na głowie ludzi i bestie z innych światów. Nasza pani pozbyła się obu problemów. Bestie zostały zepchnięte jak właśnie do takich miejsc jak to. Wcześniej odradzano zapuszczanie się do lasu Everfree teraz jednak zakaz jest kategoryczny dla cywili. Obecnie żyjące tu bestie są znacznie gorszy niż wilk z patyków. Na dodatek struktura wymiarowa pozostaje nadal wyjątkowa krucha i co jakiś czas się tu coś przedziera. Mimo, że cesarzowa stara się łatać wszystkie takie niestabilności, to nie zawsze jest w stanie zrobić to na czas - odwróciła się kierując wzrok na gąszcz drzew. - Minęło sporo czasu kiedy patrolowałem te okolice aby zbadać niepokojące sygnały. Wszystkiego mógłbym się spodziewać, ale nie małego źrebaka porzuconego wśród tych aberracji. Klaczka była wyczerpana i głodna, ale przetrwała. Na pewno wiesz o kim mówię - nie czekając na odpowiedź znów otworzyła usta. - Jednak zapewne jesteś ciekawy dlaczego ciebie tu sprowadziłem. Chcesz mi się podlizać? Proszę bardzo. Właśnie wylądowaliśmy w gęstwinie zakazanego lasu. Podobnie jak mała Midnight nie masz nawet broni, a tylko swoje umiejętności i wiedzę. Wydostań się do rana z tego lasu, a być może zdołam się przekonać, a więc jak... - skierowała na niewielką chwilę wzrok na bok. Dawn nie mógł widzieć jak pod hełmem córka Crystal oblizuje delikatnie swoją wargę zupełnie jakby wyczuła coś co ją właśnie zainteresowało, zaraz jednak znów skupiła na nim wzrok. - Jeśli jesteś gotowy ruszaj, a jeśli masz dość to powiedz, a odeślę cię do bezpiecznego łóżka, a ty wrócisz jutro do pilnowania bramy - najwyraźniej postanowiła tu z jakiegoś powodu zostać i chyba chciała być teraz sama.


Pustynia

- Uważajcie na siebie - powiedział nagle głos dobiegający z jaskini. Smok powoli wyszedł i stanął w jej wejściu. - Zabawne z was było towarzystwo. Nie wiem czy bardziej głupi czy dzielni, że zaufaliście smokowi. Radzę wam jednak uważać pustynia ma masę przeszkód i uwielbia zabierać życie - powoli się wycofał, ale jeszcze stanął w jaskini. - Być może powiem lordowi smoków o tym co się dzieje, ale na za wiele bym nie liczył. Wojny zawsze były i będą, a smoczą stroną nikt się nigdy nie interesuje, więc i my się nie mieszamy

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Sand Storm / Peace Order

 

Wychodząc z jaskini usłyszeli słowa smoka, Peace chciał odpowiedzieć, ale Sand go uprzedził.

SS: Dzięki, wasza pomoc mogłaby bardzo ułatwić nasze zadanie. Chcemy pokoju dla wszystkich, nie tylko ludzi, ale też i dla reszty ras zamieszkujących Equestrię. Mam nadzieję, że rozumiesz, że jeśli Crystal rozprawi się z nami, to po wszystkim ruszy i po was, wszyscy zgniją pod jej demonicznym kopytem. Powodzenia, smoku.

Następnie spojrzał na Ordera, dając mu znak głową, że już nic więcej nie mają do dodania. Ruszyli w dalszą drogę,  powoli zbliżając się do celu swojej podróży.

 

Dawn Spark

 

Uśmiechnąłem się. Z początku byłem niepewny, jednak wiedząc, że bez tego nie osiągnę jednego ze swoich celów nabrałem pewności.

- Jestem gotowy. Do zobaczenia rano.

Ukłoniłem się, obróciłem w drugą stronę i ruszyłem przed siebie.

Idąc przez las rozglądałem się, drzewa wyglądały dokładnie tak, jak w opowieściach. Kroczyłem w miarę powoli, aby zredukować wydzielany hałas. Miejsce to wyglądało bardzo ponuro, efekt ten potęgowała wszechobecna cisza, przerywana okazjonalnie podmuchami wiatru.

Przeklęte miejsce, podoba mi się.

O, Pan pomocny wreszcie się odezwał. Może byś tak wreszcie coś zrobił, zamiast siedzieć cicho i siedząc na tyłku?

Nie prowokuj mnie, obecność tego ,,czegoś" wysysa całą energię z okolicy, nawet gdybym chciał to nie mam jak się odezwać. A ta klaczka, która wpadła ci w oko wydziela podobną, aczkolwiek słabszą aurę.

Hmm, to jest coś, czego mógłbym się nauczyć. 

Zanim dotrzesz do tego poziomu minie sporo czasu. Teraz skup się na tym, żeby wydostać się z tego lasu.

Tak jest.

Udało mi się przejść spory kawałek bez żadnych interferencji, przeczuwałem jednak, że za chwilę coś na mnie wyskoczy.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Batty 

Przewróciła oczami gdy znów zaczął mówić że największym problemem jest to na co ona nie miała najmniejszego wpływu. Nadal nie rozumiała czym niby zawiniła że może być za to karana ponieważ nie wybrała kim się urodzi. - Ja nie będę chętna ku niemu... I to wystarczy - Powiedziała ze spokojem ale jej wyraz twarzy zmienił się na zaskoczony gdy usłyszała trzask gałęzi a potem upadek Speara w ciemną pustkę. ,,Ten to ma pecha...'' - Pomyślała i ruszyła w jego kierunku z już wcześniej zaświeconym rogiem by chociaż trochę rozjaśnić sprawę. Spojrzała na niego z góry i odpowiedziała na jego pytanie. - Nie mam - Stwierdziła sucho przypominając sobie że ostatnią zużyła jakiś czas temu i od tamtej pory w jej kopyta nie wpadła żadna następna. Nagle jednak sytuacja stała się mniej ciekawa gdy okazało się że tam coś jest. - Teleportuj się?! - Krzyknęła będąc zdziwiona że od razu na to nie wpadł. W końcu był szlachetnym jednorożcem posiadającym pełny dar magii. Sięgnęła jednak po swoją broń i mierzyła w dół chcąc go osłaniać podczas rzucania tego szybkiego zaklęcia.

 

Sinister

Trójka poszukiwaczy niebezpiecznych przygód które z całą pewnością lepiej byłoby uznać za zbędne dzielnie lub z brawurą wynikającą z arogancji posuwała się naprzód. Ciężko było tą wycieczkę nazwać cichym podejściem, Stalker wraz ze Star radzili sobie wyśmienicie ale Sinister... Złapała narkotykowy zjazd właśnie w tym najmniej odpowiednim momencie. Co chwilę nerwowo rozglądała się na boki widząc rzeczy których tak naprawdę nie było ale jej nadaktywny, zestresowany mózg przeistaczał nieożywione rzeczy w potwory chcących jej śmierci. 

- Sin, co jest? - Spytała Star skracając jej imię. - Nie gadaj że znowu się przećpałaś? - Dodała z zażenowaniem patrząc na jej zachowanie. 

- Idźcie dalej, dajcie mi chwilę. - Powiedziała wyciągając sprzęt i sypiąc kolejną kreskę. ,,Czym się strułaś tym się lecz'' - Pomyślała widząc kilkanaście metrów od siebie małego źrebaka którego na pewno nie mogło tam być. To byłby nonsens ale z drugiej strony co ją to obchodziło. Ten był przynajmniej zajęty własnymi sprawami i jej nie straszył. Zrobiła to co miała zrobić i wpadła na kolejne wyjaśnienie tej zjawy która tak naprawdę mogła być duchem. Podobno środki psychoaktywne mogą pomóc w chwilowym zdarciu zasłony oddzielającej tamten świat... ,,Ah, znowu te dziwne myśli'' - Pomyślała znowu i ruszyła dalej czując przyjemne pieczenie w nosie. ,,Zaraz będzie lepiej''

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okolice bazy

Spear nie odpowiedział, a kolejne błyski słabo rozświetlały ciemności dziury, w której przebywał. Poza dźwiękami promieni magicznych uderzających o kamienne ściany było tam jednak coś jeszcze. Nieprzyjemny dźwięk kojarzący się z insektem, którego Batty wcześniej zabiła, a był to ten dziwny wielki pająk. Nim jednak Batty miała szansę nad tym pomyśleć niedaleko niej pojawił się błysk świadczący o teleportacji. Mogła szybko zobaczyć, że był to Spear, ale nie sam. Ogier siłował się z dwoma pająkami takimi samymi jak wcześniej. Najwyraźniej będąc w dziurze chronił się barierą i tylko na chwilę ją opuszczał żeby wystrzelić promień magiczny, ale kiedy zaczął się teleportować bestie najwyraźniej na niego wskoczyły i w ten sposób pojawiły się tu z nim. Starał się trzymać jak najdalej obrzydliwe żuwaczki od ciała, ale bestie zdecydowanie miały więcej siły niż jeden jednorożce i powoli zbliżały się do jego ciała.


Las Everfree

Kiedy tylko Dawn zniknął aby przejść swoją próbę, córka Crystal ruszyła w kierunku, który tak bardzo ją przyciągał. Nie bała się tego miejsca, nawet najbardziej mroczne kreatury zamieszkujące obecnie las czy najbardziej ciemny mrok nie były w stanie wywrzeć na niej wrażenia. To wszystko było niczym przy próbach jakimi poddała ją matka tuż po narodzinach. Widziała miejsca i rzeczy jakich nie widział nikt inny, miejsca, których nikt nigdy nie powinien widzieć.
Mroczna magia działała na niczym magnes. Mało, który jednorożec potrafił bez szkolenia nad nią zapanować, właśnie dlatego te słabe jednostki uważały ją za przeklętą. Kiedy rytuał wykrył taką magię można było poddać obserwacji jednostkę odznaczającą się tym niezwykłym talentem i zadecydować o jej przyszłości. Teraz jednak była przekonana, że była to obca magia, nadal mroczna, ale z całą pewnością jej nigdy wcześniej nie czuła. Jakaś bestia zeskoczyła z drzewa prosto na nią, ale równie szybko padła martwa, a ona bez oporu zgniotła czaszkę martwego truchła i poszła dalej. Na jej pyszczku ukrytym pod hełmem pojawił się jeszcze szerszy uśmiech kiedy usłyszała jakieś głosy dochodzące z okolicy. To było dziwne... Była pewna, że słyszała dwie osoby, ale wyczuwała tylko jedną. Zupełnie jakby druga potrafiła całkowicie ukryć swoją obecność.

- Nie za późno na spacerki? - rzuciła w kierunku dobiegającego głosu.


W międzyczasie Dawn, który się przedzierał się przez gęste liście lasu Everfree mógł dostrzec nadal dziwnie panujący spokój, zupełnie jakby wszystkie bestie się nagle pochowały. Mimo jednak braku walki mógł dostrzec coś co powinno go zaniepokoić. Mimo, że nie zrobił jak do tej pory nic nadzwyczaj trudnego powietrze wokół ogiera było jakieś cięższe, tak ciężkie, że coraz trudniej było nim oddychać. Z czasem brak oddechu zaczął przemieniać się w zmęczenie i ból mięśni, a powieki ogiera stawały się tak ciężkie, że nawet okoliczny krzak wydawał się najbardziej wygodną poduszką. Tylko czy ten krzak nie wyglądał znajomo? Cała okolica, którą od dłuższego czasu poruszał się ogier wyglądała zupełnie tak samo. Na dodatek otaczająca go ciemność nic nie ułatwiała, tylko jego cień pozostawał widoczny. Czy jednak cień ogiera powinien być widoczny w takiej ciemności?


Pustynia

Dalsza podróż dwójki ogierów nie była już tak trudna. Nie napotykali kolejnych olbrzymich robali czy harpii. Być może to sąsiedztwo smoka odstraszało pomniejsze drapieżniki. Problemem jednak mógł być brak wody. W okolicy nie widać było żadnej osady, a skwarne pustynne słońce z pewnością nie chciało ułatwić im i tak już ciężkiej podróży. Dopiero po około dwóch godzinach ciężkiego i niezwykle męczącego marszu mogli dojrzeć nad horyzontem dziwny dym unoszący się w powietrze sugerujący jasno, że coś musiało w tamtej okolicy płonąć albo powoli dogasało. Mogli sprawdzić źródło dymu lub spróbować je ominąć, wybór należał do nich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Peace Order / Sand Storm

 

Szli przez pustynię już kilka godzin. W trakcie podróży skończyła im się woda, wypatrywali więc jakiegoś jej potencjalnego źródła.

SS: Może jest tu gdzieś jakaś oaza, przydałby się nam jakiś pegaz do zwiadów.

PO: Pegaz w tych warunkach raczej nie wytrzymałby zbyt długo, za szybko się męczą.

SS: Trzeba zasugerować jajogłowym dodanie mapy do tego cholerstwa, ogarnęli komunikację, a nie potrafią załatwić głupiej mapy?

Order miał odpowiedzieć, zanim jednak to zrobił ujrzał dym.

PO: Zobacz, coś tam jest. Może tam znajdziemy to, czego szukamy.

SS: Eh... nie byłbym taki pewny, chociaż w naszej sytuacji chyba innego wyjścia nie mamy.

PO: Też tak myślę.

Nie zastanawiając się dłużej ruszyli w kierunku dymu.

 

Dawn Spark

 

Z czasem zacząłem odczuwać ogromne zmęczenie, powietrze wokół mnie wydawało się dziwne... a może to tylko jakieś halucynacje.

Drzemka w tym miejscu to samobójstwo, szedłem więc dalej, jednak po jakimś czasie zorientowałem się, że coś jest nie tak. Nie widziałem nic, poza swoim cieniem.

Hmm, gdzie ja wlazłem.

Zatrzymałem się na chwilę przymykając oczy.

Aha!

Najwyżej trochę rozjaśnię okolicę.

Skupiłem w rogu całą dostępną mi energię, a następnie wystrzeliłem w górę mocny wybuchający pocisk, uprzednio kuląc się i osłaniając polem siłowym.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Batty 

Pomimo magicznych błysków dających pewne oświetlenie dużo nie widziała w tej dziurze... Ale po dźwiękach wnioskowała że dużo się tam działo i dziękowała sobie że nie zgrywała bohaterki która by tam po prostu skoczyła. Wiedziała że nie jest jedną z nich nie mówiąc już o tym że nieznane może zadać druzgoczący cios i nie zawsze chciała z tym igrać. Na szczęście Spearowi udało się zaklęcie teleportacji mimo że sprowadził gości. Takie było ryzyko ale ważne że się wydostał. Teraz mógł liczyć na pomoc drugiej osoby która prędko wzięła za cel jedno z tych stworzeń i pociągnęła za spust uwalniając dawkę magii. Szybkość jednak sprzyja niedokładności i pocisk chybił pająka. Batty nawet nie myśląc wzięła poprawkę i za kolejną próbą uśmierzyła ból istnienia pierwszego z przeciwników. To nie był jeszcze koniec ale jak na jej gust dało się to nazwać dobrym początkiem. Spostrzegła drugie zagrożenie ale był pewien problem - bezpośrednio za nim znajdował się Spear i wiedziała że najpewniej, jeśli zdecyduje się strzelić upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. To jednak dalece rozbiegało się z jej intencjami więc opuściła broń która upadła bezwiednie na ziemie i sięgneła po bagnet z zamiarem skrócenia tego stworzenia o żuwaczki by potem rozbebeszyć go tak dla pewności. Miała nadzieje że zdąży zanim stanie się coś złego. 

 

Sinister

Sinister usłyszała głos który w swojej arogancji miał odwagę się czepiać o godzinę w której się wybrała by podziwiać piękną okolicę a po nawet mogła zobaczyć jego właściciela na co prychnęła. ,,Na to mnie nie nabierzesz, jebańcu'' - Stwierdziła mając na myśli swój mózg. ,,Jakie szanse są że spotkam gwardzistę w tym lesie? Raczej małe bo nikt normalny tego nie patroluje.'' - Uśmiechnęła się zacięcie świętując w duchu kolejne zwycięstwo logiki nad chorymi wytworami swojej wyobraźni. Niestety zdażyła już zapomnieć że kogoś tutaj mieli szukać... I właśnie znaleźli się nawzajem. 

- Nie wydaje mi się - Jej ton głosu wskazywał na to że traktuje swojego rozmówce z góry. - Po za tym moje pozwolenie mam tam - Pokazała na Stalkera. Z krzaków wystawała mu jedynie opierzona głowa z lekko rozchylonymi szczekami by dało się podziwiać ilość zębów w jego arsenale i przednie łapy z pazurami. Tułów miał lekko pochylony jakby był gotowy do skoku jednak otwartej wrogości raczej nie ukazał a bardziej zaciekawienie połączone z ostrożnością. - I wyprowadzam je właśnie na spacer... - Zamierzała iść dalej ale... Mimo że była otumaniona końską dawką narkotyku coś jej nie grało w tym temacie. Od kiedy twory jej magii mogły widzieć twory jej wyobraźni? No właśnie tu mniej więcej leżał pies pogrzebany. - To ty to zrobiłeś prawda? - Zapytała już nieco spuszczając z tonu ale nie była zażenowana swoją pomyłką. 

 

Star w międzyczasie od razu wiedząc co jest na rzeczy spróbowała zagrać w pewną grę. Wiedziała że wychodzą naprzeciw potężnemu jednorożcowi biegłemu w sztuce magicznej i chciała zajść go od tyłu po szerokim łuku zostawiając Sinister z tyłu. To mogło być głupie ale jedynie gdyby żyła. Prawda była taka że jej tutaj nie było, nie miała żadnej mocy a więc nie mogła nikomu nic zrobić ale ona sama nie mogła paść celem ataku. Jedyne co ją motywowało do tego zachowania to po prostu dzika ciekawość czy ten gwardzista się zorientuje i chciała ją zaspokoić nie mając nic do stracenia. 

Edytowano przez Shey
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okolice bazy

Z całą pewnością pozbycie się jednego z tych robali znacznie pomogło Spearowi. Ogier mógł się teraz skupić na pojedynczym przeciwniku, ale nie miał okazji podziękować Batty za pomoc, bo nadal musiał jednak walczyć o własne życie. Mimo, że teraz było mu łatwiej, to pająk też nie chciał tak łatwo ustąpić, najwyraźniej też nie zwracając uwagi na śmierć towarzysza. Właśnie wtedy róg ogiera zaczął iskrzyć, aż nie wystrzelił w ciało robala promienia magicznego, który odrzucił go na spora odległość do tyłu. Spear opadł zdyszany na tyłek myśląc, że to koniec, ale nie przewidział, że chitynowy pancerz potwora jest silniejszy niż się wydaje. Właśnie dlatego stwór po niewielkiej chwili odwrócił się z grzbietu i skoczył, ale nie na ogiera, a Batty. Co gorsza najpierw w jej kierunku wyrzucił z odwłoku falę lepkiej pajęczyny żeby ją spętać.

- Uważaj! - wrzasnął ogier widząc całą sytuacje. Jednak był za daleko aby móc znowu zaatakować stwora.


Las Everfree

Nawet jeśli słowa Sinister w jakiś sposób trafiły do gwardzisty to ten tego w żaden sposób nie ukazał. Stał tam niczym posąg bez ruchu, cały czas się w nią wpatrując. Klacz nawet mogła pomyśleć, że gwardzista rzeczywiście jest tylko wytworem jej wyobraźni, a ona mówi tylko do siebie. Jedyne co mogło mówić, że nie jest to jedynie ułuda mogło wskazywać nieprzyjemne uczucie jakie mogła odczuwać klacz. Las Everfree dawno nie był bezpiecznym miejscem. Za czasów władzy księżniczek stał się miejscem zamieszkania nieprzyjemnych stworzeń, ale od czasu władzy Crystal, to miejsce zmieniło się w kłębowisko mrocznej magii, ale teraz aura była znacznie mroczniejsza niż zwykle. Nietypowy gość stojący na drodze Sinister przystąpił na przednie kopyto robiąc niewielki krok w jej stronę.

- Jaki on słodki, aż nie wiem czy go przytulić czy rozebrać kawałek po kawałku żeby zobaczyć z czego go zrobiłaś - powiedział w końcu nietypowy gość. Początek jej słów brzmiał niezwykle miło, można rzecz przyjacielsko, ale końcówka zabrzmiała jak groźba skierowana w kierunku strażnika Sinister. - Twoja magia jest taka przyjemna - powiedziała melodyjnym choć nadal zniekształconym głosem. - Dawno nie czułem czegoś takiego, aż mam ochotę pogłaskać twoją grzywę lub skosztować odrobinę ciebie. Przykre, że jednorożec o takim potencjale doprowadza się do takiego stanu - pokręcił głową z wyraźnym rozgoryczeniem. - Najpierw jednak dwie sprawy - róg rozmówcy Sinister rozświetlił się czerwonym blaskiem, a w jej stronę uderzył promień magiczny. Był na tyle szybko wystrzelony, że Stalker nawet nie miał okazji stanąć na jego drodze. Kiedy jednak trafił ciało Sinister, ta nie poczuła bólu, a przyjemne ciepło, a chwilę później zmysły klaczy zaczęły się wyostrzać. - To takie miłe spotkanie, szkoda abyś zwaliła je potem na winę substancji psychotropowych - powiedział niezwykle miły tonem gwardzista, a potem jego ciało otoczyło coś co przypominało czarna smołę. Sinister mogła wyczuć w tym niezwykle mroczną magię. Chwilę później smoła zmieniła się w bańkę, która przypominała przeciętne pole siłowe jednorożca jednak znacznie bardziej mroczne, ale na tym się nie skończyło, bo z bańki wyrosły smoliste kolce, które wystrzeliły w kierunku Star. Przeleciały przez widmo na wylot, ale nie można było zaprzeczyć, że zostały rzucone z ogromną siłą na co wskazywały połamane na kawałki za grzbietem Star drzewa. Czerń powoli zaczęła schodzić z ciała jednorożca, aż całkiem nie zniknęła. - To dziwne... Wyczuwam tu jeszcze czyjąś obecność, ale najwyraźniej ta osoba jest poza zakresem zaklęć z bólu fizycznego. Niezwykle przykre, bo miałem ochotę usłyszeć jej skamlenie o litość za tę żałosną próbę zajścia mnie od tyłu. Nienawidzę kiedy mi się przerywa - teraz Sinister mogła dostrzec, że rozmówca z pewnością nie żartował, bo jego ton stał się niezwykle groźny.


Kiedy w międzyczasie Dawn wystrzelił magiczną kule w powietrze, ta rozjaśniła otaczający go mroku ukazując wokół niego liczne gęsto rosnące drzewa, niebo, na którym przelatywały leniwie pojedyncze chmury. A także złowrogie oczy czające się między licznymi drzewami i coś co zadziwiało. Cień ogiera znów nie zachowywał się naturalnie, bo pod wpływem światła zaczął się dziwnie trząść i z trudem utrzymywał pozycję, w której obecnie stał ogier, co jeszcze ciekawsze niedawne zmęczenie i ciężki oddech zaczęły zanikać, zupełnie jakby cień stał się pasożytem, który do tej pory się na nim żywił kiedy panowała ciemność.


Zgliszcza

Kiedy dwoje ogierów dotarło na miejsce mogli zauważyć, że dym nie był spowodowany ogniskiem. Wszystko wskazywało, że do niedawna była tu mała wioska. Słowo była pasowało tu w sam raz, bo teraz zostały po niej tylko zwęglone resztki. Wszystko co dawniej tu stało ktoś najwyraźniej spalił i upewnił się żeby nic tu nie zostało. Najbardziej jednak mógł niepokoić widok na środku tego dawnego miasteczka. Nieprzyjemny swąd zwęglonej sierści i mięsa unosił się wszędzie, a powodem tego był wysoki stos pełen zwęglonych zwłok. Rozmiar mówił jasno, że palono tu zarówno źrebaki jak i dorosłych. Jednak wśród zgliszczy był nadal ktoś żywy. Starszy ziemski kucyka, ale było widać, że nie brakowało mu sił, chodził i zabierał ciała ze stosu, a potem wykopywał dla nich dziurę. Był tak pochłonięty pracą, że dopiero chwilę później zauważył intruzów.

- Szabrownicy? - spytał nie zaprzestając pracy. - Lepiej odejdźcie, nic tu nie znajdziecie, wszystko spalili, byli bardzo skrupulatni przy tym zadaniu, możecie mi wierzyć

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

White

Wiedziała że to się dobrze nie skończy... Zwłaszcza że prawie złapali ich na gorącym uczynku jakim było zorganizowanie drobnej ale przyjemnej imprezy. Jak tylko jednorożec ze straży wszedł do środka można było zauważyć zmianę w zachowaniu White. To znaczy przybrała mniej rozbawiony wyraz twarzy, bardziej pasujący do chłodnej i dystyngowanej osobistości a nawet zadarła trochę nosa do góry jakby chciała sprawiać wrażenie że jest tutaj przypadkiem. Nie odezwała się z początku i pozwoliła sprawom rozegrać się według odgórnie ustalonej kolejności praktycznie nie zmącając ich swoją obecnością. 

 

Tak naprawdę nie wiedziała co ma począć w tej sytuacji by nie splamić reputacji rodziny Pumkin bo jeśli rozegra się tutaj walka... Nikogo nie ominie przesłuchanie kim była ta awanturniczka. Swoim aktorstwem chciała jedynie kupić trochę czasu ale Crimson nie mogła się powstrzymać i wcale nie pomagała. Oberwała promieniem i kolejny taki atak może skończyć się dla niej tragicznie. Nie wątpiła w to że ona ma plan jak się wydostać ale byli tu jeszcze postronni. White musiała coś zrobić i musiała zrobić to teraz... Więc delikatnie odchrząknęła posługując się przy tym gracją godną wyższych sfer zwracając na siebie uwagę tej poróżnionej interesami dwójki.

 

- Nie ma powodu do zmartwień panie... - Spojrzała na niego z dość mocnym chłodem jakby rozeźlona że się nie przedstawił. Nie musiała nawet udawać ponieważ w środku była wściekła za to co uczynił. Kontynuowała jednak dalej bez oporu wścielając się w swoją nową, wypaczoną dla potrzeb sytuacji osobowością. - I do marnowania drogocennej magii na kogoś takiego jak ona nawet jeśli to zaklęcie ofensywne ale jeśli już do tego doszło mam nadzieje że nauczy ją to chociażby odrobiny dobrych manier - Teraz skierowała wzrok na krótką chwilę na Crimson by dać jej do zrozumienia jakim rozczarowaniem się stała ale szybko wróciła do rozmowy z osobą na swoim poziomie. - Dostaje dzień urlopu na rok, już go wykorzystała i nie będzie sprawiać więcej problemów... I dopilnuje że jeśli jej język się nie poprawi, straci go.

 

Batty

Jak zwykle w walce często liczy się percepcja i refleks, to znaczy ten kto pierwszy dostrzeże i wyprowadzi cios na ogół odnosi zwycięstwo. Oczywiście zakładając że przeciwników nie dzieli przepaść mocy lub wytrzymałości a w tym wypadku... Raczej tak nie było, przynajmniej w ocenie Batty która by się mocno zdziwiła gdyby się pomyliła. Jeden padł, drugi wkrótce miał do niego dołączyć a potem pozostaje tylko zwinąć się z tego miejsca i dołączyć do reszty. Bardzo prosta sprawa zwłaszcza że Spear okazał trochę kompetencji jako gwardzista i wystrzelił promień magiczny w swojego przeciwnika odrzucając go do tyłu. - Bierz drewno i uciekamy zanim wyjdą... - Odprowadziła wzrokiem stworzenie i więcej nie zaprzątała sobie nim głowy uznając że po nim. W końcu taki atak nieźle by połamał większego kucyka. - Kolejne - Dokończyła zdaniem jednak coś było nie tak już w tej chwili. Czuła to a raczej słyszała swoim słuchem który dzień wcześniej był utrapieniem. Teraz jednak okazał się na wagę złota bo jeszcze zanim Spear zdążył ją ostrzec usłyszała jak coś leci w jej kierunku. Wiedziała że najlepiej się odsunąć w lewo albo w prawo... I instynktownie wykonała unik przed nieznanym w lewo uznając to za swój lepszy kierunek. Spojrzała się w tamtą stronę i właśnie w tej chwili obok niej przeleciała masa lepkiej pajęczyny ale to nie był koniec bo pająk wystrzelił jeszcze raz z tą różnicą że teraz on był pociskiem. Nie mogła posłużyć się jednak poprzednim manewrem bo czuła jak jedno z jej kopyt mimo wszystko zostało przytwierdzone do gruntu bo sieci okazało się po prostu za dużo. Miała jednak nóż którego nie wypuściła ze swojej magii, skierowała jego długie ostrze w stronę przeciwnika i z całej swojej mocy pchnęła nim celując w żuwaczki które musiały być słabszym miejscem. ,,Wszystko albo nic'' - Pomyślała nawet nie zamykając oczu chcąc w razie czego oglądać najgorsze. 

 

Sinister

Wiedziała że ten gwardzista jest realny nawet w tej sytuacji gdy spróbował zabawić się jej kosztem i udawać że jednak nie istnieje. Po prostu czuła to gdy patrzyła mu w oczy. Ta aura... Z czymś takim się jeszcze nie spotkała i nie była pewna czy byłaby w stanie zachować zmysły na trzeźwo. Teraz jednak ośmielona i otumaniona na raz narkotykiem i niewyspaniem nie było to niewykonalne. Skoro to ten z oddziałów śmierci nie dziwiła się dłużej że White tak długo zajęło powrót do normalności po tym ataku na Canterlot. Nie miała jednak czasu o tym myśleć bo postać jednak postanowiła się odezwać. Słuchała więc poświęcając większą cześć swojej uwagi pozostając niewzruszona na swoisty komplement i przybrała lekki grymas dopiero gdy powiedział o skosztowaniu jej. Zastanawiała się czy specjalnie powiedział to tak by brzmiało to dwuznacznie. Zanim jednak przystawiła kopytko do swojego pyszczka by się zastanowić jej rozmówca wystrzelił prosto w nią swoim promieniem... I poczuła się jakby właśnie dała sobie jakiegoś dobrego stymulanta prosto w żyłę. Dobrze znała to ciepło rozpływające się po organizmie jednak ostatnio była na odwyku... I poczuła jak wracają jej zmysły, normalny stan umysłu co było kompletnym przeciwieństwem do tego czego się spodziewała. Stalker ruszył się o parę centymetrów przez tą akcje ale zrozumiał że nic złego się nie stało. Zupełnie jakby miał posiadał mocną więź ze swoją panią po której mógł ocenić czy została skrzywdzona.

 

Nagle zaczęła odczuwać rosnący lęk, strach i czarne myśli spowodowane obecnością i magiczną poświatą tej istoty. Czuła go dużo wyraźniej i poczuła jak bicie jej serca przyśpiesza przez wyrzut adrenaliny do krwi. Nie była jednak pierwszym lepszym kucykiem z ulicy który by zamarł na ten widok bez słowa. Wiele razy parała się szemraną magią która innych by doprowadziła do utraty siebie w swoim własnym umyśle. Nie była tak czysta jak White a to była jej przewaga. Zgadzała się z pewnym zdaniem które kiedyś usłyszała - Będąc skażonym złem jest się umocnionym do walki z nim. Tak samo jest z szaleństwem.... Jej osobowość była odchylona od ogólnie przyjętej normy a więc każda psychoza wydawała się bardziej normalna niż zwykle. Mimo to sierść na karku zjeżyła się jej i nie była patrzeć prosto w oczy swojemu rozmówcy jednak uciekła się do prostej sztuczki. Patrzyła za niego co sprawiało wrażenie że jednak utrzymuje kontakt wzrokowy.

 

Star biegła w tym czasie w najlepsze z chytrym uśmieszkiem. Nie musiała się obawiać o nic skoro jej tu nie było! Żadnego dźwięku gałązki, sapania czy czegokolwiek innego. Praktycznie plan idealny można by rzec, przynajmniej dopóki coś przez nią nie przeleciało. ,,Czy to był konar?'' - Zadała sobie pytanie i wyglądała jakby na chwilę straciła wątek. Otrząsnęła się i posłała urażone spojrzenie gwardziście zupełnie jakby jego obecność na jej świadomość zupełnie nie wpływała. Wskoczyła z lekkością na pień przeciętego drzewa zyskując przewagę wysokości... Ale dla niej to było po prostu podwyższenie na które po prostu zasługiwała a nie przewaga taktyczna. 

 

Sinister tymczasem odzyskała głos zwalczając drobną tremę. 

- Cieszę się że mój twór przypadł ci do gustu - Wysiliła się na drobny uśmieszek. Wyglądało na to że ceniła komplementy od kogoś silniejszego od niej. - Ale...

- Przymknij się zrozumiano? - Star ją skarciła w niezbyt miły sposób. Wyglądało na to że ktoś odebrał jej dobry humor. - To nie ładnie traktować mnie w ten sposób - Skrzywiła się w złości. - I to jeszcze za taki niewinny psikus? - Machnęła prawym kopytem w powietrzu zbywając temat. - Ale jestem gotowa to wybaczyć. - Potem wskazała tą samą kończyną na siebie. - Jestem Sinister Star a ty? - Spytała z wyraźną ciekawością. 

 

 

Edytowano przez Shey
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NiEZNANE ZIEMIE.

 

Tymczasem pewnej bez księżycowej  nocy  do brzegu lądu przybiła tratwa, z tajemniczym przybyszem, który po wyjściu na ląd rozejrzał się  na około.

Ponieważ nie widział, gdzie się znalazł, po zniszczeniu tratwy, postanowił poszukać mejsce, gdzie mógłby przenocować.

Z uwagi na nieznajomość terenu i miejsca poszedł w głąb nadmorskego lasu wypowiadając wcześniej czar niewidzialności. Tak na wszelki wypadek. 

Po kilku minutach błądzenia znalazł w głębi  lasu zrujnowaną chatkę, do której wstąpił po niewielkiej naprawie z użyciem swojej magi, nie tylko dlatego, że chciałby być anonimowy na  razie, ale także dlatego, że nie wiedział, gdzie się znalazł. Tam też przygotował sobie prowizoryczne posłanie, ażeby po chwili wyjść na moment do  ,,domostwa."

Nie szukał na razie jakiegokolwiek jedzenia, czy picia, lecz skupił się na krótkim rozpoznaiu wzrokiem otoczenia chatki, ażeby po chwil powrócić do niej, położyć się i zasnąć, nie będąc już pod działaniem zaklęcia niewidzialności.

 

 

 

Edytowano przez Król Etirenus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

Niespodziewana interwencja White z pewnością zaskoczyła wszystkich, nie tylko gwardzistów, ale i okoliczne kucyki ziemskie. Crimson zabrała kopytko od swojej nietypowej broni nim zdążyła jej użyć i skrzywiła się z niesmakiem słysząc w swoim kierunku naganę. Jej zachowanie oczywiście też było grą, bo nie mogło wyglądać, że kucyk ziemski, który chwilę temu tak się stawiał nagle od tak potulnieje. Mimo wszystko pokłoniła się przed White z wyraźnym wyrazem wstydu lekko się przy tym cofając.

Gwardziści od chwili wtrącenia White spoglądali nieco zaskoczeni to na nią, najwyraźniej dopiero zwracając uwagę na jednorożca wśród wioski ziemskich kucyków, to na kulącą się niedawno jeszcze awanturującą się klacz. Gwardzista, który do tej pory ją dręczył nie powstrzymał się zresztą żeby nie rzucić jej wrednego uśmieszku. Chwilę później zwrócił uwagę też na White.

- Proszę wybaczyć - powiedział już innym tonem. - Nie sądziłem, że tak... - przyjrzał się dokładniej Crimson. - nietypowy kucyk ziemski - widać było, że inne słowo chodziło mu wcześniej po głowie. - Może mieć tak elegancką właścicielkę. Zabłądziła panienka? To jest wioska roboli, jeśli pozwolisz odeskortujemy cię do miasta - jego ton stał się niezwykle przyjazny. - Ten motłoch nie wie jak podjąć takiego gościa

 

Okolice bazy

Żuwaczki bestii po niespodziewanym ataku bestii zaczęły wydobywać z siebie nieprzyjemnie wyglądający, a przy tym kleisty i śmierdzący niczym odór skunksa płyn. Potwór, który wyraźnie poczuł ból zaczął wymachiwać przy tym głową na wszystkie strony wydając przy tym nieprzyjemne i głośne piski. Kiedy wymachiwał tak głową substancja poleciała na grzywę i grzbiet znajdującej się blisko Batty. Stwór, który nadal jednak opierał się śmierci został niespodziewanie przebity na wylot, a jago wnętrzności posypały się znowu na klacz. Ciało najpewniej też by się na nią przewróciło gdyby nie fakt, że zostało złapane w porę w lewitacje, a chwilę później odrzucone. Spear spojrzał ponuro na Batty i się skrzywił, ale jego kolejne słowa nie wskazywały aby zrobił to złośliwie.

- Na cesarzową - jęknął wyciągając do niej kopyto. - Cuchniesz gorzej niż przepocony gwardzista po treningu - odwrócił lekko głowę. - Jesteś pewna, że chcesz w tym stanie wrócić do obozowiska?

 

Las Everfree

Niepokój, który odczuwała Sinister nie był niczym obcym dla jej rozmówczyni. Zawsze była inna, wiedziała o tym odkąd się urodziła. Miała jasny cel odkąd tylko się pojawiła, ona nie musiała szukać przeznaczenia jak każdy inny kucyk, bo jej było z góry nałożone. Mimo wszystko była całkiem zaskoczona widząc jak ta klacz porusza się po zakazanym terenie, po którym nawet gwardia nie ma ochoty chodzić. Wszystko wskazywało, że powodem tego jest fakt, że musi coś ukrywać, a obecna lokalizacja ma trzymać z dala od niej wścibskie oczy. Ryzykowne, ale jednocześnie całkiem praktyczne. Stworzenie nietypowego chowańca też ją intrygowało, niewiele jednorożców przejawiało takie talenty. Kiedy usłyszała głos dochodzący od Sinister delikatnie przechyliła głowę, próbując wychwycić emocje rozmówczyni. Zaraz jednak zmrużyła delikatnie oczy widząc, że cała sytuacja się zmieniła.

- Wybaczyć? - jej ton stał się pełen niespodziewanego rozbawienia. - Nikt jeszcze nie miał odwagi tak do mnie powiedzieć - gdyby Sinister mogła ją zobaczyć dostrzegłaby nawet łezkę rozbawienia wypływającą jej z oka. Zaraz jednak śmiech ucichł i znów zmierzyła wzrokiem rozmówczynie. - Sinister Star? Niezwykle uroczo... Nigdy o tobie nie słyszałem - zrobiła krok naprzód aby lepiej się przyjrzeć. - Moje imię? Muszę cię rozczarować, bo go nie posiadam. Powstałem tylko w jednym celu - jej ton stał się bardziej pewny. - Jestem obietnicą tego co ma wkrótce nadejść, ale faktem jest, że czasem nadają mi przydomki - chwilę milczała patrząc na Sinister. - Ostrze cienia, zmierzch śmierci - robiła kolejne kroki w kierunku Sinister bardzo powolne, ale i niezwykle pewne. - Demon pustki - ostatnie słowa trafiły prosto do ucha Sinister gdy nagle pojawiła się tuż przy niej. Sinister mogła się domyślić, że nie była to teleportacja, a raczej szybkość, tylko, że to wskazywało, że jej rozmówca jest równie szybki jak najszybsze pegazy. Stała teraz obok Sinister niemal stykając się z nią bokiem, odwrócona do niej jednak grzbietem. - I wiele innych, ale sama możesz wybrać jak chcesz się do mnie zwracać lub wybrać nowe, Sinister Star - powiedziała niemal przymilnym tonem. - Wiesz? Intrygujesz mnie... Jesteś inna niż ci, których widzę, nie pierwszy raz obcuje z mroczną magią, ale ty cała jesteś inna. Powiedz mi jak zacieśniasz relacje? Ja chociażby lubię się poruszać, rzucić kilka razy ciałem silnego oponenta, pokazać mu jak żałosny jest żeby wiedział gdzie jest jego miejsce w szeregu. Czuć przy tym jego strach i ekscytować się porażką - teraz w jej głosie brzmiało coś jak wyzwanie. - Ty jednak zapewne nie jesteś zainteresowana takim sposobem relacji. W innym wypadku już dawno byśmy się spotkały. Masz więc jakieś propozycje jak może w inny sposób rozwinąć się nasza znajomość? A może wolisz być jak inni wycofać się i z góry pokazać moją przewagę?

 

NiEZNANE ZIEMIE

Teren wokół chatki wydawał się niezwykle cichy i spokojny, a w jej pobliżu nie było widać zagrożeń. Jedynym towarzystwem zdawały się konary wysokich drzew i ptaki gnieżdżące się na nich. Najwyraźniej do tego miejsca nie zbliżał się od dawna żaden kucyk ani inne stworzenie. Ktokolwiek również tu dawniej mieszkał musiał dawno temu się wynieść. Nie było nic co mogłoby pomóc przybliżyć lokalizacje tego miejsca. Chata wewnątrz była zrujnowana i najwyraźniej w pośpiechu opuszczona, na jedzenie nie sposób było liczyć.

Dopiero nocne wycie wilków zakłóciło ciszę wokół, ciężko było powiedzieć czy są to zwykłe wilki czy może drzewne, ale po dźwięku drapieżników dało się określić, że były na tyle daleko, że nie stanowiły zagrożenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NIEZNANE ZIEMIE

 

Ogier tymczasem musiał spać cały dzień,  ponieważ obudził się następnej nocy. 

Najwidoczniej  był bardzo zmęczony po wczorajszym wysiłku, spowodowanym  przebywaniem na tratwie, i płynięcie nią przez morze.

Na szczęście teraz czół się lepiej, dzięki czemu wyszedł z chatki i po rzuceniu na siebie czaru niewidzialności wzbił się w powietrze w celu zbadania trochę większego terenu, oraz poszukaniu czegoś do zjedzenia.

Eblementaris nie był wybredny, bowiem jadał to, co normalne kucyki, czy też inne alicorny,  jednakże z uwagi na sytuację, w jakiej był obecnie,  jagody, jeżyny, a nawet trawa konsumowana bezpośrednio, nie stanowiła da niego żadnego problemu podobnie, jak picie wody z rzeki, lub innego słodkowodnego zbiornika wodnego. Przynajmniej do czasu, gdy będzie miał możliwość do przestawienia się z pierwotnej życiowej funkcji zdobywania jadła, i picia.

Stąd tego, po kilku minutach lotu  eblementaris zlokalizował polanę otoczoną lasem. Wylądował na niej. A potem wiedzony pierwotnym instyktem zaczął skubać trawę. 

Edytowano przez Król Etirenus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...