Skocz do zawartości

Krótkie rządy księżniczki Twily [PL] [Oneshot] [Komedia] [SoL] [Seria]


Recommended Posts

8ntc-1432578203-207379-full

 

Wszyscy wiemy, że Twilight Sparkle jako mała klaczka została przyjęta do Szkoły dla Uzdolnionych Jednorożców i trafiła pod szczególną opiekę księżniczki Celestii. Wiemy też, że kilka lat później przeprowadziła się do Ponyville, dokąd jej mentorka wysłała ją w celu zdobycia przyjaciół... ale co działo się w międzyczasie?

 

Odpowiedzi na to pytanie próbuje udzielić Forthwith w serii oneshotów, zatytułowanej „My Little Pony: Sezon 0”. W pierwszej odsłonie cyklu, fanfiku o wymownym tytule „Krótkie rządy księżniczki Twily” (ang. The Brief Reign of Princess Twily), Twilight postanawia nieco ulżyć swojej przepracowanej mentorce... przy okazji wywołując niemałe zamieszanie.

 

W roli tłumacza zadebiutował Darkness Husarz, który (o ile nic nie pomyliłam) nie ma konta na forum.
Korygowaliśmy Wierzba,@Cinram i ja.
Prereadingiem zajął się @Zandi.

 

 

Kiedy będą kolejne części – trudno mi powiedzieć, ponieważ Dark ma na głowie przygotowania do matury, więc nie chcemy go zbyt często odrywać od nauki.

Edytowano przez Midday Shine
  • +1 2
  • Mistrzostwo 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Spoko komedyjka, ale nie podobało mi się tłumaczenie. Pewne słowa są nieprawidłowo użyte. Przykładem jest "wstrząs mózgu". Wstrząs to może być anafilaktyczny czy hipowolemiczny. Mózgu to jest wstrząśnienie. Jestem dość wyczulona na takie rzeczy.

 

A poza tym jest ok, dobra robota. Polecam. Krótkie, zabawne i dość ciekawy pomysł.

 

Zastanawia mnie tylko czemu nie wstawił tego autor, tylko Mid.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

A oto "Krótkie rządy księżniczki Twily" i debiut Darkness Husarza, jako tłumacza. Zastanawiam się, co mógłbym w tym miejscu napisać, co nie zostało już wspomniane w moim komentarzu do „Ziarna prawdy w mitach i legendach”. W gruncie rzeczy, oba te opowiadania mają ze sobą wiele wspólnego, przynajmniej w materii klimatu oraz fabuły. Oba są bardzo serialowe, wiernie oddają postacie kanoniczne, dzięki czemu wypadają w oczach czytelnika bardzo sympatycznie, miło, czyta się je lekko, gdzieniegdzie można się uśmiechnąć. Oba operują na koncepcie źrebięcych lat Twilight, a także ukazują jej relacje z Celestią. Wszystko to bez problemu można sobie wyobrazić jako autentyczny odcinek serii, jako coś, co moglibyśmy zobaczyć na ekranie.

 

Natomiast, w materii jakości przekładu, widać dosyć spore różnice. Cahan była uprzejma wspomnieć o „wstrząsie mózgu”, w oryginale znajduje się „concussion”, można było po prostu napisać o „wstrząsie”, ewentualnie „kontuzji”. Wprawdzie „concussion” oznacza chwilową utratę przytomności, ale z tekstu wynika, że Celestia jednak była przez cały czas przytomna, więc w sumie można było zastosować coś innego, a już na pewno nie wskazywać konkretnie na mózg.

Podobnie zresztą jest z fragmentem o wzywaniu strażnika i zabieraniu Celestii do medyka. W oryginale jest „get a guard” i „get a medical staff”, a nie coś w stylu: „get you to medical staff”. Tzn. Twilight sama pójdzie po strażnika i wezwie medyków do Celestii, a nie że zabierze ją do nich.

 

Oprócz tego typu, niby drobnych, ale w sumie istotnych dla całokształtu wpadek, w kilku miejscach średnio mi pasował szyk zdań, możliwe, że wynikło to z chęci dosłownego tłumaczenia, a może problemem okazało się przełożenie angielskiego zapisu dialogowego na polski. Nie wiem, musiałbym przyjrzeć się dokładnie. Efekt jest taki, że o ile nie rujnuje to wrażeń z lektury, to jednak pozostawia wrażenie, że technicznie przekład mógłby być nieco lepszy. Nie wiem, kto jest właścicielem dokumentu (tekst była uprzejma umieścić na forum Midday Shine), ale jeżeli ma on do niego dostęp i jest aktywny, to może mógłbym poszukać więcej podobnych usterek i może cokolwiek podpowiedzieć, poprawić? Chodzi mi o to, czy ewentualne sugestie, które pozostawiłbym w tekście, zostałyby rozważone.

 

A odnośnie samego fanfika, po dość zwykłym, SoL-owym początku, możemy zaobserwować zdecydowaną dominację dialogów ponad opisami. Dzięki temu tekst czyta się szybko, lekko, w sumie, nawet nie jest wymagane od czytelnika jakieś szczególne skupienie – ot, zwykła, przyjemna i sympatyczna lektura, w sam raz na niedługi przerywnik, coś fajnego do poczytania przy śniadaniu, kolacji, czy czymkolwiek. Tylko tyle i aż tyle. Koncepcja Twilight, jak by tu odciążyć swoją nauczycielkę, oczywiście wykorzystując przy tym swoje koneksje (patrzę w stronę Shining Armora), jest wprost uroczy, natomiast realizacja tego planu – jeszcze bardziej :D Natomiast to, jak radzi sobie Twilight jako księżniczka Equestrii oraz jak załatwia różne sprawy i księżniczkuje, ogólnie, przyprawia o szerokiego banana na twarzy ;) Nasza Twily ma zgoła inne podejście niż jej mentorka – jest bardziej bezpośrednia, jej rozwiązania proste, działa z taką samą prędkością, co podczas studiowania prawa Equestrii, czyli z zawrotną. Oprócz tego, tworzy nowe prawa, co także jest pocieszne i co bardzo mi się spodobało. Też chcę kawy i ciastek! :D

 

W ogóle, reakcja Celestii na „zamach stanu”, sprowadzająca się do „a to ja se teraz zrobię jakiś ruch oporu”, tudzież zakończenie, w którym wszystko wraca na swoje miejsce, a Twilight martwi się o konsekwencje, kiedy to okazuje się, że w sumie... nic się nie stało, a sama Celestia rozważa, czy być może nie zacząć uczyć Twily polityki, wszystko to jest naprawdę przemiłe w odbiorze, satysfakcjonujące i wierne serialowym realiom, nie wspominając już o kreskówkowym klimacie. Przyjemna sprawa, godnie wieńcząca opowiadanie.

 

Ogólnie, tekst jest lekki i prosty w odbiorze, dominujące nad opisami dialogi służą szybszemu tempu, co usprawnia czytanie, ale nie stwarza wrażenia, że akcja rwie jak szalona do przodu. Czyta się ją całkiem dobrze, pomimo mankamentów wynikających z formy tj. jakości przekładu. Warto rzucić okiem, aczkolwiek opowiadanie nie zapada w pamięć tak jak np. „Ziarno prawdy...” czy „W stronę słońca”. Ale tekst był dobry, wart poświęconego czasu. Ma swoje mocne strony, acz nie wybija się niczym szczególnym, no i mam wrażenie, że przekład mógłby być lepszy. Ale jak na debiut - solidna robota.

 

 

Pozdrawiam!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Przeczytane. Przyjemna, lekka, lecz nie wybitna komedyjka na raz. Ot taki tekst dobry by się odstresować. Oparty na dość klasycznym, lecz nie aż tak wyeksploatowanym motywie jakim jest nauka małej Twilight. 

 

W tym odcinku ta klaczka chce spędzić więcej czasu z Celestią. Postanawia więc zorganizować zamach stanu i przejąć władzę. Co może pójść nie tak. Oczywiście prowadza swój plan w życie, poprzedzając go odpowiednimi studiami, udaje jej się, następnie wszystko idzie nie tak i na końcu mamy lekcję przyjaźni i szczęśliwe zakończenie. Może i to schematyczne, ale poprowadzone całkiem przyjemnie i poczytnie. Sam humor też daje radę. Może nie będzie człowiek tarzał się ze śmiechu, ale z pewnością nastrój mu się poprawi. Mnie na ten przykład najbardziej rozbawiła scena powrotu Celestii, a raczej jej słowa

Spoiler
Cytat

Moje uszanowanie, księżniczko Twilight. Zdaje się, że w tym momencie powinnam rzucić Shining Armorem o posadzkę i ogłosić wszem wobec mój własny zamach stanu.

 

Całkiem dobrze są też zrealizowane rządy nowej władczyni. Ta prostota w rozwiazywaniu problemów, pomijanie obaw i konsekwencji, oraz skłonność do wykorzystywania innych... (Twilight chyba była skłonna zrobić z Rarity niewolniczkę), przyznaję, bardzo przyjemnie zrobione i bawi. I w zasadzie, w swej zabawności nie odbiega chyba od sposobu myślenia dzieci. A przynajmniej, czytelnik cały czas ma wrażenie, ze obcuje z dzieckiem na tronie. 

 

Co do postaci, to wydają mi się być jak najbardziej poprawne i typowe. Nie robią absolutnie nic, czego bym się nie spodziewał i w tym tekście to się chwali. Twilight jest typowym, oczytanym dzieckiem, które chce spędzać więcej czasu z Ceśką  a Ceśka jest typową, wyrozumiałą nauczycielką jaką znamy z serialu. Nic zaskakującego, ale przecież nic tu zaskakiwać nie musi

 

No i kwestia tłumaczenia, o której wspomnieli moi poprzednicy. O ile mi osobiście nie przeszkadza użycie wstrząsu, zamiast wstrząśnienia, bo Twilight mogła nie znać różnicy, o tyle zgodzę się, że w kilku miejscach można było troszkę lepiej zbudować zdania. Aczkolwiek nie ma tego zbyt wiele i nie przeszkadza to szczególnie w lekturze. 

 

Osobiście, jestem skłonny polecić, ale nie jakoś szczególnie mocno. Ot dobry tekst na chwilę odprężenia między jednym zajęciem a drugim. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy piszą komcie, piszę i ja... czy jakoś tak. 

W każdym razie w sumie od... no przynajmniej odkąd zobaczyłem, że Sun skomentował stwierdziłem, że w sumie chciałbym ten ficzek przeczytać. W końcu to jedno z nielicznych tłumaczeń Królewskich Archiwów Canterlotu, w którym nie brałem udziału i... tak jakoś wyszło, że wcześniej chyba w ogóle go nie czytałem. Albo zdążyłem kompletnie zapomnieć. 

 

A jak przedstawia się samo tłumaczenie? Cóż, moim zdaniem problem z "wstrząsem mózgu" nie jest aż taki duży, bo w końcu Twilight mogła jeszcze w tym wieku dokonać takiej pomyłki, ale... własnie w jakim właściwie ona jest wieku? Czasy gdy uczyła się u Celestii to jednak dość spora rozciągłość czasowa, a tu mamy z jednej strony fragmenty dugerujące raczej początek tego okresu (miejscami mocno dziecinne zachowanie, czy po części sposób wyrażania "rajusiu" kojarzy mi się jako wręcz stereotypowo "dziecięcym" sposobem wyrażania się) a z kolei inne miejsca zdają się sugerować jednak czas nieco późniejszy (czy dajny na to 10-11 letnia klaczka wypijałaby taką masę kawy? Choć z drugiej strony kto wie co Twilight mogłaby wymyślić... ackolwiek to ukazanie z jaką łatwością posługiwała się magią sugeruje, że trochę czasu musiało minać od tego jak jej zdolności się "odblokowały". I jakoś nie chce mi się wierzyć, by malutka Twilight miała tak negatywne zdanie o szlachcie jak w tym fragmentcie: "Szlachcice zawsze znajdują w tych książkach jakieś dziwne, stare luki [...] aby dostać, czego chcą!" - generalnie ten antyarystokratyczny akcent zdecydowanie należy zapisać opowiadaniu na minus - szczególnie, że wydaje się, iż takie coś wiedziałaby dopiero po dłuższym czasie bytności w zamku...)

Choć nie zaraz... faktycznie dopiero jak teraz odszukałem ponownie ten fragment o czasie jej pobyty w zamku i mamy powiedziane o czterech latach... no daje nam to dość jednoznaczną odpowiedź... i w sumie chyba sensowną. Twily wciąż jeszcze mała (jakieś... 12 lat?), ale mogła już nabrać nieco doświadczenia w magii i zorientować się nieco w tym co się dzieje na zamku. Czyli jest plus za spójność.

Ale wracając do tłumaczenia to właśnie niektóre fragmenty zdają się wypadać... dość niezręcznie. Najbardziej rzucił mi się w oczy "to był jej szesnasty kubek dzisiaj" ten szyk... brzmi źle(aż się dziwię, że Mid to przepuściła...). Zwłaszcza to końcowe dzisiaj, choć tak na szybko nie wiem jak bym to poprawił. I zastanawiam się jak Twilight liczyła dzisiaj, skoro nie spała od 2,5 dni...

 

Generalnie jednak nie jest źle, a w każdym razie przez większość czasu strona techniczna nie przeskadzała w cieszeniu się opowiadaniem (tylko ten fragment z upadającą piłką był dziwny... brzmiało to trochę jakby Twilight chciała... wrzucić głaz na piłkę, a nie o to chodziło w zadaniu... będę chyba musiał zajrzeć do oryginału jak to wyglądało, bo teraz czytałem sam polski tekst). 

 

A jest się czym cieszyć. Fakt, nie ma tu nic odkrywczego, żadnej intrygującej fabuły, ciekawych konceptów światotwóczych, zwrotów akcji itd. Ale to nic nie szkodzi, bo nie o to przecież chodzi w lekkiej komedyjce, dla której serialowość jest tylko zaletą (generalnie wiarność kanonowi jest zaletą, niestety przez większośc mocno niedocenianą:() - w dodatku to idealne tło dla właśnie najlepszego humoru - niewinnego, lekko hermetycznego i niezbyt nachalnego (mam wrażenie wiele opowiadań komediowych próbuje być śmieszne cały czas, przez co nie dość że przyjmują zwykle cyniczny, parodystyczny stosunek do świata przedstawionego i/lub materiału źródłowego to jeszcze przez przeładowanie "humorem" całość wypada raczej żenująco a tylko momentami zabawnie) - było wiele momentów przy których mocno się uśmiechnąłem (Twilight stwierdzająca, że jak nie może znaleźć kryzysu narodowego to sobie go stworzy(aż się Lekcja Zerowa przypomina), Shining myślący, że jak Twili się nie uczyła to musi mieć gorączkę, Twilight dla której szkoły są święte i która nie "skrzywdzi" książki jak zła by na nia nie była oraz generalnie parę klasycznych kucowych żartów, które jeśli tylko są dobrze wykonane - a tu były - to mnie zawsze śmieszą). Zabawne było też jak Celestia "załatwiła" Twilight, twierdząc, że nie może zawiesić spotkań dworu, skoro już nie rządzi... na co oczywiście nasza Twili znalazła kontrę, ale i tak zza kulis Celestia dała radę pokrzyżować jej plany. 

Razem z końcową (i w sumie bardzo mądrą oraz myślę mocno dziś potrzebną) "lekcją przyjaźni" na koniec: „pomyśl, czy to, co robisz, jest słuszne, nawet jeśli jest miłe” tworzy to bardzo przyjemną i w sumie nawet wartościową całość. Gdzie wierność oddania charakteru i realiów tylko dodaje smaku. 

 

Choć trochę jednak zastanawia mnie to, że Celestia faktycznie pozwoliła na to by jeden dzień "przejąć władzę"... chyba, że tak naprawdę tą końcową myśl "Może jednak powinnam uczyć ją polityki. Byłaby z niej świetna księżniczka." Celestia miała w głowie od samego początku (być może z początku tylko podświadomie... wiecie taka alikornia intuicja, prawie jak w Lyokoverse) i dlatego na to pozwoliła. No i zastanawia mnie co takiego ciekawego się działo te 4 wieki temu...

 

 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...