Skocz do zawartości

Moja opiekunka jest wampirem! [oneshot][AU][slice of life]


Recommended Posts

...właściwie to dhampirem, ale kto by się przejmował takimi szczegółami.

Cóż, może rzeczony dhampir/wampir wychodząc na dwór w świetle dnia…

 

Ale przejdźmy do rzeczy… o to moje najnowsze opowiadanie, rozgrywające się w świecie inspirowanym serią komiksów "Dostosowując się do nocy"("Adoptning to Night"), nazwanym przeze mnie "wampirzą Equestrią" (tak wiem, moja pomysłowość nazewnicza nie zna granic)  - gdzie jak się pewnie domyślacie w Equestrii spotkamy istoty nocy takie jak wampiry czy wilkołaki i nie tylko… (jakby co od razu mówię, że pytałem autora o zgodę i nie miał nic przeciwko)

Ponadto w mojej wersji Sunset, wychowywana od maleńkości przez Celestię nigdy nie stała się zła, ani nie uciekła do ludzkiego świata… i podobnie do Cadance czasem opiekowała się małą Twily… która pewnego dnia odkryła jej sekret - Sunset jest dhampirem!

Dla tych którzy nie wiedzą: dhampir to pół wampir, owoc związku wampira ze zwykłym śmiertelnikiem - tak, matka Sunset była wampirzycą…

Więc nie przedłużając dalej… zapraszam do lektury:

 

Moja opiekunka jest wampirem!

 

korekta: Midday Shine

Edytowano przez Lyokoheros
  • +1 1
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miło to słyszeć :NjdaT:

Choć akurat sam bym pewnie nie powiedział, że to opowiadanie, z którego jestem najbardziej dumny - bardziej dumny w sumie jestem choćby z "Naszej Małej Sunset"... a to... prosty koncept, i dobudowanie wobec niego reszty. Reakcja Twilight była pierwszym co zostało z tego opowiadania wymyślone... reszta doszła potem jako tworzenie kontekstu :crazy:

Aczkolwiek... z pewnością przewiduję jeszcze jakieś opowiadania w tym świecie - przynajmniej jedno dłuższe (choć z nim prawdę powiedziawszy wolałbym trochę poczekać - punkt w którym historia wyraźnie "rozchodzi się" z komiksem już dawno w nim nastąpił, ale wciąż są tam pewne rzeczy, które nie mają jeszcze odpowiedzi, a mogłyby mi one pomóc) i jedno krótsze. W zasadzie prace nad nimi nawet już są zaczęte...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe, przyjemnie się czytało. Dla mnie Twoje opowiadanie było miłą odskocznią, takim spowalniaczem czasu, a dawno nie miałem tak że czas zwalniał przy jakiejś historii ;) Powodzenia życzę i dużo weny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Pierwsze wrażenie: Lyoko, a o justowaniu, to się zapomniało, nie? Z innych błędów: są powtórzenia i to całkiem sporo, znalazłam też błędy zapisu dialogowego. Poza tym jest ok - czyta się łatwo i dobrze.

 

Samo opowiadanie przypomniało mi o innym fiku, a dokładniej o Nosflutteratu. Pewne motywy są identyczne, ale tak jak wersja z Flutterką jest komedyjką, tak ta z Sunset to SoL. I jako SoL jest ok, a sam temat jest dość ciekawy i chętnie zobaczyłabym wielorozdziałowca z tym wątkiem. Bo tak cierpi na to, na co cierpią krótkie plasterki życia - no niby spoko, ale co z tego wynika? Jakoś nigdy nie potrafiłam się cieszyć tym typem fanfików.

 

Swoją drogą - nieźle wyszło przemycenie mroczniejszej tematyki. Dużo lepiej niż w tamtym fiku z Kryształowym Imperium.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Sunset jako półwampir, uczennica Celstii (jeśli dobrze zrozumiałem) i do tego opiekunka Twilight... W sumie, bardzo fajny motyw na długi SoL poświęcony bekonowłosej bohaterce. Można by opisać powoli jej przeszłość, nauki, relacje z kucykami (przed i po tym jak się dowiedzą, że jest krwiosysem, postacią z bajek, czy fantazji). Można by dodać do tego zmianę relacji z Twilight, jej rodziną i przyjaciółkami (o ile jakieś ma). Mówiąc krótko, to co dostaliśmy w tym fanfiku to motywy na dobre 20-30 stron tekstu. 

A jak się fanfik sprawdza w tak krótkiej formie? Otóż też nienajgorzej. Na tych siedmiu stronach dostajemy, między innymi, ładnie opisaną relację Sunset i Twilight. Starsza klacz nadaje się na opiekunkę. Bawi swą podopieczną, uczy, a przy okazji kształtuje jej światopogląd. Do tego wypada jako bardzo sympatyczna klacz. A sama Twilight to uroczy dzieciak, który jest dość Twalotowaty, jednocześnie pozostając wesołym, lubiącym lody źrebaczkiem. Grzeczna i wpatrzona w swoją opiekujnkę. I dość realistycznie reaguje na informacje, ze bekonowłosa żłopie hemoglobinę. 

Akcja, choć krótka, to jest w miarę logiczna i konsekwentna (w stopniu co najmniej serialowym)

 

Jedyne do czego się przyczepię, to brak justowania i trochę powtórzeń. To wybijało z czytania. 

 

Ogólnie, jest to przyjemne i fajne, choć nie wybitne opowiadanie, z dwójką dobrych bohaterek. Mogłoby być dużo dłuższe, ale to nic. Warto przeczytać w wolnej chwili.

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Moja opiekunka jest wampirem!

 

SPOJLERY

 

Nie ma to ja streścić fika w jednym zdaniu i to do tego w tytule. A do tego zawrzeć nieścisłość, bo Sun-Sun nie jest wampirem, tylko pół wampirem. Mistrz Lyoko upodobał sobie SUN-SUN, jak z resztą widać. Co tym razem nam zaprezentował?

 

Krótką historię o uprzedzeniach względem innych istot, w tym przypadku wampirów, oraz o tym, że do każdego należy podchodzić z indywidualnie, a nie generalizować. Tak, to jest problem na czasie i chyba już pozostanie taki na zawsze.

Wszystko zaczyna się od tego, że nasza mała Twily idzie z naszą duża Sunset na lody. Po krótkim, magicznym pokazie, który ożywił lodową gałkę, trafił mnie klimat tego opowiadania. Poza drobnymi szczegółami, jak śmierć matki i sam motywem picia krwi, właściwie te fanfik mógłby się stać scenariuszem do kolejnego, kanonicznego odcinka MLP. To, co chcę tu zaznaczyć, to to, że czuć tu słodką atmosferę wyjętą prosto z serialu. Narracja jest radosna, ale nie przesłodzona. Nie ma tu nadmiaru zdrobnień. Historię śledzi się z ciepłem na sercu i to autorowi jak najbardziej wyszło. 

 

Dalej Twily próbuje z powrotem złożyć rozbity wazon w domu, co po cierpliwym próbowaniu jej się udaje. W międzyczasie ognistogrzywa klacz przygotowuje jedzenie, lecz gdy wraca do swojej podopiecznej odkrywa, że mała przejrzała jej sekret. W jukach Sun-Sun była torebka z krwią, co budzi wiele wątpliwości. Niestety ognistogrzywa jest zmuszona jakoś wykaraskać się z tej niezręcznej sytuacji i wyjawia przed Twily niewygodną prawdę; otóż Sunset jest dhampirem! Czyli pół wampirem. Musi spożywać krew, by ostudzić swój instynkt i nie wpaść w szał. Twily ucieka na wieść o tym, że jej opiekunka jest krwiopijcą i omal się nie zabija. No ale cóż, Sun-Sun dzięki półwampirzym umiejętnością ratuje ją przed stratowaniem przez wóz i zabiera z powrotem do domu. I właśnie w tym momencie następuje ten najważniejszy moment. 

 

W skrócie; Twily jest jeszcze dzieciakiem, więc w sumie nie dziwne, że boi się stworzeń, które mają złą reputację. Dorosły również byłby uprzedzony. Sunset wyjaśnia jej, że nie jest potworem, że to nasze wybory i decyzje kształtują naszą kucykowość (człowieczeństwo) i moralność. Ja się z tym nie zgadzam, pomimo tego, że to dobre podejście w życiu. One jest po prostu nieprawdziwie, ale pomaga w życiu jak wiele innych rzeczy; choćby wiara w istoty nadprzyrodzone (Boga). Nie mam zamiaru rozprawiać tutaj o tym, czy Bóg jest prawdziwy czy nie, bo nie mam żadnych argumentów, aby potwierdzić lub zaprzeczyć jego istnieniu. Ale skoro o tym traktuje fik, to spróbuję się do tego odnieść, co ja myślę. 

 

 Nawet jeżeli istnienie bóstwa jest mało prawdopodobne według wzorów Bayesa, (a jest to szansa tak mała, że trudno to sobie wyobrazić) to trzeba być świadomym tego, że jeżeli Bóg istnieje, to wszystko jest możliwe. A dlaczego nie zgadzam się z przesłaniem, że nasze decyzje definiują to, kim jesteś? Ponieważ… nie ma żadnych decyzji. Tak, wiem, co sobie teraz pomyślicie. Trudno. Zagadnienie wolnej woli jest bardzo złożone, ale aby to uprościć, to powiem tylko tyle; jesteśmy złożeni z materii tak samo jak wszystko inne we wszechświecie. We wszechświecie panują jednak pewne prawa, które determinują zachowanie tej materii. Podlegamy prawom wszechświata, prawom fizyki, chemii, biologii i wszystkich innych możliwych dziedzin. To nie my decydujemy, jak działa wszechświat. Nasze mózgi działają według tych praw, ewoluowały przez bardzo długi czas na zasadzie prawdopodobieństwa. Nie było w tym wszystkim mocy sprawczej ze strony człowieka. Jesteśmy tak zaprogramowani, że możemy myśleć o sobie, jak o kimś wyjątkowym i że jesteśmy wolni. Jednak jesteśmy niczym, a wszystko, co się zdarzyło do tej pory, było wynikiem powstania wszechświata bardzo dawno temu. Łańcuch przyczynowo-skutkowy. Dlaczego Sun-Sun jest akurat dobra, a zabójcy jej matki już nie? Można powiedzieć, że to był ich wybór. Ale dlaczego akurat tak wybrali? Bo tacy byli. Ale dlaczego byli, jacy byli? Ponieważ takie czynniki zewnętrzne na nich zadziałały. Czy Sunset mogłaby być zła? Oczywiście. Czy tamci napastnicy mogliby być dobrzy? Oczywiście. Wystarczyłoby, żeby to wszystko inaczej się potoczyło; to znaczy wystarczyło zmienić scenariusz. I gdzie w tym wolna wola? Nie każdy w końcu jest ratowany przez Celestię i staje się jej uczennicą. To nie był wybór ognistogrzywej, tylko czynnik zewnętrzny. Ale to czy wolna wola istnieje, czy nie, tak naprawdę nie zmienia niczego oprócz naszego nastawienia. Dlatego dalej starajcie się podejmować jak najlepsze decyzje i być dobrym.

 

Na zakończenie powiem, że fanfik jest przyjemny, nie za długi, w sam raz. O pozytywnej aurze no i profesjonalnie wyedytowany. Czytanka na 10 minut, ale co fajnie spędzony czas, to moje.

 

To tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Kontynuuję moją przygodę z Wampirzą Equestrią.

 

Ogólnie, na dzień dobry mogę powiedzieć, że jestem zadowolony i to, że tak to ujmę, bez podziału na kategorie. To znaczy, jestem przekonany, że podobne wrażenia miałbym nie poznawszy uprzednio „Krwawego Diamentu”, który to pozostawił po sobie dość niemiłe wrażenia, a który przecież wprowadził mnie do świata Wampirzej Equestrii. Może wynika to między innymi stąd, że miałem przyjemność posłuchać jak Midday Shine czyta owe opowiadanie, ale, w każdym razie, sądzę, że jak bym się za to nie zabrał, ostatecznie byłoby bardzo podobnie – czytało się przyjemnie, lekko, sympatycznie, no i większość problemów, które zwykle mam z opowiadaniami Lyokoherosa, tutaj nie daje się we znaki w ogóle, nawet jeśli, to w skali całego opowiadania nie jest to nic, co popsułoby wrażenia z lektury.

 

Na dzień dobry mogę wspomnieć o dominacji dialogów nad opisami, a także dialogi jako główna metoda ekspozycji oraz światotworzenia. Początkowo narracja dobrze spełnia swoje zadanie, jest z nami obecna i poszczególne opisy ubarwiają treść, mniej-więcej od połowy dialogi zaczynają przeważać, a my znów zostajemy wystawieni na spore ilości ekspozycji, ale w „Opiekunce...” skala została dobrze dobrana, toteż Sunset nie wykłada Twily od razu całej historii uniwersum, rasy wampirów, ani przeszłości Luny itd. Wszystko, co tytułowa opiekunka opowiada swojej podopiecznej, zawiera się w granicach motywu takiego, że młoda postać coś odkrywa, a dorosły opiekun ma za zadanie wytłumaczyć zjawisko możliwie jak najprzystępniej i w taki sposób, by nie odebrać przedwcześnie dziecięcej niewinności. Bez wątpienia tym razem autorowi udała się ta sztuka, interakcje między Sunset, a Twilight wypadają sympatycznie i wiarygodnie, co cieszy mnie tym bardziej, iż niekiedy Lyokoheros ma kłopot ze sprzedaniem swoich postaci/ relacji między nimi w taki sposób, by ustrzec czytelnika od wątpliwości, czy niedowierzania, jakoby dane sceny naprawdę mogły się wydarzyć.

 

Należy zaznaczyć, że elementy przypominające serialowe (chodzi mi o te jasne, lekkie fragmenty, gdzie młoda Twilight wesoło hasa sobie i zajada się lodami itd.) zgrabnie miksują się z motywami mroczniejszymi, przywołującymi na myśl to, co działo się w „Krwawym Diamencie”. Myślę, że jest to dobry kierunek dla przyszłych opowiadań osadzonych w tym alternatywnym uniwersum. Jednocześnie, cały czas czuć pogodny klimat, a opisy, o ile nadal nam towarzyszą i rozciągają się na odpowiednią długość, dobrze sugerują scenerie, nastroje bohaterek, kolejne ich czynności (np. scenka, w której Sunset używa swoich mocy, by uchronić Twilight przed nadciągającym powozem), wszystko można sobie wyobrazić w sposób plastyczny tzn. podczas czytania słyszymy znajome głosy i widzimy kolorowe postacie, które swobodnie funkcjonują w świecie przedstawionym. Szkoda, że pod koniec opisów bardzo brakuje.

 

Co z drugiej strony mnie zastanawia, gdyż gdyby nie powiązania fabularne (chodzi mi o poszczególne wątki, np. okoliczności narodzin Sunset oraz los jej matki) oraz fakt, iż główna bohaterka jest dhampirem, ciężko byłoby mi się zorientować, że to autentycznie to samo alternatywne uniwersum, co w „Krwawym Diamencie”. Z dwóch ścieżek, zdecydowanie preferuję taki właśnie przemyślany miks, wyważenie mrocznych wątków/ tematyki z całą resztą oraz dawkowanie informacji o świecie, aniżeli nadmierną ekspozycję historii całego świata (mówię w pewnym uproszczeniu), generalizację oraz epatowanie mrokiem i przemocą, bez zadbania o tło wydarzeń, szerszy kontekst, motywy poszczególnych postaci, nie wspominając już o więzi z czytelnikiem.

 

Co jednak nie znaczy, że jest tak idealnie – forma mogłaby być lepsza i ogółem, zgodzę się, że w tekście znalazło się sporo powtórzeń, miałbym też pewne zastrzeżenia co do interpunkcji. Natomiast, chyba nie załapałem się na brak justowania, więc jednak coś autor zdążył, w miarę upływu czasu i kolejnych komentarzy, poprawić i chwała mu za to. Zważywszy na inne teksty Lyokoherosa, widać poprawę, ale nie widać szczytu formy. Zdaje się, że autentycznie cały wysiłek jest kierowany na development „Naszej Małej Sunset”, na co jednak nie zamierzam narzekać :D

 

Pochylając się nad fabułą, jest to niedługi kawałek życia, utrzymany w spokoju, pogodnej atmosferze, dobrze ukazujący małą Twilight z całą jej niewinnością, ciekawością, ale również imponującymi umiejętnościami magicznymi, a także odpowiedzialnej, otwartej i opiekuńczej Sunset. Mimo pewnych ograniczeń odnośnie ilości kulek lodów naraz, odnosi się wrażenie, że Twily jest troszeczkę rozpieszczana przez swoją opiekunkę, która z kolei jest wiarygodna jako jej autorytet. Uwagę zwraca scena dotycząca nauki nowego zaklęcia (pozwalającego na ułożenie puzzli 3D zwanych stłuczonych wazonem), a także wątek obiadowy, przerwany przez odkrycie przez Twilight zapasu krwi dla Sunset, a także rewelacja, dotycząca naszej dhampirzycy. Prawda dociera do Twilight w bardzo przystępnej formie i podobały mi się nawiązania do indywidualnych wyborów, do tego, co to znaczy być potworem, a także wspomnienie Scarlet Sword.

 

Cytat

„Moja matka… chciała, by wampiry i zwykłe kucyki mogły normalnie żyć razem, bez sekretów i uprzedzeń…”

 

Niczym ludzie i Reploidy :D

 

Sporo niewielkich rzeczy, dobrze współgrających zarówno z motywami przywołującymi na myśl kanon, jak i wątkami mroczniejszymi, nawiązującymi do tego, co wydarzyło się w „Krwawym Diamencie”. Cieszy to, jak dzięki temu rozwinęła się relacja Twilight oraz Sunset, sama końcówka zaś, okazała się całkiem satysfakcjonująca i nie miałem wrażenia niedosytu, czy niewykorzystania pełnego potencjału koncepcji.

 

Jednakże mimo ciepłych słów, przychylam się do zdania Suna, iż nie jest to opowiadanie wybitne, ale z cała pewnością przyjemne, lekkie w odbiorze, z sympatycznymi kreacjami głównych bohaterek, wszystko okraszone przystępnym klimatem, w który łatwo jest wniknąć i który dobrze się kojarzy, na czym z kolei zyskuje alternatywne uniwersum. Informacje związane ze światotworzeniem tym razem okazały się dawkowane z rozsądkiem, nawiązania do „Krwawego Diamentu” spełniły swoje zadanie i było wrażenie spójności, no i cóż mogę więcej rzec – dobrze Ci idzie, tylko tak dalej, a powinno być coraz lepiej ;)

 

Aha – no i dwie rzeczy, z którymi miałem drobny kłopot. Przyznam, że nie jestem zwolennikiem form Sun-Sun oraz Twi-Twi. Żeby było jasne – to tylko mój drobny kłopot, w żadnym wypadku nie jest to istotny problem, ale jakoś rzuciło mi się w oczy. Applejackowego „sugarcube” też nigdy nie lubiłem. No i rzecz druga...

 

Cytat

„Wampiry bardzo trudno zabić…”

 

No właśnie, nie wiem czy to znowu jakieś moje problemy ze zrozumieniem tekstu, ale po „Krwawym Diamencie” odniosłem wrażenie, że tym randomowym złoczyńcom coś zbyt łatwo poszło ze Scarlet. Ja wiem, sposobem się za nią zabrali, ale wciąż, skoro tak bardzo trudno zabić wampira, no to chyba po otrzymaniu takiej informacji mogę spodziewać się po tego typu postaci więcej? Tym bardziej po inkwizytorce?

 

No, ale tak czy owak, udane i przyjemne opowiadanie, któremu warto poświęcić troszkę czasu. Ciekawi mnie, co jeszcze zaplanował autor w ramach Wampirzej Equestrii. Liczę, że jakościowo kolejne odcinki będą prezentować się coraz lepiej i lepiej, no i że przy okazji otrzymamy okazję podelektować się co oryginalniejszymi pomysłami na rozwój uniwersum oraz jego bazowych elementów. Może nawet jakieś świeże spojrzenie na rasę wampirów, remake "Krwawego Diamentu" czy pierwsza poważniejsza wyprawa Sunset, podążającej ścieżką matki... Zobaczymy. Jest potencjał. Szanowny autorze, proszę, nie zmarnuj go ;)

 

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Przyznam, że gdybym miał zęby w gorszym stanie, to bym je wszystkie stracił podczas czytania „Moja opiekunka jest wampirem!”. Tak bardzo nimi zgrzytałem. 

 

Historia jest prosta jak drut, albo kawałek szyny, którą zbieracze złomu przynieśli do skupu. Mała Twilight potrzebuje opieki i tym razem zadanie to spada na Sunset Shimmer. Poniewczasie okazuje się, że Sunset Shimmer jest Dhampirem, czyli półwampirem. Oczywiście mała Twili wpada w panikę i zaczyna uciekać gdzie pieprz rośnie. Ale Sunset ją dołapała i... wyjaśniła, że ta... fiolka krwi w jej torebce to coś zupełnie normalnego. Doprowadziła tym samym klaczkę do tego, że sama chciała aby w torebce Sunset znajdowała się krew... jej krew! I tyle fabuły.

 

A potem, raczej w międzyczasie mamy ekspozycję. Sunset wyjaśnia Twili, że są dobre wampiry, że jej mama zginęła bo ją zostawili na śmierć, ale Celestia dała jej własną krew i ona przeżyła... znaczy się Sunset, mama nadal zginęła. W ogóle pomiędzy wampirami i kucykami panuje sielanka, banki krwi pracują jak... fabryka czołgów w kraju prowadzącym wojnę! Pełną parą! Ale dla tych wampirów, które by nie chciały żyć w zgodzie i chłeptać krew, którą mają z banków krwi, jest Inkwizycja i Zakon Świtu. Sugeruje to, że jednak niemała część wampirów jednak nie  chce jałmużny, chce sama zdobyć pokarm. A Celestia oddają krew robi dobrą minę do złej gry. Ma za to kolejny powód by jeść ciasta! Dużo ciast! Bo kiedy oddajesz krew to dostajesz czekoladę! A ponadto masz bezpłatny przejazd komunikacją miejską! 

 

Serio, miejscami śmiałem się kiedy czytałem ten tekst. Bo co mogła znaleźć Twilight w torebce dorosłej klaczy? Jest mnóstwo możliwości. Zostawię to jednak waszej pomysłowości. A gdy się dowiedziałem, że krew w fiolce jest księżniczki Celestii to zacząłem sobie zadawać pytanie... czy krew alikorniej dziewicy smakuje lepiej niż po prostu krew alikorna, która jest przepyszna!

 

W pewnym momencie przestałem ten tekst traktować poważnie. Wszystko stało się dla mnie powodem do żartów albo zgrzytania zębami. Owszem strona formalna jest w porządku, nawet są półpauzy rozpoczynające dialogi, autorowi ktoś zrobił korektę, co nie jest normą w naszym fandomie. Jest to natomiast godny pochwały wyjątek! A najbardziej mnie rozbawiło dlaczego, kucyki nie lubią wampirów. Najwyraźniej wszystkie sposoby trzymania ich w ryzach metodami pokojowymi jednak nie działają, skoro potrzebna jest inkwizycja i Zakon Świtu. W tej sytuacji najprostszym sposobem jest samosąd miast czekanie aż władze rozwiążą problem. Niepopieram samosądów... ale rozumiem. 

 

Mam poza tym wrażenie, że czytałem fanfika, który jest niejako wcześniejszym odcinkiem „Moja opiekunka jest wampirem!”, gdyż opis tego co się stało z mamą Sunset Shimmer jest bardzo podobny. Nie jestem jednak pewien czy tam nie zamordowały jej wampiry, te które nie chcą polegać na pomocy państwa kucyków. 

 

Czy polecam? Sam tekst nie jest zły, ale w pewnym momencie przestałem odbierać go poważnie. Nic dziwnego, że Twilight uciekła przed Sunset, skoro nikt jej nie uprzedził, że nie wszystkie wampiry są złe, a temu można ufać, wszak czyni to sama księżniczka Celestia. Zamiast tego ukrywano to przed nią. Sunset, a być może i sama Celestia, doprowadziły ją do tej reakcji, do ucieczki w której mała mogła stracić życie. Robienie z zaniedbań innych motywu do opowieści o tolerancji nie jest dla mnie dobrą wymówką. I z tym zastrzeżeniem kończę ten komentarz. 
 

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...