Skocz do zawartości

Kroniki Azumi [Seria][NZ][Dark][Mystery][Prequel]


Recommended Posts

W pażdzierniku 2018 na forum pojawił się event związany z końcem świata.

Event ten otrzymał nazwę Samhain i jest do wglądu na forum.

Jakiś czas później, powstał konkurs literacki na kontynuację eventowej fabuły

Tak narodziła się pewna myśl Seria Kroniki Diany,

trzy opowiadania, opisujące ten event z nieco innej perspektywy.

 

Jednakże, zanim to nastąpi chciałbym zaprezentować wam

serię opowiadań poprzedzających wyżej wspomniany event

 

Kroniki Azumi Seria Pierwsza

 

Kroniki Azumi: Krąg

[Dark][Mystery][Prequel]

 

Kroniki Azumi: Przepowiednia

[Dark][Mystery][Prequel]

 

Kroniki Azumi: Noc Koszmaru

[Dark][Mystery][Prequel]

 

Kroniki Azumi: Siedem Pieczęci

[Dark][Mystery][Prequel]

 

Czerwona Wstęga: Writer's Cut

[Dark][Mystery][Samhain 2018][Spin Off]

 

Kroniki Azumi: Nie Ma Ciemności

[Dark][Mystery][Samhain 2018]

 

Kroniki Azumi: Apogeum

[Dark][Mystery][Samhain 2018]

 

Kroniki Azumi Seria Druga

 

Kroniki Azumi 2: Wężowe Ziele

[Slice of Life][Dark][Mystery][Samhain 2018]

 

 

 

 

Edytowano przez D.E.F.S
Edycja
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Przeczytane

 

Beware the spoilers!

 

Zapowiada się ciekawie, nie powiem. Zebry, przepowiednie, koniec świata oraz inne łakocie i witaminy. Jestem zaintrygowany. Opowiadanie było bardzo krótkie, ale jego treść - balansująca w jednym punkcie na granicy tego co dopuszczalne w dziale ogólnym - jest zwyczajnie interesująca i intrygująca. Będę czekał na więcej, bo tu możemy mieć początek czegoś naprawdę dobrego. Jestem ciekaw czy dostaniemy więcej szamańskich rytuałów, bo chętnie bym o nich w tych fanfikach poczytał. Opisy są dobre i łatwo przyswajalne, a bohaterowie... cóż, na razie mam za mało informacji by wyrobić sobie o nich jakąś zdecydowaną opinię, ale na razie wszystko idzie ku dobremu.

 

Forma wymaga pewnego wygładzenia, chociaż jest bez porównania lepiej w porównaniu z tym co było kiedyś. Największym zarzutem jest kilka błędów, oraz zbyt liberalne podejście do używania wielkich liter. Zdecydowanie zalecam znalezienie korektora.

 

Podsumowując - jestem zaintrygowany i z przyjemnością przeczytam więcej Kronik Azumi, kiedy się pojawią.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dolar84 Druga i trzecia część będą nieco inne, lecz postaram się utrzymać klimat. A być może pojawi się też fik powiązany z tą serią, jeśli tylko zdąże ma konkurs Zecory. Móglbym rzucić Kroniki Azumi i Kroniki Diany (fabularnie powiązane serie) lecz w Azumi ma dominować tajemnica i mrok, a w Dianie prócz tych tagów ma wyróżniać się Tag [Sci-Fi]. To wciąż jedna historia, ale opowiedziana z dwóch różnych punktów widzenia. :)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
  • 2 months later...

Witajcie moi drodzy.

Dziś mam dla was trzecie opowiadanie z serii. Kroniki Azumi:Krąg.

Jakimś cudem opowiadanie to zyskało drugie miejsce w ostatnim zebrzym konkursie.

Zapraszam do lektury.

 

 

Część czwarta w trakcie produkcji

Edytowano przez D.E.F.S
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

No i pierwsza rzecz – tekst nie jest wyjustowany (za wyjątkiem najnowszego, konkursowego opowiadania). Przydałoby się też nieco poprawić formę – pooddzielać od siebie duże fragmenty tekstu aby nie robić z niego trudnej do czytania ściany (mam na myśli część drugą i trzecią serii, czyli „Przepowiednię” i „Noc Koszmaru”). No i znów, brakuje półpauz, zamiast nich są dywizy.

 

Tak poza tym, mój post miał się pojawić znacznie, znacznie wcześniej, a ostatnimi czasy serię zasiliło jeszcze jedno opowiadanie, dlatego też zaczynam jeszcze raz i startuję od „Kręgu” – opowiadania konkursowego przybliżającego historię Zecory, ogólnie. Co w nim znajdziemy?

 

Rzekłbym, że historię znanej pasiastej postaci poznajemy w dość telegraficznym skrócie, co zapewne wynikło z wymagań konkursowych. A szkoda, bo wydaje mi się, że fabuła ma niemały potencjał, lecz bez odpowiednio obszernych opisów, no i dbałości o szczegóły się nie obejdzie. Jak to widzę teraz, otrzymujemy wiele nazw różnych państw, poznajemy też niejedno imię, lecz niewiele konkretnego z tego wynika. Po prostu dowiadujemy się, że pewne państwa istnieją, a spokrewnione z Zecorą zebry noszą takie, a nie inne imiona. Tyle. Dobrze, że chociaż jej ojciec, czy szamanka, u której pobierała nauki, otrzymali nieco więcej czasu antenowego.

 

Biorąc pod uwagę serię, jako całość, nietrudno odgadnąć, że z czasem na pierwszy plan wkroczy Azumi, którą tu poznajemy jako małą klaczkę, wyznaczoną przez bogów, a która ma zająć miejsce Zecory, pełniąc istotną rolę w swym plemieniu. Nie oznacza to jednak końca życiowej wędrówki Zecory, co sugeruje otwarcie fanfika (niestety, trąci troszkę sztampą, motyw samobójstwa wydaje się tu dość spłycony, choć wyjaśnione zostały powody). Pojawia się znana z „Kronik Diany” (tzn. według mnie, bo od tych kronik rozpocząłem lekturę ;)) Pretoria, która wskazuje jej nową drogę, przy okazji ofiarując zebrze pewien dar. Zatem opowiadanie tłumaczy skąd się wzięło to, że Zecora tak wprawnie i sprawnie rymuje. Aczkolwiek, akurat tutaj, rymy te są jakości takiej dosyć, no, umiarkowanie średniej. Ale pewnie jeszcze nabędzie doświadczenia :D

 

Szkoda, że autor musiał oszczędnie gospodarować słowami i przestrzegać limitu, ponieważ wprowadzone elementy, czy to kolejne państwa, czy handel niewolnikami na boku, wierzenia, obrzędy charakterystyczne dla społeczności zebr, wszystko to wydaje się ciekawe, lecz nie otrzymujemy żadnego rozwinięcia, przez co pozostaje po prostu niedosyt. Szczegóły te prędko tracą na istotności. Zecora miała zainwestować w swoje przeznaczenie sporo czasu i emocji, toteż decyzja o zakończeniu swojego życia powinna wypaść jako coś dramatycznego, tragicznego, lecz przez niedobór opisów ciężko jest się wczuć w jej sytuację. Wszystko spada na barki (znaczy się, litery) jej szczerego zwierzenia, o tym, co mieli inni, a czego ona nie miała, bo sądziła, że zostanie szamanką. Aż tu nagle bogowie zmieniają zdanie i wskazują Azumi. Nie wspominając już o tym, że bardzo traci na tym klimat, wszystko dzieje się zbyt szybko, zatem trudno się wczuć, w ogóle. Zecora zostaje porwana, Zecora zostaje odbita. Zecora zostaje wybrana, za chwilę wybrana zostaje Azumi. Wszystko w kilka minut. Widzę, że autor starał się zawrzeć te wydarzenia w pewnej klamrze, gdzie początkowo wydaje się, że rozczarowana Zecora gotowa jest na samobójczą śmierć, zaś na końcu zostaje uratowana, otrzymując tym samym nowe przeznaczenie. Niezły pomysł, wykonany chyba też nawet dobrze. Tutaj generalnie niczego mi nie brakuje.

 

Forma mogłaby być lepsza, zdecydowanie. Chodzi mi nie tylko o dywizy zamiast półpauz, ale także konstrukcję wielu zdań, interpunkcję (głównie przecinki), kompozycję. Np. na szóstej stronie mamy coś takiego:

 

"- Dobrze. Będę zaraz po zachodzie powiedziała z udawaną słodyczą. Jej serce zaś przepełniała gorycz. Każda wolną chwilę poświęcała nauce szamanizmu, by pewnego dnia stać się najważniejszą osobą w Zebrice. Niosło to za sobą szereg, często bolesnych wyrzeczeń.."

 

Brakuje półpauzy, między „zaraz po zachodzie”, a „powiedziała”, przez co ma się wrażenie, że postać mówi coś, a potem sama sobie jest narratorem. I jeszcze ta podwójna kropka na końcu, miał być wielokropek, czy zwykła kropka?

W ogóle, odniosłem wrażenie jakby opowiadanie, choć stały za nim interesujący pomysł i potencjał, było pisane trochę naprędce, bez poświęcenia uwagi szczegółom, przez co wyszło dość niedopieszczone. Rozumiem, że konkurs kończył się o określonej porze, jednak opowiadanie zostało opublikowane już po nim i nie rozumiem, dlaczego różne błędy i zgrzyty nie zostały naprawione.

 

Ostatecznie, historia, sama w sobie, może wciągnąć i zawiera w sobie sporo ciekawych rzeczy, które zasługują na rozwinięcie i z których można zbudować coś większego. Niestety, przez liczne niedopracowania, zbyt szybkie tempo akcji, ciężko poczuć jakiś klimat. Aczkolwiek, dzięki temu, że jest to część serii, można mieć nadzieję, że kolejne opowiadania rozwiną jakoś tę historię, z czasem zbijając to poczucie niedosytu. Sugerowałbym powrót do tekstu i zadbanie o szczegóły, aspekty dotyczące formy. Albo po prostu włączyć komentowanie ;)

 

Dalej w kolejce jest „Przepowiednia”. Wspominałem już, że dobrze by było jakoś ten tekst zorganizować i wyjustować. Ogólnie, historia zostaje rozwinięta i np. dowiadujemy się nieco więcejj o zebrach, o tym, że nawiązują więzi z naturą (osobiście lubię ten motyw i sam zawieram go w swoich opowiadaniach, także duży plus), lecz Azumi z jakichś powodów tego nie robi, dostajemy też informację o tym którą ścieżką podążyli jej poszczególni krewni, liźniemy co nieco tematyki dotyczącej zwyczajów i tego jak np. odbierany jest związek zebry ze zwykłym kucykiem. Otrzymujemy także zapowiedź końca świata, co wydaje się zmierzać do forumowego Samhaina oraz „Kronik Diany” (pojawia się np. Applejack w formie potwora oraz motyw Azumi chowającej zmarłych).

 

Cieszy fakt, że wprowadzone wcześniej imiona i rzeczy zyskują na istotności. Aczkolwiek wydaje mi się, że gdybym nie znał już „Kronik Diany”, ani nie przeczytał poprzedniego opowiadania „Kronik Azumi” (a które przecież ukazało się po „Przepowiedni” i „Nocy Koszmarów”), miałbym niemały problem ze zrozumieniem co się tu tak właściwie dzieje i czy w ogóle wydarzenia te są nam opisywane po kolei. Sam nie wiem, wydaje mi się to napisane w dosyć chaotyczny sposób, wymagający dokładniejszej analizy aby nabrać jakiegoś pojęcia o co chodzi. Niemniej pochwalam budowanie tajemniczej atmosfery, chociaż (o ile dobrze zrozumiałem) takie wrzucone przelotem nawiązanie do „Gwiezdnych Wojen” troszkę mi tę atmosferę zaburza. Coś jak nawiązania, o których pisałem przy okazji „Kronik Diany”, ale, podobnie jak i tam, nie sprawia to większego problemu. Jest sobie, troszkę wystaje, ale nie za bardzo.

 

W mojej ocenie najistotniejszą rewelacją jest to, że Azumi i Three Weed to jest ta sama postać, która po prostu otrzymała nowe imię po tym, jak podjęła decyzję o obraniu innej, własnej drogi. Postać, która okazuje się tragiczna, bowiem idąc tą ścieżką, musi w końcu zmierzyć się z nieuniknionym, zaraza i wojna trawią krainę, klacz jest również świadkiem śmierci swojego ukochanego. Nie są to proste sprawy. Kreowana atmosfera komplementuje te założenia, sprzedając nam dość wiarygodny obraz zagłady, tragedii.

 

Ogółem, choć kolejność ukazywania się była zamieniona, to jednak „Przepowiednia” wydaje się być niezłą kontynuacją „Kręgu” (czy też „Krąg” dobrym prequelem do „Przepowiedni”), aczkolwiek popracowałbym nad formą. No i w ogóle, przemyślał co nieco kolejność pisania o poszczególnych wydarzeniach, kompozycję, aby tekst był deko przystępniejszy i dawał sobie znakomicie radę również jako samodzielne opowiadanie.

 

W ten oto sposób dotarłem do „Nocy Koszmarów”, o której już teraz powiem, iż uważam ją za najmocniejszy punkt niniejszych kronik. Podoba mi się jasna, spójna kompozycja, trzymanie się przyjętej tematyki, ale także próba wplecenia bardziej serialowych klimatów, co tworzy ciekawy kontrast między bajkową codziennością, a nadchodzącym końcem świata, odnośnie którego wizji doświadcza Azumi. Poza brakiem wyjustowania tekstu i dywizami, nie mam za bardzo do czego się przyczepić, chociaż interpunkcji, ogólnie, bym się przyjrzał.

 

W każdym razie, zaczyna się dosyć nietypowo, gdyż widzimy Azumi/ Three Weed (W tekście przewijają się oba imiona, co powoduje lekkie wątpliwości odnośnie chronologii. Chyba, że bohaterka posługuje się obydwoma, to ok.) odwiedzającą Zecorę i opowiadającą jej o swoich planach. Typowy kawałeczek życia, pojawiło się też, a jakże, kolejne drobne nawiązanie – Three Weed jako zebra z klasą ;)

 

Typowy kawałek życia również zamyka opowiadanie, a widzimy w nim znajomą postać, Twilight Sparkle, poznajemy także ogiera, który na zabój zadurzył się w Azumi. Znów, jest to rozwinięcie wcześniej wprowadzonych motywów, postaci, dzięki czemu kroniki, jako całość, niewątpliwie zyskują; pojawiający się bohaterowie nie pojawiają się wyłącznie by być wspomnianymi, ale po to, by odegrać jakąś rolę. Chociaż na tym etapie wiemy już, co ich czeka. Czyżby byli tylko po to, by zginąć? Cóż, jak koniec świata, to koniec świata, nie minie każdego. W „Kronikach Diany” mamy nawet potwierdzenie. Zatem ten kontekst to jakoś tłumaczy, ok. Ciekawi mnie jednak, co czyni Azumi tak wyjątkową, że ona, chyba jako jedna z bardzo nielicznych, przetrwała?

 

No dobrze, ale co mamy pomiędzy? Jest to obszerna wizja senna Three Weed, w trakcie której nie tylko mamy zmienioną narrację (wyszło całkiem dobrze), ale również szansę na zobaczenie „od kuchni” jak wyglądał upadek Ponyville i jak koniec świata wpłynął na bohaterów. I tak jak w poprzednich fragmentach udzielał się raczej serialowy, spokojny klimat, tak tutaj znów mamy mrok, zło, tajemniczość i generalnie wszystko co najgorsze. I znów, jak i w przypadku choćby „Kronik Diany”, zostało to bardzo dobrze napisane.

 

Całość (mam na myśli samą „Noc Koszmarów”) wypada dobrze i intrygująco. Podoba mi się sposób, w jaki wszystkie te opowiadania się wiążą, no i jak „Kroniki Diany” do nich nawiązują. Tam pokrewieństwo Zecory i Azumi wydawało mi się ciekawym smaczkiem, lecz gdybym czytał to po kolei, wówczas nie powinno być to nic zaskakującego.

Cieszy wspólny mianownik, czyli zorientowanie na tajemniczość, mrok oraz zakorzenienie realiów w minionym evencie forumowym, wydaje się też, że autor darzy wymyśloną przez siebie postać (tj. Three Weed) niemałą sympatią, toteż stara się poświęcać jej sporo czasu, pisać trudną i złożoną historię, nie zapominając o barwieniu treści opowiadań różnymi wątkami pobocznymi i zabawie formą (mam na myśli zmiany w narracji, formatowaniu tekstu, dodanie okładki). Jednocześnie ta sama forma mogłaby ulec poprawie, chodzi mi głównie o interpunkcję, stylistykę, teksty mogłyby zostać bardziej dopieszczone. I jak początkowo narzekałem na brak opisów, czy rozwinięcia niektórych elementów, tak teraz, zbierając opowiadania w całość, muszę przyznać, że jestem całkiem usatysfakcjonowany.

 

Jak rozumiem, to jeszcze nie jest koniec "Kronik Azumi". Nie pozostaje zatem nic innego jak trzymać kciuki za dalsze doskonalenie warsztatu autora i ciąg dalszy.

 

 

Pozdrawiam!

  • +1 1
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...
  • 1 month later...

Z pierwszych rzeczy – dobre wykorzystanie konspektu z racji podzielenia tekstu na trzy części. To był dobry ruch. Niedobrym ruchem było nie zwrócenie dostatecznej uwagi na sprawy techniczne, toteż znów mamy zatrzęsienie dywiz zamiast półpauz w zapisie dialogowym. No i literówki, jak np.: „Gdy zbliżyła się na tyle bl8sko, bym (...)”, takie „bejziki”, że tak to ujmę. Psuje to wrażenie z fanfika, tym bardziej, że nie jest on długi, więc takie błędy i potknięcia rzucają się w oczy. Po prostu nie ma kiedy zapomnieć o tym, że trafił się kwiatek.

 

Co oferuje nam kolejna, czwarta część „Kronik Azumi”? Już wcześniej szło się zorientować, iż historia Three Weed/ Azumi jest dość tragiczna, tłem wielu wydarzeń był forumowy Samhain, który w znacznym stopniu wpłynął na to jaki mamy w kronikach klimat. „Siedem Pieczęci” w zasadzie nie wyłamuje się z tego schematu – mamy nawiązania do kataklizmu jaki spadł na świat przedstawiony, zaś tragiczna historia Azumi staje się jeszcze bardziej tragiczna, gdyż na jaw wyszły nowe fakty z jej życia prywatnego. Wydaje się wręcz, że na pasiastą bohaterkę spadło każde możliwe nieszczęście.

 

Zatem wątek Azumi, jako postaci tragicznej, uległ wzmocnieniu. Pytanie tylko, czy to aby nie przesada? Nawet jeśli, chyba była konieczna, gdyż drugą postacią, na którą zwróci uwagę czytelnik, jest jej partner – Light Wright. Przez większość wydarzeń, w których uczestniczy, jest konsekwentnie kreowany na przyzwoitego i odpowiedzialnego gościa, któremu zależy na rodzinie. Lecz w pewnym momencie okazuje się, że jest on w stanie popełnić zło, jeżeli miałoby to cokolwiek zmienić, uchronić Azumi przez nieszczęściami, na które skazał ją los. Co w sumie w dalszym ciągu czyni go bohaterem raczej pozytywnym, który jednak posiada swoją ciemną stronę. To na plus.

 

Przez opowiadanie przemknie nam również Zecora, choć fakt faktem, nie rymująca Zecora to tak troszkę nie Zecora. Niemniej autor nie zapomniał o uchyleniu rąbka tajemnicy dlaczego nastąpiła nagła zmiana maniery mówienia znajomej zebry. W porównaniu z poprzednimi odsłonami „Kronik” ta wydaje się dotykać życia rodzinnego Azumi oraz relacji między postaciami w największym stopniu. Udaje się zatem zarówno rozbudować życiorys zebry, ubarwić jej postać, ale także spotęgować smutek gdy ma się okazać najgorsze. Odniosłem wrażenie, iż autor dążył do tego, by tym bardziej odbiorcy było szkoda Azumi oraz Wrighta, zwłaszcza w cieniu wydarzeń znanych z Samhaina oraz poprzednich opowiadań.

 

Jednakże ciężko mi napisać cokolwiek więcej. To, co jest w fanfiku... po prostu jest i spełnia swoje zadanie w porządku, lecz nie potrafię pozbyć się wrażenia, że pod względem formy mogło wyjść to dużo, dużo lepiej. Brakuje nieco opisów, tam gdzie robi się tajemniczo, enigmatycznie, trzeba użyć wyobraźni i poszukać wskazówek w pozostałych kronikach, to jak najbardziej wypada nieźle i dobrze wzmacnia kreowany klimat. Czuć, że jest to część czegoś więcej i czuć, że nie jest to wesoła, a tragiczna historia.

 

Pytanie tylko jak długo będziemy spoglądać w przeszłość i odkrywać kolejne nieszczęścia i przykre fakty z życia Azumi oraz jej bliskich, zanim przeskoczymy w coś nowego? Nie wydaje mi się, aby Azumi, jako postać, była skończona, sądzę, że w drzemie w niej potencjał i chyba wiemy już wystarczająco wiele o jej pochodzeniu, by móc śledzić dalsze jej losy z zaangażowaniem. Dalsze, w sensie kontynuacji, na którą oczywiście liczę i co do której spodziewam się, że oprócz mroku dostarczy nam deko przygód. Ale jestem otwarty na wszelkie inne motywy.

 

No i przede wszystkim namawiam do popracowania nad formą, tudzież znalezieniem sobie kogoś do korekty. Nie chodzi mi przecież o żadne radykalne zmiany w stylu, jedynie o podstawy, głównie w zapisie dialogowym. Mała rzecz, a naprawdę wiele podniesie, jeśli idzie o jakość fanfika.

 

Pozdrawiam!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...
  • 5 months later...
  • 4 months later...

Nareszcie znalazłem trochę czasu, by zasiąść przed dwiema ostatnimi odsłonami serii „Kroniki Azumi”. Miałem zamiar przeczytać (a raczej, doczytać) ów fanfik wcześniej, nawet dopisałem go sobie do niniejszej serii komentarzy, jednakowoż w trakcie – jak zwykle – rozjechały mi się terminy, nawarstwiły zajęcia, zamiast normalnie usiąść, pomyśleć, zorganizować sobie kolejne dni, jak zwykle próbowałem wszystko prowadzić do przodu równolegle. Cóż, ale lepiej późno, niż wcale, no i jak tak sobie spoglądam na datę ostatniej aktualizacji, nie minęło jeszcze tak wiele czasu od premiery, więc jest w miarę na bieżąco.

 

W miarę, to są słowa klucze. Zresztą, w internetach czas płynie troszeczkę inaczej i te kilka miesięcy w tę, czy w tamtą, to przecież nie jest znowu taka ogromna różnica... prawda? :P

 

Przed „Nie ma ciemności” oraz „Apogeum” przejrzałem sobie poprzednie odsłony cyklu, sprawdziłem też moje poprzednie komentarze. Generalnie, niewiele się zmieniło. Wbrew pozorom, to dobry znak. Wprawdzie lepiej nie jest, ale nie jest też gorzej, a to znaczy, że tekst się nie znudził, ani nie zestarzał, nadal radzi sobie dobrze. Oczywiście, zarzuty dotyczące formy zostają, to w miarę obiektywna sprawa. Gdybym miał ująć rzecz w pigułce – ciekawi mnie to, że poszczególne partie tekstu niekiedy potrafią sprawiać wrażenie nieuporządkowanych pod kątem chronologii, a jednocześnie siać w odbiorcy poczucie, że przecież wszystko jest dobrze, że tak miało być. Powiedziałbym, że treść momentami sprawia wrażenie uporządkowanej w sposób chaotyczny :discord: Co mam przez to na myśli? Ano to, że seria – włączając w to także najnowsze jej odsłony, do których zresztą niebawem przejdę – lubi przeplatać akcję ze wspomnieniami, retrospekcjami, wizjami sennymi (głównie koszmarami), niekiedy niespodziewanie zmienia się narracja (z trzecioosobowej na pierwszoosobową), niekiedy człowiek ma zagwozdkę i musi troszkę podumać, by poukładać poszczególne wydarzenia w porządku chronologicznym i zrozumieć, jak to się zaczęło, kiedy się zaczęło, jak długo trwało i gdzie w tym wszystkim jest Samhain.

 

Jak wspominałem innym razem, cieszy to, że wspólnym mianownikiem każdej odsłony jest tajemniczość, mroczny nastrój, gdzieniegdzie przemieszany (ale z pomysłem) z serialową sielanką, raz po raz towarzyszy nam spokój, innym razem poczucie zagrożenia, coś się dzieje, potem okazuje się to snem bądź wspomnieniem, poza tym, towarzyszy nam tematyka wielokrotnie wymienianego w niniejszym wątku eventu forumowego, co by nie mówić, jest całkiem bogato. Tym bardziej szkoda, że forma jest taka niedopieszczona. Nie jest zupełnie zła, wręcz przeciwnie, autor z reguły nie pozwala sobie na wpadki, które wzbudzałyby żenadę, niemniej jest szerokie pole do poprawy, w wielu miejscach mogło być lepiej – stylistycznie, pod kątem interpunkcji, czy też samego formatowania.

 

W tym wszystkim gwiazdą wieczoru jest oczywiście tytułowa Azumi, znana również jako Three Weed. Podtrzymuję, że w trakcie lektury nie da się nie zauważyć tego, że autor poświęcił swojej postaci wiele uwagi i troski, mozolnie budując jej tragiczną, bolesną historię, co zapewne miało na celu nie tylko wyraziste wykreowanie głównej bohaterki, ale również sprawienie, by czytelnik jej współczuł, by nie chciał się z nią rozstawać, by jej kibicował, życzył powodzenia. Co nie oznacza, że w tekście zabraknie innych oryginalnych postaci, jednakże to Azumi gra główne skrzypce, to jest jej saga. Efektu dopełniają okładki, bazujące na rysunku od Cahan, a jak wiadomo, Cahan byle jak nie rysuje, toteż grafiki są bardzo miłe dla oka, aczkolwiek, wydaje mi się, że istnieje ich trochę, głównie jako komisze, stąd wniosek formalny do autora – a może warto by było zamieścić w pierwszym poście, oprócz serii, galerię, cobyśmy mogli podziwiać Three Weed w pełnej krasie? :)

 

Pamiętam także, że na przestrzeni czterech odsłon prequelowych, momentami czułem się nieco znużony kolejnymi scenkami z przeszłości, ujawniającymi kolejne przykre chwile Azumi, aż zacząłem się zastanawiać, czy to aby nie przesada, no i ile jeszcze cierpienia na nią spadnie, zanim fabuła potoczy się dalej. Miałem wrażenie, że troszeczkę za bardzo tkwimy w przeszłości, że być może najwyższy czas ruszyć naprzód. Nie ukrywam, że miałem pod tym względem pewne oczekiwania w stosunku do najnowszych kawałków cyklu, ale z zadowoleniem mogę powiedzieć, że zostały one spełnione. Bardzo mnie to cieszy :D

 

Oczywiście, wszystko to kwalifikuje się pod kreację postaci, pieczołowite budowanie jej tła, lecz z jakichś powodów, o ile owszem, czułem ten klimat, było przykro, o tyle zadawałem sobie pytanie „Ile jeszcze?”... Co w sumie przypomina mi o pewnym rapowym utworze, dosyć starym. A może, to nie takie od czapy? :checkem:

 

No, w każdym razie, najwyższa pora przyjrzeć się najnowszym odsłonom „Kronik Azumi” i sprawdzić, co ma nam do zaoferowania autor. Już sam początek „Nie ma ciemności” (Swoją drogą, znając całość cyklu, cóż za ironiczny tytuł. Autor naprawdę sprytnie to rozegrał.) dał nadzieję na pójście z fabułą do przodu i zaserwował coś świeżego, co z kolei rozpoczęło proces wypełniania moich oczekiwań względem fanfika. Trwało to całą lekturę. Oto dowiadujemy się o przeskoku czasowym oraz o nowym celu Azumi, jaką jest rodzinna kraina, Zebrice. Jak się okazuje, nie udaje się tam sama, gdyż towarzyszy jej Applejack, w formie Wilkomorfa. W ogóle, mając świadomość post-apokaliptycznej rzeczywistości, czułem się dziwnie nieswojo, czytając o Azumi, która w niesprzyjających realiach zaszła aż tak daleko. Zresztą, nieźle mnie to zaintrygowało. Wyobrażałem sobie, jak musiała wyglądać jej wędrówka, co widziała, na jakie niebezpieczeństwa była narażona, niemniej, w tym wszystkim najbardziej przytłaczające było, że przecież nie miała prawa spotkać na swej drodze żywej duszy. To znaczy, kucyka, rozumnej, czującej istoty, która przetrwała i tak dla odmiany nie chciałaby jej pożreć. Nie mam pojęcia, jak bym się miał, gdyby przyszło mi w towarzystwie przyjaznej bestii przemierzać zgliszcza znajomego świata. Na pewno czułbym się bezpieczniej, jasne, ale domyślam się, że towarzyszyłyby mi różne emocje, acz z zestawu tych trudnych do zniesienia, skłaniających do refleksji, tudzież odbierających resztki chęci do życia.

 

Aczkolwiek, tutaj wiele zależy od wyobraźni, gdyż autor nie poświęcił temu aspektowi zbyt wiele opisów, rzekłbym wręcz, że trochę ich brakuje, ale z drugiej strony, zapewne sztucznie wydłużyłoby to tekst, czy też zbędnie spowolniło akcję, odłożyło na później kolejną retrospekcję... No, ok, brzmiało to znajomo, ale kiedy zdałem sobie sprawę, że to w istocie „Kroniki Diany”, acz a innej perspektywy, ucieszyłem się i w sumie przez tę część tekstu przebrnąłem z przyjemnością i zaciekawieniem :D Szkoda tylko, że w sumie niewiele wynikło z wizyty Diany w tym zdewastowanym, umarłym świecie. To znaczy, bohaterki spotkały się, Pinkie miała sprowadzić pomoc, lecz... Coś mi się zdaje, że nie będzie dokąd owej pomocy sprowadzić. Rzecz tę rozwija ostatnie opowiadanie z serii, po prostu wiem już, co się wydarzy. Stąd patrzę na ten wątek troszeczkę inaczej, niż wcześniej.

 

Niemniej, dobrze było znów zobaczyć je razem w fanfiku. Ciekawa rzecz, a poza tym, nie stracił na tym klimat, który – a jakże – kontynuuje trend z poprzednich odsłon, dając nam mroczny, niepewny nastrój, podszyty odczuwalną domieszką smutku i braku nadziei (wbrew temu, jak się kończy opowiadanie, nie mam pojęcia jak autor to zrobił, ale skutecznie przekonał czytelnika, że lepiej nie będzie, co najwyżej można liczyć na ulotną, kruchą normalność, chwilę wytchnienia – gorzkie pocieszenie), a poza tym, tekst przypomina nam o tym, przez co przeszła Azumi, toteż odbiorcy trzyma się współczucie. No, tym razem z tym nie przesadzono, toteż nie mogę narzekać. Nie miałem wrażenia, że znowu czytam o tym samym, raczej, że autor po prostu przypomina, z reguły w sposób dość zwięzły.

 

Jest pewna postać, która kradnie pasiastej bohaterce show. Mowa oczywiście o Applejack. Przyznam, że jest coś przejmującego w tym, że ta, pomimo formy potwora, zachowuje w pewnym stopniu świadomość, rozpoznaje przyjaciółki, jest udomowiona, no i z zapałem broni Azumi. Dawało to poczucie bezpieczeństwa oraz otuchy, może nawet promyk nadziei, nawet jeśli miało to gorzki wydźwięk. Według mnie, wątek zrealizowany doskonale, spora cegiełka do posępnego, nostalgicznego klimatu, na który postawił autor. Nie wspominając już o tym, że czytelnik ma dodatkową postać, której chce kibicować. Dzięki temu osobiście czułem się bardziej zaangażowany w treść, czy też związany z tymi postaciami.

 

Natomiast, zmartwiło mnie to, że forma – ponownie – jest niedopracowana, może nie w jakimś przytłaczającym stopniu, ale z pewnością różne zgrzyty są widoczne i odwracają uwagę od lektury. Widać autor działał na własną rękę, a może i miał kogoś do pomocy, niemniej, to najwyraźniej to nie wystarczyło, by tekst ustrzegł się przed błędami, na przykład:

 

Cytat

„Postanowiłam jeszcze raz spojrzeć gwiazdy, które rozbłysły na granatowym niebie.”

 

Spojrzeć – na co? Coś mi się zdaje, że czegoś tutaj brakuje. Podpowiedź: „Postanowiłam jeszcze raz spojrzeć na/ w gwiazdy (...)” ;)

 

Cytat

„Wzięłam głębszy oddech i sięgnęłam po dwa pożółkłe już zwitki zwitki.”

 

Powtórzenie.

 

Na stronie siódmej jest dosyć długi opis, troszeczkę zbyt długi, podzieliłbym go na dwie albo i trzy części, coby uniknąć wrażenia ścian tekstu.

 

Cytat

„Na szczęście znaleźliśmy potrzebne części, dzięki którym Pie może naprawić swój pojazd i sprowadzić pomoc.”

 

Wybierz jeden czas i jego się trzymaj ;) Chyba, że celowo rozpisujesz inaczej wybrany fragment w całości, w ramach zabiegu stylistycznego. Tutaj jest najpierw „znaleźliśmy” (co również jest błędne, skoro w scenie biorą udział wyłącznie postacie żeńskie, powinno być „znalazłyśmy”), a potem po teraźniejszemu „może naprawić”.

 

Cytat

„Tuż przy mnie leżała Applejack, grzejąc mnie swoją szczeniną.”

 

Szczeciną.

 

Generalnie, nie jest pod tym względem aż tak źle, niemniej różne błędy rzucają się w oczy, podobnie jak raz po raz nieobecne wcięcia przy poszczególnych fragmentach (czyli brak akapitów), szwankujące justowanie (bardzo sporadyczna sprawa, w sumie, nie jestem pewien, czy to już przy okazji tego powiadania, czy następnego, a może i tu, i tu), raz pamiętam, że cała kwestia mówiona była wyrównana do akapitu, podczas gdy wcięcie powinno obejmować tylko pierwsza linijkę danej kwestii (tam, gdzie powinniśmy mieć półpauzę), a zwłaszcza, łączniki zamiast półpauz. Chyba piszę o tym odkąd zabrałem się za „Kroniki Azumi” po raz pierwszy – gdzie są półpauzy, co się stało? :rd2:

 

W każdym razie, o ile forma mogła być lepsza, „Nie ma ciemności” cierpi z grubsza te same błędy, co poprzednie części cyklu, co z kolei wydaje mi się dosyć zaskakujące. W końcu to już piąta odsłona serii. Pisałem, zwracałem na to uwagę :bemused:

 

Przechodząc do ostatniej, chyba najważniejszej – bo rozwiązującej całą historię – części, czyli „Apogeum”, zatrzymam się jeszcze trochę przy formie, gdyż, o dziwo, tekst ten zawiera jeszcze więcej różnych zgrzytów, acz możliwe, iż wynika to z tego, że po prostu był najdłuższy, toteż i pole do popełnienia błędów było największe. Mimo wszystko, jak na kolejny z cyklu tekst, dziwi mnie to, że nadal w zapisie dialogowym brakuje półpauz, zdarzają się podstawowe błędy interpunkcyjne, czasem formatowanie nie działa i np. brakuje wcięć akapitowych, tudzież jakieś jedno zdanie umyka justowaniu. Niby proste rzeczy, ale widoczne, powtarzam to cały czas.

 

Cytat

„- Kocham Cię ciociu”

 

Brakuje kropki na końcu zdania.

 

Cytat

„Po krótkiej chwili, w stronę ogniska zbliżała się czerwony koń, wysoki jak Księżniczka Celestia.”

 

„Zbliżała się czerwony koń”, coś tu poszło nie tak z odmianą :fswhat:

 

Cytat

„Koszmary wróciły wraz z pojawieniem się Diany i teraz nawiedzają ją każdej nocy.”

 

Bądźmy konsekwentni, trzymajmy się jednego czasu. „(...) i od tamtej pory nawiedzały ją każdej nocy.”

 

Cytat

„- Bardzo miło mi poznać panienkę osobiście. Napije się Pani czegoś - Zapytał, uśmiechając się przy tym. (...)”

 

Skoro zapytał, to gdzie się podział znak zapytania? Poza tym, „zapytał, uśmiechając się (...)” z małej.

 

Cytat

„- Czy to jest wywar z Żmijorzębu? - Odpowiedziałam, choć nigdy na oczy nie widziała tego eliksiru. (...)”

 

„Odpowiedziałam” z małej, zjedzona literka w wyrazie „widziałam” ;)

 

Zmienił się tryb narracji, jest pierwszoosobowa. W sumie, w tym przypadku, mam z tym pewien kłopot. Dlaczego nastąpiła taka zmiana?

 

Cytat

„Za złamanie świętego prawa, dostaliśmy dożywotnią zakaz spotkań.”

 

Dożywotni.

 

Cytat

„Czyżby marzenia się spełniałý?”

 

A co to za literka „y” z kreseczką? :wut:

 

Cytat

„był nicponiem jakich wiele.”

 

Zdanie rozpoczynamy z wielkiej litery. Pamiętaj o tym ;)

 

Cytat

„(...) przynajmniej tak jest zapisane w starożytnych księgach.”

 

Trzymajmy się czasu, „tak zostało zapisane”.

 

Cytat

„Każdy dzień poświęcała..m na naukę.”

 

Co te kropeczki tam robią, wewnątrz wyrazu?

 

Cytat

„- I co? Pozwolisz, że nasza siostra tak po prostu umrze? (...)

 

- Nie naszą, tylko moją!”

 

Skoro wcześniej było tam „nasza”, to w kolejnej kwestii powinno być: „Nie nasza, tylko moja!”

 

Poza tym, co to za ściana tekstu na stronie dwudziestej? :suspicious: Sugeruję podzielić wspomnienie na dwa-trzy akapity.

 

Cytat

„W tej chwili odzyskałam ojca i nie  zamierzam to stracić.”

 

„Nie zamierzam to stracić”? Chyba prędzej: "Nie zamierzam go stracić." I co to za podwójna spacja po „nie”?

 

Cytat

„Śmierć Altarii przyspieszy posuwanie się śćiany ciemności.”

 

Literówka, „ć” zamiast „c”.

 

No cóż, z pewną przykrością muszę przyznać, że na przestrzeni całego cyklu, wszystkich sześciu jego części, forma cierpi ciągle te same błędy, przewrotnie powiem, że przynajmniej z czasem nie jest pod tym względem coraz gorzej, tudzież nie można powiedzieć, że jakość formy zalicza spektakularne amplitudy. Po prostu pod tym kątem jest dosyć jednolicie. Dywizy w zapisie dialogowym, miejscami kulejąca interpunkcja, literówki, raz po raz z formatowaniem coś nie zaskoczyło. Momentami zmiana trybu narracji następuje dosyć niespodziewanie i prawdę mówiąc, trudno powiedzieć z jakiego powodu, tudzież jaki to ma cel. Natomiast, nie można powiedzieć tego samego o fragmentach pogrubionych, pisanych kursywą, te zostały dosyć dobrze wyróżnione, ich cel jest jasny.

 

Mimo wszystko, dziwi mnie, dlaczego aż do końca cyklu pojawiają się w nim ciągle te same błędy. Doradzałbym uważne przeczytanie własnego tekstu i poprawienie różnych usterek, czy też zapytanie kogoś z zewnątrz, czy mógłby się nad tym pochylić i pomóc.

 

Skoro jesteśmy w temacie rzeczy, które nie do końca się udały, a zbliża się nieuchronnie kwestia fabuły, od razu powiem, że tekst, zwłaszcza w porównaniu z odsłonami prequelowymi, jest świeży. Powiedziałbym nawet, że atmosfera mroku przestała być taka gęsta i beznadziejna, tekst dosyć długo utrzymuje czytelnika w nadziei, atmosferze gorzkiej, ale posiadającej w sobie coś pocieszającego, przekonującej, że nastaną lepsze czasy. W kontekście tego, jak się to ma zakończyć, to mógł być potężny czynnik przejmujący, wręcz uderzający w czytelnika, za sprawą którego nie mógłby wyrzucić tekstu z głowy zbyt prędko, musiałby o nim myśleć, kontemplować nad tym, co przeczytał. Zakładając oczywiście, że jest wrażliwy na tego typu klimaty oraz zagrania, że podobne rzeczy do niego docierają. Tak mogło by być.

 

Niestety, nie został zrealizowany pełny potencjał tejże koncepcji z jednego, prostego powodu. Mimo, że tekst jest jak do tej pory najdłuższą odsłoną cyklu, dzieje się w nim sporo, pojawiają się nowe postacie, natomiast czytelnik dowiaduje się bądź co bądź wstrząsających rewelacji o rodzinie Azumi, wszystko to mieści się w fanfiku na styk i... Ech, jest niedosyt, ale wynikający z czegoś innego. Nie chcąc czynić z tego recenzji spoilerowej – tyle emocjonalnych momentów, tyle wstrząsających rewelacji, taki zwrot akcji pod koniec, akcja przyspiesza, a my... nie czujemy napięcia :confused: Niestety, rzeczy dzieją się zbyt szybko, przejścia między poszczególnymi scenami następują nagle, tekst ma bardzo wąski obszar rozwijania napięcia, dlatego też, trudno je poczuć, co z kolei przekłada się negatywnie na nastrój oraz odbiór tekstu. Podejrzewam, że autor chciał czytelników zaskoczyć i jasne, to się udało, niemniej, zabrakło czynnika elektryzującego, od którego rozpoczęłoby się niepewne scrollowanie, na skraju krzesełka.

 

Przyglądając się dokładniej, bynajmniej nie byłyby potrzebne radykalne zmiany. Wystarczą dodatkowe opisy, skupiające się nie tyle na otoczeniu, na tym, co się dzieje wokół, co na przemyśleniach, emocjach poszczególnych postaci, głównie Azumi. Wychodzi to całkiem ładnie przy jej interakcjach z Lavender Craft oraz Verbeną, sprawdza się przy wstawkach z Applejack, natomiast pod koniec (W ogóle, nie spodobała mi się nagła zmiana słownictwa postaci, na bardziej wulgarne. Niestety, to nie zbudowało napięcia, ani nie zagęściło klimatu, po prostu brzmiało dziwnie, nieodpowiednio.) tego po prostu brakuje. Rzeczy się dzieją, przeskakujemy z jednej sceny na drugą za szybko, ale nie czuć dramatu postaci, nie czuć napięcia, rozczarowania bohaterki, bezsilności, braku zgody na to, co ma się stać, również na samym końcu... O ile ta końcowa rozmowa owszem, powinna być krótka, o tyle zabrakło bardziej rozbudowanych opisów emocji, przeżyć wewnętrznych. Tam aż się prosi o szybki rachunek sumienia, refleksję nad tym, czy protagonistka mogła coś zrobić lepiej, a może czegoś żałuje, czytelnik chciałby wiedzieć, czy ma jakieś nadzieje, co czuje patrząc na swoją rozmówczynię, czy w jej głowie przewinęły się jeszcze jakieś wspomnienia.

 

Spoiler

Ten jeden, ostatni raz :fluttercry:

 

Ale końcowe zdanie... w porządku. Tak powinno się to zakończyć. Chodzi mi o to, że przed tym, mogłoby się znaleźć trochę więcej tego, o czym już wspominałem.

 

Czyli krótko – zaczęło się fantastycznie, rozwijało się ciekawie, lecz im dalej, tym opowiadanie ma coraz większe problemy z budowaniem napięcia, atakuje kolejnymi rewelacjami, acz nie serwując dostatecznie satysfakcjonujących opisów emocji, przemyśleń, chcielibyśmy po tym wszystkim wiedzieć, co się dzieje w głowach tych postaci, jak one reagują, lecz nie mamy żadnych poszlak. Myślę, że autor chciał to zrealizować ambitnie, ale jednocześnie sprawnie, unikając dłużyzn, lecz mnie się wydaje, że akurat „Apogeum” bardziej by zyskało, gdyby wątek [Slice of Life] nie miał domieszki akcji, ale refleksji, zas całość została bardziej zorientowana na nastrojowości. Zatem więcej opisów, więcej przemyśleń, wolniej, spokojniej. Budujemy napięcie, nie rwiemy na złamanie karku, pozwalamy postaciom wziąć większy udział w scenach, podzielić się z czytelnikami tym, co mają w głowach, cobyśmy mogli się wczuć, może nawet utożsamić. Współodczuwać ich rozterki, smutek, dramat, itd.

 

No, ale bynajmniej nie oznacza to, że całość fabuły została zrealizowana w niesatysfakcjonujący sposób, w żadnym wypadku nie ciśnie mi się na usta „a mogło być tak pięknie”. Mówiąc krytycznie o końcówce, mam na myśli głównie niedosyt, brak należytego napięcia i niewykorzystany potencjał na sceny emocjonalne, refleksyjne. To, co napisał autor, samo z siebie, robi robotę i pchnie fabułę do przodu, widać tutaj pomysł, chęć zamknięcia historii w dramatyczny sposób, ba, podejrzewam, że osoba nie lubująca się w klimatach emocjonalnych tak jak ja, nawet nie zwróci uwagi na to, co mogłoby się tam znaleźć i po prostu będzie się cieszyć zwrotami akcji, intrygą, no i zakończeniem ;) Znaczy, nie cieszyć się, że się weselić, tylko czerpać z tego wrażenia.

 

Według mnie, zdecydowanie lepiej wypada pierwsza połowa fanfika, tak w porywach do jego trzech czwartych (czyli w sumie większość jak najbardziej jest ok). Tam akcja przebiega w dobrym tempie, ani mi się to nie dłużyło, ani czytanie nie szło za szybko, było w sam raz. W ogóle, przybycie do tej nowej Zebrice, gdzie mieszały się różne kultury, gdzie dom znaleźli wszyscy ci, którzy przetrwali Wielką Zarazę, skojarzyło mi się z sagą „Owsa na tysiąc sposobów”, autorstwa Darkbloodpony'ego, a to zdecydowanie dobry znak :D Było spokojnie, pocieszająco, mnie najbardziej spodobały się scenki z Applejack (w obu formach), a także spotkanie Azumi z Lavender Craft oraz Verbeną (bardzo ładne, klimatyczne i wpadające w ucho imiona, tak swoją drogą). Zanim nastąpił koniec, uwierzyłem, że to koniec koszmaru, że świat ma szansę przetrwać i że będzie lepiej. Zdałem sobie wówczas sprawę z tego, że Azumi ma w fanfiku już trzydzieści sześć lat i jak tak sobie przypomnę jej losy, przytłaczająca większość jej żywota była pełna bólu, rozczarowań, upłynęła w samotności, poczuciu zagrożenia, pośród trupów. Czuć tragizm tej postaci oraz coś takiego, że w sumie nic zbyt dobrego jej nigdy nie spotkało. Wszelkie przebłyski były jedynie ciszą przed tym, co zgotował jej (oraz całemu światu) nieubłagany los. Ciekawe.

 

Niemniej, doceniam pomysł autora oraz dalsze rozwijanie postaci Azumi. Zupełnie niespodziewanie, dowiedzieliśmy się o niej oraz jej rodzinie wiele, wiele nowego, czego z kolei w ogóle nie przewidywałem i co wydało mnie się zaskakujące. Tym bardziej szkoda, że opowiadanie niezbyt rozwija przed poszczególnymi scenami napięcie, czy emocje, ale ok, trudno, nie można mieć wszystkiego. Układając sobie nowo poznane fakty w chronologii, owszem, miałem odczucie, że nareszcie wszystkie elementy zaczynają do siebie pasować i że nareszcie uzyskuję pełen obraz tego, co było jej pisane. A pomysł na zakończenie, na wyjaśnienie trapiących bohaterkę wizji oraz koszmarów? Również bardzo dobry, był to pewien powrót do tajemniczości, mroku, poczucia bezsilności wobec tego, co musi nastąpić, nie wspominając już o gniewie, rozczarowaniu.

 

W sumie, może jednak brakuje mi bardziej rozbudowanych opisów otoczenia, szczególnie tego, jak wygląda ta nowa Zebrice, po latach. Nie zrozumcie mnie źle, autor poświęcił temu aspektowi nieco czasu, narracja podejmuje tę tematykę, po prostu ja, osobiście, poczytałbym na ten temat więcej. Taki już jestem. ;)

 

Ostatecznie, mimo niedosytu spowodowanego niewykorzystanym potencjałem ostatniej części cyklu... Całością „Kronik Azumi” jak najbardziej czuję się usatysfakcjonowany. Czuję, że dowiedziałem się o bohaterce wszystkiego, przy czym owe wszystko, w większości nie było ani wesołe, ani przyjemne, ani nie było to coś, na co zasługiwała. Szkoda jej, zdecydowanie postać tragiczna, która jednak nie poddaje się i walczy, wydaje się silna. To mi się bardzo spodobało. Zresztą, widzę tutaj pewne pole do rozszerzeń, dodatków, spin-offów, chociażby historia Light Wrighta, ale opowiadana z jego perspektywy, a może również z punktu widzenia Lavender Craft. Podobnie jak przeszłość rodzeństwa Azumi. Albo przybycie do Zebrice ocalałych i próba odbudowy tego, co uległo zniszczeniu wraz z nadejściem Zarazy. Historia starszej siostry głównej bohaterki, jej poświęcenia, próby uratowania tego świata. Zdecydowanie, zostało jeszcze sporo do odkrycia, tym razem z perspektywy pozostałych postaci. To może być całkiem ciekawe. Tym bardziej, że „Kroniki Diany”, pisane z innego punktu widzenia, dały radę :D Przewinęło się sporo scen mrocznych, tajemniczych, były trudne momenty, w których bohaterce wiele zagrażało, ale były także sceny słodko-gorzkie, spokojne, a nawet na swój sposób piękne, bo mające w sobie taki braterski, rodzinny wydźwięk, a także akty woli walki, niezależnie od tego, co by się działo. Momenty, w których Azumi wykazała się niezłomnością, w których usiłowała o sobie decydować i gonić za marzeniami. Była cisza przed burzą, apokalipsa, zaraza, potem podnoszenie się ze zgliszczy, poszukiwanie nadziei. Były rzeczy inspirujące, satysfakcjonujące, ale również takie, które dało się napisać lepiej, obszerniej. A w tle forumowy event oraz historia zebr. Bez wątpienia, to była pewna podróż :)

 

Pragnę z tego miejsca pogratulować autorowi zacięcia i konsekwencji oraz tego, że udało mu się napisać całą (Główną?) serię, w ogóle, gratulacje należą się również za samą główną bohaterkę ;) Cieszę się, że swoimi komentarzami udało mi się zmotywować autora do dalszego działania, no i mam nadzieję, że rzeczy, na które zwróciłem uwagę, pomogą mu w przyszłości pisać opowiadania jeszcze lepsze, głównie mam tu na myśli formę. Miło mi, dzięki za podziękowania zawarte w posłowiu, no i za możliwość przeczytania „Kronik Azumi” :D To było ciekawe, klimatyczne, opisywało dzieje całkiem ciekawej, choć tragicznej postaci, nie zabrakło ciekawych pomysłów oraz prób napisania rzeczy w sposób bardziej przejmujący, niż zaskakujący, tudzież odwrotnie. Nie jest doskonale, ale z pewnością nie jest nawet średnio, powiedziałbym, że całkiem dobrze, solidnie, chociaż dopracowałbym formę. Fanfik godny uwagi i przeczytania, bez dwóch zdań było to coś innego. No i imponuje to, jak to wszystko wzięło się przecież od eventu forumowego. Coś podobnego chyba nie zdarzyło się od lat.

 

Jeszcze raz gratuluję kompletnych kronik i generalnie zachęcam zainteresowanych do lektury oraz wyrobienia sobie własnego zdania. Osobiście, ta historia zapewne na długo zapadnie mi w pamięci. Dzięki! :rdblink:

 

 

Pozdrawiam serdecznie!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

I w końcu nadszedł ten dzień. Postanowiłem kontynuować losy Azumi, dając jej drugą szansę.

Drugą serię rozpoczynamy od historii nastoletniej Zecory.

Kroniki Azumi 2: Wężowe Ziele. Zapraszam do lektury

 

A teraz bardzo chiałbym podziękować @Hoffman za tak obszerny komentarz całej serii. Dało mi to naprawdę porządnego kopa i wręcz ruszyło niebo i ziemię. fakt, iż cały czas powielam te same błędy jest dla mnie mocno zastanawiający. Muszę nad tym poważnie podumać, jeśli chcę kontynuować drugą (A może nawet trzecią i czwartą) serię. Gdy znajdę odrobinę wolnego czasu, postaram się przeanalizować wszelakie komentarze i dać szczegółowy komentarz w tej sprawie. Na chwilę obecną mogę potwierdzić dwa nadciągające spinoffy dla pierwszej serii i jeden spinoff niespodziankę. W każdym bądź razie bardzo ci dziękuję. To dla mnie wiele, wiele znaczy. Pozdrawiam serdecznie. - Darth Evill

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

I oto jest. Pierwszy z obiecanych spinofów. Opowiadanie zajęło drugie miejsce w konkursie "Czarna Śmierć". Postanowiłem nie publikować wersji konkursowej, za to publikuję dziś wersję rozszerzoną.

Czerwona Wstęga: Writer's Cut

Zapraszam do lektury i życzę miło spędzonego czasu.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Część z tych fanfików już niewątpliwie czytałam. Chociażby "Krąg", który widnieje jako fik konkursowy w moich notatkach na dysku. Mimo wszystko uznałam, że czas przeczytać i skomciać całość.

 

Widzę, że od czasu tamtego konkursu nic się nie zmieniło. No, prawie - teraz tekst jest już wyjustowany. I zniknęła "koszalina". Błędy jak były, tak są.  Zarówno w zapisie dialogowym  jak i narracji - mieszanie czasów. Do tego problem z małymi i wielkimi literami. Do tego literówki i poprzekręcane słowa. I nie wiem czemu rozmowa z Vangą po spotkaniu z Pretorią jest kursywą.

 

Sam tekst wydaje się być niedostatecznie rozwinięty, mam wrażenie, że niektóre sceny gnają, a do tego między nimi są pewne przeskoki. Brakuje flow i budowania klimatu. Widzisz, niektóre teksty są jak masełko - gładkie i płynne, podążasz za nimi, niezależnie od tego o czym są i co akurat robią z klimatem. To cecha, którą bardzo cenię i zawsze drażni mnie, gdy jej nie ma. Teksty są jak rzeka - mogą być bystre, szybkie i zdradliwe, a mogą i spokojnie meandrować przez równinę. Ale rzeka jest ciągłością, nawet jeśli na jej drodze pojawi się wodospad. I nawet kiedy robisz przeskoki na linii czasowej czy między POVami, to wciąż są odnogi tej samej rzeki. Do czego zmierzam? Że czasami parę niezgrabnych zdań, brzydkie powtórzenie czy brak paru słów działają jak tama albo inne ludzkie wynalazki, które zaburzają prąd i cały ekosystem.

 

Również bohaterom brakuje większego rozróżnienia - mówią dość podobnie, a dialogi to przecież świetne miejsce by samym stylem wypowiedzi wskazywać czytelnikom kto jest kim. W samym serialu dobrze to widzieć - każda bohaterka z głównej szóstki buduje zdania w inny sposób, korzysta z innego słownictwa, itd. Mimo że ludzie potrafią doskonale się maskować, to osobiście uważam, że w stylu wypowiedzi zawsze przebija przynajmniej cząstka prawdziwego ja. Nie jest to łatwe, jeśli ma wyjść naturalnie (Mane 6 popadają w ostrą przesadę), ale jest to coś na co warto zwrócić uwagę.

 

Lubię samą historię. Zecorę, jej rodzinę, motyw kamienia i księgi. Tu jest naprawdę dużo fajnego lore i fabuły, tylko... To piękna rzeka, na której ktoś postawił przeszkody,  przez co nie może swobodnie płynąć. Myślę też, że bez nawiązań do Wielkiej Lechii,  "Gwiezdnych Wojen" i "Króla Lwa" byłoby lepiej. 

 

Ogółem - spoko opowieść i bohaterowie, ale opakowaniu, które za bardzo nie pozwala się nim nacieszyć. Bo nawet jak pojawiają się ładne fragmenty, to niedługo później coś je psuje. Za najlepsze uznaję rozmowę z Pretorią i ostatni akapit. Oraz moment, w którym Azumi pokazuje ten kamień. To był dobry moment.

 

Reszta komciów, kiedy wrócę z treningu.

 

Cahan, Pasiasty Koń Zagłady

 

 

 

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krąg jest tu tylko i wyłącznie za sprawą konkursu. Miałem zupełnie inny koncept na przeszłość Zecory, którą z resztą kiedyś pokażę.

Ta seria miała być tylko trylogią, a jest osiem części...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Przepowiednia" za mną i nie wiem, co o niej myśleć. Bo podobało mi się, naprawdę mi się podobało. Ale mimo wszystko to opowiadanie ma sporo wad. Zwłaszcza w kwestii formy. W skrócie: powtórzenia, zbite bloki tekstu wielkie jak budownictwo PRL, mieszanie czasów, Zekora, błędy zapisu dialogowego, problemy z wielkością liter i inne. Dobra korekta by to naprawiła. A to główny i największy zarzut do "Przepowiedni". A jakie są pozostałe? Tekst jest nieco za krótki i nieco za chaotyczny, przydałoby się jakoś inaczej oddzielić od siebie te przeskoki między scenami. Nie jest to aż tak widoczne jak w wielu innych Twoich fanfikach, tu jest to dość mały problem, ale istnieje.

 

Mimo że zgadzam się z @Hoffman, że "Przepowiednia" może być niezrozumiała jako samodzielne opowiadanie, to nie uważam tego za wadę. Ba, nawet to, że jest na początku serii mi się podoba. To trochę jak z grami From Software, w których dostajesz na początku jakieś dziwne lore i na tym etapie nie wiesz o co chodzi, ale jak czytasz dalej i poskładasz to do kupy, to jest ekstra. Dlatego sądzę, że jako część serii jak najbardziej tak. Enigmatyczność na plus. Ale jakby to był twór oderwany od pozostałych tekstów, to już raczej nie.


A co jest dobre? Cała reszta. Jest klimat, który nieco niszczy forma, ale nie aż tak by go zaorać. Już sam wstęp wystarczy żeby chwycić. Jest historia, która może wydawać się nieco dziwna, przynajmniej dopóki nie dotrzemy do końca (tekst ma 4 strony, czyli długo nam to nie zajmie), ale kiedy ją zrozumiemy, to staje się naprawdę fajna i ciekawa. Podobnie jak postać Vangi, która podąża za wolą bogów, nawet jeśli zna ich konsekwencje. Pra Matka zna swoje miejsce w szeregu i rozumie czym jest przyszłość. Że jest czymś, z czym nie można walczyć... ani zdradzić. Trzeba ją zaakceptować, bo tym są wizje zesłane przez bogów, czyż nie? Sama perspektywa do czego doprowadzi (albo i nie - ale o tym za chwilę) z pozoru nieistotna decyzja Azumi, młodej, zakochanej klaczy, która po prostu chce wieść normalne, szczęśliwe życie... Mrok.

 

Ale czy na pewno decyzja Azumi ma aż takie znaczenie? Czy do wydarzeń na Wzgórzu Ognia doszło z jej winy, pośrednio lub bezpośrednio, czy może to tylko część wizji, ponieważ jej losy były z nimi jakoś splecione? Czy wiemy, czy nigdy by do nich nie doszło gdyby tego nie zrobiła? Sądzę, że nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Poza bogami. A oni zdradzają tyle, ile chcą. Bo przecież... To nie było ostrzeżenie. To nie dar, to przekleństwo i błogosławieństwo w jednym. Bo ile możesz zrobić, szczególnie, kiedy to cudzy los?

 

Mimo wszystko, wierzę, że bogowie pokazali, że Azumi odrzucając ich ścieżkę, sama skazała się na cierpienie. Choć pewnie też i na radość. Świat nie jest prosty. I choć z początku zastanawiałam się po co tu tyle jej losów po apokalipsie, to doszłam do wniosku, że właśnie dlatego. Bo ona skrzywdzi głównie siebie.

 

Ciekawe jest też to, że Zebrice poradziło sobie z plagą dużo lepiej niż Equestria.

 

Naprawdę dobre opowiadanie, tylko na miłość Bogini, zatrudnij korektora.

 

 

Jeśli chodzi o "Noc Koszmaru", to nie sposób nie odnieść się do jej poprzedniej wersji, czyli "Jesiennego Koszmaru". Na początku moje odczucia były złe. I to podwójnie złe. Pamiętasz te wszystkie zarzuty odnośnie formy? Te, które dotyczą też chociażby "Przepowiedni". Tu też są. I to jeszcze gorsze. No i cała pierwsza scena jest skopiowana z "Jesiennego", więc jak to zobaczyłam to miałam takie "o nie". Ale na szczęście, cała reszta jest nowa. Cała fabuła jest nowa. I jest milion razy lepsza. Jest całkiem dobra, wręcz przyjemnie prosta. Łączy Samhain 2018 z serialowością i wiemy już, że koszmar nie był do końca koszmarem. W dużej mierze tak, ale nie w pełni.

 

Trochę dziwi mnie pojawienie się Luny poza snem. Mimo wszystko Luna jest księżniczką i to taką w miarę poważną, a nie jak Twilight, która nadal pracuje w bibliotece i nie dostała zamku. Trochę mało prawdopodobne by zjawiła się by osobiście powitać jakąś młodą zebrę, zachęcać ją do wyjścia z piwnicy i poznania przyjaciół. No i nieco skisłam przy tym, że wyskoczyła przez okno. Uważam, że lepiej by było gdyby to dalej był sen, tylko Luna go przerwała projekcją czegoś normalniejszego i spokojniejszego.

 

Nieco też bawi mnie też Twilight, która pomaga Azumi w podrywie. Ale nie bawi, bo jest złe, ba, to nawet do Twi pasuje. Po prostu jest uroczo zabawne.

 

Generalnie - zmiany zdecydowanie na plus, ale matko, za tę formę to należy się karne żarcie lukrecji, marcepanu i seitanów z posypką z tofu.

 

 

"Siedem Pieczęci" też ma mnóstwo błędów. Nawet  większości tej samej maści, choć znajdzie się parę nowych. Chociażby rzeczowych - co za magiczne USG oni mają w tej Equestrii, że widzą na nim takie rzeczy? I to na tym etapie ciąży? Końska ciąża trwa 11 miesięcy, zostało im jeszcze 6 do rozwiązania, a to znaczy, że Azumi jest w 5 miesiącu. Znaczy, lekarz może coś tam widzi, ale nasza zakochana parka? Zepsuty telewizor. I czemu zebry i kuce to różne podgatunki, a nie gatunki?

 

I jeden z moich ulubieńców "Zecora jednak nie dawała im nawet cienia szansy na ożenek.". Ona po prostu wiedziała, że Three Weed nie może się ożenić, bo Light Wright jest ogierem.

 

Ogółem tam jest wiele dziwnych rzeczy - chrześcijańskie kucyki (choć w sumie, czemu nie?), liczą na to, że ślubu udzieli im Celestia (trochę dziwne, jest główną władczynią Equestrii i na pewno ma dużo ważniejszych obowiązków).

 

Swoją drogą - pamiętam, że czytałam kiedyś to opowiadanie, bo pamiętam fabułę. Nie jest zła, nawet ma okej konstrukcję, choć forma strasznie tu wszystko niszczy. No i czasami brakuje opisów. Zwłaszcza na koniec i podczas rozmowy z sennym demonem.

 

Ale nie powiedziałabym by Light Wright był dobrym kucem. Powiedziałabym wręcz, że był idiotą. Zaufał jakiemuś sennemu demonowi by uratować ukochaną, zamiast z nią szczerze o tym porozmawiać (swoją drogą, na jej miejscu, to jakbym się dowiedziała, że doktorek zataił takie informacje przede mną, ale podzielił się nimi z moim partnerem, to dokonałabym na doktorku opóźnionej aborcji). Poza tym, Three Weed dało się uratować, aborcją właśnie. Normalny ogier postąpiłby tak: 1. Powiedział ukochanej o tym czego dowiedział się od lekarza. 2. Poszedł z nią do innego lekarza. 3. Podjęliby decyzję o ewentualnej terminacji ciąży. Aborcja nie jest lekkim tematem, jest bardzko kontrowersyjna, ale jednak tu mamy sytuację, w której chodzi o ratowanie życia matki. Dlatego zastanawia mnie, czy Light nie zrobił tego, ponieważ wtedy posypałby mu się cały związek. Bez źrebaka nie byłoby ślubu, a Zecora mogłaby go dalej nie znosić. W sumie trudno jej się dziwić, koleś okazał się mordercą, zwabił swoją ex, z którą utrzymywał przyjacielskie stosunki i ją poświęcił w mrocznym rytuale na cześć jakiegoś demona. No co mogło pójść nie tak...

 

Myślę, że jakby to nie tylko skorygować, ale i porządnie rozwinąć, to wyszłoby lepiej - pociągnąć ten wątek, może niech okaże się, że faktycznie, w tym momencie cały związek idzie do odstawki, życie mu się wali, czas się kończy, bo Three Weed idzie zaraz do kolejnego lekarza... A ten demon go dręczy i zaburza mu świadomość i ogląd sytuacji?

 

Końcówka jest dobra. Ładna, klimatyczna. Lubię też powrót księgi, którą znamy z "Kręgu". Dobrze też wiedzieć, kto odpowiada za koniec świata. Choć sądzę, że bez Lighta potwór znalazłby sobie innego wykonawcę rytuału. Myślę też, że chciałabym dostać więcej slice of life i dowiedzieć się czemu dokładnie Zecora go nie lubiła. Poza tym, że zrobił jej krewniaczce nieślubne dziecko.

 

 

"Czerwona Wstęga" również nie jest pozbawiona błędów, ale jest ich tu zdecydowanie mniej. Zresztą, znowu mamy do czynienia z naprawdę dobrym opowiadaniem. I również kiedyś czytałam to opowiadanie lub jego fragmenty. Nie pamiętam spotkania Zecory z Glacial, chociażby. Ogółem chciałabym się dowiedzieć więcej o Glacial i w ogóle poznać więcej lore. Czemu demonica jest związana z zebrami, czy ma problem z linią Zecory czy to jakaś sprawa z przeszłości. W ogóle wszystko ładnie łączy się w jedną całość. Cała seria ma formę, w której przeplata się przeszłość, teraźniejszość, notatki i opowieść, etc. I to działa. Jest tajemniczo, ale to jedna całość. Nie pamiętam, czy czytałam to w takiej wersji, czy nie, ale... Jestem naprawdę zainteresowana tym, co się tu dzieje, jako całością. Aż chciałoby się dowiedzieć, co będzie dalej i czy może dla tego świata jakimś cudem ostała się iskierka nadziei?

 

Mamy tu niezły, posępny klimat i całkiem przyjemne, ładne opisy, ciekawą historię. Bardzo podobało mi się to, że Luna wie, co zrobił Light Wright, ale uznaje, że jego egzekucja już niczego nie zmieni, a żywy się przydaje. To, że nadzieja żyjących została zgaszona w taki, a nie inny sposób. Również narada wojenna, w ramach której pojawia się czysty pragmatyzm - musimy zostawić najsłabszych, bo to nasza jedyna nadzieja.  Czuć desperację, kiedy trio z naszego kwartetu decyduje się udać na północ (czy to crossover z Twoją inną serią?). 

 

Mamy też więcej Applejack i choć nie lubię za bardzo jej wątku, to jest prowadzony naprawdę nieźle. Szczególnie scena z umierającą Granny Smith. Była moc.

 

Light Wright dalej nie powala inteligencją - nie zabił RD jak miał okazję. Ani za pierwszym, ani za drugim razem. Duży błąd, szczególnie jak na doświadczonego łowcę. W ogóle zastanawiam się, co by się stało, gdyby powiedział Zecorze o Glacial zamiast zabijać Esme. Jak potoczyłaby się wtedy cała historia.

 

Z rzeczy, które mi się nie podobało: określanie dorosłych klaczy mianem "klaczek". To trochę jak mówienie "dziewczynki" na dorosłe kobiety.

 

"Czerwona Wstęga" to moim zdaniem póki co najlepsza odsłona serii, zaraz obok "Przepowiedni".

  • +1 3
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I czas na ostatnie 3 opowiadania oraz na podsumowanie całej serii.

 

"Kroniki Azumi: Nie Ma Ciemności" mnie wynudziły. Z prostego powodu - poza kwestią wyprawy do Zebrice i rozmową z duchem Vangi (o ile to była Vanga), to nic nowego tu za bardzo nie ma. Już to wszystko widzieliśmy w innych opowiadaniach, głównie w "Kronikach Diany". Bo tak jak wcześniej widzieliśmy to z perspektywy Diany, tak tu widzimy to jako Azumi. Która w tym fiku ma prawie 50 lat, sądząc po tym, że morze widziała ostatnim razem ćwierć wieku temu w Fearows, gdzie studiowała. Studiuje się zazwyczaj w wieku 18-26 lat, a wiemy, że nie wyleciała po pierwszym roku, bo przez parę lat kontynuowała swój romans. Studia trwają zazwyczaj 3-5 lat, czyli Azumi ma najprawdopodobniej 46-48 lat. Ale w "Apogeum" ma już 36, czyli należy do Wielkich Przedwiecznych, podobnie jak Maryla Rodowicz i Krzysztof Ibisz.

 

Pomijając tę niekonsekwencję, "Nie Ma Ciemności" jest średnie. Forma jest jaka jest, ale nie jest najgorsza, ani nawet taka zła jak w paru innych opowiadaniach z serii. Najbardziej mnie boli, że jest mało nowej zawartości. Perspektywa Azumi nie jest zła, ale w tym wypadku po prostu nie wnosi nic nowego. Mimo wszystko, nie mogę pominąć jednej kwestii - "Nie Ma Ciemności" jest potrzebne i jest ważną częścią "Kronik Azumi", ale z niekoniecznie dobrego powodu - jest ważne, ponieważ "Kroniki Diany" nie są częścią "Kronik Azumi". I to jest mój zarzut tutaj. Mogłabym wręcz przekopiować mój komentarz do "Kronik Diany" i wyszłoby prawie na to samo.

 

Ale "prawie" robi jakąś różnicę. Samo to, że Azumi w końcu postanowiła wrócić do domu coś zmienia w życiu tej postaci i niesie dla niej pewną nadzieję, podobnie jak tytuł (o ironio!). Ważny jest też powód czemu wróciła - przybył duch Vangi, która jest w zaświatach od jakiegoś czasu. I raczej nie żyje. Ale zastanawia mnie parę rzeczy - czy to na pewno była Vanga? A może Pretoria pod taką postacią? Albo to Glacial się bawi? Czemu Azumi musiała wrócić? Przecież już wiemy jak to się zakończy - potwierdzają to "Kroniki Diany" oraz "Apogeum". A może... A może wcale nie wiemy?

 

Myślę, że wolałabym by tego opowiadania nie było. Ale spokojnie, wyjaśnię o co mi chodzi - sądzę, że na jego miejscu sprawdziłyby się "Kroniki Diany", a nowa zawartość mogłaby trafić do innych części serii. Albo Jako osobny fik. Może o samej podróży i jej trudach?

 

 

"Kroniki Azumi: Apogeum" są dość problematycznym opowiadaniem. Mają duży potencjał, ale parę drobnostek mocno psuje efekt końcowy. To opowiadanie jest niejako podsumowaniem historii samej Azumi i jej życia oraz kwestii buntu przeciw bogom. "Apogeum" wyjaśnia jej historię rodzinną oraz to, co zaszło w Zebrice. Do tego dowiadujemy się jak przez ten czas wiodło się zebrom. Znaczy, już wcześniej mieliśmy pewien wgląd, ale teraz widzimy to z zewnątrz, z perspektywy głównej bohaterki. I wygląda na to, że zebry radzą sobie dobrze. Nie dość, że przetrwały, to jeszcze toczy się u nich w miarę normalne życie i potrafią odwrócić proces przemiany w wilkomorfa. To wszystko brzmi pięknie, zbyt pięknie, jakby dla tego świata była nadzieja. Dla Azumi też - odnalazła brata, siostrę, a także ojca. Oraz kochankę i bękarta swojego martwego narzeczonego. Kochankę polubiła, a z bękarta się nawet ucieszyła.

 

Przyznaję, że Azumi jest tak dobrą, pozytywną, pełną nadziei i przebaczenia klaczą, że nijak nie jestem w stanie jej zrozumieć ani się z nią utożsamić. Ma 36 lat, ale... Jest w niej coś młodego i niewinnego, co zachowało się przez te wszystkie lata życia w koszmarze. Ja na jej miejscu bym wróciła do Equestrii tylko po to by radośnie zbezcześcić taki jeden grób. A niewiernego partnera tak przekląć, by przez wieczność w zaświatach musiał słuchać polskiego hip hopu i disco polo.

 

Dowiadujemy się też o ścianie ciemności, którą przez ostatnie kilka lat powstrzymywała Altaria. I do tego momentu było okej i normalnie. Owszem, brakowało często opisów i rozwinięcia, ogółem mam wrażenie, że "Apogeum" byłoby lepsze jakby miało jakieś 60 czy 100 stron i bawiło się tempem akcji, klimatem oraz kreacją postaci.

 

Bo, co się odwaliło z Dagonem, to ja nawet nie. Nie jestem pewna kim on miał tu być. Zwykłym złolem? Bohaterem tragicznym? Kimś, kto robił złe rzeczy z konieczności i dla większego dobra? Na początku koleś wydaje się spoko bratem, wszystko wygląda normalnie. Potem Azumi odkrywa, co się stało z Altarią - Dagon ładował w nią eliksir ze żmijoziela by tak była w stanie powstrzymywać ciemność. Ale Altaria umiera, więc Azumi ma ją zastąpić. I o rety, ale on jest chamem i ale on się zmienia podczas tej rozmowy. I nie chodzi mi o to, że to źle, tylko jak do tego doszło. I co robi Azumi.

 

Zacznijmy od tego, że poświęcenie Altarii to lepszy pomysł niż poświęcenie wszystkich innych, w tym Altarii, a taka była alternatywa. Nie wiemy też jak na to wpadł i jak to się zaczęło. Druga sprawa - myślę, że lepiej by było jakby na początku poprosił o to Azumi na spokojnie, a gniew go opętał dopiero później. Bo miał powód do niego, oj miał. Z perspektywy wielu zebr, w tym jego, to, co się wydarzyło, to właśnie wina Azumi i jej buntu przeciw bogom. I można powiedzieć, że jest w tym sporo racji. Poza tym, jeśli ona tego nie zrobi... To wszyscy zginą. Nie tylko Dagon. Wszyscy. Ciężko mi uznać go za bohatera negatywnego. Raczej... źle napisanego. Tymczasem sama Azumi lekceważy problem, bo dla niej problemami są tu Altaria i jej własna skóra. Ma do tego prawo, szczególnie, że nie poczuwa się do winy za to wszystko, co się stało. Znaczy, za koniec świata. No i bycie ofiarą dla większego dobra to takie 2/10. Czy uważam, że to był jej obowiązek? Tak sądzę. Ale w tym momencie na miejscu Dagona też bym się wnerwiła i ją zaatakowała, bo poświęcić kuzynkę a poświęcić całe miasto (w tym kuzynkę), to jednak różnica. To pierwsze opłaca się tak jakby bardziej.

 

Potem stało się wiele rzeczy, ale najważniejsze jest to, co zdarzyło się tuż przed śmiercią Altarii - jej ostatnie słowa. Ona coś wiedziała. To nie jest koniec, to jest nowy początek. A jak się spojrzy na scenę po napisach, to nasuwa się jeszcze jedna myśl time is convoluted in Lordran - stało się coś dziwnego. Coś z czasem i losem Azumi. Coś, co zmieni przyszłość. I sądzę, że odpowiedź na scenę po napisach kryje się w kolejnej odsłonie serii. "- Zawsze jest przyszłość, przeszłość i teraźniejszość. Czas jest względny. Przeszłość może się jeszcze nie wydarzyła, a przyszłość już dawno przeminęła"

 

To skłania mnie ku tezie, że Azumi do Zebrice wezwała Pretoria. Jej zadaniem było pokonanie Dagona, który zagubił się w swoich dobrych chęciach (lubię myśleć, że pomysł ze żmijozielem wyszedł początkowo od Altarii) i próbował powstrzymać coś  w sposób, który zaszedł za daleko. Ale ciemność musiała nadejść, bo z nią wiąże się odrodzenie - czy raczej pewien reset. Jeśli Azumi umrze lub poroni, Light nie zabije Esme. Do końca świata nigdy nie dojdzie. Życie za życie. Zebra zapłaci za grzechy.

 

Formy już nawet nie komentuję. Ogółem - podobała mi się fabuła, zwłaszcza końcówka. To było naprawdę doskonałe zakończenie tej historii. Mocne, mroczne, smutne i enigmatyczne. Azumi i Applejack w końcu gdzieś dotarły, znalazły nadzieję i perspektywę szczęścia, tylko po to by zaraz potencjalnie to utracić... a może nigdy nie stracić, w pierwszej kolejności? Zarzuty mam głównie do długości i tego, że nie pozwala ona poczuć klimatu i nastroju, zwłaszcza wątek z Dagonem. I nie wiem, co tu powiedzieć, bo nie wiem, co w zasadzie chciałeś osiągnąć. Ale jedno jest pewne - akcja toczyła się za szybko, co odbiło się głównie na postaciach i relacjach między nimi.

 

 

"Wężowe Ziele" rozpoczyna część 2 "Kronik Azumi" i jest oczywistym prequelem. Ale hola, hola. Prequel, który nie ma tagu [prequel] (inne mają) i jest częścią drugą? Czy to znaczy, że to się dopiero wydarzy i może potoczy inną drogą, czy to faktycznie jest prequel?  A może i tak, i nie?

 

Forma jest najsłabszą częścią. Oraz dialogi. Często czegoś w nich brakuje, zdarza się, że brzmią sztucznie. A jak z całą resztą? Uważam, że ta część jest niezwykle ważna z punktu widzenia lore. Zecora została przyłapana na swoim romansie i wysłana do Wielkiej Lechii (rządził tam król Sanyaya?), żeby się nie wydało, że zaszła. I żeby coś z nią zrobić, bo przyszłym szamankom nie wolno romansować, zawierać głębokich przyjaźni i zdecydowanie nie wolno zachodzić w ciążę. Ups. Nie wiemy czemu akurat do Wielkiej Lechii i czemu Vanga nie skonsultowała tego najpierw z Leną (która jest alikornem i nową nauczycielką Zecory), ale tak wyszło. W każdym razie, życie osobiste, życiem osobistym. Jest okej, dobrze wiedzieć więcej i spojrzeć z  tej perspektywy na zachowanie postaci podczas innych opowiadań z serii, ale nie dlatego tu jesteśmy :P

 

Jesteśmy po NAJGŁĘBSZE LORE. A tu się dzieje. Bo podczas inicjacji przy pomocy eliksiru ze żmijoziela młoda Zecora spotyka Glacial. I Glacial jest tu zupełnie inna niż później. Przypominam, że Glacial jest istotą odpowiedzialną za Koszmar. Zmanipulowała Lighta i robiła inne rzeczy. Tymczasem... Ona ostrzega przed tym Zecorę i wydaje się być jej przyjaciółką. W wizjach pojawiają się też Lily i Azumi.

 

Chyba wiem już czemu Vanga bała się żmijoziela. Żmijoziele otwiera umysł, ale czasami użytkownicy kontaktują się z czymś złym i podstępnym. Bo czy Glacial nie jest właśnie tym? Koszmarem i pasożytem, który manipuluje swoją ofiarą by doprowadzić do tragicznych wydarzeń wiele lat później? I trzeba przyznać, że robi wiele by zdobyć jej zaufanie. Te ligorny są wyjątkowo niepokojące. I jakie są ich relacje z bogami?

 

I teraz zastanawia mnie kim jest Lena i po czyjej stoi stronie? Czy była świadoma zagrożeń? Czy Vanga wiedziała o tym, ca ta zrobi Zecorze? Czy chciała by doszło do spotkania z Glacial. Jest w tym wszystkim nieświadomą ofiarą, perfidną manipulantką czy po prostu coś poszło bardzo nie tak?

 

To wszystko robi się coraz bardziej pokręcone. I tylko kolejne opowiadania mogą przynieść nam odpowiedzi.

 

 

Cieszę się, że event forumowy mógł zapoczątkować tę serię. Jest ciekawa, jest oryginalna i ma w sobie dużą dozę tajemnicy. I wyjątkowo dobrą fabułę, niestety, ale czasem pogrzebaną pod problemami z formą, a także gorszymi fragmentami tekstu. Są tu opowiadania bardzo dobre, dobre, średnie i raczej słabe. Przez formę i problemy z tempem akcji oraz pewną niezgrabność w niektórych dialogach, całą serię oceniam na 6/10. To są wszystko sprawy, które dałoby się naprawić korektą i prereadingiem. I wtedy ocena mogłaby skoczyć do 8 czy nawet 9. Bo potencjał jest i to spory. Czekam na więcej.

  • +1 2
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

„Kroniki Azumi” są prequelem do „Kronik Diany: Smile”, ale mam wrażenie, że są czymś zupełnie samodzielnym. Czymś samodzielnym co  jednak mi się podoba.

 

Od czasu gdy Little Pip wyszła ze Stable 13 i zobaczyła szkielety tych, którym nie udało się wejść do środka, nie czułem takiego przygnębienia wywołanego opisami. Są one krótkie i treściwe, pozbawione niepotrzebnego patosu ani, pomimo tematyki, niepotrzebnej brutalności czy scen, które mają za zadanie w tani sposób przyciągnąć emocje czytelnika. Krótko pisząc, autor uniknął błędów HOTD (tak, wiem że to anime), które miały sprawić, że czytelnik powinien poczuć silny przypływ emocji wobec postaci, które pojawiają się w historii po raz pierwszy.

 

A postacie w „Kronikach Azumi” obciążają nas silnym ładunkiem emocjonalnym, chociaż nie znamy ich z serialu. Są one jednak ciekawie napisane a w każdym razie nie odnosiłem wrażenia, że ich dramaty są „wciskane” czytelnikowi na siłę. Ich dramaty wynikają z apokaliptycznej sytuacji dookoła i nawet irracjonalne postępowanie budzi u mnie ich zrozumienie. Chaos pierwszym tygodni katastrofy kontrastuje z apatycznością ocalałych późniejszego okresu.

Nie mogłem tego powiedzieć o czynie Wrighta po pierwszym przesłuchaniu fanfika na BC 2.0, ale gdy przeczytałem fanfika i poznałem cały kontekst jego stan emocjonalny nie budzi już takiego szoku.

 

Fabuła jest prowadzona w interesujący sposób. Kiedyś bym go nazwał chaotycznym, ale teraz dostrzegam, że zatacza ona kręgi. Wychodzimy od pewnego wydarzenia, następnie poznajemy sytuację, która do niego doprowadziła z różnych perspektyw by potem powrócić do teraźniejszości. Jednak na początku to skakanie przez lata a nawet dłuższe okresy czasu utrudnienie zrozumienia tego co się dzieje. Nawet teraz nie jestem pewien czy się pomyliłem, czy też po prostu upłynęło tyle czasu, że wydarzenia te łatwiej poukładały się w mojej głowie. Teraz już sam nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Pewnie całość mogłaby być napisane w bardziej przejrzysty i uporządkowany sposób, ale twierdzę już, że jest to warunek konieczny, zwłaszcza że cząstkowość narracji jest zależna od wiedzy bohaterów w danym czasie. Motyw z przekazywaniem informacji poprzez listy jest ciekawy, zwłaszcza, że stosuje się go tutaj dość często.

 

W „Kronikach Azumi” pojawia się wymiar duchowy, kontakt z bóstwami jest zagadkowy i sami bohaterowie nie są pewni czy go doświadczyli. Takie skoki pomiędzy jawą a stanami nieświadomości są często kontrastowane poprzez ich występowanie tuż obok siebie. Nie wiem na ile jest to zamierzone, czy po prostu autor pisał pod natchnieniem, ale to działa. Sytuacja panująco dookoła jest wywołana przez czynniki nadprzyrodzone, bohaterowie są niedożywieni, nie panują nad swoją świadomością.

 

Są problemy, głównie w kwestii formy. Niemało jest tutaj literówek, problemów z odstępami, raz czy dwa z odmianą przez przypadki, niekonsekwentnym nazewnictwem (raz jest napisane Cukrowy kącik a raz Kącik kostek cukru). Ponadto nie jestem pewien pisanie pogrubioną czcionką całych fragmentów aby  oddzielić je od narracji innych postaci, było dobrym pomysłem. Czy nie dało się tego zrobić w inny sposób?  Ogólnie jeśli nie było korekty, to nie jest najgorzej, ale jeśli była to niewystarczająca.  I to jest mój główny zarzut. Drugim zarzutem jest to, że seria nie jest kontynuowana. Chociaż zanim byś ją wznowił przydałaby się wpierw korekta wcześniejszych części. Poza tym jednak widzę, że autorowi zależało na swym utworze skoro początki późniejszych rozdziałów zdobią rysunki.

 

Podsumowując, „Kroniki Azumi” to ciekawy, choć wymagający poprawek formalnych fanfik. Chociaż miałem pewne wątpliwości na początku, to teraz uważam, że jest on godny polecenia osobom, które lubią mroczne opowieści, nie pozbawione jednak odrobiny nadziei.  

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...