Skocz do zawartości

Krwawy Diament [oneshot][AU][przemoc][tragedia][slice of life]


Recommended Posts

[W sumie to nie wiem czy na pewno to opowiadanie kwalifikuje się do tego działu, może nawet przeszłoby w ogólnym... w każdym razie małe ostrzeżenia co do treści:]

Spoiler

Opowiadanie zawiera:

 - gwałt (sam w sobie nie pokazany, odbywający się zakulisowo, pokazane są tylko skutki) i próbę gwałtu

 - dekapitację (ścinanie głów, jakby ktoś nie wiedział)

 - picie krwi (no w końcu wampirza Equestria, nie?)

 

Drugie (po "Moja opiekunka jest wapirem!") opowiadanie z "wampirzej "Equestrii"(inspirowanym serią komiksów "Dostosowując się do nocy"("Adoptning to Night"), wszystko oczywiście za zgodą jej autora), tym razem już nie takie lekkie... będzie nieco cięższych, czasem brutalnych momentów... ale nie zabraknie i takich budujących, pozytywnych momentów - no bo w końcu nie byłbym sobą, gdyby takich nie było. 

O czym to ono jest? Cóż zabiorę was dalej w przeszłość, jakieś 30 lat przed akcją serialu, tym razem jednak nie będzie tak milusio jak poprzednim razem, bo na ten świat będziemy patrzeć nie przez oczy małej Twily, ale dwóch dorosłych kucyków. Kucyków z zupełnie innych światów, których pewnej nocy połączą bardzo nietypowe okoliczności... 

Jest to możnaby rzec historia niezwykłej miłości (nawet jeśli nie do końca na niej skupia się opowiadanie, a na kilku kluczowych momentach życia głównych bohaterów...) oraz o tym... jak w tym świecie przyszła na świat pewna klacz, która odegra w nim jeszcze niebagatelną rolę...

No i [uwaga spoiler]

Spoiler

Osobiście uważam, że scena śmierci Scarlet - i prób jej ratowania - jest chyba jedną z najbardziej przejmujących, jakie napisałem.

 

A więc bez dalszych wstępów zapraszam was byście przeczytali...

"Krwawy Diament"

 

Opowiadanie spokojnie możecie czytać samodzielnie, stanowi też swego rodzaju wprowadzenie do świata wampirzej Equestrii, którego specyfikę poznacie oczami jednego z bohaterów: Golden Winga. (Tu mogę dodać, że mój znajomy, który właściwie nie zna kucyków je czytał i nie miał problemu z odnalezieniem się w nim oraz całkiem mu się podobało.)

 

korekta: Midday Shine

 

Przenoszę do działu ogólnego~Dolar84

Edytowano przez Dolar84
Przeniesienie z MLN do działu ogólnego.
  • +1 2
  • Mistrzostwo 1
  • Haha 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane.

 

Przyznam, że po lekturze mam mieszane uczucia. Do tekstu podchodziłem dosyć sceptycznie, ponieważ chociaż Lyokoheroes niejednokrotnie pokazał, iż w sztuce tworzenia fanfików "serialowych" sprawdza się doskonale, to cięższe tematy zdają się mu za bardzo nie leżeć. Choć może inaczej - nie tyle nie leżą, ile przychodzą mniej naturalnie. Do pewnego stopnia te obawy się sprawdziły, chociaż nie było wcale źle. No ale dosyć ogólników przejdźmy do rzeczy,

 

Beware the spoilers!

 

Bohaterowie są napisani poprawnie zarówno Golden Wing jak i Scarlet Sword. Dlaczego nie oceniam ich na dobrze? Wynika to nie tyle ze sposobu konstrukcji bohaterów a raczej ich prowadzania przez tekst. Podczas czytania nie dało się odczuć, że GW jest gwardzistą. Zwyczajnie sprawiał wrażenie za miękkiego do tej roli. Wydawał się niewyszkolony, niepewny siebie i ogólnie bardziej pasował do obrazu romantycznego nastolatka niż żołnierza, który musiał przejść na pewno do pewnego stopnia rygorystyczne szkolenie. Mimo to czytało się go na tyle przyjemnie, iż ta wada nieco się rozmywała.

 

Co do SS to do jej wyczynów bojowych nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Te pojawiają się w odniesieniu do jej zawodu i podejścia. Po pierwsze - w życiu bym nie powiedział, że jest inkwizytorą, a co dopiero kimś o wysokiej randze w tej formacji. Brak w niej rysy bezwzględności, którą powinno być widać w takiej postaci. Nie należy mylić tego z okrucieństwem, gdyż pomimo powszechnego utożsamiania inkwizycji z tą cechą, nie jest to do końca prawda. Albo inaczej - nie występowało tak powszechnie jak się uważa. Mimo to nie nie pasuje mi do tej formacji. Teraz przejdźmy do jej podejścia, które mi się zupełnie nie podobało. Spotyka jakiegoś łebka, ratuje mu skórę, po czym składa pełne wyjaśnienia kim jest, skąd się wzięła i w ogóle wampiry istnieją ach i och, po czym następuje wielka lekcja historyczno-mitologiczna, która jest kontynuowana na kolejnych spotkaniach. Za dużo, za szybko. Za wiele naraz. Gdyby to zostało trochę rozciągnięte, może część zrobiona w opisach a nie w długich monologach to wypadłoby to przystępniej dla potencjalnego czytelnika. W ten sposób można się zmęczyć podczas lektury, gdyż tempo akcji jest zwyczajnie za szybkie.

 

Jeżeli chodzi o samą fabułę to jest w porządku. Poruszono motyw religijny, co nie jest częste w fanfikach i zrobiono to dobrze. Wspomniano o hierarchii, o budowlach sakralnych, o inkwizycji. Stanowiło to dobre tło dla fabuły a jednocześnie jeden z jej ważnych, choć nie zanadto wyeksponowanych fundamentów. Aprobuję.

 

To o czym pisałem wcześniej, czyli wynurzenia (bo trudno mi to określić inaczej) SS o ile przy niej uznałem za wadę, to biorąc je na ruszt osobno, stanowią przykład bardzo przyjemnego światotworzenia. Jak a objętość tekstu dowiadujemy się bardzo dużo o jego historii, uwarunkowaniach społecznych. a nawet mimochodem wspomniano o toczonych w przeszłości bojach. Dodając do tego wszystko to co wiemy o rozciągniętej na mniej więcej rok teraźniejszości dostajemy solidny obraz świata, w którym łatwo można się odnaleźć i czytać o nim z zainteresowaniem. Bardzo dobra robota.

 

Na koniec wspomnę o jeszcze jednej rzeczy - na początku mamy charakterystykę występujących w opowiadaniu antagonistów podano też nieco ich cech. Znając poglądy (a przynajmniej ich część) autora nie powiem by mnie zdziwiły, natomiast niesmakiem napełniło mnie potężne generalizowanie. Wychodziło no to, że każdy kto podąża za takimi hasłami to degenerat, gwałciciel i ogólnie wszystko co najgorsze. Teraz tak - dopuszczam możliwość, iż widzę tu coś czego nie ma i jeżeli taka generalizacja nie była celowym zabiegiem to nie mam żadnych zastrzeżeń, bo poglądów autora nie mam zamiaru się (tak, wiem to rzadkość) czepiać. Każdy pisze jak chce, choć nie od rzeczy byłoby wskazanie, że nie każdy kto nie postępuje za linią postępowania uznawaną za właściwą jest od razu bezwzględnym potworem. Jeżeli jednak był to zabieg celowy, to muszę stwierdzić, iż tego typu podejście potępiam w czambuł. Mam więc szczerą nadzieję że się mylę.

 

Podsumowując - opowiadanie nie jest złe i pomimo pewnych wad można je przeczytać z przyjemnością. Ze względu na nieco ostrzejsze sceny zalecałbym je raczej starszym czytelnikom, ale nie ma w nim nic co wymuszałoby umieszczenie go w MLN. Nie wiem czy do niego jeszcze wrócę, ale spędzonego z tym fanfikiem czasu na pewno nie uznam za stracony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mieszana uczucia... zabawne, bo trochę podobnie mam z Twoim komentarzem. 

 

Ale przechodząc do meritum, to najpierw chciałbym byś nieco szerzej wyjaśnił tą kwestię "mniej naturalnego przychodzenia" cięższych tematów. W sumie na Discordzie wspomniałeś o 

1) zbyt dobrych i empatycznych postaciach

2) wykazywaniu braków przez ciężki, przytłaczający klimat i mroczną atmosferę

Pierwsze co prawda mam wrażenie, że bierze się trochę z tego iż w odróżnieniu ode mnie uważasz, że "cięższe tematy" wykluczają właśnie taki pozytywny obraz postaci, skupianie się na tym co w nich dobre... podczas gdy ja nie widzę w tym sprzeczności. Co więcej uważam, że właśnie dzieło jest lepszym, gdy będąc ciężkie, czasem wręcz mroczne/ponure oferuje takie prawdziwe "światełko w tunelu". Poniekąd jest to jedna z głównych idei, która stałą za kreacją tego uniwersum. Nawet jeśli jego społeczeństwo jest de facto szargane nie do końca uświadamianymi sobie sprzecznościami. 

Druga rzecz... no tu po prostu wydaje mi się to bardzo... niekonkretne. Czym są te braki, na czym polegają? Bo taki ogólnik jest dla mnie jako twórcy mało użyteczny. Jak już kiedyś mówiłem - w komentarzach lubię konkretność. 

 

Co do bohaterów...

Cóż, faktycznie konstrukcję Golden Winga mógłbym chyba lepiej przeprowadzić. Będzie warto się nad tym pochylić, zwłaszcza, że w opowiadaniach z tego świata będzie się jeszcze pojawiał - choć raczej jako postać poboczna/epizodyczna. 
W każdym jednak razie... nie byłbym sobą, jakbym nie dopytał o szczegóły. Dlaczego sprawiał wrażenie miękkiego? Czemu wydawał się taki niewyszkolony i niepewny siebie (no kurcze, czy ktoś niepewny siebie bez broni ruszyłby na grupkę uzbrojonych kucy, która definitywnie nie miała pokojowych zamiarów?) dlaczego "nie pasował na żołnierza". No i nie powiedziałbym, że był miękki, był po prostu osobą wrażliwą... a od kiedy to bycie gwardzistą wyklucza wrażliwość? Serialowy Shining też był całkiem wrażliwy (wystarczy sobie choćby przypomnieć jak widziała go małą Twily) a przecież był kapitanem straży... 

Inna sprawa, że trochę z tyłu głowy miałem założenie, że na razie był ledwie początkującym gwardzistą, może nawet kadetem(choć raczej pod koniec szkolenia, niemniej jednak jest wspomniane, że celował w Zakon Świtu, czyli jednostkę bardzo elitarną, do której miał jeszcze daleką drogę), bo wciąż był całkiem młody... ale to jakoś za bardzo nie wybrzmiało, co chyba było błędem.

 

Co do Scarlet Swort... ech tu widze trochę błąd poznawczy z Twojej strony. Nie, zdecydowanie "rysa bezwzględności" nie jest czymś co "powinno być widać" u takiej postaci. Nawet jeśli czynisz tu rozróżnienie miedzy bezwzględnością a okrucieństwem. 
Nie, takie przypadki były patologią, rzadko się zresztą pojawiającą i tępioną. Oczywiście pewna surowość czasem w razie konieczności była, ale surowość to nie to samo co bezwzględność. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć to "o kolejny stopień bardziej łagodne" (w ciągu okrucieństwo -> bezwzględność -> surowość). 
Podobnie jest z Niebiańską Inkwizycją u harmonistów. 
Scarlet w zasadzie jest tu właśnie idealnym przykładem inkwizytora - w razie potrzeby każe z pełną surowością, ale zawsze daje grzesznikowi szanse nawrócena. To własnie robi, co jest wprost wypełnianiem jej wiary - do stopnia, który możnaby nawet uznać za radykalny, więc nic dziwnego, że w pewien sposób to zaimponowało Goldenowi.
Dobrze jednak, że nei masz zastrzeżeń do jej wyczynów bojowych - w końcu mówimy tu o potężnej czarodziejce z dużym doświadczeniem, która w dodatku jest wampirem i to dość wiekowym, a to daje sporego kopa do mocy. Nie takiego jak bycie alikornem naturalnie, nawet bardzo wiekowe wampiry nie mają startu do alikornów... przynajmniej normalnie...

Co do podejścia... hm... zacznijmy od tego "za dużo, za szybko, za wiele na raz"...
Cóż, trochę fakt, to przedstawianie przez nia świata nocy, wprowadanie do niego Golden Winga, a razem z nim i czytelnika będące jednym z trzech głównych punktów opowiadania (obok spotkania i całej sytuacji wokół poczęcia Sunset) to ten element, o który niejako najbardziej się obawiałem. Dopracowując a nawet już pisząc sam siebie trochę pytałem "czy aby nie przeładowuję tej części dialogami?", a skoro ja sam takie wrażenie zacząłem odnosić - a wiem, że mam nieco skłonności do robienia przegadanych rozdziałów - to chyba coś w tym musiało być... ale z drugiej jednak strony niespecjalnie widziałem sposób jakby to przeprowadzić, zwłaszcza, że tą cała historię jednak nie tak łatwo byłoby porcjować na wiele kolejnych spotkań, a przecież zakres który wprost opisałem nie jest całością. 
No i właśnie, gdy przed publikacją dałem to paru osobom do przeczytania, z czego dwie wprost wypytywałem o kwestię tego przesycenia dialogami... obydwie powiedziały, że w ich odczuciu jest w porządku, więc zostawiłem jak jest. 
W dodatku gdybym chiał to rozciągnąć to mam wrażenie, że mogłyby się z tego zrobić dłużyzny i opowiadanie by się mogło całkowicie niepotrzebnie przekształcić w krótszy wielorozdziałowiec. A tymczasem niejako głównym zamysłem było przekrojowe ukazanie znajomości Scarlet i Goldena. 

 

No i właśnie w kwestii tego, że w ogóle mu o tym mówiła... 

21 godzin temu, Dolar84 napisał:

Spotyka jakiegoś łebka, ratuje mu skórę, po czym składa pełne wyjaśnienia kim jest, skąd się wzięła i w ogóle wampiry istnieją [...]

To jest bardzo płytkie patrzenie - choć może i po części zawinione przez to, że pewnych rzeczy nie nakreśliłem dostatecznie jasno. 

W kaźdym jednak razie już na początku masz tu dość fałszywe uproszczenie. Jasne, Scarlet nie znała Goldena, był dla niej w sumie przypadkowym kucem... ale też kucem, który wykazał się odwagą i jakbyśmy dziś powiedzieli "obywatelską postawą", stanął w obronie niewinnej. Tym samym dając Scarlet dość czasu by dotrzeć na miejsce, zanim do czegoś doszło. W realny sposób jej pomógł. Nawet jeśli potem to ona praktycznie wszystko zrobiła i... możnaby rzec, że go uratowała, ale... czy można powiedzieć, że bez jej interwencji Golden Wing by sobie nie poradził? Niekoniecznie. O ile nie bawiłem się specjalnie w snucie alternatywnych wersji wydarzeń, to jak najbardziej mógłby dać radę przerwać okrąg napastników i uciec z młodą Twilight Velvet. A wtedy znaleźć jakiś posterunek lub zgubić pogoń. O ile by była, bo równie dobrze te kuce mogłyby odpuścić i poszukać łatwiejszej ofiary. 

 

Jednocześnie dochodzi inny aspekt. 

Wampiry są w zasadzie bardzo samotne - nie bez powodu Scarlet mówiła o byciu wampirem jako o "klątwie". Wampiry są uznawana za mit, a w tych mitach są krwiożerczymi potworami. I spodziewała się, że właśnie tak Golden Wing będzie ją widział - szczególnie po tym jak na jego oczach posiliła się świeżą krwią. Nic więc dziwnego, że kompletnie przeciwna do tego reakcja ogiera - w której więcej było zachwytu niż strachu czy obrzydzenia - wywołała u niej pewną sympatię do tego młodzieniaszka. No dobra, przy wampirze o jej wieku każdy śmiertelny kucyk byłby młodzieniaszkiem. 

To dlaczego mówi sama też zresztą wyjaśniła:

Cytat

A dlaczego o tym mówię? To proste. Skoro już poznałeś część prawdy, to lepiej, byś wiedział, jak jest naprawdę, a nie kierował się mitami. Jeśli masz trochę oleju w głowie, pewnie wiesz, że czasem część prawdy może dawać mniej prawdziwy obraz rzeczywistości niż jej brak. A wydaje mi się, że masz i że mogę ci ufać

Wzbudził jej zaufanie, w dodatku chcąc nie chcąc i tak już poznał część prawdy. Więc lepiej było by znał ja całą niż tyko część. Co też pozwalałoby mu lepiej uświadomić sobie dlaczego jednak warto zachować to w sekrecie.

Czy ryzykowała? Tak, jasne że tak. Ale cóż innego miała zrobić? Zostawić go bez pełniejszej wiedzy, by zaczął o tym rozpowiadać i pewnie siać panikę? Przecież nie mogłaby tak po prostu go zabić dla zachowania sekretu. A nawet jeśli to byłaby to ostateczność, której wolała uniknąć. Zwłaszcza że jak mówiłem zaczęła czuć pewną sympatię do tego nieznajomego, które potem z czasem przerodziła się w coś znacznie głębszego.

Zresztą... hipotetyczne ewentualne późniejsze wytropienie go i usunięcie (jeśli założyć, że byłaby wstanie się do tego zmusić...) nie byłoby dla niej aż tak trudna, więc czy aby na pewno aż tak ryzykowała?

A w ten sposób mogła po raz pierwszy od bardzo dawna otwarcie, bez sekretów i kłamstw pomówić ze zwykłym kucykiem. Co w dość naturalny sposób było dla niej kuszącą perspektywą. Celestia się nie liczy, to je królowa i w ogóle, poza tym alikorn więc kompletnie inny typ relacji.

 

Co do światotworzenia, cóż, jednym z pobocznych celów tekstu było właśnie ukazanie tego świata - nie bez powodu zdecydowałem się na taką a nie inną fabułę, nie bez powodu mamy tu kucyka poznającego "świat nocy". Choć muszę uczciwie przyznać, że nie jest ono w pełni autorskie. Jak pisałem świat bazuje na komiksie "Adaptująca się do nocy", który posiada też całkiem pokaźnych rozmiarów przewodnik po świecie. Stamtąd pochodzi choćby Wojna Koszmaru - która jest w skrócie... rozszerzoną wersją kryzysu Nightmare Moon - czystka wampirów urządzona przez odstępców Zakonu Świtu oraz traktat i główny rys historii tego jak Celestia zostałą królową wampirów oraz czym jest blooddyzm i harmonizm. Od siebie dodałem choćby kwestię uwięzienia Vorne'a przez Clovera Sprytnego, samą instytucję inkwizycji, szczegóły tego czym jest harmonizm (dość alternatywne względem tego co ostatecznie było w komiksie, za to bardziej zgodne z wrażeniem, jakie na początku sprawiał) czy blooddyzm... albo pewne szczegóły współczesnych uwarunkowań społecznych, choć w nich też pobrzmiewają echa tego co mieliśmy w komiksie...

 

Co do owej "charakterystyki antagonistów"... hm... nie nie do końca bym tak to nazwał. Bo to opowiadanie nawet ścisłych antagonistów nie ma, ot jedynie takich "epizodycznych antagonistów zbiorowych", będących jedynie reprezentacją pewnych grup kucy przejawiających takie a nie inne zachowania.
To co mieliśmy na początku jest raczej nakreśleniem pewnych tendencji, które zaczęły się - nie ma co ukrywać, że nie same z siebie ich źródła uważny czytelnik dostrzeże w samym tekście - pojawiać w społeczeństwie. Obserwacja pewnych tendencji nie jest tym samym czym generalizowanie. 
Czy każdy podążający za tymi hasłami to degenerat? Tak, bo wszystkie te hasła są symptomem pewnego moralnego zepsucia. A już tymbardziej oczami bohatera tak jest. 
Jakby nie patrzeć ład społeczny Equestrii w tym świecie opiera się właśnie na harmonizmie i jego moralności. Wszystkie te hasła mają mocno wywrotowy charakter, atakują właściwie same podstawy equestriańskiego społeczeństwa -  nawet jeśli część w sposób zamaskowany - nic więc dziwnego że budzą zdecydowany opór większości społeczeństwa. 
Oczywiście nie ma tu wprost mowy o takich rzeczach jak "społeczne trendy" itd, bo też opowiadanie jest głównie z perspektywy Golden Winga, który nie jest socjologiem ani filozofem, raczej prostym kucykiem. Który owszem dostrzega pewne problemu, ale niekoniecznie będzie wszystko wachowo umiał nazwać i posługiwać się terminami pokroju "trendy społeczne". 
Nie, rzeczywistość jest tu ukazana oczami "zwykłego kucyka", a nie specjalisty. 
Niemniej jednak pojęcie degenerata nie jest binarne, moralna degeneracja osoby może mieć różny stopień - może się na takich wywrotowych hasłach nawet kończyć (bo np dany ktoś i tak może nie przejawiać skłonności do pełnego ich realizowania, ale po prostu "nie widzi w tym nic złego i nie chce by było zabraniane"), może też na wprowadzaniu ich jedynie w ramach własnej wolności... ale może i pójść dalej. Tak jak zrobiły to spotkane przez Golden Winga i Scarlet Sword kuce. 
Jest tu oczywiście ukazene, że odrzucanie moralności czy rozluźnianie obyczajów są czynnikami, które mogą do takich działań popchnąć, że mogą one uczynić z kucyka potwora... ale nie ma twierdzenia, że zawsze zajdzie to tak daleko.
Choć oczywiście nie musi zajść tak daleko by to było złe. W końcu same przesuwanie granic tego co jest akceptowalne łatwo może prowadzić do dalszego i dalszego ich przesuwania... 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, Lyokoheros napisał:

Pierwsze co prawda mam wrażenie, że bierze się trochę z tego iż w odróżnieniu ode mnie uważasz, że "cięższe tematy" wykluczają właśnie taki pozytywny obraz postaci, skupianie się na tym co w nich dobre... podczas gdy ja nie widzę w tym sprzeczności. Co więcej uważam, że właśnie dzieło jest lepszym, gdy będąc ciężkie, czasem wręcz mroczne/ponure oferuje takie prawdziwe "światełko w tunelu". Poniekąd jest to jedna z głównych idei, która stałą za kreacją tego uniwersum. Nawet jeśli jego społeczeństwo jest de facto szargane nie do końca uświadamianymi sobie sprzecznościami.

 

Nie do końca zrozumiałeś to co chciałem powiedzieć, ale i ja też nie do końca precyzyjnie to określiłem. Zgadzam się, że pozytywne postacie mają swoje miejsce w cięższych klimatach i zwykle nawet bardzo dobrze się w niego wpasowują i dobrze mu robią. Problemy są dwa. Postacie dobre tak, ale już nie "cukierkowe". A takie właśnie wrażenie wywarł na mnie Golden Wing. Był zbyt wrażliwy, zbyt serialowy, nijak nie pasował do mroczniejszego świata, który starałeś się kreować. Do tego zresztą jeszcze wrócę poniżej. Drugim zaś problemem jest to, iż tej mrocznej atmosfery się nie czuje. I jest to głównie wina braku sugestywnych opisów. Wytworzenie tego typu klimatu dialogami, lub jak w tym przypadku praktycznie monologami jest niesamowicie trudne no i nie wyszło. Nawet scena pierwszej walki i późniejszej kaźni nie wywierały takiego wrażenia jak powinny. Były zdecydowanie za lekkie. I nie, nie chodzi o to, że trzeba się wdawać w szczegółowy opis mordów, ale bardziej o otoczkę. Powtarzam - brakuje opisów.

 

51 minut temu, Lyokoheros napisał:

W każdym jednak razie... nie byłbym sobą, jakbym nie dopytał o szczegóły. Dlaczego sprawiał wrażenie miękkiego? Czemu wydawał się taki niewyszkolony i niepewny siebie (no kurcze, czy ktoś niepewny siebie bez broni ruszyłby na grupkę uzbrojonych kucy, która definitywnie nie miała pokojowych zamiarów?) dlaczego "nie pasował na żołnierza". No i nie powiedziałbym, że był miękki, był po prostu osobą wrażliwą... a od kiedy to bycie gwardzistą wyklucza wrażliwość? Serialowy Shining też był całkiem wrażliwy (wystarczy sobie choćby przypomnieć jak widziała go małą Twily) a przecież był kapitanem straży... 

Inna sprawa, że trochę z tyłu głowy miałem założenie, że na razie był ledwie początkującym gwardzistą, może nawet kadetem(choć raczej pod koniec szkolenia, niemniej jednak jest wspomniane, że celował w Zakon Świtu, czyli jednostkę bardzo elitarną, do której miał jeszcze daleką drogę), bo wciąż był całkiem młody... ale to jakoś za bardzo nie wybrzmiało, co chyba było błędem.

 

Akurat serialowy Shining nie jest najlepszym przykładem, bo kreowany jest nie na kogo wrażliwego, ale na totalną piz.... pam pa ram. Pomijam już fakt, że jego jedyną zdolnością bojową jest rzut Kredensem. Co do Golden Winga to chodzi o ogólne wrażenie. Owszem, rzucił się na pomoc z gołymi kopytami i to jest plus, ale nadal ogólne wrażenia jest takie, iż zwyczajnie jest za miękki. Też brakuje mu pewnej... bezwzględności, twardości którą w żołnierzach można zobaczyć. Jednak jeżeli jak wspomniałeś jest to początkujący czy nawet kadet, to w tym momencie kreacja nabiera całkiem nowego i o wiele bardziej pozytywnego obrazu. U takiego szczypiora te cechy, które opisałem mogły się jeszcze zwyczajnie nie wykształcić. Tak więc jakieś zdanie choćby sugerujące, iż to dopiero początek jego kariery mogłoby bardzo kreacji postaci pomóc.

 

1 godzinę temu, Lyokoheros napisał:

Co do Scarlet Swort... ech tu widze trochę błąd poznawczy z Twojej strony. Nie, zdecydowanie "rysa bezwzględności" nie jest czymś co "powinno być widać" u takiej postaci. Nawet jeśli czynisz tu rozróżnienie miedzy bezwzględnością a okrucieństwem. 
Nie, takie przypadki były patologią, rzadko się zresztą pojawiającą i tępioną. Oczywiście pewna surowość czasem w razie konieczności była, ale surowość to nie to samo co bezwzględność. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć to "o kolejny stopień bardziej łagodne" (w ciągu okrucieństwo -> bezwzględność -> surowość). 
Podobnie jest z Niebiańską Inkwizycją u harmonistów. 
Scarlet w zasadzie jest tu właśnie idealnym przykładem inkwizytora - w razie potrzeby każe z pełną surowością, ale zawsze daje grzesznikowi szanse nawrócena. To własnie robi, co jest wprost wypełnianiem jej wiary - do stopnia, który możnaby nawet uznać za radykalny, więc nic dziwnego, że w pewien sposób to zaimponowało Goldenowi.
Dobrze jednak, że nei masz zastrzeżeń do jej wyczynów bojowych - w końcu mówimy tu o potężnej czarodziejce z dużym doświadczeniem, która w dodatku jest wampirem i to dość wiekowym, a to daje sporego kopa do mocy. Nie takiego jak bycie alikornem naturalnie, nawet bardzo wiekowe wampiry nie mają startu do alikornów... przynajmniej normalnie...

 

Nope, błędu poznawczego tu nie ma. Inkwizycja miała swoje za uszami i te przypadki nie były wcale rzadkie, ani przesadnie tępione. Ale to materiał na ewentualną rozmowę w innym miejscu.

 

Nadal więc uważam, że Scarlet jest zbyt łagodna jak na postać o jej randze i zadaniach. Dopuszczam jednak możliwość, iż odnoszę takie wrażenie z powodu jej dalszego zachowania. Mimo wszystko twardo stoję a stanowisku, iż nawet surowości jest trochę brakuje. Co zaś do jej wyczynów bojowych to doszedłem do takich wniosków jakie sam tu wymieniłeś - jest badassem tłukącym amatorów i tyle w temacie. Byli zwyczajnie bez szans.

 

1 godzinę temu, Lyokoheros napisał:

Co do podejścia... hm... zacznijmy od tego "za dużo, za szybko, za wiele na raz"...
Cóż, trochę fakt, to przedstawianie przez nia świata nocy, wprowadanie do niego Golden Winga, a razem z nim i czytelnika będące jednym z trzech głównych punktów opowiadania (obok spotkania i całej sytuacji wokół poczęcia Sunset) to ten element, o który niejako najbardziej się obawiałem. Dopracowując a nawet już pisząc sam siebie trochę pytałem "czy aby nie przeładowuję tej części dialogami?", a skoro ja sam takie wrażenie zacząłem odnosić - a wiem, że mam nieco skłonności do robienia przegadanych rozdziałów - to chyba coś w tym musiało być... ale z drugiej jednak strony niespecjalnie widziałem sposób jakby to przeprowadzić, zwłaszcza, że tą cała historię jednak nie tak łatwo byłoby porcjować na wiele kolejnych spotkań, a przecież zakres który wprost opisałem nie jest całością. 

 

Wspomniałem już wcześniej, że dla mnie nie były to dialogi a monologi praktycznie. A jak mógłbyś to zmienić lub nawet nie tyle zmienić co urozmaicić? Załóżmy sytuację, że Scarlet zaczyna nawijkę historyczno-mitologiczną i urywasz ją po jednym zdaniu, kończąc wielokropkiem. I w tym momencie ładujesz opis tego o czym mówiła unikając przełądowania rozmowami, zyskując szansę na dodatkowe światotworzenie, no i by podkreślić, iż jest to opis tego co mówi uzupełniasz to jednym czy dwoma zdaniami-ozdobnikami w stylu "Golden Wing bez reszty zasłuchał się w nieznanej mu wcześniej części historii Equestrii" itp.

 

1 godzinę temu, Lyokoheros napisał:

Wzbudził jej zaufanie, w dodatku chcąc nie chcąc i tak już poznał część prawdy. Więc lepiej było by znał ja całą niż tyko część. Co też pozwalałoby mu lepiej uświadomić sobie dlaczego jednak warto zachować to w sekrecie.

Czy ryzykowała? Tak, jasne że tak. Ale cóż innego miała zrobić? Zostawić go bez pełniejszej wiedzy, by zaczął o tym rozpowiadać i pewnie siać panikę? Przecież nie mogłaby tak po prostu go zabić dla zachowania sekretu. A nawet jeśli to byłaby to ostateczność, której wolała uniknąć. Zwłaszcza że jak mówiłem zaczęła czuć pewną sympatię do tego nieznajomego, które potem z czasem przerodziła się w coś znacznie głębszego.

 

Wrzucam tylko fragment wypowiedzi o tym że za dużo mu zdradziła, ale odnoszę się do wszystkiego. Nie kupuję Twojego tłumaczenia. Owszem teoretycznie jest ono racjonalne i sensowne, ale brak mu przełożenia na realia. Scarlet może być samotna jak to pijawy, mogła nabrać sympatii do Golden Winga za jego czyny (i to uzasadnionej), ale mimo wszystko takie otwarcie się na pierwszym spotkaniu z zasady nie występuję w naturze. No a już na pewno ze strony wysokiego rangą oficera (tak wiem, Inkwizycja to inny łańcuch dowodzenia, ale zasada ta sama) w stosunku do jakiegoś żołnierza świeżo po szkole. Wypada to po prostu sztucznie i nienaturalnie. Co zaś do tego, że zostawiała go z pewną wiedzą i niby nie mogła ryzykować? Ależ mogła! Nawet więcej - nie usiała wcale ryzykować i absolutnie nie musiała go przy tym zabijać co byłoby tragicznie sprzeczne z kreacją postaci. Wystarczyło, że jako wyższy rangą kuc kazałaby mu trzymać gębę na kłódkę (naturalnie mogła i pewnie wyraziłaby się znacznie uprzejmiej), a jeżeli by nie posłuchał bo nigdy nie słyszał o jej formacji (postępując notabene słusznie) to wystarczyło by poszła z nim do kogoś wyżej w hierarchii dowodzenia zorientowanego w sprawie i wtedy on młodemu kazałaby trzymać gębę a kłódkę (zapewne mniej uprzejmie niż ja tu piszę). Dla złagodzenia niekorzystnego wrażenia Scarlet mogła powiedzieć Goldenowi, że pochwala jego zachowanie i może przy kolejnym spotkaniu powie mu coś więcej. Stosując takie lub podobne rozwiązanie sytuacji uniknąłbyś sztuczności a dodatkowo za darmo rozbudował postacie i nakreślił pierwsze nitki wiodące do ich późniejszego związku.

 

1 godzinę temu, Lyokoheros napisał:

Jest tu oczywiście ukazene, że odrzucanie moralności czy rozluźnianie obyczajów są czynnikami, które mogą do takich działań popchnąć, że mogą one uczynić z kucyka potwora... ale nie ma twierdzenia, że zawsze zajdzie to tak daleko.
Choć oczywiście nie musi zajść tak daleko by to było złe. W końcu same przesuwanie granic tego co jest akceptowalne łatwo może prowadzić do dalszego i dalszego ich przesuwania...

 

Też wrzucam tylko część akapitu, bo i wypowiedź będzie po tym wyjaśnieniu krótka (i nijak nie wpływa na wcześniejszą ocenę opowiadania) i w sumie kończąca temat tej kwestii o ile nie zostanę sprowokowany do kontynuacji (mam nadzieję, że nie). Potępiam Twoje podejście w czambuł. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbyt wrażliwy, cukierkowy... hm... ja nie odniosłęm takiego wrażenia, ale cóż, pomyślę jeszcze nad tym. Bo myślę, że na pewno jeszcze jakieś późniejsze poprawki będę do tego robił... ale nie teraz. Na pewno przed dodaniem dodatkowej "sceny", która de facto nie jest scena, a bardziej przejściem, pomostem miedzy akcją tego opowiadania, a późniejszą, główną historią z tego świata. 
Co do opisów... hm... cóż w kwestii ekspozycji zła raczej wyznaję zasadę minimalizmu - tak owszem, generalnie nazywać rzeczy po imieniu gdy to potrzebne, ale też nie poświęcać jego ekspozycji więcej niż to potrzebne. 
No choć moooże i trochę możnaby robudować te opisy. Co jednak masz na myśli przez tą otoczkę? Odczucia bohaterów, ich myśli? Bo generalnie scena pierwszej walki miała być też możliwie dynamiczna, a dynamizm i dużo opisów to jakby nie do końca ze sobą współgra. 

A Shining, to jakby krytycznie na niego nie patrzeć umie też stawiać niezłe tarcze ochronne, także ten coś więcej niż rzucać żoną umie...
 

1 godzinę temu, Dolar84 napisał:

Nope, błędu poznawczego tu nie ma. Inkwizycja miała swoje za uszami i te przypadki nie były wcale rzadkie, ani przesadnie tępione. Ale to materiał na ewentualną rozmowę w innym miejscu.

Nawet zakładając, że masz rację co do realnie istniejącej katolickiej inkwizycji... to już nijak jej nie masz w odniesieniu do niebiańskiej inkwizycji u harmonistów, więc... właściwie i tak jest błą poznawczy, tylko co najwyżej innej natury :P

 

1 godzinę temu, Dolar84 napisał:

Wspomniałem już wcześniej, że dla mnie nie były to dialogi a monologi praktycznie. A jak mógłbyś to zmienić lub nawet nie tyle zmienić co urozmaicić? Załóżmy sytuację, że Scarlet zaczyna nawijkę historyczno-mitologiczną i urywasz ją po jednym zdaniu, kończąc wielokropkiem. I w tym momencie ładujesz opis tego o czym mówiła unikając przełądowania rozmowami, zyskując szansę na dodatkowe światotworzenie, no i by podkreślić, iż jest to opis tego co mówi uzupełniasz to jednym czy dwoma zdaniami-ozdobnikami w stylu "Golden Wing bez reszty zasłuchał się w nieznanej mu wcześniej części historii Equestrii" itp.

Hm... tak, faktycznie to by chyba mogło zadziałać... choć wiele przerabiania by było. 

 

1 godzinę temu, Dolar84 napisał:

No a już na pewno ze strony wysokiego rangą oficera (tak wiem, Inkwizycja to inny łańcuch dowodzenia, ale zasada ta sama) w stosunku do jakiegoś żołnierza świeżo po szkole. Wypada to po prostu sztucznie i nienaturalnie.

Cóż, zasada może i ta sama, aczkolwiek w inkwizycji działa to niejako nieco mniej niż w wojsku jako takim. W dodatku hierarchia inkwizytorów jest niejako "obok" tej wojskowej, choć przy tak wysokiej randze Scarlet faktycznie wojskowi też niejako podlegają. Choooć w zasadzie to nie do końca, bo wojsko jest... cóż państwowe, Inkwizycja nie jest państwowa a kościelna. Faktem jest, że główną przełożoną Inkwizycji (jak i Zakonu Świtu) jest księżniczka Celestia (choć w tym kontekście to nad nią stoi jeszcze arcykapłan.) 

I tu dla niej Golden Wing był przede wszystkim kucykiem zasługującym na wyjaśnienia, a nie "niższym rangą". 

 

Niemniej jednak... tak może faktycznie sensowne byłoby przesuniecie tego na ich późniejsze spotkanie... choć z drugiej strony... wtedy tym bardziej byłoby tak wszystko na raz... hm.... dość ciężki orzech do zgryzienia...

 

2 godziny temu, Dolar84 napisał:

Wystarczyło, że jako wyższy rangą kuc kazałaby mu trzymać gębę na kłódkę (naturalnie mogła i pewnie wyraziłaby się znacznie uprzejmiej), a jeżeli by nie posłuchał bo nigdy nie słyszał o jej formacji (postępując notabene słusznie)

Cóż, ciężko byłoby, aby nie słyszał, bo istnienie inkwizycji jest czymś powszechnie znanym, a sami inkwizytorzy cieszą się w społeczeństwie wielkim szacunkiem (co zresztą nawet pośrednio wypowiedziami Golden Winga wskazałem). Więc zasadniczo... nie miałby formalnych podstaw by nie posłuchać. 

Poza jedna dość istotną... bez przynajmniej części wiedzy, którą mu pokazała, mógłby stwierdzić, że wampir w inkwizycji to herezja - kierując się mylnym wyobrażeniem o nich - i tym samym... oznaczałoby to, że nie jest jej winny żadnego posłuszeństwa, bo popadając w herezję inkwizytor niejako z automatu traci swe uprawnienia. 

Tylko, że oczywiście byłby to z jego strony sąd mylny... choć też oczywiście w zaistniałej sytuacji by takiego nie dokonał. Ale jest to hipotetyczna opcja. 

 

Tu mała dygresja światotwórcza odnośnie Inkwizycji i Rycerzy Świtu - pełnoprawni członkowie tych organizacji (po ukończonym szkoleniu i ślubach) wiedzą o istnieniu wampirów. I społeczeństwo nie wie o istnieniu wampirów są one niekiedy członkami inkwizycji. Zakonu Świtu już nie, gdyż jest to zakon rycerski powołany pierwotnie własnie do zwalczania istot nocy(powstał podczas Wojny Koszmaru)... i cóż ich wyposażenie również jest do tego przystosowane, wampirom więc... mogłoby zaszkodzić samo jego używanie.

Ergo - praktycznie rzecz biorąc gdyby Golden Wing zrealizował swoje marzenie o dostaniu się do Zakonu Świtu... i tak dowiedziałby się tego co powiedziała mu Scarlet.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Lyokoheros napisał:

Hm... tak, faktycznie to by chyba mogło zadziałać... choć wiele przerabiania by było.

 

Myślę, że nie ma czego tu przerabiać, ale fajnie jakbyś w przyszłości rozważył czasem taką opcję przy pisaniu. Takie urozmaicenie raz na jakiś czas naprawdę może pomóc.

 

1 godzinę temu, Lyokoheros napisał:

Cóż, ciężko byłoby, aby nie słyszał, bo istnienie inkwizycji jest czymś powszechnie znanym, a sami inkwizytorzy cieszą się w społeczeństwie wielkim szacunkiem (co zresztą nawet pośrednio wypowiedziami Golden Winga wskazałem). Więc zasadniczo... nie miałby formalnych podstaw by nie posłuchać. 

Poza jedna dość istotną... bez przynajmniej części wiedzy, którą mu pokazała, mógłby stwierdzić, że wampir w inkwizycji to herezja - kierując się mylnym wyobrażeniem o nich - i tym samym... oznaczałoby to, że nie jest jej winny żadnego posłuszeństwa, bo popadając w herezję inkwizytor niejako z automatu traci swe uprawnienia. 

Tylko, że oczywiście byłby to z jego strony sąd mylny... choć też oczywiście w zaistniałej sytuacji by takiego nie dokonał. Ale jest to hipotetyczna opcja.

 

Nawet jeżeli uznałby jej istnienie za herezję to przecież i tak nic by z tym nie zrobił, a to z dwóch powodów (jak to sobie wyobrażam). Po pierwsze - nie byłby w stanie, bo ona przecież mogła zawiązać go w supeł i przetrzeć nim podłogę jakby doszło do wymiany ciosów. I to nie robiąc mu przy tym zbytniej krzywdy. A że nic w kreacji postaci nie wskazuje na to by był idiotą, to po jej pokazie na pewno by sam nie zaatakował. Po drugie - nawet gdyby uznał że nie ma uprawnień bo jej istnienie jest herezją (i wiedząc, że nie jest w stanie jej pokonać) to i tak powinien zażądać by poszła z nim do jego bezpośredniego przełożonego. Scarlet mogłaby nawet posłuchać, bo biorąc pod uwagę fakt jaką jest szychą, sprawa szybko zostałaby wyjaśniona a Golden mógłby wtedy uzyskać część wyjaśnień od przełożonego a część od niej - i już masz urozmaicenie dodatkowe. Daje to też świetną możliwość rozbudowania więzi między nimi, kiedy ta mogłaby z pewną dozą nieobraźliwej kpiny, ot takim niewinnym humorystycznym docinkiem pochwalić go za czujność i dobrą służbę. A możliwości rozwiązania tej sytuacji na pewno jest o wiele więcej.

 

1 godzinę temu, Lyokoheros napisał:

Tu mała dygresja światotwórcza odnośnie Inkwizycji i Rycerzy Świtu - pełnoprawni członkowie tych organizacji (po ukończonym szkoleniu i ślubach) wiedzą o istnieniu wampirów. I społeczeństwo nie wie o istnieniu wampirów są one niekiedy członkami inkwizycji. Zakonu Świtu już nie, gdyż jest to zakon rycerski powołany pierwotnie własnie do zwalczania istot nocy(powstał podczas Wojny Koszmaru)... i cóż ich wyposażenie również jest do tego przystosowane, wampirom więc... mogłoby zaszkodzić samo jego używanie.

Ergo - praktycznie rzecz biorąc gdyby Golden Wing zrealizował swoje marzenie o dostaniu się do Zakonu Świtu... i tak dowiedziałby się tego co powiedziała mu Scarlet.

 

To tylko umacnia to co pisałem wcześniej, gdzie przy hipotetycznym przeniesieniu sytuacji na grunt zawodowy i wplątaniu przełożonych sprawa wyjaśniłaby się szybko, prosto i dając możliwości na rozbicie tych nieszczęsnych quasi-monologów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 months later...

Dobry fanfik, który urzekł mnie swoją przewrotnością i naturalistycznym przesłaniem, ale wszystko po kolei:

 

Jak już Dolar słusznie wskazywał wyjątkowy brak profesjonalizmu Scarlet. Jeśli istnienie wampirów i ich praca w inkwizycji jest sekretem to nie powinna o tym rozmawiać na ulicy w stolicy państwa w obecności dwóch obcych jej kucy! Nawet jeśli jest środek nocy, a pierwszy z tych kucy jest gwardzistą, a drugi jest nieprzytomny. Zawsze istniało ryzyko, że ktoś ich podsłuchiwać. Do tego dwa kuce stojące na zdekapitowanymi zwłokami (pozbawionymi krwi!) z pewnością wzbudziłyby sensację. Generalnie takim zachowaniem generowała wiele ryzyka. Po mającej kilkaset lat istocie oczekiwałbym więcej ostrożności.

 

Golden Wing z kolei stanowi wspaniały wytwór propagandy i modelowania społecznego. Zwyczajny mało rozgarnięty frajer, który został wytresowany do tego, by myśleć tak jak chce społeczeństwo (zakładam, że opinie reprezentowane przez narratora oddają poglądy Winga). Z jednej strony bez skrępowania konwersuje w obecności  świeżych zwłok, ale na samo wspomnienie homoseksualizmu zbiera mu się na wymioty. Ot takie programowanie społeczne. Typowy pachoł co ma maszerować i ginąć dla dobra czyichś interesów, ewentualnie produkować podobnych mu pachołów, więc ma czuć odrazę do tego co nie sprzyja interesom społeczeństwa.

 

Co do samego światotworzenia to nie mam zastrzeżeń, jest interesujące, całkiem udane połączenie motywów kucykowych oraz historii o wampirach i wilkołakach. Do tego porusza mało eksplorowany w fanfikach temat religii w Equestrii.

 

Znacznie ciekawiej robi się pod koniec, pozornie jest w nim wiele bezsensownych rzeczy, ale po przemyśleniu muszę przyznać, że tworzą udaną i wyjątkowo przewrotną całość.

 

Po pierwsze mamy atak znikąd, w pozornie bezpiecznym miejscu, samo w sobie nie jest to naciągane. Jednak już to, że skatowano Scarlet, a Winga tylko ogłuszono wydaje się dziwne. Podobnie jak to, że Celestia mająca na głowie całe państw przejmuje się jakimś zarodkiem (jakby w jej kraju nie było innych zagrożonych ciąż).

 

Jednak najdziwniejsze wydaje się to, że niemogąca zajść w ciążę Scarlet przez kilka lat małżeństwa od razu zachodzi w wyniku grupowego gwałtu. Co to może oznaczać? Że Golden Wing jest bezpłodny? A może zwyczajnie nie ma ucieczki przed biologią i być może ten cały Vorne ma rację, że wampiry powinny się oddawać krwawym orgiom, bo to jest zgodne z ich metabolizmem i tylko w ten sposób są w stanie zajść w ciążę?

 

Do tego dochodzi „delikatny, acz stanowczy” nacisk Celestii na Golden Winga, by ten zajął się nieswoją córką. Lojalność wobec wiernej inkwizytorki? A może element  złożonej intrygii? W takim przypadku, to że napastnicy doskonali wiedzieli gdzie czekać na Scarlet, jaki jest jej słaby punkt, a także to, że zostawili Golden Winga zaczyna nabierać sensu. Cała akcja została ustawiona przez Celestię, która potrzebowała uczennicy i potencjalnego nosiciela elementu magii. Pomimo naturalnego oporu, zaprogramowany społecznie pachoł dał się łatwo wtłoczyć w rolę żywiciela. Specyficzna sytuacja, ale z pewnością korzystna dla Celestii.

I tak biologia i władza wzięły górę nad moralnością i religią, bardzo dobre i bardzo przewrotne zakończenie. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

To było złe. To było wręcz bardzo złe, ale z dość ciekawych powodów. Może zacznę od tego, że dawno się tak nie uśmiałam. Po prostu rżałam jak głupia przy niemal każdym akapicie, a tak chyba nie powinno być, prawda? Moimi wrażeniami z lektury dzieliłam się ze znajomymi i wielu z nich również podzielało moją reakcję.

 

I pytanie - co poszło nie tak? Przede wszystkim ekspozycja. Materiału jest tu na 100-200 stron, tymczasem fanik ma 14. Chciałeś pokazać świat, ale zrobiłeś to wyjątkowo źle. Do tego dochodzą kiepsko wykreowani bohaterowie, najzabawniejszy wątek miłosny świata, bojówki LGBT, jakieś wilkołaki i religia katolicka. No i Celestia, wyjmująca z trupa zygotę, choć po takim czasie, to prędzej była komórka jajowa i plemniki osobno. I jeszcze inkubująca to przez 11 miesięcy, jakby nie miała nic innego do roboty,.

 

Ale może po kolei. Pozwolę sobie na cytaty i analizę.

 

Cytat

Niezaprzeczalnym faktem pozostawało jednak, że ostatnio głośne były grupy nawołujące do „wyzwolenia się z okowów moralności”, „zrzucenia jarzma harmonizmu”, „obalenia Tyranlestii”, „miłości w każdej formie”, „wolności seksualnej” i tym podobnych bredni. Niewielu było degeneratów, którzy faktycznie za tymi hasłami szli, ale nawet Niebiańska Inkwizycja miała problemy z pozbyciem się tych obrzydliwych herezji, budzących wstręt wszystkich przyzwoitych mieszkańców.

Oczywiście w swoim pędzie do „wolności” nie szanowali wolności innych. Nie było może na to zbyt wielu jednoznacznych dowodów, ale najczęściej to właśnie przedstawiciele tych grup dokonywali tych najobleśniejszych ataków. Niektórzy nawet publicznie twierdzili, że „klacze zawsze chcą”, a gwałty nazywali wyzwoleniem z kajdan konwenansów – a przynajmniej ta część z nich, która umiała posługiwać się tak wyrafinowanymi słowami.

 

Pierwsza strona i mamy raczka. To brzmi jak skrzyżowanie inceli z LGBT - szczególnie po późniejszych opisach, ale skoro później jest parę razy podkreślany ten straszny homoseksualizm, to... Czy oni, nie wiem, nie powinni gwałcić częściej ogierów, skoro większość tych złych w fiku jest płci męskiej? Tymczasem dostajemy próbę gwałtu na klaczy oraz gwałt, również na klaczy.

 

To mogłaby być ciekawa, hedonistyczna i ostro popaprana sekta, ale z tych opisów brzmi to równie poważnie jak swastykowy tort z wafelków.

 

Cytat

Oczywiście nikt nie mówił, kto by to miał być, chociaż niektórzy przebąkiwali coś o księciu Bluebloodzie, na którego ziemiach sprawy miały się dość spokojnie, ale inni zarzucali mu, że nie dokłada dość starań, by zwalczać demoralizatorów.

 

No to akurat brzmi jakby był dużo bardziej kompetentny od sióstr. Kto chce robi orgie i wolne seksy, kto nie chce nie robi i wszyscy są szczęśliwi w Bluebloodlandii. W sumie to ciekawe, że u niego nagle te bojówki LGBT masowo nie gwałcą klaczy.

 

Cytat

Ten zresztą szybko ucichł, gdy przyłożyli jej do nozdrzy jakąś szmatę nasączoną pewnie chloroformem.

 

Żeby uśpić kogoś chloroformem, to trzeba się postarać. Usypiany musi wdychać duże stężenia i to przez parę minut. Nawet to testowaliśmy na chemii.

 

Cytat

– Hehe, patrzcie, jaką tu mamy piękną zdobycz. Będziemy się z nią mogli nieźle zabawić – powiedział lubieżnym tonem jeden z nich, jednorożec, który właśnie bezceremonialnie zrzucił jej juki na chodnik.

Już miał razem z resztą obrócić się i odejść w ciemną alejkę, gdy…

– Kopyta precz od niej, degeneraci! – krzyknął żółty pegaz, uderzając w locie tego najbliżej nieprzytomnej klaczy i lądując przy niej. 

– No patrzcie tego reakcjonistę, jego też weźmiemy, by się z nim zabawić? – powiedział inny, wyciągając długi nóż. 

– Ale najpierw dodamy mu trochę czerwieni, by się tak nie rzucał – zaśmiał się kolejny, również wyciągając swoją broń.

– Już nie żyjesz, psie! Ale najpierw pocierpisz! – warknął ten, który oberwał.

 

Nikt. Tak. Nie mówi. A na pewno nie oprychy, które się szykują do gwałtu:rainderp:. Wypowiedzi są wymuszone i za długie, brak w nich też krótkiej i brutalnej wulgarności, przez co brzmią nienaturalnie.

 

Cytat

Tajemnicza nieznajoma otwarła flakon, a cała ich krew zaczęła być do niego wsysana. Mimo swego małego rozmiaru jakimś niezwykłym sposobem pomieścił ją całą. Musiał być magiczny.

Właściwie to prawie cała, gdyż niewielką jej część wypiła ta klacz, przysuwając ciało jednego z napastników i wysączając ją prosto z jego żył z niemal błogim wyrazem twarzy.

 

Ale czemu ona zrobiła to przy nim? W ogóle gościa nie zna. No SKRADANIE 100. Nie mogła, nie wiem, kazać mu odstawić Twilight Velvet do domu, a sama zająć się trupami? Jakim cudem większość Equestrii nie wie o wampirach, skoro one tak beznadziejnie się z tym kryją?

 

Cytat

– Ty… ty jesteś… wampirem? One w ogóle istnieją?! – wykrzyczał, odzyskawszy mowę. 

– Tak… – Westchnęła. – Pewnie uważasz mnie za potwora nie lepszego od nich. Co? 

– Jesteś…

– Co: obrzydliwa? Paskudna? Niegodna być częścią Świętej Inkwizycji? – dokończyła za niego gorzkim tonem.

– …niesamowita.

Po tych słowach na jej pyszczku odmalowało się szczere zdziwienie.

– Uratowałaś mi życie, obroniłaś tę niewinną klacz… nawet jej oprawcom dawałaś szansę! Jak ktokolwiek mógłby uznać cię za potwora!? I jesteś taka piękna… ale co ty przed chwilą zrobiłaś? Znaczy, zanim…

 

Zero instynktu samozachowawczego. Zero rozumu. Jest gwardzistą, powinien być mniej ufny. Widzi wampirzycę odzianą w szaty inkwizycji, która położyła jakichś oprychów i wyssała. Nie przyszło mu na myśl, że jego wybawicielka jest, no nie wiem, groźna? Że równie dobrze może chcieć się nim pobawić, przemienić, zabić za to, co widział? Jasne, po chwili mógłby uznać, że raczej nie, ale brakuje jakiejkolwiek naturalnej reakcji an taki widok. No tak, bo ona jest ładna i kroi się miłość instant, wystarczy zalać krwią.

 

Cytat

– Naturalnie… świat nocy żyje w sekrecie przed mieszkańcami Equestrii, ale też jesteśmy jej częścią. Wielu z nas żyje wśród was, jako jej zwykli poddani, nieczyniący nikomu krzywdy.

 

No super sekret, wyjawiłaś go randomowi, którego znasz od minuty. Czy ona ma mentalnie 14 lat, bo on jakieś 16 i ewidentnie hormony rzuciły mu się na mózg. Następnie, dalej stojąc na środku ulicy i nad nieprzytomną matką Twalota, opowiada mu całą sekretną historię o wampirach w inkwizycji, o rodowodzie Luny, o tym jak i dlaczego się kryją etc. Bo to są właśnie tematy, z którymi się gada z przypadkowymi osobami w miejscach publicznych. Nawet zdradziła mu jak ją zabić. To jest poważna wampirza inkwizytorka, jej konspiracja jest poważna.

 

Cytat

Część z nas służy w inkwizycji i walczy z tymi, którzy wciąż wyznają blooddyzm lub z jakichkolwiek innych powodów atakują niewinnych.

 

To jest poważny kult. Tak jak podziemne łono z Pana Lodowego Ogrodu. Brzmi debilnie, serio.

 

Cytat

Znosi ten los dłużej ode mnie i jest jedną z najzdolniejszych wampirów: Melody Song. Choć jak wszystkie inne wampiry ukrywa się pod fałszywą tożsamością.

 

I jeszcze zdradziła koleżankę. Co za idiotka.

 

Cytat

– Jestem Scarlet Sword. Ale nie znajdziesz mnie pod tym imieniem. To moje prawdziwe imię, jutro o północy szukaj mojego nagrobka na zachodnim cmentarzu, tam się spotkamy. A tymczasem ja zajmę się tymi ciałami.

 

Pierwsza randka na cmentarzu? Romantycznie, ale creepy. Powinien jej przynieść znicze czy chryzantemy złociste? No i wiadomo, że pierwsza randka tylko w prosektorium!

 

Swoją drogą, na tej ich randce zaczęła od takich smętów, że ja nie mogę. Nie mogła mu tego oszczędzić? Przypominam, znają się 10 minut.

 

Cytat

– Pomógł mi Lucid, wampir z inkwizycji, obecnie jej utajony członek. Sama jestem jawną członkinią tylko co parę wcieleń.

 

Kolegę też wkopała.

 

Cytat

Pomógł mi zrozumieć, że wampiry wcale nie muszą być potworami; ani one, ani inne istoty nocy. Że to zależy tylko od naszych wyborów i że Bóg nadal nas kocha. Wstydzę się tego, ale zwątpiłam w Jego miłość.

 

xD

 

Ten sam Bóg, który nie kocha homoseksualistów, którzy nie wybrali sobie orientacji? Albo kucyków, które lubią orgie. Nie będę mówić, co jakieś bóstwo ma kochać, a co nie, ale to brzmi strasznie wybiórczo. Nieumarłe, pijące krew potwory, które są groźne, mogą oszaleć i stosunkowo łatwo zacząć mordować wszystko, co się rusza, kontra ogiery, które lubią seks z ogierami czy klacze, które lubią seks z klaczami. Tak, to drugie jest zdecydowanie bardziej nienaturalne i u podstaw przegniłe^^

 

Poważnie uważam, że wampiry-harmoniści powinny tępić inne wampiry jak nikt inny i popełniać samobójstwa, gapiąc się na święte słońce, by wypalić grzech wampiryzmu.

 

Cytat

– Teoretycznie nie. Ale Wielka Inkwizytorka Canterlotu ma swoje przywileje.

 

Z tym poziomem gadulstwa, to powinna być co najwyżej Wielką Akwizytorką Garnków Canterlotu. Sprawdziłaby się. Gdyby nie to, że przed sprzedażą by opowiedziała każdemu historię życia.

 

Cytat

– Blooddyzm głosił kompletne zniesienie moralności. Dla Vorne’a kłamstwa i podstępy są cnotą. Jeśli jesteś w stanie coś odebrać siłą, to nie tylko możesz, ale wręcz powinieneś to zrobić. Musisz zaspokajać swoje pragnienie i kaprysy oraz wszelkie pokusy; im bardziej perwersyjne i rozpustne, tym lepiej. W przeciwnym razie byłoby to potraktowane jako oznaka słabości. Miałeś folgować swym żądzom, a najlepszym sposobem czczenia Vorne’a miały być krwawe orgie… oczywiście homoseksualizm też był czymś niezwykle mile widzianym. W ich trakcie i poza nimi.

 

Ach ten homoseksualizm^^

Jak nie bojówki LGBT, to jeszcze bloodyści. To brzmi po prostu śmiesznie. I czym są krwawe orgie? Nie jestem specjalistką od orgii, ale to mnie zaintrygowało.

 

Swoją drogą, mniej więcej tak to widzę:

- No, Maciek, idź spełniać swoje perwersyjne fantazje!

- Spełniam z żoną przy zgaszonym świecie.

- Maciek, kurka wodna, minimum 2 wielkie czarne dildosy i kokaina, bo bez tego źle czcisz Vorne'a!

 

Cytat

Blooddyzm oferował im łatwą ścieżkę.

 

Mi to nie brzmi na łatwą ścieżkę. Jakoś nie wierzę, że większość kucyków marzy w sekrecie o krwawych orgiach i wyszukuje sobie na siłę perwersyjne fantazje. Do tego LGBT i pewnie z zebrami do kompletu. Jeszcze w tym samym czasie jakiś walnięty kapłan powinien czytać Biochemię Harpera od tyłu, tak bardzo edgy i gimbusiarska jest ta sekta. Co samo w sobie nie byłoby takie złe, bo taka już specyfika sekt, ale to jest tak napisane, że brzmi głupio.

 

Cytat

 Zdarzało się nawet, że dochodziło do związku śmiertelników z wampirami… ale dhampirów, owoców takiego związku, nienawidzono. Dla wampirów była to największa obraza Vorne’a, w niezmienieniu swojego wybranka widzieli wręcz akt apostazji, często karany śmiercią; a zresztą wielu wyznawców brzydziło się monogamią i wiernością małżeńską. Pozostali „tylko” uważali ją za ograniczającą czy nudną. A śmiertelnicy widzieli w tych biednych dzieciach potwory. 

– Ale przecież mówiłaś, że… 

– Że Luna jest naszą królową i ćwierćwampirem? – spytała, spoglądając w światło księżyca, na którym jak zawsze widoczna była głowa kucyka. – Tak, to prawda… i wszystkie wampiry oczekują jej powrotu. Jest największym błogosławieństwem, jakie na nie spadło. 

Golden Wing zaczął się zastanawiać, czy legenda o klaczy w księżycu może być prawdą… i czy to właśnie Luna mogła nią być. Wszystko zdawało się pasować. Zapytał jednak o co innego:

– Bo jest harmonistką? 

– Tak. Widzisz… wampiry po wielokroć walczyły z wilkołakami. W tej wojnie większość potomków Nosferatu została wybita. I najmłodszy książę zakochał się w kucoperce, śmiertelniczce. Dzięki niej przeszedł na harmonizm… a owocem ich związku był Luminous. Jego ojciec jednak został zabity w pojedynku krwi przez swoją siostrę, Królową Animę. Luminous musiał się potem ukrywać z matką i żył jako zwykły kucykoperz… ale te często mylono z wampirami i nie miał lekko. Ostatecznie doszło do tego, że uratował Celestię i jej matkę, gdy cała rodzina została zaatakowana przez wampiry… ale ojca Celestii nie zdołał uratować. Wkrótce jej matka zakochała się w swoim wybawcy… i z tego związku narodziła się Luna.

 

Tak, to jest odpowiedź na jego pytanie... Yhy. I do tego jakieś wilkołaki i Nosferatu. Dodaj tag comedy. Problem w tym, że to wszystko mogłoby być dobre i ciekawe, gdyby pojawiło się w innym miejscu, a nie wsadzone na zasadzie "PACZCIE, LORE!". Jak już pisałam wcześniej - mamy materiał na wielorozdziałowiec. Ale zamiast tego jest kijowa ekspozycja w dialogach, w miejscach i w czasie, kiedy nie ma racji bytu.

 

Cytat

– Wiesz co… to następnym razem będziemy z nimi walczyć razem. 

– Co masz na myśli?

– Wstąpiłem do straży królewskiej, mając nadzieję dostać się kiedyś do Zakonu Świtu, bo chciałem chronić inne kucyki. Tak samo, jak ty to robisz. Teraz, gdy dzięki tobie poznałem świat nocy… – Wykonał kopytem gest, jakby chciał objąć całe niebo. – Zarówno jego zagrożenia, jak i to, co w nim piękne… chcę go chronić razem z tobą i bronić kucyki przed czyhającym w nim złem. Pomóc ci zrealizować twoje marzenie, nawet jeśli jeszcze nie wiem jak. 

Cytat

– A wiesz, że część tych bohaterów była wampirami? – Puściła do niego oko. – Akurat nie ci dwaj, ale zdarzało się to… i… nie wiem, co pięknego widzisz w świecie nocy. To straszne miejsce, w którym niektórzy niestety muszą żyć… 

– Ciebie oczywiście.

 

Miłość jak w przedszkolu. Mógłbyś pisać Harlequiny. Poziom wątków miłosnych podobny, ale Ty robisz to zabawniej.

 

Cytat

Kolejny raz spotkali się już następnego wieczora. Ponieważ ich spotkanie odbywało się w sobotnią noc, zdecydowali się spotkać po nocnej mszy w canterlockiej archikatedrze. Teraz Golden Wing już doskonale rozumiał, dlaczego w każdym mieście zawsze choć jeden kościół odprawiał mszę również po zmierzchu. Zastanawiał się, ile z kucyków, które tam widział, to wampiry.

 

Pierwsza randka na cmentarzu, druga na mszy świętej. Msza to doskonała okazja by poznać drugą osobę, wobec której mamy romantyczne zamiary. Woń kadzidła dodatkowo maskuje przykry zapach z ust, a dość ciemne wnętrze ukrywa nieco naszą zewnętrzną brzydotę. Natomiast modlitwy i kazania kapłanów sprawiają, że się nie wyda, że mamy dialogi jak z gry od Bethesdy. Genialne.

A tak serio - 1. To fatalne miejsce na jedną z pierwszych randek. 2. Kościół chyba nie jest miejscem od tego.

 

Btw. czemu wrocławskie kościoły odprawiają msze również po zmierzchu? Czy to przez religijne wampiry?

 

Cytat

I tak mijały kolejne dni, tygodnie i miesiące. Często się widywali – spacerowali przy świetle księżyca po ogrodach zamkowych, co niedzielę chodzili wspólnie na wieczorne msze, niekiedy też umawiali się w restauracjach czy teatrze. Dowiadywali się o sobie coraz więcej i zaczęło w nich rozkwitać gorące uczucie. Scarlet poznała też jego rodzinę i części nawet zdradziła swój sekret – podobnie do jej wybranka przyjęli ją z otwartymi kopytami, mimo początkowego szoku.

Parę lat później brat Golden Winga, White Cross, został biskupem Canterlotu i udzielił im ślubu; a po kolejnych kilku został wybrany na nowego arcykapłana, gdy poprzedni zmarł.

 

Nie ma to jak chodzenie na randki do kościoła. Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłby plot twist, w którym nasi bohaterowie złożyliby śluby czystości. To by było ciekawe.

 

I po co ta informacja o White Crossie? To postać znikąd. Ten fanfik ma 14 stron, koleś pojawia się raz, nikogo nie obchodzi.

 

Cytat

Co prawda dochodziły słuchy o bandach polujących na inkwizytorów czy Rycerzy Świtu, jednak głównie na obrzeżach Equestrii, w miastach uznawanych za „nowoczesne”, jak Manehattan czy Las Pegasus. 

 

I czemu się tych bojówek nie wyrżnie w pień? To są inkwizytorzy i Rycerze Świtu czy włoska straż miejska? Chyba że bojówki LGBT to tak naprawdę odłam blooddystów, którzy manipulują głupimi masami, ale i tak...

 

Cytat

Nagle zza drzew wyskoczyła uzbrojona po zęby banda kucyków, rozbijając tę iluzję

 

Zważywszy na jej gadulstwo, to nawet się nie pytam jakim cudem się zorganizowali, że wiedzieli, że tego dnia będzie spacerować z mężem na jakimś zazadziu. I czemu go nie zabili? Ani nie zgwałcicli?

 

Cytat

– Nie tylko życie twojej żony wisi na włosku, ale też jej córki – powiedziała smutno.

– Córki?

– Ma mniej niż jeden dzień, właściwie tylko parę godzin, i ledwie mogłam ją wyczuć… ale tak. To dwa gasnące życia.

– U… uratuj… naszą… córkę, królowo… – powiedziała słabo Scarlet, a jej oczy zaczęły robić się już zupełnie szare. 

Ostatki sił życiowych właśnie z niej uciekały. Dobrze wiedziała, że to nie jest córka jej męża. Była osłabiona, ale nie na tyle, by nie zdawać sobie sprawy, co się stało. Jej mąż tak samo.

 

Celestia chyba sama zapłodniła tę komórkę jajową. Nawet tego nie skomentuję.

Potem inkubowała ją przez 11 miesięcy, bo królestwo może poczekać. Wniosek: należy głosować na Blueblooda, bo w tym fanfiku jawi się jako lepszy władca niż sunbutt.

 

 

Doszliśmy do końca i jak to podsumuję? Bohaterowie zachowują się jak nastolatkowie, a zdecydowanie nie powinni. Ekspozycja jest zła, a ficzek obfituje w głupoty. Do tego użyte słownictwo często sprawia, że coś brzmi komicznie.

 

A czy są zalety? Och, jest ich wiele, po prostu wady wszystko zarżnęły. Ale czyta się to dobrze. Lore jest ciekawe i historia też mogłaby być. Gdyby to rozciągnąć. Dać czas na budowę relacji i zaufania. Stopniować informacje. Scarlet mogłaby np. powiedzieć mu o wampiryzmie po paru miesiącach znajomości. Może mogliby się spotykać jako przyjaciele, ba Scarlett mogłaby mieć męża albo zostać zgwałcona wcześniej, tak by mała Sunset miała... jakieś kilka tysięcy komórek więcej? Może jako para spędziliby mało czasu, a ona zginęłaby w inny sposób. Chętnie dowiedziałabym się więcej o tym świecie. Bo, wbrew pozorom podoba mi się ta religijność, jacyś Rycerze Świty, jakaś Inkwizycja. Ale 14 stron to za mało. Zdecydowanie za mało. Jakbym miała coś zasugerować: napisz to jeszcze raz. Tym razem porządnie.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 months later...

OK, to było coś. Jak na 14 stron, masa rzeczy godnych wspomnienia, skomentowania oraz przeanalizowania. Zaistniała w wątku dyskusja, niedługo po premierze opowiadania, także jest warta odniesienia się. W każdym razie, jak być może się Państwo domyślają, zbyt wiele dobrego odnośnie wykonania fanfika do powiedzenia nie mam, natomiast odnośnie pomysłów... cóż, tutaj mam mieszane odczucia. Wychodzi zatem z tego, że po trochu mi po drodze z opiniami negatywnymi, a po trochu z pozytywnymi. Ale po kolei.

 

Podobnie jak Cahan, uważam, że opowiadanie w ostatecznym rozrachunku było złe, acz nie do końca zgodziłbym się, że w całej swojej rozciągłości z powodów ciekawych. Znajduję w nim rzeczy, które za sprawą kiepskiego wykonania po prostu pogrzebały tę historię i przyznam szczerze, że waham się, czy to w ogóle komentować (tzn. tutaj, na forum, jawnie), bo naprawdę nie chcę urazić autora, ani mieszać czegokolwiek z błotem dla samego mieszania z błotem, niemniej, odczuwam potrzebę podjęcia próby potrząśnięcia w ten sposób Lyokoherosem, coby zdał sobie sprawę, jak ciekawe, jak intrygujące, jak dobre pomysły, które ma w głowie, po prostu są przepuszczane. I jak aż zęby bolą na widok tego, jaki potencjał się marnuje, między innymi przez nietrafioną decyzję względem obranej formy.

 

Były fragmenty, które, jak mniemam, w założeniach miały być poważne, klimatyczne, zaś ich zadaniem było zbudować obraz innego świata – mroczniejszego, splamionego degeneracją, bezwzględnością, nieprzyjaznego, ale jednocześnie niepozbawionego jasnych stron oraz heroicznych jednostek, mających odwagę stanąć na drodze złu. Celowo opisuję to w taki sposób, gdyż w tym wszystkim da się zauważyć, iż miało być podniośle, miało być to coś więcej, zaś czytelnik, jak się domyślam, miał się czuć tak, jakby uczestniczył w czymś wielkim. Jakby śledząc losy bohaterów, miał stać się częścią tego innego uniwersum i to z tej jasnej strony, coby poczuć się... dobrze? Właściwie? Jak bohater, który ratuje bieg historii? Chyba.

 

Stąd, poprzeczka została zawieszona wysoko i bardzo dobrze – trzeba mieć ambicje, trzeba próbować nowych rzeczy, sięgać troszkę dalej, najwyżej się nie uda. Nie uda się dziś, uda jutro. No i niestety, akurat tym razem się nie udało, a całość, w obliczu tak postawionych sobie celów, brzmiała niekiedy groteskowo, stąd nie dziwię się mojej przedmówczyni, że przy tak wielu akapitach towarzyszył jej śmiech. Zresztą, sam niekiedy miałem ochotę sobie pożartować z tekstu, z czym nie czuję się tak do końca dobrze. Zastanawiałem się, czy to wyrywanie poszczególnych rzeczy z kontekstu, czy też zostawienie ich tam, gdzie są, sprawia, że momentami, pomimo przecież ciężkiej tematyki oraz czynów okrutnych, jest zabawnie. A może to nie ma większego znaczenia, bo po prostu jest to kwestia słownictwa, sposobu przedstawienia tychże informacji, a może fundamentalnie coś tu jest nie tak i stąd dobór formy (nie w kontekście ilości wątków, złożoności świata przedstawionego, ale w kontekście natury rozgrywających się na łamach fanfika rzeczy) nie ma większego znaczenia – po prostu zawsze będzie coś nie tak.

 

Oczywiście ponad wszelkie inne problemy najbardziej wybija się (chyba) ekspozycja, ale ja w pierwszej kolejności chciałbym poruszyć kwestię światotworzenia, gdyż w ramach wprowadzenia dostajemy kilka informacji, głównie o stronach, które ścierają się w owej alternatywnej rzeczywistości. Tylko nie myśl sobie Lyoko, że piszę to po to, by Cię wyśmiać, poniżyć, nic z tych rzeczy, to kompletnie nie o co chodzi. Po prostu chcę być szczery i jakoś trudno mi ubrać to w lepsze słowa, ale początek opowiadania autentycznie brzmi jak jakiś mokry sen narodowca. Grupa „postępowców” otrzymała wszystkie najgorsze cechy, o jakich można pomyśleć i to bez stosownego build-upa – stąd ciężko dać wiarę, że taka grupa mogłaby istnieć naprawdę i funkcjonować. Tym bardziej, że najwyraźniej za zniszczeniem ich moralności stoi jakaś ideologia (ciekawe jaka), co trudno odczuć. To jest jakaś zbieranina, czy sekta? Jeżeli sekta, to cóż, to jest całkiem złożona sprawa, to uzależnianie od siebie wyznawców, niszczenie więzi rodzinnych itd. To trzeba należycie przedstawić, pokazać, jak działa. A tymczasem, wydaje się, że gwałcą i mordują, bo są maszynami do gwałcenia i mordowania. Wszystko, przed czym przestrzegają konserwatywni radykałowie, a czego nikt nigdy nie widział na oczy. Oczywiście nasi bohaterowie rozprawiają się ze złymi postępowcami w taki sposób, że w razie nie poddania się, traktuje się ich insta-killem w postaci zaklęcia dekapitującego, ale Bóg ich kocha, więc wszystko ok. Biorąc pod uwagę różne wpisy w internecie, niejeden radykał nie miałby nic przeciwko.

 

Ale zaznaczam – jest to jedynie forma krytyki opowiadania, figura, wiesz doskonale, drogi autorze, że Cię szanuję i jeżeli mam czas, to zamienię kilka słów o fanfikach, ale w tym wypadku po prostu nie mogę tego nazwać inaczej. Nie chodzi mi też o to, że o tym absolutnie nie wolno pisać, bo wolno, mało tego, mam przykład, że gdy się postarasz, umiesz wprowadzać tego typu rzeczy (wiara katolicka, grzech, krytyka pewnych postaw, światopoglądu) w sposób organiczny, zorganizowany, przez co różne elementy światotworzenia są dobrze zintegrowane z treścią, a ekspozycja w ramach dialogów nie przekracza pewnych granic. Jest to fanfik pt. „Nasza Mała Sunset” i myślę, że „Krwawy Diament” sporo by zyskał, gdyby prowadzić świat oraz postacie w podobny sposób. A przede wszystkim, rozpisać „Diament” na kilka rozdziałów lub części.

 

I jeszcze jedno – zapewniam, że gdyby kiedyś wydarzyła się sytuacja odwrotna, tj. generalizacja dotknęłaby osób wierzących, konserwatywnych, ceniących sobie tradycyjne wartości i spojrzenie na rodzinę, świat, i gdyby to ta grupa została przedstawiona w sposób przerysowany, obraźliwy, tuż obok strony postępowej, jako tej „uciskanej”, która jest krystalicznie czysta, nieskazitelna i nie ma sobie nic do zarzucenia, wówczas również zwrócę na to uwagę i to skrytykuję. Pamiętaj o tym. Jeszcze Cię odznaczę, byś mógł na własne oczy zobaczyć, jak piszę o „mokrym śnie dziennikarza Krytyki Politycznej” i potępiam krzywdzącą generalizację, tym razem ukierunkowaną na drugą stronę. Moja intuicja rzadko kiedy mnie zawodzi i coś czuję, że kiedyś będzie taka sytuacja, aczkolwiek trudno mi ocenić, czy to opowiadanie dopiero powstanie, czy też już istnieje i czeka na swoją kolej.

 

Pora na powrót do „Krwawego Diamentu”.

 

Zaniechanie przemyślenia sposobu na lepsze zintegrowanie światotworzenia z treścią, z miejsca doprowadziło do tego, że fanfik dokonuje krzywdzącej generalizacji, a świat przedstawiony wygląda czarno-biało, bez odcieni szarości, przez co – a jakże – traci na wiarygodności. W związku z czym, trudno odnaleźć się w tym uniwersum i wstęp ledwo, ledwo spełnia swoje zadanie, jako zachęcacz do dalszej lektury. Ale udaje się mu, gdyż odpowiednio szybko dostajemy akcję. W praktyce oznacza to kolejne zgrzyty, o których zresztą była uprzejma wspomnieć Cahan – przerysowane zachowanie bandytów/ gwałcicieli, a także mało wiarygodna kreacja Golden Winga, jako gwardzisty. Co prowadzi do mało angażującej sceny walki oraz pierwszego starcia czytelnika z problemem niewłaściwej ekspozycji.

 

Przede wszystkim, jak na tak rozległy świat, lore oraz wątki, takich ekspozycji nie wykonuje się w formie dialogów, gdyż jest to po pierwsze nudne, po drugie mało wiarygodne, sztuczne, a po trzecie, na dłuższą metę okazuje się mało angażujące, gdyż nie ma tutaj wyzwania, nie ma główkowania, wymogu łączenia faktów – wszystko zostaje podane czytelnikowi na srebrnej tacy i w zasadzie zwalnia z myślenia. Mało tego, ekspozycja w fanfiku do bólu przypomina „reżyserię” cut-scenek z najnowszych (No, dzisiaj już nie takich nowych, ale co ja poradzę, że Sega zwolniła swoje tempo wydawnicze?) trójwymiarowych gier z jeżem Soniciem, która to „reżyseria” przeważnie polega na tym, że postacie stoją naprzeciwko siebie (ewentualnie w kółeczku) i eksponują, okazyjnie poruszając górnymi kończynami. Często znajdują się przy tym w jakiejś nieciekawej, jakby oderwanej od growego środowiska lokacji, co ani nie jest atrakcyjną formą, ani nie ma w tym niczego godnego zapamiętania, no i generalnie podzielam zdanie, że tego typu „reżyserii” powinno się unikać. Troszeczkę tak to wygląda w fanfiku – postacie albo stoją sobie nad zmasakrowanymi zwłokami niegodziwych niegodziwców, albo gdzieś na cmentarzu i eksponują, momentami miałem wrażenie, że nawet nie między sobą, ale czytelnikowi. Forma mało atrakcyjna, mało wiarygodna, nienaturalna, wymuszona wręcz. Przez to informacje o świecie czyta się bez zaangażowania.

 

A wielka szkoda, gdyż koncepcyjnie, świat jest to interesujący oraz posiadający ciekawe możliwości, o czym zresztą też już wspomniano w wątku wcześniej i do czego sam się przychylam. Podział świata na regiony, w których degeneracja dokonała dzieła i stara struktura społeczna uległa rozkładowi, gdzie szerzy się przestępczość, rozpusta, rozwiązłość oraz na regiony, które wciąż się opierają, zachowując tradycyjne spojrzenie np. na rodzinę oraz relacje międzykucze, a także wiarę? Świat, w którym istnieje religia, a także agresywna do niej opozycja (Tak w ogóle, czy tylko dla mnie ów „bloddyzm” brzmi jak jakaś przeróbka buddyzmu?), krwawe starcia między gwardią, inkwizycją, a owładniętymi ideologią bandytami, do tego wampiry, krew, magia, fantasy? Ambitnie. Tyle ciekawych rzeczy, powiązanych ze sobą, mających wspólne korzenie, nawiązujące np. do rodowodu Luny, włącznie z pochodzeniem obu sióstr... I to wszystko w 14 stron? Bez szans. To jest materiał na wielorozdziałowiec. Wypełniony elementami SoL-owymi, przemocą i przygodą, fantastyką, zakończony kulisami poczęcia Sunset Shimmer. To mogłoby się udać. Gdyby tylko zastosować inną formę.

 

Żeby było śmieszniej, sceny te wypadają o tyle słabiej, gdyż Scarlet Sword dopiero co poznała Golden Winga. Czym niby dowiódł, że jest godzien zaufania? W jaki sposób wykazał się odwagą? Przecież jest gwardzistą. Stróżem prawa. To, że rzucił się na ratunek Twilight Velvet i sam stanął naprzeciwko grupie bandytów? Przecież to jest jego praca. Tym się zajmuje. Do tego był szkolony. Tak w ogóle, to nie popisał się :bemused: Poza tym, Scarlet w mojej opinii bynajmniej nie dała swoim przeciwnikom szansy. Albo jest zimną i bezwzględną inkwizytorką, i zabija od razu, albo jest litościwa i w razie odmowy obezwładnia, a potem przekazuje gdzie trzeba. Jak nic z tego nie wyjdzie, można urządzić publiczne wykonanie wyroku śmierci. Spalenie jakieś, czy coś, tego typu rzeczy. Co jest, nie zna zaklęć pętających?

 

Im dłużej o tym myślę, tym więcej widzę sposobów na opisanie wątków, relacji między protagonistami. A gdyby była to pierwsza (albo jedna z pierwszych) zmiana Golden Winga? Gdyby zobaczenie Scarlet w akcji sprawiło, że gość się w niej zauroczył i postanowił później ją odszukać, bo po zabiciu bandytów zniknęła, nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi? To byłby dobry moment, by przedstawić czytelnikom np. brata głównego bohatera, White Crossa, zamiast wyciągać go z kapelusza wtedy, kiedy wymaga tego fabuła. Może, jako duchowny, pomógłby bratu odnaleźć tajemniczą inkwizytorkę, w której się zadurzył? Może pomógłby mu dotrzeć do literatury i to w ten sposób, stopniowo, czytelnicy mogliby zapoznawać się z uniwersum?

Gdyby tak Golden Wing zdecydował się śledzić Scarlet, tropiąc po kolei kolejne bojówki bloddystów albo podobnych bandytów, z czasem stając się coraz większym profesjonalistą? My moglibyśmy pomału odkrywać świat, jego historię, specyfikę poszczególnych frakcji. Gdyby tak porwać się zwrot akcji, że to Scarlet przez cały czas go śledziła i patrzyła, jak staje się coraz silniejszy, a całe to śledztwo miałoby być dla niego próbą? A dlaczego? Oj nie wiem, może coś w nim dostrzegła, ale potrzebowała sprawdzić?

 

A może by tak napisać jakiś dodatek, z perspektywy Scarlet Sword? Przedstawić jej początki, jako inkwizytorki, społeczność wampirów, te rzeczy? Zahaczyć o wątek rodowodu księżniczek? Zrobić z tego tajemnicę do odkrycia, coś, dzięki czemu Scarlet odzyskałaby wiarę? Napisać jej przemianę, drogę ku czystości? Mając tak rozwinięte i napisane postacie, z pewnością wytworzyłaby się silniejsza więź między nimi, a czytelnikiem, w związku z czym tragiczna końcówka uderzyłaby mocniej, wstrząsnęła, przejęła.

 

Oczywiście, że wymagałoby to napisania opowiadania od nowa, ba, ponownego przemyślenia od zera wszystkiego, w tym formy, która w oczywisty sposób musiałaby rozrosnąć się do wielorozdziałowca, wzbogaconego opowiadaniami dodatkowymi, ukazującymi uniwersum z różnych perspektyw, oczami różnych postaci, przy okazji przedstawiającymi ich rozterki, charaktery, wątpliwości, wewnętrzne konflikty. Pomału i konsekwentnie, nikt nikogo nie goni. Myślę, że wtedy... Wampirza Equestria to naprawdę byłoby coś. „Krwawy Diament” sprawdziłby się świetnie jako baza, wielorozdziałowiec, przedstawiający najważniejsze wydarzenia, wspierany przez liczne opowiadania poboczne. Takie, jak „Moja opiekunka jest wampirem!” Ech, ile fantastycznych rzeczy moglibyśmy mieć, gdyby tylko zostało to inaczej zrealizowane... Bez śmieszności, bez wzbudzania politowania, nie politycznie, na poważnie, mrocznie.

 

No, ale nie ma co płakać nad rozlaną krwią. Jak wypada tempo akcji? Ano nie najlepiej. Przez mnogość ekspozycji, a potem nagły przeskok do czasów późniejszych, gdzie Golden i Scarlet pobierają się, żyją sobie razem, aż... aż-aż... Oj, to mi się nie podobało, ale taka moja specyfika. No, przynajmniej autor oszczędził nam wyczerpujących opisów gwałtu, ograniczył się do rezultatów. Ale czy była to przejmująca scena? W jakimś sensie na pewno, choć nie potrafię się pozbyć wrażenia, że cała ta przemoc pod koniec okazała się strasznie przerysowana. Może to przez to, że w fanfiku brakuje tych wszystkich elementów, o których wspominałem powyżej – słaba więź czytelnika z protagonistami, tempo akcji leci na łeb, na szyję, brakuje klimatu, toteż ciężko się wczuć, zaangażować. Jest tylko niesmak, gniew i... no cóż, nie mam pojęcia na co ten gwałt. Co jest w tym „fajnego”, by budować tragiczne backstory danych postaci w taki sposób, żeby były z brutalnego gwałtu?

Zresztą, pisałem o tym wcześniej – złoczyńcy wydają się być bezmyślnymi maszynami do gwałcenia, nie czuć, że za ich czynami stoi jakaś ideologia, jakiś negatywny wpływ, zaś oni sami brzmią sztucznie, toteż tym bardziej trudno mi to jakkolwiek ocenić. W sensie, dlaczego oni tacy są? Naprawdę tak sobie autor wyobraża grupy postępowe? Zwierzęta do gwałcenia? Czy autor wie w ogóle, co to gwałt? Co tu się dzieje? W sumie, naprawdę było to potrzebne? To aż taki znakomity plot device? Nie dałoby się wymyślić czegokolwiek innego?

 

Z drugiej strony, dostrzegam chęci napisania sceny przytłaczającej, smutnej, tragicznej. W sumie, efekty widać w desperackich próbach uratowania Scarlet, lecz w mojej opinii zostało to zburzone zbędnym efekciarstwem. Naprawdę musiał wlatywać przez witraż? Domyślam się, że miało to służyć budowie dramatyzmu, ale na tym etapie domyślamy się, co się stanie ze Scarlet i że nie przeżyje. Po co? Gdyby on pokonywał kolejne komnaty, ze Scarlet na kopytach, z której uchodzi życie, gdyby spieszył się, zwracając na siebie uwagę każdego, kogo by mijał, aż wreszcie, gdyby z hukiem otworzył na oścież wrota sali, spojrzenia wszystkich skupiłyby się na znajomym gwardziście i umierającej inkwizytorce, stojącymi w tej wielkie futrynie... no, to by zrobiło na mnie większe wrażenie. No i byłby czas na zbudowanie napięcia, podkreślenie dramatyzmu.

 

Plus, smutne wstawki z perspektywy umierającej Scarlet. On ją niesie na kopytach do Celestii, a jej przed oczami śmiga całe życie. Tak też moglibyśmy poznać przełomowe sceny z jej życia, momenty przemian, dni smutne, dni radosne, te rzeczy. Szybkie migawki bez kontekstu, które narobiłyby smaka na kolejne opowiadania, spin-offy, prequele. Taka okazja przeszła koło nosa...

 

Aha, no tak, zapomniałbym. Zamknięcie historii, czyli ekspresowe poczęcie Sunset Shimmer. Cahan już wytłumaczyła, że w tak krótkim czasie to niemożliwe i w sumie przypomina to to, co niektórzy (Obraźliwie?) nazywają "antyaborcyjnymi fantazjami", ale podoba mi się, że najwyraźniej autor popiera in vitro i do tego w pełni finansowane przez państwo – skoro sama Celestia zdecydowała się manualnie (tzn. stosując magię) połączyć plemnik z komórką jajową, powstałą zygotę inkubować przez cały okres ciąży aż do narodzin Sunset... to było ok, nie powiem, że nie. In vitro powinno być ogólnodostępne.

 

Niemniej, tempo akcji okazało się zbyt prędkie, natomiast fakt, że poprzednie ekspozycje nie dały rady zbudować odpowiedniego klimatu, zaś treść pozostawiła wiele do życzenia, uwypukla kontrast – ile autor poświęcił na źle poprowadzoną ekspozycję, a ile na akcję, nie zapewniając po drodze żadnych fillerów, poprzez które i romantyczna relacja między Goldenem, a Scarlet zyskałaby na wiarygodności i postacie zostałyby lepiej rozwinięte, może znalazłyby się tam jakieś wątki poboczne, może wreszcie tak dla odmiany jakieś naturalnie wprowadzone lore, cokolwiek. Nie wspominając już o tym, że finałowe sceny okazały by się po stokroć bardziej przejmujące, wstrząsające, smutne, a efekt byłby dużo, dużo lepszy.

 

W ogóle, dlaczego mam wrażenie, że to dwa fanfiki, pisane w zupełnie różnych czasach, zlepione ze sobą w jedno? Przez większość trapione problemami z ekspozycją, które do złudzenia przypominają te same kłopoty, z powodu których cierpi „Kod Equestria”, zwłaszcza na początku, a pod koniec bardziej przypomina ostatnie dzieła autora. Kontrast tego, w jaki sposób jest prowadzona historia, jest aż nazbyt jaskrawy, ale autor zmyślnie zatarł granicę, stąd troszkę mi zajęło sformułowanie tejże myśli.

 

Werdykt? Niewykorzystany potencjał. Masa chęci, masa ciekawych pomysłów (choć nie wszystkie trafiają w moje gusta), wykonanie słabe, nawet bardzo. Pozostawia wiele do życzenia, trudno odczuć tu jakiś nastrój, rzeczy najpierw są nam eksponowane, a potem się dzieją, aż dochodzimy do końca. Wszystko dosyć nienaturalnie, momentami napisane tak, że zamiast trzymać kciuki i ciekawić się, co będzie dalej, człowiek ma ochotę parsknąć śmiechem. Jest smutniejszy, bardziej dramatyczny moment, który nie rozwija pełni potencjału, gdyż zbyt wielu rzeczy brakuje, no i masa momentów niewiarygodnych, naciąganych, które wzbudzają politowanie. Tzn. wypadają dość cheesy, na przykład to inkubowanie Sunset, gdy ta nie miała szans zostać poczęta w tak krótkim czasie. Czarno-biały świat, mnóstwo generalizacji, co również wzbudza śmiech. Średnio przemyślane proporcje między światotworzeniem, a akcją, w ogóle, oba te elementy średnio się ze sobą dopasowują... jakbym czytał dwa zupełnie odrębne opowiadania, zrośnięte ze sobą. Jedno miało być od lore, drugie od akcji i tragedii. Z tym ostatnim akurat, poradziłeś sobie najlepiej, przyznaję. Zgodzę się, że koncepcyjnie, to jedna z najbardziej przejmujących scen, jeśli idzie o Twoją twórczość, ale wykonanie (także przez wykonanie fanfika, jako całości) kuleje i zbija to wrażenie. Nie wystarczy mieć pomysł, trzeba też wiedzieć jak go zrealizować i po drodze pominąć tylko to, mogłoby zepsuć efekt końcowy. To trudna sztuka, ale warto próbować. I chwała Ci za to, że taką próbę podjąłeś, ogólnie.

 

Dołączam się do wniosku Cahan. Napisz to jeszcze raz. Tym razem porządnie.

 

A na kolejne odsłony "Wampirzej Equestrii" oczywiście czekam i jestem ciekaw, co jeszcze zmajstrujesz. Tutaj bez zmian, to alternatywne uniwersum wydaje mi się interesujące. Z "Krwawym Diamentem" nie wyszło, ale to normalne w pracy twórczej, czasem tak się zdarza.

 

 

Powodzenia w pisaniu!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 months later...

Hmm, przeczytałam również jakiś czas temu i ciężko mi się odnieść, może zacznę w ten sposób: czy ta Scarlet Sword jest tą samą Scarlet Sword z tzw. "Trylogii Sunsetkowej" (nie myślcie sobie, że nie czytałam, bo czytałam i może nawet skomentuję niedługo, tylko sobie trochę przypomnę ;) )? Wydaje mi się, że nie, bo w "Trylogii" chyba żyła nieco dłużej, a i wątpię, żeby była wampirem (przynajmniej, nie przypominam sobie czegoś takiego). Muszę przeczytać jeszcze raz.

Czy mi się wydaje, czy to postać autorska, będąca matką Sunset, ale przewijająca się niejako w różnych "uniwersach", w różnych wydaniach? W sumie byłoby fajnie i by mi się strasznie podobało :D

Wampirza Equestria to bardzo ciekawy motyw. I widać, że autor ma pomysły na jego rozegranie.

Co do fanfika, moim zdaniem główny problem można opisać tak: trochę za dużo "wszystkiego". Za szybko.

Chyba dlatego to opowiadanie jest tak ciężkostrawne. Wydaje mi się, że gdyby rozbić istniejące rozmowy na większą ilość spotkań, wtedy zarówno relacja bohaterów zyskałyby na wiarygodności, jak i opisy przeszłości, tego drugiego, mrocznego, skrytego świata wypadłyby bardziej naturalnie (więcej punktów zaczepienia, ale przede wszystkim postacie znają się lepiej i dłużej, więc mogą sobie bardziej ufać). Czytelnik mógłby się w pewien sposób utożsamić z Golden Wingiem: coraz bardziej fascynowałby go ten świat, ale musiałby swoje odczekać na kolejne spotkanie ze Scarlet ;)

Mam wrażenie, że tempo fabuły narzuca bohaterom takie, a nie inne zachowanie. Opowiadanie sprawia wrażenie, jakby miało się zawierać w jakimś konkretnym obrębie słów/stron.

Edytowano przez Nika
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

“Krwawy diament” nie jest zapewne samodzielnym fanfikiem a z całą pewnością autor nie zakładał, że takim będzie o czym informuje nas już na samym początku. W związku z tym mam utrudnione zadanie, gdyż nie znam innych fanfików z tej serii.

 

Fabuła jest szczątkowa, chociaż i tak muszę pochwalić autora, że posiada ona początek, rozwinięcie i zakończenie. To dziwne, że zaczynam chwalić pisarzy za to, że chciało im się skończyć. Nie zmienia to jednak faktu, że z jednej strony jest ona sztampowa a z drugiej dziwna, by nie napisać przegadana.

 

Spoiler

Dosłownie, prawy wojownik spotkał prawą wampirzycę, która mu wyjaśniła jak się naprawdę mają sprawy.

 

Fanfik ma zatem w dużej mierze cele ekspozycyjne, opisuje świat, organizacje w nim się znajdujące, wyjaśnia biologię wampirów, ich uprzedzenia wobec półwampirów, relacje z księżniczkami, nurty ideologiczne panujące wśród wampirów itd. Na to idzie z ⅔ fanfika. Nie ma tutaj jednak nic szczególnie oryginalnego a w zasadzie jest dość sztampowo. Są dobre wampiry, złe wampiry, dobrzy inkwizytorzy, źli inkwizytorzy, którzy myślą, że są dobrzy a dobrzy są tak naprawdę źli etc. Raz czy dwa nawet się zawiesiłem kiedy bohaterka tłumaczyła powiązania rodzinne księżniczek. Po prostu informacji jest trochę zbyt dużo na zbyt małej ilości stron. Pasuje to bardziej do jakiegoś podręcznika gry fabularnej niż do utworu beletrystycznego.

 

Po długiej ekspozycji powracamy do fabuły, która staje się sztampowym romansem. Nie ma więc tutaj sensu go opisywać nawet w zarysach. Język fanfika nie zawsze wydaje się dobrze dobrany, tutaj nawet skończone chamy mówią poprawną polszczyzną, przekleństw nie uświadczymy, a efekcie nawet momenty pełne napięcia brzmią bardzo sztucznie.

 

O ile nie jesteście fanami wampirów to nie polecam. Z całą pewnością odradzam również jeśli jesteście fanami horrorów gdyż nawet film “Van Helsing” z 2004 r. był straszniejszy.  
 

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...