Skocz do zawartości

Pony Fortress [NZ][Crossover][Violence]


Matalos

Recommended Posts

Meet the Team
Historia+postaci
Meet the Fluttershy

Drużyna kucyków vs. Changelingi. Mann vs Machine. Kreskówkowy FPS
i kucyki.

Pierwsza część, mojego pierwszego opowiadania. Tytuł całości sam za siebie. Kolejne części będą w stylu "Meet the..." poświęcone tylko jednej postaci. Na razie otrzymujecie Meet the Team.

Miłej lektury wszystkim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego postaciom przyporządkowałeś akurat takie klasy? Znaczy, co spowodowało że akurat np. Zecora to Medyk, etc.

Derpy- Oczy, poza tym to było nagłe olśnienie.

Zecora- MLO_pl ma rację.

Spike- tutaj miałem wybór Smok/Twilight (te postaci mi pasowały). Dlaczego Spike? Bo ogień z rakiet=ogień smoka(takie miałem skojarzenia).

Mane6 była prosta. Duży wpływ miały filmiki Pony Fortress. Dodatkowo:

Rainbow- zamiłowanie do szybkości

Twilight- spokojny kuc, o potężnej magii- zadatki na snajpera

Pinkie- tak samo zwariowana postać (obejrzyj Meet the Pyro)

Rarity- francuski.

Applejack- tutaj działało tylko Pony Fortress

Fluttershy- dla mnie "drżypłoszka" zawsze będzie mocarzem w ukryciu.

Mam nadzieję, ze rozwiałem wszelkie wątpliwości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
  • 7 months later...
  • 9 months later...
  • 6 years later...

Ło matko… 2012 rok. To były dni… 

 

SPOJLERY

 

No jak już sam tytuł sugeruje, to będzie crossover z Team Fortress 2, w którego grałem swego czasu. Nawet nieźle szła mi gra snajperem, poza tym to była moja ulubiona klasa. No ale przejdźmy do sedna. Fanfik jest… nieźle sformatowany, biorąc pod uwagę tło opowiadań z 2012. Nie wszystko jest zrobione tak, jak powinno, ale tekst wygląda nieźle. Jako że mamy do czynienia z wyżej wymienioną grą, a do tego sponyfikowaną, to każdej klasie postaci została przypisana jedna klacz. Tak więc, zaczynając od początku, pierwsza klasa Scout jest reprezentowana przez RD, co jest dosyć logiczne. Żołnierz to z jakiegoś powodu Spike. Ta klasa postaci używa wyrzutni rakiet, jednak wydaje mi się, że w tym przypadku naturalnym wyborem byłaby Pinkie Pie, ponieważ w serialu miała swoją armatę imprezową. Heh, natomiast Pyro, posługujący się miotaczem ognia, to właśnie wspomniana różowa klacz. Nie wiem, dlaczego tak to został dobrane, tym bardziej, że Pyro nie mówi, a jedynie bełkocze coś pod maską przeciwgazową. Wystarczyłoby zamienić miejscami Spike’a oraz Pinkie Pie i lepiej by to odzwierciedlało charaktery postaci. Na czwarty miejscu mamy Derpy w roli Demomana. Okej, tutaj mogę się zgodzić. Natomiast nie czaję tego, żeby Fluttershy miała reprezentować Heavy’ego, czyli wielkiego Rosjanina z minigunem, który posiada największą siłę rażenia. Inżynier to Aj, Medyk to Zecora, Snajper to Twilight, a Szpieg to Rarity. Piszę o tym, żeby wyjaśnić na przyszłość sceny, które zaraz będziemy omawiać. Ponadto sam autor wyjaśniał w komentarzach, dlaczego zatwierdził taki casting. Nie podał prawie żadnych sensownych argumentów. Jakby co, to nie jest dla mnie problemem.

 

Fabuła rozpoczyna się od odliczania, po czym cała drużyna kucyków wyrusza w bój walczyć z podmieńcami. W skrócie; napieprzają się, strzelając i detonując wszystko wokół. Derpy zakłada bomby, Fluttershy ostrzeliwuje wrogów, a Spike posyła co rusz kolejne rakiety. W pewnym momencie jeden z podmieńców dopada RD, lecz ginie niemal natychmiast zastrzelony przez Twilight. Muszki orientują się, że coś jest nie tak. Kucykom zbyt łatwo idzie zabijanie kolejnych podmieńców. Podejrzewają, że wśród nich jest zdrajca. I w momencie powiedzenia tego na głos, ujawnia się Rarity, by błyskawicznie zadźgać pozostałych wrogów. Mecz się kończy. Krawcowa narzeka na to, że ubranko jej się pobrudziło od krwi, a Fluta otwiera pudełko z kanapką i zaczyna delektować się swoim drugim śniadaniem. Taak… mamy tutaj mnóstwo wymęczonych memów. Tę kanapkę, Rainbow krzyczącą “20% cooler” oraz “BONK”, tekst Twilight o staniu w miejscu i wiele więcej. No nie mam żalu, ponieważ to był rok 2012, jednak używanie memów w powieści pokazuje, że historia straci na wartości wraz z biegiem lat. Niektóre rzeczy po prostu z czasem stają się nieśmieszne, a nawet zaczynają irytować. Ech… ale to koniec pierwszego rozdziału. Nic szczególnego się tu nie wydarzyło. Wiemy tylko, że Mane 6 i reszta walczą z podmieńcami. O co walczą i dlaczego? Jaka jest rola roju królowej Chrysalis? Nie wiadomo. Wszystko jest na tyle chaotyczne, że trudno się zorientować.

 

Ale spokojnie! Dostajemy trochę informacji już w następnej części. Otóż… Krysia zaatakowała Equestrię. Tyle. Nie narzekaj czytelniku, czego więcej byś chciał? Nie bądź taki roszczeniowy! Ale nie no, tak na serio, to fabuły nie ma prawie wcale. Wszystko jest w tle, a na pierwszym planie mamy typową rozwałkę. No trudno, mam nadzieję, że chociaż sceny zostały dobrze rozpisane. 

 

“Wyposażone w potężną broń, ta dziewięcioosobowa drużyna jest na bieżąco informowana o kolejnych atakach changelingów i wysyłana tam, gdzie armia nie daje sobie rady[tzn. wszędzie]. “

 

Ach, czcionka jest za duża no i do tego pogrubiona, ale dopiero w drugim rozdziale. Czemu? No i taka armia jest kompletnie bezużyteczna, skoro setki tysięcy żołnierzy nie są w stanie poradzić sobie z inwazją, a dziewięć osób już tak.

 

“Celestia jako władczyni, siedzi sobie w bunkrze z Luną nadzoruje całą operację z odpowiedniego miejsca.”

 

No więc robi to, co wychodzi jej najlepiej, czyli nic. Bycie kwintesencją bezużyteczności to specjalny talent Celestii, a nie podnoszenie Słońca. Dowiadujemy się również, jak wojsku udało się przekonać poszczególnych członków do wstąpienia na front. Eee… po prostu zostało to wymienione w opisie. Wolałbym, żeby to się okazało w trakcie fabuły, aby sama postać mi o tym opowiedziała. Jasne, narrator również może opowiadać o życiu postaci i prawie zawsze tak robi, lecz ciekawiej byłoby o tym usłyszeć od konkretnej postaci. Nadałoby to im więcej wiarygodności. Ach i jeszcze pod koniec tego rozdziału widzimy wyliczenie uzbrojenia, jakim dysponują kucyki (oraz smok). Po co? Przecież wiadomo, kto czego używa.

 

Jedziemy dalej. Ostatni rozdział (szybko poszło) “Meet the Fluttershy”, czyli poznajmy Drżypłoszkę. Scena rozpoczyna się od Cheerilee stojącej na środku klasy i zapowiadającej nadejście wyjątkowego gościa, czyli żółtej pegaz. Nie wiem w sumie, dlaczego zaproszono Flutę w odwiedziny. Po to, aby mogł poopowiadać dzieciaczkom o tym, jak rozrywa na kawałki wszystkich wokół za pomocą swojej broni?

 

“Powtarzali plotki o żółtej klaczy. Mówili, że podobno była zdolna samymi kopytkami rozłożyć na łopatki całą dywizję, że jej broń jest tak szybkostrzelna, że kiedyś używano jej do napędzania pociągu. Że jej Uroczy znaczek zmienił się na minigiuna.”

 

Eeech… fuck… To jest… dziwne. W dalszej części fika Drżypłoszka nareszcie dociera do klasy wraz ze swoim wyku**iście wielkim działem obrotowym, które jest większe od niej samej. Lepiej zapomnijmy o logice i prawach fizyki. W tym momencie zaczyna dosłownie powtarzać kwestie wypowiadane w filmiku “Meet the Heavy”. Nie no serio. Po co przepisywać dialogi z filmiku na youtubie? Ja wiem, że dzieło jest o TF 2, ale już przez przesady. Można było to zrobić inaczej, bardziej autorsko, a nie chamsko kopiując wszystko co do słowa. Nawet nie wiem, czy to nie jest aby przypadkiem plagiat. Chyba tak. No więc… nie, nie róbcie takich rzeczy.

 

Jakby na jeszcze było mało, to Cheer, ta wspaniała nauczycielka, puszcza dzieciakom film z akcji Fluttershy. Klacz stoi na stosie łusek (powinna się raczej zapaść) i ostrzeliwuje podmieńce, wrzeszcząc i śmiejąc się szaleńczo. Dookoła leżą dziesiątki trupów. Cholera… aż mi szkoda tych podmieńców. Zostali dosłownie rozsmarowani po podłodze. Świetny film do oglądania przy obiedzie z rodziną lub do puszczenia go w klasie przed widownią składającą się z PODSTAWÓWKOWICZÓW!

 

“Fluttershy krzyknęła “Będziecie mnie kochać” i wskoczyła między szeregi napastników. Zaczęła uderzać w nich kopytami z furią. Przy każdym ciosie krzyczała “A masz” lub “Или это”*. Każdy trafiony Changeling odlatywał na kilka metrów do tyłu. Jak na spokojną klacz, Fluttershy miała olbrzymią siłę.”


 

Właśnie widać, jaka jest spokojna. 

 

Na koniec dostajemy jeszcze fragment filmu, gdzie Fluta siedzi sobie w wannie i wystrasza się gumowej kaczki podłożonej przez Rainbow. Nie wiem czemu, to ma się nijak do reszty i tak miernej fabuły, ale ucieszył mnie ten fragment. W sensie… był nawet zabawny i taki uroczy na swój sposób. Aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Tak więc… ten fanfik jest genialny! Wybaczam mu kiepską stronę techniczną, ogólny chaos, brak solidnej podbudowy, zbyt szybkie tempo, ogólną bezsensowność i przestarzałe memy. Pomysł z Fluttershy, która rozwala wszystkich minigunem, ale zachowuje swoją osobowość, jest naprawdę… niezły. Tylko trzeba byłoby to dobrze ograć, jakoś uzasadnić i zrobić komedyjkę. Póki co ten fik nie jest zbyt dobry, ale tragiczny również nie. Nawet przyjemnie mi się czytało, pomimo tych wszystkich problemów.

 

Tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze kojarzę, że ma to być crossover z uniwersum „Team Fortress”? Cóż, znowu wyjdę na dziwadło, ale jest to jeden z wielu ponadczasowych klasyków, który akurat mnie ominął i którego kojarzę tylko z memów i przeróbek. Cóż, nigdy nie jest za późno na nadrabianie zaległości, toteż... rzuciłem okiem na fanfik, mając w pamięci, że już niejeden raz czytałem sobie coś, co krzyżowało uniwersum kucyków z czymś, o czym miałem w najlepszym wypadku nikłe pojęcie, a mimo to, dzieło okazywało się przystępne i co by nie mówić, bawiłem się dobrze ;)

 

Cóż, niestety nie mogę tego samego powiedzieć o lekturze „Pony Fortress”. Owszem, tytuł okazał się przystępny, nie miałem kłopotu z odnalezieniem się w tych innych realiach, zapewne doskonale znanych zapalonym graczom „Team Fortress”, w sumie, jakiejś wielkiej tragedii też nie było, miejscami miałem nawet mały ubaw. Ale bynajmniej nie dlatego, że fanfik był po prostu aż tak dobrze skonstruowany, misternie przemyślany, a przy tym błyskotliwie prześmiewczy. Nie musiałem rozglądać się dalej, niż za pierwszą część fanfika.

 

Cytat

„Jej żółty minigun, wstrzeliwujący pocisk (...)”

 

Cytat

„Jej okrzyk “Będziecie mnie kochać” zagłuszył nawet dźwięk wybuchu, jaki towarzyszył bombom przylepnym Derpy. ”

 

Cytat

„- Jaaasne, postaram się - mrukną Spike (...)”

 

Cytat

„Walka miała być szyba i bezproblemowa.”

 

Gdy tylko ujrzałem te błędy, wiedziałem już, z czym będę mieć do czynienia :madtwilight: Uśmiechnąłem się pod nosem kilka razy, chyba nawet zachichotałem i pokręciłem z politowaniem głową, odnajdując w tekście tego typu zgrzyty. Niektóre zdania, są naprawdę „fenomenalnie” skonstruowane. Jak na przykład to:

 

Cytat

„Te changelingi jakie jeszcze żyły, uciekały  popłochu.”

 

Forma, ortografia, interpunkcja, zapis dialogowy, nawet formatowanie, niemalże wszystko i w całej swej rozciągłości, jest w przypadku „Pony Fortress” pojęciem abstrakcyjnym. W sumie, aż dziw, że do tekstu trafiły akapity. Alleluja! :D Niemniej, na tym kończy się spis rzeczy związanych z formą, które powinien zawierać każdy porządny fanfik, a które tak dla odmiany znalazły się w niniejszym opowiadaniu. Półpauzy? Na do komu półpauzy, skoro są dywizy? No to może spacje? Gdzie tam, raz są, raz ich nie ma, potem znowu są, za chwilę znowu ich nie ma. Interpunkcja? Co to takiego? Justowanie? Autor najwyraźniej w momencie publikacji jeszcze nie czytał tego fanfika. Zjedzone literki, literówki? Jasne, czemu nie. Czy o czymś zapomniałem? Cóż, mógłbym przytoczyć więcej cytatów, lecz w praktyce oznaczałoby to zacytowanie jakiejś połowy tego niedługiego opowiadania i całkowite zdominowanie komentarza przez różne śmieszne błędy z tekstu. A to przecież nie o to chodzi ;)

 

Rozumiem, że to stare czasy, że fandom był jeszcze młody, że wszyscy dopiero ogarnialiśmy, jak się pisze, jak się formatuje, eksperymentowaliśmy z różnymi nurtami, mieliśmy więcej pomysłów niż doświadczenia i wiedzy o tym, jak tworzyć poprawnie słowo pisane. Jasne. Jednakże, chociaż ten nieszczęsny zapis dialogowy, te końcówki (mrukną :facehoof:), przecinki, żeby to chociaż w miarę się zgadzało. Czy to naprawdę tak wiele?

 

No to może fabularnie opowiadanie radzi sobie lepiej? No... Ciężko mi oceniać, ale wychodzi na to, że to w miarę wierna ponyfikacja gry. A raczej, to byłaby ponyfkacja, gdyby nie to, że najwyraźniej postacie występują w ludzkich postaciach, skoro mają ręce, plecy itd. Troszkę mnie to zdziwiło, gdyż wśród tagów próżno szukać [Human], ale zgaduję, iż autor uznał, że tag [Crossover] jest odpowiedzią na wszystkie pytania z tej kategorii. Mamy zatem odliczanie, start rozgrywki... Znaczy się, bitwy. No ok, jedno muszę oddać – tempo akcji w porządku. Wszystko leci na łeb na szyję, jest chaos, jest rozwałka i jest dobrze, zupełnie jakby to była gra :D Zresztą, uświadczymy w tekście typowo growe wstawki vide ładowanie różnych rzeczy, jest nawet cały, oddzielny fragment, poświęcony klasom (?) poszczególnych person występujących w fanfiku wraz z uzbrojeniem (ekwipunkiem). To wszystko też jest, samo w sobie, całkiem ok.

 

Trudno się jednak zaangażować w akcję, gdy biedne Podmieńce są dziesiątkowane z łatwością i bezceremonialnie, acz zdziwił mnie fragment o tym, że są dziurawione jak sito. Czy one przypadkiem domyślnie nie są dziurawe? :rd5: W każdym razie, „Meet the Team” to po prostu dynamiczny opis bitwy, gdzie możemy zobaczyć jak każda z głównych postaci radzi sobie w polu, jak widzę, kolejne odcinki miały być poświęcone każdej z nich z osobna, jednakże tylko Fluttershy doczekała się swojego odcinka.

 

I w sumie... Gdyby potraktować to z pewnym dystansem, powiedziałbym, że akurat „Meet the Fluttershy” wypada jak fanfik przeznaczony na jedną z pierwszych edycji konkursu literackiego, jeśli założyć, iż jednym z tagów obowiązkowych byłby [Crossover]. W sumie, akurat ten kawałek nie był taki zły, pomijając oczywiście liczne błędy i fatalną formę. Oto mamy Fluttershy, która z Minigunem i zapasem kanapek odwiedza klasę pani Cheerilee, zapewne w ramach pogadanki. Jest niezręczna cisza, co komponuje się z nieśmiałym usposobieniem bohaterki, jest wyświetlany film, który właściwie mówi sam za siebie, dokumentuje dokonania Fluttershy na polu bitwy, jest też ten element humorystyczny, gdzie ta zapewnia, że nie tak łatwo ją wystraszyć, a kto tego spróbował, ten pożałował, po czym film ścina do kompromitującej ją scenki, co zapewne jest psikusem ze strony Rainbow Dash. To mi się nawet – koncepcyjnie – spodobało i kto wie, może gdyby to napisać porządnie, może z jakimiś ekstra gagami, potem w podobny sposób przedstawić każdą z bohaterek, acz w innym środowisku, ale zawsze z jakimś humorystycznym twistem, to może wyszło by z tego coś ciekawszego? Zwłaszcza, że w obecnej postaci, nawet z tym "Meet the Fluttershy", kreacje postaci są sprowadzone do minimum. Wypadają łudząco podobnie do siebie i gdyby nie ikoniczne odzywki (słynne już teksty o dwudziestu procentach), zapewne nie połapałbym się, która jest która, bo opisy niespecjalnie  palą się do roboty, by cokolwiek pokazać, objaśnić, wprowadzić. W ogóle, dlaczego "Historia Postaci" jest tak jakoś dziwnie w środku? Nie powinna być jako pierwsza? 

 

Zdaję sobie sprawę, że przez swoją niewiedzę zapewne pomijam mnóstwo smaczków z gry, być może i rzeczy, które dla kogoś obeznanego w tym środowisku znacząco podnoszą jakość tego tekstu, gdyż kojarzą się dobrze i budują odpowiedni klimat (Który jak dla mnie, jak najbardziej w opowiadaniu jest, taki zakręcony, przewrotny, niepoważny, osobiście kojarzący mi się z serią „Worms”. No co? Jako, że nie znam „Team Fortress”, a na skojarzenie coś przecież musi z siebie wyrzucić ten mój mózg, no to niech będą robaki ;)), jednakże zwracam uwagę na wysoce niedoskonałą formę oraz liczne błędy, które w ostatecznym rozrachunku, grzebią tę niedługą historią, w której, jakby wczytać się głębiej, da się odnaleźć niezłe pomysły i potencjał. Moim zdaniem nic wielkiego, ale jednak. Zrealizowane poprawnie, przynajmniej nie kuło by w oczy, a pozwoliłoby bezstresowo zatopić się w opowiadaniu, które być może sprawdzałoby się nawet dzisiaj, jako przerywnik, niewinny odmóżdżacz.

 

Niestety, to wszystko to tylko moje domysły odnośnie tego, co mogłoby być i jak mogłyby wyglądać. W obecnej formie, po tych wszystkich latach, „Pony Fortress” postrzegam jako jedną z wielu ciekawostek z młodych lat fandomu, będącą owocem oryginalnego zauroczenia serialem animowanym i niepohamowaną chęcią spiknięcia kucyków z ulubioną grą. Urwany projekt, którego wykonanie pozostawia wiele do życzenia, ale który jednak nie wywołał jakichś skrajnie negatywnych wrażeń, niemniej trudno mówić tutaj o obiektywnej wartości dodatniej. To, że śmieję się z błędów, to nie znaczy jeszcze, że tekst kwalifikuje się do kategorii „so bad it's good”. Osobiście, nie polecam, a jeżeli już, to tylko „Meet the Fluttershy”, bo ten kawałek, pomijając błędy wszelakie, jeszcze da się strawić, no i koncepcyjnie jest w miarę ok. Ale reszta? Czysta akcja, nie niosąca za sobą niczego więcej. Akcja dla akcji, tylko z zatrzęsieniem błędów. Raczej nie, nie w tym wydaniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...