Skocz do zawartości

Do świtu [Oneshot] [Dark] [Mature] [Pandemic]


Wilczke

Recommended Posts

"Do świtu" jest króciutkim oneshotem (nie dobija 1500 słów), który machnęłam na konkurs Bronies Corner. Nie zajął żadnego miejsca, siedział tuż pod podium, ale i tak osobiście jestem z niego dumna. Konkurs miał tematykę wirusowo-pochodną, więc mamy kwarantannę, mamy jakiegoś wirusa, zresztą zobaczcie sami.

Do świtu

Autorka: Wilczke

Pandemia spustoszyła kraj dwa lata temu, tuż przy jej początkach szpitale już nie domagały. Brakowało środków higienicznych, potem jedzenia, na końcu miejsc na cmentarzach.

 

LINK

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli do działu zawitało opowiadanie konkursowe, bardzo dobrze, jedno z najlepszych, zaraz obok mojego oczywiście xD

Ten krótki tekst, bo mający zaledwie pięć stron, jest tak niesamowicie klimatyczny i klaustrofobiczny jak tylko można to sobie wyobrazić. To co się dzieje w trakcie opowiadania ma swoją moc, jest przejmujące i pozwala w pewien sposób wyobrazić sobie okropieństwa tej kwarantanny. Postępujący rozkład strukturalny izolatki dopełniany jest makabrycznymi wydarzeniami z poszczególnych cel. Zamknięcie tego w czterech ścianach izolatki dodatkowo potęguje poczucie zaszczucia i bezsilności. Grube mury wręcz przytłaczają, do tego stopnia, że świat poza nimi wydaje się czymś już całkowicie nieosiągalnym, jakimś snem który przeminął lata temu i zostało po nim jedynie marne wspomnienie.

 

Forma odczytywania zapisków z przeszłości również wpływa na sam kształt i rozbudowuje klimat. Sprawia to, że nawet jeśli te wydarzenia już dawno temu przeminęły, to nadal wywołują bardzo silne emocje. Do tego dochodzi chęć poznania całej tajemnicy, dowiedzenia się jak najwięcej z tych kilku strzępów które się ostały, bo przecież już nie mamy kogo spytać o te wydarzenia, czyż nie? Bardzo dobry zabieg, udał się fenomenalnie w tak małym tekście.

 

Tekst warty bezwzględnego polecenia. Jest krótki, według wymogów konkursu, zatem nie zajmie wiele czasu, a poświęcając te 20 minut, dostaniemy maksimum klimatu w minimum objętości.

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No witam, loguję się celowo po chyba 2 latach, aby komentarzem zarzucić! :D

 

Fik mimo zwięzłej formy chwycił mnie dość mocno, dodatkowo wpływa na to fakt, że utrzymywałem kontakt z osobami, które również przymusową kwarantannę odbywały grubo ponad dwa tygodnie. Motyw przeglądania dokumentacji oraz jej analizowanie i komentowanie przez bohaterkę to bardzo fajny pomysł, który dodaje kopa do klimatu. Ze względu na konkursowy charakter opowiadania, opisy nie są mocno rozbudowane, ale są schludne i przekazują informacje w sposób, który przemawia do uczuć i wyobraźni czytającego, co pozwala wczuć się w sytuację i chłonąć wypływające z tekstu zaszczucie. Naprawdę warty przeznaczenia kilku minut na zapoznanie się z nim! :D

  • +1 1
  • DEJ! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że „Do świtu”, jak na opowiadanie rozciągnięte na zaledwie 5 stron, wciągnęło mnie, zostało w głowie, wydało się całkiem obszerne pomimo swojej zwięzłości, no i generalnie całkiem mi się spodobało. A dlaczego mi się spodobało? Ano dlatego, że okazało się dla mnie bardzo „residentowskie”, co z uwagi na moje growe preferencje oraz doświadczenie z miejsca zapewnia premię do punktów.

 

Eksploracja opuszczonego [ośrodka], na długo po tym, jak przez [epidemię] doszło w nim do tragedii, a działalność została przerwana/ zakończona? Odhaczone.

Odkrywanie kulisów upadku [ośrodka] poprzez [dokumenty] i [pamiętniki]? Odhaczone.

Tajemniczy [wirus], od którego się to wszystko zaczęło? Odhaczone.

Klaustrofobiczny i niepokojący klimat, potęgowany przez świadectwa degeneracji podopiecznych oraz bezradności personelu? Odhaczone.

 

W ogóle, sposób prowadzenia fabuły jest bardzo podobny, co uważam za świetną sprawę, ty bardziej, że to fanfik o wirusie, pandemii oraz o tym, jak stopniowo zaczęło brakować wszystkiego. Z uwagi na jego długość, daje się odczuć klasyczny creepypastowy vibe co także mnie kupiło. Przez większość tekstu zdecydowanie dominują zapiski z różnych dzienników, poprzez które dowiadujemy się o tym jak postanowiono przyjmować podopiecznych, jak ich rozlokowano, jakie zapewniono im warunki oraz... jak się to wszystko skończyło.

 

Początek jest niewinny – ot, standardowe zapiski, nie zwiastujące niczego złego. Dowiadujemy się o tym w jaki sposób zdecydowano się... hm... katalogować (?) podopiecznych, których – jak sugerują kolejne ich numerki – przybyło na miejsce w ilościach hurtowych. Autorka porwała się nawet na takie szczegóły jak wymiary dwuosobowych cel, a także ich wyposażenie, dzięki czemu możemy bez problemu sobie wyobrazić jak to mogło wyglądać wizualnie, a także poczuć ciasnotę.

 

Ciekawa wizja dotycząca Telepatycznych Posiłków Magicznych oraz zaklęcia, które czasowo będzie czynić grube ściany ośrodka przeźroczystymi, by dać podopiecznym dostęp do światła słonecznego. Kolejne zapiski przybliżają nam pierwsze dni oficjalnego funkcjonowania ośrodka, a także prowadzenie dokumentacji podopiecznych (określanych w papierach jako „Osadzonych”, co raczej nie budzi zbyt przyjemnych skojarzeń), poznajemy także ich pierwsze skargi i zażalenia.

 

Pierwsze niepokojące dla czytelnika sygnały to wzmianki o odgłosach wrzawy, rozgorzałej w niewiadomych przyczyn. Czyżby jakiś skutek uboczny wirusa? A może personel nie daje sobie rady z organizacją kwarantanny i Osadzonymi? Chyba tak, skoro ostatnie zapiski potwierdzają niewydolność systemu, awarię przesyłu, a także utratę (z powodu wycieńczenia) ostatnich dwóch jednorożców odpowiedzialnych za rzucanie zaklęcia na mury ośrodka. Potem przewijają się jeszcze inne szczegóły, ale nie chciałbym spoilerować, po prostu zapraszam do lektury, bo warto ;) Powiem tylko tyle, że jest to szczyt atmosfery grozy, bezsilności i śmierci, która narastała wraz z każdym kolejnym akapitem. Podejrzewam, że to dlatego ostatnie zdanie ma tak silny efekt i kojarzy się z klasycznymi creepypastami, ale tymi dobrymi, jednymi z najlepszych – prawdziwymi klasykami, których wspomnienie do dziś może zjeżyć nieco włoski na karku.

 

Aczkolwiek dla mnie osobiście wisienką na torcie okazały się zapiski jednej z Osadzonych, Letter Creator. Na swój własny sposób, czytanie kolejnych fragmentów jej dziennika okazało się wstrząsające, co z kolei stanowiło szczyt tego „residentowskiego” oblicza opowiadania. Obserwacja wydarzeń z punktu widzenia podopiecznego, nie mogącego się obronić, skazanego na niełaskę niewydolnego personelu, bezsilnego wobec narastającej agresji i degeneracji wszystkich i wszystkiego wokół. Nieprzyjemne szczegóły, których poznawanie przyprawia odbiorcę o dyskomfort oraz wrażenie grozy. Wszystko to tu jest, do tego napisane znakomicie i zwięźle, chyba nie dało się lepiej dobrać słów i skonstruować z nich zdań. Przekaz jest tu naprawdę konkretny i silny.

 

Szczególnie uderzyły we mnie fragmenty o głodzie, a także zachowaniu innych Osadzonych, widocznych dla autorki zapisków, gdy ściany stawały się przeźroczyste, jak każdego świtu. Potępieńcze wycie, kłopoty ze snem (przez co co niektórzy musieli wyglądać upiornie, zwłaszcza jeśli dołożyć do tego głód), niesłyszalne krzyki i próby werbalnego porozumienia się z sąsiadami, które raczej spełzają na niczym bo przez grube ściany nie słychać prawie niczego. Wręcz czuć tę izolację, bezsilność oraz brak możliwości uratowania się, zwątpienie. A fragment z papugą? Taa, aż mi się przypomniała końcówka pamiętnika strażnika z oryginalnego „Resident Evil”. Ten fragment przed sławnym „Itchy. Tasty.”

 

Przewinął się nawet opis jednego z pomieszczeń, dzięki któremu wiemy, iż miejsca pozostawiono w stanie jak sprzed ewakuacji/ porzucenia ośrodka. Jest tego troszkę zbyt mało, by powiedzieć, że powiało apokalipsą, ale wystarczająco, by przypomnieć sobie zdanie zawarte w poście otwierającym niniejszy wątek, a które także znajduje się w opowiadaniu.

 

Doskonały styl, dobór słów (aczkolwiek mam mieszane wrażenia co do nagromadzenia się w niektórych fragmentach wulgaryzmów, ale cóż, Wilczke lubi przeklinać, a ja nie zamierzam jej niczego zabraniać, bo każdy powinien robić to, co lubi :D), wysoka jakość formy, a także wyrazisty, niepokojący i mroczny klimat, są tym, co czyni z „Do świtu” naprawdę dobry fanfik poświęcony pandemii, z którego wylewa się groza, bezsilność oraz izolacja. Generalnie wszystko to, czym żyła większość, gdy rozpoczęła się koronapandemia.

 

„Do świtu” mogę tylko gorąco polecić, gdyż jest to pięć stron porządnej, klimatycznej fanfikcji, która mocno działa na wyobraźnię i która wie jak wywołać określone wrażenia. Poza tym, bardzo podobało mi się to, że tak na dobrą sprawę nie wiadomo co to był za wirus w opowiadaniu, co konkretnie powodował, ani co to za pandemia. To zostało pozostawione domysłom czytelnika, ale przychodzi mi do głowy, że być może było to odniesienie do tego, co dzieje się u nas. Podejrzewam, że (zwłaszcza na początku) większość miała średnie pojęcie o wirusie, ale zewsząd docierały skrajnie różne sygnały, trudno to było zweryfikować nie posiadając adekwatnej wiedzy, ale oni wszyscy ulegli przekazom medialnym, wystraszyli się. Zatem nie wiedzieli konkretnie co to za wirus, jak działa, czym się charakteryzuje, ale i tak dali się ponieść i ruszyli na haul zakupowy, bo w jakimś sensie uwierzyli, że to „ło matko, drugie Racoon City, pomóżcie”. Dali się zamknąć w domach, zgodzili się nawet na przesadnie daleko idące ograniczenia, bo wirus. Czy z nas też zrobili pier... zwierzęta? Hm, zastanawiam się, czy w fanfiku być może zostało ukryte jakieś drugie dno? Jakiś komentarz? Przejaskrawiony, przerysowany, ale szczery?

 

Hm, a kojarzycie może taki film, „Epidemia strachu”?

 

Niemniej, skoro „Do świtu” znalazło się tuż za podium to... Kurczę, muszę zobaczyć zwycięskie opowiadania, bo skoro to niczego nie wygrało, wówczas te, które zajęły podium, to muszą być jakieś platyny po prostu, gdzie mógłbym je znaleźć? :D

 

 

Pozdrawiam!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 years later...

„Do świtu” to ciekawy fanfik. Trochę niedorobiony koncepcyjnie, ale ciekawy.

 

Nie, właściwie to przemyślałem, sprawę po drodze do ubikacji i stwierdziłem, że fanfik jest tak koncepcyjnie niedorobiony, że nie ma prawa być w jakikolwiek sposób wiarygodny.

 

W Equestrii wybucha pandemia. Państwo się wali i prawdopodobnie cała gospodarka ulega faktycznej zagładzie. Wrócę do tego później. W tym miejscu mamy zapewne najciekawsze opisy, budujące atmosferę. Okazuje się, że opowieść opiera na dzienniku placówki stworzonej dla poddawania pacjentów kwarantannie. Już w tym momencie mamy zasugerowane, że placówka była źle kierowana albo też miała charakter wręcz eksperymentalny.

Ze względu na braki w pożywieniu, Kierownik w porozumieniu z Księżniczkami uruchomił projekt TPM (Telepatyczny Posiłek Magiczny). Cztery jednorożce są zobligowane dostarczać część przesyłanych im przez obsługę iluzji posiłku do pozostałych Osadzonych znajdujących się na ich piętrze. Proces jest uruchamiany trzy razy dziennie. Osadzeni mają stały dostęp do wody pitnej.

 

Czyli trochę jak Schrony w grze Fallout, będące z jednej strony schronami przed atakiem nuklearnym a z drugiej laboratoriami. Zastanówmy się teraz nad jedną rzeczą. Z tekstu nie wynika, a raczej wydaje mi się, że jest wręcz zasugerowane, że wszystkie posiłki, które otrzymują osadzeni to iluzja. Nie mają one zatem żadnym wartości odżywczych, pisząc banalnie one nie istnieją. I jak to w ogóle miało działać? Czy to miało sugerować pacjentom, że są najedzeni? Jeśli mowa o trzech posiłkach dziennie, to sugeruje to, że chodzi tutaj o wszystkie posiłki w ciągu dnia. W każdym razie autorka nigdzie nie stwierdza inaczej. Nie twierdzi przykładowo, że było pięć posiłków, gdyż wlicza do nich podwieczorek i drugie śniadanie.

 

Do tego momentu można dojść do wniosku, że właściwie w kraju panuje głód, że gospodarka praktycznie przestała istnieć. Sugeruje to także, że państwo jest prawie na granicy upadku. Jeśli bowiem nie można wyżywić zamkniętych kucyków, to po co w ogóle ich zamykać i tracić na to zasoby, prawda? Czy może chodzi o to, że część osadzonych nie dostawała w ogóle posiłku, żywiąc metodą na suwak? Ale w takim razie po co zamykano więcej kucyków, niż można było wyżywić. I będę się tutaj upierał przy swoim. Jeśli ośrodek nie był jakąś formą eksperymentu, o czym nie wiedział nikt z obsługi a o czym nawet nie wie narrator, i jego celem była po prostu kwarantanna, to po co robić z niego trupiarnię? I proszę mi wierzyć, że wariant z eksperymentem byłby tutaj nawet logicznym rozwiązaniem. Byłby rozwiązaniem, które oszczędzałoby mi zadawania innych pytań.

 

Cytat

“Osadzona P35 zgłasza niewystarczającą ilość podawanego przez U38 jedzenia. Podejrzenie gromadzenia, potrzeba prześwietlenia.”

 

Odnoszę wrażenie, że kradli całą żywność, inaczej nie doszłoby do skutków jakie opisano na końcu. Jednak zastanawia mnie coś jeszcze. Poza tym nie wiem co za debil wymyślił, że pacjenci będą sami odpowiadać za dziele żywności. Było to coś, co nie było ukrywane, ale zarazem było tak głupie, że przez cały tekst mój mózg nie przyjmował tego do wiadomości.

 

Cytat

Wytoczono prośbę od Osadzonych o zamontowanie zegarów z alarmami na korytarzach i ustawienie ich na godzinę wschodu słońca. Niestety brak funduszy nie pozwala na sfinansowanie kolejnych działających mechanizmów. 

 

Są zasoby na zegary, ale...

 

Cytat

Jednorożce obsługujące łączność z Osadzonymi o oznaczeniu U nie są w stanie nawiązać łączności ze wszystkimi. Podejrzewamy śmierć wskutek rozwijającej się działalności wirusa.

 

Nie ma natomiast możliwości sprawdzenia co się dzieje w celach? Czy jeśli nie ma możliwości izolacji kogokolwiek to po co gromadzić więcej kucyków, zmuszać je do przeniesienia się i rozsiewać tym samym wirusa czy co to tam było? Bo tutaj ewidentnie nawet nie było możliwości wejścia do celi, ba, sprawdzenia wzrokowego co tam się dzieje. Inaczej bowiem pacjenci byliby pod obserwacją i nie dochodziłoby do tego:

 

Cytat

Obudziłam się rano, przywiązana do łóżka. Gryf jak zwykle siedział na swojej pryczy i ostrzył szpony ostrzałką. Powiedział mi, że rutynowo wykonam przesył, ale on weźmie sobie jeszcze ode mnie gratisik w postaci uda. Zapewnił, że wykroi mały kawałek, tak, bym szybko się zagoiła. Nie chce mnie zabijać, bo moje mięso zgnije.

 

A potem jest jeszcze lepiej:


 

Cytat

 

Od kilku dni znacznie spadały statystyki przesyłowe. Dodatkowo 2 dni temu padły nam z wycieńczenia ostatnie jednorożce z obsługi, nie mamy jak żywić Osadzonych i rzucać czar na ściany o świcie. 

W tym momencie stwierdziłem, że chyba sami pacjenci mieli się żywić, z czego część iluzjami. Dostarczano im żywność, by te żywiły innych iluzjami tejże.

 

 

To jeden z najgłupszych fanfików jakie kiedykolwiek czytałem. Próbuje on przedstawić przymusową kwarantannę jako coś złego i tutaj można dyskutować, ale robi to tak niezdarnie, że powstaje jakaś parodia całego systemu. 

 

 

Cytat

Otworzyłem wszystkie cele, ja i reszta strażników sprawdziliśmy każdy zakamarek i korytarz, bo nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Jedna cela, po dwa kucyki. Albo dwa martwe, gnijące ciała. Albo jedno i pół ciała. Albo tylko jedno. Żadnej żywej duszy, do kurwy nędzy!

 

Już pomijając kwestię żywności, nie ma żadnego uzasadnienia, dlaczego nikt nie obserwował co się działo w tych celach? Czy to byłby aż taki wysiłek organizacyjny? Czy ma to podkreślić, jak zły był system który potrafi umieścić zegary na korytarzu, ale nie pozwala umieścić judaszy w drzwiach? Czy ten wirus roznosił się od patrzenia na kogoś? Serio? Mam w to uwierzyć? 

 

Nie jestem specjalistą, ale jeśli w ciągu dwóch tygodni wszyscy poumierali i doszło do aktów kanibalizmu, to żywności chyba nie otrzymywano... wcale. I pamiętajmy, że ktoś kto nie pracuje a właściwie cały czas leży to potrzebuje też żywności mniej niż przykładowo górnik. 

 

Po co ja to właściwie komentuję. Przecież tutaj nic się nie trzyma kupy. To nie jest żadna polemika z przymusową kwarantanną. To nawet nie jest opis źle działającego ośrodka. To jest opis... nie wiem czego, bo mam tak mało informacji o świecie, o chorobie, że odnoszę wrażenie, że tylko w głowie autorki wszystko co się tutaj dzieje ma sens. I jeszcze to jedno zdanie. Jest tak bezsensowne, że aż genialne bo pochodzi od jednej z uwięzionych.

 

Cytat

Podczas oczekiwania na porę porannego przesyłu TPM.

 

To jak mam to rozumieć, ona wiedziała, że karmi gryfa iluzją? I sama wiedziała, że to iluzja? I z tym nie ma problemów, ale dziwi się, że ją zaczyna żywcem zjadać gryf? 

 

Podsumowując, „Do świtu” to fanfik napisany tragicznie. Nie dlatego, że forma jest zła, ale wszystkie zalety z niej płynące grzebie nieprzemyślany świat, który nie wiadomo jak funkcjonuje. Nie tylko nie polecam. Odradzam, uszkodzicie sobie mózg, jeśli to przeczytacie. 

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...