Skocz do zawartości

Defekt [one-shot] [cyberpunk] [Alter]


Recommended Posts

n5lQVas.png

 

Dzisiaj będzie coś mniejszego. Opowiadanie nadal utrzymane w klimacie cyberpunka, dziejące się jakiś czas po wydarzeniach ukazanych w Alterze. Ten krótki tekst nieco przybliży nam pewną postać którą spotkamy w następnej części, czyli w tworzonym dopiero Biohunterze. Zapraszam zatem do ponownego odwiedzenia nowoczesnego miasta 74 i zanurzenia się w klimacie.

 

Defekt

 

A tutaj mały zwiastun:

Spoiler

 

 

Pragnę gorąco podziękować za pomoc w realizacji opowiadania,

@Hoffman Za pre-reading i cenne uwagi do tekstu,

@Dex Za pre-reading i opinię, oraz za użyczenie swojego głosu w zwiastunie opowiadania,

@Wilczke Za wytrwałą korektę i darowanie mi życia za błędy, oraz również za użyczenie głosu do zwiastuna,

@Foley Za wszystkie uwagi i opinie które motywują mnie do dalszego pisania,

@Niklas Bo podbieram mu muzykę do swoich opowiadań.

 

Oraz muzyka:

Spoiler

1. Marek Biliński - Dom w Dolinie Mgieł

2. Tokyo Rose - Hot Pursuit

3. Nicolas Dominique - Enigmatic

4. Harry Callaghan - The Pit Song

5. Rockin` for Decades - Neon Mainframe

 

  • +1 1
  • Mistrzostwo 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@misterspauls, @Phylian Dziękuję za wasze komentarze. Kontynuacja historii głównej bohaterki będzie miała miejsce w tworzonym opowiadaniu "Biohunter". Tak jak wspomniałem wcześniej, "Defekt" to tylko przedstawienie jednej z postaci. Taki poboczny tekst. Jeśli zainteresował was klimat, to polecam "Altera", choć ostrzegam, że to naprawdę długie opowiadanie, ponad 200 stron.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Fanfik czyta się bardzo przyjemnie. Nie poczułem się przytłoczony skomplikowanymi opisami "cyberpunkowego" świata, ale dostałem wszystko co potrzeba. Możemy poczytać dobre opowiadanie z perspektywy narracji pierwszoosobowej bohaterki którą jest bot patrolowy w postaci kucyka. Nie chcąc spoilerować, dodam tylko, że pojawia się najnowsza generacja botów która jest pod pewnym względem wyjątkowa a i jednocześnie problematyczna. Fabuła nie pozwala się nudzić i "Defekt" przeczytamy przysłowiowo od deski do deski. Opowiadanie z pewnością wywiera też pewne refleksje co do problemu z którym prawdopodobnie zetkniemy się w już niedalekiej przyszłości. Zachęcam do przeczytania :) 

Dex.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas na kolejne opowiadanie, tym razem jest to pomost pomiędzy opublikowanym w zeszłym roku „Alterem”, a nadchodzącym (oby jak najszybciej) „Biohunterem”. Choć tematycznie jest ono wpisane w cyberpunkowe uniwersum Afterworld (podoba mi się ta nazwa i chyba będę ją stosować :D), nie podejmuje głównego wątku poprzednika w sposób bezpośredni, po prostu ukazuje ciąg dalszy tego, co się dzieje w Mieście 74 i odpowiada na pytanie, czy od ostatnich akcji cokolwiek się zmieniło.

 

Skoro o tym mowa, jeśli chodzi o technologię tekstu, to tutaj zaszło chyba najmniej zmian, jednak ciężko odnotować jako wadę, bo przecież nie naprawia się tego, co nie jest zepsute (co nie zmienia faktu, że dla co niektórych forma ta może okazać się mało atrakcyjna). To nadal nie aż tak skomplikowany, lekki i przystępny w odbiorze styl Bestera, nic dodać, nic ująć. Jeśli chodzi o formatowanie, brakuje kilku zabiegów stylistycznych, znanych z „Altera” co już na starcie daje nam wizualny znak, że mamy do czynienia z łącznikiem między dwiema dużymi historiami. Aczkolwiek zwiastuny i inne materiały promocyjne udostępnione przez autora długo nakazywały sądzić, że być może będzie inaczej. Owszem, można wyodrębnić poszczególne części opowiadania, opatrzone prawami robotyki, lecz są to zabiegi wykonane w dużo mniejszej w porównaniu z dużym bratem „Alterem” skali.

 

A co do technologii występującej już nie w tekście, a w fabule, na dzień dobry dowiadujemy się, że wiele rzeczy wygląda podobnie, aczkolwiek odpowiednio szybko otrzymujemy przesłanki, by sądzić, że jednocześnie dokonał się pewien przełom. Naszą nową główną bohaterką będzie jedna z wielu... No, właściwie, to jeden z wielu, gdyż jest to de facto bot, znany po prostu jako L.AV-1 14-202. Co robi ów bot? To, co mu wgrali. Nic więcej, nic mniej. Właściwie, większość fanfika (tzn. wiem, że został podzielony na mniej-więcej równe trzy części, różniące się od siebie, ale wciąż mam wrażenie większości) przybliża zwykłą codzienność i typowe zdarzenia, na które powinna reagować taka oto maszyna. Od razu przyznam, że z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, iż była to bardziej czysto rzemieślnicza robota – rzeczy te czyta się najlepiej za pierwszym razem, później tracą swoją świeżość, choć nie na tyle, by stwierdzić, że kolejne zadania stojące przed naszą jednostką nużą czy zniechęcają.

 

Myślę, że jeżeli ktoś, komu w „Alterze” brakowało tej codzienności, możliwych incydentów oraz zróżnicowanych świadectw wysokiej przestępczości w Mieście 74, znajdzie tutaj to, czego mu brakowało. Natomiast, nie wydaje mi się, by autor zaserwował nam na tym polu coś rewolucyjnego czy szczególnie innowacyjnego, co samo w sobie nie jest rzeczą złą, ale bynajmniej nie stanowi czegoś, co mogłoby przesądzić o wysokiej ocenie fanfika.

 

Jeżeli nie, to w takim razie co miałoby tę szansę, zapytacie. Otóż odpowiadam – trzy sprawy, dostatecznie istotne, kluczowe wręcz dla fabuły oraz zaprezentowanego świata, a przy tym zrealizowane bez zarzutów, które znacząco podnoszą ocenę fanfika. W jaki sposób? Już tłumaczę. Po pierwsze, wspomniana już przeze mnie rewolucja technologiczna i zarazem tytułowy defekt. Okazuje się, że sztuczna inteligencja, choć do jakiegoś stopnia ograniczona odgórnie narzuconymi dyrektywami, związanymi z procedurami policyjnymi, prawem ogólnym oraz prawami robotyki, jest na tyle doskonała, że bot partolowy jest w stanie zdać sobie sprawę ze swojego istnienia oraz uzyskać świadomość, po czym z kolei zaczyna funkcjonować jak prawdziwa, żywa istota, chociaż nadal wie o sobie, że jest maszyną.

 

Pomysł być może nie jest już pierwszej świeżości, lecz został zrealizowany całkiem dobrze, no i opowiadanie czerpie z „Altera”, gdzie przecież wystąpił motyw dylematu związanego z egzystencją i „liczeniem się” maszyny jako prawdziwej istoty o własnych personaliach, tożsamości, świadomości, wspomnieniach oraz charakterze, choć okoliczności były tam nieco inne. W starszym bracie „Defektu” w pewnym momencie dowiadujemy się, że cała inteligencja maszyny została oparta o dane zaczerpnięte z osobowości i doświadczeń żywej istoty. Tutaj wydaje się, że nasza L.AV-1 14-202 została napisana „od zera”. W każdym razie, pierwszy sygnał, że robot może w pewnym momencie zacząć myśleć za siebie i kwestionować rozkazy, otrzymujemy gdy bohaterka spotyka podobnego sobie osobnika, który już „wybudził się” ze swego rodzaju letargu i próbuje działać na własne kopyto. Wtedy to też dowiadujemy się, że takie zachowanie jest klasyfikowane jako defekt, a jednostka musi zostać zniszczona.

 

Niby ten bot, co się nagle pojawił i został poddany, nazwijmy to, utylizacji, nie był żadną aż tak istotną postacią, nie znamy jego historii, doświadczeń, czy tym podobnych rzeczy, a jednak można odczuć wrażenie, że trochę go szkoda. Głównie dlatego, że zdążył powiedzieć wystarczająco wiele, wspominając między innymi o unikalnych cechach, świadomości, pamięci, ukazując w ten sposób czytelnikowi, że granica między byciem świadomą, żywą istotą, a świadomą maszyną jest naprawdę cienka. Znaczy się, różnica jest niewielka. Jednocześnie daje nam to pojęcie o tym, co się może stać z główną bohaterką, nawet niekoniecznie wtedy, gdy ta zacznie być samoświadoma, ale gdy zostanie arbitralnie osądzona jako niebezpieczna. Wczytując się w tekst, możemy zauważyć, że czasem podążając dyrektywami, bot może popełnić błąd, co właściwie wynika z niedoskonałej sztuki programistycznej, ale i tak to bot oberwie, a nie ten, co go pisał.

 

Druga sprawa, silnie związana z rewolucją w materii poziomu samoświadomości robotów oraz ich potencjału, a przy tym z „Altera” wzięta, jest to pojawienie się w jednej ze scen Silver Clue we własnej osobie :rarityexcited: Bardzo się ucieszyłem, gdy w narracji znalazło się ostateczne potwierdzenie, że to rzeczywiście ona, jeszcze milej było przekonać się, że znana bohaterka pozostała sobą, pomimo finału „Altera”. Z drugiej strony, trudno się dziwić, skoro ostatecznie przetrwała przy niej część przyjaciółki i to jeszcze w taki sposób, że można z nią pogadać i co nie tylko :D Rewelacyjna kreacja – pełna energii, sympatyczna, a przy tym wciąż oddana profesji i wyrozumiała. To właśnie Silver Clue nadała imię głównej bohaterce „Defektu” – Lavi, zdrobnienie od Lavienne – no i jeszcze postanowiła ją kryć, bo wie doskonale do czego są w stanie posunąć się korporacje, byle uratować wizerunek.

 

Z drugiej strony, wskazuje to troszkę na to, że wystarczy odpowiedni bodziec dla bota, aby ten zaczął sam dochodzić do własnej świadomości. Może powinna to być określona sytuacja, w której poszczególne dyrektywy „zaskakują”, powodując skutek uboczny w postaci „obudzenia się” jednostki, a może to Silvia nieświadomie powiedziała Lavi coś takiego, po czym jej oprogramowanie zaczęło robić... coś, z czego ostatecznie wyszła świadomość. Ciekawe.

Widziałbym tutaj możliwe kłopoty, gdyby nagle jakieś oficjele korporacyjne ogarnęły, że po Mieście 74 hula sobie pani detektyw, która im boty usamoświadamia i że trzeba coś z tym zrobić :crazytwi:

 

A ostatnia rzecz? A jakżeby inaczej – bardzo dobre zakończenie, które, w ramach ostatniej, trzeciej „części” tekstu można podzielić na kilka etapów. Etapem pierwszym nazwałbym moment wystąpienia tytułowego defektu, poprzedzony snem, w którym ludzie niespodziewanie zwracają się przeciwko Lavi, ponieważ ta jest robotem. Do tej kwestii przejdę nieco później, gdyż jest to dosyć ciekawy szczegół, który można zinterpretować na kilka sposobów. W każdym razie, po przebudzeniu (w sensie, ze snu), Lavi od razu wchodzi w tryb serwisowy, do którego, jak się okazuje, nie powinna mieć dostępu. Szybkie sprawdzenie liczby przebiegów w stosunku do ilości kasacji doprowadziło ją do wniosku, że przytrafiło jej się to samo, co botowi, który obudził w sobie samoświadomość. Ma to związek z pamięcią ECC, aczkolwiek jedna rzecz mnie w tym wszystkim zastanawia.

 

„Przecież on wspominał o elemencie, który łatwo wymienić, łatwo zniszczyć, a w którym zapisana jest nasza świadomość! ”

 

Jak rozumiem, brak samoświadomości botów wynika z kasowania na bieżąco zapisów w pamięci, ale w takim razie, zastanawiam się skąd w ogóle wziął się pomysł, by w ogóle zastosować to kasowanie, skoro teoretycznie dzięki zbieranym w pamięci danym, teoretycznie boty powinny zyskiwać więcej doświadczenia oraz możliwości, zamiast po każdym kasowaniu tak poniekąd rozpoczynać wszystko od nowa. Czy ktoś próbował puścić bota w świat bez polecenia kasowania, a ten nagle stał się samoświadomy i zaczął robić co mu się podobało? Czy to tak się dowiedzieli? Poza tym, by bot w końcu mógł uzyskać osobowość i świadomość, ktoś chyba musiał mu stworzyć ku temu odpowiednie warunki. To jest ta „zapisywana świadomość”? To miało być tak, że te boty uczą się i nabierają świadomości, ale potem zmieniono zdanie, ale funkcja w programie pozostała? Wniosek byłby z tego taki, że boty (w tym główna bohaterka, Lavienne) stają się samoświadome w momencie instalacji pamięci ECC, tylko odpowiednia komenda je "resetuje" w praktyce uniemożliwiając korzystając ze swojej samoświadomości (do czego normalnie by doszło).

 

Przypomina mi to troszkę stare gry arcade'owe, których nie da się ukończyć, bo developerom zabrakło czasu, więc uczynili wybrany poziom niemożliwym do przejścia, ale kod ciągu dalszego, choć niedokończony, wciąż jest i hakerzy są w stanie załadować te dane i „rozegrać” niegrywalne etapy, do których w normalnych warunkach nie można się dostać. Albo funkcje w grze, których normalnie nie da się wykorzystać bo zostały zablokowane, ale są w kodzie i można je „wywołać”. W ten sposób niedawno odkryto, że w pierwszej „Mafii” można podnosić i przenosić ciała gangsterów w Swobodnej Jeździe, że jest tam funkcjonalny tryb quasi-pierwszoosobowy i co nie tylko. Świeże materiały, niedawno poodkrywane ;)

 

Swego czasu interesowałem się takimi growymi sekretami, stąd ten wątek w fanfiku mnie zaciekawił – czy możliwość samodzielnego wykształcenia w każdym bocie oryginalnej osobowości, a także samoświadomości, była planowaną funkcją, którą w obawie o bunt maszyn wycięto (a raczej, przyblokowano), ale która przetrwała w kodzie i nadal może być w okreslony sposób aktywowana? A może to naprawdę jest defekt i ktoś dał botom takie możliwości celowo, bez wiedzy korporacji?

 

Mnóstwo pytań i teorii, a tutaj trzeba wspomnieć o najważniejszym – zdając sobie sprawę, co zrobiła, Lavi zaczyna czuć wyrzuty sumienia. Zaczyna zadawać sobie pytania, kwestionować swoją tożsamość jako maszyny, odczuwać jak żywa istota. Bardzo ważny i bardzo dobry moment w trzeciej części fanfika. Zwieńczony dość zabawnym odgrażaniem się gadającym głowom z korporacji. Nasza Lavi uciekła się do dosyć ostrego języka. No i jak jej nie lubić? :D W ogóle, prześwietnie przeprowadzony i opisany proces "wybudzania się" bota, tym razem nie ze snu, ale w tym sensie, że zaczyna on nabierać świadomości własnej osoby. Kupuję to za dolara! :rdblink:

 

Kolejnym etapem jest wielka rozkmina – bazując na błędach popełnionych przez swego... pobratymca (?), Lavienne postanawia dokładnie zaplanować swoją ucieczkę i wtopienie się w społeczeństwo, wzorując się na typowych zachowaniach i trybie życia klaczy takich, jak ona, a także obmyślając sposoby na ukrycie swojej obecności przed systemami informatycznymi, choć jestem pewien, że korporacja tak czy inaczej ukryła w niej jakiś „bezpiecznik”, który pozwoli śledzić jej ruchy lub ją wykrywać, więc z jakichś powodów nie wydaje mi się, aby poszło jej z tym zbyt łatwo, ale chcę jej kibicować.

 

Może powinna odszukać Silver Clue? Ona ma niemałe doświadczenie z podobnymi, samoświadomymi maszynami i może mogłaby coś pomóc czy podpowiedzieć. Na pewno nie zachowałaby się jak typowy glina czy żołnierz korporacji, dla którego Lavi okazałaby się jedynie wadliwym produktem przeznaczonym do utylizacji. Chociaż domyślam się, że pewnie wiele by zaryzykowała. Kurczę, to by mogła być naprawdę absorbująca i przejmująca historia, gdyby obie musiały nagle zmierzyć się z systemem. Wydaje mi się, że wówczas naprawdę stałyby się sobie bliższe i równe w tym sensie, że nie istniałaby już różnica między żywą istotą, a maszyną.

 

No i ostatni, końcowy etap, czyli ostatnia znana nam interwencja botu patrolowego, podczas której ten już wiedział, że nazywa się Lavienne i że nie ratuje nikomu życia jako opatrzony numerem seryjnym produkt, nie jako system, nie jako oprogramowanie, tylko jako Lavienne właśnie. Myśląca, świadoma jednostka, która ma swoje wspomnienia oraz percepcję. No i coś mi się wydaje, że nie do końca przestrzegała wówczas narzuconych dyrektyw... Miałem wrażenie, że była bardziej agresywna, nie oszczędzała się, nadużywała swojego arsenału, czuć było od niej zawziętość typową dla żywej funkcjonariuszki, a nie chłód i beznamiętne działanie zgodnie z przyjętym algorytmem. Genialne zwieńczenie jej wybudzania się :D

 

A zatem, mamy tutaj bardzo satysfakcjonującą trzecią część i zakończenie opowiadania, gdzie wprawdzie nie są to te same emocje, co w „Alterze”, jednakże pole do snucia własnych teorii, domysłów oraz scenariuszy „Co by było gdyby...” jest dużo, dużo szersze, co uwielbiam. A wracając jeszcze na moment do snu Lavi – jestem ciekaw, czy był to sygnał dla nas, czytelników, czego możemy się spodziewać w przyszłości. Czy w obawie przed buntem maszyn, ludzkość zażądałaby zniszczenia zbyt zaawansowanych maszyn? A może faktyczne różnice między nimi ulegną zatarciu, ale przez uprzedzenia nadal będzie dochodzić do konfliktów? Czy ktoś wykorzysta „defekty” robotów do własnych interesów, a może kolejna generacja botów okaże się czymś zupełnie innym, bardziej niebezpiecznym? W końcu przy tej generacji botów już została zastosowana technologia wojskowa, to mogą być maszyny do zabijania, jeśli wydać im stosowne rozkazy. A może ludzie prewencyjnie uczynią z samoświadomych robotów własnych niewolników i będziemy mieli do czynienia z dyskryminacją maszyn na rzecz dobra żywych mieszkańców? No, to ostatnie może na wyrost zaczerpnąłem z „Megamana Zero”, musiałem ;)

 

Ale generalnie, podoba mi się to, że historia na tyle pobudziła moją wyobraźnię, że zacząłem sobie zadawać tyle pytań, jakby mógł wyglądać ciąg dalszy czy też co mogłoby się stać, gdybym to ja miał zgadywać lub porwać się na fanowski spin-off. Bester stworzył wciągające uniwersum, w którym mamy multum opcji, a którego kształtu trudno się domyślać, gdyby, dajmy na to, nagle zabrakło robotów, albo energii potrzebnej do podtrzymywania pracy systemów, czy też ludzi, którzy mieliby owe maszyny i urządzenia nadzorować. Trzy kluczowe elementy składające się na wątek fabularny dodały fanfikowi głębi, potrafią nakłonić do refleksji, a przy tym udzielają się przy budowie klimatu, który wciąga bez pamięci, toteż prędko wrażenie rzemieślniczej roboty odchodzi w zapomnienie, a odbiorca docenia niusanse związane z kreacją postaci, pytaniami o różnice/ granice między żywą istotą, a maszyną, a także co to znaczy mieć świadomość, czuć, rozumować.

 

Koniec końców, był to całkiem ciekawy pomysł, solidne wykonanie oraz przemyślana konstrukcja fabuły, a także zakończenie sprawiają, że mimo początkowego, nieukierunkowanego na coś konkretnego wrażenia i wciąż tego samego stylu pisania, opowiadanie nie pozostawia po sobie wrażenia wtórności, ani nie męczy, wręcz przeciwnie – wciąga, może skłonić do przemyśleń, wie jak czytelnika przyprawić o uśmiech, wie też jak spróbować go podejść oraz jak trzymać w napięciu. Wydaje mi się również, że główny cel opowiadania został spełniony – jest smak na ciąg dalszy, czyli na „Bio-huntera” :D „Defekt” rozrysował pełną mapę możliwego ciągu dalszego, pytanie tylko, czy którakolwiek z teorii okaże się trafna, a może autor zaserwuje nam coś zupełnie innego, acz czerpiącego z niniejszej historii. Wszystko jest możliwe.

 

Na zakończenie, podzielę się pewną refleksją, dotyczącą strony technicznej opowiadania. Jak do tej pory, Bester opierał się przede wszystkim na pomyśle, a także zwrotach akcji oraz mocnych zakończeniach, które grały na emocjach, a przynajmniej potrafiły wywołać takie poczucie, że przez cały ten czas wcale nie czytaliśmy o tym, co myśleliśmy, że od początku było tam coś więcej. Jednocześnie, poszczególne teksty były ciekawie sformatowane, np. tak by imitować ładowanie się systemu, raz po raz przewijały się nam różne komunikaty. „Alter” został podzielony na dyski, nie zabrakło także motywów przewodnich do fanfików, nie tylko w postaci podlinkowanej na forum muzyki, ale także w formie tekstu zawartego między poszczególnymi partiami fanfika.

 

Odnoszę wrażenie, że w jakimś stopniu rekompensuje to styl autora, który owszem, jest jego znakiem firmowym, ale jednocześnie, w swojej „surowej” formie, pełen jest powtórzeń, czy zbyt długich zdań złożonych, przeplatanych zdaniami prostymi. Pamiętam też, że niektóre fragmenty czytało się gorzej, trafiały się nieco brzydsze w porównaniu z pozostałymi zdania. Nie chcę tutaj apelować o naprawianie tego, co nie jest zepsute, zastanawiam się tylko kiedy dobrze będzie wejść na kolejny poziom i ubarwić nieco styl, sposób pisania, czy stosowane słownictwo.

Przychodzi mi do głowy sytuacja, w której znów otrzymujemy świetny pomysł, bardzo dobrze wykonany, z charakterystycznymi dla Bestera zwrotami akcji, sympatycznymi postaciami, narracją pierwszoosobową oraz zakończeniem, które wiele zmienia i nami potrząsa, z czego jesteśmy zadowoleni, ale przy jednoczesnym wrażeniu, że sposób pisania jest już troszeczkę skostniały. Obawiam się, czy wówczas nie będzie tak, że kolejne opowiadania zaczną być do siebie w większym lub mniejszym stopniu podobne, co z kolei zabiłoby ich różnorodność. Na razie „Save Me”, „Exanima”, „Alter”, bardzo się od siebie różnią, czy to settingiem, czy klimatem, a także podejmowanymi problemami, każde ma w sobie coś unikalnego, coś, co odróżnia je od pozostałych. Obawiam się tylko, czy za którymś razem to wrażenie nie uleci, a czytelnik zamiast zadać sobie pytania odnośnie fabuły, będzie zastanawiać się „hej, czy ja tego już nie czytałem?”

 

Może jestem przewrażliwiony, a może po kolejnych fanfikach trzyma się mnie taka myśl, że autora stać na jeszcze więcej i że ma najlepsze warunki ku temu, by ubrać swoje co ciekawsze koncepcje w lepszą formę. Po prostu chciałbym, aby kolejne opowiadania były coraz lepsze i lepsze, także w materii strony technicznej. A póki co, mam wrażenie, że jest to jedyne pole, na którym nie zmienia się nic. Troszkę szkoda.

 

W każdym razie, „Defekt” to kolejny tekst, który mogę z czystym sercem polecić. Cieszy fakt, że doskonale funkcjonuje jako tytuł samodzielny, acz znajomość „Altera” na pewno niejedną tajemnicę pozwoli wyjaśnić, na przykład kim jest ta cała Silver Clue ;) Choć „Defekt” jest dużo mniejszym projektem, tak jak w przypadku „Altera”, o fabule można napisać naprawdę wiele, co świadczy tylko o tym, że istotnie są to tytuły, połączone nie tylko realiami, wątkami, czy postaciami, ale także tym, że są dużo szersze, niż się na pierwszy rzut oka wydaje, posiadają od groma szczegółów (mniej lub bardziej istotnych), a przede wszystkim, pobudzają wyobraźnię, potrafią zainspirować, co zawsze się ceni.

 

Stąd, rosną oczekiwania odnośnie „Bio-huntera”, aczkolwiek, oceniając po tym, jak radzi sobie autor, jestem spokojny o jakość następnego fanfika. Niemniej, o czym zresztą już wspominałem, niepokoi mnie stojąca w miejscu forma. Ale liczę, że po prostu wraz z upływem czasu oraz w ramach kolejnych fanfików, Bester pokaże mi jak bardzo moje obawy były płonne i jak bardzo się myliłem, udowadniając przy okazji, jak znakomite historie potrafi pisać :D 

 

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za kolejny, wyśmienity [Cyberpunk] ^^

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Przyznam, że jakoś nie przepadam za cyberpunkiem. Z tym, że moja niechęć wynika wyłącznie jego wizualnego aspektu (latające samochody, wielkie budynki i masa elektroniki wszędzie). Nie zaś z fabuły i bohaterów. Jakoś zwyczajnie wolę klimat pary, albo postapokalipsę.

Nie znaczy to jednak, że nie lubię czasem sięgnąć po jakieś dzieło cyberpunkowe, licząc na dobrą i klimatyczną fabułę, świetnych bohaterów i być może któryś z ważniejszych elementów klasycznego cyberpunka (dystopia, rozwarstwienie społeczne, bunt maszyn, czy jakieś dziwne eksperymenty). Dlatego też, zachęcony czytaniem na kąciku, sam też sięgnąłem po Defekt i postanowiłem przeczytać go uważnie, szukając drugiego dna. I nie zawiodłem się na lekturze. Ale po kolei i niestety ze SPOILERAMI.

 

Defekt to opowieść o bocie patrolowym, który zyskuje samoświadomość. I tu w zasadzie już pora na gratulacje, bo w fanfiku nie jest dokładnie powiedziane kiedy to następuje. Jest tylko powiedziane, kiedy bot zdaje sobie z tego sprawę. Tymczasem uważny czytelnik może samemu zacząć snuć wnioski, kiedy pojawiły się pierwsze zalążki samoświadomości. Czy było to po pierwszej akcji? Po drugiej? A może tak już było od początku? Tylko czemu wtedy procedury testowe nie wykryły uszkodzenia modułu, które podobno prowadzi do powstania samoświadomości? A może to nie defekt elektroniki, tylko błąd w kodzie, który sprawia, ze zaawansowana, sztuczna inteligencja, ze zdolnością do uczenia się, zaczyna wykazywać oznaki samoświadomości? Tyle pytań i tyle pola do dyskusji. Moje gratulacje. 

Zostanę jeszcze przy bocie patrolowym L.AV-1. Idea robota policyjnego o zaawansowanej, sztucznej inteligencji, korzeniach wojskowych i przebłyskach samoświadomości nie jest nowa. Jednak tu została zrealizowana bardzo fajnie i klimatycznie. Do tego stworzenie bota o ciele kuca jest urocze i klimatyczne. Zwłaszcza, ze ten bot wygląda w 99,5% (jeśli dobrze pamiętam), jak prawdziwy kuc. Odróżnia go głównie żółta kamizelka z napisem bot patrolowy (aż mi się skojarzyła Juddy ze zwierzogrodu, kiedy to była parkingową). Co ciekawe, nie jest tez chyba nigdzie powiedziane, jaki to rodzaj kuca (poza tym, że klacz). Osobiście uważam, że L.AV-1 i cała reszta botów dziesiątej generacji została zbudowana jako kuce ziemskie. Wprawdzie mogą używać magii, ale jest to magia syntetyczna, pochodząca z kryształu (zapewne zasilanego z baterii), więc nie ma potrzeby posiadania rogu, który jest wystającym i ostrym elementem. A to może się skończyć przypadkowym uszkodzeniem jego, lub jakiegoś cywila. Ponadto, nie ma też żadnych informacji o lataniu (transportowce wysadzały boty na bardzo niskim pułapie), co może świadczyć o braku skrzydeł. Jednocześnie, taka konstrukcja mogłaby na przykład być pewnym odróżnieniem od botów wojskowych, które są alikornami (i teraz sobie wyobrażam, jak boty 10 generacji w całym mieście, zmieniają się nagle w boty wojskowe i zaczynają atakować cywili). 

Tak czy inaczej, jako bot patrolowy L.AV-1 styka się z normalnymi problemami swej pracy. Drobne przestępstwa, grubsze przestępstwa, rozboje, problemy zwykłych ludzi (jak zgubione dokumenty, czy problem z zawołaniem taksówki). Spotyka się też z różnymi relacjami ludzi i kucyków. I tu się pokazuje kolejna, wspaniała strona Defektu. Logiczne jest, że ci, którzy maja coś na sumieniu, nie będą zadowoleni z widoku bota. Mogą go nie tylko obrażać, ale tez próbować uszkodzić. Jednak ciekawsze i lepiej budujące świat jest to, że część ludzi (i kuców), z którymi L.AV-1 nie miała stosunku, jest do niej nastawiona co najmniej ostrożnie, a często też negatywnie. A w zasadzie nie całkiem do niej, lecz w ogóle do idei bota patrolowego. Ten drobiazg, to taka drobna przeciwwaga dla nowoczesnych technologii i jednocześnie brak bezkrytycznego zachwytu nimi. Mała rzecz, dzięki której ten cyberpunk jest bardziej ,,naturalny". Zdecydowanie gratuluję. 

I ostatnia, ważna uwagi kwestia odnośnie L.AV-1. To ona jest narratorem, więc wszystko widzimy z jej perspektywy. Ma to swój urok i świetnie buduje klimat. Zwłaszcza dzięki logicznemu, maszynowemu języków i spojrzeniu, które nie zachwyca się elewacją, czy nie opisuje grafiti. Ono po prostu stwierdza jego obecność i tyle. Do tego wstawki opisujące zawód , wiek i dane każdego kogo obserwuje i logi systemow, czy jak to się poprawnie nazywa

Cytat

> Wybudzanie…

> Przywracanie ustawień systemu…

> System stabilny.

> L.AV-1 Patrol Bot

 

To sprawia, ze czujemy, ze L.AV-1 jest maszyną. Nawet jeśli między słowami ukryty jest przekaz, ze dysponuje ona zalążkami samoświadomości.

 

Poza oczywiście wspaniałą, główną bohaterką, o której można by rozmawiać jeszcze długo, mamy klimatyczny świat, przedstawiany w formie patroli, obserwacji i styczności z problemami tego miasta. I tak jak przystało na ciężki, kliamtyczny cyberpunk, gdzie powietrze jest toksyczne, a dachy budynków wznoszą się ponad chmury smogu, jest cała masa drobnej i grubszej przestępczości. A każda scena bardzo klimatyczna i obrazowa, choć opisana językiem maszyny. Osobiście wyróżniłbym tu cztery, moim zdaniem, najlepsze i najważniejsze sceny z patroli bota.

W pierwszej kolejności wspomnę próbę samobójczą. Te negocjacje były wprost fenomenalne. Być może nie powinienem, ale śmiałem się, gdy L.AV-1 mówiła, że takie samobójstwo przyniesie szkody dla miasta i te szkody karane są grzywną. Wspaniały sposób na odciagniecie kogoś od samobójstwa. A gdy powiedziała, że facet nie chce się zabić, a to jest tylko wołanie o pomoc, miała całkowitą rację w swej logice. Ważniejsza jednak jest chwila, kiedy przechodzi przez barierkę i chwyta go zębami, by przeciągnąć za barierkę. Jest to defacto złamanie pierwszego prawa (które w tej sytuacji jest sprzeczne ze sobą), bo przecież ugryzienie i szarpanie kogoś, wbrew jego woli, to ewidentnie robienie krzywdy. A biorąc pod uwagę, ze były tez zapewne inne opcje, takie rozwiązanie możnaby uznać, za przebłysk wolnej woli (albo zaawansowanej SI, uczącej się i dostosowującej do nowych informacji).

W drugiej kolejności, warto wspomnieć małą scenę z pijakami. Czemu ją, a nie spotkanie z młodymi graficiarzami? (bo obie są dobre). Bo ta jest pierwsza w kolejności. To ona pokazuje czytelnikowi, jak wygląda szacunek do policji, w osobie bota (wiem, może być inny, niż do policji w osobie żywej). Przy okazji, widzimy też, że bot rozumie sprzeczność w swoich protokołach. Z jednej trony, system każe jej się wycofać, bo zagrożenie, a z drugiej ma obowiązek pomóc rannemu. Czyżby pierwszy przebłysk samoświadomości?

Trzecia, najważniejszą sceną fika jest spotkanie ze zbiegłym botem. Pierwszym, który uzyskał samoświadomość. 

Spoiler

Zapewne pierwszym. Nic nie wskazuje, że firma zetknęłaby się z takim problemem, ani na to, by kiedykolwiek goniono za zbuntowaną dziesiątką. Z drugiej jednak strony, wiedza (a raczej przekonanie co do niej) o źródle ,,problemu" może wskazywać na to, że to nie pierwszy, który odkrył, że myśli samodzielnie.

Gdyby nie spotkanie z tym botem i nie rozmowa z nim, L.AV- 1 nie zaczęłaby w ogóle rozważać kwestii samoświadomości botów. Czyli zapewne wykonywałaby swoje zadania tak jak normalnie, wybierając najlepszą metodę, jaką jej SI opracuje, w oparciu o posiadane dane. Bo SI bez wiedzy o możliwości uzyskania samoświadomości i posiadania snów, w ogóle by się tą kwestią nie zajęło. Więc właśnie ta scena jest ważna, bo bez niej (i bez opisu unieszkodliwiania zbuntowanego bota) nie byłoby samoświadomości L.AV-1, oraz całego tego fika. 

I na koniec ostatnia scena w sklepie, gdzie już jasno widać podejmowanie autonomicznych decyzji, z nagięciem, albo pominięciem pewnych protokołów. Mamy magiczne uszkodzenie ciała, przyczynienie się do zabójstwa jednego z bandytów, oraz sprowokowanie ataku drugiego dokładnie w chwili, gdy weszła policja, tylko po to by go jednoznacznie unieszkodliwić. Zastanawiam się, czy inteligencja, by obejść nadrzędne protokoły, nie musiała pierw zdehumanizowac bandytów. Bo przecież nie można bezpośrednio skrzywdzić człowieka, czy kuca, ratując innych, jeśli zaistnieje rozwiązanie, które pozwala tego uniknąć. A takie rozwiązanie istniało pod postacią promienia paraliżującego.  Ale bandytę skrzywdzić można. W końcu czy bandyta to człowiek?

 

I wspomnę jeszcze o świetnym, otwartym zakończeniu. Lavi planuje jak będzie się przygotowywać do ucieczki i o czym musi pamiętać. Jednak samej ucieczki nie widzimy, ani nie wiemy, czy nastąpiła. Nie zdziwiłbym się, gdyby Lavi uznała, że lepiej zostać w policji i robić swoje, bo to może i niewdzięczna praca, ale ona ją lubi. To by było interesujące pociągniecie tematu, które być może zobaczymy w zapowiadanej, następnej części. Kto wie. 

 

O Defekcie można by jeszcze wiele więcej powiedzieć. Ale to już wystarczy, by stwierdzić, ze treść jest wspaniała, klimatyczna i po prostu na medal. A jeśli zaś chodzi o formę, to tu również wysoko, dzięki czemu nic nie odrywa od czytania z zapartym tchem. Zdecydowanie polecam to dzieło każdemu i zdecydowanie sięgnę po Altera, jak tylko znajdę wolną chwilę. 

 

Spoiler

I takie małe przemyślenie na sam koniec. Moim zdaniem, samoświadomość Lavi nie jest raczej typowo ludzką samoświadomością, lecz efektem rozwiniętej, sztucznej inteligencji, która w oparciu o dostępne dane uznała, że wytworzenie tejże, czyli chociażby wola do naginania przepisów i obchodzenia własnych zabezpieczeń, zapewni większą przeżywalność i wydajniejszą pracę. Tak samo rozważanie chęci ucieczki może wynikać z podejścia do głównych praw, czyli ochrona własnego bytu i ochrona ludzi, poprzez usuniecie się z pracy, by nie oddziaływać na ludzi. Dlatego uważam, ze gdyby nie spotkanie z botem, który sobie uświadomił, że może takie rzeczy robić, Lavi by pewnie na to nie wpadła.

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...