Skocz do zawartości

Apple [NZ][Grimdark][Normal]


FreeFraQ

Recommended Posts

2aigghf.png
Taką mała uwaga
Inspiracja do stworzenia "Apple" był wpis AppleJuice w pamiętniku pt.Tajemniczy pegaz w zasadzie pierwszy rozdział jest oparty na tamtym wpisie ;> W każdym razie Enjoy
ps. Rysek nie jest najlepszej jakosci ale ujdzie ;p
Mały spis.
Rozdział Pierwszy Ruiny zamku
Rozdział Drugi - Imprezka
Rozdział trzeci - PonyVille
Rozdział czwarty - Farma
Rozdział piąty - Wspomnienia.
Rozdział szósty - FillyDelphia
Rozdział siódmy Cześć pierwsza.
Rozdział siódmy Cześć druga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tu czekam na czwarty rozdział, a ty jakieś głupotki wygadujesz? Nieładnie. Trudno mi cokolwiek napisać, bo w sumie Ci pisałem na gg, ale... po prostu podoba mi się pomysł z Applemadness - Mad ma osobowość i choć wydaje się być "zła", tak do końca taka nie jest. No i dobrze :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akualizacja czwarty rozdział może ktoś przeczyta i się wypowie... xD Enjoy ;D kursywa naprawiona tak myśle...

Rozdział czwarty -Farma

Wybiła godzina siódma, Applejack powoli się budziła zakładając ze jest szósta, wstała podszedł do lustra i powiedziała:

- Którą to mamy godzinę – mruknęła do siebie ziewając od czasu do czasu spoglądając na zegarek.

- Jest godzina siódma? – powiedziała do siebie przecierając oczy.

- Co do jasnego siana?! Czyżbym zaspała?! – powiedziała prawie krzycząc i omal nie budząc siostry.

- Na jasne kopyto! Musze szybko coś zjeść, i polecieć do sadu bo jestem spóźniona… oby Big Mac nie był zły…

Po chwili Applejack szybko wyleciała z domu. Zostawiając polowe śniadania na stole, i moment potem była już w sadzie.

Widząc dość pod irytowanego big maca chciała go obejść ale czerwony ogier ją zauważył i powiedział:

- No, no, no… kto w końcu się zjawił – odrzekł podirytowany BigMacintosh

- Przepraszam bracie… zaspałam nie wiem jak to mogło się stać…

- Dobra… ale musisz nadrobić straty…

- No już, gdzie mam zacząć? – zapytała nieco niepewnie pomarańczowa klacz.

- Zacznij tam – powiedział BigMac wskazując kopytkiem na drzewa daleko po prawej stronie.

- Już idę… jeszcze raz cie przepraszam, więcej się to nie powtórzy. – rzekła z uśmiechem na ustach.

- No… Mam nadzieje… idź już bo masz trochę do nadrobienia.

Po godzinie nadrabiania, poszła na nowy obszar. Po chwili, zobaczyła jakiegoś kucyka… „ A czego tu szuka? „ – pomyślała sobie Applejack i postanowiła przyjrzeć się z bliska.

Był to ciemnozielony jednorożec z krótkimi włosami na głowie i rozpuszczonym fioletowym ogonem. „ pff…. a co to jadalnia ?” – pomyślała pomarańczowa klacz i podeszła i powiedziała:

- Ej ty! – krzyknęła.

- Kim ty jesteś, że przychodzisz do mojego sadu i zjadasz moje jabłka.

Młoda klacz powoli się odwróciła a w kopytku miała nadgryzione jabłko.

- Bardzo dobre te twoje jabłka – odpowiedział nieco cienki głos.

- Odpowiesz kim jesteś czy mam cie wywalić siła stad?

- Och… Wybacz Nazywam się Starlight, i raczej nie wywalisz mnie stąd siła nie wywalisz.

- A chcesz się przekonać ze cie wywalę? – warknęła Applejack.

- Jesteś za słaba żeby mnie wywalić poza tym nic bolesnego mi nie zrobisz. Znam cie Applejack. Nawet słownie nic bolesnego nie powiesz bo nie potrafisz – zachichotała

-Wynoś się z mojego sadu. – powiedziała dość mocno wkurzona pomarańczowa klacz.

- Niech ci będzie… bo nudzą mnie już te twoje uwagi. – odrzekła znudzona Starlight.

- Jutro znowu wpadnę coś zjeść haha. – odpowiedziała ciemnozielona klacz chichocząc pod nosem i odaliła się od Applejack.

Po chwili jak już nie widziała tego ciemnozielonego jednorożca powiedziała sobie w duchu:

"Ale wnerwia mnie ta Starlight" - pomyślała sobie podirytowana Applejack

- Jak cie wnerwia, to czemu jej nie złapiesz i nie zadasz ogromnego bólu? – zapytał z powagą głos w głowie kowbojki

- K... Kt... Kto ty?- mruknęła do siebie klacz

- Ja? – Głos zdawał się być zdumiony. - Jestem twoim drugim wcieleniem bardziej okrutna bez względną, bez litosna forma ciebie.

- J... Jak to? - spytała przestraszona klacz

- Widzisz, Pewnie pamiętasz te jak, że bolesne wspomnienie z twoją siostrzyczka AppleBloom nie?

- N... Ni... Nie wspominaj mi o tym... omal nie zginała przez moja nie ostrożność młodsza siostra...- odpowiedziała prawie płacząc. Zdam jeszcze raz pytanie, kim jesteś?

- Mówiłam ci jestem tobą... Nazywam się AppleMadness i przejmuje nad twoim ciałem kontrole, kiedy jesteś zrozpaczona, mocno zdenerwowana lub coś innego związanym z negatywnymi emocjami. Pamiętasz jak Rainbow się zachowywała jak ciebie zobaczyła? hmm...? - zapytała AppleMadness śmiejąc się głośno.

- Tak... Pamiętam... uciekała ode mnie.. była przerażona na mój widok. To... to... to TWOJA SPRAWKA! - krzyknęła przerażona klacz.

- Brawo. Bystra z ciebie klacz. Szkoda ze nie mogłaś zobaczyć tego przerażenia w jej oczach, a zadawanie bólu jej było czystą przyjemnością, jej ciało było takie delikatne ze musiałam uważać, żeby nie wbić za głęboko, ponieważ nie chciałam jej zabić.

- Jak możesz robić coś takiego moim przyjaciółkom?

- Ja tylko kierowałam twoim ciałem w gruncie rzeczy, to twoje kopytka to robiły. Mam jeszcze rachunki do wyrównania z Twilight za przerwaną zabawę. Zadam jej taki ból, że będzie długo sie po nim zbierała. - odrzekła radośnie AppleMadness

- Nie pozwolę ci na to! - krzyknęła głośno Applejack.

- Prędzej, czy później będziesz miała jakieś negatywne emocje… wtedy kontrole przejmuje ja, a wtedy Twilight nawet magia nie pomoże… znam już sposób na zablokowanie.

- N….Ni… Nie możesz tego zrobić!

- W przeciwieństwie do ciebie, ja mogę wszystko, co związane z bólem zrobić. Znam wszystkie sztuczki blokujące magie, od lekkiego nacięcia rogu do głębszych. Wiec twoja przyjaciółka zapłaci za te zaklęcie. Co prawda rogu raczej nie użyje przez jakieś dwa tygodnie, ale nadal będzie go miała. Może wypróbuje jeszcze coś nowego… - rzekła Madness

- C… co… co takiego? – mruknęła przerażona Applejack

- Hmm… i tak nie będziesz tego pamiętała wiec ci powiem ha ha.

Wiec pobawię się psychiką naszej Twilight. Namieszam jej tak w psychice ze będzie myślała ze nie ma już rogu ha ha.

- A… ale… ale dlaczego, to robisz? – zapytała przerażona klacz

- Hmm… Rainbow pocięłam za uratowanie twojego nędznego życia, Twilight wkrótce potne za przerwanie zabawy z Dash… Aha… - dodała – uważaj na słowa moja droga. Bo ja zastosuje się do twoich słów. Zabić lub bardzo zranić na przykład Rarity? Nie ma sprawy… dopadną cie negatywne emocje już po tym kucyku co mówiłaś, ponieważ ja wszystko słyszę… A co do tej Starlight co chcesz z nią zrobić He? – zapytała zaciekawiona AppleMadness

-Nic… wkurza mnie strasznie, ale nie będę w stanie zadąć jej bólu nie potrafię… - powiedziała lekko zdołowana klacz

- Ale ja potrafię – zachichotała czekając na odpowiedz Applejack.

- Nie . . . nie masz jej ranić ani zabić… jak na razie…

- Wiec jednak w głębi chcesz jej coś zrobić – powiedziała radośnie Madness

- Tak… znaczy nie… znaczy… nie wiem… daj mi spokój, na razie z tym głupim kucykiem…

- Jak… chcesz… tylko pamiętaj ja wszystko słyszę.

- Dobra muszę wraca do pracy… nie przeszkadzaj mi… i precz od moich przyjaciół.

- Spokojnie Rainbow już nie ruszę, chociaż nie dokończyłam swojej zabawy… Twilight dostanie za swoje i ty mi tego nie zabronisz – odpowiedziała radośnie Mad

- Zostaw Twilight w spokoju…

- Nie zostawię, musi zapłacić za tamto zaklęcie, ostrzegałam ją co nastąpi, jeśli użyje. – odpowiedziała lekko podirytowana już tą rozmową AppleMadness

- Nie pozwolę ci na to …

- Wkrótce się okażę Applejack… Dobra nudzi mnie już ta rozmowa idę się zdrzemnąć na razie dam ci spokój ha ha.

„ No w końcu..” – pomyślała pomarańczowa klacz.

- Słyszałam to. Dobranoc – rzekła Madness i przestała się odzywać

- Dobra, teraz nie będę sobie zaprzątać głowy tą AppleMadness… tak samo jak Starlight… muszę zrobić to co trzeba żeby szybciej skończyć robotę…

Po paru godzinach zbierania jabłek Applejack powiedziała sobie w duchu:

- W zasadzie jeśli Starlight będzie nachodzić mój sad mogłam bym poprosić tą AppleMadness o pomoc. W zasadzie myślę ze ona nie jest taką zła osobą…

Prawda… nie umiem zranić w żaden sposób żadnego kuca… Na pewno przyda się czasami jej pomoc.

- O tak czasami się przyda. – odpowiedziała AppleMadness ziewając.

- I jak mnie poprosisz o coś chętnie to zrobię.

- O… od kiedy mnie słuchasz? – zapytała Applejack.

- W zasadzie od początku, co do sądzenia czy jestem zła czy dobrą ble… osobą dowiesz się jeśli trochę mnie poznasz.

- A czy mogła byś coś zrobić z tą Starlight? Jeśli będzie ciągle nachodzić mój sad? – zapytała pomarańczowa klacz swojej drugiej osoby.

- Jeśli będzie ciągle nachodziła twój sad to czemu nie zasłuży sobie na to – odpowiedziała wesoło.

- Ale, ja nic do niej nie mam wiec od tak nic jej nie zrobię. Ale jeden fałszywy ruch…

- Dobra pogadamy potem BigMac tu idzie.

- Big Mac? – zapytała zaciekawiona AppleMadness

- No mój starszy brat.

- Czyli jak ty jesteś na środku w wieku rodzeństwa?

- No raczej tak… AppleBloom jest najmłodsza ja trochę starsza ale najstarszy jest BigMacingtosh

- Tak wogóle co u AppleBloom? Ostatnio widziałam ją chodzącą z małym jasnopomarańczowym pegazem i białym małym jednorożcem.

-N… Nie twoja sprawa… - odpowiedziała niespokojnie Applejack

- Spokojnie… przecież nie zranię naszej siostrzyczki nie? Ani żadnej z jej przyjaciółek. Bo nie daje mi to satysfakcji, zabawy.

- To po co pocięłaś biedną Rainbow Dash?

- Przecież ci mówiłam. Pocięłam Dash za uratowanie twojego życia. Wtedy byłam nieźle wkurzona bo byłam sobie w zaświatach, chodziłam sobie z moim chłopakiem i przyjaciółmi aż tu nagle „Szef” nakazał mi żebym przybyła do ciebie do twojego ciała bo się zlitował nad tobą… Musiałam odreagować… A że Rainbow była kolo mnie to dostała co się jej należało…

- Trochę cie rozumiem… ale chciałaś zabić Dash! – powiedziała lekko przestraszona Applejack.

- Nie, nie chciałam jej zabić jakby Twilight nie przerwała mi zabawy, za co zapłaci w najbliższym czasie, ale mniejsza z tym. Opatrzyłam bym rany zatamowała krew i pewnie odłożyła na coś miękkiego.

- Dziwna klacz z ciebie… pierw zadajesz wielki ból a potem się opiekujesz… i robisz to żeby dać temu komuś nauczkę? Lub coś w tym guście?

-No jakoś tak. Zawsze kończę „zabawę” jeśli ofiara traci przytomność. No chyba ze mam zabić chociaż sądzę ze będę to rzadko robiła znając twój dobroduszny charakter…

- Dobra skończymy to potem… Brat już jest prawie kolo mnie.

- Dobra niech ci będzie… idę się zdrzemnąć… - odpowiedziała ziewając co chwile

- Applejack jesteś tam? – zapytał zdziwiony postawą siostry BigMac

- C-Co? Jestem zamyśliłam się… - odpowiedziała nieco skołowana pomarańczowa klacz

- Wiesz… Stoję kolo ciebie prawie od pięciu minut dopiero teraz zaskoczyłaś…

- Dooobra… co chcesz? – zapytała zaciekawiona Jack.

- No… Obiad zaraz będzie przyszedłem ci powiedzieć o tym.

- A… zapomniałam o tym… dziękuje braciszku. Zaraz będę. – odpowiedziała radośnie

Po chwili była już w domu, jedząc spokojnie obiad. Później zaś ruszyła spotkać się z przyjaciółmi. Niektóre rzeczy jednak pozostały bez zmian - Twlight wciąż traktowała ją z pewną rezerwą, a Rainbow umykała na sam jej widok.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie moje uwagi i sugestie pisałem na gadu-gadu, ale ogólnie to ładnie, prócz tych " polskich zwrotów i wyrażeń " xD Nie rób z kucyków, nawet tych złych, dwóch dresów pod blokiem mówiących " mam nóż, chcesz wpie*dol ? " " rozpie*dole cie na strzała ! " xD jest dobrze, jeszcze 4 rozdział, ale to później przeczytam :P
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aktualizacja... :D Kolejny rozdział chyba trochę dłuższy od pozostałych ^^ I pomysł na rozdział szósty jest zawarty w tekście ^^ mam nadzieje ze usłyszę jakieś opinie :D

Rozdział piąty. – Wspomnienia

Następnego dnia wstała o szóstej rano, jak zwykle zresztą. Jedząc spokojnie śniadanie, rozmyślała o AppleMadness.

„Mam tyle pytań do Madness… - pomyślała. - Ale... nie mam odwagi ją zapytać…” – dodała, kończąc miskę płatków owsianych..

„ Dobra czas do… pracy” – powiedziała sobie w duchu wychodząc z domu oraz kierując się do sadu.

Po chwili była już na miejscu.

- Dobra weźmy się do roboty w międzyczasie zastananowie się jak się zapytać o poprzednie życie, skoro była w zaświatach… - mruknęła sobie pod nosem zbijając kolejne jabłka.

Wybiła godzina dziewiąta… Applejack zrobiła mniej drzew niż zwykle, przez cały czas zastanawiala się jak zapytać o te… rzeczy. Po jakieś chwili usłyszała strącanie jabłek pomyślała:

„Jeśli znowu ta Starlight to nie wiem co jej zrobię…„ - pomyślała zirytowana samą myślą o niej. W miedzy czasie AppleMadness się obudziła ziewnęła i przywitała się z Jack.

- Dzień dobry Applejack jak się miewasz dzisiaj? – zapytała wesoło.

- Gdyby nie Starlight która pewnie buszuje znowu w sadzie było by fajnie…

- Daj mi przejąć kontrole nad ciałem to jej coś powiem. – odrzekła radośnie.

- No dobra… ale musze gdzieś usiąść chyba nie? Żebym nie stłukła sobie zadka haha. – spytała pomarańczowa klacz lekko chichocząc

- Lepiej się połóż na ziemi. Bo potem możesz mieć ból głowy hi hi.

- Jak to ból głowy? – spytała zaciekawiona.

- Jak siedzisz twoje ciało może przywalić głową w ziemie wiec lepiej się położyć, żeby uniknąć nie pożądanych efektów - odpowiedziała radośnie. no chyba ze chcesz przywalić łbem ziemie to siadaj śmiało – dodała śmiejąc się cicho.

- Dobra… już się kładę… - odpowiedziała spokojnie Applejack.

- A… a… to będzie bolało? – zapytała się z lekką niepewnością.

- Samo przejście nie jest bolesne. Efekty uboczne mogą. – odrzekła spokojnie AppleMadness.

- E… ef… efekty uboczne? – spytała z lekkim strachem.

- Miałam na myśli ze możesz przywalić czymś o ziemie. Poza tym nic się nie stanie.

- Ach… to dobrze… no dobra już przejmuj… i potem poza kontrolą co mogę robić?

-No wiesz… możesz się przespać, cos innego porobić albo po prostu potowarzyszyć mi jak chcesz.

Chwilę potem ciało stało się bezwładne na jakieś pięć minut, po których władze przejęła AppleMadness

- No... było się o co bać? – zapytała poważnie Madness

- Raczej nie… ale skąd miałam wiedzieć co się stanie? To mój pierwszy raz… - odpowiedziała ściszonym głosem Applejack.

- Dobra powiedz mi gdzie ta Starlight jest.

- Widziałam ją a raczej słyszałam gdzieś na południowy zachód.

- Dobra to ja Se już z nią pogadam.

Chwile potem AppleMadness zobaczyła Starlight jak bezkarnie jadła sobie jabłka wiec podeszła do niej i powiedziała:

- Dobra Starlight masz dwie drogi wyboru. Pierwsza idziesz dobrowolnie i nic się nie stanie. Druga bardziej bolesna. Wywalę cie z tego sadu własnymi kopytami.

- Ha ha dobre sobie… - wybuchnęła śmiechem – Nie dasz mi rady poza tym nie zrobisz mi nic bolesnego bo nie potrafisz.

- Skoro tak stawiasz sprawę… - odrzekła nieco cicho, i zaczęła podchodzić do Starlight.

- I co niby chcesz mi zrobić, miły kucyku? – zapytała zaciekawiona.

- Chociażby to. – AppleMadness dała mocnego kopa Starlight

Po tym była przez kilka sekund ogłuszona. Kiedy ogłuszenie minęło wstała z trudem i powiedziała:

- D… Do... Dobra… ide już stąd – powiedziała lekko przestraszona klacz

- No, mam nadzieje bo jak cie jeszcze zastana kilka razy będzie za każdym razem bardziej boleśnie. – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.

- N… Nie będę… przepraszam za to – odpowiedziała i pobiegła w kierunku wyjścia z sadu.

Po tym wydarzeniu AppleMadness uśmiechnęła się i powiedziała do Applejack:

- No sprawa załatwiona raczej nie będzie już przychodzić

- Mam nadzieje… przy okazji… jak udało ci się przekonać tą upartą klacz?

- Powiem tak, masz bardzo silne tylnie kopyta.

- Czyli użyłaś siły. Skoro było potrzeba…

- Dałam jej wybór wyjdzie dobrowolnie lub zmuszę ją do tego, niestety chciała tą drugą opcje.

- Dobrze chce dokończyć robotę mogłabyś się położyć? – zapytała radośnie.

- No dobrze… - mruknęła pod nosem i położyła się na ziemie.

Ciało znowu stało się bezwładne przez jakieś dziesięć minut ponieważ powrót był trudniejszy.

- Rany… ale wolno przechodziłaś

- Co ja poradzę? Pierwszy raz to robie…

- Dobrze pozbieram resztę tych jabłek bo mam dość na dzisiaj…

Po Paru godzinach zbierania jabłek Applejack odważyła się zapytać o poprzednie zycie AppleMadness.

- Madness? – Zapytała lekko niepewnie.

- Co chcesz?

- Chciałam się ciebie coś zapytać.

- Pytaj zatem. – odpowiedziała radośnie Madness

- Jak… wyglądało… twoje poprzednie życie? – zapytała niepewnie.

- A to… Dobra to usiądź bo trochę to potrwa.

- No dobrze. – powiedziała spokojnie i usiadła w cieniu.

- Gotowa?

- Tak opowiadaj proszę.

- Wiec zacznę od początku.

- Urodziłam się w FillyDelphi to takie średnie miasto, do wody słonej nie mięliśmy daleko, moje miasteczko było zamieszkane przez głównie kuce ziemne, chociaż czasami trafiał się jakiś pegaz, lub jednorożec ale mniejsza z tym. Wywodziłam się z rodziny Fruit która zajmowała się hodowlą wszelkich owoców rosnących na drzewach. Od najmłodszych lat uczyłam się jak szybko i dobrze zebrać owoce. Moje prawdziwe imię to FruitJuice tak jak ty masz Apple ja mam Fruit. Miałam młodszego brata SmallApple i starszą siostrzyczkę BigPear która była silna prawie tak samo jak chłopak. Wielu chłopakom dorównywała siła i wytrzymałością. Jako mała klacz długo nie mogłam znaleźć swojego talentu, czyli swojego słodkiego znaczka. Az do dnia kiedy wybrałam się do innego miasta, odwiedzić babcie i dziadka. To było znacznie większe miasto od naszego, próbowałam wszystkiego co mi proponowali ale jednak tęskniłam za domem, za tymi wszystkimi owocami. Nagle zdałam se sprawę, że to właśnie mój talent. Dzięki wizycie u babci i dziadka zrozumiałam, że przeznaczona mi jest praca na farmie moich rodziców. Po tym jak wróciłam znikąd pojawił m się znaczek. Wiedziałam ze przeznaczone mi jest być farmerką, jak mój brat i siostra. Interesuje cie jak wyglądał mu uroczy znaczek? – zapytała FruitJuice.

- Tak, powiedz mi jak wyglądał – powiedziała zaciekawiona pomarańczowa klacz.

- Wiec to było połączenie owoców hodowanych na farmie czyli na moim znaczku miałam jabłko, gruszkę i wiśnie. To tyle jeśli chodzi o mój uroczy znaczek.

- Kim byli twoi przyjaciele, miałaś ich dużo? – zapytała Applejack.

- W zasadzie miałam pięciu przyjaciół plus mojego chłopaka.

Nimbusness,Applesnack,Northern Shine,Unique,Gentleleaf i RedCloud.

- Zacznę od North, była ciemno niebieskim jednorożcem z niebieskimi oczami, krótkimi prostymi błękitnymi włosami i krótkim ogonem. Miała wielkie zamiłowanie do wszelkiego rodzaju książek, chociaż nie lubiła się uczyć wolała czytać dla przyjemności, niż dla nauki cała North… - powiedziała lekko chichocząc. - Ale tez była najmądrzejsza z nas wszystkich… widocznie czytanie dla przyjemności w czymś pomaga ha ha. „Kto tam następny…” – pomyślała FruitJuice po chwili dodając:

- Powiedzmy że teraz opisze ci Applesnack. Wiec była jasno pomarańczowym kucykiem ziemnym, miała trochę ciemnawe żółte oczy, długie jakby faliste różowe z czarnymi w niektórych miejscach włosami, wszystko związane gumką do włosów, ogon miała długi lekko kręcony różowo czarny, chodź kolor czarny dominował na jej ogonie. Jeśli to cie interesuje jej uroczym znaczkiem był duży tort a po lewej i prawej stronie 2 baloniki w kolorach żółty i jasnoniebieski. Co do tego co robiła lubiła robić to wszystko związane z wypiekami słodkościami, oraz miała talent do robienia przyjęć. Urodzinowe, imieninowe, rocznicowe, wesela, pogrzeby wszystkie te przyjęcia wychodziły jej wspaniale, zawsze panował odpowiedni nastrój do imprezy. Sama tez robiła słodkości i prowadziła sklep. Najbardziej wychodziły jej babeczki i muffinki, chociaż inne rodzaje słodkości też jej wychodziły znakomicie. Z Snack dogadywałam się znakomicie, zawsze jakiś temat do rozmowy się znalazło, zapomniałam dodać ze z North nie za bardzo się dogadywałam, ponieważ ona mówiła swoje ja swoje i jakoś tak wychodziło… ale jak trzeba było, to się dogadywałyśmy szybko. Wracając do Applesnack –odrzekła.

-Często przychodziła na moja farmę kupić „po znajomości” trochę wiśni oraz gruszek, które bardzo często wykorzystuje jako wykończenie do różnych ciast oraz dekoracji. Zawsze dobrze płaciła wiec czemu nie – powiedziała radośnie.

- W zasadzie to wszystko co mogę powiedzieć o niej. Którą mam teraz ci opisać Applejack? – zapytała

- Może…- powiedziała zastanawiając się chwile,

- Powiedz cos o Nimbusness.

- Jak sobie życzysz – odpowiedziała radośnie Madness

- Nimbus bo tak na nią wołaliśmy była jasnoszarym pegazem, miała błękitne oczy, duże

ciemnozielone rozpuszczone włosy które, chyba nie widziały grzebienia od wieków bo włosy miała we wszystkie strony ha ha. Ogon miała koloru zielonego z jasnożółtymi włoskami w niektórych miejscach, włosy były idealnie przypasowane do długości kopyt. Chyba chodziła do fryzjera, a ja znam jednego – powiedziała radośnie.

- Przepraszam ze ci przerywam Mad, ale co najchętniej robiła Nimbus? Miała jakieś obowiązki?

- Rzeczą którą najchętniej robiła to leniuchowanie, chociaż nieraz nawet tego się nie chce jej robić, niekiedy jest też dziwna… miała swoje „opadły” i od czasu do czasu, była nieco niebezpieczna… ale mniejsza z tym. Lubiła duże wysokości i szybkość czasem pobijała swoje rekordy szybkości. Głownie jak nie leniuchowała, to trenowała swoje „sztuczki” jak jej się chciało ha ha. Obowiązki? No miała kilka.

- Jakie? – zapytała zaciekawiona Applejack.

- No… pierwszym obowiązkiem, było utrzymywanie pogody ale pomagają inne pegazy.

- Drugim było dostarczanie listów do poszczególnych kucyków, czasami „bawiła” się w listonosza twierdziła ze potrzebuje rozrywki.

- Trzeci obowiązkiem takim mi bardziej na rękę, było zbieranie jabłek w koszykach i transportowanie do stodoły. Szczerze nie lubiłam zbierać jabłek i nadal nie lubię.

Ale cóż, jeśli trzeba to trzeba… co do naszych relacji podczas, jej „odpałów” nie szło jej zrozumieć po za tym dziwnym stanem prawie zawsze się z nią dogadywałam.

- Dobrze… Kto teraz? – zapytała Mad

- Może powiedz coś o Gentleleaf.

- No dobrze. Gentle bo tak ją nazywali wszyscy którzy ją znali, była kucem ziemnym o kremowym kolorze skóry, oczy miała koloru takiego lekkiego błękitu, w sumie pasował jej ten kolor ha ha. Włosy miała koloru bardzo jasnego różu, długie nieco poskręcane. Ogon miała prosty ale też najdłuższy z nas wszystkich. Czasami niechcący stawałam na nim… ale od razu przepraszałam – powiedziała Juice lekko chichocząc.

- A czym się zajmowała? Jaki miała charakter?

- Gentle była nieco nieśmiałą klaczką, miała stoicki spokój ducha, nie udało się nikomu jej zdenerwować, zawsze znalazła jakieś wytłumaczenie tej czy tamtej sytuacji, była wyrozumiała nawet bardzo… czasami nie byłam w stanie jej zrozumieć, bo dość cicho mówi, zazwyczaj jak się czegoś boi albo kogoś boi. Ale dogadać się szło przez cały czas, nie kiedy potrzebowała tez troski przyjaciół, na przykład kiedy miała doła chociaż nie zdarzało się to często. I sama się o nas troszczyła, ze wszystkich moich przyjaciół mogę śmiało powiedzieć ze ją najbardziej lubiłam za jej charakter, pozytywne nastawienie do świata który czasami potrafi być okrutny… zazwyczaj wtedy „łapała” doła ale i tak ją kochaliśmy – odrzekła śmiejąc się.

- Dobra teraz czym się zajmowała nasza Gentle. W większości zajmowała się zwierzętami, ale też nie ignorowała chorych drzew, roślin i innych chorych albo rannych stworzeń. Opiekowała się też, jak to powiem „lasem” ponieważ mieliśmy taki mały las, zrobiony przez naszych przodków, występowały tam drzewa z różnymi owocami ale tez krzewy, rośliny oraz dużo różnych zwierząt, jeden dzień w roku wybieramy się do lasu, zbierając wszelakie dobra.

Nie które z tamtych roślin były stosowane jako składnik leków, maści i innych medycznych spraw. Oczywiście opiekowała się też nami, bo czasami zachowywaliśmy się jak dzieci a raczej stadko małych klaczek, zresztą każdy z naszej paczki uważał ją za matkę. Nigdy nie odmówiła pomocy jeśli któraś z nas tego potrzebowała. Taka druga troskliwa mamusia hi hi. I tyle w zasadzie, mogę powiedzieć o naszej kochanej Gentle.

- Dobrze… Została tylko Unique i mój chłopak Redcloud, wiec pozwól że opowiem ci co nieco o Uniq.

- No dobrze opowiadaj.

- Wiec Uniq bo tak przyjaciele na nią wołali, była białym jednorożcem z pomarańczowymi oczami, włosy miała koloru jasnoniebieskiego średnie podkręcone perfekcyjnie, zrobione i ułożone, ogon miała tego samego koloru też średni podkręcony. W zasadzie, wszystko co można powiedzieć o jej wyglądzie. Pewnie znowu zadasz pytanie czym się zajmowała i tym podobne uprzedzę cie i powiem hi hi. Uniq była fryzjerką i to nie byle jaką, potrafiła zrobić z naprawdę fatalnej fryzury, coś naprawdę dobrego fajnego. Wszystko co wychodzi z pod jej ręki, było perfekcyjnie zrobione. Miała własny zakład fryzjerski w którym zawsze był ruch. Nie było dnia kiedy nie miała, nawet jednego klienta. Cóż może dlatego, że swój talent opanowała do perfekcji. Sama czasem chodziłam do niej żeby mi zrobiła porządek z włosami, bo nie ukrywam nie dbałam o włosy, chociaż czasami wzięłam grzebień do kopyta i ogarnęłam fryz, ale to się zdarzało rzadko… Co do naszych relacji z Uniq, średnio dogadywałam się z nią, ale wystarczająco żeby coś załatwić. Poza tym miała zawsze dużo roboty, wiec na imprezki zazwyczaj nie chodziła, no chyba ze to była jakaś specjalna impreza. Tyle mogę o niej powiedzieć.

- Został mi tylko mój chłopak RedCloud wiec od razu zacznę czy masz jakieś pytania?

- Raczej nie mam żadnych pytań, mów dalej – odpowiedziała spokojnie Applejack.

- No to zaczynamy. Red bo tak go nazywaliśmy i chyba każdy go tak nazywał, był wysokim ciemnoczerwonym pegazem z krótkimi brązowymi włosami i krótkim ogonem jak na chłopa przystało, oczy miał koloru ciemnożółtego w zasadzie, wszystko co można o jego wyglądzie.

- Jak się poznaliście? Ile już chodziliście ze sobą? Planowaliście zrobić rodzinę? – zapytała zaciekawiona Applejack.

- Jak się poznaliśmy? Hmm… To było tak że pracowałam jak zwykle na farmie zbierając chyba wiśnie, wszystko było normalnie do czasu kiedy nie zobaczyłam pewnego pegaza, który leciał prosto na drzewo pod którym stałam i zbierałam powoli wiśnie, bo jakoś mi się nie chciało chyba miałam taki dzień… jak przywalił w te drzewo prawie łamiąc wszystkie gałęzie, a cała zawartość drzewa na mnie spała ale nie przejęłam się tym, bardziej przejęłam się tym czerwonym pegazem który wyglądał okropnie po tej kraksie, postanowiłam jemu pomóc się podnieść chociaż było ciężko… pomogłam mu ponieważ nawet sam by nie doszedł wiec tak czy siak tego potrzebował, był trochę ciężki ale jakoś dałam rade, przyprowadzić go do naszej kliniki. Pomogłam jeszcze mu dość do Sali w której był skierowany, i odszedłam bo miałam trochę roboty jeszcze.

- Następnego dnia zobaczyłam tego czerwonego pegaza, znowu na mojej farmie ale już obandażowanego, kulejącego jeszcze trochę. Mimo ze go widziałam pracowałam dalej, ale on podszedł do mnie i powiedział:

- Dziękuje, za wczorajsza pomoc nieznajoma. – powiedział poważnie ciemnoczerwony kucyk

- To była dla mnie przyjemność, pomoc takiemu fajnemu pegazowi jak ty przy okazji potrzebowałeś jej, a ja nie zostawiam żadnego kucyka bez pomocy, jeśli ten kucyk jej potrzebuje.

- To miło z twojej strony, jeśli można spytać jak się nazywasz? – zapytał z uśmiechem na twarzy

- Jasne ze można, mam na imię FruitJuice a ty? – spytała uśmiechając się lekko

- Bardzo ładne imię, ja nazywam się RedCloud.

- Ach… dziękuje, jak tam twoje skrzydła?

- A w porządku, może pomóc ci w czymś?

- Poradzę sobie RedCloud, lepiej odpoczywaj jak chcesz, to możesz sobie usiąść gdzieś.

- Raczej nie skorzystam z twojej oferty, ale dziękuję. Jeśli mogę jutro też przyjdę.

- A przychodź kiedy będziesz chciał, przyjemnie się z tobą rozmawia, zazwyczaj z pegazami się dobrze nie dogaduje nie lubię zresztą tez... jak mam być szczera. Ale, ty mi się wyjątkowo spodobałeś.

- Cieszę się – odpowiedział z uśmiechem Red. – Jutro wpadnę do ciebie, i ci pomogę jeśli będziesz chciała.

- Dobrze, ale wątpię ze będę potrzebowała Cloud.

- No to do jutra Juice.

I poszedł powiem ci, że wpadł mi w oko nie wiem dlaczego. Noi przychodził prawie codziennie, zawsze oferował swoja pomoc mimo ze był nadal „niedysponowany” nie potrafiłam mu na tą pomoc, pozwolić dopóki nie wyzdrowieje do końca. A jakoś dwa tygodnie potem zaczęliśmy ze sobą chodzić.

- Ile chodziliśmy ze sobą? Hmm… trochę chodziliśmy, chyba gdzieś dwa trzy lata. Nic dodać nic ujać – powiedziała FruitJuice chichocząc.

- A co do zrobienia rodziny… Tak planowaliśmy zrobić rodzinę. Dwie małe klaczki chciałabym mieć… nieważne, czy to były by pegazy czy kucyki ziemne, kochałam bym je tak samo, wiesz dlaczego? Bo to były moje dzieci. Pewnie ty też byś je kochała jak matka, bo sama je zrodziłaś. Dobra… jeszcze jakieś pytania?

- Tak… Trudniejsze…

- Mów byłam w zaświatach, żadne pytanie nie jest dla mnie trudne.

- No… dobrze…. Jak znalazłaś się w zaświatach? – zapytała ściszonym głosem Applejack.

- Czyli chcesz wiedzieć jak zginęłam tak?

- Ja tego nie powiedziałam…

- Dobrze. Wiec tak… pewnego dnia Applesnack, przyszła do mnie z zaproszeniem na imprezę, no standardzik pomyślałam sobie, po tym jeszcze dodała, że to będzie największa impreza jaką organizowała. No ok… będzie zabawa chociaż… jak bym wiedziała, że to tak się skończy pewnie bym nie poszła, ale cóż szli wszyscy moi przyjaciele jeszcze chłopak mnie namawiał do pójścia no to się zgodziłam. Skończyłam prace w której pomagał mi Red, we dwójkę zawsze szybciej szło. O osiemnastej poszliśmy do Applesnack spotkaliśmy się wszyscy, i zaprowadziła nas do jakiegoś drewnianego budynku w którym było dużo kucyków widać to była na serio duża impreza, było fajnie do pewnego fatalnego zdarzenia. Doszło do niego kiedy była już godzina dwudziesta druga, a polegał na tym ze dzieci nie chcący rozbiły lampion który ciągle się palił w efekcie, podpaliło się łatwopalne podłoże i wybuchł pożar, nie patrząc na własne życie zaczęłam ewakuować wszystkich z palącego się budynku, przyjaciele nie chcieli wybiec bezemnie, ale powiedziałem ze mogą zginąć jeśli nie wybiegną zaraz, wybiegli ale krzyczeli żebym wybiegała stamtąd, ja patrzyłam czy nikogo już niema, zauważyłam malutkiego pegaza kulącego koło okna szybko podbiegłam, i go wyrzuciłam na zewnątrz… Niestety belka podtrzymująca jedna ze ścian niewytrzymała i spadła prosto na mnie przygniatając mnie… wiedziałam że już zaraz umrę, popatrzyłam się ostatni raz na przyjaciół, potem położyłam głowę na ziemi czekając na koniec swojego życia, RedCloud podleciał do mnie i próbował mnie wydostać mówiłam mu żeby ratował swoje życie, nie słuchał mnie próbował za wszelka cenę mnie uratować, i za to go kochałam i nadal kocham, prawie mu się udało ale tez dostał belka… pożegnałam się z przyjaciółmi którzy tez próbowali mi pomoc, ale nie wyszło im nie winie ich za to. Uratowałam bardzo dużo istnień warto było, nawet jak to przypłaciłem życiem. Kto wie może spotkam Reda w tym życiu?

Applejack milczała przez jakieś parę minut. Ale w końcu się otrząsnęła i powiedziała, pełna podziwu postawą AppleMadness.

-Bardzo szlachetnie postąpiłaś. Pewnie ja bym tak też zrobiła, byle ratować moich przyjaciół i siostrę oraz inne kucyki. Ale… niebyło ci szkoda innych? Jaki ból im sprawiłaś swoja śmiercią?

- Jasne, że było mi ich szkoda… ale lepiej poświęcić własne życie, i uratować bardzo dużo innych żyć niż tylko swoje i ewentualnie przyjaciół, pozwól ze przytoczę cytat „ Bohater umiera tylko raz, a tchórz wiele razy” widziałam też, rozpacz moich przyjaciół w zaświatach ale co mogłam zrobić? Najwyżej ich ostrzec przed niebezpieczeństwem, i tak niedługo po mnie dołączyła się do mnie Nimbus za szybko leciała i przywaliła w drzewo. Nie odratowali jej w klinice… cieszyłam się trochę ze ktoś jest ze mną, prócz RedClouda ale też smuciłam widząc, jak stara ekipa się wykrusza. Applesnack nie robiła już imprez winiła siebie, za moja śmierć. Następną która dołączyła do mnie i nimbuski była, Gentle bezemnie i Nima załapała wielka depresje, i chodziła w różne strome miejsca twierdziła ze to jej pomaga. Któregoś razu poślizgnęła się i spadła… Reszta pewnie dalej żyje w FillyDelphi.

- D… dobra… niemam wiecej pytań… - odpowiedziała przybita cała tą wiedza Applejack.

- Tylko mi tu nie płacz… było minęło nadal twierdze, że było warto poświecić własne życie żeby ratować innych.

- N… nie będę…. Jak chcesz możemy odwiedzić, twoje rodzinne miasto. Żeby Applesnack nie winiła się za twoja śmierć bo coś sadze nadal to robi. Na pewno reszta twoich przyjaciół by się ucieszyła na widok ciebie żyjącej.

- Nie mogłam ci tego zaproponować, ale skoro sama tego chcesz, tylko jedno pytanie… jak tam chcesz się dostać?

- Moja przyjaciółka Pinkie Pie, ma balon możemy pożyczyć na czas podróży.

- Było by miło, zobaczyć te stare twarze znajomych mi osób.

- To ustalone niedługo lecimy do FillyDelphi

- Poza tym „Szef” nie pozwolił ci umrzeć. A dlaczego? bo twój akt samobójstwa, był zbędny twoja siostra przeżyła a ty miałaś już wbity sztylet tak głęboko, że bez interwencji „szefa” nie przeżyłabyś plus zesłał mnie żebym cie pilnowała, mi to nie leżało na kopytku bo musiałam zostawić Nimbuske,Gentle i Mojego Reda, ale co zrobić i przepraszam cie, że zraniłam Rainbow Dash… byłam bardzo wkurzona na to, że musiałam się rozstać z przyjaciółmi.

Ale muszę cie uprzedzić ze z Twilight muszę wyrównać rachunki, ale jej nie zabije po „zabawie” zaopiekuje się nią trochę, wiesz opatrzę zatamuje krwawienie, i tak dalej po prostu ostrzegałam ją, nie posłuchała musi za to zapłacić, chociaż zwykle nie jestem mściwa… - odpowiedziała z lekką powagą

- …Jeśli musisz… ale potraktuj ją łagodnie…

- Spokojnie, nie zrobię jej takiej wielkiej krzywdy, oczywiście przez jakiś czas będzie myślała ze nie ma rogu, ale cóż dla jednorożców preferuje zabawy umysłowe i lekkie rany cielesne.

- Jestem kucykiem ziemnym, wiec jak niby będziesz bawić się umysłem Twi?

- Mam swoje sposoby Jack. Reszty twoich przyjaciół nie ruszę. Plus będę próbowała, przywrócić Rainbow do stanu normalnego chociaż na razie ucieka przed tobą, wiec nic nie zrobię.

- Doobra… Zrób co musisz i będzie dobrze. Mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie? – spytała lekko zdołowana Applejack.

- Pytaj.

- Mogę ci mówić po twoim prawdziwym imieniu?

- Nie mam nic przeciwko, chociaż jeśli coś się dzieje poważniejszego, to mów AppleMadness dobrze?

- Dobrze FruitJuice.

- Coś jeszcze bo przez te opowiadanie, strasznie… *ziewanie* chce mi się spać.

- Nie to wszystko, słodkich snów Juice.

- A dziękuje Applejack.

Po tym FruitJuice(Madness) przestała się odzywać, prawdopodobnie usnęła po chwili.

„Całkiem niezłe życie miała Madness” – pomyślała Jack wstawajac i wychodząc z sadu, ponieważ trochę ta opowieść im zajęła czasu była już godzina piętnasta

- Czas do domu… głodna jestem już – mruknęła sobie pod nosem pomarańczowa klacz.

Po chwili była już w środku, jedząc spokojnie obiad oraz myśląc, co by tu porobić przez resztę czasu. Moment potem postanowiła się spotkać z Fluttershy, ponieważ potrzebowała spokojniejszej osoby do rozmowy, chciała też spróbować złapać Rainbow Dash która już nie uciekała na sam widok, ale wystarczył jeden zły ruch kopytkiem i znowu panikowała i uciekała gdzie popadnie…

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny rozdział. Wyjaśniło się, czemu akurat Fruit trafiła do ciała AJ - za to mega duże dopasowanie xd No i wyszło, że jest bohaterką - poświęciła się, by uratować innych. A, i jej tekst o założeniu rodziny -jak dla mnie, najlepszy fragment rozdziału.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten...zapomniałem większość tego co miałem napisać. AJ i Twilight wydają się dziwne. Jedna obraża drugą i AJ chce patrzeć na cierpienie Twi. To do niej niepodobne (ale powiedziałeś, że to wyjaśnisz :3) Nie wiem który człowiek wytrzymałby 2 lata (podobno 2 lata temu umarła FJ) zadręczania się. Psychiatryk or śmierć. A tu proszę...też to wyjaśniałeś. Dalej obyło się bez większych przemyśleń. To czytanie na siłę, ho ho ho... A potem myślałem, że Snack umarła a FJ przejmie kontrolę nad AJ i wymorduje wszystkich, albo coś w tym stylu. Ha ha. I mnie zaskoczyłeś, wszystko się ładnie skończyło. Gdzieś tam ucięło ci kawałek zdania, brakowało polskich znaków, ale to mało istotne (poza tym brakującym zdaniem. Tylko nie mogę znaleźć gdzie to było. zaczynało się na 'Po' i dalej nic. Inna sytuacja.). I zastanawiam się nad FJ. Aż tak polubiła AJ, że nie chciała mieć jej ciała na własność i żyć z rodziną? I na początku chciała je pozabijać, a teraz jest taka...dobra(?) Za to z AJ dzieje się coś złego. Resztę przemyśleń na jej temat jeszcze tworzę. Sugestie? Mniej potocznego języka. Mnie to wybija z klimatu, o ile nie jest jego częścią jak np. w książkach o Jakubie Wędrowyczu. Gl&hf, twórz dalej, osobiście mi się podoba, choć nie widzę w tym ani grimu, ani darku xD Ale po Komie jakoś mnie to mniej bawi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
  • 3 weeks later...

Doczekałem się !!! Na reszcie !!! Dziękować mam co czytać w nocy i to nie byle co ! Jutro z największą chęcią podam opinie :) EDIT: Oki doki loki, a więc rzeczywiście w tej części jest nutka grindarka (spokojnie to nie cupcakes) i powiem, że fabuła dalej się trzyma, wszystko jest dalej jak było. Po prostu klimat apple zostaje, a ja czekam na następne części :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Hmm... Fabuła nie jest zła, jednak opowiadanie powinno być albo poddane MOCNEJ korekcie, albo w ogóle napisane od nowa nieco bardziej czytelnym językiem. Miliard powtórzeń, słaba interpunkcja, głupie "niejasności"...(np. Skąd w pierwszym rozdziale AJ wzięła ten sztylet?!)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...
  • 2 years later...
×
×
  • Utwórz nowe...